Zagubione Serce 6 10


ROZDZIAŁ VI


9 lutego, 2004: poniedziałek

Harry musiał przeczytać faks dwa razy.

Harry Potter, jako agent dochodzeniowy Biura Śledczego przy Ministerstwie Magii, otrzymuje pozwolenie na użycie wszelkich koniecznych środków (włącznie z siłą fizyczną, niepowodujcą trwałych obrażeń ciała) niezbędnych do ochrony życia oraz przetransportowania do Wielkiej Brytanii podejrzanego o sympatyzowanie ze śmierciożercami, byłego aurora, Draco Malfoya. Po dotarciu na miejsce pan Malfoy zostanie zatrzymany do dyspozycji ministerstwa. Wtedy też wygasną przyznane mu uprawnienia.

Potwierdzone 9 lutego 2004 przez:
Arnolda Bassa
Dyrektora Biura Śledczego
Zaakceptowane przez:
Typhebusa Fallina
Ministra Magii

„Niech to szlag trafi”, pomyślał. Sprawa była poważna. Chcieli Malfoya z powrotem i dali Harry'emu w tej kwestii carte blanche. Od tej chwili Draco nie miał żadnych praw, oprócz tych, które Harry sam będzie chciał mu przyznać.
Włożył faks do całkiem już pękatej teczki, którą trzymał w plecaku i zastanowił się, co, do diabła, ma napisać w sprawozdaniu. Hermiona obudziła go o szóstej rano, dzwoniąc, aby przypomnieć, że muszą dostać raport do północy czasu uniwersalnego.
Powiedział jej, że nie da rady tak szybko. Naprawdę nie posiadał jeszcze dostatecznej ilości informacji, aby przedstawić spójny obraz sytuacji.
Rozmawiałam z biurem Bassa dzisiaj rano, Harry. Chcą mieć to z głowy do piątku.
Harry prawie upuścił telefon.
— Do piątku?! Żartujesz!
Chciałabym. Zarezerwowałam świstoklik do Londynu dla ciebie i Malfoya na czwartek w południe waszego czasu. Aurorzy będą już czekać i wezmą go pod ochronę.
Harry nie zdołał powstrzymać śmiechu.
— Hermiona, on się nie zgodzi.
On wcale nie musi się zgadzać. — Przyjaciółka westchnęła i Harry prawie zobaczył tworzącą się między jej brwiami zmarszczkę. — Właśnie wysłałam ci faks. Zrozumiesz, gdy go przeczytasz.
Więc przeczytał. Musiał jakoś dostarczyć Malfoya do stacji świstoklików w centrum miasta, przetransportować ich do Nowego Jorku, potem do Londynu, a na końcu stać i patrzeć bezsilnie, jak Draco zostaje zatrzymany i zabrany przez pracowników ministerstwa. Zamknął oczy, aby wyjść naprzeciw bólowi głowy, który był pewien, że nadejdzie lada chwila.
Nie mogę tego zrobić, pomyślał. To oznaczałoby zdradzenie Malfoya w najgorszy możliwy sposób. Nawet zanim go poznał, Harry nie był pewien, czy potrafiłby zrobić coś takiego. To z kolei ponownie przypomniało mu, dlaczego po wojnie nie był w stanie działać jako aktywny auror. Teraz również nie był do tego zdolny. Nie miał nawet pewności, czy w ogóle pasował do ministerstwa, skoro traktowało ludzi w taki sposób.
Pracował nad sprawozdaniem przez następne dwie godziny, opisując szczegóły dni i nocy spędzonych z Malfoyem. Ominął najbardziej osobiste zdarzenia, ale był zupełnie szczery na temat rozwijającej się między nimi przyjaźni i tego, jak bardzo starał się zyskać zaufanie Malfoya. Napisał, iż uważa, że jest bliski sukcesu, ale potrzebuje więcej czasu.
Zapełnił w ten sposób dwie strony drobnym pismem, a wszystko to stanowiło wstęp do właściwej prośby. Dobrze, być może żądanie byłoby tu odpowiedniejszym słowem. Sięgnął po trzecią kartkę i zaczął:

Dyrektorze Bass,
w wyniku tego, czego dowiedziałem się w ciągu ostatniego tygodnia, nie mogę z czystym sumieniem oddać Draco Malfoya w ręce Ministerstwa Magii. Proszę o:
1) wydłużenie czasu trwania mojego zadania do dwóch tygodni;
2) zapewnienie mnie, że gdy pan Malfoy znajdzie się pod opieką urzędników, zachowa wszelkie prawa i przywileje należne brytyjskiemu obywatelowi i aurorowi z jego rangą;
3) pan Malfoy zostanie poinformowany o wszystkim, czego dowiedział się wywiad na temat jego pracy i życia osobistego w Nowym Jorku.
Jeśli prośby te (lub rozsądny kompromis) nie zostaną spełnione, nie będę miał innego wyjścia poza rezygnacją z pracy w ministerstwie.

Z wyrazami szacunku,
Harry J. Potter
Asystent Dyrektora Wydziału do Spraw Nadzwyczajnych
Dochodzeniowe Biuro Śledcze

Przed podpisaniem, Harry przeczytał list kilka razy. Nie był nawet pewien, dlaczego pomyślał o rezygnacji, ale gdy tylko wpadło mu to do głowy, poczuł, że postępuje właściwie. W ciągu ostatnich dni stawał się coraz bardziej świadomy tego, jak bardzo nienawidzi swojej pracy. Naprawdę nie miał wiele do stracenia.
Usiadł i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w papiery w swojej ręce, po czym rzucił na nie zaklęcie szyfrujące i zszedł na dół, żeby nadać faks. Dziesięć minut później, roztrzęsiony, wrócił do pokoju. Czy naprawdę zagroził dyrektorowi i prawdopodobnie zaprzepaścił własną karierę? I wszystko to dla dobra Draco Malfoya? No dobrze, tak naprawdę nie tylko dla niego.
Odszyfrował każdą stronę swojego raportu, aby przeczytać go po raz kolejny, a potem schował go do teczki. Zamarł na moment nad zakodowaną stroną ze swoim ultimatum. W sposobie, w jaki trzymał zarówno kartkę, jak i różdżkę, było coś daleko zbyt znajomego. I to, jak się teraz czuł, jak gdyby przeżywał déjà vu — pobudzało wspomnienia, których nie mógł do końca dosięgnąć. Schował list, nagle zaniepokojony.

***

W poniedziałkowe południe kawiarnia „U Jumpinsa” była prawie pusta. Kiedy Harry wszedł do środka, Malfoy uśmiechnął się. Wyglądał, jakby ulżyło mu, że go widzi.
Harry zajął swoje tradycyjne miejsce, w odległym kącie pomieszczenia, z egzemplarzem San Francisco Chronicle w rękach. Draco podszedł kilka minut później i położył przed nim półlitrową szklankę kawy oraz mały talerz z mufinkami.
— Jak obiecałem, podwójne latte z bitą śmietaną — powiedział. — Mufinki z jagodami są dzisiaj wyjątkowo dobre. Wiem, że bardziej lubisz te z żurawiną, ale wszystkie już sprzedaliśmy.
Harry uśmiechnął się do niego, a Malfoy, zanim wrócił za ladę, puścił mu oczko. Rossie musiała zrobić jakąś uwagę, bo kiedy Draco do niej podszedł, roześmiał się i zarumienił, po czym ponownie spojrzał nieśmiało na Harry'ego. Potter poczuł lekki dreszcz w dole brzucha, taki sam, jak wtedy, gdy przypominał sobie sposób, w jaki Malfoy pocałował go w taksówce zeszłej nocy. Dzisiejszego ranka myślał o tym już kilkakrotnie.
Za każdym razem ogarniał go okropny niepokój, gdy uświadamiał sobie, co ma zrobić za trzy dni. Wpatrywał się w swoją kawę, próbując nie panikować.
Czy powinien posadzić Malfoya naprzeciwko siebie i uczciwie wszystko wyjaśnić? Problem w tym, że od samego początku nie był wobec niego uczciwy, a Draco mu nie ufał. Usprawiedliwienie, iż miał ku temu dobry powód, prawdopodobnie nie poprawiłoby sytuacji. Do tego sam nie do końca ufał Ślizgonowi. Malfoy ciągle posiadał sporo tajemnic, więc dlaczego Harry miał być tym gorszym?
Poza tym, trzymał się nadziei, że Bass da mu więcej czasu. W ciągu kilku tygodni mógłby poznać Draco lepiej i stopniowo wprowadzać go w temat. Zasłużyć na zaufanie.
I być może zasłużyć także na jego sympatię. Zamknął oczy i westchnął. Chciał tego bardziej, niż był w stanie sam przed sobą przyznać.
Z tak małą ilością klientów Malfoy nie miał zbyt dużo pracy, więc dość często podchodził do stolika Harry'ego. Po kilku szklankach Potter musiał przestawić się na kawę bezkofeinową, inaczej nie zasnąłby przez trzy kolejne noce. Gdy poprosił o cukier, Malfoy przyniósł mu kilka paczuszek sztucznego słodziku.
— Uważasz, że jestem za gruby? — zapytał zaczepnym tonem.
Malfoy roześmiał się.
— Jesz za dużo cukru, to wszystko. To niezbyt zdrowe.
— I mówi to facet, który upijał się każdej nocy przez ostatni tydzień — parsknął Potter.
Ślizgon wzruszył ramionami.
— Ale teraz nie rozmawiamy o mnie, prawda, Harry?
— Nigdy nie rozmawiamy o tobie — odpowiedział Potter, wsypując słodzik do kawy.
Malfoy jedynie uśmiechnął się i wrócił do swoich obowiązków.

Harry kończył właśnie czytać część redakcyjną gazety, gdy ktoś pocałował go w policzek. Uniósł wzrok i zobaczył uśmiechającego się Colby'ego.
— Tak myślałem, że cię tu zastanę — powiedział mężczyzna i usiadł naprzeciwko.
— Ee... cześć. — Harry zająknął się z zaskoczenia. — Co tu robisz?
— Szukałem cię. Mam teraz przerwę.
— Och. — Potter nie miał pojęcia, co jeszcze mógłby powiedzieć.
Uśmiech Colby'ego trochę osłabł.
— Więc, co się wydarzyło zeszłej nocy? — Widząc zdezorientowany wyraz twarzy Harry'ego, zupełnie przestał się uśmiechać. — Obiecałeś, że zaraz będziesz z powrotem, ale nie wróciłeś.
— O cholera — jęknął Potter, czując mocne ukłucie winy. Po tym, jak spotkał Malfoya w zaułku, zupełnie zapomniał o Colbym. — Przepraszam, ja... — Zmrużył oczy, próbując osądzić, czy jego rozmówca jest rozgniewany, zraniony, czy rozczarowany.
— Założyłem, że znalazłeś Dereka. — Mężczyzna westchnął, patrząc na swoje splecione dłonie. — W porządku, wiem. Wcale nie oczekuję... — Wzruszył ramionami i wstał.
Harry poczuł się strasznie winny. Colby był sympatyczny i naprawdę łatwo było go polubić. No i dwa razy uprawiali seks, co było czymś najbardziej zbliżonym do związku, co Harry miał od czasu rozwodu. Zamknął oczy. „W co on się wpakował?” — Bardzo przepraszam.
— Nie, nie trzeba. Rozumiem — odpowiedział Colby. Harry spojrzał na niego i zobaczył, że uśmiech powoli wraca na jego twarz. — Jeśli chcesz, możesz się dzisiaj odwdzięczyć.
— Jak?
Colby wyciągnął rękę nad stołem i ujął dłoń Harry'ego.
— Zabierz mnie gdzieś wieczorem. — Wyraz twarzy mężczyzny był tak poważny, że Harry poczuł się jeszcze gorzej.
— Dzisiaj nie może — przerwał im Malfoy, stawiając przed Colbym szklankę z kawą i dosiadając się do ich stolika. — Mamy wieczór filmowy, pamiętasz?
— Nie mieliśmy wieczoru filmowego od miesiąca — odpowiedział Colby, marszcząc czoło.
— Ale dzisiaj mamy — upierał się Malfoy. Przez chwilę obaj wpatrywali się siebie, po czym Colby odwrócił wzrok. — W poniedziałki zamawiamy pizzę i oglądamy filmy — wyjaśnił Ślizgon, zwracając się do Pottera.
— Chodzicie do kina? — zapytał Harry.
— Nie, oglądamy je w moim mieszkaniu. — Malfoy oderwał kawałek mufinki Harry'ego, zjadł go i oblizał palce.
— Tak, Derek ma świetny sprzęt — powiedział Colby. — Sześćdziesięcioośmio calową, szerokoekranową plazmę, dźwięk dolby surround w wersji sześć dwa, głośniki Bowers&Wilkins...
Potter zastanawiał się, dlaczego Colby czuje potrzebę opisywania mieszkania Malfoya z takimi szczegółami. Przecież spędził tam już sporo czasu.
— Brzmi naprawdę ciekawie — powiedział z uśmiechem.
Po jego słowach zapadła cisza. Napięcie między Colbym a Malfoyem stało się wręcz namacalne. Sądząc, że najlepszym wyjściem będzie zostawienie ich samych, Harry przeprosił i wstał od stolika. Gdy wrócił z toalety, obaj mężczyźni rozmawiali cichymi głosami.
Rozejrzał się dyskretnie wokół i skupił na słuchaniu.
— Jesteś zazdrosny? — zapytał Colby, sącząc kawę.
— O ciebie? — odciął się Malfoy. — Nie za bardzo.
— Myślisz, że możesz robić ze mnie idiotę?
— Jakby to było coś trudnego — parsknął Ślizgon, na co Colby zmrużył oczy. — Harry przyleciał z Anglii, aby odwiedzić mnie. To, że zdecydował się od czasu do czasu cię przelecieć nie zmienia faktu, że jest moim przyjacielem. Nie łudź się, że między wami wydarzy się coś więcej.
— Cokolwiek wydarzy się między mną i nim, to nie twój pieprzony interes, Derek.
Jakaś kobieta, idąca z toalety, minęła Harry'ego. Obaj mężczyźni przy stoliku unieśli głowy i patrzyli, jak się zbliża. Malfoy wstał, posyłając Colby'emu lodowaty grymas. Potter wybrał ten moment, aby wyjść zza rogu i podszedł do nich z rękami w kieszeniach. Uśmiechnął się do obu, po czym Malfoy wrócił za ladę.
Kiedy się zbliżył, Colby natychmiast podniósł się z miejsca.
— Słuchaj, kończę pracę koło piątej. Masz ochotę wyskoczyć na drinka, zanim pójdziemy do Dereka?
— Ja... tak, jasne — odpowiedział. Wyraz twarzy Colby'ego rozjaśnił się tak bardzo, iż Harry wystraszył się, czy nie popełnił kolejnego błędu.
— Więc przyjdę pod hotel o piątej — dodał Colby, po czym wychylił się i dał mu szybkiego całusa. Potter obserwował, jak odchodzi, czując się zarówno schlebiony, jak i spanikowany. Nie miał zamiaru dawać mężczyźnie fałszywych nadziei. Naprawdę go lubił, ale między nimi nie było nic poza seksem. Z westchnieniem usiadł na swoim krześle.
— Dasz radę przyjść koło ósmej? — zapytał Malfoy, stawiając przed nim kolejną kawę.
— Tak, oczywiście — odpowiedział. Ślizgon patrzył na niego z tak dziwną miną, że musiał odwrócić wzrok.
— Harry... — Malfoy usiadł obok. — Colby tak naprawdę nie jest...
— Kim nie jest?
— Nie znasz go i nie sądzę, że powinieneś... wiązać się z nim.
— Nie mogę uwierzyć, że dajesz mi takie rady — parsknął Harry.
— Mówię tylko, że on nie jest dla ciebie... odpowiedni. — Wydawało się, że wypowiedzenie tych słów było dla Malfoya bolesne.
— To nieuczciwe z twojej strony. On przynajmniej mnie od siebie nie odpycha.
— Pewnie, że nie. Założę się, że nachyliłby się dla ciebie, kiedykolwiek byś zechciał — odciął się Malfoy.
Harry przez chwilę patrzył mu w twarz.
— A ty nie robisz tego dla wszystkich innych? — Draco zacisnął zęby, ale Harry nie miał zamiaru kończyć. — Szczerze, Malfoy, czy nie to właśnie nazywamy hipokryzją?
— Zamknij się, Potter.
— Ale przecież to prawda. Możesz pieprzyć każdego, ale nie będziesz pieprzył mnie.
Malfoy schował twarz w dłoniach.
— Proszę, przestań. — Jego głos był słaby i zmęczony.
Harry rozejrzał się po kawiarni i zobaczył, że niewielka ilość obecnych w niej klientów wygląda na całkiem zainteresowanych ich rozmową.
— Przepraszam — westchnął. — Jestem po prostu trochę sfrustrowany.
Malfoy uniósł wzrok i przyjrzał się Harry'emu badawczo.
— Nie obchodzi mnie, czy pierdolisz się z połową mężczyzn w tym mieście, Potter. Faktycznie cię do tego zachęcam. Ale sprawa z Colbym jest... skomplikowana. Nie sądzę, że powinieneś się angażować.
Harry spróbował się uśmiechnąć, ale mu się nie udało.
— Proponujesz mi alternatywę? — Malfoy zagryzł dolną wargę, ale nic nie powiedział. Półuśmiech Harry'ego osłabł. — Tak myślałem. — Wstał, wyjął z portfela kilka banknotów i rzucił je na blat. — Za kawę. Zobaczymy się wieczorem.
Wychodząc z kawiarni, spojrzał przez ramię i zobaczył, że Malfoy ciągle siedzi przy stoliku, wpatrując się swoje dłonie.

***

W hotelu czekała na niego wiadomość.
— Znowu od pana matki — powiedział mu siedzący w recepcji mężczyzna, kiedy Harry wszedł do holu. Wręczył mu kawałek papieru, na którym zanotowano, że jutro o szóstej rano ma się spodziewać ważnej rozmowy telefonicznej.
Westchnął i poszedł do swojego pokoju.
W Londynie była teraz północ, ale Hermiona zwykle nie spała o tej godzinie. Wykręcił jej numer i usiadł na łóżku. Był niemal pewien, że owa ważna rozmowa będzie odnosić się do wysłanych przez niego wcześniej faksem żądań. Jakieś wcześniejsze ostrzeżenie byłoby bardzo pomocne.
Dopiero po piątym sygnale ktoś odebrał. I nie była to Hermiona.
— Przepraszam — powiedział Potter. — Musiałem wykręcić zły numer.
Harry? To ty?
Jego serce na chwilę przestało bić. Otworzył usta, ale wydobywający się z nich głos był czymś tylko odrobinę głośniejszym niż pisk.
— Cho?
Tak. Jestem tu, żeby zająć się kotem, bo Hermiona i dzieci są dzisiaj w Norze — odpowiedziała. Brzmiała, jak gdyby właśnie ją obudził. — Wrócą jutro.
— O cholera - jęknął. Nora. Zupełnie zapomniał. — Chciałem złapać ją, zanim wyjdzie, bo... Molly ciągle nie ma telefonu... źle obliczyłem różnicę czasu... — Skulił ramiona, czując się bardzo źle, kłamiąc tylko dlatego, iż zapomniał o rocznicy.
Nie, naprawdę nic się nie stało — zapewniła go Cho. Usłyszał coś jak ziewnięcie, a potem mówiła dalej: — Jestem pewna, że wszystkim będzie ciebie brakowało.
— Dlaczego ty nie poszłaś? — zapytał. Nie rozmawiał z nią od miesięcy i robienie tego teraz wydawało mu się surrealistyczne.
Uznałam, że bez ciebie to nie będzie odpowiednie. Nie wiem. Poza tym nigdy nie poznałam Rona zbyt dobrze. Nie chciałam, aby ktoś poczuł się niewygodnie.
— Rozumiem — powiedział Harry, bo nie wiedział, co jeszcze mógłby dodać. Prawdopodobnie tak było lepiej. Molly wciąż nie wybaczyła Cho zdrady, choć wielokrotnie zapewniał ją, iż on sam już sobie z tym poradził. — Jak się masz? — zapytał.
Świetnie — odparła. — A ty?
— W porządku. — Rozmowa wcale nie była taka trudna.
Hermiona wspomniała, że jesteś w San Francisco w sprawach zawodowych.
— Tak, to całkiem przyjemne. — Nie chciał się wdawać w szczegóły, nie wiedząc co Hermiona powiedziała Cho.
Aaron był w San Francisco. Powiedział, że naprawdę wspaniale się tam bawił.
Harry przełknął tworząca mu się w gardle bryłę.
— Co słychać u Aarona?
Wszystko dobrze. Uwielbia uczyć w Cambridge.
Nastąpiła chwila niewygodnej ciszy. Harry łamał sobie głowę, zastanawiając się, co jeszcze mógłby powiedzieć. Coś poza: „Nadal uwielbia pieprzyć cię przebraną za pielęgniarkę?”
— Cieszę się — odparł wreszcie, krzywiąc się z powodu napływających wspomnień. Niestety, obraz został już wypalony w jego głowie. Nie co dzień zdarza się człowiekowi przyjść z pracy wcześniej i zastać żonę bawiącą się w doktora ze swoim szefem. Stojącą nad nim okrakiem, w ich własnej sypialni...
Dobrze, muszę wstać wcześnie. Powiem Hermionie, że dzwoniłeś.
— Jasne. Przepraszam, że ci przeszkodziłem. — Harry zamknął oczy i westchnął.
Wyślij mi sowę, gdy wrócisz do Londynu, dobrze? Powinniśmy zjeść kiedyś razem obiad.
— Pewnie — odpowiedział. — Dobranoc.
Odłożył słuchawkę i położył się na łóżku, czując ogromny smutek. Zapomniał już, w jaki nastrój wprawiała go rozmowa z nią. Zapomniał, jak zraniony był, gdy ich małżeństwo się rozpadło i jak czuł, że prawdopodobnie nikt inny już go nie pokocha, skoro ona przestała.
W ciągu ostatnich kilku lat był bardzo odrętwiały, a kilka spędzonych tu dni przyniosło mu więcej uczuć, myśli i wspomnień, niż doświadczył od dłuższego czasu. Zapomniał nawet o wysłaniu sowy do Molly. Oczywiście Hermiona z pewnością go usprawiedliwi, ale był tam każdego roku od śmierci Rona. On, Hermiona, Cho, Ginny, Fred i Bill. Poszliby na cmentarz, a potem wszyscy siedzieliby do późna, rozmawiali, płakali i śmiali się. Molly położyłaby bliźnięta do łóżka, więc Hermiona mogłaby się odprężyć i piliby gorące kakao, siedząc wokół kominka.
Weasleyowie byli dla niego kimś najbardziej zbliżonym do rodziny. Nagle boleśnie za nimi zatęsknił.

***

Ponownie wędrował hogwarckim korytarzem, ale tym razem było jakoś inaczej: wiedział, gdzie jest. W tym śnie zawsze szedł bez celu, ale teraz rozejrzał się wokół i stwierdził, że jest na drodze do lochów. Świadomość ta sprawiła, że przebiegł go lekki dreszczyk podekscytowania. Te wizje wcześniej tak bardzo go niepokoiły, ale dzisiaj...
Wyszedł zza rogu i zobaczył siedzącego na podłodze Rona.
— Przykro mi — powiedział przyjaciel, patrząc na niego.
— Mnie nie. — Spróbował się uśmiechnąć, ale stwierdził, że nie jest w stanie.
Ron wyciągnął rękę i Harry po nią sięgnął. Rozwarł zaciśniętą pięść i zauważył, że coś na niej leży.
— Jesteś pewien? — zapytał Ron.

***

Telefon zadzwonił o pół do szóstej, brutalnie wyrywając Harry'ego z drzemki. Nie wiedział nawet, kiedy w nią zapadł. Podniósł się powoli i wziął do ręki słuchawkę.
Ma pan gościa. Czeka w holu — usłyszał. Colby.
— Racja, przepraszam. Proszę mu powiedzieć, że zaraz zejdę.
Odłożył słuchawkę i przeciągnął się. Senność w jego umyśle zaczęła zanikać powoli niczym smugi dymu, których nie mógł złapać palcami. Wcześniej nigdy nie wydawało się istotne, aby przypominać sobie szczegóły, a gdy teraz chciał to zrobić, okazało się to trudne.
Potrząsnął głową, aby się przebudzić, po czym poszedł do łazienki umyć zęby i doprowadzić włosy do czegoś, co nadawałoby się do publicznego pokazania. Gdy przyglądał się swojej twarzy w lustrze, przyszło mu do głowy, że idzie na coś w rodzaju randki. Uśmiechnął się sam do siebie.
— Właściwie, Cho, w San Francisco spędzam czas wręcz fantastycznie — powiedział do lustra. — Gdybyś tylko wiedziała. Mrugnął do swojego odbicia, po czym wyszedł z pokoju, uprzednio upewniając się, że schował różdżkę do kurtki.
Colby siedział w fotelu w holu, obok drzwi wyjściowych i przerzucał strony jakiejś gazety. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył zbliżającego się Harry'ego.
— Cześć — powiedział Potter i pochylił się, aby pocałować go na powitanie. — Gdzie idziemy?
— Przy tej ulicy jest niewielki bar — odparł Colby, wstając. — Po drodze do mieszkania Dereka. — Kiedy wychodzili, kierownik hotelu puścił im oczko i Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Poszli w dół Castro do miejsca, które Potter zauważył już wcześniej, gdy tędy przechodził. Był to lokal nazwany po prostu „Bar”, który zawsze wydawał mu się przepełniony. Gdy weszli do środka, Harry na moment poczuł się ogłuszony. Wewnątrz przebywało wielu mężczyzn, w większości młodych i dobrze ubranych - do głowy przyszło mu określenie „ciacha”.
Ubrany na czarno, elegancko wyglądający brunet potrącił Harry'ego, kiedy się mijali. Harry już miał przeprosić, ale zamiast tego uśmiechnął się i zaczął mu się przyglądać. Facet wyglądał naprawdę gorąco i patrzył tak, jak gdyby chciał go zjeść na obiad. Colby uszczypnął Harry'ego w ramię, spiorunował mężczyznę wzrokiem i ruszył w głąb pomieszczenia. Potter, niezdolny się powstrzymać, wyszczerzył się w jego kierunku.
— Ty i Derek — westchnął Colby, potrząsając głową. — Być może naprawdę, naprawdę jesteście siebie warci.
— Och, nie bądź taki — odpowiedział Harry, obejmując go. — Wiesz, nie jestem przyzwyczajony do takich spojrzeń.
— Dlaczego? Nie masz w Anglii chłopaka?
— Ee... nie — mruknął, ciągnąc Colby'ego do pustego stolika.
Trafili akurat na Szczęśliwą Godzinę*, więc zamówili martini za pół ceny i z uwagą lustrowali otoczenie. Jak się okazało, mieli zupełnie różne gusta.
— Tamten. — Harry wskazał chłopca z zafarbowanymi na zielno kosmykami włosów. — Jest uroczy.
— Za chudy — odpowiedział Colby, marszcząc nos. Gest ten wydał się Harry'emu dziwnie ujmujący. — Potrzebuję mężczyzny, wiesz, takiego jak... — Rozejrzał się wokół. — Ten. Czarne dżinsy, koński ogon...
Potter otworzył szeroko oczy.
— Nie, nie, on wygląda trochę przerażająco.
Colby wypił resztkę swojego wina.
— Być może to właśnie lubię w facetach.
— W takim razie nie mam bladego pojęcia, co widzisz we mnie — odciął się Harry. Colby otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Potter zastanawiał się, czy nie zainsynuował zbyt dużo. — Ja, w każdym razie, chyba nie chciałbym kogoś większego od siebie — dodał.
— Wiesz, pod tym względem raczej nie musisz się martwić — zażartował Colby, patrząc sugestywnie na krok Harry'ego.
Potter zarumienił się, choć w łagodnym, czerwonym świetle lokalu, trudno byłoby to z całą pewnością stwierdzić.
— Nie o to mi chodziło — powiedział.
Colby zasygnalizował kelnerowi, aby przyniósł im drugą kolejkę i spojrzał na swojego rozmówce.
— Myślę, że lubisz chłopców, którzy przypominają dziewczyny — odezwał się po chwili.
Harry prawie udławił się swoim martini.
— Słucham?
— Tak mi się wydaje. Derek to dobry przykład. Nie jest specjalnie typem macho, prawda?
— Ja... — Harry zamrugał, uświadamiając sobie, że to prawda. Jak dotąd nie miał jednak czasu, aby zastanowić się nad tym dokładniej. — To... może masz rację.
Colby roześmiał się.
— Doznałeś nagłego objawienia, czy co?
— Nie wiem. Przepraszam, to był dziwny dzień.
— To znaczy? — zapytał Colby, wyjmując portfel, aby zapłacić za drinki.
Harry zastanawiał się przez chwilę. Nie wiedział, ile może ujawnić, ale już wcześniej zdecydował, że chce zyskać zaufanie mężczyzny. Colby mimo wszystko był jednym z przyjaciół Malfoya i mógł stanowić dobre źródło informacji.
— Rozmawiałem z moją byłą żoną.
Szczęka Colby'ego opadła tak samo jak kelnera, stawiającego na ich stoliku kieliszki.
— Byłą... żoną?
— Tak — potwierdził Harry, mając nadzieję, że kelner wyda resztę i odejdzie, zanim zaczną kontynuować rozmowę. — Na szczęście było to krótkie małżeństwo. Choć rozwód to tak czy owak nic miłego.
— Byłą żoną? — powtórzył Colby.
— Dokładnie. Właściwie jestem biseksualny. — Zrozumiał, że po raz pierwszy wypowiedział to głośno. Brzmiało dobrze. — Domyślam się, że Derek o tym nie wspomniał.
Colby popchnął w stronę Harry'ego kieliszek martini i wbił w niego szeroko otwarte oczy.
— Szczerze mówiąc, w ogóle za dużo o tobie nie mówił. Naprawdę pieprzysz dziewczyny?
Harry uśmiechnął się.
— Tak, naprawdę pieprzę dziewczyny. — Wziął duży łyk wina i uniósł brew. — Facetów też, jak pewnie pamiętasz.
— Niesamowite — powiedział Colby.
— Racja — odparł Harry. Rozmowa wcale nie toczyła się tak, jak tego oczekiwał. Być może, aby zdobyć przydatną informację, powinien być bardziej bezpośredni. Colby pił już trzecie martini, a że był drobniejszy od niego, alkohol z pewnością działał na korzyść Harry'ego. Odstawił swój kieliszek i uśmiechnął się nieśmiało. — Więc jak to się stało, że poznałeś Dereka?
Colby przymknął oczy.
— Mmm... chyba w klubie. Pieprzyliśmy się któregoś wieczoru, a później jakoś wpadaliśmy na siebie. To był krótki romans, choć raczej intensywny. A potem sam-wiesz-kto zakończył proces i wrócił po swoją zabaweczkę. — Wywrócił oczami, a potem się zamyślił. — A teraz powiedz mi, jak to jest, kiedy się posuwa dziewczynę?
Harry parsknął śmiechem.
— Może powinieneś kiedyś spróbować. Tak dla zabawy.
— Słyszałem, że w barach ciężko je poderwać — prychnął Colby. — Faceci są dużo łatwiejsi — mrugnął do Harry'ego. — Sam powinieneś to wiedzieć.
— Czyli ty i Derek byliście w sobie zadurzeni? — spytał Potter, zdecydowany trzymać się tematu.
— Przez cudowne dwa tygodnie — odparł Colby, wzdychając dramatycznie. — Potrafiliśmy pierdolić się po trzy razy dziennie. — Pochylił się do przodu i szepnął: — Czasami przeleciał mnie tak mocno, że potem ledwo mogłem chodzić.
Harry otworzył szeroko oczy. Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że mógłby pozwolić Malfoyowi się pieprzyć. Jakoś zawsze obrazował to sobie w odwrotną stronę.
Colby uśmiechnął się do niego.
— A co z tobą? Jak się zeszliście?
— Już to słyszałeś — odpowiedział Harry, biorąc mały łyk martini. Nie był pewien, czy dobrze pamięta wymyśloną przez Malfoya historię.
— W takim razie, jak to się stało, że tu przyjechałeś? — Colby zacisnął usta.
— Musiałem zmienić otoczenie — powiedział Harry, patrząc na oliwkę pływającą w jego kieliszku. — Rozwód. Praca. Nigdy wcześniej nie byłem w Stanach, a słyszałem dużo dobrego o San Francisco. — Uniósł wzrok i zobaczył, że Colby przypatruje mu się uważnie. — Co?
Uważny wyraz twarzy Colby'ego zmienił się i w zamian rozjaśnił ją uśmiech.
— Wiesz, jak cholernie jesteś pociągający?
— Nie, wcale nie jestem — odparł Harry, także się uśmiechając. — Ale dziękuję. Jak to się skończyło pomiędzy tobą a Derekiem? Jesteście nadal przyjaciółmi, w przeciwieństwie do tysiąca innych facetów, których pieprzył i o których zapomniał.
— Czy to nie gorycz wyczuwam w twoim głosie? — zaśmiał się Colby, na co Harry wzruszył ramionami. — Byłem uparty, jak sądzę. Z jakiegoś powodu postanowił trzymać się blisko mnie.
— To nie za bardzo brzmi jak przyjaźń — odciął się Harry.
— Derek to jeden z tych ludzi, wokół których zawsze dzieje się coś zabawnego — odparł Colby. — Akceptujesz, cokolwiek ci oferuje, bo to i tak lepsze niż nic.
— I dobrze ci z tym?
— Nigdy tak nie twierdziłem. — Przez chwilę obaj milczeli, wpatrując się w swoje kieliszki. Harry wyciągnął oliwkę i rozgryzł ją między zębami. Uniósł wzrok i zobaczył, że jego towarzysz znowu obserwuje go z tym samym poważnym wyrazem twarzy, co poprzednio.
— Co się stało?
Colby potrząsnął głową i odwrócił wzrok.
— Harry... — zaczął, ale przerwał, jak gdyby musiał się przygotować. Uniósł wzrok, aby spotkać oczy Harry'ego. — Powinienem ci powiedzieć, że...
— Następna kolejka, chłopcy? — zapytał kelner, prawie rozlewając stojące na niesionej przez siebie tacy drinki. — Szczęśliwa Godzina zaraz się kończy. Bierzcie, póki są za pół ceny!
— Nie potrzebujemy więcej alkoholu — jęknął Harry. — I tak ledwo trzymamy się na nogach. — Wypił już wystarczająco, a dzisiejszego wieczoru musiał skupić się na pracy.
— Ależ oczywiście — odpowiedział Colby i kiwnął głową w stronę kelnera. Zapłacił, po czym kieliszki wylądowały na stole.
Harry sączył swoje martini i czekał, aż Colby zacznie kontynuować poprzednią wypowiedź, ale nic takiego nie nastąpiło. Uśmiechnął się i zmienił temat, zupełnie tak, jak gdyby zabrakło mu odwagi.
Kiedy skończyli swoje drinki, było już w pół do ósmej, więc postanowili iść do mieszkania Malfoya. Z powodu wypitego alkoholu, gdy stanęli przed budynkiem, chichotali jak szaleni, nie mogąc się opanować.
— Wiedziałeś, że Manny ma klucze?
— Oczywiście, że ma — parsknął Colby. — Pospiesz się. Chce mi się sikać.
— Pieprzone klucze — wymamrotał Harry i nacisnął dzwonek.
— Tak? — usłyszał po chwili.
— Otwórz — powiedział, a Colby się roześmiał.
— Harry! — odezwał się Malfoy. — Dzięki Bogu. Nareszcie!
Obaj spojrzeli na siebie. Przyszli prawie pół godziny za wcześnie. Zamek kliknął i mogli wejść. Colby pierwszy z trudem ruszył po schodach, a Harry odkrył, iż niczym zahipnotyzowany patrzy na poruszający się przed nim tyłek. Objął go w talii i dla żartów ugryzł w pośladek.
Colby krzyknął, ale tak naprawdę nie starał się wywinąć.
— Boże, Harry! — Potter ugryzł go jeszcze raz, mocno, za co został nagrodzony śmiechem. — Szykuje się niezła zabawa.
Ktoś zakaszlał na szczycie schodów i kiedy podnieśli wzrok, zobaczyli stojącego tam ze skrzyżowanymi na piersi rękami Malfoya.
— Wchodzicie? — zapytał. — Czy wychodzicie?
Colby i Harry zarechotali, ale Malfoy nie wyglądał na kogoś, kto uważa sytuację za zabawną. Miał kamienną, bladą twarz, wyglądającą prawie na rozgniewaną. Colby wszedł do mieszkania, ale gdy Harry chciał zrobić to samo, Ślizgon zagrodził mu drogę.
— Gdzie, do cholery, byłeś? — syknął. — Próbowałem dodzwonić się do ciebie przez dwie godziny.
— Umówiliśmy się na ósmą. Wyszedłem z Colbym na miasto. — Harry, trochę zdezorientowany, wzruszył ramionami. O co Malfoy się tak wściekał?
— Martwiłem się i... — Draco przerwał. — Jesteś pijany?
— Może — odparł, pochylając się w stronę Ślizgona. — Wypiliśmy z Colbym po kilka drinków.
— Harry... — zaczął Malfoy.
Potter wychylił się jeszcze bardziej, tak że jego usta prawie dotykały warg Draco.
— Martwiłeś się o mnie? Jak miło.
Malfoy wypuścił powietrze, a kąciki jego ust wygięły się nieznacznie. Jeśli którykolwiek z nich ruszyłby się odrobinę do przodu, dotknęliby się. Draco zamknął oczy.
— Derek, chcesz, żebym zamówił pizzę?
Harry zamarł. Uniósł wzrok i zobaczył Manny'ego, stojącego w drzwiach wejściowych, tuż za Malfoyem.
— Tak — odparł Draco i opuścił rękę, pozwalając Harry'emu przejść.
Potter i Manny patrzyli na siebie przez chwilę. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali, odkąd zobaczyli się na Jarmarku kilka dni temu. Wtedy Manny nie wyglądał na zadowolonego, podobnie jak teraz nie był chyba zbyt szczęśliwy na jego widok.
Harry poczuł, jak robi się coraz bardziej spięty.
— Dobrze, teraz pizza — powiedział Draco, ciągnąc Manny'ego za rękaw koszuli. Mężczyzna się odwrócił.
— Harry, co chcesz do picia?
— Macie wódkę? — Cichy głosik w jego głowie ostrzegł go, że to nie jest dobry pomysł, ale kazał mu się odpieprzyć.
— Tak, ale nie dla ciebie — odparł Malfoy, zamykając drzwi mieszkania. — W tym tempie za chwilę będziesz kompletnie zalany. — Poszedł do kuchni i wyjął z lodówki piwo.
— Amstel**? — westchnął Harry, biorąc do ręki butelkę. Napił się łyka i skrzywił. — Musisz je tak strasznie schładzać?
Malfoy go zignorował. Manny zamówił pizzę, a w tym czasie Colby wrócił z łazienki i usiadł na kanapie.
Manny odłożył słuchawkę telefonu i szepnął coś do Draco. Ten, zirytowany, potrząsnął głową. Harry zastanowił się, jak długo Manny już tu jest.
— Przykro mi, chłopaki, jeśli w czymś wam przerwaliśmy — powiedział Colby, wyrażając na głos myśli Harry'ego.
— Z pewnością nie jest ci przykro tak jak mnie — mruknął Manny, po czym wymienił z Malfoyem spojrzenie.
Harry zacisnął zęby. Był zazdrosny i sfrustrowany, a teraz także zaniepokojony, że Draco pogodził się z Mannym. Kiedy to się stało? I czy wydarzyło się to z powodu dyskusji, jaką odbył z Malfoyem dzisiejszego popołudnia? Czy sam sprawił, że Draco pobiegł do Manny'ego? Do agenta CIA, który prawdopodobnie tylko czekał, aż trafi się okazja oddania go w ręce rządu USA?
Harry wyczuwał moc zaklęć ochronnych wokół mieszkania Malfoya. Manny nie byłby w stanie go tu skrzywdzić. Ale Manny był dużo większy od Malfoya, większy nawet od Harry'ego. Wcale nie musiał używać magii, aby kogoś zranić.
Na szczęście Draco wysłał Manny'ego, aby przyniósł pizzę od dostawcy, więc miał chwilę przerwy od rzucania mu zabójczych spojrzeń. Otwierał właśnie trzecie piwo, gdy poczuł, jak ktoś wyjmuje mu butelkę z ręki.
— Do pizzy pijemy wino — powiedział Draco, wyginając brew.
— Serio? — odciął się Harry. Matkowanie Malfoya zaczynało go irytować, tym bardziej, że Ślizgon dziś wieczorem jedynie w ten sposób poświęcał mu uwagę.
Malfoy kilka sekund kontemplował minę Harry'ego, po czym przyciągnął go do siebie i pocałował. Potter stłumił dźwięk zaskoczenia, topiąc go w podobnie brzmiącym jęku. Po chwili Draco odepchnął go, tuż przed tym, jak possał jego dolną wargę.
— Smakujesz cudownie — szepnął. — Nie upij się dzisiaj za bardzo, dobrze?
Uszczypnął go w nos i odwrócił się. Serce Harry'ego zaczęło bić szybciej. Rozejrzał się i zobaczył, że siedzący na kanapie Colby przyglądał im się z niewielkim uśmiechem. Po raz piętnasty tego dnia poczuł wyrzuty sumienia. Co, do diabła, robił? I co wyprawiał Malfoy? Najpierw go odpychał, aż Harry postanawiał zrezygnować, a potem znowu do siebie przyciągał. Wyglądało to, że prowadził jakąś grę.
„Nie jestem tu dla zabawy”, przypomniał sobie Harry. „Muszę wykonać swoje zadanie.” Nie miał jednak pojęcia, jak zacząć. Patrzył, jak Malfoy przemierzał pokój, aby wręczyć Colby'emu piwo, które właśnie odebrał Harry'emu. Obaj obdarzyli się chłodnymi uśmiechami.
— Dobrze się bawisz? — zapytał Draco.
— Jak zawsze — odparł Colby.
— Wypij to — rozkazał Ślizgon, podając mu butelkę.
Harry obserwował, jak Colby wpatruje się w plecy Malfoya, gdy ten odchodził. Wcześniej był tak zajęty obserwowaniem Manny'ego, że nie zauważył napięcia, jakie panowało między mężczyznami. Czy naprawdę chodziło o niego? Potter nie mógł powstrzymać wewnętrznego chichotu. Colby skierował wzrok na Harry'ego, a na jego twarzy zagościł słaby uśmiech.
Kilka minut później Manny wrócił z pizzą, co Malfoy przyjął z wyraźną ulgą. Wręczył Harry'emu butelkę wina, aby ten ją otworzył. Poszukiwania korkociągu okazały się daremne. Jedyne, co znalazł, to otwieracz, którego nie potrafił używać. Patrzył bezradnie to przed siebie, to na trzymaną w jednej ręce butelkę, to na otwieracz, trzymany w drugiej dłoni, zastanawiając się, co robić. W tej samej chwili padł na niego czyjś cień. Stanął przed nim wyglądający na rozdrażnionego Manny. Wziął butelkę i, nie przerywając kontaktu wzrokowego, przesunął dłonią nad szyjką. Korek wypadł.
„Magia bezróżdżkowa”, pomyślał Harry. Wiadome było, w co mężczyzna pogrywa i Potter gotów był się do niego przyłączyć. Przez ostatnie kilka lat bawił się trochę magią bez użycia różdżki, choć nie potrafił jeszcze wykonać w ten sposób zbyt wielu zaklęć.
Wszystkie te myśli przebiegły mu przez głowę, zanim korek zmienił trajektorię i zaczął opadać. Harry skupił się na nim, zatrzymując go tuż przy swojej klatce piersiowej. Po ruchu nadgarstkiem zaczął powoli wirować jednym ruchem nadgarstka sprawił, że zaczął wirować. Posłał Manny'emu złośliwy uśmiech.
— Gdzie to wino? — Harry złapał korek. Obaj odwrócili się i zobaczyli przyglądającego im się Malfoya. Ślizgon patrzył to na jednego, to na drugiego, jak gdyby zaskoczony, że stoją tak blisko siebie i nie skaczą sobie do gardeł. — Chodźcie jeść.
Manny, zanim wyszedł z kuchni z butelką w ręce, rzucił Harry'emu taksujące spojrzenie. Potter oparł się o ścianę i przymknął powieki. Magia bezróżdżkowa wymagała sporej koncentracji, a Manny wykonał zaklęcie bez wysiłku. Przełknął nerwowo, uświadamiając sobie, że on i Draco mogą być w dużo większym niebezpieczeństwie, niż początkowo sądził. Najlepiej będzie trzymać oczy otwarte, a umysł trzeźwy.
Usiedli ciasno na kanapie z kieliszkami w dłoniach i talerzami ostrożnie ustawionymi na kolanach. Harry wcisnął się między Malfoya a Colby'ego, ku wyraźnemu rozczarowaniu każdego z nich. Manny zajął miejsce po drugiej stronie Ślizgona i ciągle rzucał mu podejrzliwe spojrzenia.
— To jaki homoseksualny repertuar mamy na dzisiaj? — zapytał Colby, po czym ugryzł swój kawałek pizzy.
— Homoseksualny? — zdziwił się Harry, lekko szturchając Malfoya łokciem.
— To nasz motyw przewodni — uśmiechnął się Draco.
— Co, pornosy? — spytał ponownie Harry, na co Colby zachichotał.
— Więc masz ochotę na pornosa? — uśmiechnął się Malfoy.
— Nie, po prostu nie wiedziałem, że istnieją gejowskie filmy — odparł Harry, sącząc wino.
— Zdziwiłbyś się — odezwał się Colby. — Derek potrafi dopatrzyć się homoseksualnych wątków w naprawdę dziwnych miejscach.
— Na przykład?
— No i się zaczyna… — mruknął Manny, wywracając oczami.
Malfoy rzucił mu kpiące spojrzenie, a potem odwrócił się w stronę Harry'ego.
— Tak się składa, że we współczesnych filmach jest masa homoerotycznych podtekstów. Trzeba tylko umieć je znaleźć.
— Sprawdź go — zaproponował Colby, z roztargnieniem wydłubując ze swojej pizzy oliwkę. — Podaj nazwę filmu, a Derek wyjaśni ci, co w nim jest gejowskiego.
Colby i Manny rozsiedli się na kanapie. Widać było, że już wcześniej mieli podobną dyskusję.
— Dobra, dajcie mi chwilkę — zgodził się Harry między kęsami pizzy. Z jakiegoś powodu nie mógł sobie przypomnieć, jakie filmy ostatnio oglądał. — Och — rzucił w końcu. — Niech będą „Gwiezdne wojny”.
Manny z Colbym zajęczeli unisono.
— Łatwizna — odparł Malfoy, rozsiadając się na kanapie. — Qui-Gon i Obi-Wan to robili.
— Co? — roześmiał się Harry.
— To oczywiste — odparł Draco, gestykulując kieliszkiem. — Wszystkie te intensywne spojrzenia, sposób, w jaki się dotykali. W „Gwiezdnych wojnach” bardziej gejowski niż Obi-Wan Kenobi jest tylko C-3PO.
— Daj spokój — rzucił Harry. — Obi-Wan Kenobi nie jest gejem.
Malfoy uniósł brew.
— Przez wiele dni był więziony na statku z grupą nastoletnich dziewczyn i cały ten czas spędził na marudzeniu, kiedy to wróci Qui-Gon.
Harry zamyślił się. Musiał przyznać, że to było dziwne.
— Ale... oni są Jedi. Kimś w rodzaju duchownych. Nie uprawiają seksu.
— To skąd się wzięli Luke i Leia? — odciął się Malfoy.
— W porządku, Anakin Skywalker nie jest najlepszym przykładem, prawda? A poza tym... Natalie Portman. Nawet Jedi nie mógłby się jej oprzeć.
— Powiedziałbym to samo o Ewanie McGregor — odparł Malfoy ze śmiechem.
— Możemy zacząć oglądać już ten pieprzony film? — jęknął Manny.
— Natalie Portman? — odezwał się Colby, robiąc krzywą minę. — Ona nawet grać nie potrafi.
— A kogo to obchodzi, skoro tak wygląda? — spytał Harry. — Musiałem poświęcić trzy godziny, żeby przebrnąć przez DVD z „Gdzie serce twoje”, ponieważ co jakiś czas zmuszony byłem wciskać pauzę — dodał i wykonał uniwersalny, ordynarny gest, po którym w pokoju zaległa cisza.
— Hej, a czy ona przez połowę tego filmu nie była czasem w ciąży? — spytał Colby.
Harry poczuł, że robi się czerwony, a Malfoy parsknął śmiechem.
— Po tej uwadze sądzę, że pora rozpocząć dzisiejszy seans — powiedział.
Wziął z ławy pudełko z płytą i uniósł je. Harry zerknął na przednią stronę, na której, pod napisem „Party Monster”, widniało zdjęcie dwóch mężczyzn.
— To Macaulay Culkin? — zapytał.
Malfoy kiwnął głową.
— Może być ciekawe — mruknął Manny. — Tym razem prawdziwi geje, a nie tylko twoje próby przekręcenia wszystkiego?
— Tak, prawdziwi geje — potwierdził Ślizgon, podnosząc pilota.
Dziesięć minut później Harry zastanawiał się, czy musi obejrzeć cały film. Spojrzał w bok na Malfoya, ale ten beznamiętnie wpatrywał się w ekran. Z drugiej strony Colby starał się stłumić ziewnięcie.
— Niespecjalnie dobry aktor z niego, co? — pomyślał na głos.
— Nie, ale za to jaki słodki — odparł Draco.
— Za chudy — zauważył Harry, mrużąc oczy. — W sumie podobny do ciebie.
— Jak mówiłem, słodki.
Colby parsknął śmiechem.
— Przepraszam, ale ten film jest do dupy. — Wstał z kanapy i po chwili wrócił z butelką czegoś przezroczystego i jakimiś mieniącymi się szklankami w rękach. Ostrożnie nalał cztery porcje i wręczył każdemu po jednej. — To na pewno pomoże, obiecuję — powiedział i puścił Harry'emu oczko. — Nie pamiętam połowy gównianych filmów, jakie tu obejrzałem, ale zawsze dobrze się bawiłem.
Stuknęli się kieliszkami i wypili. Wódka, pomyślał Harry, wzdrygając się lekko. Alkohol palił go w gardło, ale przyjemnie rozgrzewał. Colby natychmiast nalał kolejne porcje.
Malfoy szturchnął go, więc Harry obrócił się i zobaczył, że Ślizgon sączy wódkę bardzo powoli. Podobnie jak Manny.
Czy nie obiecał sobie, że dziś wieczorem będzie ostrożny? Skrzywił się i opadł z powrotem na kanapę. Nie był pewien, czy czuł się rozdrażniony, czy schlebiony faktem, iż Malfoy nie akceptował jego rozwijającej się przyjaźni z Colbym. Właściwie Ślizgon starał się zrobić wszystko, co w jego mocy, aby Harry się nie upił, nie zważając nawet na obecność własnego chłopaka.
Colby ściągnął wiszący na oparciu kanapy koc, okrył ich i przytulił się. Harry skwitował to uśmiechem. Już tak dawno z nikim tego nie robił. Nie sprzeciwił się, gdy głowa mężczyzny opadła na jego ramię, a ręka zawędrowała na udo.
Ale już po chwili ręka ta przesunęła się wyżej i zaczęła pieścić przez spodnie jego penisa. Przełknął ślinę i spojrzał na Colby'ego, ale ten miał oczy wbite w ekran telewizora, jak gdyby pod okryciem nic się nie działo. Nie miał pojęcia, jakie są jego intencje. Czyżby tylko go drażnił?
Palce Colby'ego nacisnęły mocniej i Harry poczuł, że robi się twardy. Przesunął się trochę i rozchylił uda, aby siedzenie stało się wygodniejsze. Colby uznał to za zachętę i włożył dłoń za pasek dżinsów.
Rozpięcie guzika i zamka bez wydawania żadnych dźwięków zabrało prawie minutę. Harry zagryzł wargę, gdy palce Colby'ego znalazły się pod jego bielizną i dotknęły skóry. Spojrzał w dół, ale koc został ułożony tak fachowo, że ich działania wcale nie były oczywiste.
Palce mężczyzny poruszały się powoli i drażniąco. Nie na tyle mocno, aby doprowadzić go do końca, ale wystarczająco, żeby wywołać całkiem miłe odczucia. Harry wiedział, że powinien się odwzajemnić, ale nie miał jak przesunąć rąk. Być może będzie mógł zrobić coś dla Colby'ego później, bo teraz musiał skoncentrować się na utrzymaniu równomiernego oddechu.
Ręka Colby'ego dotykała lekko jego skóry, wprawiając tym jego ciało w drżenie. Kątem oka zauważył, jak Malfoy odwraca się, aby na nich spojrzeć. Harry nie śmiał obrócić głowy. Gdyby Draco widział jego twarz, wiedziałby, co robią, tego Harry był pewien. Dokładnie w tym samym momencie dłoń na jego penisie zacisnęła się, więc musiał zagryźć dolną wargę.
Malfoy wydał z siebie dźwięk podobny do kaszlu i tego już Harry nie mógł zignorować. Odwrócił głowę na tyle, by popatrzeć na niego z ukosa, a wtedy Ślizgon odsunął nieznacznie koc.
— To dużo bardziej interesujące niż film.
Harry zaczerpnął powietrza, przygotowując się do protestu, ale Malfoy szarpnął za ich okrycie. Colby zachichotał, a Manny zagwizdał, wychylając się ponad Draco, aby sprawdzić, co się dzieje.
Malfoy otworzył szeroko oczy i wtedy Harry zrozumiał, że Draco nigdy jeszcze nie widział jego erekcji, a przynajmniej nie z tak bliska. Gdy wzrok Ślizgona poszybował w górę, aby spotkać się z jego spojrzeniem, Harry pozwolił sobie na zadowolony uśmieszek. Brwi Malfoya niemal dotknęły włosów, co wystarczyło, by odwzajemnić minę Harry'ego, po czym na twarz wypłynął mu szeroki uśmiech.
Malfoy oparł się z powrotem o pierś Manny'ego.
— Kontynuuj, Colby.
Colby ponownie spojrzał na Harry'ego, który był pewien, że się zaczerwienił i zaczął poruszać dłonią.
Potter był wystarczająco pijany, aby nie czuć się kompletnie upokorzonym, ale mimo to był zakłopotany jak diabli. Wątpił, czy zdoła dojść na oczach widowni i to denerwowało go jeszcze bardziej.
— Possij go — powiedział Malfoy.
Harry poderwał głowę w stronę Ślizgona dokładnie wtedy, gdy Colby pochylił się i wziął jego penisa do ust. Protest, który zaplanował, przekształcił się w pełne zaskoczenia mruknięcie.
Colby, jak zwykle, ssał entuzjastycznie. Harry obserwował ciemnowłosą głowę, huśtającą się nad jego łonem i pomyślał, że chyba śni. To wydawało się zbyt śmieszne, aby mogło być prawdziwe.
— Boże, Colby, zawsze dawałeś okropny stosunek oralny — zachichotał Malfoy.
— A istnieje coś takiego? — zapytał Manny, odwracając się z powrotem w stronę telewizora.
Harry wplótł palce we włosy Colby'ego i położył głowę na oparciu kanapy.
— Zaznaczam, że ja się nie skarżę — powiedział.
— Nie, nie, przestań — zaprotestował Draco. Colby uniósł ku niemu wzrok. Miał obrzmiałe i wilgotne usta. — Zrób to, jak należy. Zacznij od lizania. Powoli. — Colby wahał się przez chwilę, ale zaraz wykonał polecenie. — Obliż wokół główki... dobrze. A teraz jedno długie pociągnięcie z dołu do góry. Użyj płaskiej powierzchni.
Harry zadrżał, gdy ciepłe ciało przesunęło się po jego erekcji. Tak, teraz było dużo lepiej.
— Wsuń sam czubek pod napletek — polecił Malfoy, głosem teraz bardziej ochrypłym. Dotyk gorącego, mokrego języka, sondującego czubek penisa sprawił, że Harry jęknął. — Uderz nim... — Potter zamknął oczy i przygryzł policzek, aby powstrzymać się od wydawania dźwięków. — Delikatnie — ciągnął Malfoy. — On jest teraz wyjątkowo wrażliwy.
Harry otworzył oczy, zastanawiając się, jakim cudem Ślizgon był w stanie tak dobrze wiedzieć, co się z nim dzieje, skoro jego wzrok skupiony był na penisie. Draco miał zarumienione policzki, a włosy wpadały mu do oczu, więc uniósł jedną rękę, odgarnął je i przygryzł dolną wargę. Harry poczuł, jakby go sparaliżowało.
— Teraz wsuń główkę do ust i possij lekko. — Colby nie wykonywał teraz żadnego ruchu bez instrukcji Malfoya, a gdy ta padła, robił dokładnie to, co mu kazano. — Pokręć trochę językiem wokół... — przerwał na moment i przełknął ślinę. — Puść go i liż.*** Przyciśnij sam czubek do rozcięcia. — Harry zacisnął wargi. — Jeszcze raz, mocniej. To mu się podoba. — Colby wykonał polecenie, a Harry wcisnął się jeszcze głębiej w kanapę. — Weź go znowu do ust. — Mokre, gorące wargi mężczyzny, po całym wstępnym lizaniu, były cudowne i Potter musiał skoncentrować się na tym, aby nie jęczeć. — Weź go głębiej, powoli. — Usta Colby'ego przesunęły się w dół i Harry poczuł, jak jego ciało ześlizguje się z kanapy na podłogę. Colby nie przerwał jednak i pochłaniał penisa coraz bardziej, aż jego czubek musnął mu gardło.
To był najlepszy stosunek oralny, jaki Harry kiedykolwiek przeżył.
— Teraz ostrożnie, branie penisa tak głęboko nie jest dla amatorów — powiedział Malfoy z cieniem humoru w głosie. — Wróć do góry, zanim się udławisz. — Usta Colby'ego przesunęły się, zasysając lekko. — Gdy go wysuwasz, pracuj płaską powierzchnią języka — polecił Malfoy. — Poruszaj nim cały czas i ssij tak mocno, jak tylko potrafisz. — Colby obniżył się znowu, na tyle, na ile potrafił. — Użyj dłoni przy podstawie, aby stworzyć kontrast. — Tym razem głos Ślizgona zabrzmiał bliżej, jak gdyby pochylił się, aby lepiej widzieć. — Tak, właśnie w ten sposób. Porusz ręką w dół, gdy twoje usta przesuwają się do góry, i na odwrót, gdy je opuszczasz.
Colby'emu udało się skoordynować ruchy, co przyniosło wspaniały efekt. Harry krzyknął, zanim zdołał się powstrzymać. Po kilku kolejnych ruchach poczuł, że jest bliski wybuchu, więc położył dłoń na głowie mężczyzny.
— Zaczekaj — sapnął.
Colby posłuchał.
— Dobry chłopiec — szepnął Malfoy. Usiadł bliżej Harry'ego i położył jedną rękę na oparciu kanapy, tuż za jego plecami. Potter otworzył oczy i zobaczył, że Colby patrzy na niego i czeka. Kiwnął głową na zgodę i mężczyzna wrócił do pracy. Doskonalił teraz koordynację ruchów dłoni i ust. Penis był mokry od śliny, więc ręka z łatwością przesuwała się po skórze. — Pokręć dodatkowo dłonią — kontynuował Ślizgon, a Harry, na powrót zamknąwszy oczy, czuł na swoim policzku jego oddech. — Nie przestawaj poruszać językiem. Jeśli nie boli cię szczęka, to znaczy, że nie starasz się wystarczająco — dodał Draco i trącił nosem policzek Harry'ego.
Colby wydał z siebie stłumiony dźwięk, mogący oznaczać zarówno ból, jak i przyjemność. Intensywność doznań nagle wzrosła, wibrując w brzuchu Pottera i rozchodząc się coraz niżej. Wszystko, co słyszał, to głos Malfoya, który bezwstydnie opisywał, co te gorące usta robiły z jego penisem i to doprowadzało go do szału.
Wysunął rękę i dotknął uda Ślizgona. Przesuwał nią w górę, dopóki nie otarła się przez spodnie o twarde wzniesienie, rozpaczliwie pragnąc bliższego kontaktu. Malfoy wciągnął gwałtownie powietrze, odepchnął rękę Pottera i unieruchomił ją, przyciskając do kanapy.
Harry jęknął jeszcze raz z powodu dziwacznego połączenia przyjemności i irytacji. Był już na samej krawędzi, ale czuł się tak bardzo zatracony w doznaniach, że nie potrafił poprosić o to, czego chciał, ani powiedzieć, czego potrzebował. Mógł jedynie siedzieć na kanapie, przytłoczony i taki wrażliwy.
Poczuł, że wargi Malfoya muskają jego ucho, a gorący oddech łaskocze skórę, zanim dotarły do niego słowa:
— Myślisz o mnie, Harry?
Potter wyrwał swoją uwięzioną rękę i złapał za garść włosów Ślizgona, energicznie ciągnąc jego głowę na dół. Malfoy poleciał do przodu ze stłumionym piskiem, prawie upadając na Colby'ego. Harry pocałował go brutalnie, prawdopodobnie sprawiając mu ból, ale nie dbał o to. Po prostu musiał jakoś go dostać, zrobić cokolwiek.
I wtedy doszedł. Tak mocno, że prawie ugryzł język Malfoya. Jeszcze bardziej zacisnął dłoń na jasnych włosach i jęczał głośno prosto do ust Ślizgona. Draco odsunął się, a do Harry'ego dotarł niewyraźny dźwięk cichych przekleństw, gdy mężczyzna wyszarpywał jego palce ze swoich włosów. Z ciężkim oddechem opadł na kanapę. Zmusił się do utrzymana otwartych oczu, choć jego ciałem nadal wstrząsały poorgazmowe dreszcze.
Colby wypuścił penisa z ust i spojrzał w górę, a Malfoy przyciągnął go za koszulę z zaskakującą siła i pocałował. Pocałunek był tak samo brutalny jak ten, którym Harry obdarzył Ślizgona wcześniej. Colby próbował odepchnąć Malfoya, ale nie był w stanie tego zrobić. Zresztą, Draco już po chwili puścił go, wpatrując się w niego i oblizując wargi. Colby wytarł twarz rękawem. Wyglądał na zaszokowanego.
— Boże, Derek, jesteś nienormalny — powiedział, a w jego głosie bardziej niż cokolwiek innego zabrzmiało zaskoczenie.
Malfoy posłał mu maniakalny uśmiech.
— On po prostu lubi smak spermy — zauważył Manny z odrobiną wymuszonego humoru w głosie. Złapał Ślizgona za koszulę i przyciągnął do siebie.
Harry wędrował spojrzeniem pomiędzy Malfoyem a Colbym. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie twardo. Draco ciągle się uśmiechał, ale jego twarzy nie opuszczał wyraz złośliwości. Colby zdawał się tę minę rozpoznawać.
Nagle Harry poczuł, jak gdyby uszło z niego całe powietrze. Tutaj w ogóle nie chodziło o niego. Powodem była narastająca rywalizacja między Draco a Colbym. W ten sposób Malfoy ogłosił swoje roszczenie, mimo że nie miał zamiaru zagarnąć Harry'ego dla siebie. Przypomniał jedynie rywalowi, że mógł to zrobić, a sam Harry przybiegnie na każde jego zawołanie.
W ten właśnie pokręcony sposób Malfoy użył go, aby zdobyć nad Colbym przewagę.
Colby pierwszy odwrócił wzrok, odepchnął się od kanapy, klęknął i nalał sobie wódki. Harry pochylił się, wyjął mu z ręki kieliszek i wypił alkohol jednym łykiem.
— Przepraszam — wymamrotał i oddał puste szkło. Chwiejąc się lekko, wstał, naciągnął dżinsy i ruszył w stronę łazienki.
Poczuł, że mu niedobrze i przez kilka minut pochylał głowę nad toaletą. Nie udało mu się jednak zwymiotować, usiadł więc na podłodze i oparł się o ścianę. Zamknął oczy i próbował opanować emocje.
Zupełnie stracił kontrolę nad tą popierdoloną sytuacją. Malfoy nauczył się grać na nim jak na instrumencie, podczas gdy on nie był bliższy zrozumienia, co Ślizgon wyprawia, niż tydzień wcześniej w barze sushi.
Jeszcze kilka dni temu Harry sądził, że jest heteroseksualny. Myślał, że jego brak zainteresowania randkami to naturalna reakcja na rozwód. Był pewien, że szybko rozwiąże tę sprawę i będzie mógł wrócić do domu.
Wystarczył tydzień, aby całe jego życie zostało wywrócone do góry nogami. Teraz był świadomy rzeczy, o których wcześniej nie miał pojęcia. Tylu rzeczy i przez tak długi czas, że to prawie przerażające. Co mu się stało? Czy to z powodu jakiegoś rodzaju magii, jaka go otaczała, a o której nie wiedział? Czy był w niebezpieczeństwie?
Nie mógł zrobić tego już nigdy więcej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zaczynał coś czuć. Jeśli nie zachowa ostrożności, mógłby nawet zakochać się w Malfoyu — a to byłaby kompletna katastrofa.
Ktoś zastukał w drzwi, ale Potter nie zareagował.
— Harry? — usłyszał wołanie Malfoya.
— Odejdź — jęknął. — Zostaw mnie, kurwa, samego.
Gałka u drzwi kliknęła, mimo tego że Harry wcześniej przekręcił zamek. Draco zerknął do środka.
— Mogę? — zapytał, po czym wszedł, nie czekając na odpowiedź. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na toalecie naprzeciw Harry'ego. — Dobrze się czujesz?
Potter parsknął.
— Och, jasne. Właśnie dlatego zamknąłem się w twojej łazience — powiedział i wbił wzrok w płytkę pomiędzy swoimi udami.
— Harry... — zaczął Ślizgon.
— Nie — przerwał mu Potter. — Po prostu przestań.
— Co mam przestać?
Harry spojrzał na niego i westchnął.
— Albo pieprz się ze mną i miejmy to za sobą, albo przestań zabawiać się w drażnienie i odpychanie mnie w kółko. Dłużej tego nie zniosę. — Przerwał. Malfoy wpatrywał się w niego w milczeniu. — Myślę, że wolałbym to drugie wyjście, tobie to i tak wszystko jedno. Wiesz, że nie jestem taki jak ty. Nie mogę tak po prostu uprawiać seksu dla sportu.
— Wyglądało na to, że z Colbym świetnie ci idzie — odciął się Malfoy.
— Tak, ale... — Harry potrząsnął głową. — Nigdy więcej. To koniec.
— Nie rób ze mnie głupka. On przed chwilą przez dwadzieścia minut ci obciągał. Sporo przy tym hałasowałeś.
— Och, daj spokój, Malfoy. Chodziło o ciebie. I dobrze o tym wiesz. — Ślizgon zmarszczył brwi i odwrócił wzrok. — Możesz sypiać ze wszystkimi, poza mną. Potrafię zaakceptować fakt, że nie jesteś mną zainteresowany, rozumiesz? Tylko... przestań ze mną flirtować. Przestań mnie całować. Przestań patrzeć na mnie tak... — przerwał i zaczął skubać materiał swoich dżinsów.
— Harry, nie chodzi o to, że mi się nie podobasz. Po prostu... to bardzo skomplikowane.
— To seks, Draco. Nie ma w tym nic skomplikowanego. Mój kutas, twoja dupa. Lub coś innego dla odmiany.
Malfoy zagryzł dolną wargę, jak gdyby próbując się nie uśmiechnąć.
— Nie o to mi chodziło.
Harry parsknął.
— Posłuchaj, nie robiłem żadnej tajemnicy ze swoich uczuć. Oczywiście, nie odwzajemniasz ich. — Przerwał na chwilę, czekając na ewentualny protest Ślizgona. Draco nic nie zrobił i serce Harry'ego na sekundę zamarło. Kiedy to zaczęło być takie ważne? W tym momencie jego zadanie sprowadzenia Malfoya do Wielkiej Brytanii nie mogło mieć mniejszego znaczenia. Wszystko, czego pragnął, to aby Draco czuł coś do niego. Cokolwiek. — Powinienem już iść. Przepraszam.
— Jesteś pijany, nigdzie nie pójdziesz.
— Myślisz, że mam ochotę zostać tu i pozwolić ci się dręczyć? Rozsiąść się z powrotem na kanapie i skończyć oglądać ten okropny film, z tobą obok, przypominającym mi... — Ukrył twarz w dłoniach i roześmiał się. Powiedzenie wreszcie wszystkiego na głos, wyrzucenie tego z siebie było takie dobre. — Jestem tak cholernie żałosny.
— Nie, nie jesteś... — Malfoy westchnął.
— Poza tym, nie sądzę, abym mógł zaakceptować jednonocną przygodę z tobą — wymamrotał Harry. — Nie jestem stworzony do swobodnego seksu. W końcu zrozumiałem, że lubię mężczyzn, ale najwidoczniej pozostałem typem partnera. — Opuścił ręce i zobaczył, że Malfoy obserwuje go z dziwnym wyrazem twarzy. — O co chodzi? — zapytał.
Ślizgon rozłożył ręce.
— Porozmawiamy o tym rano, dobrze? Teraz chodź położyć się do łóżka.
Harry pozwolił, aby Draco pomógł mu wstać. W tym momencie przypomniał sobie jednak o czekającej go rano rozmowie telefonicznej i skrzywił się.
— Powinienem wrócić do hotelu — powiedział. Nie mógł wyjaśnić, dlaczego i miał nadzieję, że Malfoy nie zapyta.
— Bzdura — odparł Ślizgon. — To za daleko, aby iść tam w nocy na piechotę.
Harry zerknął na niego. Do tej pory za każdym razem udawało mu się dotrzeć do własnego pokoju i Malfoy nigdy nie zaprzątał sobie głowy jego bezpieczeństwem.
— W takim razie aportuję się.
— Za dużo wypiłeś — powiedział Ślizgon, ciągnąc go w stronę drzwi. — Nie uda ci się zrobić tego w jednym kawałku.
Harry wyrwał mu się.
— Draco, nie... Nie będę tutaj spał.
Malfoy, wyglądający na zdenerwowanego, skrzyżował ręce na piersi.
— W porządku, zabiorę cię tam — rzucił i wyszedł z łazienki, ignorując niedowierzający wyraz twarzy Harry'ego.
Kilka minut zajęło Potterowi zebranie odwagi na pójście do salonu. Colby rozłożył się na kanapie i oglądał film, a Malfoy i Manny kłócili się cicho w kącie. Zakradł się bliżej, ale nie mógł usłyszeć, o czym rozmawiali. Oczywiste było jednak, że Manny jest wściekły. Ślizgon zauważył Harry'ego i odwrócił się w jego stronę. Drugi mężczyzna powoli wypuścił powietrze, jak gdyby próbując utrzymać nerwy na wodzy.
— Gotowy? — zapytał Draco. Harry przytaknął.
— Wychodzisz? — odezwał się bełkotliwym głosem Colby, unosząc wzrok. Potter zauważył, że butelka z wódką jest prawie pusta.
— Tak — odpowiedział. Nie potrafił wymyślić dobrego usprawiedliwienia, więc wolał nie mówić nic więcej.
Colby wzruszył ramionami i opadł z powrotem na kanapę.
Kiedy Malfoy ruszył w stronę drzwi, Manny złapał go za rękę.
— Piętnaście minut — szepnął.
— Jasne, nie ma sprawy — zgodził się Ślizgon, odwrócił w stronę Harry'ego i wywrócił oczami. Zdjął z wieszaka płaszcz i otworzył drzwi.
— A co z Colbym? — zapytał Harry.
— Nie martw się, Manny zamówi mu taksówkę.
Gdy tylko znaleźli się na korytarzu, Draco rozpiął płaszcz i uśmiechnął się zachęcająco. Harry podszedł bliżej, przytulił się i na moment został objęty połami ciepłego materiału, zanim nie poczuł, jak wszystko wokół niego się przesuwa. Usłyszał cichy trzask i otworzył oczy. Stali w pokoju, w hotelu Inn.
Malfoy puścił go i cofnął się o krok.
— Chciałbyś, żebym ułożył cię do snu? — zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
— Nie, dam sobie radę — odparł Harry, odwzajemniając uśmiech. Usiadł ciężko na łóżku i zdjął buty. — Świat dokoła trochę wiruje.
— Jutro po drodze do pracy przyniosę ci eliksir na kaca — powiedział Malfoy.
— Świetnie — zgodził się Harry, ściągając koszulę przez głowę. Rzucił ją na podłogę i rozpiął dżinsy.
— Być może jutro wieczorem moglibyśmy coś zrobić — kontynuował Ślizgon. — Tylko ty i ja.
— Brzmi dobrze — powiedział Harry, zdejmując spodnie i opadając z powrotem na łóżko. — Naprawdę jestem pijany. Cholera jasna — jęknął.
— Czekaj — odezwał się Malfoy i pomógł mu z pościelą. Harry położył się, ziewnął i spojrzał sennie na Ślizgona. — Jutro o wszystkim porozmawiamy — dodał Draco i pogłaskał Harry'ego po czole.
— W porządku — szepnął Potter. Poczuł opuszki palców obrysowujące jego bliznę i uśmiechnął się. Nikt nigdy nie chciał jej dotykać, nawet Cho.
— Nałożę wokół pokoju zaklęcia ochronne. Tymczasowe, dezaktywują się, gdy rano otworzysz drzwi. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, dobrze? — Wargi Malfoya dotknęły delikatnie jego czoła i chwilę później Harry usłyszał, jak drzwi otwierają się, a potem zamykają.
Ostatnią rzeczą, jaka dotarła do jego świadomości, zanim pogrążył się we śnie, było łagodne brzęczenie otaczającej go magii.


***


*Happy Hour — okres, zwykle w późnych godzinach popołudniowych od poniedziałku do czwartku, kiedy w barach i restauracjach oferowane są napoje alkoholowe po zaniżonych cenach
**holenderskie piwo, którego nazwa pochodzi od przepływającej przez Amsterdam rzeki
***OBRAZEK


KONIEC ROZDZIAŁU VI
_________________
Jestem nienormalna.
Jestem opętana.
Jestem drarroholiczką.
---------------------------

ROZDZIAŁ VII


10 lutego, 2004: wtorek

O piątej trzydzieści Harry już nie spał. W głowie łomotało mu tak mocno, jak w sercu. Gapił się w sufit, czasami zerkając na zegarek, aby sprawdzić, ile minut upłynęło od momentu, gdy patrzył na niego po raz ostatni. Żołądek skręcał mu się od mieszaniny niepokoju i kaca.
Telefon zadzwonił kwadrans przed szóstą. Mężczyzna usiadł i pozwolił, aby dźwięk dzwonka rozbrzmiał trzy razy, zanim odebrał.
— Cześć.
Harry, to ja. Chciałam się tylko upewnić, że nie śpisz.
Opadł z powrotem na łóżko.
— Oczywiście, że nie śpię. Leżę tu totalnie spanikowany.
I bardzo dobrze, że się tak czujesz. Wczoraj, kiedy przyszedł twój faks, rozpętało się istne piekło.
— Cholera, serio?
Fallin był naprawdę wkurzony.
Harry prawie upuścił słuchawkę.
Fallin? Czytał to minister magii? — Uniósł się ponownie i zacisnął dłoń na włosach. — Cholera jasna.
To właśnie on dzisiaj do ciebie zadzwoni. — Przerwała, słysząc, że Harry gwałtownie wciąga powietrze. Wyobraził sobie, jak przyjaciółka pochyla teraz głowę i patrzy na niego w sposób, w jaki zawsze robiła to przed dawaniem mu instrukcji. — Obiecaj mi tylko, że go wysłuchasz, dobrze? Nie dostaniesz wszystkiego, czego zażądałeś, ale sądzę, że układ jest do zaakceptowania.
— Rozumiem. — Harry gwałtownie wypuścił powietrze. Jego umysł był całkowicie pusty. O co w ogóle prosił w tym faksie?
Dobrze się czujesz?
— Tak. Nie. Kurwa mać.
Cho mówiła, że wczoraj dzwoniłeś. — Jej słowa zabrzmiały tak, jak gdyby próbowała zmienić temat, aby go uspokoić. Skupił się na oddychaniu.
— Tak. Co słychać w Norze?
Brakowało nam ciebie. Powiedziałam wszystkim, że wykonujesz teraz ważną misję dla kraju.
— A jak dzieci?
W porządku. W pociągu cały czas rozmawiały o odwiedzeniu tatusia. — Zamilkła.
Harry bardzo chciał okazać więcej współczucia, ale głowa bolała go niemiłosiernie. Nie miał pojęcia, jak zdoła logicznie porozmawiać z Fallinem, skoro czuł się kompletnie do dupy.
— Co jeszcze możesz mi powiedzieć? Cokolwiek, co pomoże mi w rozmowie z ministrem?
Jedyne, co słyszałam, to że Fallin spróbuje z tobą negocjować. Wysłuchaj go, dobrze?
— Dlaczego wszyscy tak sie boją? Wiesz, potrafię zachować zdrowy rozsądek.
Hermiona westchnęła.
Wiem, tylko... Harry, co się dzieje między tobą i Malfoyem? — Pytanie powinno go zaskoczyć, ale był teraz zbyt zaabsorbowany sobą.
— Nic — odpowiedział zgodnie z prawdą. Przyznanie tego na głos sprawiło mu ból. — Jesteśmy tylko przyjaciółmi. — Hermiona milczała, a Harry zamknął oczy. — Chciałbym, aby to było coś więcej, ale...
Och, Harry — odezwała się. — Jesteś pewien, że możesz być obiektywny?
— Tak — skłamał. — Oczywiście, że tak. Przecież to moja praca.

Cztery minuty po szóstej telefon ciągle nie dzwonił i Harry stwierdził, że jego żołądek już dłużej nie wytrzyma. Chodził po pokoju, mierzwiąc palcami włosy, aby powstrzymać się od obgryzania paznokci. Nie miał bladego pojęcia, co zrobi, jeśli Fallin odmówi udzielenia Malfoyowi amnestii. Sądził, że mógłby wprowadzić w czyn swoje groźby, opuścić ministerstwo i zostać tutaj. Być może zacząć się ukrywać i znaleźć sposób, w jaki mógłby pomóc Draco.
Jednak w Stanach przebywał na wizie turystycznej i tak naprawdę nie mógł zrobić nic. Nie dostałby pracy nawet w czarodziejskiej dzielnicy. Wciągnął głęboko powietrze i zamknął oczy, ale spotęgowało to nudności, więc szybko otworzył je ponownie. Oddałby wszystko za porcję eliksiru na kaca. Przycisnął kciuki do skroni i ból głowy zelżał.
Aparat zadzwonił. Harry policzył do trzech, zanim podniósł słuchawkę.
— Tak, słucham?
Dzień dobry, Harry.
— Minister Fallin? — Kolana trochę mu się zatrzęsły, więc usiadł na łóżku.
Obaj wiemy, dlaczego dzwonię, więc przejdźmy do rzeczy, dobrze?
— Oczywiście, sir. — Harry wziął głęboki oddech i wypowiedział słowa, które powtarzał w myślach przez ostatnie piętnaście minut: — Pozwoli pan, iż zacznę od przypomnienia, że zostałem tu wysłany przez dyrektora Bassa w celach zawodowych, bez żadnych informacji czy instrukcji poza tymi, że mam znaleźć Malfoya i dowiedzieć się, dlaczego porzucił swoją posadę w Nowym Jorku. Zważywszy na ograniczone możliwości, zrobiłem wszystko, co mogłem. Bardzo proszę, aby przemyślał pan całą sytuację niezwykle ostrożnie.
Mój drogi, wszystko to wziąłem pod uwagę, uwierz mi — odpowiedział Fallin z westchnieniem. — To, co wczoraj napisałeś, brzmiało zupełnie jak groźba. Masz zamiar wprowadzić ją w czyn?
Harry przełknął ślinę.
— Tak, sir. Ale mam nadzieję, że to nie będzie konieczne.
Ja też tak sądzę. Ale sytuacja jest dużo bardziej poważna, niż ci się wydaje. Musisz wrócić z panem Malfoyem w tym tygodniu lub konsekwencje będą naprawdę niebezpieczne.
— Konsekwencje?
Dowiesz się wszystkiego po powrocie.
— To mi nie wystarczy — odparł Harry twardo. — Muszę mieć coś więcej, niż pańskie zapewnienia, aby namówić go do powrotu.
Przykro mi, ale to wszystko, co mogę ci zagwarantować.
— A co z ochroną? — zapytał Harry, opierając łokcie o kolana. — Malfoy nie wróci, jeśli nie będzie miał zagwarantowanego bezpieczeństwa.
Harry, ty, w przeciwieństwie do rządu Wielkiej Brytanii, masz ten luksus i możesz mu ufać.
Potter żachnął się z irytacją.
— Z całym należnym szacunkiem, panie ministrze, ale na temat wiarygodności pana Malfoya wiem więcej niż rząd.
Fallin wydał z siebie dźwięk, który brzmiał jak parsknięcie.
Wysłaliśmy ci informacje, Potter, i obraz, jaki się z nich wyłania, jest jednoznaczny. Podejrzewam, że twoja opinia może być trochę zaburzona przez... osobiste uczucia do pana Malfoya.
Szczęka Harry'ego opadła.
— Proszę?
Wiemy, że Draco Malfoy był w kontakcie ze swoim ojcem, znanym śmierciożercą i współpracownikiem...
— Co ma pan na myśli, mówiąc „osobiste uczucia”? — zapytał Harry.
Fallin przerwał.
Przeczytałem twoje sprawozdanie i informacje przekazane przez CIA. Nie wysłaliśmy cię tam...
— Moje uczucia nie mają tu nic do rzeczy — odciął się Harry. Gdyby tylko było to prawdą. — Myślałem, że wysłał mnie pan tutaj, ponieważ ufa w mój rozsądek. Ponieważ myślał pan, że mogę go znaleźć i...
Oczywiście, że ufam twojemu rozsądkowi. Chodzi tylko o to... Musisz wiedzieć, jak sytuacja wygląda stąd.
— Nie, proszę pana. Nie wiem.
Fallin zabrzmiał, jak gdyby nabierał odmierzonego oddechu.
Harry, jaka dokładnie jest natura twojej relacji z Draco Malfoyem?
— Ja... zostaliśmy przyjaciółmi, tak sądzę. Poznałem go i...
Sypiasz z nim?
Harry zaczerwienił się, choć nie było tu nikogo, kto mógłby to zobaczyć.
— Nie, proszę pana — odpowiedział. — Oczywiście, że nie.
Nasz wywiad najwyraźniej donosi coś innego.
Potter poczuł, jak skręca mu się żołądek.
— Wywiad? Byłem śledzony?
Fallin milczał przez chwilę.
Musisz spróbować zrozumieć, jak to wygląda z naszej strony. Dostajemy od ciebie niewiele informacji, a twoje sprawozdania nie zgadzają się z danymi dostarczonymi przez CIA. A potem zaczynamy otrzymywać raporty o tobie jako podejrzanym charakterze, który trzyma się z bandą Malfoya i całkiem możliwe, że współpracuje ze śmierciożercami. Co mieliśmy pomyśleć?
— To nie jest... — Harry zazgrzytał zębami. — Pozwoliliśmy, aby inni sądzili, że ze sobą sypiamy, ale nie robimy tego.
CIA wydaje się być o tym przekonane, Harry. Wystarczająco, aby nie ufać twoim motywom. Sugerowano nawet, że ty i on współpracujecie ze sobą.
— W jakim celu? — zapytał Harry, kompletnie zdumiony.
W jakimkolwiek, Harry, i żaden z nich nie wygląda na szczególnie pochlebny. Muszę przyznać, że dla mnie także jest to podejrzane, szczególnie w świetle twoich niedawnych żądań. Dlaczego postępujecie tak, aby inni uważali was za kochanków, skoro nimi nie jesteście? Nie wiedziałem nawet, że...
— Nie jestem gejem — przerwał mu Harry. — I nie pracujemy razem. On ledwie mi ufa, wbrew moim wysiłkom. — Poczuł, że płoną mu policzki. Był wściekły, zakłopotany i przestraszony, że minister wysuwa takie oskarżenie.
Harry, ja nie mam z tym problemu. Jestem człowiekiem z otwartym umysłem. Mam kuzyna homoseksualistę.
Potter jęknął z frustracji.
— Proszę pana, wiem, jak to wygląda, lecz sytuacja jest... skomplikowana. Nie mogę tego wyjaśnić, ale ma pan moje słowo, że niczego nie chcę bardziej, niż przywieźć Malfoya ze sobą i ochronić go. — Głowa ciągle pulsowała bólem, więc docisnął kciuki do oczu. Pomogło, ale tylko trochę. — Kiedyś moje zapewnienie coś dla pana znaczyło. Teraz tak nie jest?
Harry, pozwól, że będę z tobą szczery. Twoje nazwisko nadal ma w ministerstwie wartość, ale jeśli nie przestaniesz teraz naciskać w sprawie Malfoya, wszystko stracisz.
Harry wypuścił głośno powietrze.
— Rozumiem i...
Nie ufam Malfoyowi, ale tobie tak, wbrew raportom CIA. Znam cię od dziecka i nie wątpię, że wierzysz w to, co mówisz. Jakkolwiek nie jestem przekonany, czy twoja wiara opiera się na dobrych podstawach.
— Panie ministrze, ufam mu — powiedział Harry, czując, jak żołądek trzęsie mu się na dźwięk wypowiadanych słów. Były prawdziwe. Istotnie ufał Malfoyowi, wbrew faktowi, że niewiele miał ku temu powodów. I był skłonny zaryzykować wszystko z powodu tego zaufania. Zaczerpnął głęboko powietrza. — Mógłby pan powierzyć go mojej opiece. Byłbym za niego odpowiedzialny.
Fallin nie wydawał się tą sugestią zaskoczony.
Jesteś pewien, Harry? Wziąłbyś na siebie spore ryzyko.
Potter zamknął oczy. Nadal nie wiedział, czy w ogóle będzie w stanie przekonać Malfoya do powrotu. Co zrobi, jeśli Ślizgon odmówi?
— Tak, jestem pewien — powiedział. — Chcę dla niego immunitetu. Jeśli posiada naprawdę wartościowe informacje, trzeba dać mu możliwość podzielenia się nimi. — Przerwał, zastanawiając się, co jeszcze mógłby powiedzieć, aby przekonać ministra. — Malfoy jest aurorem. Czy to nic nie znaczy?
Tak, ale jest też przypuszczalnym śmierciożercą i zbiegiem.
— Sir, nie wierzę ani w jedno, ani w drugie. Jeśli miał kontakt ze śmierciożercami lub kimkolwiek innym, to tylko z powodu wykonywanych obowiązków. W Nowym Jorku pracował pod przykryciem dla FBI.
Nasz wywiad donosi, że był podwójnym agentem.
Harry zamknął oczy.
— Tak, miałem okazję zobaczyć ten wasz wywiad. Ale nie widziałem żadnego dowodu na potwierdzenie jego teorii. Została oparta na zeznaniach byłego kochanka — kogoś, kto mógł mieć ukryty motyw.
Dowód jest wystarczający, aby przekonać mnie, dyrektora i starszych rangą pracowników biura.
Harry zacisnął zęby.
— Którego nadal jestem członkiem. I nie zgadzam się z wami. — Już na końcu języka miał komentarz o stosunkowo niewielkiej ilości dowodów, jakiej potrzeba do przekonania urzędnika, który chce wierzyć, że coś jest prawdziwe. Ale to samo można by zarzucić jemu, prawda? Nie chciał, aby te doniesienia okazały się prawdą, więc być może widział Malfoya takim, jakim chciał go widzieć. — Sir, sądzę, że on ma kłopoty, z którymi nie może sobie poradzić i dlatego ucieka. Nie zwrócił się do nas, bo prawdopodobnie nie wierzy, że zdołamy go ochronić. — Zastanowił się intensywnie, ale nie miał zbyt dużego wyboru. — Powinniśmy dać mu jakiś powód, żeby chciał wrócić do domu. Musi zaufać nam bardziej, niż my ufamy jemu.
Fallin milczał, choć Harry słyszał jego oddech. Praktycznie mógł go sobie wyobrazić, trącego z roztargnieniem palcami swoją łysinę, co robił zawsze, kiedy myślał nad czymś intensywnie.
Dobrze. Immunitet i oddajemy go pod twoją opiekę, pod warunkiem, że wrócicie w czwartek.
Potter spróbował nie zabrzmieć na zirytowanego.
— Potrzebuję więcej czasu.
Im dłużej tam jesteś, tym większe grozi ci niebezpieczeństwo, Harry. Jeśli CIA uważa, że pracujesz z Malfoyem, może przedsięwziąć jakieś kroki również w stosunku do ciebie. Potrzebujemy cię tu z powrotem jak najszybciej, z nim lub samego. — Fallin przerwał, jak gdyby czekając na protest, ale Harry milczał. — Jeżeli pan Malfoy wróci, opieka nad nim spadnie na ciebie. I jeśli cokolwiek pójdzie źle, jeśli okaże się on nie tym, kim zapewniasz, że jest, obarczę cię za to osobistą odpowiedzialnością.
Harry zamknął oczy i zastanowił się, czy postąpił właściwie. Naprawdę ufał Malfoyowi, choć nie był pewien, czy uda mu się w ciągu dwóch dni uzyskać wzajemność. Rozpaczliwie potrzebował więcej czasu, niestety go nie otrzymał. A przynajmniej nie teraz.
— Takie wyjście mogę zaakceptować — powiedział w końcu. — Ale chcę dostać wszystko na piśmie. W dwóch egzemplarzach, na pergaminie, podpisane przez pana i dyrektora Bassa. Jedną kopię proszę dać Hermionie Granger, a drugą wysłać mi FedExem* do San Francisco. Nie będę w stanie przekonać Malfoya bez takiego dokumentu w rękach.
FedExem? — zapytał Fallin.
Harry westchnął.
— To mugolska usługa pocztowa. Niech pan zapyta asystentkę Hermiony. I dziękuję, sir.
Załatwię to jeszcze dzisiaj, Harry, i będę czekał na ciebie w czwartkowy wieczór.

Harry przez chwilę leżał na łóżku, gapiąc sie w sufit. CIA szpiegowało również jego. Nie miał zbyt wielu wątpliwości, że za raportami stał Manny. Był wyraźnie zazdrosny o ich przyjaźń i bał się, że Malfoy da się przekonać do powrotu do Anglii. Ale czy Manny pracował dla kogoś jeszcze? Był podwójnym agentem?
Nie mógł zasnąć, wziął więc gorący prysznic w nadziei, że to pomoże mu się odprężyć. Na szczęście tak się stało. Stał pod parującą wodą bardzo długo, pozwalając jej chłostać go po plecach. I jedynie poczucie winy, spowodowane nadmiernym zużywaniem „najcenniejszego zasobu Kalifornii” — jak to opisano na małej instrukcji, powieszonej przy umywalce — kazało mu zakręcić kurki.
Odciągnął zasłonę prysznica i prawie wrzasnął z zaskoczenia. Malfoy, bardzo blady, stał nie dalej niż pół metra od niego.
— Do jasnej cholery, Malfoy, oglądałeś kiedyś „Psychozę”? — Starł z oczu wodę i wskazał na półkę z ręcznikami.
Ślizgon podał mu jeden, rumieniąc się lekko.
— Przepraszam, pukałem, ale nie odpowiadałeś... — Spuścił wzrok. — Zaklęcia ciągle były na miejscu, więc zdjąłem je i wszedłem. Przepraszam. — Odwrócił się z zamiarem wyjścia.
— Zaczekaj! — zawołał za nim Harry, zawijając ręcznik wokół bioder i prawie poślizgując się, pośpiesznie wychodząc z brodzika. Malfoy stał na środku, rozglądając się nerwowo. — Naprawdę nic się nie stało. Przestraszyłeś mnie, to wszystko.
Draco wyglądał na wyczerpanego, jak gdyby w ogóle nie spał.
— Jestem trochę zmęczony, przepraszam. — Wskazał na stojący na stoliku, parujący kubek. — Przyniosłem to dla ciebie. Przyjdziesz do kawiarni, jak się ubierzesz? — Niemal nieświadomie otaksował drugiego mężczyznę wzrokiem.
— Jasne — odpowiedział Harry. W wyrazie twarzy Ślizgona było coś niepokojącego. — Zaraz będę gotowy. Piętnaście, dwadzieścia minut.
Malfoy kiwnął głową.
— Przygotuję ci latte.

Ku wielkiej uldze Harry'ego, eliksir na kaca podziałał bardzo szybko. Chłopak spędził kilka minut, próbując zdecydować, którą z trzech czystych koszul ubrać, aż w końcu wybrał granatowy sweter, który wyjątkowo podobał się Malfoyowi, gdy miał go na sobie podczas kolacji w ubiegłym tygodniu.
W momencie, gdy tylko wyszedł z hotelu, usłyszał, że ktoś woła jego imię. Odwrócił się i zobaczył, jak Colby macha do niego z przeciwnej strony ulicy. Przebiegł ją, uskakując przed pędzącym Chevroletem i posłał Harry'emu smutny uśmiech.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Potter.
— Mam kaca jak cholera — odpowiedział Colby, przejeżdżając palcami przez szopę ciemnych włosów. — Właściwie, to musiałem wziąć wolne. Nie mam bladego pojęcia, jak dotarłem do domu. Obudziłem się na własnej kanapie, czując się jak gówno.
— Wezwaliśmy ci taksówkę — wyjaśnił Harry.
— Niczego nie pamiętam. — Colby uśmiechnął się i zaczęli iść powoli w dół ulicy, w stronę kawiarni, w której pracował Malfoy. — Ostatnią rzeczą, jaką sobie przypominam, to jak zniknąłeś po... — przerwał i zagryzł wargę.
Potter przystanął i westchnął.
— No cóż, wiesz....
— Harry, szukałem cię dziś rano, ponieważ musimy porozmawiać — wyrzucił z siebie Colby. — Zeszłej nocy...
— Poczekaj — przerwał mu Potter. Colby wbił w niego beznamiętne spojrzenie. — Zrozum... lubię cię i jesteś naprawdę miłym facetem, ale w czwartek wyjeżdżam. — Mężczyzna zmarszczył brwi i zatrzymał się. Wypowiedzenie kolejnych słów nie przyszło Harry'emu łatwo. — Resztę czasu tutaj planuję spędzić z Derekiem.
— Och — szepnął Colby, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. — Boże, ty... Więc to tak...? Więc... o to chodzi...? — Spuścił wzrok, a Harry poczuł się okropnie.
— Zostały mi tylko dwa dni — zaczął. — Mimo wszystko, to jego przyjechałem tu odwiedzić.
— Rozumiem — odpowiedział Colby, nadal nie patrząc mu w oczy. — W takim razie, co robiłeś ze mną? Zabijałeś nudę, czekając, aż Derek będzie wolny?
Oczywiście, tak właśnie było. Harry starał się przybrać współczującą minę.
— Colby, przykro mi, jeśli wprowadziłem cię w błąd. Tylko że... Naprawdę jesteś sympatyczny i pociągający. Jeżeli spędzilibyśmy razem więcej czasu, wszystko pewnie ułożyłoby się inaczej. — „Kłamca”, skarcił sam siebie.
— Nie, nieprawda — warknął Colby. — Nie z Derekiem w pobliżu. — Wznowili spacer i zaległa niezręczna cisza. Mężczyzna wydawał się pogrążony w myślach. Kilka razy uniósł wzrok, jak gdyby miał zamiar zacząć mówić, ale tego nie zrobił. W końcu wydał dźwięk, brzmiący jak pełen wstrętu śmiech. — Nie mogę uwierzyć, że właśnie zaserwowałeś mi mówkę w stylu „jaki to z ciebie miły facet”.
Harry spróbował się uśmiechnąć.
— Lepsze to niż: „To nie twoja wina, tylko ze mną coś jest nie tak”.
— Tak sądzę — odparł Colby. — Jestem po prostu zmęczony traceniem świetnych chłopaków przez kogoś takiego jak Derek. Nikt nie chce miłego faceta, wiesz? Wszyscy wolą takich, jak on. Apodyktycznych drani, którzy pieprzą wszystko dookoła.
Harry westchnął. Miał już bardzo podobną rozmowę z Cho, zaraz przed tym, jak zostawiła go po raz pierwszy, tyle że wtedy znajdował się po przeciwnej stronie. „Jesteś cudownym mężczyzną i chciałabym kochać cię tak, jak na to zasługujesz. Ale nie mogę dać ci tego, czego pragniesz i oboje o tym wiemy. Lepiej ci będzie...” Jak się okazało, jej było lepiej z Aaronem.
— Wiem, że to okropne — powiedział. — I nie mam dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Przepraszam. — Skręcili na Piętnastą Ulicę, a potem weszli w dzielnicę Noe. Harry zastanawiał się, czy Colby ma zamiar wejść z nim do kawiarni. Ten jednak zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na niego. — Więc... — zaczął Harry.
— Och, Boże, to koniec? — wymamrotał Colby. — Już cię więcej nie zobaczę? — Harry westchnął i potrząsnął głową. Naprawdę nienawidził tej sytuacji. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Zwykłe „dziękuję” wydawało się nie na miejscu. — Zaczekaj — powiedział Colby i wyjął portfel. Otworzył go i wyciągnął z niego wizytówkę. — To mój adres domowy i numer telefonu, a po prawej email. Jeśli kiedyś jeszcze tu przyjedziesz lub cokolwiek...
Harry wziął wizytówkę i uśmiechnął się.
— Na pewno. — Nie mógł się odwzajemnić, więc tylko schował kartonik do kieszeni.
— Świetnie — odezwał się Colby, wpatrując się w ziemię. — A więc...
— Tak — powiedział Harry. — Miło było cię poznać. — Nacisnął na klamkę.
— Mnie również — odparł Colby, zagryzając wargę. — Do zobaczenia. — Zerknął na Harry'ego jeszcze raz i odszedł.
Potter od razu wszedł do kawiarni, więc nie uległ pokusie odwrócenia się. Uczucie, jakie go ogarnęło, było okropne. Przysiągł sobie, że jeśli tylko będzie to od niego zależało, nigdy więcej nikomu czegoś takiego nie zrobi.
Malfoy był zajęty i nawet na niego nie spojrzał. Zamiast do stolika, Harry podszedł do lady. Kobieta, której nie rozpoznał, uśmiechnęła się do niego i zapytała, co mu podać.
— Karmelowe capuccino — odpowiedział.
— Z dodatkowym espresso — odezwał się Malfoy. Harry spojrzał na niego i zobaczył, że Ślizgon się uśmiecha. — Chyba że ograniczasz kofeinę.
— Tego nigdy za wiele — odparł Harry, odwzajemniając uśmiech.
— To nie jest twoje zwyczajowe zamówienie. — Malfoy uniósł brew.
— To zawsze była moja ulubiona kawa, tylko nigdy ci tego nie powiedziałem.
— Zaraz podam — powiedział Ślizgon. Wyglądało, że widząc Harry'ego jest szczęśliwy, dużo bardziej, niż zwykle.
Potter znalazł swoje miejsce w kącie. Ku jego zadowoleniu, na stoliku leżał egzemplarz „The Guardian”. Przez ostatni tydzień zapałał do gazety dziwnym zamiłowaniem.
Malfoy przyniósł kawę i usiadł naprzeciwko niego.
— Dział na temat seksu jest bardzo zabawny — skomentował Harry. Draco uśmiechnął się i przez chwilę jedynie patrzyli na siebie w milczeniu. Potter poczuł, że jego policzki robią się czerwone, gdy w pamięci rozbłysło mu wspomnienie tego, co wydarzyło się zeszłej nocy. — Jak się masz? — zapytał.
— Właściwie dobrze — odparł Malfoy, ciągle się uśmiechając. — Eliksir na kaca pomógł?
— Tak, dziękuję.
Spojrzenie Ślizgona było niezwykle promienne i nieobecne. Harry zastanawiał się, co też chodzi mu po głowie.
— Mieliśmy dzisiaj porozmawiać, prawda? — zaryzykował.
— Tak — odparł Malfoy, wyglądając prawie na onieśmielonego. — Ale nie tutaj. Później, prywatnie. — Jego brwi uniosły się odrobinę i Harry poczuł bolesne ukłucie w podbrzuszu.
— W porządku — odpowiedział z uśmiechem.
— Skończę trochę wcześniej — kontynuował Draco. — Zarezerwowałem stolik na szóstą.
— To za wcześnie na kolację — zauważył Harry.
— Tak, ale to dlatego, że idziemy do teatru — wyjaśnił Malfoy z uśmiechem. — Uznałem, że to będzie dobry pomysł.
— Brzmi świetnie — powiedział Potter. — Czy to randka?
Ślizgon wzruszył ramionami.
— Tak sądzę. — Mrugnął do Harry'ego i wstał od stolika.
Potter obserwował go z przerwami przez następną godzinę, zdumiony, jak bardzo Malfoy wydawał się szczęśliwy. Czy to, co zdarzyło się między nimi zeszłej nocy, nakłoniło go do spojrzenia na Harry'ego w innym świetle? Na tę myśl serce Pottera zaczęło bić szybciej. Może, mimo wszystko, jakoś się miedzy nimi ułoży, a Draco otworzy się przed nim i w końcu mu zaufa? I wreszcie mogliby być w stosunku do siebie uczciwi. Powiedziałby mu prawdę i Malfoy zgodziłby się wrócić z nim do Anglii.
Być może.
Skończył czytać gazetę i podniósł egzemplarz jakiegoś nowego magazynu, który ktoś zostawił na pobliskim stoliku. Zaledwie zaczął interesować się artykułem o Julii Roberts, gdy ktoś stanął obok niego. Uniósł wzrok i zobaczył wbite w siebie, kamienne spojrzenie Manny'ego Padilli.
Mężczyzna był bardzo przystojny, ale miał twarz, której, gdy był rozgniewany, można było się przestraszyć. Odsunął krzesło i usiadł, nie odrywając oczu od Harry'ego. Malfoy zauważył ich i posłał w stronę Harry'ego zaniepokojone spojrzenie. Potter oczekiwał, że zaraz przybiegnie z filiżanką kawy dla swojego chłopaka, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ślizgon jedynie patrzył na nich z nieufną miną.
— Dobrze się bawiłeś zeszłej nocy? — zapytał Manny. Nie zabrzmiało to wcale tak, jakby miał nadzieję, że Harry naprawdę dobrze się bawił.
— Tak — odparł Potter z wymuszonym uśmiechem. — Derek obciąga niesamowicie, prawda?
— Myślisz, że jestem o ciebie zazdrosny? — Uśmieszek Manny'ego był dużo bardziej przekonujący.
— Tak, w zasadzie tak.
— Nie, Harry. Ale wiem, kim jesteś i dlaczego tu jesteś. — Wyraz jego twarzy stał się zdecydowanie bardziej ponury. — Niestety, twój plan się nie uda. Mam zamiar osobiście tego dopilnować.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odparł Potter, sącząc kawę. Miał nadzieję, że przez ten gest sprawia wrażenie spokojnego. — Przyjechałem tu, aby go odwiedzić. To wszystko.
— Być może chciałbyś, żeby on w to wierzył — odparł Manny. — Ale moje źródła mówią inaczej.
— Twoje źródła są wyjątkowo niedokładne — parsknął Harry, choć jego żołądek skręcił się w węzeł. Przez myśl przebiegła mu poranna rozmowa telefoniczna i zastanowił się, kim owe „źródła” były. Może tylko blefował, aby zdobyć informacje. — A skoro o tym rozmawiamy, wiem, że żaden z ciebie prawnik. Wiem także, dlaczego ty tu jesteś.
Oczy Manny'ego zwęziły się, a głos zniżył do szeptu.
— Jeśli naprawdę ci na nim zależy, Harry, wyjedź stąd. Zostaw go w spokoju. Przestań pierdolić się z jego emocjami. Każdego dnia, gdy tu jesteś, on znajduje się w większym niebezpieczeństwie.
Potter zmarszczył brwi.
— Nie wiem, o co ci chodzi.
Manny uśmiechnął się złośliwie.
— A ja sądzę, że tak. Zostaw go w spokoju.
— Być może chcę go ochronić.
— Nie dasz rady, Harry.
Potter zacisnął zęby.
— Jesteś tego pewien?
— On może ci ufać, ale ja tego nie robię. Obserwuję cię. — Manny wbił w niego wzrok.
— Czy to groźba? — zapytał Harry, próbując być nonszalancki.
— Tak — odparł Manny. Wstał, rzucił krótkie spojrzenie Malfoyowi i wyszedł z kawiarni.
Ślizgon przyglądał się jego odejściu, a potem popatrzył na Harry'ego. Potterowi udało się do niego uśmiechnąć.
Kilka minut później Draco przyniósł mu kolejne capuccino, choć Harry miał jeszcze połowę poprzedniej szklanki.
— O co chodziło? — zapytał Malfoy, siadając na zwolnionym przez Manny'ego krześle.
— Nie wiem — odparł Potter. — Ty mi powiedz.
Ślizgon wzruszył ramionami i pochylił głowę.
— Sądzę, że jest zazdrosny.
— A ma ku temu powód? — spytał Harry.
Draco milczał przez chwilę, nie odrywając od niego wzroku.
— Tak, sądzę, że tak. — Wypuścił powietrze i uśmiechnął się. Serce Harry'ego załomotało. Czy to oznaczało to, co on myślał, że oznaczało? — Tak się zastanawiałem... — zaczął Malfoy — ...może w czwartek wybralibyśmy się do Napa**? Mam wolne dwa dni, wynajęlibyśmy samochód i zrobilibyśmy sobie weekend, co? — Ponownie spojrzał na niego z rozpromienionym wyrazem twarzy.
Serce Harry'ego drgnęło.
— Och, Draco, ja... — przerwał, niepewny, co powiedzieć. Radość zniknęła z twarzy Malfoya, więc wziął głęboki oddech. Właśnie teraz powinien zacząć być uczciwy, ale jeszcze nie czuł się na to gotowy. — Wyjeżdżam w czwartek po południu. Dzwonili do mnie dzisiaj rano i w piątek muszę być w biurze.
Malfoy pobladł i wbił wzrok w blat stolika. Wyglądał, jak gdyby myślał nad czymś gorączkowo.
— Wyjeżdżasz? — odezwał się w końcu. Jego głos brzmiał niezwykle słabo.
Harry wziął go za rękę.
— Przykro mi. Starałem się przekonać ich, aby dali mi więcej czasu, ale...
— Więc to tak? Mamy tylko jeden dzień?
— Tak — odpowiedział.
Draco uśmiechnął się lekko i ścisnął dłoń Harry'ego, po czym zabrał rękę.
— W takim razie musimy się wybawić za kilka dni. — Wstał i wrócił za ladę.
Harry chciał pójść za nim, objąć go, pocałować, zrobić cokolwiek, aby znowu wywołać ten uśmiech. Przeklął w myślach Fallina. Potrzebował więcej czasu i musiał mu o tym powiedzieć. Zadzwoni jutro rano i złoży kategoryczne żądanie.
Zachowanie Malfoya zmieniło się. Przez następne kilka godzin znowu był starym sobą — zamkniętym, sarkastycznym i nieczytelnym. Harry miał też dziwne wrażenie, że wygląda na kogoś, komu ulżyło.

***

Malfoy zapewnił go, że nieformalny strój na wyjście do teatru jest całkowicie dopuszczalny, co Harry przyjął z radością, bo nie miał ze sobą żadnych eleganckich ubrań. Taksówką podjechali do restauracji o nazwie Ponzu, blisko Union Square, oferującej ogólnoazjatycką kuchnię. Podczas posiłku, składającego się z całej, pieczonej kaczki i kilku butelek sake Bishonen, prowadzili miłą pogawędkę. Rozmowa nigdy nie kierowała się na poważne sprawy, obojętne, jak bardzo Harry się starał. Malfoy był mistrzem w unikaniu tematów, na które nie chciał dyskutować. Gdy talerze mieli już puste, Harry westchnął i rozlał resztkę alkoholu.
— Naprawdę będę za tym tęsknił — powiedział i spojrzał na Malfoya. — Będę tęsknił za tobą.
— Nie, nie będziesz — zaśmiał się Draco. — Minutę po powrocie pobiegniesz do Soho, żeby pieprzyć się do nieprzytomności. Czuję się zazdrosny.
— Mógłbyś pojechać ze mną, wiesz? — zaryzykował Harry.
Malfoy parsknął.
— Tak, jasne. I byłbym twoją maskotką. Podrywalibyśmy razem słodkich chłopców.
— W zasadzie, to mówiłem poważnie — odparł Harry z uśmiechem.
Draco studiował jego twarz przez minutę. Gdy rozległy się dźwięki stłumionej melodii, zamrugał, jak gdyby przed chwilą był gdzie indziej i pogrzebał w kieszeni marynarki. Ze zmarszczonymi brwiami wyciągnął telefon.
— Tak?... Jem... Tak. — Wywrócił oczami. — Nie, mówiłem ci... — Przez chwilę słuchał w milczeniu. Harry nie miał większych wątpliwości, kto jest po drugiej stronie słuchawki. — Dobrze, dobrze, będę. — Z trzaskiem zamknął klapkę aparatu, westchnął i uśmiechnął się.
— Kto to? — zapytał Potter tak obojętnie, jak to możliwe.
— A jak myślisz? — parsknął Draco.
— Wszystko w porządku?
Malfoy potrząsnął głową.
— Tak mi się wydaje. On jest po prostu... — Wzruszył ramionami. Kelner położył na stole rachunek, ale Ślizgon złapał go przed Harrym. Uśmiechnął się złośliwie. — Co z ciebie za szukający? Dzisiaj ja stawiam.
— Nareszcie — zaśmiał się Harry.

Do Marines Theatre, który znajdował sie tylko kilka ulic dalej, poszli piechotą. Droga wiodła pod górkę i zanim dotarli na miejsce, obaj byli zasapani. Widzów nie wpuszczano jeszcze do środka, więc stanęli przed wejściem z resztą tłumu. Malfoy wydawał się zaniepokojony i odciągnął Harry'ego na bok, pod ścianę budynku. Nerwowym ruchem potrząsał paczką papierosów, aż wreszcie udało mu się wydobyć jednego.
— Chciałbym, żebyś nie palił — powiedział Potter.
— Ja też — odparł Draco i zaciągnął się głęboko. Oparł głowę o mur i spojrzał w niebo, wypuszczając z ust dym.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Harry.
Telefon zadzwonił ponownie. Malfoy jęknął i pogrzebał w kieszeni.
— Co?... Och, do cholery, jestem w teatrze i wyłączam to piekielne urządzenie, gdy tylko wejdę do środka. — Harry uniósł brew, a Ślizgon wywrócił oczami. — Nie teraz, w porządku? Obiecuję, zadzwonię do ciebie później. — Słuchał przez chwilę, a potem uśmiechnął się. — A viente, pendejo. Cuídate.*** — Wyłączył aparat i schował go do kieszeni. — Przepraszam — powiedział.
Harry wpatrywał się w niego przez chwilę.
— Mówisz po hiszpańsku?
Malfoy rzucił mu zdziwione spojrzenie.
— Nie, znam tylko kilka przekleństw i parę użytecznych zwrotów. Manny przechodzi na swój rodzimy język, kiedy jest na mnie naprawdę wściekły. Musiałem nauczyć się wystarczająco, aby zrozumieć, co do mnie mówi. — Wzruszył ramionami i skupił uwagę na szybko wypalającym się papierosie.
Przez następne dwadzieścia minut Harry wypróbował każdy romantyczny gest, jaki tylko przyszedł mu do głowy, aby sprawić, by Malfoy znowu się uśmiechnął. Trzymał go za rękę, dopóki Ślizgon jej nie wyrwał. Pocałował go w policzek przy całym tłumie ludzi czekających na wejście do teatru. Rozśmieszał go, gdy Draco narzekał na plamy z sosu sojowego, wydymając z niezadowoleniem wargi.
— Ale ja uwielbiam tę koszulę — wymamrotał Malfoy, marszcząc brwi.
Harry objął go od tyłu i przytulił, opierając brodę o jego ramię.
— „Czego nie widać”. A tak w ogóle, o czym to jest?
Malfoy wygiął się lekko w jego stronę i Harry trącił nosem jego włosy.
— O grupie teatralnej, która próbuje wystawić sztukę, ale nic im się nie udaje. Podobno bardzo zabawne.

Spektakl rzeczywiście okazał się bardzo humorystyczny, choć Harry większość czasu spędził na obserwowaniu Malfoya, gdy ten się wygłupiał. Kiedy wyszli już na ulicę, ciągle nie mogli przestać chichotać.
— Wiesz, nie sądzę, aby Amerykanie doceniali brytyjski humor — powiedział Draco.
— Wszyscy się śmiali — zauważył Harry.
— Ale nie tak bardzo, jak my. I ich akcent był okropny.
— No tak, choć słyszałem gorsze — roześmiał się Potter. — Ciężko ci dzisiaj dogodzić, co?
— Nic nie poradzę na to, że mam wysokie wymagania. — Malfoy zamrugał i Harry poczuł, że żołądek wywraca mu się do góry nogami. — Masz ochotę czegoś się napić?
Harry wziął go za rękę.
— Właściwie to wolałbym złapać taksówkę.
Draco obrócił się.
— Przy tylu ludziach wokół nie ma na to szans.
— W takim razie przespacerujmy się kawałek w górę ulicy. — Spojrzał na ciągnące się przed nimi zbocze i zmienił zdanie. — Albo lepiej zejdźmy na dół. — Uśmiechnął się i pociągnął Malfoya za rękę, ale ten nie ruszył się z miejsca. Harry westchnął. — Obiecałeś, że dzisiaj porozmawiamy, pamiętasz? Jeśli pójdziemy do baru... — Sfrustrowany, odwrócił wzrok.
— W porządku — odpowiedział Malfoy, głosem tylko trochę głośniejszym od szeptu. — Ale chcę, żebyśmy się aportowali.
Przeszli kawałek w dół ulicy, po czym Ślizgon pociągnął go w boczną alejkę. Rozejrzał się w obie strony, zanim gestem zachęcił Pottera do podejścia bliżej. Harry objął go i popatrzył na jego twarz z góry. W przyćmionym świetle latarni Draco wyglądał niemalże krucho.
Ślizgon odwzajemnił jego spojrzenie pociemniałymi i szeroko otwartymi oczami.
— Co?
— Boże, jesteś taki piękny.
W odpowiedzi Draco jedynie wbijał w niego wzrok, oddychając zbyt szybko jak na kogoś, kto stoi nieruchomo. Moment był cudowny i Harry nie mógł powstrzymać się przed pochyleniem i pocałowaniem Malfoya. Jego wargi okazały się zaskakująco miękkie i ciepłe. Rozchyliły się, gdy tylko nacisnął na nie czubkiem języka. Harry nie miał nawet nic przeciwko smakowi papierosów. Z każdą mijającą sekundą czuł się coraz bardziej zatracony w uroku tej chwili.
Opierali się teraz o brudną ścianę. Harry naciskał na ciało Malfoya, którego dłonie odnalazły jakoś drogę pod jego koszulę i przebiegły wzdłuż pleców. Draco obrócił głowę tak, że przerwał pocałunek. Oparł czoło o ramię Harry'ego i, ciężko oddychając, przytulił go mocno. Potter odwzajemnił się i zamknął oczy.
— Gotowy? — usłyszał szept.
W odpowiedzi kiwnął głową, wiedząc, że Malfoy poczuje ten gest, a potem świat zawirował, jak zawsze przy aportacji.
Zaraz po tym, jak jego stopy uderzyły o chodnik, dotarł do niego metaliczny dźwięk. Obrócili się obaj i zobaczyli bezdomnego mężczyznę, patrzącego na nich z otwartymi ustami i reklamówką aluminiowych puszek, rozsypujących się u jego stóp.
— Ups — mruknął Malfoy, puszczając Harry'ego. — Chodź. — Oglądając się ostrożnie wokół, wyciągnął go z uliczki, na którą się aportowali. Potter zrozumiał, że kierują się do jego mieszkania. — Nie mogę ryzykować aportacji w budynku — dodał Ślizgon. — Sąsiedzi i tak są już wystarczająco wścibscy. Mogę sobie tylko wyobrazić ich spojrzenia, gdyby zobaczyli mnie pojawiającego się z nikąd.
Wyglądał na kogoś, komu ulżyło, gdy tylko znaleźli się wewnątrz budynku. Westchnął z ulgą, kiedy zamknęły się za nimi drzwi mieszkania. Harry natychmiast go do nich przycisnął i pocałował. Ciało Malfoya pozostało jednak sztywne, a jego ręce wisiały bezwładnie wzdłuż boków. Nie tyle odwzajemniał pocałunek, co go tolerował. Harry odsunął się i westchnął. Czuł się zraniony, sfrustrowany i nie wiedział, dlaczego po raz kolejny został odepchnięty. Lub dlaczego to wydawało się mieć aż takie znaczenie. Przecież chodziło tylko o to, aby namówić go na powrót do Anglii, prawda?
Usiadł na kanapie, a Ślizgon poszedł przynieść im coś do picia. Wrócił z dwiema butelkami piwa i zajął miejsce obok, kuląc pod siebie stopy.
— Więc? — zaczął Harry.
— Więc? — odparł Draco, wydając się zakłopotany.
— Obiecałeś, że porozmawiamy, a unikałeś tego od tygodnia. — Potter westchnął. — A teraz unikasz mnie. Co się dzieje?
— Nic złego — odpowiedział Draco, skubiąc etykietkę piwa. — Chodzi tylko o to, że... Harry, pojutrze wyjeżdżasz.
— A co to ma wspólnego z nami teraz?
— Tak będzie lepiej — kontynuował Malfoy. — Wrócisz do domu i tyle. Dlatego właściwie nie ma o czym rozmawiać. — Ślizgon ciągle uciekał spojrzeniem.
— Draco... — zaczął Harry, ale przerwał. Nie był pewien, co powiedzieć. — Gdybym nie wyjeżdżał, byłoby inaczej?
Malfoy wzruszył ramionami, nadal nie patrząc mu w oczy.
— Nie wiem. Tak sądziłem zeszłej nocy. Zastanawiałem się cały ranek i... Naprawdę jesteś dla mnie ważny, Harry. Ale moje życie teraz jest wyjątkowo popieprzone. Nie mogę się wiązać, nawet z kimś, kto mieszka tutaj. A ty żyjesz w Londynie.
Na dźwięk słowa „wiązać się” żołądek Harry'ego drgnął. Zaczerpnął głęboko powietrza.
— Zadzwonię jutro do biura i powiem, że chcę zostać tutaj dłużej.
— Nie — odparł Malfoy, wydając z siebie coś na kształt pełnego smutku śmiechu. — Nie słuchasz mnie, Harry. Nie mogę się na to zgodzić. W końcu i tak wyjedziesz, a później będzie to jeszcze gorsze. Lepiej, żebyśmy w ogóle niczego nie zaczynali.
Harry próbował zmusić swój mózg do wymyślenia czegoś, co mógłby teraz powiedzieć. Nie pozostało mu nic, poza wyłożeniem kart na stół.
— Kiedy wcześniej wspomniałem, żebyś ze mną wrócił, mówiłem poważnie.
Draco wbił w niego wzrok.
— Harry, to jest okropny pomysł.
— Dlaczego? Co cię tu trzyma? Uciekasz od czegoś, to oczywiste. Jeśli ze mną wrócisz, pomogę ci.
Malfoy parsknął.
— Nie możesz mi pomóc. I nigdzie nie wyjadę.
— Czemu nie?
— To długa historia i nie mam ochoty o tym rozmawiać. — Ton jego głosu stał się ostrzegawczy.
— Świetnie, jak sobie życzysz — odparł Potter. — Nie musisz mi niczego mówić. Ale obiecaj, że to przemyślisz. — Malfoy wbijał wzrok w swoją butelkę piwa i nie odzywał się. Harry przysunął się bliżej, tak, że jego udo dotykało kolana Ślizgona. — Draco, naprawdę mi na tobie zależy. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo, dopóki nie okazało się, że muszę wyjechać. Nie chcę rezygnować, nawet nie próbując...
— Próbując czego? — przerwał Malfoy, teraz już patrząc mu w oczy. — Odpuść mi, Harry! Zaledwie tydzień temu zrozumiałeś, że jesteś biseksualny. — Potter przełknął, ale Draco kontynuował, zanim udało mu się odezwać. — Nie masz pojęcia, co znaczy być gejem. Byłeś tu na urlopie i bawiłeś się. Co się stanie, gdy wrócisz do Londynu, a wszystkie gazety ogłoszą nowinę, że cholerny Chłopiec, Który Przeżył pieprzy innych chłopców? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak to wpłynie na twoje życie i chcesz, żebym ja tam był i wziął na siebie winę, gdy uznasz, że się myliłeś?
— Draco, nie uznam...
— Harry, rozwiodłeś się. Skąd wiesz, że po prostu nie jesteś wściekły na kobiety i w zamian poeksperymentowałeś z mężczyznami?
— Wiem, co czuję! — odciął się Potter.
— Nie możesz zaprzeczyć, że jesteś emocjonalnie rozpieprzony. Będę romansem po twoim miłosnym zawodzie i przestanę się liczyć, gdy tylko wróci ci chęć na cipki.
— To nie w porządku! — wyrzucił z siebie Harry.
— Wiem, że nie — odparł Malfoy, wstając. — Życie nie jest w porządku, a ja muszę o siebie zadbać. Już dawno temu nauczyłem się, że nikt inny tego za mnie nie zrobi.
— Być może ja bym zrobił, gdybyś tylko dał mi szansę — powiedział Potter i także wstał. Wziął Draco za rękę i przyciągnął go do siebie. — Dlaczego nie pozwalasz mi się zbliżyć?
Malfoy zadrżał, ale wydawało się, jakby nie mógł oderwać od Harry'ego oczu.
— Nie mogę pozwolić, abyś mnie zranił, Harry. — Potter zaczął protestować, ale Draco przyłożył mu palce do ust. — Posłuchaj. Byłeś częścią mojego życia jeszcze zanim się spotkaliśmy. Nie sądzę, abyś miał pojęcie, jak wielką rolę w nim odegrałeś. Kiedy zobaczyłem cię w zeszłym tygodniu... — Cofnął się, tworząc miedzy nimi dystans i przebiegł palcami przez zafarbowane na czerwono kosmyki. — Naprawdę chciałem się dzisiaj z tobą kochać, ale nie mogę znieść myśli, że będę cię miał, a potem stracę. — Serce Harry'ego zaczęło bić szybciej. Wyciągnął do Malfoya rękę, ale ten cofnął się o krok. — Boże, mógłbym się w tobie zakochać, a to byłoby najgorsze, co może mnie spotkać. I wydaje mi się, że ty zakochałbyś się we mnie, ale... Znam cię. Chcesz się ożenić, mieć rodzinę i wszystko to, czego nie miałeś jako dziecko. — Potter przełknął ślinę i wbił spojrzenie we własne buty. Oczywiście, to była prawda. Jeszcze tydzień temu nie mógłby nawet wyobrazić sobie innego życia. — Ze mną nie będziesz tego miał — szepnął Malfoy. — A pewnego dnia zrozumiałbyś, że ci nie wystarczam. I co by się wtedy ze mną stało?
— Draco, proszę... — Harry nie potrafił nic powiedzieć. Czuł się okropnie, a żołądek skręcał mu się w supeł. Nie miał pojęcia, czego chce, ale wiedział, czego nie chce. A nie chciał, aby to się skończyło. — Nie wiem, co się wydarzy w przyszłości, ale nie mogę wrócić bez ciebie. Nie zniosę myśli, że nawet nie próbowałem.
— To ja wziąłbym na siebie całe ryzyko — odparł Malfoy. — Boże, Harry, mógłbyś być bardziej samolubny? Chcesz, żebym zostawił wszystko, moje obecne życie, przyjaciół i po prostu z tobą wyjechał?
— Staram ci się pomóc! — krzyknął Harry. — Wiem, że się ukrywasz. Wiem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Jeśli tu zostaniesz...
— Niczego o mnie nie wiesz. — Ton głosu Malfoya znowu stał się wojowniczy.
Frustracja Harry'ego zbliżyła się do granic wytrzymałości.
— Możesz przestać wygadywać bzdury? Wiem więcej, niż ci się wydaje. — Zrobił krok do przodu, ale Malfoy się cofnął. — Tak bardzo ufasz Manny'emu, ale ja wiem, kim on jest. To czarodziej, a także agent CIA.
Oczy Malfoy otwarły się szeroko.
— Ty... co ty bredzisz?
— Aresztują cię. Czekają tylko na okazję, a wtedy...
— Nie masz pierdolonego pojęcia, o czym mówisz. — Draco cofnął się jeszcze o kilka kroków. Wyglądał na wstrząśniętego.
— Proszę, wysłuchaj mnie.
— Myślę, że powinieneś już iść — odparł Malfoy, mierząc go surowym wzrokiem. — Zanim któryś z nas zrobi coś, czego potem będzie żałował.
Harry odwzajemnił spojrzenie Ślizgona, czując się niemalże zdesperowany. Do głowy nie przychodziło mu nic, co mógłby powiedzieć, aby złagodzić panujące między nimi napięcie. Być może lepiej będzie dać Malfoyowi szansę na przemyślenie wszystkiego. Porozmawia z nim jutro.
— Słuchaj, wybierzmy się jutro na sushi albo cokolwiek innego, dobrze? — Draco westchnął. — I nie będziemy o tym więcej rozmawiać. Po prostu się zabawimy, a potem wrócisz do Anglii. Tak będzie najlepiej. — Spojrzał na podłogę, nagle wydając się bardzo zmęczony, po czym podszedł do drzwi i otworzył je. — Jeśli nikogo nie będzie, możesz aportować się z korytarza. — Popatrzył na Harry'ego, ale w jego oczach nie było żadnych emocji.
Potter przebiegł palcami po włosach, próbując zyskać na czasie, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć. Ruszył do wyjścia i zatrzymał się obok Malfoya, aby go pocałować. Draco odwrócił głowę, tak, że usta Harry'ego trafiły na jego policzek.
— Dobranoc — powiedział. W jego głosie słychać było napięcie.
Potter wyszedł na korytarz, a drzwi za nim zamknęły się. Zanim aportował się do pokoju w hotelu, stał tam przez prawie minutę. Kiedy już dotarł na miejsce, zdjął ubranie, założył spodnie od piżamy i położył się do łóżka.
Dopiero wtedy pozwolił sobie na myślenie i czucie. Zamknął oczy, a pokój wydawał się wirować, mimo że nie pił już od wielu godzin. Zastanawiał się, co by było, gdyby w czwartek nie poszedł na stację świstoklikową i nie wrócił do Londynu. Nie miał żadnego powodu, aby wracać. Nic i nikt tam na niego nie czekał. Jedyną osobą, która wydawała się mieć dla niego teraz znaczenie, był Draco Malfoy.


***


*skrót od Federal Express — amerykańskie przedsiębiorstwo, zajmujące się przewozem przesyłek i logistyką, głównie za pomocą samolotów; ma ono zasięg ogólnoświatowy i posiada filie w 211 krajach
**hrabstwo na północ od San Francisco
*** Trzymaj się, dupku. I uważaj na siebie.


KONIEC ROZDZIAŁU VII
_________________
Jestem nienormalna.
Jestem opętana.
Jestem drarroholiczką.
---------------------------

ROZDZIAŁ VIII


Harry przebudził się roztrzęsiony, z czyjąś dłonią naciskającą mocno na jego usta. Próbował podnieść się z łóżka, ale ktoś popchnął go na nie z powrotem. Usłyszał szeptane zaklęcie, a potem ujrzał różdżkę rzucającą światło na twarz intruza.
Malfoy. Trzymał palec na ustach, sygnalizując tym, aby Harry był cicho. Zabrał rękę i wyszeptał kolejne zaklęcie, po czym zatoczył różdżką wokół pokoju. Mały, błyszczący punkcik pojawił się w rogu, blisko sufitu. Harry zmrużył oczy i sięgnął po okulary. Ślizgon ponownie coś szepnął i na końcu jego różdżki pojawiła się bańka światła. Przepłynęła przez pokój i otoczyła punkt w kącie.
— Mugolski podsłuch — powiedział Malfoy cicho. — CIA lubi ich używać, ponieważ mamy skłonność do oczekiwania magicznych metod inwigilacji. Teraz nas nie usłyszą. „Inwigilacja”, pomyślał Harry, przypominając sobie poranną rozmowę z Fallinem. — Jak długo to tutaj jest?
— Dosyć gadania — rzucił Malfoy. — Teraz to nieistotne. Harry, musisz natychmiast wyjechać. Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo. — Wstał, wyciągnął rękę i pomógł Harry'emu podnieść się z łóżka. Ślizgon ciągle miał na sobie to samo ubranie, co wcześniej, mimo że był już środek nocy.
— Co? — zapytał Harry, zszokowany. Czy to sen? Jeśli tak, to przynajmniej śniło mu się coś nowego.
Malfoy wyciągnął z kieszeni swoją srebrną bransoletkę i położył ją na nocnym stoliku.
— To świstoklik. Zaczarowałem go tak, aby działał wyłącznie dla ciebie, gdy tylko go dotkniesz. — Ton jego głosu był naglący i inny niż kiedykolwiek wcześniej. — Przeniesie cię przez bariery ochronne, prosto do mojego mieszkania. Tam będziesz bezpieczny.
— Co się dzieje? — spytał Harry.
— Nie mogę tu dłużej zostać — odparł Draco. — Spakuj wszystko, co nie powinno trafić w niepowołane ręce i użyj świstoklika. Pospiesz się.
Jeszcze przez moment patrzył na Harry'ego, po czym aportował się z cichym trzaskiem.
Dobrą chwilę Potter nie mógł się ruszyć. Nie miał żadnego powodu, aby ufać Malfoyowi, a tak trudno było uwierzyć, że to właśnie on znajduje się w niebezpieczeństwie. Wspomnienie tonu Ślizgona pobudziło go jednak do działania. Wszystko, co mógł znaleźć, wepchnął do plecaka. Włączył lampkę i rozejrzał się dokoła, aby sprawdzić, czy nie zapomniał o niczym ważnym.
Różdżka. Gdzie jest różdżka? Była w płaszczu.” Przypomniał sobie, że zdjął go i gdzieś rzucił. „Łazienka!” Znalazł go na podłodze przy toalecie i wyjął z niego zgubę.
I właśnie wtedy usłyszał wyraźny dźwięk aportacji dwóch ludzi. Cicho rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności i zerknął przez uchylone drzwi. W środku znajdowały się dwie zakapturzone osoby, przemierzające teraz jego pokój.
— Nasz wywiad doniósł, że tu jest — syknęła jedna z nich.
— Być może jeszcze jest — odparła druga. Głos wydał się Harry'emu dziwnie znajomy. Przycisnął do piersi plecak i podkradł się bliżej. Jeśli nie będzie ruszał się zbyt szybko, nie zauważą go. Musiał jedynie dotrzeć do leżącej na stoliku bransoletki.
Mężczyźni zaczęli przeszukiwać pokój, energicznie zrzucając z łóżka pościel i wysuwając szuflady z komody. Harry wykonał kolejny ostrożny krok do przodu. Czego mogli szukać poza nim samym? Działał teraz pod wpływem adrenaliny i zachowywał emocjonalny dystans, na myślenie będzie mnóstwo czasu później. W tej chwili najważniejsze było skoncentrowanie się na ucieczce. Srebro zdawało się błyszczeć w świetle lampy, przywołując go do siebie.
— Sprawdź łazienkę — polecił jeden z intruzów.
Harry zamarł, stojąc tylko o krok od świstoklika. Mężczyzna znajdował się dokładnie na jego drodze, a Potter nie mógł się z niej usunąć, nie zwracając na siebie jego uwagi. Gryfon zebrał siły i spróbował skupić myśli, szybko przeglądając w głowie listę defensywnych zaklęć, które najlepiej działałyby na tak niewielką odległość. Jego umysł okazał się wyjątkowo pusty.
— Sir, proszę spojrzeć! — Mężczyzna zatrzymał się nagle i wskazał na nocny stolik.
Bransoletka, pomyślał Harry, czując dreszcz lęku.
— Tak — odparł drugi z nich. — To naprawdę bardzo interesujące — dodał. Wydobył z szaty różdżkę i wskazał nią na podarek od Malfoya, wypowiadając jednocześnie: — Accio.
Harry bez zastanowienia zanurkował przed siebie, łapiąc bransoletkę w powietrzu. Tuż przed okropnym skrętem jelit, tuż przed tym, jak pokój wokół niego zniknął, na ułamek sekundy spojrzał w twarz Lucjusza Malfoya.
Moment później stał w pokoju Draco, zasapany i uczepiony własnego plecaka, z ciągle wyciągniętą przed siebie ręką trzymającą świstoklik.
Ślizgon stał obok kanapy i wyglądał, jakby właśnie skończył nerwową przechadzkę. Zesztywniał, kiedy zobaczył Harry'ego.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Potter był zbyt zszokowany, aby cokolwiek powiedzieć.
Malfoy wydał z siebie zduszony dźwięk i rzucił się gwałtownie do przodu. Harry upuścił plecak, bransoletkę i różdżkę, i zorientował się, że jego ramiona są pełne.
Draco całował go, trzymając kurczowo i drżąc.
— Och, Boże! Myślałem, że cię straciłem — szeptał tuż przy wargach Harry'ego.
— Skąd wiedziałeś? — zapytał Potter, przyciągając go bliżej i próbując się uspokoić.
Serce łomotało mu jak szalone. Jeśli Malfoy tak się przeraził, musiał wiedzieć, na co się szykuje. Pierwszy raz od lat Harry zadał sobie pytanie, czy aby o włos nie uniknął śmierci lub czegoś gorszego.
— Byłem przerażony — powiedział Draco. — Och, Boże... — powtórzył i pocałował go jeszcze raz, tak gwałtownie, że ich zęby stuknęły o siebie. — Przepraszam — szepnął mu prosto w usta. — Tak bardzo przepraszam, że cię odpychałem.
— Jestem tu — odpowiedział Harry i przytulił Malfoya mocno. — Jestem tu i wszystko ze mną w porządku.
Draco utopił się w jego ramionach, oplótł rękami szyję i łkał cicho, gdy Harry odwzajemniał pocałunek, wkładając w niego wszystkie emocje, które powstrzymywał przez ostatnie dni.
Cała reszta rozpłynęła się — otaczający ich pokój, wspomnienie twarzy Lucjusza w ciemności, zalegający w jelitach strach. Wszystko zostało zastąpione stale narastającym podnieceniem. Harry przerwał pocałunek, zaniepokojony, że jego nagła erekcja jest czymś niewłaściwym. Że to nie czas ani miejsce, aby pozwolić sobie na takie emocje.
Ale Draco przyciągnął go z powrotem, naparł na niego całym ciałem i całował jak ktoś zdesperowany. Także był twardy i tym razem nie odepchnął Harry'ego od siebie.
Umysł Pottera przegrywał bitwę z hormonami, powoli, ale stanowczo.
— Pragnę cię — szepnął, przesuwając wargi w stronę ucha Malfoya i ściskając ich erekcje razem. Gdy wrażliwe miejsca potarły o siebie, obaj jęknęli.
— Sypialnia — rzucił Draco i zrobił krok do tyłu. Potykali się, pokonując salon, nadal ze sobą spleceni, ciągle całując się i dotykając tak bardzo, jak to możliwe. Harry nigdy nie czuł czegokolwiek nawet zbliżonego do tego poziomu pasji, nie mógł oderwać od Draco dłoni ani ust, nawet na czas potrzebny do zdjęcia ubrań.
Dotarli do drzwi, ale uderzyli w nie tak mocno, że się zamknęły*. Harry przycisnął Malfoya do ich powierzchni, unieruchamiając mu ręce po obu stronach głowy i całując wystarczająco gwałtownie, aby posiniaczyć skórę. Malfoy naparł na niego i założył mu jedną nogę za kolano, żeby przyciągnąć go jeszcze bliżej.
Harry przesunął się i ich erekcje otarły się o siebie. Jęki zmieszały się w jeden i nawet o tym nie myśląc, Potter zaczął popychać biodra w stronę Malfoya. Uświadomił sobie, że Draco zareagował na to i zakołysał się przeciw niemu. Obaj napierali na siebie coraz mocniej i poruszali się w coraz bardziej szalonym tempie.
Nie wiedział, jak długo to trwało, ponieważ czas zdawał się stanąć w miejscu. Był tylko on i Draco, ich wargi, języki i erekcje, naciskające na siebie przez cienką bawełnę i szorstkie dżinsy, mocniej, szybciej...
Malfoy krzyknął i przerwał pocałunek, unosząc do góry brodę. Harry wpił się w jego wyeksponowaną szyję, czując, że orgazm jest już bardzo blisko. Uderzył czołem o drzwi, ale nawet tego nie zauważył. Wszystko, czego był świadomy, to ucisk w pachwinach, przypływ doznań i nieustanna wędrówka na szczyt, która skończyła się, gdy doszedł. Wydawało się, że trwało to bardzo długo, a potem obaj drżeli, wzajemnie pomagając sobie utrzymać się na nogach. Kiedy umysł Harry'ego wreszcie oczyścił się na tyle, aby mógł jasno myśleć, mężczyzna puścił nadgarstki Malfoya i od razu poczuł, jak Draco obejmuje jego nagi tors.
— Nie do końca udało nam się zrobić to w sypialni — powiedział Harry, wdychając delikatny zapach potu we włosach Malfoya.
Draco wypuścił powietrze.
— Nie zdążyliśmy nawet zdjąć ubrań. Czy to nie żałosne?
Harry zrobił krok do tyłu. Niewątpliwie obaj byli teraz brudni. Spojrzał na zarumienioną twarz Ślizgona.
— Mam to gdzieś.
Patrzyli na siebie przez chwilę, nie do końca pewni, co zrobić. Żaden z nich nie planował tego, co się wydarzyło i gdyby Harry był przy zdrowych zmysłach, powstrzymałby ich. Nie miał bladego pojęcia, co to dla nich oznaczało i co pomiędzy nimi zmieniło. Czy Malfoy zdecyduje się z nim przespać?
Draco patrzył na niego z nieczytelną miną. Harry przełknął ślinę i spróbował nie czuć się winny, że bardziej obchodzi go seks ze Ślizgonem niż to, czy jest teraz bezpieczny. Westchnął z nadzieją, że jego pragnienie nie jest zbyt oczywiste.
— Co teraz? — zapytał.
Draco odsunął sie od drzwi na tyle, aby je otworzyć.
— Co powiesz na prysznic? — W jego zachowaniu było coś niemalże nieśmiałego, coś, co poruszyło wnętrzem Harry'ego. W odpowiedzi mógł jedynie kiwnąć głową.
Skierował się za Malfoyem do sypialni i obserwował, jak się rozbiera, zdejmując z siebie jedną część garderoby po drugiej, nie przestając patrzeć Harry'emu w oczy. Potter stał jak zahipnotyzowany, gdy Draco ściągnął przez głowę koszulę, a potem dmuchnął na kilka pasemek włosów, które opadły mu na twarz. Nie odwrócił spojrzenia, gdy jego ręka powędrowała w dół klatki piersiowej, aby rozpiąć spodnie, ani wtedy, gdy zgiął się odrobinę, żeby je z siebie zsunąć, a potem jednym krokiem od nich uwolnić. Coraz więcej bladej skóry pojawiało się przed jego oczami, aż wreszcie Draco stanął przed nim nagi.
Harry niemal nie mógł oddychać. Bał się ruszyć czy cokolwiek powiedzieć, na wypadek, gdyby wszystko rzeczywiście było snem. Poczuł ukłucie lęku, że Malfoy jedynie go drażnił i wcale nie miał zamiaru się z nim kochać. Ale wtedy Draco odwrócił się i poszedł do łazienki. Harry wahał się kilka sekund, zanim odkleił od ciała wilgotną piżamę, po czym ruszył jego śladem.
Zanim Ślizgon wszedł pod rozpryskującą się wodę, posłał mu uśmiech przez ramię. Wyglądało to na zaproszenie, więc Harry do niego dołączył. Przez prawie minutę stał tylko i obserwował, jak Malfoy, z zamkniętymi oczami, odchyla głowę do tyłu, wprost pod spadający strumień, po czym wplata długie palce w pokryte czerwonymi pasemkami, jasne włosy i odgarnia je z twarzy, tak, że przypominały teraz fryzurę, jaką nosił w dzieciństwie w szkole. A potem odchylił się jeszcze bardziej, tak, że woda spływała mu po policzkach, szczęce i szyi.
Harry czuł się rozdarty pomiędzy pragnieniem patrzenia a dołączenia się do niego. W końcu namydlił ręce i nieśmiało przebiegł palcami wzdłuż jego klatki piersiowej. Malfoy drgnął, ale pozwoli się swobodnie dotykać. Ręce Harry'ego poruszały się płynnie po pokrytej śliską substancją fakturze skóry i mięśni. Przebiegały lekko po miejscach, gdzie Draco wydawał się zdecydowanie zbyt szczupły i zwlekały tam, gdzie znalazły coś intrygującego. Przesunęły się po plecach w dół, aż do zagłębienia na granicy pośladków. Wytatuowany smok mrugnął do Harry'ego, a potem ziewnął. Gdy mężczyzna tropił palcem jego kręgi, stworzenie zwinęło się w kłębek jak kot. Potter uśmiechnął się i pozwolił dłoniom ześlizgnąć się jeszcze niżej. Malfoy gwałtownie nabrał powietrza, gdy palce Harry'ego zagłębiły się w szczelinę między pośladkami i podrażniły jego wejście, zanim rozpoczęły wędrówkę z powrotem do góry. Ślizgon także sięgnął po mydło i wciągnął Harry'ego pod strumień wody.
Potter zamknął oczy, delektując się dotykiem gładkich dłoni, poruszających się powoli po jego piersi, wzdłuż boków, po krzywiznę kręgosłupa. Nie był w ten sposób dotykany przez nikogo już od dłuższego czasu i niemal zapomniał, jak bardzo wrażliwy się przez to staje. Część jego chciała te ręce odepchnąć, zanim uda im się dotrzeć zbyt głęboko. Stał nieruchomo, aż do momentu, gdy nie mógł tego dłużej znieść i pocałował Malfoya.
Trwali tak, pod rozpryskującym się, gorącym strumieniem jeszcze przez długi czas po tym, jak spłukali z siebie całe mydło. Harry'emu wydawało się, że od powolnego poślizgu języka Draco po jego własnym, od wrażenia, jakie dostarczała spływająca im po twarzach i do otwartych ust woda, od pieszczoty gorących warg mógłby umrzeć.
W końcu Malfoy odsunął się i zakręcił kurki. Spojrzał w dół, między ich ciała i uśmiechnął się.
— To dla mnie?
Harry złapał go za rękę i zawinął ją wokół swojego na powrót twardego penisa.
— Naprawdę musisz pytać?
Draco uwolnił rękę i podał Harry'emu ręcznik.
— Tym razem zrobimy to właściwie. W łóżku.
Potter uśmiechnął się i zaczął wycierać.
Zdołali trzymać się od siebie z daleka na czas potrzebny na wytarcie i przejście do sypialni. Harry poczuł się dziwnie zakłopotany, widząc, jak Draco szpera w szufladzie i wyciąga z niej prezerwatywę i tubkę nawilżacza. Położył wszystko na nocnym stoliku i obrócił się. Jego twarz przybrała czujny wyraz.
Harry wyciągnął rękę, aby wytropić linię cienia na boku Malfoya.
— Wcześniej powiedziałeś, że nie dasz rady się ze mną kochać. Teraz jesteś pewien?
Draco kiwnął głową, przysunął się bliżej i położył obok.
— Prawdopodobnie będę żałował, ale... Żałowałbym bardziej, gdybym tego nie zrobił. — Pocałował Harry'ego w ramię, tak lekko, że Potter poczuł, jak jego gardło się zaciska. — A co z tobą? Mówiłeś, że nie nadajesz się do niezobowiązującego seksu.
„Zbyt późno na dylematy”, pomyślał Harry, przyciągając Malfoya bliżej. Uświadomił sobie, iż ma nadzieję, że to spotkanie okaże się czymś więcej niż tylko niezobowiązującym aktem. Wsunął kolano między nogi Malfoya.
— Zakładam, że jesteśmy tu bezpieczni? Przed... — przerwał, rozumiejąc, iż nie powinien wyjawiać tego, co zobaczył.
Draco pocałował go, jak gdyby chciał powstrzymać od dalszego mówienia.
— Tak, jesteśmy — szepnął. — Wszystko inne może poczekać do rana.
Po tych słowach przetoczył się na plecy, ciągnąc go za sobą. Harry uśmiechnął się, zdumiony uczuciem dotyku ciepłej skóry, stykającej się z jego ciałem, pierwszy raz od miesięcy. Malfoy także się uśmiechnął, naprawdę zapraszająco, i Potter nie mógł się oprzeć. Pochylił głowę do kolejnego pocałunku. Draco wydał z siebie pełen zadowolenia dźwięk i lekko się pod nim przesunął.
Harry zmusił się, aby być cierpliwym. Nie chciał myśleć, że to ich jedyna wspólna noc, ale na wszelki wypadek zamierzał wykorzystać ją jak najlepiej. Całował go długo, aż w końcu zostawił jego usta na rzecz szyi i piersi.
Uświadomił sobie, że nigdy wcześniej nie kochał się z mężczyzną. A przynajmniej nie w ten sposób: powoli i ostrożnie, bez ubrań, odsłonięty i tak bardzo przepełniony uczuciami. Zatrzymywał się, aby obejrzeć dokładnie każdy nowy kawałek skóry, zanim go spróbował, zdumiony faktem, iż ciało Malfoya wcale nie jest tak doskonałe, jak mu się wydawało, i że wcale go to nie obchodzi. Właściwie to nawet podobało mu się, że Draco ma kilka brzydkich blizn w miejscach, które zwykle pozostawały zakryte przez ubranie, a na jednym boku widniał duży, mniej więcej tygodniowy siniak. Podobało mu się też, że pewne części jego ciała były zbyt szczupłe, a inne dziwnie umięśnione.
Przebiegł koniuszkami palców po drobnych, jasnych włoskach pokrywających jego klatkę piersiową. Sprawiały, że Draco, w porównaniu z nim, wyglądał niemal chłopięco. Pocałował piegi na jego ramionach, postanawiając później zrugać go za spędzanie zbyt wielu godzin na słońcu bez żadnej ochrony.
Draco wciągnął z sykiem powietrze, gdy Harry musnął językiem szybko twardniejący sutek. Powiercił się trochę i jęknął. Potter spojrzał na niego, jednak Draco miał zamknięte oczy. Zajął się drugim sutkiem, zastanawiając się, czy mężczyźni naprawdę robią w łóżku takie rzeczy. Nie posiadał wiele więcej doświadczenia niż to, jakie zdobył z kobietami. Miał nadzieję, że okaże się ono wystarczające.
— Wiesz, że nigdy wcześniej tego nie robiłem — szepnął z ustami tuż przy piersi Draco.
— Mmm... — chrząknął Malfoy w odpowiedzi. Wyglądało na to, że mówienie sprawia mu kłopot. — A co... z Colbym?
Harry polizał żebro, które wydawało mu się za bardzo wystające.
— To co innego — odpowiedział. — Na stojąco, w ubikacji... to nie są idealne warunki na seks. — Wcisnął nos do pępka Malfoya, na co ten zachichotał.
— Och... racja.
Potter poszczypał go wzdłuż linii pięknych, jasnych włosów, schodzących w dół brzucha. Jego podbródek musnął naprężonego penisa. Draco westchnął głęboko, a Harry oparł się na łokciu i zaczął mu się dokładnie przyglądać. Co prawda nie miał tyle doświadczenia, by móc porównać go z innymi, ale członek Malfoya zdawał się być średniej wielkości. Mniejszy niż jego własny, większy niż Colby'ego i być może nawet trochę większy niż można by się spodziewać po kimś o przeciętnej wadze.
Dobiegł go dźwięk frustracji.
— Czy byłbyś łaskaw odrobinę przyspieszyć?
Harry pochylił się do przodu na tyle, aby złożyć pocałunek na złączeniu uda i biodra.
— A jeśli nie, to co?
— Nie, nic, po prostu za chwilę oszaleję, to wszystko. — Ton głosu Malfoya był lekki i Harry odniósł wrażenie, że tak naprawdę wcale mu to nie przeszkadza.
Całował i badał dalej biodra, kolana i stopy, a potem drogę po wewnętrznej stronie jednego uda. Draco pisnął, gdy oddech Harry'ego musnął jego jądra i po raz kolejny, gdy mężczyzna przeciągnął czubkiem języka od spodu w górę po jego erekcji.
Zaczął się podnosić, ale kolana Malfoya zacisnęły się wokół jego głowy.
— Nie, nie przestawaj. Proszę, tylko...
Harry roześmiał się i nacisnął na tylną stronę jego ud, aż kolana niemal dotknęły klatki piersiowej Draco.
— Nie słyszałeś o grze wstępnej?
Malfoy mruknął coś gderliwie.
— To coś z babskich fantazji, tak? Łącznie z czekoladkami i ckliwymi filmami?
Potter uśmiechnął się i ułożył na brzuchu. Oddech Draco przyspieszył, kiedy Ślizgon zrozumiał, że Harry zaczyna czuć się swobodnie. Potter puścił jego uda, więc Draco sam złapał za własne kolana. Właśnie taką pozycję Harry kochał u kobiet. Otwarte dla niego i drżące z potrzeby. Uświadomił sobie, że mężczyzna w ten sposób również mu się podoba, mimo że widok był inny.
Trącił czubkiem nosa jądra Malfoya, a potem musnął językiem skórę poniżej. Draco na chwilę przestał oddychać, tylko po to, aby zaraz mocno wciągnąć powietrze, gdy język kochanka powoli ruszył dalej.
— Och, Boże... — wymamrotał.
Potter pokręcił językiem wokół wejścia, a potem powoli wsunął do środka sam jego koniec, na co Draco podciągnął kolana jeszcze mocniej, jęcząc przy tym niespójnie. Harry wszedł nim w niego tak głęboko, jak potrafił, po czym zaczął go łagodnie pieprzyć. Czując, jak Malfoy drży, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Jesteś pewien, że... nigdy wcześniej tego nie robiłeś?
— Dziewczyny mają to samo, wiesz? — odparł ze śmiechem. Lekko uderzył językiem mięśnie, zanim zagłębił się ponownie.
— To nie w porządku — wymamrotał Draco. Mamrotanie przekształciło się w jęk, gdy Harry poruszył się kilka razy szybko tam i z powrotem.
Potter nie przestawał, dopóki z wysiłku nie rozbolała go szczęka, po czym polizał drogę powrotną do penisa, tym razem nie będąc już tak ostrożny i delikatny. Wziął wilgotną główkę do ust i possał, próbując sobie przypomnieć ruchy „słowa Malfoya — język Colby'ego” na nim samym noc wcześniej. Draco puścił swoje kolana i oparł nogi na ramionach Harry'ego, a dłonie zacisnął na prześcieradle po obu stronach ciała.
— O Boże, proszę, przestań... — jęknął. Harry wypuścił jego penisa i uniósł wzrok. Pierś Malfoya pięknie błyszczała od potu, sprawiając, że w przyćmionym świetle Draco zdawał się iskrzyć. — Nie chcę skończyć za szybko — sapnął.
Harry podpełzł bliżej, z kolanami Draco ciągle wspartymi o swoje ramiona, i uśmiechnął się od niego.
— W takim razie, czego chcesz? — zapytał Harry. Bo czego on sam chce, wiedział doskonale.
Malfoy uśmiechnął się.
— Chcę, żebyś mnie pieprzył. — odparł. — Nie, żądam, żebyś mnie pieprzył.
Żądasz? — Harry roześmiał się. Przez chwilę rozważał, czy nie powiedzieć kochankowi czegoś złośliwego na temat doboru słów, ale Draco już sięgał po prezerwatywę. Mrugnął do Harry'ego, gdy otwierał opakowanie, a potem wsunął kondom na jego penisa, nawet nie patrząc, co robi. Potter przymknął oczy w reakcji na ten krótki kontakt i zastanowił się, jak długo będzie mógł wytrzymać. Bądź co bądź marzył o pieprzeniu Malfoya już od jakiegoś czasu. Tubka nawilżacza została wciśnięta do jego ręki. Widząc zadowolony uśmieszek na twarzy Ślizgona, Harry zaczerwienił się. Rozprowadził na dłoni sporą ilość żelu i wychylił się do przodu na tyle, aby mógł całować Malfoya, kiedy wsuwał w niego jeden palec, a potem drugi, poruszając nimi powoli.
Wyraz twarzy Draco zmienił się zupełnie.
— Próbujesz mnie zabić, tak? — szepnął tuż przy ustach Harry'ego. — Masz jakieś pojęcie, co ze mną robisz?
Potter odszukał językiem jego wargi i uśmiechnął się.
— Planowałem to już od długiego czasu.
Usunął palce i zastąpił je penisem, poruszając się do przodu powoli, aż zanurzył się całkowicie. Czuł, jak ciało Malfoya napina się w proteście. Wiedział, że potrzebuje chwili czasu na dostosowanie się, zignorował więc instynkt każący mu się ruszyć i zmusił się, aby pozostać nieruchomym tak bardzo, jak to możliwe.
Moment wejścia w kogoś zawsze był dla Harry'ego niesamowity i ten raz nie stanowił wyjątku. Czyste gorąco czyjegoś ciała otaczającego wrażliwą skórę jego penisa, nacisk, wrażenie sięgania do wnętrza innej osoby — nie pojmował, jak ludzie mogli dzielić się tym tak łatwo, tak przypadkowo. Intensywność tego, co czuł, zmusiła go do zamknięcia oczu, inaczej całkowicie by go obezwładniła.
Zaraz jednak uniósł powieki i zobaczył twarz Malfoya — jego zamknięte oczy, rozchylone usta i minę, świadczącą o czymś pomiędzy bólem a przyjemnością. Draco zmarszczył czoło i powoli wypuścił powietrze.
— Boże, to jest doskonałe — powiedział.
Harry czuł w głowie pulsujące uderzenia własnego serca.
— Tak — odparł i zaczął się ruszać.
Zmusił się, aby robić to powoli, wręcz nieznośnie powoli. Doznania były tak mocne, iż obawiał się, że skończy, jeśli tylko przyspieszy choć odrobinę. Oparł się przedramionami po obu stronach torsu Malfoya, stykając ich piersi ze sobą. Draco był teraz niemal zgięty w pół, ale nie wyglądał na kogoś, komu to przeszkadza. Harry spróbował go pocałować, lecz skoncentrowanie się na więcej niż jednym ruchu jednocześnie okazało się zbyt trudne. Zadowolił się dotykiem czoła o czoło i w końcu znalazł rytm, który mógłby utrzymać, nie tracąc przy tym nad sobą kontroli.
Nie miał bladego pojęcia, co czuł jego kochanek, mógł mieć jedynie nadzieję, że robi to poprawnie. Pieprzył Cho w ten sposób zaledwie kilka razy, po dużej ilości próśb oraz rimmingu i zawsze zastanawiał się, dlaczego ten szczególny akt był dla niego aż tak erotyczny.
„No tak, pewnie był ku temu dobry powód”, pomyślał, dusząc śmiech.
Malfoy otworzył oczy i uśmiechnął się.
— Dobrze się bawisz?
Pytanie zupełnie go zaskoczyło, więc zatrzymał się w połowie ruchu.
— Tak. A ty?
Draco otoczył jego ramiona rękami.
— Kurwa, tak. Nie przestawaj.
Uniósł głowę wystarczająco, aby go pocałować i Harry poczuł, jak coś rozpływa mu się w żołądku. Popchnął Malfoya na materac i wziął w posiadanie jego usta, tak, jak brał ciało. Ślizgon jęknął i poruszył pod nim biodrami.
— Możesz skończyć w ten sposób? — szepnął mu wprost do rozchylonych ust. — Nie wiem, co...
— Dotknij mnie — polecił Malfoy, popychając jedną z rąk Harry'ego pomiędzy ich ciała.
Sytuacja wymagała odrobiny koordynacji i napięcia mięśni brzucha, ale w końcu udało mu się pocierać penisa Draco i pieprzyć go równocześnie. Jego własny orgazm był już bardzo blisko, ale Harry chciał, aby Malfoy doszedł pierwszy.
— Jesteś cudowny — powiedział z jękiem.
— Tak samo, jak ty... och, nie przestawaj... twoją ręką...
— Nie mogę zrezygnować — kontynuował Harry, dotykając wargami ust Malfoya. — Nie mogę wrócić bez ciebie.
— Nie teraz, Harry — stęknął Draco.
— Proszę, tylko... obiecaj mi, że to przemyślisz. — Prawie nieświadomie przyspieszył pchnięcia.
— Harry... — pisnął Malfoy. — Nie...
— Potrzebuję cię.
Draco wydał z siebie dźwięk przypominający szloch, ale zdawał się on być oznaką przyjemności.
— Och, Boże...
Obaj byli teraz spoceni, więc dłoń Harry'ego na penisie Malfoya poruszała się bez problemu.
— Chcę, żebyś zrobił to ze mną — powiedział, świadomy podwójnego znaczenia swoich słów. — Proszę...
Draco krzyknął i wygiął plecy w łuk, unieruchamiając tym rękę Harry'ego. Potter wsparł łokcie o materac i wbił się w niego mocno, trzęsąc się, gdy poczuł, jak ciało kochanka zaciska się wokół jego erekcji. Teraz tylko niejasno świadomy, jak jego biodra uderzają o pośladki Malfoya, stracił już nad sobą kontrolę. Kiedy dochodził, ukrył twarz w ramieniu Draco.
Przez chwilę, z wyjątkiem oddychania, leżeli nieruchomo. Ręce Malfoya ściskały go mocno, tak mocno, iż zaczął się zastanawiać, czy ze Ślizgonem wszystko w porządku. Pokręcił się trochę, a wtedy Draco go uwolnił. W odsłoniętych miejscach poczuł chłód, gdy powietrze owiało spoconą skórę. Ruszył biodrami na tyle, aby móc wysunąć się z kochanka i przez kilka sekund mocował się z prezerwatywą, po czym, zrelaksowany, ponownie na niego opadł.
— To było niesamowite — powiedział Malfoy. — Och, Boże.
Potter uśmiechnął się z ustami tuż przy jego ramieniu.
— Proszę, mów do mnie Harry.
Przez moment trwała cisza, po której Draco prychnął i uderzył go lekko.
— Jesteś takim palantem.
Harry podniósł głowę i pocałował go. Malfoy wykręcał się przez chwilę i śmiał, ale w końcu poddał się i pozwolił całować. Gdy wydał z siebie piszczący dźwięk, Potter przesunął ciężar ciała na jeden łokieć i spojrzał na niego z góry.
— Mówiłem poważnie. Chcę, żebyś ze mną wyjechał.
Malfoy przymknął oczy.
— Harry...
— Mogę ci pomóc. Wiesz, ciągle mam wpływy w ministerstwie. Wszystko, o co proszę, to abyś wziął to pod uwagę, być może tylko na kilka najbliższych tygodni. — Draco uniósł powieki i Harry pocałował go w czubek nosa. — Mógłbyś zostać ze mną. Moglibyśmy robić to każdego dnia. — Uniósł pytająco brew.
— I dwa razy w niedzielę? — zapytał Malfoy z uśmiechem. Serce Harry'ego zabiło szybciej. — Nie mogę składać żadnych obietnic — kontynuował z zanikającym teraz uśmiechem. — To bardziej skomplikowane niż możesz sobie wyobrazić.
Potter skinął głową i trącił nosem policzek Malfoya.
— Chcę zrozumieć. Chcę pomóc. Ale najbardziej, żeby być zupełnie szczerym, chcę ciebie. — Oparł się policzkiem o pierś Ślizgona i westchnął, słuchając uderzeń jego serca. — Nie mogę znieść myśli o powrocie bez ciebie. Już prędzej nie wyjadę w ogóle. — Zrozumiał, że naprawdę by to zrobił.
— Nie wrócisz? — zapytał Draco, kreśląc dłonią kręgi na jego plecach. — Mówisz poważnie?
— Tak. Myślę o rzuceniu wszystkiego i pozostaniu tutaj. Nic tam na mnie nie czeka.
— Nic poza pracą, domem i przyjaciółmi...
— Nic z tego nie wydaje się ostatnio ważne. — Harry westchnął.
— Nie jesteś tu bezpieczny — szepnął Malfoy, ponownie zaciskając wokół niego ramiona.
— Ty także nie jesteś — zareplikował Potter.
— W porządku — odezwał się Malfoy po chwili ciszy.
— W porządku?
— Zastanowię się.
— Naprawdę? — Harry poderwał głowę. Draco przytaknął, choć nie wyglądał szczególnie entuzjastycznie, ale i tak dostał całusa. — Chociaż na parę tygodni. Od wieków nie byłeś w domu, prawda?
— Tak — odparł Draco i ponownie zamknął oczy. — Racja.
Potter pocałował go w szyję, a potem, prawie nieświadomie, zaczął ją lizać i kąsać.
— Harry — jęknął Malfoy. — Jest piąta rano. Możemy się przespać, zanim zrobimy to znowu?
— Przepraszam — szepnął Harry i ułożył się obok. — Nie mogę się powstrzymać.
— Jeśli będziesz chciał, jutro mamy cały dzień. — Draco ziewnął i odwrócił się na drugi bok, a Harry przerzucił przez niego ramię. — Cały dzień. Żeby tylko moja dupa wytrzymała — dodał Malfoy i już po kilku minutach spał. Harry przywarł do niego mocno, co rzadko robił po seksie, i w końcu także zasnął.

11 lutego, 2004: środa

Obudził się, gdy słońce widniało już wysoko na niebie. Przeciągnął się i ziewnął. Poduszka pachniała Draco, a kołdra seksem. Harry uśmiechnął się, czując, jak od tego zapachu niemal kręci mu się w głowie.
Obrócił się na plecy i otworzył oczy. Był sam w łóżku, ale w powietrzu unosił się ciężki aromat kawy. Zastanowił się, czy Malfoy wróci, jeśli on sam po prostu tu zostanie.
Po kilku minutach zaczął jednak odczuwać samotność, więc uniósł się i zlustrował pokój zmrużonymi oczami. Zarówno okulary, jak i piżama, którą zrzucił z siebie noc wcześniej, leżały na podłodze. Wyciągnął rękę i skoncentrował się. Okulary uniosły się i powoli popłynęły w powietrzu w jego kierunku. Kosztowało go to trochę wysiłku, ale okazało się łatwiejsze, niż oczekiwał. Być może po powrocie do domu powinien zapisać się na szkolenie w posługiwaniu się magią bezróżdżkową. Mając za sobą zakończoną sukcesem misję i posiadając taką umiejętność mógłby poprosić o kolejne zadanie, może znowu o coś w terenie. Może nawet on i Malfoy mogliby pracować razem?
Między innymi. Obudził się z erekcją i jego myśli krążyły teraz nad sposobem złagodzenia tego szczególnego problemu.
Przez chwilę rozważał wyjście z sypialni nago, mając nadzieję, że Malfoy zrozumie aluzję, ale w zamian jednak nałożył na siebie poplamione spodnie od piżamy. Było z nimi związane szczególnie przyjemne wspomnienie.
Otworzył drzwi i wszedł do salonu.
— Draco? — zawołał. Malfoy siedział na podłodze z kolanami podciągniętymi do piersi. Jego srebrna bransoletka unosiła się przed nim w powietrzu, obracając się powoli. Wokół niego walały się kartki papieru. — Och, Boże. — Gdy Ślizgon na niego spojrzał, bransoletka stuknęła o podłogę. Oczy otoczone miał czerwonymi obwódkami, jak gdyby jakiś czas temu płakał. Wyraz twarzy nie był podobny do niczego, co Harry widział wcześniej. — Draco, nie...
— Ufałem ci — odezwał się Malfoy cicho. — Mówił mi, żebym tego nie robił. Powiedział, dla kogo pracujesz, z jakiego powodu tu przyjechałeś i że jestem głupcem, że ci ufam. — Potrząsnął głową i odwrócił wzrok. Harry stał w miejscu jak zamurowany. Nie miał bladego pojęcia, co powiedzieć lub zrobić. — Myślę, że powinieneś wyjść — dodał Malfoy.
— Draco, proszę. Wiem, jak to wygląda, ale...
— Jak to wygląda? — zadrwił Ślizgon. — Do kurwy nędzy, Harry! — Podniósł kilka kartek i pomachał nimi. — To wygląda jak streszczenie informacji, które CIA zebrało o mnie w Nowym Jorku, a to jest zapis moich rozmów telefonicznych. A to lista ludzi, których pieprzyłem, jak gdyby cokolwiek mogło ich to obchodzić. — Zlustrował podłogę i uniósł kolejną kartkę. — A tutaj, Harry, napisano wszystko o tym, jak mnie poznajesz i jak ciężko pracujesz, aby zdobyć moje zaufanie.
— Nie — szepnął Harry, potrząsając głową. — Draco, nie...
Malfoy podniósł jeszcze jedną kartkę.
— A kiedy już ci zaufam, miałeś przekazać mnie w ręce ministerstwa. — Popatrzył na niego z twardym wyrazem twarzy. — Właśnie o to chodziło poprzedniej nocy, prawda?
— Nie! — odparł Harry, czując, że sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna. — O Boże, wiem, że to... Ale nie widziałeś wszystkiego. Pozwól mi wyjaśnić...
— Nie ma nic do wyjaśnienia — powiedział Malfoy. — Okłamałeś mnie i ciągle to robisz. — Harry zaczął na poważnie panikować. Zrobił krok do przodu, ale wtedy, jak gdyby znikąd, w ręce Draco pojawiła się nakierowana w jego stronę różdżka. — Lepiej zostań tam, gdzie jesteś — warknął Ślizgon i szybko wstał. — Prawie ci się udało, wiesz? Uwierzyłem we wszystko, co powiedziałeś zeszłej nocy. — Potrząsnął głową ze wstrętem. — Chciałem z tobą wyjechać. Trzymałbyś mnie za rękę aż do chwili, gdy oddałbyś mnie w ich łapy, prawda?
— Nie — odpowiedział Harry. — Mylisz się. Proszę, nie rób tego.
— W czym się mylę?! — wyrzucił z siebie Malfoy, machając raportem. Harry widział, że było to pozwolenie na użycie wszelkich metod, aby tylko sprowadzić go z powrotem, i zadrżał. — Kazali ci mnie uwieść i w ten sposób namówić do powrotu, czy był to twój własny pomysł?
— Przysięgam, że to nie było tak.
— A dlaczego, do jasnej cholery, mam ci teraz wierzyć? — parsknął Draco. Wyraz jego twarzy przepełniony był gniewem, ale pod spodem Harry widział także ból. — Nigdy cię nie okłamałem. Unikałem prawdy, oczywiście, ale nigdy nie kłamałem. Na żaden temat. — Zacisnął zęby.
Potter mógł tylko na niego patrzeć. Malfoy miał rację. Powinien powiedzieć mu wszystko wcześniej, bo teraz... Zrobił krok do przodu, desperacko analizując podłogę. Gdyby tylko mógł znaleźć swoje żądania, w których napisał, że zrezygnuje, być może...
Ślizgon warknął coś, co zabrzmiało jak zaklęcie, którego Harry nigdy wcześniej nie słyszał. Kartki zawirowały wokół niego, porwane gwałtownie przez powietrze, po czym poleciały do pustego plecaka, razem z jego różdżką i płaszczem. A potem w powietrze uniósł się sam plecak i pomknął wprost w jego kierunku.
Uchylił się, ale plecak wydawał się przewidzieć jego ruch. Uderzył go w brzuch, wystarczająco mocno, aby na chwilę pozbawić oddechu. Potter zatoczył się do tyłu, kaszląc i patrząc na Malfoya. Różdżka ciągle była skierowana w jego stronę, a twarz Ślizgona wyrażała potworną wściekłość. Harry zadrżał, gdy pomyślał, jak bardzo Ślizgon przypomina w tym momencie swojego ojca.
— Powinieneś odejść — szepnął Draco. — Teraz, zanim zrobię coś, czego będę żałował.
Harry, oszołomiony, ruszył w stronę drzwi. To nie mogło się wydarzyć! Musiał śnić! Zapewne za moment się obudzi, a Malfoy będzie spał bezpiecznie w jego ramionach.
Drzwi za nim otwarły się same, więc wycofał się na korytarz. Wiedział, że powinien coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Był kompletnie i całkowicie zagubiony.
Rozległ się trzask drewna uderzającego o futrynę i Harry został sam, stojąc przed mieszkaniem Malfoya w samych spodniach od piżamy, przyciskając plecak do klatki piersiowej. Za sobą usłyszał ciche sapanie, więc odwrócił się i ujrzał starą kobietę, zerkającą na niego przez uchylone drzwi. Zignorował ją i ponownie spojrzał na wejście do mieszkania Malfoya. Draco poczuł się zraniony i wściekły, a Harry nie mógł go za to winić. Być może uspokoi się w ciągu kilku godzin, a wtedy będzie mógł wrócić i jeszcze raz spróbować z nim porozmawiać. Wyjął z plecaka płaszcz i buty, założył je i ruszył w dół schodów.
Nie miał pewności, czy hotel, w którym mieszkał jest bezpieczny, ale nie istniało żadne inne miejsce, do którego mógł pójść. Była tam reszta jego rzeczy, a poza tym i tak musiał uregulować rachunek. I miałby możliwość porozmawiania z Hermioną. Poczuł ogarniającą go ulgę, więc zaczął ruszać się szybciej. Tak, przyjaciółka z pewnością będzie wiedziała, co robić.
Rozważył możliwość aportowania się z alejki, ale nagłe pojawienie się w pokoju nie wydało mu się dobrym pomysłem. Gdy szedł ulicą Castro, zaledwie dostrzegał obecność innych ludzi wokół. Wszystko, o czym mógł myśleć, to wyraz twarzy Malfoya i ten okropny moment, kiedy zrozumiał, że chłopak wreszcie uświadomił sobie prawdę.
Ale prawda w pewnym momencie, kiedy Harry nie zwrócił na to uwagi, zmieniła się.
Wszedł do hotelu, rozglądając się wokół w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. Wszystko wydawało się ciche i zupełnie normalne. Kiedy szedł w stronę schodów, zacisnął palce na różdżce.
— Pan Potter, prawda? — Harry odwrócił się i zobaczył patrzącego na niego, wyglądającego znajomo mężczyznę w garniturze. Kiwnął głową. — Nazywam się Karl Unter i jestem tutaj kierownikiem. — Nie wyciągnął ręki na powitanie. — Obawiam się, że będę musiał prosić pana o uregulowanie rachunku i natychmiastowe wymeldowanie się.
Harry wbił w niego zaskoczone spojrzenie.
— Ja... proszę?
Under, jedynie z wielkim trudem maskując rozdrażnienie, zmarszczył nos na widok niczego nieświadomej miny swojego gościa.
— Nie wiem, skąd wzięła się u pana zeszłego wieczora potrzeba zniszczenia własnego pokoju, ale mogę zapewnić, że poniesie pan odpowiedzialność za wszystkie szkody.
Harry wzdrygnął się i przytaknął.
— Tak, oczywiście. — Wątpił, czy wyjaśnienie, iż dwaj źli czarodzieje próbowali zabić go ostatniej nocy mogłoby w czymkolwiek pomóc. — Mogę wejść i zabrać swoje rzeczy?
Under kiwnął sztywno głową.
— Pana rachunek będzie gotowy za dziesięć minut.
Jeśli wchodzili do niego pracownicy hotelu, pokój z pewnością był bezpieczny. Mimo to, kiedy popychał drzwi, trzymał różdżkę w wyciągniętej przed siebie ręce. Wszedł do pomieszczenia i stanął oniemiały. W środku nie było mebla, który nie zostałby przewrócony, uszkodzony lub całkowicie zniszczony. Zasłony zostały podarte, a resztki osmalonych, białych kawałków tkaniny mogły być pozostałością po pościeli. Dywan na środku pokoju nosił ślady podpalenia. Harry poczuł się szczęśliwy, że musiał jedynie zapłacić za szkody. Hotel miałby wszelkie prawo kazać go aresztować.
Zamknął za sobą drzwi i zaczął przeglądać śmieci w poszukiwaniu ubrań, które nadawałyby się do czegokolwiek. W łazience znalazł parę brudnych dżinsów i szarą koszulę. Niestety, poszukiwania bielizny nie powiodły się. Rozebrał się i odkręcił kurki prysznica, ale woda nie poleciała. Podobnie było z umywalką, a jego szczoteczka do zębów przekształciła się w stopioną bryłę plastiku.
Z jękiem rzucił niezdecydowane Chłoszczyść i wciągnął na siebie spodnie. Noszenie ich na gołym tyłku nie wydawało mu się szczególnie dobrym pomysłem, ale nie miał wyboru. Nie było nawet kawałka prześcieradła, które mógłby transmutować w slipki. Odwrócił szarą koszulę z lewej strony na prawą i stwierdził, że to ta sama, z logo college'u Queen, którą pożyczył od Malfoya kilka dni temu, gdy wybierali się na Jarmark. Teraz miał wrażenie, jakby od tamtej chwili upłynął cały miesiąc. Podniósł koszulę do twarzy i powąchał ją. Pachniała głównie nim samym, ale dało się też wyczuć dym papierosowy. Nałożył ją i westchnął.
Telefon został roztrzaskany na części, więc Harry nie mógł zadzwonić do Hermiony. Jeszcze przez kilka minut przeczesywał pokój, ale wyglądało na to, że nic więcej nie ocalało. Malfoy miał rację, każąc mu zabrać ze sobą wszystko, co wartościowe.
Opadł na podłogę i opróżnił zawartość plecaka. Kartki ułożyły się w zaskakująco uporządkowany stosik, musiał tylko włożyć je z powrotem do teczki. Złożył piżamę i spakował ją. Na dnie plecaka było coś jeszcze, coś twardego, gładkiego i...
Wyciągnął srebrną bransoletkę i wpatrywał się w nią przez chwilę, a dziwne emocje napełniały mu serce. Nie miał pojęcia, jak się tu znalazła. Draco mógł ją włożyć celowo albo zaklęcie, którego użył, po prostu spakowało wszystko, z czym Gryfon przyszedł do mieszkania Malfoya. Nie miał możliwości, aby to sprawdzić.
Bransoletka z pewnością nie była już świstoklikiem. Wsunął ją na rękę i z zaskoczeniem zauważył, że dopasowała się wygodnie do jego nadgarstka.
Zeszłej nocy Draco w jakiś sposób dowiedział się o tym, że nadchodzą śmierciożercy. Uratował mu życie, a Harry go zdradził. Nie próbował zwalczać łez, które napłynęły mu do oczu. Spływały po policzkach, a towarzyszył mu jedynie dźwięk jego oddechu. Nie zaprzątał sobie głowy ich wycieraniem. W czuciu ich na skórze było coś oczyszczającego. Dlaczego to tak bardzo bolało? Takiego uczucia nie pamiętał nawet z okresu, kiedy Cho go rzuciła, choć był pewien, że cierpiał. A może wymazał z pamięci, jak bolesna może być miłość, aby nie bać się zakochać ponownie?
Czy właśnie to mu się stało? Zakochał się?
Kilka minut później schodził z powrotem na dół. Miał świadomość, iż bez wątpienia widać po nim, że płakał, że potrzebuje prysznica, i że wygląda jak totalne gówno, ale miał to gdzieś. Unter nie okazał żadnego współczucia, kiedy wręczał mu do podpisu rachunek i odbierał kartę kredytową, aby skasować należność.
Harry zarzucił plecak na ramię i odwrócił się, aby odejść.
— Panie Potter, to przyszło do pana dzisiaj rano — usłyszał czyjś głos.
Jedna z pracownic wyciągnęła w jego stronę dużą kopertę z nadrukiem Fed Ex. Przez chwilę wpatrywał się w nią, nie mogąc oddychać. Kobieta posłała mu rozbawione spojrzenie, podała przesyłkę i odeszła.
— Dziękuję — powiedział i zanim otworzył kopertę, obrócił ją w dłoniach. W środku znajdował się dokument, dokładnie taki, o jaki prosił. Widniał na nim zarówno dziwnie zakręcony podpis Bassa, jak i nieczytelny Fallina. Serce Harry'ego zaczęło bić szybciej. Schował pergamin i wsadził kopertę do plecaka.
Udało mu się spokojnie dojść do drzwi, ale gdy tylko dotknął stopami chodnika, zaczął biec. Dopiero kiedy ponownie stanął przed budynkiem, w którym mieszkał Malfoy, dotarło do niego, że mógł się aportować. Nacisnął dzwonek, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Spojrzał przez szybkę i zobaczył, że hol jest pusty. Zlustrował ulicę po obu tronach, po czym aportował się do środka.
Pukając do drzwi mieszkania, ciągle miał zadyszkę. Odczekał chwilę i nie doczekawszy się reakcji, uderzył w nie pięściami.
— Draco! — krzyknął. — Proszę, otwórz! Mam ci coś ważnego do pokazania!
Gdzieś w pobliżu rozległ się dźwięk, ale była to tylko sąsiadka, zerkająca na korytarz ze swojego mieszkania. Zmierzył ją wzrokiem, na co kobieta zmarszczyła brwi. Uderzył w drzwi jeszcze raz i oparł o nie czoło.
I wtedy właśnie zrozumiał, że zaklęć ochronnych już nie ma. Oderwał gwałtownie głowę od drzwi i przycisnął obie dłonie do drewnianej powierzchni. Nie był w stanie wyczuć niczego, wbrew temu, iż zaledwie godzinę wcześniej zaklęcia były bardzo mocne. Zapukał jeszcze raz.
— Draco? — Sąsiadka zakaszlała, więc obrócił się w jej stronę. — Co sie, kurwa, gapisz? — syknął.
Kobieta wciągnęła gwałtownie powietrze i zniknęła za drzwiami. Harry wyjął z plecaka różdżkę, wyciągnął ją przed siebie i wyszeptał potężne zaklęcie otwierające zamki, którego nauczył się wiele lat temu na treningu aurorskim. Zapadka kliknęła i Harry, z różdżką w pogotowiu, wszedł do środka.
Westchnął z zaskoczenia. Wnętrze okazało się puste. Tak puste, jak gdyby nikt tam w ogóle nie mieszkał. Każda zasłona, każdy przewód, każdy kubek, wszystko zniknęło.
— Draco?! — zawołał gorączkowo, przeszukując mieszkanie i otwierając każde drzwi. Ale nie znalazł nikogo. Nie było nawet kurzu. Po jednej godzinie wszelki ślad po Draco Malfoyu zaginął.
Harry usłyszał kroki i odwrócił się w stronę drzwi wejściowych, z wyciągniętą przed siebie różdżką.
— Dzień dobry — powiedział ktoś, a Harry'emu w samą porę udało się schować różdżkę za siebie. Przez drzwi zerkał mężczyzna, najprawdopodobniej gospodarz. — Jak się tu dostałeś? — zapytał z nieufnym błyskiem w oczach.
— Jestem przyjacielem Dereka — odpowiedział, starając się opanować stale narastającą panikę. — I... było otwarte. Wiesz, gdzie on jest?
Mężczyzna spojrzał na niego jak na idiotę.
— Wyprowadził się. Rano dostałem od niego wiadomość, razem z czekiem za wynajem. Nie wiem, gdzie zabrał wszystkie swoje rzeczy, był w tej sprawie bardzo dyskretny.
Harry kiwnął głową, czując, jak jego niepokój się rozwiewa. Było całkiem prawdopodobne, że Draco wyprowadził się dobrowolnie.
— Zostawił może jakiś adres do korespondencji?
— Nie. — Mężczyzna otworzył szeroko drzwi i skinął ręką. — Przykro mi, ale muszę prosić, abyś wyszedł.
— Oczywiście. — Harry odwrócił się, żeby schować do płaszcza różdżkę. Rozejrzał się po pustym pokoju. Jak na tak krótki czas, jaki spędził w Stanach, wiązało się z tym mieszkaniem zaskakująco wiele wspomnień. Tak dużo się wydarzyło, a spora część owych wydarzeń miała miejsce właśnie tutaj. Parsknął na swój własny sentymentalizm i wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Będąc ponownie na ulicy, skierował się do najbliższego zaułku i aportował się w alejce blisko kawiarni, w której pracował Draco. Zwykle był bardzo ostrożny z publicznym używaniem magii, ale na szczęście nikt nie zauważył jego pojawienia się z nikąd.
Niestety, nie zastał Malfoya, a Rosie poinformowała go, że pojawił się niedawno i powiedział, że rezygnuje. Nie chciał nawet czekać na czek ze swoją ostatnią wypłatą.
— Mógłbyś mu go oddać? — zapytała, wręczając Harry'emu złożony kawałek papieru.
Potter kiwnął głową i schował czek do kieszeni płaszcza. W środku było coś jeszcze — wizytówka od Colby'ego. Wyjął ją i obrócił w dłoniach.
— Rosie, mógłbym skorzystać z telefonu? — zapytał.

***

Mieszkanie Colby'ego znajdowało się w Pacific Heights, więc Harry musiał wziąć taksówkę. Kiedy dotarł na miejsce, Colby już na niego czekał, siedząc na tarasie i na powitanie pomachał mu ręką. Wyglądał na roztrzęsionego. Harry zdawał sobie sprawę, że przez telefon brzmiał niemal jak szaleniec.
— Przepraszam — powiedział. — Za wszystko. Tylko... Po prostu nie znam tu nikogo i...
— Chodź. — Colby wskazał trzymanymi w dłoni kluczami w stronę drzwi. Harry poszedł za nim do mieszkania, które okazało się nie tak ładne, jak to należące do Malfoya. — Przepraszam za bałagan. Ostatnio byłem trochę zajęty.
Harry wzruszył ramionami i wbił wzrok w podłogę przed sobą. Colby wziął go za rękę i poprowadził na kanapę.
— Derek odszedł — powiedział, siadając.
Colby zamrugał.
— Odszedł? Ja... — Westchnął. — Harry, przykro mi. Wiem, że ci na nim zależało, ale on nie jest kimś skłonnym do angażowania się.
— Nie, niczego nie rozumiesz — jęknął Potter. — On zniknął. Jego mieszkanie jest puste. Nigdzie nie mogę go znaleźć.
Szczęka Colby'ego opadła.
— Żartujesz? On... naprawdę wyjechał? — Blednąc, opadł na kanapę. — Och, mój Boże. I nie masz żadnego pomysłu, co się mogło stać?
— Nie — odparł Harry. — Miałem nadzieję, że ty będziesz wiedział, gdzie jest albo... — Potter pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Miał wrażenie, jakby brzmiał wyjątkowo egoistycznie.
Mężczyzna milczał, więc Harry spojrzał na niego i zobaczył, że ten wpatruje się w bransoletkę na jego nadgarstku. Naciągnął rękaw koszuli, aby ją zakryć, gdyż poczuł się zażenowany. Colby odwrócił wzrok.
— Masz dużo tupetu przychodząc do mnie i wypłakując mi się w tej sprawie — wymamrotał.
— Wiem i naprawdę bardzo, bardzo mi przykro.
— Dobrze, w porządku — kontynuował Colby. Jego głos brzmiał, jak gdyby na siłę próbował być silny. — Nastawię kawę, a potem porozmawiamy, może być?
Harry kiwnął głową na zgodę. Kiedy mężczyzna wyszedł, oparł się o kanapę i zamknął oczy. Słyszał, jak Colby kręci się w kuchni, otwierając szafki, a po chwili, z cichym trzaskiem, pojemnik na kawę. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, aby zadzwonić do niego na komórkę i wymusić natychmiastowe spotkanie. Colby był w pracy, ale powiedział, że to nie problem i zaraz przyjedzie do domu.
— Colby, jesteś aniołem — powiedział Harry.
— Naprawdę? — usłyszał, a potem coś twardego i zimnego zostało przyciśnięte do jego karku. Poczuł, że blednie. — Na twoim miejscu bym się nie ruszał — powiedział Colby. — To magnum 357. Twój mózg rozpryśnie się na podłodze, zanim zdążysz sięgnąć po różdżkę.
Po raz trzeci tego dnia Harry pomyślał, że śni.
— Colby? — jęknął, totalnie zaskoczony.
— Przesuń ręce tak, abym je widział — powiedział Colby, więc Harry posłusznie wykonał polecenie. — Grzeczny chłopiec. — Mężczyzna sięgnął do jego płaszcza i wyciągnął z niego różdżkę. Lufa pistoletu została odsunięta od jego czaszki, więc Harry odwrócił głowę. Słyszał, jak Colby idzie przez pokój i zobaczył, że odkłada jego różdżkę na stole. Po chwili wrócił i stanął przed Harrym, trzymając pistolet nakierowany na jego klatkę piersiową. — Nie ciesz się za wcześnie — powiedział, posyłając mu złośliwy grymas. — Zaraz tu będą.
— O co chodzi? — zapytał Harry. W głowie mu wirowało, ale wiedział, że musi wziąć się w garść. — Kto zaraz tu będzie?
Colby uśmiechnął się.
— Nie mogę uwierzyć, że nie zrozumiałeś, Harry. Masz reputację kogoś, kto działa bez zastanowienia, ale to było takie oczywiste.
Potter starał się, aby jego głos brzmiał spokojnie, chociaż od środka dosłownie się gotował.
— W takim razie, czego nie pojąłem?
Colby wbił spojrzenie w bransoletkę.
— Naprawdę musi ci ufać. Być może nawet wszystko ci powiedział. Co czyni cię równie wartościowym, jak on.
— Wartościowym dla kogo?
Colby roześmiał się.
— Dla każdego, Harry. Ale zadowolę się osobą oferującą najwięcej. Wychodzi na to, że całkiem sporo ludzi interesuje się tobą i Draco Malfoyem.
— Śmierciożercy? — zapytał Potter.
— Jeśli lubisz ich tak nazywać. — Colby ponownie się roześmiał. — Według mnie, brzmi idiotycznie. — Przez chwilę wpatrywał się w twarz Harry'ego. — Kilka lat temu zwrócił się do mnie pewien mężczyzna, czarodziej z bardzo ciekawymi koneksjami. Szukał swojego syna i zaoferował mi wyjątkowo dużą kwotę za jego znalezienie. Zrobiłem to, ale synalek nie chciał być znaleziony. Jak się okazało, nie miał zamiaru w niczym współdziałać ze swoim tatusiem.
— Dziwisz mu się? — zapytał Harry, pozwalając, aby w jego głosie zabrzmiał sarkazm.
— Widzę, że go znasz — odparł Colby. — Pan Malfoy nie akceptuje „nie” jako odpowiedzi.
— Więc przyjechałeś za Draco do San Francisco — powiedział Potter. — I zaprzyjaźniłeś się z nim. Szpiegowałeś go dla jego ojca.
— Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz — zaśmiał się Colby. — Zwrócenie uwagi Malfoya i dostanie się do jego majtek było wyjątkowo łatwe, ale pozostanie tam... — Potrząsnął głową. — Nie żebyś ty był inny.
Harry wziął uspokajający oddech. Szok z powodu zaistniałej sytuacji powoli zaczął zanikać i teraz zaczął zastanawiać się nad planem postępowania. Jeśli tylko uda mu się sprawić, że Colby będzie mówił, być może byłby w stanie jakoś go rozproszyć. Mężczyzna zawsze zdawał się lubić słuchać własnego głosu i to mogłoby podziałać na korzyść Harry'ego.
— Więc dlaczego się mną zainteresowałeś? — zapytał.
Colby wzruszył ramionami.
— Miałem nadzieję, że powiesz mi coś ciekawego. Jeszcze jakiś tydzień temu wszystko szło gładko — powiedział, przenosząc wagę ciała na jedną stopę. — Szef mojego działu w CIA był zachwycony, że znalazłem zbiega, którego poszukiwali i wyznaczyli mnie do obserwowania go. Pan Malfoy także był dość zadowolony z takiego obrotu sprawy. — Harry przełknął ślinę. Colby był agentem CIA, a on miał pewność, że jest nim Manny. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy podejrzewać tak słodkiego, nieszkodliwego człowieka. — A na dodatek było zabawnie. Seks, narkotyki, spotkania każdego wieczoru, komu by się to nie podobało? Wszystko, co musiałem robić, to pisać trzy razy w tygodniu dwa komplety raportów. — Przełożył pistolet do drugiej ręki. — Ale nagle pojawił się stary przyjaciel Draco ze szkoły, Brytyjczyk noszący na czole dziwną bliznę. I wszystko szlag trafił. — Potrząsnął ze zdziwieniem głową. — Pan Malfoy wykazał szczególne zainteresowanie, zwłaszcza gdy doniosłem mu, że pieprzysz jego syna. Wtedy to ty stałeś się celem mojego zadania.
— I stąd twoje nagłe zainteresowanie moją osobą? — Harry poczuł dziwną ulgę.
Colby uśmiechnął się.
— Nie gniewaj się na mnie, Harry. Świetnie się pierdolisz, ale tak naprawdę nie jesteś w moim typie. — Jego uśmiech zniknął i był teraz jedynie grymasem warg zaciśniętych w cienką linię. — Poza tym, już raz zawiodłem Lucjusza Malfoya. Nie chciałem zrobić tego ponownie.
Harry zmarszczył brwi.
— Co masz na myśli?
Ręka Colby'ego powoli opadała i pistolet nie był już wycelowany prosto w Harry'ego. Potter nie widział swojej różdżki, ale gdyby odpowiednio mocno skoncentrował się na jej obrazie, w którym leży na stole, może byłby w stanie ją przywołać. Musiałby jednak zrobić to szybko, inaczej Colby postrzeliłby go, zanim udałoby mu się rzucić choć jedno zaklęcie.
— Dlaczego cię to interesuje, Harry? — zaśmiał się Colby. — Poza tym, oni będą tu już niedługo, a w zasadzie lada moment. — Potter zamknął oczy i wyobraził sobie różdżkę lecącą do jego ręki. Skoncentrował się na tej wizji tak bardzo, jak tylko potrafił. Colby sapnął i rzucił się na niego, przyciskając mu pistolet do czoła na tyle mocno, że zabolało. — Nieźle — szepnął. — Nie wiedziałem, że to potrafisz. A teraz upuść różdżkę.
Harry osłabił koncentrację i usłyszał, jak drewno stuka o podłogę kilkadziesiąt centymetrów od niego. Próbował zwalczyć narastające uczucie paniki. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić. Uniósł powieki i spostrzegł, że Colby się w niego wpatruje.
I nagle oczy mężczyzny otwarły się szeroko ze zdziwienia.
— Oddaj pistolet — syknął czyjś głos. Harry spojrzał do góry i zobaczył Manny'ego, stojącego tuż za Colbym, z różdżką przystawioną do jego gardła. — Wiem, że widziałeś, co ta rzecz potrafi. Twoja broń nie jest tu żadnym wyzwaniem. — Harry pomyślał, że to nie do końca prawda, ale zauważył, iż mężczyzna nie miał zamiaru uznać słów Manny'ego za blef. Colby rozluźnił palce, a wtedy pistolet został gwałtownie wyszarpnięty z jego dłoni. Wbił w Manny'ego zaszokowany i przerażony wzrok. — Harry, wstań — dodał Manny. — Wychodzimy.
Potter zamrugał z zaskoczenia.
— Nie rób tego — powiedział Colby, gorączkowo rzucając spojrzenia od jednego z nich do drugiego. — Pracujemy dla tych samych ludzi, a on chce jedyne sam oddać cię w ich ręce.
Manny wydał z siebie dźwięk przypominający pełen obrzydzenia śmiech.
— To kłamstwo, Harry.
Potter wstał, wyciągnął rękę i różdżka poleciała wprost do jego dłoni. Przez chwilę studiował twarze obu mężczyzn. W tej chwili nie miał żadnego szczególnego powodu, aby wierzyć któremukolwiek z nich.
— Harry, w zamian możemy jechać do siedziby CIA — powiedział Colby. — Jeśli ruszymy teraz, mamy jeszcze czas. — Gapił się na Harry'ego dziko, wyraźnie spanikowany. — On ma zamiar oddać cię śmierciożercom.
— Tak, jak ty planowałeś? — parsknął Potter. — Kim jest teraz osoba oferująca najwyższą cenę?
Manny rzucił mu rozdrażnione spojrzenie.
— Nie mamy czasu na gadanie — powiedział.
Harry wziął głęboki oddech i zacisnął palce na różdżce. Jednym zaklęciem mógłby unieruchomić każdego z nich. Albo obu na raz, tak na dobrą sprawę, ale to w niczym nie pomogłoby mu w znalezieniu Draco. Teraz wiedział już, że Colby'emu ufać nie może, nie miał też pojęcia, czego się spodziewać po drugim z mężczyzn. „Wybierz zło, które znasz”, powtarzała zawsze ciotka Petunia.
Prawie nieświadomie dotknął bransoletki na swoim nadgarstku i nagle go oświeciło: Draco ufał Manny'emu, a Colby'emu nie. A on sam ufał Draco, bez cienia wątpliwości.
Wycelował różdżkę i powiedział:
Petrificus Totalus.
Colby miał ułamek sekundy, aby rzucić mu zaszokowane spojrzenie, po czym zesztywniał i upadł na podłogę.
Manny uniósł brew.
— Prymitywne, ale skuteczne.
— Powinniśmy go związać czy cokolwiek? — zapytał Harry.
— Nie mamy czasu — powiedział Manny i podszedł bliżej, wyciągając do Harry'ego rękę. — Muszę cię jak najszybciej translokować.
Harry zawahał się.
— Co?
Manny potrząsnął głową.
— Czy jak tam Brytyjczycy to nazywają... aportować.
Mężczyzna zaczynał wyglądać na nerwowego, więc Harry skinął głową, podniósł plecak i zrobił krok do przodu. Manny objął go mocno, a potem wszystko wokół zawirowało.
Po chwili stał już w pokoju bez okien, słabo oświetlonym przez pojedynczą żarówkę. Manny puścił go i podszedł do drzwi. Odwrócił się, kiedy je otworzył.
Vamonos**, panie Potter.
Harry wziął głęboki oddech i ruszył za nim.


***


* OBRAZEK
**chodźmy


KONIC ROZDZIAŁU VIII

Kolejna część koło 27 maja 0x01 graphic

_________________
Jestem nienormalna.
Jestem opętana.
Jestem drarroholiczką.
---------------------------

ROZDZIAŁ IX


Wyszli na korytarz pełen krzątających się osób, z których każda zdawała się nieść jakieś notatki, rozmawiać przez telefon i bardzo się gdzieś spieszyć. Harry odwrócił się, aby spojrzeć na drzwi, przez które właśnie przeszli. Wisiała na nich duża tabliczka z napisem: „Uwaga! Pomieszczenie aktywnej translokacji. Atención! Salida de Portuario Activo”. Nie mógł powstrzymać się przed spoglądaniem na przechodzących ludzi. Przeważnie go ignorowali, choć uśmiechali się ciepło do Manny'ego. Szczególnie kobiety, jak zauważył.
Na końcu korytarza skręcili i weszli po schodach na piętro, po czym minęli wejście do czegoś, co wyglądało na recepcję. Za biurkiem siedział wręcz przesadnie elegancko ubrany mężczyzna, który spojrzał na nich, kiedy weszli do środka.
— Dzień dobry, panie Padilla — powiedział i uśmiechnął się do Harry'ego.
— Nie łącz ze mną żadnych rozmów, Jack — rzucił Manny, kiedy przechodzili obok. — I powiadom panią Montes, że jest ze mną Harry Potter.
Oczy Jacka momentalnie powędrowały do czoła Harry'ego, ale był to tylko nieświadomy odruch.
— Tak jest, proszę pana — odpowiedział, a gdy Manny otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił Harry'ego do środka, już podnosił słuchawkę.
Znaleźli się w pomieszczeniu, które równie dobrze, według wyobrażeń Pottera, mogło być gabinetem prawnika, choć zawierało dziwną mieszankę mugolskich urządzeń i czarodziejskich akcesoriów. Na biurku stał otwarty laptop, a obok niego umieszczono magiczny zegar pokazujący datę, godzinę, pogodę oraz możliwość wezwania taksówki w kilku dużych miastach na całym świecie. Na grzędzie drzemała para gołębi, które całkowicie zignorowały ich wejście, zaś siwowłosy mężczyzna na portrecie kiwnął Manny'emu głową na powitanie. Pokój oświetlony był przez lampy jarzeniowe, ale nie brakowało też poustawianych tu i tam świeczników z wypalonymi do połowy świecami.
Manny stuknął różdżką w umieszczony na kontuarze srebrny ekspres do kawy, z którego od razu zaczęła unosić się para. Opadł na krzesło za biurkiem i westchnął. Patrzył na Harry'ego, ale nie powiedział ani słowa.
Potter spojrzał przez znajdujące się za mężczyzną okno i zrozumiał, że są na Jarmarku. Po głowie krążyły mu setki pytań, które chciał zadać, ale nie wiedział, od czego zacząć. W końcu zwrócił się do Manny'ego z wymuszonym uśmiechem.
— Nadal nie sądzę, abyś był prawnikiem — powiedział.
Manny odwzajemnił uśmiech z zaciśniętymi ustami.
— Usiądź, Harry.
Chwilę po tym, jak Potter zajął wskazane miejsce, do gabinetu weszła kobieta. Była sporo po pięćdziesiątce, miała ciemne włosy oraz oczy i bardzo przypominała Minerwę McGonagall. Harry, niepewny, jak się zachować, wstał z krzesła.
— Witam, panie Potter — powiedziała i wyciągnęła do niego rękę. — Nazywam się Cecelia Montes. Jestem dyrektorem Magicznego Wydziału FBI w San Francisco.
— FBI? — zdziwił się Harry i zerknął na Manny'ego. Mężczyzna kiwnął głową, wyglądając na niezmiernie zmęczonego.
Potter uścisnął dłoń kobiety, nie wiedząc, czy powinien czuć ulgę, czy raczej zachować ostrożność.
— Proszę, usiądź — powiedziała Cecelia, wskazując na krzesło. Odwróciła się do Manny'ego. — ¿Qué le has dicho?
Nada* — odparł Manny, patrząc na Harry'ego chłodno. — Ciągle nie jestem przekonany, czy można mu ufać.
Kobieta zawahała się, po czym przyjrzała się uważnie Harry'emu. Jej ciemne oczy zaczęły błyszczeć.
— Co się dzisiaj wydarzyło?
Potter zastanowił się, czy pytanie było skierowane do niego, ale głos Manny'ego wyprowadził go z błędu.
— Hannick w końcu się ujawnił i do wszystkiego przyznał.
Brew Cecelii uniosła się.
— Mam nadzieję, że udało ci się to nagrać?
Manny uniósł różdżkę i wymruczał Simulo. Ku wielkiemu zaskoczeniu Harry'ego, pokój wypełniły dźwięki jego nerwowej rozmowy z Colbym. Nie miał pojęcia, jak długo Manny przebywał z nimi w mieszkaniu, gdzie się schował czy, co ważniejsze, jak ich znalazł.
Cecelia oparła się o biurko i, słuchając, stukała palcem o swoją skroń. Potter poczuł się speszony, gdy ujawnione zostały intymne szczegóły z jego życia, ale pozostała dwójka nie zdawała się zwracać na to uwagi. W końcu, gdy Colby powiedział: „Poza tym, już raz zawiodłem Lucjusza Malfoya. Nie chciałem zrobić tego ponownie”, wymienili między sobą spojrzenia.
Silencio — odezwał się Manny i dźwięk ustał.
W gabinecie przez chwilę panowała cisza, aż wreszcie przerwała ją Cecelia:
— Wydaje mi się, że masz do nas kilka pytań, Harry.
Potter wypuścił powietrze. Nawet sobie nie uświadamiał, że wstrzymuje oddech.
— Nie wiem, od czego zacząć — powiedział.
— Najpierw to ja chciałbym się dowiedzieć, dlaczego on tutaj jest — rzucił Manny.
Cecelia skinęła głową.
— W takim razie ja zajmę się wysłaniem ekipy, a wy porozmawiajcie sobie na osobności. — Uśmiechnęła się do Harry'ego i wyszła z pokoju.
— Kawy? — zapytał Manny. Propozycja wyglądała na próbę rozładowania napięcia pomiędzy nimi.
Harry obrócił się w jego stronę.
— Wiem, że mi nie ufasz, Manny i wcale cię za to nie winię.
Mężczyzna parsknął i wstał, aby napełnić swoją filiżankę.
— Po tym, co zrobiłeś dzisiaj rano Draco, sądzisz, że powinienem?
Potter otworzył szeroko oczy.
— Rozmawiałeś z nim? Wiesz, gdzie jest?
— Oczywiście, że tak. Jak myślisz, do kogo poszedł, gdy zaserwowałeś mu jego serce na talerzu? — Harry opadł na krzesło, czując mieszaninę przykrych emocji. Wiedza, iż Draco jest bezpieczny, przyniosła mu niewiarygodną ulgę, ale ból z powodu porannych wydarzeń ciągle był świeży w jego umyśle. Manny przypatrywał mu się przez chwilę, po czym nalał jeszcze jedną filiżankę kawy. — Mleczko i cukier? — zapytał.
Harry przytaknął.
— Czyli jest bezpieczny? — Głos mu zadrżał, ale na szczęście nie załamał się.
— Jak najbardziej — odparł Manny, wręczając mu czarkę. Oparł się o krawędź biurka i wbił w Harry'ego spojrzenie. — Naprawdę chciałbym wierzyć, że się o niego martwisz, nawet wbrew temu, co mu zrobiłeś.
Harry rozpiął plecak i wyciągnął plik papierów. Zawahał się przez moment, ale otworzył teczkę. W tej chwili nie miał już nic do stracenia.
— Pracuję dla Biura Śledczego Brytyjskiego Ministerstwa Magii — powiedział. — Wysłano mnie tu, abym znalazł Draco Malfoya po tym, jak CIA zgłosiło jego zniknięcie. Nie jestem agentem terenowym, założyłem więc, że wybrano mnie, gdyż znałem go osobiście. Kiedy tu przybyłem, nie posiadałem prawie żadnych informacji, a to... — uderzył palcem w dokumenty — ...przysłano mi w ciągu ostatniego tygodnia. — Pogrzebał w papierach i wyciągnął wszystkie raporty wywiadu. Wręczył je Manny'emu.
Brwi mężczyzny zmarszczyły się, gdy przerzucał leżące przed nim strony.
— Wygląda na robotę CIA.
— Między nami istnieje wzajemne porozumienie — powiedział Harry. — Dzielimy się ze sobą efektami pracy naszych wywiadów. A przynajmniej tak twierdzą obie strony. — Wypuścił powietrze, zdając sobie sprawę, w jakim stopniu łamie teraz złożoną przysięgę. Ale nie było już odwrotu. Opróżnił resztę teczki. — Początkowo otrzymałem jedynie ogólne wytyczne. Miałem wyjaśnić, co się dzieje i spróbować przekonać Malfoya do wyjazdu, ale wraz z upływem czasu stało się jasne, że moi przełożeni chcą go mieć z powrotem bez względu na wszystko. — Wręczył Manny'emu zarządzenie Bassa, dające mu prawo do użycia siły.
Brwi Manny'ego uniosły się.
— Słyszałem o tym.
— Tak mi się właśnie wydaje — westchnął Harry. — Dostałem to razem z raportem. — Podał Manny'emu więcej kartek, na co ten kiwnął głową. — Draco widział to wszystko dzisiaj rano. Szczęściem w nieszczęściu, najważniejsze dokumenty ciągle były zakodowane. — Rozłożył nieczytelne strony na biurku, stuknął w nie różdżką i wypowiedział deszyfrujące zaklęcie.
Manny otworzył szeroko oczy, gdy nieskładna mieszanina liter przekształciła się w angielskie zdania.
— To wygląda zupełnie jak klucz publiczny algorytmów Granger.
Potter zamrugał z zaskoczenia.
— Bo to jest dokładnie to.
Manny gwizdnął i podniósł kartkę, zawierającą listę żądań Harry'ego.
— Wiesz, my nadal używamy standardowej metody szyfrowania danych. Jej praca jest niewiarygodna. Spotkałem ją kilka lat temu na konferencji w Madrycie.
Harry nie mógł powstrzymać wypływającego mu na twarz uśmiechu.
— Jest moją najlepszą przyjaciółką.
Tym razem to Manny wyglądał na zaskoczonego.
— Draco mówił, że chodził z nią do szkoły, ale zawsze myślałem, że się ze mnie nabija. — Ponownie skupił się na kartce. — Naprawdę masz jaja, Harry. Jak na to zareagowali?
Potter opisał mu rozmowę telefoniczną, jaką przeprowadził z Fallinem i pokazał pergamin, który dostał dzisiejszego ranka. Manny wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym wstał i dotknął stojącego na biurku urządzenia.
— Jack, mógłbyś poprosić panią Montes i pana Thompsona, żeby tu zeszli, kiedy tylko będą mogli?
Wrócił na swoje miejsce, nie odrywając wzroku od trzymanego w ręce pergaminu. Harry obserwował go w ciszy, zastanawiając się, czy postąpił właściwie. Nadal nie wiedział, czego FBI chciało od Draco ani jaka rolę w tym wszystkim grał Manny. Teraz z pewnością był zdany na ich łaskę.
Drzwi otworzyły się i do gabinetu weszły dwie osoby: Cecelia Montes i młody, ubrany w garnitur mężczyzna, który uśmiechnął się, gdy tylko jego oczy spotkały się ze wzrokiem Harry'ego.
— Witaj, Harry.
— Jeremy? — sapnął Potter.
— Jeremy Thompson, Wydział Spraw Wewnętrznych CIA — odpowiedział, wyciągając rękę. Harry wstał i uścisnął ją, usilnie starając się nie gapić. Jeremy mrugnął do niego i skinął głową Manny'emu. — Słyszałem, że afera zaczęła się, kiedy byłem w Waszyngtonie.
Manny parsknął.
— Nawet nie masz pojęcia. Usiądź. — Gdy każdy zajął miejsce, Harry zrozumiał, że liczba krzeseł w pokoju zawsze dostosowana była do ilości przebywających w nim ludzi. — Myślę, że to najwyższy czas, aby wyjaśnić wszystko Harry'emu — dodał, unosząc wzrok. Każdy zdawał się patrzeć na Cecelię. Kobieta przytaknęła i Potter wydał z siebie westchnienie ulgi. Zdecydowali się mu zaufać. — Wiesz, że Draco Malfoy działał w Nowym Jorku pod przykrywką. Oficjalnie pracował w tamtejszym Wydziale Magii, ale jego zadaniem było sprawienie, aby śmierciożercy wykorzystali go jako swoją wtyczkę. — Przerwał i zerknął na Cecelię, jak gdyby szukając pozwolenia na kontynuację. — Zasadniczo był tajnym agentem udającym podwójnego agenta. Szło mu całkiem nieźle. Miał w garści wszystkich śmierciożerców w północno-wschodnich stanach, a do tego jeszcze kilku członków mafii.
— Ale tak naprawdę nie był podwójnym agentem? — zapytał Harry.
— Nie — odpowiedziała Cecelia. — Dostarczał im tylko tyle informacji, ile musiał, aby nie nabrali podejrzeń. Wszystko działało znakomicie i dowiedzieliśmy się naprawdę sporo. Dzięki niemu zdołaliśmy nawet udaremnić kilka strategicznych ataków śmierciożerców.
Z jakiegoś powodu Harry poczuł się niezmiernie dumny.
— I co poszło źle?
— Lucjusz Malfoy — odpowiedział Manny. — Najwidoczniej dowiedział się, że syn stał się w Stanach sławny i postanowił spożytkować to, by poszerzyć własne wpływy. Draco nie chciał stracić przykrywki, więc wykorzystał fakt, że od lat żyli w konflikcie. Powiedział mu, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Właśnie wtedy do akcji wkroczył Colby Hannick.
— Powiedział mi, że to Lucjusz go wynajął, aby znalazł Draco — poinformował ich Harry.
— Przyznał się, że pracuje dla śmierciożerców? — zapytał Jeremy.
Manny przytaknął.
— Dał to jasno do zrozumienia. Myślę, że wystarczy, aby postawić mu zarzuty.
— Dziesięć minut temu wysłaliśmy ekipę do jego mieszkania — powiedziała Cecelia. — Jeśli nadal tam będzie, aresztują go.
— Poczekaj — odezwał się Harry. — Przez cały czas chciałeś dopaść Colby'ego?
Manny zamyślił się na chwilę.
— Draco grał dla nas podwójnego agenta, ale od ojca dowiedział się, że istnieją też prawdziwi, pracujący zarówno dla CIA jaki i śmierciożerców.
— I tu właśnie ja włączam się do gry — powiedział Jeremy. — Mój wydział od miesięcy podejrzewał, że mamy przeciek. Śledztwo stało w martwym punkcie, dopóki sam Hannick nie dostarczył nam wiadomości, że Malfoy jest podwójnym agentem. Byliśmy przyzwyczajeni do zajmowania się czarodziejami, ale nie śmierciożercami i Czarnymi Panami. — Potrząsnął głową, jak gdyby nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć.
— Nie jesteś czarodziejem? — zapytał Harry.
Jeremy uśmiechnął się.
— Nie. Ale zostałem dobrze wykształcony. — Wyglądało na to, że pełna niedowierzania mina Harry'ego rozbawiła każdego w pokoju.
— Czarodzieje nie żyją tu w aż tak dużej izolacji od społeczeństwa zwyczajniaków, jak w Europie — powiedziała Cecelia.
Potter rzucił Manny'emu zaskoczone spojrzenie, na co ten wymamrotał: „Mugoli”.
Jeremy poprawił się na krześle.
— Moi współpracownicy podzielili się na tych, którzy uważali Malfoya za szpiega i tych, którzy w to nie wierzyli. Widziałem dowody, ale coś z nimi było nie do końca w porządku. I wtedy nagle Colby został wysłany do San Francisco. — Potrząsnął głową. — Przekonałem szefa, aby pozwolił mi go obserwować. Nie znaliśmy się wcześniej, więc pomyślałem, że mógłbym się z nim zapoznać, wtopić się w otoczenie niezauważony…
— Za to Jeremy i ja już się kiedyś spotkaliśmy, kiedy pracowałem w Waszyngtonie. — Manny uśmiechnął się. — Natychmiast się rozpoznaliśmy i zrozumieliśmy, że interesuje nas ta sama osoba.
— I zdecydowaliśmy się na współpracę — kontynuował Jeremy. — Nie minęło wiele czasu, zanim uświadomiłem sobie, że moje biuro zostało oszukane, a do tego momentu...
— CIA było przekonane, że Draco jest szpiegiem śmierciożerców — dokończył za niego Harry.
— Sprawa jednak wygląda dużo gorzej — powiedziała Cecelia. — Draco odkrył, że śmierciożercy przeniknęli do CIA w zatrważającym stopniu. Mafia pociągała za sznurki w społeczności zwyczajniaków, a oni robili to samo wśród czarodziejów. Cała siatka sięgała bardzo głęboko, dużo głębiej, niż sobie wyobrażaliśmy.
— Aby niepotrzebnie nie przedłużać, Draco znalazł się w niebezpieczeństwie — powiedział Manny. — Wiedział o wiele za dużo, a jego ojciec zaczął stawać się podejrzliwy. Musieliśmy wydostać go z Nowego Jorku.
— I spróbowałeś ukryć go tutaj? — zakpił Harry. — Wiesz, nie prowadził tu skromnego stylu życia.
Manny parsknął.
— Początkowo wszystko było w porządku, ale potem pojawił się Colby. Niemal od razu namierzyliśmy go dla CIA, ale nie mogliśmy zrozumieć, w jaki sposób tak szybko udało mu się znaleźć Draco.
— Zaklęcie rejestracyjne nałożone na różdżkę — zauważył Harry, zaciskając usta. — Dowiedzieliśmy się o nim dopiero, kiedy CIA poinformowało nas, że zlokalizowali Draco w San Francisco.
— W ubiegłym tygodniu okazało się to wielką nowiną — wtrąciła Cecelia. — Wiedzieliśmy o takiej możliwości już po uchwaleniu PATRiOT Act**, ale nie mieliśmy pojęcia, że CIA mogła wprowadzić ją w życie i użyć do śledzenia ludzi. Nasz dział prawny pracuje już nad oficjalnym sprzeciwem. — Potrząsnęła głową, z lekko zdegustowaną miną.
— Sądziliśmy, że użyty został jakiś rodzaj czarnej magii. — Manny wzruszył ramionami. — Wiedzieliśmy, że Colby nie jest czarodziejem, dlatego założyliśmy, że musi mieć jakiś związek ze śmierciożercami. To Draco wpadł na pomysł, aby się z nim zaprzyjaźnić i wykorzystać go do zbadania związków pomiędzy CIA a śmierciożercami.
— Użył siebie jako przynęty? — zapytał Potter.
— Oczywiście wbrew moim stanowczym sprzeciwom — parsknął Manny, patrząc na Harry'ego. — Kiedy Colby zaczął się wokół ciebie kręcić, uznałem, że pracujecie razem. Wiedzieliśmy o umowie między CIA i ministerstwem. Ale Draco upierał się, że nie miałeś z tym nic wspólnego. — Manny potrząsnął głową i Harry nie wiedział, czy to z powodu zdegustowania samym sobą, czy wiary Draco w niego. — Aż w końcu dwie noce temu jeden z naszych agentów zauważył Lucjusza Malfoya tu, w San Francisco. Draco się wściekł. Był przekonany, że przybyli po ciebie, a Colby stara się zaciągnąć cię w pułapkę.
Harry skrzywił się, zakłopotany, że tak łatwo dał się oszukać.
— Miał rację. Ale do czego jestem potrzebny Lucjuszowi?
Cecelia i Jeremy spojrzeli na Manny'ego.
— Nie jesteśmy pewni. Myślę jednak, że Draco wie.
— Ale ci nie powie — dodał Harry.
Manny przytaknął.
— Nikomu nie powie. — Jego wzrok powędrował w dół na srebrną bransoletkę na nadgarstku Harry'ego. — Myślałem, że mógł zwierzyć się tobie.
— Nie — odpowiedział Potter. — Nie powiedział mi praktycznie niczego. — Pogłaskał bransoletkę, czując, że go to uspokaja. W pokoju na chwilę zapanowała cisza.
Z biurka wydobył się dźwięk podobny do rechotu ropuchy. Manny nacisnął guzik i rozległ się głos Jacka:
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale pani Montes proszona jest do centrum operacyjnego.
Cecelia kiwnęła głową i wstała. Podobnie uczynił Jeremy.
— Chciałabym móc się jeszcze z tobą spotkać, Harry, zanim odjedziesz.
— Może jutro rano? — zasugerował Manny. — W południe ma świstoklika z JFK.
— Ale ja nigdzie nie wyjeżdżam — wtrącił się Harry. — Nie teraz, kiedy jest tak niebezpiecznie.
Cecelia uśmiechnęła się do niego.
— Zapewniam cię, że Draco nic nie grozi, w przeciwieństwie do ciebie. Anglia to teraz najbardziej odpowiednie miejsce. Poza tym, mam propozycję, która będzie wymagała twojego szybkiego powrotu. Szczegóły podam ci jutro rano. — Odwróciła się i wyszła z Jeremym depczącym jej po stopach, a Harry poczuł się jak uczeń, który dostał burę od profesora.
Manny przyglądał mu się w milczeniu.
— Wyglądasz na wyczerpanego — powiedział w końcu.
Harry parsknął.
— Dokładnie jak ty. — Miał pytanie, które męczyło go, odkąd tu przybył. — Jak mnie dzisiaj znalazłeś?
— Dzięki bransoletce. — Manny spojrzał na jego nadgarstek. — Zanim ci ją dał, rzucił na nią zaklęcie śledzące. Wysyłała sygnał, kiedy tylko znalazłeś się w odległości kilku metrów od Colby'ego.
— Och. — Harry przełknął ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Mimo że był wściekły i zraniony, wymógł na mnie obietnicę, że będę cię miał na oku — kontynuował Manny. — Wcale tego nie chciałem, wiesz, ale on jak zwykle miał rację. — Uśmiechnął się. — Translokowałem się do mieszkania Colby'ego i użyłem zaklęcia kamuflującego, aby mnie nie zobaczył. Czekałem na to, co się wydarzy. Kiedy zrozumiałem, że naprawdę o niczym nie wiedziałeś, miałem nadzieję, że Colby się przyzna.
— I przyznał się. — Harry ponownie dotknął bransoletki, co sprawiło, że poczuł się lepiej. — Pewnie powinienem pochwalić cię za idealne wyczucie czasu. — Uśmiechnął się do Manny'ego, który w odpowiedzi wzruszył wymijająco ramionami. — Co teraz?
— Na noc zostaniesz tutaj. — Manny wstał. — Na piętrze mamy kilka bezpiecznych pokoi. Wyglądasz, jakbyś potrzebował świeżych ubrań i prysznica. — Zmarszczył nos i Harry poczuł się zakłopotany. — Jesteś głodny?
Potter skinął głową.
— Tak, nic dzisiaj nie jadłem.
— Lubisz chińszczyznę? — zapytał Manny, a Harry jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi. — Każę Jackowi kupić nam jakieś danie na wynos.
— Nam?
— Nadal jest sporo spraw, o których musimy porozmawiać, Harry — westchnął Manny.

***

Jack otworzył drzwi bezpiecznego pokoju i zapraszająco skinął Harry'emu ręką.
— Brudne ubrania może pan wrzucić do zsypu — powiedział, wskazując na tabliczkę na ścianie z napisem „Pralnia”. — Personel gospodarczy zna kilka świetnych zaklęć czyszczących, więc powinni szybko się z tym uwinąć. Sądzę, że w łazience jest wszystko, czego może pan potrzebować.
Harry położył swój prawie pusty plecak na łóżku.
— Dziękuję — powiedział, rozglądając się.
Pomieszczenie było niewielkie i urządzone w prosty, ale wystarczająco wygodny sposób. Przy jednej ze ścian stało łóżko i nocna szafka z lampką, a wzdłuż przeciwległej umieszczono niewielki stół i dwa krzesła.
— Jest pan wegetarianinem lub kimś w tym rodzaju?
Harry zamrugał.
— Mmm... Nie.
— Pan Padilla kazał mi zapytać, zanim zamówię panu coś na wynos. Ma pan jakieś ulubione dania?
— Przepraszam. — Harry potrząsnął głową. — Jestem teraz trochę zdezorientowany. Zjem, co zamówisz.
Jack uśmiechnął się.
— W takim razie proszę dać mi znać, jeśli będzie pan potrzebował czegokolwiek — powiedział i wyszedł.
Harry opadł na łóżko i zamknął oczy. Był zmęczony, wyczerpany i dziwnie odrętwiały, wbrew wszystkiemu, co się dzisiaj wydarzyło. Wziął głęboki oddech i poczuł samego siebie.
— Prysznic — wymamrotał. — Zdecydowanie potrzebuję prysznica.
Zdjął koszulę i spodnie, po czym wrzucił je do kosza. Kiedy zniknęły, przebiegło mu przez głowę, czy dostanie je z powrotem, zanim pojawi się Manny. Przynajmniej sam będzie czysty, a w razie konieczności zapewne uda mu się transmutować ręcznik w szaty. Kiedy szedł do łazienki, z roztargnieniem pogłaskał się po brzuchu. Poczuł na skórze szorstką plamę i spojrzał w dół.
Och. Wysuszona sperma powinna wywołać w nim uczucie obrzydzenia, ale tak się nie stało. Przez chwilę ponownie rozważał, czy się wykąpać. Prysznic oznaczał utratę każdego śladu Draco, wszystkich dowodów na to, co się między nimi wydarzyło. Odrętwienie, które trzymało go przez ostatnią godzinę, zaczęło zanikać, zastąpione przez intensywny smutek. Zamknął oczy, ale w efekcie powróciły tylko wspomnienia patrzącego na niego, siedzącego na podłodze Draco, otoczonego przez kartki papieru.
Uświadomił sobie, że znowu dotyka bransoletki i zatrzymał się, aby na nią spojrzeć. Początkowo przypominała mu węża, ale kiedy przyjrzał się dokładniej, stwierdził, iż wygląda bardziej jak motyw roślinny, niemal niczym gałązka winorośli zawinięta wokół jego nadgarstka. Pomyślał, że raczej nie powinien mieć jej na sobie pod prysznicem, więc spróbował ją zdjąć, jednak ta dopasowała się wygodnie do przegubu dłoni i nie wydawała się skłonna ruszyć. Wzruszył ramionami i zostawił ją w spokoju.
Napór wody na ciało w niewielkiej kabinie był wręcz fantastyczny, więc stał pod gorącym strumieniem rozpylonej cieczy bardzo długo, pozwalając jej uderzać o swoje ramiona. Umył włosy, wyszorował klatkę piersiową i próbował nie myśleć o delikatnym dotyku namydlonych rąk Draco na swojej skórze.
Ogolił się, umył zęby i wreszcie wyszedł z zaparowanej łazienki, czując się jak nowonarodzony. Zerknął na kosz pralni, ale ten ciągle stał pusty. Nie był pewien, w jaki sposób odeślą mu ubranie.
W pokoju znajdował się mały telewizor i Harry z zadowoleniem odkrył, że posiada bardzo duży wybór dostępnych kanałów. Przełączał je przez chwilę, aż końcu ustawił CNN. Znany spiker poinformował, że w Iraku zginęli następni amerykańscy żołnierze. Wyciszył głos i w zamian obserwował, jak na dole ekranu zegar odmierzał czas.
Kiedy usłyszał pukanie, wstał, niepewny, co zrobić. W końcu był zupełnie nagi. Złapał leżący na podłodze ręcznik i podszedł do drzwi.
— Proszę?
— Przyniosłem ubrania — dobiegł go głos Jacka. Harry zawinął ręcznik wokół bioder i z uczuciem ulgi otworzył drzwi. Zanim mężczyzna odwrócił wzrok, jego oczy otwarły się szeroko. Podał Harry'emu zawiniętą w papier paczkę. — Pan Padilla przyjdzie za kilka minut i przyniesie jedzenie. Czy mógłbym... ja... — Potter nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok rumieńca na policzkach Jacka. — Potrzebuje pan czegoś, panie Potter? — Jack zmusił się, aby spojrzeć Harry'emu w twarz.
Chłopak nie mógł być od niego starszy i Harry poczuł się niewygodnie z powodu okazywanego mu szacunku.
— Proszę, wystarczy Harry. Właściwie, to tak naprawdę potrzebuję jakiejś bielizny. — Spróbował się uśmiechnąć, widząc jego minę.
— Jasne — odparł Jack, rzucając spojrzeniem na talię Harry'ego. — Bokserki czy slipy?
— Prawdę mówiąc, wszystko mi jedno — powiedział Potter, unosząc brew. — Sam zdecyduj.
— W porządku. — Jack zaczerwienił się jeszcze mocniej. — W takim razie... tak... — Odwrócił się i wyszedł.
Harry z uśmiechem zamknął za nim drzwi. Zastanowił się, jak wielu mężczyzn patrzyło na niego w ten sposób, zanim zrozumiał, jak bardzo mu się to podoba.
Gdy po raz kolejny rozległo się pukanie, był już ubrany. Tym razem to Manny, niosący torbę z jedzeniem i krzywiący ironicznie wargi.
— Czy to przypadkiem nie ty jesteś odpowiedzialny za stan mojego asystenta?
Harry cofnął się, aby go wpuścić.
— Poprosiłem tylko o bieliznę. Nie chciałem go obrazić.
Manny trzepnął go w pierś parą białych slipek.
— Och, on z pewnością nie został obrażony — powiedział i wywrócił oczami, po czym położył na stole przyniesioną torbę.
Gdy Harry wrócił z łazienki, czując się zdecydowanie wygodniej, Manny rozstawił już talerze i kilka pudełek z chińskimi potrawami. Wyciągnął z torby sześciopak dietetycznej coli i wręczył Harry'emu jedną puszkę.
— Co za problem mają Amerykanie z cukrem? — jęknął Potter.
— Och, teraz tak mówisz — uśmiechnął się Manny. — Zobaczysz, jak stuknie ci trzydziestka.
W trakcie posiłku, ku niespodziance Harry'ego, rozmawiali w przyjazny sposób. Jak się okazało, Manny sporo o nim wiedział. Duża część tej wiedzy pochodziła z badań, jakie przeprowadził w ciągu ostatniego tygodnia z powodu podejrzenia, iż Harry pracuje dla CIA.
— Mam teczkę w FBI? — zapytał oszołomiony Potter.
Manny posłał mu rozbawiony uśmiech.
— Oczywiście, że tak. — Część tej wiedzy tak naprawdę pochodziła od Draco, który mówił o Harrym od lat. — Nie masz nawet pojęcia, jaki był podekscytowany, kiedy się tutaj pojawiłeś — dodał Manny, podnosząc za pomocą pałeczek kawałek kurczaka z sezamem. Przez ostatnie dni ciągle słyszałem tylko „Harry to, Harry tamto”.
Potter uśmiechnął się, zaskakując tym samego siebie.
— W takim razie musiałeś znać go od dawna — powiedział.
— Odkąd wyjechałem do Nowego Jorku kilka lat temu. — Manny skinął głową, spoglądając do pojemników z jedzeniem, jak gdyby nie mógł się zdecydować, co teraz wybrać. — To był... dziwny okres w moim życiu. — Przez chwilę spoglądał na pierożka, po czym wsunął go do ust.
— To znaczy? — zapytał Harry. Nie tyle ciekawiło go życie Manny'ego w Nowym Jorku, co sprawy związane z Draco.
Gryząc potrawę, Manny zdawał się zastanawiać.
— Wiesz, nowe miejsce, człowiek jest zupełnie sam, nikogo nie zna. Draco przybył do Stanów kilka tygodni później i przez parę miesięcy pracował pode mną.
— Wyobrażam sobie — parsknął Harry.
Manny zignorował komentarz.
— Potem Draco zdecydował się przyjąć zadanie jako tajny agent. Pozostaliśmy w kontakcie, choć jego zadanie było trudne i wymagało izolacji. Gdy ostatniego lata narobił sobie kłopotów, zadzwonił do mnie i poprosił, żebym mu pomógł. — Przerwał, aby napić się wody.
— Dlatego przyjechaliście tutaj. — Harry czuł, że jego serce bije teraz jeszcze trochę wolniej.
Manny kiwnął głową.
— Nie mieliśmy pojęcia, że zostaniemy ponownie tak łatwo znalezieni. Zdaje się, że wtedy sądziliśmy, że po prostu uda się uciec. — Słowo „razem” nie zostało wypowiedziane, ale Harry i tak je usłyszał.
— I co teraz? — zapytał i odłożył pałeczki. Apetyt nagle go opuścił. — Co się z nim stanie?
— Nie wiem, Harry — westchnął Manny. — Ale jest bezpieczny. Od razu powinniśmy załatwić to w ten sposób, tylko że on był tak kurewsko uparty.
Przez głowę Harry'ego przebiegł nagły błysk zrozumienia.
— Chroni go zaklęcie Fideliusa, prawda? A ty jesteś Strażnikiem Tajemnicy? — Manny odwzajemnił spojrzenie Harry'ego z ostrożnym wyrazem twarzy. Potter westchnął, czując ogromny smutek. — Naprawdę się cieszę. Jesteś dla niego ważny i ufa ci bardziej, niż kiedykolwiek zaufa mnie. — Wbił wzrok w swój pusty talerz i potrząsnął głową. Udało mu się spieprzyć sprawy pomiędzy całą ich trójką. — Posłuchaj, wiem, że odkąd się tutaj pojawiłem, miedzy wami nie układało się za dobrze i przepraszam za to. Cokolwiek się jeszcze wydarzy, ja... Nie będę przeszkadzał. — Wypowiadane słowa były niczym wyryte na skórze: „Nie stanę między wami. Nie stanę między wami”.
Manny nie przestawał wpatrywać się w Harry'ego, choć jego mina złagodniała.
— Faktycznie ci na nim zależy — powiedział.
Harry przytaknął.
— Oczywiście, że tak. Ale chcę, żeby był bezpieczny i szczęśliwy, a jeśli oznacza to, że zostanie z tobą... — przerwał, niezdolny dokończyć zdania.
Przez chwilę trwała cisza i kiedy Harry uniósł wzrok, zobaczył, że Manny próbuje powstrzymać się od śmiechu.
— To bardzo szlachetne z twojej strony, ale muszę powiedzieć, że tak naprawdę nie jestem w typie Draco.
Harry zamrugał ze zdziwienia.
— Co?
— On preferuje mężczyzn, którzy są... dobrze, trochę bardziej... homoseksualni. — Wrócił do posiłku ze śladem uśmiechu na ustach.
— To znaczy, że nie jesteś... — Harry mógł jedynie gapić się na jedzącego mężczyznę.
— Nie jestem gejem. — Manny wzruszył ramionami. — Szczerze mówiąc, starałem się. To znaczy, Draco jest pociągający. Kiedy pojechałem do Nowego Jorku, byłem krótko po rozwodzie i przechodziłem fazę eksperymentowania. A on flirtował ze mną i pewnego dnia pomyślałem, co się, do diabła, dzieje?
— Nie jesteś gejem — powtórzył Harry. — Więc co z tą sytuacją w zeszłym tygodniu? Powiedział mi, że pieprzyłeś go na stole. — To był obraz, który doprowadzał Harry'ego do szału z zazdrości.
Manny zaczerwienił się.
— Och, tak. No więc... Mówił ci o tym? — Harry przytaknął, na co Manny się skrzywił. — Wiesz, założyliśmy się. Draco myślał, że jesteś hetero, a ja sądziłem, że tylko udajesz hetero, aby go skusić i... — Wydał z siebie dźwięk, przypominający wymuszony śmiech. — Właśnie dlatego cię pocałowałem. Żeby sprawdzić, jak zareagujesz. A ty spanikowałeś i uciekłeś, więc... Draco wygrał. — Pochylił głowę, ukrywając tym rumieniec.
Harry uśmiechnął się złośliwie.
— Wiesz, że tak naprawdę przegrał zakład?
Manny odwzajemnił uśmiech.
— Spłaci mnie później. Tak szczerze, wszystko wyszło na lepsze. Po tym incydencie nie wpadł w szał, więc zrozumiałem, że w końcu dał sobie ze mną spokój. Może to brzmi dziwnie, ale dzięki temu nasze stosunki uległy poprawie.
Harry potrząsnął głową.
— Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś gejem. — Nie mógł powstrzymać uśmiechu. — I pewnie nawet biseksualizm nie wchodzi w grę?
— Nie jestem nawet pewien, co to znaczy. — Manny westchnął. — Przez kilka miesięcy byliśmy kochankami i w łóżku układało nam się cudownie, ale... Nie miałem zamiaru zakochać się w innym mężczyźnie. Dla mnie był to jedynie seks, a Draco chciał więcej.
— Ale myślałem... — Harry uniósł brew. Wydawało mu się, jakby stracił umiejętność ubierania myśli w słowa. — Chciał więcej?
Manny uśmiechnął się, zabawnie wykrzywiając jedną stronę ust.
— Cała ta sprawa z nieangażowaniem się była częścią pułapki na Colby'ego. A także, jak sądzę, mechanizmem obronnym. Dla Draco niezobowiązujący seks był lepszy niż samotność. Ale wiesz, on tak naprawdę bardzo kogoś potrzebuje.
Harry zaczynał czuć teraz lekkie zawroty głowy.
— Och, mój Boże — wymamrotał. — Draco z pewnością myśli, że go oszukałem.
Manny ponownie się uśmiechnął, tym razem smutno.
— Żałuję, że nie mogłem go pokochać, ale... Ja po prostu nie kręcę w tę stronę. Patrzenie, jak przez ostatnie kilka miesięcy niszczy sam siebie było okropne. Jest przygnębiony, samotny i nie może tego znieść.
— Ale tak nie musi być — powiedział Harry. — Pokażesz mu umowę, prawda? Może wrócić i... — przerwał i zagryzł dolną wargę.
Zaległa chwila ciszy i Potter znowu poczuł burzę emocji. Nie powinien pozwolić sobie myśleć w ten sposób. Nie powinien pozwolić sobie na nadzieję.
— Draco uważa, że się w tobie zakochuje — szepnął Manny. Harry zamknął oczy, starając się nie pozwolić popłynąć łzom. — Dzisiaj rano poczuł się kompletnie rozbity — kontynuował mężczyzna miękkim głosem. — Jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak zdenerwowanego. Powiedział, że chce się ukryć gdzieś daleko, tak, aby nikt nigdy go nie odnalazł. — Potter, całkowicie zawstydzony, ukrył twarz w dłoniach. Był tak blisko tego, czego pragnął, choć wcale o tym nie wiedział. A teraz... Ponownie zagryzł wargę, zdecydowany nie płakać w obecności Manny'ego. Gdy brał urywany oddech, Manny odwrócił wzrok. — Miałem ochotę cię zamordować, wiesz? Ale wbrew wszystkiemu, on nadal pragnął, abyś był bezpieczny. Chce, żebyś wrócił do domu, gdzie nie będziesz aż tak wystawiony na niebezpieczeństwo. Wymusił na mnie obietnicę, że doprowadzę cię do samej stacji świstoklikowej.
Gardło Harry'ego płonęło i musiał koncentrować się na oddychaniu. Nie mógł znieść myśli, że Draco tak bardzo cierpi.
— To wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem — szepnął. — Ale teraz jest już za późno, prawda?
Manny westchnął.
— Porozmawiam z nim, Harry. Pokażę mu umowę z ministerstwem i rozszyfrowane dokumenty. Ale nie wiem, czy zaryzykuje ponownie. Może stracić wszystko.
— Nieprawda — odparł Harry przecierając oczy i spoglądając na Manny'ego. — Wręcz przeciwnie, ma wiele do zyskania. Jeśli zostanie tutaj, jakie życie go czeka? Zawsze będzie musiał uciekać. I zawsze będzie samotny. — Harry wzruszył ramionami i pociągnął nosem. — Mogę mu pomóc, Manny.
— Wydaje ci się, że dasz radę go uratować, prawda? — Ton Manny'ego nie był teraz krytykujący.
— Wiem, że tak — odparł Potter. — Jeśli tylko Draco da mi szansę.

***

Harry ponownie miał sen. Szedł zacienionym korytarzem Hogwartu, choć nie był to ten sam korytarz, co zwykle. Tak naprawdę zdawał sobie sprawę, że znajduje się blisko biblioteki. Ron siedział na podłodze gdzieś poniżej, bliżej lochów. Harry zastanowił się, czy powinien iść go poszukać.
Jego latarnia zgasła, więc zatrzymał się, aby zapalić ją ponownie za pomocą różdżki, ale i tak niczego nie widział. Szedł dalej. Minął zakręt i spojrzał wprost na ogromne drzwi. Nacisnął na nie, lecz ani drgnęły. Wyciągnął w ich stronę różdżkę, ale uświadomił sobie, że zapomniał, jak brzmi zaklęcie.

12 lutego, 2004: czwartek

Zanim Harry położył się spać poprzedniej nocy, ponownie wrzucił ubrania do kosza na pranie. Gdy się obudził, ku jego uldze, na stole leżała zawinięta w papier paczka. Ogolił się i wziął prysznic, choć tak naprawdę wcale go nie potrzebował, ale spływająca po ciele woda działała na niego odprężająco. Już ubrany, spakował swoje rzeczy i zszedł po schodach, mając nadzieję, iż trafi do biura Manny'ego.
W połowie drogi spotkał Jacka, który zaprowadził go do pokoju konferencyjnego, w którym Cecelia, Manny i Jeremy już na niego czekali.
— Kawy? — zapytał Jack.
Harry potrząsnął głową. Sam zapach przypominał mu o Draco i nie był pewien, czy może znieść dodatkowo jej smak. Zajął miejsce przy stole, uśmiechając się do każdego na przywitanie.
— Dobrze spałeś? — zapytał Manny. Harry potwierdził skinieniem głowy, uświadamiając sobie, że to prawda. — Musimy być w stacji świstoklikowej za kilka godzin — dodał Manny, zerkając na zegar.
— W takim razie zajmijmy się interesami — powiedziała Cecelia, zwracając się do Harry'ego. — Magiczny Wydział FBI na dzień dzisiejszy nie ma podpisanej jednoznacznej umowy z Biurem Śledczym Ministerstwa Magii. Chcielibyśmy to zmienić.
Potter przytaknął głowa, z uwagą rozważając jej słowa.
— Nie mam uprawnień, aby zawierać porozumienia w imieniu moich pracodawców, ale mogę przekazać informacje dalej.
— Mieliśmy nadzieję, że będziesz skłonny pracować jako łącznik pomiędzy naszymi organizacjami — kontynuowała Cecelia. — Razem z Mannym, oczywiście.
Harry zerknął na mężczyznę, obserwującego go ostrożnie.
— Będę musiał porozmawiać z dyrektorem Bassem — odpowiedział. — A także ministrem Fallinem. On jest dość mocno zaprzyjaźniony z amerykańskim ministrem magii, a miałem wrażenie, że ten nieszczególnie wysoko ceni sobie teraz FBI.
Cecelia i Manny wymienili spojrzenia. Jeremy odchrząknął.
— Sytuacja polityczna jest skomplikowana, mówiąc delikatnie. Ale fakt, iż tu jesteśmy, pokazuje, że takie porozumienia są możliwe.
— W przeszłości już ze sobą współpracowaliśmy — dodał Manny. — Ale to było dawno temu. Chcielibyśmy odbudować nasze dobre stosunki, otworzyć w Londynie biuro i dzielić się z wami zasobami, aby skuteczniej zwalczać w obu naszych krajach zagrożenie związane z działalnością śmierciożerców.
Harry westchnął.
— Zrobię, co mogę, żeby przekonać moich współpracowników. Zaczynam myśleć, że związek z CIA pozbawił nas jasności widzenia.
— Muszę się z tobą zgodzić — powiedział Jeremy. — Nie odważę się sugerować, że śmierciożercy pracują wśród członków waszego rządu, ale...
— A ja bym się odważył — parsknął Harry. Zastanowił się, dlaczego ostatnio nikt o tym nie wspominał, skoro podejrzewano to już lata temu. Od czasu zakończenia wojny po prostu nie poczynili żadnych kroków, jak gdyby nic złego się nie działo. Rozumiał, że sam zachowywał się identycznie, zagubiony we własnych wątpliwościach i zmaganiach z samym sobą. — Cholera — wymamrotał. — Co nam umyka?
— To samo, co nam, Harry — powiedziała Cecelia. — Przez ostatnie kila lat panował spokój i popadliśmy w nadmierne zadowolenie. Śmierciożercy sprawiają tylko tyle kłopotów, abyśmy nie stali się podejrzliwi, ale sądzę, że coś planują.
— Coś dużego — szepnął Harry. — Myślisz, że Draco wie, co to jest?
Manny westchnął i odwrócił się w jego stronę.
— Nie wiem. Nawet jeśli, nie chce z nami rozmawiać. Z nikim nie chce rozmawiać.
Przez chwilę panowała cisza.
— Wczoraj Colby'emu Hannickowi udało się uciec — odezwała się Cecelia. Kiedy przybyli moi ludzie, nie było już po nim śladu. Obserwowaliśmy jego mieszkanie, ale nie wrócił do niego.
— Być może nie żyje — zasugerował Manny.
— Wątpię — odparł Harry. — Lucjusz Malfoy nie zabiłby kogoś, kto jest mu tak przydatny. A przynajmniej nie od razu. — Odwrócił się do Cecelii. — Jednak naprawdę uważam, że nasze organizacje mogłyby odnieść ze współpracy obopólne korzyści i jestem skłonny pomóc, aby do owej współpracy doprowadzić. Myślałaś o jakichś terminach?

Dwie godziny później Harry miał wypisane wszystkie propozycje. Schował pergamin do pustego teraz plecaka. Faksy, które dostał z Biura Śledczego, zostawił jako gest dobrej woli. Udało im się także sformułować plan działania, według którego mieli zacząć badać możliwą działalność śmierciożerców w Brytyjskim Ministerstwie Magii. Harry zamierzał zająć się śledztwem z pomocą FBI, Hermiony i, miał nadzieję, kilku zaufanych współpracowników.
— Powinniśmy już iść — powiedział Manny, gdy tylko Harry pożegnał się z Cecelią i Jeremym. Ze względów bezpieczeństwa do Nowego Jorku mieli udać się razem.
— Nie potrzebuję niańki — gderał Potter, choć nie miał nic przeciwko towarzystwu. Ciągle nie oswoił się z faktem, że wraca do domu sam, bez Draco.
— Nie, ale potrzebujesz ochroniarza — odparł Manny z humorem. — Nie możemy pozwolić, aby śmierciożercy porwali cię z lotniska JFK.
Kiedy szli do pomieszczenia translokacyjnego, Harry pogrążył się w myślach.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Manny, otwierając drzwi. Pokój był pusty, a ściany i podłoga pozbawione jakichkolwiek ozdób czy mebli. Harry pamiętał lęk, jaki czuł, kiedy znalazł się tu niecałą dobę temu.
— Tak. Nie. — Wzruszył ramionami. — Nie chcę odchodzić, kiedy wszystko jest takie popieprzone.
Manny uśmiechnął się.
— Wiem, Harry. Ale daj nam trochę czasu, dobrze?

Potter nie pamiętał dokładnie, gdzie znajduje się stacja świstoklikowa, więc Manny zaoferował mu pomoc w aportowaniu się na miejsce.
— Od lat nie aportowałem się tyle razy — powiedział ze śmiechem, uwalniając się z objęć mężczyzny.
— Lepiej przyznaj, że nie możesz utrzymać rąk z daleka ode mnie — dokuczył mu Manny.
— Wcale nie jesteś w moim typie, wiesz? — odciął się Harry.
Dopiero kiedy stanęli w holu „Jutrzenki”, zrozumiał, że naprawdę odchodzi. Przez cały ranek nie dopuszczał do siebie tej myśli, ale teraz już nie mógł. Był tu, a za pół godziny znajdzie się w Londynie. Wziął głęboki oddech, lecz to w niczym nie pomogło. Jeśli Manny zauważył nagłą zmianę w jego zachowaniu, niczego nie powiedział.
Na szczęście przedstawicielką towarzystwa okazała się ta sama, podobna do Cho kobieta, którą spotkał już wcześniej. Gdy ich przywitała, Harry pomyślał, że jest bardzo ładna, choć obyło się bez zwyczajowego bólu gdzieś w środku, który zawsze odczuwał na wspomnienie żony. Dotarło do niego, że w trakcie pobytu w Stanach właściwie w ogóle o niej nie myślał. Zerknął na Manny'ego i zobaczył, że jego oczy skierowane były na klatkę piersiową kobiety.
— Naprawdę jesteś hetero, co? — szepnął, kiedy pracownica serwisu się odwróciła. W odpowiedzi Manny jedynie do niego mrugnął.
Podróż świstoklikiem w towarzystwie wcale nie okazała się przyjemniejsza. Harry ciągle nie znosił tej formy transportu. Wyjątkowo potężni czarodzieje potrafili aportować się na wielkie odległości, ale on sam nigdy nawet nie rozważał możliwości nauczenia się tego. Jednak jeśli miał być łącznikiem pomiędzy FBI a Biurem Śledczym, musiałby wziąć to pod uwagę.
Otrzymali plastikową dyskietkę, która okazała się większa niż ta, jaką Harry dostał, gdy podróżował samotnie. Pracownica serwisu ostrzegła ich, że do startu pozostała jedna minuta. Stanęli na wymalowanym na podłodze okręgu i złapali za kartę z obu stron. Czekając, Harry skupił wzrok na logo „Jutrzenki”.
— Dziesięć sekund — zaszczebiotała kobieta. — Miłej podróży.
Harry nie odpowiedział, odliczając w myślach. Za osiem sekund będzie w Nowym Jorku. Pięć sekund i znajdzie się dwa tysiące mil stąd. Dwie sekundy i straci szansę na...
Poczuł, jak jego żołądek przemieszcza się, a potem, na kilka długich chwil, zanim stopy ponownie uderzyły o podłoże, przylgnął mocno do Manny'ego. Stali w stacji świstoklikowej na lotnisku JFK. Harry był zdezorientowany, ale po Mannym niczego nie można było poznać. „Widocznie Amerykanie, mieszkając w tak ogromnym kraju, muszą być do tego przyzwyczajeni”, pomyślał.
Manny oddał kartę pracownikowi, który, co prawda, przywitał ich grzecznie, ale w tonie jego głosu wcale nie było słychać entuzjazmu.
Przepychając się przez tłum podróżnych w stronę terminalu połączeń międzynarodowych, w ogóle nie rozmawiali. Manny trzymał się blisko Harry'ego i uważnie rozglądał wokół, ale nie wyglądał na nadmiernie zaniepokojonego. Wolne miejsca znaleźli w hali numer trzy i usiedli z dala od innych podróżnych.
Manny zaczął paplać w sposób, który nie bardzo pasował do jego charakteru, opowiadając o swoich ulubionych restauracjach w Nowym Jorku i najwyraźniej starając się oderwać Harry'ego od jego myśli. Niestety, nie udało mu się.
— Wiesz — przerwał mu Potter, kiedy mężczyzna rozpoczął analizowanie lokali z filozoficznego punktu widzenia. — Miałem nadzieję, że przed wyjazdem jeszcze się z nim zobaczę.
Manny zamrugał, zaskoczony nagłą zmianą tematu.
— Pokazywanie się teraz publicznie nie jest dla niego bezpieczne, przecież wiesz.
— Tak, oczywiście — odparł Harry. Nagle myśl, że jest tak daleko od Draco, stała się nieznośna. Wczoraj, z tego, co wiedział, przebywali przynajmniej w tym samym mieście, a w tej chwili... Uświadomił sobie, że po raz kolejny musnął palcami bransoletkę i spojrzał w dół. — Naprawdę powinienem ci ją oddać — powiedział. — Ale nie umiem jej zdjąć.
Manny przyglądał się przez chwilę srebrnej ozdobie, po czym wzruszył ramionami.
— Nie mam pojęcia. Nigdy, odkąd go znam, nie widziałem, aby ją zdejmował. Chodził z nią pod prysznic, spał, zawsze miał ją na sobie.
Harry poczuł niewielki dreszcz na myśl, że posiada coś, co należało do Draco, coś tak cennego.
— Powiedział, że dostał ją od matki.
Manny kiwnął głową i pogłaskał bransoletkę jednym palcem.
— Wspomniał kiedyś, że była w jego rodzinie od wieków.
— Och, Boże — jęknął Harry. — Nie mogę jej zatrzymać! — Po raz kolejny spróbował zsunąć srebrną obręcz z nadgarstka, ale bez powodzenia.
Manny położył dłoń na jego ręce w uspokajającym geście.
— Harry, myślę, że on chciał, żebyś ją miał. — Potter przełknął ślinę. Dlaczego Draco miałby dawać mu coś tak cennego właśnie w momencie, kiedy Harry go zdradził? — Poza tym — dodał Manny — jeśli naprawdę zechce ją odzyskać, będzie musiał po nią do ciebie przyjść.
Harry podjął mężną próbę uśmiechnięcia się.
Pan Harry Potter proszony jest do wyjścia — rozległ się głos przez megafon.
Manny skrzywił się.
— Och, może jeszcze wskażecie go jakąś wielką, kurewską strzałką? — Wstali, a Harry westchnął z rezygnacją. Naprawdę nie chciał wyjeżdżać. — Ktoś będzie na ciebie czekał, prawda? — zapytał Manny. Wyglądał na zdenerwowanego.
Potter skinął na potwierdzenie.
— Łącznie z samym ministrem Fallinem, jak sądzę. Nie ma się czym martwić. — Skierowali się w stronę wyjścia. Pracownica stacji zatrzymała Manny'ego tuż przy bramce, więc Harry cofnął się o krok i wyciągnął rękę. — Dzięki — powiedział. — Za wszystko.
Manny zignorował jego dłoń, w zamian przytulając go mocno.
— Obiecuję, że spróbuję przemówić mu do rozsądku, dobrze? — szepnął. Harry kiwnął głową tuż przy jego ramieniu, przełykając emocje, które narastały mu w gardle. — I skontaktuję się z tobą już wkrótce. — Wypuścił Harry'ego z ramion i odsunął się.
Potter zdołał wykrzywić wargi w uśmiechu, zanim odwrócił się i przekroczył bramkę.
— Trzydzieści sekund — poinformowała go kobieta oskarżycielskim tonem, wskazując na leżącą na stole dyskietkę. Najwyraźniej nie chciała ryzykować przypadkowej podróży do Londynu, podając mu ją do ręki.
Harry zabrał kartę i podszedł do okręgu na podłodze. Za mniej niż minutę wróci do siebie i znajdzie się po innej stronie planety niż Draco. Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczy. Coś w nim zapragnęło wyrzucić świstoklik, wyjść z pomieszczenia i rzucić na Manny'ego Imperio, aby wyznał mu, gdzie Malfoy się ukrywa.
— Dziesięć sekund.
Harry uniósł wzrok i przez otwarte wejście dostrzegł w przelocie twarz Manny'ego. Mężczyzna uśmiechnął się smutno i pomachał mu. Potter poczuł znajome szarpnięcie tuż przy pępku i zamknął oczy. Płynął wraz z prądem, a powietrze i światła wirowały wokół niego. Wszystko trwało dłużej niż zapamiętał z ostatniej podróży i zaczął się już niepokoić, ale w momencie, kiedy ów niepokój miał osiągnąć poziom strachu, świat wokół zatrzymał się, a stopy mężczyzny delikatnie zetknęły się z podłożem. Na Heathrow musieli w końcu zainstalować specjalne bufory, o których jego znajomi rozmawiali przy dystrybutorze wody kilka miesięcy temu.
— Harry! — Potter otworzył oczy tuż przed tym, jak Hermiona podbiegła do niego i przytuliła go do siebie mocno, dociskając piersi do jego klatki. Objął ją w tali, mając świadomość, jak inaczej było czuć w ramionach ciało kobiety. Ponownie zamknął oczy, wdychając zapach jej włosów, ciągle oszołomiony z powodu efektów podróży przez Atlantyk. Hermiona uścisnęła go jeszcze raz i odsunęła się. Harry poczuł się głupio, gdy uświadomił sobie, że nie zadzwonił do niej od kiedy wyrzucono go z hotelu.
— Przepraszam — powiedział i pochylił się, aby ją pocałować w policzek.
— Jesteś sam — zauważyła przyjaciółka. — Co się stało z Malfoyem?
— Muszę się jak najszybciej spotkać z Bassem i Fallinem, i wtedy wszystko wyjaśnię.
— Witaj, Harry — odezwał się minister, patrząc na niego od strony drzwi. Mężczyzna zlustrował także pomieszczenie i wydał się lekko rozczarowany, gdy zauważył, że nie ma w nim nikogo innego. — Uznaliśmy, że damy Hermionie szansę skarcenia cię za wszystkie zmartwienia, jakich nam dostarczyłeś.
— Z dobrego powodu, panie ministrze — powiedział Harry, prostując ramiona.
Widząc jego minę, uśmiech zniknął z twarzy Fallina.
— Jak się domyślam, Malfoy wyślizgnął nam się z rąk?
Potter potwierdził skinieniem głowy.
— Mam nadzieję, że jest pan gotowy na długi wieczór. Mamy sporo do omówienia.
Minister zwęził oczy.
— To nie może zaczekać do rana?
— Raczej nie — odparł Harry. Odwrócił się do Hermiony, która przypatrywała mu się z zaciekawieniem. — Mogę spotkać się jutro z wyższymi rangą urzędnikami?
Przyjaciółka kiwnęła głową.
— Zadzwonię do wszystkich jeszcze dzisiaj.
Harry ponownie spojrzał na Fallina. Wskazał ręką na drzwi.
— Pan przodem, panie ministrze.


***


*— Co mu powiedziałeś?
— Nic.
** ustawa uchwalona w roku 2001 w USA po zamachu terrorystycznym na World Trade Center, zniesiona w 2005 roku; według niej na terenie kraju przez nieokreślony czas wolno przetrzymywać obywateli nieamerykańskich, na których padło podejrzenie o zagrożenie bezpieczeństwa państwa.


***


KONIEC ROZDZIAŁU IX
_________________
Jestem nienormalna.
Jestem opętana.
Jestem drarroholiczką.
---------------------------

ROZDZIAŁ X


13 lutego, 2004: piątek

Harry opadł na krzesło za swoim biurkiem i przycisnął palce do skroni. Ból głowy narastał przez całe popołudnie i Potter do tej pory jeszcze nie miał okazji wypić eliksiru. Zerknął na zegar. Biorąc pod uwagę dziewięciogodzinną różnicę czasu w San Francisco była teraz ósma rano — nie aż tak wcześnie, aby nie zadzwonić do Manny'ego. Wyciągnął z kieszeni kawałek papieru, na którym Manny nabazgrał mu numer swojej komórki i sięgnął po telefon.
To dzięki naleganiom Hermiony, kilka lat temu, w każdym gabinecie zainstalowano aparaty telefoniczne. Gdy tylko awansowała na szefa Działu Komunikacji, zdenerwowała całkiem sporą ilość ludzi swoimi naleganiami, aby zintegrować technologię mugolską z procedurami operacyjnymi Biura Śledczego. Sesje szkoleniowe, które organizowała, okazały się wyjątkowo zabawne, gdyż niektórzy z czarodziejów w całym swoim życiu nie widzieli telefonu czy komputera.
Teraz ciągle jeszcze starała się o to, aby podłączono Internet.
Harry rzucił wokół pokoju szybkie zaklęcie wyciszające i dodatkowo sprawdził, czy nikt nie podłożył mu żadnych urządzeń monitorujących. Zapytał siebie w myślach, czy czasem nie stał się paranoidalny. Ziewnął, wykręcając numer Manny'ego. Jak to możliwe, że obudził się zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu? Do trzeciej nad ranem rozmawiał z Fallinem i Bassem, a potem udało mu się zdrzemnąć na biurku. Kolejna seria spotkań miała rozpocząć się o dziewiątej.
Słucham?
— To ja... Harry.
Manny głośno wypuścił powietrze do słuchawki.
Dobrze cię słyszeć. Właściwie miałem nadzieję, że zadzwonisz wcześniej.
Harry uśmiechnął się.
— Martwiłeś się o mnie?
Oczywiście! Jak diabli! — W jago głosie obok frustracji pobrzmiewała nutka humoru. — Jak poszło?
— Tak, jak mogłem oczekiwać — odparł Potter i usiadł z powrotem na krześle. — Cały dzień spędziłem na spotkaniach z szefami wszystkich działów, a potem z grupą wyższych rangą pracowników. Doszło do kilku sprzeczek, ale to nie było nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić. Nie sądzę, aby większość z nich wierzyła, że groźba naprawdę istnieje.
Szczerze mówiąc, nie jestem zaskoczony.
— Najwyraźniej myślą, że zwariowałem albo niewątpliwie zły Draco Malfoy, Amerykanie czy jeszcze ktoś inny urządzili mi pranie mózgu. W najlepszym wypadku uważają, że mam paranoję. — Manny na drugim końcu linii parsknął, co Harry skwitował westchnieniem. — Kilku z nich otwarcie oskarżyło mnie o myślenie kutasem.
Żartujesz. — W głosie Manny'ego zabrzmiała dziwna mieszanka wesołości i urazy.
— Chciałbym. Po raz pierwszy publicznie przyznałem się, że jestem biseksualny. Okazało się to trudniejsze, niż sądziłem.
Było aż tak źle?
— Tak, nie miałem pojęcia, że niektórzy są takimi homofobami — odparł Harry i zsunął się nieznacznie z krzesła. — Albo że będą tak cholernie zadowoleni, słysząc to, co im powiedziałem! Czuję, jakby ktoś zdjął mi z oczu zasłonę i nagle wszystko widzę wyraźnie. Nie sądzę, aby także chcieli to zobaczyć.
Bo może naprawdę nie widzą — wtrącił Manny.
Harry kiwnął głową i zamknął oczy.
— Sądzę jednak, że kilku z nich udało mi się poruszyć. W tym śledztwie nasza praca dobiegła jednak końca.
Nie oczekiwałem, że to będzie łatwe. Mam nadzieję, Harry, że wiesz, w jakiej jesteś sytuacji.
— Byłoby lepiej, gdybym nic nie robił — westchnął Potter. — Jeżeli mam rację i śmierciożercy rzeczywiście posiadają wpływy w Biurze Śledczym, zrobią wszystko, co mogą, aby mnie zdyskredytować.
Jeśli nie będziesz ostrożny, przekształci się to w polowanie na czarownice. Eee... tak się mówi. — Harry zachichotał w odpowiedzi. — Czyli zgodzili się na większość punktów porozumienia, tak?
— Jedyne, z czym nie chcą iść na kompromis, to sprawa zaopatrzenia was w tymczasową siedzibę.
Nie szkodzi, gra i tak była warta świeczki. Jeśli znajdziemy coś odpowiedniego, zorganizujemy biuro bardzo szybko.
— W związku z tym naprawdę zgodzili się zapewnić pomoc naszych pracowników. Cała reszta także została mniej więcej zaakceptowana. Jeśli dasz mi numer faksu, wyślemy ci skorygowaną umowę. Hermiona ma pomysł, jak ją zakodować. Wygląda na to, że zna metodę szyfrowania, o której wspomniałeś.
Jestem pewien, że zna — odparł Manny. W jego głosie słychać było podziw. Podyktował numer faksu, który Harry zapisał w magicznym notatniku. — Zakładając, że ze wszystkim się zgodzimy, chcielibyśmy przetransportować nasz zespół w poniedziałek, spotkać się z twoimi ludźmi i zacząć działać.
— Kto przyjedzie? — zapytał Harry, czując, że jego żołądek lekko się skręca.
Ja, Cecelia i kilka osób, których nie znasz. — Manny przerwał i w tym momencie serce Harry'ego zatrzymało się. Nie, żeby oczekiwał, że Draco przyjedzie, naprawdę, ale... — Rozmawiałem z nim zeszłej nocy. Dałem mu rozszyfrowane dokumenty i powiedziałem o śledztwie, które planujesz.
Harry znieruchomiał, czując kolejny skurcz żołądka.
— I... co on na to?
Z jedną rzeczą na pewno mu ulżyło. Nie chciał myśleć, że pracowałeś przeciwko niemu. I wyglądało na to, że w innych sprawach także uznał, iż postępowałeś właściwie.
— Więc... — Harry zazgrzytał zębami. Gdyby Draco chciał mu dać drugą szansę, pewnie Manny powiedziałby o tym od razu. — Nadal się na mnie wścieka?
Nie, Harry, oczywiście, że nie, ale... Nie będę ci robił nadziei. On teraz przybrał pozycję obronną. Naprawdę został zraniony i nie chce przeżywać tego po raz kolejny.
— Ale to wszystko było nieporozumieniem — jęknął Harry, z frustracji zaciskając pięść na swoich włosach. — Nie zamierzałem niczego przed nim ukrywać.
Wiem, wiem — westchnął Manny. — Rozmawialiśmy bardzo długo i... Harry, on się boi. Naprawdę jesteś dla niego ważny i myślę, że przeraża go, że ty nie czujesz w ten sam sposób.
— Ależ tak, czuję — odparł Harry. — Na Boga, to prawda. Nigdy wcześniej do nikogo tego nie czułem, nawet do byłej żony.
Na drugim końcu linii na chwilę zapadła cisza.
To wiele wyjaśnia.
— Nie jestem tobą, Manny. I bez urazy.
Ale on o tym nie wie, prawda? Nie znasz go, Harry. Przez ostatnie dwa tygodnie obaj udawaliście kogoś, kim nie jesteście. Jak możesz myśleć, że się zakochałeś?
— Nie, tak nie uważam. — Harry westchnął. — Ale on nawet nie dał temu szansy.
Dla ścisłości, wszystko jest bardziej skomplikowane niż tylko to, co wasza dwójka chciała lub chce. — Głos Manny'ego pobrzmiewał zmęczeniem i defensywnym rozdrażnieniem.
— Przepraszam — powiedział Harry, naciskając koniuszkami palców na pulsującą żyłkę pod okiem i próbując w ten sposób stłumić ból głowy.
Wiem, że miałeś nadzieję, że on przyjedzie i pomoże ci, ale Draco jeszcze nie jest gotowy do powrotu. Powiedział mi, że jeśli będzie mógł, dostarczy ci informacje.
— Dziękuję, że z nim porozmawiałeś. — Harry ponownie westchnął. — Dasz mu numer mojego telefonu? Może dzwonić, kiedy tylko zechce, linia jest bezpieczna.
Jasne. — Manny zamilkł i Harry skrzywił się, rozumiejąc, jak bardzo był samolubny.
— Czekam na ciebie w poniedziałek — powiedział. — Jack może omówić szczegóły podróży z asystentką Hermiony, Peggy. Myślisz, że przybędziesz świstoklikiem w poniedziałek rano?
Raczej w niedzielę wieczór. Wiesz, u nas będzie wtedy rano.
Harry uśmiechnął się do słuchawki.
— Mam nadzieję, że przed podróżą porządnie się wyśpisz. Ta zmiana czasu jest wyjątkowo nieprzyjemna.
Będę niecierpliwie czekał na spotkanie z tobą. I przykro mi w związku z Draco. — W głosie Manny'ego słychać było szczerość, co sprawiło, że Harry poczuł się lepiej. — Przyjedziesz w niedzielę na Heathrow?
— Prawdę mówiąc, nie dam rady... mam coś do zrobienia tego wieczoru. Myślę, że przywita cię Hermiona. I pewnie także dyrektor wydziału. Pamiętasz, jak wygląda Hermiona, prawda?
Manny wydał z siebie dźwięk podobny do kaszlu.
Tak, w zasadzie tak.
Harry uśmiechnął się tak naprawdę pierwszy raz tego dnia.
— Dziękuję, Manny. Za wszystko.
Kiedy się rozłączył, oparł na moment czoło o blat biurka. Był wyczerpany, bolała go głowa, a jeszcze nie skończył. Ponownie wziął do ręki telefon i wybrał numer przyjaciółki.
Trzy minuty później Hermiona weszła do jego pokoju.
— Gotowy do wyjścia?
— Tak — odparł Harry, wyciągając poprawioną wersję umowy. — A tu masz numer. — Wsunął małą, żółtą kartkę za pierwszą stronę.
— Zaraz to zakoduję, żeby Peggy mogła wysłać, zanim wyjdzie z pracy. Dobrze się czujesz?
Harry uniósł wzrok i zobaczył, że przyjaciółka przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami.
— Boli mnie głowa — odparł gderliwie. — Coraz mocniej.
— Wziąłeś coś? — Wyciągnęła różdżkę, jak gdyby w gotowości na rzucenie zaklęcia przeciwbólowego bądź przywołanie eliksiru z własnego biura.
— Nie — odpowiedział Harry. — Myślę, że to z powodu braku kofeiny. Nic, czego nie załatwi kilka filiżanek herbaty. — W końcu przez ostatnie tygodnie wypijał spore ilości kawy.
Hermiona, ze sceptycznym wyrazem twarzy, zamknęła za sobą drzwi i pochyliła się w jego stronę.
— Naprawdę wierzysz, że zaproszono nas do współpracy w jakiejś poważnej sprawie? — zapytała, siadając na krześle przy biurku.
Harry skinął głową.
— Nie mogę tego wyjaśnić, ale po wyjeździe wszystko było inne. To tak, jak gdyby tutaj trudniej mi się myślało, jakbym cały czas był śpiący.
— Pewnie nie chodzi ci o opóźnioną reakcję na podróż świstoklikiem? — uśmiechnęła się.
— Nie — westchnął. — Ale warto to zbadać, nie sądzisz?
Hermiona wstała i przejrzała trzymaną w rękach umowę.
— Jeśli to rzeczywiście robota śmierciożerców, jeśli oni naprawdę mają wpływ na naszą pracę, musimy się dowiedzieć. Mam wrażenie, że niedługo zrobi się tu całkiem fascynujące zamieszanie. — Uniosła brew i spojrzała na Harry'ego, który uśmiechnął się do niej najładniej, jak potrafił. — A poza tym, masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?
Harry potrząsnął głową i prawie się roześmiał.
— Raczej nie. Mógłbym spać. A dlaczego pytasz?
— Masz ochotę zjeść kolację ze mną i dziećmi? W Walentynki nie powinieneś być sam.
Harry poczuł nagłe ukłucie samotności.
— Nie, sądzę, że raczej nie. O której godzinie?

***

Kiedy Harry wreszcie dotarł siecią Fiuu do własnego mieszkania, było już ciemno. Stał przez chwilę, gapiąc się na swój salon, który wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy zostawiał go dwa tygodnie temu. Zanim zrobił choćby krok, sprawdził, czy wokół nie ma żadnych urządzeń monitorujących. Niczego nie znalazł. Przycisnął rękę do czoła i po raz dwudziesty tego dnia zastanowił się, czy nie popełnił okropnej pomyłki.
Wszedł do sypialni, upuścił plecak na łóżko i zdjął ubranie. Wziął szybki prysznic i wślizgnął się pod kołdrę. Mimo wczesnej godziny, niebo już poszarzało, a on miał wrażenie, że byłby w stanie zasnąć. W umyśle dryfowała mu rozmowa z Mannym. Zdał sobie sprawę, że jego myśli nieustannie wracały do Draco.
Malfoy znał teraz o nim całą prawdę, a jednak ciągle mówił „nie”. Martwił się o niego, lecz uznał, że sprawa nie jest warta ryzyka. Mógłby nawet się w nim zakochać, ale i tak nie chciał wrócić.
Harry westchnął, dziwnie odrętwiały. Powinien czuć się teraz okropnie, załamany i zdruzgotany. Ale tak nie było. Miał wrażenie, jak gdyby nie mógł w to wszystko uwierzyć.
Stukanie w okno wyrwało go z rozmyślań. Wstał z łóżka i dostrzegł białą sylwetkę po drugiej stronie szyby.
— Hedwiga! — krzyknął, zrywając się z miejsca. Podbiegł do okna i szybko je otworzył. Sowa wleciała do środka, okrążyła pokój, po czym usiadła wysoko na swojej grzędzie. Do nogi doczepioną miała dużą torbę — pocztę z dwóch tygodni. Harry uwolnił ją od ciężaru, uśmiechnął do niej i sięgnął do góry, aby dotknąć jej dzioba, ale Hedwiga otrząsnęła się, nastroszyła pióra i odwróciła głowę.
— Tęskniłem za tobą — powiedział Harry lekko nadąsanym głosem. Oczywiście niewiele myślał o niej przez ostatnie dni, ale uznał, że warto spróbować. Sowa przekręciła łebek, ignorując go całkowicie. — Nie bądź taka, musiałem wyjechać. Hermiona dobrze się tobą opiekowała, prawda? — Wychylił się do przodu, aby spojrzeć jej w oczy, ale Hedwiga tak kręciła głową, że stało się to niemożliwe. Harry westchnął. Czy nawet własna sowa nie chciała z nim rozmawiać?
Włączył lampkę i wyrzucił na łóżko zawartość worka z pocztą. Nie było tam nic ciekawego — oferty zamawianych przez sowy egzotycznych eliksirów, magicznych urządzeń kuchennych i tym podobnych, do tego, jak zwykle, kilka rachunków. Jego mugolska skrzynka na listy zapewne pękała w szwach, ale Harry nawet na nią nie spojrzał.
Jedyną prywatną część korespondencji stanowiła duża, brązowa koperta. Otworzył ją i wyciągnął plik kartek wydrukowanych w mugolski sposób. Przez kilka sekund gapił się na nie, zanim zrozumiał, że to papiery rozwodowe.
Prawie się roześmiał. Gdyby otrzymał je dwa tygodnie temu, pewnie byłby zaszokowany, ale teraz rozumiał wyraźnie, że on i Cho nie pasowali do siebie. Odłożył kartki i wrócił do łóżka. Być może powinien zadzwonić do swojej żony. Umówić się na obiad. Mógłby oddać jej podpisane papiery, pogodzić się i mieć to z głowy raz na zawsze.
Zawinął palce wokół nadgarstka z bransoletką i westchnął. Sam dotyk srebra sprawił, że poczuł bliskość Draco. Może właśnie z jej powodu nie tracił nadziei? Zamknął oczy i zasnął, wsłuchany w dźwięki wydawane przez pogwizdującą przez sen Hedwigę.

***

14 lutego, 2004: sobota

— Dobranoc, wujku Harry! — wykrzyknęły bliźnięta zgodnym chórem, uśmiechając się do niego. Rude loki sterczały im we wszystkich kierunkach.
Harry odwzajemnił uśmiech i przytulił oboje na raz.
— Dobranoc i śpijcie grzecznie, żebym mógł porozmawiać z mamusią, dobrze?
Cally potarła oczy i kiwnęła głową.
— Dziękuję za kotka.
— Proszę bardzo, kochanie — odparł Harry i pocałował ją w czoło. Po drodze do Hermiony zatrzymał się w sklepie z zabawkami, ponieważ prezenty, jakie kupił w San Francisco, zostały zniszczone wraz z resztą jego dobytku w hotelu Inn.
— Dziękuję za niedźwiadka — dodał Harley, zarzucając Harry'emu ręce na szyję i całując go niedbale w policzek. Harry zamknął oczy i ponownie się uśmiechnął.
— A teraz do spania — powiedziała Hermiona, ciągnąc Cally za koszulę. — Puść wujka, skarbie.
— Szczęśliwych Walentynek — szepnęła dziewczynka i ziewnęła.
Hermiona złapała oboje dzieci za ręce i pomogła im wstać.
— Nie powinnam im pozwolić jeść tyle czekolady — mruknęła.
Harry pomachał im, kiedy niechętnie wychodziły razem z matką z pokoju.
Wstał i poszedł do kuchni, aby otworzyć butelkę burgunda, którą kupił dla Hermiony w prezencie. Wydał na nią nieprzyzwoicie dużo pieniędzy, więcej, niż za naszyjnik nabyty w San Francisco, ale przyjaciółka uwielbiała francuskie wina. Nalegała, aby wypili je wieczorem razem, co Harry wziął za znak, że jednak wybrał kiepski gatunek.
To oczywiście przypomniało mu, jak dobrze znał się na winach Draco i poczuł się bardziej przygnębiony, niż kiedykolwiek od powrotu.
Rano obudził się z zaskakującym brakiem bólu głowy, a na mijane po drodze, między sklepem z zabawkami a alkoholami, trzy kawiarnie Starbucksa zaledwie zerknął. Przez otwarte drzwi trzeciej z nich unosił się zapach kawy i poczuł pokusę, ale nie chciał wspominać. W zasadzie był dumny ze swojego samozaparcia, dumny, że potrafił się opanować i nie myśleć o Draco bez przerwy.
I to by było na tyle na temat silnej woli.
Napełnił dwa kieliszki i przysunął kanapę bliżej kominka. Było ciepło i romantycznie, ale w niczym mu to nie pomogło. Nie, żeby kiedykolwiek siedział z Draco przy ogniu, ale i tak nie mógł przestać o tym myśleć.
— Łatwo poszło — powiedziała Hermiona, siadając obok niego.
Harry wręczył jej kieliszek.
— Zwykle nie są takie ugodowe?
Przyjaciółka potrząsnęła głową, zakręciła winem w kieliszku i powąchała je.
— Cudowne — powiedziała. — Jak je wybrałeś?
— Etykieta była w języku francuskim — wyjaśnił z ironicznym uśmieszkiem. — A trzydzieści funtów wydawało się odpowiednią kwotą do wydania na przyjaciółkę w Walentynki.
— Oszukali cię — zachichotała Hermiona. — Jest warte najwyżej dwadzieścia.
Harry wzruszył ramionami.
— Takie ostatnio moje szczęście.
Hermiona napiła się wina i przez chwilę patrzyła w ogień.
— Jak się czujesz, Harry? — zapytała.
Potter zacisnął wargi i westchnął.
— Szczerze? Totalnie do dupy. Jestem taki zagubiony i mamy Walentynki, i... — Potrząsnął głową.
— Wiem — powiedziała przyjaciółka. — Dla mnie to jest prawie tak straszne jak Boże Narodzenie, szczególnie, że Ron umarł krótko przed czternastym lutego... — Przerwała, kręcąc między palcami zawieszonym na szyi łańcuszkiem. Znalazła go w kieszeni płaszcza Rona tydzień po jego śmierci. Kupił go dla niej, ale nie dostał szansy, aby go jej podarować. — To pierwszy raz, kiedy jesteś sam, prawda?
— Tak, sądzę, że tak — odpowiedział.
— Rozmawiałeś z nią od powrotu?
Harry obrócił głowę, uświadamiając sobie, że nie mówią o tej samej osobie.
— Ja... nie. — Przymknął oczy.
Hermiona przyjrzała się badawczo jego twarzy.
— O co chodzi?
— Wiesz... to nie z powodu Cho czuję się tak podle. — Wziął kilka łyków wina i uciekł spojrzeniem.
— Och. — Hermiona, sącząc trunek, zamilkła na kilka chwil. — Musiał się całkiem sporo zmienić od czasu szkoły.
— Kto z nas tego nie zrobił? — zapytał Harry, rozumiejąc, jak śmiesznie to zabrzmiało. Mimo wszystko rozmawiali o Draco Malfoyu. — Tak, racja. Prawdopodobnie nie rozpoznałabyś w nim tego strasznego gnojka, jakim był.
— Dla twojego dobra, mam nadzieję, że nie — zakpiła Hermiona, sięgając po butelkę. Uzupełniła oba kieliszki i odstawiła ją. — A teraz mów. Nie jesteśmy w pracy, a ty obiecałeś, że wszystko mi opowiesz. Żądam szczegółów.
Więc Harry opowiedział. Przez pół godziny wyrzucał z siebie wszystko, co się wydarzyło przez ostatnie dwa tygodnie — początkowe flirty między nim i Draco, uświadomienie sobie, że jest biseksualny, figle z Colbym, zazdrość o Manny'ego i tą jedną, jedyną noc, jaką spędzili razem, gdy Harry uciekł śmierciożercom z hotelu. Głos mu się załamał, gdy mówił o pamiętnym poranku i odkryciu, że Manny i Draco są jedynie bliskimi przyjaciółmi, niczym więcej, a także o przypuszczeniach Manny'ego, iż Draco mógł się w Harrym zakochać. Powiedział też o wczorajszej rozmowie telefonicznej i o tym, że Malfoy jednak nie wraca.
Kiedy skończył, wbił wzrok w swój pusty kieliszek. I wtedy uderzyła go myśl, że Draco naprawdę nie wrócił. Nie chciał zaryzykować, ponieważ, wbrew wszystkiemu, nie miał do Harry'ego zaufania. Mógł go kochać, ale miłość nie wystarczyła.
— Och, Boże — szepnął i poczuł, jak po twarzy spływają mu łzy. Nawet nie próbował się powstrzymać. Hermiona widziała go płaczącego już wcześniej, a w ciągu ostatnich kilku lat, trzymając się za ręce, spędzili razem wiele trudnych nocy.
Przyjaciółka ścisnęła jego dłoń.
— Przykro mi.
Harry skinął głową i wytarł policzki rękawem.
— Czuję się jak idiota.
— Rozumiem. — Jeszcze raz uścisnęła jego dłoń, a potem powiodła po bransoletce palcem. — Zastanawiam się, dlaczego ci ją dał.
— Nie wiem. I nie chcę o tym myśleć. — Hermiona przez chwilę milczała i Harry niemalże słyszał obracające się w jej głowie trybiki. — Nie mów tego.
— Mogłabym trochę poszperać, sprawdzić, czy...
— Hermiona, proszę... — jęknął Harry. — Jeśli ona nic nie znaczy, nie chcę o tym wiedzieć.
— A jeśli znaczy? Jeśli...
— Możemy porozmawiać o tym później? Nie jestem jeszcze wystarczająco pijany, aby topić swoje smutki. — Uśmiechnął się do niej z nadzieją.
Przyjaciółka westchnęła.
— Dobrze, odłóżmy to do jutra.
Zabrała do kuchni pustą butelkę po burgundzie i wróciła po chwili z kolejną oraz dwoma czystymi kieliszkami. Stuknęła różdżką w szyjkę i korek wyskoczył.
Harry zadrżał. Dlaczego wszystko musiało przypominać mu o Draco?
— Więc naprawdę uprawiałeś z nim seks? — zapytała Hermiona, nalewając im chablis. Próbowała nie uśmiechać się zbyt szeroko.
— Tak — odpowiedział krótko.
— I...?
Harry wykrzywił wargi w ironicznym grymasie.
— No tak, chciałaś szczegółów, prawda?
— Racja... Czy ty, wiesz... jemu... czy on tobie...?
— Tak, pieprzyłem go — przyznał Harry tak obojętnie, jak tylko potrafił.
Hermiona zachichotała.
— Do diabła, Harry. Podobało ci się?
— Żartujesz? — Potter poczuł, że się rumieni. — Było cudownie.
— On także cię pieprzył?
Harry spojrzał na nią zmrużonymi oczami.
— To dla mnie coś zupełnie nowego. Nie to, że nie jestem otwarty, ale...
— W sumie to nie jest nic strasznego — powiedziała Hermiona, opierając się o poduszki kanapy. — Jeśli by się nie spieszył i nie wsadził ci go od razu bezceremonialnie…
Harry'emu opadła szczęka.
— Ty... — Z jakiegoś powodu seks analny nie był częścią jego matczynego wizerunku Hermiony.
Przyjaciółka zarumieniła się.
— No wiesz... Wszystkiego trzeba spróbować, prawda? Było w porządku, ale wolałam tradycyjny sposób. — Napiła się wina i puściła Harry'emu oczko. — Ron był dużym chłopcem, więc nie czułam się zbyt wygodnie.
— Dużym, tak? — zaśmiał się Harry. — A zawsze myślałem, że się tylko chwalił.
Hermiona kiwnęła głową.
— Przypomnij sobie, jakie miał wielkie stopy.
Potter uśmiechnął się i szturchnął ją własną, nagą stopą.
— W porównaniu z moimi były ogromne. Tak czy siak, nigdy nie widziałem go w stanie… pełnej gotowości.
— Być może zmieniłoby to twoje życie. — Hermiona posłała mu złośliwy uśmieszek.
— Być może — odezwał się Harry. — Wiedziałaś, że go kiedyś pocałowałem?
— Powiedział mi — odparła Hermiona. Na chwilę zaległa cisza. — Słuchaj, skoro potrafię mówić o nim... cholera, skoro mogę mówić o jego penisie, to chyba muszę posunąć się o krok dalej.
— To już trzy lata, prawda? — Harry wsunął stopę pod udo, aby ją ogrzać.
— Podobno potrzeba pięciu, żeby otrząsnąć się z takiej straty. — Hermiona westchnęła. — Ale myślę, że już jestem gotowa.
— Gotowa do czego?
— Do umawiania się z kimś. Do randek. Do uprawiania seksu. Z kimkolwiek.
— Jesteś pijana — roześmiał się Harry.
— Mówię poważnie — odparła przyjaciółka, gestykulując ręką, w której trzymała kieliszek. — Powinniśmy iść do Soho i poderwać kilku facetów. A potem zabrać ich do twojego mieszkania i pójść z nimi na całość.
— Dlaczego do mojego mieszkania?
— Żeby nie obudzić dzieci — odpowiedziała. Po chwili jej uśmiech osłabł. — I to jest właśnie największy problem. Nie mogę się spotykać z kimś przypadkowym. Muszę myśleć o bliźniętach.
— To prawda, ale teraz tylko fantazjujemy.
Hermiona napiła się wina.
— Może ty poderwij chłopaków, a ja będę siedzieć grzecznie w kącie i podglądać.
Harry otworzył szeroko oczy.
— Chcesz patrzeć?
— Jasne — zaśmiała się Hermiona. — Miałbyś coś przeciwko?
— Nie jestem pewien — odpowiedział Harry.
Przyjaciółka zacisnęła usta.
— Myślisz, że brzęczący dźwięk mojego wibratora byłby dla ciebie zbyt rozpraszający?
Potter roześmiał się głośno, a Hermiona zawtórowała mu chichotem.
— Używasz czegoś takiego? Myślałem, że czarownice mają do tych spraw jakieś zaklęcia.
— Zazwyczaj wolę mugolski sposób. Masturbujące zaklęcia wymagają zbyt wiele koncentracji w nieodpowiednim momencie.
— Racja, niszczą nastrój — westchnął Harry. — Nie mogę uwierzyć w to, o czym mówimy. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy o seksie.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Po prostu jestem okropnie napalona. Nie spałam z nikim od lat.
— Cholera — wymamrotał Harry. — To straszne.
Przyjaciółka potrząsnęła głowa.
— Jesteśmy tacy żałośni. O czym my gadamy?
— Racja — westchnął Harry. — Nie spałem z nikim od wielu dni... — Hermiona trzepnęła go poduszką. — Ale wiesz, przypadkowy seks nie jest wcale taki wspaniały, jak mógłby się wydawać.
— Być może. Tylko że ja nie mam zbyt wielu możliwości. Gdzie znajdę mężczyznę, który mnie polubi i nie ucieknie, gdy dowie się o dzieciach? A jeśli już go znajdę i zrozumiem, że wcale go nie lubię, albo dzieci go nie lubią, albo...
— Nie wiem — powiedział Harry przysuwając się bliżej i biorąc do ręki jej dłoń. — Ale myślę, że jeśli się zakochasz, nic na to nie poradzisz. — Obrócił się tak, aby na nią spojrzeć i zobaczył, że przyjaciółka się do niego uśmiecha. Przez długą chwilę tylko patrzyli sobie w oczy.
A potem Hermiona pochyliła się do przodu i pocałowała go. Z zaskoczenia nie mógł się poruszyć. Czuł, jak jej język wsuwa się delikatnie między jego wargi i zastanawiał się, czy powinien to przerwać, zanim posuną się za daleko.
Hermiona jednak odsunęła się i spojrzała na niego krytycznie.
— No i... niestety, moje ciało nie zareagowało. — Harry zamrugał, niepewny, co zrobić. Przyjaciółka uniosła brew. — Chciałam tylko sprawdzić, nie złość się.
Potter uśmiechnął się z ulgą.
— Nie ma sprawy. A tak przy okazji, ty także na mnie nie działasz, przykro mi.
— To byłoby bardzo wygodne — powiedziała Hermiona ze śmiechem. Ponownie rozsiedli się na kanapie, ramię przy ramieniu. Oparli się o siebie głowami i wpatrzyli w płomienie. — Myślisz, że się w nim zakochałeś? — zapytała Hermiona, gdy Harry zaczął już usypiać.
— Nie wiem — odpowiedział. — Czuję taką cholerną pustkę. Jak gdyby była we mnie dziura, tam, gdzie jest jego miejsce. Kiedy Cho odeszła, bolało, ale było zupełnie inaczej niż teraz. — Wzruszył ramionami. — Poza tym, to nie ma znaczenia. Draco nie wraca i najlepiej będzie, jeśli o nim zapomnę. — Bardzo chciał potrafić przekonać tymi słowami sam siebie.
— To tak, jak w starej mugolskiej piosence — powiedziała Hermiona. — Zagubiłem swoje serce w San Francisco...*
Potter zmarszczył nos.
— To żałosne.
— Przepraszam. — Hermiona wplotła palce w jego dłoń i uścisnęła ją. Harry odwzajemnił pieszczotę. Hermiona wytropiła opuszkiem palca krawędź jego sygnetu. — Kiedy zacząłeś go znowu nosić?
Harry przyglądał się jej twarzy, kiedy studiowała nefrytowy kamień i ponownie naszła go ochota, aby podarować jej kupiony w Stanach naszyjnik.
— Znalazłem go spakowanego głęboko w pudle, kiedy przeglądałem rzeczy po tym, jak Cho się wyprowadziła. Byłem do niego przyzwyczajony, więc... — Wzruszył ramionami.
Hermiona uśmiechnęła się i wypuściła jego rękę.
— Myślę, że Ron byłby szczęśliwy, widząc, że masz go na sobie.
— Chciałbym wiedzieć, dlaczego mi go podarował. — Harry westchnął. Kiedy obudził się u Świętego Munga, dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel nie żyje, a wojna się skończyła. Miał wtedy na sobie ten sygnet. Ostatni raz widział go na palcu Rona i nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazł się w jego rękach.
Hermiona otwarła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła je i wpatrzyła się w ogień.
— Masz coś przeciwko, żebym spał dzisiaj na twojej kanapie? — zapytał.
— Oczywiście, że nie. — Hermiona wstała i przeciągnęła się. — Przyniosę ci pościel. — Pocałowała go w czubek głowy i wyszła z uśmiechem.

***

15 lutego, 2004: niedziela

Harry powoli uniósł powieki. Dwie pary niebieskich oczu spojrzały na niego z zainteresowaniem ponad krawędzią kanapy.
— Dzień dobry — wymamrotał, mrugając.
— Mamo, on nie śpi! — krzyknęła Cally. — Już nie musimy być cicho!
— Dzieci! — Harry usłyszał dochodzący z kuchni głos Hermiony. — Zostawcie wujka Harry'ego w spokoju!
— Nic się nie stało. — Harry ziewnął. — Obudziłem się.
— Hurra! — krzyknęły bliźnięta i ze śmiechem wybiegły z pokoju.
— Przepraszam — powiedziała Hermiona, potrząsając głową. — Wstały już dawno temu, a nie są w stanie zająć się niczym dłużej niż przez trzy minuty.
Harry posłał jej senny uśmiech.
— Nie szkodzi. Która godzina?
— Prawie dziesiąta. Chcesz kawę czy herbatę?
— Wszystko jedno. Pewnie z tydzień zajmie mi przyzwyczajenie się do naszego czasu.
Po chwili Hermiona pojawiła się z parującym naparem w filiżance, uśmiechając się do niego ciepło.
— Biedactwo. Zrobić ci jajecznicę? Albo coś innego?
Harry potrząsnął głową.
— Molly zaprosiła mnie na śniadanie. Jeśli nie masz nic przeciwko, użyję twojego kominka.
Hermiona spojrzała na niego krzywo.
— Nie krępuj się i skorzystaj z łazienki. Wiesz, gdzie są czyste ręczniki.
Harry rzucił jej kpiące spojrzenie, po czym napił się herbaty. W końcu zdecydował, że weźmie prysznic, po którym poczuł się zdecydowanie lepiej. Gdy wyszedł z łazienki, znalazł swoje ubrania starannie ułożone na łóżku Hermiony. Przyjaciółka na wszystko, łącznie z bielizną, rzuciła zaklęcie czyszczące. Ubrał się z uśmiechem na ustach. Mając Molly i Hermionę naprawdę nie potrzebował matki.
Kiedy wszedł do kuchni, bliźnięta jadły śniadanie. Po całych twarzach miały rozsmarowany dżem, a Harleyowi trochę nawet dostało się do włosów. Harry uśmiechnął się do nich.
— Domyślasz się, kto następny będzie brał prysznic? — mruknęła Hermiona. Zerknęła na Harry'ego i zmarszczyła nos. — Nie mów mi, że ciągle nie potrafisz rzucić prawidłowo Depilo.
Potter potarł swój policzek.
— Kiedyś próbowałem, ale wszystko schrzaniłem. Trzeba patrzeć w lustro, a tam wszystko jest na odwrót.
— Więc w zamian używasz brzytwy? Wiesz, że zaklęcie działa przez tydzień. — Hermiona z rozbawieniem potrząsnęła głową i z kieszeni dżinsów wyciągnęła różdżkę. — Chodź tu. — Harry starał się nie wyglądać na zdenerwowanego, kiedy wpatrywała się uważnie w jego twarz. — Odpręż się. Używam tego zaklęcia regularnie na sobie.
— Tak, ale nie na twarzy.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Myślisz, że moje brwi są naturalne?
Harry spojrzał na nią z podziwem. Skoro potrafiła być aż tak dokładna, chyba nie miał się o co martwić.
— Teraz się nie ruszaj — szepnęła, marszcząc czoło w koncentracji. Skierowała różdżkę prosto na jego podbródek. — Depilo! — powiedziała.
Harry przez chwilę czuł na skórze mrowienie, które jednak szybko zanikło. Dotknął policzka, który okazał się gładki. Uśmiechnął się.
— Dzięki.
— Ciągle robiłam to dla Rona — powiedziała Hermiona, odwzajemniając uśmiech.
— Cho nigdy mi tego nie zaproponowała — odparł Harry, wzruszając ramionami. — A ja nigdy jej o to nie poprosiłem.
— Chcesz jeszcze jedną filiżankę herbaty, zanim wyjdziesz?
Harry potrząsnął głową.
— Nie, dziękuję. Molly czeka, a wiesz, że będzie miała gotowy cały czajnik.
Hermiona westchnęła.
— Nie mogę się doczekać, kiedy dzieci będą na tyle duże, żeby mogły podróżować przez kominek. Jazda pociągiem to koszmar, sam wiesz, dlaczego.
— A to ciekawe, naprawdę? — Przyjaciółka wywróciła oczami i spojrzała sarkastycznie na dzieci. Harry roześmiał się. — Och, i zanim zapomnę. Spotkasz się z grupą przedstawicieli FBI dziś wieczorem na Heathrow, prawda?
— Tak — odparła Hermiona, rzucając w twarz Cally serwetką. — To będzie najwyżej cztery czy pięć osób. Gdy tylko przybędą, odtransportujemy ich do hotelu „Radosny Goblin”. — Podeszła do swojego drugiego dziecka, oblizując kciuk, zanim potarła nim wyjątkowo lepkie miejsce na jego twarzy. — Chciałabym, żebyś przyszedł. Nikogo z nich nie znam.
— Manny'ego właściwie już spotkałaś — powiedział Harry. Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem. — Mówił mi o jakiejś konferencji w Madrycie. Na pewno go pamiętasz. Wysoki, ciemnowłosy, przystojny. W sumie ma podobną budowę do Rona.
Hermiona zachichotała.
— Myślisz, że zapamiętałabym faceta z tego powodu? Zbudowany jak Ron, tak? — Uniosła pytająco brew.
Harry, na znak poddania, skrzyżował ręce na piersi i przybrał niewinny wyraz twarzy.
— Na ten temat nic nie wiem, przysięgam.
— Wujek Harry przejdzie teraz przez kominek do babci — powiedziała Hermiona, mierzwiąc włosy Cally. — Pożegnajcie się z nim.
— Oooch, możemy popatrzeć? — zapytał Harley, klaszcząc w ręce.
— Nora! — pisnęła Cally, naśladując rzucanie proszku Fiuu.
Harry spojrzał na przyjaciółkę.
— Naprawdę nie są wystarczająco duże?
Hermiona potrząsnęła z uporem głową.
— Nie, dopóki nie skończą pięciu lat.
— Skoro potrafią wypowiedzieć, gdzie chcą się udać, uważam, że są gotowi — powiedział Potter ze śmiechem.
— Harry, przestań — ostrzegła Hermiona.
Bliźnięta z wrzaskiem podbiegły do kominka.
— Nora! Nora!
Kiedy Harry starał się jak mógł uścisnąć dzieciaki na do widzenia, mimo że kręciły się strasznie i ciągle były brudne od śniadania, Hermiona za pomocą różdżki rozpaliła w kominku ogień. Pocałowała go w policzek na pożegnanie.
— W takim razie zobaczymy się rano. Spotkanie zaplanowano na dziesiątą.
— Dziękuję za wszystko — powiedział Harry i nabrał garść proszku. Wrzucił go do kominka i wszedł w płomienie.

***
Molly rzeczywiście przygotowała cały czajnik herbaty i uścisnęła Harry'ego ciepło, gdy tylko wyszedł z kominka. Zignorowała jego przeprosiny za nieobecność na corocznym spotkaniu poświęconym pamięci Rona, Artura, Freda i George'a, i uparła się, aby opowiedział jej, co robił przez ten miesiąc, kiedy się nie widzieli. Powiedział tyle, ile mógł, czyli niezbyt wiele, ale wydawała się tym usatysfakcjonowana.
— Tak się cieszę, że cię widzę, kochanie — gruchała, nalewając mu filiżankę herbaty. — Wyglądasz na zmęczonego, ale pewnie zmiana czasu to nic miłego. — Harry kiwnął głową, zadowolony, że zajęła się mówieniem. — Spotkałam Cho w ubiegłym tygodniu na Pokątnej — dodała, unosząc brew nad swoją filiżanką.
Potter jęknął w duchu.
— Naprawdę? Jak ona się ma?
Molly parsknęła.
— Robiła zakupy z tym mężczyzną, jak gdyby nie stało się nic złego.
— Molly — westchnął Harry, pocierając podbródek. — Doceniam troskę, ale naprawdę wszystko jest w porządku. Nasz związek się skończył, a ja nie czuję do Cho złości. Jestem gotowy, aby ułożyć sobie życie od nowa.
Kobieta studiowała przez chwilę jego twarz.
— Dobrze, ty mogłeś jej wybaczyć, ale ja tego nie zrobię. Jakkolwiek cieszę się, że znowu zaczniesz się z kimś spotykać. — Uśmiechnęła się i Harry'ego przeszedł dreszcz niepokoju. — Jest tyle ślicznych dziewczyn, wiesz, każda dużo lepsza niż ta twoja żona. Właściwie Ginny znowu jest sama.
Potter próbował odwzajemnić jej uśmiech.
— Ginny jest dość zajęta swoją karierą. Wątpię, aby miała czas na związki. Ciągle przebywa w Japonii?
— Tak. — Molly zmarszczyła brwi. — Ale ona potrzebuje dobrego chłopca, z którym mogłaby osiąść gdzieś na stałe.
Harry zagryzł dolną wargę.
— Być może to jest to, czego ja także potrzebuję. — Spojrzał jej w oczy. Molly nie przeoczyła ukrytej sugestii.
— W takim razie Bill. Jest tak samotny, jak to tylko możliwe.
Harry uśmiechnął się.
— Bill jest gejem?
Molly wzruszyła ramionami.
— No cóż, nigdy nie pokazał się z żadną dziewczyną. I ubiera się tak starannie. — Puściła mu oczko. — Nie, żeby powiedział o tym swojej matce chociaż słówko, oczywiście.
Harry roześmiał się i spojrzał na swoje ręce.
— Czyli nie przeszkadza ci to? Że lubię zarówno chłopców, jak i dziewczyny?
— Oczywiście, że nie — westchnęła Molly. — Jesteś dla mnie jak syn, Harry. Chcę, żebyś był szczęśliwy.
Harry spojrzał na nią ponownie.
— Dziękuję — powiedział.
— Poza tym, to nie tak, że nigdy niczego nie podejrzewałam — zachichotała. — Ron powiedział mi, że to tylko kwestia czasu i przestaniesz się ukrywać.
Potter prawie udławił się swoją herbatą, a Molly wybuchła śmiechem.
— Tęsknię za nim — wyznał.
— Jak my wszyscy — odparła Molly. — Dlaczego go nie odwiedzisz i nie spędzisz z nim trochę czasu przed obiadem?

Harry siedział przy grobie Rona prawie pół godziny. Patrzył w niebo i rozmyślał. Był przy nim w dniu, gdy przyjaciel umarł. Musiał widzieć zaklęcie, które go zabiło, ale tego nie pamiętał. Nie wiedział nawet, czy próbował zrobić cokolwiek, żeby mu pomóc. Po prostu obudził się pewnego dnia w Świętym Mungu, a Ron już nie żył.
W czasie wojny nie udało mu się dokonać niczego wielkiego. Brał udział w spotkaniu, na którym Albus Dumbledore ogłosił swój zamiar poświęcenia się dla innych, co jednak koniec końców okazało się niepotrzebne. Gdy tylko zaczęli zyskiwać przewagę, Voldemort i jego poplecznicy zainscenizowali potężną serię ataków w terrorystycznym stylu, po czym po prostu zniknęli.
Minął miesiąc, zanim pochowali wszystkich umarłych i naprawili szkody. Gazety ogłosiły, że Voldemort po raz kolejny został pokonany, ale nie było to prawdą.
Harry przesunął palcem po wyrytym na nagrobku imieniu Rona.
— Żałuję, że przez ostatnie kilka lat nie rozmawialiśmy ze sobą więcej — szepnął. W czasie wojny nie było czasu, a potem Ron odszedł. — A tak przy okazji, wcale nie jest mi przykro z powodu pocałunku. — Harry czuł się trochę dziwnie, rozmawiając z nagrobkiem, ale mimo to kontynuował. — Martwię się tylko tym, co zdarzyło się potem. Żałuję, że nie miałem odwagi stawić czoła temu, co naprawdę do ciebie czułem. — Nie, że to by cokolwiek między nimi zmieniło. Ron kochał Hermionę przez całe swoje życie. Harry oparł się o chłodny kamień i zamknął oczy. — Zastanawiam się, co powiedziałbyś o mnie i Draco — dumał. — Prawdopodobnie zagroziłbyś, że skopiesz nam tyłki. — A może Ron by zrozumiał? Najwidoczniej o swoich podejrzeniach, co do orientacji Harry'ego, poinformował zarówno Hermionę, jak i matkę. — Dlaczego mi nie powiedziałeś? — szepnął, rozcierając źdźbło trawy pomiędzy palcami. — Zaoszczędziłoby mi to ogromnie dużo smutku. — Zapatrzył się w nefrytowy sygnet, a potem w srebrną bransoletkę. Pamiątki po dwóch mężczyznach, których stracił. Spojrzał na niebo i westchnął.
Molly zdawała się nie mieć nic przeciwko, że spóźnił się na obiad, a on sam nie przejął się, że jedzenie jest zimne. Czuł się zaskakująco lepiej.

***

16 lutego, 2004: poniedziałek

Dochodziła dziewiąta rano, gdy Harry, podenerwowany i spięty, wyszedł z kominka w centrali Biura Śledczego. Był podekscytowany na myśl o ponownym spotkaniu z Mannym, ale samo zebranie wzbudzało w nim niepokój. Nie miał pojęcia, czego oczekiwać i mógł jedynie mieć nadzieję, że współpracownicy, którzy w piątek byli tacy podejrzliwi, wrócą dzisiaj z otwartymi umysłami.
Jego skrzynka na dokumenty okazała się pełna, a dwie nowe wiadomości pojawiły się, zanim zdążył ją opróżnić. Jedna z nich wyraźnie drgała i ją przeczytał jako pierwszą. Spotkanie z przedstawicielami FBI odbędzie się w małym pokoju konferencyjnym, w obecności jedynie niezbędnych osób. Tryb postępowania poufny.
Harry uniósł brew. Grono osób niezbędnych obejmowało także jego, jak przypuszczał, oraz szefów poszczególnych działów. To było czymś nowym. Wygrzebał ze stosu papierów kopię porozumienia i zaczął ją studiować.
Dziesięć minut przed dziesiątą usłyszał stukanie do drzwi. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, pojawiła się w nich głowa Hermiony.
— Harry, możesz teraz przyjść do pokoju konferencyjnego? — zapytała przyjaciółka.
— Oczywiście — westchnął, zbierając dokumenty i szukając pióra. Nie był pewien, czy za dziesięć minut byłby bardziej gotowy. Hermiona czekała na niego w drzwiach, zagryzając nerwowo wargę. — Coś się stało?
— Nie — odpowiedziała z wyjątkowo nieczytelną miną. Posłał jej spojrzenie spod zmrużonych powiek, ale ona jedynie uśmiechnęła się do niego.
— Dotarli cało, jak sadzę? — zapytał Harry, kiedy ruszyli przez hol.
— Tak — odparła Hermiona. Wyglądał na kogoś, kto bardzo mocno stara się nie uśmiechać.
Harry szturchnął ją łokciem.
— Rozpoznałaś Manny'ego?
Przyjaciółka zarumieniła się i kiwnęła głową.
— Och, jasne.
— On jest dość pociągający, nie uważasz? — uśmiechnął się Harry.
— Zamknij się. — Hermiona zarumieniła się jeszcze bardziej. Było to pewną oznaką, że jest zainteresowana.
Kiedy zbliżyli się do pokoju konferencyjnego, przyjaciółka wyciągnęła rękę, aby powstrzymać go na chwilę przed otwarciem drzwi. Harry obrócił się i spojrzał na nią. Przyglądała mu się z dziwnym wyrazem twarzy.
— O co chodzi? — zapytał.
Przyjaciółka uniosła dłoń i przebiegła palcami przez jego włosy, jak gdyby chciała je przygładzić.
— Gotowy?
Skinął głową, więc Hermiona otwarła drzwi. Wziął głęboki oddech i wszedł do środka.
Momentalnie stanął jak wryty. Przy stole, miedzy Cecelią a Mannym, siedział Draco.
Harry był pewien, że cała krew odpłynęła mu z twarzy. Wszystko, co mógł zrobić, to nie jęknąć z zaskoczenia. Trzymał usta mocno zaciśnięte i gapił się. Draco uniósł wzrok, gdy tylko Harry wszedł i teraz, poza zaskoczeniem, jego mina zdawała się dokładnie odzwierciedlać minę Pottera.
Sto myśli przepłynęło przez umysł Harry'ego w jednej sekundzie, grożąc, że mózg całkowicie odmówi współpracy. Wiedział, że powinien coś powiedzieć, ale nie miał odwagi.
— Usiądź — syknęła Hermiona, ciągnąc go w stronę krzesła.
Zajął miejsce naprzeciwko Draco, nadal nie spuszczając z niego wzroku. Malfoy wyglądał tak samo i Harry musiał sobie przypomnieć, że przecież nie widzieli się zaledwie przez kilka dni. Jego włosy były modnie zmierzwione i miał na sobie okulary. Potter zastanowił się, czy zmiana czasu przeszkodziła mu w rzuceniu zaklęcia korygującego wzrok. A może miał nadzieję, że to uczyni go trochę mniej rozpoznawalnym?
Draco odwzajemnił spojrzenie Harry'ego i zagryzł wargę.
— Cześć — powiedział.
— Cześć — odparł Potter. Wziął drżący oddech i oderwał od Draco oczy. — Witaj Manny, Cecelio.
Oboje uśmiechnęli się do niego ciepło. Manny zerknął na Malfoya i nieznacznie wzruszył ramionami, jak gdyby mówiąc, że on także nie wie, co Draco tu robił. Był z nimi jeszcze jeden, nieznany Potterowi mężczyzna, gorliwie studiujący coś, co wyglądało na kopię porozumienia. Hermiona zajęła miejsce po prawej stronie Harry'ego, a obok niej siedział Arnold Bass, dyrektor Biura Śledczego. Mężczyzna uśmiechał się do niego serdecznie i rozglądał wokół błyszczącymi oczyma. W pokoju przebywało też dwóch szefów innych działów, ale nie byli to ci, którzy zlekceważyli jego słowa kilka dni wcześniej.
Harry ponownie spojrzał na Draco, niemalże nie wierząc, że to, co widzi, jest prawdą. Malfoy był tutaj, siedział naprzeciwko niego, a to musiało coś znaczyć. Po prostu musiało.
— A więc, panie Malfoy — powiedział Fallin, pojawiając się w drzwiach. — Widzę, że mimo wszystko zdecydował sie pan zaakceptować naszą ofertę.
— Pan Malfoy jest agentem FBI — wtrąciła się Cecelia. Jej głos miał w sobie coś władczego, co zwróciło uwagę wszystkich obecnych. — Jakąkolwiek umowę mu pan zaproponował, nie będzie obowiązywać bez mojej aprobaty.
— Umowa ta zapewniła, że jeszcze nie został aresztowany — odciął się Fallin, siadając naprzeciwko Ceceli. — W zamian za jego współpracę.
— To, że pan Malfoy jest obecny na spotkaniu, nie znaczy, że podpisał umowę — odparła Cecelia, uśmiechając się zaciśniętymi ustami. — Bez względu na to, jakie ma pan uprzedzenia, jest cenionym członkiem mojego zespołu. I oczekuję, aby tak był traktowany.
Harry zerknął na Draco i zobaczył, że ten słucha wymiany zdań z umiarkowanym zainteresowaniem. Wydawał się nieporuszony.
— Oczywiście — zgodził się Fallin, choć Harry znał go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że wcale nie był z tego zadowolony. Draco uśmiechnął się i teraz dyrektor zwrócił się do niego. — W takim razie, panie Malfoy, dlaczego pan tu jest?
Potter popatrzył na Hermionę, ale przyjaciółka jedynie wzruszyła ramionami. Najwidoczniej spotkanie się rozpoczęło.
— Ponieważ Harry mnie o to poprosił — odpowiedział Draco, odwracając wzrok w stronę Pottera.
Żołądek wywrócił się Harry'emu na drugą stronę i zupełnie nie usłyszał kolejnej wypowiedzi Fallina. Został zbyt mocno zaintrygowany ruchem włosów Draco, gdy ten obracał głowę, sposobem, w jaki zacisnął usta i pochylił podbródek, zanim odezwał się ponownie.
— W ubiegłym tygodniu poinformowano mnie, że mój ojciec był widziany w San Francisco — zaczął. — Założyłem, że jest tam z mojego powodu. Jakby nie było, od lat starał się namówić mnie na współpracę, posuwając się nawet do wynajmowania zdradzieckich agentów CIA, aby mnie śledzili. — Słysząc te słowa, Fallin zmarszczył nos, ale się nie odezwał. — Wiedziałem, że CIA śledzi także Harry'ego i sądziłem, że Lucjusz planował zaatakować go i użyć jako przynęty, aby dostać się do mnie. Być może szantażować mnie, żebym do niego dołączył. — Harry wbił w niego przestraszone spojrzenia, ale Draco na niego nie popatrzył. — Dlatego w zeszły wtorek wieczorem zaproponowałem mu spotkanie. Wiedziałem już wtedy, że Harry planował wrócić do Anglii i miałem nadzieję, że uda mi się odwrócić uwagę Lucjusza na tyle długo, aby Harry zdążył odejść. W tym celu... zaproponowałem mu współpracę. — Draco przełknął ślinę, a Potter rozejrzał się po pokoju. Niektóre z osób miały zszokowane wyrazy twarzy, inne przybrały sceptyczne miny. — Ale jak się okazało, Lucjusz wcale nie chciał użyć Harry'ego, aby dostać się do mnie. Zamierzał wykorzystać mnie, aby dopaść Harry'ego.
— Czemu? — zapytał Fallin, zerkając na Pottera. — Czego Lucjusz Malfoy mógłby od niego chcieć?
Potter zastanawiał się dokładnie nad tym samym. Draco wypuścił powietrze i wreszcie na niego spojrzał.
— Ponieważ wierzy, że Harry wie, co się stało z Voldemortem.
W pomieszczeniu rozległy się zaskoczone głosy i wszyscy popatrzyli na Pottera.
— Ja... Co? — spytał Harry.
— Właściwie oni wszyscy w to wierzą — kontynuował Draco. — Sądzą, że tam byłeś i wiesz, jak i dlaczego on zniknął. Z tego powodu chcą cię dorwać.
— O czym ty, do diabła, mówisz? — warknął Harry. Nie miał bladego pojęcia o miejscu pobytu Voldemorta, był tego pewien. Jak mógłby nie wiedzieć, że o czymś wie?
— I uważam, że mają rację — dodał Draco, mrużąc oczy. — Wątpię, że użyto zwykłego Obliviate. Prawdopodobnie był to jakiś rodzaj zaklęcia izolującego pamięć. Inaczej nie byliby tacy przekonani, że wiedzę można odzyskać.
— Poczekaj — odezwała się Hermiona. — Sugerujesz, że Harry wie, gdzie znajduje się Voldemort, ale ktoś uwięził jego pamięć o tym, więc teraz nie wie, że wie?
Potter patrzył na przyjaciółkę niepewny, co myśleć. To wydawało się niedorzeczne.
— Tak — potwierdził Draco, nie odrywając od Harry'ego oczu. — Musiał to zrobić ktoś w twoim otoczeniu. Poza tym, być może celem było chronienie ciebie. Mój ojciec wydaje się wiedzieć o tym od lat, ale nie jestem pewien, kto jeszcze wie. Draco rozejrzał się po pokoju i wydawał się przygotowywać przed powiedzeniem kolejnych słów. — To jeden z powodów, dla których utrzymywali tłumiące zaklęcia na gabinetach ministerstwa przez ostatnie kilka lat. Chcieli uniemożliwić Harry'emu przypomnienie sobie i uchronić tym informacje przed wyjściem na jaw — a przynajmniej do momentu aż zechcą, aby sobie przypomniał.
Harry przełknął ślinę i spojrzał na Hermionę. Nie miał pojęcia, czym są tłumiące zaklęcia, ale brzmiało to całkiem prawdopodobnie, biorąc pod uwagę to, czego już doświadczył.
— Tłumiące zaklęcia! — krzyknął Fallin. — To bzdury. Nic takiego nie istnieje!
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— W takim razie jest pan naiwny. I to bardzo. To stary i skomplikowany urok.
— Czarnomagiczny? — zapytała Hermiona.
— Oczywiście — odparł Draco. — Do nich zaliczają się wszystkie te naprawdę przydatne. — W pomieszczeniu rozległo się kilka parsknięć i uśmieszek Malfoya zmienił się w pełne łaskawości skrzywienie warg. Mina ta okazała się zastraszająco znajoma i Harry zaczął się zastanawiać, kim naprawdę był Draco. Czy wcieleniem siebie samego z dzieciństwa, czy osobą, którą poznał w San Francisco? — Jesteście go nieświadomi, bo zaklęcie, z samej swej definicji, ma to utrudniać. Stopniowo dusi czyjąś świadomość. Sprawia, że przestaje dostrzegać szczegóły, które w innym przypadku łatwo by zauważył. Do tego efekty jego działania są długotrwałe. Człowiek musiałby wyjechać poza obszar jego działania na co najmniej tydzień, aby jego umysł na powrót stał się czysty. — Teraz zwrócił się do Harry'ego. — Właśnie z tego powodu chcieli cię złapać, kiedy zorientowali się, że jesteś w Stanach, poza ich kontrolą. Musieli cię dopaść, zanim sobie przypomnisz, co się wydarzyło.
— To śmieszne — parsknął Fallin, potrząsając głową. — Nie ma żadnych dowodów, aby potwierdzić pańskie słowa.
— On mówi prawdę — powiedział Harry, widząc, jak wszystkie części układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsca. — Mogę wyczuć te tłumiące zaklęcia. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, jak bardzo przytępiony był mój umysł przez ostatnie lata, ale teraz stało się to oczywiste. — Poczuł uciskanie za oczami i zadrżał.
— Opieranie się zaklęciu przyprawia cię o ból głowy — powiedział Draco. — Z czasem twoje ciało i umysł dostosowują się i stają mniej wrażliwe.
— Możesz je usunąć? — zapytał Harry. — Lub jakoś zneutralizować?
— Tak, ale to zajmie sporo czasu — odparł Draco. — Lepiej byłoby najpierw nauczyć wszystkich, jak się temu urokowi oprzeć.
Fallin, z ostrożnym wyrazem twarzy, patrzył to na jednego z nich, to na drugiego.
— Jak długo pan o tym wie, panie Malfoy?
— Od dwóch lat — odpowiedział Draco, nonszalancko wzruszając ramionami. — Nie mam pojęcia, kiedy zaklęcie zostało rzucone, ale zakładam, że nie dłużej niż cztery, pięć lat.
— A dlaczego nie powiedziałeś nam dwa lata temu? — zapytała Hermiona. Niewielka zmarszczka rozdrażnienia pojawiła się pomiędzy jej brwiami. — Nie chcę nawet mówić, co straciliśmy, a ty mogłeś pomóc...
— Nie mam żadnych obowiązków w stosunku do Ministerstwa Magii — odciął się Draco. — Odrzuciliście moje podanie o pracę w Biurze Śledczym i wciągnęliście na czarną listę tylko ze względu na nazwisko. Dzięki każdemu z was nie miałem szans na posadę w tym kraju. FBI nie miało takich uprzedzeń. Idiotyzmem z mojej strony byłoby dostarczenie wam takich informacji, skoro mogłem ocalić o wiele więcej ludzi, zajmując się ujawnianiem innych kwestii.
— Praca Draco w Nowym Jorku była niezmiernie ważna — dodała Cecelia. W jej głosie pobrzmiewała siła, świadcząca o jej kompetencjach. — Każdego dnia musiał dokonywać trudnych wyborów i mogę was zapewnić, że za każdy z nich poręczę.
— Ale nie dlatego tutaj jesteśmy — wtrącił Harry. — Nasze agencje zawarły porozumienie, że będą dzielić się informacjami i z tego powodu Draco był uprzejmy zademonstrować intencje FBI w tej kwestii. Sugeruję, aby skupić się na zagadnieniach związanych z tematem. — Hermiona szturchnęła go lekko pod stołem w geście poparcia. — Na przykład, nasi koledzy muszą znaleźć bezpieczne miejsce, w którym założą swoją siedzibę, a my obiecaliśmy im w tym pomóc. Zgodziliśmy się też podzielić z nimi naszą metodą kodowania dokumentów i tą sprawą na pierwszym miejscu zajmie się Hermiona. Personel może być inny, niż początkowo zakładaliśmy, ale to nie zmienia głównego celu przedsięwzięcia.
— Dobrze mówisz, Harry — odezwał się Bass. Przez całe spotkanie był niezwykle cichy. — Może na tę chwilę powinniśmy skończyć i pozwolić naszym gościom dostosować się do różnicy czasu, znaleźć miejsce do pracy i trochę się urządzić. Mógłbym zasugerować, aby ponownie spotkać się w środę? — W pokoju zaległa cisza, ale nikt nie wykazywał chęci sprzeciwu. Fallin rzucił Malfoyowi jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie, po czym zwrócił się do Cecelii.
— Bardzo dobrze. Pani dyrektor Montes, moi ludzie są do pani dyspozycji.
Hermiona ponownie szturchnęła Harry'ego, więc obrócił się w jej stronę i zobaczył, jak uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem. Uniósł z zaciekawieniem brew i wywrócił oczami. Spojrzał ponad stołem na Draco i zobaczył, że on także się uśmiecha.
Wszyscy wstali, wymienili uściski rąk i spóźnione pozdrowienia. Pojedynczo zaczęli wychodzić, ale Harry siedział jak przyrośnięty do krzesła. Draco stał po drugiej stronie niewielkiego pokoju i kiwał głową z roztargnieniem, słuchając słów, jakie Cecelia szeptała mu do ucha. Manny i Hermiona rozmawiali cicho w pobliżu drzwi i wyglądało na to, że zapomnieli o całym świecie.
Harry nie był pewien, co czuł — był podekscytowany i przestraszony, uspokojony i pełen obaw, wszystko jednocześnie. Informacja, jaką ujawnił Draco, naprawdę go przeraziła i napełniła trwogą. Wiedział, że trochę czasu zajmie, zanim to do niego dotrze. I wcale nie był przekonany, że coś z tego jest prawdą.
Może Lucjusz Malfoy kłamał. Harry nigdy nie słyszał o zaklęciach blokujących pamięć, a przynajmniej nie takich, które mogłyby zostać nałożone bez zgody danej osoby. A skoro wymagały współpracy, musiały działać zupełnie inaczej niż Obliviate. Nie mógł sobie wyobrazić, że mógłby komukolwiek pozwolić zablokować te konkretne wspomnienia. Nie, kiedy były tak przydatne i podczas wojny, i zaraz po niej.
Patrzył na Draco przez kolejna minutę, zanim zebrał odwagę, aby wstać i obejść stół.
— Chcę, żebyś był ostrożny — powiedziała Cecelia. — Ciągle nie jestem przekonana, że twoje przybycie tutaj było mądre.
Draco rzucił Harry'emu szybkie spojrzenie, zanim ponownie zwrócił się do kobiety.
— Ja też nie, ale teraz jest już za późno. Ujawniłem się i już dłużej nie będę w stanie pracować pod przykryciem.
— Znajdziesz się na samym szczycie listy śmierciożerców — powiedziała Cecelia. Uśmiechnęła się do Harry'ego i uścisnęła ramię Draco. — Muszę ustalić z dyrektorem szczegóły, więc lepiej już pójdę. — Mrugnęła jeszcze do Malfoya i ruszyła w stronę wyjścia.
Draco patrzył na jej oddalającą się sylwetkę. Wyglądał, jak gdyby nie był szczególnie chętny do konfrontacji z Harrym. Potter przez chwilę wiercił się w miejscu, po czym ruszył w kierunku stołu. Przysiadł na blacie, starając się przybrać swobodną pozę wbrew faktowi, że serce tłukło mu się w piersi jak szalone. Nie miał pojęcia, czego oczekiwać. Draco powiedział, że wrócił na jego prośbę, ale czy to znaczyło to, czego Harry tak gorączkowo oczekiwał?
— Naprawdę czytałeś moją dysertację? — dobiegł ich przez pokój głos Hermiony.
— Och, tak — odpowiedział Manny. — Nie mogłem się oderwać.
Harry nie mógł się powstrzymać przed wywróceniem oczami. Nawet Ron tego nie przeczytał.
Hermiona zachichotała.
— Czy... Masz może ochotę na filiżankę herbaty albo kawy?
Z uśmiechami na ustach razem z Mannym opuścili pomieszczenie. Harry został z Draco sam.
Malfoy odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął szeroko. Harry poczuł, jak jego żołądek wywinął koziołka i odwzajemnił uśmiech. Spojrzenie Draco powędrowało w dół, na bransoletkę.
— Cieszę się, że ją założyłeś — powiedział. — Bałem się, że tego nie zrobisz.
— Sam nie wiem, dlaczego — przyznał Harry. — Sądzę, że chcesz ją odzyskać, ale nie umiem jej zdjąć. — Wyciągnął przed siebie rękę, wnętrzem dłoni ku górze.
— Nie możesz jej zdjąć — powiedział Draco. Harry popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami i Malfoy westchnął. — Zawiera bardzo stare i bardzo potężne zaklęcie ochronne. Sama się otworzy, ale dopiero wtedy, kiedy ktoś, na kim ci zależy... dla kogo byłbyś gotów poświęcić życie, znajdzie się w niebezpieczeństwie. — Malfoy, wyglądając na zakłopotanego, uciekł spojrzeniem.
Harry przyglądał mu się przez chwilę.
— Mówiłeś, że dostałeś ją od matki.
Draco kiwnął głową.
— Kiedy miałem prawie osiemnaście lat. Wiedziała, że planowałem odejść i kiedyś, w środku nocy, obudziła mnie i powiedziała, że muszę natychmiast uciekać. Nosiła tę bransoletkę odkąd pamiętam, ale wtedy miała ją w ręce. Kiedy założyła mi ją na nadgarstek i pocałowała mnie, wiedziałem, co to oznacza. — Draco wyciągnął rękę i dotknął bransoletki, muskając palcami skórę Harry'ego. — Widziałem ją wtedy po raz ostatni. — Potter przełknął ślinę. Wyglądało na to, że za taki prezent nie będzie mógł się odwdzięczyć. Skrzyżował ręce na piersi, wypuścił powietrze i odwrócił wzrok. Było to dla niego zbyt wiele i nie wiedział, co odpowiedzieć. — Sądzę, że jesteś na mnie zły, że ukryłem przed tobą część prawdy — szepnął Draco. — Nie winię cię.
Harry potrząsnął głową.
— Nie, wcale nie. Miałeś swoje powody. A ja wcale nie okazałem się taki godzien zaufania. — Złapał spojrzenie Malfoya i uśmiechnął się. — Cieszę się, że cię widzę.
Draco odzwierciedlił jego gest i także skrzyżował ręce na piersi. Zrobił krok do przodu.
— Wiesz, tego ranka chciałem ci wszystko powiedzieć. Ale byłem trochę wytrącony z równowagi.
— Przepraszam. Powinienem już wcześniej poinformować cię, o co chodzi.
— Nie, proszę... Tak szczerze, to żałuję, że zobaczyłem te raporty. — Draco westchnął i zdmuchnął z oczu kosmyk włosów. — Ja tylko... chciałem wiedzieć, czy mogę ci ufać. Powinienem pozwolić, abyś mi wyjaśnił. Zaoszczędziłoby to nam wielu zmartwień.
— Cieszę się, że teraz znasz już prawdę — powiedział Harry, wspierając się na rękach o blat stolika. — A poza tym, FBI uzyskało dowód przeciwko Colby'emu.
Draco zrobił kolejny krok do przodu.
— Jednak nie było to warte ryzyka. Wściekałem się na ciebie, ale przerażała mnie myśl, że możesz do niego pójść. Co zresztą zrobiłeś. — Rzucił Harry'emu kpiące spojrzenie. — Mogło się to skończyć katastrofą.
— Ale dzięki tobie i Manny'emu tak się nie stało. — Harry uśmiechnął się. Teraz Malfoy wydawał się człowiekiem, którego pamiętał. Osoba, jaką prezentował wcześniej, była najwidoczniej tylko pozą, co sprawiło Potterowi ogromną ulgę. — Wiesz, Manny przekonał mnie, że nie wrócisz. Dlaczego zmieniłeś zdanie?
Niespodziewanie Draco zarumienił się i odwrócił wzrok.
— Tak naprawdę powód jest głupi. — Wydawał się niechętny, aby kontynuować, więc Harry uśmiechnął się i spokojnie czekał. Malfoy ścisnął swoje łokcie, jak gdyby się obejmując i wziął głęboki oddech. — Ojciec mówił mi, że skończę samotny i nieszczęśliwy — powiedział w końcu. — A ja mu uwierzyłem. Pomimo wszystko każda próba związania się z kimś kończyła się źle. Albo to był ktoś, kto nie traktował związku poważnie, albo ktoś, kogo głównym celem było szpiegowanie mnie. — Wzruszył ramionami i spojrzał na Harry'ego. — Wszyscy homoseksualiści, jakich kiedykolwiek spotkałem, albo tylko pieprzą się na okrągło, albo są sami. Nie przyszło mi do głowy, że moje życie może być inne. — Harry westchnął. Sporo wysiłku kosztowało go pozostanie na miejscu, zamiast objęcia Draco i zapewnienia go, że będzie dobrze. — Żałosne, wiem. — Malfoy ponownie spuścił wzrok. — A wtedy pojawiłeś się ty i... W piątkową noc odbyłem długą rozmowę z Mannym, ale i tak nie byłem przekonany, czy to się uda. Wiem, jak bardzo pragniesz mieć rodzinę. Podobnie Manny. On chce żony, pięcioro lub sześcioro dzieci i dwadzieścia osób w domu jedzących tamale* w czasie świąt Bożego Narodzenia, i... — Potrząsnął ze smutkiem głową. — Nie jestem dokładnie kimś, kogo zabrałby do siebie i przedstawił mamie i tacie, wiesz? Chyba po prostu założyłem, że czujesz tak samo.
— Draco... — zaczął Harry, ale jego słowa zostały ucięte machnięciem ręki Malfoya.
— Nie, pozwól mi skończyć. Obudziłem się w sobotę rano i... Boże, to brzmi teraz tak idiotycznie. — Przerwał i docisnął dłoń do czoła, które przybrało ujmującą, różową barwę. — We wszystkich wiadomościach mówili o dwóch mężczyznach biorących ślub w ratuszu. Robili to, bo chcieli i nie było ważne, że są gejami. I po raz pierwszy coś takiego wydało mi się realne, jak coś, co sam mógłbym mieć. — Serce Harry'ego biło teraz jak szalone i musiał zagryźć wargę, aby pozostać cichym. Draco zmusił się i uniósł wzrok, aby spotkać spojrzenie Harry'ego. — Uznałem, że nic z tego, ponieważ nigdy nie będę w stanie dać ci tego, czego pragniesz, ale teraz... Zaczynam myśleć, że to nie do końca prawda. Mój ojciec się mylił. I gdybym nie przyjechał, mógłbym zaprzepaścić swoją najlepszą szansę na coś zbliżonego do normalnego związku.
Harry wziął drżący oddech. Wszystko w jego wnętrzu wiło się od nadmiaru emocji i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić.
— Więc mówisz, że wróciłeś, bo chcesz się ze mną ożenić? — zażartował, uznając, że najlepszy będzie humor. — To trochę niespodziewane, biorąc pod uwagę, że spotykamy się dopiero od dwóch tygodni.
Twarz Malfoya przybrała wyraz totalnej paniki i Harry musiał się roześmiać.
Draco wywrócił oczami i z zakłopotaniem odwzajemnił uśmiech.
— Wiesz, o co mi chodzi, prawda?
Zamiast odpowiedzi, Potter wyciągnął jedną rękę. Draco złapał ją i pozwolił przyciągnąć się bliżej.
— Oczywiście, że tak — szepnął Harry, zanim go pocałował. Pieszczota była raczej niewinna, żadnych języków i szalejących hormonów, ale mimo to bardzo przyjemna. Draco przytulił się do Harry'ego, otaczając jego biodra z obu stron. Odsunęli się od siebie dopiero po dłuższej chwili, obaj oddychając nieco szybciej, niż wcześniej. Malfoy oparł czoło o pierś Harry'ego.
— Proszę, powiedz mi, że to właśnie miałeś na myśli — powiedział Draco cicho.
Potter oplótł go ramionami.
— Jasne, że tak. Wiesz, że tego chcę.
— To nie będzie łatwe — westchnął Malfoy, unosząc wzrok. — Oszukiwaliśmy siebie przez ostatnie dwa tygodnie, a to nie jest zbyt dobra podstawa do zawierania związku.
— Być może zrozumienie zabrało mi trochę czasu — odparł Harry. — Ale nigdy nie miałem wątpliwości, co do tego, co czuję. — Schował kosmyk włosów Draco za jego ucho, rozkoszując się możliwością nawet tak zwyczajnego kontaktu.
— A ja tak — uśmiechnął się Draco. — Przynajmniej do ostatniej nocy.
Harry parsknął.
— Tak naprawdę jesteś strasznym kłamcą. Dostawałem szału od tych wszystkich sprzecznych sygnałów, jakie mi posyłałeś. — Teraz roześmiali się obaj. — Jak długo zostaniesz?
— Co najmniej przez trzy miesiące — odparł Malfoy. — Mam pomóc w organizacji biura i nawiązaniu kontaktów z miejscowymi agentami. No i oczywiście zostaje twoje śledztwo. — Uniósł brew.
— Byłbyś przydatny — powiedział Harry. — Tak niewielu ludziom mogę teraz ufać. A po tym, co dzisiaj powiedziałeś, jestem nawet bardziej zdeterminowany, aby poznać prawdę.
— I dokładnie dlatego chcę ci pomóc. Będziesz zarówno celem, jak i prowadzącym śledztwo, a to zawsze trudno pogodzić. Powinieneś wiedzieć. — Draco wychylił się w jego stronę i Harry przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej. — Zdajesz sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Połowa ludzi, którzy byli rano w tym pokoju, może współpracować ze śmierciożercami. Reszta będzie nas podejrzewać na każdym kroku, mimo że sam jestem teraz celem.
— I właśnie dlatego będziemy postępować bardzo ostrożnie — powiedział Harry, tuląc go jeszcze mocniej. — Mimo wszystko grozi nam spore niebezpieczeństwo.
Draco wysunął się z objęć Harry'ego i spojrzał mu w oczy.
— Między nami też nie pójdzie łatwo. Jestem trudny we współżyciu, a do tego będziemy razem pracować. I to pod presją.
— Chcę spróbować*** — powiedział Harry, ujmując twarz Draco w dłonie. — Wziąłem ślub i rozwiodłem się, więc wiem, jak wygląda niewłaściwy związek. — Pochylił się do przodu, aby dotknąć ust Draco swoimi. — A ty, jak dla mnie, zapowiadasz się całkiem dobrze.
Wargi Malfoya wygięły się w uśmiechu tuż przy jego ustach.
— Dlaczego nie zaczniemy od randki przy obiedzie? Jestem głodny.
— Oczywiście, że jesteś — westchnął Harry i wypuścił go. — Będziesz bezpieczny, pokazując się publicznie?
— Byłbyś zaskoczony, co może zdziałać porządne zaklęcie — odparł Draco, puszczając mu oczko. — Ale najlepiej trzymajmy się mugolskich dzielnic. W najbliższym czasie nie ciągnij mnie na Pokątną.
— Jasne — zachichotał Harry. — Poza tym, tam nie ma zbyt wielu restauracji. — Draco pocałował go jeszcze raz i odsunął się o krok, wiec Harry mógł zejść ze stołu. — Właściwie, to znam niewielki bar sushi, który chciałem odwiedzić — powiedział. — Niezbyt daleko stąd. Moglibyśmy tam pójść.
Draco ścisnął jego rękę i uśmiechnął się.
— Uwielbiam sushi.
Harry odwzajemnił uśmiech i otworzył drzwi.
— Wiem.

***


* Tony Bennett „I Lost My Heart in San Francisco”
**meksykańskie danie z gotowanego na parze ciasta z mąki kukurydzianej, zawinięte w liście kukurydzy i wypełnione farszem o różnych smakach
***OBRAZEK


KONIEC


Tak, jak już pisałam, za dwa tygodnie zacznę wklejać sequel pod tytułem „Pogrążeni w szarości”. Wszystkich chętnych zapraszam do czytania 0x01 graphic

_________________
Jestem nienormalna.
Jestem opętana.
Jestem drarroholiczką.
---------------------------



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZZ Zagubione serce
Zagubione Serce 1 5 HPlDM
10 Zagubienie we wspólnocie Kościoła
serce naczynia przypadki 15 10 2014
Serce przypadki 20 10 2014
serce naczynia wstęp AM 15 10 2014
10 Metody otrzymywania zwierzat transgenicznychid 10950 ppt
10 dźwigniaid 10541 ppt
wyklad 10 MNE
Radiologia serce[1]
Kosci, kregoslup 28[1][1][1] 10 06 dla studentow
10 budowa i rozwój OUN
10 Hist BNid 10866 ppt
POKREWIEŃSTWO I INBRED 22 4 10

więcej podobnych podstron