Rozdział 1.
Ponure. Tak można było określić to miejsce. Nie było tam kwiatów, nie świeciło słońce. Ściany były pokryte czarną tapetą. Wszyscy mężczyźni zgromadzeni w sali mieli kaptury.
Jak tam wasze anioły? - Mężczyzna siedzący na podwyższeniu bawił się kieliszkiem wina.
Większość z nas - tu odpowiadający spojrzał na postać w fioletowym płaszczu. - Już zabiła wspomniane obiekty.
A ty, mój drogi? Jak ci idzie eksperyment? - spojrzał na postać.
Bardzo dobrze. Jak dotychczas mam pełną kontrolę nad aniołem.
A co z młodzieżowymi hormonami? - zwątpił jeden z zebranych.
Mój drogi, porządne lanie i kary potrafią zdziałać cuda. Oczywiście, jak anioł będzie próbował przysporzyć kłopotów, sprowadzę go tutaj, opętamy go i zabijemy obu naraz.
Roześmiali się nieprzyjemnie. Zaczęli omawiać śmierć kolejnej wytypowanej osoby z protektorem.
***
Znudzony rozejrzał się po budynkach. Ta wioska mugoli była niewielka. Za to bogata. Jego śmierciożercy już wpadli do wszystkich budynków. Niedaleko niego siedział młody chłopak i obserwował pożar i zniszczenia. Podszedł do niego spokojnie.
Twoi ludzie sprawiają mi wielką frajdę, wiesz? - mugol nie zaszczycił go spojrzeniem.
Ach tak? - usiadł koło niego, wiedziony ciekawością.
Nienawidzę ich. Zamienili mi życie w piekło. Zasługują na śmierć. - spojrzał na wioskę z gniewem.
A co ci zrobili? - zachichotał.
Cóż, obroniłem swoją kuzynkę przed pedofilem. Niemal mnie za to nie zlinczowali. Ten pedofil był kimś ważnym i wioska płaciła karę za atak na niego. Straciłem wszystko i zostałem bezdomnym. A draniowi się upiekło. - spojrzał na niego ciekawie. - Wyświadcz mi przysługę i zabij też tego drania.
Nie mam zwyczaju wyświadczać przysług. - Voldemort już miał go zabić.
Dupek. Tchórzysz przed zdobyciem nowego sojusznika? On lubi oglądać śmierć, mógłby typować ci ciekawsze ofiary.
Voldemort zamrugał. No tak, przeklęty Potter. Znów grzebie mu w umyśle. Ale pomysł był kuszący.
Ale dla ciebie chyba zrobię wyjątek. - dokończył lekko.
To dobrze. Nienawidzę ludzi za to, co zrobili. Będzie fajna zabawa.
Uśmiechnął się. Chłopak był mniej więcej w wieku Pottera. Może uda mu się nauczyć go magii? Czuł potencjał. Sowa mogła go nie odnaleźć, ale jakie to ma znaczenie. Nawet jeśli to szlama, przyda mu się zabawka. Będzie wymyślał tortury dla wrogów i nieposłusznych sług. Wkrótce podeszli śmierciożercy. Spojrzeli na chłopaka.
Zabrać go do kwatery. - Voldemort podniósł się. - Mam dla ciebie zajęcie.
Nie ma sprawy. Byle zapłata była krwawa i widowiskowa.
Obaj zachichotali. Bellatriks złapała go w pasie i przenieśli się do kwatery. Jedna z postaci obserwowała chłopaka niespokojnie.
***
Dumbledore przygryzł wargę.
Możesz to powtórzyć, Severusie? - zasugerował łagodnie.
Voldemort zabrał do kwatery mugola. Wyglądało na to, że zawarli jakąś umowę.
Snape napił się herbaty. Odbywało się właśnie spotkanie Zakonu. Wszyscy byli zaskoczeni tym wydarzeniem.
Co zrobił z tym nietypowym gościem? - Lupin podrapał się po nosie.
Dał mu domek ogrodnika i umieścił tam mugolski sprzęt, zaczarowany tak, by działał przy magii. - Severus potarł skronie. - Wszyscy byli zaskoczeni. On coś kombinuje.
Oby nie skończył kombinowania przed rozpoczęciem roku szkolnego. - Molly spojrzała na sufit.
Rozumieli jej niepokój. Na szczęście jej rodzina, oraz Harry Potter byli już w kwaterze głównej. A już jutro mieli jechać do szkoły. Wprawdzie szkoła miała się zacząć dopiero za półtora miesiąca, ale to było życzenie Pottera na urodziny. Chciał się uczyć podczas wakacji. Lupin zgodził się wrócić wraz z nim i pilnować go. Mężczyzna otrząsnął się z rozmyślań, gdy członkowie Zakonu zaczęli się podnosić. Dumbledore machnął mu i został. Albus poczekał, aż reszta wyjdzie i zagadnął.
Na pewno chcesz tego? - zapytał.
Albusie. Harry jest tutaj otoczony wspomnieniami o Syriuszu. Niby minął już rok, ale wciąż to go boli. Nawet ze mną mało co rozmawiał. Pomyśl co czuje po tym, jak w czerwcu niemal nie zginąłeś. Gdyby nie jego tarcza ochronna…
Wiem, zdaje sobie z tego sprawę. Do tego jego umiejętności w eliksirach są lepsze niż Severusa.
Obaj spojrzeli na dłoń dyrektora. Teraz była już zdrowa. To Potter stworzył eliksir na tę klątwę. Snape zaciskał wargi, ale musiał dać mu Wybitny. Było to dosyć sporym zaskoczeniem dla całej szkoły, ale nie dla chłopaka. Ten wzruszył tylko ramionami. Do tego Severus zawdzięczał mu życie. To Potter zasugerował, że Voldemort mógł opętać Snape'a i to go oszczędziło od kary za próbę morderstwa. Jednocześnie uraziło Albusa, który zamierzał właśnie wówczas zginąć i tym samym zmusić Harry'ego do zabicia Voldemorta. Dyrektor westchnął i podniósł się. Poszli razem na drugie piętro. Harry kończył się pakować i spojrzał na nich z uśmiechem.
Pomyślałem, że będziesz chciał zabrać przyjaciół.
Ron zaraz poderwał się i rzucił do pakowania z radosnym Jupi. Hermiona wstała niechętnie. Zauważyła, że Harry ostatnio ma napady humoru i wcale nie uśmiechało się jej to. Dyrektor obrzucił ją karcącym spojrzeniem. Harry zaś obrzucił takim spojrzeniem jego. Wyszedł za dyrektorem.
Muszą? - zapytał ponuro.
Oczywiście. Przecież to twoi przyjaciele. Czuliby się pominięci. - dyrektor uśmiechnął się ciepło.
Szkoda, że nie pomyślał pan o tym pominięciu podczas poprzedniego miesiąca.
Harry wrócił wściekły do pokoju. Jakby mało mu było marudzenia i kontroli.
To chyba moja wina. - skruszony Lupin usiadł na łóżku i szepnął mu na ucho.
Tak? - Harry spojrzał uważnie.
Nie chciał się zgodzić, więc wspomniałem, że ty tu wariujesz bo masz złe wspomnienia. Chyba uznał, że potrzeba ci towarzystwa.
Dupek. - Harry uśmiechnął się do Lupina.
Najbardziej właśnie lubił jego i Hermionę. Wiedział, że ta wyczuła jego zły humor i nie chciała jechać. Za to ich kochał.
***
Harry położył się na łóżku. Niedawno się rozpakował. Ron już poleciał po Hermionę, by szli na kolację. Nienawidził regularnych pór posiłków. I nienawidził tego jedzenia. Może im to smakowało, mu nie.
Harry, rusz się. - Ron zajrzał do środka. - Kolacja!
Nie chce mi się jeść! Idźcie sami. - Potter odwrócił się na bok.
Ależ Harry. Nic nie jadłeś na obiad!
Której części zdania nie chce mi się jeść nie zrozumiałeś?! Nie każdy myśli tylko o żarciu tak jak ty! Zostaw mnie w spokoju.
Ron spojrzał na niego wściekle i wyszedł, trzaskając drzwiami. Hermiona spojrzała na niego i już wiedziała, że się starli.
Co za…
Ron. Posłuchaj mnie. - posadziła go. - To sekret, ale Harry ma gorączkę. - skłamała.
To niech idzie do Pomfrey…
I się to wyda i zaczną go męczyć, że to przez niestosowanie Legilimencji i tak dalej. On wciąż jest senny. Wybacz mu to. - poprosiła.
Spojrzenie Rona złagodniało.
Wiesz, że jesteśmy jego przyjaciółmi. - kontynuowała. - Wiesz też, że mugole nie dali mu nigdy nic. Pewnie nie kupili mu leków i jedyne, co teraz można zrobić to czekać, aż sam wyzdrowieje. Po to chciał pewnie wrócić do szkoły, skorzystać z magazynku Snape'a i zrobić sobie lek.
Masz racje. Przepraszam.
Później go przeprosisz. Daj mu chwilowo spokój. - wstała.
Razem ruszyli do portretu, a potem do kuchni.
Rozdział 2.
Harry z ulgą zamknął drzwi. Kochana Hermiona. Uspokoiła kretyna. Inaczej dyrektor znów by się czepiał. I tak pewnie zastanawiają się, co kombinuje Tom. On czasem to widział, ale teraz nie chciało mu się zaglądać. Miał wspaniałe plany na ten miesiąc i znów mu je zepsuto. Dumbledore wiedział, że Remus nie będzie go cały czas kontrolował. To dlatego zaprosił również te dwójkę. Tak więc zero szwendania się i wybryków. I to go złościło.
Ile razy jeszcze będą mnie podcinali?! - warknął.
Przecież miał swoje życie. A był niemal niewolnikiem. Od narodzin miał wyznaczoną rolę. Ale dyrektor umieścił go u krewnych i to go zniewoliło. Potem trafił do Hogwartu, gdzie każdy oczekiwał od niego zbawienia świata. Był pewny, że to również robota dyrektora. A on głupi to robił. Jak zaczął się buntował w czwartej klasie, to wrócił ON. I całą piątą był prześladowany. Co za ludzie… tu też była wina dyrektora. Specjalnie unikał go i zostawił na pastwę czarodziejów. By wiedział, co go czeka jak się będzie buntował. A w poprzednim roku szkolnym bił go podczas prywatnych zajęć. Warknął bezgłośnie, po czym usiadł. Złapał za pergamin i zestaw do pisania, po czym zszedł do pokoju wspólnego. Usiadł i zaczął pisać.
Życie jest do dupy. Tak samo jak papier toaletowy mella. Każdy każdego w dupę rypie i wygląda to jak naturalna symbioza. Ale co ma powiedzieć na to ten, kto nikogo nie rypie, a rypią wciąż jego? Dla przykładu ja? Nikt mi nie pomoże, nikt mnie nie uwolni. Miałem nadzieje na fajne wakacje, a wepchali mi szpiegów, by siedzieli na odwłoku i pilnowali. Nic, tylko wziąć przykład z Emo Martynki i się wiecznie ciąć, AjĆ. Ale nie, czarodzieje nie wiedzą, co to emo Martynka. Swoją drogą, to strasznie głupie pisać jak PoKeMoN. Jak ona wypełni podanie o prace, jak pisze wiecznie ajć lub, że się tnie. Doświadczenie zawodowe? Tamowanie krwi. Ale, ale, nie miałem współczuć jej, tylko sobie. Albo i nie, mnie nie można współczuć. Tylko posmarować zad wazeliną i lecimy, jak każdy na tym świecie.
Harry zaśmiał się i przeczytał jeszcze raz kartkę. Miał dosyć ponure poczucie humorku. Ale nikt o tym nie wiedział. Złożył kartkę i rzucił w płomienie. Te, zamiast spalić ją, stały się czarne i kartka zniknęła. Potter zamarł.
Ja to zawsze mam szczęście. - zamamrotał.
Wkrótce do pokoju wróciła reszta. Usiedli na kanapie niedaleko niego. Hermiona zajęła się czytaniem i odrabianiem pracy wakacyjnej. Przez prawie godzinę nie zamienili ze sobą słowa. Ron już miał coś powiedzieć, gdy rozbłysły czarne płomienie i koperta wylądowała pod stopami Harry'ego. Ten podniósł ją i odwrócił. Nadawcy nie było, za to podpisane było „do papieru Mella”. Zaczął śmiać się jak wariat. Rozerwał kopertę i wyjął kartkę i plik naklejek.
Kotku.
Wbrew pozorom Mella to luksus. Ostatecznie zawsze idzie podcierać sobie dupę papierem Pupuś. Nie masz więc jeszcze tak źle. Szpiegów olej, jak są mądrzy, to ci dadzą spokój. Jak nie, to uduś lub upiecz na rożnie. Co do emo Martynki nie znam, to ci nie poradzę. Pisma tego też nie znam. Kto w ogóle wymyślił by tak pisać? Nie mów, że ona bo ją od razu zabiję. Chcesz, by ci lecieć na wazelinie? Kotku, nie znamy się aż tak dobrze, by się spoufalać.
A teraz na poważnie. Jakim cudem udało ci się mnie niemal nie utopić, tego nie zrozumiem. Siedziałem sobie w wannie, funkcja hydromasażu pieściła mi delikatnie ciało… a tu nagle z kominka wyleciała kartka i wbiła się narożnikiem prosto w nos. Na szczęście była dosyć wesoła. Opracowałem więc naklejki. Jak będziemy je stosować, to listy zawsze dotrą do nas. Tylko łap je uważnie, by nie podkradli.
Wydajesz się być… młody. Bardzo młody. Albo się uczysz, albo dopiero skończyłeś szkołę. Masz kłopoty sercowe? Zabij ukochaną. Dyrektor cię meczy? Podpal mu te fioletowe gacie. A tak w ogóle opisz mi siebie.
Harry odwrócił kartkę, ale nic tam nie było. Nawet się nie podpisał. Dopiero po chwili Potter zareagował. Następne, co pamiętał, to fakt, że wije się na dywanie ze śmiechu.
Harry, w porządku? - Hermiona wyrwała mu list. - Ojej.
Dokładnie. Ojej. To jest boskie! - Potter krztusił się i przez to zaczął kaszleć.
Ron klepał go po plecach. Potem zagonili go do łazienki, gdzie jeszcze bardziej zaczął się śmiać. Hermiona też zachichotała.
Znalazłeś nowego kolegę? - zapytała się cicho, jak Ron poszedł po jego przybory do kąpieli.
On jest boski. - Harry oparł się o ściankę.
Uważaj, jak traktujesz Rona. On jest całym sercem przy dyrektorze. - ostrzegła.
Wiem. Dzięki za pomoc. - odparł.
***
Harry ziewnął. Potarł oczy i spojrzał w bok. Ron jeszcze spał. Chłopak wstał i umknął pod prysznic. Umył się dokładnie, wciąż chichocząc na wspomnienie listu. Wczoraj Ron męczył go ponad dwie godziny, zanim dał sobie spokój. Nie rozumiał go. To jego list, co go to obchodzi? Chyba, że naprawdę ma go szpiegować. I on się na to zgodził?! Co z niego za przyjaciel?! Za dwa tygodnie miał mieć urodziny, a ten mu to psuje. Na szczęście miał nowego kolegę. Na pewno starszego, ale nie szkodziło. Póki nie dowie się, z kim pisze. Wówczas będzie źle. Ten słynny Harry Potter. Zacznie się marudzenie i tak dalej. Skończył się myć i wrócił do pokoju. Ubrał się i zszedł do pokoju wspólnego. Hermiona siedziała na kanapie, pisząc prace domową.
Nie pisał jeszcze. - powiedziała lakonicznie.
Dzięki.
Usiadł i zaczął odpisywać na wczorajszy list. Miał lekkie wyrzuty sumienia. Wczoraj tak się śmiał, że nie odpisał. A potem uciekł Ronowi pod pozorem spania i ten bardzo go pilnował. Ale to miało plus. Dzisiaj był wyspany i mógł na spokojnie odpisać. Bez rudzielca dyszącego mu w kark.
Tak w ogóle, macie jakiś sposób na dostarczanie sobie listów? - Hermiona spojrzała na niego. - Mogą się łatwo zgubić. Wyobrażasz sobie minę dyrektora, jak dostanie taki list od ciebie?
O tak. Rozerwałoby mnie ze śmiechu. A na poważnie to mamy naklejki. Naklejamy je na kopertę i wtedy się nie gubią. - Harry zaśmiał się.
Wiesz, że to zaawansowana magia? - Hermiona obejrzała uważnie naklejki.
Wiem. Nawet wiem, kto pisze ze mną. Tego pisma nie idzie pomylić. - Harry zakleił kopertę z listem i nakleił naklejkę.
Wrzucił ją w płomienie, które znów stały się czarne.
To z kim piszesz? - Hermiona wróciła do pracy domowej.
Z Voldemortem. - powiedział spokojnie.
Potem usiadł na kanapie i zabrał się za czytanie swojego referatu z eliksirów, nie zwracając uwagi na jej zaskoczone spojrzenie.
Rozdział 3.
Voldemort nalał wody do miseczki Nagini. Ponownie spojrzał na kominek. Od wczorajszego wieczora siedział niemal całą noc i czekał na to. Na list od nieznanego mu papieru Mella, jak go nazywał. Ten list był miłym zakończeniem dnia. Najpierw zabijał, torturował i znęcał się nad ludźmi i sługami. A potem w kąpieli dostał w nos. I to dostał w nos dość ponurym listem. Przez który niemal nie utopił się ze śmiechu. Teraz usiadł i wziął ponownie do ręki list. Ktokolwiek go pisał, miał humor. Potem raptem podniósł się i ruszył do domku ogrodnika, gdzie zainstalował mugola.
Hey. - powitał go, segregując kartki. - Masz listę dosyć wpływowych i bogatych mugoli.
Dobrze. Mam dla ciebie małe zadanie. - pokazał mu kartkę.
Chłopak wziął list i przeczytał.
Niezła ironia. - zauważył.
Tak. Co to jest emo Martynka?
To.
Chłopak odpalił blog i Voldemort niemal nie zwymiotował.
Myślałem, że mugole nie mogą bardziej zgłupieć.
Wyszedł do wtóru śmiechu chłopaka. Spojrzał na listę. Było kilka nazwisk bogatych kobiet i mężczyzn. Można się obłowić i pozabijać co nieco. Zamknął drzwi od pokoju i niemal w tej samej chwili zaszumiał kominek. Spojrzał na czarne płomienie. Kiedy zgasły, rozejrzał się. Koperta leżała pod komodą. Podszedł i sięgnął po nią, sycząc, gdy ugryzł go pająk.
Nienawidzę robali. - Warknął.
Jak na zawołanie usłyszał chichot w umyśle. Potter znów go obserwował.
Znowu ty?! Mało ci opętania i bólu?! - Zezłościł się.
Cześć, Pupuś.
Potter, ty… - zamrugał. - Nie mów…
Nie żartuj sobie. W końcu widziałem twój dziennik i pismo. Ech, głowa mnie rozbolała. Pogadamy listownie.
Podszedł i spojrzał na kopertę. Rozerwał ją.
Hey, Pupuś.
Dobra, schowaj różdżkę, Tom.
Przyznaje, jak tylko ta kartka zniknęła zamiast spłonąć, pomyślałem: znając moje palnięte szczęście, trafi prosto w twój zad. Niewiele się pomyliłem, dotarła do ciebie. Nawet taka korespondencja będzie lepsza. Tym bardziej, że jest coś, o czym chyba musimy porozmawiać. Chodzi mi o połączenie umysłów. Możesz mi wyjaśnić, jak mam to wyłączyć?
Nie udawaj niewiniątka. Ciebie to denerwuje, mnie też.
Siedzę teraz do końca wakacji w Hogwarcie. Do tego niestety nie sam. Dumbledore wsadził mi szpiega do kontroli. Wcześniej Ron był fajnym przyjacielem, ale teraz strasznie mnie pilnuje. Nie idzie się uwolnić. Przydałoby się poznać hasło do twojego domu. Wiem, jest ponury i zimny, ale on tam nie wejdzie. Chociaż drops podałby mu hasło. Zabij dropsa, będę miał spokój. Kończę, bo słyszę dupka. Wstał i trzeba będzie zawlec się na to paskudne śniadanie.
Do usłyszenia, Motyl.
Ps. Nie zabijaj dzisiaj nikogo, głowa mnie boli, więc miej to na uwadze. Fajny mugolak w twoim posiadaniu.
Voldemort złożył kartkę na pół. Motyl? Dobrze, że nie podpisał się aniołek albo złoty chłopczyk. Usiadł w fotelu i potarł palcami skronie. Taka mała bzdura, dwie kartki. A wykazała bardzo dużo. Po pierwsze nie znał Pottera. Świadomość, że chłopak już po jednym liście go rozszyfrował - a przecież zmienił pismo i styl - była jakoś niepokojąca. I miał rację. Coś było nie tak. Przecież blokował go i to połączenie. A mimo to chłopak wciąż szpera mu w mózgu. No i jego życie prywatne. Dlaczego mu się zwierzył? Może to również z powodu tego połączenia? Nie obawia się, bo to tak, jakby mówił to do samego siebie? Voldemort nalał sobie wina do kieliszka i napił się. Jakby nie patrzeć, właśnie zrozumiał kawałek układanki. Potter w pierwszej klasie, gdy niemal go nie namówił, a potem niespodziewanie chłopak czegoś się wystraszył. Czwarta klasa, gdy uciekł… Piąta, gdy uparcie stał przy dyrektorze... I teraz też go wyleczył. Przecież nawet on i Severus nie umieli stworzyć leku na tę klątwę. Więc chłopak jest jakby w niewoli. Dyrektor ma na niego haka i ten nie potrafi uciec. Boi się. Zabicie Albusa to najlepsza sprawa dla chłopaka. Zamrugał. Naraz wyjaśniła się kolejna zagadka. Zastanawiał się nad nią, jak tylko odkrył to połączenie z Potterem. Miał pewność, że chłopak został przez niego połączony w chwili ataku na niego i stworzeniu przesławnej blizny. Dlaczego więc nie powiedział dyrektorowi, że się odradza? Miał przesłanki, że on go wyczuwa nawet Severus poświadczył mu, że Potter ma częste wizje o nim. Więc dlatego nie wydał go. Potter POZWOLIŁ mu się odrodzić. I teraz wiedział dlaczego. Żeby pokonać dyrektora i uwolnić go od niego.
Panie Potter, pan jest za bardzo cwany. - powiedział.
A co, ja mam sobie brudzić ręce? Przecież każdy utożsamia mnie ze zbawcą świata. Wcale się o to nie prosiłem. To Albus rozgłosił takie bzdety.
Cóż, bywa. Zobaczy się, a teraz won z mojej głowy.
Usłyszał jeszcze chichot i napór znikł. Uśmiechnął się lekko. Co za uparty szpieg. Cofnij, żaden szpieg. Nigdy nie zdradził wszystkiego. Tylko zostały ujawnione te wizje, które zagrażały jego znajomym. Wypił do końca wino i złapał za pergamin.
Potter.
Osobiście cię zabiję za tego Pupusia! Co do połączenia, nie wiem, jak je wyłączyć. Jak na razie nic nie skutkuje. Rona zabić, czy Dumbledore'a? Zresztą, nieważne. Nie ma sensu wiać do pokoju ślizgonów, dyrek poda mu hasło. Ciesz się wakacjami. Wkrótce wyjdziecie na Pokątną po książki. No i wioska, i błonia. Ciesz się życiem.
Nie spełniam próśb. Jeszcze dzisiaj dodatkowo będę zabijać. Bynajmniej wyślą cię po leki. Dorzucam ci coś na urodziny. To zaczarowane magicznie MP3. Wprawdzie muzyka mroczna, ale jakoś to wytrzymasz. Lepsze klimaty metalu, niż szpieg. Zresztą, ludzie zakonu wieją od tego. Będziesz miał spokój.
Tom.
Podpisał się swoim imieniem. Skoro chłopak ma szpiega, to lepiej nie męczyć go kłopotliwym listem. Chociaż i tak mogą podejrzewać go o to. Może powinien zmienić podpis? Ale nie, rozszyfrują magię i będą się pytali. Lepiej wysłać tak, jak jest teraz. Przesłał kartkę w kominku i zszedł na obiad. Miał nadzieję, że jeszcze dzisiaj dostanie odpowiedź.
Rozdział 4.
Harry odwrócił się od okna w chwili, gdy Ron zszedł na dół.
Mogłeś powiedzieć, że już wstałeś.
Nie jestem twoim niewolnikiem, by ci się meldować. - Harry spojrzał na niego zimno.
Potem ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Hermiona zachichotała w duszy. Ron ruszył za nim wściekle, a ona zauważyła czarne płomienie. Szybko złapała kopertę, skrobnęła przeprosiny, że Harry wyszedł i odesłała kartkę, naklejając nalepkę. Po wykonaniu tego pobiegła za nimi. Akurat kłócili się piętro niżej.
To, że jesteś pieprzonym zbawicielem nie znaczy, że masz być chamem dla mnie! - Weasley był zdenerwowany.
A to, że jesteś szpiegiem liżącym dupę dyrektora nie znaczy, że ci powiem o każdej swojej myśli. - Harry wściekł się jeszcze bardziej.
Każdy się o ciebie martwi, a ty masz to w nosie! To niepokój, nie szpiegostwo!
Oczywiście! Nie potrzebowałem tu nikogo, ale was wepchnął. Tylko mi popsułeś szyki w planach na naukę. Będę musiał siedzieć w książkach zamiast ćwiczyć. Och, wielki mi przyjaciel! Raczej wsadzający wszędzie wścibski nos, głupi rudzielec.
Hermiona jęknęła. Więc o to chodziło. Podejrzewała to od samego początku. Przeszkadzali koledze w nauce. Na pewno chciał się uczyć jak zwalczać czarną magię. Podeszła do Rona.
Słyszałaś go?! - warknął.
Ron, posłuchasz mnie? Jest coś, o czym nie wiesz, bo wątpię, byś się domyślił. - westchnęła.
No? - spojrzał na nią gniewnie.
Harry wykopał kilka nowostworzonych zaklęć dających ochronę przed niewybaczalnymi. To ich chciał się uczyć w tajemnicy… i je poprawiać. Powiedział mi to. - rozłożyła ręce.
Kiedy? - Ron zamrugał.
Dzisiaj rano, jak się go spytałam, czy ma jakieś plany. - skłamała. - Powiedział, że prace nad nowymi zaklęciami są niebezpieczne i tylko narobiliśmy kłopotów swoim przyjazdem. Powinniśmy wyjechać. - zasugerowała.
Ron prychnął i poszedł na dół. Zasiedli w Wielkiej Sali i nie odezwali się do siebie nawet słowem. Potter niemrawo ciapał widelcem to coś. On wolałby owoce, ale nie mógł tego dostać. Jak zawsze zresztą. Naprzeciwko niego siedział Ron i warczał na niego obraźliwe słowa.
Jak masz coś do mnie to powiedz mi to w twarz i spierdalaj! - wstał od stołu, odrzucając jedzenie na jego talerz.
Remus spojrzał niepewnie na Pottera. Również zostawił posiłek i pobiegł za nim. Hermiona spojrzała na Rona, powiedziała mu, że jest dupkiem a nie przyjacielem i pobiegła za nimi. Wtedy do Rona podszedł dyrektor. Usiadł naprzeciwko.
Coś się stało, Ron? Harry jest jakiś nerwowy. - zapytał niepewnie.
Ten cholerny dupek? Oczywiście, że się stało.
Ron zagłębił się w opowieść o tym, co się działo aż do tej pory. Albus zmarszczył brwi.
***
Harry odsapnął nad jeziorem.
Przeklęty szpieg! - kopnął w kamień i jęknął.
Jak ojciec. Też zawsze kopał ten nieszczęsny głaz.
Harry obejrzał się. Lupin stanął przy nim i objął go.
Kto skrzywdził mojego ulubieńca? Powiedz, to zagryzę podczas pełni.
Nie żartuj sobie. - Harry szarpnął się.
Nie żartuje. Zagryzłem śmierciożercę, jak zaatakował ciebie i Lily. - mężczyzna powiedział poważnie. - Miałeś wówczas rok.
Harry spojrzał na poważną twarz nauczyciela. A potem łzy pokazały się w jego oczach. Zaczął szlochać i opisywać mu co się stało. Tak, z Remusem zawsze szło się dogadać.
Dupek z niego. Nie przejmuj się. - Lupin poczochrał mu włosy.
Kiedy dołączyła do nich Hermiona rozpoczęli zajęcia na powietrzu. Żadne z nich nie zamierzało czekać na rudzielca.
***
Ron wyszedł z sali. Tu też ich nie znalazł. Westchnął i spojrzał w okno, gdy przeleciał przed nim czerwony promień. Dopadł do okna i zobaczył ich. Trenowali przy jeziorze. Warknął i odepchnął się od okna. Ruszył w stronę artium. Oczywiście na niego nie raczyli poczekać. Wyszedł na dwór niezadowolony i…
Weasley, spóźniłeś się. - Lupin spojrzał na niego groźnie.
Ale…
Nie ma ale! Mieliśmy zacząć o dziesiątej, jest prawie jedenasta. - Remus obejrzał się. - Czas przestać się opychać i olewać treningi. Voldemort nie będzie czekał, aż się nażresz czy wysrasz. Albo się nauczysz stosować do poleceń, albo możesz wcale nie przyłazić na szkolenie i czekać, aż ktoś ocali ci dupę.
Ran zamrugał.
Przepraszam. Rozmawiałem z dyrektorem. - powiedział skruszony.
Wyjął różdżkę. Harry natychmiast schował swoją.
Harry? - Lupin spojrzał na niego i zrozumiał. - Sprawdziłem twoje prace. Ten wniosek nie podoba mi się. Tego zaklęcia tak nie zastosujesz.
Chłopak bez wahania podszedł tam i cały dzień siedzieli studiując kartki, które okazały się starymi wycinkami z gazet. Harry chichotał sobie z Remusa, który dla żartu rozwiązywał sobie krzyżówkę. Czasem podpowiadał mu to.
Jest na ciebie zły, to oczywiste. - Hermiona spojrzała na Rona, który po raz setny obrzucił go spojrzeniem.
Nie zrobiłem mu nic! To on mnie źle potraktował. - rudzielec zirytował się.
Ronaldzie Weasley. Nie znam cię, dopóki nie dorośniesz i nie zrozumiesz, co zrobiłeś.
Hermiona podeszła do nich i zebrała rzeczy. Ron również podszedł.
Dumbledore kazał coś przekazać. - spojrzał na nich. - Profesorze Lupin, prosił, by pan przyszedł o siedemnastej. Harry zaś ma przyjść o dziewiętnastej.
Obaj kiwnęli głowami, że rozumieją i odeszli. W pokoju wspólnym Hermiona sobie coś przypomniała.
Harry.
Tak? - spojrzał na nią ponuro.
Odpisał, jak wychodziłam. Napisałam, że odpiszesz jak będziesz mógł.
Dzięki.
Harry zasiadł i zaczął czytać. Wkrótce jednak skończył i dał listy Hermionie.
Przechowaj je dla mnie. Idę do dyrektora.
Ciekawe, co od ciebie chce. - wzięła kartki.
Zbije mnie za chamstwo w stosunku do Rona. Ale już mam go dość.
Hermiona próbowała coś powiedzieć, ale on już wyszedł. Schowała więc listy i wymknęła się do skrzydła szpitalnego. Wykradła opatrunki i eliksiry uśmierzające ból. Wróciła do salonu gryfonów i okryła się kocem. Zamierzała czekać na powrót przyjaciela. Ronem nie przejmowała się, bo nie widziała go odkąd rozeszli się po lekcjach. Tymczasem Harry wspiął się po schodach. Minął się właśnie z Lupinem, który gestem pokazał mu ostrzeżenie. Westchnął. Za dobrze znał metody Albusa. Zapukał niezadowolony i wszedł. Usiadł naprzeciwko milczącego dyrektora.
Grzebał w moich rzeczach! Miałem prawo się zezłościć! - warknął.
Ponoć pracujesz nad zaklęciami. - Albus spojrzał na niego zimno.
Zmieszał się. Zaklęciami?
Jakimi znów zaklęciami?! - za bardzo był zaskoczony jego słowami, by wyczuć zagrożenie.
Teraz będziesz jeszcze kłamał?!
Zaczęło się. Pierwsze uderzenie, drugie, dziesiąte. Wkrótce stracił rachubę czasu i razów. Zasłonił się tylko pokrwawionymi rękoma. Drżał. Tak, tak wyglądała „dobroć” profesora Dumbledore'a. W końcu przestał cokolwiek czuć.
Wynoś się! Jeszcze raz się dowiem o nieposłuszeństwie, to nie będę nad sobą panował.
Wybiegł pędem z gabinetu. Na korytarzu ukrył się w pierwszej lepszej klasie. Dotknął wybitego ramienia.
Dupek. - zamruczał.
Powlekł się do salonu. Hermiona nic nie powiedziała na widok ran. Posadziła go tylko na krześle, zdjęła ubranie i zaczęła opatrywać.
Nienawidzę go. - warknął Potter.
Harry, on nie wiedział. - cicho powiedziała Hermiona.
Portret odsunął się, ale nie zauważyli tego.
***
Harry spojrzał na nią gniewnie.
Nie, nie wiedział?! Zasrany szpieg poleciał na skargę i mnie pobito! Zobacz jak ja wyglądam?!
Harry przeszedł do dormitorium. Hermiona obejrzała się na wejście i zobaczyła Rona. Ten wpatrywał się w szoku na jej splamione krwią ręce.
Zadowolony? - zasyczała, podchodząc do niego. - Cieszysz się, że Harry został pobity przez twoje plotki?
Nie… kto?…
Nie twój interes. - warknęła. - Chyba miał rację. Nie zasługujesz na tytuł przyjaciela! Przyjaciele nie lecą z donosami i nie skazują przyjaciół na cierpienie.
Przywaliła mu w twarz zakrwawioną dłonią. Spakowała się i ruszyła do pokoju. Tam napisała krótką notatkę do Voldemorta i poczekała, aż Ron pójdzie spać. Wysłała ją i również położyła się.
Rozdział 5.
Lucjusz przezornie skulił się. Od tygodnia jego mistrz chodził wściekły. Na szczęście tym razem minął go bez słowa i zatrzasnął drzwi. Voldemort oparł się o nie. Przekręcił klucz w zamku. Potem odepchnął się i ruszył do łazienki. Wszedł pod prysznic i obmył ciało.
Gdzie do cholery podział się Potter?! - warknął.
Skończył kąpiel i szybko wytarł się ręcznikiem. Potem założył jedwabną piżamę i rzucił się na łóżko. Z urazą spojrzał na ostatnią kartkę. Zaschnięte plamy krwi doprowadzały go do szału.
ON teraz nie jest w stanie pisać. Nie wiem, kiedy się odezwie. Zależy jak rany się zgoją. Większość opatrzyłam, ale nie daje gwarancji, że szybko powrócicie do rozmów. Nie odpisuj - nie wpędzaj go w jeszcze większe kłopoty. Odpisze jak będzie mógł.
Hermiona.
List ten - bardziej notkę - dostał osiem dni temu. Osiem długich dni temu. I mimo tego, że wmawiał sobie, iż nie obchodzi go to, coś jednak nie dawało mu spokoju. Potter nie kontaktował się z nim ani listownie, ani umysłem. I to go martwiło. Zaraz, martwiło?! Nie, po prostu niepokoiło. Cichy wróg, to groźny wróg. Obrócił się na brzuch i przypomniał sobie swoje rozważania. A jeśli nic nie planuje? Jeśli dyrektor go skrzywdził?
Spóźniłem się z zabiciem go? - warknął.
Nie sądzę. - Nagini wślizgnęła się na łóżko.
Gdzieś ty była przez pięć dni!
W Hogwarcie. Sprawdzałam, co się dzieje. Harry jest chory. Z tego co opowiadały sobie skrzaty, dyrektor pobił go „tym razem bardziej, niż zawsze”.
Więc to jest powód, dla którego chce się go pozbyć.
Voldemort wstał i założył szlafrok. Zszedł na dół i zrobił sobie kawę. Jak mógł być tak głupi, by zakładać, że oni żyją jak kochany ojciec i syn?! Przecież ojciec bije dziecko, jak coś mu nie pasuje. Naprawdę, mógł bardziej pomyśleć nad tą całą chorą sytuacją. Wyszedł z kawą do ogrodu.
Weź się rusz, szefie, bo jest źle. - mugol spojrzał na niego niepewnie.
Pozostali zamarli. Oni unikali zaczepiania mistrza, a ten wręcz się o to prosił.
Coś powiedział?!
Proste. Pomyśl logicznie. - mugol zgasił papierosa. - Macie połączone umysły, tak?
Tak. I co z tego?
Jak jemu coś się dzieje, twoje emocje są szargane. Nie czują się pełne. Nie będziesz spał spokojnie i dalej będziesz prał nas zaklęciami za oddychanie, póki nie odezwie się do ciebie. - mugol zapalił kolejnego.
Nic na to nie poradzę. Jest chory. - oparł się bezsilnie. - I wiem, że czuje negatywną energię.
Nie chce się wymądrzać, ale… masz tu kogoś, komu ufasz? - mugol zastanowił się, wydmuchując dym.
Mam. Bellę, na przykład. - wskazał na kobietę.
Wyślij ją do Severusa. Niech tam zamieszka i ochrania chłopaka. Ich dzieci też mogą być miłe. - zauważył.
A to niby dlaczego? - Lucjusz spojrzał niepewnie.
Bo chłopak zwany Harrym Potterem jest połączony z nim umysłem? - podsunął złośliwie.
A co to ma do rzeczy? - Bella napiła się herbaty.
Skoro łączą się umysłami, to jak zginie jeden, zginie drugi. Ewentualnie nigdy się nie obudzi. Myślcie trochę. - odepchnął się od schodów i ruszył do domku.
Voldemort obserwował go w ciszy.
On ma rację. Im dłużej nie czuje Pottera, tym bardziej jestem zdenerwowany i senny. Bella!
Tak, mistrzu.
Pakuj się. Wprowadzasz się do Severusa. Muszę mieć oko na chłopaka. Severus ma go leczyć.
Voldemort wrócił do siebie. Po raz kolejny próbował nawiązać kontakt. Teraz bał się naprawdę. Nie zwrócił uwagi na to połączenie. Przecież ono może być dla niego zabójcze. Jeśli chłopak umrze, umrze jego cząstka. To groźne zjawisko. Może dlatego Albus tak się znęca nad chłopakiem. Usiadł w fotelu i wezwał Severusa. Ten zjawił się w tej samej chwili, co Bella z bagażami.
Dobrze. Bella, pamiętaj. Potter musi żyć. Pożegnaj się z rodziną.
Bella wyszła, a Severus spojrzał dziwnie.
Usiądź. - wskazał mu sofę.
Co się dzieje? - Snape zamrugał.
Potter. Właśnie coś zrozumiałem. Jeśli on i ja jesteśmy połączeni umysłem, to przy śmierci jednego, może umrzeć i drugi.
Potter jest teraz w szkole… - zaczął Snape.
Chory, Severusie. - Voldemort nalał mu wina. - Musisz upewnić się, że wyzdrowieje. Poza tym, posyłam ci wsparcie. Bella zamieszka w twoich kwaterach.
Co?! Ale… - mężczyzna zamarł.
Nie obchodzi mnie to, co sądzicie. Ona ma tylko ochraniać chłopaka. Bynajmniej do czasu, aż ustalę rodzaj więzi i jej konsekwencje.
Tak, panie.
Severus wziął jej bagaże i zabrał ją do siebie. Ta rozpakowała się w komodzie, gdzie zrobił jej miejsce.
Skromnie tu. Gdzie mogę spać? - rozejrzała się.
Tu jest tylko jedno łóżko jak już. Więc albo ze mną albo sobie wyczaruj. - Snape wezwał skrzata i zamówił posiłki do pokoju.
Bella wciąż była niewidoczna, ale to nie miało znaczenia. Snape poprosił też o przysłanie mu hasła do Gryffindoru. Wkrótce pojawił się Albus.
Severusie?
Potter zachorował. Tego nam tylko brakuje, by nasz zbawiciel zmarł przed pokonaniem Voldemorta. - Severus sprawdził składniki eliksirów i przygotował laboratorium. - Zamierzam go wyleczyć.
Dziękuje, Severusie. - dyrektor odwrócił się. - Hasła nie ma. Uprzedzę portret, by cię wpuszczał bezwarunkowo.
Snape zamamrotał coś, po czym razem wyszli. Tak jak powiedział dyrektor, portret wpuścił go bez problemu. Poszedł do pokoju chłopaka. Weasley siedział na swoim łóżku i obserwował zasłony. Granger musiała go pogonić od chłopaka. Rozsunął zasłony.
Powiedziałam ci, dupku…
Grzeczniej. - uciął wywód.
Profesor Snape. - zarumieniła się.
Przyszedłem sprawdzić jego stan.
Zaczął badać chłopaka. Mruczał coś do siebie. W końcu poprosił o pióro i zanotował w notatniku kilka uwag.
Wyzdrowieje? - Hermiona spojrzała na niego z niemą prośbą.
Tak. Jego organizm zablokował świadomość przed bólem. Rany są prawie całkiem zagojone.
A umysł? - Hermiona otarła spocone czoło chłopca.
Bólu już nie ma, więc umysł potrzebuje tylko bodźca do przebudzenia się. Wrócę wkrótce z odpowiednim eliksirem.
Bella ścisnęła mu dłoń, że zostanie. Poszedł więc sam do laboratorium i zabrał się za szykowanie składników. Bella przycupnęła w kącie i obserwowała chłopaka. To małe, podłe coś było zależne od jej pana. A raczej jej pan był zależny od jego życia.
Ron, won stąd. - Granger spojrzała na rudowłosego.
Hermiono! To jest również mój przyjaciel. - Ron sprzeciwił się.
Wątpliwe, by uważał cię za przyjaciela. Nie po tym, co go przez ciebie spotkało.
Ale to nie tak! Dyrektor sam mnie zaczepił i pytał co się stało. Skąd mogłem wiedzieć, że to się tak skończy. - Ron spojrzał smutno na chłopaka.
Pogadam z nim, ale wątpię, by mu przeszła uraza. Uprzedzałam cię, że jest chory. Pobicie tylko pogorszyło mu stan.
Bella zachichotała w duszy. Rudzielec naprawdę wyglądał na skruszonego. Kwadrans potem pokazał się Severus z lekarstwem. Zaaplikował go chłopakowi i usiadł.
Musimy poczekać z jakieś pięć minut na efekt. - przeciągnął się.
Usiedli więc i czekali. Ale dopiero po pół godzinie Harry poruszył się i zatrzepotał powiekami.
W końcu! - Snape wstał. - Podaj mu wodę, jak zacznie oblizywać wargi.
Zostawił ich samych. Wkrótce Harry usiadł. Zaczął oblizywać spękane usta i z ulgą napił się wody.
Ale nas nastraszyłeś. - Hermiona oparła się o niego.
Długo spałem?
Osiem dni... Nie, nie było listów. Uprzedziłam, by czekać aż odpiszesz.
Hermiona bardzo dobrze odczytała jego niepokój. Harry podziękował jej i zwlókł się pod prysznic.
Rozdział 6.
Harry wyszedł spod prysznica, nie zaszczyciwszy Rona ani jednym spojrzeniem. Ubrał się w świeże ubrania i zszedł do pokoju wspólnego. Złapał za pergamin.
Hey, kotku.
Chyba spanikowałeś. Inaczej Snape nie przyszedłby mnie leczyć. Dziękuję. Na razie mam zawroty głowy, to nie pogadamy w myślach. Nie wiem, co mi było. Severus mówił coś o zablokowaniu umysłu i utknięciu. Nie odzywam się do Rona. To on doniósł dyrektorowi i oberwałem. Hermiona mówiła mi, że cię uprzedziła. Dziękuję też za to, że się dostosowałeś. Gdyby znaleźli list… aż się trzęsę.
A tak w ogóle, co cię napadło? Niepokój o mnie, czy kłopoty z tą więzią? Chyba raczej to drugie. Kończę, bo jakaś sowa dobija się w okno.
Motyl.
Szybko wysłał kartkę i wpuścił sowę. Zaraz za nią wleciało kilka innych. Wszystkie usiadły na jego fotelu. Uwolnił je od paczek i zamrugał. Żadna nie odleciała. Zaczął rozpakowywać paczki. Wszędzie było coś słodkiego i liściki od ślizgonów z pytaniem, jak się czuje. Odpisywał, że dochodzi do siebie i sowy odlatywały. Na końcu została sowa Malfoya. Wziął list. Na paczkę zerknął tylko przelotnie. Zawierała jakieś eliksiry.
Potter!
Coś ty wywinął?! Voldemort wściekał się jak szalony. Dopiero potem ktoś podpowiedział, że to chodzi o tę więź. Musisz uważać na siebie, bo on nas pozabija. W każdym razie wysłał jakiegoś śmierciola, by mieszkał w szkole. A my też mamy cię pilnować. Podesłałem ci eliksiry wzmacniające. Nie chce dostać po raz drugi Cruciatusem za zamruganie w jego obecności. Zdrowiej.
D. Malfoy
Harry szybko złapał za kartkę.
Malfoy.
Dzięki za wyjaśnienie. Tak mnie zastanawiało to, skąd taka uprzejmość. I wierz mi, powiązałem to z więzią i Tomem. Już się czuję lepiej. To Sev ma gościa? Musi mieć teraz wesoło. Dopiero niedawno obudziłem się ze śpiączki. Do niego już pisałem. Ta więź bardzo mnie niepokoi.
Za kilka dni pewnie będzie spis książek. Spotkamy się na Pokątnej? Będę ja i Hermiona. Rona nie chce na razie znać.
O ile oczywiście mnie puszczą. Znając ich, kupią sami książki, wybierając za mnie, czego chcę się uczyć...
Motyl.
Przywiązał kartkę do nóżki i odesłał ją. Potem zszedł na dół i od razu trafił na dyrektora.
Dzień dobry. - przywitał go.
Przenoszę się do innej szkoły, więc się goń. - Potter minął go i ruszył do sali.
Chyba stroisz sobie żarty. - Albus groźnie zwęził oczy.
W dupie mam szkołę, gdzie mnie katują do śpiączki. Skoro umiałeś mnie niemal zabić, to sam sobie zbawiaj świat, dupku.
Wyrwał mu się i wszedł do sali. Usiadł przy stole i zaczął jeść. Hermiona dosiadła się do niego.
Nerwusku, nie odchodź. - podała mu kopertę.
Nie mam zamiaru poddawać się znów jego kontroli. - warknął, otwierając list.
Chwilę potem zamrugał zaskoczony, zaczerwienił się i zachichotał.
Dobra, zostaję. - powiedział jej.
Albus usłyszał to i odetchnął z ulgą. Ktokolwiek napisał, ułagodził chłopaka.
Same z nim kłopoty. - westchnął.
Nie trzeba było go bić. - Snape spoważniał. - Traktując go w ten sposób sprawisz, że w końcu ucieknie. Opanuj się.
Nie ucieknie, za bardzo się boi. - pewnie powiedział Albus.
Teraz też niemal nie uciekł, bo się ciebie boi?
Snape wstał od stołu. Wychodząc zobaczył Bellę, jak wysyłała wiadomość.
Nie podoba mi się to. Czarny Pan może chcieć zabrać stąd chłopaka. - zauważyła.
Sama mu to zasugerowałam. - Pokazała za niego i zauważył idącego dyrektora.
Harry zaś w podskokach zbiegł na błonia. Ruszył więc za nim. I zamarł. Ktoś szedł po trawie w ich stronę.
Harry! Są listy.
Młody Malfoy podbiegł do nich.
Są listy? - zapytał.
Tak, zaraz zamówię ci książki. - Albus spojrzał na niego.
Po co? Ja mam listę. - Draco pomachał nią. - Chodź po książki.
Pociągnął chłopaka do zamku. Harry szybko spakował swoją sakiewkę i przenieśli się na Pokątną. Tam oparli się o ścianę.
Uff, uciekliśmy mu. - wydyszał.
Widziałeś go? - Draco ruszył w dół ulicy. - Zamówi ci książki, jakby kazał ci co masz studiować.
Pewnie by kazał, zresztą zwisa mi to. - Potter wzruszył ramionami.
Dlaczego? - Malfoy zamrugał.
Nie wiem, co chcę robić w życiu. Mam sporo pieniędzy po Syriuszu i rodzicach.
To może najpierw zajdziemy do Neo? To taki mag, który pomaga wybrać drogę edukacji. Masz swoje SUM-y?
Pokazał mu je i ruszyli na Nokturn.
***
W sumie nie było tak źle. Neo okazał się facetem z dość sporym bicepsem. Długo przeglądał jego oceny. Potem dał mu ankietę. I kwadrans rozmawiali. W końcu wyprostował się.
Masz listę książek?
Draco ma. Mnie chcieli wsadzić na aurora, więc nawet nie dostałem jej do ręki.
Aurora?! Broń się przed tym. Nie masz na to zadatków. Coś, co się robi z przymusu nie może dać satysfakcji.
To co mam robić? - Harry wziął listę od kolegi i pokazał mu ją.
Wybierz te przedmioty. - wypisał mu podręczniki. - Masz czas do pięciu dni po otrzymaniu książek na zmianę podania. Zmień to dzisiaj.
Harry wziął spis i przejrzał. Uśmiechnął się lekko.
Możesz się postarać o stypendium. - mężczyzna napisał za niego podanie i wysłał. - Gotowe, dzisiaj wieczorem przyjdzie do ciebie komisja.
Co będę musiał zrobić? - zadrżał.
Wyznaczone zadania. Nie bój się tego. A teraz do widzenia, bo już idzie kolejny niepewny.
Harry wyszedł z domu i ruszyli do księgarni.
Jakie wziąłeś przedmioty? - Draco zajrzał na jego listę. - O, artystyczne?
To są artystyczne? - Harry zaśmiał się. - Super.
Pewnie. Zaawansowane przedmioty. Uczysz się ich tylko rok.
Dlatego są na siódmym roku.
***
Harry ubrał się w najlepiej wyczyszczoną szkolną szatę i zszedł na dół na kolację. Draco dodawał mu otuchy spojrzeniem. Opiekunka jego domu odebrała z jego ręki podanie i zamrugała. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwi otworzyły się i wkroczyła komisja egzaminacyjna.
Harry Potter? Gotowy do egzaminu na stypendium pozmianowe?
Jakie? - Hermiona zamrugała.
Zmieniam przedmioty nauczania. - Harry wyjaśnił jej głośno. - Mój doradca zbadał mnie i zawyrokował, bym spróbował zdobyć stypendium.
---
Dyrektor obserwował chłopaka w ciszy. Obecnie pisał coś, otoczony komisją. Jego wcześniejsze dwie prace były oglądane. W końcu oderwał pióro od pergaminu. Siedem zwoi. Nieźle się rozpisał. Teraz siedział przy Hermionie i Malfoyu, i czekał na ocenę. Komisja naradzała się prawie dwie godziny. W końcu przewodniczący zawołał go przed stół nauczycieli.
Chłopcze, gdzieś ty chował swój talent?
Nie wiem. Nie sądziłem, że tego można się uczyć. - Harry zarumienił się.
Witamy wśród stypendystów. Już posłałem po magiczny sprzęt dla ciebie. Zamierzasz ciągnąć poprzednie przedmioty, które nie podpasują ci pod nowy plan?
Nie. Nie będą mi potrzebne. - Potter niemal nie podskakiwał.
Wkrótce dostał spory kufer pięciozamkowy. Zamierzał zanieść go do pokoju, jak komisja zatrzymała go.
Ale, ale. Zgodnie z zasadą stypendium, zmieniasz miejsce zamieszkania. Twój pokój będzie znajdował się w jednym z od wieków przystosowanych pomieszczeń.
Harry obejrzał wszystkie pomieszczenia i wybrał jedno z nich.
Wolałbym, by nikt nie wiedział, gdzie mam ten pokój.
Nikt się nie dowie. Posiada on bowiem własnego skrzata oraz cały sprzęt. - egzaminator odesłał sprzęt do pokoju. - Wejdzie tam tylko ten, kto ma ten medalik.
Harry założył medalik i uśmiechnął się.
A moje stare rzeczy? - zapytał niepewnie.
Wszystko zostaje właśnie przeniesione przez skrzata. Ani dyrektor szkoły, ani nauczyciele nie mają do ciebie dostępu. A tu masz plan zajęć. Zajęcia odbywają się w Ministerstwie Magii, poza zaklęciami, które są tutaj. Kominek masz podłączony do sieci Fiuu. Hasło poda ci skrzat.
Pożegnali się z nim i wyszli. Harry zaraz napisał podanie o kontynuację zaklęć. Opiekunka przyjęła je niepewnie. Już nie mogli nic zrobić.
Myślałam, że chcesz zostać aurorem. - powiedziała smutno.
Chciałem, dopóki ktoś nie pobił mnie bez powodu. Niech teraz sam sobie radzi. Nie spełnię tego polecenia i aurorem nie zostanę. - Chłopak pobiegł z Hermioną i Draco.
Uprzedzałem cię, że jak go zdenerwujesz, to się zbuntuje. - Snape wyszedł.
***
Harry sięgnął po pergamin.
Pupuś!
Mam stypendium literackie! Zmieniłem przedmioty nauczania, niemal nie doprowadzając dyrektora do szału. Za to opłaciło się. Mam własny pokój i zaczarowany sprzęt mugolski. Własnego skrzata i do tego nikt nie wie, gdzie mieszkam! Super. Dzięki, że wysłałeś Draco, on mnie przekonał do spróbowania sił.
Motyl
Nakleił naklejkę i wysłał kartkę. Po chwili poczuł uraz Toma na słowo Pupuś. Przeszedł przez salonik do łazienki. Pokój… to było zdecydowanie złe określenie. To było mieszkanko. Własna kuchnia, łazienka, dwie sypialnie, pokoik skrzata, warsztat malarski, pracownia, salonik. Pomachał uprzejmie Melli. Miał całkiem uroczą skrzatkę. Wbił się pod prysznic i po szybkiej kąpieli rozłożył się spać. Rano zjadł śniadanie i zszedł do Wielkiej Sali. Usiadł naprzeciwko Draco.
Jejku, to pałac, nie pokój. - westchnął przesadnie głośno.
Uważaj, dyrektor chce z tobą rozmawiać. - Draco zaśmiał się.
Daj spokój. Zostajesz na stałe?
Chciałbyś. Wygonił mnie stąd. Są wakacje, Panie Malfoy. Więc podejrzewam, że odezwę się sową i…
Zamrugał, po czym obejrzał się. Harry również to zrobił. Przed nim wylądował koszyczek czarnych róż z liścikiem. Sowa usiadła na ramieniu Pottera. Chłopak powąchał kwiaty.
Są wspaniałe. - zauważył.
Do tego z naszego ogrodu. Ktoś ci się podlizuje?
Tom. - Harry zamrugał.
Sięgnął po kartkę.
Crucio, małpo!
A na poważnie, gratuluje ci stypendium. Jeśli wybrałeś pokój na trzecim piętrze o Haśle symfonia nieba, to masz pokój po mnie. Tam jest skrzatka, Mella, pasuje ci. Przesyłam ci róże. Tak dla żartu i powkurzania Albusa. Literatura to dosyć wesoły przedmiot, masz go?
Tom.
Harry zakwiczał i spadł z krzesła. Hermiona podeszła bliżej.
Twoja nowa dziewczyna kiedyś cię zabije, wiesz? - podniosła go.
No tak. Jest słodka. Pogratulowała mi stypendium.
Kradnąc róże z mojego ogrodu. - Draco śmiał się razem z nimi.
Harry odesłał koszyk do pokoju. Sam odprowadził Draco do bramy.
Fajnie, że pomogłeś mi.
Spoko. Najlepszego z okazji dzisiejszych urodzin.
Ślizgon znikł. Harry zabrał Hermionę do swego pokoju, zanim dyrektor zdołał go dopaść.
Rozdział 7.
Harry wyszedł z mugolskiej kwiaciarni. Kupił trzy czerwone różyczki. Kwiaciarka zrobiła mu przesłodzony bukiecik. Podpięła też czerwone serduszka. Zapłacił drogo, ale miał pewność, że się spodoba. Cóż, mu się podobał. Wrócił kominkiem do pokoju i Hermiona zaczęła się śmiać. Odwzajemnił uśmiech.
Udusi cię. - zauważyła.
Nieprawda. - włożył kwiaty do wazoniku.
Potem wziął pergamin i usiadł koło niej. Oparła głowę na jego ramieniu.
A tak w ogóle, Ron wyjechał. - zauważyła.
Tak? - zamarł przed pisaniem.
Tak. Nie wytrzymał oskarżeń. Odjechał do domu. To chyba dobrze.
Troszkę smutne. Wielkie trio się rozpadło. - zaśmiał się.
Teraz już na spokojnie zanurzył pióro w kałamarzu.
Dzień dobry, Anno.
Tak wiem, pisze do ciebie, Tom. To Hermiona to wymyśliła, tłumacząc list innym. Po prostu nazwała cię moją dziewczyną. Tak więc stałeś się transseksualny. Nic nie szkodzi. Zrób sobie zdjęcie w mini i staniku wypchanym watą. W każdym razie, dziękuję za kwiaty. Bardzo mnie zaskoczyły. Rewanżuje się tym samym. Tylko zapamiętaj sobie, takie chwasty lubią dziewczynki. Bez zaklęć na mnie.
Widzę, że polubiłeś pisanie ze mną. Nawet fajnie. Straciłem przyjaciela zyskałem osobę do korespondencji. No tak, nie napisałem jeszcze. Ron wyjechał. Jakoś za nim nie tęsknie.
Co do pokoju, to tak. To moje hasło i skrzatka. Rano rzuciła mnie patelnią za nazwanie jej papierkiem. Dopiero jak pokazałem listy zaczęła się śmiać. Kazała cię pozdrowić, teraz wiem, dlaczego.
Masz ochotkę na spotkanie? Będę jutro na Pokątnej, po zestaw dodatkowych książek. O dwunastej w lodziarni Floriana Fortescue?
Harry.
Hermiona popatrzyła sceptycznie na niego.
Mam nadzieje, że przeżyjesz to spotkanie.
Nie zabije mnie. Chodzi o bliznę i tę więź. Muszę ją jakoś wyłączyć.
Dziewczyna machnęła ręką. Wskoczyła w kominek i przeniosła się do pokoju wspólnego. Natomiast chłopak wyszedł z pokoju i skierował się do sowiarni. Harry wysłał list z kwiatami przez Hedwigę i odwrócił się. Zobaczył dyrektora.
Do mojego gabinetu. - warknął.
Nie, do gabinetu profesor McGonagall. Nie będzie więcej spotkań w cztery oczy i bicia. Jak masz do mnie sprawę, to przy opiekunce domu.
Harry minął go i raźno pobiegł do opiekunki. Zapukał i wszedł tam.
Tak? - przerwała pisanie. - Harry, jak miło. Co cię sprowadza?
Nie wiem. Po prostu nie chce rozmów w cztery oczy z dyrektorem. Chce czuć się tu bezpiecznie, a nie żyć w strachu. - wyznał szczerze.
Albus wszedł do środka.
Albusie, jakiś problem z przyszłością Harry'ego? - kobieta uśmiechnęła się.
Nie, chciałem z nim pomówić o wojnie. Ale uciekł.
Nie mamy o czym rozmawiać, profesorze. Szansę na dogadanie się stracił pan w chwili, gdy mnie uderzył.
McGonagall zassała powietrze.
Co to znaczy uderzył?! - podniosła się wściekle.
Pan dyrektor nasłuchał się kłamstw Rona, który twierdził, że uczę się zaklęć czarnej magii i uderzył mnie gdy zaprzeczyłem. - wyjaśnił spokojnie chłopak.
Dlatego byłeś chory? Czekałeś aż ślad zniknie? - opiekunka dalej dyszała wściekle.
Wiem, poniosło mnie. Ale Harry nie daje się przeprosić. - Albus posmutniał.
Nic dziwnego. Uderzając go złamałeś jego świat, Albusie. To zrozumiałe, że po czymś takim poddał się i zmienił przedmioty, byle jak najdalej od walki i przemocy.
Usiadła i spojrzała na Pottera.
Ale pomożesz pokonać Voldemorta?
Tak, to się nie zmieniło. Ale chce jak najbardziej ograniczyć kontakty z Zakonem. Teraz im nie ufam. Lupin mi pomagał w nauce, ale został odesłany po kłamstwach Weasleya. A Ron grzebał w moich rzeczach! Szpiegował mnie, a ja miałem go za przyjaciela. W tej chwili nie ufam większości członków Zakonu.
To zrozumiałe. Ale… oni robią dla ciebie imprezę urodzinową. Znaczy Molly. Jutro wieczorem. - powiedziała niepewnie.
Przyjdę. - westchnął. - Nie ma sensu skreślać całej rodziny przez jednego dupka.
Wstał i wyszedł zadowolony. Zdobył obrońcę. McGonagall nie pozwoli mu siedzieć samemu z dyrektorem. Przebrał się i przeniósł kominkiem do kwatery głównej. Zobaczył panią Weasley.
Dzień dobry. - podszedł bliżej.
Kobieta drgnęła i obejrzała się. Widział ślady łez na jej policzku i podszedł bliżej.
Pani Weasley, czy ktoś panią skrzywdził? - zapytał, wycierając jej oczy.
Kochanie, jadę do… Harry. - jej mąż wszedł do kuchni. - Przyjechałeś?
No tak. Profesor McGonagall zdradziła mi - oczywiście oficjalnie nic nie wiem - o tym, że szykujecie imprezę na moje urodziny. Więc nieoficjalnie chciałem spytać czy coś trzeba kupić i o której mam przyjść. - uśmiechnął się, grzebiąc w kieszeni. - Zapomniałem, MAM STYPENDIUM! - ryknął.
Pokazał papier zaskoczonemu Arturowi. Ten usiadł i przeczytał dokument.
Literackie? To najważniejsze w całej Europie? - uśmiechnął się.
Tak, miałem trzy zadania. Napisać wiersz, narysować scenę pod melodię oraz napisać prolog opowiadania. Napisałem o tym, jak pewna uboga rodzina znajduje chłopca i opiekują się nim. RUDOWŁOSA rodzina, jak można podpowiedzieć. - zaśmiał się.
Och… my? - Molly postawiła im kawę.
Tak, opisałem nasze wakacje po prostu. - westchnął. - Do teraz wszystko było w porządku.
Harry? - Ginny wpadła. - Wiedziałam, że kłamał.
Ron i ja pokłóciliśmy się. - wyjaśnił od razu. - Potem nakłamał dyrektorowi, że uczę się czarnej magii i Albus uderzył mnie w gniewie.
Ramiona Pottera zadrżały. Nie tylko na wspomnienie. Bał się, że straci przyjaciół. Przecież lubił tę rodzinę. Ale zaraz otoczyły go ramiona i przyjaciółka przytuliła go. Tama goryczy pękła. Zaczął płakać.
Przez osiem dni byłem nieprzytomny po tym wszystkim… gdyby nie Hermiona i jej medyczna pomoc, nie dożyłbym uwarzenia leku przez Severusa. Mogłem zginąć przez niego… a on jeszcze ma do mnie żale, że go unikam… Po co mam dać pretekst do kolejnych kłamstw?!
Już dobrze. - zaraz objęło go więcej osób.
Myślałem, że mnie znienawidzicie, ale McGonagall powiedziała, że się martwicie o mnie i chcecie wyprawić mi urodziny. - dodał, uspokoiwszy się troszkę.
Otarł łzy.
Rozkleiłem się jak baba. - skrzywił się.
Norma. Oczywiście, że impreza będzie. Mama od tygodnia opisywała, co ma zamiar przygotować. Właśnie, zmykaj stąd.
Zaraz. Pani Weasley, po dostaniu tego stypendium musiałem przenieść się do prywatnych pomieszczeń stypendialnych. Mam do dyspozycji skrzata. Jeśli trzeba pomóc, ona przyjdzie i pomoże. - spojrzał na kobietę. - Nie chcę, by kolejne dni spędzała pani przeze mnie na wiecznym gotowaniu. Nie zasługuje na to.
Oj, jak chcesz, kochanie. - Molly uśmiechnęła się.
Nie potrafiła mu powiedzieć, że po wczorajszych słowach Rona wyrzuciła wszystkie przygotowane produkty. Ron nie wyjaśnił jej powodów kłótni. Ale widziała szramę na skroni chłopaka i gdzieniegdzie sińce. A pomoc skrzata przyda się. Harry wezwał skrzatkę i zaprosił Ginny na wyjście na Pokątną. Ta się zgodziła.
***
Rudowłosa rozglądała się ciekawie.
Czekamy na kogoś? - zapytała po tym, jak Harry po raz setny spojrzał na zegarek.
Obiecaj mi na więzy rodzinne, że nikomu nie wydasz.
Przysięgam na krew mamy, taty i wszystkich braci, poza Percy'm i Ronem.
To Voldemort rozkazał mnie wyleczyć. - wyszeptał. - Chodzi o więź między naszymi umysłami. Jeśli mi coś się dzieje, to samo dzieje się z nim.
Dziewczyna spojrzał na niego w szoku.
A teraz najlepsze. On i ja zamierzamy zablokować tę więź. Dlatego umówiliśmy się tutaj.
Oboje podskoczyli, ale nikogo nie było widać.
Zaklęcie niewidzialności, dzieci.
Krzesło odsunęło się i coś usiadło na nim. Harry zachichotał.
Pupuś, naprawdę przyszedłeś.
Chcesz pocałunek Cruciatusa?
Pac. Harry pomasował skroń.
Auć. Wyszedłeś z wprawy?
Dostałeś sakiewką w głowę. A te kwiatki były słodkie. Kim jest ta młoda dama?
Ginny. Moja prawie młodsza siostrzyczka. Mam do niej zaufanie.
Chodźmy stąd. Nie cierpię słońca i zaklęć niewidzialności.
Harry zapłacił za lody. Najpierw zaszyli się w pokoju w Dziurawym Kotle. Tam Voldemort zdjął zaklęcie i odłożył różdżkę.
Na znak, że was nie zaatakuje. - wzruszył ramionami i usiadł. - Twoja blizna.
No? Znalazłeś coś? - Harry oparł się o Ginny.
Nie. - Voldemort potarł palcami skroń. - Wciąż szukam, ale kręcimy się w kółko. Nie wiemy na jakiej zasadzie jest to połączenie.
Może jakieś badanie was obu? - rudowłosa bawiła się włosami Pottera.
Też nad tym myślałem. Sprawdzam teraz różnych uzdrowicieli. Ale będzie potrzebna mi twoja zgoda. I to na piśmie, złożona dobrowolnie.
Nie ma sprawy. A i mała prośba, dzisiaj…
Nie zabijać, bo masz urodziny i imprezę u przybranej rodziny. Słyszałem przez więź. Załatwione. Dzisiaj i tak zaplanowałem sporo spotkań. Jakie książki zamówiłeś?
Rozmowa zeszła na sprawy szkolne i Ginny zachichotała.
***
Harry zostawił książki w swoim pokoju. Ginny zwiedziła go przez ten czas dokładnie. Potem przebrał się i przenieśli się do Kwatery Głównej. Zaraz wpadli w ramiona Remusa, który podniósł raban. Ginny śmiała się i pobiegła przebrać. Harry przeszedł z nim do salonu. Goście już byli i odśpiewali mu sto lat. Pokroił im tort. Fred śmiał się z niego, że kroi ciasto jak nowo poślubiony. Harry w odpowiedzi rzucił w niego proszkiem, który kiedyś wymyślił.
Ha, pudło. Nic mi nie jest. - Fred zaśmiał się.
Jeszcze nic. - Harry poszerzył uśmiech. - To zadziała z opóźnieniem.
Co? - Ginny zbiegła na dół z prezentem.
Och, podczas zadań komisyjnych miałem opracować jakiś proszek dla dolegliwości impotencji.
Zrobiłeś go?
Tak, Fred ma teraz przechlapane. Ciekawe jak będzie sprzedawał, jak każdy go podnieci. Oczywiście na nas nie podziała, jesteśmy rodzinką.
Zebrani śmiali się z niego. Wkrótce wpadła również Hermiona. Harry podkręcił muzykę i zaczął tańczyć z Ginny. Kątem oka zobaczył w korytarzu Rona, który jako jedyny nie zamierzał się bawić na jego urodzinach. Ale… nie obchodziło go to. Zakręcił Ginny aż oboje upadli na dywan. Molly zaśmiała się na ten widok i Potter poczuł się niesamowicie szczęśliwy.
Rozdział 8.
Harry był wściekły. Hedwiga została uwięziona, a jego list spalony. Zaklęcia otaczały zamek i nie mógł nawet powiadomić Toma. Ten czuł jego irytację. Ale nie pisał, bo to nie miało sensu. Jedyne, co im zostało, to dawne komunikacje kominkiem. Ale w nich urzędowe pisma się spalały. Wstał teraz z łóżka, przywitał skrzatkę i wziął prysznic. Wyszedł po zjedzeniu śniadania. Przez pół godziny włóczył się wściekły przy jeziorze, aż znalazła go Hermiona. Siłą posadziła go na trawie.
Co się stało? Kłopot z Anną? - usiadła naprzeciwko.
Pewna zgniła mumia zablokowała zamek. Nie mam jak z nią rozmawiać. - Harry kopnął kamień i syknął.
A kominek? Tak jak dawniej?
To działa, ale ważniejsze sprawy nie chcą przejść. Raz niemal nie zginął list. Dobrze, że Lupin go złapał, zanim wpadł w ręce dyrektora.
Zostaw to mnie! Idziemy do biblioteki! Znajdziemy sposób. - Hermiona wstała.
Kocham cię.
Razem ruszyli do szkoły. Rozsiedli się w bibliotece. Hermiona przyniosła pełno książek o zaklęciach, które rzuca się na przedmioty mugoli.
Mam pomysł, jak to załatwić. Ty masz Internet?
No, raczej mam. Przesyłamy nim swoje prace do kontroli. Promotorzy nie mają czasu na sto spotkań, plus wykłady.
Podłączymy Annę pod Internet. Jak Albus to zablokuje, zapłaci karę. - Hermiona pomachała mu przed nosem piórem.
Jak chcesz ją podłączyć do Internetu?
Małym komunikatorem. Będziecie mogli pisać do siebie, rozmawiać i tak dalej. Coś jak wasza więź, nieme rozmowy bez skutków ubocznych.
Harry wyszedł z biblioteki, gdyż po prostu go wygoniła. Postanowił też napisać do Anny, czy raczej Toma. Wszedł do pokoju i złapał za pergamin.
Anno.
Spotkajmy się dzisiaj w nocy o jedenastej we Wrzeszczącej Chacie. Jest problem.
Motyl.
Wysłał wiadomość, na odpowiedź długo nie musiał czekać.
Harry,
Domyślam się kłopotów. Nie odpisujesz, nie kontaktujesz się umysłem. Szpieg mi wszystko wyjaśnił - zaklęcia Albusa. On musi wiedzieć, jak blokować tę więź. Przyjdę. Mam nadzieję, że masz pomysł, bo ja nie mam żadnego.
Anna.
Ps. To imię jest głupie.
Zaśmiał się. Schował kartkę do skoroszytu i odpalił laptopa. Musiał, po prostu musiał odrobić zadanie. Dostał je na dzień dobry. Praca zaliczeniowa za cały rok. Musiał napisać książkę. Nieważne, jaka będzie, zostanie sprzedana. Nie szukał daleko. Nadał jej tytuł „Upadły Anioł”. Do dwunastej musiał skończyć rozdziały i jechać do agenta. Co do rozdziałów, miał ich pięć. Plus rozpiskę powieści. Teraz tylko poprawiał je z błędów. Na końcu wydrukował rozdziały. Na płytę zapisał projekt i prezentację. Na końcu wydrukował sobie jeszcze dane agentów. Do końca wakacji miał znaleźć agenta. Jednego z siedemdziesięciu dostępnych. Położył wszystko na biurku, przebrał się w eleganckie ubranie i zebrał do aktówki materiały. Następnie zgłosił opiekunce domu wyjście poza teren szkoły.
***
Harry nerwowo miętosił chusteczkę. Postanowił chodzić od najlepszych do najgorszych. I miał szczęście - lub nieszczęście. Najlepszemu odwołano spotkanie, więc sekretarka przekazała mu, że zaraz go przyjmie. Siedział teraz niespokojnie. Kwadrans temu sekretarka zabrała jego wydruki i przekazała agentowi. Nagle drzwi skrzypnęły.
Panie Potter, zapraszam. - kobieta wskazała na drzwi.
Harry wstał. Nie przedstawił się tym imieniem, ale był niestety rozpoznawalny. Wszedł za nią do środka. Kobieta nalała mu kawy i zostawiła ich samych. Agentem - a raczej agentką - okazała się wysoka szatynka. Też piła kawę, czytając kartki.
Masz jakieś plany co do dalszej części? - spojrzała na niego wnikliwie.
Ta… tak. - wyjął z aktówki płytę i podał drżącymi rękoma.
Odczytała ją i zaczęła analizować treść. Harry czekał jak na skazaniu.
Dlaczego ta tematyka? - zapytała niespodziewanie.
W sumie… temat jest mi dość bliski. Coś w rodzaju fascynacji aniołami. Moja mugolska rodzina wyganiała mnie do kościoła, by wyplenić magiczne zdolności. - spojrzał niepewnie.
Powiem wprost. Jak usłyszałam, że to ty, byłam zdołowana. Pomyślałam, kolejna powieść o tym, jak fajne życie ma auror. Ale mus to mus. Zagłębiłam się w czytaniu, a tu… upadłe anioły, walka o przetrwanie, romans w tle i zero aurorów.
Dumbledore zmuszał mnie, bym nim został, więc nie trawię ich za bardzo. - uśmiechnął się. - Chyba mamy wspólną cechę.
Tak. Te pierwsze rozdziały tak mnie wciągnęły, że przeczytałam także te ponadprogramowe. - zachichotała na widok jego zaskoczenia - Nie powiedzieli ci, że trzeba dawać tylko trzy pierwsze rozdziały?
Pokręcił głową przecząco. Napił się troszkę kawy.
Żałuję, że nie można używać pseudonimów. Wiele osób kupi książkę tylko dlatego, że ja ją napisałem. - westchnął rozżalony.
Sława to ciężkie brzemię. Mogę ci pomóc. Wpiszę, że książka do sprzedaży nie tylko w świecie czarodziejów. Spore ryzyko, ale odpowiednio rozreklamowana… tak. Nie na darmo jestem najlepszym agentem wydawniczym. Harry Potterze, przyjmuję ofertę współpracy z tobą. - wstała i wyciągnęła dłoń.
Harry podskoczył ją uściskać, przez co oblał się kawą. Kobieta śmiała się z jego paniki. Podczas gdy chłopak suszył się, zgłosiła Ministerstwu, że już ma podopiecznego. Wysłała im raport i po kwadransie otrzymali dokumenty. Podpisali się i szczęśliwy Potter podał jej dane kontaktowe.
***
Harry skończył rozmowę z Anną. Teraz miał dwie Anny - Toma i agentkę. Bardzo ubawiła ją anegdota, że nazwał kiedyś tym imieniem Voldemorta przy śmierciożercach. Anna nie bała się wymawiać tego imienia. Ogólnie, bardzo się polubili. Dała mu pełno wskazówek jak pisać i poprawić pracę. A teraz musiał się śpieszyć. Był już spóźniony. Szybko wybiegł z pokoju a potem ze szkoły. Wpadł w tunel prowadzący do Wrzeszczącej Chaty. Spojrzał na zegarek. Za dwadzieścia minut miała być północ. No, po prostu go zabiją. O ile Tom nie zabił już Hermiony. Wpadł w krąg światła i nadepnął na Nagini.
I w ten sposób ominiemy… - Hermiona przerwała wywód, by zobaczyć zamieszanie. - Nareszcie! Przerwa! Opowiadaj!
Posadziła go na sofie koło Voldemorta.
Dostałem się. - wydyszał, przywołując sobie jej herbatę. - Agentka ma na imię… Anna.
Oboje zaśmiali się. Nawet Voldemort wykrzywił usta w uśmiechu.
Fajna babka. Akurat miała odwołane spotkanie. Przeczytała początek i poprosiła o plan. - opowiadał dalej. - Potem się wydało, że oboje nie przepadamy za aurorami.
Zgodziła się więc na ciebie. - Hermiona ucieszyła się.
Tak. Jakieś jeszcze pytania? - odstawił szklankę.
Po co ci agent? - Voldemort spojrzał zaskoczony.
Jaki miałeś wydział?
Alchemii naturalnej. - zachichotał.
A ja mam literacki. Moja praca egzaminacyjna to powieść. Muszę więc mieć agenta, który ją wypromuje. - Harry podkulił nogi. - Strasznie mnie zagadała. Nie zauważyłem, że już czas iść do was.
Nie szkodzi. - Hermiona podała mu wykresy.
Program komunikacyjny? - przejrzał go.
Wiesz, co to? - zdziwiła się.
Tak, mam coś podobnego do rozmów z Anną. Trzeba połączyć laptop z Internetem. Ale to niewygodne.
My to planujemy zmodyfikować. Do wielkości nawigacji. Będziecie mogli rozmawiać na głos, w myślach - też planowałam tę opcję, tylko bez podpowiadania na zajęciach - oraz pisząc krótkie wiadomości. - Hermiona pokazała mu stół z rozebranymi czterema urządzeniami.
Przecież nie mam z tobą zajęć, poza zaklęciami. - zauważył z politowaniem.
Masz. Dumbledore odrzucił twój wniosek o rezygnację. Masz mieć te wszystkie zajęcia. Nie wiedziałeś? - zachichotała.
Przecież nie będę mógł chodzić równocześnie w dwóch miejscach. - zaśmiał się. Najwyżej zmienię całkiem szkołę.
Harry zaczął pisać podanie. Potem pożegnał ich i ruszył do opiekunki domu. Ta była bardzo zaskoczona jego odwiedzinami. Usiadła za biurkiem i ziewnęła.
Harry, oby to było ważne. - uprzedziła.
Najprawdopodobniej odchodzę z Hogwartu, dzięki dyrektorowi i jego głupocie.
Dobra, to jest poważne. - wzięła od niego pismo.
Przeczytała je.
Odmówił ci? Powiedział, że cię przekonał, byś dalej kontynuował te przedmioty.
Nie mogę, bo mam w tym samym czasie lekcje w Ministerstwie. - Harry rozłożył ręce.
Dobrze. Zgłoszę to Radzie Nadzorczej szkoły. Poczekaj na odpowiedź pięć dni.
Poczekam. Ale to zaszło za daleko. Nie jestem jego niewolnikiem. Jak tak dalej pójdzie odejdę i guzik będzie mnie obchodziło, czy pokonacie Voldemorta.
Wstał i wyszedł. Minerva ruszyła wściekle do kominka, by podnieść wszystkim ciśnienie.
Rozdział 9.
Harry przeciągnął się. Od dwóch dni pisał dalsze części powieści, rozmawiał z Anną, zaczepiał Voldemorta. Ani razu jednak nie zszedł do Wielkiej Sali. Dlatego zdziwił się, jak zobaczył na parapecie lądującą sowę. Otworzył okno i wpuścił ją.
Panie Potter.
Proszę przyjść do Wielkiej Sali zaraz po odczytaniu listu.
Rada Nadzorcza.
Chłopak westchnął i poprawił włosy. Potem zszedł na parter i otworzył drzwi. A jakże, wszyscy nauczyciele i dwunastu starszych czarodziejów. I wszyscy obserwowali go. Usiadł na wskazanym miejscu.
Jeśli nie uszanujecie mego wyboru, zmieniam szkołę. - zasugerował. - Mam dość udawania i godzenia się z rządzeniem mną.
Profesor McGonagall to samo nam powiedziała. - jakiś staruszek z rady uśmiechnął się. - Jak wygląda to rządzenie?
Po przyjściu do tej szkoły dyrektor wciąż kierował moimi krokami tak, że wpadałem w różne kłopoty. Po zdaniu SUM-ów dostałem listę tylko tych przedmiotów, które mają aurorzy. A ja nie chce nim być.
Rozumiem. - rada notowała wszystko. - Ktoś ci pomógł z decyzją?
Tak. Miarka się przebrała, jak w moich rzeczach grzebał Ron Weasley, a potem poleciał donieść Dyrektorowi co znalazł. Do tego nakłamał mu o jakiś zaklęciach i zostałem uderzony. Przez to spotkałem Neo i ten pomógł mi wybrać to, co potrafię najlepiej. Dzięki jego podpowiedzi do jakich instytucji napisać, dostałem stypendium Ministerstwa.
Na jakiej zasadzie? - Radni zamrugali zaskoczeni.
To stypendium było rzadkością.
Mam chodzić na zajęcia do Ministerstwa poza jednym przedmiotem. I to są zaklęcia. Ale oczywiście dyrektor odrzucił moje podanie o rezygnację z reszty, a każdemu wciska kit, że przekonał mnie, bym kontynuował naukę jako Auror. - Harry skrzywił się.
Rada przejrzała jego dokumenty.
Anna to twój agent? - jakaś szatynka spojrzała na niego. - Jest najlepsza.
Tak jakoś wyszło. Trzy godziny rozmawialiśmy o tym i jednak moja praca podeszła jej pod gust. - uśmiechnął się ciepło. - Hogwart był moim domem, ale jeśli będę zmuszony, zamknę się w tym pokoju stypendialnym, a zaklęcia zdam korespondencyjnie w jakieś innej szkole.
Nie ma takiej potrzeby. Szkoła uznaje wyższość uczniów stypendialnych. Zostajesz skreślony z przedmiotów, z których chciałeś zrezygnować. Kontynuujesz tylko zaklęcia i jeśli chcesz jeszcze jakiś kontynuować, musisz osobiście przyjść z tym do nas i podać hasło, które masz tutaj.
Harry odebrał kartkę, przeczytał i spalił ją. Jakiś czas rozmawiali jeszcze, po czym puścili go. Na odchodnym usłyszał, jak rada zwraca się ostro do dyrektora. Zachichotał w duszy. Ale nie dane było mu siedzieć nad pracą. W pokoju czekała kolejna sowa. Westchnął i sięgnął po list. Jeśli to kolejne wezwanie na zebranie Rady, oszaleje.
Harry,
Skończyliśmy. Czekamy we Wrzeszczącej Chacie.
Hermiona.
Harry podszedł do skrzatki i zjadł obiad. Potem przeszedł się spokojnie do przejścia i pobiegł do nich. Wszedł do salonu.
Co macie dla mnie? - usiadł między nimi?
Komunikator.
Wziął go do ręki i wysłuchał instrukcji.
---
Voldemort spojrzał na zegarek. Już za minutę minie okres zaklęcia, które miało ich nastawić na odbiór komunikatora.
Nagini, a jeśli go skrzywdzi?
Co skrzywdzi? - wąż przestał pić wodę.
Ten komunikator. - westchnął, pokazując jej pudełko.
To sprawdź, marudzisz już dobre pięć minut. - Nagini zwinęła się i zasnęła.
Voldemort zamrugał, po czym spojrzał na zegarek. Miała rację. Włączył więc urządzenie i zamknął oczy. W ten sposób mógł widzieć co on robi. Spodziewał się zobaczyć go jak sprawdza urządzenie. Ale nie, on sobie siedział w wannie. Urządzenie musiał włączyć już dawno temu
Potter!
Harry otworzył oczy. Rozejrzał się.
Co jest?
Dupku, miałeś nie włączać wcześniej komunikatora! - rozległ się ponownie ten głos.
A, to ty. - zachichotał. - Kąpię się.
Widzę. - usłyszał.
Zboczeniec.
Jakby na przekór słowom przeciągnął się, odkrywając ciało spod piany.
No wiesz? - Voldemort lekko uśmiechnął się. - Jak już chcesz paradować, to idź na plaże nudystów.
Zazdrosny? - Harry uniósł nogę i umył ją zmysłowym ruchem.
Hormony ci do łba szczeliły bardziej niż zazwyczaj?
Nie, ale jak znikniesz, to będę mógł wstać z wanny.
Voldemort otworzył oczy. Niewiele pomogło, bo wciąż widział zaczepki Pottera w umyśle.
Przykładasz do tego większą wagę niż trzeba.
Wraz z głosem Pottera dotarł do niego stukocik klawiszy. Zamknął oczy i zobaczył, że chłopak pisze jakieś słowa.
Och, to ta twoja książka? - zaciekawił się.
Tak. - Harry zakończył zdanie i napił się herbaty.
To o czym jest? Aurorach?
Nie. Nosi tytuł Upadły Anioł. - Harry zachichotał, blokując fragment umysłu. - Sam zgaduj, dlaczego.
Hm, czyli nie o aurorach. Troszkę mnie zaskoczyłeś. Oni są dość popularnym tematem.
Nie dla mnie. Cześć Hermiono. - zaśmiał się.
Dołączył do nich obcy głos.
Skąd mnie odkryłeś? Znaczy… jakim cudem wiedziałeś? - dziewczyna była zła.
Inna energia umysłu. - Voldemort ziewnął.
Ktoś się męczył zabijaniem? - Hermiona zaśmiała się.
Nie zabijał ostatnio. - Harry odpowiedział za niego.
Szkoda. A tak w ogóle, Dumbledore sprowadził Rona i resztę Weasleyów. - zakomunikowała im.
Oboje poczuli nieufność Pottera.
Pewnie każe mu się z tobą pogodzić. - Voldemort znów ziewnął. - Potter, spałeś coś w nocy?
Nie. Od dwóch dni pracuje nad powieścią. Zresztą, nie odczuwam zmęczenia. A co?
To, że twoje zmęczenie przeszło na mnie. Won spać.
Rozłączył się z nim. Hermiona również zrobiła to samo. Harry rad nie rad napisał jeszcze tylko trzy akapity, po czym również położył się spać. Rano obudził się wypoczęty. Szybko zjadł śniadanie i zabrał się za pisanie. Podświadomie czuł, że Voldemort obserwuje jego postępy. Napisał w tekście: Voldi, szpiegu, czekaj na premierę!
Nie martw się, kupię ją. Podoba mi się pomysł. - usłyszał chichot.
To po co szpiegujesz? - Harry zmazał zdanie.
Bo mi się podoba twoja praca i styl pisania. Poza tym, Weasley cię szuka.
Tak? - prychnął.
Trzech rudych Weasleyów łazi od trzech godzin po zamku.
Może Ginny? Pójdę się z nią zobaczę.
Zamknął laptopa.
Może pogadamy coś o Albusie? - zagadnął Voldemort. - Nie wyjaśniłeś mi, dlaczego go nienawidzisz.
Nie mam zamiaru! Nie wspominaj mi o nim!
Potter zablokował komunikator i uciekł. Voldemort sprawdził go więzią i odkrył, że ten płacze.
Rozdział 10.
Voldemort otworzył drzwi domku.
Coś nie w humorze? - mugol spojrzał na niego znad obiadu.
Tak. - usiadł naprzeciwko.
Problem z Potterem? - mugol zerknął na komunikator.
Aż tak widać?
Niezupełnie. O co poszło? - odłożył sztućce i spojrzał na niego.
Nie wiem sam. Pytałem o to, co się dzieje z dyrektorem. Ponoć uderzył go.
To nie powinieneś pytać. - mugol wrócił do jedzenia. - Brak dyskrecji i wyczucia czasu jest u ciebie bardzo widoczny.
Słuchaj… jak masz w ogóle na imię?
Toshiro. - ukłonił się lekko. - Chodzi mi o to, że on chce o tym zapomnieć. To był dla niego straszny moment. Nie wiadomo jak długo był bity i karany. Teraz chce rozpocząć nowe życie. Troszkę za wcześnie na takie pytania, co nie?
Masz rację. Ale mi chodziło o to, co on planuje. - Voldemort podebrał mu herbatę.
Przecież chłopak nie siedzi na zebraniach. Nie wie co im chodzi po łbach. - mugol wzruszył ramionami.
No tak. Poproszę Seva, by powiedział mu, że przepraszam i chce pogadać.
***
Harry chlapał się z Weasleyami nad jeziorem. Ginny opierała się o drzewo i obserwowała chłopaka. W końcu usiedli koło niej.
A co u Molly? - Harry rozłożył się
Źle. - Ginny westchnęła. - Poza naszą trójką reszta jest już przekabacona przez dyrektora przeciwko tobie.
Dlaczego? - Harry aż usiadł.
Bo ponoć zdradziłeś Zakon. - Fred zaśmiał się. - Łatwo im przyszło skreślić przyjaciela z serca, skoro nie chce zbawiać świata.
Olej pseudo przyjaciół, a nie odtrącaj tych, co wyciągają rękę. - rozległ się głos nad nimi.
Spojrzeli w górę. Snape podał mu czekoladki i róże.
Kazał cię przeprosić, bo z nim nie chcesz rozmawiać. - zakomunikował. - A Zakon olej, Lupin i Hermiona wciąż są po twojej stronie. Oni też. - wskazał jego przyjaciół.
A ty? - Harry poczęstował ich czekoladką.
Oficjalnie popieram decyzje Albusa. - Snape usiadł i wziął kokosową. - Ale prywatnie masz rację. Co do podbuntowania, proste. Chciał, byś poczuł się osamotniony i wrócił do słuchania się go i wykonywania poleceń.
Niedoczekanie żyda.
Roześmiali się. Jakiś czas jeszcze rozmawiali, po czym Snape i Weasleyowie poszli do zamku na obiad. Harry zamknął puste pudełeczko i wyciągnął komunikator. Włączył go i zaraz poczuł Voldemorta.
Przeprosiny przyjęte.
Cieszę się. Nie chciałem cię urazić. Martwiłem się po prostu, czy ci czymś groził.
Oczywiście. Uznam, że ci wierzę. Ale nie należę do Zakonu, nie pytaj mnie o ich sprawy. - Harry uśmiechnął się lekko.
Już nie będę.
Kogo przysłałeś do spania u Severusa? - zapytał nagle Harry.
Nikogo. - Voldemort się zaparł.
Daj spokój, Snape wieje z kwater jak tylko mu się udaje.
Bella Lestrange. - westchnął zrezygnowany.
Biedny Sev. Jej mąż musi mu teraz marudzić, jak ma zaspokajać jej napady seksualne.
Obaj roześmiali się. Potem milczeli. Nie było potrzeby nic mówić. Harry pomyślał, że to kiepska imitacja więzi, na co odpowiedział mu chichot rozmówcy.
Kiepska, ale za to przydatna. Rozmowy w myślach są przydatne.
Zwłaszcza, jak będziesz mi podpowiadał. - Harry wyprostował się.
Co się stało? - Voldemort zaniepokoił się.
Jutro idę do Hogsmeade z Ginny i bliźniakami. Powiedz Belli i jej mężowi, niech się spotkają.
Jak chcesz. A jak powieść?
Dobrze. - zaśmiał się, wąchając różę.
Coś zdradzisz z zakończenia?
Nie. Idę, widzę McGonagall.
Harry wstał i ruszył w jej stronę.
Pani profesor, niech się pani zdecyduje. - powiedział ponuro.
Z czym niby? - zamrugała.
Chciała mu zrobić wykład, że nie powinien rezygnować z walki z Voldemortem a jego słowa zbiły ją z tropu.
Najpierw chce pani, bym pomógł pokonać Voldemorta, a jak proszę o powrót Lupina, by mi pomógł się do tego szkolić, to Zakon twierdzi, że mnie nie potrzebuje i mnie nie chcecie. Zdecydujcie się, czy mam was ratować przed nim i go zabić, czy nie. Wasze kaprysy są wkurzające. - spojrzał na nią zły.
Dumbledore znów kombinuje? - westchnęła. - Zajmę się tym.
Odwróciła się i poszła, a Harry usłyszał chichot.
Cicho tam. Wieczorem będzie wesoło. - zachichotał.
Rozdział 11.
Harry siedział pod peleryną niewidką. Minerva była wściekła i każdy kulił się, nawet Moody, który na pewno chciał powiedzieć o jego obecności. Albus był zirytowany.
Jaki jest powód tego zebrania?
Chcesz zostać wyrzucony ze szkoły za kłamstwa? - Minerva nie owijała w bawełnę.
Nie mam zwyczaju kłamać. - Albus się wyprostował.
A o Potterze? Chłopak poprosił cię, byś przysłał Moody'ego i Lupina aby mu dawali prywatne szkolenie, by był gotów pokonać Voldemorta! A ty odmówiłeś mu i jeszcze nam kłamiesz, że nie chce nas wesprzeć.
Bo nie chce. Powiedział mi to.
Niby kiedy? - Harry postanowił się ujawnić, zdejmując pelerynę.
Dokładnie. Kiedy niby? - Minerva spojrzała surowo.
Odmawia nauki przedmiotów w szkole, unika nas, nie chce tego…
Zapomniał pan o tym? - Harry podciągnął koszulę i pokazał pręgi i sińce.
Merlinie! - Lupin poderwał się. - Skąd?!
Uderzył mnie, jak wyszedłeś. - Harry opuścił koszulkę. - Osiem dni byłem nieprzytomny po tym pobiciu. I się dziwisz, że nie chce się go słuchać? Przecież powiedziałem, że będę się uczył od was, nie od niego.
Albus siedział wściekły. Znów mu się nie udało.
Albusie? - Tonks wstała.
Nie trzeba, Tonks. - Harry podszedł do kominka. - Skoro nie chcecie, bym was wspierał w walce, wasz problem. Tylko potem nie miejcie żalu, że was pozabija, skoro wolicie wierzyć zgredowi, który mnie pobił i jeszcze próbuje skłócić z każdym, na kim mi zależy.
Oddał zegarek Weasleyom.
Byłaś dla mnie jak matka, a okazałaś się szmatą. Tylko w przeciwieństwie do was, ja nie umiem znienawidzić kogoś, kogo kochałem.
Wrócił do pokoju. Zaraz poczuł nacisk w głowie.
Ty to umiesz przywalić z grubej rury.
Tomuś, daj spokój. Pewnie będziesz szpiegował, jak będę pisał.
Oczywiście. Podpiszesz mi książkę, jak ją kupię?
Nie.
Roześmiali się i Harry zaczął pisać. Voldemort zawzięcie czytał i miało to swoją dobrą stronę. Wyłapywał literówki i bardziej rażące błędy.
Harry, jak leci?
Chłopak zamrugał. Dopiero po chwili skojarzył, kto to. Obrócił się do kominka i podszedł tam.
Pani Anno. Zapraszam. Kawę?
Tak. Już wpadam.
Harry zaparzył własnoręcznie kawę. Skrzatka spała i nie chciał jej obudzić. Anna przyszła i zasiadła na kanapie.
Czy coś się stało? - Harry podał jej kawę.
Nie. Chce przeczytać dotychczasową pracę. Od początku. Tak muszę robić co miesiąc. Zazwyczaj marudziłam, ale twoją powieść mogę czytać miesiącami.
Harry zaśmiał się nerwowo. Dosunął sobie krzesełko i usiadł przy niej. Czuł, że Voldemorta bardzo cieszy to, że przeczyta książkę od początku. Przez moment chciał mu zasłaniać, ale Anna by się zdziwiła. Podczas czytania Voldemort nie powiedział ani słowa.
***
Harry przewrócił się na łóżku i zobaczył oczy. Poderwał się wystraszony.
To tylko ja. - Nagini wsunęła się na pościel. - Mam coś dla ciebie. Stoi przy kominku.
Harry wstał niepewnie i ruszył do salonu.
Dzień dobry, śpiochu… - Voldemort obrócił się i zamarł.
Nie, nie przewidziało mu się. Jego największy wróg stał w drzwiach w koszulce do połowy ud i niczym więcej na sobie. Pocierał zaspane oczy, a włosy sterczały jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
Obudziliśmy? - zapytał miękko.
Tak.
Harry usiadł w fotelu naprzeciwko kanapy. Voldemort i Nagini ulokowali się naprzeciwko. Potter ziewnął i przeciągnął się, ukazując ciałko od bioder w dół.
Potter, opanuj się. - Voldemort zamknął oczy.
Co? - chłopak spojrzał na niego.
Złapali za kawy i wspólnie napili się.
Już mi lepiej. A co ty tu robisz?
Przywiozłem Rudolfusa i czekam na niego aż wróci. Bella jest z nim pod Wrzeszczącą Chatą. Zawołaj mnie, jakby coś się działo.
Voldemort wziął węża i opuścił pokój, ewidentnie dobierając się do laptopa. Harry ubrał się i zjadł śniadanie. Potem zabrał sakiewkę z pieniędzmi i ruszył z przyjaciółmi do wioski. Bliźniacy i Ginny zmyli się od razu, szukając coś na Rona.
Gdzie idziemy? - Hermiona przeciągnęła się.
Koło Wrzeszczącej Chaty. Ron tam nie przyjdzie, a znając go, będzie nas szukał. - Harry przyspieszył.
Wkrótce ścigali się zawzięcie. To Hermiona dotarła pierwsza i to tylko dlatego, że podstawiła mu nogę. Oparła się o pień drzewa.
Oszukujesz! - Harry chichotał, z trudem łapiąc oddech.
Nieprawda. Łazisz gorzej niż Krum po pijaku. - Hermiona usiadła na drewnie, aż pień zatrzeszczał.
Jaka dziecinada. - w głowach usłyszeli chichot Toma. - Ktoś się do was zbliża.
Tak? - zamrugali.
***
Ron szedł zirytowany. Powrócił do szkoły na prośbę matki, by przemówił niewdzięcznikowi do rozumu. Teraz zaś okazało się, że znów byli oszukani. Harry chciał walczyć w Zakonie, ale dyrektor go odrzucił. Raptownie zamarł. Zobaczył Hermionę i Harry'ego jak biegli co tchu, jakby przed czymś uciekali. Zawrócił i pobiegł do zamku. Nie pozwoli, by coś im się stało. Może wówczas Harry mu wybaczy tę wpadkę? Wbiegł do Wielkiej Sali.
Pani profesor! Ktoś chyba zaatakował Harry'ego! Strasznie szybko biegł wraz z Hermioną.
Dokąd?! - Lupin zerwał się.
W stronę Wrzeszczącej Chaty. - Ron spojrzał na dyrektora.
Ten wstał. Nakazał wezwanie Zakonu. To mogło pomóc mu odzyskać kontrolę nad buntownikiem. Jeszcze nigdy nie uciekł mu na tak długo. Jak tak dalej pójdzie, straci nad nim kontrolę. A tego nie chciał, dosyć lubił dzieciaka. Kiedy przybyła reszta, ruszyli z odsieczą. Przenieśli się świstoklikiem i zobaczyli straszny widok. Na polance stała Bellatriks z mężem a niedaleko nich, za zwalonym pniem siedział Harry z Hermioną.
Stać! - Moody wycelował w nich różdżką.
Obejrzeli się. Na widok Zakonu zamrugali zaskoczeni. Za to Potter i Hermiona zeszli na dół.
Tom, rusz się, jest kłopot. - wyszeptał w myślach Harry.
Lecę.
Usłyszał odpowiedź i skupił się na problemie.
Co się dzieje? - zadał uprzejmie pytanie.
Nie widzisz, kto tu jest? - Moody wskazał na śmierciożerców.
Dwóch śmiercioli, którzy próbują się przespać i spłodzić potomka? - Harry wzruszył ramionami. - Zajęli się sobą, to mnie to nie rusza. Voldemort zakazał mnie atakować.
Uciekałeś przed nimi! - zawołał Ron.
Bo nie wiedziałem, co chcą. Teraz już wiem. - wzruszył ramionami.
Nie możemy chwilowo cię zabijać, bo Mistrz ma wobec ciebie inne plany. - Bella wzruszyła ramionami. - Skoro Dumbledore umie cię tylko torturować, to on ci da lepszą przyszłość.
Nie jestem zainteresowany.
Harry wrócił za pień. Moody wówczas zaatakował. Od dawna na to czekał. Musieli skonfundować chłopaka i nie wyczuwał zagrożenia. Rudolfus odepchnął Bellę i przyjął zaklęcie na siebie. Upadł martwy. Kobieta zamarła. Nie zauważyła przez to drugiego zaklęcia, ale ktoś złapał ją i aportował się. Harry rozbroił aurora.
Morderco! Co oni ci zrobili?! Nikogo nie atakowali! - był zniesmaczony.
To śmierciożercy! - Ron spojrzał na niego jak na wariata.
A wy to kto? Gdzie idea drugiej szansy?! Chcieli tylko być razem. To złe? Gdzie wiara w miłość?!
Chłopak odwrócił się i wrócił do zamku. Voldemort zaś zabrał zwłoki z polany równie szybko, jak Bellę.
Rozdział 12
Krótko, bo ten rozdział rozbiłam na dwa.
Hermiona pobiegła za Harrym. Tak samo jak Ron.
Nieźle go skonfundowali - zauważył Moody.
Zajmij się Hermioną. Ja sprawdzę jakich użyli zaklęć. - Albus wyprostował się.
Na szczęście Minervy nie było. I bardzo dobrze. W końcu ukarze chłopaka. Za długo był bez kontroli. Ma wrócić do kursów i zrezygnować ze stypendium. Pożegnał ich i ruszył do zamku.
---
Ron dobiegł do nich. Nic mu nie powiedzieli. Harry tylko jeszcze bardziej sposępniał.
Na pewno nic ci nie jest? - spytał niespokojnie Weasley.
Od kiedy to cię obchodzi? - Potter zaczerwienił się.
Harry, dość! - Hermiona zirytowała się. - Jak byłeś nieprzytomny cały czas czuwał. Może naprawdę nie chciał cię skrzywdzić.
A to z urodzinami i teraz? - Harry spojrzał na niego. - Tak się zachowuje przyjaciel?!
Presja Zakonu swoje robi. - Ron westchnął. - Jak powiedział, że masz nas w dupie, każdy się zdenerwował. Jak Ginny wyszła z bliźniakami, padło jeszcze jedno stwierdzenie. - wyszeptał.
Jakie? - Potter zatrzymał się zirytowany.
Że rozmawiasz z Sami - Wiecie - Kim o zostaniu jego sługą. - Ron rozejrzał się ukradkiem. - Każdy się boi, że wydasz jego słabości.
Dlatego wróciłeś do szkoły? By się uchronić? - zapytał zaskoczony Potter.
Nie. Po prostu nie chciałem, by cię zaczarowano i zrobiono coś wbrew woli. - rudzielec ponuro wbił ręce w kieszenie. - Miałeś rację. Dużo o tym myślałem. Przecież to Moody powiedział ci, że pasujesz na aurora.
Tobie naprawdę zależy na przyjaźni z nami? - Hermiona szturchnęła ich i ruszyli.
Oczywiście. Harry jest dla mnie jak brat. Znamy się od początku. Ciężko jest z nim się teraz dogadać, ale już go rozumiem. - Ron uśmiechnął się przepraszająco.
Harry nic nie powiedział, ale też nie odepchnął go, gdy ujął go za rękę.
Miałem nadzieje na fajne przygody. Wiesz, granie po nocach, straszenie Snape'a spod peleryny i takie tam. Ale pokłóciliśmy się i nic nie wyszło. A… kupiłem ci coś. Jest w salonie.
Pociągnął go do wieży. Na stoliku leżało kilka rodzajów owoców. Harry rozjaśnił się i od razu na nie rzucił. Hermiona usiadła i oboje wzięli sobie po jabłku.
Pomyślałem, że potrzebujesz coś na wzmocnienie apetytu. Wcześniej mało jadłeś i zwaliłem to na chorobę. Trzeba ci witamin. - Ron odgryzł kawałek jabłka.
Nie. Po prostu odkąd minęła połowa szóstej klasy zmienił mi się smak. Wolę jeść owoce, niż poprzednie jedzenie.
Stałeś się elfem? Trzeba będzie zamawiać owoce? - Hermiona i Ron roześmiali się.
W tej samej chwili dziura pod portretem odsłoniła się i zamarli. Do środka wszedł Dumbledore i obrzucił ich zaskoczonym spojrzeniem.
Skąd tu tyle owoców? - zamrugał.
Nie wie profesor? Voldemort zgwałcił Motylka i ten jest z nim w ciąży. Harry musi teraz jeść wiele owoców i warzyw. - Ron machnął niedbale ręką.
Dyrektora zamurowało.
A na poważnie, wyszukałem w książce, że u bardzo uzdolnionych magicznie czarodziejów jest niedobór witamin i od szesnastego roku życia powinni mieć diety owocowo-warzywne. Inaczej są bardzo impulsywni i nerwowi. Jakby się pan chociaż troszkę zatroszczył o motylka, uniknęlibyśmy tych niepotrzebnych awantur. Ale nie, pan potrafi tylko bić. - Ron pogroził mu palcem.
Albus usiadł. Przywołał kilka książeczek i zaczął je studiować. Ron mrugnął Potterowi, a ten zachichotał.
Dobrze, że mam tam skrzatkę i poprosiłem ją o to, by stosowała dietę owocową. - Harry ugryzł pieczone jabłko.
Na szczęście, bo teraz mniej warczysz.
Masz rację! - odezwał się Albus. - Nie doczytałem. Tu pisze, że sześć miesięcy przed siedemnastymi urodzinami trzeba wprowadzać dietę roślinną, a potem całkowity brak mięsa.
Dyrektor podrapał się po głowie.
Więc dlatego przeszedłeś na stypendium. By mieć własnego skrzata i odżywiać prawidłowo?
I teraz za późno, by to zmienić. - zawyrokował Ron. - Harry, mogę się uczyć z tobą od Lupina? Bo nie wiem czy wiesz, ale jest tu. Przyjechał do ciebie wbrew zakazowi.
Super! - Harry podskoczył.
Zanim się tam udasz, muszę z tobą coś omówić. Bardzo proszę cię, byś poszedł ze mną.
Harry miał już zaprotestować, ale Ron szturchnął go i mu mrugnął. Podniósł się więc i wyszedł z nim. Zanim dotarli do gabinetu, już był ponury. Spróbował skontaktować się z Tomem. Ten jednak nie odezwał się. Pewnie miał zebranie. Zagryzł szczękę i pozwolił się wprowadzić. Usiadł oburzony naprzeciwko biurka.
Dlaczego nie powiedziałeś mi o kłopotach z wyżywieniem? - Albus starał się być cierpliwy.
Po co? Żebyś znów mnie katował? Nie ufam tym, co udają przyjaciół, a atakują mnie gdy nikt nie widzi.
Gdybyś nie był butny, nie uderzyłbym cię. Poza tym, źle zrozumiałem Rona i wystraszyłem się. I za to przepraszam. - dyrektor spojrzał na niego smutno.
To już na mnie nie działa. - Harry uciekł spojrzeniem. - Za często podnosiłeś na mnie rękę. Teraz mam fajne przedmioty i sprawiają mi przyjemność. Wieczorami się uczę i nie mam przed tym oporów.
Rozumiem. Ale niestety proszę o okazywanie szacunku. Inni uczniowie to zobaczą i będą z nimi kłopoty.
Dobrze. A teraz idę, mam spotkanie z Anną. Tą, której mi nie zablokowałeś.
Wiem, że ta druga Anna to Voldemort. Nie oszukasz mnie w tym. Tu nie będzie litości, zero kontaktów z nim.
Harry wyszedł zniesmaczony. Wrócił do swego pokoju i wysłał sowę przyjaciołom, że musi popracować. Usiadł do laptopa i zaczął stukać. W pewnej chwili pojawiła się skrzatka i poprosił ją, by poszła po nich. Po chwili już byli.
Oj, chyba cię zdenerwował. - Hermiona zachichotała.
Stwierdził, że Anna to Voldemort. - zaśmiał się.
Roześmiali się. Ron z zainteresowaniem słuchał Hermiony, jak wyjaśniała mu zasady na przedmiotach Pottera. Harry uśmiechnął się i dalej stukał w klawisze, komplikując życie swemu bohaterowi.
Rozdział 13.
Huk sprawił, że Potter podniósł niepewnie głowę. To nie był jego pokój. Spał w dawnym dormitorium. Po chwili portret odleciał na bok i do jego obecnego lokum wpadła wysoka szatynka.
Auć? - potarł głowę i zobaczył zakrzepłą krew na ręce.
Co ty sobie zrobiłeś?! - Anna spuściła z tonu i opuścił ją bojowy nastrój.
Rozbił sobie głowę, jak niechcący włączył muzykę przy pisaniu. - Hermiona podała jego laptopa. - Na szczęście zdążył zapisać pracę. A ja nie wiem, jak się dostać do jego pokoju.
Anna usiadła i zaczęła przeglądać jego pracę. Hermiona zaś opatrzyła mu głowę. Potem poszedł z Anną do siebie.
Skąd wiedziałaś? - podał jej kawę.
Zawsze dostawałam plik do kontroli raz w tygodniu, w soboty. Zawsze o ósmej rano.
Harry spojrzał na zegarek. Był kwadrans po ósmej.
I ten kwadrans spóźnienia tak cię zdenerwował?
Nie, ale chce poznać los aniołka. On jest niesamowity. - zatarła dłonie i zaczęła czytać, tym razem już wnikliwie.
Harry przewrócił oczami. Potem przeszedł do łazienki i wziął prysznic. Wyszedł spod niego i stanął nagi przy szafce. Zaczął się wycierać, gdy drzwi otworzyły się i wkroczyła Anna.
Mam nieścisłość w danych…
Spojrzała przed siebie i zamrugała. Zlustrowała uważnie go od czubka głowy do palców u stopy. Harry zaczerwienił się.
Jaki efekt wizytacji? - spróbował zażartować.
Słodziutki jesteś. - Podeszła bliżej i wzięła jego ręcznik.
Zaczęła wycierać mu włosy. Harry usiadł na stołku i poddał się temu dotykowi. To było dosyć miłe. Nie miał kto mu tak robić w dzieciństwie, więc teraz skorzystał i nadrobił okazję. Zamrugał dopiero wówczas, jak Anna pogłaskała jego ramiona palcami.
Hm? - podniósł głowę i spojrzał na nią.
Wyglądasz, jakby ktoś po raz pierwszy wycierał ci włosy. - zauważyła, rzucając mu szlafrok.
Tak. Ciotka nie dbała o mnie i sam sobie radziłem z tym. To było miłe.
Założył szlafrok i ruszył za nią do swej sypialni. Anna usiadła na łóżku i rozejrzała się.
Skromnie, ale przytulnie u ciebie. - zauważyła.
Naprawdę? - spojrzał na bogato - według niego - urządzony pokój.
Inni mają od groma bibelotów na półkach, tony kurzu, no i szczycą się bogactwem. Ty masz skromne mieszkanko.
Harry usiadł przy niej na łóżku. Rozchylone poły szlafroka przyciągnęły jej uwagę. Zerknęła na skórę chłopaka. Była bardzo jasna, i delikatna - jak już zdążyła zauważyć. Harry na pewno był prawiczkiem - widziała to z postawy ciała.
Miałeś już dziewczynę? - rozwaliła się na łóżku i zaczęła go obserwować.
W sumie, chyba nie. Podobała mi się jedna dziewczyna. Do szóstej klasy. Potem druga, ale na pocałunkach się skończyło. Ja miałem walkę z Voldemortem, ona standardowe umiejętności magiczne i nie było czasu. - oparł się o kolumienkę łóżka.
Czyli z bara-bara nici? - zaśmiała się z niego.
Po chwili wyła już totalnie. Harry zrobił bowiem tak przerażoną minę, że aż nie umiała się powstrzymać. Chłopak spojrzał na nią w panice. Jak ma ją uspokoić?! W końcu poddał się i zadziałał instynktem. Pochylił się i pocałował ją. Ta przywarła do niego lekko, odwzajemniając pieszczotę. W końcu zabrakło im powietrza. Wyprostowali się, dysząc.
Moja wina, podrażniłam cię. Wybacz.
Nie. Spokojnie. Ja cię tylko chciałem uciszyć, byś się nie śmiała.
Spojrzeli na siebie i roześmiali się.
Ciołek z ciebie, nie wykorzystałeś okazji.
Harry drgnął i spojrzał na drzwi.
Voldemort?! Jak ty tu wlazłeś?!
Znam hasło, też miałem stypendium i akurat ten pokój. - Voldemort westchnął teatralnie.
Ale wybrałeś. - Anna spojrzała na Pottera, ale ten się uśmiechał.
Zaskoczyło to ją. Naprawdę się nie boi? Harry spojrzał na nią, zobaczył to spojrzenie i zarumienił się.
Zapomniałbym. Co ze mnie za gospodarz?!
Hę? - Voldemort spojrzał na niego jak na normalnego inaczej.
Anno, to jest Pupuś, Pupek, to moja agentka, Anna.
Mówiłem ci coś na ten temat! - Voldemort wściekł się, ale podszedł bliżej.
Nie mogę powiedzieć „Anno, to jest Anna”. - Harry zaperzył się. - Ale zmienię dla ciebie to przezwisko.
Niech ci będzie. Ale używaj imienia Tom, jak nie umiesz powiedzieć Voldemort.
Myślałem, że go nie lubisz? - Harry posadził go przy sobie i podał mu herbatę.
Wole je od Pupusia. - warknął na niego.
Potem wymienił uścisk dłoni z Anną.
Może mi powiesz, czemu zawdzięczam tę wizytę? - Harry starał się uniknąć rozlewu krwi.
Proste, przez tę przeklęte połączenie z tobą zobaczyłem, kogo gościsz. W sumie, to przyszedłem do niej.
Tak? - Anna zamrugała, podczas gdy Harry powoli złapał za różdżkę.
Tak. Pogoń go z tą książką, bo mnie strasznie wciągnęła a dupek zablokował tę część umysłu, gdzie ją sobie rozplanował. - Voldemort uśmiechnął się.
Och. Ile osób ją czytało?! - spojrzała na nich wściekła.
Nie, poza naszą trójką nikt. - Voldemort uspokoił ją. - Wyjaśnię ci to. Kiedy próbowałem go zabić, Avada utknęła w nim, tworząc między nami połączenie.
I przez to obaj mamy jakby złączone umysły. - dopowiedział Harry. - Możemy ukrywać tylko niektóre myśli czy plany, ale też nie za długo.
To dlatego nie umiesz go złapać? - na twarzy Anny pojawiło się zrozumienie.
Tak. - Voldemort skinął głową.
I tym połączeniem przeczytał kawałek szóstego rozdziału. - Harry przyłożył mu w żebra.
Zachowujecie się jak dzieci. Dziwne, że teraz nie walczycie. - Anna mrugnęła Potterowi.
Ten jednak spoważniał.
Nie da rady. Trafia mnie zaklęciem i sam nim obrywa. To przez tę połączenie. Dopóki go nie zniwelujemy, to nie możemy się zabić. - Harry rozłożył ramiona.
Roześmiała się. Więc muszą być dla siebie na razie mili. Ale robią potyczki, by nie zaniepokoić opinii publicznej. Spojrzała znów na Voldemorta i pogrążyli się w rozmowie o książce. Harry uciekł do salonu, pracować nad nią. Nie umiał tego wytrzymać.
***
Potter zamknął laptopa i postanowił zanieść im herbaty. Zalał torebki ciepłą wodą i wziął w ręce tacę. Podszedł do pokoju, otworzył drzwi biodrem i wkroczył tam. Zamrugał, stając w miejscu. Potem się zdenerwował.
Ja na tym łóżku śpię! - wrzasnął.
No i? - Voldemort zapiął rozporek.
Sprzątnij resztki tego flaka! - postawił na stoliku herbatę.
Anna poprawiła bluzkę a Voldemort potulnie wyczyścił magią łóżko.
Jaki posłuszny. - Anna szybko wypiła herbatę i zaczęła szykować się do wyjścia.
Lepiej nie pyskować, bo mi zasłoni prace nad powieścią, jak ostatnio.
Przecież wiesz, co było. - zdziwiła się.
Bo czytałem, jak sprawdzałaś dwa dni temu. - wzruszył ramionami i deportował się.
Harry ruszył do salonu i pokazał Annie pracę. Ta czytała manuskrypt, ale Harry krążył po salonie.
Nie dasz mu poczytać? - zawahała się przed zamknięciem pliku.
Nie dziś. - zachichotał.
Razem wyszli na korytarz. Po drodze przekomarzali się między sobą. Aż wpadli na Lupina. Ten zmierzył kobietę nieufnym spojrzeniem. Harry przedstawił ich sobie.
Co tu się dzieje? - rozległ się głos za nimi.
Potter westchnął. Jeszcze dyrektora mu tu brakowało. Anna spojrzała zezem na Pottera. Nie przepadała za dyrektorem. Teraz również odwróciła się do niego i zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem.
A to co za dziad? - spojrzała na podopiecznego.
Dyrektor tej szkoły. - Harry przewrócił oczami.
Taki stary i dyrektor? Powinien iść na emeryturę już wiek temu. - pokręciła przy uchu kółko.
Lupin zamaskował śmiech. Harry westchnął.
Anna, nie pyskuj mu, bo zablokuje kontakt.
Niech tylko spróbuje. - najeżyła się. - Stypendium ci to gwarantuje. Jestem twoją agentką i promotorką.
Harry nie powinien w ogóle przyjmować tego stypendium! - dyrektor w końcu się otrząsnął. - Tylko oderwaliście go od nauki poważnych i przydatnych spraw.
Dla przykładu jakich? - Anna nie należała do strachliwych osób.
Eliksirów, dla przykładu. Powinien umieć ważyć antidotum, czy lek.
Przecież umie. Jest lepszy od Severusa. Każdy to wie. - Lupin westchnął.
Jego misją było bycie aurorem. Tylko ten zawód pomógłby mu w walce z Voldemortem.
Jeśli oczekiwał, że Anna się tego wystraszy, zdrowo się pomylił.
Kwiatek jest wrażliwym wężem. Jego pokona zwykła stonoga, byle była inteligentna.
Harry nie wytrzymał, zaczął się śmiać i uciekł do salonu gryfonów. Anna deportowała się. Wściekły dyrektor ruszył za chłopakiem.
Rozdział 14.
Harry wpadł do salonu i upadł na kolana przed Ronem.
A tobie co? - rudzielec zamrugał.
Potem poderwał się i zaczął się krygować.
Och tak, przyjmuję te oświadczyny.
W tym momencie wkroczył do środka dyrektor i Lupin. Remus wytrzeszczył oczy i zaczął się totalnie śmiać. Harry wstał.
Daj spokój, chłopcy mnie nie kręcą. - usiadł na kanapie.
A tak w ogóle, o co poszło? - Hermiona odłożyła pióro.
Anna tu wpadła, spotkała drugą Annę, podokuczali mi i potem ona dokuczyła dyrektorowi. - Harry zaczął się śmiać.
A, to stąd masz malinkę na szyi? - Hermiona wróciła do pisania.
Mam?
Harry zaraz podszedł do lustra i obejrzał się uważnie. Rzeczywiście, miał na szyi ślad. Ale od kogo? Kwietnik to raczej nie... Potem sobie przypomniał. Anna pocałowała go dla żartu w szyję, jak przeczytała książkę. Nagle poczuł szarpnięcie do tyłu i już leżał na kanapie. Dyrektor schował różdżkę i złapał go za przód koszulki.
Co ty sobie w ogóle myślisz, smarkaczu?! - wycedził.
O co ci znów chodzi! - Harry spanikował.
Zapraszasz jakąś latawicę do szkoły, ona mnie obraża i do tego jeszcze dowiaduję się, że się puszczasz! Mało powodów do złości?
To tylko głupia malinka…
Cisza.
Łup. Na szczęście Lupin zareagował i złapał za rękę dyrektora, gdy ten zamachnął się po raz drugi. Harry wyrwał się i odskoczył do dziury.
Nienawidzę was! Niech Was wszystkich powybija!
I tyle go widzieli. Lupin spojrzał na Albusa.
Brawo. Ron, Hermiona, musimy go znaleźć. Zanim zrobi coś głupiego.
Rozbiegli się. Albus usiadł smętnie. Znów podbuntował chłopaka i ten kolejny raz mu uciekł…
***
Hermiona oparła się zdyszana o ścianę. Wyjęła komunikator. Po chwili usłyszała plusk wody.
Tom, rusz się!
Hę? - dosłyszała niewyraźną odpowiedź. - Kto ty jesteś?!
HERMIONA!
A, ta szlama, która nie jest do tknięcia. Co jest?!
Harry zaginął! - wydyszała. - Szukamy go wszędzie, ale nigdzie go nie ma.
A co się stało?
Niemal widziała, jak Voldemort siada prosto w wannie.
Anna, jego agentka, wyzywała dyrektora i ten się rzucił do niego. Może mu się coś stać, śmierciożercy nie wiedzą o zawieszeniu broni.
Nic mu nie zrobią, tylko przyprowadzą do mnie.
Rozłączył się i wyszedł z wody. Wysuszył się i zwołał zebranie na dole. Powiadomił ich, że mają znaleźć chłopaka, ale nie krzywdzić go. Tylko sprowadzić bezpiecznie do kwatery głównej. Ci skinęli głowami. Po chwili odezwała się Bella i zgłosiła, że chłopak deportował się z Hogsmeade.
***
Harry biegł przez las. Nocowali tu podczas mistrzostw świata w Quidditchu. Tu mógł odpocząć. Miał tylko nadzieję, że nikt go nie znajdzie. Ale, jak to już bywa, jego nadzieję zawsze były płonne. Także teraz, ledwie poużalał się nad sobą przez kwadrans, usłyszał trzaski aportacji. Drgnął i podniósł głowę. Przed nim stało pięciu śmierciożerców.
No nie. - westchnął zrezygnowany.
Zanim zdołał się poruszyć, świsnęły w powietrzu sznury i Potter upadł, skrępowany.
Mamy go.
Jeden z nich przerzucił go przez ramię. Harry zaczął się wyrywać i wrzeszczeć. Uzyskał tym widok różdżki między oczami i czerwony błysk. Obudził się w nieznanym sobie pokoju. Za oknem było już ciemno. Na sobie miał srebrną, jedwabną koszulę nocną. Potarł ramiona i poczuł ślady po związaniu.
To nie był sen. - szepnął do siebie. - Naprawdę mnie związali.
Wstał powoli i podszedł do okna. Zobaczył zadbany ogródek ze żwirowaną ścieżką. Na końcu ścieżki była mała chatka i paliło się tam światło. Wyszedł więc na taras i zszedł na dół po kręconych schodkach. Przebiegł się do tego domku. Drzwi były otwarte, a na sofie siedział młody chłopak. Czytał książkę, ale podniósł głowę, jak padł na niego cień.
Wejdź. - zaprosił go.
Jak gdyby nigdy nic wstał i poszedł zaparzyć herbatę. Harry usiadł niepewnie na sofie. Domek nie był za duży. Kiedy chłopak wniósł herbatę, Harry zobaczył komputer.
Wiem kim jesteś. - spojrzał na obcego. - Tym mugolem, co go przygarnął.
Miło mi. Na imię mam Toshiro, Harry.
Skąd wiesz?! - odebrał zaskoczony herbatę.
Powiedział mi, że to ty go namówiłeś, by mi darował życie. Polubiliśmy się z Tomem.
A kwiatek gdzie jest? - Harry spojrzał na wielki dom.
Kąpie się, o ile dobrze czytam zegarek. - Toshiro zachichotał. - Zmiana ksywki?
Marudził na pupka. Jak ja się tu w ogóle znalazłem? Pamiętam, że mnie związali.
To miało wyglądać na porwanie. Niejaki Hermion powiadomił Toma, że uciekłeś przed pobiciem. Kazał cię szukać…
Hermiona, jak już. To dziewczyna.
Harry zaczął się śmiać. Porównanie Hermiony do chłopaka było komiczne. Już widział jej minę, jak się o tym dowie. Toshiro również zachichotał.
Ale gafa… oho, szukają cię.
Harry spojrzał przez drzwi. To, co zobaczył, doprowadziło go do ataku śmiechu. Do ogrodu wybiegł bowiem Voldemort, w samym ręczniku na biodrach. Ten rozglądał się, aż dosłyszał śmiech z domku. Wpadł tam jak burza. Toshiro podawał właśnie Potterowi szklankę wody. Harry napił się jej i rozwalił na sofie.
Niezły ręcznik. - zakpił na widok różowego ręczniczka w żółte kaczuszki.
Czy ty zdajesz sobie sprawę, że nie można tak sobie wychodzić bez informowania o tym fakcie kogokolwiek?! - Voldemort warczał na niego.
Przecież byłem tu cały czas. - Harry spojrzał na niego dziwnie.
Nie strasz mnie więcej!
Voldemort usiadł lekko na sofie i również wziął wodę od Toshiro.
Severus przyjdzie cię zbadać.
Po co? - Harry przesiadł się na jego kolana.
Nie byłeś bezpieczny jakiś czas.
Martwisz się? Jak miło.
Voldemort objął zasypiającego chłopaka. Na pewno był wyczerpany. Pożegnał się z Toshiro i zabrał go do swego pokoju. Po drodze minął śmierciożerców, którzy go przynieśli. Ci usłużnie zeszli mu z drogi. I tak byli zachwyceni. Zarobili sporo pieniędzy.
***
Harry obudził się wypoczęty. Przebrał się w białe spodnie i szarą koszulkę, po czym zjadł śniadanie. Na końcu zniósł tacę do salonu.
Anna?! - zamarł w połowie schodów.
Kobieta podniosła się i podała mu identyfikator.
Kwiatek powiedział mi, co się dzieje. Masz przenośnik prosto do pokoju. Nie musisz pokazywać się przez wakacje w szkole. Powiadom tylko przyjaciół, że nic ci nie jest.
Dzięki. A co ty tu robisz? Znaczy, skąd się wzięłaś?
Ktoś mnie zaprosił, by ustalić, co robić z książką.
Znowu książka?! Co jest ważniejsze, ja czy pisanie?!
Ty. - Voldemort napił się kawy.
Harry wytrzeszczył oczy.
Serio?
No tak, jak ty zginiesz, to kto napisze dalszą część?! - Bella pozbawiła go złudzeń.
Ech… - Harry westchnął, poddał się i usiadł.
Anna przekomarzała się z nimi do czasu przybycia Severusa. Harry niechętnie udał się na badania.
***
Kingsley westchnął, odkładając lunetę. Wiec jednak, auror się nie mylił. Chłopak został porwany. I teraz najprawdopodobniej jest pod zaklęciem Imperiusa. Jak można było do tego dopuścić?! Chłopak jest kluczem do pokonania wroga, a teraz siedzi mu na kolanach, jak maskotka. Dlaczego dyrektor na to zezwolił?! Gdyby nie uderzył Pottera, nic by się nie stało. Podniósł się powoli i wycofał. Deportował się do kwatery głównej Zakonu.
I?! - Dyrektor spojrzał na niego przerażony.
Niestety. Harry oberwał Imperiusem. Siedzi w ich kwaterze. - Usiadł na wolnym krześle.
Jednak jest tam? - Molly zadrżała.
Widziałem to. Schwytali go i dostarczyli związanego.
Skąd tam się wziąłeś? - Lupin spojrzał podejrzliwie.
Na rozkaz Albusa. Śledziłem Annę. Agentka Pottera jest koleżanką Voldemorta. Przynieśli go związanego a on po prostu przeniósł go do pokoju i zaczarował. Dopiero po tym uwolnił go.
Dumbledore odetchnął. Najważniejsze, by nie wydało się największe kłamstwo. Koniecznie musiał odzyskać chłopaka. Na pewno nie był pod żadnym zaklęciem. To jego durna natura trzymała go w jednym miejscu. Spojrzał na kłócących się ludzi.
Kłótnie odłóżmy na bok.
Uspokoili się.
Harry miał ostatnio ciężkie dni. Oberwało się to nam wszystkim, ale już niemal kryzys się zażegnał. A teraz, w tym najważniejszym momencie…
Kryzys to był, dlatego, iż go uderzyłeś! - wtrącił Lupin.
A co ty byś zrobił, jakby twój rozmówca nagle zmienił kolor oczu na czerwony, zaczął syczeć mową wężów i atakował cię Avadą? - zasugerował łagodnie.
Wytrzeszczyli oczy.
Podejrzewam, że to była część planu wroga. Żeby Harry przestał mi ufać, zbuntował się i odszedł. Tu nie całkiem mu się udało. - dyrektor zamyślił się. - Ale to nie jest ważne. Teraz zarządzam przygotowanie do walki, póki Severus osłania Harry'ego.
Poderwali się i złapali za płaszcze. Nie zamierzali zostawić go bez opieki.
Rozdział 15.
Harry wziął zamach i przywalił Voldemortowi w nos z pięści.
Ała! Za co?!
Nie podglądaj mnie jak pracuje. To mnie stresuje. - odwrócił się do pracy.
Voldemort usiadł na sofie, koło Severusa, który z uśmieszkiem mieszał eliksir.
Nie drażnij go, czasem jest nieprzewidywalny.
Zauważyłem. Nie będą ci marudzić, że tu siedzisz?
Nie. - Severus zmarszczył czoło. - W zasadzie był zadowolony, że tu jestem.
Co ten stary zgred kombinuje? - Voldemort spojrzał na plecy chłopaka.
On może sobie przenosić laptopa? - Severus również tam spojrzał.
Tak, przecież to zrobił. Skrzat mu przeniósł.
Znów przygryzł wargę. Co się szykuje? I czy bezpiecznie będzie na terenie kwatery? Miał tu dwie osoby, które raczej nie będą w stanie się bronić. Severus będzie musiał udawać ich wroga. Harry nie będzie w stanie walczyć z Zakonem. Toshiro… on wcale nie zna się na walce. Wstał i podszedł do Pottera.
Harry, idę porozmawiać z Toshiro. Nie wychodź z tego pokoju, póki nie wrócę, dobrze.
Okej. I tak się meczę z jednym motywem.
Voldemort odszedł od niego. Bella zrozumiała spojrzenie, jakie jej posłał i stanęła na straży. Severus spiął się. Chyba nie spodziewają się ataku na tę kwaterę? Jest tak dobrze strzeżona…
---
Toshiro spojrzał przez okno na bezchmurne niebo.
A bariery ochronne? - spytał poważnie.
Nie wiem, czy dadzą radę. Dumbledore jest silny. - Voldemort zapalił papierosa.
Chłopak spojrzał na niego w szoku. Tylko raz widział go, jak palił. Ale wiedział, że to oznaka największego niepokoju. Skinął głową.
Nie będę zawadzał w trakcie walki. A Harry będzie bezpieczny, gwarantuje ci to.
Dziękuję. - Voldemort wypalił do końca papierosa i wrócił do domu.
Toshiro odszedł od drzwi i podszedł do skrzynki w rogu pokoju. Otworzył ją i zaczął składać broń w całość. Dawno już odzyskał skradziony kostium i broń. Nie, nie znał się na magii, ale potrafił dopiec wrogowi. Obroni Pottera. Zaczął się przebierać. Potem przypasał broń i wymknął się na dach. Przyczaił się przy kominie i obserwował otoczenie. Wkrótce dostrzegł grupę aportującą się na polanie. Zacisnął wargi. Za chwilę zacznie się przednia zabawa.
***
Kingsley wskazał palcem.
To ten dom. W domku ogrodnika mieszka jakiś mugol. - pokazał mały domek.
Może ogrodnik. Jeśli wynajęli dom mugoli, to nie przeszkadza im jego osoba. Traktują jak skrzata. - Albus zastanowił się chwilę.
Nie. To ten mugol, o którym mówił Severus. - Kingsley westchnął.
Po co on go trzyma? - Molly zaniepokoiła się. - Jeśli to wojownik?
Zobaczymy. Lupin, Tonks, Hagrid. Wy wkradniecie się do domu i zabierzecie stamtąd Harry'ego. Reszta odwraca ich uwagę.
Skinęli głowami i rozdzielili się. Toshiro zachichotał. Nie zwracał już uwagi na główną grupę. On zajmie się tamtą trójką. Pewnie idą po Pottera. Poczekał, aż zniknęli w lesie. Zerknął na drugą grupę. Jakiś starzec właśnie pogłośnił głos i wyzwał Voldemorta do walki.
***
Harry zamarł. To był głos dyrektora.
Potter, odeślij laptop do swego pokoju.
Chłopak przywołał skrzatkę i oddał jej laptop. Potem podszedł do Voldemorta.
Skąd oni się tu wzięli?
Pewnie po ciebie. - Severus objął go. - Tom, nie będę walczył. Niech Zakon wciąż myśli, że jestem ich szpiegiem.
Przypilnuj Harry'ego. Jak się zacznie zamieszanie, wyprowadzisz go do Toshiro i uciekniesz z tą dwójką.
Snape skinął głową. Voldemort wraz z resztą śmierciożerców zszedł na dół. Stanął naprzeciwko Albusa.
Włamujesz się na prywatną posiadłość. - wycedził.
A ty porywasz moich uczniów. - dyrektor zerknął na dom i las.
Tamta trójka właśnie przekradła się za budynek.
Są wakacje. Chłopak jest tu dobrowolnie. - uśmiechnął się. - Nie trzeba było go bić.
Ty go wykorzystałeś, by zginął z ręki Albusa! - Molly zasyczała.
Nie, idiotko. Jeśli Harry obrywa, ja mogę dostać rykoszetem przez bliznę i więź między nami. Nie atakuje go wcale, dopóki nie znajdę blokady na więź.
Pupek!
Voldemort skrzywił się i odwrócił do ganka.
Potter, oskalpuję cię, jak mnie nazwiesz tak jeszcze raz!
Dobrze, kwiatku! - Harry zbiegł na dół.
Za nim pokazał się Severus. Masował sobie ramię, pewnie oberwał od chłopaka.
Schowaj się, to nie jest bezpieczne.
Toshiro zniknął. - Harry spojrzał na niego smutno.
Udawał, że nie widzi tamtej dwójki.
Jak to zniknął?! - Voldemort spojrzał na domek.
Nie ma go. Byłem tam, by pograć w szachy i nie było go.
Za Potterem huknęło coś, trafiając w róg budynku. Harry pisnął, a Voldemort odruchowo osłonił go sobą.
Severus! Sprawdź to!
Mówiłeś, że nie zaatakujesz mnie, póki nie przyjdą wyniki badań tego połączenia!
To nie my, chłopcze. Nie oddalaj się ode mnie.
Harry drżał wyraźnie. Po chwili rozległ się drugi huk i cały róg domu rozsypał się. Przed nimi wylądował Hagrid, osłaniający Lupina. Harry podbiegł do nich.
Hagrid, Remus?! Co się dzieje?
Harry cofnij się! On jest potwornie silny!
Remus wstał i zasłonił go sobą. Po chwili za rogu wyszedł…
Toshiro. - Harry wyjrzał za Remusa.
Witaj, słońce. Voldemort, ta trójka przekradała się do budynku.
Trójka? - Harry spojrzał na niego i potem na to coś, co wskazywał. - Tonks! Toshiro, to moi przyjaciele!
Trudno. - minął ich i stanął koło Voldemorta. - Obiecałem, że jeśli zaatakują, nie będę zawadzał.
Myślałem, że miałeś na myśli to, że wycofasz się z Harrym do kryjówki. - Voldemort podrapał się po głowie.
I pozbawić się całej zabawy? - chłopak zaśmiał się. - Ja biorę dyrektorka. Mam z nim porachunki, za uderzenie naszego słodkiego Harrusia.
Harry zamrugał. Wyglądało na to, że dopiero teraz zauważył resztę Zakonu.
Co tu się dzieje? - rozejrzał się spanikowany.
Postanowili nas zaatakować. - Toshiro zachichotał. - Teraz popatrzą, jak zabijam Albuska.
Rzucił się naprzód, ale Hagrid rzucił się za nim.
Nie pozwolę ci na to.
Toshiro w biegu wydobył wachlarz i rozwinął go. Pięć symboli na nim zalśniło na czerwono. Chłopak obrócił się i zamachnął nim. Powstała tak silna fala powietrza, że podniosła Hagrida w górę, przebiła przez taras, ścianę do wnętrza budynku i przez dach. Pół olbrzym zatrzymał się dopiero na kominie. Harry spojrzał w szoku.
O rany. Ale wachlarz. Też chce taki. - jęknął. - Pupuś, kup mi!
Ciekawe skąd ci go kupie. - Na wszelki wypadek odesłał chłopaka do domu.
Harry ostro sprzeciwiał się Severusowi i Belli, którzy siłą zawlekli go do domu. To obudziło ducha walki w Zakonie. Wszyscy ruszyli do walki.
***
Harry kulił się na stryszku. Co chwilę domem wstrząsały zaklęcia. Severus czuwał przy oknie i zdawał relację.
Ojej. - odezwał się w pewnej chwili.
Harry jednak wiedział, co się dzieje. Voldemort przegrywał walkę z Albusem. Tylko on mógłby go uratować swoją mocą. Ale tak bardzo się bał... Co się z nim stanie, jak to się wyda? Bella krzyknęła i wyjęła różdżkę, gdy Voldemort upadł. Z ust członków Zakonu wyrwał się okrzyk zwycięstwa. Nie mógł tego znieść… Poderwał się i rzucił do okna. W biegu ujawnił się, ku szokowi Belli i Severusa…
---
Albus z triumfem w oczach zamachnął się różdżką. Voldemort rozbrojony, unieruchomiony… Idealna okazja do zabicia dupka. Już wypowiadał zaklęcie uśmiercające, gdy ktoś pojawił się przed Voldemortem. Wokół postaci zawirowały ciemne skrzydła i rozłożyły się, odbijając na boki zaklęcie. Zamarli. Voldemort w szoku wpatrywał się w anioła, który go bronił.
Potter, zejdź mi z drogi! - Albus bezbłędnie wiedział, kto to jest.
Nie.
Chłopak podniósł głowę. Zdjął okulary i odrzucił na bok. Nie potrzebował już ich. Widział doskonale. Zakon zamarł w szoku. Wielu szeptało między sobą na jego widok.
Dlaczego nie chcesz tego zakończyć?! - Albus zirytował się.
Bo nie mogę. To moja misja, morderco! Za długo się bałem i robiłem, co mi rozkazałeś. Teraz mam wsparcie - Toshiro, Pupka, Annę. Mogę spróbować wykonać misję, z którą się narodziłem.
Jesteś upadłym aniołem, nie dasz rady jej wykonać. Zmądrzej w końcu. - Dyrektor z trudem się opanował.
To ty zmieniłeś mnie w upadłego anioła. A teraz wynocha.
Harry wzniósł się z rękami w górze. Potem wypuścił z nich strumień magii. Zakon w ostatniej chwili się deportował. Ziemia tam, gdzie stali, popękała na dwa metry w głąb ziemi. W niektórych szczelinach pojawiła się woda spod powierzchni. Inne parowały - musiały tam być rury z ciepłą wodą lub podziemne gejzery. Ale nawet to nie było szokiem. Szokowała postać młodego anioła, który unosił się w powietrzu. Jego długie włosy osłaniały nagą sylwetkę. Spoglądał w niebo, a po policzkach spływały łzy. Już nie miał odwrotu. Wydało się, czym naprawdę jest. Nawet nie zerkał na dół. I tak wiedział, że są w szoku.
Rozdział 16.
Hermiona syknęła.
Ron, nadepnąłeś na mnie.
Przepraszam. Tu jest mało miejsca i…
Nie dokończył, gdyż drzwi się otworzyły. Jednak między członkami zakonu nie było Harry'ego. Ale też nie widzieli Tonks.
Może zabrała go do skrzydła szpitalnego? - szepnął dziewczynie.
Zobaczymy, co powiedzą.
Poczekali, aż większość usiadła. Większość, bo Remus i Minerva wyglądali, jakby mieli kogoś zaraz zabić. Kobieta trzasnęła pięścią w stół.
Albusie, dość tego! Żądam prawdziwej wersji wydarzeń.
Popieram. Tonks poświęciła życie, a teraz wychodzi na to, że od początku byliśmy okłamani. - Remus wyjął różdżkę.
Nie denerwujcie się, proszę. Teraz i tak wam powiem, to zaszło za daleko.
Hermiona zagryzła wargę. Więc Tonks nie żyje? Gdzie jest Harry?! Spojrzała, jak każdy w pomieszczeniu, na Albusa.
Niemal każdy człowiek ma swojego anioła stróża. - zaczął - Voldemort nie jest wyjątkiem. Ponieważ on był potężny, to anioł stróż nie mógł narodzić się jak brat czy siostra. Musiał pochodzić z obcej rodziny. Mniej więcej w ciągu pierwszych dwóch lat po narodzinach, prawowity właściciel anioła, zabija jego całą rodzinę, zabiera go do siebie i anioł podejmuje swoje obowiązki.
Co?! Harry jest jego aniołem stróżem?! - Remus oklapł.
Był, Remusie. - dyrektor westchnął. - Jak tylko Voldemort zaczął polować na Potterów, otoczyłem chłopaka klątwą. Miała odbić zaklęcie skierowane w Lily i Jamesa na Voldemorta i zakłócić rytuał. Nie przewidziałem tylko, że oboje nie będą mieli przy sobie różdżek. Stąd ich śmierć, zniszczenie Voldemorta i blizna.
A co miała zrobić ta klątwa? - Minerva zacisnęła usta.
Zniszczyć moc anioła stróża w Harrym. Ale nie zrobiła tego. Dlatego właśnie wysłałem go do mugolskich krewnych. I wyjaśniłem Petunii, co się stanie, jak powróci Voldemort. Dlatego była surowa dla chłopaka. By zaufał nam, a nie jemu. I wszystko szło dobrze, aż do ostatniego roku. - Albus wstał. - Nie wiem, co poszło nie tak. Harry ostro się zbuntował. I dzisiaj doszło do najgorszego. Ujawnił się Voldemortowi.
Myślisz, że on się zorientuje? - Molly westchnęła.
Nie wątpię. To oznacza, że Harry będzie go bronił, nawet wbrew sobie. Moce anioła przejęły nad nim kontrolę. Obawiam się, że musimy go zabić.
Nie możesz tego zrobić! - Remus poderwał się.
Masz pomysł, jak ominąć anioła stróża i zabić jego właściciela? Bo jeśli nie, to wyjścia nie ma.
W tej chwili Hermiona przestała ich słuchać. Harry, on… To był szok. Poczekali, aż Zakon na dobre zaczął kłótnię i wymknęli się. Na korytarzu zdjęli pelerynę, przenieśli się do szkoły i usiedli na kanapie.
Zawsze wydawało mi się, że Harry cierpi. - Ron spoglądał na swoje ręce. - Teraz wiem dlaczego.
I się w końcu zbuntował. Anioł wygrał z duszą człowieka.
Hermiono, znajdziesz książki o aniołach stróżach? Może można go jeszcze ocalić? - Ron poderwał się. - Jeśli jest upadłym, bo ktoś zablokował mu misję, to może uda się tę blokadę skorygować i Harry ponownie będzie aniołem i będzie z nim dobrze?!
Hermiona spojrzała na niego ciepło. Naprawdę zależało mu na Harrym, skoro zamierzał pomóc jej go ratować. Bo ona bez wahania już planowała, jak popsuć szyki Zakonu. Wstali i ruszyli do biblioteki.
***
Toshiro podszedł bliżej, jak tylko posłał wiadomość Annie. Ta zjawiła się po chwili.
Co się…
Zobaczyła, że każdy patrzy w górę i też spojrzała. Oczy jej się rozszerzyły na widok ciemnych skrzydeł.
Upadły anioł… prawdziwy… och…
To Potter. - Toshiro zerknął na nią.
Co?! Harry… och… dlatego piszę taką książkę. Czyim jest aniołem?
Pupka. Znaczy, chyba jego… w każdym razie ocalił go i wtedy się ujawnił.
Zabierzcie go lepiej do domu. Na pewno jest wyczerpany. Ujawnienie się jest ciężkie. Poszukam, co wiem o aniołach.
Kobieta zniknęła. Wciąż nie mogła uwierzyć, że miała za podopiecznego taką istotkę. Tymczasem Voldemort wzleciał w górę i zatrzymał się przed chłopakiem.
Chodź do kwatery. Jest strasznie zniszczona, ale musimy najpierw odpocząć, zanim ją naprawimy.
Harry spojrzał na niego niepewnie. Nie, nie miał zamiaru go zabijać. Bynajmniej na razie. Uniósł dłonie i opuścił się na dach. Ledwo jego bose stópki dotknęły dachówek, wszystkie zniszczenia się naprawiły.
Też chce takiego aniołka. - westchnął Severus.
Harry, idź się zdrzemnij. My sprawdzimy teren, czy nie ma jeszcze szpiegów.
Anioł spojrzał na Voldemorta, po czym schował się do środka przez okienko w dachu.
---
Wieczorem wrócili do domu. Byli wyczerpani. Naprawienie barier i wzmocnienie ich zajęło im dużo czasu. Toshiro podał im herbatę. Voldemort spojrzał pytająco.
Siedzi na strychu. Nie chce zejść. - skrzywił się.
Zaraz go sprowadzę. - Voldemort ziewnął.
Lepiej nie. Daj mu czas. - chłopak położył rękę na jego ramieniu. - Powiedz mu tylko, że czekacie na niego z kolacją i tyle. To dla niego ciężki okres.
Voldemort podszedł do schodów. Wspiął się na nie i otworzył drzwi na strych.
Harry, zejdziesz na kolację? Czekamy na ciebie. Przyjdź, dobrze?
Poczekał, ale nikt nie odpowiedział. Przymknął drzwi, ale zanim to zrobił, zapalił mu światło. Potem wrócił do salonu i złapał za widelec. Już miał zjeść pierwszy kęs sałatki, gdy drzwi otworzyły się i wpadła tam wysoka dziewczyna. Włosy sterczały jej na wszystkie strony od ciągłego szarpania. Rzuciła na stół kilka tomów. Mebel zapiszczał przeraźliwym protestem. Obca rozejrzała się i podeszła do strychu. Otworzyła drzwi.
Złaź, matole. Jest sposób, by cię uratować z losu upadłego anioła.
Trzasnęła drzwiami. Tym razem nie musieli długo czekać. Nad głowami usłyszeli tupot i po chwili to samo dobiegło ich ze schodów. Harry wypadł z pomieszczenia i spojrzał na salon.
Podsłuchaliśmy Zakon. Ron dalej szuka szczegółów, a ja przyniosłam wiadomości… Merlinie, załóż chociaż gacie na dupę.
Harry spojrzał na siebie, po czym skręcił do sypialni. Troszkę namęczył się z wejściem przez wąskie drzwi, ale w końcu udało mu się to. Po kolejnej męce, tym razem związanej z wychodzeniem z pomieszczenia, w końcu dotarł na dół. Na sobie miał koszulkę z dziurami na plecach. Na nogach rybaczki. Hermiona uważnie obejrzała skrzydła.
Tu piszą, że dopóki skrzydła anioła nie staną się zniszczone, można go ratować. - otworzyła książkę. - Skrzydła uważane są za zniszczone, jak wydzielają odór zgnilizny, gubią pióra i wycieka z nich smolista, czarna substancja.
No… jeszcze tak źle to ze mną nie jest. - Harry dotknął sprężystego piórka. - Tylko zmieniły barwę na średnią czerń.
Spokojnie. Średnia czerń to pierwszy stopień z ratowania zaawansowanego. - Toshiro usiadł na sofie.
Hermiona spojrzała na niego. Nie wyglądał na czarodzieja, ale też nie był zwykłym mugolem.
Ty miałeś anioła stróża, prawda? - spytała wprost.
Tak. I to ją zabili. Udawała moją kuzynkę. Przed śmiercią podarowała mi swoją moc, umieszczając ją w wachlarzu. - Toshiro spojrzał na Pottera. - Sądziłem, że była silna, ale ona kontrolowała tylko wiatry. Ty kontrolujesz wszystko. Wydaje mi się, że musimy dokonać zmiany pięciu żywiołów, by nadeszło zbawienie.
Pięciu żywiołów? - Voldemort zamrugał.
To rytuał ratunkowy. Dosyć skomplikowany. - Hermiona czytała o nim wcześniej, więc otworzyła odpowiednią stronę. - Anioł przejmuje ratunek jednego z żywiołów. Drugi - współpracujący z nim żywioł - przejmuje opiekun. Pozostałe trzy wyznaczone osoby. Najlepiej podpasujące rodzajowo. Podczas rytuału zmienia się ich wygląd. Anioł zaś nie może już powrócić do dawnej formy. Jego skrzydła staną się szare.
Mam łazić ze skrzydłami? - Harry skrzywił się.
Nie, są techniki anielskie. Nauczysz się je chować. - Toshiro machnął ręką. - Daj jej skończyć.
Problemem jest czas po rytuale. Przez pierwszy miesiąc anioł i opiekun sypiają razem i nie powinni się rozdzielać na dłużej niż godzinę. Potem jest już to obojętne. - Hermiona zamknęła książkę.
Voldemort spojrzał na swego podopiecznego.
Ta więź… - zaczął.
To nie więź. - Harry westchnął. - To połączenie między aniołem a opiekunem. Jestem tego pewny. Inaczej Albus nie umiałby tego zablokować.
Dokładnie. - Toshiro i Hermiona skinęli głowami.
Więc muszę się przemienić? - Voldi westchnął.
Nie musisz. Ale wówczas Harry umrze w wieku dwudziestu lat. - Toshiro spojrzał na nich. - Myślę, że to by była strata. Kto by pisał takie ciekawe…
Ta książka, to opowieść o nas, prawda? - Voldemort spojrzał na anioła.
Harry skinął głową twierdząco. Voldemort znał treść opowieści. A potem odrzucił wahanie.
Kiedy dokonamy rytuału?
Spokojnie. Muszę poszukać składników, uwarzyć dwa eliksiry - co najmniej dwa. - Hermiona zaczęła się zastanawiać. - Rytuał się dokonuje podczas zaćmienia jakieś tam gwiazdy. Najbliższe będzie za dwa tygodnie. - zajrzała do książki. - Musisz znaleźć dwie osoby.
Chyba trzy. - Harry spojrzał na nią.
Nie. To musi być czysta krew, pół krwi i szlama. Ja jestem szlamą, więc jedną już mamy. Spełniam warunek „jednej osoby nie naznaczonej, ale wstępującej dobrowolnie”.
Severus i Bella? Oni mają takie statusy krwi i do tego są naznaczeni. - Voldemort spojrzał na wymienionych.
Ci kiwnęli głowami bez wahania.
Pomogę w eliksirach. Harry, ty udaj się z Bellą do pokoju i pisz powieść. Nie wystawiaj stamtąd nosa. - Snape spojrzał na aniołka.
Dobrze. - Harry niepewnie uśmiechnął się.
Ron szuka ci książek o kontrolowaniu mocy. Podrzucimy ci je w wolnej chwili. - Hermiona zebrała książki z Severusem.
Przenieśli się we czwórkę do pokoju chłopaka. Ten ich wypuścił i sam zasiadł do pisania. Sprawdził jeszcze umysłem, co robi jego opiekun.
Masz szczęście, że posiadasz tak potężnego anioła. - Toshiro pożegnał się z Voldemortem.
Harry nie mógł powstrzymać chichotu na te słowa i poczuł, jak Voldemort uśmiechnął się, gdy wyczuł jego zadowolenie.
Pracuj, aniołku.
Tak, już pracuję.
Otworzył plik powieści i zabrał się do pracy.
Teraz tak. Wiele osób pyta, dlaczego Tom jest spokojny. Proste. Chodzi o więź z aniołem. Jest mu to na rękę, bo może go pilnować i nie obawiać się o to, że chłopak umrze w wypadku a to pociągnęłoby też jego śmierć.
Rozdział 17.
Harry popijał sok pomarańczowy i spoglądał w tekst. To był już siedemnasty rozdział z zaplanowanych czterdziestu pięciu. I właśnie go skończył. Zapisał pracę, zamknął plik i westchnął. Nudził się niemiłosiernie. Bella spojrzała na niego niepewnie.
Wszystko w porządku? - podeszła bliżej.
Tak. - westchnął ponownie. - Po prostu robię sobie przerwę.
Przepracowujesz się. Jeszcze masz dwa tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego, a piszesz jak wariat. - podsunęła mu czekoladkę.
To nie takie proste, Bella. Napisanie, potem poprawki, wszelkie uwagi, promowanie. Chce mieć napisany szkic do października, by było szybciej. - wziął czekoladkę i zaczął ją cmoktać.
Przez te dwa dni bardzo zżył się z Bellą. Razem grali w Piotrusia, szachy i eksplodującego durnia. Bella okazała się też kiepską kucharką a Harry dobrym wizażystą. Zmienił jej włosy na zielono i nawet Severus niewiele pomógł, by to cofnąć. Bella dostawała szału niemal co kwadrans, on ją równie często olewał. Słowem, zachowywali się jak rodzeństwo.
Nudzę się, chodźmy do pupka. - zawyrokował.
Bella wzruszyła tylko ramionami, ale jej fanatyczna mina mówiła sama za siebie. Cieszyła ją możliwość zobaczenia swojego mistrza. Przenieśli się kominkiem do domu. Harry wyskoczył z niego w biegu, złączył palce na kształt pistoletu i wycelował w Voldemorta.
Pif paf. - zawołał na niego, stając groźnie w rozkroku.
Nieważne, że akurat trwało zebranie, Bella ze śmiechu zsikała się za nim - dosłownie - a Toshiro opluł wodą plany. Voldemort spoglądał na Pottera całkowicie oszołomiony. Widać było, że po raz pierwszy spotkał się z tak dziwną sytuacją. Harry zamrugał.
EJ! Powiedziałem pif paf! No rusz się! - skrzywił usta.
Eeee?! - Voldemort opuścił ramiona i ogólnie przybrał pozycję załamanego konia, któremu ktoś rozjechał walcem kopyta.
Ty się do niczego nie nadajesz! - Harry warknął, po czym skrzyżował ramiona przed sobą i opadł na fotel.
Wydaje mi się, że chciał się bawić. Wiesz, takie odruchy dziecięce. - Toshiro pokręcił głową w rozbawieniu.
Ze mną?! Bawić?!
Voldemort klepnął tyłkiem na podłogę. W tej samej chwili wpadła przez kominek Hermiona.
Herma! - Harry poderwał się i złożył identycznie dłonie - Pif Paf.
Unik! - zawołała, rzuciła się w bok i przetoczyła za kanapę.
Voldemort totalnie zbaraniał. On chyba nie oczekiwał, że zrobiłby coś tak głupiego?!
Granat! - zawołała dziewczyna zza kanapy i wyrzuciła w stronę Pottera… bardzo gruby tom historii magii.
Opasłe tomisko zatoczyło szeroki łuk i wylądował na głowie Severusa, powalając go na ziemię. Profesor zaczął kląć, ale nie wstawał. Przeczołgał się tylko pod stół, robiąc sobie z niego tarczę ochronną. Harry rozejrzał się, złapał za wazon i zamachnął się.
Koktajl Mokotowa!
Moja waza rodowa! - przerażony Lucjusz złapał się za głowę.
Wazonik zatoczył luk i wpadł za sofę. Po sekundzie było słychać, jak się rozwala.
Kurwa mać! To bolało!! - Granger poderwała się.
Włosy miała mokre od wody a kawałki skorupki wplecione w kosmyki. Najwyraźniej trafił ją za pierwszym podejściem. Voldemort spojrzał na tomisko, leżące dobre trzy metry od Pottera. Po chwili poczuł, jak Toshiro ciągnie go za kołnierz pod stół. Rozejrzał się - wszyscy śmierciożercy już się tam schowali a Granger rzucała w Pottera wszystkim, co miała pod ręką. Kolejno przeleciały książki, poduszki, jakiś serwis do kawy - tu słyszał jęki Narcyzy, że to po babce - kilka obrazków a nawet - tu już się śmiał - poleciał kawałek kominka. Z kolei Potter nie był gorszy i odrzucał w nią doniczkami z kwiatami, poduszką, pufą, podnóżkiem, poleciała nawet Nagini, smacznie śpiąca w koszyku. Wąż zwiał w powietrzu i umknął do Severusa. Po chwili oboje zwiali do nich, bo Hermiona podniosła z łatwością stół i zaczęła ganiać Harry'ego po salonie, aż wybiegli na dwór.
***
Voldemort i Anna wyplątywali chaszcze z Hermiony i Harry'ego. Najwyraźniej walka przeszła z ogrodu - który wyglądał jak po przejściu trąby powietrznej - do pobliskiego lasku. Lucjusz zaręczał im, że strumień zmienił bieg i płynie w drugą stronę a drzewa są poniszczone na zapałki. Narcyza płakała nad swoimi kwiatami, Draco śmiał się jak idiota. Reszta przezornie nie wychodziła spod stolików.
Co wam poodbijało? - Anna z trudem wyciągnęła nogę dziewczyny z pnączy malin, oplatających jej łydkę i ciągnących się za nią metr po dywanie.
Bawiliśmy się. - odpowiedzieli chórem, szczerząc zęby.
Kobieta rozejrzała się po zdemolowanych terenach. Jeśli to jest zabawa, to nie chciałaby widzieć, jak wygląda ich kłótnia. Voldemort westchnął i nic nie powiedział.
A tak w ogóle, po co przyszłaś? - Bella spojrzała na Hermionę zimno.
A tak w ogóle… po co ci te chwasty na łbie? - Hermiona przekrzywiła głowę. - Zresztą, nieważne. Jestem tylko szlamą i głupoty… pardon, inteligencji, czysto krwistych rodów nie zrozumiem.
Ona chciała zostać elfem. - Harry zachichotał.
Elfy nie zabijają i nie dają chętnie dupy. - skomentowała to dziewczyna. - W każdym razie, skończyliśmy. Już dzisiaj można nas przemienić.
Harry usiadł prosto. Po chwili powrócił do postaci anioła. Zamachał skrzydłami, przez co Voldemort dostał po nosie piórami.
Ej, panuj nad nimi. - wygrzebał się z piór.
Nie chce mi się. - Harry połaskotał go po nosie piórkiem.
Przestańcie, teraz są ważniejsze sprawy. - Hermiona podała im pliki pergaminów.
Po co to? - Harry wziął je od niej, tak samo jak folię i pióro.
Na pergaminach rozrysujesz siebie w nowym ciele. Potem jak skończysz, to się kopiuje na pergamin docelowy i zaznacza krwią. To się wrzuca do rytuału i tyle.
A jak kopiuje? - Severus obejrzał uważnie folię.
Proste. - pokazała im ułożenie głównego pergaminu. - Kładziemy na fragment folię, skrapiamy ją naszą krwią. Potem przytykamy szkic i obrysowujemy kontury. One powinny znikać podczas tej czynności. Jak skończymy to zdejmujemy folię i szkic. Obrazek jest na szarym pergaminie i potem tylko rysujemy wokół odpowiedni symbol. Mam je w książce.
Harry złapał za pergamin i zerknął na włosy Belli.
A szkoda, że ja nie mogę wybrać wam wyglądu. - westchnął.
Mi możesz. Daję na to zgodę. - Hermiona podała mu swój pergamin.
Serio? - złapał za to, podpisał Hermiś i odłożył na bok.
Tak, będziesz bynajmniej cicho jakiś czas. I wierzę, że nie zbezcześcisz mnie.
To ja też oddaje, nie mam do tego głowy. - Snape również oddał pliki i złapał za książkę o aniołach.
Voldemort zauważył wyzwanie w oczach Toshiro i też dał pergamin. Bella - chcąc nie chcąc - poszła śladem swojego mistrza. Powrócili do zebrania, Hermiona do szkoły a Harry zawzięcie gryzmolił.
***
Hermiona jako ostatnia skończyła swój symbol.
Ten pedantyzm jest niezdrowy. - Harry zauważył już wcześniej, jak poprawiała prawie dwadzieścia razy jedną linię, bo wydawała się jej za mało prosta.
No i co z tego? - spojrzała na niego groźnie, po czym wstała.
Zajęli odpowiednie miejsca, po czym Toshiro zaczął czytać rytuał. Była to nudna czynność. Samo zaklęcie miało ponad sześćdziesiąt stron. Do tego trzeba było kłaść w odpowiedniej chwili zioła, dodatki czy kropić ich eliksirami. Anna wszystko gruntownie spisywała dla Pottera. Była pewna, że umieści to w swojej książce. W pewnej chwili pomieszczenie zalało światło i usłyszała wrzaski. Potem była już tylko cisza...
Rozdział 18.
Harry otworzył oczy. Leżał w swoim pokoju. Niedaleko niego spała oparta na stole Anna. Podniósł się do siadu i przeciągnął. Zerknął w lustro i wrzasnął. Wypadł z łóżka i zaczął wdzięczyć się do swojego odbicia. Po chwili Anna podniosła głowę i spojrzała na podopiecznego.
Już wstałeś? - spojrzała na niego. - Pokaż mi się.
Harry odwrócił się i Annę zamurowało. Harry miał teraz smoliście czarne włosy, znacznie dłuższe niż zazwyczaj. Do tego były malowniczo postrzępione. Blizny nie było, tak samo jak okularów. Jego oczy teraz były większe i ładniejszego kształtu. Odcień zieleni był intensywniejszy. Stał tam zupełnie nago, z szarosrebrnymi skrzydłami.
Wyglądam uroczo. - zawyrokował.
Tak. Poczytaj o maskowaniu skrzydeł i bierz się do pracy.
Anna przeniosła się kominkiem a Harry przeszedł do łazienki. Zazwyczaj olewał kąpiele w wannie, ale dzisiaj sobie na nią pozwolił. Pławiąc się w pianie chichotał. Co prawda musiał się przenieść na cały miesiąc do Voldemorta. Pakowanie się pozostawił Melli. Po kąpieli ubrał fioletową koszulkę, opinającą mu tors. Na nogi wdział rybaczki i sandałki. Potem zabrał torbę a Mella przeniosła mu laptopa. Tak bardzo chciał zobaczyć, jak wygląda reszta...
***
Voldemort odkręcił wodę i stanął pod prysznicem. Cholerny Potter. Nie mógł zrobić mu innego ciała?! Odgarnął włosy z oczu i westchnął. Teraz nie zmieni wyglądu. Był wysokim szatynem, o granatowych oczach i ciału sportowca. Musnął mięśnie z lekką odrazą. Ale z drugiej strony… Miało to i plus. Mógł zabijać bez wahania. Nikt go nie pozna, w każdym razie nie od razu. Złapał za żel i umył się. Umył także głowę. Musiał kupić szampon.
Kochanie, jestem już. - usłyszał z pokoju.
No nie. Zapomniałem, że to coś ma tu mieszkać przez trzydzieści dni.
Spłukał włosy i wyszedł spod prysznica. Założył szlafrok i wrócił do pokoju. Usiadł w fotelu.
Czemu takie ciało?! - zaprotestował.
Bo jestem ładny i muszę mieć ładnego podopiecznego. - Harry rozkokosił się na łóżku. - Ale miękkie.
Masz kłopot z próżnością.
Nie narzekaj, jeszcze nie widziałeś tamtej trójki. My się budzimy siedem godzin przed Bellą, dziewięć przed Severusem i dwanaście przed Hermioną. - Harry obrócił się na brzuch i przymknął oczy. - A im zaprojektowałem także ubranie...
Po chwili ziewnął i zasnął. Voldemort obserwował go w milczeniu. Wciąż było to szokiem. Miał anioła stróża. Chciał go nawet zabić. Teraz będą razem mieszkali przez miesiąc. Uśmiechnął się przebiegle. Miał dodatkowe zabezpieczenie od śmierci. Podniósł się, przebrał w szatę i położył koło Pottera. Chciał się tylko zdrzemnąć. Obudził go ryk wściekłości. Podniósł niepewnie głowę i wsadził nos w skrzydło. Odsunął je ręką i zdębiał. Potter spał na nim, posapując mu w szyję.
Ej, rusz się! - warknął, szturchając go.
Mmmm? - chłopak podniósł powiekę i rozejrzał się.
Po chwili usiadł na nim okrakiem i ziewnął.
Która godzina? - zapytał, przymykając oczy.
Wieczór. - Voldemort westchnął. - Złaź.
Harry dopiero teraz zobaczył, w jakiej pozycji siedzi. Zachichotał, celowo pokręcił się z pięć minut na biodrach Voldemorta, po czym zwiał, jak tylko wyczuł nacisk erekcji. Voldemort rzucił za nim Avadę, ale bardziej na postrach. Potem odłożył różdżkę i wsunął dłoń pod szatę. Klnąc chłopaka najgorszymi słowami, szybko poruszał dłonią.
Nie łatwiej zaklęciem uspokoić erekcję? - Harry oparł się o drzwi.
Wycierał sobie właśnie włosy po szybkim prysznicu.
Nie, za dużo zaklęć. - warknął na niego.
Ojej. Chyba potrzeba ci pomocy.
Harry odrzucił ręcznik na podłogę i podszedł zmysłowym ruchem do łóżka. Usiadł przy Voldemorcie i wyjął mu członka na wierzch. Ten wytrzeszczył oczy. Potem rozchylił usta, jak poczuł ruchy dłoni nastolatka na erekcji. Zarumienił się a Potter zaśmiał. Voldemort zacisnął usta i uciekł spojrzeniem. Czuł, jak się podnieca. I bardzo mu się to spodobało. Wkrótce ruchy bardzo przyspieszyły. I mężczyzna doszedł, ochlapując ich obu nasieniem. Dyszał, odchylając głowę do tyłu i obserwując sufit.
Ogarniesz się? Bella odzyskała przytomność.
Spojrzał przed siebie. Niemal czuł, że chłopak pewnie oblizuje palce. Ale nie - on sobie stał przy stoliku i zajadał ciastko.
Chcesz jedno? - podsunął mu talerzyk, źle odczytując jego minę.
Nie. - podniósł się i umknął do łazienki.
Tam oparł się o ścianę. Jak mógł sądzić, że chłopakowi to się podoba?! Po prostu był jego aniołem i chciał mu tylko pomóc. Westchnął, opłukał twarz i spojrzał w lustro. Przywołał na twarz lekki uśmiech.
Nie mam czym się przejmować. Znajdę sobie kogoś od takiej roboty. - spróbował sobie wmówić.
Ale żal i tak pozostał. Wyszedł stamtąd i razem z chłopakiem zszedł do salonu. Przy schodach stał młody mężczyzna i obserwował ich. Długie, granatowe włosy opadały mu zadbanymi falami na ramiona. Większość kobiet śliniła się na jego widok.
Widzę, że nie tylko nam się dostało. - Mężczyzna zaśmiał się.
Voldemort naraz zamarł.
Severus? - spytał niepewnie.
Tak. Bella i Hermiona też nieźle wyglądają. Ale im zrobił jeszcze ubranka.
Severus wskazał kciukiem za siebie i Pupuś zerknął na trzy kobiety, dokładnie się im przyglądając. Annę poznał od razu. Obok niego siedziała nastolatka. Ubranko miała niczym typowy, mugolski mundurek. Ale temu delikatnemu wizerunkowi przeczyła katana, którą się bawiła. Natomiast Bella miała ładne włosy. Ciemne, nie ułożone w różną stronę, gładkie. Ogólnie wyglądała seksownie. A strój? Tu był rozbawiony. Tylko Harry mógł dać jej tak krótką bluzkę, że widać połowę cycków i do tego skórzaną kurtkę. Zachichotał i usiadł między nimi.
A ty co taki w białych plamach? - Hermiona wyjęła sobie jabłko
Potrzepał sobie konia. - Harry podebrał jej gryz.
Voldemort spojrzał na chłopaka i prychnął.
Bezczelność!
Wcale nie! - Harry ujął się pod boki.
Nie pyskuj. - Voldemort chwycił za kawę.
Nie lubię cię! - Harry zadrżał a potem złączył palce. - Pif paf w ciebie!
Ledwo wskazał na niego palcem, usłyszeli huk. Zdezorientowani rozejrzeli się - salon był pusty. Hermiona ryknęła śmiechem i zajrzała pod stół. Wszyscy się tam schowali.
A wy co? - Harry zbaraniał.
Już znamy to twoje pif paf. - Severus wyjrzał spod obrusa. - Innymi słowy, chowaj się kto może.
Voldemort i Harry spojrzeli na siebie i ryknęli śmiechem.
Rozdział 19.
Zebranie Zakonu wcale nie przypadło do gustu Lupinowi. Zero prób wyjaśnienia sytuacji, zero pomysłów, jak ratować Harry'ego. Po prostu plany, jak zabić Voldemorta i chłopca. Minerva przez to odeszła z Zakonu, tak samo jak Fred, George, Ginny, Hermiona i Ron. W sumie, młodzi nie byli w Zakonie, ale chcieli należeć. Teraz zrezygnowali. Albus nie przejął się tym wcale. Tak samo jak rodzice rudzielców. Ale on tak. Tonks zmarła, ale to go nie martwiło. Bardziej cierpiał na myśl, że los skrzywdził jego przyjaciela. Okazało się, że ma ochraniać wroga. Syn najlepszego przyjaciela... Nie, nie umiał go skreślić. Zawziął się i poczekał na koniec spotkania. Albus od razu domyślił się, że ma do niego sprawę i poprosił go na słowo do gabinetu. Rozsiedli się tam nad filiżankami kawy i ciasteczkami.
Wiem, że martwisz się o Harry'ego. - Albus doskonale wiedział, co się dzieje w jego głowie.
Po prostu trudno mi uwierzyć, że nas zdradził. Może natura anioła zmusza go do tego, ale dusza chłopca wciąż się sprzeciwia. - Lupin westchnął i skurczył się.
Jak wyjaśnić mu, że nie chce śmierci urwisa?
Wiem co czujesz, ale prawdziwy Harry już nie żyje. - Albus westchnął. - Gdy anioł przejmuje kontrolę, przejmuje też ciało. Harry już nie istnieje, jest tylko anioł.
Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej?! Mogliśmy mu pomóc! - wybuchnął gniewem.
Próbowałem znaleźć lek, ale się nie dało. Nie sugeruj, że dałbyś radę to zrobić, skoro ja nie mogłem. - niebieskie oczy Dumbledora zapłonęły gniewem.
Remus usiadł na łóżku. Może to zabrzmiało przekonywująco, ale on nie wierzył.
Wyłącz mnie z akcji zabijania. Nie potrafiłbym spojrzeć na tą twarz i wypowiedzieć Avadę. - poprosił skulony. - To tak, jakbym zabijał Jamesa i Lily.
Rozumiem to. Poza tym, straciłeś Tonks. To zrozumiałe. Wyłączę cię.
Zajmę się nawracaniem młodych. Przecież są zaślepieni wiernością przyjacielowi. - Remusa nawiedziła dziwna myśl.
Oczywiście. Teraz jednak lepiej się zdrzemnij. Widzę, że nie jesteś wyspany.
Tak zrobię. - skinął głową i wyszedł.
Poza terenem zamku deportował się do agencji wydawniczej. Poprosił o spotkanie z Anną. Ta przyjęła go niechętnie.
Jestem zajęta. Streszczaj się.
Od razu go poznała. To on rozmawiał z Harrym, jak przybył dyrektor.
Mam tylko jedno pytanie. Czy Harry jest bezpieczny? - spojrzał na nią błagalnie.
Zamrugała. Od kiedy to ich interesuje?!
Jest. - szepnęła.
Dumbledore powiedział, że on nie żyje. Że anioł go zabił, kiedy przejął kontrolę. - Lupin oklapł.
Nie! No co ty?! Żyje i wkurza Pupusia, jak dawniej. - już wiedziała, że to zwykły strach przygnał tu tego mężczyznę.
Bałem się, jak to powiedział. A nie idzie do niego napisać. Wszystko kontrolują. Powiesz mu, że się martwię o niego?
Sam mu to powiedz.
Złapała go za kołnierz i przeniosła się z nim do domu Voldemorta.
Harry, masz bardzo zaniepokojonego twoim losem gościa. - zawołała go i deportowała się.
Harry obejrzał się za siebie i zobaczył niepewnego Remusa. Zamarł, po czym jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Poderwał się z krzesła, przeskoczył nad sofą i wpadł w ramiona Remusa. Ten objął aniołka. Z zaskoczeniem zauważył, że skrzydła, dawnej czarne, teraz są szare. Powoli przesunął dłonią po piórkach a Harry zajęczał i zaczął łasić się do niego.
Remusik! Jak ja się cieszę, że nic ci nie jest.
Nie martw się. Bardziej martwisz mnie ty.
Harry spoważniał i poprowadził go do sofy. Usadził koło Severusa i sam usiadł na kolanach Voldemorta, który spokojnie pił kawę. Remus zastanowił się chwilkę, jak zareaguje Voldemort, na widok jego anioła na kolanach obcego mężczyzny. Potem jednak przestało go to obchodzić.
Zmieniłeś kolor skrzydeł. - zauważył cicho. - Ładniej ci w bielszych.
To dzięki Voldemortowi. Uratował mi życie. - Harry napił się kawy z jego filiżanki.
Potem podsunął książkę Remusowi i ten przeczytał o rytuale. Teraz zrozumiał, że ten mężczyzna, na którego kolanach siedzi Harry, to odmieniony Voldemort. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył jeszcze dwie dorosłe osoby i nastolatkę.
Dobra, Bella na pewno chciała przejść to, co jej mistrz, Hermiona chciała pomóc ci ale on? - wskazał na Severusa.
To smarkerus. Znaczy profesor Snape. - Harry przeciągnął się a Voldemort zaborczo go objął.
Aha. Fajnie. - westchnął. - Dumbledore wmawia Zakonowi, że po ujawnieniu się anioł zabił twoją duszę. Dlatego planują twoją śmierć. Minerva odeszła. Młodzi zrezygnowali…
Wiem, wspierają mnie. Ale o pomyśle dupka nie wiedziałem.
Dlaczego nam to mówisz? - Voldemort objął aniołka, bawiąc się jego skrzydłami.
Nie mówię tego tobie, tylko motylkowi. To syn mego przyjaciela. - zaperzył się Remus.
Harry zaśmiał się i poczęstował go ciastkami. Lupin wziął sobie jedno.
Będziesz mi mówił, co mam unikać, by przeżyć? - chłopak schował skrzydełka.
Oczywiście. To nasza mała umowa, dobrze?
Okej. Chodź się pobawić.
Harry pociągnął go na dwór.
***
Snape ryknął śmiechem. Reszta nic nie powiedziała. Po chwili wpadł do środka Harry i Remus. Na widok Voldemorta, jak rozcierał sobie głowę i resztek jabłka na jego włosach, od razu spotulnieli.
Boli? - Harry podszedł i pogładził mu główkę.
Tak, boli! Palanty jedne, co wy wyprawiacie?! - poderwał się i zmierzył ich wściekłym spojrzeniem.
Gramy w „kto dalej rzuci jabłkiem” - do środka zajrzała Hermiona z podkładką. - Wynik dogrywki: Remus do róż, Harry w swego podopiecznego. Harry wygrywa.
Voldemort podszedł do łazienki i zamknął się na klucz. Harry pociągnął Remusa do obiadu. Poczekali na Voldemorta. Ten wrócił z mokrymi włosami. Potter zaraz zaplótł mu je w dwa warkoczyki a Snape ponownie dusił się ze śmiechu.
Ja mu dzisiaj przywalę Cruciatusem. - Voldemort nabrał zupy.
Dlaczego? Daj mu się pośmiać. - Hermiona zachichotała.
No właśnie, daj skorzystać z ostatnich fajnych chwil życia.
Snape spojrzał na Remusa, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.
No wiesz, teraz jesteś… seksi. - Harry wskazał na niego łyżką.
Co to ma do rzeczy? - Lucjusz z urazą zobaczył, jak zupa ścieka z łyżki na jego nowiutki obrus.
To, że będą się za nim oglądali. - Remus i Harry parsknęli śmiechem.
W ten sposób poprawili humor Voldemortowi. Spokojnie zjadł i zasiadł do laptopa Harry'ego, czytając powieść. Kiedy wrócił chłopak, posadził go sobie na kolanach. Harry zaczął pisać.
Nie dajesz motywu ratunku? - zdziwiło go to troszkę.
Nie teraz. Będzie potem. Muszę najpierw ich połączyć i wydać ten sekret. - pokręcił się troszkę i znów zaczął pisać.
Voldemort zaś najzwyczajniej w świecie uciął sobie drzemkę. Remus porozmawiał jeszcze z Bellą i Severusem na temat kontaktowania się z nimi i wrócił do domu. Tam szybko przebrał się i położył spać. Przed snem powyjmował kawałki jabłka z włosów, uśmiechnął się i zamknął oczy.
Rozdział 20.
Harry był zmęczony. Ale nie na tyle, by się nie powygłupiać w łazience. Obecnie siedział w wannie i wył. Voldemort, który brał prysznic, aż wyjrzał zobaczyć, co się dzieje. Na widok aniołka, rozłożonego w wannie i myjącego skrzydełka, zamrugał. Niby nic dziwnego, poza tym, że Harry coś śpiewał. A to już było coś, czego nie spodziewałby się nigdy.
Ey. - zawołał go.
Co? - Harry spojrzał na niego ciekawie. - Mam ci umyć jajka?
Nie. Ale… co ty robisz?!
Myje skrzydła. A to strasznie łaskocze, to śpiewam. Inaczej bym się śmiał jak wariat.
Powrócił do tej czynności, zapamiętale szorując wybrany fragment. Voldemort popukał się w czoło i wrócił pod prysznic. Kiedy skończył, Harry zaczął jakąś arię operową. W efekcie pękła kabina prysznicowa. A to ściągnęło już Toshiro i Hermionę.
Co wy wyprawiacie? - Toshiro oparł się o drzwi.
On wyje. - Voldemort był naburmuszony.
Może byś mu troszkę pomógł? - zauważyła rzeczowo Hermiona. - To twój anioł, wesprzyj go w szorowaniu tego pierza.
Na widok jego miny uciekli. Voldemort założył szlafrok, zawiązał go w pasie i podszedł do wanny. Zanurzył myjkę w wodzie i złapał za żel. Wycisnął troszkę na skrzydło i zaczął myc je myjką. Harry zamrugał i spojrzał na niego. Na jego policzkach pokazały się rumieńce. Voldemort zwęził oczy. Nie przypuszczał, że te piórka są aż tak miękkie. Wkrótce oczyścił skrzydło. Harry wyszedł z wody i opłukał się. Owinął go ręcznikiem.
Nie musiałeś. - zauważył zażenowany chłopak. - Jakoś bym sobie poradził.
Ale ona ma rację. Żeby to się udało, muszę cię niańczyć. Poza tym, miałeś kłopot z myciem skrzydeł przy torsie. - wzruszył ramionami.
Wyszedł do pokoju i chciał się położyć. Takie dotykanie Pottera było milutkie. Nie wiedział, że ma tak unerwione pióra. On niemal nie drżał przy ich dotykaniu. A potem się prężył. Niezłego ma aniołka… Łubudu! Klnąc na czym świat stoi podźwignął ciało. Obejrzał się za siebie. Nagini kpiła sobie z niego, leżąc wygodnie w swoim koszyku. Harry wyszedł za nim. Zamrugał gwałtownie.
Ty leżysz na podłodze. - zauważył jakże inteligentnie.
Poważnie? - Voldemort wstał i podniósł z podłogi but.
Podrzucił go kilka razy. Miał wielką ochotę trzasnąć nim Pottera, ale szkoda mu było myć ponownie skrzydła. Odrzucił go za łóżko, sam zaś pacnął na nie… wprost w majtki anioła. Ryknął wściekle, siadając.
Tego już za wiele! Robisz mi z pokoju burdel! - zawołał.
I tu miał rację. Na fotelach leżały ubrania, po podłodze walały się książki i buty. Łóżko było zasypane ciuszkami i bielizną.
Nie moja wina, nie pokazałeś mi gdzie mam mieć rzeczy a Hermiona wzięła torbę. - wzruszył ramionami.
Podniósł się, przeszedł przez pokój do szafy, potykając się o książki, pióra i kałamarze. Otworzył całkowicie pustą szafę.
Tu! Sprzątaj, do cholery!
Nerwowy jesteś, wiesz? Trzeba ci melisę kupić. Wiem. Posprzątam i upiekę ci ciasteczka z syropkiem z melisy.
Voldemort ryknął i wyszedł na dwór w szlafroku. Harry szybko poskładał ciuchy, robiąc w nich jeszcze większy bałagan niż był. Potem zbiegł do nich, pod domek Toshiro.
Gdzie jest kuchnia? - zapytał Draco.
Po co ci kuchnia? - Malfoyowie zrobili się podejrzliwi.
Wredniak się złości, to mu zrobię ciasteczka. - Harry zaklaskał.
Rozległ się odgłos deportacji i pokazała się Anna z Lupinem.
Robię ciacha.
To rób. My pogadamy o książce. Gdzie ją masz? - Anna rozłożyła się na kocu na trawie.
W domu. Draco pokaże mi kuchnie i przyniesie wam laptopa.
Draco rad nie rad zaprowadził go do kuchni. Wrócił po kwadransie z urządzeniem.
Ewakuowałem skrzaty, tak na wszelki wypadek. - zakomunikował matce.
Nie martw się, on jest dobrym kucharzem. - Remus opalał się.
Ale teraz ma skrzydła. - rozsądnie zauważył Severus. - A co za tym idzie, ograniczone pole manewru. Wszystko rozwala.
Nie mówiąc o tym, że jego skrzydła są odporne na magię i znów będzie się mył pięć godzin. - dodał Voldemort.
Łubudu! Szklanki powywracały się, Hermiona upadła na Toshiro, Voldemort zamarł. Akurat siedział tyłem do domu.
Czy dom jeszcze stoi? - zapytał, bojąc się odpowiedzi.
Stoi… Merlinie…
Zaczęli się śmiać. Harry podszedł do nich z michą ciasteczek. Włosy sterczały mu każde w inną stronę, miał na nosie mąkę a na skórze surowe ciasto.
Zrobiłem ci ciasteczka. - podsunął Voldkowi miskę pod nos.
Voldemort zadrżał, ale wziął ciastko. Na szczęście okazało się smaczne. Złapał całą garść i usiadł przy Annie. Harry dał reszcie ciastka i pobiegł posprzątać.
***
Na szczęście tym razem nie potknął się o nic. Pokój był wysprzątany. Położył się na łóżku. Sekundę potem wybuchły okna. Poderwał się w sam raz, by zobaczyć jak ziemia opada w dół. Zbiegł na ganek. Czekała tam już reszta. Po chwili domek Toshiro opadł na murawę i on sam umknął stamtąd. Trawy nigdzie nie było. A pośród tego zamieszania biegał Potter, waląc łopatą w ziemię. Toshiro dobiegł do nich.
O rany… Ten anioł jest szalony. - zajęczał.
Co znów zrobił?!
Wyganiał kreta z kwiatków.
Voldemort zerknął na swoje róże. Nic z nich nie zostało. Potem magią przywołał chłopaka do siebie.
Z tego kreta nawet nie pozostało futerko. Myj się w tej chwili.
Harry pocałował go w czoło i pobiegł się umyć.
Jak skończysz, napraw ogród! - zawołał jeszcze za nim.
Widziałam to. - Anna podeszła do nich. - Zakopał coś w kretowiskach, zalał wodą. A potem chciał w innym miejscu spłoszyć kreta i wrzucił petardę. Ogólnie podniosło się wszystko z dwa metry w górę.
Ten aniołek jest męczący. A to dopiero pierwszy dzień. - przeczesał palcami włosy.
Potem machnął ręką i ruszył na górę, pomóc doszorować skrzydła. Harry z ulgą przyjął pomoc. Kilkakrotnie zmieniali wodę. W końcu jednak doczyścił anioła. Sam opłukał ręce i położył się do łóżka. Harry założył jedwabną koszulę nocną.
Pospiesz się. - Voldemort przymknął oczy. - I bez wybuchów poproszę.
Jasne. W naprawach jestem najlepszy.
Wątpię. Najlepiej to ci idzie rozwalanie wszystkiego. - wymruczał do siebie mężczyzna, po czym zasnął.
Harry użył mocy i po chwili ogród był naprawiony. Do tego rozbudował go na swój gust i był piękniejszy. Usiadł na obrośniętej roślinami huśtawce i odbił się. Na szczęście nie piszczała. Huśtał się troszkę. Dopiero jak pojawiły się komary, zatrzymał się. Wstał i już miał ruszyć do domu, gdy ktoś go złapał. Potem poczuł tylko zaklęcie i ogarnęła go ciemność.
Rozdział 21.
Zgromadzone osoby spoglądały niepewnie na mężczyznę w fioletowej szacie. Ten zaś oczekiwał na opinię przywódcy.
Zatem anioł wymknął się spod kontroli? - mężczyzna zwinął raport.
Niestety.
Z czyjej winy? - zasugerował łagodnie.
Mojej. Przegapiłem moment zmiany żywienia i to doprowadziło go do desperacji. Ujawnił się, szukając śmierci.
Zgromadzeni poruszyli się. Aż takie niedopatrzenie…
Masz anioła?
Mam. - przytaknął.
Spróbuj ponownie uwięzić go pod swoim wpływem. Jeśli to zawiedzie, zgłoś się z tym do mnie.
Zebrani rozeszli się a przywódca spojrzał na zdjęcie młodego nastolatka. Chłopiec był śliczny. Niesforne, ciemne włosy, zielone oczy. Jeszcze żaden z aniołów nie wzbudzał w nim aż takiej uwagi. Wsunął dłoń pod szatę, wyczuwając twardą erekcję. Jeśli chłopak się nie podda… Będzie miał miłą zabawkę, zanim ją zabiję.
***
Harry zamrugał. To nie był ani jego pokój, ani sypialnia Voldemorta. Uniósł lekko głowę i zabrzęczały dzwoneczki. Rozejrzał się i zauważył, że jest przywiązany wstęgami do kolumienek łóżka. Na wstęgach były właśnie dzwoneczki. Niepewnie poruszył się. Co to za miejsce? Kto go porwał?! Zamknął oczy.
Tom!
Cisza. Voldemort milczał. Czuł, jak ten śpi i przez to go nie słyszy.
Tom, błagam! - znów zawołał w myślach.
Tym razem poza Voldemortem poczuł jakiś umysł. Po chwili Voldemort poderwał się.
Nagini, odbiło ci?! - warknął w myślach.
Tom, ratuj mnie! - zawołał rozpaczliwie.
Harry? - krótka przerwa. - Gdzie jesteś?!
Ja…
Poczuł ból. Sekundę potem stracił kontakt z kimkolwiek. Zanim zdołał zaprotestować, drzwi zaskrzypiały. Spojrzał z niepokojem, jak postać w fioletowej pelerynie wsunęła się do środka. Spojrzała na leżącego anioła. Harry odwzajemnił spojrzenie. Nie musiał zgadywać, kto to.
Profesor Dumbledore. Cóż za miłe spotkanie. - zauważył.
Więc wiesz, kim jestem. - Albus zdjął kaptur i podszedł bliżej.
Dzięki kolorowi szaty jest to całkiem oczywiste.
Obserwował, jak dyrektor siada na łóżku. Miał złe przeczucia co do tego spotkania. Dyrektor sięgnął do kieszeni i wyjął akta. Podał mu je. Harry wziął je niepewnie, odnotowując brak wstęg na kolumnach. Przejrzał dokumenty pobieżnie i zamarł przerażony.
Sekta ta poluje na anioły i zabija je. - dyrektor zainteresował się oknem. - Dlatego trzymałem cię krótko. Boję się o ciebie.
To nie ma znaczenia. Poradzę sobie. - Harry zacisnął pięści.
Jako anioł wyczuwał, że większość jego pobratymców ginęła w strasznych mękach a wraz z nimi ich podopieczni. Na jednej fotografii poznał Toshiro. Więc i on ze swoją anielicą byli ofiarami. Przeniósł spojrzenie na Albusa.
Nie widzę powodu do paniki. Poradzę sobie jakoś. - ponownie zapewnił dyrektora.
Harry, jesteś aniołem i każdy będzie cię atakował przez wzgląd na Voldemorta.
Jeśli dalej będzie pan opowiadał im, że ja nie żyję, to w to nie wątpię.
Robię to dla twojego dobra. I teraz też cię uratuje.
Niby jak? - Harry uniósł brew.
Zabiję tego anioła i będziesz zwykłym chłopcem.
Harry cofnął się, ale wstęgi znów go oplotły. Jak może chcieć go zabić?! On jest aniołem, jak umrze jako anioł, to będzie to śmierć również jako Harry Potter. Z rozmyślań wyrwał go pocałunek. Szarpnął się, ale nie miał już szans. Drżał, widząc, jak dyrektor zbliża się do niego.
Uwolnię cię od tego piekła i znów będziesz tym uroczym chłopcem..
***
Śmierciożercy poderwali się momentalnie. W końcu Voldemort rzadko do salonu wpadał, ubierając się pospiesznie. Zanim ten zdołał cokolwiek powiedzieć, do budynku wpadł Lupin.
Dumbledore porwał Pottera!
Wiem, Harry zdołał mnie powiadomić, zanim nas zablokował. Wiesz, gdzie go zabrał?!
Wiem, do domu jego rodziców. Mówił coś o sposobie uratowania chłopaka. - opadł na pufę.
Tymczasem pozostali rozbiegli się po różdżki. Voldemort spojrzał na idealnie naprawiony - i przerobiony! - ogród. Gdyby tylko poszedł z nim… Jakim prawem zakładał, że chłopak jest tu bezpieczny?! Już raz włamali się do tej rezydencji. Obrócił się i zobaczył gazetę. Harry poprawiał kontury jakieś plaży. Pamiętał to doskonale. Postanowił zabrać go nad morze, jak tylko wrócą. W końcu chłopak miał spędzić z nim trzy tygodnie wakacji i tydzień roku szkolnego. Obejrzał się i akurat ostatnia osoba wkroczyła do salonu. Była to Hermiona, z zaciętym wyrazem twarzy. Skinął jej głową i ruszyli do wyjścia. Toshiro i Hermiona uczepili się jego. Reszta umiała sama się deportować. Severus rozstawiał już sprzęt w laboratorium. Jako jedyny nie leciał - jego zadaniem było przygotować leki z księgi. Voldemort skupił się i deportował wprost do saloniku Potterów. Na zewnątrz skrzypnęła furtka i Hermiona wyjrzała.
Dumbledore. - zameldowała. - Idzie chyba po zakupy, niesie koszyk, listę i pieniądze.
Rozeszli się w poszukiwaniu chłopaka. Voldemort ruszył na piętro. Wierzył, że tam będzie chłopak. Ale nie znalazł go w zrujnowanym pokoju. Za to usłyszał krzyk Belli i rzucił się do drzwi. Przebiegł korytarz i wbiegł do pokoju gościnnego. To, co zobaczył, zdołowało go. Na łóżku leżał Potter. Ubranie miał zdjęte a na udach krew. Najbardziej przerażał jednak widok skrzydeł. Czarnych, niemal zaczynających się topić. Podszedł do niego jak automat. Delikatnie uniósł aniołka w górę i przycisnął usta do jego czoła. Harry drgnął i spojrzał na niego nieprzytomnym spojrzeniem.
Wszystko będzie dobrze, kotku. - pogładził mu włosy.
Dumbledore… - Harry zadrżał.
Nie ma go. Zabieram cię stąd, moje ty słodkie maleństwo.
Położył chłopaka i wyczarował koc. Owinął go nim, ukrywając nagość. Znikąd pojawili się Śmierciożercy i owinęli również skrzydła.
Zgwałcił go, dupek. - Hermiona zatrzasnęła notes. - To są objawy gwałtu na niewinnym ciele anioła.
To nie ma znaczenia, co je wywołało. Najpierw skupmy się na wyleczeniu go a potem szukajmy zemsty.
Harry skupił spojrzenie na Voldemorcie. Uśmiechnął się słabo, po czym omdlał. Oni zaś znieśli go na dół i deportowali się z nim. W samą porę, bo minutę później wrócił Dumbledore. Od razu poznał obcą magię. Odłożył kosz z zakupami i pobiegł do pokoju. Anioła nie było. Nad łóżkiem wisiał tylko napis.
Policzymy się za to, Dumbledore. Skrzywdziłeś mojego anioła stróża.
Zero podpisu, ale to nie miało już znaczenia. Wiedział, że spóźnił się z blokadą i Voldemort wiedział. Ale skąd odkrył to miejsce?! Zaklął gniewnie. Severusa nie było, więc kto?! Kto ich wydał… Zamrugał. W kwaterze byli bliźniacy i pewnie podsłuchali jego wypowiedź. Od tej pory nikomu nie powie o planach…
Rozdział 22.
Severus zacisnął usta. Całe szczęście, że miał już gotowy eliksir normujący krążenie. Od razu podał go chłopcu i skrzydła przestały sprawiać wrażenie topiących się. Voldemort delikatnie przeniósł Pottera do ich sypialni. Ułożył chłopca na łóżku. Hermiona zaraz rzuciła się do swojej torebeczki.
Gdzieś tu miałam książkę o leczeniu anioła po atakach zewnętrznych.
Voldemort przewrócił oczami. Jasne, zmieściła sporą księgę w małą torebeczkę. Po chwili zirytowana dziewczyna obróciła ją i wtedy wysypała się na podłogę stera książek.
No proszę, to zaklęcie poziomu siódmej klasy. - zauważył, siadając przy aniołku.
Wiem. Jestem za bystra na swój wiek. - zachichotała, przeglądając księgi.
Voldemort usiadł przy Harrym. Chłopak był przytomny i mężczyzna podał mu picie.
Zabiję dziada za to, co ci zrobił. - zawarczał gniewnie.
Przyszedłeś po mnie. - cicho zauważył chłopak.
Nie zostawiłbym cię. Nigdy. - zapewnił go, gładząc mu policzek.
Czy ja… umrę? - w oczach pojawiły się ślady łez.
Nie pozwolę ci umrzeć. - wstał i westchnął. - Spróbuj się zdrzemnąć. Bella cię popilnuje.
Ruszył do drzwi. W nich obejrzał się. Harry akurat ziewnął. Potem posłał mu miły uśmiech i przymknął oczy, szykując się do drzemki. Voldemort uśmiechnął się lekko. Potem zamknął drzwi i zszedł do salonu. Każdy szukał leku.
Jak idzie? - złapał za książkę z większego stosu.
Nie za dobrze. Mamy tylko kilka niejasnych wskazówek. - Severus przetarł oczy.
Rozumiem. - skupił się jeszcze bardziej.
***
Odkręcił zimną wodę i wsadził głowę pod strumień. Nic… siedemdziesiąt dwie księgi i nic. Żadnego leku czy nawet maści. Zacisnął usta i zakręcił wodę. Podszedł do wieszaka i zdjął ręcznik. Wytarł się nim i odetchnął. Zarzucił na siebie szorty i koszulkę, po czym złapał za różdżkę i ruszył do sypialni. Harry obejrzał się n niego. Jego skrzydła już były odrobinę jaśniejsze. Chłopak spróbował się podnieść, ale Voldemort podbiegł i sam położył się koło niego.
Nie wstawał, słonce. Jesteś za bardzo osłabiony.
Dobrze. A ty, co robiłeś na dole? - Harry podczołgał się i oparł głowę na jego ramieniu.
Szukamy leku. - pogładził mu włosy.
Ty jesteś moim lekiem. - Harry schował nos w zagłębienie jego szyi.
Voldemort zarumienił się. Oczywiście Potter podniósł głowę i musiał to zobaczyć. Zachichotał.
Co? - Voldemort starał się przywołać zdziwienie.
Jesteś czerwony na buzi. - chłopak podniósł się i przysunął bliżej.
Wówczas Voldemort zrobił coś bardzo głupiego. Bynajmniej tak uważał. Przechylił się i przywarł delikatnie do ust anioła. Polizał jego wargi a ten jęknął i uchylił je. Harry wysunął język i polizał mu czubek nosa. Potem spletli języki w uroczym pocałunku. Po chwili chłopakowi zabrakło powietrza. Odsunął się i westchnął.
Dzięki za to. - szepnął, tuląc się.
Za co? - Voldemort oblizał usta, smakując pozostałości smaku nastolatka.
Pokazałeś mi, że mimo wszystko chcesz mnie za anioła.
Przecież nigdy bym cię nie oddał. Jeszcze zobaczysz, jak się zemścimy.
Harry przymknął oczy, kładąc się na poduszce. Jego skrzydła znów odrobinę zbielały. Voldemort poczekał, aż chłopak zaczął oddychać miarowo, po czym oswobodził się z jego ramion. Stanął nad nim i zamyślił się. Od czego by zacząć? Najpierw zbadał go magicznie, czy nie ma nic złamane lub obite. Na szczęście nic nie wykryło. Potem delikatnie obrócił nastolatka i podciągnął mu koszulkę. Zbadał okolice tyłka i westchnął. Zszedł z łóżka i podszedł do szafki. Otworzył ją i zaczął szukać odpowiednich specyfików. Wkrótce znalazł maść przeciwbólową i gojącą rany. Powrócił na łóżko i odkorkował oba specyfiki. Najpierw nałożył ciepłą maść przeciwbólową na okolice odbytu aniołka. Harry przez to pisnął i usiadł.
Spokojnie, to tylko ja. - Voldemort pogłaskał go po biodrze.
Co… co robisz?! - Anioł obejrzał się.
Voldemort pokazał mu leki.
Chce ci ulżyć w cierpieniu. Zagoimy rany i uśmierzymy ból. Nie chce, byś cierpiał. - spojrzał na niego spokojnie.
Harry skinął głową i znów położył się na brzuchu. Bał się wystarczająco silnie, ale z drugiej strony, Voldemort uratował go. Po chwili spiął się, czując delikatny dotyk. Ale ból ustępował a obserwując poczynania przez ramię wiedział o wszystkim. Voldemort skończył nakładać maść, zakręcił słoiczek i odstawił go na półkę. Potem złapał za różdżkę i rzucił kilka zaklęć leczniczych. Rany zasklepiły się. Potter przeciągnął się i skrzywił.
Nie ma ran ale wciąż boli. - zauważył.
Zaraz. Maść mogę nałożyć dopiero pięć minut po zaklęciu. Ale mniej boli? - zatroskał się.
Tak, już jest lepiej. A jak nałożysz drugą maść? Też ręką?
Tak, tylko tą trzeba będzie głębiej smarować. Wytrzymasz?
Oczywiście. Ufam ci, kochany.
Voldemort zachichotał i delikatnie nabrał na palec sporą dawkę. Najpierw delikatnie nasmarował wejście i odrobinę wsunął palec. Harry syknął i uniósł się do czworaków.
Boli? - zamarł z palcem, czując się jak idiota.
Nie, tylko przyjemnie mi się zrobiło. Jesteś taki delikatny i troskliwy, to się czuje.
Rozumiem.
Wyjął palca i ponownie nabrał maści. Miał nadzieję, że starczy mu jej. Nakładał grubą warstwę, chcąc uniknąć bólu. Tym razem palec wsunął mu się cały i delikatnie rozsmarowywał. W pewnej chwili Harry niemal nie zawył.
To… Co zrobiłeś?
To samo co poprzednio. - zamrugał.
Ale ja zobaczyłem gwiazdy. - Harry obejrzał się zamglonym wzrokiem.
Voldemort znów musnął mu wnętrze i Harry ponownie się szarpnął. Wówczas zrozumiał, w co trafił. Zachichotał, gładząc gruczoł.
Co… w… tym… takie… zabawne…
Potter dyszał i nic nie mógł poradzić, że sam porusza biodrami a jego członek napuchł z podniecenia.
Nic, po prostu wiem już, w co trafiłem.
W co? - Harry zacisnął mięśnie, dochodząc.
W twoją prostatę. I nie wstydź się, to normalna reakcja na takie coś. - znów nabrał maści, nakładając ją od razu na gruczoł.
Naprawdę? - Harry oklapł. - Pobrudziłem prześcieradło… to też normalne?
Oczywiście. To oznaka, że ciało było zadowolone. A i ja skończyłem nakładać lek.
Wyjął z niego palca i zakręcił słoiczek. Potem przeniósł aniołka na sofę i sam zmienił pościel. Ułożył chłopaka ponownie na łóżku i zaniósł poszewki do prania. Potem wślizgnął się do łazienki i zamknął na klucz. Rozpiął szorty, ukazując tym samym potężną erekcję. Zaraz złapał ją mocno i zaczął poruszać ręką.
Co za namiętny aniołek mi się trafił. - jęknął, dochodząc.
Potem osunął się na kafelki. Pobrudzonym ubraniem się nie przejmował. Powoli odzyskał oddech i wstał. Wziął kolejny szybki - i zimny - prysznic. Przebrał się i wrócił do Pottera. Zastał tam Severusa i zamarł. Potem podbiegł.
W porządku. Stworzyłem lek. Sprawdzamy, czy podziała. - uspokoił go.
Jak szybko będzie widać efekt? - usiadł koło anioła, pijącego duszkiem kufel.
Za góra dwie minuty. - Severus usiadł na sofie.
Jak się okazało, dobrze zrobił. Bowiem po minucie lek sprawił, że Potter gwałtownie rozbłysnął i jego skrzydła rozprostowały się. W efekcie niczego nie spodziewający się Voldemort wyleciał wraz z oknem do ogrodu. Severus roześmiał się, tak samo jak Hermiona, która właśnie weszła do pomieszczenia wraz z Anną.
O, czyżby nowa gra? - kobieta zachichotała. - Rzut Voldemortem w dal?
To było niechcący. - Harry zatrzepotał szarymi skrzydełkami.
Czy mi się zdaje, czy są bielsze niż poprzednio? - Hermiona obeszła go dookoła.
Tak, są bielsze. - Harry pogładził pióra.
Nie powiedział im dlaczego. Ale wiedział. Bo Voldemort osobiście leczył go i nasycił mu ciało odrobiną magii. To wystarczyło, by kontrakt odczytał magię jako pomoc i dar i podleczył go dodatkowo.
Mam jakieś zastrzeżenia co do kuracji? - Harry spojrzał na Severusa a potem na okno.
Powinieneś z dwa dni odpocząć a potem już nic. Tylko jeszcze przez tydzień jedz same rodzime owoce. Zero cytrusów.
Harry kiwnął głową i wstał. Poszedł chwiejnie do łazienki i wziął kąpiel. W sumie był to prysznic, ale w wannie. Do kabiny by się nie zmieścił z tymi skrzydłami. Szybko odświeżył się i wytarł. Owinął się ręcznikiem i wyszedł na korytarz. Zbiegł po schodach i wypadł do ogrodu. Odszukał oszołomionego Voldemorta i obudził go magią.
Przepraszam. - wyszeptał skruszony.
Nic nie szkodzi. - Voldek usiadł i potarł otartą szczękę.
Nie wiedziałem, że tak się zachowam po wypiciu leku. Severus pewnie też nie, bo by uprzedził. - Harry pomógł mu wstać.
Razem wrócili do sypialni. Skruszony Severus przeprosił go. Voldemort machnął ręką na zaistniałą sytuację i jedynie wygonił ich wszystkich. Położył się koło Pottera i objął go. Anioł ufnie wtulił się w niego.
Pisałeś coś? - dmuchnął mu we włosy.
Tak. - wtulił się w niego. - Prorocze sceny.
Dlaczego prorocze? - okrył ich obu kołdrą.
Bo w tym co napisałem, anioł został porwany i zgwałcony i znajduje go wróg i widzi skrzydła. - Harry ziewnął.
Ach, pierwsze odkrycie anioła? - Voldemort zachichotał, obejmując go.
Potter machnięciem ręki zgasił światła i wtuliwszy się w niego, zasnął. Teraz czuł się bezpieczny, bynajmniej na razie.
Rozdział 23.
Harry miał dość odpoczywania. Voldemort zostawiał go pod opieką śmierciożerców na całe dnie i sam znikał. Oczywiście wieczorami grali i spacerowali, ale… Ile można żyć w niewoli?! Na każdym kroku pilnowany. Dlatego tego wieczoru zamierzał zrobić awanturę. Ale jak wrócił Voldemort, jakoś nie miał serca. Poczekał więc aż ten się odświeży, po czym usiedli do kolacji. Harry dorwał banana a Voldemort zachichotał.
Harry. - spojrzał na niego.
Tak? - anioł zamarł z bananem w ustach.
Weź to wyjmij, bo robisz skojarzenia. - Voldemort zarumienił się.
Robię?
Harry'emu zabłysły oczy i zaraz zaczął lubieżnie oblizywać owoc. Zebrani zakryli oczy a Voldemort opadł głową na stół. I teraz miał erekcje! Po co się odzywał.
Skończyłem. - Harry zlitował się nad nimi.
Voldemort wyprostował się.
Za to, co teraz zrobiłeś, czeka cię kara.
Że co?! - Harry wytrzeszczył oczy.
A karą jest… - Voldemort wyjął klucze i prospekt. - Dwa tygodnie nad morzem.
Harry zamarł. Po chwili wziął prospekt i zaczął przeglądać.
Wysepka na oceanie? - zerknął na niego.
Tak. Wynająłem cały hotel. Mamy sporo czasu na zabawę. - Voldemort napił się herbaty.
Wspaniale.
Harry wypadł do pokoju. Zaraz zobaczył spakowane walizki. Szybko przebrał się. W tym czasie Voldemort rozdał im klucze od pokoi. Ku zaskoczeniu pozostałych, Hermiona też była zaproszona. Dostała pokój razem z Toshiro.
Dlaczego my razem? - mężczyzna spojrzał niepewnie na nią.
Bo nie jesteście śmierciożercami. Nie chce zamieszek czy innych akcji.
***
Harry oparł się o poręcz. Wyspa była wspaniała. Powietrze nasycone wilgocią i ciepło pieszczące jego zmysły.
To się nazywa życie. - westchnął rozmarzony.
Tak. Pomyślałem, że przyda ci się odpocząć od Zakonu. - na tarasie pokazał się Voldemort, niosąc picie.
Usiedli przy stoliku. Harry napił się soku. Voldemort tylko obserwował wybrzeże.
A jak Severus wyjaśnił to, że nie będzie go tyle czasu? - Harry spojrzał na profesora, którego torturowały dziewczęta z piętra SPA.
Prawdę. Zabrałem go na jakąś misję. Nie wiedział o co chodzi. - Voldemort wzruszył ramionami.
A cóż to za misja? - Harry zachichotał.
Próby uwarzenia nowego eliksiru. Nieudane.
Oboje zachichotali. Mężczyzna westchnął po raz kolejny i Potter w końcu nie wytrzymał.
Co! - warknął.
Słucham? - Voldek spojrzał na niego niepewnie.
Jesteśmy tu już trzy dni a ty często wzdychasz. Powiesz w końcu, co cię trapi? - Harry posmutniał.
Chce cię adoptować, by nikt się do ciebie nie czepiał. - mężczyzna zamarł, czekając na reakcję.
Harry również siedział cicho. Adoptować? Mieć opiekuna prawnego i dokąd wracać? Obrońcę przed wrogami i dyrektorem?
Ja… nie wiem co powiedzieć. - wyznał niepewnie.
Pomyślałem o tym, jak cię porwał. Nikt by go nie ukarał, bo on się zajmował twoim życiem. Uważają go za twojego opiekuna.
Wiem o co chodzi. I się zgadzam. Jak to będzie wyglądało? - szybko wypił napój do końca.
Przerejestrujemy cię w urzędzie międzynarodowym czarodziejów i wyznaczymy mnie na opiekuna. Poświadczysz to swoją krwią i tyle. - Voldemort odetchnął.
Kiedy?
Jutro pójdę i porozmawiam z nimi. Wyznaczą nam termin. A co dzisiaj robimy?
Opalamy się.
Voldemort pokręcił głową i wstał. Wzięli koce i ruszyli na dół. Hermiona już chlapała się w wodzie z Toshiro. Harry wbił się na piasek i zaczął się śmiać.
Hermiona!
Zgromadzeni spojrzeli na niego z uśmiechem. Voldemort rozłożył koc i pacnął na materiał. Jakby nigdy nic wyjął książkę. Harry stanął nad nim.
Zwariowałeś?!
Co znów?
Tak na plażę?!
Harry odrzucił mu książkę i zaraz zaatakował jego szatę. Severus zerknął na te poczynania i zachichotał. Po chwili szata i koszula zostały zdjęte, odsłaniając umięśniony tors. Harry rozpiął mu spodnie i zdjął również je, zostawiając osłupiałego czarnoksiężnika w samych kąpielówkach. Potem stoczył go na piach, złapał za nogi i zaciągnął do wody.
I teraz chlapu - chlapu!
Śmierciożercy najpierw milczeli a potem zaczęli tarzać się ze śmiechu. Voldemort wstał i wszedł głębiej w wodę. Wkrótce zaczął pływać sobie w pobliżu brzegu. Cały czas obserwował jednak Pottera, chlapiącego się z Hermioną lub pływającego pieskiem od brzegu do Voldemorta. Bella przesunęła się na ławce, robiąc miejsce Toshiro.
To takie urocze zachowanie. Obaj się sobą zajmują. - zauważyła.
To dlatego, że tak każe instynkt. - młodzieniec napił się mrożonej herbaty. - Harry jest aniołem i czuje, co się dzieje z Tomem. Przeważnie stara się go rozśmieszać. Z kolei Voldemort czuje, że on to robi dla niego i nie umie go ukarać. To taka symbioza.
Ale i tak są uroczy. Ponoć zostają tu jeszcze na tydzień.
Tak. Harry ma pierwsze prawdziwe wakacje. Oho, zaraz będzie wojna.
Bella spojrzała tam, gdzie on. Harry właśnie wynurzył się z wody i zabierał za otrzepanie skrzydeł. Nie widział Voldemorta za sobą. Po chwili zaśmiali się, jak trafił go wodą spod skrzydeł i Czarny Pan wywrócił się, podtopiony.
Harry! - Voldemort z trudem wstał.
Tak? - chłopak obejrzał się na niego a ten oklapł.
Zostań z Severusem, dobrze? Pójdę z Lucjuszem dowiedzieć się do urzędu. - ruszył zrezygnowany do brzegu.
Dobrze.
Chłopiec podbiegł do Severusa, próbującego pogonić dziewczęta.
Poddaj się im i niech zrobią co chcą. - Harry wziął od niego ananasa.
Nie ma mowy, to zboczone dziewuchy. - Severus poprawił sobie okulary przeciwsłoneczne.
Ale za to jakie urocze. I ty też jesteś ładny.
Harry, bo cię uduszę.
***
Anioł spał w najlepsze, gdy do pokoju wszedł Voldemort. Mężczyzna postawił przy stoliku koszyk z owocami i teczkę z papierami. Usiadł przy chłopcu i poszturchał go z westchnieniem. Harry uniósł głowę. Jak tylko go rozpoznał, zawiesił mu się na szyi.
I jak? Zgodzili się? - zapytał.
Wybacz, że budzę. Musimy wypełnić wniosek i jest z nami pan z urzędu.
Harry zerknął na blondyna, obserwującego z zapartym tchem Pottera.
Pan Potter… Pana sława dotarła aż tutaj. Z miłą chęcią spełnimy pana prośbę.
Dziękuję. - owinął się prześcieradłem i usiadł przy Voldemorcie.
Rozumiem, że poprzedni opiekun źle się wywiązywał… profesor Dumbledore… - spojrzał na chłopaka.
Skrzywdził mnie. Co roku odsyłał do osób, które mnie dręczyły. W świecie magii wybierał i narzucał mi drogę kariery zawodowej i wciąż szkodził, gdy się mu sprzeciwiałem. - wyznał skruszony.
Tak… to spory powód, by chcieć zmiany. - urzędnik zanotował. - Jak długo panowie tu zostają?
Do szóstego września. - Voldemort objął chłopaka.
Jutro przyśle wiadomość z datą spotkania. Nie będziemy robili problemów.
Poczekali, aż mężczyzna wyszedł. Potem Harry z radości pocałował Voldemorta. Obaj szybko oderwali się od siebie.
***
Harry przejrzał się w lustrze. Wyglądał elegancko w lnianych spodniach i koszulce. Niedaleko niego stał identycznie ubrany Voldemort. Sprawdzał, czy ma wszystkie papiery.
Gotowy? - zerknął na chłopaka.
Tak.
Harry skropił się jeszcze jego perfumami i wyszli. Deportowali się na korytarzu, wprost do ministerstwa. Widać było, że każdy będzie wiedział o ich przybyciu. Zaraz otoczyli go pracownicy. Przez nich przepchał się blondyn.
Witam panów. Gotowi?
Tak, oczywiście. - Voldemort objął chłopca.
Poszli za blondynem. Już wcześniej ustalili, że Voldemort wróci do swojego rodowego nazwiska. Nie podeszło mu to wprawdzie, ale karta i tak odczyta go jako Voldemorta. Wkrótce wkroczyli do pomieszczenia. Harry'ego powitał minister magii.
Witamy chłopcze. Jak wakacje? - uścisnął mu dłoń.
Doskonale. - Potter uśmiechnął się.
Więc ktoś w końcu dopiął swego… tak, wiem o tym, że każdy chciał przejąć opiekę nad Potterem. - uśmiechnął się.
Harry został zgwałcony przez pozwolenie Albusa. Wolę się nim zająć osobiście. Strach przed nowym opiekunem ocali chłopca przed zakusami zboczeńców. - Voldemort zacisnął dłoń na ramieniu chłopca.
Harry oparł się o niego. Minister uśmiechnął się, po czym stwierdził, że i tak nie może nic na to poradzić. Objaśnił im całą procedurę. Najpierw podpisali się piórami. Potem zaklęciem. Na końcu własną krwią. Pergamin rozbłysnął na złoto i srebrno. Harry schował się za Voldemortem.
Nie bój się. To nic groźnego. Tak się miało stać. - minister zaprosił go do przodu.
Aha. I co teraz? - spojrzał na Toma.
Teraz zostanie to wysłane do ministerstwa w Londynie. Oni zapewne podniosą alarm i będzie przesłuchanie. Ukarzą dyrektora, jak się wyda co doprowadziło do zmiany.
Super. Severus będzie dyrkiem a Bellę się wciśnie do uczenia. Może i ciebie…
Co jeszcze, panie Potter? - Voldemort pokręcił głową.
Pożegnał się z nimi i przenieśli się do hotelu. Zabrali bagaże i wrócili do rezydencji.
Wkrótce do szkoły. Na szczęście Anna załatwiła ci tydzień wolnego od zajęć.
Nie boję się. Dobranoc.
Voldemort spojrzał na anioła, który wbił się do łóżka i niemal natychmiast zasnął. Zdołał jeszcze usłyszeć, że ktoś wchodzi.
Rozdział 24.
Harry warknął. Nienawidził pobudek. Ale natręt nie ustąpił.
Mały… wstawaj…
DOBRANOC!!! - ryknął obcemu w ucho, odwrócił się dalej i zamknął oczy.
Po chwili je otworzył. Był ranek. Przecież Voldemort nawet nie wrócił z prysznica. Niepewnie usiadł.
Co jest? - zapytał głupio.
Harry, tam jest inny czas. - Severus przeczyszczał sobie uszy. - Wstawaj, za godzinę wracasz do szkoły. Już i tak są awantury przez to, że nie było cię na lekcjach.
Flitwick ma zwolnienie od ministerstwa.
Mówię o reszcie. Albus znów cię na nie wpisał. Uparty dziad.
Harry pokręcił głową, po czym wstał. Ubrał się po czym przeniósł do pokoju w Hogwarcie. Powitał skrzatkę i zjadł śniadanie. Potem otworzył laptopa. Wszedł w plik i spojrzał dumnie na ilość stron. Prawie dwieście pięćdziesiąt. Już miał zacząć pisać, gdy do okna zabębniła sowa. Otworzył je i odebrał pismo.
Szanowny Panie Potter.
W związku z wpłynięciem do nas pisma o zmianie opiekuna, jesteśmy zmuszeni prosić, by niezwłocznie udał się pan do Ministerstwa Magii w celu wyjaśnienia kwestii zeznań Pana i nowego opiekuna. Dołączyliśmy zaświadczenie dla nauczyciela zaklęć. Równocześnie przypominamy, że dzisiaj po południu odbędą się zajęcia z literatury.
Harry westchnął. Skrzatka zaraz zrobiła mu kanapki. Spakował je do torby i wziął laptopa. Zszedł do Wielkiej Sali, prosto na śniadanie. Jego wejście zaskoczyło całą szkołę.
Potter, jak było na wyspie? - Draco machnął mu frytką.
Nieźle. Ale już więcej nie chce morza. Za gorąco. - powiedział, podchodząc do nauczyciela zaklęć.
Harry? - Minerva uśmiechnęła się.
Przepraszam, profesorze. Mam wezwanie z Ministerstwa Magii. - podał mu kartkę. - Potem zaraz mam zajęcia literackie, więc odrobiłbym zaległe lekcje dopiero jutro.
Nie szkodzi, chłopcze. - Flitwick uśmiechnął się, biorąc pergamin. - Zmieniłeś opiekuna prawnego?
Ten bynajmniej mnie nie zgwałci. - powiedział zimno Potter, zerkając na Albusa.
Nauczyciele zaraz obrócili się na dyrektora. Ten zacisnął usta w gniewie. Potter jednak olał go. Odwrócił się i podszedł do przyjaciół.
Hermiona, jak tam? Opowiadaj. - jego spojrzenie powędrowało do Severusa, który mu pogroził.
Sev nie jest zachwycony zmianą mordki. Uczennice go podrywają.
A coś, o czym nie wiem? - podsunął łagodnie. - Bo to zaplanowałem.
Ponoć coś będzie o tobie w Proroku. Przysyłali wiadomości, że wydanie cofnięte z powodu „Afery z Potterem i dostaniemy je dzisiaj o dwunastej za darmo w ramach rekompensaty. - szepnęła mu.
A ciebie nie podrywają? - domyślił się już, że gazeta dostała cynk o zmianie opiekuna.
Jeszcze nie.
Harry pożegnał się z nimi i ruszył do wyjścia. Z urazą zauważył, że stoi tam profesor Dumbledore. Na szczęście sporo dzieciaków szło na zewnątrz, więc był bezpieczny.
Chciałem cię przeprosić. Nie chciałem doprowadzić do gwałtu. - podał mu bukiecik różyczek.
Harry był świadomy, że obserwują ich nauczyciele. Przyjął więc kwiaty i skinął sztywno głową.
Harry, uważaj na siebie. Wiem, że przywódca tamtej grupy wie o tobie i już go zainteresowałeś. - szepnął niepewnie, po czym odszedł.
Nie powinien zdradzać swojej grupy. Ale anioł… za długo się nim zajmował. Żal mu było chłopaka, którego w końcu przez szesnaście lat wychowywał. Prawdę powiedziawszy, specjalnie go zgwałcił, by musiał uciekać. W ten sposób nie będzie mógł oddać anioła na rozkaz.
***
Harry otworzył list, dołączony do kwiatków. W sumie miał kwadrans drogi do ministerstwa i mógł poczytać.
Drogi Harry.
Czas zagrać w otwarte karty. Przywódca tej grupy czasem zażądał przekazania anioła do swojego rozporządzenia. Żaden anioł nigdy już nie wrócił. Na ostatnim zebraniu zainteresował się twoim buntem dopiero, jak zobaczył zdjęcie. Nie ukrywam, chciałem tego stosunku z dwóch powodów. Po pierwsze, liczyłem, że uspokoisz się, zanim zwrócisz jeszcze bardziej jego uwagę. A po drugie, miałem nadzieję, że jak nie wypali twoje nawrócenie, to Voldemort zajmie się tym na tyle skutecznie, że będę zmuszony się ukrywać. Tylko to cię uratuje. Ale uważaj na siebie, aniołku. To, że mnie udało się od ciebie odseparować nie oznacza, że jesteś bezpieczny. Do tej sekcji należy ponad pięćdziesiąt elitarnych łowców. Nie licząc tysięcy innych, mniej wyszkolonych. Bądź ostrożny.
Szczerze oddany, Albus.
Harry zamrugał i spojrzał w okno. Albus chciał tego? Chciał, by zrobić szum? Dla niego, by uratować mu życie? Mimowolnie zadrżał. Kim był ten przywódca? Co zrobił aniołkom? Żaden nie wrócił do nich żywy… Ba, żaden nie wrócił w widzialnym kawałku. Westchnął i zrozumiał, co musi zrobić. Kiedy Błędny Rycerz zatrzymał się, wysiadł z niego i ruszył do budki. Już tam czekał Lucjusz.
Jak samopoczucie? - potarmosił mu włosy, wchodząc z nim do budki.
Okropnie. - westchnął, gdy zjechali do Artium.
Zaraz obskoczyli ich dziennikarze. Spodziewali się tego. Lucjusz pomógł mu się przepchać przez ten tłum i w końcu dotarli do windy. Potem pojechali do piwnicy, Harry skrzywił się na widok drzwi. Wkroczyli do środka i chłopak usiadł na krześle. Łańcuchy ani drgnęły, co go uspokoiło. Cały Wizengamot spoglądał na niego.
Harry, musimy cię przesłuchać. To nie potrwa zbyt długo. - podeszła do niego młoda blondynka.
Zaraz poczuł się bardzo dziwnie. Po chwili wrażenie zniknęło i spojrzał na nich pytająco.
To typowe odczucie przy tym stresie. Jesteś gotowy? - kobieta uśmiechnęła się.
Gotowy.
To zaczynajmy.
***
Harry wyszedł z przesłuchania z mapką w dłoni. Musiał udać się na drugi koniec korytarza i skręcić w lewo, po czym… Łup! Cofnął się o krok i potarł czoło. Oczywiście musiał przywalić w drzwi, teraz otwierane przez wykładowcę.
Pan Potter… cóż za ciche… wejście. - uśmiechnął się, podając mu dłoń.
Przepraszam. Mogli napisać na mapce „uwaga, niebezpieczny zakręt”.
Usłyszał śmiech i wszedł do środka. Wykładowca wskazał mu miejsce przy jakimś chłopaku. Usiadł i otrzymał zapasy notatek z poprzednich wykładów. Mężczyzna powrócił do omawiania gatunków literackich.
---
Harry jako jedyny skończył notatki. Nikt się tym nie przejmował. Wykładowca poczekał, aż każdy wyszedł.
Harry, masz notatki z lekcji na płycie. Ja tylko to tłumaczę.
Wolę pisać ręcznie. Mam satysfakcje, że coś umiem. - zarzucił sobie torbę na ramię.
Razem wyszli z pomieszczenia.
Słyszałem, że twój nowy tatuś dał czadu w Proroku.
Tak? - zamarł.
Sam zobacz.
Odebrał niepewnie z jego ręki gazetę. Wiadomość była na pierwszej stronie. Wielki tytuł: „Chłopiec - który - przeżył przechwycony przez Sami - Wiecie - Kogo.” Zagłębił się w czytanie. Ogólnie było podane, że Harry zgodził się na adopcje po torturach zaserwowanych przez Dyrektora szkoły. Oczywiście spekulowano, czy będzie to miało dobry wpływ na wojnę. Harry zachichotał, zwijając gazetę.
Cóż… życzę ci, by tym razem udało ci się dostać szczęśliwą rodzinę.
Spojrzał na uśmiechniętego nauczyciela i też się wyszczerzył. Potem powrócił do Hogwartu. Zgłosił się do nauczyciela zaklęć.
Dobry wieczór. - zajrzał do sali.
Witaj, chłopcze.
Profesor spojrzał na niego znad katedry, gdzie sprawdzał prace domowe.
Przybyłem po zakres materiału do nadrobienia. - usiadł w ławce.
Proszę.
Odebrał materiały i skupił się na czytaniu. Zrozumiał wszystko niemal od razu. Problemem było to, że nie wiedział jaki wykonać ruch.
Tatuś, pomóż. - jęknął w myślach.
Słucham? - Voldemort musiał być zaskoczony tym zwrotem.
Pomóż mi w tym, nie wiem jaki wykonać ruch…
Niech ci będzie, ale widzę cię dzisiaj nad książką.
Harry uśmiechnął się, gdy Voldemort przejął jego ciało. Dzięki temu gładko zdał egzamin od razu. Pozwolił, by ten zaprowadził go na kolacje. Tak jak przypuszczał, był obiektem obserwacji i obgadywania. Usiadł koło Draco, ku zaskoczeniu ślizgonów.
Jak reagowali? - zjadł troszkę winogron.
Jakbyś zamierzał typować ich do zabicia. A tak w ogóle wiesz, skąd tyle owoców w menu? - Malfoy skrzywił się na widok kolejnego ciasta owocowego.
Przeze mnie. Przed rytuałem miałem zmianę diety. Same owoce i warzywa. Albus dorzucił to do posiłków. Po wielkiej wojnie i tak dalej, ale jednak. - zostawił winogrona w spokoju i zerknął na Dumbledore'a.
Ten uśmiechnął się do niego lekko. Odpowiedział tym samym, wracając do spożywania jabłka. Wiedział, że jutro zweryfikują jego zeznania i zacznie się piekło.
Rozdział 25.
Harry mruczał. Wił się pod ciepłą dłonią i wcale mu to nie przeszkadzało.
Harry…
Teraz był pieszczony po członku. To było takie niesamowite. I te czerwone oczy…
Potter!
Młodzieniec wrzasnął, podskoczył i spadł z łóżka. Zamrugał. Głupi sen… Zerknął na sprawcę zamieszania i zobaczył Voldemorta.
Każdy anioł jest tak zboczony?
Nie. - warknął, chcąc wstać.
Uniemożliwił mu to ciężar między udami. Merlinie, stał mu!
Jakbym wiedział, że marzysz o mnie w ten sposób, przysłałbym kogoś.
Daj spokój! - okrył się szczelnie kołdrą. - Dojrzewam, nie moja wina, że tak reaguje.
Oczywiście. - Voldemort położył się na jego łóżku.
Chciałeś coś? - chłopak usiadł na łóżku.
Nie. W sumie… jakoś nie mogłem zasnąć bez pewnego anioła, który by mnie zwalał z łóżka.
Harry roześmiał się i położył koło niego. Wtulił twarz w koszulkę nocną Voldemorta, wzdychając z ulgą. Ten objął go, palcami gładząc mu plecy.
Chciałbyś mnie, prawda. - Harry wiedział, że tak jest w rzeczywistości.
Czy to pytanie? - Voldemort uniósł brew.
Stwierdzenie.
A po czym to wnioskujesz? - głośne prychnięcie.
Stoi ci. - Harry usiadł, obserwując go.
Voldemort uniósł się na rękach i zamarł. Harry zdjął z siebie całe prześcieradło i piżamę. Siedział w rozkroku, całkiem nagi. Jedną dłonią gładził swój tors, a drugą poruszał miarowo na członku. Spod przymrużonych powiek obserwował mimikę Voldemorta. Powoli przesunął dłoń po nodze na pościel i następnie na kostkę mężczyzny. Ten drgnął. Pozwolił jednak przysunąć się bliżej. Oparł się głową na udzie Pottera. Harry pogładził mu policzek a palec wsunął między wargi. Równocześnie Potter przyspieszył ruchy dłoni na członku i Voldemort jęknął w odpowiedzi. Chłopak zachichotał w duszy na widok tak zamglonego spojrzenia. Przysunął bliżej głowę mężczyzny i wsunął mu w usta członka.
Pobaw się, mój ty piękny. - szepnął zmysłowo.
Teraz jedna ręką pieścił twarz Voldemorta a drugą jego pośladki przez bokserki. Mężczyzna po chwili jęknął i zassał powietrze. Było to niesamowicie odczuwalne na członku młodzieńca i biodra same szarpnęły się do niego. Taki mały impuls wystarczył, by Voldemort westchnął i przyklęknął przed nim. Umościł się wygodniej na kolanach i zaczął ssać, poruszając głową. W sumie spodobało mu się to. Jego aniołowi również, sądząc po mruczeniu i jękach. Harry gładził palcami jego bokserki, po czym ściągnął je z niego. Zaczął przesuwać dłońmi po nagich pośladkach, pozwalając sobie uszczypnąć je od czasu do czasu. Voldemortowi to raczej nie przeszkadzało. Jego członek stał już na baczność, lekko sącząc się. Harry zachichotał, po czym przywołał dłonią małą paczuszkę, którą kupił w Londynie. Wyjął stamtąd żel i delikatnie wycisnął na palca. Potem zaczął gładzić wejście mężczyzny. Voldemort zakwilił jak dziecko, jeszcze bardziej przyśpieszając ssanie. Wkrótce rozluźnił się i Harry wsunął palec w odbyt mężczyzny. Powoli gładził ścianki wewnątrz, ale w ogóle nie czuł napięcia. Najwyraźniej Voldemort nawet nie spodziewałby się, że mógłby być na dole. Harry nagle uciekł mu spod ramion. Voldemort jęknął z żalem.
Dlaczego? - oklapł nosem w pościel.
Zaraz się dowiesz.
Co… Aua!!!
Voldemort poderwał się, ale Harry już przyciskał go do materaca. Sam leżał na nim, a jego członek już wszedł do samego końca.
Ja jestem mężczyzną! - Voldemort zwęził oczy.
Ja też. - Harry zachichotał. - Najwyraźniej przypadła ci rola samiczki w naszych erotycznych zabawach.
Ale śmieszne… och.
Voldemort złapał za poduszkę, wyginając się do chłopaka. Harry zaśmiał się triumfalnie. Dobrze wyczuł prostatę i od razu w nią uderzył. Teraz zaczął wykonywać szybkie, niemal brutalne pchnięcia. Dłońmi gładził tors kochanka a ustami sięgnął do ramienia i zrobił malinkę.
To… jest… podłe… nie przestawaj tylko! Nie… chce… być… babką! - Voldemort sam nie wiedział, co chce.
Harry jakimś cudem zebrał resztki sił, złapał mocno jego członka i ścisnął go, przyspieszając. Usłyszał nieludzkie wycie dobiegające z gardła Voldemorta i poczuł, jak on doszedł. W tej samej chwili otoczyła ich magia. Złoto mieszało się z zielenią a srebro z czerwienią. Harry zachwycił się tym. Także doszedł w tym samym momencie, co Voldemort.
Zobacz. - szepnął.
Voldemort otworzył oczy i zobaczył, że jego anioł jest otoczony magią. Wyciągnął dłoń i odkrył, że jego również to otacza. Westchnął zachwycony.
Harry! Wstawaj! - głos Anny zaskoczył obu.
Potter zaklął i szybko opuścił ciało kochanka. Okrył go kołdrą a sam założył spodnie od piżamy. Po chwili drzwi otworzyły się.
Harry, wstałeś? - kobieta zajrzała do środka… i zamarła.
Dzień dobry. - Harry przywitał się.
Voldemort jedynie jęknął i machnął dłonią z rezygnacją.
Harry, co ty masz na brzuchu?
Chłopak zerknął na swój brzuch. No tak, białe strugi. Voldek musiał opryskać go spermą, jak doszedł.
Czy to jest to, co ja myślę? - Anna wodziła wzrokiem między nimi.
Tak. - Harry wyszczerzył się.
A kto był kobietą? Och… Harry… Twoje skrzydła!
Chłopak podszedł do lustra i zamarł.
Dupko, zobacz! - zawołał zachwycony.
Hm? - Voldemort obrócił się i syknął.
Potem zamarł. Przed nim stał prawdziwy anioł. Skrzydła Pottera stały się białe. Lśniły bielą, aż nie szło go obserwować. Chłopak przesuwał piórko między palcami.
Są piękne. - szepnął.
Wyzdrowiałeś. Więc całkowicie posiadłeś więź z podopiecznym. - Anna uśmiechnęła się. - Teraz możesz je wreszcie porządnie schować.
Wspaniale. - Voldemort spróbował usiąść.
Potem opadł na łóżko z jękiem. Anna podeszła i uniosła mu kołdrę i jedną nogę. Oboje zamarli, podczas gdy ona obejrzała mu uważnie tyłek.
Przyznam się, że to dość niecodzienna wiadomość. - zauważyła, puszczając go.
Tak? - Harry oparł się o kolumienkę łóżka.
Ktoś rozdziewiczył Voldemorta. Jakby prasa się dowiedziała…
Nawet o tym nie myśl. - Voldemort przemógł się i wstał.
Założył koszulę.
Dziewica wielokrotnego użytku. - Harry zachichotał.
Łup! Voldek usiadł ciężko na dywanie i zaszlochał.
On jest okropny! - zwiesił głowę.
No nie płacz. Moja ty piękna dziewico.
Harry pobiegł do salonu. Szybko zjadł śniadanie i umył się w łazience. Założył ubranie i pobiegł na lekcje zaklęć. Flitwick nie marudził mu nic o spóźnieniu.
Harry, jak tam? - Draco poklepał miejsce koło siebie.
Nie uwierzysz! - Potter zaśmiał się.
Co zrobiłeś? - Hermiona odchyliła się do tyłu, tak jak reszta ślizgonów.
Przeleciałem pewnego czerwonookiego faceta. - Harry zachichotał.
Hermiona spadła z krzesła, ślizgoni przypadkiem transmutowali sufit w wiszące stado pająków. Przez pajęczyny spadły do nich drugie klasy, mające właśnie transmutację.
Co to miało znaczyć?! - Minerva wstała z profesora Flitwicka.
Pani profesor! - Harry przypadł i objął ją. - Tak się cieszę, że wpadła pani w nasze oczka!
Srogie oblicze nauczycielki złagodniało. Objęła chłopaka, mocno tuląc.
Ponoć przyjechał rano twój opiekun. - zauważyła.
Tak. - Harry zaśmiał się.
Po południu ty, Albus i on jedziecie do ministerstwa. - nie zwróciła uwagi na piski przerażenia.
Wspaniale. Coś jeszcze?
Albus ściągnął cały Zakon. - zachichotała.
Potem naprawiła sufit, odesłała ławki i wyprowadziła swoją klasę. Harry usiadł otoczony przez ślizgonów.
Wyobrażacie sobie jak on siada i potem jęczy, że go zerżnąłem?! - krótki chichot.
Harry, nie kpij sobie z takich tematów…
Hermiona zauważyła profesora i zaraz zajęli się nauką zaklęć gospodarskich. Po lekcji uczniowie otworzyli drzwi, wrzasnęli i schowali się w klasie. Po chwili wkroczyła Bella.
Hey, brzdące. - powitała ich.
Witaj, ciotka. - Draco zasalutował.
Nie podlizuj się. - pogroziła mu palcem i stanęła nad Potterem.
Chciałaś coś? - chłopak przerwał pakowanie.
Mam cię sprowadzić na dół. - spojrzała na torbę.
Potem zabrała mu ją, wypakowała, naprawiła, ponownie spakowała.
Nie no! - Harry spojrzał na elegancką torbę.
Co? - zarzuciła ją sobie na ramię.
Teraz jest jak nowa! A miała takie ładne dziurki!
Klasa roześmiała się. Bella pokręciła głową. Potem spojrzała krytycznie na niego.
Co znowu?! - skrzywił się.
Wyglądasz jakbyś został wypluty przez smoka! - warknęła.
Złapała go za kołnierzyk, poprawiła go. Zaklęciem przygładziła szatę. Poprawiła pasek od spodni, włożyła w nie koszulę. Harry jęknął i oklapł załamany.
Kobieto!
Co znów? - spojrzała na niego, naprawiając mu okulary.
Psujesz mi wizerunek! Odczep się!
Harry szybko doprowadził się do dawnego wyglądu. Bella uniosła brew, zaklęciem poprawiła go na przerobiony wygląd i skrępowała. Poprowadziła go potem w stronę Wielkiej Sali, nie zwracając uwagi na protesty. Ślizgoni szli obok, śmiejąc się do rozpuku.
Rozdział 26.
Albus mierzył spojrzeniem stół gości. Wszyscy śmierciożercy otaczali Voldemorta, który wyraźnie nie był w formie. Zakon Feniksa ulokował się dokładnie naprzeciwko nich. Po chwili, ledwo zaczęli posiłek, usłyszeli śmiechy. Bella Lestrange wprowadziła Pottera. Nauczyciele wytrzeszczyli oczy. Voldemort również.
Co to ma być?! - zawołał.
Poprawiłam mu wygląd. Teraz nie będzie straszył swoją fryzurą naszych oczu. - Bella była z siebie dumna.
Bella, litości! To nie Draco! Przywrócić mu normalne włosy! - Toshiro wstał i podszedł do Hermiony, całując ją w dłoń.
Ta spłonęła rumieńcem. Bella w tym czasie przywróciła wygląd Pottera.
Merlinie! W końcu sobą! - Potter otrzepał się jak pies.
Voldemort uśmiechnął się lekko. Jednak po chwili spoważniał, gdy chłopiec poszedł do Zakonu, a nie do nich. Na szczęście podszedł do Lupina.
Remus, chodź tam. Usiądź koło mnie, troszkę boję się samemu tam siedzieć. - poprosił błagalnie.
Dobrze, Harry. Będę pilnował, by cię nie skrzywdzono.
Remus wstał i zabrał talerz do stołu. Po drodze zwinęli też Weasleyów z Ronem. Ten usiadł koło Lupina.
Ale się na nas patrzą. - zauważył.
Szkoła ma rozrywkę. - Harry nałożył sobie tłuczonych ziemniaków. - Toshiro przybył z wami?
Chyba buja się w Hermionie. - Voldemort spokojnie zjadł troszkę zupy.
A Remusik w Ronie, prawda? - Harry zrobił słodką minkę.
Przestań, bo tego pożałujesz. - Voldemort skończył zupę.
Nie pyskuj… bo cię więcej nie przygotuję przed seksem.
Śmierciożercy opluli stół przed sobą. Voldemort spłonął czerwienią.
Głośniej się wydrzyj, pół szkoły jeszcze nie wie! - wrzasnął na Pottera.
Harry wzruszył ramionami, wstał i odgarnął włosy z czoła.
Ludzie! Dzisiaj rano przeleciałem tego tu czerwonookiego pana! - wskazał na Voldemorta.
Teraz to już cała szkoła zamarła. Po chwili Toshiro zagwizdał.
Na poważnie?
Tak jest. - Harry wyszczerzył się.
Gratuluje! - białowłosy zaczął klaskać.
Po nim zaklaskali gryfoni, ślizgoni i cała reszta.
Po co to zrobiłeś?! - Voldemort wstał… po czym syknął i potarł tyłek.
Przecież chciałeś, bym się wydarł, bo szkoła nie wie. - Harry zrobił niewinną minkę.
To była ironia! Nie znam cię! - usiadł wściekły, poczuł ból odwłoka i zawył. - Co za dzień!
Seksowny.
Spadaj, Potter. Żryj szybciej! A jak wspomnisz o tym w ministerstwie, to… - Voldemort pogroził mu palcem.
To nie będzie seksu przez miesiąc? - Hermiona zaśmiała się.
Nie, Granger. - Snape przekrzyczał śmiech. - Czarny Pan zabetonuje sobie odbyt i to będzie pas cnoty.
Ej, nie podpowiadaj mu głupot, bo będę musiał dobijać się młotem pneumatycznym. - Harry rzucił ogryzkiem w Severusa.
Wszystkim przed oczami stanął nagi Voldemort, leżący na brzuchu a między jego nogami był Potter z młotem pneumatycznym w dłoni. Po chwili chłopak odpalił urządzenie i mężczyzną zaczęło rzucać w pościeli, podczas gdy Harry drążył sobie teren do zabawy. Nie minęła sekunda i cała szkoła rzuciła się na posadzkę, wyjąc ze śmiechu.
Dość tego. - Voldemort wstał i zamarli. - Nie ma czasu. Ministerstwo czeka.
Dobrze, dobrze, moja dziewico.
Harry uchylił się przed ciosem w głowę i ruszyli do drzwi. Albus szedł obok. No, tego to się nie spodziewał. Harry góruje?! To są jakieś cuda niewidy. Z tego co wiedział, Voldemort nikomu nie dał się zdominować. A chłopak to osiągnął. Wkroczyli na błonia. Harry roześmiał się.
Jak tu ślicznie, wieje uroczy wiaterek…
Ten seks padł mu na mózg. - Lucjusz zasłonił się przed wichurą.
Nie bądź zrzędliwy. Może mu się ta pogoda podoba? - Toshiro zachichotał.
Za bramą deportowali się do Londynu.
***
Harry czekał na swoją kolejkę. Został na końcu. Najpierw Voldemort, potem Albus. Każdy przesłuchiwany za osobnymi drzwiami. Nagle trzecie drzwi otworzyły się.
Harry, zapraszam. - Kingsley uśmiechnął się do niego.
Chłopak wstał i niepewnie wszedł do pomieszczenia. Czekała na niego komisja. Poza Knotem i Umbrigde siedział też cały Wizengamot. Potter wściekł się.
Co oni tu robią?! - wskazał na tę dwójkę.
Harry, to minister i jego zastępca… - zaczął Kingsley.
Nie życzę sobie ich tutaj. - chłopak był nieustępliwy.
Harry…
Odmawiam jakiejkolwiek rozmowy, póki jest tu to bydło!
Na szczęście przywódca Wizengamotu wstał i zażądał wyjścia tej dwójki. Pod ich nieobecność chłopak opadł na fotel.
Możesz podać jakikolwiek powód ich wygnania? - przewodniczący nakazał zapisać to.
Umbrigde nasłała na mnie dementorów, próbowała rzucić na mnie Cruciatusa i groziła śmiercią. - warknął.
Rozumiem. Zostanie pociągnięta wraz z Knotem do odpowiedzialności. Teraz tak. W związku z zamieszaniem, musisz wypić Veritaserum.
Harry wypił eliksir. Potem poczuł tylko zamroczenie i nic nie widział.
Zacznijmy więc. - usłyszał. - Kim jesteś?
Harrym, aniołem stróżem. - powiedział natychmiast.
Usłyszał szmer zaskoczonych głosów.
Czyim?
Voldemorta. - Harry dziwnie się czuł.
Nie powinien tego mówić, ale jednak nie potrafił się oprzeć. Więc tak wyglądało działanie Veritaserum...
Pokaż skrzydła.
Wstał i przybrał prawdziwą formę. Po chwili ktoś dotknął lewe skrzydło.
Dlaczego walczyłeś przeciwko Voldemortowi?
Dumbledore porwał mnie i uwięził u rodziny od strony matki. Tam bito mnie i zmuszano do posłuszeństwa. Po przybyciu do Hogwartu okazało się, że Albus rozgłosił, że walczę przeciw Voldemortowi. Torturował mnie i bałem się.
Więc siedziałeś cicho?
Harry, czy twoje skrzydła, zawsze były białe? - głos pani Bones zaskoczył go.
Nie. Po uwięzieniu u rodziny stały się czarne. Jak Voldemort odkrył kim jestem, leczył skutki i stały się szare. Wtedy…
Zebrani zobaczyli, jak chłopak walczy z eliksirem.
Co wtedy? - przewodniczący zabrał głos.
Dumbledore… porwał… mnie… i… zgwałcił... to mnie… niemal… nie… zabiło… - wyszeptał Potter łamiącym głosem.
Co takiego?! - cały Wizengamot poderwał się.
Spokój! - przewodniczący uciszył ich. - Co się potem stało?
Voldemort mnie uratował i leczył. Dlatego zabrał za granicę, byłem zbyt podatny na ataki. To sprawiło, że nie chce już opieki Albusa.
Ale Albus to dyrektor szkoły. - Bones westchnęła.
Severus Snape byłby lepszym dyrektorem. - Harry nagle zamrugał.
Poczuł się dziwnie. Obraz mu się wyostrzył i odkrył, że stoi przed nimi jako anioł. Wystraszył się i szybko zamaskował.
Harry, Albus zostanie aresztowany. Jeszcze dziś Rada mianuje Severusa nowym dyrektorem. - przewodniczący był wściekły.
Super. - Harry uśmiechnął się.
Ale… obawiam się, że minister wsadzi ci na jakiś czas opiekuna z urzędu. Wytrzymaj to. Teraz wracaj do szkoły.
Harry wyszedł. Voldemort objął go czule. Widział, jak Wizengamot zamarł. Potem jednak usłyszeli huki walki. Harry został wepchnięty w ramiona Severusa i Voldemort pobiegł sprawdzić, co się dzieje.
***
Harry obserwował, jak Snape oficjalnie zostaje dyrektorem szkoły. Jego pierwszym rozporządzeniem było zatrudnienie Belli do uczenia eliksirów. Potem rozpoczęła się uczta. Harry bawił się znakomicie. Po jakieś godzinie usiadł koło Voldemorta. Ten wcale się nie bawił. Obserwował tylko okolice przez mapę Huncwotów.
Właściwie, co się stało w ministerstwie? - Harry podał mu sok z dyni.
Albus uciekł tym durniom. - napił się soku i skrzywił.
I co teraz? - Harry zbladł.
Na razie spokój. Obserwuje jedynie okolice. Baw się dobrze.
Harry zostawił go w spokoju i ruszył w drugi koniec sali. Właśnie zauważył tam Bellę. Usiadł przy niej.
Ty też jakaś cicha jesteś. - zauważył.
Lucjusz był lepszy z elków. Dlaczego więc mnie zatrudnił? - Bella napiła się wina.
Jesteś ładniejsza, bardziej się otwierasz na ludzi i wzbudzasz zaufanie? Nauczyciel nie może aż tak odstraszać uczniów. Nie może też się wywyższać, co to nie on. Sev kieruje się dobrem szkoły. - Harry zabrał jej wino i wylał je.
Myślisz? Nigdy nie patrzałam na niego pod kątem dbania o jakieś dobro. - spojrzała na Severusa, mamroczącego coś w stronę okien.
Nawet teraz zabezpiecza szkołę przed Zakonem czy Albusem. To rozsądny mężczyzna. Nie naraża nikogo na kłopoty. - Harry zamyślił się. - Nienawidził nas ale zasłonił sobą przed wilkołakiem.
Bella spojrzała na Severusa. Potem wstała i podeszła bliżej.
Co robisz? - spytała, chwiejąc się lekko.
Wzmacniam bariery… chyba za dużo wypiłaś.
Severus pogrzebał w kieszeniach i wyjął stamtąd fiolkę. Podał jej ją.
Co to? - spojrzała ciekawie.
Eliksir na wytrzeźwienie. - uśmiechnął się do niej.
Dziękuje. - wypiła go i od razu wróciła do formy. - Niezły smak.
Dziękuję. Sam go robię. Draco nie ma mocnej głowy.
Obserwowała go, jak odchodzi. Harry miał rację, nie był wcale taki głupi, za jakiego go brała. Uśmiechnęła się i ruszyła rozdzielić dwóch ślizgonów, którzy okładali się jak idioci.
Akemi, zdarza mi się coś wymyślić.
Omiro, to powstań.
Faza, proszę. Oto i on.
Risu, nie piskaj. I broń nawet trzema.
Rozdział 27.
Śniadanie przebiegało w spokojnej atmosferze. Od ucieczki Dumbledore'a minął miesiąc i Harry odżył. Uczniowie przywykli do tego, że Sev rządzi. Nie było aż tak źle. Ba, było lepiej, gdyż zorganizowali nawet festyny. Potter siedział obecnie przy stole nauczycieli, na kolanach Voldemorta. Jego opiekun niemal nie wprowadził się tutaj. Dzisiaj rano Harry oddał Annie książkę i był szczęśliwy. Na tyle, że Voldemort krzywił się przez samo oddychanie a reszta bezlitośnie kpiła sobie z niego.
Harry, jesteś za ostry. - Voldemort mruknął mu w ucho.
Oj nie przesadzaj. - Harry objął go i pocałował czule.
Uczniowie zagwizdali a Voldemort spiekł raka. Severus wzniósł oczy do nieba.
Harry, szlaban. - westchnął.
Za co?! - Potter oderwał się od kochanka i spojrzał z wyrzutem.
Za siedzenie nie na swoim miejscu i gorszenie pierwszorocznych zboczonymi zagrywkami. - Snape zwalił go z kolan Voldemorta.
Ała! Minus dziesięć punktów dla Slytherinu za brutalność ich opiekuna!
Roześmiali się a potem zamarli. Zobaczyli, że klejnoty podnoszą się do góry. Harry roześmiał się i podbiegł do gryfonów.
Ty mała gnido! - Draco rzucił w niego jabłkiem.
Bo i ci odejmę!
Mi nie możesz, nie mam mrocznego znaku! Snape ma i przez to, że dominujesz nad Czarnym Panem, to możesz go ukarać. - Malfoy zaśmiał się.
Fakt. To rozsądne.
Bella nalała Severusowi wina, po czym zajęła się jedzeniem swojej jajecznicy. Snape uniósł brew. Od kilku dni Bella wciąż go upijała podczas posiłków. Dzisiaj była niedziela, to mógł sobie na to pozwolić. Zauważył jeszcze, że Potter gestami woła Voldemorta, po czym wstał. Zabrał sobie kielich wina i ruszył do gabinetu. Tymczasem Potter pociągnął Voldemorta do biblioteki. Usiedli nad zaklęciami.
Przecież dobrze sobie z nimi radzisz. - mężczyzna skrzywił się.
Bella dzisiaj przeleci Severusa. - Harry prychnął cicho.
Skąd wiesz? - Voldemort już zrozumiał, że chłopak coś planuje.
Widziałem, że ubierała się seksownie i mruczała „dzisiaj go dostanę”. - Harry przewrócił książkę.
I? - Voldemort złapał za kolejną.
Szukam zaklęcia zapładniającego. Przyda im się dzidzia.
Spojrzeli na siebie, po czym oboje ryknęli śmiechem.
To będzie zamieszanie nie z tej ziemi. - Voldemort przywołał odpowiednie książki.
Bella jest smutna po stracie męża. - Harry zaczął je kartkować. - A Sev zawsze był sam. Przyda im się coś na rozerwanie starych kości.
Jak ty ich spiknąłeś, od tego zacznijmy. - Voldemort podsunął mu zaklęcie. - To będzie lepsze. Wywoła płodność aż zostanie zapłodniona komórka jajowa.
Harry spisał je szybko. Dorzucił jeszcze zaklęcie żądzy.
Prosto, wychwaliłem go przed nią, jak się zastanawiała, dlaczego ma uczyć elków.
Wstali i ruszyli do jej gabinetu. Voldemort założył pelerynę niewidkę. Harry zapukał i wszedł do niej.
Hey, mały. Nie gnębisz zabawki?
Nie. - Harry zachichotał na myśl, jak Voldemort krztusi się z bezsilnej złości.
A coś chciałeś? - spojrzała nieufnie na niego.
Życzyć powodzenia i miłej zabawy z Severusem. - uśmiechnął się.
Bella uniosła brew i w tej chwili oberwała pierwszym z dwóch zaklęć.
Dziękuję. Ale nie wiem, czy wypali. - strzepnęła szatę
Wypali. Dolałem mu eliksir zamroczenia. Już jest podpity. - Potter poczuł ruch powietrza.
Teraz mieli pewność, że oberwała każdym zaklęciem. Wyszedł od niej. Zobaczył Voldemorta, jak ten ściąga pelerynkę.
Gotowe. - schował się za zbroją.
Po chwili Bella wyszła i ruszyła do gargulca strzegącego gabinetu Severusa.
***
Harry zaśmiał się.
Naprawdę dobrze obciągasz.
Potter. - nad jego brzuchem pojawiła się rozgniewana twarz Voldemorta.
Tobie to nawet komplementów nie można powiedzieć. - Harry posłał mu całuska.
Drań.
Voldemort obrócił go i wszedł w nastolatka bez przygotowania. Potter zaśmiał się, wtulając w jego plecy.
Tak powinno to wyglądać. - mężczyzna pchnął go mocno.
Pozwalam ci tylko dlatego, że dzisiaj nadużyłem cię za mocno. - Harry poruszył biodrami.
Zawsze tak będzie!
Śnisz. I nie marudź, bo będzie z tobą źle. - Harry zachichotał, spinając mięśnie.
Poczuł jak kochanek doszedł. Voldemort opadł na łóżko.
Meczący jesteś.
Harry! - usłyszeli Hermionę. - Ktoś z Ministerstwa do ciebie.
Wstali niechętnie, ubrali się i ruszyli do Wielkiej Sali. Harry w przejściu złapał kochanka za tyłek a ten niemal się nie rozpłakał.
Potwór.
Ale tylko twój.
Voldemort zamrugał na te ciche słowa.
Tak. Tylko mój. - zachichotał.
Hermiona pacnęła obu w czoło, po czym uciekła. Harry śmiał się z miny kochanka.
Dostałem po łbie od szlamy!
No i co z tego? Hermiona jest w porządku. - Potter poklepał go po włosach.
Twój rudzielec też. Remusik nie narzeka, w nocy było głośno u niego.
Obejrzeli się i zobaczyli bladą Bellę.
A ci co? - Harry wymienił spojrzenie z Voldemortem.
A jakoś kręci mi się w głowie od rana.
A jak było u Severusa? - Harry szturchnął ją.
Wiesz, że fajnie. Niezły jest w łóżku. - rozmarzyła się.
A może gumka wam pękła i będziesz mamą? - Voldemort trącił ją w ramię.
Co?!
Roześmiali się z jej miny. Kobieta spochmurniała.
Nie jestem w ciąży. To się nie ujawnia po jednym dniu.
Objęli ją i razem wkroczyli do Wielkiej Sali. Kingsley uśmiechnął się i podszedł do Pottera.
Zła wiadomość. - poczochrał mu włosy.
Albus przeleciał całe ministerstwo i go uniewinnili?!
Nie, to nie to. - auror prychnął śmiechem.
A co? - Potter oparł się o niego, aż Voldemort zazgrzytał zębami.
Minister Magii, oburzony tym wyproszeniem, wcisnął ci kontrolera. Ma on sprawdzić, jak się zachowujecie w nowej sytuacji. Ma też sprawdzić Snape'a.
Kto to? - Severus stanął koło nich.
Nie wiem. Przybył z jakieś dwie godziny temu i teraz odsypia nocną podróż.
Auror pożegnał się z nimi i wyszedł. Potter skrzywił się, ale nic nie powiedział.
Rozdział 28.
Huk sprawił, że podnieśli głowy znad talerzy. Snape westchnął. Ani śniadanie, ani obiad nie przebiegły w spokoju. Teraz najwidoczniej również odpadała cicha kolacja. Po chwili wpadła Ginny.
Harry, różowe prosię tu jest!! - zawołała i udała, że mdleje.
Co? - Potter zamarł z frytką w ustach.
W tej samej chwili ktoś wszedł przez drzwi i okazało się dokładnie, CO. Ten różowy sweterek, mysie włosy… Do pomieszczenia wkroczyła Dolores Umbrigde z podkładką i ruszyła do niego.
A ty tu czego? - Snape wstał.
Ja jestem tutaj z polecenia ministerstwa. Mam się zając sprawdzeniem relacji… - zaczęła przemądrzałym tonem Umbrigde.
Już ja ci sprawdzę!
Zanim zrozumieli co się dzieje, Snape złapał ją za włosy i wywlekł z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na piski. Doprowadził ją do bramy i wyrzucił w błoto.
Wynocha, szmato.
Zatrzasnął jej bramę przed nosem i jakby nigdy nic wrócił do kolacji. Harry cieszył się jak dziecko, póki nie okazało się, że wróciła z aurorami.
Proszę nie utrudniać pracy kontrolerowi. - zaczął jeden z nich.
Zabieraj ją stąd albo będziecie mieli kłopoty. - Voldemort wstał.
Teraz już nie przypominał maskotki Pottera, do widoku której przyzwyczaiła się szkoła. Z jego oczu szły wściekłe spojrzenia aż ciarki przechodziły po plecach. Umbrigde jednak się nie cofnęła.
***
Harry zatrzasnął drzwi i uciekł tajnym przejściem. Wkrótce zwiał w kolejne i dotarł do siebie. Zamknął drzwi na hasło w mowie węży. Udało im się je zmienić. Wkrótce zobaczył, że ktoś próbuje wejść.
Znam hasło, drzwi przesyłają je do nas automatycznie. - usłyszał Umbrigde.
Powodzenia! - Harry zaśmiał się, w końcu wiedział, że wyśle po angielsku a nie w mowie węży.
Potem usiadł na sofie i zagłębił się w czytanie tematów na kolokwium. Tak szybko przerobił wszystko, że zostanie mu się jeszcze pół roku wolnego. Przez jakiś czas słuchał walki jędzy z drzwiami. Skrzatka śmiała się z niej. Harry niepostrzeżenie zaczął zastanawiać się, jak pozbyć się kłopotu ze szkoły. W pewnej chwili spojrzał na swój stary kufer. Podszedł do niego i otworzył go. Mella posprzątała tam. Na wierzchu leżała książka od eliksirów. Otworzył ją. To była księga z piątego roku. I wtedy go olśniło. Trucizny i inne napary.
Mella, przeniesiesz mnie do laboratorium Belli? - poprosił cicho.
Skrzatka zgodziła się i po chwili siedział w pracowni eliksirów. Przejrzał półki, ale nie było tam nic.
Accio podręcznik Severusa! - jęknął zdesperowany.
W szkolnej klasie coś trzasnęło. Zajrzał tam i zobaczył, że dygocze jedna z szafek z zapasami podręczników. Otworzył ją i w ręce wleciał mu zniszczony podręcznik. Czuł magię właściciela i czym prędzej wrócił do pracowni. Usiadł na stole obok kociołka i otworzył książkę. Zaśmiał się zachwycony. Severus przerabiał eliksiry po swojemu. Szybko odnalazł dział trucizn i zobaczył kilka dopisanych przez mistrza eliksirów.
Ładnie, własne trucizny. O, ta jest fajna.
Szybko wrócił do klasy i zebrał składniki. Zaczął warzyć zgodnie z instrukcjami. O dziwo wyszło mu idealnie. Spojrzał na zegarek i zamrugał. Była prawie szósta.
Zgredku? - cicho zawołał.
Harry Potter? - pojawił się skrzat.
Zgredku, mam dla ciebie misję. Staniesz się niewidzialny i wlejesz to do posiłku i picia Umbrigde, dobrze? - podał mu fiolkę.
A co to? Trucizna? - skrzat wziął ją.
Tak. Nie chce jej, nie chce żadnego kontrolowania.
Skrzat zniknął. Harry jakby nigdy nic ruszył do Wielkiej Sali. Okazało się, że cała szkołą tam była.
Potter, to bydle darło się pod twoimi drzwiami całą noc! - Minerva zmierzyła kobietę wściekłym spojrzeniem.
Miała pecha, nie było mnie tam. - zaśmiał się i usiadł na kolanach Severusa.
Umbrigde poderwała się i zaczęła wrzeszczeć na nich. W tym czasie - na oczach całej szkoły - Zgredek wlał jej do płatków białą truciznę a do kawy dolał jakieś szarej zawiesiny. Po chwili znikł. Harry zabrał śniadanie i przesiadł się na kolana Voldemorta. Ten pogroził różdżką Dolores i ta usiadła, zabierając się za śniadanie. Kiedy skończyła je, wyszła z nosem wycelowanym w sufit.
Co to było? - Hermiona zaraz dopadła stołu i zbadała miskę.
Całą noc siedziałem w laboratorium Belli. Ukradłem Sevowi notatki i zrobiłem truciznę. Może na nią podziała. - Harry zjadł jabłko.
A Zgredek dodał środek na biegunkę i popuszczanie moczu w majtki! - pojawił się skrzat. - Zgredek pomoże Harry'emu Potterowi pozbyć się potwora!
Kochany Zgredek. - Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.
***
Ryki Umbrigde poderwały szkołę. Harry zaśmiał się w książkę i to samo zrobiła reszta uczniów, w końcu ta wiadomość szybko się rozeszła. Po chwili doszedł ich huk z piętra, gdzie było skrzydło szpitalne. Harry zostawił książkę i w tej samej chwili wpadła Bella.
Pomfrey wywaliła ją na zbity pysk, twierdząc, że ona ma się zajmować uczniami i nauczycielami a to nie jest tytuł Umbrigde i odesłała ją do Munga. - zameldowała.
I za to kocham tę pielęgniarkę. - rozmarzył się Lucjusz.
W każdym razie Umbrigde rzyga i sra dalej niż widzi. - Ron usiadł koło Belli.
Mówi się wymiotuje. - poprawili go równocześnie Toshiro i Hermiona.
Potem roześmiali się.
Złe wieści. - wkroczył Voldemort. - W Mungu jej pomogli. Znów tu jest.
Hmm. - Potter zamyślił się. - To trzeba wykorzystać plan B.
Wybiegł do sowiarni i wysłał sowę bliźniakom. Potem wrócił do biblioteki. Przez godzinę spierał się z przyjaciółmi, odmawiając wyjaśnień.
Harry, kotku.
Drgnęli i obejrzeli się. Ale to byli tylko Fred z bratem.
Macie to? - podły uśmiech.
Mamy. To mugolski wynalazek, to się do nas nie doczepi. - Fred usiadł i podał mu buteleczkę.
Co to w ogóle jest? - Voldemort potrząsnął buteleczką.
Klej z żywicą. Skleja w kilka sekund pod wpływem wody. Jest trwały. - Fred wyszczerzył się.
Na lata. - dodał George.
Harry sprawdził na mapie huncwotów.
Kąpie się. Widzę ją w jej łazience.
Pobiegł na czwarte piętro. Cicho włamał się do środka. Na palcach podszedł do zasłonki prysznica. Umbrigde właśnie regulowała sobie wodę. Podmienił butelki, wcześniej transmutując tą z klejem na wygląd szamponu. Potem cicho zwiał. Po szkole szybko rozniosło się o planie B i każdy uciekł do Wielkiej Sali na podwieczorek.
Rozdział 29.
Snape wzdychał na myśl, że zaraz znów będzie piekło.
Po co oni przysłali tu tę jędzę?! - Bella jakby czytała mu w myślach.
Bo Potter wyrzucił ją i Knota z przesłuchania. - Voldemort przeciągnął się i zerknął na anioła, który pisał teraz zaliczenie z jakiegoś przedmiotu.
Nie wiedziałam, że będzie w stanie zaliczyć to w miesiąc. - Minerva uśmiechnęła się.
Rano pomogłem mu z zaklęciami a resztę zaliczył po obiedzie. - Voldemort skubnął kęs ciasta z galaretką i zerknął w rozpiskę. - Teraz tylko wydanie książki. Bo Harry oficjalnie skończył szkołę.
Zabierzemy go na weekend do domu? Wiesz, taki prezent za to, że już się wyrobił.
A możemy, wiesz.
Voldemort poczekał, aż ci z komisji wyszli i przywołał magią aniołka. Ten rozsiadł się na jego kolanach i podebrał mu ciasto.
Już po szkole. Jestem absolwentem. - zachichotał.
Nic nie mogło mu popsuć dobrego humoru. Ryk z wyższych pięter tylko mu go poprawił. Po chwili wpadli spóźnieni uczniowie i żywo zaczęli coś opowiadać.
Chyba Umbrigde użyła „szamponu”. - Harry wsadził nos pod pachę Voldemorta i krztusił się śmiechem.
A nie po lekcjach? - Bella zmarszczyła nos.
Nie. Wtedy się spóźniłem, już go użyła. Cóż, po piątej czy po dwudziestej to już nie ma różnicy. Grunt, że się udało.
Voldemort wsunął dłoń pod koszulkę aniołka i ten spojrzał figlarnie na niego.
Tu są ludzie. - szepnął mu na uszko.
Wiem, ale to takie przyjemne, muskać ci brzuch… O Merlinie!
Harry jęknął. Z szeptu przy uchu nagle stał się wrzask. Odsunął się i zaczął grzebać palcem w małżowinie. Dopiero potem dotarło do niego, że każdy patrzy się na to coś przed nim. A tam stała naga, zielona Umbrigde w brodawki a ręce miała przyklejone do głowy. Chłopak nie wytrzymał i ryknął śmiechem.
Co to ma znaczyć?! - Snape był wściekły.
To jest wasz głupi dowcip… - zaczęła kobieta, ale nie dał jej skończyć.
Snape wstał i posłał patronusa do Ministerstwa. W tym czasie uczniowie dalej kpili z kobiety. Bliźniacy dosiedli się do Pottera i Voldemorta.
Coś dołożyliście? - Harry śmiał się na widok wściekłych prób oderwania rąk od głowy.
Tak, eliksir przemieniający skórę w naskórek ropuchy. Z czasem zacznie kumkać. I tak dalej.
Wszyscy nauczyciele zaczęli się śmiać. Po chwili drzwi się uchyliły się i wkroczył komitet Wizengamotu. Również oni zamarli na widok Umbrigde, która nagle zaczęła kumkać i skakać jak żaba po sali. Główny sędzia zaraz rozkazał ją usunąć i spojrzał na rozbawioną młodzież.
Kogo wy mi tu przysyłacie?! Mało, że znęcała mi się nad uczniami, to teraz ma ich napastować seksualnie? - Snape ruszył na nich a ci cofnęli się.
Severus bywa groźny. - Harry obserwował tyradę nauczyciela i kulących się ludzi.
Czasem. A co powiesz na weekend ze mną, Toshiro, Hermioną, Ronem i Remusem? - Voldemort skupił spojrzenie na nim.
Fantastycznie! Dokąd tym razem? - Harry obrócił się do niego.
Może w Alpy? To fajna zabawa. - Hermiona zaśmiała się.
Pozostali zgodzili się i pobiegli spakować.
***
Voldemort stał w domku Toshiro i czekał, aż ten się wykąpie. On sam już był spakowany. W sumie nie wiedział, jak mugol zareaguje na to, że bez zapowiedzi wpisał go na wyprawę. Wiedział, że Harry lubił jego towarzystwo a on lubił żarty anioła. No i będzie tam też Hermiona, z którą Toshiro dyskutował na wiele tematów. Wkrótce usłyszał otwierane drzwi od łazienki i chłopak pokazał się w samym ręczniku. Podszedł do lodówki, wyjął sobie szklankę soku i napił się, odwracając do schodów.
Aaaa!
Szklanka spadła mu na podłogę a młodzieniec oparł się o lodówkę, trzymając za serce.
Odbiło ci?! Nie strasz mnie więcej! - chłopak myślał, że za chwilę zabiję tego faceta.
Wybacz. Myślałem, że słyszałeś jak przyszedłem. Wołałem cię. - Voldemort naprawił szklankę i napełnił ją sokiem.
Nie, nie słyszałem. - Toshiro opadł na kanapę i wypił napój.
Przyszedłem w związku z pewną sprawą. - Voldemort usiadł naprzeciwko.
Toshiro zamarł, zaintrygowany. Przeważnie mówił mu tak, gdy trzeba było znaleźć kogo do zabicia, ochraniać Pottera, lub coś się szykowało. Młodzieniec rozwalił się bardziej na kanapie. Zabicie odpadało, na razie nie atakowali, bo skupili się na Potterze. Więc albo Dumbledore, albo Potter.
Powiesz w końcu, o co chodzi? - zerknął na niego.
Harry zdał właśnie kolokwia z zadań. - niepewnie zaczął Voldemort.
No i co z tego? - Toshiro zamrugał.
Chcemy zabrać go na weekend w Alpy...
Białowłosy westchnął i wstał. Podszedł do okna i oparł się o parapet.
Jeśli zamierzasz się mnie pytać o to, czy on może jechać to cię wyśmieję. - odwrócił się do niego.
Nie. Harry chce, byś jechał z nami. - Voldemort zachichotał. - Pakuj się.
A może mam inne plany na ten weekend? - młodzieniec zwęził oczy.
Hermiona też jedzie i tak dalej. Tam będzie ciepło. Obiecuję.
Voldemort dobrze wiedział, że chłopak nie cierpi marznąć. Pokonany białowłosy ruszył na górę. Poszedł za nim i obserwował, jak ten pakuje się do torby. Brał same ciepłe rzeczy. To go rozbawiło.
Nie jedziemy na Antarktydę.
Jasne. To są Alpy! Góry! - Toshiro spojrzał na niego jak na kretyna.
No to co? - Voldemort zerknął na swoje lniane spodnie i koszulę z rękawem trzy czwarte.
Tam jest śnieg, minusowe temperatury, dzikie zwierzęta i tak dalej! A w ogóle na jakiej wysokości jest domek?
Voldemort zerknął w prospekt.
Niewysoko. - rzucił lekko.
Czyli ile? - białowłosy powstrzymał się przed rzuceniem butem w mężczyznę.
Tylko dwa tysiące metrów nad poziomem morza. - Voldemort schował prospekt do kieszeni, gdzie miał już klucze.
Och, to rzeczywiście nie będzie tam zimno! - Toshiro zaczął pakować jeszcze cieplejsze ubrania.
Przesadzasz. Istnieją zaklęcia ogrzewające, jest tam kominek, zapas drzewa...
Voldemort, z chęcią popatrzę, jak się trzepiesz z zimna w takim ubranku. - Toshiro zamknął torbę i spakował do reklamówki kosmetyki.
Potem ruszyli po rzeczy mężczyzny i przenieśli się do pozostałych. Severus podał im świstoklik i torbę eliksirów na choroby, po czym przenieśli się.
Rozdział 30.
Harry roziskrzonym wzrokiem obserwował widok za oknem. W domku, w którym się zatrzymali, było niemal wszystko. Nawet trzęsący się Voldemort, który udawał przed Toshiro, że jest mu ciepło. Mugol kpił sobie z niego, ubrany w ciepły sweter i spodnie.
Nie wiedziałeś, że tu jest zimno? - Harry odszedł od okna i usiadł koło Toshiro.
Mi wcale nie jest zimno. - Voldemort warknął na nich, usiłując nie szczękać zębami.
Idź się ubierz, bo zachorujesz i umrzesz. - Toshiro zlitował się nad nim, obejmując Hermionę.
W sumie nie narzekał na przyjazd tutaj. Widok naprawdę był wspaniały. Wieczorem było ciemno i widzieli światła w mieście poniżej. Voldemort rzucił pełno zaklęć ochronnych i odpędzających zwierzęta niebezpieczne. Poza tym były tu cztery pokoje. Harry rozkokosił się z Voldemortem w największym, ale to był ich błąd. Toshiro wziął sobie najmniejszy, który najszybciej się rozgrzał. Remus i Ron zajęli trzeci pokój a ostatni został Hermionie, która po godzinie przeniosła rzeczy do białowłosego z hasłem, że nie będzie marzła. Harry był aniołem, więc pewnie nie czuł różnicy temperatury. Za to na pewno czuł ją Voldemort, który teraz był otulany kocem przez Remusa. Potter westchnął i użył swoich mocy, by podnieść temperaturę, ale nie za bardzo.
Dziękuje, mój aniołku. - Voldemort pogłaskał jego pióra.
Jutro poszalejemy na śniegu? - Potter potarł oczy pięścią, dając tym samym znak, że jest zmęczony.
Dobrze, kruszynko.
Voldemort podniósł go w ramionach i ruszył do pokoju. Pozostali zachichotali, dopili herbaty i ruszyli także spać.
***
Harry wyszedł z łazienki i uśmiechnął się na widok słońca, które wpadało przez szparę w zasłonie. Szybko ubrał się i po cichu zszedł na dół. Założył kurtkę, buty, zawiązał szalik i wbił się w rękawiczki, po czym wyszedł na zewnątrz.
A czapka? Chcesz zachorować?
Potter obrócił się i złapał czapkę. Założył ją na głowę i zerknął na Toshiro, który siedział w swetrze na werandzie.
Nie jest ci zimno? - usiadł obok.
Nie. Moja rodzina mieszkała w tamtym mieście dwa lata. Przywykłem. Ale i tak nie cierpię zimna. A ty spać nie mogłeś?
Nie. Chciałem wyjść na dwór. Śnieg!
Oczy Pottera rozbłysły i przeskoczył barierkę. Zaraz zapadł się po łydki w śnieg. Okręcił się i opadł w puch, który wzbił się wokół niego. Toshiro zachichotał, założył kurtkę i rękawiczki, po czym zszedł na śnieg. Zebrał go w kulkę i cisnął w chłopaka. Harry pisnął, poderwał się i dostał drugą kulką. Sam zaraz zebrał śnieg i zaczęli bitwę na śnieżki. W pewnej chwili obaj dostali śnieżkami. Obrócili się. Hermiona siedziała na werandzie i słuchała muzyki a Ron i Remus okładali ich śnieżkami. Harry wydał z siebie bojowy okrzyk i rzucił się w wir walki. Przestali dopiero wtedy, gdy śnieżka trafiła w okno, które właśnie miało rozsuwane zasłony. Po chwili zza packi śniegu wyjrzało czerwone oko. Harry pomachał mu i to wykorzystał Toshiro. Przewrócił chłopaka na śnieg i zaczął go nim nacierać. Harry piszczał i wił się, ale zanim Ron mógł mu pomóc, sam wylądował na ziemi, nacierany przez Remusa. W końcu Voldemort zszedł na dół i usiadł na krześle.
Co dzisiaj planujemy?
Pojeździmy na nartach? - Harry usiadł w końcu i wytrzepywał śnieg z czarnych włosów.
Reszta przytaknęła i po śniadaniu złapali za sprzęt narciarski. Hermiona i Toshiro pierwsi zaczęli jeździć na stoku. Remus musiał poduczyć Rona i zaraz do nich dołączyli. Harry zaś cierpliwie zakładał narty czerwonookiemu. Potem podniósł go i wsunął mu kijki do ręki.
To ruszamy.
Voldemort obserwował, jak on odpycha się i narty suną po śniegu, napędzane siłą odepchnięcia przy pomocy kijków. Sam spróbował tak zrobić. Sekundę potem minął Pottera i stoczył się na dno jak kulka śniegu.
Voldek?!
Zaraz dopadli do niego i pomogli mu wstać. Pupek otrzepał włosy ze śniegu i jęknął.
Tylko mugole mogli wymyślić tak głupi sposób na złamanie karku.
Roześmiali się na taką uwagę. Zaraz zawlekli go na szczyt i zaczęli tłumaczyć mechanizm jazdy. Niewiele to dało, bo co chwila albo jechał szpagatem, albo się toczył na dół. Harry'ego bardzo to bawiło i w końcu sam go zepchnął.
Ty mały… - Voldemort wygrażał mu pięścią.
Harry zjechał do niego na dół i pomógł mu wstać.
Chyba nigdy nie opanujesz mugolskich sportów. - zdjął mu narty.
Voldemort usiadł na werandzie i Harry przyniósł mu kakao.
Nie połamałeś się? - usiadł obok niego.
Nie. Idź się baw. - z wdzięcznością napił się ciepłego napoju.
Nie mogę. Jestem twoim aniołem i zależy mi na tobie. - Harry pocałował go czule. - Nie każ mi się bawić, kiedy ty siedzisz samotnie.
Ciepło zalało Voldemorta. Więc aż tak bardzo zależało mu na nim? Czuł, że to nie chodzi tylko o przywiązanie anioła. Westchnął, objął go i pocałował w nosek.
Baw się, mi to sprawia radość, jak się śmiejesz. Po prostu nie nadaje się na narty.
Harry zamrugał niepewnie, po czym uśmiechnął się i ruszył na stok. Po chwili wywijał przed Voldemortem różnego rodzaju skoki i figury. Ten śmiał się, jak chłopakowi coś wyszło lepiej niż innym i dopingował go podczas wyścigów.
***
Harry pił. I to nie kremowe piwo. Voldemort, który właśnie wyszedł spod prysznica i zobaczył go kiwającego się nad pustą butelką Brandy, był co najmniej zdumiony. Powoli podszedł i zabrał mu butelkę i szklankę. Potem położył się koło niego.
Kto to widział pić szklanką do soku alkohol. - przytulił go do siebie.
A to był alkohol? - Harry zamrugał i spojrzał na niego zaskoczony. - Nie wiedziałem. Więc tak smakuje? Nawet dobry, ale strasznie pali w przełyku.
Nigdy nie piłeś, aniołku? - posadził go sobie okrakiem na biodrach i podciągnął mu koszulkę.
Nie. Dlaczego nie może być tak zawsze, co? - Harry zaczął robić masaż jego nagiej klatce piersiowej.
Czyli jak? - zdjął z niego koszulkę a anioł rozwinął skrzydła.
Spokojnie, bez wojny. - Harry zamyślił się. - Bylibyśmy bezpieczni, ludzie nie wrzeszczeliby na twoje nazwisko i tak dalej. Boję się czasem, że cię zaatakują a ja nie będę znał sposobu obrony i stracę życie. Nie chce umrzeć, chce codziennie widzieć twój uśmiech. Ale tak nie będzie, ty pragniesz zabić każdego. Nawet Hermionę, bo jest szlamą… jakby miała wybór, że się taka urodziła.
Voldemort złapał go za brodę i pociągnął na dół. Chłopak radośnie odwzajemnił pocałunek i przywarł do jego ciała.
Masz ochotę?
Mam, ale nie mam sił. - Harry zdjął mu ręcznik z ud i zsunął się niżej.
Zaskoczony mężczyzna podniósł się na łokciach i obserwował, jak chłopiec nieśmiało gładzi palcem jego erekcję. Miał urocze rumieńce. Potem aż zachłysnął się powietrzem, gdy chłopak nieśmiało polizał czubek członka, po czym wsunął go sobie do ust i się zakrztusił. Z trudem zwalczył chichot. Harry nigdy nie brał mu w usta, bał się tego. Widać alkohol miał na niego zły wpływ. Po chwili Harry przygryzł mu lekko skórkę i jęknął.
Chodź.
Obrócił go delikatnie i przygotował zaklęciem. Potem powoli wsunął się w niego. Zawsze porywało go to uczucie ciasnoty i ciepła. Tym razem chłopak pierwszy zaczął się poruszać i Voldemort przestał myśleć. Przytrzymał mu biodra rękoma i zaczął pchać głęboko, niemal boleśnie. Harry nie szczędził jęków i mężczyzna dziwił się wręcz, czemu nikogo jeszcze tu nie ma. Po chwili zobaczył gwiazdy i doszedł. Opadł lekko na aniołka, który rozwinął skrzydła. Nieodzowny znak, że sprawił mu rozkosz. Poczekał, aż napięcie opadło i delikatnie wyszedł z niego. Okrył go kołdrą a sam ubrał się i zszedł na dół. Nalał wodę do czajnika i włączył urządzenie. Potem usiadł koło Toshiro.
Hermiona zajęła ci pokój, co? - włożył torebkę do kubka.
Tak samo zajęła mi pokój, jak ty tyłek Pottera. Zakładam, że oboje teraz śpią. - Toshiro spojrzał na niego i dopiero wówczas Voldemort zobaczył malinkę na jego szyi.
Zachichotał. Od początku Harry kpił sobie, że oni będą parą i wykrakał. Ten aniołek miał dar swatania. Czajnik kliknął i Voldemort zalał sobie herbatę.
Słyszałem was. - Toshiro zerknął na niego.
Tak? Pewnie każdy słyszał. - wzruszył ramionami.
Jak zaczęliście zabawę, Potter wyciszył pokój. Chodzi mi o rozmowę.
Voldemort zamarł. Mechanicznie pomerdał łyżeczką herbatę.
Nie dałeś cukru. - rzeczowo zauważył chłopak. - Ale wiesz, że on ma rację?
Tak? - Voldemort sięgnął po cukier.
Anioła zawsze idzie zabić. On będzie cię bronił, nawet za cenę życia. Ja dotąd żałuję, że zlekceważyłem strach swojej anielicy. Bała się umrzeć, bo mnie nie uchroni. Kiedy straciłem ją, świat stał się pusty.
Co to ma do mnie? - mężczyzna zdał sobie sprawę, że ręka wisi nad cukierniczką i cofnął ją.
Prowadzisz straszne życie. On prędzej czy później zginie, przez to, że cię broni. To musi być okropne, budzić się i nie wiedzieć, czy dożyje się wieczora. - Toshiro wstał i umył kubek.
Mężczyzna wylał herbatę i wrócił do pokoju. Harry spał w poprzek łóżka, posapując nierówno. Uśmiechał się przez sen i to sprawiło, że Voldemort poczuł ból w klatce piersiowej. Nagle Harry drgnął i usiadł.
Tom? - pisnął.
Tutaj. I wolę pseudonim. - podszedł i usiadł przy nim. - Obudziłem cię?
Coś cię boli, czuję to. - Harry obejrzał go uważnie.
Nic takiego, już mi przeszło. Uderzyłem się o poręcz. - pogładził mu włosy i odsunął kołdrę.
Harry przesunął się i poczekał, aż mężczyzna wszedł pod pościel. Szybko wtulił się w niego i zamruczał.
Cieszę się, że mamy ten weekend wolnego.
Ja też. A właśnie, jak tam książka? - zainteresował się po chwili mężczyzna.
Oddałem ją Annie. Teraz przechodzi korektę graficzną i z błędów. - Harry zachichotał. Za dwa miesiące będzie wydana. Równo z początkiem nowego roku. Pierwszy stycznia, od godziny dziesiątej.
Zdradzisz zakończenie? - Voldemort przytulił go.
Smutne i złe.
Voldemort spojrzał na niego w szoku, ale ten zdołał już zasnąć.
Rozdział 31.
W niedziele to Harry był tym, którego obudziła śnieżka rzucona w okno. Niechętnie zszedł na dół i usiadł do śniadania. Po chwili przyszła reszta.
Co dzisiaj robimy? - zapytał.
Może zejdziemy do miasta? - Toshiro ugryzł tosta.
A coś tam jest ciekawego? - Voldemort ujął dłoń anioła.
Lodowisko, tor saneczkowy, galeria handlowa, kino…
Nigdy nie byłem w kinie. - wyrwało się Potterowi.
To pójdziemy dzisiaj. Grają coś ciekawego? - Voldemort zajrzał do gazety. - Same romanse i bajki.
Po naradzie zgodzili się, że pójdą na sto jeden dalmatyńczyków. Harry ubrał się bardzo radośnie, co oznaczało, że Voldemort musiał pozbierać zawartość szaf i poodkładać na miejsce. Potem zbiegli na dół. A raczej Potter zbiegł, ciągnąć Voldemorta. Przeszli na podwórze i mężczyzna przeniósł ich teleportacją łączną. Przez to stracili kwadrans, gdyż młodzi rozcierali sobie uszy.
Co za głupie wrażenie. - Hermiona pomogła wstać Toshiro.
Bardzo dziwne. Ale idzie przywyknąć. - Remus pomógł Ronowi, który się zarumienił.
Spojrzeli na pozostałą dwójkę. Harry już dawno czuł się w porządku i razem z Voldemortem oglądał dzieciaki na lodowisku.
Ja tam nie wejdę. - mężczyzna był spięty.
Wiem. - chłopak oparł się o niego. - Ty mi pokibicujesz, tak?
Pozostali zdążyli już założyć łyżwy i Harry szybko do nich dołączył. Tu okazało się, że nie umie jeździć. Co chwila się wywracał. Voldemort żałował, że on tam wlazł. Z drugiej strony podziwiał determinację chłopaka, który zawziął się, by nauczyć się jeździć. W pewnej chwili poczuł strach chłopaka. Wyczarował łyżwy i podjechał do niego na sekundę przed tragicznym upadkiem. Potem zabrał go na ławkę.
Ty… umiesz jeździć. - Harry obserwował go, jak odmieniał łyżwy.
Nie mówiłem, że nie umiem jeździć. - Voldemort obejrzał mu kostkę.
To dlaczego nie chciałeś wejść na taflę? - Harry przekrzywił głowę.
Byłem kiedyś reprezentantem kraju w łyżwiarstwie figurowym i niemal się nie zabiłem. Mały uraz do lodowisk pozostał. - Voldemort wyprostował się z ulgą.
Nie było nic uszkodzonego. Tylko lekkie nadwerężenie mięśnia. Dopiero potem zauważył, że otacza go podekscytowany tłumek. Westchnął i zabrał stamtąd chłopaka.
Masz ochotę na przejażdżkę pociągiem po lesie? - podeszli do kasy i kupił bilety.
Harry wpakował mu się na kolana, gdyż Voldemort dostał miejsce przy oknie. Konduktor powarczał na nich, ale w końcu musiał zrezygnować. Podczas jazdy Harry niemal wkleił się w szybę. Jechali na tyle wolno, że widział każdy szczegół lasu.
To jest przepiękne. - szepnął, opierając się o Voldemorta.
Jesteś piękniejszy. - objął go i przytulił do siebie.
Życie jest nietrwałe. To zaś będzie istnieć wiecznie…
Do czasu aż ktoś po pijaku tego nie spali... uch. - Voldemort roztarł brzuch od uderzenia z łokcia.
Na przykład ty, co? - Harry spojrzał na niego wesoło.
Nie. Przyroda by się odbudować potrzebuje setek lat. Człowiekowi wystarczy noc i spokojne czekanie dziewięć miesięcy. - powoli wsunął dłoń pod spodnie chłopaka.
Harry zachichotał i wtulił się w niego mocniej. Na szczęście miał długi płaszczyk i on zakrył to, że opuścił troszkę spodnie. Voldemort powoli wsunął się w jego ciało i zamarli. Nie musieli się nawet poruszać, to robił za nich pociąg.
Perwersie ty, lubisz jak to widzą? - Harry nachylił się troszkę bardziej i szepnął mu do uszka.
Nikt nie widzi. Zresztą zaraz dojdę, tylko jeszcze raz wjedziemy w jakieś zakrzywienie.
Po chwili drgnął i zacisnął uchwyt. Delikatnie opuścił ciało chłopaka, który zwiał do toalety. Kiedy Potter wrócił, znów usiadł mu na kolanach i podziwiał krajobraz, tym razem w ciszy. Co jakiś czas Voldemort pogładził mu włosy czy przytulił. Kilka razy konduktor na nich warczał. Za to na stacji czekała na nich niespodzianka. Do pociągu wpadła policja. Harry zamrugał zaskoczony, jak ich otoczyli.
Jeśli któreś z was zrani moje dziecko, zabiję. - Voldemort osłonił sobą Pottera.
Policja uniosła troszkę głowę.
Nie napastujesz go? - spytał przywódca swobodnie.
Własne dziecko?! Po prostu miał miejsce od przejścia i wziąłem na kolana, by lepiej widział. O co to całe zamieszanie?! - Voldemort wstał i spojrzał na nich groźnie, aż się wzdrygnęli.
Pasażerka zadzwoniła, że siedzi tu pedofil macający chłopca i gadają o zabijaniu. - oddział schował broń i rozluźnił się.
Ależ to były rozważania co się szybciej odnawia, przyroda czy ludzie. - Harry zaczął się śmiać. - Czyżby pedofilka była zła, że się mną ktoś opiekuje?
Pasażerowie roześmiali się i powoli zaczęli wychodzić. Na peronie czekał zaniepokojony Toshiro z resztą. Harry zaraz podbiegł do nich i wtulił się.
Wiedziałem, że to chodzi o was. - prychnąłRon, obserwując Voldemorta zgłaszającego coś policji.
Jakieś babie przeszkadzało, że wziął mnie na kolana i pokazywał krajobraz. - Harry rozmyślnie mówił głośno, co zwróciło uwagę otoczenia.
Voldemort podszedł do niego i ujął go za rękę.
Teraz do kina? - zerknął na zegar. - Prawie czwarta.
Tak!
Ludzie rozstąpili im się z uśmiechami. Harry oglądał wystawy sklepowe a nawet kilka razy zanurkował do pamiątek. Voldemort zawsze musiał go stamtąd wyciągać przez kupienie czegoś. Każdy z nich dobrze czuł delikatną obserwację policjanta, idącego za nim. Ludzie też ich obserwowali.
***
Harry śmiał się wraz z resztą. Film musiał mu się podobać. Pozostałym zresztą też. Voldemorta mało on interesował, chociaż też się uśmiechał przy niektórych momentach. On wolał obserwować swojego aniołka i sprawiało mu to przyjemność. Teraz jednak myślał o tym, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Chłopak miał rację, tak samo jak Toshiro. Mogli w każdej chwili zginąć. A on nie chciał już pozbawiać życia taką istotkę. Chyba się uzależnił od tego uśmiechu. Poczuł szarpnięcie i rozejrzał się. Światła już się paliły a Potter szturchał go.
Wybacz. Zamyśliłem się. - wstał i ruszył z nimi do wyjścia.
O czym myślałeś? - Harry zeskoczył z ostatniego stopnia i niemal się nie poślizgnął.
O przyszłości. O tym, że rano wracamy do domu i znów będziesz w szkole. - Voldemort złapał go i ruszyli do stacji wyciągu.
Nie muszę tam być. To szkoła z internatem, ale ja już zaliczyłem wszystkie przedmioty. - Harry zachichotał. - Tylko tam pomieszkuje do wydania pracy.
Zachichotali, kupując bilety do swojej stacji.
Gdyby nie ta baba, moglibyśmy się przenieść. - usłyszał w głowie głos anioła.
Wiem, słoneczko. Ale młodzi nie narzekają. Wolą pomarznąć niż znów się deportować. - Voldemort uniósł kąciki warg w górę.
Resztę trasy przebyli w milczeniu.
Rozdział 32.
Harry spojrzał na śpiącego mężczyznę. Niepokoił się, gdyż od wczoraj część umysłu była przed nim osłonięta. Bał się tego, ale z drugiej strony, ufał Voldemortowi. Powoli wstał i zaczął się pakować. Wciąż się zastanawiał, co on myśli o tej sytuacji. Miał wroga, który okazał się jego aniołem stróżem. On od dawna go kochał. To domena anioła, że kocha swego podopiecznego. Ale przecież jak się ujawnił, bał się. Bał się, że go zabiją. I zdziwił się, że go nie skrzywdził. Do tego mu pomogli. Czy to była wina tego, że bał się więzi?
Harry?
Obejrzał się i zobaczył, że ten już nie spał.
Co się stało? - chłopak przerwał pakowanie i usiadł na łóżku.
Przestań tak myśleć. - Voldemort objął go, pakując ich jednym ruchem różdżki.
Ale to jest silniejsze ode mnie. - anioł oparł się o niego i westchnął.
Nie martw się na zapas. Zależy mi na tobie a ci na mnie i to powinno wystarczyć.
Harry zachichotał, jak dmuchnął mu w czoło i wyskoczył z łóżka. Zbiegł na dół, gdzie było słychać już Toshiro i Hermionę. Voldemort zwlókł się z pościeli i dołączył do niego.
***
Wracamy za dwie godziny, nie? - Ron spojrzał na Remusa.
Tak.
Obaj spojrzeli na drzwi, zza których było słychać rumor. Po chwili usłyszeli cichsze kroki.
Harry zbiegł i za nim - jak cień - idzie Tom. - Remus zachichotał.
Teraz zawsze chodzą razem. - Ron usiadł mu na biodrach. - Wiesz, dlaczego?
Mogę się tylko domyślać. Najpewniej Voldemort boi się ataku Albusa. Do tego chce być blisko anioła. No i kwestia łóżka…
Ron zachichotał, jak mężczyzna wspomniał o tej kwestii. Powoli oparł dłonie na nagim torsie. I pomyśleć, że niedawno wyzywał każdego geja w okolicy. Nawet rozważał zerwanie przyjaźni z Harrym, gdy Fred zakpił, że chłopak nie lubi dziewczyn. I niemal się to mu udało. Aż do czasu, gdy zobaczył zakrwawioną Hermionę. Wtedy do niego dotarło, że niemal nie stracił Harry'ego. I zaakceptował to, tak długo aż chłopak nie zacznie go zaczepiać. A potem wiadomość, kim on naprawdę jest. Pomagał im uratować go i to zbliżyło go z Remusem. Bardzo się zaprzyjaźnili, spędzali czas razem i krzyżowali plany Zakonu. Kiedy Voldemort przywiózł Harry'ego i huknęło, że chłopak go przeleciał, Harry zakpił, że on i Remus będą następni. I tak było. Z początku bał się tego, ale Lupin był taki delikatny... Teraz mógł się mu oddawać na każde życzenie, chociaż wciąż nie umiał zrobić nic więcej niż pocałunek w policzek. Poza tym, dotąd były to tylko pieszczoty ręką czy ustami, nic więcej.
O czym myślisz, mój mały? - usłyszał Remusa.
O nas. Zastanawiam się, jak zareaguje na to reszta. Wiesz, rodzice, otoczenie…
To nie jest ważne.
Remus obrócił się z nim i położył go na łóżku. Odrzucił kołdrę na ziemię i delikatnie przejechał palcem po torsie młodzieńca. Ron zachichotał. Potem zamrugał, gdy mężczyzna schylił się i pocałował go, po raz pierwszy w usta. Troszkę się szarpnął, ale uchylił je, bardziej z szoku niż z ochoty. Remus jednak nie zwracał na to uwagi. Pogłębił pocałunek z radością, badając językiem podniebienie chłopaka. Po chwili trącił język Rona i ten zaczął odwzajemniać pocałunek. Dłonie chłopca wsunęły się we włosy wilkołaka i zacisnęły w nich. Remus powoli zsunął jedną dłoń i chwycił nabrzmiały członek Rona. Przerwał pocałunek, łapiąc oddech.
Widzę, że ci się to spodobało. - zauważył.
Ron spojrzał na niego zamglonym spojrzeniem i jęknął, wyginając się do jego dłoni.
Dzisiaj nie będzie tylko pieszczenia członka. - Remus spojrzał pożądliwie na chłopca. - Dzisiaj chce cię całego.
Chłopak drgnął, ale Remus nie pozwolił mu tak szybko zrozumieć tego, co powiedział. Wilkołak pochylił się i polizał sutek Rona a ten zajęczał i jeszcze bardziej się wygiął. Drugą dłoń przesunął w górę i zaczął drażnić drugi sutek. W końcu zostawił oba w spokoju, jak poczuł, że Ron doszedł. Silnie obrócił chłopaka i zmusił do wypięcia się w jego stronę. Potem przycisnął się do niego, pozwalając mu przez chwilę czuć nabrzmiałą erekcje. Potem rozchylił pośladki i wsunął członka w otwór. Chłopak jęknął i przygryzł poduszkę z bólu, ale nie miał możliwości się szarpnąć. Remus powoli przeciskał się przez szczelinę, w duszy jęcząc z rozkoszy. W końcu wszedł po sam trzon i oparł się o chłopaka.
Wkrótce przestanie boleć. - zamruczał mu w uszko. - Pierwszy raz zawsze boli.
Nie pamiętam, bym się zgodził na coś więcej niż masaże czy pocałunki. - Ron odwrócił się i spojrzał na niego z irytacją.
Spodoba ci się to, mój maleńki.
Remus uśmiechnął się i pchnął go raz. Ron jęknął i wygiął się w łuk.
Tak, właśnie tak. - Remus zaczął przyspieszać, słuchając jęków chłopaka.
Podobało mu się, jak Ron warczał na niego, że nie wyraża zgody, a zarazem błagał, by nie przestawał. Po kilku minutach doszedł, zalewając chłopaka nasieniem. Poczekał, aż członek przestał pulsować i opuścił jego ciało. Okrył go kołdrą i pozwolił mu poleżeć. Sam udał się pod prysznic. Szybko umył się, z zadowolonym uśmiechem. Więc w końcu posiadł młodego Weasleya na własność. I był z tego powodu zadowolony. Szybko wytarł się do sucha i wrócił do pokoju. Podczas, gdy on się ubierał, Ron ruszył się umyć.
Nawet się nie krzywi. - Remus uśmiechnął się z zadowoleniem.
Po kwadransie Ron wrócił i ubrał się. Znieśli torby do salonu, gdzie czekała na nich reszta. Harry podsunął im talerze z posiłkiem a oni rzucili się na jedzenie. Voldemort rozliczał domek z właścicielami. Dał im gruby napiwek i zapewnił, że jak się uda im dostać w tym czasie urlop, to znów przyjadą za rok. Potem zjechali na dół wyciągiem i poczekali na pociąg.
A nie świstoklikiem? - Harry oparł się o niego.
Mamy wciąż ogonek, lepiej pociągiem do stolicy a potem samolotem do Londynu. - Voldemort przewrócił oczami, jak się skrzywili.
Co za ludzie. - Hermiona westchnęła i chciała wnieść swoją torbę do wagonu, ale mężczyźni jej w tym przeszkodzili.
Toshiro i Voldemort wnieśli ją za nią. Mieli zajęty przedział dla siebie, więc rozlokowali się w nim. Harry powalczył z Ronem o wolne miejsce przy oknie, ale przegrał. Władował się więc na kolana Voldemorta, który siedział naprzeciwko rudzielca. Ron przewrócił oczami.
Zawsze musisz się pchać komuś na kolana? Konkretnie jemu? - zarzucił Potterowi.
Co w tym złego? - Hermiona zerknęła na nich.
Przez to zawsze siedzi przy oknie. Nikt nie ma siły się sprzeciwić. - Ron zachichotał.
Oficjalnie siedzi na środku. - Remus usiadł przy Ronie, po ulokowaniu bagaży nad głowami.
Nie bądź taki dowcipny. - rudzielec szturchnął go w bok.
Harry nagle zaczął zwijać się ze śmiechu. Pozostali spojrzeli na niego jak na wariata.
Te dni wolne mu zaszkodziły. - Toshiro pokiwał głową.
Ej, Toshiro? Możemy najpierw pojechać do ciebie? Hermiona mówiła, że masz dom wypełniony sprzętami mugoli. - Remus zaciekawił się sytuacją po tych słowach Rona.
Oczywiście. Poza tym, dom Voldemorta jest na stałe połączony z pokojem aniołka.
Rozluźnili się i rozwalili na siedzeniach. Toshiro i Hermiona zaczęli grać w tysiąca, Remus przyłączył się niemal od razu. Harry i Ron rozpoczęli rozmowę o szkole i Quidditchu, a Voldemort zaczytał się w jakieś książce.
***
Ron jęknął, jak Toshiro zaprezentował mu działanie laptopa. Po krótkiej demonstracji, zeszli na dół. Białowłosy odetchnął i usiadł koło reszty, która obserwował, jak Potter ogrywa Voldemorta w eksplodującego durnia.
Oszukujesz! - Voldemort poddał się po przegraniu dziesiątej partii pod rząd.
Roześmiali się. Teraz miejsce anioła zajął Ron i z niemałą uciechą starli się w szachach. Tu Voldemort trafił w końcu na równego sobie i stoczyli pięć zaciętych partii. Wygrali po dwie a piąta okazała się być remisem. Grę w słówka i znaczenia ostatecznie wygrała Hermiona. Toshiro zaś pokonał ich w grze zręcznościowej.
Musimy częściej się wymykać na takie akcje. - Harry zerknął na zegarek.
Tak, tylko tym razem Draco i Ginny będą się darli, jak ich nie weźmiemy. - Ron zaśmiał się.
Przenieśli się do pokoju Harry'ego i rozeszli do dormitorium. Voldemort zasnął niemal od razu, ale Harry przeglądał poprawki, jakie wprowadziła Anna. Potem zafiukał po nią. Ta przybyła niemal natychmiast.
Tak mało zmian? - Harry zerknął na małą kartkę.
Tak. Książka już w drukarni. Jesteś zawodowcem. Zarobisz mnóstwo pieniędzy. - kobieta napiła się piwa.
Nie. Ja to zapisałem w testamencie Ronowi i Hermionie. No i Toshiro i Remusowi. Zależy mi na nich a niemal wcale nie mają pieniędzy. - Harry pokazał jej zdjęcia, jakie porobił na wycieczce.
Nie podoba mi się tylko, że zabijasz anioła na koniec. I jak niby bohater ma żyć bez niego, skoro się już przyzwyczaił do jego towarzystwa? - zaczęła przeglądać zdjęcia.
Bo to prośba anioła, ostatnie życzenie. Zresztą, to nieuniknione. Większość aniołów umiera przed podopiecznymi.
Drzwi uchyliły się i Voldemort minął ich w pełnym ubraniu.
Tom? - pisnął Potter.
Jadę do domu, coś załatwić. Wrócę na śniadanie.
Skinęli mu głowami i na powrót zajęli się rozmową.
***
Ryk sprawił, że Harry niemal nie spadł ze schodów. Pobiegł wraz z Ronem, Hermioną i Ginny do Wielkiej Sali. W przejściu zobaczyli duszącego się ze śmiechu Draco.
Co, Bella odkryła już ciążę? - Harry spojrzał na stół nauczycieli.
Co?! Wy wiedzieliście?! - Snape podniósł się wściekły.
Zapanowała cisza.
Harry jest aniołem i wyczuwa poczęcie nowego życia. - Hermiona zaczęła szurać stopą po podłodze. - Wiedzieliśmy, odkąd zaczęła się skarżyć na bóle. Sprawdził ją.
Dlatego sugerowaliście mi, że to ciąża?! - kobieta opadła bezsilnie na fotel Severusa a ten ją objął.
Bo… wy do siebie pasujecie… a ja chce być wujciem! - Harry zachichotał.
Uczniowie zaczęli bić brawo. Gryfoni zaraz zarezerwowali sobie zakup kołyski jako prezent od nich. Pozostałe domy zaczęły kłócić się, co który kupi. Harry podszedł do nich z uśmiechem i obejrzał Bellę.
Jeśli moja moc się nie myli, jest za wcześnie na określenie płci. Ale to nie będą bliźniaki. Ja czuje tylko jedną energię. - szepnął.
Mogą być. Do miesiąca mogą się rozdzielić i powstaną bliźniaki. - Hermiona przyniosła kobiecie owoce. - Powinnaś zaczynać dzień od owoców, zero palenia, alkoholu i wybryków.
Dzięki za wsparcie. - sięgnęła po winogrono.
W końcu chce być zaproszona na ślub stulecia. - Hermiona się wyszczerzyła.
Severus parsknął śmiechem. Od początku podejrzewał, że Voldemort i Potter mieszali w tym palce i teraz zrozumiał, co chcieli osiągnąć. Wyciągnąć Bellę z żałoby a jemu sprawić nową rodzinę. Bella nieśmiało uśmiechnęła się do niego i zajęła się teraz jabłkiem.
Rozdział 33.
Harry rozejrzał się po raz kolejny. Voldemorta wciąż nie było blisko niego. Już cały dzień. Wcześniej miał atak paniki. Teraz leżał więc w pokoju, otoczony przyjaciółmi.
Naprawdę, nic mu nie jest. - Severus wkroczył do pokoju. - Miał starcie z kimś w ministerstwie.
Powinienem tam być! - Harry próbował wstać, ale uniemożliwiło mu to zaklęcie Remusa.
Nic mu nie jest. Uspokój się. - Draco zmusił go do ponownego położenia się.
Na korytarzu dało się słychać wiwaty i piski. Po chwili Voldemort wkroczył do pokoju i postawił kwiaty przy stoliku.
Cóż to dolega mojemu aniołkowi? - usiadł na łóżku i spojrzał na niego.
Gdzieś ty do cholery był?! Wiesz, jak ja się martwiłem?! Czułem, że walczysz!
Harry poderwał się i wczepił w jego koszulę.
A, to. Cóż, słońce. Ja po prostu zająłem ministerstwo. - z fałszywą skromnością odrzucił na bok włosy.
Że co?!
Potter cofnął się tak gwałtownie, aż spadł z łóżka. Reszta milczała.
Dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą? - Severus założył ramiona przed sobą.
Proste. To był atak z zaskoczenia. Teraz kontroluje całe ministerstwo. - Voldemort nalał sobie soku do szklanki.
Ty w garniturze? - Harry w końcu wdrapał się znów na łóżko.
Nie, Lucjusz. Nie mam zamiaru się tym babrać. On mnie wyręczy.
Jesteś leniwy, wiesz? - Toshiro skrzywił się. - Co zrobisz z nami?
W sensie? - Voldemort dobrze wiedział, co miał na myśli.
Szlamy, mugole…
Nic. Wami nie chce mi się zajmować. Macie tylko poznać zasady czarodziejów. I się do nich stosować. Mugoli mam w dupie... - podniósł się.
Dlaczego? - Harry spojrzał na niego z bólem.
Bo nie chcę cię stracić, walnięty aniele. Teraz nie mamy wrogów i będzie dobrze.
Jednak Harry pokręcił głową. Wiedział, że maja wroga, którego nie idzie zlekceważyć. Ale nie powiedział tego na głos. Słyszał, jak umawiają się jutro na piwo w Trzech miotłach, więc i on wprosił się na zabawę. Rozbawiony Voldemort nie zamierzał mu zabronić, o ile teraz wypije eliksir nasenny i zaśnie.
***
Harry zapiął guziki koszuli i przejrzał się w lustrze. Anna śmiała się z niego, siedząc na łóżku.
Harry, to tylko wyjście na piwo. - zasugerowała mu, piłując paznokcie.
Tak, ale każdy teraz wie, że jestem aniołem. Do tego wygraliśmy wojnę.
Dzięki tobie, bo zmieniłeś strony. - zauważyła pogodnie.
Nie zmieniłem. Ja wciąż mam tę samą stronę. Jestem aniołem, nie walczę nigdy przeciw podopiecznemu. To Albus kłamał.
A co z nim? Złapali już go?
Nie. Boje się go. On jest członkiem organizacji chwytającej anioły. Mogę zginąć przed dupka. Ale dzisiaj zamierzam się bawić. - Harry zapiął zamek butów.
Tylko nie upij się. - Anna już słyszała, jaki on jest szalony po alkoholu.
Pożegnali się i ona przeniosła się kominkiem do ministerstwa. Harry zbiegł na dół. Mijając zakręt wpadł na Ginny. Dziewczyna zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
Co jest, siostra? - zatrzymał się.
Dean. Zdradził mnie z Cho Chang. Widziałam ich właśnie, jak się całują. Nawet nie przeprosił mnie, jak ich nakryłam. - dziewczynie złość zmieniła się na załamanie.
Chodź na piwo. - złapał ją za rękę i poprowadził schodami na dół.
Zaskoczona dziewczyna dała się im poprowadzić. Na dole czekali na nich i bardzo zdziwili się, że przyprowadził kogoś jeszcze.
Hey. Zmiana roli, dzisiaj jesteśmy pocieszycielami. - wepchnął Ginny między Zabiniego i Draco.
A cóż się stało młodej damie, że trzeba pocieszenia? - chłopaki zaraz ją przytulili, nie zapominając niby przypadkiem pomacać jej tyłka.
Dean ją zdradza. Nakryła go na zabawie z Chang. Trzeba biedactwo pocieszyć.
Ginny wykrzywiła się do Pottera. Co za papla. Snape zachichotał i wyszli na zewnątrz.
Profesorze, co z profesor Lestrange? - spytała dziewczyna.
Dałem jej coś na sen. Strasznie marudziła, że chce iść z nami, ale nie może się przemęczać. - Severus spojrzał na skrzydło szpitalne.
Mam nadzieję, że nic jej nie będzie po tym eliksirze. - Harry westchnął.
Nie powinno. Większość eliksirów ma swoje odpowiedniki dla ciężarnych. Dałem jej ten odpowiednik. Co prawda jeszcze może używać normalnego, ale wole nie ryzykować.
A kiedy w końcu ślub? - Hermiona szturchnęła Draco. - Gdzie zerkasz?
Nigdzie. - blondyn odwrócił głowę w drugą stronę.
Podejrzewam, że w najbliższą sobotę. Czyli za cztery dni. - Toshiro nie musiał się przyznawać, że wiedział wcześniej.
W końcu podsłuchał, kiedy Severus zajmuje Trzy miotły. Voldemort też już uprzedzał go, że to w tę sobotę i Toshiro pomagał w projektowaniu dekoracji. Kilka na pewno się im spodoba.
Harry, a propos. Gdzie Tom? - rozejrzał się.
Voldemorta nigdzie nie było.
Wiesz, no. - Harry zachichotał.
Ty niewyżyty samcu. - Draco i Zabini nie powstrzymali uśmiechów.
A nieprawda, bo nie łóżko. - Potter pogroził im palcem.
O co? - Ginny uniosła brew. - Podłoga?
Nie. Łazienkę mu zająłem troszkę dłużej niż zazwyczaj. Dopiero się myje i zaraz przyjdzie. - czarnowłosy przewrócił oczami.
Aha.
Jakoś nie umieli mu uwierzyć. Tym bardziej, że jęki Voldemorta były słyszalne na całym piętrze, ku rozbawieniu uczniów. Niemal w tej samej chwili Potter krzyknął i rzucił się na trawę a oni zrobili to samo.
***
Voldemort szybko założył płaszcz i otworzył drzwi. Ruszył do wyjścia.
Witam, McGonagall. - skinął głową kobiecie.
Witam panie zapomniałem, że trzeba wyciszać pokój. - prychnęła kobieta.
Mężczyzna zbladł. Przeklęty chłopak, tak się spieszył, że nie wyciszył.
Och, daruj sobie złośliwości. Kto słyszał? - mruknął.
Cała szkoła. - zachichotała. - Pierwszy raz słyszałam jęczącego Lorda Mroku.
Voldemort zarumienił się. Szybko ją wyminął i wybiegł na zewnątrz. Teraz już wolniej ruszył do bramy. Wkrótce zobaczył swoją grupkę. Między nimi szła też jeszcze jakaś dziewczyna. Zachichotał, widząc jak Draco i Zabini macają ją i spychają nawzajem swoje dłonie. Już miał ich zawołać, jak Harry wrzasnął i rzucił się na drogę. Zdezorientowana reszta zrobiła to samo. Na ich szczęście, bo po chwili powietrze przecięła fioletowa smuga zaklęcia. Jęknął i przyspieszył. Jakim prawem są atakowani?! Przecież nie zmienił rządów ani nic! Przyspieszył i wypadł za bramę, ślizgając się na jakimś błocie. Jeszcze podczas ślizgu wyrwał różdżkę i strzelił zaklęciem w trzy osoby. Cała trójka odsunęła się, ale jednego dosięgnął i upadł martwy. Przesunął się przed przyjaciół, zasłaniając ich sobą.
Tom? - Snape powoli uniósł głowę.
Mamy niespodziewanych gości. Nic wam nie jest? - Voldemort mierzył spojrzeniem dwóch mężczyzn.
Na nic to ci się zda. Przyszliśmy zabić ciebie i Anioła. - jeden z wrogów zaśmiał się.
Harry powoli podniósł się i przesunął za Voldemorta. Reszta odpełzła w bok i schowała się za drzewami. Draco został przy Hermionie i Toshiro, Zabini osłaniał Ginny.
To zapewne łowcy aniołów. Dumbledore uprzedzał mnie przed nimi. - Harry szepnął Voldemortowi.
Jaki jest ich cel? - Snape i Lupin stali już przy nich gotowi do walki.
Znaleźć anioła i zabić zarówno jego jak i osobę, którą ochrania.
Harry zerknął niepewnie na Toshiro. Jego też mogą zaatakować, jeśli wyczują, że miał anielicę. Skupiony na przyjacielu poczuł, jak Snape odpycha go za Lupina i sam blokuje zaklęcie wymierzone w niego. Toshiro zwęził spojrzenie. Potem sięgnął pod kurtkę i zaczął składać swoją broń.
Mionek, zostań z Draco i resztą. - mruknął, kiedy skończył montować wachlarz.
To ten z darem od twojego anioła, tak? - Draco w mig zrozumiał, co się dzieje.
Tak, nie podnoście się bo i was zdmuchnie.
Wybiegł na drogę przed nich i rozłożył wachlarz. Zaskoczyło to łowców.
Toshiro, nie! To niebezpieczne! - Lupin zamarł.
Święte moce ochrony Anioła! Piąte oko tornada! - wrzasnął białowłosy i wziął zamach.
Przez pierwszą sekundę nic nie widzieli ani nie słyszeli. Potem dotarł do nich dźwięk. Jakby szumu skrzydeł tysięcy papierowych ptaków. Spadły one z nieba i zaatakowały łowców. Ci wrzasnęli przerażeni. Istoty pocięły zarówno ich ciała jak i okolicę za nimi na małe paseczki. Toshiro zachwiał się i Voldemort w ostatniej chwili go złapał.
Nie stosowałeś tego wcześniej, nie? - przyjrzał się ogromowi zniszczeń.
Tylko raz. Kiedy zabili mi anioła i chcieli zabić mnie. Zemdlałem wtedy i to dlatego przeżyłem. Druga grupa uznała, że już jestem martwy i szukali powodu, przez który zginęła pierwsza grupa. - Toshiro poczuł, że go podpierają.
Będą polowali też na ciebie. To była głupota! - Harry przytulił go.
Nie pozwolę ci umrzeć, młody! - białowłosy spojrzał na resztę.
Ta skinęła im głową. Każdy zamierzał bronić chłopaka, który okazał się tym, co zmienił Voldemorta na tyle, by przestawił politykę wobec szlam czy mugoli. Reszta podeszła niepewnie i ruszyli do pubu. Żadne jednak nie schowało różdżki.
Rozdział 34.
Dumbledore obserwował oddalającą się grupę. Tak jak podejrzewał, ten białowłosy też był podopiecznym anioła. Spojrzał na rozwalony teren i szczątki swoich wrogów w organizacji.
Przykro mi, Harry. Wkrótce umrzesz. - szepnął.
Odleciał w stronę północy. Harry był takim niewinnym dzieckiem. Kiedy dowiedział się, że synek jego przyjaciół został wybrany na anioła Voldemorta, był przerażony. Z całych sił namawiał przywódcę na eksperyment, czy warto postawić anioła jako wroga jego podopiecznego. Przywódca zgodził się na tę próbę i bardzo długi czas dawała ona wspaniałe rezultaty. Harry był zastraszony i nie sprzeciwiał mu się. Teraz jednak się zbuntował. A szkoda. Mógł być pierwszym aniołem, który przeżyłby zabicie podopiecznego. Do tego teraz przywódca chciał chłopaka. Z tego co wiedział, nie zgwałci go. Nie lubił seksu z aniołami. Były one wierne swoim partnerom. Po godzinie lotu zobaczył zamek. Zniżył lot i wylądował na błoniach. Powoli ruszył w stronę wrót. Te otworzyły się przed nim cicho. Dzisiaj nie było zebrania. Dlatego ruszył na piętro, do sypialni władcy. Ten siedział na tarasie. Albus co prawda mógł wylądować na nim, ale ich przywódca wymagał kultury.
Jak tam Harry? - spojrzał na Albusa.
Twoi ludzie zaatakowali go. - mężczyzna skinął głową i poczekał na pozwolenie, by usiąść.
Wiem. Jest słodki. Nie mogę się doczekać, kiedy tu przybędzie.
Albus spoglądał na szatyna. Wyglądał na maksymalnie dwadzieścia lat, ale to była iluzja. Nie był wampirem czy też nieśmiertelnym, nie miał kamienia filozoficznego. Ale żył już prawie dziewięćset lat. Kim był, tego nikt nie wiedział.
Nie wiem, jak go sprowadzić. - mruknął, pocierając rękę.
Usiądź.
Dumbledore zrobił to i obserwował szefa.
Z tego co wiem, Snape bierze ślub w sobotę. Zostanie tatusiem. - szatyn przywołał wino i nalał im do kieliszków.
Też o tym słyszałem. Dowcipny jest ten podopieczny i jego anioł. - Albus napił się wina.
Podpalisz Hogsmeade. - szatyn zerknął na niego.
Dlaczego mam niszczyć wioskę? Przez to ludzie mnie znienawidzą i stracimy oparcie.
Nie martw się, Albusie. - szatyn zakręcił winem w kieliszku.
Jak to? Nie da się mnie zamaskować! - starzec zaczął wyłamywać sobie palce.
Mugolskie ładunki wybuchowe. Podłożysz je w miasteczku z zapalnikiem czasowym. Czarodzieje nie znają się na zabawkach mugoli.
Potter i Granger tak. Ale zrobię tak.
Dumbledore ruszył do laboratorium przygotować ładunki. Szatyn zaś wstał i ruszył do swoich komnat. Naprzeciwko było pomieszczenie, które przygotował dla chłopaka. To tu nocował każdy anioł, którego zapraszał w swe skromne progi. Każdego zgwałcił, ale ten… miał na niego ochotę, ale ciało musiało pozostać czyste, by mogło używać całej mocy. Aniołek był śliczny. Pozwoli mu zabić Voldemorta a potem zatrzyma sobie do łóżka. Zastanowił się, czy jest namiętny? Pewnie tak, to co widział we wspomnieniach Albusa nastrajało go pozytywnie. Podszedł do lustra i sprawdził w nim, co robi chłopak. Siedział obecnie przy herbacie z resztą. Voldemort śmiał się z jego słów. Reszta nie zwracała na nich uwagi. Przesunął obraz na białowłosego. Toshiro... Nie powinien żyć, ale cóż… Udało mu się to, to niech sobie żyje. Był niegroźny. Co prawda teraz bronił Pottera, ale na pewno nie stanowił dla nich żadnego zagrożenia. Potem przestawił obraz i sprawdził laboratorium. Albus sporządzał ładunki. Każdy z jego podwładnych umiał stosować zarówno czarodziejskie jak i mugolskie techniki. Nigdy nie wiedzieli, z czym idzie się zmierzyć. Mruknął, powracając do chłopaka.
Jesteś już mój, maleńki. Teraz baw się dobrze, bo to ostatnie chwile w twoim życiu.
Roześmiał się, obserwując jak Potter zakłada za ucho włosy.
Rozdział 35.
Snape wyrywał sobie w rozpaczy włosy. Czy oni musieli spalić coś tak prostego? Zwykłe rozwieszanie dekoracji w wykonaniu ślizgonów było straszne. Obecnie musiał wyplątać Parkinson z serpentyn.
Widzę, że masz tu rozrywkę. - usłyszał głos od drzwi.
Obrócił się. Toshiro i Hermiona przynieśli kwiaty. Dziewczyna już ruszyła z pomocą w stronę podium i magią wyrównała kokardy. Snape uśmiechnął się lekko i w duszy westchnął z ulgą. Trudno było odmówić gryfonce rozumu i zdolności przywódczych.
Wyjątkowo się bawię. Jutro uroczystość i zero zorganizowania. Dobrze, że Potter mi pomagał.
A gdzie on teraz jest? - białowłosy rozejrzał się i zobaczył chłopaka w kąciku.
Obok niego stał Voldemort i razem układali serwetki. Snape również tam spojrzał.
Voldemort rozpoczął akcję poszukiwawczą.
Słyszałem. - Toshiro zmarszczył czoło. - Musimy uważać na Pottera. Ta organizacja zabija anioły bez litości.
Dlatego czuwa przy nim na zmianę z nami.
Ponownie zerknęli na nich, w samą porę, by zobaczyć, jak chłopak pociera skrzydłem pupę Voldemorta. Parsknęli śmiechem a mężczyzna, gdy tylko zorientował się, że z niego się śmieją, pokrył się rumieńcem. Zostawił Pottera pod opieką Belli i podszedł do nich.
Rozstawiłem śmierciożerców i aurorów wokół pubu. - wbił dłonie w kieszenie. - Zabezpieczyliśmy też magicznie obszar.
Cieszę się. A pupę zabezpieczyłeś? - Snape zakpił, zerkając na Pottera, teraz jawnie gapiącego się na swego podopiecznego.
On mnie zajeździ. - westchnął Voldemort.
Nie martw się. Ron myśli tak samo o Remusie.
Cała trójka roześmiała się na wspomnienie wczorajszej awantury w Wielkiej Sali.
***
Harry oparł się o łóżko. Był zmęczony i nie chciało mu się wracać do szkoły. Dlatego wraz z Voldemortem nocował w pubie.
Zmęczony, aniołku?
Obejrzał się na łazienkę. Voldemort wyszedł właśnie z niej i podszedł do łóżka. Wbił się w nie i wsunął pod pościel. Harry z trudem podniósł się i poczłapał do wanny. Z jednej strony cieszył się, że może się na coś przydać i pomóc. Z drugiej - to było wyczerpujące. Spędził kilka godzin na wieszaniu ozdób pod sufitem i poprawianie wpadek ślizgonów. A teraz nawet nie miał siły na seks! Cóż za niesprawiedliwość! Odkręcił wodę i zaczął się myć. Wtedy to poczuł. Falę niebezpieczeństwa…
Tom! - zawołał.
Po chwili ponowił wołanie i wkrótce przyszedł jego kochanek. Jedno spojrzenie i wiedział, że coś się dzieje. Harry wtulił się w niego całkiem mokry.
Co czujesz, mały? - złapał za ręcznik i owinął go dokładnie.
Niebezpieczeństwo. Wyczuwam zagrożenie. - Harry spojrzał na niego.
Tego nie idzie zlekceważyć. Wciąż pamiętał, jak tylko takie ostrzeżenie uratowało go wtedy na drodze.
Podniosę alarm i wzmocnię straż.
Harry skinął głową w podzięce i wrócili do pokoju. Voldemort zaraz ubrał się i ostrzegł wszystkich. Anioł zaś podszedł do okna. Co oni planują? Widział fioletową szatę, więc Albus. Czy to robota Zakonu, który ucichł po zdelegalizowaniu? Po godzinie wrócił Voldemort i położyli się spać. Za to rano zaczęło się piekło. Najpierw obudził ich ryk Belli. Potem bieganina w poszukiwaniu sukni. Na końcu wpadł Severus i wywalił ich z ciepłych łóżek. Harry ubrał się na biało a Voldemort na czarno. I to była jedyna różnica w ich ubraniach.
Będziesz ładnym świadkiem. - Harry poprawił krawat kochankowi.
Jasne. A ty pięknym aniołkiem podającym obrączki.
Zachichotali i wyszli, zderzając się z Ronem.
Zabierzcie ode mnie te wariaty. Próbują założyć mi welon Belli.
Harry wyrwał welon bliźniakom i odniósł kobiecie. Potem wrócił do pozostałych.
---
Severus i Bella właśnie założyli sobie obrączki, gdy znów to poczuł.
Tom! - wrzasnął, przerywając ceremonię.
Zanim Voldemort zdołał się obrócić, budynkiem zatrzęsło i znikąd pojawił się dym. Przerażeni ludzie poderwali się i powstało ogólne zamieszanie. Harry obrócił się i przyjrzał ogromowi zniszczeń. Wszędzie był dym i zapach prochu. Czyli coś mugolskiego. Ludzie biegali pośród płomieni a co mądrzejsi gasili je wodą. Harry zakrztusił się.
Bynajmniej poczekali aż się pobrali! - Ron pociągnął go do wyjścia.
No tak. - potwierdził, łykając dym.
Przedarli się na zewnątrz i okazało się, że zaatakowano nie tylko Trzy Miotły. Płonęło całe miasteczko.
Lepiej rozdzielmy się i pomóżmy ratować dzieci. - zauważył rudzielec.
Harry przytaknął i pobiegł w dół uliczki.
***
Dumbledore obserwował chłopaka.
Tak, biegnij tutaj. Prosto do mnie. - mruknął.
Harry zwolnił i rozglądał się po płonących budynkach. Wyniósł kilka kotów z szopy i dwójkę dzieciaków. Potem stwierdził, że sprawdzi obszar zmysłami. Wyczuł tylko jedną osobę. Biedak uciekł do lasu a tam otoczył go płomień.
Biegnijcie do mamy. Jest tu jeszcze ktoś. Pewnie utknął, ratując was.
Maluchy pobiegły środkiem drogi, z dala od walących się terenów. Zabrały ze sobą te kociaki. Harry pobiegł lekko w stronę polany. Akurat ją znał bardzo dobrze. Z trzech stron otoczona skałami a z jednej tylko jedno wąskie przejście. Wzbił się w powietrze i dotarł do trasy.
Halo? - zawołał.
Widział cień osoby i śmiało przeskoczył przez płomienie.
Nie ma co się bać…
Zamarł w pół słowa. Widział to wczoraj, pod prysznicem. Pomarańczowe ściany, huki walących się rzeczy… czyli przed nim stoi Dumbledore. Odwrócił się i odkrył, że przejście zniknęło.
Dzień dobry, mój słodki aniele. - Albus podszedł blizej.
Dlaczego? - mina chłopaka była żałosna.
Wybacz. Muszę cię sprowadzić do szefa. - Albus pokręcił głową.
Tam ktoś mógł zginąć! Zdajecie sobie z tego sprawę?! - Harry cofnął się pod skały.
Wiem. Nie opieraj się, to cię nie uśpię i może twój kochanek zdoła ci pomóc.
I tak was powstrzyma!
Harry odturlał się, gdy zaklęcie trafiło w skałę nad nim. Sekundę potem coś złapało go za kostkę i przerzuciło na środek. Upadając uderzył głową i zobaczył gwiazdy.
I na co ci to było? - Albus nasączył szmatkę jakimś roztworem.
Przytknął mu ją do nosa i poczekał, aż chłopak omdlał. Potem wziął go na ręce, zdjął barierę i odleciał.
Rozdział 36.
Łagodne światło sączące się przez zasłony obudziło Harry'ego. Przewrócił się na plecy i leżał tak przez chwilkę. W końcu przypomniał sobie, co się stało. Uniósł się na łokciach. Znajdował się w małej komnatce. Z zaskoczeniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było ładnie umeblowane w jasnym, harmonicznym porządku. Harry dostrzegł wieżę HI-FI, nowoczesny komputer, telewizor plazmowy i całkiem sporą biblioteczkę. Sam leżał na dużym łożu, a w nogach dojrzał jakieś poskładane ubranie i szlafrok. Zagwizdał cicho z zachwytu, przeciągnął się i podreptał do szlafroka. Założył szlafrok oraz kapcie i poszedł w kierunku załamania pokoju. Znajdowały się tam po jego obu stronach drzwi. Wszedł w te z prawej strony i znalazł się w łazience. Rozejrzał się, zwracając uwagę na bogate wyposażenie łazienki. Harry podszedł do wanny, nalał ciepłej wody z dodatkiem płynu do kąpieli i wszedł do wody. Z przymkniętymi oczami zastanawiał się, gdzie właściwe się znajduje i czy nic się nie stało Voldemortowi. Nie mógł go wyczuć, jakby był zablokowany. W końcu wyszedł z wanny i podszedł do prysznica, gdyż w środku widział ręcznik. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, trysnęła na niego letnia woda, zmywając pozostałości piany. Następnie otoczyło go ciepłe powietrze i po chwili już był całkowicie suchy. Wyszedł z łazienki i poszedł się ubrać. Przysiadł na łóżku i sięgnął po ubranie. Zapiął krótkie brązowe botki na niziutkim obcasie i opuścił na nie białe nogawki dżinsów. Włożył jeszcze biały polar na brązową koszulkę i ruszył w kierunku drugich drzwi. Otwarły się przed nim same. Harry niepewnie ruszył korytarzem, nie wiedząc, jak to się wszystko skończy. Dotarł do windy i wszedł do środka. Nacisnął przycisk i zjechał na parter. Po obu stronach słyszał dobiegający zza drzwi gwar. Harry podszedł do drzwi po prawej stronie. Znajdowała się tam chyba jadalnia, gdzie posiłek jadło kilka osób. Harry'emu żołądek skręcał się z głodu, lecz nie posiadał przy sobie ani knuta. Stał więc w drzwiach i obserwował jedzących, aż w końcu zagadnęła go wysoka kobieta o brązowych oczach.
Pan Potter, jak mniemam?
Tak, proszę pani. - spojrzał na nią niepewnie.
To co tu robisz? Pan czeka na ciebie na drugim piętrze. - uśmiechnęła się.
Była przyzwyczajona do gości swego władcy. Poprowadziła kolejnego uroczego chłopca do windy i wcisnęła odpowiednie piętro. Potem wyszła i drzwi zamknęły się. Podjechał na odpowiednie piętro i wyszedł. Tylko jedne drzwi były uchylone i zajrzał tam. Po chwili niepewnie wkroczył na korytarzyk i dotarł po kilku minutach do oszklonych drzwi. Okazało się, że prowadziły do tarasu. Wszedł na niego i podszedł do stolika. Ktoś tu był, świadczyły o tym pozostawione resztki posiłku. Harry odszedł od stolika i podszedł do balustrady. Spojrzał przez barierkę w dół i zmarszczył czoło. Zamek znajdował się na dużej wysokości. Harry'emu zakręciło się w głowie, więc czym prędzej przestał patrzeć w dół.
Wysoko tu, co nie? - rozległ się głos tuż przy nim.
Harry momentalnie krzyknął ze strachu i stracił równowagę. Osunął się na posadzkę, cudem unikając wypadnięcia przez barierkę i spojrzał w górę. Nad nim stał mężczyzna, opierając się spokojnie o poręcz i zajadając bitą śmietanę. Gdy Harry wstał z posadzki podał mu jego porcję i obrócił się tak, by go widzieć.
Młody anioł stróż. - mruknął mężczyzna, lustrując jego sylwetkę spojrzeniem.
A ty, kim jesteś? - Harry przyjrzał mu się z ciekawością.
Na imię mam Mike. Jestem przywódcą organizacji eliminującej anioły i ich podopiecznych. - wyszczerzył się.
Zamiast spodziewanych pisków i prób ucieczki, zobaczył iż młody tylko przechylił głowę.
Jesteś przeklętym aniołem, prawda?
Uniósł brwi. A to ci cwaniaczek.
A skąd ten wniosek? - gestem zaprosił go do stolika.
Czuję to. Przeżyłeś tyle lat samotnie. Na co ci to było? - Harry powędrował za nim i usiadł na kanapie.
Nienawidziłem go. Wystarczający powód. - Mike wzruszył ramionami, nalewając im herbaty.
Ja Voldka też czasem nienawidzę ale to nie powód, by poświęcać siebie na wieczne siedzenie na dupie.
Mike spojrzał na chłopaka. Miał rację. Nie musiał go zabijać. Ale w końcu był aniołem i jak drań dla zabawy zgwałcił i zabił dwuletnią dziewczynkę, nie wytrzymał. Wyjął mu ten nóż i zabił go. Zaraz potem zabrano go przed radę aniołów i skazano na wieczne potępienie. Nawet nie wnikali, co spowodowało takie zachowanie. Był rozżalony i wściekły. Od tamtej pory zaczął zabijać anioły i ludzi, którymi się zajmowali. Za to, że muszą ich chronić mimo podłości.
Za co cię skazali? - Harry napił się herbaty i zerknął na szatyna.
Był młody. Niemal w jego wieku.
Zabiłem w afekcie za to, że podopieczny zabił dwulatkę. - Mike spodziewał się, że młody teraz zacznie go wyzywać.
I tu też się zaskoczył. Harry nie zadrżał, nic nie mówił. Tylko obserwował go z uwagą.
Nie powinno to się liczyć jako uraz psychiczny anioła? - spojrzał w herbatę, wciąż ze zmarszczonym czołem.
Nie wiem. Nie znam się na prawach.
Dziwne. Każdy anioł to ma zakodowane. Jak możesz rządzić, skoro nie wiesz co oni mają przestrzegać. Przecież mogłeś wciąż się starać o oczyszczenie z zarzutów.
Teraz już nie mogę. Zabijałem anioły w akcie zemsty. - Mike dopił herbatę.
Mnie też zamierzasz zabić? Od razu czy dalej bawisz się w miłego gospodarza? - Harry ruchem ręki odesłał szklanki do mycia.
Nie. Nudzi mi się na razie a ty nie wyzywasz mnie, że jestem świrem. Zjesz ze mną kolację? - wstał i podał mu ramię.
Proszę bardzo. Teraz jednak wolałbym poleżeć, jeśli nie masz nic przeciwko. - Harry pozwolił się poprowadzić do wyjścia.
Dla niego to była wręcz urocza farsa. Siedział w domu wariata i udawał, że jest mile widzianym gościem. Ale miał w tym interes, by to trwało jak najdłużej. Voldemort na pewno będzie go szukał. Tylko, czy zdąży? I czy uda mu się go namierzyć? Westchnął, gdy wkroczyli do windy.
Długo już mieszkasz w tym domu? - chłopak rozejrzał się po windzie. - Niby styl gotycki, ale pełno nowoczesności.
Tak. Pełno. Mam słabość do ulepszania domu. - Mike wprowadził go na czwarte piętro, gdzie chłopak miał przygotowany pokój.
Harry spokojnie wszedł do znanego sobie już pokoju. Potem drgnął. Tym razem został zamknięty na klucz. Czyli wtedy pozwolili mu pospacerować, ale teraz już ścisła kontrola? Podszedł do łóżka. Zdjął buty i ułożył je przy dywaniku. Potem złapał za książkę, leżącą na półce. Sądząc po tytule, mówiła o rozróżnianiu ras magicznych od ludzi.
Nie mam w sumie nic innego do roboty. - Mruknął do siebie.
Usiadł na łóżku i spojrzał na zegar. Dopiero czternasta. Do kolacji jeszcze z cztery godziny. I to co najmniej cztery. Mógł spędzić ten czas na czytaniu. Położył się na łóżku, okrył narzutą z niego i otworzył książkę. Dyskretnie rozejrzał się znad niej i zauważył kamerę. Tak jak podejrzewał, był obserwowany. Już wcześniej widział na tarasie laptopa.
Voldemort, pospiesz się. - westchnął w duszy. - Jestem sam, w domu świra, skazanego za zabicie podopiecznego i nie wiem, kiedy stracę życie. A ja chce żyć. Nie chce odejść i nie widzieć twojej wężowej mordki. Chce doczekać się dziecka Belli, by zobaczyć nasze dzieło. Proszę, nie zostawiaj mnie samego.
Samotna łza spłynęła szybko z oka, ale gwałtownym ruchem otarł ją. Nie mógł pozwolić sobie na słabość przy wrogu.
Rozdział 37.
Voldemort dogasił ostatni pożar. Zauważył Severusa, już grzebiącego w popiele. Podszedł do niego. Ten tylko zerknął w górę, po czym dalej kopał.
Co z Bellą? - Voldemort pomógł mu odgarniać popiół z jakiegoś czerwonego pręta.
Jest w Hogwarcie, bezpieczna. Wiesz, co to jest? - pokazał mu pręt.
Nie. Myślisz, że to ma związek z wybuchami? - Voldemort uważnie obejrzał resztkę.
To jest mugolski dynamit. Używa się go do wysadzania domów. Można podpiąć specjalny zegar i wybucha dokładnie w wyznaczoną godzinę i dzień. Mogło to tu czekać na dzisiaj od kilku dni.
Wstał i rozejrzał się. To Hermiona i Toshiro wspominali o dynamicie. Zapach był dość charakterystyczny i niemal cała wioska była nim przesiąknięta.
Voldemort, chodźmy do pubu. Niepokoi mnie brak charakterystycznych pisków, że znów znikłeś.
Mężczyzna drgnął. Severus miał rację. Harry jak dotąd się nie pokazał. Ostatnią wiadomością o nim było to, że ratował jeszcze kogoś na przedmieściach. Przyniosły ją dzieciaki, targające koty. Już samo ocalenie zwierzaków mówiło o tym, że pomógł im jego anioł. Uniósł głowę i spróbował się z nim skontaktować. Odpowiedziała mu cisza. Aż się zatrzymał.
Severus?!
Tak? - mężczyzna obejrzał się i zamarł, widząc bladą twarz.
Natychmiast wyślij każdego wolnego śmierciożercę na poszukiwanie Pottera!
Skinął mu głową i pobiegł. Jeśli coś się stało temu szkodnikowi, to lepiej najpierw działać potem pytać. Zaraz zwołał kilku spotkanych leni. Ci podnieśli się niepewnie.
Sev, daj odpocząć… - mruknął Draco.
Potem. Każdy wolny ma szukać Pottera! Czarny Pan jest przerażony. Niezawodny znak, że gamoń w tarapatach. - rzucił im.
Zaraz przestali marudzić. Na swój sposób każdy polubił chłopaka. Wieść rozeszła się niemal natychmiast.
***
Toshiro znów machnął wachlarzem. Severus zakrył usta chusteczką i powstrzymał się przed kichnięciem. Chmury popiołu rozproszyły się, ukazując czyste podłoże. Voldemort już badał je zaklęciem.
Po co niby miałby biec w stronę tego zagajnika?! - Hermiona pierwsza zorientowała się, gdzie zerka mężczyzna.
Znasz to miejsce? - obrócili się do niej.
Tak. Syriusz się tam ukrywał. - wzruszyła ramionami. - To osłonięta polana. Ma małe wejście, reszta osłonięta skałami.
Poprowadziła ich w tamtą stronę, rozcinając gałęzie kataną. Po kwadransie dotarli tam. Drako krzyknął coś i przypadł do dosyć charakterystycznego miejsca.
Lądował tu. - Toshiro rozejrzał się. - Toż to oczywista pułapka! Samotny człowiek na takiej polanie!
Gniewnie ruszył do środka. Po chwili usłyszeli wściekłe przeklinanie.
Naprawdę wpadł w pułapkę?! - Draco przewrócił oczami.
Przeklęty piernik! - Toshiro wrócił do nich.
Niósł coś srebrnego. Kiedy podsunął to im, przełknęli śliny. To była bransoletka, którą Harry dostał od Hermiony na zakończenie swojej szkoły.
Znalazłem też to! - spojrzał z odrazą na lewą dłoń. - Chyba wiecie, czyja to robota? Mówi o tym sam kolor.
Każdy zerknął na fioletową chusteczkę. Śmierdziała jakimś roztworem. Nawet nie musieli czytać nazwiska. Wiedzieli, że stoi za tym Dumbledore.
Rozdział 38.
Kiedy Harry dotarł już do końca książeczki i żałował, że była taka krótka, ktoś zapukał.
Słucham? - usiadł.
Zamek kliknął i do pomieszczenia wkroczyła ta sama dziewczyna, która wcześniej odesłała go do Mike'a.
Pan przysłał rzeczy do kolacji. Masz około godziny.
Dziękuję. - uśmiechnął się do niej.
Położyła mu to na sofie i wyszła. Zamek znów zazgrzytał. Harry podszedł do ubrań i przejrzał je.
Co ja, baba jestem?! - oburzył się na widok czegoś przypominającego sukienkę.
Westchnął i zostawił to. Zajął się kosmetykami. Balsamy do ciała, żel do kąpieli, sól i jakieś olejki. Zabrał ten koszyk i udał się do łazienki. Odkręcił ciepłą wodę i wlał olejek miętowy. Nasypał też troszkę soli i wlał płyn do kąpieli. Jak może używać, to zrobi sobie pełny serwis. Szybko zdjął ubranie i zanurzył się w ciepłej wodzie. Niemal czuł, że jest obserwowany. Powoli umył każdy skrawek ciała. Kolejny raz spróbował się skontaktować z Voldemortem, na próżno. Zniechęcony wyszedł z wody i podszedł do prysznica. Pozwolił wodzie opłukać się i wytarł do sucha ręcznikiem. Owinął go sobie wokół bioder i ruszył do saloniku. Założył jedwabne majtki.
Też jakieś fanaberie, facet i jedwab? - mruknął głośno.
Niemal czuł uśmiech obserwującego go mężczyzny. Założył delikatną, ciepłą koszulkę. Na szczęście bawełnianą, nie jedwabną. Na nią poszła elegancka bluza z dekoltem łódkowym, przez co miał odsłonięte ramiona. Na tyłek wdział obcisłe nogawki a'la pończochy. Pokręcił głową rozbawiony. Założył szarfę na uda i szatę półprzeźroczystą na tors. Do tego kozaki. Westchnął i podreptał do lustra. Obejrzał się krytycznie. Nie podobał mu się ten strój, ale z drugiej strony nie miał prawa narzekać. Nie dostał nic innego a i to miło, że cokolwiek mu dał. Sądząc po tym głodnym spojrzeniu, wolałby go nagiego w bitej śmietanie z wisienkami na sutkach i jądrach. Prychnął ponownie, rozbawiony taką wizją. Mógłby ją kiedyś przetestować z Voldemortem. O ile uda mu się przeżyć. Popryskał się perfumami i podszedł do drzwi. Zerknął jeszcze na zegarek. Równe półtorej godziny. Drzwi drgnęły i otworzyły się. Został poprowadzony do windy. Tym razem miał eskortę. Wprowadzono go do bogato urządzonej jadalni. Z ciekawością przyglądał się obrazom w złotych ramach.
Widzę, że już jesteś gotowy.
Harry obrócił się i zmierzył zdziwionym spojrzeniem Dumbledore'a.
Jak pan mógł? - skrzywił się.
Wybacz, mój mały. - Albus podał mu rękę.
Niemal spodziewał się, że chłopak będzie szczelał fochy. Ale nie, Harry westchnął i pozwolił się prowadzić.
Jesteś wyjątkowo spokojny. - zauważył cicho były dyrektor.
Kiedyś zapłacicie za to, co zrobiliście aniołom. - wzruszył elegancko ramionami. - Zablokowaliście Voldemorta, ale on i tak mnie odnajdzie.
Nie wie, kto porwał. Wysadziłem niemal całą wioskę, najpierw będzie cię szukał w ruinach.
Odsunął mu krzesło a Harry usiadł. Spojrzał przez stół. Mike obserwował go, pijąc wino. Harry sięgnął po swój kielich i ten natychmiast napełnił się alkoholem, który upił. Wolałby wprawdzie jakiś nektar, ale… Zamrugał i spojrzał dziwnie na kielich.
Co dodałeś do wina? - spojrzał na puste krzesło Mike.
Ten stał już koło niego.
Śpij, mały. To wtedy będzie dla ciebie łatwiejsze. - pogłaskał go po włosach.
Harry jęknął i spróbował zwalczyć skutki eliksiru. Jednak po chwili zasnął. Obudził się jakiś czas później. Leżał wciąż w tej samej szacie. Jednak nie był w tamtym pokoju. Leżał na stole w jakimś lochu. Wokół pełno było jakiś eliksirów i składników.
Co to? Laboratorium?! - podniósł lekko głowę.
Obudziłeś się.
Spojrzał w prawo. Mike siedział w bujanym fotelu. Obserwował, jak chłopak napiął mięśnie i po chwili opadł bezsilnie.
Nieźle wygląda ta kolacja, wiesz? - zironizował Potter.
Masz ładne oczka. - Mike wstał. - Lubię zielonookie anioły. Są namiętne w łóżku.
Nie ośmielisz się. - Harry zawarczał.
Owszem, nie ośmielę. Potrzebuje cię bez spermy w tyłku. Po wszystkim jednak, czemu nie? Z miłą chęcią przyjmę sobie kogoś do łóżka.
Czego ty w ogóle chcesz?! - Harry szarpnął się, ale więzy dalej nie puszczały.
Chce zniszczyć wszelkie anioły. Zrobię z ciebie broń. Ale to potem. Czekałem, aż się obudzisz.
Rozsunął mu szatę i rozwiązał szarfę.
Śliczny. - szepnął.
Potem schylił się i polizał członka anioła. Dłonie przesunął na jego uda. Gładził je subtelnie.
Jak ja chcę cię już w łóżku, aniołku. Będę cię pieprzył cały tydzień. - jęknął.
Z trudem wstał i zawiązał szarfę oraz opuścił szatę. Podszedł do stołu przy ścianie i usiadł na niego. Świadomy wzroku obserwującego go anioła, rozpiął spodnie i zaczął się pobudzać. Cały czas jęczał jego imię. Kiedy doszedł, spojrzał na chłopaka. Harry nie patrzył na niego. Na pewno jednak wszystko słyszał. Poprawił się i podszedł do stołu.
Chcesz, by poddać cię narkozie? - pogładził mu włosy.
Po co? Nie lubisz słyszeć krzyku bezbronnej ofiary? - anioł prychnął.
Nie chce, byś cierpiał. Jesteś pierwszym aniołem, któremu to proponuje. Śliczny aniołek. - pocałował kąciki ust Pottera.
A ja ci mówię, że jesteś taki sam jak ten, który zabił tę dwulatkę. - Harry szarpnął głową.
Możliwe. - wzruszył ramionami. - Ale to naprawdę jest bolesne. Ból może cię nawet zabić. A ja chce cię, a raczej potrzebuje, żywego.
Harry nic nie odpowiedział. Mike wzruszył ramionami.
Nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.
Odszedł od niego do małego stoliczka. Przyniósł stamtąd tacę pełną strzykawek. Pogwizdując troszkę, zaczął robić mu zastrzyki. Harry zacisnął zęby. Niektóre były bardzo bolesne. Przy jednym wygiął się z krzykiem. Zaciskał kurczowo powieki, ale łzy i tak popłynęły.
Uprzedzałem. Ale to nic. Kiedy trafi ciebie promień, wtedy będzie gorzej. - starł łzy swoją chusteczką.
Po chwili ponowił serię zastrzyków.
No, dotarłem do połowy. Teraz będzie jeszcze jeden bolesny i kilka nie bolących. A na końcu bolesny i dwa zwykłe. - mruknął pocieszająco.
Chwilę potem przytrzymał wijące się w spazmie bólu ciało. Jak tak dalej pójdzie, chłopak przerwie więzy. Ale na jego szczęście - a nieszczęście Pottera - nie zerwał. Mężczyzna przyjrzał mu się współczująco. Nawet jakby chciał, już nie mógł poddać go narkozie. A dzieciak był wrażliwy. I uparty. Westchnął i podszedł do maszyny. Otworzył osłony soczewki i Harry zbladł. Jeśli oberwie promieniem przepuszczonym przez tę soczewkę, umrze w męczarni… Chwilę potem pstryknął włącznik maszyny, zobaczył światło i poczuł to…
***
Voldemort krążył po pokoju Pottera. Chłopaka szukano już cały dzień. Nagle chwycił się za serce. W umyśle słyszał krzyk Pottera. I serce, uderzające miarowo. Coraz wolniej, aż stanęło...
Rozdział 39.
Draco poderwał się, gdy krążący dotąd miarowo Czarny Pan zamarł i złapał się za serce.
Panie?! - pochwycił go za ramiona.
Potem zaniemówił. Z oczu Voldemorta płynęła krew. Wciąż powtarzał imię Pottera. Rozejrzał się i złapał za pergamin. Naskrobał liścik do Toshiro i posłał skrzatem. Po kilku minutach wpadł białowłosy. Ale tylko jedno spojrzenie na Voldemorta i już wiedział, co się stało.
Och… - jęknął i zaczął płakać.
Co?! - Hermiona posadziła Voldemorta na kanapie.
Harry… on chyba… nie żyje… ja tak miałem, jak zmarł mój anioł. - Toshiro otarł łzy.
Granger i Malfoy wymienili spojrzenia. Jeśli to prawda? Ten szalony anioł miałby nie żyć?! Toshiro podał Voldemortowi kilka specyfików i ten powoli oprzytomniał.
Słyszałeś krzyk anioła i bicie serca? - spytał nerwowo.
Tak. - Voldemort spojrzał na biurko.
Czy serce przestało bić wraz z krzykiem?
Nie. Przestało potem. - Voldemort nie zwracał uwagi na jęki młodych
To dobrze. Znaczy to, że mamy jeszcze dwanaście godzin i może uda się go odratować. - nie patrzył im jednak w oczy. W końcu nie do końca wiedział jak to działa.
Cała trójka spojrzała na niego z nadzieją. Mieli szanse?! Niemal kilka minut później wbiegła Bella. Nie mogła biegać, ale teraz to olała.
Sev widział Albusa. Są niedaleko Londynu. - zameldowała, trzymając się za brzuch. - Szykujcie się do teleportacji na wezwanie!
Toshiro złożył wachlarz w całość a Hermiona zmieniła ubranie na spodnie i koszulkę. Sprawdziła również katanę. Kiedy wyszli na dziedziniec, ku ich zdumieniu czekali tam ich przyjaciele. Nie musieli nic mówić, każdy chciał ratować ich aniołka.
***
Snape spojrzał z góry na zamek. Widział chowaną soczewkę i dym. Wcześniej słyszał też echo krzyku Pottera. Czyli był tam… Miał tylko nadzieję, że nic mu nie jest. Podkradł się do środka i zaszył w jakieś wieży. Podwinął rękaw i nacisnął mroczny znak. Wkrótce poczuł, że otacza go tłumek ludzi.
Słyszałem krzyczącego Pottera. Jest w lochach, zachodnie skrzydło. - mruknął.
Widziałeś go? - Toshiro wyjął krótki miecz.
Nie. Tylko słyszałem echo, które ucichło, jak zamknęli przesłonę na soczewkę.
Użyli soczewki, by wzmocnić zaklęcie?! - Hermiona zbladła. - To śmiertelnie niebezpieczne.
Wiem. Na szczęście mam eliksir gojący oparzenia. Na pewno będzie jakieś miał.
Powoli ruszyli schodami w dół. Całe zgromadzenie było wściekłe. Nawet dawni poplecznicy Dumbledore'a. Jak można skrzywdzić dziecko?! Które doprowadziło do zakończenia wojny i poprawy bytu czarodziei? Minerva szła między nimi. Dawno nie walczyła, ale nie zostawi teraz chłopaka. To jej ulubieniec.
***
Mike obserwował stojącą spokojnie postać. Harry był przystojny i zachował urodę. Jego źrenice były pionowe, ale poza tym i dłuższymi włosami nie zmieniło się nic. No, według niego, stał się jeszcze bardziej przystojny.
Piękny. - mruknął.
Podszedł do niego i delikatnie pogładził czarne włosy.
Teraz tylko odpoczniesz kilka godzin a potem… jesteś mój na zawsze. - zachichotał.
Albus wpatrywał się w Pottera z zachwytem. Natomiast mała część zakonu była w szoku. Molly i Artur byli wręcz przerażeni. Ich mały, przybrany syn… miał teraz martwe spojrzenie. Czy on wciąż żył? Wątpili. Dlaczego aż tak go skrzywdzili? Kiedy dzieci wyrzekły się ich, obwinili za to zielonookiego i z uczuciem satysfakcji czekali na jego „leczenie”. Teraz było już za późno. Chłopak był stracony na zawsze. Zanim zdołali cokolwiek powiedzieć, drzwi wyleciały z hukiem i do środka wpadł Voldemort. Za nim wkroczyła grupa osób. Zarówno śmierciożercy jak i uczniowie szkoły. Albus stanął między nimi a resztą.
Gdzie jest Potter?! - Voldemort był wściekły.
Troszkę się zmieniłeś. Już nie jesteś tym zadowolonym dupkiem. - Albus zmierzył go złośliwym spojrzeniem.
Draniu, gadaj, co zrobiłeś temu bezbronnemu dziecku! - Minerva stanęła obok Voldemorta.
Och, ty po ich stronie? - Kingsley parsknął śmiechem. - Zdradziłaś ideały dobra…
Ty też, morderco. - Molly przeszła i stanęła koło dzieci. - Skoro wierzysz w dobro, dlaczego stałeś i obserwowałeś, jak krzywdzili złotego chłopca?
Za nią przeszedł Artur, Lupin oraz Hagrid. Reszta jednak prychnęła i została przy Albusie.
Spokojnie. Zajmiemy się wami. - Mike podszedł. - Dla ciebie, Voldemort, mam coś specjalnego.
Spojrzał z rozbawieniem na Pottera. Voldemort również spojrzał, ale nie poznał chłopaka. Harry delikatnie ujął miecz i zaatakował go. Śmierciożercy rozproszyli się, by im nie przeszkadzać i sami ruszyli na Zakon. Hermiona rozejrzała się i dostrzegła Mike'a. Stał naprzeciwko Toshiro, więc pospieszyła mu pomóc.
Hermiono, nie wtrącaj się. - białowłosy wyjął wachlarz.
Zamierzasz mnie pokonać, wachlując mnie? - Mike prychnął.
Mamy rachunki do wyrównania. Zabiłeś moją Merę.
Ruszył na niego wściekle. Jednak trafił na silnego przeciwnika. Szybko doszedł do wniosku, że to nie jest człowiek. Musiał być demonem. Jęknął i przeleciał całą salę. Podniósł się niepewnie. Hermiona zajęła dla niego Mike'a. Rozejrzał się i zamarł. Przegrywali. Voldemort też zbierał się z podłogi. Zastanowił się przez chwilę. Dlaczego jego przeciwnik nie wykorzystał okazji? Nawet, jeśli się bawił, może powstrzymać rozlew krwi, zabijając mężczyznę. Potrząsnął głową i ruszył z pomocą Hermionie. Musiał się dowiedzieć, jakim demonem jest wróg. Inaczej go nie pokonają. Na razie zasłonił cios w gardło leżącej Alecto. Pomógł jej wstać.
Przegrywamy. Widziałaś młodego? - zawiązał jej na ramieniu chustkę.
Nie. Nikt go nie widział. - pokręciła głową.
Mamy kłopot. Zwłaszcza ja i Voldemort. Obaj mamy ten sam typ demona do walki. - jęknął, pocierając rozcięte ramię.
Spojrzeli z przerażeniem, jak obcy wróg staje nad Voldemortem. Ale wciąż go nie dobijał. Po prostu czekał.
Nie pokonacie nas. - Mike podszedł do nich i również spojrzał na tamtą parę.
Dlaczego ten głupi bachor nie dobija tego drania, tylko czeka?! A no tak, jeszcze kilka godzin czuje jako anioł i nie będzie miał siły na zabicie go. Szanujący się anioł z zasadami. A już za kilka godzin będzie zabijał bez wahania. Oblizał wargi i w ostatniej chwili odskoczył. Toshiro wykorzystał moment jego nieuwagi. Wtedy ktoś zaczął dopingować Voldemorta. Obaj obejrzeli się. Mężczyzna skłonił się i przez to uniknął ataku. A do tego teraz wystarczy jedno pchnięcie i po walce. Wtedy właśnie rozbłysło jedno wielkie światło od nich i każdy zasłonił oczy.
Rozdział 40.
Voldemort otworzył oczy. Widział nad sobą błękitne niebo. Powoli uniósł się w ramionach. Leżał na jakieś łące. Usiadł i rozejrzał się dokładniej. Dopiero teraz zobaczył, że nie jest tam sam. Stał tam anioł. Podniósł się i podszedł bliżej.
Witaj.
Drgnął, przerażony. Ten głos…
Harry? - szepnął.
Anioł odwrócił się i zachłysnął się. To był jego przeciwnik.
Tak. A to jest miejsce, gdzie każdy anioł trafia po śmierci. Tu czekamy na podopiecznych. - wyjaśnił mu Harry.
Ale przecież… - Voldemort oklapł.
Przejdziemy się? Pod drzewo?
Skinął głową i Harry poprowadził go pod drzewo wiśni. Usiedli oparci o pień.
Mike… on jest przeklętym aniołem. - Harry spojrzał na niego - I wszczepił mi to samo. Proces dopełni się, jak cię zabiję. Ale ja jakimś cudem mam resztę miłości do ciebie. Zatrzymałem czas i przeniosłem cię do siebie. Jesteś moim jedynym ratunkiem.
Jak mam ci pomóc? - Voldemort położył dłoń na jego dłoni.
Ten cios, musi być śmiertelny. Tom, ja umrę na zawsze i to dosłownie. Potępiony anioł traci duszę. Jeśli ty nie zabijesz mnie, ja w końcu stracę tę kontrolę i zabije ciebie. Chce ocalić duszę. Musisz mnie zabić.
Ależ… Harry…
Voldemort odsunął się. Kochał to dziecko. Jak miałby go zabić?
Ja już nie żyje i ty o tym wiesz. Toshiro nie chciał cię martwić. Ale moment, gdy przestało bić moje serce, to moja śmierć. Krew z mego ciała wypłynęła ci z oczu. Uratuj moją duszę.
Mężczyzna spojrzał w oczy młodzieńca. Książka miała być wydana za półtorej tygodnia. Nie dożył tego. Zwiesił ramiona. Nie miał wyboru. Albo on ocali mu duszę, albo straci i Harry'ego i siebie. Podkulił nogi.
Mike… jak go pokonać?
Połączenie wraz ze mną. - Harry złapał za patyk i zaczął rysować na piasku. - Przejdzie na niego blokada i wtedy przetnij na pół i spal ciało. Potem poczekaj tydzień i stwórz sobie horkruksa. One wszystkie przestały działać wraz z moją śmiercią. Zawiesiły się i trzeba je odblokować.
Dobrze. Ile? - zanotował sobie w pamięci, że musi kogoś zabić za tydzień.
Wystarczy jeden. Do tego czasu będziesz śmiertelny. - Harry wstał. - Potem znów się aktywują. - Uniósł głowę i westchnął.
Co?! - Voldemort podniósł się.
Rada aniołów. Dała mi znak, że słyszeli wszystko i czas nam się kończy.
Voldemort spojrzał na swojego anioła.
Wolałem cię jako dziecko. - nadąsał się.
Harry momentalnie zachichotał. Złożył palce i wycelował w niego.
Pif Paf!
Unik!
Voldemort odskoczył. Po chwili obaj się śmiali.
Będę za tobą tęsknił. Ale zrób coś dla mnie i nie daj się nikomu zabić.
Chwilę potem już spadał. Otworzył oczy i zobaczył, że Harry już ich przywrócił. Krzyknął i z całej siły pchnął w ciało chłopaka. Przebił je na wylot. Śmierciożercy wiwatowali a Mike obserwował to w szoku. Voldemort wyrwał miecz i śmignął do niego. Jednym cięciem rozciął go na pół i spalił obie połówki potwornie silną klątwą.
Tak się zabija przeklęte anioły. Ale skąd on wiedział? - Toshiro cofnął się.
Voldemort opuścił miecz i podszedł do leżącego wroga. Podniósł go i spojrzał w nieruchomą twarz. Jego ukochany anioł. Na oczach zebranych ciało wroga zmieniło się w Pottera.
Spoczywaj w pokoju, mój mały zbawco. - Voldemort ułożył go na podłodze.
Wiedziałeś?! - Minerva jęknęła.
Powiedział mi, jak przeniósł mnie do siebie. Wtedy, jak pojawiło się to światło.
Voldemort wstał. Zdjął płaszcz i częściowo nakrył nim nastolatka.
Toshiro… dziękuję. - mruknął, spoglądając na niego.
Wiem, że jest szansa spotkania duszy anioła, jakoś w kilka godzin po śmierci. - zmieszany białowłosy złożył wachlarz.
On go zabił i uczynił jego martwe ciało bronią. - Voldemort schylił się i przymknął lekko otwarte oczka chłopaka.
Jakim cudem więc rozmawialiście? - Toshiro jako jedyny nie spoglądał na chłopaka.
Wiedział, że jak spojrzy, to nie powstrzyma się i rozpłacze. Reszta chyba czuła to samo.
Powiedział, że kochał mnie nie tylko jako podopiecznego, ale prawdziwą miłością i to pozwoliło mu zachować troszkę siebie. Póki to uczucie tliło się w nim, nie umiał mnie zabić.
Voldemort zacisnął oczy.
Powiedział, jak ich pokonać. I poprosił, bym zabił go, zanim jego dusza zostanie splamiona zabiciem mnie…
Teraz już nie wytrzymał. To, co zobaczył zarówno Zakon jak i reszta, to łzy, płynące z tych czerwonych oczu. Mężczyzna zacisnął powieki a gdy je otworzył, był wściekły. Śmierciożercy skulili się przerażeni. Znali szały swojego mistrza. Ale ten nie zaatakował ich. Pierwsze zaklęcie przebiło Albusa przez ścianę.
Przez ciebie go straciłem! - mężczyzna ruszył za starcem. - Co ty wiesz o tym, jak cierpi serce, które kochało?! Nic nie wiesz, draniu!
Z każdym słowem miotał coraz gorsze klątwy.
Twoje idee?! Jak mogłeś je głosić?! Zabiłeś pół Hogsmeade, by porwać Pottera! Zabijałeś inne anioły i ludzi, których chronili! Dla jakiegoś wariata, który sam kiedyś był aniołem!
Zakon słuchał tyrady w przerażeniu. Hermiona spoglądała na coś, co kiedyś było szanowanym dyrektorem. Teraz to była konająca ofiara. Przeniosła wzrok na swojego przyjaciela. Ron klęczał przy nim. Wokół zielonookiego pojawiła się już kałuża krwi. Podeszła bliżej i również przyklęknęła. Słyszała szuranie i zerknęła za siebie. Młodzi otoczyli ich. Dorośli wyłapywali uciekających członków Zakonu. Molly i Artur stali przy nich. Kobieta zdjęła z ręki zegarek, który kiedyś oddał jej Potter i założyła go mu na rękę.
Mamo? - Ginny spojrzała na nią.
Zakon był piętro wyżej. Wiedzieliśmy, że tu jest Harry, ale Albus powiedział, że wyleczą go z tego buntu. Kiedy usłyszeliśmy jego krzyk, oni wiwatowali. A mi stanęła przed oczami jego wesoła twarz, jak przyszedł do nas przed urodzinami i chwalił się stypendium. - wyszlochała.
Kiedy stał przed nami odmieniony… on wyglądał, jakby nie żył. - Artur przełknął ślinę. - Jego oczy były puste. Niemal martwe. I takie były. A ja nawet nie pożegnałem przybranego syna.
Huk odwrócił ich uwagę. Spojrzeli na ścianę, po której zsuwały się resztki Dumbledore'a. Voldemort rozerwał go na kawałeczki. Teraz dyszał ciężko.
Akurat go rozumiem. - Toshiro pochylił się i podniósł ciałko. - Sam niemal nie pozabijałem każdego, kto szydził z Mery. Strata anioła to najgorsza rzecz, jaka może spotkać człowieka. A oni się kochali. I to było wręcz czuć.
Voldemort odetchnął głębiej i odwrócił się. Jego ludzie i reszta czekała w grupce na niego. Toshiro trzymał ciało Harry'ego. Skinął im głową i deportowali się.
Rozdział 41.
Voldemort siedział w jakimś fotelu. Uniósł głowę i niemal natychmiast natrafił spojrzeniem na laptopa. Ostatnimi czasy Harry siedział przy nim i podczas gdy on coś wypełniał w papierkach, chłopak grał sobie w gry. Spuścił głowę i zacisnął powieki. Przez cały czas nosił laptop przy sobie, jak lichą namiastkę chłopaka. Dwa dni. Dwa przeklęte, długie dni. Cały kraj wiedział już o śmierci nastolatka. Świat magii powiadomił o tym krewnych chłopaka i to dość brutalnie. Na środku ulicy i przez megafon. Nawet premier mugoli poprosił o możliwość uczestnictwa w pogrzebie i wracał z wyjazdu do Kanady. Przez to rozsławiła się jego śmierć. Mężczyzna usłyszał pukanie. Uniósł głowę.
Tak?
Do środka zajrzała Molly Weasley. Spojrzał w jej zapuchnięte oczy.
Severus mówił, że wyłapali już cały Zakon. - mruknęła.
Rozumiem. - mruknął.
I przybył mugolski premier i pełno ich dziennikarzy. Chcesz z nimi rozmawiać?
Tak.
Sam nie wiedział, dlaczego zechciał. Ale podniósł się i ruszył na dół. Jak tylko się pokazał, zrobiono mu setki zdjęć. Podszedł do mężczyzny i uścisnął wyciągniętą dłoń. Zaraz pojawiło się pełno mikrofonów.
Jak tylko mi przekazano, ruszyłem tutaj. - mężczyzna spojrzał na niego ze współczuciem. - Proszę, przyjmij wyrazy współczucia.
Dziękuję. - skinął powoli głową i spojrzał w stronę zrujnowanego domu.
W głowie mi się nie mieści, że bez powodu zabito nastolatka. - premier również podążył za jego spojrzeniem.
Och, ja znam dokładny powód. - Voldemort westchnął. - Chłopak nie chciał iść na prawnika, tylko pisać. Nawet na dniach miał wydać książkę. Nie dożył premiery.
Książkę? - premier mugoli zamrugał a dziennikarze ścisnęli się bardziej, by usłyszeć każde słowo.
Możesz sobie kupić, jak chcesz. Premiera pierwszego stycznia od dziesiątej rano. Tytuł to „Upadły Anioł”. Kpił sobie, że pewnie nikt jej nie kupi, więc nie będzie musiał podpisywał nikomu.
Kupię ją. Przez pamięć dla dziecka. - premier uśmiechnął się wymuszenie.
Rozmowę nagle przerwał dzwon. Każdy zamarł. Voldemort ruszył pod budynek. Dolina Godryka niewiele się zmieniła. Kiedyś stanął pod tym domem, by zabić Potterów. Teraz mieli wynieść z niego zwłoki Harry'ego. Wkrótce pokazało się kilku ludzi. Między sobą nieśli białą trumnę. Tłum ludzi rozstąpił się przed nimi i ruszyli w stronę cmentarza. Śmierciożercy kroczyli powoli za nim. Koło niego szła zapłakana Anna.
Tak jak w książce. - mruknęła.
Wiem.
Kiedy dotarli na cmentarz, niemal był pewny, że pochowają go w grobie rodziców. Ale nie. Chłopak miał osobny grób, ale koło nich. Też dwuosobowy.
Dla ciebie. - Toshiro zatrzymał się przy nim. - Sev pomyślał, że kupi dwuosobowy, bo jeśli kiedyś umrzesz, to będziesz chciał, by pochować cię przy nim.
Dzięki. - uśmiechnął się dziwnie.
Obserwował, jak ciało chłopca zostaje spuszczone do ziemi i zaczynają zasypywać je piaskiem. Niedaleko było miejsce dla wykluczonych. Tam pochowano Dumbledore'a. Jakoś nie umieli tego złamać. Paradoks, pochować kata przy ofierze. Ale z mściwą satysfakcją widział, że nawet nie dostał nagrobka. Poczuł, że ludzie zaczynają go poklepywać i składać mu kondolencje. Wkrótce został tam sam.
***
Snape wyprowadził Bellę z lochów. Voldemort wykańczał po kolei zdrajców. Konkretnie, Zakon. Oczywiście najpierw ich prześwietlił i gdy widział, że wiedzieli o planie lub czuli radość z przemienienia chłopaka, odsyłał na rzeź. Czyli w sumie każdego. Ci, co myśleli inaczej, przeszli już wcześniej do niego. Ich szef polubił się z rodzicami rudzielców. Do tego byli kopalnią informacji o chłopcu.
Sev?
Drgnął i spojrzał na nią.
Co? - przytulił ją.
Jeśli będzie syn, nie będzie zły, jak…
Jak? - spojrzał podejrzliwie.
Imię… Harry… - bąknęła.
Zamrugał, gdy dotarło to do niego. Chciała nazwać ich dziecko po aniele. Ale bała się, że Voldemort poczuje ból.
Spytam się go. A teraz odpocznij. Ja muszę poszukać mu ofiarę. Harry go uprzedził, że po upływie tygodnia musi kogoś zabić, by ponownie aktywować ochronę przed śmiercią.
Kobieta skinęła głowa a on odszedł.
---
Severus przeszedł powoli przez rezydencję. Voldemort pewnie leży i ogląda sufit. W ogóle, zapadł na „lekką” depresję. Toshiro robił co mógł, by mu pomóc. I troszkę mu się udawało. Bynajmniej zmusił go do jedzenia. Mężczyzna westchnął i zapukał.
Wejdź.
Wszedł i zamarł. Voldemort miał na sobie już szatę. Czekał z zaciętym wyrazem twarzy.
Już czas. - Severus spojrzał na niego.
Wiem. Ale nie wiem, czy tego chce. - mężczyzna spojrzał na swoje dłonie.
Co?!
Snape podszedł do niego i usiadł na łóżku.
Wieczność... to długo… - Voldemort spojrzał na niego. - Ja ledwo co żyje po tygodniu… ciągle przypominam sobie coś, co chciałem mu powiedzieć. Miejsca, które miałem mu pokazać. Nawet przyjechali ludzie z Alp…
On cię prosił. I będziesz miał podróbkę.
Hę? - Voldemort spojrzał na niego dziwnie.
Bella chce, by w razie urodzenia synka, nazwać go na cześć Pottera. Harry Marvolo Snape. - mruknął.
Miło. Ucieszyłby się. Pewnie skakałby z radości i strzelał tym swoim pif paf.
Wstali i ruszyli w stronę wyjścia. Ofiarę mieli od dwóch dni. To był jeden z niedobitków Mike'a. Jego ulubieniec. Przenieśli się do parku. Dzisiaj była ładna pogoda i wielu mugoli wypoczywało na kocach. Wśród nich ofiara. Siedział naprzeciwko jakiegoś szatyna i rozmawiali o koleżankach. Voldemort stał za nim i spoglądał na nich. Snape i reszta była w oddaleniu. Gotowi interweniować w razie problemów. W końcu nie wiedzieli, czy on nie ma jakiś barier. Mężczyzna wycelował różdżkę w jego plecy i zobaczył, jak siedzący naprzeciwko niego rozbawiony szatyn unosi głowę. Miał zielone oczy i przełknął ślinę. Ale nawet takie ostrzeżenie - nie wątpił, że to ostrzeżenie jego anioła - nie miało prawa oderwać go od tej decyzji. Poderwał różdżkę wyżej i rzucił zaklęcie zabijające. Śmierciożercy wrzasnęli. Mugole rozejrzeli się i zobaczyli błysk zielonego światła. Poderwali się i zbiegli nad ciałem. Toshiro przepchał się przez nich.
Idiota. - powiedział miękko. - Jak mogłeś tak spudłować, co?
Pokręcił głową i zabrał ciało z dala od poruszonych ludzi.
Rozdział 42 - epilog.
Wszystko wyglądało tak, jak sobie zapamiętał. Łąka pełna kwiatów, motyle latające wokół niego… i Harry. Stał i obserwował go.
Wiesz, że trafiłeś nie tą osobę, co trzeba? - chłopak zabawnie przekręcił głowę.
Wiem. - uśmiechnął się lekko, podchodząc do niego.
Wariat. - mruknął Potter, obejmując go ciepło.
Tęskniłem, wiesz? - Voldemort objął go i pocałował.
Harry przywarł do niego i odwzajemnił pocałunek. Ocierał się o kochanka, który niemal nie omdlał z radości. Oderwali się od siebie i po prostu patrzyli w swoje oczy.
Brakowało mi tego. - wyznał Voldemort.
Tak? Mi też. - Harry'emu zaświeciły się oczy.
Popchnął Voldemorta, aż ten upadł w maki. Sam usiadł na nim i zaczął rozpinać mu spodnie.
Cwaniak. Sam masz krótką kieckę, więc nie masz kłopotu.
Harry spojrzał na niego rozbawiony, po czym zsunął się z niego i nachylił nad jego spodniami. Przygryzł lekko członka i zaraz zassał go. Voldemort jęknął i wplótł palce w jego włosy. Pozwolił mu pobudzić siebie, chociaż nie potrzebował tego. Kilka chwil później Harry z głośnym mlaskiem oderwał się od niego i znów usiadł mu na biodrach. Tym razem usiadł tak, by samemu nadziać się na sterczącą męskość. Mruknął zadowolony, czując go w sobie a Voldemort objął go i wtulił się w niego. Obaj powoli poruszali się, całując zachłannie.
Wolałbym szybciej. - mruknął mężczyzna.
Mamy na to całą wieczność. - Harry szczelił mu palcem w nosa.
Ale przyspieszył i zaraz oboje szczytowali. Przez jakiś czas byli w siebie wtuleni. Potem jednak podnieśli się, doprowadzili do porządku i złapali za dłoń. Ruszyli w stronę wzgórza.
***
Tego sylwestra nikt się nie bawił. Owszem, były tłumy ludzi, ale przy księgarniach. Każdy miał przypięte wstążki żałoby i czasem dwa zdjęcia przy sobie. Czekali na premierę pewnej książki. Wśród nich była Hermiona, która mogła dostać to już wczoraj. W końcu pomogła przerobić okładkę i dała nowe zdjęcie na tył. Ale nie chciała. Czekała wraz z resztą i jak oni z ulgą powitała światło słońca. Spojrzała na zegarek. Ósma trzydzieści. Jeszcze półtorej godziny. W księgarniach ludzie kręcili się pół nocy i szykowali się na wydanie. Zamówienia na książkę Harry'ego przerosło najśmielsze oczekiwania. Każdy chciał kupić pracę, przez którą stracił życie. Jego pasję, jak mówili.
Witaj.
Obejrzała się i zobaczyła przyjaciół. Anna stała obok Toshiro.
Niezły tłumek. - zauważyła. - I nawet nie wiedzą, że warto było czekać.
To był najcichszy sylwester w dziejach tego kraju. - Ron stanął koło nich.
Premier mugoli mówił, że nie dziwił się jego decyzji i ogłosił żałobę na dwa dni od pogrzebu. - Draco uniósł głowę, gdy zabrzmiał dzwon.
Ludzie schylili je i nikt nie odzywał się przez dwie minuty. Czarodzieje nie wiedzieli, o co chodzi, ale nie odważyli się powiedzieć ani słowa. Dopiero po drugim dzwonku, drzwi księgarni otworzyły się. Ludzie ruszyli.
To symbol czci zmarłych. Po minucie za każdego. - Ginny wiedziała o tym, Hermiona podejrzewała, że tak będzie.
Pozostali skinęli głową, wchodząc do środka. Pracownicy uwijali się jak w ukropie, wciąż donosząc nowe kartony. Na szczęście Anna zarezerwowała im książki i teraz wzięli je z zaplecza. Hermiona spojrzała na swoje dzieło. Okładka przedstawiała w lewym górnym narożniku Pottera ze skrzydłami na tle nieba. Odwracał się i wyciągał dłoń do osoby w drugim narożniku książki. Drugą postacią był Voldemort. Pośrodku był tytuł. Obróciła książkę, widząc, że mugole zaczytują się w tekście na tylnej okładce. Było tam zdjęcie, jakie zrobiła Potterowi i Voldemortowi. Harry siedział tam nad laptopem a Voldemort pochylał się nad nim, sprawdzając tekst. Przeczytała krótkie streszczenie opowieści i zobaczyła, że dodali coś jeszcze. Zmarszczyła czoło.
„Powieść tę napisał młody siedemnastolatek. Jego pragnienie pisania sprowadziło na niego śmierć i nie dożył premiery. Mimo to wydano tę powieść, ponieważ jest formą czci niesamowitego talentu. Jego ukochany - Tom „Voldemort” Riddle - nie mogąc znieść śmierci Pottera, popełnił samobójstwo kilka dni po nim. Chwała ich imionom...”
Łzy zakręciły się jej w oczach, jak przeczytała dwa krótkie nekrologi. Nie przerobili daty narodzin Voldemorta na taką, by nie wydało się, że był staruszkiem. Ale to już nie miało znaczenia. Przypomniało jej się, jak stała tam, w tym parku i obserwowała go. Współczuła mężczyźnie, że będzie żył wiecznie, z takim brzemieniem. A on, zamiast trafić w ofiarę, nagle poderwał różdżkę, wycelował w swoje serce i rzucił Avadę. Wszyscy rzucili się do niego, zarówno oni jak i mugole. Oczywiście klątwa podziałała i mężczyzna nie żył. Wczoraj pochowali go obok Pottera i z niewiadomych przyczyn, na oczach mugoli i niemal całego świata, pojawił się nagrobek, przedstawiający Harry'ego jako anioła, osłaniającego skrzydłami Voldemorta. Śmierciożercy strzelali zaklęciami w niebo i nawet olewali to, że wydają ich świat mugolom. A gdzieniegdzie pojawiły się anioły i śpiewały pieśni. Pewnie dlatego nie zmieniono daty. Uznali, że żył tak długo dzięki Aniołowi. Hermiona otrząsnęła się z tych myśli i podeszła do kasy. Wyjęła z szaty czarodzieja pieniądze i zapłaciła za książkę. Kasjerka mrugnęła jej.
Pif paf? - zdradziła tym samym, że czytała książkę, podczas gdy oni tam czekali.
Dziewczyna prychnęła.
Unik!… ale… tu nie ma ogrodu i z Harrym można było lepiej się pobawić.
Przykro mi. Byliście jak rodzeństwo. - kobieta wydała jej resztę.
Gorzej. Tam stoją jego przybrani rodzice, którzy wiedzieli i wyrazili zgodę, na przedstawienie ich jako złych. - wskazała palcem na Weasleyów.
Potem wyszła przed księgarnię. Wszędzie siedzieli ludzie i niektórzy pochlipywali a inni już czytali z wypiekami na twarzach. Ale każdy jęczał, jak czytał początek. Zaintrygowana otworzyła książkę. Najpierw było kilka słów od Pottera, gdzie dziękował i wyjaśniał, że Weasleyowie wcale nie są źli, bo wyrazili zgodę na takie przedstawienie ich w powieści. Za to na drugiej stronie była tylko dedykacja.
Dla Hermiony i Toshiro, by napłodzili sporo szkodników. Dla Ginny, by w końcu poderwała Draco lub Zabini. Dla reszty przyjaciół, którzy mnie wspierali. Dla Belli i Severusa, na których wraz z Voldkiem rzuciliśmy zaklęcie zapłodnienia, niech wam dziecko dobrze się rozwija. I dla mojej miłości, bo to on dał mi siłę do wyrwania się z niewoli strachu.
H. J. Potter
Mrugnęła szybko, ale tym razem łzy popłynęły. Niedaleko klął Severus a ludzie śmiali się. Docierały do niej słowa w stylu „wiedziałem, że to jego robota”, „ma szczęście, że nie żyje, bo bym mu tego dzieciaka oddał”. Ale mimo to miał radość w oczach i wiedziała, że to tylko czcze gadanie. Bella miała urodzić synka i chłopak otrzyma imię Harry Marvolo Snape. Idealne uczczenie obu tych wariatów. Deportowała się do Doliny Godryka. Wkroczyła na cmentarz i położyła wyczarowane kwiaty na nagrobku.
Vale, wariaty. - mruknęła.
Odwróciła się od złotych i srebrnych liter i ruszyła do bramki. Musiała zacząć nowe życie sama. Zauważyła, że stoi tam Toshiro a Ron właśnie się deportuje.
Może nie do końca sama. - mruknęła i otarła łzę.
Spojrzała w górę, gdy między nią a Toshiro spadły płatki róży. Spadały z nieba i wydawało jej się, że ktoś tam był. Dwie osoby, które zniknęły. Tylko jedno białe piórko spadło na ich złączone dłonie. Ujęli je delikatnie i wrócili do domu.
Od Ver:
Tak, tak. Voldemort trafił kogoś i to właściwą osobę. Trafił siebie! Dlatego zabrano ciało. Po prostu podjął taką decyzję, by być ze swoim aniołkiem. To miałam na myśli, że wróci. Bo są razem, szczęśliwi. Dla nich to szczęśliwy finał, a zdaniem reszty papierki Pupuś i Mella się nie przejmuje!