Upadły Anioł


Rozdział 1.

Ponure. Tak można było określić to miejsce. Nie było tam kwiatów, nie świeciło słońce. Ściany były pokryte czarną tapetą. Wszyscy mężczyźni zgromadzeni w sali mieli kaptury.

Roześmiali się nieprzyjemnie. Zaczęli omawiać śmierć kolejnej wytypowanej osoby z protektorem.

***

Znudzony rozejrzał się po budynkach. Ta wioska mugoli była niewielka. Za to bogata. Jego śmierciożercy już wpadli do wszystkich budynków. Niedaleko niego siedział młody chłopak i obserwował pożar i zniszczenia. Podszedł do niego spokojnie.

Voldemort zamrugał. No tak, przeklęty Potter. Znów grzebie mu w umyśle. Ale pomysł był kuszący.

Uśmiechnął się. Chłopak był mniej więcej w wieku Pottera. Może uda mu się nauczyć go magii? Czuł potencjał. Sowa mogła go nie odnaleźć, ale jakie to ma znaczenie. Nawet jeśli to szlama, przyda mu się zabawka. Będzie wymyślał tortury dla wrogów i nieposłusznych sług. Wkrótce podeszli śmierciożercy. Spojrzeli na chłopaka.

Obaj zachichotali. Bellatriks złapała go w pasie i przenieśli się do kwatery. Jedna z postaci obserwowała chłopaka niespokojnie.

***

Dumbledore przygryzł wargę.

Snape napił się herbaty. Odbywało się właśnie spotkanie Zakonu. Wszyscy byli zaskoczeni tym wydarzeniem.

Rozumieli jej niepokój. Na szczęście jej rodzina, oraz Harry Potter byli już w kwaterze głównej. A już jutro mieli jechać do szkoły. Wprawdzie szkoła miała się zacząć dopiero za półtora miesiąca, ale to było życzenie Pottera na urodziny. Chciał się uczyć podczas wakacji. Lupin zgodził się wrócić wraz z nim i pilnować go. Mężczyzna otrząsnął się z rozmyślań, gdy członkowie Zakonu zaczęli się podnosić. Dumbledore machnął mu i został. Albus poczekał, aż reszta wyjdzie i zagadnął.

Obaj spojrzeli na dłoń dyrektora. Teraz była już zdrowa. To Potter stworzył eliksir na tę klątwę. Snape zaciskał wargi, ale musiał dać mu Wybitny. Było to dosyć sporym zaskoczeniem dla całej szkoły, ale nie dla chłopaka. Ten wzruszył tylko ramionami. Do tego Severus zawdzięczał mu życie. To Potter zasugerował, że Voldemort mógł opętać Snape'a i to go oszczędziło od kary za próbę morderstwa. Jednocześnie uraziło Albusa, który zamierzał właśnie wówczas zginąć i tym samym zmusić Harry'ego do zabicia Voldemorta. Dyrektor westchnął i podniósł się. Poszli razem na drugie piętro. Harry kończył się pakować i spojrzał na nich z uśmiechem.

Ron zaraz poderwał się i rzucił do pakowania z radosnym Jupi. Hermiona wstała niechętnie. Zauważyła, że Harry ostatnio ma napady humoru i wcale nie uśmiechało się jej to. Dyrektor obrzucił ją karcącym spojrzeniem. Harry zaś obrzucił takim spojrzeniem jego. Wyszedł za dyrektorem.

Harry wrócił wściekły do pokoju. Jakby mało mu było marudzenia i kontroli.

Najbardziej właśnie lubił jego i Hermionę. Wiedział, że ta wyczuła jego zły humor i nie chciała jechać. Za to ich kochał.

***

Harry położył się na łóżku. Niedawno się rozpakował. Ron już poleciał po Hermionę, by szli na kolację. Nienawidził regularnych pór posiłków. I nienawidził tego jedzenia. Może im to smakowało, mu nie.

Ron spojrzał na niego wściekle i wyszedł, trzaskając drzwiami. Hermiona spojrzała na niego i już wiedziała, że się starli.

Spojrzenie Rona złagodniało.

Razem ruszyli do portretu, a potem do kuchni.

Rozdział 2.

Harry z ulgą zamknął drzwi. Kochana Hermiona. Uspokoiła kretyna. Inaczej dyrektor znów by się czepiał. I tak pewnie zastanawiają się, co kombinuje Tom. On czasem to widział, ale teraz nie chciało mu się zaglądać. Miał wspaniałe plany na ten miesiąc i znów mu je zepsuto. Dumbledore wiedział, że Remus nie będzie go cały czas kontrolował. To dlatego zaprosił również te dwójkę. Tak więc zero szwendania się i wybryków. I to go złościło.

Przecież miał swoje życie. A był niemal niewolnikiem. Od narodzin miał wyznaczoną rolę. Ale dyrektor umieścił go u krewnych i to go zniewoliło. Potem trafił do Hogwartu, gdzie każdy oczekiwał od niego zbawienia świata. Był pewny, że to również robota dyrektora. A on głupi to robił. Jak zaczął się buntował w czwartej klasie, to wrócił ON. I całą piątą był prześladowany. Co za ludzie… tu też była wina dyrektora. Specjalnie unikał go i zostawił na pastwę czarodziejów. By wiedział, co go czeka jak się będzie buntował. A w poprzednim roku szkolnym bił go podczas prywatnych zajęć. Warknął bezgłośnie, po czym usiadł. Złapał za pergamin i zestaw do pisania, po czym zszedł do pokoju wspólnego. Usiadł i zaczął pisać.

Życie jest do dupy. Tak samo jak papier toaletowy mella. Każdy każdego w dupę rypie i wygląda to jak naturalna symbioza. Ale co ma powiedzieć na to ten, kto nikogo nie rypie, a rypią wciąż jego? Dla przykładu ja? Nikt mi nie pomoże, nikt mnie nie uwolni. Miałem nadzieje na fajne wakacje, a wepchali mi szpiegów, by siedzieli na odwłoku i pilnowali. Nic, tylko wziąć przykład z Emo Martynki i się wiecznie ciąć, AjĆ. Ale nie, czarodzieje nie wiedzą, co to emo Martynka. Swoją drogą, to strasznie głupie pisać jak PoKeMoN. Jak ona wypełni podanie o prace, jak pisze wiecznie ajć lub, że się tnie. Doświadczenie zawodowe? Tamowanie krwi. Ale, ale, nie miałem współczuć jej, tylko sobie. Albo i nie, mnie nie można współczuć. Tylko posmarować zad wazeliną i lecimy, jak każdy na tym świecie.

Harry zaśmiał się i przeczytał jeszcze raz kartkę. Miał dosyć ponure poczucie humorku. Ale nikt o tym nie wiedział. Złożył kartkę i rzucił w płomienie. Te, zamiast spalić ją, stały się czarne i kartka zniknęła. Potter zamarł.

Wkrótce do pokoju wróciła reszta. Usiedli na kanapie niedaleko niego. Hermiona zajęła się czytaniem i odrabianiem pracy wakacyjnej. Przez prawie godzinę nie zamienili ze sobą słowa. Ron już miał coś powiedzieć, gdy rozbłysły czarne płomienie i koperta wylądowała pod stopami Harry'ego. Ten podniósł ją i odwrócił. Nadawcy nie było, za to podpisane było „do papieru Mella”. Zaczął śmiać się jak wariat. Rozerwał kopertę i wyjął kartkę i plik naklejek.

Kotku.

Wbrew pozorom Mella to luksus. Ostatecznie zawsze idzie podcierać sobie dupę papierem Pupuś. Nie masz więc jeszcze tak źle. Szpiegów olej, jak są mądrzy, to ci dadzą spokój. Jak nie, to uduś lub upiecz na rożnie. Co do emo Martynki nie znam, to ci nie poradzę. Pisma tego też nie znam. Kto w ogóle wymyślił by tak pisać? Nie mów, że ona bo ją od razu zabiję. Chcesz, by ci lecieć na wazelinie? Kotku, nie znamy się aż tak dobrze, by się spoufalać.

A teraz na poważnie. Jakim cudem udało ci się mnie niemal nie utopić, tego nie zrozumiem. Siedziałem sobie w wannie, funkcja hydromasażu pieściła mi delikatnie ciało… a tu nagle z kominka wyleciała kartka i wbiła się narożnikiem prosto w nos. Na szczęście była dosyć wesoła. Opracowałem więc naklejki. Jak będziemy je stosować, to listy zawsze dotrą do nas. Tylko łap je uważnie, by nie podkradli.

Wydajesz się być… młody. Bardzo młody. Albo się uczysz, albo dopiero skończyłeś szkołę. Masz kłopoty sercowe? Zabij ukochaną. Dyrektor cię meczy? Podpal mu te fioletowe gacie. A tak w ogóle opisz mi siebie.

Harry odwrócił kartkę, ale nic tam nie było. Nawet się nie podpisał. Dopiero po chwili Potter zareagował. Następne, co pamiętał, to fakt, że wije się na dywanie ze śmiechu.

Ron klepał go po plecach. Potem zagonili go do łazienki, gdzie jeszcze bardziej zaczął się śmiać. Hermiona też zachichotała.

***

Harry ziewnął. Potarł oczy i spojrzał w bok. Ron jeszcze spał. Chłopak wstał i umknął pod prysznic. Umył się dokładnie, wciąż chichocząc na wspomnienie listu. Wczoraj Ron męczył go ponad dwie godziny, zanim dał sobie spokój. Nie rozumiał go. To jego list, co go to obchodzi? Chyba, że naprawdę ma go szpiegować. I on się na to zgodził?! Co z niego za przyjaciel?! Za dwa tygodnie miał mieć urodziny, a ten mu to psuje. Na szczęście miał nowego kolegę. Na pewno starszego, ale nie szkodziło. Póki nie dowie się, z kim pisze. Wówczas będzie źle. Ten słynny Harry Potter. Zacznie się marudzenie i tak dalej. Skończył się myć i wrócił do pokoju. Ubrał się i zszedł do pokoju wspólnego. Hermiona siedziała na kanapie, pisząc prace domową.

Usiadł i zaczął odpisywać na wczorajszy list. Miał lekkie wyrzuty sumienia. Wczoraj tak się śmiał, że nie odpisał. A potem uciekł Ronowi pod pozorem spania i ten bardzo go pilnował. Ale to miało plus. Dzisiaj był wyspany i mógł na spokojnie odpisać. Bez rudzielca dyszącego mu w kark.

Wrzucił ją w płomienie, które znów stały się czarne.

Potem usiadł na kanapie i zabrał się za czytanie swojego referatu z eliksirów, nie zwracając uwagi na jej zaskoczone spojrzenie.

Rozdział 3.

Voldemort nalał wody do miseczki Nagini. Ponownie spojrzał na kominek. Od wczorajszego wieczora siedział niemal całą noc i czekał na to. Na list od nieznanego mu papieru Mella, jak go nazywał. Ten list był miłym zakończeniem dnia. Najpierw zabijał, torturował i znęcał się nad ludźmi i sługami. A potem w kąpieli dostał w nos. I to dostał w nos dość ponurym listem. Przez który niemal nie utopił się ze śmiechu. Teraz usiadł i wziął ponownie do ręki list. Ktokolwiek go pisał, miał humor. Potem raptem podniósł się i ruszył do domku ogrodnika, gdzie zainstalował mugola.

Chłopak wziął list i przeczytał.

Chłopak odpalił blog i Voldemort niemal nie zwymiotował.

Wyszedł do wtóru śmiechu chłopaka. Spojrzał na listę. Było kilka nazwisk bogatych kobiet i mężczyzn. Można się obłowić i pozabijać co nieco. Zamknął drzwi od pokoju i niemal w tej samej chwili zaszumiał kominek. Spojrzał na czarne płomienie. Kiedy zgasły, rozejrzał się. Koperta leżała pod komodą. Podszedł i sięgnął po nią, sycząc, gdy ugryzł go pająk.

Jak na zawołanie usłyszał chichot w umyśle. Potter znów go obserwował.

Podszedł i spojrzał na kopertę. Rozerwał ją.

Hey, Pupuś.

Dobra, schowaj różdżkę, Tom.

Przyznaje, jak tylko ta kartka zniknęła zamiast spłonąć, pomyślałem: znając moje palnięte szczęście, trafi prosto w twój zad. Niewiele się pomyliłem, dotarła do ciebie. Nawet taka korespondencja będzie lepsza. Tym bardziej, że jest coś, o czym chyba musimy porozmawiać. Chodzi mi o połączenie umysłów. Możesz mi wyjaśnić, jak mam to wyłączyć?

Nie udawaj niewiniątka. Ciebie to denerwuje, mnie też.

Siedzę teraz do końca wakacji w Hogwarcie. Do tego niestety nie sam. Dumbledore wsadził mi szpiega do kontroli. Wcześniej Ron był fajnym przyjacielem, ale teraz strasznie mnie pilnuje. Nie idzie się uwolnić. Przydałoby się poznać hasło do twojego domu. Wiem, jest ponury i zimny, ale on tam nie wejdzie. Chociaż drops podałby mu hasło. Zabij dropsa, będę miał spokój. Kończę, bo słyszę dupka. Wstał i trzeba będzie zawlec się na to paskudne śniadanie.

Do usłyszenia, Motyl.

Ps. Nie zabijaj dzisiaj nikogo, głowa mnie boli, więc miej to na uwadze. Fajny mugolak w twoim posiadaniu.

Voldemort złożył kartkę na pół. Motyl? Dobrze, że nie podpisał się aniołek albo złoty chłopczyk. Usiadł w fotelu i potarł palcami skronie. Taka mała bzdura, dwie kartki. A wykazała bardzo dużo. Po pierwsze nie znał Pottera. Świadomość, że chłopak już po jednym liście go rozszyfrował - a przecież zmienił pismo i styl - była jakoś niepokojąca. I miał rację. Coś było nie tak. Przecież blokował go i to połączenie. A mimo to chłopak wciąż szpera mu w mózgu. No i jego życie prywatne. Dlaczego mu się zwierzył? Może to również z powodu tego połączenia? Nie obawia się, bo to tak, jakby mówił to do samego siebie? Voldemort nalał sobie wina do kieliszka i napił się. Jakby nie patrzeć, właśnie zrozumiał kawałek układanki. Potter w pierwszej klasie, gdy niemal go nie namówił, a potem niespodziewanie chłopak czegoś się wystraszył. Czwarta klasa, gdy uciekł… Piąta, gdy uparcie stał przy dyrektorze... I teraz też go wyleczył. Przecież nawet on i Severus nie umieli stworzyć leku na tę klątwę. Więc chłopak jest jakby w niewoli. Dyrektor ma na niego haka i ten nie potrafi uciec. Boi się. Zabicie Albusa to najlepsza sprawa dla chłopaka. Zamrugał. Naraz wyjaśniła się kolejna zagadka. Zastanawiał się nad nią, jak tylko odkrył to połączenie z Potterem. Miał pewność, że chłopak został przez niego połączony w chwili ataku na niego i stworzeniu przesławnej blizny. Dlaczego więc nie powiedział dyrektorowi, że się odradza? Miał przesłanki, że on go wyczuwa nawet Severus poświadczył mu, że Potter ma częste wizje o nim. Więc dlatego nie wydał go. Potter POZWOLIŁ mu się odrodzić. I teraz wiedział dlaczego. Żeby pokonać dyrektora i uwolnić go od niego.

Usłyszał jeszcze chichot i napór znikł. Uśmiechnął się lekko. Co za uparty szpieg. Cofnij, żaden szpieg. Nigdy nie zdradził wszystkiego. Tylko zostały ujawnione te wizje, które zagrażały jego znajomym. Wypił do końca wino i złapał za pergamin.

Potter.

Osobiście cię zabiję za tego Pupusia! Co do połączenia, nie wiem, jak je wyłączyć. Jak na razie nic nie skutkuje. Rona zabić, czy Dumbledore'a? Zresztą, nieważne. Nie ma sensu wiać do pokoju ślizgonów, dyrek poda mu hasło. Ciesz się wakacjami. Wkrótce wyjdziecie na Pokątną po książki. No i wioska, i błonia. Ciesz się życiem.

Nie spełniam próśb. Jeszcze dzisiaj dodatkowo będę zabijać. Bynajmniej wyślą cię po leki. Dorzucam ci coś na urodziny. To zaczarowane magicznie MP3. Wprawdzie muzyka mroczna, ale jakoś to wytrzymasz. Lepsze klimaty metalu, niż szpieg. Zresztą, ludzie zakonu wieją od tego. Będziesz miał spokój.

Tom.

Podpisał się swoim imieniem. Skoro chłopak ma szpiega, to lepiej nie męczyć go kłopotliwym listem. Chociaż i tak mogą podejrzewać go o to. Może powinien zmienić podpis? Ale nie, rozszyfrują magię i będą się pytali. Lepiej wysłać tak, jak jest teraz. Przesłał kartkę w kominku i zszedł na obiad. Miał nadzieję, że jeszcze dzisiaj dostanie odpowiedź.

Rozdział 4.

Harry odwrócił się od okna w chwili, gdy Ron zszedł na dół.

Potem ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Hermiona zachichotała w duszy. Ron ruszył za nim wściekle, a ona zauważyła czarne płomienie. Szybko złapała kopertę, skrobnęła przeprosiny, że Harry wyszedł i odesłała kartkę, naklejając nalepkę. Po wykonaniu tego pobiegła za nimi. Akurat kłócili się piętro niżej.

Hermiona jęknęła. Więc o to chodziło. Podejrzewała to od samego początku. Przeszkadzali koledze w nauce. Na pewno chciał się uczyć jak zwalczać czarną magię. Podeszła do Rona.

Ron prychnął i poszedł na dół. Zasiedli w Wielkiej Sali i nie odezwali się do siebie nawet słowem. Potter niemrawo ciapał widelcem to coś. On wolałby owoce, ale nie mógł tego dostać. Jak zawsze zresztą. Naprzeciwko niego siedział Ron i warczał na niego obraźliwe słowa.

Remus spojrzał niepewnie na Pottera. Również zostawił posiłek i pobiegł za nim. Hermiona spojrzała na Rona, powiedziała mu, że jest dupkiem a nie przyjacielem i pobiegła za nimi. Wtedy do Rona podszedł dyrektor. Usiadł naprzeciwko.

Ron zagłębił się w opowieść o tym, co się działo aż do tej pory. Albus zmarszczył brwi.

***

Harry odsapnął nad jeziorem.

Harry obejrzał się. Lupin stanął przy nim i objął go.

Harry spojrzał na poważną twarz nauczyciela. A potem łzy pokazały się w jego oczach. Zaczął szlochać i opisywać mu co się stało. Tak, z Remusem zawsze szło się dogadać.

Kiedy dołączyła do nich Hermiona rozpoczęli zajęcia na powietrzu. Żadne z nich nie zamierzało czekać na rudzielca.

***

Ron wyszedł z sali. Tu też ich nie znalazł. Westchnął i spojrzał w okno, gdy przeleciał przed nim czerwony promień. Dopadł do okna i zobaczył ich. Trenowali przy jeziorze. Warknął i odepchnął się od okna. Ruszył w stronę artium. Oczywiście na niego nie raczyli poczekać. Wyszedł na dwór niezadowolony i…

Ran zamrugał.

Wyjął różdżkę. Harry natychmiast schował swoją.

Chłopak bez wahania podszedł tam i cały dzień siedzieli studiując kartki, które okazały się starymi wycinkami z gazet. Harry chichotał sobie z Remusa, który dla żartu rozwiązywał sobie krzyżówkę. Czasem podpowiadał mu to.

Hermiona podeszła do nich i zebrała rzeczy. Ron również podszedł.

Obaj kiwnęli głowami, że rozumieją i odeszli. W pokoju wspólnym Hermiona sobie coś przypomniała.

Harry zasiadł i zaczął czytać. Wkrótce jednak skończył i dał listy Hermionie.

Hermiona próbowała coś powiedzieć, ale on już wyszedł. Schowała więc listy i wymknęła się do skrzydła szpitalnego. Wykradła opatrunki i eliksiry uśmierzające ból. Wróciła do salonu gryfonów i okryła się kocem. Zamierzała czekać na powrót przyjaciela. Ronem nie przejmowała się, bo nie widziała go odkąd rozeszli się po lekcjach. Tymczasem Harry wspiął się po schodach. Minął się właśnie z Lupinem, który gestem pokazał mu ostrzeżenie. Westchnął. Za dobrze znał metody Albusa. Zapukał niezadowolony i wszedł. Usiadł naprzeciwko milczącego dyrektora.

Zmieszał się. Zaklęciami?

Zaczęło się. Pierwsze uderzenie, drugie, dziesiąte. Wkrótce stracił rachubę czasu i razów. Zasłonił się tylko pokrwawionymi rękoma. Drżał. Tak, tak wyglądała „dobroć” profesora Dumbledore'a. W końcu przestał cokolwiek czuć.

Wybiegł pędem z gabinetu. Na korytarzu ukrył się w pierwszej lepszej klasie. Dotknął wybitego ramienia.

Powlekł się do salonu. Hermiona nic nie powiedziała na widok ran. Posadziła go tylko na krześle, zdjęła ubranie i zaczęła opatrywać.

Portret odsunął się, ale nie zauważyli tego.

***

Harry spojrzał na nią gniewnie.

Harry przeszedł do dormitorium. Hermiona obejrzała się na wejście i zobaczyła Rona. Ten wpatrywał się w szoku na jej splamione krwią ręce.

Przywaliła mu w twarz zakrwawioną dłonią. Spakowała się i ruszyła do pokoju. Tam napisała krótką notatkę do Voldemorta i poczekała, aż Ron pójdzie spać. Wysłała ją i również położyła się.

Rozdział 5.

Lucjusz przezornie skulił się. Od tygodnia jego mistrz chodził wściekły. Na szczęście tym razem minął go bez słowa i zatrzasnął drzwi. Voldemort oparł się o nie. Przekręcił klucz w zamku. Potem odepchnął się i ruszył do łazienki. Wszedł pod prysznic i obmył ciało.

Skończył kąpiel i szybko wytarł się ręcznikiem. Potem założył jedwabną piżamę i rzucił się na łóżko. Z urazą spojrzał na ostatnią kartkę. Zaschnięte plamy krwi doprowadzały go do szału.

ON teraz nie jest w stanie pisać. Nie wiem, kiedy się odezwie. Zależy jak rany się zgoją. Większość opatrzyłam, ale nie daje gwarancji, że szybko powrócicie do rozmów. Nie odpisuj - nie wpędzaj go w jeszcze większe kłopoty. Odpisze jak będzie mógł.

Hermiona.

List ten - bardziej notkę - dostał osiem dni temu. Osiem długich dni temu. I mimo tego, że wmawiał sobie, iż nie obchodzi go to, coś jednak nie dawało mu spokoju. Potter nie kontaktował się z nim ani listownie, ani umysłem. I to go martwiło. Zaraz, martwiło?! Nie, po prostu niepokoiło. Cichy wróg, to groźny wróg. Obrócił się na brzuch i przypomniał sobie swoje rozważania. A jeśli nic nie planuje? Jeśli dyrektor go skrzywdził?

Voldemort wstał i założył szlafrok. Zszedł na dół i zrobił sobie kawę. Jak mógł być tak głupi, by zakładać, że oni żyją jak kochany ojciec i syn?! Przecież ojciec bije dziecko, jak coś mu nie pasuje. Naprawdę, mógł bardziej pomyśleć nad tą całą chorą sytuacją. Wyszedł z kawą do ogrodu.

Pozostali zamarli. Oni unikali zaczepiania mistrza, a ten wręcz się o to prosił.

Voldemort obserwował go w ciszy.

Voldemort wrócił do siebie. Po raz kolejny próbował nawiązać kontakt. Teraz bał się naprawdę. Nie zwrócił uwagi na to połączenie. Przecież ono może być dla niego zabójcze. Jeśli chłopak umrze, umrze jego cząstka. To groźne zjawisko. Może dlatego Albus tak się znęca nad chłopakiem. Usiadł w fotelu i wezwał Severusa. Ten zjawił się w tej samej chwili, co Bella z bagażami.

Bella wyszła, a Severus spojrzał dziwnie.

Severus wziął jej bagaże i zabrał ją do siebie. Ta rozpakowała się w komodzie, gdzie zrobił jej miejsce.

Bella wciąż była niewidoczna, ale to nie miało znaczenia. Snape poprosił też o przysłanie mu hasła do Gryffindoru. Wkrótce pojawił się Albus.

Snape zamamrotał coś, po czym razem wyszli. Tak jak powiedział dyrektor, portret wpuścił go bez problemu. Poszedł do pokoju chłopaka. Weasley siedział na swoim łóżku i obserwował zasłony. Granger musiała go pogonić od chłopaka. Rozsunął zasłony.

Zaczął badać chłopaka. Mruczał coś do siebie. W końcu poprosił o pióro i zanotował w notatniku kilka uwag.

Bella ścisnęła mu dłoń, że zostanie. Poszedł więc sam do laboratorium i zabrał się za szykowanie składników. Bella przycupnęła w kącie i obserwowała chłopaka. To małe, podłe coś było zależne od jej pana. A raczej jej pan był zależny od jego życia.

Bella zachichotała w duszy. Rudzielec naprawdę wyglądał na skruszonego. Kwadrans potem pokazał się Severus z lekarstwem. Zaaplikował go chłopakowi i usiadł.

Usiedli więc i czekali. Ale dopiero po pół godzinie Harry poruszył się i zatrzepotał powiekami.

Zostawił ich samych. Wkrótce Harry usiadł. Zaczął oblizywać spękane usta i z ulgą napił się wody.

Hermiona bardzo dobrze odczytała jego niepokój. Harry podziękował jej i zwlókł się pod prysznic.

Rozdział 6.

Harry wyszedł spod prysznica, nie zaszczyciwszy Rona ani jednym spojrzeniem. Ubrał się w świeże ubrania i zszedł do pokoju wspólnego. Złapał za pergamin.

Hey, kotku.

Chyba spanikowałeś. Inaczej Snape nie przyszedłby mnie leczyć. Dziękuję. Na razie mam zawroty głowy, to nie pogadamy w myślach. Nie wiem, co mi było. Severus mówił coś o zablokowaniu umysłu i utknięciu. Nie odzywam się do Rona. To on doniósł dyrektorowi i oberwałem. Hermiona mówiła mi, że cię uprzedziła. Dziękuję też za to, że się dostosowałeś. Gdyby znaleźli list… aż się trzęsę.

A tak w ogóle, co cię napadło? Niepokój o mnie, czy kłopoty z tą więzią? Chyba raczej to drugie. Kończę, bo jakaś sowa dobija się w okno.

Motyl.

Szybko wysłał kartkę i wpuścił sowę. Zaraz za nią wleciało kilka innych. Wszystkie usiadły na jego fotelu. Uwolnił je od paczek i zamrugał. Żadna nie odleciała. Zaczął rozpakowywać paczki. Wszędzie było coś słodkiego i liściki od ślizgonów z pytaniem, jak się czuje. Odpisywał, że dochodzi do siebie i sowy odlatywały. Na końcu została sowa Malfoya. Wziął list. Na paczkę zerknął tylko przelotnie. Zawierała jakieś eliksiry.

Potter!

Coś ty wywinął?! Voldemort wściekał się jak szalony. Dopiero potem ktoś podpowiedział, że to chodzi o tę więź. Musisz uważać na siebie, bo on nas pozabija. W każdym razie wysłał jakiegoś śmierciola, by mieszkał w szkole. A my też mamy cię pilnować. Podesłałem ci eliksiry wzmacniające. Nie chce dostać po raz drugi Cruciatusem za zamruganie w jego obecności. Zdrowiej.

D. Malfoy

Harry szybko złapał za kartkę.

Malfoy.

Dzięki za wyjaśnienie. Tak mnie zastanawiało to, skąd taka uprzejmość. I wierz mi, powiązałem to z więzią i Tomem. Już się czuję lepiej. To Sev ma gościa? Musi mieć teraz wesoło. Dopiero niedawno obudziłem się ze śpiączki. Do niego już pisałem. Ta więź bardzo mnie niepokoi.

Za kilka dni pewnie będzie spis książek. Spotkamy się na Pokątnej? Będę ja i Hermiona. Rona nie chce na razie znać.

O ile oczywiście mnie puszczą. Znając ich, kupią sami książki, wybierając za mnie, czego chcę się uczyć...

Motyl.

Przywiązał kartkę do nóżki i odesłał ją. Potem zszedł na dół i od razu trafił na dyrektora.

Wyrwał mu się i wszedł do sali. Usiadł przy stole i zaczął jeść. Hermiona dosiadła się do niego.

Chwilę potem zamrugał zaskoczony, zaczerwienił się i zachichotał.

Albus usłyszał to i odetchnął z ulgą. Ktokolwiek napisał, ułagodził chłopaka.

Snape wstał od stołu. Wychodząc zobaczył Bellę, jak wysyłała wiadomość.

Harry zaś w podskokach zbiegł na błonia. Ruszył więc za nim. I zamarł. Ktoś szedł po trawie w ich stronę.

Młody Malfoy podbiegł do nich.

Pociągnął chłopaka do zamku. Harry szybko spakował swoją sakiewkę i przenieśli się na Pokątną. Tam oparli się o ścianę.

Pokazał mu je i ruszyli na Nokturn.

***

W sumie nie było tak źle. Neo okazał się facetem z dość sporym bicepsem. Długo przeglądał jego oceny. Potem dał mu ankietę. I kwadrans rozmawiali. W końcu wyprostował się.

Harry wziął spis i przejrzał. Uśmiechnął się lekko.

Harry wyszedł z domu i ruszyli do księgarni.

***

Harry ubrał się w najlepiej wyczyszczoną szkolną szatę i zszedł na dół na kolację. Draco dodawał mu otuchy spojrzeniem. Opiekunka jego domu odebrała z jego ręki podanie i zamrugała. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwi otworzyły się i wkroczyła komisja egzaminacyjna.

---

Dyrektor obserwował chłopaka w ciszy. Obecnie pisał coś, otoczony komisją. Jego wcześniejsze dwie prace były oglądane. W końcu oderwał pióro od pergaminu. Siedem zwoi. Nieźle się rozpisał. Teraz siedział przy Hermionie i Malfoyu, i czekał na ocenę. Komisja naradzała się prawie dwie godziny. W końcu przewodniczący zawołał go przed stół nauczycieli.

Wkrótce dostał spory kufer pięciozamkowy. Zamierzał zanieść go do pokoju, jak komisja zatrzymała go.

Harry obejrzał wszystkie pomieszczenia i wybrał jedno z nich.

Harry założył medalik i uśmiechnął się.

Pożegnali się z nim i wyszli. Harry zaraz napisał podanie o kontynuację zaklęć. Opiekunka przyjęła je niepewnie. Już nie mogli nic zrobić.

***

Harry sięgnął po pergamin.

Pupuś!

Mam stypendium literackie! Zmieniłem przedmioty nauczania, niemal nie doprowadzając dyrektora do szału. Za to opłaciło się. Mam własny pokój i zaczarowany sprzęt mugolski. Własnego skrzata i do tego nikt nie wie, gdzie mieszkam! Super. Dzięki, że wysłałeś Draco, on mnie przekonał do spróbowania sił.

Motyl

Nakleił naklejkę i wysłał kartkę. Po chwili poczuł uraz Toma na słowo Pupuś. Przeszedł przez salonik do łazienki. Pokój… to było zdecydowanie złe określenie. To było mieszkanko. Własna kuchnia, łazienka, dwie sypialnie, pokoik skrzata, warsztat malarski, pracownia, salonik. Pomachał uprzejmie Melli. Miał całkiem uroczą skrzatkę. Wbił się pod prysznic i po szybkiej kąpieli rozłożył się spać. Rano zjadł śniadanie i zszedł do Wielkiej Sali. Usiadł naprzeciwko Draco.

Zamrugał, po czym obejrzał się. Harry również to zrobił. Przed nim wylądował koszyczek czarnych róż z liścikiem. Sowa usiadła na ramieniu Pottera. Chłopak powąchał kwiaty.

Sięgnął po kartkę.

Crucio, małpo!

A na poważnie, gratuluje ci stypendium. Jeśli wybrałeś pokój na trzecim piętrze o Haśle symfonia nieba, to masz pokój po mnie. Tam jest skrzatka, Mella, pasuje ci. Przesyłam ci róże. Tak dla żartu i powkurzania Albusa. Literatura to dosyć wesoły przedmiot, masz go?

Tom.

Harry zakwiczał i spadł z krzesła. Hermiona podeszła bliżej.

Harry odesłał koszyk do pokoju. Sam odprowadził Draco do bramy.

Ślizgon znikł. Harry zabrał Hermionę do swego pokoju, zanim dyrektor zdołał go dopaść.

Rozdział 7.

Harry wyszedł z mugolskiej kwiaciarni. Kupił trzy czerwone różyczki. Kwiaciarka zrobiła mu przesłodzony bukiecik. Podpięła też czerwone serduszka. Zapłacił drogo, ale miał pewność, że się spodoba. Cóż, mu się podobał. Wrócił kominkiem do pokoju i Hermiona zaczęła się śmiać. Odwzajemnił uśmiech.

Potem wziął pergamin i usiadł koło niej. Oparła głowę na jego ramieniu.

Teraz już na spokojnie zanurzył pióro w kałamarzu.

Dzień dobry, Anno.

Tak wiem, pisze do ciebie, Tom. To Hermiona to wymyśliła, tłumacząc list innym. Po prostu nazwała cię moją dziewczyną. Tak więc stałeś się transseksualny. Nic nie szkodzi. Zrób sobie zdjęcie w mini i staniku wypchanym watą. W każdym razie, dziękuję za kwiaty. Bardzo mnie zaskoczyły. Rewanżuje się tym samym. Tylko zapamiętaj sobie, takie chwasty lubią dziewczynki. Bez zaklęć na mnie.

Widzę, że polubiłeś pisanie ze mną. Nawet fajnie. Straciłem przyjaciela zyskałem osobę do korespondencji. No tak, nie napisałem jeszcze. Ron wyjechał. Jakoś za nim nie tęsknie.

Co do pokoju, to tak. To moje hasło i skrzatka. Rano rzuciła mnie patelnią za nazwanie jej papierkiem. Dopiero jak pokazałem listy zaczęła się śmiać. Kazała cię pozdrowić, teraz wiem, dlaczego.

Masz ochotkę na spotkanie? Będę jutro na Pokątnej, po zestaw dodatkowych książek. O dwunastej w lodziarni Floriana Fortescue?

Harry.

Hermiona popatrzyła sceptycznie na niego.

Dziewczyna machnęła ręką. Wskoczyła w kominek i przeniosła się do pokoju wspólnego. Natomiast chłopak wyszedł z pokoju i skierował się do sowiarni. Harry wysłał list z kwiatami przez Hedwigę i odwrócił się. Zobaczył dyrektora.

Harry minął go i raźno pobiegł do opiekunki. Zapukał i wszedł tam.

Albus wszedł do środka.

McGonagall zassała powietrze.

Usiadła i spojrzała na Pottera.

Wstał i wyszedł zadowolony. Zdobył obrońcę. McGonagall nie pozwoli mu siedzieć samemu z dyrektorem. Przebrał się i przeniósł kominkiem do kwatery głównej. Zobaczył panią Weasley.

Kobieta drgnęła i obejrzała się. Widział ślady łez na jej policzku i podszedł bliżej.

Pokazał papier zaskoczonemu Arturowi. Ten usiadł i przeczytał dokument.

Ramiona Pottera zadrżały. Nie tylko na wspomnienie. Bał się, że straci przyjaciół. Przecież lubił tę rodzinę. Ale zaraz otoczyły go ramiona i przyjaciółka przytuliła go. Tama goryczy pękła. Zaczął płakać.

Otarł łzy.

Nie potrafiła mu powiedzieć, że po wczorajszych słowach Rona wyrzuciła wszystkie przygotowane produkty. Ron nie wyjaśnił jej powodów kłótni. Ale widziała szramę na skroni chłopaka i gdzieniegdzie sińce. A pomoc skrzata przyda się. Harry wezwał skrzatkę i zaprosił Ginny na wyjście na Pokątną. Ta się zgodziła.

***

Rudowłosa rozglądała się ciekawie.

Dziewczyna spojrzał na niego w szoku.

Oboje podskoczyli, ale nikogo nie było widać.

Krzesło odsunęło się i coś usiadło na nim. Harry zachichotał.

Pac. Harry pomasował skroń.

Harry zapłacił za lody. Najpierw zaszyli się w pokoju w Dziurawym Kotle. Tam Voldemort zdjął zaklęcie i odłożył różdżkę.

Rozmowa zeszła na sprawy szkolne i Ginny zachichotała.

***

Harry zostawił książki w swoim pokoju. Ginny zwiedziła go przez ten czas dokładnie. Potem przebrał się i przenieśli się do Kwatery Głównej. Zaraz wpadli w ramiona Remusa, który podniósł raban. Ginny śmiała się i pobiegła przebrać. Harry przeszedł z nim do salonu. Goście już byli i odśpiewali mu sto lat. Pokroił im tort. Fred śmiał się z niego, że kroi ciasto jak nowo poślubiony. Harry w odpowiedzi rzucił w niego proszkiem, który kiedyś wymyślił.

Zebrani śmiali się z niego. Wkrótce wpadła również Hermiona. Harry podkręcił muzykę i zaczął tańczyć z Ginny. Kątem oka zobaczył w korytarzu Rona, który jako jedyny nie zamierzał się bawić na jego urodzinach. Ale… nie obchodziło go to. Zakręcił Ginny aż oboje upadli na dywan. Molly zaśmiała się na ten widok i Potter poczuł się niesamowicie szczęśliwy.

Rozdział 8.

Harry był wściekły. Hedwiga została uwięziona, a jego list spalony. Zaklęcia otaczały zamek i nie mógł nawet powiadomić Toma. Ten czuł jego irytację. Ale nie pisał, bo to nie miało sensu. Jedyne, co im zostało, to dawne komunikacje kominkiem. Ale w nich urzędowe pisma się spalały. Wstał teraz z łóżka, przywitał skrzatkę i wziął prysznic. Wyszedł po zjedzeniu śniadania. Przez pół godziny włóczył się wściekły przy jeziorze, aż znalazła go Hermiona. Siłą posadziła go na trawie.

Razem ruszyli do szkoły. Rozsiedli się w bibliotece. Hermiona przyniosła pełno książek o zaklęciach, które rzuca się na przedmioty mugoli.

Harry wyszedł z biblioteki, gdyż po prostu go wygoniła. Postanowił też napisać do Anny, czy raczej Toma. Wszedł do pokoju i złapał za pergamin.

Anno.

Spotkajmy się dzisiaj w nocy o jedenastej we Wrzeszczącej Chacie. Jest problem.

Motyl.

Wysłał wiadomość, na odpowiedź długo nie musiał czekać.

Harry,

Domyślam się kłopotów. Nie odpisujesz, nie kontaktujesz się umysłem. Szpieg mi wszystko wyjaśnił - zaklęcia Albusa. On musi wiedzieć, jak blokować tę więź. Przyjdę. Mam nadzieję, że masz pomysł, bo ja nie mam żadnego.

Anna.

Ps. To imię jest głupie.

Zaśmiał się. Schował kartkę do skoroszytu i odpalił laptopa. Musiał, po prostu musiał odrobić zadanie. Dostał je na dzień dobry. Praca zaliczeniowa za cały rok. Musiał napisać książkę. Nieważne, jaka będzie, zostanie sprzedana. Nie szukał daleko. Nadał jej tytuł „Upadły Anioł”. Do dwunastej musiał skończyć rozdziały i jechać do agenta. Co do rozdziałów, miał ich pięć. Plus rozpiskę powieści. Teraz tylko poprawiał je z błędów. Na końcu wydrukował rozdziały. Na płytę zapisał projekt i prezentację. Na końcu wydrukował sobie jeszcze dane agentów. Do końca wakacji miał znaleźć agenta. Jednego z siedemdziesięciu dostępnych. Położył wszystko na biurku, przebrał się w eleganckie ubranie i zebrał do aktówki materiały. Następnie zgłosił opiekunce domu wyjście poza teren szkoły.

***

Harry nerwowo miętosił chusteczkę. Postanowił chodzić od najlepszych do najgorszych. I miał szczęście - lub nieszczęście. Najlepszemu odwołano spotkanie, więc sekretarka przekazała mu, że zaraz go przyjmie. Siedział teraz niespokojnie. Kwadrans temu sekretarka zabrała jego wydruki i przekazała agentowi. Nagle drzwi skrzypnęły.

Harry wstał. Nie przedstawił się tym imieniem, ale był niestety rozpoznawalny. Wszedł za nią do środka. Kobieta nalała mu kawy i zostawiła ich samych. Agentem - a raczej agentką - okazała się wysoka szatynka. Też piła kawę, czytając kartki.

Odczytała ją i zaczęła analizować treść. Harry czekał jak na skazaniu.

Pokręcił głową przecząco. Napił się troszkę kawy.

Harry podskoczył ją uściskać, przez co oblał się kawą. Kobieta śmiała się z jego paniki. Podczas gdy chłopak suszył się, zgłosiła Ministerstwu, że już ma podopiecznego. Wysłała im raport i po kwadransie otrzymali dokumenty. Podpisali się i szczęśliwy Potter podał jej dane kontaktowe.

***

Harry skończył rozmowę z Anną. Teraz miał dwie Anny - Toma i agentkę. Bardzo ubawiła ją anegdota, że nazwał kiedyś tym imieniem Voldemorta przy śmierciożercach. Anna nie bała się wymawiać tego imienia. Ogólnie, bardzo się polubili. Dała mu pełno wskazówek jak pisać i poprawić pracę. A teraz musiał się śpieszyć. Był już spóźniony. Szybko wybiegł z pokoju a potem ze szkoły. Wpadł w tunel prowadzący do Wrzeszczącej Chaty. Spojrzał na zegarek. Za dwadzieścia minut miała być północ. No, po prostu go zabiją. O ile Tom nie zabił już Hermiony. Wpadł w krąg światła i nadepnął na Nagini.

Posadziła go na sofie koło Voldemorta.

Oboje zaśmiali się. Nawet Voldemort wykrzywił usta w uśmiechu.

Harry zaczął pisać podanie. Potem pożegnał ich i ruszył do opiekunki domu. Ta była bardzo zaskoczona jego odwiedzinami. Usiadła za biurkiem i ziewnęła.

Przeczytała je.

Wstał i wyszedł. Minerva ruszyła wściekle do kominka, by podnieść wszystkim ciśnienie.

Rozdział 9.

Harry przeciągnął się. Od dwóch dni pisał dalsze części powieści, rozmawiał z Anną, zaczepiał Voldemorta. Ani razu jednak nie zszedł do Wielkiej Sali. Dlatego zdziwił się, jak zobaczył na parapecie lądującą sowę. Otworzył okno i wpuścił ją.

Panie Potter.

Proszę przyjść do Wielkiej Sali zaraz po odczytaniu listu.

Rada Nadzorcza.

Chłopak westchnął i poprawił włosy. Potem zszedł na parter i otworzył drzwi. A jakże, wszyscy nauczyciele i dwunastu starszych czarodziejów. I wszyscy obserwowali go. Usiadł na wskazanym miejscu.

To stypendium było rzadkością.

Rada przejrzała jego dokumenty.

Harry odebrał kartkę, przeczytał i spalił ją. Jakiś czas rozmawiali jeszcze, po czym puścili go. Na odchodnym usłyszał, jak rada zwraca się ostro do dyrektora. Zachichotał w duszy. Ale nie dane było mu siedzieć nad pracą. W pokoju czekała kolejna sowa. Westchnął i sięgnął po list. Jeśli to kolejne wezwanie na zebranie Rady, oszaleje.

Harry,

Skończyliśmy. Czekamy we Wrzeszczącej Chacie.

Hermiona.

Harry podszedł do skrzatki i zjadł obiad. Potem przeszedł się spokojnie do przejścia i pobiegł do nich. Wszedł do salonu.

Wziął go do ręki i wysłuchał instrukcji.

---

Voldemort spojrzał na zegarek. Już za minutę minie okres zaklęcia, które miało ich nastawić na odbiór komunikatora.

Voldemort zamrugał, po czym spojrzał na zegarek. Miała rację. Włączył więc urządzenie i zamknął oczy. W ten sposób mógł widzieć co on robi. Spodziewał się zobaczyć go jak sprawdza urządzenie. Ale nie, on sobie siedział w wannie. Urządzenie musiał włączyć już dawno temu

Harry otworzył oczy. Rozejrzał się.

Jakby na przekór słowom przeciągnął się, odkrywając ciało spod piany.

Voldemort otworzył oczy. Niewiele pomogło, bo wciąż widział zaczepki Pottera w umyśle.

Wraz z głosem Pottera dotarł do niego stukocik klawiszy. Zamknął oczy i zobaczył, że chłopak pisze jakieś słowa.

Dołączył do nich obcy głos.

Oboje poczuli nieufność Pottera.

Rozłączył się z nim. Hermiona również zrobiła to samo. Harry rad nie rad napisał jeszcze tylko trzy akapity, po czym również położył się spać. Rano obudził się wypoczęty. Szybko zjadł śniadanie i zabrał się za pisanie. Podświadomie czuł, że Voldemort obserwuje jego postępy. Napisał w tekście: Voldi, szpiegu, czekaj na premierę!

Zamknął laptopa.

Potter zablokował komunikator i uciekł. Voldemort sprawdził go więzią i odkrył, że ten płacze.

Rozdział 10.

Voldemort otworzył drzwi domku.

***

Harry chlapał się z Weasleyami nad jeziorem. Ginny opierała się o drzewo i obserwowała chłopaka. W końcu usiedli koło niej.

Spojrzeli w górę. Snape podał mu czekoladki i róże.

Roześmiali się. Jakiś czas jeszcze rozmawiali, po czym Snape i Weasleyowie poszli do zamku na obiad. Harry zamknął puste pudełeczko i wyciągnął komunikator. Włączył go i zaraz poczuł Voldemorta.

Obaj roześmiali się. Potem milczeli. Nie było potrzeby nic mówić. Harry pomyślał, że to kiepska imitacja więzi, na co odpowiedział mu chichot rozmówcy.

Harry wstał i ruszył w jej stronę.

Chciała mu zrobić wykład, że nie powinien rezygnować z walki z Voldemortem a jego słowa zbiły ją z tropu.

Odwróciła się i poszła, a Harry usłyszał chichot.

Rozdział 11.

Harry siedział pod peleryną niewidką. Minerva była wściekła i każdy kulił się, nawet Moody, który na pewno chciał powiedzieć o jego obecności. Albus był zirytowany.

Albus siedział wściekły. Znów mu się nie udało.

Oddał zegarek Weasleyom.

Wrócił do pokoju. Zaraz poczuł nacisk w głowie.

Roześmiali się i Harry zaczął pisać. Voldemort zawzięcie czytał i miało to swoją dobrą stronę. Wyłapywał literówki i bardziej rażące błędy.

Chłopak zamrugał. Dopiero po chwili skojarzył, kto to. Obrócił się do kominka i podszedł tam.

Harry zaparzył własnoręcznie kawę. Skrzatka spała i nie chciał jej obudzić. Anna przyszła i zasiadła na kanapie.

Harry zaśmiał się nerwowo. Dosunął sobie krzesełko i usiadł przy niej. Czuł, że Voldemorta bardzo cieszy to, że przeczyta książkę od początku. Przez moment chciał mu zasłaniać, ale Anna by się zdziwiła. Podczas czytania Voldemort nie powiedział ani słowa.

***

Harry przewrócił się na łóżku i zobaczył oczy. Poderwał się wystraszony.

Harry wstał niepewnie i ruszył do salonu.

Nie, nie przewidziało mu się. Jego największy wróg stał w drzwiach w koszulce do połowy ud i niczym więcej na sobie. Pocierał zaspane oczy, a włosy sterczały jeszcze bardziej niż zazwyczaj.

Harry usiadł w fotelu naprzeciwko kanapy. Voldemort i Nagini ulokowali się naprzeciwko. Potter ziewnął i przeciągnął się, ukazując ciałko od bioder w dół.

Złapali za kawy i wspólnie napili się.

Voldemort wziął węża i opuścił pokój, ewidentnie dobierając się do laptopa. Harry ubrał się i zjadł śniadanie. Potem zabrał sakiewkę z pieniędzmi i ruszył z przyjaciółmi do wioski. Bliźniacy i Ginny zmyli się od razu, szukając coś na Rona.

Wkrótce ścigali się zawzięcie. To Hermiona dotarła pierwsza i to tylko dlatego, że podstawiła mu nogę. Oparła się o pień drzewa.

***

Ron szedł zirytowany. Powrócił do szkoły na prośbę matki, by przemówił niewdzięcznikowi do rozumu. Teraz zaś okazało się, że znów byli oszukani. Harry chciał walczyć w Zakonie, ale dyrektor go odrzucił. Raptownie zamarł. Zobaczył Hermionę i Harry'ego jak biegli co tchu, jakby przed czymś uciekali. Zawrócił i pobiegł do zamku. Nie pozwoli, by coś im się stało. Może wówczas Harry mu wybaczy tę wpadkę? Wbiegł do Wielkiej Sali.

Ten wstał. Nakazał wezwanie Zakonu. To mogło pomóc mu odzyskać kontrolę nad buntownikiem. Jeszcze nigdy nie uciekł mu na tak długo. Jak tak dalej pójdzie, straci nad nim kontrolę. A tego nie chciał, dosyć lubił dzieciaka. Kiedy przybyła reszta, ruszyli z odsieczą. Przenieśli się świstoklikiem i zobaczyli straszny widok. Na polance stała Bellatriks z mężem a niedaleko nich, za zwalonym pniem siedział Harry z Hermioną.

Obejrzeli się. Na widok Zakonu zamrugali zaskoczeni. Za to Potter i Hermiona zeszli na dół.

Usłyszał odpowiedź i skupił się na problemie.

Harry wrócił za pień. Moody wówczas zaatakował. Od dawna na to czekał. Musieli skonfundować chłopaka i nie wyczuwał zagrożenia. Rudolfus odepchnął Bellę i przyjął zaklęcie na siebie. Upadł martwy. Kobieta zamarła. Nie zauważyła przez to drugiego zaklęcia, ale ktoś złapał ją i aportował się. Harry rozbroił aurora.

Chłopak odwrócił się i wrócił do zamku. Voldemort zaś zabrał zwłoki z polany równie szybko, jak Bellę.

Rozdział 12

Krótko, bo ten rozdział rozbiłam na dwa.

Hermiona pobiegła za Harrym. Tak samo jak Ron.

Na szczęście Minervy nie było. I bardzo dobrze. W końcu ukarze chłopaka. Za długo był bez kontroli. Ma wrócić do kursów i zrezygnować ze stypendium. Pożegnał ich i ruszył do zamku.

---

Ron dobiegł do nich. Nic mu nie powiedzieli. Harry tylko jeszcze bardziej sposępniał.

Harry nic nie powiedział, ale też nie odepchnął go, gdy ujął go za rękę.

Pociągnął go do wieży. Na stoliku leżało kilka rodzajów owoców. Harry rozjaśnił się i od razu na nie rzucił. Hermiona usiadła i oboje wzięli sobie po jabłku.

W tej samej chwili dziura pod portretem odsłoniła się i zamarli. Do środka wszedł Dumbledore i obrzucił ich zaskoczonym spojrzeniem.

Dyrektora zamurowało.

Albus usiadł. Przywołał kilka książeczek i zaczął je studiować. Ron mrugnął Potterowi, a ten zachichotał.

Dyrektor podrapał się po głowie.

Harry miał już zaprotestować, ale Ron szturchnął go i mu mrugnął. Podniósł się więc i wyszedł z nim. Zanim dotarli do gabinetu, już był ponury. Spróbował skontaktować się z Tomem. Ten jednak nie odezwał się. Pewnie miał zebranie. Zagryzł szczękę i pozwolił się wprowadzić. Usiadł oburzony naprzeciwko biurka.

Harry wyszedł zniesmaczony. Wrócił do swego pokoju i wysłał sowę przyjaciołom, że musi popracować. Usiadł do laptopa i zaczął stukać. W pewnej chwili pojawiła się skrzatka i poprosił ją, by poszła po nich. Po chwili już byli.

Roześmiali się. Ron z zainteresowaniem słuchał Hermiony, jak wyjaśniała mu zasady na przedmiotach Pottera. Harry uśmiechnął się i dalej stukał w klawisze, komplikując życie swemu bohaterowi.

Rozdział 13.

Huk sprawił, że Potter podniósł niepewnie głowę. To nie był jego pokój. Spał w dawnym dormitorium. Po chwili portret odleciał na bok i do jego obecnego lokum wpadła wysoka szatynka.

Anna usiadła i zaczęła przeglądać jego pracę. Hermiona zaś opatrzyła mu głowę. Potem poszedł z Anną do siebie.

Harry spojrzał na zegarek. Był kwadrans po ósmej.

Harry przewrócił oczami. Potem przeszedł do łazienki i wziął prysznic. Wyszedł spod niego i stanął nagi przy szafce. Zaczął się wycierać, gdy drzwi otworzyły się i wkroczyła Anna.

Spojrzała przed siebie i zamrugała. Zlustrowała uważnie go od czubka głowy do palców u stopy. Harry zaczerwienił się.

Zaczęła wycierać mu włosy. Harry usiadł na stołku i poddał się temu dotykowi. To było dosyć miłe. Nie miał kto mu tak robić w dzieciństwie, więc teraz skorzystał i nadrobił okazję. Zamrugał dopiero wówczas, jak Anna pogłaskała jego ramiona palcami.

Założył szlafrok i ruszył za nią do swej sypialni. Anna usiadła na łóżku i rozejrzała się.

Harry usiadł przy niej na łóżku. Rozchylone poły szlafroka przyciągnęły jej uwagę. Zerknęła na skórę chłopaka. Była bardzo jasna, i delikatna - jak już zdążyła zauważyć. Harry na pewno był prawiczkiem - widziała to z postawy ciała.

Po chwili wyła już totalnie. Harry zrobił bowiem tak przerażoną minę, że aż nie umiała się powstrzymać. Chłopak spojrzał na nią w panice. Jak ma ją uspokoić?! W końcu poddał się i zadziałał instynktem. Pochylił się i pocałował ją. Ta przywarła do niego lekko, odwzajemniając pieszczotę. W końcu zabrakło im powietrza. Wyprostowali się, dysząc.

Spojrzeli na siebie i roześmiali się.

Harry drgnął i spojrzał na drzwi.

Zaskoczyło to ją. Naprawdę się nie boi? Harry spojrzał na nią, zobaczył to spojrzenie i zarumienił się.

Potem wymienił uścisk dłoni z Anną.

Ten jednak spoważniał.

Roześmiała się. Więc muszą być dla siebie na razie mili. Ale robią potyczki, by nie zaniepokoić opinii publicznej. Spojrzała znów na Voldemorta i pogrążyli się w rozmowie o książce. Harry uciekł do salonu, pracować nad nią. Nie umiał tego wytrzymać.

***

Potter zamknął laptopa i postanowił zanieść im herbaty. Zalał torebki ciepłą wodą i wziął w ręce tacę. Podszedł do pokoju, otworzył drzwi biodrem i wkroczył tam. Zamrugał, stając w miejscu. Potem się zdenerwował.

Anna poprawiła bluzkę a Voldemort potulnie wyczyścił magią łóżko.

Harry ruszył do salonu i pokazał Annie pracę. Ta czytała manuskrypt, ale Harry krążył po salonie.

Razem wyszli na korytarz. Po drodze przekomarzali się między sobą. Aż wpadli na Lupina. Ten zmierzył kobietę nieufnym spojrzeniem. Harry przedstawił ich sobie.

Potter westchnął. Jeszcze dyrektora mu tu brakowało. Anna spojrzała zezem na Pottera. Nie przepadała za dyrektorem. Teraz również odwróciła się do niego i zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem.

Lupin zamaskował śmiech. Harry westchnął.

Jeśli oczekiwał, że Anna się tego wystraszy, zdrowo się pomylił.

Harry nie wytrzymał, zaczął się śmiać i uciekł do salonu gryfonów. Anna deportowała się. Wściekły dyrektor ruszył za chłopakiem.

Rozdział 14.

Harry wpadł do salonu i upadł na kolana przed Ronem.

Potem poderwał się i zaczął się krygować.

W tym momencie wkroczył do środka dyrektor i Lupin. Remus wytrzeszczył oczy i zaczął się totalnie śmiać. Harry wstał.

Harry zaraz podszedł do lustra i obejrzał się uważnie. Rzeczywiście, miał na szyi ślad. Ale od kogo? Kwietnik to raczej nie... Potem sobie przypomniał. Anna pocałowała go dla żartu w szyję, jak przeczytała książkę. Nagle poczuł szarpnięcie do tyłu i już leżał na kanapie. Dyrektor schował różdżkę i złapał go za przód koszulki.

Łup. Na szczęście Lupin zareagował i złapał za rękę dyrektora, gdy ten zamachnął się po raz drugi. Harry wyrwał się i odskoczył do dziury.

I tyle go widzieli. Lupin spojrzał na Albusa.

Rozbiegli się. Albus usiadł smętnie. Znów podbuntował chłopaka i ten kolejny raz mu uciekł…

***

Hermiona oparła się zdyszana o ścianę. Wyjęła komunikator. Po chwili usłyszała plusk wody.

Niemal widziała, jak Voldemort siada prosto w wannie.

Rozłączył się i wyszedł z wody. Wysuszył się i zwołał zebranie na dole. Powiadomił ich, że mają znaleźć chłopaka, ale nie krzywdzić go. Tylko sprowadzić bezpiecznie do kwatery głównej. Ci skinęli głowami. Po chwili odezwała się Bella i zgłosiła, że chłopak deportował się z Hogsmeade.

***

Harry biegł przez las. Nocowali tu podczas mistrzostw świata w Quidditchu. Tu mógł odpocząć. Miał tylko nadzieję, że nikt go nie znajdzie. Ale, jak to już bywa, jego nadzieję zawsze były płonne. Także teraz, ledwie poużalał się nad sobą przez kwadrans, usłyszał trzaski aportacji. Drgnął i podniósł głowę. Przed nim stało pięciu śmierciożerców.

Zanim zdołał się poruszyć, świsnęły w powietrzu sznury i Potter upadł, skrępowany.

Jeden z nich przerzucił go przez ramię. Harry zaczął się wyrywać i wrzeszczeć. Uzyskał tym widok różdżki między oczami i czerwony błysk. Obudził się w nieznanym sobie pokoju. Za oknem było już ciemno. Na sobie miał srebrną, jedwabną koszulę nocną. Potarł ramiona i poczuł ślady po związaniu.

Wstał powoli i podszedł do okna. Zobaczył zadbany ogródek ze żwirowaną ścieżką. Na końcu ścieżki była mała chatka i paliło się tam światło. Wyszedł więc na taras i zszedł na dół po kręconych schodkach. Przebiegł się do tego domku. Drzwi były otwarte, a na sofie siedział młody chłopak. Czytał książkę, ale podniósł głowę, jak padł na niego cień.

Jak gdyby nigdy nic wstał i poszedł zaparzyć herbatę. Harry usiadł niepewnie na sofie. Domek nie był za duży. Kiedy chłopak wniósł herbatę, Harry zobaczył komputer.

Harry zaczął się śmiać. Porównanie Hermiony do chłopaka było komiczne. Już widział jej minę, jak się o tym dowie. Toshiro również zachichotał.

Harry spojrzał przez drzwi. To, co zobaczył, doprowadziło go do ataku śmiechu. Do ogrodu wybiegł bowiem Voldemort, w samym ręczniku na biodrach. Ten rozglądał się, aż dosłyszał śmiech z domku. Wpadł tam jak burza. Toshiro podawał właśnie Potterowi szklankę wody. Harry napił się jej i rozwalił na sofie.

Voldemort usiadł lekko na sofie i również wziął wodę od Toshiro.

Voldemort objął zasypiającego chłopaka. Na pewno był wyczerpany. Pożegnał się z Toshiro i zabrał go do swego pokoju. Po drodze minął śmierciożerców, którzy go przynieśli. Ci usłużnie zeszli mu z drogi. I tak byli zachwyceni. Zarobili sporo pieniędzy.

***

Harry obudził się wypoczęty. Przebrał się w białe spodnie i szarą koszulkę, po czym zjadł śniadanie. Na końcu zniósł tacę do salonu.

Kobieta podniosła się i podała mu identyfikator.

Harry wytrzeszczył oczy.

Anna przekomarzała się z nimi do czasu przybycia Severusa. Harry niechętnie udał się na badania.

***

Kingsley westchnął, odkładając lunetę. Wiec jednak, auror się nie mylił. Chłopak został porwany. I teraz najprawdopodobniej jest pod zaklęciem Imperiusa. Jak można było do tego dopuścić?! Chłopak jest kluczem do pokonania wroga, a teraz siedzi mu na kolanach, jak maskotka. Dlaczego dyrektor na to zezwolił?! Gdyby nie uderzył Pottera, nic by się nie stało. Podniósł się powoli i wycofał. Deportował się do kwatery głównej Zakonu.

Dumbledore odetchnął. Najważniejsze, by nie wydało się największe kłamstwo. Koniecznie musiał odzyskać chłopaka. Na pewno nie był pod żadnym zaklęciem. To jego durna natura trzymała go w jednym miejscu. Spojrzał na kłócących się ludzi.

Uspokoili się.

Wytrzeszczyli oczy.

Poderwali się i złapali za płaszcze. Nie zamierzali zostawić go bez opieki.

Rozdział 15.

Harry wziął zamach i przywalił Voldemortowi w nos z pięści.

Voldemort usiadł na sofie, koło Severusa, który z uśmieszkiem mieszał eliksir.

Znów przygryzł wargę. Co się szykuje? I czy bezpiecznie będzie na terenie kwatery? Miał tu dwie osoby, które raczej nie będą w stanie się bronić. Severus będzie musiał udawać ich wroga. Harry nie będzie w stanie walczyć z Zakonem. Toshiro… on wcale nie zna się na walce. Wstał i podszedł do Pottera.

Voldemort odszedł od niego. Bella zrozumiała spojrzenie, jakie jej posłał i stanęła na straży. Severus spiął się. Chyba nie spodziewają się ataku na tę kwaterę? Jest tak dobrze strzeżona…

---

Toshiro spojrzał przez okno na bezchmurne niebo.

Chłopak spojrzał na niego w szoku. Tylko raz widział go, jak palił. Ale wiedział, że to oznaka największego niepokoju. Skinął głową.

Toshiro odszedł od drzwi i podszedł do skrzynki w rogu pokoju. Otworzył ją i zaczął składać broń w całość. Dawno już odzyskał skradziony kostium i broń. Nie, nie znał się na magii, ale potrafił dopiec wrogowi. Obroni Pottera. Zaczął się przebierać. Potem przypasał broń i wymknął się na dach. Przyczaił się przy kominie i obserwował otoczenie. Wkrótce dostrzegł grupę aportującą się na polanie. Zacisnął wargi. Za chwilę zacznie się przednia zabawa.

***

Kingsley wskazał palcem.

Skinęli głowami i rozdzielili się. Toshiro zachichotał. Nie zwracał już uwagi na główną grupę. On zajmie się tamtą trójką. Pewnie idą po Pottera. Poczekał, aż zniknęli w lesie. Zerknął na drugą grupę. Jakiś starzec właśnie pogłośnił głos i wyzwał Voldemorta do walki.

***

Harry zamarł. To był głos dyrektora.

Chłopak przywołał skrzatkę i oddał jej laptop. Potem podszedł do Voldemorta.

Snape skinął głową. Voldemort wraz z resztą śmierciożerców zszedł na dół. Stanął naprzeciwko Albusa.

Tamta trójka właśnie przekradła się za budynek.

Voldemort skrzywił się i odwrócił do ganka.

Za nim pokazał się Severus. Masował sobie ramię, pewnie oberwał od chłopaka.

Udawał, że nie widzi tamtej dwójki.

Za Potterem huknęło coś, trafiając w róg budynku. Harry pisnął, a Voldemort odruchowo osłonił go sobą.

Harry drżał wyraźnie. Po chwili rozległ się drugi huk i cały róg domu rozsypał się. Przed nimi wylądował Hagrid, osłaniający Lupina. Harry podbiegł do nich.

Remus wstał i zasłonił go sobą. Po chwili za rogu wyszedł…

Harry zamrugał. Wyglądało na to, że dopiero teraz zauważył resztę Zakonu.

Rzucił się naprzód, ale Hagrid rzucił się za nim.

Toshiro w biegu wydobył wachlarz i rozwinął go. Pięć symboli na nim zalśniło na czerwono. Chłopak obrócił się i zamachnął nim. Powstała tak silna fala powietrza, że podniosła Hagrida w górę, przebiła przez taras, ścianę do wnętrza budynku i przez dach. Pół olbrzym zatrzymał się dopiero na kominie. Harry spojrzał w szoku.

Harry ostro sprzeciwiał się Severusowi i Belli, którzy siłą zawlekli go do domu. To obudziło ducha walki w Zakonie. Wszyscy ruszyli do walki.

***

Harry kulił się na stryszku. Co chwilę domem wstrząsały zaklęcia. Severus czuwał przy oknie i zdawał relację.

Harry jednak wiedział, co się dzieje. Voldemort przegrywał walkę z Albusem. Tylko on mógłby go uratować swoją mocą. Ale tak bardzo się bał... Co się z nim stanie, jak to się wyda? Bella krzyknęła i wyjęła różdżkę, gdy Voldemort upadł. Z ust członków Zakonu wyrwał się okrzyk zwycięstwa. Nie mógł tego znieść… Poderwał się i rzucił do okna. W biegu ujawnił się, ku szokowi Belli i Severusa…

---

Albus z triumfem w oczach zamachnął się różdżką. Voldemort rozbrojony, unieruchomiony… Idealna okazja do zabicia dupka. Już wypowiadał zaklęcie uśmiercające, gdy ktoś pojawił się przed Voldemortem. Wokół postaci zawirowały ciemne skrzydła i rozłożyły się, odbijając na boki zaklęcie. Zamarli. Voldemort w szoku wpatrywał się w anioła, który go bronił.

Chłopak podniósł głowę. Zdjął okulary i odrzucił na bok. Nie potrzebował już ich. Widział doskonale. Zakon zamarł w szoku. Wielu szeptało między sobą na jego widok.

Harry wzniósł się z rękami w górze. Potem wypuścił z nich strumień magii. Zakon w ostatniej chwili się deportował. Ziemia tam, gdzie stali, popękała na dwa metry w głąb ziemi. W niektórych szczelinach pojawiła się woda spod powierzchni. Inne parowały - musiały tam być rury z ciepłą wodą lub podziemne gejzery. Ale nawet to nie było szokiem. Szokowała postać młodego anioła, który unosił się w powietrzu. Jego długie włosy osłaniały nagą sylwetkę. Spoglądał w niebo, a po policzkach spływały łzy. Już nie miał odwrotu. Wydało się, czym naprawdę jest. Nawet nie zerkał na dół. I tak wiedział, że są w szoku.

Rozdział 16.

Hermiona syknęła.

Nie dokończył, gdyż drzwi się otworzyły. Jednak między członkami zakonu nie było Harry'ego. Ale też nie widzieli Tonks.

Poczekali, aż większość usiadła. Większość, bo Remus i Minerva wyglądali, jakby mieli kogoś zaraz zabić. Kobieta trzasnęła pięścią w stół.

Hermiona zagryzła wargę. Więc Tonks nie żyje? Gdzie jest Harry?! Spojrzała, jak każdy w pomieszczeniu, na Albusa.

W tej chwili Hermiona przestała ich słuchać. Harry, on… To był szok. Poczekali, aż Zakon na dobre zaczął kłótnię i wymknęli się. Na korytarzu zdjęli pelerynę, przenieśli się do szkoły i usiedli na kanapie.

Hermiona spojrzała na niego ciepło. Naprawdę zależało mu na Harrym, skoro zamierzał pomóc jej go ratować. Bo ona bez wahania już planowała, jak popsuć szyki Zakonu. Wstali i ruszyli do biblioteki.

***

Toshiro podszedł bliżej, jak tylko posłał wiadomość Annie. Ta zjawiła się po chwili.

Zobaczyła, że każdy patrzy w górę i też spojrzała. Oczy jej się rozszerzyły na widok ciemnych skrzydeł.

Kobieta zniknęła. Wciąż nie mogła uwierzyć, że miała za podopiecznego taką istotkę. Tymczasem Voldemort wzleciał w górę i zatrzymał się przed chłopakiem.

Harry spojrzał na niego niepewnie. Nie, nie miał zamiaru go zabijać. Bynajmniej na razie. Uniósł dłonie i opuścił się na dach. Ledwo jego bose stópki dotknęły dachówek, wszystkie zniszczenia się naprawiły.

Anioł spojrzał na Voldemorta, po czym schował się do środka przez okienko w dachu.

---

Wieczorem wrócili do domu. Byli wyczerpani. Naprawienie barier i wzmocnienie ich zajęło im dużo czasu. Toshiro podał im herbatę. Voldemort spojrzał pytająco.

Voldemort podszedł do schodów. Wspiął się na nie i otworzył drzwi na strych.

Poczekał, ale nikt nie odpowiedział. Przymknął drzwi, ale zanim to zrobił, zapalił mu światło. Potem wrócił do salonu i złapał za widelec. Już miał zjeść pierwszy kęs sałatki, gdy drzwi otworzyły się i wpadła tam wysoka dziewczyna. Włosy sterczały jej na wszystkie strony od ciągłego szarpania. Rzuciła na stół kilka tomów. Mebel zapiszczał przeraźliwym protestem. Obca rozejrzała się i podeszła do strychu. Otworzyła drzwi.

Trzasnęła drzwiami. Tym razem nie musieli długo czekać. Nad głowami usłyszeli tupot i po chwili to samo dobiegło ich ze schodów. Harry wypadł z pomieszczenia i spojrzał na salon.

Harry spojrzał na siebie, po czym skręcił do sypialni. Troszkę namęczył się z wejściem przez wąskie drzwi, ale w końcu udało mu się to. Po kolejnej męce, tym razem związanej z wychodzeniem z pomieszczenia, w końcu dotarł na dół. Na sobie miał koszulkę z dziurami na plecach. Na nogach rybaczki. Hermiona uważnie obejrzała skrzydła.

Hermiona spojrzała na niego. Nie wyglądał na czarodzieja, ale też nie był zwykłym mugolem.

Voldemort spojrzał na swego podopiecznego.

Harry skinął głową twierdząco. Voldemort znał treść opowieści. A potem odrzucił wahanie.

Ci kiwnęli głowami bez wahania.

Przenieśli się we czwórkę do pokoju chłopaka. Ten ich wypuścił i sam zasiadł do pisania. Sprawdził jeszcze umysłem, co robi jego opiekun.

Harry nie mógł powstrzymać chichotu na te słowa i poczuł, jak Voldemort uśmiechnął się, gdy wyczuł jego zadowolenie.

Otworzył plik powieści i zabrał się do pracy.

Teraz tak. Wiele osób pyta, dlaczego Tom jest spokojny. Proste. Chodzi o więź z aniołem. Jest mu to na rękę, bo może go pilnować i nie obawiać się o to, że chłopak umrze w wypadku a to pociągnęłoby też jego śmierć.

Rozdział 17.

Harry popijał sok pomarańczowy i spoglądał w tekst. To był już siedemnasty rozdział z zaplanowanych czterdziestu pięciu. I właśnie go skończył. Zapisał pracę, zamknął plik i westchnął. Nudził się niemiłosiernie. Bella spojrzała na niego niepewnie.

Przez te dwa dni bardzo zżył się z Bellą. Razem grali w Piotrusia, szachy i eksplodującego durnia. Bella okazała się też kiepską kucharką a Harry dobrym wizażystą. Zmienił jej włosy na zielono i nawet Severus niewiele pomógł, by to cofnąć. Bella dostawała szału niemal co kwadrans, on ją równie często olewał. Słowem, zachowywali się jak rodzeństwo.

Bella wzruszyła tylko ramionami, ale jej fanatyczna mina mówiła sama za siebie. Cieszyła ją możliwość zobaczenia swojego mistrza. Przenieśli się kominkiem do domu. Harry wyskoczył z niego w biegu, złączył palce na kształt pistoletu i wycelował w Voldemorta.

Nieważne, że akurat trwało zebranie, Bella ze śmiechu zsikała się za nim - dosłownie - a Toshiro opluł wodą plany. Voldemort spoglądał na Pottera całkowicie oszołomiony. Widać było, że po raz pierwszy spotkał się z tak dziwną sytuacją. Harry zamrugał.

Voldemort klepnął tyłkiem na podłogę. W tej samej chwili wpadła przez kominek Hermiona.

Voldemort totalnie zbaraniał. On chyba nie oczekiwał, że zrobiłby coś tak głupiego?!

Opasłe tomisko zatoczyło szeroki łuk i wylądował na głowie Severusa, powalając go na ziemię. Profesor zaczął kląć, ale nie wstawał. Przeczołgał się tylko pod stół, robiąc sobie z niego tarczę ochronną. Harry rozejrzał się, złapał za wazon i zamachnął się.

Wazonik zatoczył luk i wpadł za sofę. Po sekundzie było słychać, jak się rozwala.

Włosy miała mokre od wody a kawałki skorupki wplecione w kosmyki. Najwyraźniej trafił ją za pierwszym podejściem. Voldemort spojrzał na tomisko, leżące dobre trzy metry od Pottera. Po chwili poczuł, jak Toshiro ciągnie go za kołnierz pod stół. Rozejrzał się - wszyscy śmierciożercy już się tam schowali a Granger rzucała w Pottera wszystkim, co miała pod ręką. Kolejno przeleciały książki, poduszki, jakiś serwis do kawy - tu słyszał jęki Narcyzy, że to po babce - kilka obrazków a nawet - tu już się śmiał - poleciał kawałek kominka. Z kolei Potter nie był gorszy i odrzucał w nią doniczkami z kwiatami, poduszką, pufą, podnóżkiem, poleciała nawet Nagini, smacznie śpiąca w koszyku. Wąż zwiał w powietrzu i umknął do Severusa. Po chwili oboje zwiali do nich, bo Hermiona podniosła z łatwością stół i zaczęła ganiać Harry'ego po salonie, aż wybiegli na dwór.

***

Voldemort i Anna wyplątywali chaszcze z Hermiony i Harry'ego. Najwyraźniej walka przeszła z ogrodu - który wyglądał jak po przejściu trąby powietrznej - do pobliskiego lasku. Lucjusz zaręczał im, że strumień zmienił bieg i płynie w drugą stronę a drzewa są poniszczone na zapałki. Narcyza płakała nad swoimi kwiatami, Draco śmiał się jak idiota. Reszta przezornie nie wychodziła spod stolików.

Kobieta rozejrzała się po zdemolowanych terenach. Jeśli to jest zabawa, to nie chciałaby widzieć, jak wygląda ich kłótnia. Voldemort westchnął i nic nie powiedział.

Harry usiadł prosto. Po chwili powrócił do postaci anioła. Zamachał skrzydłami, przez co Voldemort dostał po nosie piórami.

Harry złapał za pergamin i zerknął na włosy Belli.

Voldemort zauważył wyzwanie w oczach Toshiro i też dał pergamin. Bella - chcąc nie chcąc - poszła śladem swojego mistrza. Powrócili do zebrania, Hermiona do szkoły a Harry zawzięcie gryzmolił.

***

Hermiona jako ostatnia skończyła swój symbol.

Zajęli odpowiednie miejsca, po czym Toshiro zaczął czytać rytuał. Była to nudna czynność. Samo zaklęcie miało ponad sześćdziesiąt stron. Do tego trzeba było kłaść w odpowiedniej chwili zioła, dodatki czy kropić ich eliksirami. Anna wszystko gruntownie spisywała dla Pottera. Była pewna, że umieści to w swojej książce. W pewnej chwili pomieszczenie zalało światło i usłyszała wrzaski. Potem była już tylko cisza...

Rozdział 18.

Harry otworzył oczy. Leżał w swoim pokoju. Niedaleko niego spała oparta na stole Anna. Podniósł się do siadu i przeciągnął. Zerknął w lustro i wrzasnął. Wypadł z łóżka i zaczął wdzięczyć się do swojego odbicia. Po chwili Anna podniosła głowę i spojrzała na podopiecznego.

Harry odwrócił się i Annę zamurowało. Harry miał teraz smoliście czarne włosy, znacznie dłuższe niż zazwyczaj. Do tego były malowniczo postrzępione. Blizny nie było, tak samo jak okularów. Jego oczy teraz były większe i ładniejszego kształtu. Odcień zieleni był intensywniejszy. Stał tam zupełnie nago, z szarosrebrnymi skrzydłami.

Anna przeniosła się kominkiem a Harry przeszedł do łazienki. Zazwyczaj olewał kąpiele w wannie, ale dzisiaj sobie na nią pozwolił. Pławiąc się w pianie chichotał. Co prawda musiał się przenieść na cały miesiąc do Voldemorta. Pakowanie się pozostawił Melli. Po kąpieli ubrał fioletową koszulkę, opinającą mu tors. Na nogi wdział rybaczki i sandałki. Potem zabrał torbę a Mella przeniosła mu laptopa. Tak bardzo chciał zobaczyć, jak wygląda reszta...

***

Voldemort odkręcił wodę i stanął pod prysznicem. Cholerny Potter. Nie mógł zrobić mu innego ciała?! Odgarnął włosy z oczu i westchnął. Teraz nie zmieni wyglądu. Był wysokim szatynem, o granatowych oczach i ciału sportowca. Musnął mięśnie z lekką odrazą. Ale z drugiej strony… Miało to i plus. Mógł zabijać bez wahania. Nikt go nie pozna, w każdym razie nie od razu. Złapał za żel i umył się. Umył także głowę. Musiał kupić szampon.

Spłukał włosy i wyszedł spod prysznica. Założył szlafrok i wrócił do pokoju. Usiadł w fotelu.

Po chwili ziewnął i zasnął. Voldemort obserwował go w milczeniu. Wciąż było to szokiem. Miał anioła stróża. Chciał go nawet zabić. Teraz będą razem mieszkali przez miesiąc. Uśmiechnął się przebiegle. Miał dodatkowe zabezpieczenie od śmierci. Podniósł się, przebrał w szatę i położył koło Pottera. Chciał się tylko zdrzemnąć. Obudził go ryk wściekłości. Podniósł niepewnie głowę i wsadził nos w skrzydło. Odsunął je ręką i zdębiał. Potter spał na nim, posapując mu w szyję.

Po chwili usiadł na nim okrakiem i ziewnął.

Harry dopiero teraz zobaczył, w jakiej pozycji siedzi. Zachichotał, celowo pokręcił się z pięć minut na biodrach Voldemorta, po czym zwiał, jak tylko wyczuł nacisk erekcji. Voldemort rzucił za nim Avadę, ale bardziej na postrach. Potem odłożył różdżkę i wsunął dłoń pod szatę. Klnąc chłopaka najgorszymi słowami, szybko poruszał dłonią.

Wycierał sobie właśnie włosy po szybkim prysznicu.

Harry odrzucił ręcznik na podłogę i podszedł zmysłowym ruchem do łóżka. Usiadł przy Voldemorcie i wyjął mu członka na wierzch. Ten wytrzeszczył oczy. Potem rozchylił usta, jak poczuł ruchy dłoni nastolatka na erekcji. Zarumienił się a Potter zaśmiał. Voldemort zacisnął usta i uciekł spojrzeniem. Czuł, jak się podnieca. I bardzo mu się to spodobało. Wkrótce ruchy bardzo przyspieszyły. I mężczyzna doszedł, ochlapując ich obu nasieniem. Dyszał, odchylając głowę do tyłu i obserwując sufit.

Spojrzał przed siebie. Niemal czuł, że chłopak pewnie oblizuje palce. Ale nie - on sobie stał przy stoliku i zajadał ciastko.

Tam oparł się o ścianę. Jak mógł sądzić, że chłopakowi to się podoba?! Po prostu był jego aniołem i chciał mu tylko pomóc. Westchnął, opłukał twarz i spojrzał w lustro. Przywołał na twarz lekki uśmiech.

Ale żal i tak pozostał. Wyszedł stamtąd i razem z chłopakiem zszedł do salonu. Przy schodach stał młody mężczyzna i obserwował ich. Długie, granatowe włosy opadały mu zadbanymi falami na ramiona. Większość kobiet śliniła się na jego widok.

Voldemort naraz zamarł.

Severus wskazał kciukiem za siebie i Pupuś zerknął na trzy kobiety, dokładnie się im przyglądając. Annę poznał od razu. Obok niego siedziała nastolatka. Ubranko miała niczym typowy, mugolski mundurek. Ale temu delikatnemu wizerunkowi przeczyła katana, którą się bawiła. Natomiast Bella miała ładne włosy. Ciemne, nie ułożone w różną stronę, gładkie. Ogólnie wyglądała seksownie. A strój? Tu był rozbawiony. Tylko Harry mógł dać jej tak krótką bluzkę, że widać połowę cycków i do tego skórzaną kurtkę. Zachichotał i usiadł między nimi.

Voldemort spojrzał na chłopaka i prychnął.

Ledwo wskazał na niego palcem, usłyszeli huk. Zdezorientowani rozejrzeli się - salon był pusty. Hermiona ryknęła śmiechem i zajrzała pod stół. Wszyscy się tam schowali.

Voldemort i Harry spojrzeli na siebie i ryknęli śmiechem.

Rozdział 19.

Zebranie Zakonu wcale nie przypadło do gustu Lupinowi. Zero prób wyjaśnienia sytuacji, zero pomysłów, jak ratować Harry'ego. Po prostu plany, jak zabić Voldemorta i chłopca. Minerva przez to odeszła z Zakonu, tak samo jak Fred, George, Ginny, Hermiona i Ron. W sumie, młodzi nie byli w Zakonie, ale chcieli należeć. Teraz zrezygnowali. Albus nie przejął się tym wcale. Tak samo jak rodzice rudzielców. Ale on tak. Tonks zmarła, ale to go nie martwiło. Bardziej cierpiał na myśl, że los skrzywdził jego przyjaciela. Okazało się, że ma ochraniać wroga. Syn najlepszego przyjaciela... Nie, nie umiał go skreślić. Zawziął się i poczekał na koniec spotkania. Albus od razu domyślił się, że ma do niego sprawę i poprosił go na słowo do gabinetu. Rozsiedli się tam nad filiżankami kawy i ciasteczkami.

Jak wyjaśnić mu, że nie chce śmierci urwisa?

Remus usiadł na łóżku. Może to zabrzmiało przekonywująco, ale on nie wierzył.

Poza terenem zamku deportował się do agencji wydawniczej. Poprosił o spotkanie z Anną. Ta przyjęła go niechętnie.

Od razu go poznała. To on rozmawiał z Harrym, jak przybył dyrektor.

Zamrugała. Od kiedy to ich interesuje?!

Złapała go za kołnierz i przeniosła się z nim do domu Voldemorta.

Harry obejrzał się za siebie i zobaczył niepewnego Remusa. Zamarł, po czym jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Poderwał się z krzesła, przeskoczył nad sofą i wpadł w ramiona Remusa. Ten objął aniołka. Z zaskoczeniem zauważył, że skrzydła, dawnej czarne, teraz są szare. Powoli przesunął dłonią po piórkach a Harry zajęczał i zaczął łasić się do niego.

Harry spoważniał i poprowadził go do sofy. Usadził koło Severusa i sam usiadł na kolanach Voldemorta, który spokojnie pił kawę. Remus zastanowił się chwilkę, jak zareaguje Voldemort, na widok jego anioła na kolanach obcego mężczyzny. Potem jednak przestało go to obchodzić.

Potem podsunął książkę Remusowi i ten przeczytał o rytuale. Teraz zrozumiał, że ten mężczyzna, na którego kolanach siedzi Harry, to odmieniony Voldemort. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył jeszcze dwie dorosłe osoby i nastolatkę.

Harry zaśmiał się i poczęstował go ciastkami. Lupin wziął sobie jedno.

Harry pociągnął go na dwór.

***

Snape ryknął śmiechem. Reszta nic nie powiedziała. Po chwili wpadł do środka Harry i Remus. Na widok Voldemorta, jak rozcierał sobie głowę i resztek jabłka na jego włosach, od razu spotulnieli.

Voldemort podszedł do łazienki i zamknął się na klucz. Harry pociągnął Remusa do obiadu. Poczekali na Voldemorta. Ten wrócił z mokrymi włosami. Potter zaraz zaplótł mu je w dwa warkoczyki a Snape ponownie dusił się ze śmiechu.

Snape spojrzał na Remusa, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.

W ten sposób poprawili humor Voldemortowi. Spokojnie zjadł i zasiadł do laptopa Harry'ego, czytając powieść. Kiedy wrócił chłopak, posadził go sobie na kolanach. Harry zaczął pisać.

Voldemort zaś najzwyczajniej w świecie uciął sobie drzemkę. Remus porozmawiał jeszcze z Bellą i Severusem na temat kontaktowania się z nimi i wrócił do domu. Tam szybko przebrał się i położył spać. Przed snem powyjmował kawałki jabłka z włosów, uśmiechnął się i zamknął oczy.

Rozdział 20.

Harry był zmęczony. Ale nie na tyle, by się nie powygłupiać w łazience. Obecnie siedział w wannie i wył. Voldemort, który brał prysznic, aż wyjrzał zobaczyć, co się dzieje. Na widok aniołka, rozłożonego w wannie i myjącego skrzydełka, zamrugał. Niby nic dziwnego, poza tym, że Harry coś śpiewał. A to już było coś, czego nie spodziewałby się nigdy.

Powrócił do tej czynności, zapamiętale szorując wybrany fragment. Voldemort popukał się w czoło i wrócił pod prysznic. Kiedy skończył, Harry zaczął jakąś arię operową. W efekcie pękła kabina prysznicowa. A to ściągnęło już Toshiro i Hermionę.

Na widok jego miny uciekli. Voldemort założył szlafrok, zawiązał go w pasie i podszedł do wanny. Zanurzył myjkę w wodzie i złapał za żel. Wycisnął troszkę na skrzydło i zaczął myc je myjką. Harry zamrugał i spojrzał na niego. Na jego policzkach pokazały się rumieńce. Voldemort zwęził oczy. Nie przypuszczał, że te piórka są aż tak miękkie. Wkrótce oczyścił skrzydło. Harry wyszedł z wody i opłukał się. Owinął go ręcznikiem.

Wyszedł do pokoju i chciał się położyć. Takie dotykanie Pottera było milutkie. Nie wiedział, że ma tak unerwione pióra. On niemal nie drżał przy ich dotykaniu. A potem się prężył. Niezłego ma aniołka… Łubudu! Klnąc na czym świat stoi podźwignął ciało. Obejrzał się za siebie. Nagini kpiła sobie z niego, leżąc wygodnie w swoim koszyku. Harry wyszedł za nim. Zamrugał gwałtownie.

Podrzucił go kilka razy. Miał wielką ochotę trzasnąć nim Pottera, ale szkoda mu było myć ponownie skrzydła. Odrzucił go za łóżko, sam zaś pacnął na nie… wprost w majtki anioła. Ryknął wściekle, siadając.

I tu miał rację. Na fotelach leżały ubrania, po podłodze walały się książki i buty. Łóżko było zasypane ciuszkami i bielizną.

Podniósł się, przeszedł przez pokój do szafy, potykając się o książki, pióra i kałamarze. Otworzył całkowicie pustą szafę.

Voldemort ryknął i wyszedł na dwór w szlafroku. Harry szybko poskładał ciuchy, robiąc w nich jeszcze większy bałagan niż był. Potem zbiegł do nich, pod domek Toshiro.

Rozległ się odgłos deportacji i pokazała się Anna z Lupinem.

Draco rad nie rad zaprowadził go do kuchni. Wrócił po kwadransie z urządzeniem.

Łubudu! Szklanki powywracały się, Hermiona upadła na Toshiro, Voldemort zamarł. Akurat siedział tyłem do domu.

Zaczęli się śmiać. Harry podszedł do nich z michą ciasteczek. Włosy sterczały mu każde w inną stronę, miał na nosie mąkę a na skórze surowe ciasto.

Voldemort zadrżał, ale wziął ciastko. Na szczęście okazało się smaczne. Złapał całą garść i usiadł przy Annie. Harry dał reszcie ciastka i pobiegł posprzątać.

***

Na szczęście tym razem nie potknął się o nic. Pokój był wysprzątany. Położył się na łóżku. Sekundę potem wybuchły okna. Poderwał się w sam raz, by zobaczyć jak ziemia opada w dół. Zbiegł na ganek. Czekała tam już reszta. Po chwili domek Toshiro opadł na murawę i on sam umknął stamtąd. Trawy nigdzie nie było. A pośród tego zamieszania biegał Potter, waląc łopatą w ziemię. Toshiro dobiegł do nich.

Voldemort zerknął na swoje róże. Nic z nich nie zostało. Potem magią przywołał chłopaka do siebie.

Harry pocałował go w czoło i pobiegł się umyć.

Potem machnął ręką i ruszył na górę, pomóc doszorować skrzydła. Harry z ulgą przyjął pomoc. Kilkakrotnie zmieniali wodę. W końcu jednak doczyścił anioła. Sam opłukał ręce i położył się do łóżka. Harry założył jedwabną koszulę nocną.

Harry użył mocy i po chwili ogród był naprawiony. Do tego rozbudował go na swój gust i był piękniejszy. Usiadł na obrośniętej roślinami huśtawce i odbił się. Na szczęście nie piszczała. Huśtał się troszkę. Dopiero jak pojawiły się komary, zatrzymał się. Wstał i już miał ruszyć do domu, gdy ktoś go złapał. Potem poczuł tylko zaklęcie i ogarnęła go ciemność.

Rozdział 21.

Zgromadzone osoby spoglądały niepewnie na mężczyznę w fioletowej szacie. Ten zaś oczekiwał na opinię przywódcy.

Zgromadzeni poruszyli się. Aż takie niedopatrzenie…

Zebrani rozeszli się a przywódca spojrzał na zdjęcie młodego nastolatka. Chłopiec był śliczny. Niesforne, ciemne włosy, zielone oczy. Jeszcze żaden z aniołów nie wzbudzał w nim aż takiej uwagi. Wsunął dłoń pod szatę, wyczuwając twardą erekcję. Jeśli chłopak się nie podda… Będzie miał miłą zabawkę, zanim ją zabiję.

***

Harry zamrugał. To nie był ani jego pokój, ani sypialnia Voldemorta. Uniósł lekko głowę i zabrzęczały dzwoneczki. Rozejrzał się i zauważył, że jest przywiązany wstęgami do kolumienek łóżka. Na wstęgach były właśnie dzwoneczki. Niepewnie poruszył się. Co to za miejsce? Kto go porwał?! Zamknął oczy.

Cisza. Voldemort milczał. Czuł, jak ten śpi i przez to go nie słyszy.

Tym razem poza Voldemortem poczuł jakiś umysł. Po chwili Voldemort poderwał się.

Poczuł ból. Sekundę potem stracił kontakt z kimkolwiek. Zanim zdołał zaprotestować, drzwi zaskrzypiały. Spojrzał z niepokojem, jak postać w fioletowej pelerynie wsunęła się do środka. Spojrzała na leżącego anioła. Harry odwzajemnił spojrzenie. Nie musiał zgadywać, kto to.

Obserwował, jak dyrektor siada na łóżku. Miał złe przeczucia co do tego spotkania. Dyrektor sięgnął do kieszeni i wyjął akta. Podał mu je. Harry wziął je niepewnie, odnotowując brak wstęg na kolumnach. Przejrzał dokumenty pobieżnie i zamarł przerażony.

Jako anioł wyczuwał, że większość jego pobratymców ginęła w strasznych mękach a wraz z nimi ich podopieczni. Na jednej fotografii poznał Toshiro. Więc i on ze swoją anielicą byli ofiarami. Przeniósł spojrzenie na Albusa.

Harry cofnął się, ale wstęgi znów go oplotły. Jak może chcieć go zabić?! On jest aniołem, jak umrze jako anioł, to będzie to śmierć również jako Harry Potter. Z rozmyślań wyrwał go pocałunek. Szarpnął się, ale nie miał już szans. Drżał, widząc, jak dyrektor zbliża się do niego.

***

Śmierciożercy poderwali się momentalnie. W końcu Voldemort rzadko do salonu wpadał, ubierając się pospiesznie. Zanim ten zdołał cokolwiek powiedzieć, do budynku wpadł Lupin.

Tymczasem pozostali rozbiegli się po różdżki. Voldemort spojrzał na idealnie naprawiony - i przerobiony! - ogród. Gdyby tylko poszedł z nim… Jakim prawem zakładał, że chłopak jest tu bezpieczny?! Już raz włamali się do tej rezydencji. Obrócił się i zobaczył gazetę. Harry poprawiał kontury jakieś plaży. Pamiętał to doskonale. Postanowił zabrać go nad morze, jak tylko wrócą. W końcu chłopak miał spędzić z nim trzy tygodnie wakacji i tydzień roku szkolnego. Obejrzał się i akurat ostatnia osoba wkroczyła do salonu. Była to Hermiona, z zaciętym wyrazem twarzy. Skinął jej głową i ruszyli do wyjścia. Toshiro i Hermiona uczepili się jego. Reszta umiała sama się deportować. Severus rozstawiał już sprzęt w laboratorium. Jako jedyny nie leciał - jego zadaniem było przygotować leki z księgi. Voldemort skupił się i deportował wprost do saloniku Potterów. Na zewnątrz skrzypnęła furtka i Hermiona wyjrzała.

Rozeszli się w poszukiwaniu chłopaka. Voldemort ruszył na piętro. Wierzył, że tam będzie chłopak. Ale nie znalazł go w zrujnowanym pokoju. Za to usłyszał krzyk Belli i rzucił się do drzwi. Przebiegł korytarz i wbiegł do pokoju gościnnego. To, co zobaczył, zdołowało go. Na łóżku leżał Potter. Ubranie miał zdjęte a na udach krew. Najbardziej przerażał jednak widok skrzydeł. Czarnych, niemal zaczynających się topić. Podszedł do niego jak automat. Delikatnie uniósł aniołka w górę i przycisnął usta do jego czoła. Harry drgnął i spojrzał na niego nieprzytomnym spojrzeniem.

Położył chłopaka i wyczarował koc. Owinął go nim, ukrywając nagość. Znikąd pojawili się Śmierciożercy i owinęli również skrzydła.

Harry skupił spojrzenie na Voldemorcie. Uśmiechnął się słabo, po czym omdlał. Oni zaś znieśli go na dół i deportowali się z nim. W samą porę, bo minutę później wrócił Dumbledore. Od razu poznał obcą magię. Odłożył kosz z zakupami i pobiegł do pokoju. Anioła nie było. Nad łóżkiem wisiał tylko napis.

Policzymy się za to, Dumbledore. Skrzywdziłeś mojego anioła stróża.

Zero podpisu, ale to nie miało już znaczenia. Wiedział, że spóźnił się z blokadą i Voldemort wiedział. Ale skąd odkrył to miejsce?! Zaklął gniewnie. Severusa nie było, więc kto?! Kto ich wydał… Zamrugał. W kwaterze byli bliźniacy i pewnie podsłuchali jego wypowiedź. Od tej pory nikomu nie powie o planach…

Rozdział 22.

Severus zacisnął usta. Całe szczęście, że miał już gotowy eliksir normujący krążenie. Od razu podał go chłopcu i skrzydła przestały sprawiać wrażenie topiących się. Voldemort delikatnie przeniósł Pottera do ich sypialni. Ułożył chłopca na łóżku. Hermiona zaraz rzuciła się do swojej torebeczki.

Voldemort przewrócił oczami. Jasne, zmieściła sporą księgę w małą torebeczkę. Po chwili zirytowana dziewczyna obróciła ją i wtedy wysypała się na podłogę stera książek.

Voldemort usiadł przy Harrym. Chłopak był przytomny i mężczyzna podał mu picie.

Ruszył do drzwi. W nich obejrzał się. Harry akurat ziewnął. Potem posłał mu miły uśmiech i przymknął oczy, szykując się do drzemki. Voldemort uśmiechnął się lekko. Potem zamknął drzwi i zszedł do salonu. Każdy szukał leku.

***

Odkręcił zimną wodę i wsadził głowę pod strumień. Nic… siedemdziesiąt dwie księgi i nic. Żadnego leku czy nawet maści. Zacisnął usta i zakręcił wodę. Podszedł do wieszaka i zdjął ręcznik. Wytarł się nim i odetchnął. Zarzucił na siebie szorty i koszulkę, po czym złapał za różdżkę i ruszył do sypialni. Harry obejrzał się n niego. Jego skrzydła już były odrobinę jaśniejsze. Chłopak spróbował się podnieść, ale Voldemort podbiegł i sam położył się koło niego.

Voldemort zarumienił się. Oczywiście Potter podniósł głowę i musiał to zobaczyć. Zachichotał.

Wówczas Voldemort zrobił coś bardzo głupiego. Bynajmniej tak uważał. Przechylił się i przywarł delikatnie do ust anioła. Polizał jego wargi a ten jęknął i uchylił je. Harry wysunął język i polizał mu czubek nosa. Potem spletli języki w uroczym pocałunku. Po chwili chłopakowi zabrakło powietrza. Odsunął się i westchnął.

Harry przymknął oczy, kładąc się na poduszce. Jego skrzydła znów odrobinę zbielały. Voldemort poczekał, aż chłopak zaczął oddychać miarowo, po czym oswobodził się z jego ramion. Stanął nad nim i zamyślił się. Od czego by zacząć? Najpierw zbadał go magicznie, czy nie ma nic złamane lub obite. Na szczęście nic nie wykryło. Potem delikatnie obrócił nastolatka i podciągnął mu koszulkę. Zbadał okolice tyłka i westchnął. Zszedł z łóżka i podszedł do szafki. Otworzył ją i zaczął szukać odpowiednich specyfików. Wkrótce znalazł maść przeciwbólową i gojącą rany. Powrócił na łóżko i odkorkował oba specyfiki. Najpierw nałożył ciepłą maść przeciwbólową na okolice odbytu aniołka. Harry przez to pisnął i usiadł.

Voldemort pokazał mu leki.

Harry skinął głową i znów położył się na brzuchu. Bał się wystarczająco silnie, ale z drugiej strony, Voldemort uratował go. Po chwili spiął się, czując delikatny dotyk. Ale ból ustępował a obserwując poczynania przez ramię wiedział o wszystkim. Voldemort skończył nakładać maść, zakręcił słoiczek i odstawił go na półkę. Potem złapał za różdżkę i rzucił kilka zaklęć leczniczych. Rany zasklepiły się. Potter przeciągnął się i skrzywił.

Voldemort zachichotał i delikatnie nabrał na palec sporą dawkę. Najpierw delikatnie nasmarował wejście i odrobinę wsunął palec. Harry syknął i uniósł się do czworaków.

Wyjął palca i ponownie nabrał maści. Miał nadzieję, że starczy mu jej. Nakładał grubą warstwę, chcąc uniknąć bólu. Tym razem palec wsunął mu się cały i delikatnie rozsmarowywał. W pewnej chwili Harry niemal nie zawył.

Voldemort znów musnął mu wnętrze i Harry ponownie się szarpnął. Wówczas zrozumiał, w co trafił. Zachichotał, gładząc gruczoł.

Potter dyszał i nic nie mógł poradzić, że sam porusza biodrami a jego członek napuchł z podniecenia.

Wyjął z niego palca i zakręcił słoiczek. Potem przeniósł aniołka na sofę i sam zmienił pościel. Ułożył chłopaka ponownie na łóżku i zaniósł poszewki do prania. Potem wślizgnął się do łazienki i zamknął na klucz. Rozpiął szorty, ukazując tym samym potężną erekcję. Zaraz złapał ją mocno i zaczął poruszać ręką.

Potem osunął się na kafelki. Pobrudzonym ubraniem się nie przejmował. Powoli odzyskał oddech i wstał. Wziął kolejny szybki - i zimny - prysznic. Przebrał się i wrócił do Pottera. Zastał tam Severusa i zamarł. Potem podbiegł.

Jak się okazało, dobrze zrobił. Bowiem po minucie lek sprawił, że Potter gwałtownie rozbłysnął i jego skrzydła rozprostowały się. W efekcie niczego nie spodziewający się Voldemort wyleciał wraz z oknem do ogrodu. Severus roześmiał się, tak samo jak Hermiona, która właśnie weszła do pomieszczenia wraz z Anną.

Nie powiedział im dlaczego. Ale wiedział. Bo Voldemort osobiście leczył go i nasycił mu ciało odrobiną magii. To wystarczyło, by kontrakt odczytał magię jako pomoc i dar i podleczył go dodatkowo.

Harry kiwnął głową i wstał. Poszedł chwiejnie do łazienki i wziął kąpiel. W sumie był to prysznic, ale w wannie. Do kabiny by się nie zmieścił z tymi skrzydłami. Szybko odświeżył się i wytarł. Owinął się ręcznikiem i wyszedł na korytarz. Zbiegł po schodach i wypadł do ogrodu. Odszukał oszołomionego Voldemorta i obudził go magią.

Razem wrócili do sypialni. Skruszony Severus przeprosił go. Voldemort machnął ręką na zaistniałą sytuację i jedynie wygonił ich wszystkich. Położył się koło Pottera i objął go. Anioł ufnie wtulił się w niego.

Potter machnięciem ręki zgasił światła i wtuliwszy się w niego, zasnął. Teraz czuł się bezpieczny, bynajmniej na razie.

Rozdział 23.

Harry miał dość odpoczywania. Voldemort zostawiał go pod opieką śmierciożerców na całe dnie i sam znikał. Oczywiście wieczorami grali i spacerowali, ale… Ile można żyć w niewoli?! Na każdym kroku pilnowany. Dlatego tego wieczoru zamierzał zrobić awanturę. Ale jak wrócił Voldemort, jakoś nie miał serca. Poczekał więc aż ten się odświeży, po czym usiedli do kolacji. Harry dorwał banana a Voldemort zachichotał.

Harry'emu zabłysły oczy i zaraz zaczął lubieżnie oblizywać owoc. Zebrani zakryli oczy a Voldemort opadł głową na stół. I teraz miał erekcje! Po co się odzywał.

Voldemort wyprostował się.

Harry zamarł. Po chwili wziął prospekt i zaczął przeglądać.

Harry wypadł do pokoju. Zaraz zobaczył spakowane walizki. Szybko przebrał się. W tym czasie Voldemort rozdał im klucze od pokoi. Ku zaskoczeniu pozostałych, Hermiona też była zaproszona. Dostała pokój razem z Toshiro.

***

Harry oparł się o poręcz. Wyspa była wspaniała. Powietrze nasycone wilgocią i ciepło pieszczące jego zmysły.

Usiedli przy stoliku. Harry napił się soku. Voldemort tylko obserwował wybrzeże.

Oboje zachichotali. Mężczyzna westchnął po raz kolejny i Potter w końcu nie wytrzymał.

Harry również siedział cicho. Adoptować? Mieć opiekuna prawnego i dokąd wracać? Obrońcę przed wrogami i dyrektorem?

Voldemort pokręcił głową i wstał. Wzięli koce i ruszyli na dół. Hermiona już chlapała się w wodzie z Toshiro. Harry wbił się na piasek i zaczął się śmiać.

Zgromadzeni spojrzeli na niego z uśmiechem. Voldemort rozłożył koc i pacnął na materiał. Jakby nigdy nic wyjął książkę. Harry stanął nad nim.

Harry odrzucił mu książkę i zaraz zaatakował jego szatę. Severus zerknął na te poczynania i zachichotał. Po chwili szata i koszula zostały zdjęte, odsłaniając umięśniony tors. Harry rozpiął mu spodnie i zdjął również je, zostawiając osłupiałego czarnoksiężnika w samych kąpielówkach. Potem stoczył go na piach, złapał za nogi i zaciągnął do wody.

Śmierciożercy najpierw milczeli a potem zaczęli tarzać się ze śmiechu. Voldemort wstał i wszedł głębiej w wodę. Wkrótce zaczął pływać sobie w pobliżu brzegu. Cały czas obserwował jednak Pottera, chlapiącego się z Hermioną lub pływającego pieskiem od brzegu do Voldemorta. Bella przesunęła się na ławce, robiąc miejsce Toshiro.

Bella spojrzała tam, gdzie on. Harry właśnie wynurzył się z wody i zabierał za otrzepanie skrzydeł. Nie widział Voldemorta za sobą. Po chwili zaśmiali się, jak trafił go wodą spod skrzydeł i Czarny Pan wywrócił się, podtopiony.

Chłopiec podbiegł do Severusa, próbującego pogonić dziewczęta.

***

Anioł spał w najlepsze, gdy do pokoju wszedł Voldemort. Mężczyzna postawił przy stoliku koszyk z owocami i teczkę z papierami. Usiadł przy chłopcu i poszturchał go z westchnieniem. Harry uniósł głowę. Jak tylko go rozpoznał, zawiesił mu się na szyi.

Harry zerknął na blondyna, obserwującego z zapartym tchem Pottera.

Poczekali, aż mężczyzna wyszedł. Potem Harry z radości pocałował Voldemorta. Obaj szybko oderwali się od siebie.

***

Harry przejrzał się w lustrze. Wyglądał elegancko w lnianych spodniach i koszulce. Niedaleko niego stał identycznie ubrany Voldemort. Sprawdzał, czy ma wszystkie papiery.

Harry skropił się jeszcze jego perfumami i wyszli. Deportowali się na korytarzu, wprost do ministerstwa. Widać było, że każdy będzie wiedział o ich przybyciu. Zaraz otoczyli go pracownicy. Przez nich przepchał się blondyn.

Poszli za blondynem. Już wcześniej ustalili, że Voldemort wróci do swojego rodowego nazwiska. Nie podeszło mu to wprawdzie, ale karta i tak odczyta go jako Voldemorta. Wkrótce wkroczyli do pomieszczenia. Harry'ego powitał minister magii.

Harry oparł się o niego. Minister uśmiechnął się, po czym stwierdził, że i tak nie może nic na to poradzić. Objaśnił im całą procedurę. Najpierw podpisali się piórami. Potem zaklęciem. Na końcu własną krwią. Pergamin rozbłysnął na złoto i srebrno. Harry schował się za Voldemortem.

Pożegnał się z nimi i przenieśli się do hotelu. Zabrali bagaże i wrócili do rezydencji.

Voldemort spojrzał na anioła, który wbił się do łóżka i niemal natychmiast zasnął. Zdołał jeszcze usłyszeć, że ktoś wchodzi.

Rozdział 24.

Harry warknął. Nienawidził pobudek. Ale natręt nie ustąpił.

Po chwili je otworzył. Był ranek. Przecież Voldemort nawet nie wrócił z prysznica. Niepewnie usiadł.

Harry pokręcił głową, po czym wstał. Ubrał się po czym przeniósł do pokoju w Hogwarcie. Powitał skrzatkę i zjadł śniadanie. Potem otworzył laptopa. Wszedł w plik i spojrzał dumnie na ilość stron. Prawie dwieście pięćdziesiąt. Już miał zacząć pisać, gdy do okna zabębniła sowa. Otworzył je i odebrał pismo.

Szanowny Panie Potter.

W związku z wpłynięciem do nas pisma o zmianie opiekuna, jesteśmy zmuszeni prosić, by niezwłocznie udał się pan do Ministerstwa Magii w celu wyjaśnienia kwestii zeznań Pana i nowego opiekuna. Dołączyliśmy zaświadczenie dla nauczyciela zaklęć. Równocześnie przypominamy, że dzisiaj po południu odbędą się zajęcia z literatury.

Harry westchnął. Skrzatka zaraz zrobiła mu kanapki. Spakował je do torby i wziął laptopa. Zszedł do Wielkiej Sali, prosto na śniadanie. Jego wejście zaskoczyło całą szkołę.

Nauczyciele zaraz obrócili się na dyrektora. Ten zacisnął usta w gniewie. Potter jednak olał go. Odwrócił się i podszedł do przyjaciół.

Harry pożegnał się z nimi i ruszył do wyjścia. Z urazą zauważył, że stoi tam profesor Dumbledore. Na szczęście sporo dzieciaków szło na zewnątrz, więc był bezpieczny.

Harry był świadomy, że obserwują ich nauczyciele. Przyjął więc kwiaty i skinął sztywno głową.

Nie powinien zdradzać swojej grupy. Ale anioł… za długo się nim zajmował. Żal mu było chłopaka, którego w końcu przez szesnaście lat wychowywał. Prawdę powiedziawszy, specjalnie go zgwałcił, by musiał uciekać. W ten sposób nie będzie mógł oddać anioła na rozkaz.

***

Harry otworzył list, dołączony do kwiatków. W sumie miał kwadrans drogi do ministerstwa i mógł poczytać.

Drogi Harry.

Czas zagrać w otwarte karty. Przywódca tej grupy czasem zażądał przekazania anioła do swojego rozporządzenia. Żaden anioł nigdy już nie wrócił. Na ostatnim zebraniu zainteresował się twoim buntem dopiero, jak zobaczył zdjęcie. Nie ukrywam, chciałem tego stosunku z dwóch powodów. Po pierwsze, liczyłem, że uspokoisz się, zanim zwrócisz jeszcze bardziej jego uwagę. A po drugie, miałem nadzieję, że jak nie wypali twoje nawrócenie, to Voldemort zajmie się tym na tyle skutecznie, że będę zmuszony się ukrywać. Tylko to cię uratuje. Ale uważaj na siebie, aniołku. To, że mnie udało się od ciebie odseparować nie oznacza, że jesteś bezpieczny. Do tej sekcji należy ponad pięćdziesiąt elitarnych łowców. Nie licząc tysięcy innych, mniej wyszkolonych. Bądź ostrożny.

Szczerze oddany, Albus.

Harry zamrugał i spojrzał w okno. Albus chciał tego? Chciał, by zrobić szum? Dla niego, by uratować mu życie? Mimowolnie zadrżał. Kim był ten przywódca? Co zrobił aniołkom? Żaden nie wrócił do nich żywy… Ba, żaden nie wrócił w widzialnym kawałku. Westchnął i zrozumiał, co musi zrobić. Kiedy Błędny Rycerz zatrzymał się, wysiadł z niego i ruszył do budki. Już tam czekał Lucjusz.

Zaraz obskoczyli ich dziennikarze. Spodziewali się tego. Lucjusz pomógł mu się przepchać przez ten tłum i w końcu dotarli do windy. Potem pojechali do piwnicy, Harry skrzywił się na widok drzwi. Wkroczyli do środka i chłopak usiadł na krześle. Łańcuchy ani drgnęły, co go uspokoiło. Cały Wizengamot spoglądał na niego.

Zaraz poczuł się bardzo dziwnie. Po chwili wrażenie zniknęło i spojrzał na nich pytająco.

***

Harry wyszedł z przesłuchania z mapką w dłoni. Musiał udać się na drugi koniec korytarza i skręcić w lewo, po czym… Łup! Cofnął się o krok i potarł czoło. Oczywiście musiał przywalić w drzwi, teraz otwierane przez wykładowcę.

Usłyszał śmiech i wszedł do środka. Wykładowca wskazał mu miejsce przy jakimś chłopaku. Usiadł i otrzymał zapasy notatek z poprzednich wykładów. Mężczyzna powrócił do omawiania gatunków literackich.

---

Harry jako jedyny skończył notatki. Nikt się tym nie przejmował. Wykładowca poczekał, aż każdy wyszedł.

Razem wyszli z pomieszczenia.

Odebrał niepewnie z jego ręki gazetę. Wiadomość była na pierwszej stronie. Wielki tytuł: „Chłopiec - który - przeżył przechwycony przez Sami - Wiecie - Kogo.” Zagłębił się w czytanie. Ogólnie było podane, że Harry zgodził się na adopcje po torturach zaserwowanych przez Dyrektora szkoły. Oczywiście spekulowano, czy będzie to miało dobry wpływ na wojnę. Harry zachichotał, zwijając gazetę.

Spojrzał na uśmiechniętego nauczyciela i też się wyszczerzył. Potem powrócił do Hogwartu. Zgłosił się do nauczyciela zaklęć.

Profesor spojrzał na niego znad katedry, gdzie sprawdzał prace domowe.

Odebrał materiały i skupił się na czytaniu. Zrozumiał wszystko niemal od razu. Problemem było to, że nie wiedział jaki wykonać ruch.

Harry uśmiechnął się, gdy Voldemort przejął jego ciało. Dzięki temu gładko zdał egzamin od razu. Pozwolił, by ten zaprowadził go na kolacje. Tak jak przypuszczał, był obiektem obserwacji i obgadywania. Usiadł koło Draco, ku zaskoczeniu ślizgonów.

Ten uśmiechnął się do niego lekko. Odpowiedział tym samym, wracając do spożywania jabłka. Wiedział, że jutro zweryfikują jego zeznania i zacznie się piekło.

Rozdział 25.

Harry mruczał. Wił się pod ciepłą dłonią i wcale mu to nie przeszkadzało.

Teraz był pieszczony po członku. To było takie niesamowite. I te czerwone oczy…

Młodzieniec wrzasnął, podskoczył i spadł z łóżka. Zamrugał. Głupi sen… Zerknął na sprawcę zamieszania i zobaczył Voldemorta.

Uniemożliwił mu to ciężar między udami. Merlinie, stał mu!

Harry roześmiał się i położył koło niego. Wtulił twarz w koszulkę nocną Voldemorta, wzdychając z ulgą. Ten objął go, palcami gładząc mu plecy.

Voldemort uniósł się na rękach i zamarł. Harry zdjął z siebie całe prześcieradło i piżamę. Siedział w rozkroku, całkiem nagi. Jedną dłonią gładził swój tors, a drugą poruszał miarowo na członku. Spod przymrużonych powiek obserwował mimikę Voldemorta. Powoli przesunął dłoń po nodze na pościel i następnie na kostkę mężczyzny. Ten drgnął. Pozwolił jednak przysunąć się bliżej. Oparł się głową na udzie Pottera. Harry pogładził mu policzek a palec wsunął między wargi. Równocześnie Potter przyspieszył ruchy dłoni na członku i Voldemort jęknął w odpowiedzi. Chłopak zachichotał w duszy na widok tak zamglonego spojrzenia. Przysunął bliżej głowę mężczyzny i wsunął mu w usta członka.

Teraz jedna ręką pieścił twarz Voldemorta a drugą jego pośladki przez bokserki. Mężczyzna po chwili jęknął i zassał powietrze. Było to niesamowicie odczuwalne na członku młodzieńca i biodra same szarpnęły się do niego. Taki mały impuls wystarczył, by Voldemort westchnął i przyklęknął przed nim. Umościł się wygodniej na kolanach i zaczął ssać, poruszając głową. W sumie spodobało mu się to. Jego aniołowi również, sądząc po mruczeniu i jękach. Harry gładził palcami jego bokserki, po czym ściągnął je z niego. Zaczął przesuwać dłońmi po nagich pośladkach, pozwalając sobie uszczypnąć je od czasu do czasu. Voldemortowi to raczej nie przeszkadzało. Jego członek stał już na baczność, lekko sącząc się. Harry zachichotał, po czym przywołał dłonią małą paczuszkę, którą kupił w Londynie. Wyjął stamtąd żel i delikatnie wycisnął na palca. Potem zaczął gładzić wejście mężczyzny. Voldemort zakwilił jak dziecko, jeszcze bardziej przyśpieszając ssanie. Wkrótce rozluźnił się i Harry wsunął palec w odbyt mężczyzny. Powoli gładził ścianki wewnątrz, ale w ogóle nie czuł napięcia. Najwyraźniej Voldemort nawet nie spodziewałby się, że mógłby być na dole. Harry nagle uciekł mu spod ramion. Voldemort jęknął z żalem.

Voldemort poderwał się, ale Harry już przyciskał go do materaca. Sam leżał na nim, a jego członek już wszedł do samego końca.

Voldemort złapał za poduszkę, wyginając się do chłopaka. Harry zaśmiał się triumfalnie. Dobrze wyczuł prostatę i od razu w nią uderzył. Teraz zaczął wykonywać szybkie, niemal brutalne pchnięcia. Dłońmi gładził tors kochanka a ustami sięgnął do ramienia i zrobił malinkę.

Harry jakimś cudem zebrał resztki sił, złapał mocno jego członka i ścisnął go, przyspieszając. Usłyszał nieludzkie wycie dobiegające z gardła Voldemorta i poczuł, jak on doszedł. W tej samej chwili otoczyła ich magia. Złoto mieszało się z zielenią a srebro z czerwienią. Harry zachwycił się tym. Także doszedł w tym samym momencie, co Voldemort.

Voldemort otworzył oczy i zobaczył, że jego anioł jest otoczony magią. Wyciągnął dłoń i odkrył, że jego również to otacza. Westchnął zachwycony.

Potter zaklął i szybko opuścił ciało kochanka. Okrył go kołdrą a sam założył spodnie od piżamy. Po chwili drzwi otworzyły się.

Voldemort jedynie jęknął i machnął dłonią z rezygnacją.

Chłopak zerknął na swój brzuch. No tak, białe strugi. Voldek musiał opryskać go spermą, jak doszedł.

Chłopak podszedł do lustra i zamarł.

Potem zamarł. Przed nim stał prawdziwy anioł. Skrzydła Pottera stały się białe. Lśniły bielą, aż nie szło go obserwować. Chłopak przesuwał piórko między palcami.

Potem opadł na łóżko z jękiem. Anna podeszła i uniosła mu kołdrę i jedną nogę. Oboje zamarli, podczas gdy ona obejrzała mu uważnie tyłek.

Założył koszulę.

Łup! Voldek usiadł ciężko na dywanie i zaszlochał.

Harry pobiegł do salonu. Szybko zjadł śniadanie i umył się w łazience. Założył ubranie i pobiegł na lekcje zaklęć. Flitwick nie marudził mu nic o spóźnieniu.

Hermiona spadła z krzesła, ślizgoni przypadkiem transmutowali sufit w wiszące stado pająków. Przez pajęczyny spadły do nich drugie klasy, mające właśnie transmutację.

Srogie oblicze nauczycielki złagodniało. Objęła chłopaka, mocno tuląc.

Potem naprawiła sufit, odesłała ławki i wyprowadziła swoją klasę. Harry usiadł otoczony przez ślizgonów.

Hermiona zauważyła profesora i zaraz zajęli się nauką zaklęć gospodarskich. Po lekcji uczniowie otworzyli drzwi, wrzasnęli i schowali się w klasie. Po chwili wkroczyła Bella.

Potem zabrała mu ją, wypakowała, naprawiła, ponownie spakowała.

Klasa roześmiała się. Bella pokręciła głową. Potem spojrzała krytycznie na niego.

Złapała go za kołnierzyk, poprawiła go. Zaklęciem przygładziła szatę. Poprawiła pasek od spodni, włożyła w nie koszulę. Harry jęknął i oklapł załamany.

Harry szybko doprowadził się do dawnego wyglądu. Bella uniosła brew, zaklęciem poprawiła go na przerobiony wygląd i skrępowała. Poprowadziła go potem w stronę Wielkiej Sali, nie zwracając uwagi na protesty. Ślizgoni szli obok, śmiejąc się do rozpuku.

Rozdział 26.

Albus mierzył spojrzeniem stół gości. Wszyscy śmierciożercy otaczali Voldemorta, który wyraźnie nie był w formie. Zakon Feniksa ulokował się dokładnie naprzeciwko nich. Po chwili, ledwo zaczęli posiłek, usłyszeli śmiechy. Bella Lestrange wprowadziła Pottera. Nauczyciele wytrzeszczyli oczy. Voldemort również.

Ta spłonęła rumieńcem. Bella w tym czasie przywróciła wygląd Pottera.

Voldemort uśmiechnął się lekko. Jednak po chwili spoważniał, gdy chłopiec poszedł do Zakonu, a nie do nich. Na szczęście podszedł do Lupina.

Remus wstał i zabrał talerz do stołu. Po drodze zwinęli też Weasleyów z Ronem. Ten usiadł koło Lupina.

Śmierciożercy opluli stół przed sobą. Voldemort spłonął czerwienią.

Harry wzruszył ramionami, wstał i odgarnął włosy z czoła.

Teraz to już cała szkoła zamarła. Po chwili Toshiro zagwizdał.

Po nim zaklaskali gryfoni, ślizgoni i cała reszta.

Wszystkim przed oczami stanął nagi Voldemort, leżący na brzuchu a między jego nogami był Potter z młotem pneumatycznym w dłoni. Po chwili chłopak odpalił urządzenie i mężczyzną zaczęło rzucać w pościeli, podczas gdy Harry drążył sobie teren do zabawy. Nie minęła sekunda i cała szkoła rzuciła się na posadzkę, wyjąc ze śmiechu.

Harry uchylił się przed ciosem w głowę i ruszyli do drzwi. Albus szedł obok. No, tego to się nie spodziewał. Harry góruje?! To są jakieś cuda niewidy. Z tego co wiedział, Voldemort nikomu nie dał się zdominować. A chłopak to osiągnął. Wkroczyli na błonia. Harry roześmiał się.

Za bramą deportowali się do Londynu.

***

Harry czekał na swoją kolejkę. Został na końcu. Najpierw Voldemort, potem Albus. Każdy przesłuchiwany za osobnymi drzwiami. Nagle trzecie drzwi otworzyły się.

Chłopak wstał i niepewnie wszedł do pomieszczenia. Czekała na niego komisja. Poza Knotem i Umbrigde siedział też cały Wizengamot. Potter wściekł się.

Na szczęście przywódca Wizengamotu wstał i zażądał wyjścia tej dwójki. Pod ich nieobecność chłopak opadł na fotel.

Harry wypił eliksir. Potem poczuł tylko zamroczenie i nic nie widział.

Usłyszał szmer zaskoczonych głosów.

Nie powinien tego mówić, ale jednak nie potrafił się oprzeć. Więc tak wyglądało działanie Veritaserum...

Wstał i przybrał prawdziwą formę. Po chwili ktoś dotknął lewe skrzydło.

Zebrani zobaczyli, jak chłopak walczy z eliksirem.

Poczuł się dziwnie. Obraz mu się wyostrzył i odkrył, że stoi przed nimi jako anioł. Wystraszył się i szybko zamaskował.

Harry wyszedł. Voldemort objął go czule. Widział, jak Wizengamot zamarł. Potem jednak usłyszeli huki walki. Harry został wepchnięty w ramiona Severusa i Voldemort pobiegł sprawdzić, co się dzieje.

***

Harry obserwował, jak Snape oficjalnie zostaje dyrektorem szkoły. Jego pierwszym rozporządzeniem było zatrudnienie Belli do uczenia eliksirów. Potem rozpoczęła się uczta. Harry bawił się znakomicie. Po jakieś godzinie usiadł koło Voldemorta. Ten wcale się nie bawił. Obserwował tylko okolice przez mapę Huncwotów.

Harry zostawił go w spokoju i ruszył w drugi koniec sali. Właśnie zauważył tam Bellę. Usiadł przy niej.

Bella spojrzała na Severusa. Potem wstała i podeszła bliżej.

Severus pogrzebał w kieszeniach i wyjął stamtąd fiolkę. Podał jej ją.

Obserwowała go, jak odchodzi. Harry miał rację, nie był wcale taki głupi, za jakiego go brała. Uśmiechnęła się i ruszyła rozdzielić dwóch ślizgonów, którzy okładali się jak idioci.

Akemi, zdarza mi się coś wymyślić.

Omiro, to powstań.

Faza, proszę. Oto i on.

Risu, nie piskaj. I broń nawet trzema.

Rozdział 27.

Śniadanie przebiegało w spokojnej atmosferze. Od ucieczki Dumbledore'a minął miesiąc i Harry odżył. Uczniowie przywykli do tego, że Sev rządzi. Nie było aż tak źle. Ba, było lepiej, gdyż zorganizowali nawet festyny. Potter siedział obecnie przy stole nauczycieli, na kolanach Voldemorta. Jego opiekun niemal nie wprowadził się tutaj. Dzisiaj rano Harry oddał Annie książkę i był szczęśliwy. Na tyle, że Voldemort krzywił się przez samo oddychanie a reszta bezlitośnie kpiła sobie z niego.

Uczniowie zagwizdali a Voldemort spiekł raka. Severus wzniósł oczy do nieba.

Roześmiali się a potem zamarli. Zobaczyli, że klejnoty podnoszą się do góry. Harry roześmiał się i podbiegł do gryfonów.

Bella nalała Severusowi wina, po czym zajęła się jedzeniem swojej jajecznicy. Snape uniósł brew. Od kilku dni Bella wciąż go upijała podczas posiłków. Dzisiaj była niedziela, to mógł sobie na to pozwolić. Zauważył jeszcze, że Potter gestami woła Voldemorta, po czym wstał. Zabrał sobie kielich wina i ruszył do gabinetu. Tymczasem Potter pociągnął Voldemorta do biblioteki. Usiedli nad zaklęciami.

Spojrzeli na siebie, po czym oboje ryknęli śmiechem.

Harry spisał je szybko. Dorzucił jeszcze zaklęcie żądzy.

Wstali i ruszyli do jej gabinetu. Voldemort założył pelerynę niewidkę. Harry zapukał i wszedł do niej.

Bella uniosła brew i w tej chwili oberwała pierwszym z dwóch zaklęć.

Teraz mieli pewność, że oberwała każdym zaklęciem. Wyszedł od niej. Zobaczył Voldemorta, jak ten ściąga pelerynkę.

Po chwili Bella wyszła i ruszyła do gargulca strzegącego gabinetu Severusa.

***

Harry zaśmiał się.

Voldemort obrócił go i wszedł w nastolatka bez przygotowania. Potter zaśmiał się, wtulając w jego plecy.

Poczuł jak kochanek doszedł. Voldemort opadł na łóżko.

Wstali niechętnie, ubrali się i ruszyli do Wielkiej Sali. Harry w przejściu złapał kochanka za tyłek a ten niemal się nie rozpłakał.

Voldemort zamrugał na te ciche słowa.

Hermiona pacnęła obu w czoło, po czym uciekła. Harry śmiał się z miny kochanka.

Obejrzeli się i zobaczyli bladą Bellę.

Roześmiali się z jej miny. Kobieta spochmurniała.

Objęli ją i razem wkroczyli do Wielkiej Sali. Kingsley uśmiechnął się i podszedł do Pottera.

Auror pożegnał się z nimi i wyszedł. Potter skrzywił się, ale nic nie powiedział.

Rozdział 28.

Huk sprawił, że podnieśli głowy znad talerzy. Snape westchnął. Ani śniadanie, ani obiad nie przebiegły w spokoju. Teraz najwidoczniej również odpadała cicha kolacja. Po chwili wpadła Ginny.

W tej samej chwili ktoś wszedł przez drzwi i okazało się dokładnie, CO. Ten różowy sweterek, mysie włosy… Do pomieszczenia wkroczyła Dolores Umbrigde z podkładką i ruszyła do niego.

Zanim zrozumieli co się dzieje, Snape złapał ją za włosy i wywlekł z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na piski. Doprowadził ją do bramy i wyrzucił w błoto.

Zatrzasnął jej bramę przed nosem i jakby nigdy nic wrócił do kolacji. Harry cieszył się jak dziecko, póki nie okazało się, że wróciła z aurorami.

Teraz już nie przypominał maskotki Pottera, do widoku której przyzwyczaiła się szkoła. Z jego oczu szły wściekłe spojrzenia aż ciarki przechodziły po plecach. Umbrigde jednak się nie cofnęła.

***

Harry zatrzasnął drzwi i uciekł tajnym przejściem. Wkrótce zwiał w kolejne i dotarł do siebie. Zamknął drzwi na hasło w mowie węży. Udało im się je zmienić. Wkrótce zobaczył, że ktoś próbuje wejść.

Potem usiadł na sofie i zagłębił się w czytanie tematów na kolokwium. Tak szybko przerobił wszystko, że zostanie mu się jeszcze pół roku wolnego. Przez jakiś czas słuchał walki jędzy z drzwiami. Skrzatka śmiała się z niej. Harry niepostrzeżenie zaczął zastanawiać się, jak pozbyć się kłopotu ze szkoły. W pewnej chwili spojrzał na swój stary kufer. Podszedł do niego i otworzył go. Mella posprzątała tam. Na wierzchu leżała książka od eliksirów. Otworzył ją. To była księga z piątego roku. I wtedy go olśniło. Trucizny i inne napary.

Skrzatka zgodziła się i po chwili siedział w pracowni eliksirów. Przejrzał półki, ale nie było tam nic.

W szkolnej klasie coś trzasnęło. Zajrzał tam i zobaczył, że dygocze jedna z szafek z zapasami podręczników. Otworzył ją i w ręce wleciał mu zniszczony podręcznik. Czuł magię właściciela i czym prędzej wrócił do pracowni. Usiadł na stole obok kociołka i otworzył książkę. Zaśmiał się zachwycony. Severus przerabiał eliksiry po swojemu. Szybko odnalazł dział trucizn i zobaczył kilka dopisanych przez mistrza eliksirów.

Szybko wrócił do klasy i zebrał składniki. Zaczął warzyć zgodnie z instrukcjami. O dziwo wyszło mu idealnie. Spojrzał na zegarek i zamrugał. Była prawie szósta.

Skrzat zniknął. Harry jakby nigdy nic ruszył do Wielkiej Sali. Okazało się, że cała szkołą tam była.

Umbrigde poderwała się i zaczęła wrzeszczeć na nich. W tym czasie - na oczach całej szkoły - Zgredek wlał jej do płatków białą truciznę a do kawy dolał jakieś szarej zawiesiny. Po chwili znikł. Harry zabrał śniadanie i przesiadł się na kolana Voldemorta. Ten pogroził różdżką Dolores i ta usiadła, zabierając się za śniadanie. Kiedy skończyła je, wyszła z nosem wycelowanym w sufit.

***

Ryki Umbrigde poderwały szkołę. Harry zaśmiał się w książkę i to samo zrobiła reszta uczniów, w końcu ta wiadomość szybko się rozeszła. Po chwili doszedł ich huk z piętra, gdzie było skrzydło szpitalne. Harry zostawił książkę i w tej samej chwili wpadła Bella.

Potem roześmiali się.

Wybiegł do sowiarni i wysłał sowę bliźniakom. Potem wrócił do biblioteki. Przez godzinę spierał się z przyjaciółmi, odmawiając wyjaśnień.

Drgnęli i obejrzeli się. Ale to byli tylko Fred z bratem.

Harry sprawdził na mapie huncwotów.

Pobiegł na czwarte piętro. Cicho włamał się do środka. Na palcach podszedł do zasłonki prysznica. Umbrigde właśnie regulowała sobie wodę. Podmienił butelki, wcześniej transmutując tą z klejem na wygląd szamponu. Potem cicho zwiał. Po szkole szybko rozniosło się o planie B i każdy uciekł do Wielkiej Sali na podwieczorek.

Rozdział 29.

Snape wzdychał na myśl, że zaraz znów będzie piekło.

Voldemort poczekał, aż ci z komisji wyszli i przywołał magią aniołka. Ten rozsiadł się na jego kolanach i podebrał mu ciasto.

Nic nie mogło mu popsuć dobrego humoru. Ryk z wyższych pięter tylko mu go poprawił. Po chwili wpadli spóźnieni uczniowie i żywo zaczęli coś opowiadać.

Voldemort wsunął dłoń pod koszulkę aniołka i ten spojrzał figlarnie na niego.

Harry jęknął. Z szeptu przy uchu nagle stał się wrzask. Odsunął się i zaczął grzebać palcem w małżowinie. Dopiero potem dotarło do niego, że każdy patrzy się na to coś przed nim. A tam stała naga, zielona Umbrigde w brodawki a ręce miała przyklejone do głowy. Chłopak nie wytrzymał i ryknął śmiechem.

Snape wstał i posłał patronusa do Ministerstwa. W tym czasie uczniowie dalej kpili z kobiety. Bliźniacy dosiedli się do Pottera i Voldemorta.

Wszyscy nauczyciele zaczęli się śmiać. Po chwili drzwi się uchyliły się i wkroczył komitet Wizengamotu. Również oni zamarli na widok Umbrigde, która nagle zaczęła kumkać i skakać jak żaba po sali. Główny sędzia zaraz rozkazał ją usunąć i spojrzał na rozbawioną młodzież.

Pozostali zgodzili się i pobiegli spakować.

***

Voldemort stał w domku Toshiro i czekał, aż ten się wykąpie. On sam już był spakowany. W sumie nie wiedział, jak mugol zareaguje na to, że bez zapowiedzi wpisał go na wyprawę. Wiedział, że Harry lubił jego towarzystwo a on lubił żarty anioła. No i będzie tam też Hermiona, z którą Toshiro dyskutował na wiele tematów. Wkrótce usłyszał otwierane drzwi od łazienki i chłopak pokazał się w samym ręczniku. Podszedł do lodówki, wyjął sobie szklankę soku i napił się, odwracając do schodów.

Szklanka spadła mu na podłogę a młodzieniec oparł się o lodówkę, trzymając za serce.

Toshiro zamarł, zaintrygowany. Przeważnie mówił mu tak, gdy trzeba było znaleźć kogo do zabicia, ochraniać Pottera, lub coś się szykowało. Młodzieniec rozwalił się bardziej na kanapie. Zabicie odpadało, na razie nie atakowali, bo skupili się na Potterze. Więc albo Dumbledore, albo Potter.

Białowłosy westchnął i wstał. Podszedł do okna i oparł się o parapet.

Voldemort dobrze wiedział, że chłopak nie cierpi marznąć. Pokonany białowłosy ruszył na górę. Poszedł za nim i obserwował, jak ten pakuje się do torby. Brał same ciepłe rzeczy. To go rozbawiło.

Voldemort zerknął w prospekt.

Potem ruszyli po rzeczy mężczyzny i przenieśli się do pozostałych. Severus podał im świstoklik i torbę eliksirów na choroby, po czym przenieśli się.

Rozdział 30.

Harry roziskrzonym wzrokiem obserwował widok za oknem. W domku, w którym się zatrzymali, było niemal wszystko. Nawet trzęsący się Voldemort, który udawał przed Toshiro, że jest mu ciepło. Mugol kpił sobie z niego, ubrany w ciepły sweter i spodnie.

W sumie nie narzekał na przyjazd tutaj. Widok naprawdę był wspaniały. Wieczorem było ciemno i widzieli światła w mieście poniżej. Voldemort rzucił pełno zaklęć ochronnych i odpędzających zwierzęta niebezpieczne. Poza tym były tu cztery pokoje. Harry rozkokosił się z Voldemortem w największym, ale to był ich błąd. Toshiro wziął sobie najmniejszy, który najszybciej się rozgrzał. Remus i Ron zajęli trzeci pokój a ostatni został Hermionie, która po godzinie przeniosła rzeczy do białowłosego z hasłem, że nie będzie marzła. Harry był aniołem, więc pewnie nie czuł różnicy temperatury. Za to na pewno czuł ją Voldemort, który teraz był otulany kocem przez Remusa. Potter westchnął i użył swoich mocy, by podnieść temperaturę, ale nie za bardzo.

Voldemort podniósł go w ramionach i ruszył do pokoju. Pozostali zachichotali, dopili herbaty i ruszyli także spać.

***

Harry wyszedł z łazienki i uśmiechnął się na widok słońca, które wpadało przez szparę w zasłonie. Szybko ubrał się i po cichu zszedł na dół. Założył kurtkę, buty, zawiązał szalik i wbił się w rękawiczki, po czym wyszedł na zewnątrz.

Potter obrócił się i złapał czapkę. Założył ją na głowę i zerknął na Toshiro, który siedział w swetrze na werandzie.

Oczy Pottera rozbłysły i przeskoczył barierkę. Zaraz zapadł się po łydki w śnieg. Okręcił się i opadł w puch, który wzbił się wokół niego. Toshiro zachichotał, założył kurtkę i rękawiczki, po czym zszedł na śnieg. Zebrał go w kulkę i cisnął w chłopaka. Harry pisnął, poderwał się i dostał drugą kulką. Sam zaraz zebrał śnieg i zaczęli bitwę na śnieżki. W pewnej chwili obaj dostali śnieżkami. Obrócili się. Hermiona siedziała na werandzie i słuchała muzyki a Ron i Remus okładali ich śnieżkami. Harry wydał z siebie bojowy okrzyk i rzucił się w wir walki. Przestali dopiero wtedy, gdy śnieżka trafiła w okno, które właśnie miało rozsuwane zasłony. Po chwili zza packi śniegu wyjrzało czerwone oko. Harry pomachał mu i to wykorzystał Toshiro. Przewrócił chłopaka na śnieg i zaczął go nim nacierać. Harry piszczał i wił się, ale zanim Ron mógł mu pomóc, sam wylądował na ziemi, nacierany przez Remusa. W końcu Voldemort zszedł na dół i usiadł na krześle.

Reszta przytaknęła i po śniadaniu złapali za sprzęt narciarski. Hermiona i Toshiro pierwsi zaczęli jeździć na stoku. Remus musiał poduczyć Rona i zaraz do nich dołączyli. Harry zaś cierpliwie zakładał narty czerwonookiemu. Potem podniósł go i wsunął mu kijki do ręki.

Voldemort obserwował, jak on odpycha się i narty suną po śniegu, napędzane siłą odepchnięcia przy pomocy kijków. Sam spróbował tak zrobić. Sekundę potem minął Pottera i stoczył się na dno jak kulka śniegu.

Zaraz dopadli do niego i pomogli mu wstać. Pupek otrzepał włosy ze śniegu i jęknął.

Roześmiali się na taką uwagę. Zaraz zawlekli go na szczyt i zaczęli tłumaczyć mechanizm jazdy. Niewiele to dało, bo co chwila albo jechał szpagatem, albo się toczył na dół. Harry'ego bardzo to bawiło i w końcu sam go zepchnął.

Harry zjechał do niego na dół i pomógł mu wstać.

Voldemort usiadł na werandzie i Harry przyniósł mu kakao.

Ciepło zalało Voldemorta. Więc aż tak bardzo zależało mu na nim? Czuł, że to nie chodzi tylko o przywiązanie anioła. Westchnął, objął go i pocałował w nosek.

Harry zamrugał niepewnie, po czym uśmiechnął się i ruszył na stok. Po chwili wywijał przed Voldemortem różnego rodzaju skoki i figury. Ten śmiał się, jak chłopakowi coś wyszło lepiej niż innym i dopingował go podczas wyścigów.

***

Harry pił. I to nie kremowe piwo. Voldemort, który właśnie wyszedł spod prysznica i zobaczył go kiwającego się nad pustą butelką Brandy, był co najmniej zdumiony. Powoli podszedł i zabrał mu butelkę i szklankę. Potem położył się koło niego.

Voldemort złapał go za brodę i pociągnął na dół. Chłopak radośnie odwzajemnił pocałunek i przywarł do jego ciała.

Zaskoczony mężczyzna podniósł się na łokciach i obserwował, jak chłopiec nieśmiało gładzi palcem jego erekcję. Miał urocze rumieńce. Potem aż zachłysnął się powietrzem, gdy chłopak nieśmiało polizał czubek członka, po czym wsunął go sobie do ust i się zakrztusił. Z trudem zwalczył chichot. Harry nigdy nie brał mu w usta, bał się tego. Widać alkohol miał na niego zły wpływ. Po chwili Harry przygryzł mu lekko skórkę i jęknął.

Obrócił go delikatnie i przygotował zaklęciem. Potem powoli wsunął się w niego. Zawsze porywało go to uczucie ciasnoty i ciepła. Tym razem chłopak pierwszy zaczął się poruszać i Voldemort przestał myśleć. Przytrzymał mu biodra rękoma i zaczął pchać głęboko, niemal boleśnie. Harry nie szczędził jęków i mężczyzna dziwił się wręcz, czemu nikogo jeszcze tu nie ma. Po chwili zobaczył gwiazdy i doszedł. Opadł lekko na aniołka, który rozwinął skrzydła. Nieodzowny znak, że sprawił mu rozkosz. Poczekał, aż napięcie opadło i delikatnie wyszedł z niego. Okrył go kołdrą a sam ubrał się i zszedł na dół. Nalał wodę do czajnika i włączył urządzenie. Potem usiadł koło Toshiro.

Zachichotał. Od początku Harry kpił sobie, że oni będą parą i wykrakał. Ten aniołek miał dar swatania. Czajnik kliknął i Voldemort zalał sobie herbatę.

Voldemort zamarł. Mechanicznie pomerdał łyżeczką herbatę.

Mężczyzna wylał herbatę i wrócił do pokoju. Harry spał w poprzek łóżka, posapując nierówno. Uśmiechał się przez sen i to sprawiło, że Voldemort poczuł ból w klatce piersiowej. Nagle Harry drgnął i usiadł.

Harry przesunął się i poczekał, aż mężczyzna wszedł pod pościel. Szybko wtulił się w niego i zamruczał.

Voldemort spojrzał na niego w szoku, ale ten zdołał już zasnąć.

Rozdział 31.

W niedziele to Harry był tym, którego obudziła śnieżka rzucona w okno. Niechętnie zszedł na dół i usiadł do śniadania. Po chwili przyszła reszta.

Po naradzie zgodzili się, że pójdą na sto jeden dalmatyńczyków. Harry ubrał się bardzo radośnie, co oznaczało, że Voldemort musiał pozbierać zawartość szaf i poodkładać na miejsce. Potem zbiegli na dół. A raczej Potter zbiegł, ciągnąć Voldemorta. Przeszli na podwórze i mężczyzna przeniósł ich teleportacją łączną. Przez to stracili kwadrans, gdyż młodzi rozcierali sobie uszy.

Spojrzeli na pozostałą dwójkę. Harry już dawno czuł się w porządku i razem z Voldemortem oglądał dzieciaki na lodowisku.

Pozostali zdążyli już założyć łyżwy i Harry szybko do nich dołączył. Tu okazało się, że nie umie jeździć. Co chwila się wywracał. Voldemort żałował, że on tam wlazł. Z drugiej strony podziwiał determinację chłopaka, który zawziął się, by nauczyć się jeździć. W pewnej chwili poczuł strach chłopaka. Wyczarował łyżwy i podjechał do niego na sekundę przed tragicznym upadkiem. Potem zabrał go na ławkę.

Nie było nic uszkodzonego. Tylko lekkie nadwerężenie mięśnia. Dopiero potem zauważył, że otacza go podekscytowany tłumek. Westchnął i zabrał stamtąd chłopaka.

Harry wpakował mu się na kolana, gdyż Voldemort dostał miejsce przy oknie. Konduktor powarczał na nich, ale w końcu musiał zrezygnować. Podczas jazdy Harry niemal wkleił się w szybę. Jechali na tyle wolno, że widział każdy szczegół lasu.

Harry zachichotał i wtulił się w niego mocniej. Na szczęście miał długi płaszczyk i on zakrył to, że opuścił troszkę spodnie. Voldemort powoli wsunął się w jego ciało i zamarli. Nie musieli się nawet poruszać, to robił za nich pociąg.

Po chwili drgnął i zacisnął uchwyt. Delikatnie opuścił ciało chłopaka, który zwiał do toalety. Kiedy Potter wrócił, znów usiadł mu na kolanach i podziwiał krajobraz, tym razem w ciszy. Co jakiś czas Voldemort pogładził mu włosy czy przytulił. Kilka razy konduktor na nich warczał. Za to na stacji czekała na nich niespodzianka. Do pociągu wpadła policja. Harry zamrugał zaskoczony, jak ich otoczyli.

Policja uniosła troszkę głowę.

Pasażerowie roześmiali się i powoli zaczęli wychodzić. Na peronie czekał zaniepokojony Toshiro z resztą. Harry zaraz podbiegł do nich i wtulił się.

Voldemort podszedł do niego i ujął go za rękę.

Ludzie rozstąpili im się z uśmiechami. Harry oglądał wystawy sklepowe a nawet kilka razy zanurkował do pamiątek. Voldemort zawsze musiał go stamtąd wyciągać przez kupienie czegoś. Każdy z nich dobrze czuł delikatną obserwację policjanta, idącego za nim. Ludzie też ich obserwowali.

***

Harry śmiał się wraz z resztą. Film musiał mu się podobać. Pozostałym zresztą też. Voldemorta mało on interesował, chociaż też się uśmiechał przy niektórych momentach. On wolał obserwować swojego aniołka i sprawiało mu to przyjemność. Teraz jednak myślał o tym, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Chłopak miał rację, tak samo jak Toshiro. Mogli w każdej chwili zginąć. A on nie chciał już pozbawiać życia taką istotkę. Chyba się uzależnił od tego uśmiechu. Poczuł szarpnięcie i rozejrzał się. Światła już się paliły a Potter szturchał go.

Zachichotali, kupując bilety do swojej stacji.

Resztę trasy przebyli w milczeniu.

Rozdział 32.

Harry spojrzał na śpiącego mężczyznę. Niepokoił się, gdyż od wczoraj część umysłu była przed nim osłonięta. Bał się tego, ale z drugiej strony, ufał Voldemortowi. Powoli wstał i zaczął się pakować. Wciąż się zastanawiał, co on myśli o tej sytuacji. Miał wroga, który okazał się jego aniołem stróżem. On od dawna go kochał. To domena anioła, że kocha swego podopiecznego. Ale przecież jak się ujawnił, bał się. Bał się, że go zabiją. I zdziwił się, że go nie skrzywdził. Do tego mu pomogli. Czy to była wina tego, że bał się więzi?

Obejrzał się i zobaczył, że ten już nie spał.

Harry zachichotał, jak dmuchnął mu w czoło i wyskoczył z łóżka. Zbiegł na dół, gdzie było słychać już Toshiro i Hermionę. Voldemort zwlókł się z pościeli i dołączył do niego.

***

Obaj spojrzeli na drzwi, zza których było słychać rumor. Po chwili usłyszeli cichsze kroki.

Ron zachichotał, jak mężczyzna wspomniał o tej kwestii. Powoli oparł dłonie na nagim torsie. I pomyśleć, że niedawno wyzywał każdego geja w okolicy. Nawet rozważał zerwanie przyjaźni z Harrym, gdy Fred zakpił, że chłopak nie lubi dziewczyn. I niemal się to mu udało. Aż do czasu, gdy zobaczył zakrwawioną Hermionę. Wtedy do niego dotarło, że niemal nie stracił Harry'ego. I zaakceptował to, tak długo aż chłopak nie zacznie go zaczepiać. A potem wiadomość, kim on naprawdę jest. Pomagał im uratować go i to zbliżyło go z Remusem. Bardzo się zaprzyjaźnili, spędzali czas razem i krzyżowali plany Zakonu. Kiedy Voldemort przywiózł Harry'ego i huknęło, że chłopak go przeleciał, Harry zakpił, że on i Remus będą następni. I tak było. Z początku bał się tego, ale Lupin był taki delikatny... Teraz mógł się mu oddawać na każde życzenie, chociaż wciąż nie umiał zrobić nic więcej niż pocałunek w policzek. Poza tym, dotąd były to tylko pieszczoty ręką czy ustami, nic więcej.

Remus obrócił się z nim i położył go na łóżku. Odrzucił kołdrę na ziemię i delikatnie przejechał palcem po torsie młodzieńca. Ron zachichotał. Potem zamrugał, gdy mężczyzna schylił się i pocałował go, po raz pierwszy w usta. Troszkę się szarpnął, ale uchylił je, bardziej z szoku niż z ochoty. Remus jednak nie zwracał na to uwagi. Pogłębił pocałunek z radością, badając językiem podniebienie chłopaka. Po chwili trącił język Rona i ten zaczął odwzajemniać pocałunek. Dłonie chłopca wsunęły się we włosy wilkołaka i zacisnęły w nich. Remus powoli zsunął jedną dłoń i chwycił nabrzmiały członek Rona. Przerwał pocałunek, łapiąc oddech.

Ron spojrzał na niego zamglonym spojrzeniem i jęknął, wyginając się do jego dłoni.

Chłopak drgnął, ale Remus nie pozwolił mu tak szybko zrozumieć tego, co powiedział. Wilkołak pochylił się i polizał sutek Rona a ten zajęczał i jeszcze bardziej się wygiął. Drugą dłoń przesunął w górę i zaczął drażnić drugi sutek. W końcu zostawił oba w spokoju, jak poczuł, że Ron doszedł. Silnie obrócił chłopaka i zmusił do wypięcia się w jego stronę. Potem przycisnął się do niego, pozwalając mu przez chwilę czuć nabrzmiałą erekcje. Potem rozchylił pośladki i wsunął członka w otwór. Chłopak jęknął i przygryzł poduszkę z bólu, ale nie miał możliwości się szarpnąć. Remus powoli przeciskał się przez szczelinę, w duszy jęcząc z rozkoszy. W końcu wszedł po sam trzon i oparł się o chłopaka.

Remus uśmiechnął się i pchnął go raz. Ron jęknął i wygiął się w łuk.

Podobało mu się, jak Ron warczał na niego, że nie wyraża zgody, a zarazem błagał, by nie przestawał. Po kilku minutach doszedł, zalewając chłopaka nasieniem. Poczekał, aż członek przestał pulsować i opuścił jego ciało. Okrył go kołdrą i pozwolił mu poleżeć. Sam udał się pod prysznic. Szybko umył się, z zadowolonym uśmiechem. Więc w końcu posiadł młodego Weasleya na własność. I był z tego powodu zadowolony. Szybko wytarł się do sucha i wrócił do pokoju. Podczas, gdy on się ubierał, Ron ruszył się umyć.

Po kwadransie Ron wrócił i ubrał się. Znieśli torby do salonu, gdzie czekała na nich reszta. Harry podsunął im talerze z posiłkiem a oni rzucili się na jedzenie. Voldemort rozliczał domek z właścicielami. Dał im gruby napiwek i zapewnił, że jak się uda im dostać w tym czasie urlop, to znów przyjadą za rok. Potem zjechali na dół wyciągiem i poczekali na pociąg.

Toshiro i Voldemort wnieśli ją za nią. Mieli zajęty przedział dla siebie, więc rozlokowali się w nim. Harry powalczył z Ronem o wolne miejsce przy oknie, ale przegrał. Władował się więc na kolana Voldemorta, który siedział naprzeciwko rudzielca. Ron przewrócił oczami.

Harry nagle zaczął zwijać się ze śmiechu. Pozostali spojrzeli na niego jak na wariata.

Rozluźnili się i rozwalili na siedzeniach. Toshiro i Hermiona zaczęli grać w tysiąca, Remus przyłączył się niemal od razu. Harry i Ron rozpoczęli rozmowę o szkole i Quidditchu, a Voldemort zaczytał się w jakieś książce.

***

Ron jęknął, jak Toshiro zaprezentował mu działanie laptopa. Po krótkiej demonstracji, zeszli na dół. Białowłosy odetchnął i usiadł koło reszty, która obserwował, jak Potter ogrywa Voldemorta w eksplodującego durnia.

Roześmiali się. Teraz miejsce anioła zajął Ron i z niemałą uciechą starli się w szachach. Tu Voldemort trafił w końcu na równego sobie i stoczyli pięć zaciętych partii. Wygrali po dwie a piąta okazała się być remisem. Grę w słówka i znaczenia ostatecznie wygrała Hermiona. Toshiro zaś pokonał ich w grze zręcznościowej.

Przenieśli się do pokoju Harry'ego i rozeszli do dormitorium. Voldemort zasnął niemal od razu, ale Harry przeglądał poprawki, jakie wprowadziła Anna. Potem zafiukał po nią. Ta przybyła niemal natychmiast.

Drzwi uchyliły się i Voldemort minął ich w pełnym ubraniu.

Skinęli mu głowami i na powrót zajęli się rozmową.

***

Ryk sprawił, że Harry niemal nie spadł ze schodów. Pobiegł wraz z Ronem, Hermioną i Ginny do Wielkiej Sali. W przejściu zobaczyli duszącego się ze śmiechu Draco.

Zapanowała cisza.

Uczniowie zaczęli bić brawo. Gryfoni zaraz zarezerwowali sobie zakup kołyski jako prezent od nich. Pozostałe domy zaczęły kłócić się, co który kupi. Harry podszedł do nich z uśmiechem i obejrzał Bellę.

Severus parsknął śmiechem. Od początku podejrzewał, że Voldemort i Potter mieszali w tym palce i teraz zrozumiał, co chcieli osiągnąć. Wyciągnąć Bellę z żałoby a jemu sprawić nową rodzinę. Bella nieśmiało uśmiechnęła się do niego i zajęła się teraz jabłkiem.

Rozdział 33.

Harry rozejrzał się po raz kolejny. Voldemorta wciąż nie było blisko niego. Już cały dzień. Wcześniej miał atak paniki. Teraz leżał więc w pokoju, otoczony przyjaciółmi.

Na korytarzu dało się słychać wiwaty i piski. Po chwili Voldemort wkroczył do pokoju i postawił kwiaty przy stoliku.

Harry poderwał się i wczepił w jego koszulę.

Potter cofnął się tak gwałtownie, aż spadł z łóżka. Reszta milczała.

Jednak Harry pokręcił głową. Wiedział, że maja wroga, którego nie idzie zlekceważyć. Ale nie powiedział tego na głos. Słyszał, jak umawiają się jutro na piwo w Trzech miotłach, więc i on wprosił się na zabawę. Rozbawiony Voldemort nie zamierzał mu zabronić, o ile teraz wypije eliksir nasenny i zaśnie.

***

Harry zapiął guziki koszuli i przejrzał się w lustrze. Anna śmiała się z niego, siedząc na łóżku.

Pożegnali się i ona przeniosła się kominkiem do ministerstwa. Harry zbiegł na dół. Mijając zakręt wpadł na Ginny. Dziewczyna zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.

Zaskoczona dziewczyna dała się im poprowadzić. Na dole czekali na nich i bardzo zdziwili się, że przyprowadził kogoś jeszcze.

Ginny wykrzywiła się do Pottera. Co za papla. Snape zachichotał i wyszli na zewnątrz.

W końcu podsłuchał, kiedy Severus zajmuje Trzy miotły. Voldemort też już uprzedzał go, że to w tę sobotę i Toshiro pomagał w projektowaniu dekoracji. Kilka na pewno się im spodoba.

Voldemorta nigdzie nie było.

Jakoś nie umieli mu uwierzyć. Tym bardziej, że jęki Voldemorta były słyszalne na całym piętrze, ku rozbawieniu uczniów. Niemal w tej samej chwili Potter krzyknął i rzucił się na trawę a oni zrobili to samo.

***

Voldemort szybko założył płaszcz i otworzył drzwi. Ruszył do wyjścia.

Mężczyzna zbladł. Przeklęty chłopak, tak się spieszył, że nie wyciszył.

Voldemort zarumienił się. Szybko ją wyminął i wybiegł na zewnątrz. Teraz już wolniej ruszył do bramy. Wkrótce zobaczył swoją grupkę. Między nimi szła też jeszcze jakaś dziewczyna. Zachichotał, widząc jak Draco i Zabini macają ją i spychają nawzajem swoje dłonie. Już miał ich zawołać, jak Harry wrzasnął i rzucił się na drogę. Zdezorientowana reszta zrobiła to samo. Na ich szczęście, bo po chwili powietrze przecięła fioletowa smuga zaklęcia. Jęknął i przyspieszył. Jakim prawem są atakowani?! Przecież nie zmienił rządów ani nic! Przyspieszył i wypadł za bramę, ślizgając się na jakimś błocie. Jeszcze podczas ślizgu wyrwał różdżkę i strzelił zaklęciem w trzy osoby. Cała trójka odsunęła się, ale jednego dosięgnął i upadł martwy. Przesunął się przed przyjaciół, zasłaniając ich sobą.

Harry powoli podniósł się i przesunął za Voldemorta. Reszta odpełzła w bok i schowała się za drzewami. Draco został przy Hermionie i Toshiro, Zabini osłaniał Ginny.

Harry zerknął niepewnie na Toshiro. Jego też mogą zaatakować, jeśli wyczują, że miał anielicę. Skupiony na przyjacielu poczuł, jak Snape odpycha go za Lupina i sam blokuje zaklęcie wymierzone w niego. Toshiro zwęził spojrzenie. Potem sięgnął pod kurtkę i zaczął składać swoją broń.

Wybiegł na drogę przed nich i rozłożył wachlarz. Zaskoczyło to łowców.

Przez pierwszą sekundę nic nie widzieli ani nie słyszeli. Potem dotarł do nich dźwięk. Jakby szumu skrzydeł tysięcy papierowych ptaków. Spadły one z nieba i zaatakowały łowców. Ci wrzasnęli przerażeni. Istoty pocięły zarówno ich ciała jak i okolicę za nimi na małe paseczki. Toshiro zachwiał się i Voldemort w ostatniej chwili go złapał.

Ta skinęła im głową. Każdy zamierzał bronić chłopaka, który okazał się tym, co zmienił Voldemorta na tyle, by przestawił politykę wobec szlam czy mugoli. Reszta podeszła niepewnie i ruszyli do pubu. Żadne jednak nie schowało różdżki.

Rozdział 34.

Dumbledore obserwował oddalającą się grupę. Tak jak podejrzewał, ten białowłosy też był podopiecznym anioła. Spojrzał na rozwalony teren i szczątki swoich wrogów w organizacji.

Odleciał w stronę północy. Harry był takim niewinnym dzieckiem. Kiedy dowiedział się, że synek jego przyjaciół został wybrany na anioła Voldemorta, był przerażony. Z całych sił namawiał przywódcę na eksperyment, czy warto postawić anioła jako wroga jego podopiecznego. Przywódca zgodził się na tę próbę i bardzo długi czas dawała ona wspaniałe rezultaty. Harry był zastraszony i nie sprzeciwiał mu się. Teraz jednak się zbuntował. A szkoda. Mógł być pierwszym aniołem, który przeżyłby zabicie podopiecznego. Do tego teraz przywódca chciał chłopaka. Z tego co wiedział, nie zgwałci go. Nie lubił seksu z aniołami. Były one wierne swoim partnerom. Po godzinie lotu zobaczył zamek. Zniżył lot i wylądował na błoniach. Powoli ruszył w stronę wrót. Te otworzyły się przed nim cicho. Dzisiaj nie było zebrania. Dlatego ruszył na piętro, do sypialni władcy. Ten siedział na tarasie. Albus co prawda mógł wylądować na nim, ale ich przywódca wymagał kultury.

Albus spoglądał na szatyna. Wyglądał na maksymalnie dwadzieścia lat, ale to była iluzja. Nie był wampirem czy też nieśmiertelnym, nie miał kamienia filozoficznego. Ale żył już prawie dziewięćset lat. Kim był, tego nikt nie wiedział.

Dumbledore zrobił to i obserwował szefa.

Dumbledore ruszył do laboratorium przygotować ładunki. Szatyn zaś wstał i ruszył do swoich komnat. Naprzeciwko było pomieszczenie, które przygotował dla chłopaka. To tu nocował każdy anioł, którego zapraszał w swe skromne progi. Każdego zgwałcił, ale ten… miał na niego ochotę, ale ciało musiało pozostać czyste, by mogło używać całej mocy. Aniołek był śliczny. Pozwoli mu zabić Voldemorta a potem zatrzyma sobie do łóżka. Zastanowił się, czy jest namiętny? Pewnie tak, to co widział we wspomnieniach Albusa nastrajało go pozytywnie. Podszedł do lustra i sprawdził w nim, co robi chłopak. Siedział obecnie przy herbacie z resztą. Voldemort śmiał się z jego słów. Reszta nie zwracała na nich uwagi. Przesunął obraz na białowłosego. Toshiro... Nie powinien żyć, ale cóż… Udało mu się to, to niech sobie żyje. Był niegroźny. Co prawda teraz bronił Pottera, ale na pewno nie stanowił dla nich żadnego zagrożenia. Potem przestawił obraz i sprawdził laboratorium. Albus sporządzał ładunki. Każdy z jego podwładnych umiał stosować zarówno czarodziejskie jak i mugolskie techniki. Nigdy nie wiedzieli, z czym idzie się zmierzyć. Mruknął, powracając do chłopaka.

Roześmiał się, obserwując jak Potter zakłada za ucho włosy.

Rozdział 35.

Snape wyrywał sobie w rozpaczy włosy. Czy oni musieli spalić coś tak prostego? Zwykłe rozwieszanie dekoracji w wykonaniu ślizgonów było straszne. Obecnie musiał wyplątać Parkinson z serpentyn.

Obrócił się. Toshiro i Hermiona przynieśli kwiaty. Dziewczyna już ruszyła z pomocą w stronę podium i magią wyrównała kokardy. Snape uśmiechnął się lekko i w duszy westchnął z ulgą. Trudno było odmówić gryfonce rozumu i zdolności przywódczych.

Obok niego stał Voldemort i razem układali serwetki. Snape również tam spojrzał.

Ponownie zerknęli na nich, w samą porę, by zobaczyć, jak chłopak pociera skrzydłem pupę Voldemorta. Parsknęli śmiechem a mężczyzna, gdy tylko zorientował się, że z niego się śmieją, pokrył się rumieńcem. Zostawił Pottera pod opieką Belli i podszedł do nich.

Cała trójka roześmiała się na wspomnienie wczorajszej awantury w Wielkiej Sali.

***

Harry oparł się o łóżko. Był zmęczony i nie chciało mu się wracać do szkoły. Dlatego wraz z Voldemortem nocował w pubie.

Obejrzał się na łazienkę. Voldemort wyszedł właśnie z niej i podszedł do łóżka. Wbił się w nie i wsunął pod pościel. Harry z trudem podniósł się i poczłapał do wanny. Z jednej strony cieszył się, że może się na coś przydać i pomóc. Z drugiej - to było wyczerpujące. Spędził kilka godzin na wieszaniu ozdób pod sufitem i poprawianie wpadek ślizgonów. A teraz nawet nie miał siły na seks! Cóż za niesprawiedliwość! Odkręcił wodę i zaczął się myć. Wtedy to poczuł. Falę niebezpieczeństwa…

Po chwili ponowił wołanie i wkrótce przyszedł jego kochanek. Jedno spojrzenie i wiedział, że coś się dzieje. Harry wtulił się w niego całkiem mokry.

Tego nie idzie zlekceważyć. Wciąż pamiętał, jak tylko takie ostrzeżenie uratowało go wtedy na drodze.

Harry skinął głową w podzięce i wrócili do pokoju. Voldemort zaraz ubrał się i ostrzegł wszystkich. Anioł zaś podszedł do okna. Co oni planują? Widział fioletową szatę, więc Albus. Czy to robota Zakonu, który ucichł po zdelegalizowaniu? Po godzinie wrócił Voldemort i położyli się spać. Za to rano zaczęło się piekło. Najpierw obudził ich ryk Belli. Potem bieganina w poszukiwaniu sukni. Na końcu wpadł Severus i wywalił ich z ciepłych łóżek. Harry ubrał się na biało a Voldemort na czarno. I to była jedyna różnica w ich ubraniach.

Zachichotali i wyszli, zderzając się z Ronem.

Harry wyrwał welon bliźniakom i odniósł kobiecie. Potem wrócił do pozostałych.

---

Severus i Bella właśnie założyli sobie obrączki, gdy znów to poczuł.

Zanim Voldemort zdołał się obrócić, budynkiem zatrzęsło i znikąd pojawił się dym. Przerażeni ludzie poderwali się i powstało ogólne zamieszanie. Harry obrócił się i przyjrzał ogromowi zniszczeń. Wszędzie był dym i zapach prochu. Czyli coś mugolskiego. Ludzie biegali pośród płomieni a co mądrzejsi gasili je wodą. Harry zakrztusił się.

Przedarli się na zewnątrz i okazało się, że zaatakowano nie tylko Trzy Miotły. Płonęło całe miasteczko.

Harry przytaknął i pobiegł w dół uliczki.

***

Dumbledore obserwował chłopaka.

Harry zwolnił i rozglądał się po płonących budynkach. Wyniósł kilka kotów z szopy i dwójkę dzieciaków. Potem stwierdził, że sprawdzi obszar zmysłami. Wyczuł tylko jedną osobę. Biedak uciekł do lasu a tam otoczył go płomień.

Maluchy pobiegły środkiem drogi, z dala od walących się terenów. Zabrały ze sobą te kociaki. Harry pobiegł lekko w stronę polany. Akurat ją znał bardzo dobrze. Z trzech stron otoczona skałami a z jednej tylko jedno wąskie przejście. Wzbił się w powietrze i dotarł do trasy.

Widział cień osoby i śmiało przeskoczył przez płomienie.

Zamarł w pół słowa. Widział to wczoraj, pod prysznicem. Pomarańczowe ściany, huki walących się rzeczy… czyli przed nim stoi Dumbledore. Odwrócił się i odkrył, że przejście zniknęło.

Harry odturlał się, gdy zaklęcie trafiło w skałę nad nim. Sekundę potem coś złapało go za kostkę i przerzuciło na środek. Upadając uderzył głową i zobaczył gwiazdy.

Przytknął mu ją do nosa i poczekał, aż chłopak omdlał. Potem wziął go na ręce, zdjął barierę i odleciał.

Rozdział 36.

Łagodne światło sączące się przez zasłony obudziło Harry'ego. Przewrócił się na plecy i leżał tak przez chwilkę. W końcu przypomniał sobie, co się stało. Uniósł się na łokciach. Znajdował się w małej komnatce. Z zaskoczeniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było ładnie umeblowane w jasnym, harmonicznym porządku. Harry dostrzegł wieżę HI-FI, nowoczesny komputer, telewizor plazmowy i całkiem sporą biblioteczkę. Sam leżał na dużym łożu, a w nogach dojrzał jakieś poskładane ubranie i szlafrok. Zagwizdał cicho z zachwytu, przeciągnął się i podreptał do szlafroka. Założył szlafrok oraz kapcie i poszedł w kierunku załamania pokoju. Znajdowały się tam po jego obu stronach drzwi. Wszedł w te z prawej strony i znalazł się w łazience. Rozejrzał się, zwracając uwagę na bogate wyposażenie łazienki. Harry podszedł do wanny, nalał ciepłej wody z dodatkiem płynu do kąpieli i wszedł do wody. Z przymkniętymi oczami zastanawiał się, gdzie właściwe się znajduje i czy nic się nie stało Voldemortowi. Nie mógł go wyczuć, jakby był zablokowany. W końcu wyszedł z wanny i podszedł do prysznica, gdyż w środku widział ręcznik. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, trysnęła na niego letnia woda, zmywając pozostałości piany. Następnie otoczyło go ciepłe powietrze i po chwili już był całkowicie suchy. Wyszedł z łazienki i poszedł się ubrać. Przysiadł na łóżku i sięgnął po ubranie. Zapiął krótkie brązowe botki na niziutkim obcasie i opuścił na nie białe nogawki dżinsów. Włożył jeszcze biały polar na brązową koszulkę i ruszył w kierunku drugich drzwi. Otwarły się przed nim same. Harry niepewnie ruszył korytarzem, nie wiedząc, jak to się wszystko skończy. Dotarł do windy i wszedł do środka. Nacisnął przycisk i zjechał na parter. Po obu stronach słyszał dobiegający zza drzwi gwar. Harry podszedł do drzwi po prawej stronie. Znajdowała się tam chyba jadalnia, gdzie posiłek jadło kilka osób. Harry'emu żołądek skręcał się z głodu, lecz nie posiadał przy sobie ani knuta. Stał więc w drzwiach i obserwował jedzących, aż w końcu zagadnęła go wysoka kobieta o brązowych oczach.

Była przyzwyczajona do gości swego władcy. Poprowadziła kolejnego uroczego chłopca do windy i wcisnęła odpowiednie piętro. Potem wyszła i drzwi zamknęły się. Podjechał na odpowiednie piętro i wyszedł. Tylko jedne drzwi były uchylone i zajrzał tam. Po chwili niepewnie wkroczył na korytarzyk i dotarł po kilku minutach do oszklonych drzwi. Okazało się, że prowadziły do tarasu. Wszedł na niego i podszedł do stolika. Ktoś tu był, świadczyły o tym pozostawione resztki posiłku. Harry odszedł od stolika i podszedł do balustrady. Spojrzał przez barierkę w dół i zmarszczył czoło. Zamek znajdował się na dużej wysokości. Harry'emu zakręciło się w głowie, więc czym prędzej przestał patrzeć w dół.

Harry momentalnie krzyknął ze strachu i stracił równowagę. Osunął się na posadzkę, cudem unikając wypadnięcia przez barierkę i spojrzał w górę. Nad nim stał mężczyzna, opierając się spokojnie o poręcz i zajadając bitą śmietanę. Gdy Harry wstał z posadzki podał mu jego porcję i obrócił się tak, by go widzieć.

Zamiast spodziewanych pisków i prób ucieczki, zobaczył iż młody tylko przechylił głowę.

Uniósł brwi. A to ci cwaniaczek.

Mike spojrzał na chłopaka. Miał rację. Nie musiał go zabijać. Ale w końcu był aniołem i jak drań dla zabawy zgwałcił i zabił dwuletnią dziewczynkę, nie wytrzymał. Wyjął mu ten nóż i zabił go. Zaraz potem zabrano go przed radę aniołów i skazano na wieczne potępienie. Nawet nie wnikali, co spowodowało takie zachowanie. Był rozżalony i wściekły. Od tamtej pory zaczął zabijać anioły i ludzi, którymi się zajmowali. Za to, że muszą ich chronić mimo podłości.

Był młody. Niemal w jego wieku.

I tu też się zaskoczył. Harry nie zadrżał, nic nie mówił. Tylko obserwował go z uwagą.

Dla niego to była wręcz urocza farsa. Siedział w domu wariata i udawał, że jest mile widzianym gościem. Ale miał w tym interes, by to trwało jak najdłużej. Voldemort na pewno będzie go szukał. Tylko, czy zdąży? I czy uda mu się go namierzyć? Westchnął, gdy wkroczyli do windy.

Harry spokojnie wszedł do znanego sobie już pokoju. Potem drgnął. Tym razem został zamknięty na klucz. Czyli wtedy pozwolili mu pospacerować, ale teraz już ścisła kontrola? Podszedł do łóżka. Zdjął buty i ułożył je przy dywaniku. Potem złapał za książkę, leżącą na półce. Sądząc po tytule, mówiła o rozróżnianiu ras magicznych od ludzi.

Usiadł na łóżku i spojrzał na zegar. Dopiero czternasta. Do kolacji jeszcze z cztery godziny. I to co najmniej cztery. Mógł spędzić ten czas na czytaniu. Położył się na łóżku, okrył narzutą z niego i otworzył książkę. Dyskretnie rozejrzał się znad niej i zauważył kamerę. Tak jak podejrzewał, był obserwowany. Już wcześniej widział na tarasie laptopa.

Samotna łza spłynęła szybko z oka, ale gwałtownym ruchem otarł ją. Nie mógł pozwolić sobie na słabość przy wrogu.

Rozdział 37.

Voldemort dogasił ostatni pożar. Zauważył Severusa, już grzebiącego w popiele. Podszedł do niego. Ten tylko zerknął w górę, po czym dalej kopał.

Wstał i rozejrzał się. To Hermiona i Toshiro wspominali o dynamicie. Zapach był dość charakterystyczny i niemal cała wioska była nim przesiąknięta.

Mężczyzna drgnął. Severus miał rację. Harry jak dotąd się nie pokazał. Ostatnią wiadomością o nim było to, że ratował jeszcze kogoś na przedmieściach. Przyniosły ją dzieciaki, targające koty. Już samo ocalenie zwierzaków mówiło o tym, że pomógł im jego anioł. Uniósł głowę i spróbował się z nim skontaktować. Odpowiedziała mu cisza. Aż się zatrzymał.

Skinął mu głową i pobiegł. Jeśli coś się stało temu szkodnikowi, to lepiej najpierw działać potem pytać. Zaraz zwołał kilku spotkanych leni. Ci podnieśli się niepewnie.

Zaraz przestali marudzić. Na swój sposób każdy polubił chłopaka. Wieść rozeszła się niemal natychmiast.

***

Toshiro znów machnął wachlarzem. Severus zakrył usta chusteczką i powstrzymał się przed kichnięciem. Chmury popiołu rozproszyły się, ukazując czyste podłoże. Voldemort już badał je zaklęciem.

Poprowadziła ich w tamtą stronę, rozcinając gałęzie kataną. Po kwadransie dotarli tam. Drako krzyknął coś i przypadł do dosyć charakterystycznego miejsca.

Gniewnie ruszył do środka. Po chwili usłyszeli wściekłe przeklinanie.

Niósł coś srebrnego. Kiedy podsunął to im, przełknęli śliny. To była bransoletka, którą Harry dostał od Hermiony na zakończenie swojej szkoły.

Każdy zerknął na fioletową chusteczkę. Śmierdziała jakimś roztworem. Nawet nie musieli czytać nazwiska. Wiedzieli, że stoi za tym Dumbledore.

Rozdział 38.

Kiedy Harry dotarł już do końca książeczki i żałował, że była taka krótka, ktoś zapukał.

Zamek kliknął i do pomieszczenia wkroczyła ta sama dziewczyna, która wcześniej odesłała go do Mike'a.

Położyła mu to na sofie i wyszła. Zamek znów zazgrzytał. Harry podszedł do ubrań i przejrzał je.

Westchnął i zostawił to. Zajął się kosmetykami. Balsamy do ciała, żel do kąpieli, sól i jakieś olejki. Zabrał ten koszyk i udał się do łazienki. Odkręcił ciepłą wodę i wlał olejek miętowy. Nasypał też troszkę soli i wlał płyn do kąpieli. Jak może używać, to zrobi sobie pełny serwis. Szybko zdjął ubranie i zanurzył się w ciepłej wodzie. Niemal czuł, że jest obserwowany. Powoli umył każdy skrawek ciała. Kolejny raz spróbował się skontaktować z Voldemortem, na próżno. Zniechęcony wyszedł z wody i podszedł do prysznica. Pozwolił wodzie opłukać się i wytarł do sucha ręcznikiem. Owinął go sobie wokół bioder i ruszył do saloniku. Założył jedwabne majtki.

Niemal czuł uśmiech obserwującego go mężczyzny. Założył delikatną, ciepłą koszulkę. Na szczęście bawełnianą, nie jedwabną. Na nią poszła elegancka bluza z dekoltem łódkowym, przez co miał odsłonięte ramiona. Na tyłek wdział obcisłe nogawki a'la pończochy. Pokręcił głową rozbawiony. Założył szarfę na uda i szatę półprzeźroczystą na tors. Do tego kozaki. Westchnął i podreptał do lustra. Obejrzał się krytycznie. Nie podobał mu się ten strój, ale z drugiej strony nie miał prawa narzekać. Nie dostał nic innego a i to miło, że cokolwiek mu dał. Sądząc po tym głodnym spojrzeniu, wolałby go nagiego w bitej śmietanie z wisienkami na sutkach i jądrach. Prychnął ponownie, rozbawiony taką wizją. Mógłby ją kiedyś przetestować z Voldemortem. O ile uda mu się przeżyć. Popryskał się perfumami i podszedł do drzwi. Zerknął jeszcze na zegarek. Równe półtorej godziny. Drzwi drgnęły i otworzyły się. Został poprowadzony do windy. Tym razem miał eskortę. Wprowadzono go do bogato urządzonej jadalni. Z ciekawością przyglądał się obrazom w złotych ramach.

Harry obrócił się i zmierzył zdziwionym spojrzeniem Dumbledore'a.

Niemal spodziewał się, że chłopak będzie szczelał fochy. Ale nie, Harry westchnął i pozwolił się prowadzić.

Odsunął mu krzesło a Harry usiadł. Spojrzał przez stół. Mike obserwował go, pijąc wino. Harry sięgnął po swój kielich i ten natychmiast napełnił się alkoholem, który upił. Wolałby wprawdzie jakiś nektar, ale… Zamrugał i spojrzał dziwnie na kielich.

Ten stał już koło niego.

Harry jęknął i spróbował zwalczyć skutki eliksiru. Jednak po chwili zasnął. Obudził się jakiś czas później. Leżał wciąż w tej samej szacie. Jednak nie był w tamtym pokoju. Leżał na stole w jakimś lochu. Wokół pełno było jakiś eliksirów i składników.

Spojrzał w prawo. Mike siedział w bujanym fotelu. Obserwował, jak chłopak napiął mięśnie i po chwili opadł bezsilnie.

Rozsunął mu szatę i rozwiązał szarfę.

Potem schylił się i polizał członka anioła. Dłonie przesunął na jego uda. Gładził je subtelnie.

Z trudem wstał i zawiązał szarfę oraz opuścił szatę. Podszedł do stołu przy ścianie i usiadł na niego. Świadomy wzroku obserwującego go anioła, rozpiął spodnie i zaczął się pobudzać. Cały czas jęczał jego imię. Kiedy doszedł, spojrzał na chłopaka. Harry nie patrzył na niego. Na pewno jednak wszystko słyszał. Poprawił się i podszedł do stołu.

Harry nic nie odpowiedział. Mike wzruszył ramionami.

Odszedł od niego do małego stoliczka. Przyniósł stamtąd tacę pełną strzykawek. Pogwizdując troszkę, zaczął robić mu zastrzyki. Harry zacisnął zęby. Niektóre były bardzo bolesne. Przy jednym wygiął się z krzykiem. Zaciskał kurczowo powieki, ale łzy i tak popłynęły.

Po chwili ponowił serię zastrzyków.

Chwilę potem przytrzymał wijące się w spazmie bólu ciało. Jak tak dalej pójdzie, chłopak przerwie więzy. Ale na jego szczęście - a nieszczęście Pottera - nie zerwał. Mężczyzna przyjrzał mu się współczująco. Nawet jakby chciał, już nie mógł poddać go narkozie. A dzieciak był wrażliwy. I uparty. Westchnął i podszedł do maszyny. Otworzył osłony soczewki i Harry zbladł. Jeśli oberwie promieniem przepuszczonym przez tę soczewkę, umrze w męczarni… Chwilę potem pstryknął włącznik maszyny, zobaczył światło i poczuł to…

***

Voldemort krążył po pokoju Pottera. Chłopaka szukano już cały dzień. Nagle chwycił się za serce. W umyśle słyszał krzyk Pottera. I serce, uderzające miarowo. Coraz wolniej, aż stanęło...

Rozdział 39.

Draco poderwał się, gdy krążący dotąd miarowo Czarny Pan zamarł i złapał się za serce.

Potem zaniemówił. Z oczu Voldemorta płynęła krew. Wciąż powtarzał imię Pottera. Rozejrzał się i złapał za pergamin. Naskrobał liścik do Toshiro i posłał skrzatem. Po kilku minutach wpadł białowłosy. Ale tylko jedno spojrzenie na Voldemorta i już wiedział, co się stało.

Granger i Malfoy wymienili spojrzenia. Jeśli to prawda? Ten szalony anioł miałby nie żyć?! Toshiro podał Voldemortowi kilka specyfików i ten powoli oprzytomniał.

Cała trójka spojrzała na niego z nadzieją. Mieli szanse?! Niemal kilka minut później wbiegła Bella. Nie mogła biegać, ale teraz to olała.

Toshiro złożył wachlarz w całość a Hermiona zmieniła ubranie na spodnie i koszulkę. Sprawdziła również katanę. Kiedy wyszli na dziedziniec, ku ich zdumieniu czekali tam ich przyjaciele. Nie musieli nic mówić, każdy chciał ratować ich aniołka.

***

Snape spojrzał z góry na zamek. Widział chowaną soczewkę i dym. Wcześniej słyszał też echo krzyku Pottera. Czyli był tam… Miał tylko nadzieję, że nic mu nie jest. Podkradł się do środka i zaszył w jakieś wieży. Podwinął rękaw i nacisnął mroczny znak. Wkrótce poczuł, że otacza go tłumek ludzi.

Powoli ruszyli schodami w dół. Całe zgromadzenie było wściekłe. Nawet dawni poplecznicy Dumbledore'a. Jak można skrzywdzić dziecko?! Które doprowadziło do zakończenia wojny i poprawy bytu czarodziei? Minerva szła między nimi. Dawno nie walczyła, ale nie zostawi teraz chłopaka. To jej ulubieniec.

***

Mike obserwował stojącą spokojnie postać. Harry był przystojny i zachował urodę. Jego źrenice były pionowe, ale poza tym i dłuższymi włosami nie zmieniło się nic. No, według niego, stał się jeszcze bardziej przystojny.

Podszedł do niego i delikatnie pogładził czarne włosy.

Albus wpatrywał się w Pottera z zachwytem. Natomiast mała część zakonu była w szoku. Molly i Artur byli wręcz przerażeni. Ich mały, przybrany syn… miał teraz martwe spojrzenie. Czy on wciąż żył? Wątpili. Dlaczego aż tak go skrzywdzili? Kiedy dzieci wyrzekły się ich, obwinili za to zielonookiego i z uczuciem satysfakcji czekali na jego „leczenie”. Teraz było już za późno. Chłopak był stracony na zawsze. Zanim zdołali cokolwiek powiedzieć, drzwi wyleciały z hukiem i do środka wpadł Voldemort. Za nim wkroczyła grupa osób. Zarówno śmierciożercy jak i uczniowie szkoły. Albus stanął między nimi a resztą.

Za nią przeszedł Artur, Lupin oraz Hagrid. Reszta jednak prychnęła i została przy Albusie.

Spojrzał z rozbawieniem na Pottera. Voldemort również spojrzał, ale nie poznał chłopaka. Harry delikatnie ujął miecz i zaatakował go. Śmierciożercy rozproszyli się, by im nie przeszkadzać i sami ruszyli na Zakon. Hermiona rozejrzała się i dostrzegła Mike'a. Stał naprzeciwko Toshiro, więc pospieszyła mu pomóc.

Ruszył na niego wściekle. Jednak trafił na silnego przeciwnika. Szybko doszedł do wniosku, że to nie jest człowiek. Musiał być demonem. Jęknął i przeleciał całą salę. Podniósł się niepewnie. Hermiona zajęła dla niego Mike'a. Rozejrzał się i zamarł. Przegrywali. Voldemort też zbierał się z podłogi. Zastanowił się przez chwilę. Dlaczego jego przeciwnik nie wykorzystał okazji? Nawet, jeśli się bawił, może powstrzymać rozlew krwi, zabijając mężczyznę. Potrząsnął głową i ruszył z pomocą Hermionie. Musiał się dowiedzieć, jakim demonem jest wróg. Inaczej go nie pokonają. Na razie zasłonił cios w gardło leżącej Alecto. Pomógł jej wstać.

Spojrzeli z przerażeniem, jak obcy wróg staje nad Voldemortem. Ale wciąż go nie dobijał. Po prostu czekał.

Dlaczego ten głupi bachor nie dobija tego drania, tylko czeka?! A no tak, jeszcze kilka godzin czuje jako anioł i nie będzie miał siły na zabicie go. Szanujący się anioł z zasadami. A już za kilka godzin będzie zabijał bez wahania. Oblizał wargi i w ostatniej chwili odskoczył. Toshiro wykorzystał moment jego nieuwagi. Wtedy ktoś zaczął dopingować Voldemorta. Obaj obejrzeli się. Mężczyzna skłonił się i przez to uniknął ataku. A do tego teraz wystarczy jedno pchnięcie i po walce. Wtedy właśnie rozbłysło jedno wielkie światło od nich i każdy zasłonił oczy.

Rozdział 40.

Voldemort otworzył oczy. Widział nad sobą błękitne niebo. Powoli uniósł się w ramionach. Leżał na jakieś łące. Usiadł i rozejrzał się dokładniej. Dopiero teraz zobaczył, że nie jest tam sam. Stał tam anioł. Podniósł się i podszedł bliżej.

Drgnął, przerażony. Ten głos…

Anioł odwrócił się i zachłysnął się. To był jego przeciwnik.

Skinął głową i Harry poprowadził go pod drzewo wiśni. Usiedli oparci o pień.

Voldemort odsunął się. Kochał to dziecko. Jak miałby go zabić?

Mężczyzna spojrzał w oczy młodzieńca. Książka miała być wydana za półtorej tygodnia. Nie dożył tego. Zwiesił ramiona. Nie miał wyboru. Albo on ocali mu duszę, albo straci i Harry'ego i siebie. Podkulił nogi.

Voldemort spojrzał na swojego anioła.

Harry momentalnie zachichotał. Złożył palce i wycelował w niego.

Voldemort odskoczył. Po chwili obaj się śmiali.

Chwilę potem już spadał. Otworzył oczy i zobaczył, że Harry już ich przywrócił. Krzyknął i z całej siły pchnął w ciało chłopaka. Przebił je na wylot. Śmierciożercy wiwatowali a Mike obserwował to w szoku. Voldemort wyrwał miecz i śmignął do niego. Jednym cięciem rozciął go na pół i spalił obie połówki potwornie silną klątwą.

Voldemort opuścił miecz i podszedł do leżącego wroga. Podniósł go i spojrzał w nieruchomą twarz. Jego ukochany anioł. Na oczach zebranych ciało wroga zmieniło się w Pottera.

Voldemort wstał. Zdjął płaszcz i częściowo nakrył nim nastolatka.

Wiedział, że jak spojrzy, to nie powstrzyma się i rozpłacze. Reszta chyba czuła to samo.

Voldemort zacisnął oczy.

Teraz już nie wytrzymał. To, co zobaczył zarówno Zakon jak i reszta, to łzy, płynące z tych czerwonych oczu. Mężczyzna zacisnął powieki a gdy je otworzył, był wściekły. Śmierciożercy skulili się przerażeni. Znali szały swojego mistrza. Ale ten nie zaatakował ich. Pierwsze zaklęcie przebiło Albusa przez ścianę.

Z każdym słowem miotał coraz gorsze klątwy.

Zakon słuchał tyrady w przerażeniu. Hermiona spoglądała na coś, co kiedyś było szanowanym dyrektorem. Teraz to była konająca ofiara. Przeniosła wzrok na swojego przyjaciela. Ron klęczał przy nim. Wokół zielonookiego pojawiła się już kałuża krwi. Podeszła bliżej i również przyklęknęła. Słyszała szuranie i zerknęła za siebie. Młodzi otoczyli ich. Dorośli wyłapywali uciekających członków Zakonu. Molly i Artur stali przy nich. Kobieta zdjęła z ręki zegarek, który kiedyś oddał jej Potter i założyła go mu na rękę.

Huk odwrócił ich uwagę. Spojrzeli na ścianę, po której zsuwały się resztki Dumbledore'a. Voldemort rozerwał go na kawałeczki. Teraz dyszał ciężko.

Voldemort odetchnął głębiej i odwrócił się. Jego ludzie i reszta czekała w grupce na niego. Toshiro trzymał ciało Harry'ego. Skinął im głową i deportowali się.

Rozdział 41.

Voldemort siedział w jakimś fotelu. Uniósł głowę i niemal natychmiast natrafił spojrzeniem na laptopa. Ostatnimi czasy Harry siedział przy nim i podczas gdy on coś wypełniał w papierkach, chłopak grał sobie w gry. Spuścił głowę i zacisnął powieki. Przez cały czas nosił laptop przy sobie, jak lichą namiastkę chłopaka. Dwa dni. Dwa przeklęte, długie dni. Cały kraj wiedział już o śmierci nastolatka. Świat magii powiadomił o tym krewnych chłopaka i to dość brutalnie. Na środku ulicy i przez megafon. Nawet premier mugoli poprosił o możliwość uczestnictwa w pogrzebie i wracał z wyjazdu do Kanady. Przez to rozsławiła się jego śmierć. Mężczyzna usłyszał pukanie. Uniósł głowę.

Do środka zajrzała Molly Weasley. Spojrzał w jej zapuchnięte oczy.

Sam nie wiedział, dlaczego zechciał. Ale podniósł się i ruszył na dół. Jak tylko się pokazał, zrobiono mu setki zdjęć. Podszedł do mężczyzny i uścisnął wyciągniętą dłoń. Zaraz pojawiło się pełno mikrofonów.

Rozmowę nagle przerwał dzwon. Każdy zamarł. Voldemort ruszył pod budynek. Dolina Godryka niewiele się zmieniła. Kiedyś stanął pod tym domem, by zabić Potterów. Teraz mieli wynieść z niego zwłoki Harry'ego. Wkrótce pokazało się kilku ludzi. Między sobą nieśli białą trumnę. Tłum ludzi rozstąpił się przed nimi i ruszyli w stronę cmentarza. Śmierciożercy kroczyli powoli za nim. Koło niego szła zapłakana Anna.

Kiedy dotarli na cmentarz, niemal był pewny, że pochowają go w grobie rodziców. Ale nie. Chłopak miał osobny grób, ale koło nich. Też dwuosobowy.

Obserwował, jak ciało chłopca zostaje spuszczone do ziemi i zaczynają zasypywać je piaskiem. Niedaleko było miejsce dla wykluczonych. Tam pochowano Dumbledore'a. Jakoś nie umieli tego złamać. Paradoks, pochować kata przy ofierze. Ale z mściwą satysfakcją widział, że nawet nie dostał nagrobka. Poczuł, że ludzie zaczynają go poklepywać i składać mu kondolencje. Wkrótce został tam sam.

***

Snape wyprowadził Bellę z lochów. Voldemort wykańczał po kolei zdrajców. Konkretnie, Zakon. Oczywiście najpierw ich prześwietlił i gdy widział, że wiedzieli o planie lub czuli radość z przemienienia chłopaka, odsyłał na rzeź. Czyli w sumie każdego. Ci, co myśleli inaczej, przeszli już wcześniej do niego. Ich szef polubił się z rodzicami rudzielców. Do tego byli kopalnią informacji o chłopcu.

Drgnął i spojrzał na nią.

Zamrugał, gdy dotarło to do niego. Chciała nazwać ich dziecko po aniele. Ale bała się, że Voldemort poczuje ból.

Kobieta skinęła głowa a on odszedł.

---

Severus przeszedł powoli przez rezydencję. Voldemort pewnie leży i ogląda sufit. W ogóle, zapadł na „lekką” depresję. Toshiro robił co mógł, by mu pomóc. I troszkę mu się udawało. Bynajmniej zmusił go do jedzenia. Mężczyzna westchnął i zapukał.

Wszedł i zamarł. Voldemort miał na sobie już szatę. Czekał z zaciętym wyrazem twarzy.

Snape podszedł do niego i usiadł na łóżku.

Wstali i ruszyli w stronę wyjścia. Ofiarę mieli od dwóch dni. To był jeden z niedobitków Mike'a. Jego ulubieniec. Przenieśli się do parku. Dzisiaj była ładna pogoda i wielu mugoli wypoczywało na kocach. Wśród nich ofiara. Siedział naprzeciwko jakiegoś szatyna i rozmawiali o koleżankach. Voldemort stał za nim i spoglądał na nich. Snape i reszta była w oddaleniu. Gotowi interweniować w razie problemów. W końcu nie wiedzieli, czy on nie ma jakiś barier. Mężczyzna wycelował różdżkę w jego plecy i zobaczył, jak siedzący naprzeciwko niego rozbawiony szatyn unosi głowę. Miał zielone oczy i przełknął ślinę. Ale nawet takie ostrzeżenie - nie wątpił, że to ostrzeżenie jego anioła - nie miało prawa oderwać go od tej decyzji. Poderwał różdżkę wyżej i rzucił zaklęcie zabijające. Śmierciożercy wrzasnęli. Mugole rozejrzeli się i zobaczyli błysk zielonego światła. Poderwali się i zbiegli nad ciałem. Toshiro przepchał się przez nich.

Pokręcił głową i zabrał ciało z dala od poruszonych ludzi.

Rozdział 42 - epilog.

Wszystko wyglądało tak, jak sobie zapamiętał. Łąka pełna kwiatów, motyle latające wokół niego… i Harry. Stał i obserwował go.

Harry przywarł do niego i odwzajemnił pocałunek. Ocierał się o kochanka, który niemal nie omdlał z radości. Oderwali się od siebie i po prostu patrzyli w swoje oczy.

Popchnął Voldemorta, aż ten upadł w maki. Sam usiadł na nim i zaczął rozpinać mu spodnie.

Harry spojrzał na niego rozbawiony, po czym zsunął się z niego i nachylił nad jego spodniami. Przygryzł lekko członka i zaraz zassał go. Voldemort jęknął i wplótł palce w jego włosy. Pozwolił mu pobudzić siebie, chociaż nie potrzebował tego. Kilka chwil później Harry z głośnym mlaskiem oderwał się od niego i znów usiadł mu na biodrach. Tym razem usiadł tak, by samemu nadziać się na sterczącą męskość. Mruknął zadowolony, czując go w sobie a Voldemort objął go i wtulił się w niego. Obaj powoli poruszali się, całując zachłannie.

Ale przyspieszył i zaraz oboje szczytowali. Przez jakiś czas byli w siebie wtuleni. Potem jednak podnieśli się, doprowadzili do porządku i złapali za dłoń. Ruszyli w stronę wzgórza.

***

Tego sylwestra nikt się nie bawił. Owszem, były tłumy ludzi, ale przy księgarniach. Każdy miał przypięte wstążki żałoby i czasem dwa zdjęcia przy sobie. Czekali na premierę pewnej książki. Wśród nich była Hermiona, która mogła dostać to już wczoraj. W końcu pomogła przerobić okładkę i dała nowe zdjęcie na tył. Ale nie chciała. Czekała wraz z resztą i jak oni z ulgą powitała światło słońca. Spojrzała na zegarek. Ósma trzydzieści. Jeszcze półtorej godziny. W księgarniach ludzie kręcili się pół nocy i szykowali się na wydanie. Zamówienia na książkę Harry'ego przerosło najśmielsze oczekiwania. Każdy chciał kupić pracę, przez którą stracił życie. Jego pasję, jak mówili.

Obejrzała się i zobaczyła przyjaciół. Anna stała obok Toshiro.

Ludzie schylili je i nikt nie odzywał się przez dwie minuty. Czarodzieje nie wiedzieli, o co chodzi, ale nie odważyli się powiedzieć ani słowa. Dopiero po drugim dzwonku, drzwi księgarni otworzyły się. Ludzie ruszyli.

Pozostali skinęli głową, wchodząc do środka. Pracownicy uwijali się jak w ukropie, wciąż donosząc nowe kartony. Na szczęście Anna zarezerwowała im książki i teraz wzięli je z zaplecza. Hermiona spojrzała na swoje dzieło. Okładka przedstawiała w lewym górnym narożniku Pottera ze skrzydłami na tle nieba. Odwracał się i wyciągał dłoń do osoby w drugim narożniku książki. Drugą postacią był Voldemort. Pośrodku był tytuł. Obróciła książkę, widząc, że mugole zaczytują się w tekście na tylnej okładce. Było tam zdjęcie, jakie zrobiła Potterowi i Voldemortowi. Harry siedział tam nad laptopem a Voldemort pochylał się nad nim, sprawdzając tekst. Przeczytała krótkie streszczenie opowieści i zobaczyła, że dodali coś jeszcze. Zmarszczyła czoło.

„Powieść tę napisał młody siedemnastolatek. Jego pragnienie pisania sprowadziło na niego śmierć i nie dożył premiery. Mimo to wydano tę powieść, ponieważ jest formą czci niesamowitego talentu. Jego ukochany - Tom „Voldemort” Riddle - nie mogąc znieść śmierci Pottera, popełnił samobójstwo kilka dni po nim. Chwała ich imionom...”

Łzy zakręciły się jej w oczach, jak przeczytała dwa krótkie nekrologi. Nie przerobili daty narodzin Voldemorta na taką, by nie wydało się, że był staruszkiem. Ale to już nie miało znaczenia. Przypomniało jej się, jak stała tam, w tym parku i obserwowała go. Współczuła mężczyźnie, że będzie żył wiecznie, z takim brzemieniem. A on, zamiast trafić w ofiarę, nagle poderwał różdżkę, wycelował w swoje serce i rzucił Avadę. Wszyscy rzucili się do niego, zarówno oni jak i mugole. Oczywiście klątwa podziałała i mężczyzna nie żył. Wczoraj pochowali go obok Pottera i z niewiadomych przyczyn, na oczach mugoli i niemal całego świata, pojawił się nagrobek, przedstawiający Harry'ego jako anioła, osłaniającego skrzydłami Voldemorta. Śmierciożercy strzelali zaklęciami w niebo i nawet olewali to, że wydają ich świat mugolom. A gdzieniegdzie pojawiły się anioły i śpiewały pieśni. Pewnie dlatego nie zmieniono daty. Uznali, że żył tak długo dzięki Aniołowi. Hermiona otrząsnęła się z tych myśli i podeszła do kasy. Wyjęła z szaty czarodzieja pieniądze i zapłaciła za książkę. Kasjerka mrugnęła jej.

Dziewczyna prychnęła.

Potem wyszła przed księgarnię. Wszędzie siedzieli ludzie i niektórzy pochlipywali a inni już czytali z wypiekami na twarzach. Ale każdy jęczał, jak czytał początek. Zaintrygowana otworzyła książkę. Najpierw było kilka słów od Pottera, gdzie dziękował i wyjaśniał, że Weasleyowie wcale nie są źli, bo wyrazili zgodę na takie przedstawienie ich w powieści. Za to na drugiej stronie była tylko dedykacja.

Dla Hermiony i Toshiro, by napłodzili sporo szkodników. Dla Ginny, by w końcu poderwała Draco lub Zabini. Dla reszty przyjaciół, którzy mnie wspierali. Dla Belli i Severusa, na których wraz z Voldkiem rzuciliśmy zaklęcie zapłodnienia, niech wam dziecko dobrze się rozwija. I dla mojej miłości, bo to on dał mi siłę do wyrwania się z niewoli strachu.

H. J. Potter

Mrugnęła szybko, ale tym razem łzy popłynęły. Niedaleko klął Severus a ludzie śmiali się. Docierały do niej słowa w stylu „wiedziałem, że to jego robota”, „ma szczęście, że nie żyje, bo bym mu tego dzieciaka oddał”. Ale mimo to miał radość w oczach i wiedziała, że to tylko czcze gadanie. Bella miała urodzić synka i chłopak otrzyma imię Harry Marvolo Snape. Idealne uczczenie obu tych wariatów. Deportowała się do Doliny Godryka. Wkroczyła na cmentarz i położyła wyczarowane kwiaty na nagrobku.

Odwróciła się od złotych i srebrnych liter i ruszyła do bramki. Musiała zacząć nowe życie sama. Zauważyła, że stoi tam Toshiro a Ron właśnie się deportuje.

Spojrzała w górę, gdy między nią a Toshiro spadły płatki róży. Spadały z nieba i wydawało jej się, że ktoś tam był. Dwie osoby, które zniknęły. Tylko jedno białe piórko spadło na ich złączone dłonie. Ujęli je delikatnie i wrócili do domu.

Od Ver:

Tak, tak. Voldemort trafił kogoś i to właściwą osobę. Trafił siebie! Dlatego zabrano ciało. Po prostu podjął taką decyzję, by być ze swoim aniołkiem. To miałam na myśli, że wróci. Bo są razem, szczęśliwi. Dla nich to szczęśliwy finał, a zdaniem reszty papierki Pupuś i Mella się nie przejmuje!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stuart Anne Upadły anioł
Upadły Anioł
UPADŁY ANIOŁ by PaniChochlikowa
Mari Jungsted Upadły anioł 5fantastic pl
upadly aniol cz1
Lista upadłych aniołów, MITOLOGIA WIERZENIA DEMONOLOGIA, DIABŁY I ZAŚWIATY
Anioł Stróż o.PIO(1)
Nowenna do Anioła Stróża, Katecheza, Anioł Stróż

więcej podobnych podstron