Świadectwo nawróconego teistycznego ewolucjonisty
Filozofia i humanistyka darwinistyczna stała się alternatywą wobec chrześcijaństwa. Darwinizm jest dzisiaj czymś dalece więcej niż teorią biologiczną. Jest całościowym światopoglądem, jednoczącym różne działy nauki: od fizyki i kosmologii przez chemię, różne dziedziny biologii i neuronauki, psychologię, antropologię, religioznawstwo i filozofię. Jest podstawą ideową tak zwanego ruchu trzeciej kultury, postulującego stworzenie nowego typu humanistyki opartej na ścisłych związkach z naukami przyrodniczymi, posługującej się przyrodniczą metodologią i przenoszącej naturalizm nauk przyrodniczych na sferę nauk humanistycznych.
Jest w pewnym sensie religią, światopoglądem i swego rodzaju duchowością. I wcale tego nie ukrywa! Nie trzeba go jako swego rodzaju religii i światopoglądu demaskować, bo jawnie się do tego przyznaje. Oczywiście, nie rozumie się tego w ten sposób, że darwinizm nie jest w mniemaniu samych darwinistów nauką, ale że jest jej rozwinięciem, jest światopoglądem, filozofią i humanistyką ściśle z naukami przyrodniczymi związaną. Był okres, kiedy darwinizm miał podobnie silne znaczenie. Było to w drugiej połowie XIX wieku aż do lat dwudziestych XX wieku. Na początku XX wieku przeżył kryzys, został wyrugowany z większości dziedzin nauki, również z biologii. Odrodził się w latach czterdziestych XX wieku jako neodarwinizm - zmatematyzowana teoria doboru naturalnego oparta na genetyce populacyjnej. Z wolna zajmował inne działy biologii. Poza jego zasięgiem znalazły się jednak nauki społeczne i humanistyczne. Te zostały zdominowane przez kulturocentryczny strukturalizm, a potem przez postmodernizm. Ale od pewnego czasu się to zmienia. Pod auspicjami trzeciej kultury darwinizm podbija i te nauki i staje się najbardziej konsekwentnym i dynamicznie się rozwijającym poglądem na świat naszych czasów. Staje się współczesną formą materializmu, nastawioną wrogo do wszelkich konkurencyjnych światopoglądów: do postmodernizmu, new age, a także wszelkich religii. Jego wpływy sięgają do mediów, kultury popularnej, polityki.
Ruch kreacjonistyczny od dawna walczył z darwinizmem, podkreślał też zawsze jego filozoficzny charakter. Koncentruje się jednak przede wszystkim na polemice z darwinizmem w sferze naukowej. I tu - moim zdaniem - nie jest zbyt przekonujący, to zresztą było powodem, że podpisałem list mówiący, iż chrześcijanie mogą popierać teorię ewolucji. Pozostaję sceptyczny wobec geologii potopowej czy teorii baraminów i skrajnego literalizmu. Teraz jednak widzę, że podpisanie tego listu było błędem o tyle, o ile sugerowało zgodność chrześcijaństwa z teorią ewolucji. Myślę, że darwinizm jest niebezpieczny dla chrześcijaństwa i tu przyznaję kreacjonistom rację. Nie wykluczam możliwości stworzenia naukowego kreacjonizmu, ale nie przy obecnym stanie wiedzy. Ale myślę, że z darwinizmem trzeba polemizować. Sądzę jednak, że przede wszystkim w sferze teologii, filozofii i humanistyki. Zresztą, to pierwsze kreacjonizm zawsze czynił. Tu, myślę, jest najsilniejszy. Nawet filozofowie darwinistyczni, jak na przykład Dan Dennett, przyznają, że kreacjoniści mają rację w jednym: darwinizm jest zabójczy dla teologii chrześcijańskiej. Nie można zarazem przyjmować darwinizmu i chrześcijańskiej teologii. Ten aspekt kreacjonizmu zawsze najbardziej mnie przekonywał. Myślę, że koncentracja na skonstruowaniu kreacjonizmu jako teorii naukowej, co było odpowiedzią na wymogi prawa amerykańskiego, była błędem. Chrześcijanie wchodzili na teren paleontologii, genetyki, teorii doboru, biologii molekularnej i nie zawsze byli kompetentni w tych dziedzinach. Myślę, że ważniejsza jest polemika w sferze bezpośrednio dotyczącej człowieka, etyki i duchowości. Darwinizm ma w tych dziedzinach wyraźnie skrystalizowaną koncepcję, z której wprost wynikają daleko idące skutki dla życia społecznego, politycznego czy rodzinnego. Koncepcję jawnie sprzeczną z chrześcijańską, nawet otwarcie wrogą. Trzeba się jej przeciwstawiać. Nie można tu lekceważyć filozofii i humanistyki. Kreacjoniści słusznie pokazują, że darwinizm podważa pewne elementy teologii chrześcijańskiej. Ale nie chodzi tylko o problem grzechu, zbawienia, realności zmartwychwstania. Ważna jest również obrona chrześcijańskiego rozumienia miejsca człowieka w świecie, natury świadomości, umysłu, stosunku człowieka do przyrody, techniki, kultury. A w tych dziedzinach darwinizm jest łatwiej zaatakować. A jeżeli uda się pokazać, że krytykowane koncepcje darwinizmu są nieuniknioną konsekwencją darwinizmu jako teorii biologicznej, podważymy również sam darwinizm zgodnie z prawem logiki, że jeżeli p to q i nie q to nie p. Negacja następnika musi prowadzić do negacji poprzednika, choć niekoniecznie na odwrót. Wystarczy tylko zanegować konieczne konsekwencje darwinizmu. I tu jest pole do polemiki z darwinizmem.
Darwinizm implikuje materialistyczną koncepcję świadomości, naturalistyczną teorię ludzkiego umysłu oraz ontologiczny monizm. Prowadzi do zamazania hierarchii bytów. Jeżeli organizmy żywe powstały spontanicznie z materii nieożywionej, wytworzyły świadomość na drodze ewolucji, to świadomość i umysł jest tworem czysto fizycznym, a człowiek jest tylko zwierzęciem. (Rozwijane są koncepcje emergencji i superweniencji, które mają zapobiec takiemu wnioskowi. Dawniej marksiści mówili o wyłanianiu się nowych cech (nowych form ruchu, w tym ducha!) w miarę postępu ewolucji. przyp. red)
Darwinizm stawia te tezy serio i konsekwentnie i wyciąga z nich daleko idące wnioski praktyczne. Wielu chrześcijan sądzi, że ewolucja jest swego rodzaju postępem od bakterii do człowieka, że człowiek pozostaje jakimś celem i ukoronowaniem ewolucji. Wydaje się, że ewolucjoniści teistyczni i kreacjoniści progresywni są przekonani, że historia ewolucyjna jest drogą prowadzącą ku człowiekowi. Obecnie jednak ewolucjoniści w postęp wierzą rzadko. I raczej nie tak rozumiany. Ewolucja nie jest drogą ku człowiekowi. Ewolucja nie jest drabiną postępu, ale drzewem o wielu konarach i gałęziach, człowiek jest końcem tylko jednej z nich. Jednym ze zwierząt.
Podkreśla się obecnie bliskie pokrewieństwo człowieka i szympansów. Fizjolog i geograf, popularny pisarz i trzeciokulturowy humanista Jared Diamond zaproponował wprost, by człowieka uznać za trzeci gatunek szympansa obok szympansa pospolitego i karłowatego bonobo. Genetycznie różnimy się w niewielkim stopniu, a według obecnych poglądów ostatni wspólny przodek żył 6 milionów lat temu. To naprawdę niewiele. Szympans też jest bliżej spokrewniony z nami niż z gorylem, nie mówi się już o małpach człekokształtnych jako odrębnej grupie, różnej od człowiekowatych. (Zaznaczamy, że samo mówienie o pokrewieństwie ze zwierzętami wyraża pogląd ewolucjonistyczny. przyp. red.) Człowiek różni się od małp, ale trudno tu mówić o różnicy istotowej zasadniczej, człowiek jest po prostu jednym z gatunków zwierząt. Jeszcze stosunkowo niedawno zwierzęta traktowano jak nieczułe, nieświadome automaty, niezdolne do odczuwania uczuć, myślenia. Obecnie się to zmieniło, odkrywa się coś, co zawsze wiedzieli właściciele zwierząt domowych, miłośnicy psów, kotów czy papug. Zwierzęta są wrażliwymi, czującymi istotami, zdolnymi do myślenia i doświadczającymi pewnej formy świadomości, przynajmniej niektóre z nich. Są zdolne do odczuwania wartości etycznych i estetycznych. Człowiek nie różni się od nich według darwinistów istotowo. Ma tylko lepiej rozwinięty umysł, w to nikt nie wątpi, ale ten jest dla darwinistów po prostu wynikiem ewolucji, efektem budowy mózgu i niczym więcej.
To ma daleko idące konsekwencje dla etyki. Najdobitniejszym wyrazicielem etycznych konsekwencji darwinizmu jest australijski filozof Peter Singer. Jego idee podziela również Richard Dawkins i wielu innych darwinistów i przedstawicieli trzeciej kultury. Zrozumienie jego argumentacji jest istotne w sporze o etyczną ocenę aborcji, eutanazji, dzieciobójstwa, wegetarianizmu, eksperymentow na zwierzętach. Singer wyciąga daleko idące wnioski z darwinizmu. Jeżeli ludzki umysł jest po prostu wytworem materii, efektem rozwoju mózgu, a zarazem jest jedyną widoczną różnicą między ludźmi a zwierzętami, to też tylko stopień świadomości i sprawności umysłowej może być podstawą dyskryminacji w ocenach moralnych, nie przynależność gatunkowa! Singer pyta wyłącznie o zdolność do odczuwania cierpienia. Dorosły człowiek cierpi, a więc nie należy zadawać mu bólu czy śmierci. Ale dlaczego należy raczej dbać o płód ludzki niż dorosłą świnię czy psa? Płód ludzki nie odczuwa cierpienia bardziej świadomie niż dorosła świnia czy pies. Singer idzie dalej i uważa, że dzieci do drugiego roku życia też cierpią mniej świadomie, a dzieciobójstwo jest przecież naturalnym, motywowanym biologicznie zachowaniem, częstym u wielu zwierząt, obecnym też u ludzi. Singer pyta, dlaczego bardziej dbamy o płody czy dzieci niż o zwierzęta. A z drugiej strony, dlaczego za etyczne uważamy uśpienie cierpiącego psa, a nie człowieka? Czyż nie dlatego, że chodzi o istoty tego samego gatunku? Ale co to ma do rzeczy? Proponuje walkę z gatunkowizmem, podobnie jak walczy się z rasizmem i seksizmem. W swej teorii rozszerzającego się kręgu przedstawia kolejne grupy, które w historii były uznawane za przedmiot etycznych zobowiązań. Najpierw tylko biali mężczyźni danego narodu, potem też inne narody, inne rasy, kobiety, homoseksualiści. Nawiązuje do idei rozszerzającej się wolności Hegla. Zwierzęta są następnym krokiem. Darwinizm nie daje żadnego uzasadnienia, by tego kroku nie uczynić - przeciwnie, uzasadnia konieczność jego uczynienia.
Singer uważa, że zwierzęta mają prawa podobne do ludzkich. Uznaje za niemoralne cierpienia zadawane im w rzeźniach, laboratoriach czy w życiu codziennym. Popiera też wegetarianizm, który jest konsekwencją takiego myślenia i jest wśród darwinistów popularny. Do pewnego stopnia trudno się z nim nie zgodzić. Niepotrzebne zadawanie cierpienia zwierzętom jest złe. Ale Singer sięga głębiej i nie ukrywa antychrześcijańskich podstaw swojej etyki. To odrzucenie istotowej, metafizycznej różnicy między ludźmi i zwierzętami. To zupełnie świadome wykroczenie przeciw antropologii Księgi Rodzaju. To konsekwentna negacja koncepcji człowieka jako obrazu i podobieństwa Boga, pana stworzenia, któremu Bóg dał pod panowanie wszystkie istoty. Choć tu trzeba zauważyć, że według Biblii prawo do zabijania zwierząt człowiek otrzymał dopiero w czasach Noego. Adamowi nakazano jedzenie tylko owoców. Z drugiej strony Adam i Ewa otrzymali skóry zwierząt, a Abel dał owcę w ofierze. Zabijanie zwierząt jest samo w sobie złe i chrześcijaństwo też tego nie podważa, ale podkreśla metafizyczną odrębność człowieka wobec zwierząt i zezwala na zabijanie zwierząt, jeżeli ma to służyć człowiekowi. To człowiek jest panem stworzenia i tylko on ma zdolność do kontaktu z Bogiem, tylko on jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Zwierzęta jako część przyrody są obrazem Boga, ale nie same w sobie jako gatunki czy osobniki. Tylko człowiek jest obrazem Boga w pełnym sensie. Jeżeli jednak uznać darwinizm, przewaga człowieka nad zwierzętami wygląda inaczej. Traci charakter ontologiczny.
Rząd Zapatero w Hiszpanii przyznał już szympansom i gorylom częściowo prawa ludzkie. Pewna Brytyjka wystąpiła do trybunału w Strassburgu o uznanie szympansa Mathew za osobę, by móc zostać jego prawnym opiekunem. Dawkins, Singer i inni zwolennicy Projektu Wielkich Małp pragną prawnego zrównania (w niektórych aspektach- red.) wielkich małp człekokształtnych z człowiekiem na mocy deklaracji ONZ.
Singer niedawno w wywiadzie dla Newsweeka wyraził opinię, że niedługo jego idee staną się bardziej popularne. Konsekwencje tego są na razie niewyobrażalne, ale jeżeli człowiek świadomie zrezygnuje z uznawania swej wyższości nad zwierzętami, to mogą prowadzić do dowolnego absurdu, przy którym bledną wszelkie najskrajniejsze nawet formy feminizmu czy walka z homofobią. Być może zabijanie zwierząt będzie tak oceniane jak zabicie człowieka, być może będzie popularna adopcja zwierząt, a może nawet zalegalizuje się zoofilię (takiego postulatu nikt na razie nie głosi - trzeba uczciwie przyznać). Na razie sam w to nie wierzę, ale legalizacja małżeństw homoseksualnych też była kiedyś nie do pomyślenia. W tym kontekście od razu sobie przypominam apokaliptyczne obrazy kultu bestii.
Ale na tym konsekwencje darwinizmu dla rozumienia stosunku człowieka do innych istot się nie kończą. Jeżeli umysł jest tylko wytworem ewolucji, to ma czysto fizykalny charakter. Umysł jest tylko skrajnie skomplikowaną, niewyobrażalnie złożoną formą materii, prostą konsekwencją trylionów połączeń między neuronami. Świadomość jest zjawiskiem czysto fizycznym, naturalnym efektem poznawania mózgu przez siebie samego. A to oznacza jedno, że umysł, inteligencję i świadomość można uzyskać, kopiując połączenia mózgowe w komputerze czy robocie. To cel badań nad sztuczną inteligencją (artificial inteligence) AI. Pomysł pochodzi jeszcze z I połowy XX wieku, z czasów von Neumana i Turinga. Turing, jeden z pionierów tego ruchu, zaproponował pomysł testu Turinga, skonstruowanie takiej maszyny, z którą rozmowa będzie nie do odróżnienia od rozmowy z człowiekiem. Na razie żaden program komputerowy takiego testu nie zdał. Ale zwolennicy AI, a wśród nich również wspomniany już Dan Dennett, nie ustają w pracach. Niedawno wytworzyli robota o powierzchowności 2-letniego dziecka i podobnie się zachowującego. Prace trwają.
Ruch sztucznej inteligencji korzysta z osiągnięć neurokognitywistyki, jednej z najbujniej obecnie rozwijającej się dziedziny nauki, ściśle związanej z ruchem trzeciej kultury. W tej chwili obserwacje wykazały, że nie można dłużej oddzielać od siebie myślenia i uczuć. Niemożliwe jest skonstruowanie inteligencji pozbawionej emocji. Wiemy na przykład, że ludzie z uszkodzoną częścią mózgu odpowiedzialną za emocje nie są w stanie normalnie funkcjonować, nie potrafią pracować, szybko się dekoncentrują i mają chroniczną niezdolność do podejmowania decyzji. Sprawnie działający robot nie może mieć tych usterek, dlatego musi być zaopatrzony w zdolność do przeżywania emocji. Laicy, w tym wielu chrześcijan, sądzą, że emocje pozostają poza możliwościami nauki. Nic podobnego. Dla konsekwentnych darwinistów i przedstawicieli trzeciej kultury emocje są po prostu wytworem mózgu. Miłość na przykład darwinowska antropolożka Helen Fischer sprowadza do trzech niezależnych systemów mózgowych opartych na trzech neuroprzekaźnikach - systemie pożądania opartym na testosteronie, systemie namiętności czy miłości romantycznej opartej na dopaminie, i systemie przywiązania opartym na oksytocynie wspartej wazopresyną. Podobnie osobowość i wzajemne przyciąganie się ludzi płci obojga Fischer tłumaczy systemami opartymi na neuroprzekaźnikach. Dzieli ludzi na grupy: z dominującym systemem testosteronowym (dominujących, o czarno-białych stanowczych przekonaniach), z dominującym systemem opartym na estrogenach (bardziej uległych, skłonnych do kompromisowych rozwiązań). Te dwie grupy nawzajem się przyciągają, przy czym oba systemy bywają u obojga płci. Następnie są dwie grupy przyciągające się na zasadzie podobieństwa: perfekcyjni, skryci i ostrożni ludzie o systemie opartym na serotoninie i śmiali, zmienni, szukający wrażeń ludzie o dominującym systemie opartym na dopaminie. Zarówno więc sama miłość, jak i łączenie się ludzi w pary to sprawa systemów mózgowych, w całości sprowadzalnych do fizykochemii.
Skoro miłość to sprawa systemów mózgowych, inteligencja jest ściśle związana z uczuciami, a umysł, świadomość i inteligencję da się skonstruować w robocie, to tylko kwestią czasu pozostaje stworzenie czujących, posiadających osobowość, kochających robotów. A wtedy właściwie czemu ludzie nie mieliby się z nimi pobierać? Jeżeli przyjąć założenia darwinizmu, to wniosek ten nasuwa się sam. Specjaliści od AI mówią, że to sprawa zaledwie kilku lat. Helen Fischer pyta: skoro już dziś ludzie zakochują się w kimś, kogo znają tylko przez Internet, to co za różnica, kto jest po drugiej stronie kabla? Wystarczy tylko uczuciowe roboty wyposażyć w wibratory przeznaczone do obojga płci. Jest to nieubłagana konsekwencja przyjęcia darwinizmu. Człowiek zgodnie z darwinizmem jest też tylko robotem, tyle że służącym interesom genów, złożonym z białkowych neuronów, a nie krzemu i kabli. Materiał jest jedyną różnicą. Ale on nie ma większego znaczenia. Z perspektywy chrześcijańskiej oznacza to sprowadzenie człowieka do poziomu maszyny, ostateczna profanacja idei człowieka jako obrazu Boga. Wspomniałem o kulcie bestii. Apokalipsa wspomina też o kulcie gadających posągów.
To zresztą tylko wstęp do zupełnie nowej rzeczywistości. Specjalista od AI Kurzweil, konstruktor systemów czytających pismo i wspierających słuch, snuje naprawdę apokaliptyczne wizje, jak to niedługo (do kilkunastu lat zaledwie) ewolucja komputerów stanie się przedłużeniem ewolucji biologicznej. Podobne wizje snuje też Dawkins. W istocie zwolennicy AI to skrajni darwiniści i zwolennicy Dawkinsa. Niedługo mózgi zaczną być skanowane w komputerach, same komputery osiągną i przewyższą inteligencję ludzi, nasze mózgi zostaną wsparte urządzeniami elektrycznymi, a historia przyśpieszy do tego stopnia, że straci swą ciągłość. Nastanie stan zwany przez Kurzweila osobliwością. Pojęcie to oznacza matematyczny odpowiednik stanu wszechświata w momencie 0. Mówiąc językiem biblijnym, Kurzweil mówi o stworzeniu nowego nieba i ziemi, o nowym świecie, gdzie zatrze się różnica między robotem a człowiekiem, historia się skończy, nieśmiertelność zostanie osiągnięta na drodze czysto technologicznej. To alternatywa wobec chrześcijańskiej eschatologii.
Te przepowiednie brzmią dla mnie jak koszmar, choć są też wyzwaniem. Chrześcijanie rzadko uwzględniają technikę w swej eschatologii. To błąd. Myślę, że sfery duchowa i technologiczna są ze sobą związane. Zarazem jednak trzeba jasno powiedzieć, że wizja specjalistów od sztucznej inteligencji to jawnie niechrześcijańska religia. Zagrożenie dla chrześcijańskiej antropologii, etyki, eschatologii i soteriologii. Ale w pewnym sensie też nadzieja. W tym mianowicie, że - jak pokazałem - konstrukcja sztucznej inteligencji jest konsekwencją darwinizmu. Jeżeli darwinizm jest prawdziwy, sztuczna inteligencja jest możliwa, jej zbudowanie to tylko kwestia czasu, i to raczej krótkiego, bo ewolucja działa w sposób przyspieszony. To byłby kolejny próg w ewolucji, tak jak było nim powstanie życia, eukariontów, tkankowców i umysłu ludzkiego.
Jeżeli jednak zbudowanie sztucznej inteligencji, elektronicznej świadomości i uczuć nie jest możliwe, to darwinizm jest nieprawdziwy. Oczywiście można się tu kłócić o czas i kryteria uznania czegoś za sztuczną inteligencję, ale negacja możliwości sztucznej inteligencji zaneguje darwinizm.
Możliwe jest jednak skonstruowanie czegoś, co będzie prawie sztuczną inteligencją, co może wielu ludzi zwieść. W możliwość czegoś takiego wierzę.
Świadomość jednak ciągle jest zjawiskiem niepoznanym, choć od lat 90. trwają intensywne prace nad nią. Wiele rzeczywiście już na ten temat wiemy: że nasza zdolność myślenia, odczuwania uczuć, osobowość ma ścisły związek z mózgiem. Ale sama świadomość ciągle pozostaje tajemnicą. Dawkins marzy o jej rozwiązaniu, ale na razie tajemnica się opiera. Jeżeli rację mają chrześcijanie, a nie darwiniści, świadomość, o ile jest możliwa do zrozumienia, to nie w kategoriach mechanicznych, elektronicznych czy informatycznych. Badania nad nią będą miały charakter decydujący. Powinniśmy darwinistów trzymać za słowo. Chrześcijanin powinien mieć jednak nadzieję, że darwinistom nigdy się to nie uda.
Janusz Kucharczyk
(opublikowano za zgodą redakcji miesięcznika)