list 5 Zanim powiesz kocham 16


0x01 graphic

61

0x01 graphic

0x01 graphic

74

0x01 graphic

0x01 graphic

217

0x01 graphic

0x01 graphic

514

0x01 graphic

Zanim powiesz kocham 16

Otóż zakochałem się w dziewcznie którą dobrze znam i od stycznia ja bardzo mocno pokochałem ale ona niestety nie odwzajemnia tego uczucia . I nie wiem co robic bardzo mi na niej zależy ale nie wiem już co zrobić ażeby ona także mnie pokochała jest mi strasznie trudno . Jej z resztą też bardzo proszę o jakieś wskazówki . Czy walczyć czy raczej rezygnować ?? tak bardzo mi na niej zależy. Nie potrafie o niej nie myśleć.Ona wie że ja kocham ale nigdy nie powiedziałem jej tego wprost boje się . Nie wiem już co robić staram się ale nic mi nie wychodzi :( czy opłaca się czekać,starać kochać ??

* * * * *


No i całe szczęście, że jej nie powiedziałeś, że ją kochasz - to dopiero byś dziewczynę wystraszył! No cóż, zasadniczo to nikogo nie można zmusić do miłości. Albo jest tak, że rzeczywiście się dziewczynie nie podobasz (no i trudno, zdarza się, przynajmniej jest szczera - widocznie nie jesteście sobie przeznaczeni) albo zbyt natarczywie dajesz jej do zrozumienia, że Ci na niej zależy. Zainteresowanie należy okazywać stopniowo i delikatnie, tak aby tej drugiej strony nie krępować swoimi uczuciami tylko dać jej prawo wyboru. Dowody uczucia muszą być dyskretne i dostosowane do sytuacji, nie wolno podczas pierwszych kontaktów obsypywać dziewczyny kwiatami, wyznawać miłości ani opowiadać historii swojego życia. Wypada zaprosić gdzieś, ale zachowywać się tak jakby samemu niczego się nie oczekiwało, żeby ta druga strona czuła, że niczym nie musi się rewanżować ani też broń Boże! niczego deklarować. Warto natomiast czymś dziewczynie zaimponować. Jeśli zależy Ci na kontaktach z nią możesz dowiedzieć się czym się interesuje i zacząć rozmowę na ten temat. A może Ty masz jakąś dziedzinę, w której pewnie się czujesz i o której mógłbyś jej coś opowiedzieć (tylko proszę, raczej nie o samochodach ;-))? Jeśli jesteście w tej samej klasie to jeśli np. wszyscy robicie porządki, pomóż jej przenosić krzesła lub po prostu pomóż w jakiejś podobnej sytuacji - zaimponuj jej swoją, dobrze rozumianą męskością. Tutaj trzeba naprawdę dużo delikatności, absolutnie nie wolno naciskać, po prostu w kontaktach z nią zachowuj się tak jakbyś był jej bardzo życzliwym kolegą. Być może jeszcze nic straconego. Ale jeśli rzeczywiście w dalszym ciągu nie będzie Tobą zainteresowana to niestety musisz uszanować jej wybór.
A w wolnej chwili polecam Ci małą lekturkę: "Miłość niejedno ma imię" M. i P. Wołochowiczowie oraz - już trochę poważniejsze - "Zanim powiesz kocham" ks. M. Maliński.

Wojtek, 21 lat

13.08.2005  

Być może to co napiszę wcale tu nie pasuje, bo nie jest to pytanie na które chcę uzyskać odpowiedź, lecz opis moich uczuć na temat których chciałbym poznać Waszą opinię oraz być może poczytać jakieś rady lub słowa pocieszenia, bo... Zresztą po kolei. Moja obecna miłość nie jest pierwszą miłością - pierwsza skończyła się około rok temu i nauczyła wiele o tym czym jest miłość, skłoniła do szukania osoby która podobnie patrzyłaby na przyszłość, wyznawała podobne zasady moralne, nie była skupiona na sobie. Dopiero gdy uwolniłem się od tamtego uczucia zauważyłem A. - dziewczynę którą kocham dziś. Zanim to się stało przez rok studiowaliśmy razem, ale kochałem wtedy G. i nie zwracałem uwagi na inne dziewczyny. Z A. lepiej zapoznałem się właściwie przez przypadek, zaczęliśmy rozmawiać i poznawać się lepiej, a ja z każdą naszą rozmową przekonywałem się, że to właśnie taka osoba której szukałem. Moje uczucie przeistoczyło się z zauroczenia w zakochanie, a następnie w szczerą, głęboką miłość. Tak jak uczucie do G. sprawiało, że zaniedbywałem naukę i odcinałem się od świata, tak miłość do A. dawała mi siły i motywację do starania się - właściwie motywuje mnie do wszystkiego, począwszy od zapału w nauce, poprzez doskonalenie samego siebie, na szukaniu pracy i planowaniu przyszłości aby zapewnić dobrobyt rodzinie skończywszy. Poznałem rodzinę A. i bardzo ich polubiłem, oni mnie zresztą, co jest dla mnie kolejnym z sygnałem, że odnalazłem swoje miejsce. Kilka miesięcy temu wyznałem A. swoją miłość - zdecydowałem tak, bo życie jest krótkie, nie wiadomo kiedy przyjdzie na kogo czas, a w razie czego chciałem żeby wiedziała jak była mi bliska. A. była zaskoczona, pozwoliłem jej ochłonąć, ale po pewnym czasie powiedziała mi, że ona nie czuje tego samego do mnie. Od tego czasu właściwie niewiele się zmieniło między nami, choć trochę zmieniło się we mnie. To co powiedziała mi A. nie zniechęciło mnie, postanowiłem być cierpliwy i kochać ją pomimo wszystko. Bo jak mógłbym zdecydować się przestać ją kochać? To wspaniała dziewczyna - ciepła, delikatna, piękna, wrażliwa. Każdej myśli o niej towarzyszy pragnienie zapewnienia jej szczęścia, bezpieczeństwa i miłości. Chciałbym zawsze być przy niej aby ją wspierać, aby mogła część swoich problemów złożyć na moje ramiona. Chciałbym móc odejmować jej trosk i zapełniać to miejsce radością. Z każdym razem gdy natykam się w swoim życiu na coś pięknego chcę się tym podzielić z A., za każdym razem gdy ona napotyka w swoim życiu na jakąś trudność ja pragnę pomóc jej usunąć ten kamień z drogi. Na wiele spraw patrzymy podobnie, oboje lubimy w podobny sposób spędzać czas, jesteśmy praktykującymi i głęboko wierzącymi katolikami, nawet dzieci chcemy mieć tyle samo. Wiele osób mówi mi, że pasujemy do siebie i ja też tak myślę - wierzę, że mógłbym zapewnić A. przyszłość o jakiej marzy. Całe moje życie wydaje mi się przygotowaniem do tego bym mógł się całkowicie oddać jej w swojej miłości - wszystkie ważne wydarzenia w moim życiu, filmy i utwory które na mnie wpłynęły wydają się mieć miejsce po to aby stworzyć mnie jako jak najlepszy dar dla A. Nawet to, że pochodzę z w miarę zamożnej rodziny, a mój ojciec jest przedsiębiorczy i mogę się od niego uczyć zaradności w życiu oraz mieć zapewniony dobry start i wsparcie, zdaje się być odpowiedzią na potrzeby A., która ma trochę kłopotów finansowych. Wszystko czym jestem i co posiadam mówi mi, że jestem darem dla A., darem który może uczynić ją szczęśliwą i zawsze być dla niej podporą. Kilka osób mówiło mi żebym dał sobie spokój, że nieodwzajemniona miłość nie ma sensu, żebym się nie zamęczał - ale ja po prostu nie mogę. Gdybym zrezygnował przyznałbym że nigdy jej nie kochałem, bo \"miłość nigdy nie ustaje\", zresztą jak mógłbym stwierdzić, że nie obchodzi mnie już co się w przyszłości stanie z moją ukochaną, że jej bezpieczeństwo i dobro będzie mi równie obojętne co innych ludzi? Brak uczuć od strony A. oraz Hymn o miłości św. Pawła nauczyły mnie wiele o miłość, nauczyły mnie cierpliwości, nie pamiętania przykrości które sprawiła kochana osoba (tych dwóch rzeczy nauczył mnie też poprzedni związek, ale teraz udoskonaliłem to jeszcze bardziej), pokładania nadziei w przyszłości, nie szukania swego... Sami wiecie zresztą jaka jest miłość o której pisze św. Paweł - właśnie tak kocham A. i nie mogę się tego wyrzec tak długo jak wiem, że mogę jej dać coś dobrego. Moja ukochana kiedyś wyznała mi, że nigdy nikogo nie kochała, była tylko kilka razy zauroczona, zauważyłem też (i rozmawiałem na ten temat z jej siostrą, z którą jestem w przyjacielskich stosunkach - ona potwierdziła moje spotrzeżenia), że A. w ogóle odcieła się od strefy uczuć łączących mężczyznę i kobietę, tak jakby ona w ogóle nie istniała. Niedawno napisała mi w liście, że nie czuje się gotowa do związku (choć ma już 20 lat, więc jest już młodą kobietą), ale przecież miłości uczy się w praktyce - dlatego tak bardzo chciałbym jej nauczyć tego uczucia. Chciałbym nauczyć ją kochać tak jak kocham ja, otworzyć przed nią wrota tej strefy międzyludzkiej wspaniałości, nauczyć uczucia, które sprawia że oddajemy się całkowicie drugiej osobie i stajemy podobni do Boga. Gdyby ona rozumiała tą sferę uczuć, wtedy mógłbym się oddać jej w pełni, a ona umiałaby to przyjąć. Mógłbym wspierać ją, dbać o nią i pomagać w każdym zmartwieniu, a w przyszłości stworzyć wraz z nią bezpieczny dom pełen dzieci i szczęścia. Całe moje życie przygotowywałem się do tego by uszczęśliwić kobietę którą pokocham, uczyłem się wrażliwości, wyrażania swoich uczuć i myśli, otwartości i odpowiedzialności - wszystko po to by móc tej jednej osobie zbudować niebo na ziemi. I chciałbym żeby tą osobą była A. Pokładałem nadzieję w tych wakacjach, myślałem że to będzie czas który będziemy mogli spędzić razem i lepiej się zrozumieć, zbliżyć do siebie - tymczasem okazało się, że A. musiała zająć się przygotowaniami do pracy którą niedługo podejmie i to zajmuje jej właściwie cały czas - codziennie od rana do wieczora. Nie będę się tu wdawał w szczegóły bo są mało istotne (wiem, że naprawdę musi poświęcać tyle czasu na przygotowania, bo ta praca to ważna sprawa dla niej i dla jej siostry), w każdym razie minęły w zasadzie dwa miesiące a ja nasze spotkania mógłbym policzyć na palcach. Kilka dni temu widzieliśmy się po dwóch tygodniach, ona powiedziała mi że nie sądziła, że to tak długo, że wydawało się jej iż minęły trzy dni... Jej dni mijają na zajęciu które lubi - mi na pustce i rozmyślaniu. Budzę się w nastroju nijakim i do wieczora stopniowo się pogarsza... Kocham A. całym sercem i nie zamierzam przestać, ale tęsknota za nią i brak jakichkolwiek znaków od niej sprawia, że czuję jakbym się wypalał, umierał. W smsach i listach piszę do niej, ale zazwyczaj pozostają one bez odpowiedzi. Wyrażam w nich swoje myśli i uczucia, ale ulatują one w jakąś zimną, szarą pustkę. Przypomina mi się mój związek z G. - wtedy też kochałem bez wzajemności (jej uczucia nie były szczere) i dobija mnie to jak historia się powtarza, jak znów pragnę nauczyć miłości dziewczynę którą kocham, a która mówi mi, że \"chyba nie jest dojrzała do związku\". Staram się jakoś przetrzymać ten czas, do chwili gdy znów będziemy mogli się częściej widywać, nie chcę zrezygnować z tego wszystkiego co mogę dać A., nie chcę żeby stała mi się obojętna... Ale każdego dnia czuję się tak jakbym się wypałał się i gasnął. Nie moje uczucie, ale ja sam. Miłość z 1Kor13 jest piękna i prawdziwa, ale czuję że ona mnie powoli prowadzi ku zgubie... Od czasu do czasu coś podniesie mnie na duchu, podsyci nadzieję, ale przez większość chwil czuję się jakbym miał zły sen. Gdybym zrezygnował teraz z miłości do A. zrobiłbym to ze względu na własne dobro, a to byłoby jak przyznanie, że nic nie wiem o miłości, bo sam jestem dla siebie ważniejszy niż kobieta, o której mówiłem, że ją kocham. Nie mogę też powiedzieć, że A. nie jest warta tego by ją kochać, bo jak najbardziej jest. Liczę się z tym, że ona może mnie nigdy nie pokochać i że ta miłość w końcu mnie zniszczy, ale nie mogę żyć inaczej, zwłaszcza że wszystko wokół daje mi znaki, że powinienem iść w kierunku jaki obrałem, pomimo bólu. Przepraszam, jeśli to co napisałem nie pasuje do tego działu, ale potrzebowałem wyrzucić to z siebie, chciałem aby przeczytała to osoba, która wie czym jest miłość (a po odpowiedziach redakcji na pytania innych uznałem, że dobrze trafiłem). W te wieczory pełne pustki muszę chwytać się wszelkich środków, aby zachować w oczach choć trochę życia. Nie wiem jakiej odpowiedzi oczekuję, nie wiem czy w ogóle jej oczekuję - wiem, że oczekuję wysłuchania. Zadając sobie pytanie \"czy jest sens kochać w moje sytuacji?\" mogę odpowiedzieć tylko twierdząco, by gdybym odpowiedziałbym \"nie\", byłoby to przyznanie, że miłość wypływa tak naprawdę z ludzkiego egoizmu, a Hymn o miłości przedstawia utopię. Tylko taka miłość jaką opisuje św. Paweł jest prawdziwą wartością w życiu, bez niej wszystko jest nic nie warte, całe życie przestaje mieć sens. Dlatego nie mogę zrezygnować i przestać jej kochać, nawet gdyby miało mnie to w końcu zabić, bo o ile w mojej sytuacji mogę jeszcze żyć nadzieją, o tyle zejście z tej drogi oznaczałoby śmierć duchową. \"Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. \"

* * * * *


Bogu dziękuj choć za jedno - szczerość tej dziewczyny. Stokroć lepiej, że mówi to co naprawdę czuje niż gdyby miała udawać. Zresztą masz co do tego porównanie z poprzednim związkiem. Może faktycznie tak jest, że ona jeszcze nie jest gotowa do bycia w związku? Może nie jest gotowa do bycia w związku z Tobą? Może nie chce być z Tobą w innych relacjach niż przyjacielskie ale boi się o tym powiedzieć Ci jednoznacznie, zważywszy na to co dla niej robisz? Może boi się miłości? Może została zraniona? Wiem, że nigdy nikogo nie miała ale mam na myśli całe jej wychowanie: to w jakich relacjach ze sobą są jej rodzice, jaka jest atmosfera w domu, jak była wychowywana? Czy ktoś nie zniechęcił jej do małżeństwa? Pytam nie bez powodu, mam koleżankę, której ciocia (nota bene siostra zakonna!) tak nakładła do głowy, że mężczyźni to w zasadzie do niczego nie są jej w życiu potrzebni, że dziewczyna naprawdę ma jakieś opory psychiczne i nie może się przełamać - ciągle zastanawia się nad tymi słowami.
A może drogi Wojtku po prostu za bardzo manifestujesz wobec niej swoją miłość? Bo i tak może być. Nie wolno za wcześnie powiedzieć słowa "kocham", nie wolno narzucać nikomu swoich uczuć, nie wolno na każdym kroku podkreślać, że robi się coś z miłości dla tej osoby. Nie każde spojrzenie musi być spojrzeniem w głąb duszy i "wymuszać" odwzajemnianie tego spojrzenia. Wiem co mówię. Też kiedyś byłam w takiej sytuacji ale z tej drugiej strony - po prostu nie wytrzymałam napięcia, ciężaru świadomości i oczekiwania na wzajemność i ...uciekłam. A wystarczyło dochodzić do wszystkiego stopniowo, małymi kroczkami nie wymagając zbyt wiele od razu.
Może spróbuj - nie przestając kochać - być (przynajmniej na zewnątrz) w kontaktach z nią bardziej przyjacielem, po prostu kumplem niczego od niej nie oczekując? Nie dając jej tego do zrozumienia spojrzeniem, gestami, słowami? Tak po prostu jakbyś nie czuł do niej nic poza serdecznością? Jeśli czuje się przytłoczona Twoim uczuciem - powinno pomóc.
No i polecam Ci książkę ks. Malińskiego "Zanim powiesz kocham".

Asia, 15 lat

15.08.2005  

Zakochałam się w chłopaku 2 lata starszym odemnie.... wydaje mi sie ze on tez cos do mnie czuje ale on jak narazie nic nie robi aby byc ze mna... ja bardzo chce z nim byc i postanowilam ze zrobie pierwszy krok.... niedlugo bede miec do tego okazje ale niewiem jak zaczac rozmowe i jak powiedziem mu ze go kocham zeby nie wyjsc na idiotke jezeli okaze sie ze on nic do mnie nie czuje....

* * * * *


No jakimi słowami moja droga byś nie powiedziała na pierwszym spotkaniu, że go kochasz to masz stuprocentową gwarancję, że na tą idiotkę jednak wyjdziesz.
W żadnym razie nie wolno od razu mówić, że się kocha, bo druga strona się wystraszy i ucieknie. Nie wolno zaczynać związku od końca. "Kocham" to zbyt wielkie słowo by je wypowiadać za wcześnie. Można je powiedzieć dopiero wtedy gdy jest to już miłość a nie zauroczenie, jeśli się jest świadomym odpowiedzialności za to słowo. A najpierw to się trzeba poznać, zobaczyć jaki ma się system wartości, zainteresowania i czy nam to odpowiada. Potem się zaprzyjaźnić, spędzać ze sobą czas wolny, pomagać sobie w obowiązkach, omawiać wszystkie sprawy. Przeistaczać to zauroczenie w miłość: czyli w pragnienie dobra dla tej drugiej osoby.
Co do zaczynania rozmowy - poszukaj w tym dziale, pisałam o tym wielokrotnie. W każdym razie delikatnie i nic o uczuciach. Bo jeśli ta druga strona faktycznie nic nie czuje to i my zachowamy twarz i ona nie będzie się czuła skrępowana.

Piotr, 24 lat

20.09.2005  

Kilka miesięcy temu poznałem dziewczynę o imieniu Magda - 23 lata, spodobała mi się bardzo, zaczęliśmy się regularnie spotykać, poznawaliśmy się nawzajem opowiadając sobie o swoim dotychczasowym życiu. Magda otworzyła, się przede mną i opowiedziała o tym, jakie miała przeżycia, że miała chłopaka, z którym chodziła 4 lata, była z nim zaręczona, ale do ślubu nie doszło, ponieważ jemu totalnie odbiło, na jej punkcie, zaczął ja śledzić, chciał popełnić samobójstwo, oskarżającą, o to, że się z kimś spotyka.. Ja oczywiście również opowiedziałem o jej o swoich dziewczynach ze też nie miałem łatwo w życiu, ze zostałem bardzo zraniony. Pewnego dnia podczas naszej rozmowy Magda powiedział mi ze bardzo podoba się jej mój spokój, ze jej nie naciskam i bardzo sobie to we mnie ceni. Jak to usłyszałem to wiedziałem ze jestem na dobrej drodze do tego żebyśmy byli razem, zdobywałem jej zaufanie. I tak mijały kolejne tygodnie na spotykaniu się wspólnych wyjazdach, rozmowach, dając jej do zrozumienia ze bardzo mi na niej zależy. Jednak zaczęło się miedzy nami cos psuć czułem to, nie było już tak jak wcześniej Magda zachowywała do mnie pewien dystans, nie było tak cały czas jednak kilka spotkań dało mi to odczuć, bała się np. jak brałem ja za rękę w obecności jej siostry, nie chciała tego i dawał mi to jasno do zrozumienia. Innym razem tego problemu jednak nie było. Podobnych akcji było więcej z jej strony nie mogłem tego zrozumieć. Postanowiłem ja zapytać po 3 miesiącach spotykania się, czy my kiedykolwiek będziemy razem, czy jest na to szansa w przyszłości. Powiedziała mi ze zdobyłem jej zaufanie, żebym się nie martwił, wszystko jest na dobrej drodze, odpowiedziałem, że jej ufam. Jednak ta rozmowa na nie za wiele się zdała Magda nadal traktowała mnie raz tak jakbym był jej chłopakiem raz jak kolegą. Nie mogłem tego znieść wiec po 2 tygodniach znowu zapytałem, co z nami będzie. Wtedy uzyskałem odpowiedz ze jestem tylko dla niej kolegą, od początku nim byłem i tak mnie traktowała z pewnymi wyjątkami, nie mogłem się z tym pogodzić przecież wcale tak nie było to wspólne spędzanie czas, wyjazdy, całowanie, przytulanie itp. Przecież nie można był do tego podejść tak obojętnie nie traktuje się tak kolegi. Byłem załamany, siedziałem zamyślony nic nie mówiąc. Magdzie zaczęły płynąć łzy z oczu, wzięła mnie za rękę zaczęła się do mnie przytulać, mówiąc czułe słowa, nie chciała żebym wyszedł - zostałem, było cudownie, była niesamowicie czuła, jak nigdy wcześniej Zrozumiałem wtedy ze ta dziewczyna nie wie, czego czy chce żebym był jej chłopakiem czy tylko kolegą. Zaprosiła mnie też na wesele swojej kuzynki ja się zgodziłem ze z nią pójdę, ale do tego jest jeszcze trochę czasu wiec nie wiem czy dam sobie z tym wszystkim rade.
Nie wiem, co mam z tym zrobić, czy pogodzić się z myślą ze będę dla niej tylko kolegą? Czy walczyć o nią dalej, powiedzieć jej co do niej czuje, bo przecież się w niej zakochałem. Nie wiem czy to coś da, czy jest na to szansa żebyśmy byli razem?

* * * * *


Piotrze, spodobało jej się to, że jej nie naciskasz i...momentalnie zacząłeś to robić! Chyba poczułeś się pewnie i spocząłeś na laurach. Przecież Ty właśnie przez te pytania ją naciskasz! Spotykacie się dopiero kilka miesięcy, ona ma prawo nie wiedzieć co do Ciebie czuje i czy chce z Tobą być w przyszłości.
Na pewno - i tu się z Tobą zgodzę - Wasze relacje nie są czysto koleżeńskie. Moim zdaniem ona się boi słowa "kocham" z Twoich ust, tego, że będzie musiała je odwzajemnić, a nie jest na to przygotowana. Im bardziej Ty dajesz jej to odczuć tym bardziej ją to paraliżuje. Jaka jest na to rada? Paradoksalnie: zachowuj się jak przyjaciel. Daj jej taką swobodę psychiczną, żeby nie odczuwała tego nacisku, żeby poczuła pewien "luz". Ośmieli ją to i sama zacznie darzyć Cię większym uczuciem. Musi poczuć się bezpiecznie: czuć Twoje zaangażowanie ale nie ponaglanie.
Na wesele oczywiście z nią idź i ...baw się dobrze! To nie tak, że będziesz dla niej tylko kolegą, ona się Tobą nie bawi, tylko jest zagubiona. Nie musicie decydować o przyszłości już teraz prawda? Dajcie sobie jeszcze więcej czasu. Absolutnie nie mów jej teraz o swoich uczuciach, bo ucieknie!
Nie wiem czy to widzisz ale już raz przecież tak zrobiła - nie poradziła sobie z ciężarem Twojego uczucia a nie mogąc go odwzajemnić powiedziała, że traktuje Cię jak kolegę. Chcesz przerabiać to po raz drugi? Ten drugi raz może być groźniejszy i może nie zakończyć się powrotem. Daj jej czas. Opiekuj się nią, daj jej poczucie bezpieczeństwa, imponuj jej swoimi dobrymi cechami, zabieraj ją w ciekawe miejsca i nie oczekuj jeszcze deklaracji. Zapewniam Cię, że jeśli będziesz delikatniejszy szybciej doczekasz się od niej miłości. A jako lekturkę polecam "Zanim powiesz kocham" ks. Malińskiego. No i powodzenia! :)

Pomorskie Słoneczko, 19 lat

18.11.2005  

Mam taki problem: chodziłam w gimnazjum do klasy z pewnym chłopakiem, w którym niemalże od razu się zakochałam. To uczucie z czasem się coraz bardziej pogłębiało, dobrze go poznałam widując się z nim codziennie w szkole, zaakceptowałam jego wady... Po jakimś roku on też zaczął wykazywać mną takie subtelne zainteresowanie (co prawda czasem jego zachowanie trudno by opisać mianem subtelne), tylko że oboje byliśmy nieśmiali i żadno z nas nie odważyło się na pierwszy krok. Ja ciągle byłam zakochana, po ukończeniu gimnazjum też, kiedyś mu to powiedziałam, ale myślę, że to było o wiele za późno. W tamtej chwili on odpowiedział na to pozytywnie, ale później straciliśmy kontakt, zaczął mnie unikać, nie przyznawać się nawet czasem. Poza tym była jeszcze jedna dziewczyna, Beata, która trochę w naszych wzajemnych relacjach namieszała. Przez okres liceum podobali mi się różni chłopcy, ale na nikim tak mi nie zależało jak na nim. On chodził do innej szkoły, teraz jest na innych studiach, czasem tylko na siebie wpadamy. Kiedy jestem przy nim, tak blisko, otwiera mi się niebo, czuję się spokojnie, bezpiecznie, dobrze, jak przy nikim na tym świecie... Wszystko wtedy we mnie się ucisza... Tak, on umie to sprawić samą swoją obecnością, swoim istnieniem. Ale nie umiem sprawić, żeby mnie pokochał. Nawet nie wiem co on czuje. Może już za późno?... Jestem bardzo wrażliwą i nerwową osobą, dlatego wszystko co on robi biorę sobie bardzo do serca. Czy mam robić cokolwiek w jego kierunku? Czy to uczucie kiedyś przeminie, czy już zawsze będzie boleśnie tkwiło w moim sercu, jak zadra, jak dotychczas, od 6 już lat? Mam mieszane uczucia, nie chcę cierpieć za każdym razem jak go spotkam. Czy to wszystko tak boli, dlatego że jest to miłość niespełniona, naiwna?

* * * * *


Widzisz, to nie za późno mu powiedziałaś o uczuciach, ale...za wcześnie! Zdziwiona jesteś? To poczytaj odp. nr 18, 61, 74, 217 dlaczego nie wolno za wcześnie mówić "kocham", ponadto zrobiłaś to Ty będąc dziewczyną i to ubodło jego męską dumę. Poczuł się naciskany, nie poczuł się tak jak powinien mężczyzna. To facet jest zdobywcą, stara się i w końcu wyznaje miłość. On poczuł się tak jakby dama jego serca zwaliła go z konia, przygniotła do ziemi i zmusiła do miłości. Tego żaden facet nie przeżyje. A dlaczego zareagował najpierw pozytywnie? Bo Cię lubił, może kochał, szanował, nie chciał zranić. Ale potem poczuł się beznadziejnie, jak nie facet. Jego duma została bardzo urażona, do tego stopnia, że nie był w stanie znieść tej porażki - i uciekł. To klasyczny scenariusz. Mężczyźni nie lubią jak się ich wyręcza w ich roli, jak się za nimi ugania, wyznaje miłość i...nie pozwala się wykazać. Gdyby dziewczyny były choć trochę cierpliwsze, gdyby były bardziej dziewczęce, gdyby potrafiły zająć się tym co do nich należy, a nie wyrywały chłopakom miecz z ręki i sama tłukły smoka to o wiele więcej byłoby szczęśliwych par i o wiele więcej facetów czułoby się dowartościowanych. Polecam Ci odp. nr 25, 50, 340 - kim w związku powinien być mężczyzna i 234 - czego oczekuje kobieta.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZANIM POWIESZ KOCHAM
Zanim powiesz kocham fragmenty
Malinski Mieczyslaw Zanim powiesz kocham
ZANIM POWIESZ KOCHAM FRAGMENTY KS M MALIŃSKI
Zanim powiesz do widzenia
Zanim powiesz
Zanim powiesz do widzenia
Lewicki R J , Hiam A , Oleander K W Pomyśl zanim powiesz str 168 202
TC Do wszystkich organów w RP List otwarty 2017 04 16
Gosia Andrzejewicz Zanim powiesz(1)
Zanim powiesz do widzenia Cz
SŁOWAdopasuj.kocham czytać 16, pomoce edukacyjne, zadania różne
16 Drugi List do Tymoteusza
MIKROPRO, Mikroprocesory 8086 i 8088 nale˙˙ do jednych z pierwszych 16-to bitowych procesor˙w. Ich l
16.Bohater wybranej powiesci Stefana Zeromskiego wobec swoich czasów.
16 List pierwszy ś Pawła do Koryntyan XVI rtf
2011 12 16 Nie kocham cię mamo
16 PISZĘ LIST
16 Drugi List do Tymoteusza Biblia Jerozolimsk

więcej podobnych podstron