"Z mugolem za pan brat!"
(tytuł oryginalny: "Muggle Year")
Autor: Virgi Ca
Tłumaczyła: Villdeo
Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam ^__~
Prolog
- Zjeżdżaj stąd, sukinsynu!
- Sam stąd spadaj, gachu szlamy!
- Powtórz to!
- Jak mi się zechce!
- DOŚĆ!!!
Virginia Weasley mocniej chwyciła książki przed rogiem, bo wiedziała, co ją czeka. Znowu, Ron Weasley, jej brat, Draco Malfoy i Harry Potter "chłopiec, który przeżył" i najmądrzejsza czarodziejka na świecie, Hermiona Granger, kłócili się. Znaczy, Ron się wydzierał na Malfoya (a tamten przecież nie pozostawał mu dłużny^^), a Harry i Hermiona próbowali go bezskutecznie zająć czym innym.
Cała szkoła była już przyzwyczajona do tych kłótni, tym razem jednak konflikt się zaostrzył. Virginia to wyczuła. Dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, nigdy się nie przejmował ich sprzeczkami, bo niemożliwe, żeby ich nie dostrzegał.
Zaraz wyjdzie, z dwoma wojowniczo do siebie nastawionymi uczniami przed sobą. Virginia była pewna, że dostaną szlaban albo jeszcze gorzej...
Wyjrzała za ścianę. Widok zaskoczył ją.
Wszyscy uczniowie ich otoczyli. Hermiona miała na twarzy, lekko mówiąc, wyraz wstrętu, książki leżały u jej stóp. Harry patrzył na Malfoya, trzymając Rona. Jej brat tak mocno zaciskał pięści, że zbielały mu nadgarstki. Virginia zauważyła, że ma ręce zaczerwienione przez krew.
- Powiesz to jeszcze raz, Draconie Malfoyu, to uniemożliwię ci używanie języka na resztę lat - powiedział, a w jego oczach płonął ogień gniewu.
- Powszechnie wiadomo, że prowadzasz się z tą szlamą - odrzekł Draco, na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek.
Ron wyrwał się Harry'emu i chwycił go za kołnierz.
- Nie jesteś lepszy, przyszły Śmierciożerco!
Draco spojrzał na niego nienawistnie i uderzył pięścią w zęby, którym to czynem ogłuszył wszystkich innych, dyrektora szkoły, Albusa Dumbledore, oraz jego zastępczynię, Minerwę McGonagall.
- Dosyć, Draconie!- krzyknął Dumbledore. - Koniec tej waśni.
Uczniowie stanęli jak wryci - dyrektor nigdy nie krzyknął na żadnego z nich. Miał opinię uprzejmego, starszego człowieka, miłego szczególnie dla swych podopiecznych.
Malfoy spojrzał najpierw na niego, potem na Rona, który trzymał swoją szczękę w rękach. Hermiona chwyciła go za rękę.
- Uważajcie, bo pożałujecie, szczególnie ty, Potter!
Malfoy wstał i poszedł przed siebie, niemal wchodząc na Virginię. Spojrzał na nią i gwałtownie odepchnął. Jej książki upadły na podłogę.
Zanim jednak zrobił następny krok, wstrząsnął nim straszny ból. Padł na ziemię, chwytając się mocno za przedramię.
- Malfoy!- krzyknęła Virginia, klękając tuż obok, jednak posłał jej wściekłe spojrzenie i próbował odepchnąć.
- Proszę natychmiast zabrać pana Malfoya i pana Weasleya do skrzydła szpitalnego - to było wszystko, co usłyszał, zanim zemdlał.
***
- Ron, nie powinieneś mu tego robić - upomniała go Hermiona, siadając na brzegu szpitalnego łóżka. Parsknął i odwrócił głowę.
- Zasłużył sobie na to, Hermiono - bronił go Harry. - Ta szuja nazwała cię szlamą!
Hermiona spojrzała na własne stopy, jakby one były teraz najciekawsze.
- Wyobraź sobie, że wiem. Nie możemy kontrolować mu myśli, ale wy możecie kontrolować własne łapy i nie pakować się w kłopoty, prawda?
- Ale...
- Przerywam? - spojrzeli w górę. Wychyliła się Virginia, odsłaniając szpitalną zasłonkę, która odgradzała ich od reszty skrzydła.
- Nie, wejdź, Ginny - odrzekł Harry, uśmiechając się do niej.
Kiwnęła głową i weszła cała, wnosząc tacę z jakimś eliksirem, nad którym unosił się dym.
- Co to, Ginny?- spytał Ron, marszcząc ze wstrętu nos.
- Eliksir, który uzdrowi cię mordkę - odpowiedziała, kładąc tackę na stoliczku obok łóżka.
- Eliksir? Autorstwa Snape'a? - Ron jakoś nie dowierzał.
Virginia zwróciła oczy ku niebu.
- Nie, sama go zrobiła za pozwoleniem Madame Pomfrey, ale przepis pochodził od profesora Snape'a. Niczego nie obiecuję.
Ron wzruszył ramionami, odetchnął i wziął duży łyk. W następnej sekundzie już nim pluł.
- A co to do diabła jest?!
- Język, Ron - poprawiła go Hermiona.
- Przecież mówiłam. Jeśli tego nie wypijesz do końca, twój ryjek będzie się goił dwa tygodnie. Co wolisz?- odpowiedziała Virginia, chcąc już wyjść.
- A jak tam Malfoy? - Ron uśmiechnął się drwiąco, pijąc to obrzydlistwo, które mu przyniosła.
Virginia odwróciła się.
- Nie wiem, idę go zobaczyć.
- Co?! Ale on jest przecież...- zaczął Harry.
- Widocznie nie macie pojęcia, jak to jest być pielęgniarką - odrzekła, patrząc na nimi oczami podobnymi do szparek.
- Wybacz.
- Gin, nie jesteś przecież pielęgniarką, tylko pomagasz w skrzydle szpitalnym. - "pocieszył ją" Ron.
- Ron, ależ z ciebie głupiec - skwitowała go Hermiona, ale on tylko dalej pił swój smakowity eliksir.
- Bracia... - mruknęła Virginia, wychodząc.
***
Już chciała wejść, kiedy...
- Profesorze, naprawdę, ja...
- Chcesz się tu zatrzymać na całe wakacje?
- Proszę...
- Nigdy nie pozwalałem uczniom na pozostawanie tu i raczej nie pozwolę, ponieważ brak nauczyciela, który by cię nadzorował. Hogwart nie jest taki bezpieczny, jak ci się wydaje.
- Przynajmniej bezpieczniejszy od mojego domu, panie profesorze...
- No, dobrze... Zobaczę, co da się zrobić. Porozmawiam z nauczycielami, może któryś z nich będzie chciał zostać w Hogwarcie. Niczego nie gwarantuję.
- Rozumiem, panie profesorze.
W Hogwarcie na wakacje? Czy mi się wydaje, czy Malfoyowi odbiło? Zastanowiła się Virginia.
Koniec Prologu.
Skargi? Wnioski? Zażalenia? - villdy@op.pl