Dalsze losy rodziny Cullen 1 10


0x01 graphic

Autor:

cullen.bella

Spis treści:

Rozdział 1 3

Rozdział 2 7

Rozdział 3 11

Rozdział 4 15

Rozdział 5 20

Rozdział 6 23

Rozdział 7 26

Rozdział 8 29

Rozdział 9 35

Rozdział 10 40

Rozdział 1

Renesmee.

- Wszystkiego najlepszego Nessi - powiedziała mama, gdy

weszłam do kuchni w naszym kamiennym domku.

- Dziękuję. - Przytuliłam ją. - A gdzie tatuś?

- Zaraz przyjdzie.

Ledwo zdążyłam zjeść moje śniadanie, zwierzęcą krew, a tata

był w domu z całą rodziną.

- Sto lat kochanie - Zawołali wszyscy.

- To, co Nessi, dzisiaj kończysz 16 lat? - Zapytał mój ulubiony

wujek Emmett.

- Teoretycznie - Zaśmiałam się. Praktycznie rzecz biorąc

miałam 6 lat.

- Tak, teoretycznie. - Odpowiedział wujek Em.

- Kochanie, przyjedzie dzisiaj dziadek Charcie... Wiesz, że

masz być grzeczna? - Zapytał tata.

- Tato... mam 16 lat... Mogę ci coś przypomnieć?

Tata skinął głową na znak, że się zgadza. Podeszłam do niego i

przyłożyłam mu rękę do policzka.

- Oh. No dobrze. Przepraszam. - Pocałował mnie we włosy

tatuś.

- Co ci pokazała? - Zapytała jak zwykle ciekawska ciocia Alice.

- Jak była malutka i jak miał przyjechać Charlie i co 5 minut jej

mówiłem, że ma być grzeczna.

Cała rodzina się zaśmiała.

Dziadek Charlie, mimo, iż minęło już 6 lat, nie chciał znać o nas

prawdy. My mu nic nie mówiliśmy, mógł się tylko domyślić...

„A gdzie prezenty”

Zapytałam taty, wykorzystując przy tym, jego dar czytania w

myślach.

Tata się zaśmiał, ale nie udzielił mi odpowiedzi na pytanie.

„Nie macie?”

- Mamy - tym razem tata odpowiedział.

„No i?”

- Już, już nerwusie. Esme myślę, że już czas.

Babcia podała mi małe pudełeczko. W środku był malutki

medalik wraz z łańcuszkiem i kluczyki. Najpierw wzięłam

medalion. Było to złote serduszko. Piękne.

- Odwróć je - Podpowiedział dziadek Carlisle.

Z tyłu było napisane „Cullen”.

- Jej, dziękuję. Babciu to jest śliczne. - Rzuciłam jej się na

szyję.

- Cieszę się, że ci się podoba. To serduszko dostałam od

Carlisle na nasze zaręczyny. Postanowiłam je ci ofiarować.

- Dziękuję.

- Chodź Renesmee - Powiedział dziadek. - Teraz prezent ode

mnie.

Wyszliśmy na pole. Stał tam piękny żółty kabriolet. Domyśliłam

się, że do tego były kluczki.

- Łał. Dziękuję. Skąd go wytrzasnęliście? - Zapytałam, bo

wiedziałam, że takie auta nie jeżdżą jeszcze po ulicach.

- To nasza słodka tajemnica. - Uśmiechnął się dziadek.

Weszliśmy do domu. Następny prezent był od cioci Alice i cioci

Rosalie.

- Zrobiliśmy mały remanent z twoimi ciuchami. Najnowsze

trendy. Same robiłyśmy. Alice miała wizję, że będą one modne

za jakiś tydzień. Wtedy odbędzie się pokaz mody, właśnie z

takimi ciuchami. A do tego małe przemeblowanie pokoju. -

Powiedziała ciocia Rose.

Pobiegłam na górę do mojego pokoju. „Małe przemeblowanie?”

Pomyślałam. Z mojego skromnego pokoju zrobiły pokój

księżniczki. Łóżko zmieściłoby teraz całą naszą rodzinę. Do

tego nowa plazma, laptop, wieża, itp.

Przemalowały pokój na żółty. To mój ulubiony kolor. Stąd

właśnie kolor auta i pokoju.

- Kiedy wy...? - Chciałam zapytać kiedy to zrobiły, ale Alice mi

przerwała.

- Jak Carlisle pokazywał ci auto. Podoba ci się?

- To jest najśliczniejszy pokój pod słońcem. - Wykrzyknęłam i

od razu znalazłam się w ramionach cioć.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

- Nie ma, za co skarbie. - Powiedziały razem. - Ale nie

zajrzałaś do garderoby.

Pobiegłam więc tam. Weszłam i... Wszystko nowe, wszystko

inne, wszystko śliczne.

One wiedziały, że ja kocham modę. Akurat tej cechy nie mam

po mamie. Chyba odziedziczyłam ją po ciociach.

- Dziękuje. Jesteście najlepszymi ciociami pod słońcem.

Zeszłyśmy na dół. Przypuszczałam, że teraz kolej na Emmetta i

Jaspera. Nie myliłam się.

- Jako, że masz auto, a nie masz prawa jazdy to właśnie ono

jest twoim pierwszym prezentem. Wiesz, że mam znajomości

nie? - Powiedział wujek Jazz.

- A drugim... Hm... to jest dość nietypowy prezent. W sumie

dotyczy on całej waszej trójki. Jedziecie na Wyspę Esme.

„Gdzie? Tato to było tam?” - Zapytałam „po cichu” tatę.

- Tak. - Odpowiedział krótko.

- To suuperrr! Dziękuję wam. - I tym razem znalazłam się w

ramionach wujków. O mały włos, a przewrócilibyśmy się

wszyscy na podłogę.

- Mała, ty uważaj. - Śmiał się wujek Emmett. - Jak się z czegoś

ucieszysz to masz więcej siły niż ja i Jasper.

Cała rodzina zaczęła się śmiać.

Gdy po chwili się uspokoiliśmy, rodzice postanowili wręczyć mi

prezent.

- Nessi, kochanie, wiesz, że bardzo cię kochamy, prawda? -

Zaczęła mama. - Dlatego stworzyliśmy z tatą ten album.

- Jesteś tu przede wszystkim ty skarbie, ale są też zdjęcia z

przed ślubu i z przed twoich narodzin. - Dokończył tata.

Wzięłam od nich album i zaczęłam przeglądać. Zdjęcia były

super. Moją szczególną uwagę, przykuło jedno zdjęcie. Byli tam

Mama i tata. Mama ubrana była w niebieską sukienkę i

kremowy sweterek, a tata w garnitur. Przechodzili przez jakąś

„bramę”. Byli bardzo uśmiechnięci. Ale nie to przykuło tak moją

uwagę...

Rozdział 2

Edward.

Nessi długo patrzyła na zdjęcia z Balu Absolwentów. Miałem

nadzieję, że nie zada tego pytania. Ale znając moje dziecko, nic

nie mogło uciec jej uwadze. A ja tak bardzo nie chciałem, żeby

to pytanie padło. Byłem na 100% pewny, że będzie on brzmieć

tak: „A dlaczego mama ma tu taką nogę?”

„Edward, powiemy jej, że spadła ze schodów. Nie ma sensu jej

teraz o tym mówić. To są jej urodziny, nie będziemy psuć jej

nastroju.” Pomyślała Esme. Jednak ja postanowiłem, co innego.

Zaprzeczyłem ruchem głowy, że się nie zgadzam.

„Edward” - Bella odsunęła swoją tarczę, więc mogłem słyszeć

jej myśli - „Edward, powiemy jej prawdę. Daliśmy jej ten album,

razem z tym zdjęciem. To do czegoś zobowiązuje.”

Popatrzyłem na nią i kiwnąłem głową. Pozostało tylko czekać.

- Mamo, a co ci się tu stało? - Usłyszałem słodki głosik,

Renesmee.

Szybko popatrzyłem, na miny innych. Widziałem, że powróciły

złe wspomnienia.

„Kurde, jeszcze teraz jak bym spotkał Jamsa to bym go...”

Usłyszałem rozmyślenia Emmetta.

- Em. Przestań. To już przeszłość. - Uspokoiłem go.

„Edward, ale to, co zrobił Belli. Przecież to...” - Znowu mu

przerwałem.

- Jasper. - Wystarczyło tylko jedno słowo, a mój brat od razu

wiedział, co ma zrobić.

Myśli Emmetta się uspokoiły, tak jak cała nasza rodzina.

- Mamo? - Nessi była zniecierpliwiona.

- Kochanie... Ja dokładnie nie pamiętam. Byłam jeszcze

człowiekiem... Tata może ci opowie.

- Tato?

- Na pewno chcesz wiedzieć? - Zapytałem ją?

„Tak tato!” - Usłyszałem jej myśli.

- Ale to nie jest wesoła historia. - Mimo, że chciałem, żeby

Renesmee znała prawdę, bałem się jej to powiedzieć.

„Jestem na to przygotowana”

- No, więc ci to opowiemy. Razem z całą rodziną i mamą

mieliśmy zagrać baseball...

- Mamo ty grałaś?

- Nie przerywaj mi Nessi.

„Przepraszam” - Pomyślała.

- Nic się nie stało. No, więc jak już wiesz mieliśmy grać w ten

baseball. Mama nie grała, tylko sędziowała razem z Esme. W

pewnym momencie przyszli do nas inne wampiry te, które żywią

się ludzką krwią. Jeden z nich, Jamek, był tropicielem i miał

bardzo wyczulony węch na ludzi. A musisz wiedzieć, że twoja

mama pachniała bardzo kusząco...

- Edward - Skarciła mnie Bella.

- Więc ten James wyczuł, że Bella jest człowiekiem. Ale my

stanęliśmy w jej obronie. Wyczytałem z myśli Jamsa, że on

dorwie Bellę. Postanowiliśmy, że najlepiej będzie jak twoja

mama wyjedzie. Ale nie chcieliśmy zostawiać jej na pastwę

losu, więc razem z Bellą pojechał Jasper i Alice. Wyjechali do

Phoenix. Rosalie i Esme ubrały ciuchy mamy i pobiegliśmy w

całkiem innym kierunku niż pojechali mama, Jasper i Alice.

Jednak mimo tego, że na początku James się na to nabrał w

końcu zrozumiał, że robimy go w konia i zawrócił. Pojechał do

Phoenix. Tam spotkał się z mamą w sali baletowej. Zaczął ją

kopać, a wiesz, że wampiry kopią mocno, a mamusia była

bardzo krucha. Więc, kopał ją po cały ciele i przy okazji złamał

jej nogę. Jednak zanim ją zabił, my zdążyliśmy na czas. Ja na

moje nieszczęście musiałem, wyssać jad z ręki twojej mamy, bo

James niestety ją ugryzł. A reszta rodziny go zabiła. I właśnie

stąd twoja mama ma taką nogę, na tym zdjęciu.

- Jak się zabija wampiry?

- To już może opowie ci wujek Jasper i Emmett. Oni zawsze są

do tego chętni.

„Wyszliśmy na morderców” - Zaśmiał się w myślach Jazz.

- No opowiecie mi? - Zapytała swym uroczym głosikiem Nessi.

- Pewnie mała. Chodź do wujka na kolano wszystko ci

powiemy. - Mimo tego, iż Jasper w myślach określał się

mordercą był bardzo chętny do opowiedzenia Nessi historyjki o

zabijaniu wampirów.

Renesmee usiadła na kolanach Jazz`a i słuchała. Widziałem,

jak w myślach wyobrażała sobie łamanie kości i palenie na

stosie. Było to bardzo realistyczne. Tak jakby już doświadczyła

tego widoku.

- Dlaczego nigdy wcześniej mi nie powiedzieliście, że ktoś

chciał zabić mame?

- Kochanie, jesteś jeszcze taka młoda. A te informacje nie są ci

do szczęścia potrzebne. - Powiedział Carlisle.

- Ale to są historie rodzinne. - Odpowiedziała Renesmee.

- Tak, ale przykre. - Próbowała ratować sytuację Esme.

- Z wami się nie da gadać...

- Nessi proszę cię. Mieliśmy zamiar ci powiedzieć. Przecież

gdyby było inaczej nie dalibyśmy tam tego zdjęcia. -

Tłumaczyła Bella.

- Przepraszam. - Powiedziała Nessi, a potem podeszła do

każdego i przytuliła go, dziękując raz jeszcze za prezenty.

- A kiedy przyjedzie dziadek Charlie?

- Dopiero za 2 godziny. - Odpowiedziałem jej.

- To jeszcze długo. Moglibyśmy w tym czasie na coś

zapolować? Zgłodniałam z nadmiaru emocji.

- W lodówce mamy zapas zwierzęcej krwi, chcesz? - Zapytała

Alice.

- Ale ja tak dawno na nic nie polowałam.

„Tatusiu proszę”. I jak ja mogłem odmówić tej wspaniałej

osóbce.

- No dobrze chodź.

Na polowanie poszliśmy ja, Bella i Nessi. My z Bellą byliśmy

najedzeni, ale mimo wszystko postanowiliśmy na coś

zapolować. Ja wybrałem pumę, a Renesmee z Bellą wielkiego

łosia. Po godzinie Nessi powiedziała, że jest już najedzona, i że

możemy wracać do domu. Weszliśmy do naszego kamiennego

domu i zauważyliśmy, że na stoliku leży kartka.

„Charlie dzwonił, że przyjedzie pół godziny przed czasem.

Przyjmiemy go w naszym domu.”

Poznałem, że pisała to Esme. Powiedziałem dziewczyną, że

mają 15 minut na ewentualne przebranie się. Tak jak

przypuszczałem Bella stwierdziła, że się nie przebiera, ale

nasza mała gwiazdka popędziła do swojego pokoju. Po chwili

była gotowa. Wyglądała ślicznie. Ubrana była w niebieską

sukienkę, przypuszczałem czemu taką wybrała, aby zrobić nam

na złość, że tak późno powiedzieliśmy jej o tym co spotkało

Bellę.

- Wcielenie diabła z tej naszej córki - Powiedziałem szeptem do

Belli.

- Zgadzam się. A i wiesz, co? Tą cechę akurat odziedziczyła po

tatusiu. - Uśmiechnęła się do mnie moja żona.

„Jak wyglądam?” Zapytała mnie w myślach córka.

- Wyśmienicie. Specjalnie to ubrałaś?

„Tak jakby...”

Uśmiechnąłem się do niej i ruszyliśmy.

Rozdział 3

Renesmee.

Tak, zrobiłam im to na złość. Specjalnie ubrałam podobną

sukienkę, do tej, w której mama była na Balu Absolwentów.

Do tego prawie identyczny kremowy sweterek. Popatrzyłam w

lustro... Byłam prawie taka sama jak mama... Czyli mój cel

osiągnięty.

Pierwsza wbiegłam do domu reszty rodziny.

- Cześć wszystkim. - Powiedziałam z uśmiechem.

- E... Hej Nessi. - Jedyną osobą, która mi odpowiedziała była

ciocia, Rosalie.

- Co wy się tak patrzycie? - Zapytałam resztę.

- Bo... wyglądasz tak jak Bella, znaczy twoja mama, na Balu. -

Wyjaśnił mi Emmett.

- Tak, wiem.

- Czemu się tak ubrałaś? - Zapytał dziadek.

- Żeby wam było głupio, że nie powiedzieliście mi prawdy o

mamie! - Krzyknęłam i pobiegłam do dawnego pokoju taty.

Można powiedzieć, że to mój azyl. Zawsze jak się czymś

zdenerwuję, biegnę właśnie do tego pokoju. Nie wiem, czemu

go tak lubię. Może, dlatego, że są tu zdjęcia mamy i taty?

Najbardziej podobają mi się te ze ślubu. Są tacy szczęśliwi.

Wiem, że byli by jeszcze szczęśliwsi gdyby mnie nie było...

- Renesmee...! - Zawołał tata, głosem, którego nienawidziłam.

Głosem, który nie lubił sprzeciwu.

Poszłam na dół. Nie wiedziałam o co chodzi.

- Tak tato? - Zapytałam niepewnie.

- Proszę, powiedz na głos to, co przed chwilką myślałaś.

- A co ja myślałam? - Naprawdę nie wiedziałam.

- Nie udawaj. Renesmee jak ty możesz tak myśleć? Przecież

wiesz...

„Tato chodzi ci o mnie? Znaczy, że jak by mnie nie było?”

- Tak właśnie o to. Powiedz to na głos.

- Ale po co tato? - Nie chciałam tego mówić...

- Renesmee, mów to! W tym momencie! - Krzyknął tata.

- Edward... - Powiedziała mama.

- Bella, ja muszę. Ona to musi powiedzieć. Wy nie wiecie co

ona myślała. Renesmee już!

- No, bo... Ja... Ja myślę, że rodzice i wy bylibyście

szczęśliwsi... gdyby mnie nie było. - W końcu to z siebie

wydusiłam.

- Nessi, co ty gadasz? Przecież, wiesz, że ty odmieniłaś nasze

życie na lepsze. - Babcia zawsze tak ładnie dobierała słowa.

- Tak, ale gdyby nie ja... Mama by tak nie cierpiała. Tata nie

musiałby jej zamieniać w wampira, bo wiem jak bardzo tego nie

chciał, a przede wszystkim nie było by tej całej afery z Volturimi.

I ta cała Irina nadal by żyła... - Dokończyła.

- Posłuchaj skarbie - Zaczął tata. - To co mówiłaś o mamie to

w połowie prawda. Tak, nie chciałem jej zamieniać, ale wiem,

że nawet bez twojej pomocy bym ją zamienił.

- Edwardzie, ty teraz prawdę mówisz? - Zapytała mama.

- Tak, Bello. Nie chciałem ci nic wtedy mówić, ale miałem plany,

że po podróży poślubnej... W niedalekiej przyszłości... Nigdy nic

nie mówiłem, bo na świecie pojawiła się Nessi. Najpiękniejszy

prezent od losu. I nie wiem jak możesz myśleć, że lepiej by było

jak byś się nie urodziła. Zresztą popatrz... Kto jest za tym, że

Renesmee uszczęśliwiła nas, ręka do góry.

Wszyscy podnieśli ręce. Wujek Emmett nawet dwie.

- No dobra, fajnie. Ale to przeze mnie mama mogła umrzeć.

- Posłuchaj, kochanie. Większe niebezpieczeństwo stanowiłem

dla mamy ja niż ty.

- Dlaczego?

- Gdy mama była już z tobą w ciąży, był przy niej dziadek

Carlisle. A gdy ja byłem z mamą na Wyspie Esme nie było tam

nikogo. Tylko ja i ona. Rozumiesz?

- Właśnie nie. Bo przecież, jakie ty stanowiłeś

niebezpieczeństwo?

- Nessi, nie będę ci tego tłumaczył tak bardzo szczegółowo, bo

na to jesteś za młoda. - I wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Zrozumiałam, już w jakich sytuacjach tata stanowił zagrożenie

dla mamy. Tak mi się wydawało przynajmniej. Moim jedynym

logicznym wytłumaczeniem był sex. - Pomyśl, co może zrobić

wampir gdy jest blisko człowieka, którego zapach działa na

niego jak... Narkotyk. Może go zabić. A twoja mama jest

masochistką i zapragnęła się ze mną kochać... Zgodziłem się,

ale potem bardzo tego żałowałem. Na szczęście mamie nic się

nie stało. No... Oprócz siniaków na rękach... Ale łóżko i

poduszki, były do wywalenia. Następnym razem poszło lepiej.

Potargałem tylko piękną koszulkę nocną...

- Tą koszulkę, którą Bella rzekomo zgubiła, Edwardzie? -

Odezwała się ciocia Alice.

- Tak, Alice, właśnie tą... Piękną czarną... Ahh... Edward akurat

ją musiał zniszczyć. - Powiedziała mama.

- Czemu powiedzieliście, że ją zgubiłaś? - Dopytywała się

ciocia.

- Siostrzyczko, ty nie nawiedzisz jak się niszczy stare, nie

modne ubranie, a ta koszulka było piękna... Musiałem coś

wymyślić, żebyś nie była zła. - Wytłumaczył się tata. - A tobie

Renesmee jeszcze raz powtarzam, że ty nie byłaś dużym

niebezpieczeństwem dla mamy.

- Dobrze, przepraszam was.

- Wybaczamy ci, pod jednym warunkiem - Powiedział Em. - Od

6 lat, obiecujesz mi, że pójdziesz ze mną na polowanie. I co? I

na obietnicach moja droga się skończyło. Więc, mój warunek...

Idziemy razem na polowanie, ok.?

- No dobrze.

Nagle usłyszeliśmy, że auto wjeżdża na naszą drogę.

- Charlie. - Powiedzieliśmy wszyscy razem.

Po minucie zobaczyliśmy, jak dziadek wysiada z samochodu.

Wybiegłam z domu, żeby go przywitać.

- Dziadku...! - Zawołałam i rzuciłam mu się w ramiona.

- Nessi, kochanie.

- Chodź wejdziemy do środka. - Pociągnęłam dziadka za rękę.

- Witaj Charlie - Powiedzieli wszyscy, gdy weszliśmy.

- Cześć wszystkim. - Odpowiedział dziadek.

- Tato, zjesz tortu? - Zapytała mama.

- Z chęcią córeczko.

Po zjedzeniu tortu dziadek wręczył mi prezent.

Byłam zachwycona. Dostałam bransoletkę. Śliczną. Dziadek

powiedział, że miał ją dać Belli, gdy wróciła do Forks z Phoenix.

Teraz już wiedziałam, co się tam stało... Podziękowałam

dziadkowi z całego serca. Byłam taka szczęśliwa. Teraz byłam

pewna na 100%, że oni są ze mną szczęśliwi, że mnie

kochają... Nie wiem jak mogłam w to wątpić. Tata usłyszał moje

myśli, podszedł do mnie wziął na ręce, szepnął do ucha:

- Tak ma być.

I zaczął podrzucać i śpiewać jeszcze raz „Sto lat...”.

Dołączyli się wszyscy. Gdy tata stwierdził, że „bolą” go ręce (to

wszystko dla Charliego, zachowujemy się jak ludzie) wujek

Emmett. Następnie wujek Jasper. I na tym się skończyło...

Dziadek posiedział u nas z 2 godziny, po czym powiedział, że

jedzie do Billy`ego.

- Dziadku, a możesz powiedzieć Jake`owi, żeby do mnie

przyjechał? Tylko bez żadnych prezentów.

- Dobrze słoneczko.

Dziadek pojechał, a za pół godziny wyczułam woń wilka.

Wyskoczyłam z domu i pobiegłam do lasu.

- Jake, Jake! - Krzyczałam, gdy go ujrzałam.

- Nessi, wszystkiego najlepszego. Niestety nie mam prezentu...

Przepraszam.

- Nic się nie stało. To było moje marzenie, nie dostać już dzisiaj

prezentów. - Zaśmiałam się.

- No to dobrze.

Weszliśmy do domu, Jacob zjadł tort. I nagle...

- Poczekacie na chwilę? - Zapytał Jake.

- Jasne. - Odpowiedziałam za wszystkich.

Gdy Jacob wyszedł, podeszłam do taty i zapytałam się go:

- Tato, kto to przyszedł?

Odpowiedziała mi cisza...

Rozdział 4

Renesmee.

Nagle zza drzew wyłonił się wilk i Jacob.

- Leah. - Powiedziała mama.

Dobrze wiedziałam, kim jest Leah. Nienawidzi naszej rodziny.

Pamiętam, jakie robiła awantury Jake`owi, gdy Volturi już nam

nie zagrażali, a on dalej u nas przebywał.

Minęło już 6 lat, a ona i nasza rodzina dalej się nie lubiły.

Czułam, że największą niechęcią pała do mnie, zresztą tak jak

ja do niej. To było jedyne pocieszenie. Jacob jest mój. Jest

nasz... Mój i mojej rodziny. Tak się cieszyłam, gdy tatuś i Jake

się pogodzili, a teraz...? Czułam, że stanie się coś niedobrego...

Czułam, że Leah chcę nas z Jacob`em skłócić. Wiedziałam, że

nikt by tego nie chciał. Nikt oprócz tej małej wrednej istoty...

- Alice stanie się coś złego? - Tata zapytał się za mnie. Musiał

czytać w moich myślach.

Ciocia zapadła w „trans”. Miała wizję. Jej mina wykrzywiła się...

- Nie Edwardzie, nie...

Czułam, że ona kłamie. Dlaczego to ukrywała.

Usłyszałam szept mamy.

- Edward...

Tata pokręcił głową.

Miał skupioną minę, więc przypuszczałam, że czyta komuś w

myślach. Nie wiedziałam tylko komu.

„Tato, popatrz na mnie” - Pomyślałam.

Nie zrobił tego. Zacisnął zęby.

„Tato, popatrz na mnie” - Znowu powtórzyłam w myślach moje

polecenie.

Żadnej reakcji.

Podbiegłam do mamy i się do niej przytuliłam. Rozpłakałam

się...

- Nie płacz kochanie. - Pocieszała mnie.

Wyjrzałam przez okno. Jacob zamienił się w wilka i warczał na

Leah.

- Mamusiu, dlaczego wy kłamiecie? Dlaczego ciocia

powiedziała, że nic się nie stanie jak ja czuję, że ona kłamie.

- Renesmee ja nic nie wiem. Ale myślę, że Alice by nas nie

okłamała. - Mama próbowała na siłę mnie pocieszyć.

Słyszałam, że ona też do końca nie wierzy w to, co mówiła,

przecież już raz ciocia Alice nas okłamała. Przed konfliktem z

Volturimi...

- Renesmee zapomni o tym. - Powiedział tata. Ale dalej na

mnie nie popatrzył. Jednego byłam pewna. Czyta w myślach

kogoś zebranego w pokoju. Inaczej nie wyłapał by tej mojej

cichej myśli.

„Tato... Popatrz na mnie, proszę!” Zagrzmiały moje myśli.

Dalej nic. Żadnej reakcji.

Wkurzyłam się...

„Chodzi o mnie? Mnie ciocia Alice widziała w swojej wizji?”

Tata nie odpowiedział. Byłam pewna na 99%, że chodziło o

mnie. Wybiegłam z domu...

- Renesmee! - Zawołał za mną.

Byłam w połowie drogi między domem a Jacob`em i tą małą

wiedźmą, ale zapomniałam o jednym małym szczególe. Tata

jest najszybszy z naszej rodziny...

- Tato ja tam muszę iść. Leah chodzi o mnie tak? Coś złego się

stanie, ale to będzie dotyczyło mnie, prawda? - Dopytywałam

się, chociaż odpowiedz była jasna...

- Chodź w domu ci wyjaśnię.

- Obiecujesz?

- Tak.

Weszliśmy do domu. Tata usiadł na sofie, ale nic nie mówił.

- Tato, obiecałeś! - Wrzeszczałam.

- Ja ci powiem. - Chętną do wyjawienia mi prawdy okazała się

ciocia Alice.

Popatrzyłam na nią wyczekująco.

- Po pierwsze wiesz, że nie widzę dobrze wilkołaków. Ale w

całej tej „akcji” brałaś udział ty, więc można powiedzieć, że był

to wyraźny obraz...

- Powiesz mi wreszcie, co widziałaś?

- Tak, tak, oczywiście... Byłaś tam ty i ona. Ty nieświadoma jej

zamiarów, taka bezbronna... Ona w postaci wilka. Warczała na

ciebie. Kazałaś jej zamienić się w człowieka, wykonała twojej

polecenia. Rozmawiałyście...

- O czym? - Przerwałam jej.

- Nie widziałam dobrze, ale wydaje mi się, że o Jake`u...

Usłyszałam jedynie jedno twoje zdania bardzo wyraźnie...

- Jak ono brzmiało? - Znowu jej przerwałam.

- „On jest tylko mój. Pogódź się z tym. Nie rozumiesz, że on

mnie kocha? Że sobie mnie wpoił? Nie obchodzi mnie to, że ty

czujesz do niego to, co on do mnie. Ja ci go nie oddam i tyle!”

Leah się zdenerwowała, stała za blisko ciebie... A ty zamiast

uciekać stałaś i się patrzyłaś. Nessi nigdy nie widziałaś jak wilki

zamieniają się gdy są za bardzo zdenerwowane?

- Mama mi opowiadała raz o Paul`u, ale ja sama nie widziałam.

- Aha. Ale kończąc... Stałaś zbyt blisko, ona się zamieniła i

skoczyła na ciebie... Nie zabiła cię, bo tego na szczęście nie da

się zrobić, ale ciężko raniła. Ochronił cię jedynie fakt, że jesteś

pół człowiekiem, pół wampirem.

- No to jak nie da się mnie zabić, to o co się boicie?

- Chodzi nam o to, że masz też cechy ludzkie... My nie

odnosimy żadnych ran, ty tak. W wizji widziałam, że leżałaś pół

roku nie przytomna...

- Aha. Ale przecież ona i tak będzie chciała ze mną

rozmawiać... A teraz już wiem, żeby jej nie denerwować. Więc

mogę do niej iść?

- Nie ma mowy! - Zagrzmiał tata.

- Ale dlaczego?

- Bo nie.

Yhy. Super no.

- Edwardzie, ja myślę, że ona powinna z nią porozmawiać. -

Powiedziała mama.

- Nie ma szans, Bello.

- Pamiętasz, jak byłam człowiekiem i jaka byłam uparta? Nie

raz zagrażałam swojemu życiu. A Nessi jest wampirem. Nie

umrze...

- No właśnie... Tato proszę...

- Nie ma mowy!

- Mama mi pozwoliła! - Byłam wściekła.

- Ale ja ci nie pozwalam.

- Bo co? Zawsze musisz być najważniejszy? Nigdy nie liczysz

się z moim zdaniem. Nigdy! - Wybiegłam z domu i pobiegłam w

stronę Leah.

Tym razem tata za mną nie pobiegł. Kłócił się z mamą.

- Jake! Zamień się, proszę. Ty Leah też. - Podeszłam do

wilkołaków i wydałam polecenie.

Jacob i Leah pobiegli do lasu, a za 2 minuty stanęli przy mnie w

postaci człowieka.

- Leah, po co tu przyszłaś? - Zapytałam prosto z mostu.

Dziewczyna dostała drgawek, ale Jacob ja uspokoił.

- Po Jake. - Odpowiedziała spokojnie.

- On jest mój. - Jezu ja mówię to, co ciocia widziała w wizji. -

Do czego on ci jest teraz potrzebny?

- Do niczego... Chcę po prostu, żeby przy mnie był...

- Ale on jest mój. A pozatym ja mam dzisiaj urodziny, więc Jake

nie może być z tobą.

- Nie obchodzi mnie to czy masz urodziny czy ich nie masz! On

jest mój. Nie waż się myśleć inaczej, bo... - Leah zaczęła mi

grozić.

- Tak? Bo co mi zrobisz? Zapomniałaś chyba, kto tu jest

nieśmiertelny.

Znowu dostała drgawek...

- Leah, Leah... Nie wolno stracić ci panowania. Leah.

Spokojnie. Nessi wracaj do domu. Uciekaj! Już!

- Nie Jacob, ja z nią muszę pogadać!

Po paru minutach dziewczyna się uspokoiła.

- Leah, możemy pogadać na osobności? - Zapytałam.

Skinęła głową.

- Nie Renesmee ja ci nie pozwalam. Albo rozmawiacie przy

mnie albo w ogóle.

- Jake! - Wiedziałam, że nic nie wskóram. - Dobra, zostań.

- No, więc Renesmee powtarzam ci, że Jake jest mój.

- Jacob, co ona mówi? Przecież ty, ja... Przecież ty we mnie...

- Nessi ja nie wiem co ona mówi. - Odpowiedział Jake.

- Jak to nie wiesz? - Zapytała go Leah.

- Proszę cię skończ. To była pomyłka...

- Ej, możecie mówić jaśniej? Bo ja też tu jestem. - Odezwałam

się.

- No, więc proszę bardzo. Twój kochany Jake...

- Leah nie waż się tego mówić. Przecież wiesz, że prawda jest

inna.

- Jak mnie całowałeś to mówiłeś, co innego...

Rozdział 5

Bella.

Nessi przybiegła z płaczem do domu. Wiedzieliśmy, co się

stało. Edward powiedział nam przed jej przyjściem.

- Kochanie nie płacz. - Wszyscy próbowaliśmy ją pocieszać.

- Dajcie mi święty spokój.

Wiedziałam, co czuła. Ja też zostałam odrzucona przez Jacoba.

Wyjrzałam przez okno. Jake kłócił się z Leah.

- Pójdę do niego. Ale naprawdę nie ręczę za siebie. -

Powiedziałam.

- Uważaj na siebie, kochanie. - Odpowiedział Edward.

- Wiem. A ty... Idź porozmawiaj z Nessi.

- Pójdę.

Wyszłam na pole i wciągu 1 sekundy znalazłam się przy Jake`u

i Leah.

- Jacob możemy porozmawiać? - Zapytałam.

- Tak, jasne Bells.

- W cztery oczy. - Powiedziałam dobitnie.

- Leah... Idź do La Push. Dokończymy jak przyjdę do domu. A i

chciałem ci powiedzieć tylko tyle, że musisz się pogodzić z tym,

że to będzie nasza ostatnia rozmowa...

- Ale Jake... - Leah miała łzy w oczach. Zrobiła mi się jej żal...

Zaraz odpędziłam tą myśl od siebie, i znów jej nienawidziłam za

to co zrobiła.

- Nie ma „ale”! To był jeden głupi błąd... Idź już. Muszę pogadać

z kimś innym. - Popatrzył na mnie.

Leah zamieniła się w wilka i pobiegła przed siebie.

Nie wiedziałam jak zacząć...

- Jak Nessi...? - Zapytał niepewnie Jake.

- Źle... Jacob to są jej urodziny, a ty dajesz jej taki prezent?

- Ale to nie tak... - Próbował się tłumaczyć.

- Więc jak?!

- Bells, uspokój się!

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Zważ na to, że za

chwilę, możesz się pożegnać z życiem...

- Nie zrobiłabyś mi tego.

- Nie! Nie zrobiłabym tego Renesmee.

- Bello. Wysłuchaj mnie. To nie jest tak jak myślisz... Faktycznie

całowałem się z Leah. Ale to był nic nieznaczący incydent.

Wiem, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. To było nie fer.

Zgadzam się. Ale przecież takie rzeczy się zdarzają...

Pamiętasz... Przed bitwą? Z Victorią?

- Tak Jake pamiętam. Ale nie widzisz, że to jest trochę inna

sprawa?

- No właśnie nie bardzo. Możesz wytłumaczyć? - On zgrywał

takiego debila, czy taki był?

- Tak. Jedyną rzeczą, która łączy te dwie sprawy jest

zdradzenie. Niestety są też różnice. Po pierwsze to była bitwa.

Mogłeś zginąć. Bałam się o ciebie. Wiesz, Jake. Ja za bardzo

tego nie pamiętam... Byłam człowiekiem. Jedna rzecz, która

utknęła mi w pamięci to, to, że nie chciałeś mi wierzyć, że cię

kocham jako przyjaciela, a ja się naprawdę o ciebie bałam.

Wiesz, że mogłeś zginąć, a najgorsze w tym wszystkim było to,

że mogłeś zginąć za mnie... To jest pierwsza różnica. A druga.

Hm... Edward wiedział, że ty mnie... Kochasz. Że jesteśmy

przyjaciółmi, a o ile dobrze się orientuję, to ty za Leah nie

przepadasz. Pamiętam jak leżałam w ciąży w Nessi, jak mi

Esme opowiadała co Leah wymyśla. Ona wciąż myśli, że Esme

nie wie o tych ubraniach co wyrzuciła, prawda?

- Nie wydaje mi się, żeby wiedziała. - Odpowiedział.

- No więc właśnie. Ja już skończyła...

- Więc mogę się wytłumaczyć?

- Naturalnie, ale wiesz... Wyjaśnienia bardziej są potrzebne

Renesmee.

- Mam do niej iść? - Zapytał.

- Wypadało by...

Ruszyliśmy w stronę domu.

- Bella... - Zaczął Jake.

- Hmm?

- Myślisz, że ona zrozumie? - Zapytał.

- To mądra dziewczynka, ale myślę, że będzie potrzebowała

trochę czasu, żeby ci z powrotem zaufać.

- Zrobię wszystko, żeby było tak jak dawniej.

- Trzymam kciuki.

Przytuliliśmy się i weszliśmy do domu.

Rozdział 6

Renesmee.

Zawsze jak było mi smutno, patrzyłam na zdjęcia mamy i taty.

Tym razem padło na to... Z urodzin mamy.

PUK, PUK!

Jake... Nie chciałam z nim gadać, ale coś kazało mi go wpuścić.

PUK, PUK!

- Nessi... Proszę cię. Wpuść mnie. - Prosił Jacob.

Podeszłam do drzwi, przekręciłam zamek i go wpuściłam.

- Przepraszam. Ja ci chciałem to wszystko wyjaśnić.

- No to wyjaśni... - Powiedziałam przez łzy.

- Bo to nie tak, jak ty myślisz. Ja i ona... To był jednorazowy

wyskok. Przecież wiesz, że ja ciebie, tylko ciebie... Ja wiem, że

ty mi tego nie wybaczysz, tak szybko jak bym chciał, ale może z

biegiem czasu zapomnisz?

- Jake... - Zaczęłam.

- Cii... Nie mów nic. Daj mi skończyć.

- Dobrze...

- Ja... Nie wiem, co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła. Ja wiem,

że to, co zrobiłem... Tak, wiem. Szkoda, że wcześniej o tym nie

pomyślałem tak? Byłem taki, samotny... Wyjechałaś z rodzicami

na miesiąc do Renee. Dla mnie to było o wiele za długo. Cały

czas pod postacią wilka myślałem o tobie. Sam i inni mieli tego

serdecznie dość. Nie wiem, kiedy postanowili mnie „ratować”.

Wiesz, że Leah jest jedyna dziewczyną w sforze. Pewnego dnia

przyszła do mnie. Byłem sam. Tata pojechał do Charlie`go.

Zwierzyłem jej się ze wszystkiego. Potem przychodziła

codziennie. I gdy znowu byłem sam... Jakoś tak wyszło. Po raz

pierwszy gadało nam się tak dobrze... Kupiliśmy chipsy,

usiedliśmy przed telewizorem... Oglądaliśmy jakiś horror... Leah

się bała. Najpierw chwyciła mnie za rękę, potem położyła głowę

na piersi. Cały czas mówiła, że się boi. Pocałowałem ją we

włosy. Podniosła głowę i popatrzyła mi w oczy. Zaczęła zbliżać

się do mnie. I stało się... Pocałowaliśmy się. Ona wtedy po raz

pierwszy powiedziała mi, że mnie kocha. Uwierz mi, wtedy

myślałem to samo... A teraz? Teraz nie ma minuty, żebym tego

nie żałował! Proszę cię Nessi, postaraj się mnie zrozumieć! To

był impuls... - Jake płakał. Wiedziałam, że bardzo tego żałował.

- Dość! Ja... Wiem, że trudno ci to zrozumieć, ale ja ci

wybaczam. Tak od razu. Nie potrafiłabym gniewać się na

ciebie... - Powiedziałam.

- Że co słucham? Wybaczasz? I nie będziesz się gniewać, ani

nic? - Jacob był zdziwiony.

- Nie, ale mam jeden warunek...

- Jaki? - Spytał trochę przestraszony.

- Następnym razem jak się będziesz z kimś całował, powiedz mi

od razu Jake. Przecież wiesz, że nie jesteś na uwięzi. Jesteśmy

tylko przyjaciółmi, w sumie to do niczego nie zobowiązuje. Ja ci

nie każę stać wiernie przy moim boku, ale tyle mi mówiłeś o tym

wpojeniu... Myślałam, że to jest tak, że tylko ja i na zawsze ja.

Nikt pozatym... Tylko jak Leah to powiedziała, że się

całowaliście... Trochę mnie to zabolało... Przepraszam, że się

tak uniosłam...

- Nessi, przestań mnie tłumaczyć! To ja zawiniłem, a nie ty.

Dlaczego bierzesz całą winę na siebie.

- Nie wiem... Wiesz, co? Mam świetny pomysł. Zapomnimy o

dzisiejszej wizycie Leah. Ja mam urodziny. Nie chcę ich

zepsuć. - Powiedziałam.

- Jesteś tego pewna? Może chcesz jeszcze coś wiedzieć... O

coś zapytać?

- Nie. Ja już nawet nie pamiętam, o co się pokłóciliśmy. -

Powiedziałam z uśmiechem.

- I za to cię kocham. - Pocałował mnie w czoło.

Przytuliłam się do niego. Był taki ciepły.

- Ja... Ja też cię kocham Jake. - Powiedziałam nieśmiało.

- Nessi, nie żartuj...

- Jacob, myślisz, że ja żartuje? Myślisz, że ja...

- Czyli ty...? Ty tak szczerze? - Przerwał mi.

- Najbardziej na świecie. - W końcu wyznałam prawdę.

- Czyli, że możemy być razem? - Zapytał Jake.

- Jeśli chcesz...

- Wiesz, że bardzo. To... To muszę ci zadać pewne pytanie...

- Słucham.

- Czy ty... Zostaniesz moją dziewczyną?

- Hmm... No czy ja wiem. Tak. Tak! Tak!!!!!!!

Teraz byłam pewna, że to najlepsze urodziny w życiu.

- Renesmee! Jacob! Kolacja! Chodźcie! - Krzyknął tata.

Zeszliśmy na dół. Byliśmy tacy szczęśliwi.

- I co Jake? Zrozumiała? - Zapytała mama.

- Lepiej niż przypuszczałem. - Odpowiedział.

Zjedliśmy kolację i poszliśmy do dawnego pokoju taty.

Położyliśmy się na łóżku, które ciocia Rose kupiła, bym mogła

spać u dziadków.

- Jake, a mogę na chwilkę powrócić do tamtego tematu? -

Zapytałam. Byłam bardzo ciekawa pewnej rzeczy.

- Jak tylko chcesz słoneczko. - Odpowiedział z czułością w

głosie.

- Czy... Czy ona naprawdę cię kocha?

- Hmm... Nessi, myślę, że tak. Ale to nic nie zmienia, bo ja

kocham ciebie.

I pocałował mnie prosto w usta.

Rozdział 7

Edward.

Coś mi nie pasowało. Alice zagłuszała swoje myśli... Tak mi się

przynajmniej wydawało. Zawsze jak coś miała na sumieniu, tak

robiła.

- Alice, pozwól na chwilkę. - Powiedziałem i pokazałem na

drzwi.

Może nie jestem Jasper`em, ale wyczułem narastające w niej

napięcie.

- Tak, braciszku? - Zapytała przesłodzonym głosem.

- Od samego rana, przekładasz piosenki na różne języki. Coś

ukrywasz.

„Nie, nie, nie...” Powtarzały jej myśli.

- Nic nie ukrywam. Przysięgam. - Odpowiedziała spokojnie.

Wiedziałem, że jest zasługa Jasper`a. Czyli on też jest w tym

spisku, czy tylko obserwuje zachowanie, tego małego

chochlika.

- Alice, przestań. Nie raz tak robiłaś, gdy miałaś jakąś wizję...

- Alice... - Zawołała moja żona. Spojrzałem przez szyby.

Wszyscy siedzieli na kanapie. Nikt nie myślał? Bella...

Warknąłem na nią. Czemu oni coś kombinowali?! - Alice, chodź

tu szybko.

Moja kochana siostrzyczka weszła do domu i z miejsca nie

słyszałem jej myśli.

W końcu nadeszła godzina zero! Nie wytrzymałem.

- Cholera jasna, to nie fer. Czemu spiskujecie za moimi

plecami? - Zapytałem zdenerwowany.

- Poczuj się tak jak my. Ty każdą niespodziankę wyczytasz nam

w myślach, a my tak nie możemy. Więc wszystko jest fer! -

Odpowiedział mój kochany braciszek Emmett.

- Aa. To jak będziecie chcieli powiedzieć mi, o co chodzi to

jestem u mnie w domu.

- Dobrze kochanie. - Bella podbiegła do mnie i pocałowała.

Szybciej niż zawsze przybiegłem do domu. Nie lubiłem, gdy coś

przede mną ukrywali. Próbowałem nie zastanawiać nad tym co

oni robią, ale nie wychodziło mi to za dobrze... Włączyłem

telewizor. Był mecz. Całkiem oderwałem się od rzeczywistości i

zacząłem krytykować grę piłkarzy.

Po jakimś czasie Bella weszła do domu.

- Przeszło ci? - Zapytała.

- Nie. - Znowu warknąłem. Bella posmutniała.

- Y... Aha. To wiesz? Jak ci przejdzie to czekamy. - I wyszła.

Po prostu wyszła. Nic więcej nie powiedziała. Wiedziałem, że ją

uraziłem, ale nie miałem zamiaru przepraszać. Tak, byłem

uparty, czasami aż za bardzo.

Po jakiś 2 godzinach, postanowiłem, iść do nich. Złość, powoli

ze mnie wyparowywała.

Po 5 minutach byłem pod domem. Nikogo nie widziałem w

salonie.

Weszłam. A tu nic. Żadnego komitety powitalnego. Nikt nie

wyszedł. Czyli byli źli.

Znowu nie mogłem czytać im w myślach, więc nie wiedziałem

czy mi szybko wybaczą.

- No dobra! Przepraszam! - Zawołałem, ale dalej nikt nie

wyszedł mnie przywitać.

Pobiegłem do kuchni, potem do gabinetu Carlisle`, a na końcu

do wszystkich pokoi.

Nigdzie ich nie było. Poszedłem do garażu. Wszystkie auta

były, więc nigdzie nie pojechali. Postanowiłem na nich

poczekać.

Wszedłem do domu i włączyłem telewizor. Oglądnąłem

końcówkę meczu.

„Ciekawe czy mu już przeszło?” Zapytała w myślach Esme.

Po 10 sekundach zobaczyłem wszystkich. Emmett i Jasper

biegli z jakimiś torbami.

Gdy tylko weszli do domu Jasper wyczuł moje emocje i położył

mi rękę na ramieniu.

- Dzięki Jazz. - Powiedziałem.

Weszli wszyscy.

- Może mi ktoś powiedzieć o co tutaj chodzi? Po co te torby? -

Nagle dotarła do mnie smutna prawda. - Bella nie, nie możesz

mi tego zrobić! Ja cię przepraszam. Zrobię wszystko, ale nie

wyprowadzaj się. - Błagałem.

- Hahaha. - Usłyszałem gromki śmiech wszystkich.

Byłem zdezorientowany.

- Głuptasie, ja się nigdzie nie zamierzam wyprowadzać. -

Podeszła do mnie i pocałowała.

- To...? - Spytałem niepewnie.

- Po pierwsze chcieliśmy ci życzyć wszystkiego najlepszego z

okazji imienin! - Powiedziała Esme. - A niespodzianką jest

wyjazd na moją wyspę tylko we dwoje. Podziękuj Renesmee.

Ona to zaproponowała.

- Ale Nessi to był twój prezent. Nie możesz tak zrobić. -

Powiedziałem córce.

- Tato, mama się zgodziła, wujkowie nie mają mi tego za złe. A

wam należy się odpoczynek ode mnie. - Odpowiedziała

śmiejąc się. - A pozatym wujek Em powiedział, że skoro ja

wam daję mój prezent, to oni wymyślą dla mnie coś

wystrzałowego. Więc będę miała od nich prezent, nie martw się.

- Jej. To ja wam dziękuję. Całkiem zapomniałem o imieninach.

- Podszedłem do każdego i podziękowałem mu. Najdłużej

zatrzymałem się przy mojej kochanej Belli.

Wymruczałem jej do ucha

- Powtórka z podróży poślubnej?

- Czemu nie. - Odpowiedziała zalotnie.

Rozdział 8

Renesmee.

Rodzice pojechali. Wujek Emmett oczywiście żartował.

- Esme, pogódź się z tym, że jak przyjadą to nie będziesz miała

domu na wyspie. - Krztusił się od śmiania.

- Emmett. - Skarciła go Rosalie.

Ciężko było mi się z nimi rozstać, ale jakoś dałam radę.

Wszyscy mnie pocieszali, no, oprócz Emmetta, który jak zwykle

miał świetny powód do nabijania się ze mnie.

W pewnym momencie Jazz i Emmett zawołali mnie do kuchni.

- Księżniczko. - Zaczął Jazz, on często się tak do mnie zwracał.

- Dałaś rodzicom swój prezent, ale my też mamy cos dla

ciebie...

- Wiem, ale niestety nie wiem co. - Odpowiedziałam.

- Masz do wyboru... Szkołę tańca w Port Angeles, sory, ale

widzieliśmy jak czasami tańczysz w pokoju, naprawdę świetnie,

więc myślę, że będziesz zadowolona, a drugi prezent to... A i tu

od razu zaznaczam, że to dziewczyny nam pomagały... No,

więc konkurs miss w Seatle. - Powiedział Em.

- Jesteście szaleni wiecie? - Zapytałam z uśmiechem na

ustach.

- Wiemy, wiemy, księżniczko. - Śmiał się Jasper.

- To dajcie mi chwilkę do namysłu.

Poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i zastanawiałam się,

który prezent wybrać. Uwielbiałam tańczyć... Ale moda? To też

jest super. Miałam poważny dylemat.

- I co wybrałaś Nessie? - Zapytała Rosalie.

- No właśnie, nie wiem ciociu, co wybrać. Oba te prezenty są

super i w ogóle... - Odpowiedziałam ze smutkiem w głosie.

- Ehh... Moje biedactwo. Zaraz wracam.

I pobiegła na górę. Za niecała minutę powiedziała mi, że

Emmett i Jazz mnie wołają.

- Tak? - Zapytałam ich.

- No bo wiesz... Postawiliśmy cię w trudnej sytuacji. I mamy

taką propozycję. Weźmiesz udział w pokazie mody, czy tam

konkursie na miss, o do tego szkoła tańca ok.? - Powiedział

Em.

- Dziękuję. Jesteście najlepszymi wujkami na świecie. I tobie

też ciociu dziękuję.

- Nie ma, za co kochanie. - Ciocia mnie przytuliła.

* * * * * * * *

- Nessie - zawołał dziadek.

- Słucham?

- Dzisiaj jest pierwsza lekcja w szkole tańca i chciałem ci parę

rzeczy powiedzieć.

- To już dziś? Dlaczego wcześniej nie mówiliście, przecież ja

nie zdążę - Zaczęłam panikować.

- Jasper. - Krzyknął dziadek.

Od razu poczułam się spokojna. Muszę przyznać, że niekiedy

dar wujka doprowadzał mnie do szału, ale dzisiaj bardzo się

przydał.

- Dzięki Jasper! - Krzyknęłam do wujka, a potem dodałam. -

Dziękuję dziadku.

- Nie masz, za co. Ale wracając do szkoły. To musisz wiedzieć,

że nikt nie może dowiedzieć się o nas prawdy. Nikomu nic nie

możesz mówić, rozumiesz?

Kiwnęłam głową, na znak, że zrozumiałam.

- A pozatym to... Edward, Bella, Jasper, Alice, Rose i Emmett to

twoi bracia i siostry, a ja i Esme to rodzice.

- Ale dlaczego? - Czemu mam udawać, że tata i mama to moi

bracia? Naprawdę nie wiedziałam.

- Jak to wygląda, żeby osiemnasto letnia dziewczyna miała

szesnastoletnią córkę? - Dziadek odpowiedział na moje

pytanie, pytaniem.

- No dobrze, to rozumiem tatusiu. - Puściłam do dziadka oko.

Carlisle się uśmiechnął.

- No dobrze, a tak w ogóle to za ile mamy być w Port Angeles?

- Zapytałam, bo nie byłam pewna czy zdążymy.

Dziadek spojrzał na zegarek.

- Lekcja zaczyna się za 2 godziny, ale dzisiaj musisz być trochę

wcześniej, więc leć się umyć i możecie jechać.

- Możecie? To nie ty pojedziesz ze mną?

- Dzisiaj pojedzie z tobą Emmett, dobrze?

Przytaknęłam, po czym pobiegłam na górę wziąć prysznic.

Po pół godziny wyszłam z łazienki i od razu podeszła do mnie

Alice. Wiedziałam, co się teraz stanie...

- Nessie, dłużej się nie dało? Musisz się jeszcze ubrać,

uczesać. - Powiedziała ciocia.

- Przecież mamy jeszcze półtorej godziny, spokojnie.

Poszłyśmy do garderoby cioci. Zauważyłam, że jest tam dużo

moich ubrań.

Alice ubrała mnie w białe rybaczki i niebieską bluzkę na

ramiączkach.

- No, teraz możesz iść, Emmett czeka na dole. - Powiedziała

uśmiechnięta od ucha do ucha ciocia.

Zeszła na dół. Dziadek i wujek oglądali mecz. Gdy mnie

zauważyli, Em od razu do mnie podbiegł, wziął na ręce i zaniósł

do garażu.

Praktycznie całą drogę milczeliśmy. Gdy podjechaliśmy po

szkołę wujek przypomniał mi parę oczywistych rzeczy.

- Pamiętaj nie jestem wujkiem, tylko bratem. - Puścił do mnie

oko.

- Tak, tak. Wiem braciszku. - Odpowiedziałam.

Poszliśmy do budynku. Nie wiedziałam, czemu Emmett idzie ze

mną.

- Wuj... Y... Znaczy Emmett, czemu idziesz ze mną? -

Zapytałam.

- Formalności. - Odpowiedział jednym słowem.

Weszliśmy do sekretariatu.

- Dzień dobry. - Powiedziała sekretarka. Piękna kobieta. Długie

brązowe włosy swobodnie opadały na ramiona. Miała bardzo

przejmujące spojrzenie. Jej niebieskie oczy, po prostu

wwiercały się w człowieka.

- Dzień dobry. - Odpowiedzieliśmy.

- Czym mogę służyć? - Zapytała swym słodziutkim, ale

pięknym głosikiem.

- Moja siostra, chciała się zapisać. - Powiedział Emmett. Jej,

jak to dziwnie brzmiało „moja siostra”.

- W takim razie, proszę na salę. Tam jest prowadząca zajęcia, u

niej się zapisuje.

Weszliśmy na salę. Była tam wysoka blondynka. Ubrana była w

obcisłą bluzkę i krótkie spodenki.

- Witam. Nazywam się Vanessa. Czym mogę służyć? -

Zapytała blondynka.

- Chciałam się zapisać. - Odpowiedziałam szybko.

- Ok. Poczekajcie, idę po formularz.

Po 2 minutach była z powrotem.

- Imię? - Zapytała.

- Renesmee.

- Masz drugie?

- Tak, Carlie. - Odpowiedziałam spokojnie.

- Ok. Nazwisko?

- Cullen.

- Imiona rodziców?

- Ed... Znaczy Carlisle i Esme. - Boże jak ja mogłam się

pomylić? No jak?!

- Carlisle Cullen? To ten lekarz z Forks? - Zapytała uradowana

Vanessa.

- Tak, właśnie ten.

Po 5 minutach skończyliśmy wypełnianie formularza.

- Dobrze. Mamy jeszcze niecałe pół godziny do zajęć. Może

pokażę ci układ? - Zapytała Van.

- Dobrze. Emmett, dzięki. Możesz już iść. - Powiedziałam do

mojego „braciszka”.

- To ja będę za 2 godziny, jak się zajęcia skończą czekał tam

gdzie zaparkowałem teraz, ok. mała?

- Idź już. Znajdę cię. Pa.

Gdy Emmett wyszedł, instruktorka pokazała mi układ. Nie był

długi.

- To wiesz? Może przebierz się i poćwiczymy razem. Pokaże

cię parę podstawowych kroków. Potem zaczniemy układ, żebyś

nie została z tyłu.

- Dobrze, proszę pani.

- Renesmee nie mów do mnie pani. Jestem Vanessa. - Podała

mi rękę.

- A ja Nessie.

- Dobra Nessie, to idź się przebierz a ja tu jeszcze trochę

poćwiczę.

Poszłam do szatni. Ubrałam mój strój do tańczenia i poszłam na

salę.

Vanessa pokazała mi wolniej układ, który wcześniej tańczyła.

Szybko załapałam. Przecież jestem wampirem nie?

Po 10 minutach przyszły pierwsze dziewczyny z tej grupy.

Podeszła do nich.

- Hej. Jestem Nessie. - Powiedziałam nieśmiało.

- Hej, Nessie. Ja jestem Kate, a to Eve. - Dziewczyny

wydawały się być miłe. Kate była rudowłosą dziewczyną o

wyglądzie aniołka, a Eve miała króciutkie brązowe włosy. Były

piękne.

Zaczęłyśmy rozmawiać.

- Czemu dopiero teraz do nas dołączyłaś, a nie od początku? -

Zapytała, Kate, czułam, że to z nią będę miała lepszy kontakt.

I co ja miałam im powiedzieć? Że dałam rodzicom mój prezent,

to wujkowie dali mi inny? Nie, to nie wchodziło w grę.

- Wiesz, na początku września zachorowałam. Na szczęście na

nic poważnego. Mój tata jest lekarzem, więc szybko mnie

wyleczył, jednak trochę się o mnie bali i dlatego dopiero teraz

przyszłam.

Dziewczyny połknęły haczyk. Uf... Co za szczęście.

Po chwili na sali pojawili się inni. Zauważyłam, że są wśród nich

chłopaki.

- Hej! Słuchajcie! To jest Renesmee. - Powiedziała Kate.

- Cześć. - Powiedzieli wszyscy, bardzo serdecznie.

Zaczęłam się witać z wszystkimi. Największą moją uwagę

przykuł jeden chłopak. Był strasznie blady. Miał krótkie brązowe

włosy, a jego oczy były czarne. A może brązowe? W sumie nic

dziwnego, ale mimo wszystko zaintrygował mnie. Wydawało mi

się, że jest... Wampirem? Czy to możliwe? Przecież z tego co

się orientowałam to my, Cullen`owie jesteśmy jedynymi

wampirami w tym stanie. Postanowiłam porozmawiać o tym z

dziadkiem. Chłopak miał na imię Jimmi.

Oprócz niego, poznałam wiele innych ciekawych ludzi.

Zmieniłam zdanie. To nie z Kate miałam najlepsze stosunki.

Chociaż ona też była super koleżanką. Moją przyjaciółką, tak

przyjaciółką, wiem, że to strasznie szybko, ale od razu się

polubiłyśmy, została Lucy. Dziewczyna miała włosy koloru

miodu. Bardzo zbliżone do mojego taty. Jej oczy były brązowe.

Była śliczna.

- Koniec gadania. - Powiedziała Vanessa. - Zaczynamy

zajęcia.

Van byłą super instruktorką. Miała bardzo dużo cierpliwości. Ja

na jej miejscu bym nie wytrzymała. Bo w końcu ile może

powtarzać jedno i to samo w kółko, a Juliet i Susan dalej robią

to samo. Podziwiałam ją, że wszystko od początku im

tłumaczyła.

A ja? Vanessa powiedziała, że idzie mi lepiej niż niektórym,

którzy tańczą dłużej. Wiedziałam, że to zasługa tego, że jestem

tym, kim jestem. Jednak mimo wszystko cieszyłam się bardzo z

tej pochwały. Po dwóch godzinach poszliśmy do szatni.

Ubrałam się szybko, ale postanowiłam poczekać na Lucy i inne

dziewczyny.

Po 5 minutach były gotowe do wyjścia.

- A właśnie... Zapomniałam się zapytać. Kiedy są następne

zajęcia? - Zapytałam Lucy.

- Zajęcia są w każdy dzień oprócz śród i weekendów. -

Odpowiedziała moja przyjaciółka.

- Ok. Dzięki.

Wyszłyśmy przed budynek. Od razu zauważyłam Emmetta.

Pomachałam do niego, ten zrobił to samo.

- Kto to? - Zapytały równocześnie Kate, Lucy i Eve.

- Mój brat. - Powiedziałam najpewniej na świecie. Zauważyłam

jak Em prawie krztusi się ze śmiechu.

- Wow. Zawsze chciałam mieć starszego brata. - Powiedziała z

zazdrością Kate.

- Mogę ci, któregoś oddać. Ja mam 3 starszych braci i 2 siostry

też starsze. Więc tego, o tam - Pokazałam na Emmetta -

możesz sobie spokojnie wziąć.

Dziewczyny zaczęły się śmiać.

Rozdział 9

Bella.

Wyspa Esme. Nie wiedziałam, że moja kochana córeczka

wyrzeknie się swojego urodzinowego prezentu. Jednak tak się

stało. A teraz ja i mój Edward staliśmy przed domkiem, w

którym 6 lat temu poczęła się Nessie.

- Nic się tu nie zmieniło. - Powiedziałam rozmarzonym głosem.

- Nic a nic. - Odpowiedział Edward.

Stanęliśmy przed drzwiami. Starałam przypomnieć sobie

wszystkie chwile, które tutaj spędziliśmy. Nie powiem, żeby szło

mi to dobrze, raczej marnie. Pamiętam tylko urywki. Pierze na

podłodze, rozwalona rama łóżka Esme. A najlepiej, nie

wiedzieć, czemu pamiętam oczy kobiety, która sprzątała nasz

dom.

Weszliśmy do środka. Wszystko było lśniące czystością.

Wzięłam głęboki oddech i poczułam zapach każdego

detergentu użytego do sprzątania. Podrażniło to mój narząd

węchu. Skrzywiłam się.

* * *

- No to walizki rozpakowane. - Powiedział Edward i pocałował

mnie w czoło. - Teraz możemy zająć się sobą... - Wymruczał

mi do ucha.

- Co masz na myśli? - Zapytałam ze śmiechem.

- Pokażę ci.

I w tym samym momencie wziął mnie na ręce i zaniósł do

sypialni. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Ja również byłam

zadowolona. Tak bardzo chciałam właśnie teraz stworzyć z nim

jedność...

Edward zaczął mnie rozbierać. Powoli, bez pośpiechu. Nie

musieliśmy się martwić, że ktoś niespodziewanie nam

przerwie...

Gdy byliśmy już prawie całkiem nadzy (tylko w bieliźnie)

Edward zaczął ssać mi szyję. Malinka? Nie, tylko delikatna

pieszczota. Bardzo mi się to podobało. Jednak... Miałam ochotę

na dalszą część tej „gry”. Edward wyczuł o co mi chodzi i zaczął

błądzić rękami po całym moim ciele. Jęknęłam cichutko. Mój

cudowny kochanek podniósł mnie lekko i ściągnął moje

ulubione białe stringi. Znowu mnie pocałował. Nasze języki

zaczęły walczyć o dominację. Edward całował moje usta, szyję,

uszy... Gładziłam jego piękne umięśnione ciało. Niczym Michał

Anioł.

Usiadłam na nim. Zobaczyłam jak szczerzy do mnie „banana”.

Spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione namiętnością,

dzikością. Po prostu rozpalało mnie od wewnątrz. Po raz

kolejny zaczęliśmy się całować.

Edward zrzucił mnie na łóżko i zaczął językiem zniżać się do

mojego „skarbu”. Odpłynęłam.

- Jak zawsze byłaś cudowna - Wyszeptał mi do ucha Edward.

- Ja zawsze jestem najlepsza! - Wykrzyczałam.

- Tak? - Zapytał z powątpieniem Edward.

- No, a może nie? - Jego kąciki ust zadrżały w lekkim

uśmiechu.

Nie odpowiedział mi. Za to pocałował mnie. Domyśliłam się, że

to właśnie jest potwierdzająca odpowiedź.

Nastał wieczór. Edward zaproponował, żebyśmy poszli

ponurkować. Zgodziłam się, ponieważ nie nurkowałam jeszcze

bez rurki.

- No to teraz kochanie, kto pierwszy na dnie. - Rzucił i wszedł

pod wodę.

Nie pozostałam mu dłużna. Szybko go dogoniłam. Nie

wiedziałam tylko czy zrobił to specjalnie czy po prostu jestem

szybsza. Bardziej skłonna byłam do pierwszej opcji. Doskonale

pamiętam nasze pierwsze polowanie. Byłam szybsza od niego,

ale jak się później okazało Edward zrobił to umyślnie.

Po 2 minutach byliśmy na dnie. Było cudownie. Wspaniale się

czułam z tym, że nie muszę martwić się tym, że się uduszę.

Rafa koralowa... Piękna. Było widać wszystko. Zastanawiałam

się czy śmiertelnicy widzieli by tyle samo.

„Edward, a czy zwykli ludzie widzą to samo? Czy tylko my

dzięki temu wyostrzonemu wzroku?” Zapytałam go w myślach.

Edward zaczął wypływać z wody. Gdy byliśmy na powierzchni

odpowiedział.

- Nie wiem skarbie. A ty? Nie pamiętasz? Wiesz, że ja nie

nurkowałem jako człowiek. A nigdy się z Carlisle`m nad tym nie

zastanawialiśmy.

- No właśnie nie pamiętam.

Wróciliśmy do domu. Nagle usłyszałam śmiech. Odwróciłam się

i zobaczyłam, że śmieje się mój mąż.

- Co cię tak rozbawiło?

- Przypomniało mi się coś... - Powiedział tajemniczo.

- A co...? - Ciekawość rosła w zastraszającym tempie.

- A obiecasz mi, że to zrobisz? - Puścił do mnie oko.

- Zależy...

- Od?

- Od tego co to będzie...

- Nic strasznego - Powiedział to i znowu zaczął krztusić się ze

śmiechu.

- No to... Ok zrobię to.

- A jeśli nie...?

- Jejku Edward co to jest?

- Przekonasz się rano. - Powiedział i poszedł przed telewizor.

Wiedziałam, że mi teraz nie powie. Musiałam wytrzymać do

rana.

Usiadłam przy nim. Oglądał jakiś stary western. Nie zbyt mnie

to interesowało, dlatego poszłam do sypialni, wzięłam książkę i

położyłam się na łóżku.

Czytałam około 3 godzin. Przerwał mi Edward. Wszedł do

sypialni, ale gdy zobaczył, co czytam natychmiast wyszedł.

Wiedziałam, dlaczego. Ta książka wychodziła mu bokiem.

Mogłam ją czytać, a już raczej recytować, godzinami.

„Wichrowe wzgórza” oto moja dzisiejsza lektura. Oderwałam się

od niej i pobiegłam do salonu.

- Jestem tym samym... Y... Człowiekiem. Zmieniłam się tylko

powierzchownie. Przecież wiesz, że ją uwielbiam. - Zaczęłam

się tłumaczyć ze słodkim uśmiechem.

- Tak, tak, wiem kochanie, wiem. - Pocałował mnie.

Po chwili poczułam jego ręce pod moją bluzką. Uwielbiałam te

chwile.

* * *

Z samego rana zaczęłam wiercić Edwardowi dziurę w brzuchu.

- No to, co cię wczoraj tak rozśmieszyło? - Nudziłam go już

chyba z godzinę. Lecz jego odpowiedź była taka sama.

- Powiem ci po 10.

Pozostawało mi tylko czekać.

Około 9:30 Edward powiedział, że wychodzi. Nie wiedziałam,

po co...

- Już jestem kochanie. - Po godzinie usłyszałam jego głos. -

Chodź do kuchni.

Wygrzebałam się z pod kołdry, odłożyłam książkę na bok i

pobiegłam do kuchni. I co tam zobaczyłam? Jajka...

- Jajka? I to cię tak rozśmieszyło? Zwykłe jajka? Takie od kury?

Śmieszne. Hahaha.

- To jest jedna dziesiąta tego z czego się śmiałem. Wyciąg

patelnię.

Posłusznie zrobiłam to, co kazał. Po 10 minutach jajecznica

była gotowa.

- No, więc... Jak byłaś człowiekiem, pewnie pamiętasz, byliśmy

tu i strasznie lubiłaś jajka. Obiecałaś, że zrobisz to, co mi się

przypomniało, więc... Smacznego. - Znowu zaczął się śmiać.

- Ale Edward...

- Nie ma „ale” Bello. Obiecałaś?

- Będę rzygać jak kot. Tylko, żeby nie było. Ostrzegałam.

- Dobrze już dobrze ty moja pesymistko. A teraz jedz.

Nabrałam jajecznicę na widelec. Zapach wydawał się być

kuszący. Wzięłam do buzi pierwszy kęs. Powoli przeżuwałam.

Nie było takie złe. W sumie można by to porównywać do krwi

lisa. Po piątym z kolei kęsie twarz Edwarda skamieniała.

Wydawał się być zawiedziony.

- To jest całkiem smaczne. Naprawdę.

- Dziwne, przecież my, wampiry jemu tylko krew. A innego

jedzenia w ogóle nie trawimy. Bello zostaw to na chwilkę.

Zadzwonimy do Carlisle.

Poszliśmy do sypialni po telefon. Edward szybko wykręcił

numer i przyłożył telefon do ucha.

- Hej Carlisle... Nie nic się nie stało... Słuchaj mam pytanie...

- Edward daj na głośnik. - Wysyczałam.

Po chwili słyszałam radosny głos mojego teścia.

- Tak Edward? Słucham cię?

- Wczoraj mi się coś... Albo dobra to nie ważne. Słuchaj tego.

Zrobiłem Belli jajecznicę...

- Jajecznice? - Przerwał mu Carlisle.

- Tak, ale słuchaj. Zrobiłem jej tą jajecznicę...

- I? - Niepokoił się Carlisle. - Co z nią?

- Dasz mi skończyć do cholery?

- Tak mów.

- Nic się jej nie stało. Ma się świetnie. I właśnie to mnie dziwi.

Bella mówi, że jajecznica jest pyszna...

- Słucham? Nie przesłyszałem się? Belli smakuje ludzkie

jedzenie? Nigdy się z takim czymś nie spotkałem. Słuchaj

Edward ja poszukam czegoś na ten temat. Zadzwonię do ciebie

zaraz. Pa.

Edward się pożegnał i uśmiechnął do mnie. Telefon zadzwonił

po 10 minutach.

- Słucham?

- Mam tylko jedno wytłumaczenie... Bella jest tarczą to może

mieć coś z tym wspólnego. Zostało coś jeszcze tej jajecznicy?

- Tak... - Odpowiedział niepewnie Edward.

- To niech Bella zadziała swoją tarczą, a ty spróbuj czy ci

smakuje.

Pobiegliśmy do kuchni.

- Bella już? - Zapytał mnie Edward. Skinęłam głową na znak,

że tarcza go chroni.

- I co Edward? Jak smakuje?

- Carlisle to jest faktycznie dobre. Porównywalne do lisa.

Czyli smakuje mu tak jak mi. Uśmiechnęłam się tryumfalnie.

- Edward wracajcie. Muszę zbadać waszą krew...

Rozdział 10

Renesmee.

Przyjechałam do domu z zajęć tanecznych, a tu

niespodzianka...

- Czemu już wróciliście? Y... Znaczy bardzo się cieszę, ale

miało was nie być miesiąc.

- Tak jakoś wyszło słoneczko. - Odpowiedział tata i podszedł

do mnie.

- Ahaaa... A gdzie mama?

- Dziadek robi jej badania. - Odpowiedział najspokojniej na

świecie Edward.

- A co jej jest? - Bałam się o nią, w końcu jest moją mamą.

- W sumie to nic... Tylko, że tam, na wyspie Esme, jedliśmy z

mamą jajecznicę i bardzo nam smakowała i teraz dziadek

zastanawia się czemu tak jest...

Nie słuchałam dalej, pobiegłam ile sił w nogach na górę, do

gabinetu dziadka.

- Mamo! - Krzyknęłam gdy tylko otworzyłam drzwi.

- Nessie, skarbie, jak ja tęskniłam. - Przytuliłyśmy się.

- Mamuś co to za pomysł z tym jedzeniem? - Byłam ciekawa.

- Założyliśmy się z tatą, i tak jakoś wyszło.

- Ale to na serio taki dobre? - Zapytałam z niedowierzaniem. -

Przecież nawet mi nie za bardzo smakuje ludzkie jedzenie, a

jestem bardziej podobna do ludzi niż wy...

- Dziadek właśnie się zastanawia dlaczego tak jest.

Przypuszcza, że to wszystko przez moją tarczę.

Posiedziałam z mamą jeszcze chwilę i pobiegłam do taty, w

końcu za nim też się stęskniłam. Usiadłam mu na kolanach i

oparłam głowę na ramieniu. Trwaliśmy w takim bez ruchu z

dobre pół godziny.

- Emmett, Jasper, dziewczyny do salonu. - Zawołał dziadek.

Po pięciu sekundach wszyscy siedzieli wygodnie w salonie.

- Przebadałem Bellę zarówno przed zjedzeniem jajecznicy jak i

po. I muszę wam powiedzieć, że sam jestem zaskoczony. W

naszej krwi jest tyle samo chromosomów przed i po zjedzeniu.

Naprawdę nie wiem, dlaczego tak jest. W moim życiu nigdy

czegoś takiego nie spotkałem.

- I co teraz? Możemy normalnie jeść? - Zapytał Em.

- Wygląda na to, że tak, ale tylko jak Bella chroni nas swoją

tarczą. Przeprowadzimy jeszcze badania na was, tylko zjecie co

innego. Tylko, że jest problem. Bo w lodówce nie ma nic...

- To ja pojadę. - Powiedziała Alice.

- Nie! - Wykrzyknęliśmy wszyscy. Przecież wiadomo, że jak

Alice pojedzie na zakupy, nawet te spożywcze, to i tak nie

będzie jej cały dzień.

- Niech pojadą chłopaki, ewentualnie z Nessie. - Powiedziała

babcia.

Wszyscy bardzo chętnie się zgodzili, no może, oprócz

Emmett`a, który kocha wszelkiego rodzaju zakupy.

Przez całą drogę marudził. Tata i Jasper zwijali się ze śmiechu.

Po 10 minutach byliśmy w sklepie. Kupiliśmy wszystko co było

pod ręką. Chipsy, ciastka, pieczywo, warzywa, owoce i dużo

innych rzeczy.

Gdy wróciliśmy do domu, Emmett powiedział, że on chce zjeść

chipsy. Dziadek pobrał od niego krew i Emmett miał zaczął jeść.

- Emmett czekaj na chwilę. - Powiedziałam i poprosiłam mamę,

żeby wyszła ze mną.

- Mamuś ja muszę wujkowi dopiec... Nie otwieraj tarczy jak on

będzie jadł, niech ma nauczkę. - Powiedziałam i puściłam do

mamy oko.

Mama bardzo chętnie się zgodziła. Weszliśmy do domu. Tata

powstrzymywał się od śmiechu, tak samo Alice, która pewnie

miała wizje i zobaczyła co się będzie działo z Emmett`em.

- No to smacznego wujku.

Emmett włożył do buzi jednego chipsa. I nic.

- Dobre.

Warknęłam na mamę.

- Nessie mama robi to specjalnie, niech włoży więcej chipsów

do buzi to wtedy zobaczysz. - Wytłumaczył po cichu tata.

- Chodźcie spróbować, to naprawdę dobre. - Zachęcał wujek.

- Nie, nie. Zjedz sobie braciszku. - Powiedziała Alice.

- Żałujcie.

Tym razem Emmett włożył do buzi całą garść chipsów.

Wszyscy czekali z zainteresowaniem.

- Fuj!! Co to jest? Bella ty zdrajco! - Emmett zaczął gonić po

domu i wrzeszczeć na całe gardło. - Fuj! To jest okro... - Nie

dokończył, bo jedzenie wylądowało na podłodze. Jeszcze nigdy

nie widziałam jak wymiotują wampiry. Wszyscy się śmiali.

- Teraz od uczysz się ze mnie śmiać. - Powiedziałam do wujka

i poklepałam go po ramieniu.

- To twój pomysł?

- Mój, a bo co? - Zapytałam niewinnie.

- Jak cię złapie to nie ręcz... - Kolejna porcja wymiotów

wylądowała na podłodze.

Po około pół godziny wujek doszedł do siebie, jednak my nie

mogliśmy się uspokoić.

- Z czego się śmiejecie osły? - Emmett był wkurzony.

- My? Z niczego! - Zapewniła go Rosalie. - Kochanie nie martw

się, to nie z ciebie.

- Akurat. I teraz nie możecie na mnie przeprowadzić

doświadczenia. - Powiedział oburzony Emmett.

Dziadek stwierdził, że musimy dokończyć to dzisiaj, więc Alice

zgodziła się zjeść czekoladę.

- To samo, co u Belli. Nic się nie zmieniło. - Powiedział

dziadek.

W końcu na stole nie zostało już nic. Na reszcie rodziny wyniki

wyszły tak samo.

- Wiecie co? - Zaczął dziadek. - Mówiłem wam już, że Bella

odmieniła nasze życie?

- Wiele razy. - Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą.

- Aha. Ale nie do tego dążę. Myślę, że jak możemy jeść

normalnie dzięki tarczy, to... Możliwe jest to, że dziewczyny

pozachodzą w ciążę. Oczywiście to są tylko moje

przypuszczenia, ale całkiem możliwe.

Alice i Rosalie zaczęły piszczeć z radości.

- Ale Carlisle, jak dzieci się urodzą, to urosną czy będą takie

małe?

- Co do tego nie mam pewności, ale wampir plus wampir

Hmm... To tak samo jak dwa minusy dają plus. Myślę, że urodzi

się albo człowiek, ale pół wampir, jak Nessie.

To było bardzo interesujące, ale byłam taka zmęczona, że nie

miałam siły z nimi siedzieć. Pożegnałam się i poszłam położyć

się do pokoju taty. Po dwóch minutach już spałam.

- Nessie, skarbie. Wstawaj. Musisz jechać na taniec.

Podniosłam się i zobaczyłam mamę. Przytuliłam się do niej.

- No już zbieraj się! - Powiedziała mama.

Wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się

w przetarte jeansy i żółtą bluzkę, na to założyłam szary

sweterek. Zeszłam na dół, wypiłam zwierzęcą krew i

powiedziałam, że jestem gotowa.

- Kto ją dzisiaj zawiezie? - Zapytała babcia.

- Ja. - Powiedział tata.

Wsiedliśmy do jego volvo i ruszyliśmy. Buzia mi się nie

zamykała. Musiałam mu tyle opowiedzieć. O szkole tańca i w

ogóle o wszystkim, co się wydarzyło podczas ich nie obecności.

Nie powiedziałam mu tylko, zresztą tak jak dziadkowi, o

Jimmi`m. Nie wiem, czemu. Najpierw sama chciałam się

dowiedzieć czy moje przypuszczenie są trafne.

Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Pożegnałam się z tatą i

poszłam do wejścia. Czekała już na mnie Lucy, Kate i Eve.

- Tego brata jeszcze chyba nie widziałyśmy, co? - Zapytała

przyjacielsko Eve.

- Nie. Nie było go w domu. - Odpowiedziałam jej i poszłyśmy do

sali.

- Witam wszystkich. - Powiedziała Vanessa gdy wszyscy byli

gotowi do zajęć. - Chciałam wam powiedzieć, że w następnym

tygodniu, we wtorek odbędzie się zebranie dla rodziców.

Obecność obowiązkowa.

- A czego będzie dotyczyć? - Zapytała jak zwykle ciekawska

Susan.

- Waszego udziału w mistrzostwach stanowych.

Po sali rozeszło się poruszenie. Nikt nie wiedział, że będziemy

brać udział w mistrzostwach.

- Dobra koniec gadania! Zaczynamy zajęcia.

Po dwóch godzinach poszliśmy do szatni. Cały czas nie

mogliśmy uwierzyć, że mamy szansę wygrać, bo naprawdę

dobrze tańczymy.

- A może to uczcimy? - Zaproponował Jimmi.

Wszyscy bardzo chętnie się zgodzili, oprócz mnie. Jakoś nie

miałam ochoty z nimi gdzieś iść. Musiałam pochwalić się

rodzicom.

- Nessie nie rób nam tego! Musisz z nami iść. Chociaż na

chwilkę. - Prosiła Lucy.

- No dobra. A gdzie właściwie idziemy?

- Jimmi?

- Hmm... Może na lody? Co wy na to?

Wszyscy bardzo chętnie się zgodzili. Wyszliśmy przed budynek.

Zobaczyłam srebrne volvo.

„Tatusiu, będę do godziny, a tak w ogóle to możesz jechać do

domu dojadę busem czy czymś takim.”

Usłyszałam trąbienie i za chwile taty już nie było.

- Nie czeka na ciebie? - Zapytała Lucy.

- Nie, napisałam mu sms-a, żeby przyjechał później.

- Aha, a gdzie ty w ogóle mieszkasz? Bo nigdy nie

rozmawiałyśmy na ten temat.

- W Forks. - Odpowiedziałam spokojnie. - A ty?

- W Forks? Ja też! To super!

Weszliśmy do kawiarni. Wszyscy zamówili lody, oprócz

Jimmi`ego czyli moje przypuszczenia się potwierdziły.

- Wampir. - Powiedziałam tak cicho, żeby śmiertelnicy tego nie

słyszeli. Jimmi się obrócił..._

- 2 -



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dalsze losy rodziny Cullen 1 10
Dalsze losy Edwarda i Belli 10 Specjalny doc
Dalsze losy Nessie Cullen
Dalsze losy 10, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy Edwarda i Belli Cullenów
PISMO ŚWIĘTE O RODZINI w 13 10 2014
PISMO ŚWIĘTE W RODZINIE cw 9 10 2014
Dalsze losy 5, Dalsze losy Renesmee
terapia rodzin - obuchowska 9.10.2009, terapia rodzin

więcej podobnych podstron