Ostatnia Krew
Afganistan 2004 rok. W ciemnym odosobnionym od cywilizacji bunkrze, na linii frontu mały oddział porucznika Smitha zwany Drużyną Delta przebywał około dwóch tygodni. Nie wiedzieli co dzieje się dokoła nich, nie mieli żadnego kontaktu ze swoim sztabem, bowiem w czasie ostatniej akcji stracili radiostację. Celem ich z punktu widzenia łatwej misji było zlikwidowanie jednostek dywersyjnych wroga przed nadejściem wozów pancernych. Mijały jednak dni, a na horyzoncie nie widać było choćby cienia amerykańskich wojsk. Porucznik Smith, wybitny dowódca, doświadczony, w walce z terrorystami. Pod jego dowództwem znajdowało się piętnastu żołnierzy, którzy z dnia na dzień coraz gorzej znosili warunki odosobnienia i upałów. Zapasy i amunicja powoli się kończyły. Żaden z nich nie mógł przewidzieć czy dożyje jutrzejszego dnia. Walka z terrorystami zaliczała się do najbardziej nieprzewidywalnych. Nie byłeś w stanie przewidzieć kiedy tak naprawdę przeprowadzą swój atak ani też skąd nadejdą. Byłeś jak zwierzę pozostawione wilkom na pożarcie, niczym „mięso armatnie”. W skład oddziału porucznika wchodzili: sierżant Jason Grows, najbardziej zaufany człowiek Smitha, silny, dobrze zbudowany w wojsku od 7 lat. Jednym z jego „talentów” niezwykle przydatnym w czasie tego typu misji był genialny zmysł taktyczny. Wiedział gdzie i jak uderzyć by zadać przeciwnikowi jak największe straty. Cieszył się bardzo dużym poważaniem u współtowarzyszy. To właśnie dzięki jego obecności żołnierze mieli jeszcze odrobinę nadziei i ducha walki, sierżant Paweł Postulski, Polak wysłany na tą misję za swoje doświadczenie i zasługi w Afganistanie, które zdaniem dowódców „mogło się przydać”, kapral Tony Kaspersky oraz szeregowcy Scorch, Ox, Blackout, Echo, Fives, Blix, Hawks, Fixer, Havoc, Wolffe, Zilo i Snips. Nie były to ich prawdziwe imiona lecz pseudonimy je zastępujące i które ułątwiały komunikację pomiędzy nimi.
Długo coś się nie odzywają...
I dobrze, przynajmniej mamy więcej spokoju
Mam nadzieję, że to nie cisza przed burzą. Nigdy nie czułem się bardziej bezradny...
Bezradny? Wobec czego Snips?
Wobec tego wszystkiego, wobec siebie...
Mijały godziny, a talibowie nadal nie dawali znaku życia. Wszyscy stawali się bardzo nerwowi. Tony wypalił swoje ostatnie 5 papierosów. Niektórzy jak Fixer byli tak wycieńczeni ciężkimi warunkami i nieprzejednanym upałem, że słaniali się wręcz na nogach. Cisza odbijała się echem od murów, a czas ciągnął się w nieskończoność.
Około godziny 19:00 Havoc spostrzegł niewielki oddział talibów
Sir, chyba szykują się do ofensywy- powiedział
Pokaż... - porucznik wziął od niego lornetkę i jedyną rzeczą którą dostrzegł był pocisk z moździerza zbliżający się w ich stronę, który jakieś 100 metrów przed bunkrem uderzył z impetem w ziemię.
Kryć się!
Żołnierze nerwowo chwycili za broń i zaczęli uzupełniać amunicję w karabinach. Jeszcze chwilę temu bezradnie siedzieli i czekali, teraz w pośpiechu szykowali się do obrony. Wszyscy byli skupieni na zadaniu oraz na celu który mieli do osiągnięcia. Od mobilizacji psychicznej i fizycznej zależało ich życie. Armada pocisków wysyłanych przez terrorystów uderzała coraz bliżej ich położenia. Wreszcie po bombardowaniu w oddali usłyszeli okrzyki przeciwników. Biegli w ich stronę niczym rozszalałe stado wygłodniałych hien gotowi oddać życie za swoją „świętą wojnę” . Mieli przewagę liczebną, lecz w tym momencie żaden z żołnierzy się tym nie przejmował. Najważniejsza był misja, utrzymać pozycję jak długo się da.
Strzelajcie jak będą bliżej - krzyknął Smith
Wystrzelają nas jak kaczki!
Zamknij się! Ja tu wydaję rozkazy! Czekać!
Gdy oddział przeciwnika zbliżył się na odległość zasięgu karabinów, rozgorzała walka i rozpętało się istne piekło. Talibowie byli dużo gorzej wyszkoleni i uzbrojeni niż drużyna Smitha, strzelali wręcz na oślep, byle strzelić. Żołnierze porucznika nie tracili amunicji na marne, czekali do ostatniej chwili by wypuścić pocisk i mieć pewność, że trafią. Zdawali sobie sprawę, że ich zapasy kończą się i nie mieli na to żadnego wpływu.
Echo nie wytrzymał napięcia i zwymiotował na podłogę. Dla żołnierzy był to jednak normalny widok. Każdy inaczej znosił ciężkie warunki i stres wynikający ze strachu przed śmiercia.
Wszystko w porządku?
Tak..
Hej Blix uważaj!
Jeden z żołnierzy wyłączył się na chwilę i ta chwila kosztowała go życie. Pocisk odbił się rykoszetem trafił go prosto między oczy. Tony upewnił się jedynie czy faktycznie nie żyje. Musieli liczyć się z ryzykiem jakie podejmowali wstępując do wojska, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Widok martwego kolegi z którym jeszcze chwilę wcześniej się rozmawiało działał jednak bardzo deprymująco...
Po około godzinie walki strzały nagle ustały. Talibowie podobnie jak ludzie Smitha musieli się przegrupować i dać sobie wytchnienie. Walka na 40 stopniowym upale jest podwójnie mecząca.
Mamy jeszcze wodę? - spytał Paweł
Ostatnie dwie butelki
Szlag... Oni tam w sztabie grzeją tyłki na krzesłach a my tu odwalamy czarna robotę. Zresztą wydaje mi się, że i tak już o nas już zapomnieli...
Przestań...
Ale on ma rację... Wciąż wierzysz, że nam się uda? Wątpię.
Żyjemy, a to jest najważniejsze.
Nie wszyscy... - odpowiedział Blackout i spojrzał na ciało martwego Blixa.
Cholera! Musimy coś zrobić - rzekł Smith
Tylko co?
Spójrzcie na tą całą sytuację. Oni grają na czas. Wiedzą, że ciężko jest nam walczyć w takich warunkach i w dodatku domyślają się, że straciliśmy łączność ze sztabem. Zdają sobie sprawę z tego, że każda minuta działa na naszą niekorzyść... Może gdyby udało nam się zdobyć ich pozycje, przełamać linie obrony to moglibyśmy zawiadomić sztab i poprosić o wsparcie.
Porucznik ma rację! Musimy przeprowadzić ofensywę!- rzekł Jason
Jak ty to sobie wyobrażasz? Jest nas czternastu, a my nie mamy zielonego pojęcia o tym co oni szykują tam na zewnątrz, zdajesz sobie sprawę, że na pewno mają przewagę...
I myślą, że nie spróbujemy uderzyć, a to jest pewny element zaskoczenia. - tłumaczył Havoc
Mimo, iż dowodzę tą misją nie mogę podjąć za was tej decyzji. Moim zadaniem było nie dopuścić do przedarcia się wroga, ale w obliczu tej sytuacji wiem, że siedzenie tu i czekanie nic nie da. W końcu i tak nas dopadną, albo wysadzą bunkier jak podejdą bliżej.
Więc kto idzie z nami, niech wstanie! - rzekł stanowczo Jason
Żołnierze spojrzeli raz jeszcze po sobie. Od tej decyzji zależało już ich własne życie, to nie był rozkaz tylko racjonalna propozycja dla każdego z nich. Po chwili milczenia wstał Tony i Paweł a zaraz po nich reszta drużyny. Stwierdzili, że jeśli mają zginąć to w heroicznej walce a nie w obronie jakiegoś starego, zaplutego bunkru.
No to załatwione. Ruszamy o świcie. - oświadczył porucznik.
Około godziny 21:00 nasiliły się ruchy wojsk przeciwnika. Mimo to jednak nie atakowali, czekając na dogodniejszą okazję. Piękne było niebo ów nocy. Miliony srebrzystych gwiazd mieniło się swym blaskiem. Każdy patrzył z zachwytem na ten cudowny widok, podziwiając być może po raz ostatni takie piękno. Nad ranem sierżant Paweł klęknął na kolanach i sięgnął do kieszeni po swój różaniec, który zawsze miał przy sobie w kieszonce na piersi.
Co ty robisz? - zapytał ze zdziwieniem Tony
Modlę się.
Wierzysz w te wyssane z palca wszystkie brednie?!
Tak, wierzę i myślę, że tylko dzięki nim jeszcze żyję. - odrzekł spokojnie.
O godzinie 4:00 oddział porucznika Smitha rozpoczął intensywne przygotowania do kontrofensywy. Uzupełnili amunicję w karabinach, zaczerpnęli ostatnie krople wody i co po niektórzy raz jeszcze spojrzeli na zdjęcia swoich bliskich, które zawsze noszą ze sobą.
No panowie zbieramy się. Liczę na to, że dotrzemy tam wszyscy razem. Pamiętajcie, wszystko co czynimy zostanie zapamiętane, walczymy z terroryzmem, by wyplenić zarazę. Ku chwale ojczyzny!
Ku chwale ojczyzny! - krzyknęli wszyscy razem.
Ku chwale Polski..
Szepnął Sierżant Paweł, który owinął sobie wokół ręki różaniec i chwycił swój karabin. Szepnął jeszcze ostatnie słowa modlitwy po czym przeżegnał się i ruszył.
Gdy mieli opuszczać budynek jeden z szeregowców odwrócił się i spytał go:
Co robimy z ciałem Blixa?
Bierzemy ze sobą. - odpowiedział - będziemy je nieść na zmianę. Ty bierzesz pierwszy.
Tak jest, sir!
Jak to sobie wyobrażacie... Przecież za parę dni zacznie gnić... - rzucił Scorch
On też miał rodzinę... Chciałbyś żyć ze świadomością, że zostawiłeś kumpla na jakiejś pieprzonej pustyni?!
Podniósł z ziemi owinięte workiem zwłoki Blixa i zarzucił je na ramiona.
Droga wcale nie była prosta. Prowadziła w skaliste góry. Terroryści często wybierali takie miejsca na swoją bazę. Byli wówczas praktycznie niezauważalni dla wojsk lądowych i dobrze osłonięci. Oddział Delta szedł przed siebie pewnym krokiem raz po raz oglądając się nerwowo wokół siebie. Teraz nie było już odwrotu i każdy z żołnierzy zdawał sobie z tego sprawę. Po dwugodzinnym marszu gdy prawie byli na szczycie usłyszeli wybuch i automatycznie spojrzeli za siebie. Terroryści wysadzili bunkier którego jeszcze chwilę temu tak bronili. Najwidoczniej sprowadzili ciężkie działa. Oddział spojrzał tylko po sobie nie odzywając się ani słowem. Kiedy dotarli już na szczyt góry, postanowili chwilę odpocząć i zastanowić się co robić dalej.
Talibowie na pewno sprawdzą czy „wylecieliśmy” w powietrze.
Tak... I na pewno zobaczą, że nas tam nie było.
Musimy się spieszyć i przejąć ich pozycję zanim zdążą wrócić.
Dobra, nie ma czasu zbieramy się! - zmotywował kolegów Echo.
Ruszyli w dalszą drogę. Po około pół godziny dostrzegli w oddali obóz terrorystów. Wyglądał na niezbyt dobrze strzeżony. Porucznik po chwili namysłu, postanowił podzielić oddział na dwie grupy aby sprawdzić teren. Pierwszą puścił od wschodu a on sam z drugą grupą poszedł od zachodu. Na jego sygnał wszyscy wparowali do obozu, nie strzelali jednak oszczędzając jakże cenną amunicję. Ku ich wielkiemu zdziwieniu nie było nawet okazji do strzelania bowiem w obozie nie było nikogo. Nie mogli zrozumieć jak to w ogóle możliwe. Przecież zdawało im się, że to właśnie z tego miejsca leciały w stronę bunkru na szczęście nie celne pociski armatnie. Byli trochę zdezorientowani, ale ku ich szczęściu w obozowisku była studnia z w miarę czystą wodą. Postanowili zrobić tu nieco dłuższy postój. Jason chciał sprawdzić ich radiostację i nadać meldunek do sztabu. Jak się okazało oni również mieli zerwane połączenie. Ironią losu było to, że terroryści znajdowali się w podobnej do nich sytuacji. Również byli odcięci od wszelkiej pomocy. Oba oddziały były zdane tylko i wyłącznie na samych siebie. Jason nie wziął jednak pod uwagę faktu, że mogli zabrać ją ze sobą. Ludzie porucznika Smitha przetrząsnęli dokładnie każdy zakamarek obozu. Oprócz dużej ilości amunicji (której swoją drogą bardzo potrzebowali) i wody znaleźli również kilka pocisków armatnich co potwierdziło ich przypuszczenia o bombardowaniu z tego obozu. Cała sytuacja wydawała się dosyć dziwna. Jak to w ogóle możliwe, że pozostawili swój obóz bez straży, tak po prostu... Poszli. Odpowiedź jednak nasuwała się sama. Myśleli podobnie jak ludzie Smitha, pozostawieni sami sobie stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzenie kontrofensywy. Jednak biorąc pod uwagę to, iż terroryści wiedzą już zapewne, że oddział amerykański zdążył uciec ze swojego bunkru przed jego wysadzeniem, można spodziewać się, że postanowią tu wrócić, co wówczas dawałoby przewagę porucznikowi. Jedna tylko rzecz nie dawała spokoju żołnierzom. Wciąż zastanawiali się czy Talibowie wiedzą gdzie poszli, bo jeśli tak mogliby przygotować się lepiej do natarcia, a jeśli nie to oddziały terrorystów nie miałyby cienia szans wobec doskonale wyszkolonej jednostce amerykańsko-polskiej, która czekałaby na przeciwników niczym lew polujący na ofiarę.
Chciałbym już być w domu... - rzekł, bezradnym tonem sierżant
Paweł.
Nie martw się niedługo wrócisz, jak my wszyscy...
Tak wrócisz, tylko zależy jak? - wtrącił Blackout.
Co masz na myśli?
No wiesz... Wrócić każdy wróci, tylko zależy w czym...
Szeregowy rozkazuje skończyć tą bezsensowna dyskusję! - warknął porucznik.
Jak wyjeżdżałem na misje dostałem telefon z Polski, że urodził mi się syn. - ciągnął Paweł - Tak bardzo pragnę go zobaczyć... Nie chciałbym żeby wychowywał się bez ojca.
Podejmując się służby wojskowej musisz zdać sobie sprawę, że to wcale nie jest przyjemne życie. Może i wmawiają każdemu, że to zaszczyt, honor i w ogóle ale tak naprawdę wysyłając Cię na taką misję myślą sobie w duchu, iż jesteś idiotą pisząc się na coś takiego, na takie szaleństwo.
Sierżancie...
Wartownik przerwał rozmowę. Jason natychmiast podbiegł i wyrwał mu z ręki lornetkę. Na zboczu stromej góry po której parę godzin temu żołnierze Smitha wspinali się, dostrzegł małą grupkę terrorystów. Coś jednak go zaniepokoiło. Wydawało mu się, że było ich zdecydowanie więcej zeszłej nocy. Oddając lornetkę wartownikowi usłyszał za sobą strzał i padł na ziemię. Wszyscy rzucili się po broń. Rozpętało się istne piekło. Ku wielkiemu zdziwieniu, terroryści obeszli obóz dookoła i zaatakowali z czterech stron. Jak to w ogóle możliwe? Jak mogło do tego dojść? Ostra amunicja z karabinów smagała bezlitośnie powietrze. Oddział porucznika szybko się przegrupował i czym prędzej utworzyli okrąg osłaniając się wszystkim co mogłoby ich zasłonić przed ostrzałem wroga. Ludzie Smitha dzielnie się bronili prawie za każdym razem trafiając któregoś z napastników. Pomimo, iż Talibowie padali jak muchy żołnierzom ciągle wydawało się, że ich przybywa. Była to bardzo nierówna walka. Nawet najlepszy żołnierz, doskonale wyszkolony, ma swoje granice wytrzymałości, których nie może przekroczyć. Jedyny polak w Drużynie Delta , Paweł zaciskając w ręku swój różaniec szeptał pod nosem nieustannie słowa modlitwy. Jeden z ludzi Smitha Ox nie wytrzymał napięcia i w heroicznym czynie wyskoczywszy zza barykady ruszył szarżą na terrorystów. Trafił około pięciu po czym padł na ziemię rycząc z bólu. Porucznik dał sygnał by otoczyć go kordonem. Natychmiast zajął się nim Tony który w drużynie pełnił rolę medyka.Wciągnęli z powrotem za barykadę ciało ciężko rannego Oxa. Ostrzał w wyniku tych wydarzeń nasilił się jeszcze bardziej i kolejny pocisk trafił jednego z ludzi porucznika. Był to Hawks. Miał jednak mniej szczęścia niż Ox.
Cholera jasna... dajcie jakiś ogień zaporowy! Nie dam sobie z nimi wszystkimi rady! - wrzeszczał Tony, i natychmiast podbiegł do kolejnego rannego.
Żyje?!
Nie.
Straty po obu stronach walczących były ogromne, jednak przewaga liczebna nieprzyjaciela robiła swoje.
Echo walczący ramię w ramię z porucznikiem, spostrzegł, że jeden z martwych napastników leżący tuż przed nim, miał przy sobie radiostację. Ogarnięty nieodpartą potrzebą zdobycia jej, wybiegł zza barykady, pędząc co sił w nogach. Współtowarzysze starali się w miarę możliwości go osłaniać. Podbiegł do martwego ciała terrorysty i swoim nożem odciął mu pas po czym ruszył z powrotem za osłonę. Nie bez powodu kumple nazywali go „lucky”. Jeden z pocisków posłanych przez wroga musnął go trafiając w ramię tak, że rozciął mu jedynie fragment munduru. Smith natychmiast wziął od niego radiostację szukając sygnału sztabu. Ostrzał wroga nie ustawał choćby na chwilę wobec czego znalezienie sygnału było dwa razy trudniejsze. Po chwili szukania jednak udało mu się.
Tu Smith, tu Smith odbiór! Przyślijcie nam wsparcie!... Szlag... odezwijcie się sukinsyny!
Tu sztab, podaj swoje koordynaty.
Nie znam, jesteśmy pod silnym ostrzałem wojsk nieprzyjaciela, gdzieś na zachód od naszego bunkru... - wrzeszczał do słuchawki porucznik.
Tak jest, zrozumiałem, wysyłamy wsparcie.
Pomogą nam...?
Tak, ale nie wiem ile to potrwa i czy wytrzymamy jeszcze ten ostrzał.
W tym samym czasie w sztabie, zrobiło się duże zamieszanie. Adiutant przyjmujący meldunek Smitha przyniósł go czym prędzej swojemu przełożonemu.
No, nareszcie!
Sir, znaleźliśmy Drużynę Delta, są pod silnym ostrzałem nieprzyjaciela, proszą o wparcie.
Cholera niedobrze... Wyślijcie helikoptery po nich natychmiast i ostrzelajcie artylerią pozycje wroga.
Tak jest, sir!
Na wzgórzu nadal toczyła się zacięta walka. Żołnierzom wydawało się, że trwa to całą wieczność. Po koło dwugodzinnym boju, strzały nagle ustały. Zaniepokoiło to porucznika który natychmiast kazał rozpoznać sytuację. Nieprzyjaciel zniknął z pola widzenia. Wszyscy bardzo się denerwowali nie wiedząc co ich czeka ani co szykują Talibowie. Fives dostrzegł jednak na zboczu góry grupę ludzi wtaczających działo na skałę. Natychmiast zakomunikował to Smithowi który cały pobladł . Byli uwięzieni i ze wszystkich stron otoczeni bez szans na ucieczkę. Pogarszało to bardzo sytuację jego ludzi. Musieli działać szybko. Porucznik obdarzony zmysłem taktycznym podjął bardzo śmiałą decyzję. Postanowił związać przeciwników ogniem, wysyłając jednego ze swoich ludzi aby podłożył ładunek pod skałą gdzie terroryści wtaczali właśnie działo. Najtrudniejszą decyzje musiał podjąć jednak w tym momencie. Którego ze swych ludzi wysłać prawie na pewną śmierć? Czasu jednak było bardzo mało a każda sekunda przybliżała wszystkich do śmierci.
Jeśli nie wrócę wyślij ten list do Polski, proszę...
Zwariowałeś?! Przecież masz syna, nie możesz tam iść...
Póki mam to, nie zginę - i pokazał na różaniec, który kurczowo trzymał w dłoniach.
Ta wiara Cię kiedyś zabije...
Albo ocali. - uśmiechnął się krzywo i kiwnął do porucznika - Sir, ja pójdę.
Na pewno? Dasz radę...
Tak, nie mamy czasu na myślenie.
Sierżant zostawił swój plecak i karabin zabierając jedynie pistolet. Wziął ze sobą również zdjęcie swojej żony chowając je do kieszonki, różaniec którego nie wypuszczał z dłoni i ładunki wybuchowe.
Jeśli wrócisz będziesz bohaterem, a jeśli nie - „żywą” legendą. - po czym klepnął sierżanta po plecach i wydał rozkaz do ostrzału.
Paweł biegł co sił w nogach. Talibowie oszołomieni całą sytuacją, nie zauważyli, że jeden z żołnierzy dobiegł do pobliskiej skały na którą terroryści wtaczali działo i podłożył ładunek. Sierżant wracał już biegiem do swoich lecz gdy był już w połowie drogi dostrzegł go jeden z wrogów i strzelił mu w plecy. Paweł padł na ziemię ranny. Widząc, że sierżant jeszcze żyje chciał go dobić ale na szczęście dostrzegł to Echo i celnym strzałem przeszył terrorystę. W tym samym momencie żołnierze zobaczyli, że nieprzyjaciel w pośpiechu się wycofuje, spoglądając nerwowo w niebo. Nadleciały myśliwce i helikoptery ze sztabu, po czym artyleria rozpoczęła bombardowanie pozycji wycofujących się terrorystów. Oddział Smitha odetchnął z nieprzeniknioną i jakże upragnioną ulgą. Tony, Havoc i paru innych chłopaków natychmiast podbiegło do rannego Pawła. Można powiedzieć, że takie szczęście jak miał sierżant to chyba nikt w całej jednostce nie miał, nawet ochrzczony tym przydomkiem Echo. Kula co prawda trafiła go ale tylko raniąc lewy bok. Gdyby trafiła nieco dalej i głębiej, to już nigdy zapewne nie stanąłby na nogach. Tony wyciągnął z kieszeni list i wsadził go Pawłowi za mundur
Masz. Sam jej przekażesz po powrocie...
A nie mówiłem. To wszystko dzięki Bogu. - wyszeptał ostatkiem sił ranny.
No dobra, dobra... Ja i tak w to nie wierzę.
Żołnierze zabrali sierżanta Pawła na helikopter. Cały czas trzymał w zakrwawionej dłoni swój różaniec i szepcąc dziękował Bogu że żyje.
Obozowisko było zrujnowane, ciała leżały wokoło sprawiając wrażenie jakiejś rzezi, która rozegrała się na ich oczach. Obraz jaki mieli przed swymi oczyma na zawsze odciśnie się krwawym śladem w ich pamięci.
Żołnierze z Drużyny Delta żegnali się po raz ostatni z Blixem, Hawksem i swoim sierżantem Jasonem, który pośmiertnie odznaczony został Medalem Honoru.