Homo electronicus - jego pojęcia i logika
Człowiek jest bezsprzecznie najinteligentniejszym zwierzęciem i podobno z tego powodu niezbyt pasuje do biologicznego królestwa zwierząt.
Nałożył na siebie pojęciową siatkę, od góry nakrywając się logiką, którą wymyślił jako konieczną wymierność wszelkich poczynań oddzielających go od zwierząt. Przez 23 wieki sądzono, że istnieje tylko jedna logika sformułowana przez Arystotelesa, jak niemal przez tyle samo stuleci istniało przekonanie o jednej geometrii wymyślonej przez Euklidesa. Wiek XIX obalił oba intelektualne mity. Istnieje tyle logik i geometrii, ile ich potrafi wymyślić człowiek. Podobnie, jak współrzędne kartezjańskie nie stanowią jedynej "siatki geograficznej" dla naszych pojęć.
W biologii jest inaczej. W logice nieobserwowanie zasad prowadzi do nieciągłości, czyli pomyłki w rozumowaniu, a tym samym - pomyłki w poznaniu rzeczywistości. Wydaje się, że w biologii odstępstwo od przyjętych pojęć jest przeciwstawnością życia określamy ją jako śmierć. W logice biologicznej człowiek obawia się nie tyle pomyłki w poznaniu, ile samej natury przedmiotu badań. Być może jest to lęk podświadomy.
Po co uprzedzać wnioski. Lepiej przyjrzyjmy się faktom. Zastanówmy się nad tym, co jest paradoksalne, a co zależy tylko od początku układu współrzędnych i od przenoszenia pojęć z jednego układu w inny choć treści tych pojęć nie pokrywają się. Biologia makroskopowa wytworzyła zestaw pojęć o życiu, które były w niej obowiązujące; potem zastosowano je do biologii molekularnej, wreszcie próbowano implantować do biologii submolekularnej. Ustawiamy sztalugi naszej myśli na coraz innym poziomie organizacyjnym życia i malujemy jego obraz używając tych samych pojęć, co prowadzi nas do niemożności uzyskania definicji życia, słusznej na wszystkich poziomach organizacyjnych. Jednym z zasadniczych paradoksów biologii mimo niezwykłego jej rozbudowania jest brak opracowanej metodologii. Nie istnieją więc w biologii pojęcia abstrakcyjna, a tylko wyobrażenia, układane w terminy używane w różnej skali poziomów organizacyjnych.
Musiało to wreszcie doprowadzić do pojęciowej rozbieżności, która świadczyć może, że dokonuje się formowanie nie tyle nowego, ile podstawowego poziomu życia, gdzie nasze obiegowe "pojęcia-wyobrażenia" stają się sporne. W fizyce sytuacja taka powstała z chwilą pojawienia się mechaniki kwantowej, która pozwoliła na inny odbiór rzeczywistości. Drugi taki przełom nastąpił w fizyce relatywistycznej. Kiedy w roku 1915 stanął Einstein wobec alternatywy: zrezygnowanie z geometrii Euklidesa lub porzucenie twórczej koncepcji przestrojenia Wszechświata, wolał poświęcić od dawna nieżyjącego już Greka, niż okazję głębszego poznania Kosmosu. Schematy są nienaruszalne, dopóki się ich nie naruszy. Biologia nie przeszła swej fazy mechaniki kwantowej ani zrelatywizowania. Tradycyjnie tkwi na dawnych pozycjach, wchłaniając nowe fakty. Rzecz prosta, komplet pojęć jest tworzony zawsze dla systemu. W systemie fizjologicznym, który niedostrzegalnie przeszedł w biochemiczny - pojęcia były adekwatne. Biologia molekularna, podretuszowana chemią, mieści się jeszcze w tym samym systemie razem z pojęciami. Przejście do biologii submolekularnej nie może się dokonać bez rewizji pojęć, jest bowiem przejściem w świat kwantowych podstaw, które w fizyce łączy się z nowym pojmowaniem rzeczywistości i jej opisywaniem. W biologii nie może być inaczej, z jednym wyjątkiem - niemożnością formalnego opisu ze względu na złożoność przedmiotu, a może raczej ze względu na nowość samej problematyki.
Jako przykład trudności w stworzeniu formalnego matematycznego opisu można przytoczyć próby w tym zakresie dla jednej pary zasad azotowych znajdujących się w DNA, mianowicie pary guanina-cytozyna, potraktowanej jako układ 136 elektronów. Chodziło bodaj o znalezienie położenia protonu w jednym wiązaniu wodorowym. Wymagało to obliczenia 70 miliardów całek dwuelektronowych. Maszyna cyfrowa typu IBM 360/195 wykonywała tę operację aż przez 192 godziny. Zachęcające.
Pojęcia nasze o życiu sięgają korzeniami jeszcze przednaukowej obserwacji, a więc są znacznie starsze niż logika Arystotelesa i geometria Euklidesa. Pod naporem biologii eksperymentalnej uległy rewizji o tyle, że nie ma już potrzeby obalania animistycznych skłonności, ponieważ obraz życia pocięła gęsta sieć analiz chemicznych i molekularnych struktur. Z animizmu i najstarszych filozoficznych sformułowań został brak definicji życia jako naukowa kurtuazyjna aprobata empirycznych danych, bez orzekania dyplomatycznie o życiu, czym ono jest. Dawne pojęcia o życiu w klasycznej niemal formie zostały wyparte milcząco do psychologii, która nie mniej dyplomatycznie nie orzeka nic o naturze psychiki, choć nie kwestionuje jej koegzystencji z działalnością centralnego układu nerwowego. Tak więc dwie nauki eksperymentalne - biologia i psychologia - po cichu wyznają zasadę nieorzekania o naturze przedmiotu, czyli pozbawiły się możności zdefiniowania go.
Natomiast człowiek jest jednostką złożoną z dwóch niewiadomych. Pojęcie wyrażające jego naturę musi pozostać znowu bez definicji. Na dnie wszystkiego znajduje się z milczącą zgodą przyjmowany zespół pojęć pierwotnych, w niewielkim stopniu retuszowanych przez biologię doświadczalną, zbyt małym na to, by powstała definicja. Zaplecze usprawiedliwiające tego rodzaju przemyt logiczny stanowią wszystkie nauki humanistyczne badające dzieła ludzkie.
Sapiens uprawia logikę dziwnego rodzaju. Jest postępowy i na wskroś zempiryzowany, a mimo wszystko tkwi na prastarych i pierwotnych pozycjach nie przyznając się, że brak mu w ogóle definicji pojęć tak fundamentalnych, jak: życie, psychika, człowiek. W bardzo złożonych i niejasnych sytuacjach zdolny jest nawet do odstępstw od rygorów, które sam ustalił. Szybko i nerwowo wydrapał przekonanie o cudach. Prawa termodynamiki sformułował już 1501at temu. Kiedy stanął w zadumie przed życiem, widząc jak stosuje ono antyentropijne uniki, choćby w podziale komórki na dwie albo w cyklu płciowym, doszedł do uznania termodynamicznego dziwu: życie pożera własną entropię i staje się w ten sposób nieśmiertelne w czasie (Schrodinger).
Nie oglądając się na termodynamiczne problemy, stworzył biochemiczny schemat życia. Ale przecież wszystkie procesy materii podlegają prawom termodynamiki. Jak może istnieć proces w zasadzie ten sam, przekazywalny przez miliardy lat, bez zwiększania bezwładności? Odpowiedź pada z wyższego piętra biologicznych specjalności: "Przez genetyczne zakodowanie i przekaz informacji." Termodynamika procesów chemicznych jest dobrze poznana. Tymczasem w biochemii przyjmuje się wieczny balans odwracalnych reakcji chemicznych, jak gdyby posiew entropii nie chciał rosnąć na biologicznej pożywce. Człowiek twórca i logiki, i termodynamiki - wnosi protest przeciwko własnym pomysłom nazywając je niekiedy irracjonalnymi.
Człowiek, twórca trzech systemów - biochemicznego, logicznego i termodynamicznego - znalazł się w tej samej sytuacji, co kiedyś Einstein: z czego zrezygnować, by dokonać dalszego skoku w poznaniu przyrody? Gdyby nie sprzeczność między logiką a faktami, nie byłoby w nauce hamletowskich rozterek.
Z czego zrezygnować? Ale zanim zarysują się wielkie perspektywy poznawczego skoku, trzeba uporać się z następującym szkopułem. Czy świadomość ma naturę antyentropijną, jak życie w ogóle, a w związku z tym - czy stanowi energetyczną wielkość, podobnie jak życie? Jeżeli tak, to wtedy rzeczywiście słuszny jest dalszy bunt przeciwko termodynamice. Czy raczej świadomość uznać za efekt poznania? Lecz wtedy - stop: w tym miejscu prawa termodynamiki przestają obowiązywać. W jaki więc sposób poznanie, czyli świadomość, działa na termodynamiczne procesy życia mobilizująco lub na odwrót - fatalnie, co przejawia się w psychicznych stresach? Czy tu wyłania się metabiologiczny składnik człowieka? Więc jakim prawem mówi się o człowieku w biologii, zalicza się go do naczelnych, przypisuje ewolucję? Czy nie logiczniej nazwać go psychobiologiczną roladą, w której termodynamiczne reżimy dotyczą tylko biologicznego farszu, a całością rządzą prawa poznania, przejawiające się niezwykłą ekspansją ludzkiej myśli i działania? Człowieka stworzył system nauki i pozbawił go możności zaklasyfikowania siebie samego; oto komiczna sytuacja - albo głowa wystaje poza systemowe ramy, głosząc wolność działania, albo stopy nie mieszczą się w zakreślonych im podstawach biologicznych.
Ma on więc prawo wyboru: albo uznać dziwność termodynamiczną, gdy mu coś w ratalnym systemie tworzenia nauki nie pasuje, albo narzucić dobre stosunki sąsiedzkie psychologii i fizjologii, bez analizowania jednak szczegółów. Człowiek podejmuje wszelkie próby zamazywania pogranicza dwóch lub trzech dziedzin, byle uchronić się przed ryzykiem zmiany systemu. Informacja naukowa utrwala jego przyzwyczajenia, budzi oportunizm: wszystko jest w porządku, a jeśli widać niedociągnięcia, to po uzyskaniu odpowiedniej porcji nowej informacji na pewno zostaną one automatycznie usunięte.
Człowiek-pasjonat, nieujarzmiony fanatyk wolności, wtłoczony w system naukowy zapomina o swej naturze, zaczyna dokonywać nielegalnego wyłączania się spod praw, które sam ustanowił, potrafi być niekonsekwentny nawet. Tak przemożna jest siła wrośnięcia w system. W fizyce bywały "katastrofy" ultrafioletu, nieskończonych wielkości w teorii pola. W biologii jest zaś niezaburzone wzrastanie na systemowej pożywce i nie widać oznak żadnych katastrof. A może wystarczy tylko otworzyć okna w biochemicznym systemie, aby zobaczyć nowe perspektywy? Electronicus, nie bacząc na następstwa, wychyla się niebezpiecznie poza biochemiczny parapet. Jak wiadomo, wszystkie "katastrofy" w nauce były krokiem do wielkiego zrywu twórczego. Trudności, które dostrzega, nazwijmy tymczasowo "katastrofą" termodynamiki życia i człowieka.
Intuicja podpowiada, że rewolucja w biologii powinna sięgnąć samych jej podstaw, logicznych i faktycznych. Mimo rozwoju biochemii i biologii molekularnej, cała bio1agia jest dalej statyczna, jej dynamikę ogranicza inercja, której nie potrafi pokonać. Biologia jest tradycjonalistycznie postępowa. A tym samym psychologia i antropologia egzystują w cieniu biologii, tyle że bardziej od niej obciążone akcentem tradycjonalizmu.
Poziom inteligencji oraz logicznego rozumowania można zbadać nie tylko odpowiednimi testami psychologicznymi, oceniającymi te dwie właściwości człowieczej konstrukcji, rzekomo niebiologicznego autoramentu. W roku 1955 Orowan zauważył, że we krwi małp człekokształtnych występuje wysoki poziom kwasu moczowego. Ewolucyjne myślenie okazało się i tym razem twórcze - nasunęło pytanie, czy inteligencja charakteryzująca sapiensów nie zależy od kwasu moczowego. W tym samym roku Haldane wykazał, że osobnicy, w których krwi wykryto wysoki poziom kwasu moczowego, mają wyższe wskaźniki inteligencji i mniej się męczą pracą umysłową niż pozostali. W jedenaście lat później Brooks i jego współpracownicy przebadali w Stanach Zjednoczonych grupę profesorów, docentów, asystentów i studentów jednej ze szkół medycznych. Okazało się, że wskaźniki biochemiczne, to znaczy wskaźnik kwasu moczowego i cholesterolu we krwi, uzasadniają feudalną drabinę nauki. Stwierdzono najwyższy wskaźnik inteligencji i najwyższy wskaźnik kwasu moczowego oraz cholesterolu u profesorów zwyczajnych, a także stopniowe jego zmniejszanie się kolejno u: profesorów nadzwyczajnych, docentów, asystentów; na samym końcu tego szeregu stali studenci. Można by więc biochemicznie wyrokować o odpowiednich przesunięciach na drabinie naukowości. Na razie biochemicznie.
Ale wróćmy jednak do kwasu moczowego. Skąd znalazł się u naczelnych, a więc u małp człekokształtnych i człowieka? Po prostu przez ewolucyjne lenistwo niewytworzenia enzymu urykazy. Urykaza rozkłada kwas moczowy u ptaków, gadów lądowych, owadów (z wyjątkiem dwuskrzydłych) i ssaków (z wyjątkiem małp człekokształtnych i człowieka). Nie wiadomo więc, jakie ewolucyjne rozleniwienie prowadzić może do kapitalnych rozwiązań w przyszłości filogenetycznej; już była w tekście mowa o tym, że głupia pomyłka w genetycznym kodzie, zwana mutacją, zrodziła geniusza biosfery - człowieka. Życie jest zaiste dziwne.
Przyczynowy i skutkowy szereg czy koincydencja kwasu moczowego z inteligencją? To zależy, co komu wystarcza do zaspokojenia ciekawości. ELectronicus poszukuje nowych dróg, a więc nie wystarcza mu inteligencja wyrażana wzorami chemicznymi.
Bioelektronika przesunęła osie współrzędnych życia do rozmiarów kwantowych. Ten drobny zabieg lokalizacyjny okazać się może zamachem stanu na przestarzałe pojęcia o życiu i psychice. Jego skutkiem jest przecież i Homo electronicus. Okazał się on więc minerem zakładającym ładunek pod czcigodne i niewiele mówiące pojęcia o życiu, świadomości i człowieku. Modernizacja poglądów dokonuje się bez zamiaru wyważania dawnych pojęć i rewolucjonizowania logiki biologicznej.
Homo electronicus oczywiście tych rozterek nie ma, a paradoksy co innego dla niego wyrażają: po prostu mówienie w dwóch różnych układach współrzędnych i przypadkowe podstawianie odmiennej treści do tych samych słów. Przede wszystkim świadomość nie musi być wcale świadoma. To nie jest sprzeczność. Świadomość w kwantowej skali nie jest świadomością dostarczaną przez receptory zmysłowe i fizjologicznie odbieraną rzeczywistością, ani świadomością w rozumieniu psychologów, a więc głównie refleksją. Świadomość kwantowa jest zdolnością reagowania na wszelką zmianę parametrów energetycznych w otoczeniu. Taka świadomość jest w ogóle cechą życia, a nie nabytkiem ewolucyjnym po kilku miliardach lat praktyki życia. Zarówno świadomość receptorów zmysłowych, jak i świadomość refleksyjna zjawiły się w czasie jako wynik ewolucji, są jednak wyrazem daleko posuniętego zróżnicowania układu, natomiast świadomość kwantowa była zawsze ta sama, stanowi bowiem wespół z innymi kwantowymi własnościami klasę niezmienników, czyli życiowe constans. Kwantowe bowiem podstawy są zawsze te same, mogą się tylko ich relacje rozmaicie układać.
Świadomość dla Homo electronicus jest więc podstawową cechą i czynnikiem konstruktywnym w samej funkcjonalności życia. Nie zjawiła się ona w następstwie ewolucji, lecz razem z powstaniem życia. Na poziomie kwantowym nie ma ona nic z rozpoznania, jest wyłącznie natury energetycznej, prawdopodobnie - elektromagnetycznej. Życie w kwantowym rozmiarze nie ma cech przypisywanych mu przez biologię, a więc nie zostawia duplikatu, nie ma poziomów organizacji, brak mu celowości, nie wykazuje przemiany materii, rozwoju itp. To świadomość pojęć makroskopowych, prawdziwych, kiedy rozpatrujemy ją na bardzo wysokich szczeblach ewolucji. W mikrowymiarze istnieją tylko elektrony, fotony i fonony przy wzajemnym oddziaływaniu sprzężeń w białkowym ośrodku półprzewodnika. Również śmierć w tym wymiarze nie nosi cech ustania fizjologicznych zjawisk. Śmierć kwantowa jest zerwaniem sprzężeń między chemicznym i elektronicznym pograniczem. Życie ponadto nie musi być masą biologiczną, może być wyemitowaną falą, a tym samym trwać po destrukcji oscylatora, czyli organizmu rozumianego jako funkcjonująca masa związków organicznych. Strukturalna, a więc uporządkowana masa biologiczna powraca w chemiczny obieg pierwiastków, natomiast wyemitowana fala elektromagnetyczna, podlegająca prawu zachowania energii, jest w rzeczywistości nieśmiertelna, gdyż kontynuuje swój bieg w przestrzeni do chwili pochłonięcia jej przez jakiś układ materii. Przy zachowaniu klasycznych, czyli makroskopowych, kryteriów nie do pomyślenia byłoby twierdzenie o istnieniu życia poza konstruktywną całością masy biologicznej, twierdzenie takie wprowadzałoby irracjonalne przesłanki do nauki o życiu.
Rozpatrując problem ze stanowiska kwantowego, nie widać przeszkód w przyjęciu założenia o elektromagnetycznym trwaniu życia po śmierci masy biologicznej. Jeszcze jeden paradoks makroskopowy trzeba tutaj uwzględnić, mianowicie - nie można ograniczać życia do wymiarów masy związków organicznych. Pod względem kwantowej emisji życie sięga znacznie dalej, niż mu na to przestrzenne parametry masy pozwalają. Fakt ten stanowi podstawę biologii falowej, niemożliwej do przyjęcia w schemacie biochemicznym czy molekularnym. Zgoła niewiarygodna jest biologia falowa w schemacie fizjologicznym. Najbardziej zaskakujące jest stwierdzenie, że życie nareszcie się "rozświetliło" i „rozgadało".
Nie można już przedstawić życia jako zbioru bezszelestnych reakcji chemicznych, przebiegających w ciszy biologicznego laboratorium przyrody. Życie i światło to nierozerwalne zestawy; życie i emitowane fotony - to dwie strony tego samego fenomenu metabolizującego. Nie tylko foton słoneczny jest istotny dla syntezy; nie ma w ogóle procesów życiowych bez generowania fotonów. Ponadto życie w swej biologicznej masie nie odznacza się bynajmniej spokojem dostojności. Molekularna sieć związków organicznych jest wstrząsana kwantowym rytmem akustycznym. Tak, istotnie electronicus mieści się w kwantowej skrzynce biegów życia, a nie w megaskopowych pojęciach zoologii i psychologii. W takiej skrzynce wszystko może inaczej wyglądać.
Rozdział traktuje o pojęciach i logice electronicusa. Nie ma się co dziwić, że logika electronicusa może być niekiedy inna niż sapiensów. Euklides tworzył abstrakcyjną geometrię podczas pomiarów poletek greckich rolników i pasterzy. Arystoteles zaś sformułował zasady logiki na podstawie megaskopowych obserwacji, oskubując je z detali w akcie nazywanym abstrahowaniem. Geometria i logika są tworami .człowieka i nie zarzuca się im błędności. Tworzył je przecież sapiens. Logika electronicusa znajduje się w tym samym szeregu tworzenia i nie musi być błędna z tej tylko racji, że jest inna.
Cóż za igraszki przyrody! Fantastyczny mózg człowieka posługuje się myślą w sposób nieograniczony, sięga w najdalsze regiony Wszechświata, rozłupuje cząstki elementarne, odkrywa ciężkie fotony, choć nie posiadają one masy, przed zgłębieniem zaś swej natury staje bezradny, nie potrafi się przenicować, by odkryć drugą, nieznaną stronę swego działania, skądinąd przecież genialnego.
Jak malarz stawia on swoje systemowe sztalugi, maluje na nich rzeczywistość, twierdząc, że ją poznaje, tymczasem analizuje tylko własny model, a nie rzeczywistość. Sam ustawia dobrowolnie owe sztalugi, wdrapuje się na nie i trzeba dopiero nim potrząsnąć energicznie, by się oderwał od rusztowania, które zostało tematycznie wyjałowione. Nie można mu wyjaśnić, że świat poszedł dalej od tej pory, gdy się na te sztalugi wspinał. Logika kamienia, który wrasta w miedzę i nigdy sam się nie ruszy! Mózg ludzki odwieczny rewolucjonista i konserwatysta na przemian - popycha, a w pewnym momencie blokuje poznanie, w obu wypadkach występując z pozycji najczystszej i najbezstronniczej logiki. Logiczny humor - to dobre określenie opisanej sytuacji.
Czy chodzi tylko o przetarg słów, czy może o podstawowe różnice pojęć? Zmiana pojęć jest normalną konsekwencją wejścia w inny model biologicznego układu, a wszak bioelektronika musi ingerować w domenę opisywania życia. Wciąż znajdujemy się w kręgu dualizmu, który w biologii ugruntował człowieka jako układ złożony z biosu i psychiki. Wszystko od tej pory stało się podwójnie ukierunkowane, skoro sam badacz nie jest monolityczny. Ciągle poszukujemy istoty życia, znając jego badane atrybuty. A przecież czym innym jest fenomen życia, czyn innym jego istota; zaplątaliśmy się między zasadą życia a procesami życia, między zjawiskiem określanym jaka życie i jego podstawą, nie wiadomo jakiej natury. Odróżniamy zjawisko od zasady, funkcjonalne strony życia odmiennie traktujemy niż poznawcze, za Arystotelesem rozróżniamy życie i duszę roślinną, zwierzęcą oraz ludzką, rozgraniczamy bios od psychiki i tym podobne. Ta dwutorowa orientacja rozchodzi się w przeciwne strony aż do nieokreślonej nieskończoności między życiem a świadomością u gatunku Homo sapiens.
Jeśli na jednym krańcu, tym makroskopowym, rozchodzą się nasze pojęcia o odrębnych naturach życia i psychiki, to na drugim końcu - mikrorozmiarów - powinny one zbiec się w jednym punkcie. To właśnie Homo electronicus odkrył ten zborny punkt i tam ulokował swoje rozumienie życia, co wynika wprost z bioelektroniki i jej podstaw. Nie można mu odmówić sprytu i przebiegłości; nie wiadomo tylko, czy również racji.
Homo electronicus zdaje sobie sprawę z odmienności pojęcia informacji. Na kwantowym poziomie nie ma komunikatów, natomiast istnieje odbiór zmian parametrów energetycznych w elektronicznej lub metabolicznej frakcji jego życia albo w otoczeniu. Informacji nie mierzy w bitach, lecz w ergach lub w praktyczniejszych jednostkach - elektronowoltach. Odkrywa się oto nieznany świat kwantowy, obcy dotychczas biologii, wyrażany w inny, niż dotąd, sposób, a przecież życie startowało od niego. Człowiek jest więc ostatecznym wynikiem długiego procesu przemian, zróżnicowań i nowych integracji. Dwuwartościowa logika arystotelesowska jest, być może, wynikiem natury elektronicznego układu scalonego, dla którego najprostsze decydowanie jest wyborem pomiędzy "tak" i "nie".
Logikę żywego układu normuje już na poziomie kwantowym równowaga energetyczna między metabolizmem i procesami elektronicznymi w obrębie zaś metabolizmu - równowaga między katabolizmem i anabolizmem; bioplazmowo wyrazilibyśmy to jako równowagę stabilizacyjno-degradacyjną, chemicznie - jako optymalny zestaw reakcji oksydoredukcyjnych związanych z pobieraniem i oddawaniem elektronów. Wreszcie niekwantowo - jako równowagę między organizmem i środowiskiem.
Logika życia jest przede wszystkim logiką działania. Analizując tę pierwszą, można mówić o logice poznania. W długiej ewolucji mózgowia wytworzyła się i jego "logika" funkcjonowania pod postacią sprawnej koordynacji wielostronnej aktywności organizmu. Tę logikę potrafimy odtworzyć i sztucznie zaprogramować, z pewnym uproszczeniem, w elektronowych mózgach. Główne i jedyne kryterium logiki biologicznej stanowi trwanie życia wśród zmiennych okoliczności i wytworzenie cech najkorzystniejszych dla osiągnięcia tego celu. Odstąpienie od tej logiki jest zgubne dla życia i równe śmierci układu. Z chwilą odkrycia świadomości przez człowieka, świadomości określanej jako refleksyjna, zastała utracona biologiczna logika. Odkrycie owo bowiem było skierowane na zewnątrz, a więc rozpoznanie środowiska nastąpiło za cenę maksymalnej ilości informacji o nim (w myśl teorii informacji). Człowiek, ogarnięty poznawczą pasją i w konsekwencji tego eksploatujący środowisko na rzecz własnego rozwoju, zaczyna być nielogiczny w rezultacie nieprzewidywania skutków swojej działalności albo nieznajomości własnej natury. Kwantowe podłoże życia zostało odkryte dopiero niedawno, tymczasem ingerowanie w nie poprzez przebudowę środowiska dokonywało się bez świadomości skutków tej ingerencji. Alarm w sprawie ochrony środowiska człowieka jest właściwie informacją o braku logiki biologicznej.
Nie jest to zresztą jedyny alarm w historii sapiensów, ale na pewno najbardziej znamienny, gdyż zagrożona została cała planeta. Człowiek nauczył się wywoływać skutki kwantowe, ale nie potrafi nimi rozsądnie sterować. W dodatku nie może się wyzwolić ad ich wpływu. Tu zamyka się circulus vitiosus, którego człowiek tak nie lubi w logice. Ponieważ nie ma świadomości odbioru zjawisk kwantowych, nie zauważa ich wpływu na własną konstrukcję i funkcję, widzi dopiero daleko już posunięte ich skutki. Zaczyna wtedy ,;coś" ochraniać, nie wiedząc przed "czym" ani "dlaczego".
Trudno uznać za nieprawidłowy pogląd, że ta logika elektronikusowa jest wyraźnym zredukowaniem całego piękna myślenia; burzy ona bogactwo niuansów, wdzięk pojęć, subtelność określeń. Homo electronicus zredukował u siebie wszystko, co ludzkie, i nadał wszystkiemu wymiar biologicznego tranzystorka który ma patent na myślenie i logikę. W nauce powinna panować absolutna wolność - "złota wolność" szlacheckiej Rzeczypospolitej XVII wieku - z prawem liberum veto w stosunku do teorii naukowych. Ostatecznie nawet pola uprawne można potraktować jako przejaw barbarzyństwa, jako naruszenie powagi odwiecznej puszczy.
I co na to Electronicus?
Autor: Włodzimierz Sedlak