Nadciąga budżetowy huragan Vincent
Tajfun Vincent zmiecie po czerwcu polskie finanse publiczne i tegoroczny budżet. Pewna jest już nowelizacja budżetu państwa, a to dopiero początek. Ten budżetowy huragan to zasługa Jana Vincenta-Rostowskiego - najgorszego od 20 lat ministra finansów. To on jest głównym architektem pogłębiającego się kryzysu i murowanej recesji, być może na poziomie nawet 2 proc. w 2009 r. Zaklina on rzeczywistość gospodarczą i finanse państwa od wielu miesięcy. Jeszcze niedawno zapewniał, że przygotował dobry i zdyscyplinowany budżet oraz że wszyscy dookoła się mylą, włącznie z Komisją Europejską, która przedstawiła prognozę na poziomie minus 1,75 wzrostu PKB w 2009 r.
Jakie euro?
Minister twierdzi nie od dziś, że nasz kraj ma mocne fundamenty ekonomiczne i stabilny system bankowy. Ministerstwo Finansów zapewnia, że nie będziemy się zapożyczać, a wzrost PKB będzie wynosić 4,8 - 3,7, ostatnio 1,7 proc. oraz że do systemu ERM2 wejdziemy w drugiej połowie 2009 r., a euro przyjmiemy w 2012 r. Jeszcze jesienią 2008 r. minister finansów zapewniał, że jest spokojny o budżet i jego założenia, a stabilność polskich finansów jest zagwarantowana, wzrost gospodarczy nie jest zagrożony, kryzys na rynkach finansowych nie ma wpływu na prognozy resortu finansów i żadnej dziury budżetowej nie ma, jest tylko obniżenie dochodów z powodu kryzysu.
Same kłamstwa
Jak widać minister finansów jest bardzo oszczędny w mówieniu prawdy. Rzekomo mocne fundamenty polskiej gospodarki to: 650 mld zł długu publicznego Skarbu Państwa, blisko 200 mld euro długów zagranicznych, 200 mld zł kredytów hipotecznych, 15 mld zł przeterminowanych długów Polaków, 15 mld długów na kartach kredytowych (do końca roku będzie pewnie 17 - 20 mld), rosnące bezrobocie już około 12 proc. (pod koniec roku ok. 18 proc.), rosnące zadłużenie samorządów - na koniec 2008 r. wyniosło już blisko 30 mld zł i będzie rosnąć dalej.
Zero kredytów
Natomiast rzekomo stabilny sektor bankowy miał olbrzymie straty już w IV kw. 2008 r. oraz w I kw. tego roku. W wielu bankach zysk spadł o 70 - 80 proc. To będzie bardzo ciężki rok dla instytucji finansowych w Polsce, bo odpisy na rezerwy mogą sięgnąć astronomicznej kwoty 15 - 20 mld zł. W 2009 r. akcja kredytowa raczej zbliży się do zera niż osiągnie wynik dwucyfrowy. Niektóre z banków zostaną wystawione na sprzedaż.
„Gazeta Finansowa” pisała o tym wielokrotnie między innymi w artykułąch „Kryzys Polski nie ominie” z 10 października 2008 r. oraz „Katastrofa budżetowa coraz bliżej” 28 listopada 2008 r. Minister nie tylko bagatelizował te ostrzeżenia, ale oskarżał krytyków i co bardziej prawdomównych analityków o ignorancję i brak dobrej woli, a nawet o kłamstwa.
Uparcie przy swoim
Wydawałoby się, że czasem lepiej szybko przyznać się do błędu w prognozach i planach finansowych niż brnąć w zaparte. W takim wypadku kompromitacja osobista ministra finansów to nic przy tym, jakie straty i szkody może wyrządzić świadome i uporczywe nieliczenie się z realiami gospodarczymi i doktrynalne trzymanie się nierealnego od dawna budżetu i wirtualnego deficytu budżetowego, którego nikt już na świecie, ani tym bardziej w Eurolandzie, nie traktuje tak poważnie jak minister Rostowski.
Lekceważenie
Były więc ewidentne błędy w prognozowaniu podstawowych wskaźników makroekonomicznych i w projektowaniu budżetu na 2009 r. Czy to tylko błędy czy też całkowite nieliczenie się z realiami gospodarczymi i finansowymi? Wszystkie ostrzeżenia zostały zlekceważone. Na początku stycznia 2009 r. przeżyliśmy już gorączkowe poszukiwania 20 mld oszczędności. Teraz po czerwcu nowelizacja będzie już znacznie trudniejsza. Świat zwiększa wydatki, a nie je tnie. Rząd może dokonać blokady wydatków z rozporządzenia, problem w tym, że mamy już od dawna realną blokadę wydatków w niektórych dziedzinach, jak służba zdrowia, przemysł zbrojeniowy, przemysł stoczniowy, czy nawet budowa dróg.
Finanse na klucz
Czerwcowa nowelizacja to nie będzie już kosmetyka, to nie będą wirtualne oszczędności i zamiatanie problemów pod dywan. To będzie trzęsienie ziemi, z dramatycznymi konsekwencjami dla polskiego złotego, dla wiarygodności państwa polskiego oraz wyceny jego papierów wartościowych. Tak poważna nowelizacja oznacza ewidentne przyznanie się do krachu polityki fiskalnej i budżetowej, oznacza praktycznie zamknięcie państwowej kasy na klucz, zamrożenie i cięcie wydatków w sferze budżetowej i to na wielką skalę. Zamrożenie podwyżek, a być może nawet zamrożenie płac dla nauczycieli, lekarzy, policjantów i sędziów. To cięcia inwestycji publicznych.
Będzie gorzej
Oznacza to również podwyżki składki rentowej, podwyżki akcyzy, być może nawet podwyżki stawki VAT, PIT i CIT z początkiem 2010 r. Może to oznaczać nowe obciążenia fiskalne typu podatek ekologiczny od aut, podatek stabilizacyjny czy podatek pielęgnacyjny. Na pewno będzie oznaczać zamrożenie lub znaczne przedłużanie zwrotu VAT-u dla polskich przedsiębiorców. Przyznanie się do krachu budżetu musi spowodować dodatkowo osłabienie polskiego złotego, co najmniej o 10 - 15 proc. Wtedy nawet linia kredytowa na 20 mld USD z MFW nie zagwarantuje ani stabilności złotego, ani wyeliminowania ataków spekulacyjnych, co dobitnie pokazują ostanie dni.
Chwila prawdy
Minister finansów powinien jak najszybciej podać się do dymisji. Chwila prawdy zarówno dla polskiego rządu, jak i samego Ministerstwa Finansów zbliża się nieubłaganie. 25 maja minister finansów będzie musiał pożyczyć na rynku finansowym około 11 mld zł, by wykupić obligacje, których termin wykupu wierzytelności przypada właśnie na ten dzień. Ledwo to Ministerstwo Finansów uczyni, będzie musiało ponownie w lipcu br. znowu wykupić kolejne stare zapadające obligacje na podobną kwotę.
Chwytanie się brzytwy
Ministerstwo Finansów ma co prawda w zanadrzu sprzedaż papierów wartościowych w II kw. 2009 r., obligacji 2- i 5-letnich za kwotę aż od 8 do 11 mld zł, obligacji 10-letnich i dłuższych na kwotę od 3 do 6 mld zł i bonów skarbowych na kwotę 13 - 19 mld zł - to przecież nic innego jak kolejne rolowanie długu. Minister finansów sięga po coraz bardziej rozpaczliwe metody finansowania długu np. 28-tygodniowe bony. W I kw. tego roku sprzedaż obligacji na rynku krajowym wyniosła 21,2 mld zł, bonów skarbowych na kwotę 18,5 mld zł, ale chętnych na kupowanie kota w worku może być coraz mniej. Zapewne podczas czerwcowej nowelizacji minister finansów straci swój fotel, jednak im później to się stanie, tym koszty budżetowe i społeczne będą większe.
Janusz Szewczak
Zadłużenie naszego regionu w zachodnich instytucjach sięga astronomicznej kwoty... 4,9 bln USD
Druga fala kryzysu finansowego nadciąga na banki europejskie. Tym razem nie zza oceanu, ale z naszego regionu. W tym roku mamy do spłacenia ponad 70 mld USD zadłużenia wobec zagranicznych instytucji finansowych, zaś cała Europa Wschodnia - 400 mld USD. Rolowanie tak olbrzymich zobowiązań przekracza możliwości własne tych krajów, toteż muszą zrobić wszystko, aby utrzymać zagranicznych inwestorów w krajowych instytucjach finansowych.
W 2009 roku kraje Europy Wschodniej muszą spłacić zachodnim instytucjom finansowym 400 mld USD zapadających należności - szacuje niemieckie czasopismo "Kopp Exklusiv", wymieniając wśród zadłużonych Polskę, Litwę, Łotwę, Estonię, Ukrainę, Węgry, Rumunię i Bułgarię. Kwota ta stanowi 33 proc. PKB brutto tych krajów. Większość tego niespłacalnego de facto zadłużenia - ok. 74 proc. - przypada na banki zachodnioeuropejskie i to one mają dzisiaj największe zmartwienie, jak odzyskać kapitał. Najbardziej zaangażowane w Europie Wschodniej są banki austriackie, szwedzkie, włoskie, greckie i belgijskie. Austriacki system bankowy udzielił na wschodzie kredytów na blisko 230 mld euro, co stanowi 70 proc. austriackiego PKB. Według "Kopp Exklusiv", jeśli spłaty tego zadłużenia spadną tylko o 10 proc. - system finansowy Austrii może lec w gruzach. Tymczasem według EBOR - tzw. złe kredyty nie tylko mogą przekroczyć 10 proc., ale nawet sięgnąć 20 procent.
"Kopp Exklusiv" na półtora roku przed załamaniem rynków, do którego doszło jesienią ubiegłego roku, poinformował swoich czytelników o nadchodzącym kryzysie. Tym razem również zaskakuje, podając, że zadłużenie naszego regionu w zachodnich instytucjach sięga astronomicznej kwoty... 4,9 bln USD. Zdaniem autora publikacji, dane te trzymane są w tajemnicy i pod żadnym pozorem nieupubliczniane.
Finansistom, do których zwróciliśmy się o opinię, kwota ta wydaje się jednak nieprawdopodobna.
- Prawie 5 bln USD to kwota trzy razy wyższa niż podawana dotąd publicznie. To byłaby wielkość 10 gospodarek Polski. Całość zagranicznych aktywów w naszym kraju szacuje się na ok. 380 mld euro - ocenia jeden z naszych rozmówców. Wcześniej całość zadłużenia Europy Wschodniej "Financial Times" szacował na 1,6 bln USD.
Polscy finansiści ostrzegają, że rolowanie tak olbrzymich długów przekracza możliwości naszego kraju, toteż musimy zrobić wszystko, aby utrzymać zagranicznych inwestorów w krajowych instytucjach finansowych.
ROZPAD POŁOWICZNY
Dla wielu dziennikarzy głównego nurtu wiadomością dnia, a nawet kilku ostatnich dni, jest to, co powiedział albo i nie powiedział prezydencki minister Piotr Kownacki.
Moje zdziwienie budzi fakt, że nurt główny skupia się na sprawie, która ma trzeciorzędne znaczenie, choć, dajmy na to - w Dubaju, mogłaby być uznana za wiadomość dnia z powodu braku innych problemów.
My mamy problemów aż nadto. Państwo się sypie i na razie doszliśmy do stadium rozpadu połowicznego.
Bardziej niż obecność prezydenckiego ministra w mediach ineteresuje mnie NIEOBECNOŚĆ premiera i jego ministrów ze szczególnym uwzględnieniem Ministra Finansów, a towarzyszący temu zejściu w medialny niebyt niczym nie usprawiedliwiony zanik wytwornych postaci hr. Myszkowskiego wraz z samym szambelanem Komorowskim nie cieszy, choć w Dubaju mogłaby dać asumpt do jakiegoś mini-karnawału obywateli.
W głównym procesie ostatnich lat, nadzorowanym w związku z niejasnościami przez sejmową komisję śledczą, ginie ÓSMA osoba; na ulicach Warszawy w miejsce Białych Miasteczek i Zielonych Szkół organizują się samorzutne rekonstrukcje Powstania, choć - póki co, walka idzie na gaz i gaśnice.
Przed czym sie bronią? Przed wizją przeżycia wraz z rodzinami do czasu, kiedy miasto udostepni im OBIECANE nowe miejsca, gdzie będą mogli kontynuować pracę na WŁASNY RACHUNEK płacąc CZYNSZ.
Dzieki wyobraźni RATUSZA stanię się to za DWA LATA od dnia dzisiejszej eksmisji, jak Bóg da, a Ratusz znowu czegoś nie spieprzy (a jeszcze dużo do spieprzenia, panowie).
Gdyby kupcy zechcieli na łaskawość ratusza czekac, to sprawa rozwiązałaby się sama, jako że zasililiby rzesze bezrobotnych, rozproszyli lub zmarli z głodu w tęsknym oczekiwaniu, a nowa hala mogłaby zostać wynajęta osobom wobec których miasto nie zaciągało żadnych zobowiązań, a więc drożej, że nie wspomnę o zwyczajowym rekiecie.
Nieustępliwość Policji i prywatnych armii ochroniarskich kontrastuje z całkowitą nieporadnością tejże samej Policji w starciu z prawdziwymi gangsterami.
Zapalczywość kupców ma swoje głębokie uzasadnienie; rzecz idzie wszak o nieruchomość w centrum miasta; w takich sytuacjach politykom ufać nie wolno, a nie od dziś wiadomo, że topniejąca z roku na rok własność komunalna służy spłacaniu różnych politycznych zobowiązań oraz realizowaniu hasła: "Bogaćcie się, po nas i tak potop, nie patrzcie, kto po nas rozkradał będzie".
Kierowane w stronę warszawskich kupców wezwania o spokój i zaprzestanie warcholenia odbywają się bez empatii, wszak każdy wie, że - jak to w Polsce, załatwi się ich bez mydła, kiedy tylko się rozproszą.
Konia z rzędem, kto mi uzasadni dlaczego lepiej wydać miliony na stadion biznesowego giganta ITI zamiast na nową halę dająca chleb tysiącom rodzin i powstrzymująca statystyki bezrobocia przed pęcznieniem.
Śledztwo w sprawie Olewnika ruszyć NIE MOŻE, bo jego zakończenie i ujawnienie towarzyszących sprawie faktów, powiązań ludzi władzy, byłych służb i podziemia kryminalnego mogłoby doprowadzić do społecznych skutków dalej idących niż afera Rywina - sprawa jednej branży, jednego środowiska i jednej ustawy.
W tej, bulwersującej sprawie (Olewnika) mamy do czynienia z odsłonięciem schematu działania Polski powiatowej opartej na szantażu, korupcji i bandyterce.
To nie odosobniony przypadek, ale pierwszy, kiedy jeden z poszkodowanych odważył się przerwać zmowę milczenia i zapłacił największą cenę - śmierć dziecka.
Budżet się sypie, wiemy że konieczne będą cięcia w wydatkach państwa. Tuż za polską granicą rząd zmuszony został do obniżenia wszystkich świadczeń państwowych o 30%; jesli i u nas miałoby do tego dojść, to pamietajmy że nie dotknie to względnie zamożnych (bo małych) krajów nadbałtyckich, ale Polski - kraju o wyprodukowanej przez system armii pariasów, już teraz ledwo wiążących koniec z końcem, a utrzymujących się głównie dzięki strumieniowi emigracyjnych pieniędzy.
Polski kryzys może być kryzysem nieporównywalnym z jakimkolwiek innym kryzysem na świecie, bo w Polsce na odbudowę rodzinnego biznesu trzeba mieć zaplecze finansowe w postaci haraczu na ZUS (900 zł miesiąc w miesiąc, zarabiasz, czy nie), a do odbudowy czegoś więcej niż zieleniak potrzeba lokalnego misia, który weźmie cię w opiekę albo porwie dziecko.
Słowa krytyki wypowiedziane przez ministra Kownackiego pod adresem tempa działania prezydenckiej kancelarii (tempo za duże i męczące) nie dziwią mnie aż tak, jak BRAK jakichkolwiek głosów krytyki płynących ze strony środowisk rządowych, w których TEMPA NIE WIDAĆ, wszystko zamarło.
Gdybym miał słynny antypaństwowy rys socjopatyczny czołowych polityków Platformy, pewnie wezwałbym do drugiego Budapesztu albo organizowania kontr-sejmu.
Nie jestem jednak dzieckiem w krótkich majtkach i wiem, że drugi Budapeszt byłby jedynie gwoździem do trumny polskiej gospodarki i kolejnym, znów połowiczym rozpadem tego, co zostało po rozpadzie pierwszym.
Dlatego nawołuję do wstrzemięźliwości, ale i do PAMIĘCI - niech dzisiejszy dzień, zachowania ministrów BEZCZELNIE nie odpowiadających na zadane pytania, warszawskich ulic znów spowitych gazem łzawiącym będzie przestrogą.
Polska to wielka rzecz - nie można jej dawać do zabawy byle gnojom.
Ryzyko kontrolowane
Ze Stanisławem Kluzą, przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego rozmawia Janusz Grobicki
Czy wprowadzenie rekomendacji T nie jest spóźnionym działaniem nadzoru, czy nie ograniczy do minimum i tak już szczupłej akcji kredytowej banków w zakresie hipotecznych kredytów walutowych?
Prawie pięć lat temu zaczęto prace nad rekomendacją S. Prace nad nią trwały dwa lata. Po jej wdrożeniu okazało się jednak, że główne założenia, które miały ograniczyć akcję kredytową w walutach obcych, nie zostały w pełni zrealizowane. W związku z tym, zaraz po integracji nadzorów, Urząd Komisji Nadzoru Finansowego zauważył potrzebę dalszych działań, które wpłynęłyby na ograniczenie ryzyka związanego z kursem walutowym, w związku z działalnością kredytową banków. Rozpoczęliśmy zatem prace nad projektem rekomendacji T. Należy zwrócić uwagę, że nie jest to rekomendacja, która miałaby ograniczyć działalność kredytową. Jej celem będzie przede wszystkim dostosowanie przez banki rozwoju akcji kredytowej do warunków gospodarczych, sytuacji każdego kredytobiorcy i własnych możliwości. Projekt rekomendacji T został na początku grudnia 2008 r. przesłany do konsultacji do środowiska bankowego, w których aktywnie uczestniczą przedstawiciele nadzoru finansowego. Zanim nowa rekomendacja wejdzie w życie będzie przedmiotem dyskusji na posiedzeniu KNF. Uwzględniając vacatio legis, wynikające m. in. z konieczności dostosowania bankowych procedur i struktur, banki mogą zacząć stosować zalecenia w 2010 roku.
Czy renegocjacje zawartych już umów kredytowych mogą zniechęcić nowych klientów, którzy chcieliby skorzystać z kredytu hipotecznego?
Pamiętajmy, że słowo „renegocjacja” zawiera w sobie element „negocjacji” zatem nie można, jeżeli nie istnieją prawem uzasadnione przesłanki, zmusić kogoś do zmiany umowy. Banki są instytucjami zaufania publicznego. Takie działania niewątpliwie obniżają reputację sektora bankowego, a w okresie zawirowań makroekonomicznych bankom dobra reputacja jest szczególnie potrzebna.
Banki zagraniczne, których spółki córki działają w Polsce, mogą zostać znacjonalizowane. Jak wówczas będzie wyglądał nadzór nad polskimi bankami?
To bardzo ważny temat do debaty publicznej. Gdyby doszło do sytuacji, w której minister finansów musiałby użyć środków publicznych, to właśnie ministerstwo będzie odpowiedzialne za podejmowanie decyzji o ewentualnym wsparciu kapitałowym oraz zaangażowaniu właścicielskim. Oczywiście w tym procesie nadzór finansowy i bank centralny będą odgrywały pewne role. Nadzór byłby odpowiedzialny za wskazanie ewentualnych problemów takiego podmiotu i zbadanie jego sytuacji finansowej. Bank centralny natomiast uczestniczyłby w tematach związanych z odpowiednim refinansowaniem oraz utrzymywaniem płynności. Ale podjęcie konkretnej decyzji skutkującej nacjonalizacją podmiotu, gdzie właścicielem w znaczącym stopniu byłby Skarb Państwa, to już decyzja na poziomie polityki gospodarczej rządu.
W ciągu 20 ostatnich dni ubiegłego roku Bank BPH zapłacił 842 tys. euro spółce matce za doradztwo. Jednocześnie zamierza znacząco zredukować liczbę etatów w ramach zwolnień grupowych. To tylko przykład banku, pewnego działania..
Pierwszą linią nadzoru nad każdą instytucją finansową w Polsce jest jej zarząd i rada nadzorcza. Ocena rękojmi zarządów jest dokonywania przez nadzór. Jeżeli zarząd podejmuje decyzje niekorzystne dla instytucji, którą zarządza, mogące w perspektywie czasu skutkować zachwianiem jej bezpieczeństwa i stabilnością, nadzór ma podstawy takiej rękojmi nie udzielić. W ostatnim czasie kierunek przepływów finansowych pomiędzy podmiotami polskiego sektora bankowego a zagranicznymi instytucjami finansowymi był dokładnie odwrotny, a ekspozycja polskich banków na zagraniczny sektor finansowy zmalała. Nasze analizy wskazują na redukcję lokat deponowanych w zagranicznych instytucjach. Ponadto większość zarządów banków rekomenduje nie wypłacanie w tym roku dywidendy za 2008 rok i przeznaczenie zysku na zwiększenie funduszy. Od 2007 roku, zanim jeszcze objęliśmy nadzór bankowy, Urząd Komisji Nadzoru Finansowego sugerował zatrzymywanie zysków ponieważ z jednej strony postępowała dynamiczna akcja kredytowa, a z drugiej strony rosło potencjalne ryzyko większej potrzeby kapitałowej. Najlepszą formułą zwiększania bezpieczeństwa kapitałowego jest zatrzymywanie zysków. Nie trzeba wtedy robić dodatkowych emisji czy korzystać z innych, bardziej złożonych form dokapitalizowania. W tym roku sektor gremialnie zastosował się do naszego apelu. Zyski zostały zatrzymane w sektorze.
Jakie działania prowadzi KNF w ramach budowy tzw. systemu nadzoru trans granicznego?
Ważną kwestią jest przyszła, spójna wizja bezpieczeństwa oraz stabilności finansowej w Europie, dlatego konieczne jest pełne i świadome uczestnictwo w debacie publicznej, która ma miejsce na forum europejskim. Trzeba zwrócić uwagę na inicjatywy powstające na poziomie komitetów trzeciego szczebla, z poziomu G-20 i Banku Światowego oraz grupy de Larosiere'a. Dzisiaj problematyka poszukiwania globalnych rozwiązań, dalece wykraczających w przyszłość, zwiększających bezpieczeństwo jest w obszarze zainteresowania wszystkich gospodarek. Jako Polska uczestniczymy w tych dyskusjach i zwracamy uwagę na jedną rzecz, która dzisiaj jest niezwykle istotna - internacjonalizowanie niektórych procesów w interesie narodowym, który nie zawsze pokrywa się z interesem innych państw. Dlatego rozważając dalszą integrację nadzoru finansowego w Europie trzeba pamiętać, że interesy ekonomiczne poszczególnych krajów pozostaną na poziomie krajowym. Dlatego w naszej ocenie dla Polski najważniejsze jest zachowanie równowagi pomiędzy kompetencjami nadzorczymi a odpowiedzialnością za stabilność systemu finansowego. Jeśli kompetencje decyzyjne znalazłyby się na poziomie europejskim, a odpowiedzialność pozostałaby krajowa, to polski klient i podatnik mógłby ponosić konsekwencje błędów popełnionych poza granicami naszego kraju. Pamiętajmy, że systemy gwarantowania są systemami lokalnymi. Nie można umiędzynarodawiać zysków, a nacjonalizować straty.
Czy konieczne jest stworzenie uniwersalnego systemu wymiany informacji między nadzorami, systemu wczesnego ostrzegania przed wystąpieniem zawirowań na lokalnych rynkach?
Praktyka pokazuje, że taki system już istnieje. Na szczeblu mikro są to komitety nadzorcze. Jeżeli pojedynczy podmiot działa na terenie kilku krajów, to przedstawiciele nadzoru tych państw wymieniają się informacjami. Na poziomie makro działają komitety trzeciego szczebla przy Komisji Europejskiej oraz inne inicjatywy, np. G-20, grupa de Larosiere'a. Z poziomu makro obserwuje zagrożenia, czuwając nad globalnym systemem bezpieczeństwa. Potencjalne problemy mogą pojawiać się lokalnie, dlatego szczególna jest rola i potrzeba silnych nadzorów i kompetencji na tym poziomie. Tylko one są w stanie na poziomie zagregowanym, regionów i makroregionów, gwarantować stabilność i bezpieczeństwo globalnie. W okresie obecnych zawirowań polityczna niezależność nadzoru finansowego jest jednym z kluczowych elementów przyczyniających się do stabilności systemu finansowego. Tezę tę potwierdzają również doświadczenia krajów, w których zdominowany przez wpływy polityczne nadzór nie zapobiegł zaburzeniom w systemie finansowym (np. USA). Dlatego przy tworzeniu w Polsce KNF jedną z najistotniejszych kwestii było oddzielenie zintegrowanego nadzoru nad rynkiem finansowym od wpływów politycznych.
W jaki sposób KNF chce zmobilizować polskie banki do wzmacniania kapitałów?
Bilanse polskich banków i ich wypłacalność są w dużej mierze uzależnione od kursu walutowego. Banki powinny mieć pewien bufor na ryzyka związane ze stabilnością kursu walutowego. Już na początku bieżącego roku wskazaliśmy bankom na konieczność zapewnienia odpowiedniego poziomu kapitałów na pokrycie ryzyk związanych z działalnością. W związku ze spodziewanym spowolnieniem polskiej gospodarki, wyraźnym osłabieniem koniunktury na świecie i trudną sytuacją na rynkach finansowych istnieje konieczność zbudowania bufora kapitałowego, który jest konieczny do dalszego rozwoju akcji kredytowej. Zarekomendowaliśmy również zatrzymanie dywidendy i przeznaczenie jak największej części zysków za 2008 r. na zasilenie funduszy własnych. W razie wypłacenia dywidendy i niskiego, zdaniem nadzoru, poziomu kapitałów, banki nie mogłyby liczyć na zgodę nadzoru na zaliczenie do funduszy własnych pożyczek podporządkowanych. Według naszej oceny dzisiejsze rozumienie sytuacji sprawia, że także banki mają szczególną rolę w stabilizowaniu gospodarki i w zapobieganiu sytuacjom kryzysowym. Powinny być aktywne w obszarze działalności kredytowej, by gospodarka miała odpowiednie zasoby pieniądza, żeby nie doszło do zatorów płatniczych lub głębszego spowolnienia inwestycji i konsumpcji, co byłyby szkodliwe dla wzrostu gospodarczego. Tu szczególną rolę odrywają zarządy polskich banków oraz ich współpraca z właścicielami w trosce o wzmocnienie kapitałowe.
Według Komisji Nadzoru Finansowego zobowiązania przedsiębiorstw z tytułu opcji walutowych wynoszą około 9 mld zł, natomiast Stowarzyszenie na rzecz Obrony Polskich Przedsiębiorców szacuje, że jest to 200 mld zł. Skąd, tak duża rozbieżność?
Nadzór nie prognozuje, nadzór sprawozdaje. Oznacza to, że gdy mamy do czynienia z dwiema liczbami, jedna opiera się na twardych danych, a druga jest przypuszczeniem. Nie chciałbym, żeby to była gra mająca przestraszyć, że problem jest większy niż w rzeczywistości po to, żeby kosztem podatników wymusić korzyści ze strony państwa. Urząd Komisji Nadzoru Finansowego zebrał pełną informację na temat opcji od banków i spółek publicznych. Według naszych wyliczeń ta negatywna wycena z tytułu zaangażowania przedsiębiorstw w opcje walutowe osiągnęła w połowie lutego około 9 mld złotych.
Warto zaznaczyć, że ta negatywna wycena jest tylko i wyłącznie efektem na instrumencie finansowym. Natomiast strata ma miejsce dopiero wtedy, kiedy ten negatywny efekt jest niczym niezbilansowany. To zbilansowanie jest realizowane poprzez zwiększone przychody z tytułu eksportu. Praktyka pokazała, że przedsiębiorstwa nie zawsze informowały banki o wszystkich aspektach swojej sytuacji w momencie, kiedy zawierały te transakcje. Według naszych szacunków 80-85 proc. przedsiębiorstw, które zawarły transakcje na instrumentach pochodnych, nie powinno ponieść z tego tytułu strat, ze względu na zabezpieczający przychody z eksportu charakter tych transakcji. Pozostałe kilkanaście procent stanowią przedsiębiorstwa, które muszą się liczyć ze zmniejszonymi wpływami walutowymi z eksportu firmy, które zawarły transakcje o charakterze spekulacyjnym i transakcje pochodne w kilku bankach. Nadzór wielokrotnie wskazywał na właściwe rozwiązanie konieczne w przypadku przedsiębiorstw, których zobowiązania przekraczają ich możliwości finansowe. Zaproponowaliśmy między innymi: segmentację klientów, ograniczanie ryzyka poniesienia straty poprzez skłonienie klientów do zamykania pozycji oraz restrukturyzację ich zobowiązań. Większość banków podjęło też działania w zależności od przynależności klientów do poszczególnych grup.
Spośród wszystkich firm, które korzystają z opcji walutowych, według KNF 15 proc. zostało dotkniętych załamaniem eksportu, natomiast jedynie około 20-30 proc. z nich, podjęło negocjacje z bankami. Dlaczego tak głośno jest o opcjach, a z drugiej strony, tak mało firm chce ten problem rozwiązać?
Komunikowaliśmy o tym ryzyku w październiku. To jest pytanie do zarządów i do rad nadzorczych tych spółek. Co zrobiły przez ostatnie pięć miesięcy?
Być może te firmy grają dalej?
Żeby rozpocząć negocjacje, najpierw trzeba wyjść z kasyna.
Opcje zagłady, krach na złotówce a sprawa Polska.
To co ostatnio działo się na naszej walucie śmiało można nazwać
krachem na złotówce. Zjawiska takie występują niezwykle rzadko i są
kombinacją wielu różnych czynników.
>
Najważniejsze czynniki które tak mocno osłabiły złotego to wg mnie
globalna ucieczka wszelkiego rodzaju kapitału z wszelkich rynków
giełdowych, z wszelkich inwestycji zarówno spekulacyjnych jak i
portfelowych. Ten odpływ rozpoczął się i trwa nadal z różnym nasileniem.
Po prostu w dobie totalnego kryzysu amerykańskie i międzynarodowe
korporacje wyprzedają wszystko i gdziekolwiek za byle jaką cenę i
zamieniają to na dolary które wracają do USA lub do central firm
europejskich. Szacuje się, że na naszej giełdzie udział kapitału
zagranicznego wynosił 40 % a aktualnie spadł do okolic niecałych 30 %.
To pokazuje jeszcze skalę możliwości deprecjacji zarówno indeksów jak
i naszej waluty.
Ponadto jest też widoczna generalna ucieczka od ryzyka czyli mamy
wycofywanie kapitałów z krajów emerging markets do których zaliczana
jest i Polska. Przy skali problemów Wegier, Ukrainy czy krajów
nadbałtyckich kapitał nie patrzy na te różnice tylko ucieka, także z
Polski jako z jednego regionalnego obszaru inwestycyjnego.
>
Następny powód to "wmanipulowanie" polskich przedsiębiorstw w opcje.
Skala tego problemu jest olbrzymia i powoduje katastrofalne skutki dla
całej gospodarki na długie nawet lata. Obiektywne szacunki mówią nawet
o stratach rzędu 40-50 mld zlotych. Gdyby było to prawdą to proszę
zauważyć, że są to kwoty które mają horendalne znaczenie dla budżetu
państwa a my mówimy tu tylko o stratach firm. Kolejny powód powiązany
także z powyższym to świadomie zaplanowany atak kapitału
spekulacyjnego na naszą walutę typu fundusze hedgingowe, amerykańskie
banki inwestycyjne. Zakładały one przeciwstawne pozycje na osłabienie
złotówki a w tym czasie "kroiły" dla Polskich przedsiębiorstw
"rewelacyjną" ofertę stulecia w postaci opcji. To świadomy i z góry
zaplanowany manewr który miał miejsce także kilkanaście lat temu w
Brazylii gdzie zrobiono identyczny wręcz numer i w efekcie do USA wypłynęły miliardy $.
>
Jak patrzymy na wykres wykresy walut to widzimy, że od listopada mamy
przyspieszenie tempa ich wzrostu względem złotówki. Każde wsparcie
jest coraz wyżej i wykres nabiera znamion tzw. hiperboli zwyżkującej.
Hiperbola charakteryzuje się tym, że na danym rynku działają już
czynniki nie fundamentalne ale emocjonalne. Nie można oszacować gdzie
będzie szczyt hiperboli ale wiadomo, że jak nastąpi spadek to będzie on bardzo bolesny.
Zazwyczaj zakończenie hiperboli to koszący lot na dół. Ostatnio taką
hiperbole miał wykres ropy który został wywindowany do poziomu 140 $ i
ze szczytu, praktycznie bez żadnych większych korekt spadł do ceny
poniżej 40 $. W podobnje sytuacji znajduje się aktualnie złotówka.
>
Proszę zwrócić uwagę jak bardzo rynek informacyjny jest sterowany i
manipulowany. Co rusz ukazują się informacje "ważnych" analityków
ważnych instytucji finansowych na świecie z rekomendacjami typu
gospodarka Polska się załamie i złoty osłabi się jeszcze mocno albo
my już zamknęliśmy pozycje i przestajemy grać na osłabienie złotego.
Aby było jeszcze śmieszniej i tragiczniej te same instytucje wcześniej
dawały przeciwstawne rekomendacje dotyczące polskiego złotego i tempa
wzrostu PKB. Gdzie jest pojęcie zawodowej etyki w biznesie ? Te
wszystkie informacje to moim zdaniem nic innego jak proces
dezinformacji a przecieki mają charakter kontrolowany dlatego zupełnie
nie można przyjmować tego bezkrytycznie ani tym bardziej brać to jako przesłankę do swoich decyzji iwnestycyjnych.
>
Mamy więc do czynienia ze smasowanym dobrze zaplanowanym atakiem nie
tylko na Polską walutę ale i na całą gospodarkę za pomocą opcji
walutowych. To była dobrze zaplanowana strategia uwzględniajaca
wydawanie fałszywych rekomendacji dotyczących tego, że złoty będzie
się umacniał a w tym czasie serwowano przedsiębiorstwom okazyjnie
opcje na których mieli zarobić krocie. Doradcy finansowi i
dziennikarze niczym papugi powtarzali w mediach jak mantrę najnowsze
prognozy renomowanych banków o tym, że złoty będzie sie umacniał.
>
Takie numery, żeby się udały to zazwyczaj muszą być robione tylko
przez właścicieieli 2-4 największych na świecie banków inwestycyjnych
a w późniejszym czasie świadomi funkcjonowania takich mechanizmów
dołączają do nich inni spekulanci walutowi.
>
Pytaniem które nasuwa się przy okazji opcji jest pytanie o suwerenność
naszego kraju i rządu. Gdzie były polskie służby specjalne w czasie
kiedy w amerykańskich bankach *planowano *taką operację lub najpóźniej
w czasie *kiedy taką ofertę sprzedawano *na rynku ? Co robi teraz
Polski rząd aby zniwelować te straty ? Nic - no może poza Pawlakiem
który uprawia demagogię robiąc sobie publicity mówiąc o unieważnieniu
opcji. To, że opcje można ustawowo unieważnić jest tak prawdopodobne
jak to, że ja już jutro będę komentował rynek giełdowy z Marsa. Co
robi minister finansów - też nic. Ba nwet strofuje Pawlaka. To akurat
nie dziwi jak zobaczymy dla jakich instytucji wcześniej pracował.
>
A można byłoby zadziałać zupełnie inaczej. Dobrych przykładów możnaby
szukać w różnych częściach świata. Żeby nie było to zbyt daleko to
zobaczmy jak to zrobili nasi bracia Słowianie zza Buga. W
przeciwieństwie do nas kraj bardzo suwerenny.
>
W polskich "wolnych" mediach często cytowany jest pewien człowiek o
nazwisku Soros. Dodajmy, że w ma on w tych "naszych" mediach bardzo
pozytywne konotacje. Jest wręcz finansowym guru. Cytuje się jego
opinie na temat prognoz dotyczących rynku giełdowego czy generalnie świata finansów.
Jest podawany jako wzór, jako człowiek wielkiego sukcesu. Wiele mediów
poświęciło wiele miejsca na swoich łamach aby pokazać jego trudną
drogę na szczyty świata finansów. Można by powiedzieć swój człowiek bo
pochodził z Europy Srodkowej, z biednej żydowskiej rodziny którą
dotknęła tragedia II wojny światowej i holocaustu. Po ucieczce z
Węgier wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i tam stopniowo powiększał
swoje finansowe imperium. Wielu zarzuca Sorosowi także to iż był
wielokrotnie uczestnikiem spotkań klubu z Bilderberg którego istnienie
do niedawno skrzętnie ukrywano przed oponia publiczną a któremu to
zarzuca się konstruowanie potajemnych planów mających na celu ustanowienie ogólno światowego rządu.
>
Tak jak napisałem powyżej, w naszych mediach George Soros jest
podawany jako guru ale nie jest to opinia powszechna na świecie. W
wielu krajach świata ten człowiek ma nakazy natychmiastowego
aresztowania a w dyplomatycznych rejestrach pod jego nazwiskiem
widnieje wpis "persona non grata". Dlaczego ? Czym sobie na to
zasłużył ? Otóż wiele rządów krajów azjatyckich nie może mu wybaczyć
ataków jego funduszy spekulacyjnych na waluty tych państw i
zrujnowania ich gospodarek. Nie chodzi o to, że był spekulanetm i na tym zarabiał krocie. Chodzi o to w jaki sposób to robił.
Otóż zarzuca mu się, że stosując insider-skie metody takie jak
przekupstwa, łapówki, wykradanie poufnych informacji, zastraszanie,
wpływał na decyzje najważniejszych instytucji w danych kraju. Wszystko
w celu sterowania rynkiem finansowym lub giełdami aby czerpać z tego
ogromne korzyści. Jego przeciwnicy uznają, że normą było, iż zanim
"wydoił" z kasy jakiś rynek to najpierw tworzył na nim różnego rodzaju
stowarzyszenia, kluby biznesowe czy fundacje w którym zatrudniał
VIP-ów lub inne ważne persony które przygotowywały mu grunt do
właściwego działania. Tak powstawały insider-skie związki biznesowe za
pomocą których dostawał ważne informacje o poufnym charakterze i za
pomocą których oddziaływał na dane państwo, jego system prawny i
finansowy kreując np. "odpowiednie" projekty ustaw aby numer zrobić i aby uszło to bez konsekwencji.
>
Kilka fundacji sponsorowanych przez p. Sorosa działa także doskonale w
Polsce i ludzie z tych fundacji wielokrotnie występują w
najważniejszych mediach wypowiadając się na tematy gospodarcze,
finansowe lansując odpowiedni punkt widzenia. Wypowiadają sie np. czy
złotówka będzie się umacniać czy osłabiać, dyskutują o tym czy Polska
powinna przyjąć euro już za 2 lata czy może dopiero za 4 ? Nie zadają
niestety pytań czy to jest opłacalne ale tylko kiedy powinniśmy to
zrobić. Osobiście pamiętam wypowiedzi medialne wielu tych ekspertów
sprzed roku zapewniających w swoich wypowiedziach w mediach o
największej oglądalności o tym jak to silna jest złotówka i polska
gospodarka i o tym, że powinna się nadal umacniać. Gdybym był
zwolennikiem spiskowej teorii powiedziałbym, że było to typowe bicie
piany bo JP Morgan z innymi "renomowanymi" instytucjami finansowymi
sprzedawał polskim przedsiębiorstwom opcje a sam w tym czasie zajmował pozycje na osłabienie złotówki.
>
Ja nie oceniam p. Sorosa - ja prezentują tylko fakty, inne niż te
które możemy przeczytać w codziennej prasie. Ale wróćmy do wątku
głównego. Cóż to było z tą Rosją. Ano nasi włodarze mogliby się wiele
nauczyć od Rosji jak to się robi politykę zgodną z interesami
*WŁASNEGO *kraju. Otóż zdaniem Rosjan po tym jak w Rosji skończyła się
zawierucha na scenie politycznej Soros zwietrzył, że to doskonały kraj
do tego aby wydoić z niego kasę. Zaczął więc przygotowywać sobie grunt
pod te przyszłe interesy i utworzył instytucje typu fundacje. Pech
chciał, Że Rosja to nie Polska a KGB należy do jednej z najlepszych
firm w swojej branży. Kiedy zarządzający fundacją zaczęli sobie
bezpańsko brykać i robić przekręty niczym w bananowej republice jak
Polska to po niedługim czasie zjawili się u nich smutni panowie którzy
wcale nie wręczyli im zawiadomień o stawieniu się w prokuraturze ale
założyli owym dżentelmenom bransoletki i po prostu wsadzili do ciupy.
Proces jak pisały rosyjskie media nie trwał zbyt długo - jak w Polsce
gdzie mamy "odpowiednie" prawo - czyli 10 czy 15 lat ale paręnaście
tygodni i decyzją sądu owi panowie chodzą już w kraciastych piżamach a
George Soros dostał zakaz tworzenia jakichkolwiek instytucji w
Federacji Rosyjskiej. Można i tak ale żeby tak było trzeba mieć
suwerenne władze. A my od czasu okrągłego mebla mamy takie władze jakim rozumem je wybieramy i jak nam to zaserwowano.
Jak widać w Rosji można dbać o państwowy interes skutecznie a
tymczasem w Polsce w czasie mega manipulacji związanych z opcjami
minister odpowiedzialny za służby specjalne zamiast tę sprawę
rozwiązać w sposób skuteczny jeździ od Pipidówy do Pipidówy otwierać
szkolne boiska. Sam jestem fanem piłki nożnej ale moim skromnym
zdaniem jest to zadanie dla co najwyżej dyrektora pionu
administracyjnego administracji rządowej szczebla wojewódzkiego o ile nie powiatowego.
>
Właściwą rolą ministra odpowiedzialnego za służby specjalne jest takie
zarządzanie swoimi zasobami aby właściwie i z wyprzedzeniem reagować
na potencjalne zagrożenia. Raporty o zagrożeniu projektem pt. "opcje
walutowe" powinny leżeć u niego na biurku najpóźniej w momencie
przygotowywania oferty dla polskich przedsiębiorstw. Jak bardzo musi
być źle z naszymi służbami i z naszą klasą polityczną niech świadczy
fakt, że nie było żadnych reakcji nawet w momencie kiedy toksyczna
oferta była na rynku sprzedawana. Mam tu na myśli choćby akcję
informacyjno-edykacyjną dla przedsiębiorstw. W efekcie braku
kompetencji, zaniedbań i zaniechań zapłacimy za to wszyscy.
>
Dzisiaj nie ma już tradycyjnych wojen. Dzisiaj wojny toczą się na
innych placach bojów i innymi narzędziami. Dzisiaj wojny toczą się na
światowych giełdach gdzie za pomocą manipulacji można "oskubać" rzesze
funduszy inwestycyjnych czy emerytalnych rujnując na 2-3 dekady
przyszłość jakiegoś kraju. Kolejną areną bitewną są banki centralne
gdzie ustala się wartość stóp procentowych co ma decydujący wpływ na
poziom osiąganego wzrostu gospodarczego lub jego spowolnienie (od razu
kłania się kwestia wprowadzenia euro :) ). Inne pola bitew to
organizacje międzynarodowe w których ustala się wysokość barier
celnych, embarga, wielkość i celowość przyznawanych kredytów z MFW,
EBOiR i innych organizacji mających utrzymywać hegemonię gospodarczą
USA lub EU. Dzisiaj za pomocą jednego kliknięcia enter możnaby z
dużego polskiego-niepolskiego banku wytransferować np.1/3 depozytów
polskich przedsiębiorstw. Zastanówmy się o jaki bank może chodzić.
Jeśli dodam, że codziennie z polskich-niepolskich banków transferuje
się do central zagranicznych spółek matek 200 mln dolarów i zakłada
tam lokaty dewizowe to widzimy kolejny powód drenażu płytkiego
polskiego rynku finnasowego i osłabiania polskiej złotówki. Taką
sytuację dodatkowo potęguje drenaż wysyłanego kapitału przez polskie filie zagranicznych przedsiębiorstw. Choćby tylko w postaci olbrzymich dywidend.
Taka sytuacja grozi dalszym niekontrolowanym wzrostem osłabiania
złotówki i budzi poważne zastrzeżenia o to czy depozyty skaładane w
tych bankach są bezpieczne na wypadek kłopotów central tych banków lub
na wypadek kolejnej eskalacji kryzysu finansowego. To naprawde bardzo
poważne zagrożenie a sytuacja na rynkach jest wyjątkowa w pełnym tego
słowa znaczeniu. Jak na to reaguje polski nadzór bankowy i instytucje
kontrolne ? Ja nie wiem. Nic nie słyszałem na ten temat.
>
Po pierwszym kryzysowym posiedzeniu rządu usłyszałem, że polski rząd
będzie pomagał bankom w Polsce które znajdą się w kłopotach. No szlag
mnie trafia. Nie dosyć, że było tak, że 10 czy 20 lat temu taki polski
bank został sprywatyzowany za kwoty odpowiadające rocznym czy
dwuletnim zyskom takiego banku to my dzisiaj mamy dopłacać do
prywatnej kieszeni zagranicznych właścicieli tych banków ? Toż to
strategia wydojenia Polski do granic możliwości.
>
Moim zdaniem ten kryzys spadł nam z nieba jak błogosławieństwo bo w
sytuacji kiedy zagraniczne banki mają poważne problemy, ba, są nawet
prywatyzowane przez zagraniczne rządy to my powinniśmy bezwzględnie
WYKORZYSTAC ten moment na przywrócenie polskiej kontroli nad systemem
finansowym który jest krwiobiegiem każdej gospodarki. Wystarczy mocno
dokapitalizować ostatni duży polski bank PKO BP i czekać na to jak
będą padać polskie oddziały zagranicznych banków. Jak ludzie potracą
swoje lokaty to niech PKO w zamian za gwarancję depozytów przejmuje
kontrolę nad takim trupem. Ja natomiast gdzieś przeczytałem, że jest
opracowana strategia rządu zakładajaca, że w PKO BP ma zostać "dokończona"
prywatyzacja. Boże chroń Polskę !!
>
W takich właśnie instytucjach jak te wymienione powyżej powinny
realizować swoje cele polskie służby aby chronić interesy polskich
obywateli. Na tych polach bitewnych muszą działać nasze, POLSKIE
wyspecjalizowane służby sepcjalne jeśli nie chcemy aby nas nadal skubano i strzyżono.
>
Dzisiaj doszło już do tak wyrafinowanej walki o utrzymywanie wpływów
nad gospodarkami innych krajów, że śmiało możemy mówić nawet o
terroryźmie ekologicznym którego rolą jest zmuszanie gospodarek innych
krajów do kosztownego przestawienia ich przedsiębiorstw na inne -
kosztowne technologie - pod szczytnymi hasłami ochrony środowiska naturalnego.
Zasada jest mniej więcej taka. Jeżeli nie weźmiesz kredytów z naszych
banków na kosztowną modernizację swoich fabryk to jesteś BE i będziesz
BE we wszystkich naszych mediach. No a że większość mediów jest nasza
to bedziesz BE prawie wszędzie. To jest po prostu najzwyklejszy
terroryzm i jednym z niewielu odważnych ludzi wielkiego formatu który
nie boi się o tym mówić jest prezydent Czech. Dodajmy, że taka jego
postawa sprawia, że traktowany jest przez "wybitne autorytety" w "najważniejszych mediach"
jako zaściankowy matoł i warchoł który nie rozumie idei jednoczącej
się nowoczesnej Europy. Panie prezydencie Czech - głowa do góry - ja
jako polski zaściankowy matoł - wyrażam pełne poparcie dla takiego
stanowiska i gratuluję publicznej odwagi w jego wyrażaniu. Swoją drogą
jak mówimy o prezydencie Czech to warto wspomnieć, że dzisiejszych
czasach Polska ma szczególne szczęście bo jesteśmy otoczeni trzema
politykami dużego formatu. Takich sąsiadów pozazdrościć nam może cała
Europa. Moim zdaniem jedynymi politykami dużego formatu w dzisiejszych
czasach w Europie są
wyłącznie: obecny Pan prezydent Czech - Vaclav Klaus, były prezydent
Rosji Putin i żelazna kanclerz z Niemiec Angela Merkel. Są to
przykłady skutecznych polityków i o dużej charyzmie. Cała reszta z EU
to po prostu kompletne zdegenerowane dno.
To nie są bzdury tylko normalne działania za zakresu real politik.
Tylko polityczni dyletanci i intelektualne fraglesy wierzą w
europejską solidarność i inne dyrdymały głoszone przez żelazną
kanclerz, kwitnącego Berlusconiego czy fircyka Sarkozego.
>
Tak więc ekonomia trąca nam bardzo mocno o politykę i o kwestię
"strzyżenia" bezbronnych polskich owieczek. Dla zachodu nie jest ważne
czy u nas rząd będzie z lewa czy z prawa tylko to, czy nowy rząd
pozwoli strzyc te polskie barany. A wygrać wyborów nie może partia
która nie zezwoli na strzyżenie. Zresztą wystarczy spojrzeć na naszą
scenę polityczną po okrągłym stole. Odejdźmy sobie na chwile od
demagogi i manipulacji które serwują nam "wolne" media i zobaczymy, że
tak naprawdę w Polsce nie rządziła ŻADNA partia która nie brała
udziału w układzie przy okrągłym stole. Ba, nawet PiS który uważa, ze
odbiega od tej grupy też w jakimś zakresie osobą p. Kaczyńskiego który
występował wprawdzie tylko jako ekspert ale mimo wszystko
współuczestniczył w tym przedsięwzięciu. W Polsce ani razu nie
rządziła także żadna partia prawicowa, wbrew doniesioniom medialnym,ba my nawet może nie mamy żadnej partii prawicowej.
>
Najgorsze jest to, że długo jeszcze nic się zapewne nie zmieni. Taki
wniosek wysnuć można choćby patrząc na wyniki sondaży w których jako
gwiazda bryluje były premier Marcinkiewicz. Pomijam aktualne ataki na
niego wynikające z kwestii rodzinnych, moralnych czy etycznych. Jest
to człowiek który wyskoczył jak Filip z konopii na polityczną scenę i
jest tylko i wyłącznie dobrym showmenem potrafiącym cedzić okrągłe,
gładkie i słodkie słówka które nic nie znaczą. Z jego ust płynie potok pustych słów.
Słow bez znaczenia. Zresztą jak patrzę na klasę polityczną dzisiaj to
nie jest on wyjątkiem. Najciekawsze jest jednak to, że w sondażach
ponad 60-70 % Polaków widzi w nim profesjonalistę i męża stanu (o
zgrozo !! - ludzie nie wiedzą nawet co to znaczy) i chętnie widzieliby go w roli premiera.
Kiedy ja myślę Marcinkiewicz to mam zupełnie inne skojarzenia.
Przychodzą mi do głowy raczej tak trywialne określenia jak lelum
polelum, picuś glancuś, fircyk w Londynie czy choćby Dyzma. Czy taka
osoba może zostać raz jeszcze premierem ? Dlaczego nie ? Taka osoba na
pewno może zyskać poparcie wielu wpływowych europejskich polityków.
Mało tego, dopóki Polacy nie dorosną do tego by się samemu organizować
w imię obrony swoich interesów to będą wybierać z tego jakie
alternatywy im się z góry proponuje i wcześniej planuje aby wybierali
a efektem tego będzie kolejne skubanie i strzyżenie na kolejnych
płaszczyznach. Dzisiaj polityka to już nie bagno jak niegdyś ale istne
szambo a politycy to - parafrazując mocne słowa Piłsudskiego które
wypowiedział do jednego ze zhańbionych generałow - zachowują się jak
"sprzedajne kurwy". P. Marcinkiewiczowi się tu sporo oberwało ale jest
osobą publiczną, więc można to robić, ponadto widać, że się gość pcha
do polityki i władzy więc jako osoba publiczna jest i powinna być
poddawana krytyce, także mojej. Poza tym jego osoba w pewien sposób
personifikuje określony model sprawowania władzy więc moje wycieczki nie mają tu charakteru osobistego ale bardziej symboliczny.
>
Oczywiście mówiąc o opcjach trzeba jasno powiedzieć, że nie bez winy
jest tu kadra zarządzająca polskich przedsiębiorstw. Pazerność i
chciwość przysłoniły zdrowy rozsądek dając upust żądzy posiadania za wszelką cenę.
Naturalnie wielu z nich gdyby zostało poinformownaych o właściwych
relacjach między potencjalnym zyskiem do ryzyka z całą pewnością
wycofałoby sie z tego typu zamierzeń ale agresywny marketing bankowych
doradców połączony z technikami manipulacyjnymi i dużą prowizją za
sprzedaż produktu sprawiły, że wiele osób przyjęło niestety zgubną
ofertę w ciemno. Teraz płacą, płaczą i tracą. Niestety nie mieli
pojęcia, że siadają do pokera w którym gra się znaczonymi kartami a
przeciwnikiem jest sam Wielki Szu. Ba, może nawet wydawało im się, że
siadają do pokera ale rezultat był z góry ustalony jak gra w trzy kulki na bazarze.
>
Czy w dzisiejszym demokratycznym niby świecie można bezkarnie robić
wielkie oszustwa ? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Spójrzmy na piramidę
Madoffa. Gość wkręcił ponad 3 mln najznamienitszych i najbogatszych
Amerykanów w swoją dobrze zaplanowaną piarmidę na której popłynęlo
ponad 50 mld zainwestowanych dolarów. Zrobił to były szef Nasaq -
człowiek którego media uznawały za krystalicznie czystego jak żonę
Cezara. Pytanie zasadniczne wg mnie jest następujące. Przecież takiego
numeru, na taka skalę nie można zrobić bez ochrony odpowiednich służb
!! Co my sami myśleliliśmy i jak oceniały to media kiedy Lepper
mówił, o tym, że w Klewkach byli Talibowie ? Wariat. A okazało się, że
jednak bywali. Może nie turystycznie ale jednak.
>
Kiedy patrzę na problem opcji walutowych wystawionych na złotówkę i na
reakcje polskich władz na tę sprawę to przypominają mi się słowa p.
Dunuty Olewnik - siostry bestialsko zamordowanego przez
mafijno-polityczną sitwę brata - Krzysztofa Olewnika. Widząc
bezsilność i manipulacje organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości
- wypowiedziała ona wówczas "szklanymi" oczami złowrogie słowa które
utkwiły mi na zawsze w pamięci - "nie wierzę w Polskę, w tę Polskę".
>
Ja Pani Danuto w tę Polskę też nie wierzę ale głęboko wierzę, że po
okresie burzy nastanie Nowa Polska. I wierzę, że będzie ona bardziej
sprawiedliwa niż to coś przejściowego co mamy dzisiaj. Tylko że to
niestety jeszcze zapewne długo potrwa.