NIEWIDZIALNE DZIECKO
/Duchowa adopcja/
Mama wróciła z kościoła dziwnie zamyślona i jakaś taka… uroczysta.
- Adoptowałam dziecko - oznajmiła.
Maciek i Basia wytrzeszczyli oczy.
- Naprawdę? Gdzie ono jest? - zawołali razem.
- Jest - zaczęła tajemniczo mama - ale go nie widać.
- Jak to nie widać? - zmarszczył brwi Maciek.
- Tak jak Nini? - Basia natychmiast przypomniała sobie opowieść o niewidzialnym dziecku z książeczki o Muminkach.
- Nini była strasznie nieśmiała i zalękniona, dlatego nie było jej widać, a dziecko, o którym mówię, jest po prostu bardzo maleńkie. Ale wiesz co, Basiu, ono także potrzebuje miłości, żeby stać się widzialne. Na razie mieszka pod sercem swojej mamy i jest tyciutkie jak łebek szpilki, ale już wiadomo, jakie będzie, gdy dorośnie. Pan
Bóg obdarzył je ciałem, duszą i ziarenkami talentów. Będzie mogło rozwinąć je w swym życiu, jeśli będzie żyło.
- Jak to... jeśli będzie żyło? - nie zrozumiał Maciek.
Mama spojrzała poważnie.
- Widzisz, nie wszyscy rodzice cieszą się z tego, że będą mieli dziecko. Są tacy, co wcale nie skaczą z radości, nie pękają z dumy, nie chwalą się przyjaciołom. Mówią: co to będzie? Martwią się, czasem nawet złoszczą, zupełnie jakby się bali własnego dziecka. Strasznie chcieliby cofnąć czas i zatrzymać ten zegar, który odmierza już kolejne chwile jego życia. Wolą nie wyobrażać sobie maleńkich rączek, pyzatej buzi, uśmiechu. Nie chcą pokochać niewidzialnego maleństwa.
- Biedni - szepnął Maciek.
- Pewno, że biedni - zgodziła się mama - ale jeszcze biedniejsze jest to niechciane dziecko, które tak bardzo potrzebuje miłości.
- I ty takie dziecko adoptowałaś? - spytała Basia.
- Tak, ale nie jest to taka zwykła adopcja, ale duchowa. Od dzisiaj przez dziewięć miesięcy będę się modlić prosząc Pana Boga, aby rodzice "mojego maluszka" pozwolili mu się urodzić, aby go pokochali i wychowali na dobrego człowieka. Pomożecie mi?
- Jasne! - zapalił się Maciek. - A wiesz już mamo, czy to chłopiec czy dziewczynka?
- Ja nie, ale Pan Bóg wie - odparła mama.
- Mamuś - poprosiła Basia - dajmy mu jakieś imię. Ja wiem, że to rodzice wymyślają, ale tak na teraz. Przecież jak będziemy się za nie modlić, to ono będzie tak troszkę nasze, prawda?
- A jak chciałabyś je nazwać?
Basia zawahała się. - Może Kacperek.
- A jeśli to jest dziewczynka? - zauważył przytomnie Maciek.
- Wtedy nasz Kacperek będzie Agnieszką, Martunią albo Kasią - roześmiała się mama. - Najważniejsze, żeby miał tak dobre serduszko, jak ten duszek z waszej ulubionej kreskówki.
- I żeby, tak jak on, wszystkim pomagał - dodała Basia.
- I miał mnóstwo przyjaciół - ożywił się Maciek.
- Oj, widzę, że jest się o co modlić - uśmiechnęła się mama - W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego…
Ewa Stadtmuller ("Przypalona szarlotka", Wyd. "M”, Kraków)
PROMYK JUTRZENKI 12/2001 s. 4
Modlitwa duchowej adopcii
Panie Jezu, za wstawiennictwem Twej Matki, która urodziła Cię z miłością oraz za wstawiennictwem św. Józefa - człowieka zawierzenia, który opiekował się Tobą po urodzeniu, proszę Cię w intencji tego nienarodzonego dziecka, które duchowo adoptowałem, a które znajduje się w niebezpieczeństwie zagłady.
Proszę, daj jego rodzicom miłość i odwagę, aby swoje dziecko pozostawili przy życiu, które Ty sam mu przeznaczyłeś. Amen.