Wychowanie niewidomego dziecka


WANDA SZUMAN

Wychowanie niewidomego dziecka

ZWS Warszawa 1961

SŁOWO WSTĘPNE

Rodzice!

Piszemy do Was, by z Wami porozmawiać o Waszym niewidomym dziecku lub widzącym tylko bardzo mało, może zaledwie nikły blask światła. Stoi przed Wami zadanie tak wielkie, a zarazem tak trudne, jak rzadko przed kim. Spadł na Was niezwykle ciężki obowiązek wychowania z ma­łego kaleki, pozbawionego nieomal najważniejszego ze zmysłów — czło­wieka zdrowego, inteligentnego, dobrego i szczęśliwego, w najgłębszym

znaczeniu tych słów.

Także człowiek niewidomy staje sią szczęśliwy, jeżeli czuje, że jest pod wielu względami samodzielny, a w całym życiu pożyteczny sobie, swemu otoczeniu i społeczeństwu. Pamiętaj Matko, Ojcze, że od Was w wielkiej mierze zależy, czy Wasze dziecko będzie już teraz z każdym dniem zręcz­niejsze i medrsze, swobodniejsze, czy będzie brało udział w życiu rodzin­nym, a później i szerszego środowiska, czy też będzie trwało nieruchomo w jednym miejscu, bierne, bezczynne, znudzone i samotne.

Dziecko niewidome jest przecież zasadniczo tak zbudowane, jak inne dzieci, ma zdrowe nóżki, raczki i jest — poza kalectwem. — zdrowe, niech wiać staje sie^ silne, zręczne tak jak inne dzieci, niech sią dużo rusza, śmieje, śpiewa, opowiada i niech sią dużo bawi. Nie okazuj mu litości, staraj sią też usilnie, by nikt tego w jego obecności nie czynił. Ale za to kochajcie je najsilniej ze swoich dzieci, wszystkimi siłami, bo jesteście mu najbardziej potrzebni. Przytulajcie je częściej od innych, miejcie dla niego więcej uśmiechu, pogody i czasu. Wasze przygnębienie może źle oddziaływać nie tylko na to dziecko, ale i na wszystkie Wasze dzieci. Nie doszukujcie sie^ przyczyny ślepoty Waszego dziecka, w samych sobie, ani też w innych ludziach czy przypadkach. Rozpamiętywanie nic nie pomoże, przeciw­nie — rozdziela nieraz rodziny i burzy zgodą tak konieczną dla dziecka, które należy natchnąć wiarą w dobro i piękno świata.

Starajcie się być bliscy swojemu niewidomemu dziecku, bawcie się i pra­cujcie z nim. Unikajcie jednak zbytniego uczuciowego i czynnościowego związania dziecka z Wami, zwłaszcza s matką. Pamiętajcie Matki, se Wasze dziecko będzie musiało nieraz rozstawać się z Wami by iść do

przedszkola, a w każdym razie do szkoły podstawowej i następnie do dal­szej, zawodowej.

Uczcie Wasze dziecko zawczasu samodzielności i zaradności, obędzie

mu stosunkowo łatwo dawać sobie radę w nowych warunkach, nawet w ob­cym otoczeniu.

• Ze względu na znaczenie wczesnych lat życia dla dalszego rozwoju niewidomego dziecka i z uwagi na zakreślone ramy tematu omawiamy tu zasadniczo tylko zagadnienie dzieci przedszkolnych. Poruszamy jednak pokrótce niektóre późniejsze kwestie, np. dotyczące wakacji dzieci szkolnych, niejako w odpowiedzi na częste pytania rodziców na ten temat.

Wychowanie niewidomego dziecka nie jest sprawą prostą. W tym trudnym zadaniu chcemy Warn dopomóc jak najlepiej, toteż załączamy na końcu książki wykaz odpowiednich lektur oraz informacje o instytu­cjach sprawujących opiekę nad dzieckiem niewidomym.

Rozdział I

WYCHOWANIE NAJMŁODSZYCH DZIECI

Stoicie przy wózku Waszego niewidomego niemowlęcia z bólem i rozpaczą w sercu. Gdzie i jak szukać ratunku, pomocy? Lekarze oku­liści nie rokują już może żadnej nadziei.

Co uczynić, jak postąpić, by to podwójnie bezradne niemowlę wy­chować, ulżyć mu w jego kalectwie, rozjaśnić pozbawione światła życie ? Wiecie, być może, jak wychować niemowlę o zdrowych narządach zmysłowych. Ale jak postępować z dzieckiem niewidomym? Czujecie się osamotnieni nie widząc znikąd rady, jak udźwignąć ten przytłacza­jący Was ciężar.

Powiem Warn więc na pociechę i zachętę, że wśród ludzi niewi­domych znajdowały się zawsze, we wszystkich czasach i krajach, jed­nostki dzielne, wybitne, nawet sławne: poeci, muzycy, uczeni... Stwier­dzono, że wśród najwybitniejszych byli -— na równi z ociemniałymi w wieku młodzieńczym lub dojrzałym — również ludzie, którzy nie widzieli nic od wczesnego dzieciństwa. ^

Pomyślmy więc razem, co należy czynić, by i Wasze niemowlę roz­wijało się fizycznie i psychicznie jak najpomyślniej.

NAJWCZEŚNIEJSZE ZABAWY

Dopóki niewidome dziecko leży w wózeczku, potrzebna mu jest bardziej niż innym dzieciom ciągła nieomal obecność matki czy ojca. W każdym razie trzeba do niego częściej przemawiać i śpiewać mu, brać je na rękę, podsuwać mu coś do ręki.

Bawcie się z nim wcześnie w zabawy dotykowo-ruchowe i naśla­dowcze, połączone ze słowami, takie jak ... „kosi, kosi, łapki", „sroczka kaszkę warzyła", „idzie rak", „pokaż, jaki jesteś duży", „a kuku".

Przecież wszyscy rodzice uczą z zapałem swe widzące dzieci wielu tych sztuczek i są bardzo dumni, gdy ich dzieci są „już takie pojętne". Tymi najprostszymi zabawami można też zabawiać, cieszyć i rozwijać dzieci niewidome, ucząc je mądrości odpowiedniej ich wiekowi. Wy­konując rączkami dziecka ruchy klaskania przy „kosi, kosi", ruchy podnoszenia rąk przy „jakiś ty duży", przyzwyczajamy je do samo­dzielnego dowolnego wykonywania ruchów przy odpowiednich słowach, zanim jeszcze dziecko dokładnie pojmie ich znaczenie. Przy ,,a kuku", dotykamy dłonią dziecka osoby odzywającej i zbliżającej się to z jednej, to z drugiej strony. Zobaczymy, ile radosnego uniesienia przejawi się w dziecku, gdy już bez omyłek potrafi się zwracać we właściwym kie­runku.

Wszystkie matki uczą swe dzieci jak najwcześniej pokazywać, gdzie „nosek, włoski, uszy, ząbki, oczy". Brak wzroku nie stoi na przeszko­dzie, by dziecko, przy starannej pomocy matki, nauczyło się — niemal równie rychło jak inne dzieci — wskazywania części twarzy na własnej buzi, na twarzy matki i następnie także na główce lalki lub misia. W cza­sie, gdy maleństwo nie umie jeszcze samo wodzić rączką po swoim ciele i odszukać swych paluszków, jest ono bardzo uradowane, kiedy dorośli wpierw sami dotykają i głaszczą jego główkę, plecy, nóżki, a po­tem czynią to jego rączką. Dziecko niewidome cieszy się również, gdy obwodzimy jego paluszkami dookoła całą jego twarz lub szyję, a nawet ramię. Pewien dwuletni nieśmiały chłopczyk, mało jeszcze mówiący, poprosił mnie kiedyś sam: „Obmacaj główkę". Głaskać czy obwodzić możemy jedną dłonią lub też obu dziecięcymi dłońmi. Wdrażamy dziecko w ten sposób do posługiwania się obu rączkami. Matka może

„ również zachęcać dziecko do chwytania jej rąk,-które trzyma, na zmianę, nieco nad główką dziecka lub z boku.

Podawanie rączki, robienie „pa", głaskanietwarzy matki, to wszyst­ko są czynności dostępne już rocznemu niewidomemu dziecku. Wi­dzimy więc, że sporo pierwszych zabaw każdego, a tym bardziej — nie­widomego niemowlęcia odbywa się bez udziału zabawek czy jakichkol­wiek przedmiotów. Najważniejszy jest tu sam bliski kontakt z matką,, ciepło i łagodność jej dotyku i głosu.

Głos matki! Każda matka przemawia do swego niemowlęcia niemal przez cały ciąg dnia najczulszymi słowy, najmilszymi melodyjnymi-

tonami. Sam dźwięk jej głosu, zwłaszcza w połączeniu z dotykiem^ ożywia i cieszy każde maleństwo; pociesza je, gdy jest cierpiące, uspo­

kaja, gdy zbyt pobudzone, usypia — senne. Pod wpływem głosów rodziców pochylonych nad niemowlęciem, pojawia się pierwszy uśmiech na twarzy niewidomego dziecka, poruszają się także rączki, ruszają;

się usta, dziecko wydaje początkowo tylko nieartykułowane dźwięki,. lecz wkrótce zaczyna gaworzyć i naśladować słowa przez Was wyma­wiane. Tak powstają pierwsze ludzkie słowa, wyraźny dowód, że w tej główce, pozbawionej możności widzenia, pracuje jednak uwaga, pamięć,. a także rozwija się odróżnianie, powtarzanie i rozumienie mowy ludz­kiej, czyli zdolności, którymi już roczne dziecko przewyższa najmędrsze nawet zwierzęta. Zresztą i głosom zwierząt przysłuchuje się dziecko" niewidome z zaciekawieniem, rozróżnia również i naśladuje chętnie hałasy czy turkoty poszczególnych pojazdów lub maszyn.

Tak! Dziecko niewidome jest przede wszystkim dzieckiem, może ono się rozwijać posługując się pozostałymi zmysłami. Do tego dopo­maga mu właśnie w zaraniu życia Wasza czuła opieka; sprawia ona, że dziecko się rozjaśnia, że coraz więcej gaworzy, mówi i śmieje się,. staje się coraz żywsze i weselsze, zwłaszcza gdy Wy często weselicie się razem z nim. Pozwólcie mu wsłuchiwać się we wszelkie odgłosy^ sprzątania, przesuwania krzeseł, mycia, odstawiania garnków, rozmo­wy rodziców z różnymi ludźmi. Niech naokoło Waszego dziecka wciąż. się coś dzieje. Nie zostawiajcie go w najdalszym, najcichszym czy najciemniejszym kącie pokoju. Światło jest jego organizmowi także bardzo potrzebne.

Nastawiajcie mu radio (niezbyt głośno i niezbyt długo). Niektóre niemowlęta są bardzo wcześnie wrażliwe na muzykę. Matka l 1/^ let­niego Lesia zauważyła, że jej synek jest szczególnie skupiony w czasie radiowych audycji dla małych dzieci i nie lubi, gdy mu wtedy przeszka­dzać głośną rozmową. ,

Nastawianie radia tak, by dziecko niewidome mogło je słyszeć jak. najlepiej, należy także do ważnych zadań rodziców dziecka niewido­mego. Ale nie sądźcie rodzice, że dziecku Waszemu wystarczy tylko. słuchanie radia czy innej muzyki.

ZBLIŻENIE DZIECKA DO OTOCZENIA

Każdemu dziecku, a zwłaszcza niewidomemu, potrzeba niemal ciągłego kontaktu z żywymi osobami, przede wszystkim z rodzicami, "y miało do kogo wyciągać rączki, unosić się, posuwać, jakby prosząc

Ryć. l. Siadam ostrożnie

o pomoc w stopniowym poznawaniu wszystkiego, co je otacza l we wszystkim, co chciałoby robić. Matka zbliża się do dziecka nie tylko ze słowami i pieszczotami, podaje mu też wciąż coś do ręki, przesuwa jego rączki wzdłuż krawędzi łóżeczka, a prócz tego prowadzi maleństwo po mieszkaniu, zanosi do różnych miejsc i mebli, wtedy gdy ono jeszcze samo podążyć tam nie może. Trzymając dziecko na kolanach pomaga mu matka siedzieć, zanim ono zdoła samo się utrzymać w tej pozycji; przy pomocy matki poznaje dziecko stół, serwetę i wiele, wiele rzeczy będą­cych na stole, na szafce, przy oknie itd.

Nie należy jednak dziecka niewidomego nosić na ręku zbyt wcześnie

•l O

i zbyt długo, by nie powodować skrzywień słabych jeszcze kości. Dziecko powinno samo ćwiczyć swe mięśnie i stawy, posuwając się w kierunku przedmiotów, których szuka. Rodzice powinni zawczasu dbać o pra^ widłowy rozwój niemowlęcia, sprawdzać • czy w odpowiednim czasie unosi ono główkę leżąc na brzuszku (2—4.miesiąc),,a potem —leżąc na plecach (4—5 miesiąc) — czy w odpowiednim czasie siada, posuwa się samodzielnie w łóżeczku. Jeżeli tak — należy je wsadzić do kojca, by mogło tam użyć jak najwięcej ruchu, by nauczyło ;się raczkować. Warto obejrzeć wzorowo urządzone kojce w niektórych żłobkach. Stop­niowo niech też dziecko i poza kojcem posuwa się na czworakach.

Także naukę chodzenia trzeba zaczynać w normalnym czasie, nie obawiając się wciąż, że maleństwo się uderzy. Żadne dziecko na świecie nie nauczy się chodzić bez tego, by się nie przewróciło i nie nabiło sobie guzów. Niektórzy rodzice przekonali się, że dziecko ich prędzej nau­czyło się chodzić, gdy stawiali jego stopki na swoich stopach. Nie dbaj­cie przesadnie o to, by się dziecko nie pobrudziło. Prawem małego dziecka jest raczkowanie po podłodze już w czwartym kwartale pierw­szego roku życia. Jeżeli dziecku niewidomemu odmawiamy tego prawa, przyczyniamy się do opóźniania i zahamowania rozwoju jego kości i mięśni oraz jego rozwoju umysłowego. Powinno ono jak najwcześniej nauczyć się samo rozróżniać dotykiem i słuchem: stół, szafę, łóżko, krzesło, wiadro oraz zapamiętać ich stałe mtejsce i drogę do nich. Chodź­cie więc z dzieckiem po całym pokoju, nauczcie je znajdować drogę do łóżeczka, do swego nocniczka, do zabawek. (Zdarzają się niestety rodzice, którzy jeszcze do szkoły przynoszą dziecko na rękach).

Nie prowadzajcie dziecka stale za rękę. Usuńcie tylko z jego zasię­gu rzeczy łatwo się przewracające i tłukące. Drzwi należy zostawiać szeroko otwarte lub w ogóle zamknięte; niebezpieczne jest pozostawienie drzwi częściowo tylko otwartych. Stołeczek, na którym dziecko Wasze ma siadać niech będzie szeroki, mocny, niewywrotny. Bądźcie zawsze blisko dziecka, tak przynajmniej, abyście mogli je każdej chwili wi­dzieć lub przynajmniej słyszeć.

PRZYZWYCZAJANIE DO CZYSTOŚCI

Przebywanie rodziców w pobliżu maleństwa niewidomego jest też bardzo ważne ze względu na przyuczanie go do czystości. Wcześnie należy zacząć przyzwyczajać je do zawiadamiania o potrzebach fizjo-

11

logicznych. Podobnie jak widzące dziecko, powinno się je wysadzać codziennie o tych samych porach. Trzeba się nauczyć spostrzegać szybko oznaki jego potrzeb i nie przeoczyć ich nawet w czasie własnej pracy: nieco niespokojne ruchy, słabe, ale specyficzne głosy, postęki­wanie, pomrukiwanie, odrębne u każdego nieomal dziecka. Trzeba też dbać o to, żeby nocniczek nie był zbyt zimny, bo i to nieraz odstra­sza dzieci od wołania. Można pozwolić dziecku trzymać jakąś zaba-weczkę, np. tę którą się bawiło do chwili wysadzenia. Czasami bywa. przydatne krzesełko z nocniczkiem wstawionym w odpowiedni otwór. Jednak należy unikać pozostawiania dziecka zbyt długo w tej pozycji.

Niepożądana jest zmiana osoby opiekującej się dzieckiem w czasie przyzwyczajania go do informowania o potrzebach fizjologicznych. W razie zmiany należy zorientować nową osobę co do sposobów, jakimi dziecko daje znać o potrzebie załatwienia się. Nie trzeba denerwować się, gdy przyzwyczajenie do czystości zdaniem Waszym nie dosyć rychło następuje. Nie triumfować też zbyt wcześnie, gdyż nawroty załatwia­nia się pod siebie zdarzają się i nie należy tego się wstydzić. Najlepiej

skutkuje pochwała lub nieraz nagroda.

ZABAWKI

Podawajcie dziecku Waszemu proste, ale urozmaicone zabawki:

grzechotki, kuleczki, łyżeczki. Kładźcie je blisko jego rąk, wieszajcie je obok niego, np. na poręczy łóżka, później u kojca, na niezbyt długiej tasiemce lub gumce. Do 6 miesiąca starczy dziecku zwykle jedna za­bawka, byle dość często zmieniana, potem potrzebne mu są równo­cześnie po dwie lub trzy zabaweczki, np. dwukółka, klocki, grzechotki lub patyczek i pudełko, a stopniowo i więcej. Przysuwajmy też różne v przedmioty do stóp dziecka, by i nóżki'pobudzać do ożywionego ruchu. Kierując rączką dziecka stukajcie łyżeczką, patykiem o różne przedmio­ty, dzwońcie dzwoneczkiem, zaciskajcie paluszkami dziecka piszczące lalki gumowe, wtedy zwykle dziecko samo zacznie bawić się wkrótce

w podobny sposób.

Z końcem pierwszego lub z początkiem drugiego roku życia pod­suwajcie dziecku różne zabawki, głównie grzechocące, dźwięczące itp., kładąc je jednak na stoliczku czy krzesełku stojącym obok łóżeczka i podając dziecku tasiemkę lub pasek, do których przywiązaliśmy te przedmioty. W ten sposób nauczy się dziecko posługiwać narzędziem:

12(paseczkiem) i sięgać do rzeczy nieco oddalonych. Później kładziemy te przedmioty na tych samych miejscach, ale już bez tasiemek. Bawi­my się także z maleństwem, chowając zabaweczki na zmianę w jego rękawek czy pod bluzeczkę. Łatwiej wtedy dziecku znaleźć te przed­mioty, bo wyczuwa je, gdy dotykają jego skóry, trudniej mu jednak wydobywać je spod ubrania. I tak np. ciągnie nieraz maleństwo za­bawkę wraz ze swym rękawem czy kołnierzykiem. (Podobnie postę­pują też i widzące dzieci w tym samym mniej więcej wieku oraz dzieci starsze z porażeniami rąk).

Przyjrzyjcie się zabawie innych dzieci w równym wieku i troszczcie się nie o to, by Wasze dziecko umiało to samo wykonywać, ale by pró­bowało to robić po swojemu. Czasami udaje się taka zabawa natych­miast po podaniu dziecku odpowiedniego przedmiotu, np. dużej, lek­kiej piłki, gdy ono ją zaraz zacznie w łóżku popychać i posuwać rącz­kami i nóżkami. Później dopiero próbuje ją podnosić i kłaść, najpierw jakkolwiek, potem w zamierzonym kierunku, np. do rąk stojącej przy nim matki. W miarę, jak dziecko rośnie i 'bawi się piłką, staje się ona dos­konałym nauczycielem wychowania fizycznego, piłka pobudza bowiem dziecko do rzucania, gonienia, chwytania, odbijania, szukania w po­bliżu siebie i daleko od siebie — pod stołem, łóżkiem itd.

Nauka ,,udzielana" dziecku przez piłkę trwa właściwie przez wszyst­kie prawie lata szkolne, a pożyteczna rola piłki ujawnia się również w życiu dorosłych — przy grze w siatkówkę, koszykówkę, piłkę nożną. Piłka nauczyła już niejedno kalekie dziecko sprawnych ruchów i po­mogła je uzdrowić, m. i. dzieci po Heine Medina.

Niektórych ruchów i czynności uczy się dziecko najlepiej współ­działając z matką lub innymi osobami, np. sięgania rzeczy spod łóżecz­ka, przyciągania ich kijkiem, wkładania rzeczy do pudełek, porządnego ich układania itp. Zwłaszcza przy tych czynnościach należy dbać, by dziecko posługiwało się obu rączkami. •

Obserwowano ociemniałą Basie, która w wieku 21/2 lat nie umiała jeszcze używać obu rąk jednocześnie. Bawiła się nawet inteligentnie i zręcznie, ale zawsze albo prawą, albo lewą ręką. Gdy jej podano np. misia z masy, to chwytała i badała go dotykiem tylko jedną dłonią, potem przesuwała nim po górnej wardze (wargą lepiej odczuwa się "Wrażenie dotykowe niż ręką), następnie przykładała przedmiot do oczo­dołu, przesuwała go kilkakrotnie po swej główce i stukała nim o ścianę.

13

Dopiero pod wpływem wielu prób, polegających na prowadzeniu obu jej rąk w kierunku przedmiotu, poczęła Basia posługiwać się w zabawie równocześnie obu rączkami. '

ODKŁADANIE RZECZY NA MIEJSCE

Już od niemowlęctwa należy dziecko uczyć i przyzwyczajać, by wszystko, cokolwiek otrzymuje do rąk, oddawało osobie, która mu to podała, a nie upuszczało przedmiotu. Nie'jest to rzecz zrozumiała sama przez się dla dziecka niewidomego. Ono nie widzi przecież ręki, która mu coś podaje i nie widzi ręki sięgającej po odbiór przedmiotu, nie widzi, jak spada, rozbija się czy brudzi rzecz, którą przestało trzy­mać w rączce. Tu znów, Matko, potrzebna jest Twoja współpraca z maleństwem, by je po prostu uczyć swoimi słowami i ruchami: „Daj mamusi do ręki", „podaj mamusi do koszyczka" „połóż na kołder­ce", „włóż to tutaj", „odłóż na krzesełko" itp. Zwłaszcza niewidome-

Ryc. 2. Chętnie bawimy się „parawanikiem"

14

^^,^^1^^=^^

"an, l^S^C^Z"'-1^ ""^ "° wid2łc^ "^

15

nie czy innym opiekunom dziecka. O tych właśnie trudnościach opo­wiadają później rodzice przychodząc do Poradni dla Rodziców Dzieci Niewidomych.

ROZMAITOŚĆ TWORZYW

Podawajcie Waszym dzieciom różne przedmioty codziennego użytku <io zabawy: paski, wstążki, nawet papier i ... książki. Po co niewido­memu papier? — pytają niejedni rodzice. Tymczasem papier jest bardzo pożyteczną zabawką dla każdego niemowlęcia. W normalnych warunkach już ośmiomiesięczne dziecko, gdy mu pozostawić wybór, sięga częściej po papier niż po inne zabawki. Papierem bawi się dziec­ko bardzo długo, mogąc łatwo zmieniać jego kształt w różnorodny sposób, czego nie można uczynić np. z deseczką. Podarujcie swojemu dziecku przede wszystkim szeleszczące papiery: pergamin, celofan, lecz także papier zwykły lub krepowy oraz karton różnego rodzaju i gru­bości, np. karton falowany. Niech się dziecko nauczy manipulować papierem, miąć go, rozkładać i składać, powiewać nim, rzucać i podno­sić, drzeć, rozwijać, owijać coś w papier itd. (Należy jednak uważać, ł>y najmłodsze dzieci nie próbowały jeść papieru).

Podobnie jak innym dzieciom, podawajcie już niewidomym ma­leństwom książeczki do ręki, najlepiej z kartonu, tzw. parawaniki (dzie­ciom niewidzącym — także dziecięce książeczki kolorowe). Niewi­dome dzieci lubią otwierać książki i zamykać, ustawiać itp.

Dawajcie dziecku także papierowe torebki i pudełka do otwierania a zamykania. Zwróćcie uwagę, jak ono niezmordowanie pracuje, jak przewraca i obmacuje torebkę czy pudełko ze wszystkich stron, zanim nauczy się je otwierać i wyjmować to, co jest wewnątrz. Rodzice, bądź­cie wspólnie z Waszym dzieckiem ciągłymi radosnymi wynalazcami. Ono się cieszy, że nauczyło się z czymś sobie radzić, Wy — że pozna­jecie, czego i jaką drogą dziecko się uczy.

SWOBODA PORUSZANIA SIĘ

Do zajęć z zabawkami, papierem itp. potrzebny jest też maleństwu -niewidomemu — bardziej niż innym dzieciom — stolik, aby mogło na nim rozkładać i ustawiać swoje skarby. Jednak dziecko zarówno

16

widzące, jak i niewidome nie powinno wciąż siedzieć na krzesełku i pra­cować tylko rączkami. Przeciwnie, powinno ono móc każdej chwili wstać, chodzić, biegać, pchać wózek czy — w ostateczności — krzesło. W każdym razie warto dawać również dziecku niewidomemu większe ,,pojazdy" do zabawy, rozmaite wozy, auta... Ciągnięcie ich na sznur­ku, ładowanie i wyładowywanie są to właśnie odpowiednie zajęcia, zanim dziecko dojdzie do lat przedszkolnych.

Zapoznajcie dziecko z całym mieszkaniem i najbliższym otoczeniem

Wychowanie niewidomego dziecka — 2

domy. Czy w pokoju, czy w sieni prowadźcie je tak, by mogło dotykać ścian i mebli. Uczcie je uważać na próg i na wycieraczkę, wchodzić na schodki (najpierw na czworakach) i schodzić zsuwając się ze stopni, naturalnie z początku przy Waszej pomocy. Pobiegajcie z dzieckiem i gońcie je, wchodźcie z nim na małe górki i niewielkie wzniesienia terenu, zbiegajcie razem z dzieckiem, jak to czynią rodzice lub starsze rodzeństwo z widzącymi dziećmi. Niech się ono dużo porusza i biega wśród znanej mu przestrzeni. (Jedna z matek przeciągała linkę między

Ryć. 5. Przechodzę pod konikiem

meblami, pokojami, drzewami; przy tej lince nauczyło się dziecko spraw­nego chodzenia i biegania). Zabierajcie swoje dziecko codziennie na spacer, niech poznaje przy pomocy rodziców dużo ciekawych rzeczy.

UBIERANIE I JEDZENIE

Pozostają nam teraz do omówienia czynności, które normalnie każda matka wykonuje tysiące razy przy swym dziecku, czyli karmienie go ;! ubieranie, zwłaszcza w pierwszych latach jego życia. Czynności te

;19

pochłaniają stosunkowo najwięcej czasu, zarazem podtrzymują one więź między matką i dzieckiem i dają doskonałą okazję do stopniowego wdrażania dziecka do samodzielności.

Czy z dzieckiem niewidomym należy postępować podobnie jak z widzącym? Czego można, a czego należy je uczyć już od niemowlęc­twa? Zaczynaj, Matko, uczyć je jak najrychlej — najpierw przez za­bawy, tak jak to czynią matki zdrowych dzieci. Niewidomemu maleń­stwu trzeba jednak nawet częściej niż innym dzieciom podawać do rączki wszelkie przybory, jak np. grzebyk i szczoteczkę oraz chwalić każdy jego ruch przypominający czesanie, choćby dziecko dotykało iswej główki odwrotną stroną grzebyka. Podobnie przy myciu. Niech się dziecko trochę pobawi w wodzie, potrzyma mydło, niech próbuje samo wycisnąć wodę z gąbki, niech też robi pianę. Mów, Matko, swemu maleństwu, że ono ci tym pomaga, stawiaj mu też zadania: umyj ten paluszek, umyj kolanko. Dobrze jest dać dziecku mały ręcznik (suchą szmatkę) i polecać: wytrzyj jedną nóżkę swoim ręczniczkiem, mamusia wytrze ciebie całego tym dużym ręcznikiem.

Jak najwcześniej uczcie dziecko ubierać się. Początkowo będzie to tylko fikcyjne zajęcie, mimo to dawajcie dziecku do ręki pończoszkę, czapeczkę, fartuszek. Nawet jeśli początkowo będzie ono np. wkładać czapeczkę na nóżki, to te usiłowania będą świadczyć, że dziecko już myśli, że zaczyna przejawiać ruchy celowe, a po dłuższym okresie nie­udanych prób pokaże Warn wreszcie z dumą pończoszkę naciągniętą choćby tylko na stopę, a potem i dobrze włożoną. Należy zresztą pa­miętać, że naukę ubierania dziecka zaczynamy od zachęcania go do roz­bierania się, do ściągnięcia fartuszka, trzewiczka, które sami początko­wo ściągamy do połowy. Wszelkie ułatwienie dziecku tych czynności ma tu duże znaczenie.

Znaczne trudności mają rodzice dzieci niewidomych przy karmieniu dziecka. Ma ono zwykle za mało ruchu, miewa więc też często mniej-.szy apetyt, a oprócz tego trudniej niż dziecko widzące przyzwyczaja się do spożywania nowych potraw, zwłaszcza stałych. Łatwiej nato­miast brudzi się przy jedzeniu, częściej coś wylewa i niejedna matka, zniechęcona nieudanymi próbami, choć już zaprzestała karmić dziecko z butelki, wraca do tego sposobu. Tym samym pożywienie dziecka staje się bardziej jednostronne i mniej zdrowe. Jest rzeczą bardzo waż­ną, tak ze względu na zdrowie dziecka, jak i na jego wychowanie, by rodzice dziecka wcześnie i wytrwale wkładali dużo wysiłku w przyzwy-

26

czajenie go do samodzielnego spożywania ogólnie używanych potraw. Naturalnie, trzeba być bardzo wyrozumiałym i cierpliwym, nie tylko nie karać, a nawet nie straszyć, bo ..można osiągnąć skutek odwrotny

od zamierzonego. '•>

Niech się dziecko oswaja w zabawieikubkiem, łyżeczką, talerzykiem^

Podając mu coś do picia nalewajcie początkowo tylko po 2—3 łyżeczki płynu do maleńkiego kubeczka i stopniowo coraz więcej. Przydatne są kubeczki o dwóch uszkach. Zachęcajcie dziecko wcześnie, by Warn „pomogło" trzymać kubeczek itp. Podobnie potrawy stałe podawajcie .dziecku najpierw tylko maleńkimi porcjami, dokładając stopniowo coraz więcej na talerz, względnie początkowo na małą miseczkę. Małe dosyć przy tym głębokie miseczki, można dziś łatwo wybrać wśród sztucznych tworzyw. Są one jednak bardzo lekkie, więc łatwo je prze­chylić. Nieraz polewana gliniana miseczka lepiej dziecku służy. Niech rodzice pozwolą swemu maleństwu nakładać przez pewien czas gę^ ściejszą strawę paluszkami na łyżeczkę, musi ono nieraz zorientować się wpierw dotykiem, jak się ma do danej potrawy zabrać. Podawajcie

21

też dziecku do rąk chleb i bułkę, jabłko, marchew, rzodkiewkę itp. Chociaż przez czas dłuższy coś z tego pokruszy i zmarnuje, to jednak przywyka do gryzienia, a później nauczy się jeść coraz uważniej. Jest oczywiste, że trzeba stawiać maleńkiemu dziecku nakrycie na ceratce i zawiązywać mu też sporą ceratkę pod brodą oraz myć mu rączki przed i po jedzeniu.

Ciesz się, Matko, jeżeli dziecko Ci nieraz przeszkadza przy myciu, ubraniu i jedzeniu, wołając: „ja sam". Trzeba wtedy dziecku pozwolić na wypróbowanie danych czynności i zdobywanie zaczątków wprawy w ich wykonywaniu.

Niepokojąca jest raczej bierność dziecka niewidomego, późne pojawianie się słowa „sam" i co gorsze — zanik tego słowa a zarazem i dążności, której ono jest wyrazem. W następstwie prowadzi to do zahamowania postępów w podstawowych życiowych czynnościach. Wiadomo, że znacznie mniej czasu zajmuje matce czy siostrze własnoręczne nakarmienie, umycie i ubranie małego dziecka, za to współpraca z dzieckiem przy codziennych zajęciach domowych jest o wiele pożyteczniejsza dla jego rozwoju, niż najszybsze i najspraw­niejsze ubieranie go przez kogoś.

NAUKA MOWY

Właśnie przy zajęciach domowych uczy się maleństwo w drugim i trzecim roku życia mnóstwa celowych ruchów, które naśladuje potem w zabawie z lalką lub misiem, a tym samym utrwala je w swej pamięci i wyobraźni. W czasie ubierania i karmienia dziecka matka rozmawia z nim nieustannie o tym, co czyni, np. ,,umyjemy rączki, paluszki, szyjkę, plecy", „włożymy koszulkę, majteczki, buciczki". I to są właś­nie słowa, które dziecko najwcześniej rozumie i wymawia, co prawda — najpierw po swojemu. Warto przy tym pofiglować z dzieckiem, poło­żyć np. czapeczkę na jego nóżkach, wywołując tym wiele śmiechu i gło­śnej radości dziecka. Zresztą obopólna uciecha występuje przy każ­dym nowym wyrazie, każdej nowej czynności, przy każdej takiej z mi­łością udzielanej przez matkę „lekcji mówienia". Nie wystarczy bowiem maleńkiemu dziecku tylko to, że starsi przy nim rozmawiają, by ono nauczyło się mówić.

Każda .matka przemawia do dziecka z bliska, serdecznie i prosi 22je wprost, zachęca, by mówiło. Ta'podnieta jest dla dziecka niewido­mego tym ważniejsza, że ono przecież nie widzi ruchów ust osoby mówiącej. Dziecko widzące lubi śledzić uważnie ruchy ust osób mó­wiących—nie tylko wzrokiem, lecz również dotykiem, wkładając wtedy rączki do ust przemawiającej doń osoby. Pobudzając dziecko niewi­dome do powtarzania najprostszych dźwięków ludzkiej mowy, np. „mamamama" —już w okresie gaworzenia, czyńmy to zupełnie z bliska, tak by mogło ono dotknąć naszej twarzy. Niech matka sama przy­kłada rączki dziecka do swojej twarzy przy rozmowie z nim. Bez wydat­nej pomocy rodziców uczą się dzieci niewidome mówić z wielkim opóź­nieniem, mimo że mają zwykle dobrą pamięć. Trzeba jednak tę pamięć rozwijać, pobudzając dziecko do mówienia, śpiewając mu, a później ucząc je krótkich wierszyków i piosenek. Trzeba dziecku też opowia­dać o rzeczach, które już poznało słuchem, dotykiem, węchem, smakiem;

trzeba mu podawać te przedmioty w czasie opowiadania o nich, by wiedziało o czym mowa. Mówcie też o osobach, które dziecko już zna.

Do nauki mowy jest Waszemu dziecku potrzebna obecność rodzi­ców nie tylko po to, by mogło ono Was słyszeć, rozumieć i przyswajać sobie nowe słowa i zdania, ale również po to, by mogło pytać o wszystko, co spostrzega. Przecież i widzące dwu- i trzyletnie dziecko zaczyna pytać o różne rzeczy: najpierw ,,co to?", później — „gdzie to?", „po •co ?", ,,kiedy ?" itp. W dzienniczku widzącej Grażynki, kończącej dwa lata i trzy kwartały, zanotowali jej rodzice kilkakrotnie po 42 pytania "w ciągu doby. Dziecku niewidomemu tym bardziej potrzeba pomocy rodziców, że wzrok mu nie pomaga do samodzielnego spostrzegania, rozpoznawania rzeczy i jeżeli rodzice nie ułatwiają dziecku stykania się z coraz to innymi przedmiotami i czynnościami, stawia ono też mniej pytań niż jego rówieśnicy. Tymczasem pytania są zasadniczo dowodem myśli dziecka i znakiem, że ono chce się uczyć, chce widzieć, zapamię­tać, że chce mówić. Krótkie pytania, stawiane przez dziecko, są zwykle ważniejsze, niż nawet długie zdania.

TOWARZYSZE ZABAW

Jeżeli rodzina nie trzyma dziecka niewidomego na uboczu, a po­zwala mu brać udział w codziennym swoim życiu, zaczyna ono mówić 1 pytać we właściwym czasie, wyprzedzając przy tym nieraz i swoichwidzących rówieśników. Aby dziecko niewidome mogło żyć życiem prawdziwie dziecięcym, aby mówiło^ Weseliło się i martwiło po dzie­cięcemu, potrzebni mu są także mali towarzysze zabaw. Jeżeli więc dziecko Wasze nie ma rodzeństwa, dobierajcie mu, Rodzice, towarzyszy

Ryć. 8. „Obserwacja" twarzy

zabaw, początkowo raczej dziewczynki, i to nieco starsze, ponieważ mają one zwykle więcej zmysłu opiekuńczego. Mały towarzysz zabaw przyczyni się do urozmaicenia, ożywienia życia Waszego dziecka w ty­sięczny sposób.

Dodatnią rolę w wychowaniu. dziecka spełniać może zwierzę do-

24

mowę, np. pies. Pobudza on dziecko do coraz innych i żywszych ru­chów, do przenoszenia się z miejsca na miejsce, zmusza je do nawoły­wania, skłania do płaczu, gniewu i śmiechu. . ,

Dzieci bawiąc się z kolegami rozmawiają w swoisty sposób, rozwi­jają się przy tym ich narządy mowy. (Niewątpliwie potrzebna tu jest specjalna czujność rodziców, by zabawa nie stawała się zbyt dzika i nie­bezpieczna). Bez zabawy dziecko niewidome gnuśnieje, staje się apa­tyczne, leniwe. Towarzysze zabaw stają się dlań pomostem do nor­malnego, naturalnego trybu życia. Dziecko niewidome nie różni się bd rówieśników pod względem dążności do stałego ruchu, aktywności i instynktownego wprost pędu do poznawania wciąż czegoś nowego.

SEN

Oddalone swym brakiem wzroku od otoczenia, jest dziecko niewi­dome pod wielu względami bardzo samotne. Jeżeli jeszcze" rodzina nie ułatwia maleństwu łączności z otoczeniem i, pod wpływem wiecz­nej obawy o dziecko, odsuw^a je coraz bardziej od większości przedmio­tów, od najprostszych czynności oraz od towarzystwa dzieci, dziecko niewidome samo niejako wyłącza się z takiego „nudnego życia", sypia. więc często i długo, nie tylko nocą, ale i za dnia, przy tym niekiedy więcej w dzień niż w nocy, nie odróżnia ono bowiem jednej pory od drugiej. Tym samym naraża ono rodziców na niedosypianie i wyczer­panie nerwowe. Od najwcześniejszych miesięcy trzeba więc regulo­wać porę i trwanie snu niewidomego niemowlęcia.

Rodzice zużywają nieraz dużo wysiłku, zanim niemowlę przywyk­nie do spania we właściwym czasie, a należy tu pamiętać, że nawyk snu kształtuje się właśnie najlepiej w pierwszym roku życia. Niejedna matka, zajęta pracami domowymi, zadowolona jest, że dziecko dużo sypia. Tymczasem sen ponad przeciętną miarę potrzebny jest dziecku jedynie w czasie choroby. Wskutek zbyt częstego czy długiego snu zdrowe dziecko niewidome tylko traci czas, tak bardzo mu potrzebny do nadrabiania pozostałymi zmysłami zaległości, powstających pod wpływem ślepoty.

25

RUCHY ZASTĘPCZE

Dziecko niewidome próbuje wynagrodzić sobie brak zwykłej, natu­ralnej aktywności, powtarzając bez końca jeden i ten sam ruch. Jest

•to nieraz błędnie rozumiane przez opiekunów. Mówią niekiedy matki, że ich córeczka czy synek się bawi otwierając i zamykając piszczące

•drzwi od szafy. Tak, może to być początkowo dobrą zabawą, wpra­wianie się w otwieranie drzwi. Jednak codzienne wielogodzinne otwie­ranie drzwiczek przytrzymuje dziecko wciąż na jednym miejscu, ciągle "w tej samej postawie, hamuje jego rozwój nie tylko psychiczny, ale i fizyczny. Pozostawienie dziecka przez kilka lat z rzędu w łóżeczku lub na podłodze, w pozycji siedzącej, z nóżkami wyprostowanymi czy podwiniętymi, przyczynia się do osłabienia nóżek, nawet do zniekształ­ceń kości, mięśni i stawów w nogach i kręgosłupie. Powstają w ten sposób dodatkowe kalectwa, zwłaszcza u dzieci słabych i krzywiczych. Jeżeli rodzice dziecka niewidomego nie wytężają swych sił, by mu do­pomóc do stałej aktywności, do stałej zabawy, czyli pracy i nauki dzie­cięcej, wykonuje ono przez większą część dnia ruchy zastępcze, bez­celowe a nawet szkodliwe, jak: bezustanne ssanie smoczka czy palcat niekończące się kręcenie główką, tarcie oczu, kiwanie się, obgryzanie paznokci, stukanie palcami jednej ręki o drugą itd.

Dziecko w czasie tych ruchów na nic nie uważa, niczego nie słucha, nie odzywa się, nie nuci, nie pokrzykuje, nie bada niczego rączkami czy węchem. Porusza się wciąż w ten sam sposób, jak nakręcona bez-rozumna maszynka. Ten sam ruch powtarza się setki lub kilka tysięcy razy w ciągu godziny, kilkadziesiąt tysięcy razy w ciągu tygodnia, setki "tysięcy razy w ciągu miesiąca itd. Ruchy te są u niewidomych często tak silnie zakorzenione, że nawet jako dorośli nie są zdolni ich się od­uczyć.

Jeżeli takie ruchy występują u Waszego dziecka, powinno to być alarmem dla rodziców, że otrzymuje ono zbyt mało strawy duchowej, ze powstała w jego życiu jakaś pustka, którą ono sztucznie stara się za­pełnić. Sam zakaz zwykle nie pomaga. Jest to bowiem tak, jak gdyby ktoś pustkę chciał zapełnić inną pustką. Podajcie więc dziecku jakąś lubianą przez nie zabawkę, a jeżeli i to nie zaraz pomoże, bo nie zawsze zdoła oderwać dziecko od tych ruchów, które weszły mu już niejako „w krew", wówczas zmieńcie mu pozycję, przebywajcie z nim częściej,

•przemawiajcie doń, zaśpiewajcie mu, pokręćcie się z nim i potem po-

2Q

dajcie mu znów zabawkę, wtedy ono zwykle zacznie się nią ładnie ba­wić. W braku czasu postarajcie się o kogoś, kto by dłużej z dzieckiem przebywał i pomógł Warn je obronić przed tymi zahamowaniami rozwoju.

Żeby maleństwo Wasze wyrosło na zdrowego, zaradnego i mądrego człowieka, nie wystarczy mu dobre pożywienie, ubranie i nawet ser­deczna opieka. Zdrowy ruch, odpowiednia zabawa i towarzystwo ludzkie, pobudzające dziecko do myślenia, mówienia, do swoistego działania i stałego radosnego próbowania swych sił, to są największe skarby, jakimi — Ojcze, Matko — obdarowujecie swoje ukochane nie­widome dziecko już w okresie najwcześniejszych lat jego życia. Do­piero wtedy możecie być pewni, że Wasze maleństwo wkroczy w .wiek przedszkolny wyposażone w niezahamowaną, wielką żywotność.Rozdział II

WYCHOWANIE DZIECI W WIEKU PRZEDSZKOLNYM

WSPÓŁŻYCIE Z RODZINĄ

Podawaliśmy dotąd wskazówki dotyczące przede wszystkim dzieci do dwu lub trzech lat.

Przystępując do omawiania wychowania dzieci od trzeciego roku ży<cia muszę podkreślić, że obowiązująca będzie nadal naczelna zasada dotychczasowego wychowania dzieci niewidomych, tj. wychowywania ichi \v miarę możliwości podobnie do rówieśników widzących.

Wszystkie małe dzieci wzrastają zwykle w domu, przebywając stale u boku matki, babki lub rodzeństwa, czyli w małym kółku rodzinnym. T^k dzieci widzące, jak i niewidome chcą wśród swojej społeczności pfsebywać, chcą być w niej czynne, działać. !

W normalnych warunkach dziecko maleńkie ani chwili nie' usiedzi | spokojnie, wciąż się posuwa, przesiada, chodzi, biega z miejsca na miej- | sC^, od jednej osoby do drugiej, przy tym niemal bezustannie coś po- | p^clia, chwyta, przenosi, rzuca, buduje bez niczyjej zachęty. Tymcza- i se^ri dziecku niewidomemu brak wzroku utrudnia wszelkie zmiany i' miejsca, jak i wszelkie działanie. Toteż rodzice i wychowawcy zdają sfX)ie sprawę, że ślepota nie stanowiłaby tak wielkiego kalectwa, gdyby pozbawiła niewidomych jedynie możności oglądania piękna świata i Sadyby brak wzroku uniemożliwiał dziecku tylko obejrzenie swej naj-ir>(ls%ej zabawki, swego ulubionego pieska oraz spojrzenia w twarz i Vv oczy kochającej go nad życie matce. Nie to jest jeszcze najgorsze. Najcięższym w skutkach następstwem braku wzroku jest stałe zahamo­wanie ruchowe, wynikające z ograniczonych możliwości rozpoznawania miejsca, w którym się dziecko w danej chwili znajduje oraz kierunku, w którym chciałoby się przesunąć. Lecz mimo, że nie jesteśmy w stanie

W

dać dziecku możności oglądania mJbliz^ych mu istot i cudów przy­rody, istnieje jednak inna możliwość uł^^wienia mu swobody ruchów oraz zorientowania go w najbliższym, a stopniowo i w dalszym otoczeniu. Dozwólcie dziecku niewidomemu Pływać wciąż tuż przy Was, w czasie ciągłej zmiany wydarzeń dnia ^ ^ bezpośredniej bliskości rodziców, przy pomocy Waszych dobr^ , mądrych serc i dłoni, kie­rujących krokami dziecka i Jego r^ar^^ rozezna się ono wkrótce w mieszkaniu i zapozna z Waszymi ^'"^mościami domowymi.

Współdziałanie rodziców i rod^ńst^^ ^ dziećmi niewidomymi jest dla Waszego dziecka najlepsi nau^, ^ ^^ ^ odejdzie od Was pod opiekę zakładu specjalnie dlai fW^czonego. Tylko gdy dziecko nie zostaje odsunięte od życia rodziny, me ^ czuje ono wtedy swej samot­ności, swego kalectwa, którego możeJW;^ nie rozumie, ale skutkiem którego już cierpi przeżywając nudę. Jeili (, nuda i brak ruchu powodują cierpienie ludzi dorosłych, to tyn bariao^j __ rozkwitających małych istot. Starajcie się więc — Matko, 0]a - ^ __ usilnie, by Wasze maleń­stwo miało wciąż coś do „roboty" razem a ^ ^^_ Pozwól mu Matko, by ono Ci „pomagało", mimo ze pr% A ^ ^ podobnie zresztą jak i inne małe dzieci, raczej aptWi^dza. Jednak Twoja miłość matczyna usposabia Cię do tego, że M€jej chwili obejmujesz uwagą i sercem zarówno swą własną pracę,, Jaku 1 ^działanie" swej dzieciny.

Już od drugieg0 !oku ^c\a-1 P'^ "'^tteystkie lata przedszkolne znaj­duje się dziecko w okresie naśladomictB,. ^ ^hce robić to samo co inni, wykonuje te sannę ruchy, nie zawze /"^umiejąc ich cel i nie dbając o ich wynik. Maleństwu me potrafi^iw^u samodzielnie naśladować Waszych czynności, których ono nie WztS^^ dopomóż Matko do ich naśladowania, ułatwiając mu „obejrzeć Wekami" Twe narzędzia pracy i Twą pracę. Gdy matka sprząta, po^A^ ^ziecko chce (w pewnym okresie) też koniecznie zamiatać, iiteissujt s;^ 3^ ^ ^^ ^ dlaczego

posuwa się po całym pokoju, co tak sAś^sci. Niewidome — zresztą przeważnie i widzące — dziecko me clii g ^ 3^ wtedy bawić ani lalką, ani samochodzikiem.

Daj mu więc Matko małą szczotek i^sciereczkę do ręki, raz i drugi daj mu — po umyciu — i tę duż^szczoll{ i)^ ^ śmietniczkę do „obejrze­nia". Wyznacz dziecku najpierw jties«j^,ejs^ ^ zamiecenia i odku­rzenia, np. poręcz jego łóżeczka, jego bes^ge^ _ choćby na niby, a Później dopomoże ci ono rzecz^citpr^ p^y sprzątaniu mieszkania.

29

Gdy dziadek lub ktoś inny w pokoju czyta gazetę, dajcie wtedy dziecku gazetę czy papier do ręki. Matka gotuje — niech dziecko zapoznaje się z marchwią, buraczkami, z ziemniakami. Każde z tych warzyw trochę inaczej pachnie, każde ma trochę inny kształt, jedno ma jeszcze listki, drugie pędy. Gdy dziecko otrzyma troszkę kaszy, cukru, cien­kiego i grubego makaronu, podczas gdy matka równocześnie coś z tego gotuje, jest ono uszczęśliwione w poczuciu, że ono też robi ,,obiad dla tatusia". Dziecko jest również bardzo dumne z dźwigania bochenka chleba itp. czynności.

Kiedy matka szyje, należy dziecku dać — zależnie od wieku — najpierw tylko szmatkę i nitkę, potem i igłę (igłę dosyć dużą, niezbyt ostrą „cerówkę"). Początkowo dziecko tylko przekłuwa szmatkę, póź­niej przeciąga szwy przez materiał w dowolnym kierunku, a następnie dopiero próbuje szyć naprawdę, robiąc jeden ścieg za drugim (dobre usługi oddaje tu początkowo karton, jako materiał bardziej stały niż tkanina, na którym ponadto lepiej się wyczuwa szwy). Ojciec niechaj pozwala dziecku niewidomemu dreptać naokoło siebie w czasie różnych zajęć w domu, w piwnicy czy na poddaszu. Gdy ojciec nosi drewna, niech daje dziecku parę drewienek do ponoszenia oraz młotek i gwoź­dzie do potrzymania przy naprawie stołka. Pozwól mu też, Ojcze, dotknąć wtedy miejsca wymagającego naprawy, przed i po jej wyko­naniu. W ogródku czy w polu niech dziecko wysiewa z Wami trochę nasionek, niech próbuje — choć niezdarnie — plewić, grabić, niech sypie z wami kurom ziarenka itd.

Przy takich wspólnych zajęciach dziecko jest radosne, szczebioce, myśli o „swojej robocie" z mamusią i tatusiem.- Nie nuda, bezczyn­ność i więdnięcie na uboczu jest wtedy jego udziałem, lecz życie pełne ruchu, z nieuświadomionym jeszcze, choć już głęboko przeżywanym poczuciem, ze jest ono kochane, cenione. Dni dziecka są wypełnione bogatymi wrażeniami mimo braku światła.

Mówiąc o umożliwianiu dziecku niewidomemu przebywania w bez­pośredniej bliskości pozostałych członków rodziny, miałam na myśli głównie potrzeby dzieci dwu—czteroletnich, którym wystarcza zwykle jeszcze pozorne naśladowanie czynności osób dorosłych. U dzieci cztero—siedmioletnich naśladownictwo ma charakter coraz poważniej­szy i polegać zaczyna na rzeczywistym wykonaniu ruchów i czynności-dorosłych. Tą drogą zdobywa dziecko już w wieku przedszkolnyni-

30

niezmierny wprost zasób doświadczeń, wyobrażeń i sprawności — zależnych w pewnej mierze od składu rodziny, jej warunków życia i od stopnia udziału dziecka w codziennych sprawach domowego ogniska.

ZAJĘCIA OSOBISTE

Niektóre z codziennych czynności osobistych, jak jedzenie, mycie się i ubieranie powinno każde dziecko nauczyć się wykonywać właśnie-w okresie przedszkolnym, przy czym jednak dzieciom niewidomym nieodzowna jest pomoc osób dorosłych. Pomoc ta powinna polegać na rzeczywistym uczeniu dziecka, a me na wykonywaniu za nie tych czynności. Dzieci zbytnio wyręczane i pieszczone nie rozwijają się należycie. Ośmio- i dziesięcioletnie, a czasami i starsze, nie umieją nie tylko samodzielnie jeść i ubierać się, ale nawet i sprawnie chodzić. Zarówno nadmiar, jak i krańcowy brak opieki powodują podobne szkody. Podajemy tu tylko kilka z licznych znanych nam faktów.

Dziewięcioletni Wiesio, przywieziony do Zakładu dla Dzieci Nie­widomych do Owińsk, nie umiał się myć ani ubierać, a nawet jeść sa­modzielnie. Winne temu było wychowanie, gdyż w domu wciąż go-obsługiwano, a dziadek podawał mu do ust każdy kęs żywności, nawet chleba. Ileż trzeba było trudu i poświęcenia ze strony wychowawców, by nadrobić błędy rodziny i żeby Wiesio nie zachowywał się jak nie­mowlę.

Ośmioletni Miś oraz Zbyszek w Bydgoszczy nie umieli sprawnie Jeść ani się myć, ani ubierać i nawet'zdjąć pończoch czy odpiąć guzika.

Trwało to niemal rok, zanim obydwaj chłopcy nauczyli się tych. tak potrzebnych ruchów. Miś w dodatku'ledwie chodził, bo miał nogi. bardzo powykrzywiane, w domu siedział bowiem stale na podłodze. Fylko długotrwałe leżenie w gipsie może uratować to dziecko przed-drugim poważnym kalectwem.

Jedenastoletnia dziewczynka, inteligentna, wykazująca w szkole-na ogol dobre postępy, jest krańcowo nieudolna we wszelkich pracach ręcznych. Jest wątła, ma palce chude i słabe. Dziecko to przez osiem . a przebywało niemal stale w łóżku, nie z powodu choroby, lecz po-_ewaz w jednopokojowym mieszkaniu znajdował się także warsztat.

awiano się mianowicie, by niewidoma dziewczynka poruszając się "ie wyrządziła szkody sobie lub innym.

31

Czy można niewidome dzieci przedszkolne nauczyć samemu ob­sługiwać się w tych najbardziej potrzebnych, codziennych czynnościach ?

Wielu rodziców dzieci niewidomych potrafi wychować już w wieku przedszkolnym jednostki zaradne, samodzielne, a także zdrowe i do­trze zbudowane. Z doświadczenia tych właśnie mądrych rodziców, choć rozsianych po różnych połaciach kraju, dowiadujemy się, jakimi drogami i sposobami należy postępować. Możliwości usamodzielniania dzieci przedszkolnych dowodzą osiągnięcia przedszkola dla niewido­mych, potwierdzają to także liczne prace o niewidomych, drukowane w różnych krajach. Przejdźmy więc wspólnie myślą poszczególne za­gadnienia, dotyczące wychowania przedszkolnych dzieci niewidomych począwszy od trzeciego roku życia.

MYCIE

Mycie się, jak zresztą większość naszych codziennych zajęć, składa się z wielu drobnych odrębnych ruchów, ż których dorośli zwykle nie

Ryć. 9. Myjemy zęby

32

zdają sobie już sprawy. Ale wystarczy zajrzeć do jakiegokolwiek przed­szkola, aby się przekonać, ile czasu i uwagi przeznaczają wychowaw­czynie na nauczanie tych sprawności dzieci widzących, mimo że przecież korzystały one już z kilkoletniej nauki od swych matek.

W nauczaniu dziecka niewidomego konieczny jest wybitnie duży udział jego świadomości. Pokaż więc, Matko, swojej dziecinie, jak ma namydlić całą dłoń jedną i drugą, jak ma je pocierać przy nieco zgię­tych palcach, jak ma się posługiwać szczoteczką do paznokci i jak wy­cierać do suchości dłoń i palce, zarówno z wierzchu, jak i od spodu, jak myć i wycierać rękę aż do przegubia czy przedramienia. Dla uroz­maicenia nauki i lepszego jej zrozumienia należy dziecko zachęcić do „oglądania dotykiem" dłoni kogoś z otoczenia, mówiąc np. ,,Zobacz, czy mamusia ńamydliła całe ręce, czy dobrzeje wytarła?" „Patrz rącz­kami, czy twój braciszek umie dobrze się myć?" Niech też dziecko trzyma swą dłoń przy twarzy matki myjącej zęby i niech przykłada swą rękę do ręki matki, gdy ona myje mu ząbki.

UBIERANIE

w"'

Przyzwyczajanie dziecka niewidomego do samodzielnego ubierania się bardziej jeszcze niźli mycie wymaga długotrwałej i planowej nauki. Tak jak w poprzednim okresie staramy się najpierw, aby dziecko nau­czyło się samo rozbierać, zaczynając od łatwiejszych czynności, np. zdej­mując czapkę, szalik, pantofel, pończoszki, majteczki. Zdejmowanie przez głowę koszuli, sukienki czy bluzy jest znacznie trudniejsze i tu trzeba nieco dłuższej pomocy matki. Przy ubieraniu się najtrudniej

•dzieciom bezwzrocznym rozróżniać przód i tył, np. majtek, sweterków, toteż niejedna matka przyszywa na wierzch kieszonkę lub jakiś znaczek. Bardzo kłopotliwe jest dla. przedszkolnych chłopców niewidomych "wkładanie koszul lub bluz z rękawami (nieraz nawet i dla dzieci nieco starszych). Cztery otwory — i jak je znaleźć, od którego zacząć na­kładać to ubranie ? Gdzie tu wsuwać ręce do rękawów ? Tyle przecież

-zapięć, cztery do pięciu małych guzików i małych dziurek. Trzeba "więc dzieciom niewidomym ułatwić tę ciężką pracę. , ,

Dziecko przedszkolne ma przecież się uczyć bawiąc się., Przy tym należy chronić dorosłych, przede wszystkim matkę, przed zużywaniem .zbyt wielkiej ilości czasu na ubieranie dzieci, przed zbyt częstym od-

^ychowanie niewidomego dziecka — 3

rywaniem jej od innych prac. Dawajmy więc dzieciom bieliznę i ubra­nia wierzchnie dosyć proste i luźne, łatwe do wkładania i zapinania. Niech guziczki nie będą zbyt małe, dziurki nie zanadto ciasne, raczej wchodzące na guzik nieco łatwiej niż w ubraniach dzieci widzących,

Ryć. 10. Z dużymi guzikami najtrudniej sobie poradzić

zwłaszcza przy płaszczu. Zapięcie Bielizny i ubrań, umieścić należy na przedzie i unikać wie&iej ilości zapięć. Majteczki powinny mieć w pasie gumkę, żeby dziecko samo mogło je łatwo zsuwać i wsuwać. Przez pewien okres warto dawać chłopcom tylko koszulki z krótkimi rękawami lub bez, jak przy koszulkach sportowych. Specjalnie ważne

34

Ryć. 11. Szelki przeszkadzają przy ubieraniu

są dla dzieci niewidomych kieszonki, które powinny się znaleźć w każ­dym ubraniu, o czym pomówimy jeszcze dalej.

Prócz odpowiedniego kroju i zapięć w ubraniu ważne jest utrzy­manie przez matkę, a później i przez dziecko, stale tej samej kolejności Przy rozbieraniu i ubieraniu oraz tego samego sposobu i miejsca od­kładania i składania odzieży czy obuwia. Długo to trwa, zanim dziecko s1? nauczy rozróżniać prawy i lewy bucik, zanim potrafi je zasznuro-

35

Ryć. 12. Mam 4 lata. Sam sznuruję buciki •

wać, a najdłużej — nauka zawiązywania sznurowadeł. Tu znów trzeba ułatwiać dzieciom pracę unikając obuwia o wielu zapięciach, dbając przy tym, żeby sznurowadła miały zawsze na Końcu blaszki (ewentual­nie usztywnić końce woskiem). Naukę wiązania sznurowadła należy zacząć od jednej tylko pętli. Należy pozwolić dzieciom sznurować nowo kupione trzewiki kogoś z rodziny. Mogą też próbować swych sił sznurując np. sznurówkę z krakowskiego kostiumu, albo odpowied­nio dziurkowane paski skórzane, lub wreszcie dwie deseczki z radami otworków.

Okazji do próbowania sił mają dzieci bardzo wiele i nieraz same wymyślają celowe sposoby. Chodzi jednak o to, by z ubierania i tym

36

podobnych czynności nie robić sztywnej nauki, lecz zachować przy tym charakter zabawy. Pod tym względem doskonałą pomoc stanowi dla nas lalka, choćby szmaciana, możliwie jednak niezbyt mała (najlepiej około 30 cm), mająca ubrania do zdejmowania i zapinania. Matka może tu współdziałać zachętą: ,,Musimy nauczyć twoją lalę porządku przy ubieraniu i rozbieraniu się, bo inaczej trzeba będzie rano szukać jej ubrań i może się znajdą pobrudzone i pogniecione na podłodze". „Powiedz twojej lali i misiowi, co mają zdejmować najpierw, a co po­tem, pochwal jeżeli to dobrze zrobią. Wyznacz dla nich nagrodę". Wspólnie z matką stroją dzieci swe lale także w chłopięcą odzież, żeby zwłaszcza chłopcy nabierali wprawy w radzeniu sobie z ubieraniem.

Nawet przy układaniu lali do snu jest niewidomemu dziecku współ­praca matki szczególnie ' potrzebna. Pomaga ona dziecku najpierw układać w łóżeczku czy w wózeczku materacyk, poduszkę, kołderkę i powleczenie. Dokładne przykrywanie lalki nie jest dla dziecka nie­widomego czynnością zbyt prostą. Nie widząc, kładzie ono kołder­kę tak, że tylko częściowo lalkę okrywa. Rączkami dziecka nakładamy

Ryć. 13. Umiem pościelić lalce

37

prześcieradełko i kołdrę, „by lali nie było niewygodnie, nie było zimno". Matka mówi tu o tym samym, o czym rozmawia z dzieckiem wieczo­rem czy rano poprawiając mu kołderkę.

Dużo dzieci sześcio- i siedmioletnich, które z matką i swoją naj­mniejszą ,, pomocnicą", tj. lalką ścieliły w ciągu kilku lat swe łóżeczka, umie to czynić zupełnie bez trudu. Innym znów matkom nie przeszło f nigdy nawet przez myśl, że niewidome dziecko, zwłaszcza przedszkolne, mogłoby wykonać taką czynność.

JEDZENIE

W wieku przedszkolnym należy przyzwyczajać dziecko niewidome stopniowo do samodzielnego, czystego i kulturalnego jedzenia. Tym­czasem spora część dzieci w wieku siedmiu czy nawet dwunastu lat nie umie jeść stałych potraw, a nawet — co gorsze — także zupę jadają one bardzo powoli i nieudolnie, trzymają łyżkę błędnie i rozlewają wskutek tego część "nabranej już zupy czy jarzynki.

Trzeba więc, by matka w ciągu dłuższego okresu pomagała dziecku trzymać łyżkę prawidłowo, i to ręką prawą, ale by nie" czyniła tego bez udziału dziecka, a w każdym razie — w pierwszej części posiłku, gdy ono ze świeżym apetytem i zainteresowaniem zabiera się do jedzenia. Przydatne są łyżki średniej wielkości, z krótkim szerokim uchwytem. Dzieci niewidome nieraz niechętnie jadają stałe potrawy wprost z ta­lerza, gdy tymczasem nawet surową czy ugotowaną marchew-, burak lub parówkę zjadają chętnie trzymając je w ręce. U niektórych dzieci niewidomych mija sporo czasu i starań matki, zanim przywykną do gryzienia potraw. W takich przypadkach pomaga wspomniane już uprzednio — przyłożenie dłoni dziecka do twarzy matki, a niekiedy poruszanie przez matkę dolnej wargi dziecka.

Zdajmy sobie sprawę, że i my dorośli w wielkiej mierze posługuje­my się wzrokiem przy jedzeniu, widzimy co jemy, gdzie co leży na ta­lerzu, ile nabraliśmy na widelec. Tak samo i małemu dziecku widzą-cemu pomaga wzrok w orientacji, co mu podano do jedzenia, czy na- | brało coś na łyżkę itp. - l

Uprzytomniając sobie, jak bardzo brak wzroku utrudnia jedzeniei", małemu i nawet dorosłemu niewidomemu, idźmy na pewne ustępstwa j od przyjętych tu na ogół zwyczajów i dopuszczajmy, by dzieci 3—7-

38

letnie posługiwały się zmysłem, węchu i dotyku w większym stopniu niż jednostki widzące. Należy więc pozwolić dziecku niewidomemu na dotknięcie paluszkiem potraw, a w pierwszym stadium nauki jedze­nia należy również zezwolić na nakładanie potraw palcami na łyżeczkę. Dobieramy do tego umiejętnie najpierw zimne, potem ciepłe dania. Przez długi czas należy dziecku dawać skibki chleba, aby pomagało sobie nim w nabieraniu jedzenia na łyżkę, a później na widelec. Wi­delec — a po paru latach i nóż należy wprowadzać w miarę potrzeby, najlepiej gdy dziecko samo się tego domaga, a mamy właśnie na talerzu czy miseczce potrawy dające się łatwo nabrać na widelec, np. bruksel- -kę, plasterki marchwi, kluseczki średniej wielkości itp. Nierzadko trudno jest nakłonić dzieci niewidome do spożywania jakichkolwiek stałych, zwłaszcza nieznanych im dotąd potraw. Trzeba wtedy przy­zwyczajać dzieci zupełnie stopniowo do nowych dań i rodzajów żyw­ności, próbując je podawać najpierw w stanie niewiele się różniącym od dotąd spożywanych potraw, np. w stanie półpłynnym, dobrze roz­tartym lub też domieszać je niepostrzeżenie do potraw znanych i lu­bianych. • -

Nie gwałtowne przynaglanie, nie straszenie, nie denerwowanie się, lecz łagodna rozmowa z dzieckiem; nie rozpaczanie, że dziecko z głodu umrze, lecz przyjemny nastrój i podawanie posiłków możliwie wspól­nie z rodzeństwem czy małym kolegą, czasami i z lalką, którą ,,trzeba będzie nauczyć czysto jeść i wycierać buzię serwetką"— to właśnie . •warunki sprzyjające dobremu apetytowi, zwłaszcza u niewidomego dziecka. Przy uprzedniej zabawie z lalką czy misiem wskazane jest użycie maleńkich łyżeczek, kubeczków, talerzyków itp., a także tych samych przedmiotów zwykłej wielkości (nie zapominać o serwetce). Pomoże to dziecku do opanowania tej codziennej, nieodzownej, niby prostej, lecz jakże złożonej czynności, jaką jest jedzenie.

RUCH I GIMNASTYKA

Musimy porozmawiać z rodzicami specjalnie o fizycznym wycho­waniu dziecka niewidomego, i to ż kilku względów:

1) brak wzroku utrudnia swobodne paruszanie się dziecka

2) brak dostatecznej ilości, różnorodności i swobody ruchu nie-J^o ,,przytrzymuje" dziecko na mniejszej przestrzeni, zwykle w gra­nicach ścian pokoju, a stosunkowo mało na wolnym powietrzu

39

3) pod wpływem wyżej wymienionych czynników dzieci niewidome — często mimo dobrego odżywiania — łatwo stają się blade, słabe, powolne i nawet'leniwe. Cały ich'rozwój psychofizyczny bywa za­hamowany. Klatka piersiowa jest wąska, nieraz zapadnięta. Wol­niejszy staje się krwiobieg, skóra i mięśnie są wiotkie, a dłonie — które przecież powinny mieć tak wiele do czynienia u niewidomych _ są zupełnie niewyrobione; palce cienkie, mało sprężyste, niezręczne. Cała postawa dziecka jest bierna, niepewna i świadczy o całkowitym zaniedbaniu

4) rodzice nie stykający się zupełnie z innymi dziećmi niewidomy­mi, nie wiedzą często nic o sposobach ich'wychowania, toteż stale się dopytują, jak należy postępować, by dziecko niewidome nauczyło się biegać, skakać itp.

Rodzicom dziecka niewidomego przypada istotnie niezmiernie tru­dne i uciążliwe zadanie. Nawet przy ciasnocie w mieszkaniu starajmy się jednak wydzielić mu w określonych godzinach wolne miejsce i udostępnić przedmioty ułatwiające żywszy ruch. Dążmy też do tego, żeby dziecko orientowało się wkrótce w całym mieszkaniu, we wszys­tkich zakątkach domu i na schodach. Specjalnie kłopotliwe, a pod­wójnie ważne jest udostępnienie dziecku niewidomemu bezpiecznego pobytu na dworze, jeżeli rodzice nie posiadają własnego ogródka czy podwórka. W braku takiego terenu należałoby się wystarać o dostęp do sąsiedniego lub niedalekiego ogródka, podwórka czy łączki o odpowiednich warunkach bezpieczeństwa. Co prawda w więk­szych miastach trudno zapewnić dziecku codzienny dłuższy i swobodny pobyt na dworze.

Dziecko zmuszone na ulicy do trzymania się ręki osoby dorosłej, z trudem tylko daje się nakłonić do oddalenia się. Stopniowa zachęta' do odstąpienia od rodziców o jeden krok, na odległość trzymanej w rącz­ce laski, obręczy czy sznurka, zezwolenie dziecku na samodzielne cho­dzenie po ścieżce, której brzegi są wyczuwalne stopami dzięki raba­tom kwietnym czy dzięki otaczającemu ją-, niskiemu żywopłotowi — wszystko to przyczyni się wkrótce do dodania dziecku odwagi i ułatwi mu zdobycie swobody ruchów, jeżeli naturalnie słyszy ono początkowo. kroki i głosy swych rodziców blisko siebie.

Niech dziecko dużo biega, przenosi coś, niech się wspina na pagórka mech usprawnia w ten sposób swój kręgosłup i wszystkie kończyny,. niech się hartuje. Niewidomym trzeba bowiem specjalnie dużo sił

40

Ryć. 14. Sam schodzę ze schodów

i wytrzymałości, by sprostać piętrzącym się przed nimi licznym trud­nościom życiowym i dorównać innym ludziom w tempie pracy i w opa­nowaniu każdej sytuacji. Wiadomo, że właśnie we wczesnym dzieciń­stwie istnieją warunki do wyrobienia w dziecku dobrej budowy fizycznej

i silnego zdrowia. j • i Namyślmy się teraz, jakie ruchy powinno przedszkolne dziecko.

opanować i jakie specjalne ćwiczenia należy wprowadzić ze względu na jego brak wzroku. Otóż bardzo ważne są te ćwiczenia gimnastyczne, które pomagają w orientowaniu się co do-kierunku ruchów, zwłaszcza.

Przy omijaniu przeszkód.

41

Bawiąc się więc możliwie często z dzieckiem albo dobierając mu jeszcze kolegę, zachęcamy je do chodzenia prosto w kierunku jakiegoś określonego miejsca i z powrotem, np. do drzwi, do swego łóżka, okna czy zabawki. Ćwiczymy sprawność w obchodzeniu dookoła wszyst­kich mebli w domu i w omijaniu nieprzewidzianych przeszkód, spe­cjalnie ustawionych na czas ćwiczeń z wiedzą dziecka, a potem zaraz odstawionych, jak: pudełka, wiaderka, krzesła itp. Ćwiczymy świa­dome zwracanie się dziecka przy wyjściu z pokoju w kierunku dworu czy sąsiedniego mieszkania, a po powrocie do pokoju — szybkie tra­fianie do wszystkich zakątków. Starannie należy wskazywać dziec­ku punkty orientacyjne: zakręty, występy ścian, stojące w korytarzu meble, wieszaki. Możliwie wcześnie uczymy dziecko rozróżniać swoją prawą i lewą stronę, najpierw prawą rączką — „tą, którą jesz" i znów sposobem zabawowym każemy dziecku pokazywać prawą i lewą nogę,

•oko, ucho — na sobie, na innych osobach, na lalce itd. Lalkę też wcią­gamy do ćwiczeń, by dziecko jej ,,pokazywało", jak ma podnosić ręce tv górę, w bok i w przód, jak ma głowę trzymać prosto, jak się kłaniać, pochylać, jak podawać rączkę przy witaniu. Wesołe jest także ćwicze­nie obrotów z udziałem lalki. ,, Obróć się do. pieca, do drzwi, do okien, łóżka, na prawo, do tyłu, teraz podskokiem do mnie, na lewo" itd.

Grając lub śpiewając marsza, wybijając rytm pukaniem, klaska­niem — dodajemy dziecku zachęty już w samych początkach chodzenia. Dbamy zarazem o dobrą postawę dziecka, przyrównując nasze ćwicze­nia do musztry żołnierzy. Dodanie czapki żołnierskiej, hełmu z pa­pieru itp. wpływa nieraz dobrze na proste trzymanie się i na utrzy­manie prawidłowej pozycji głowy. Wielka część dzieci niewidomych chodzi z głową mocno pochyloną. Jest to zwyczaj wynikający z nie­przydatności rozglądania się w górę czy wokół siebie.

Odzwyczajenie dziecka od złej postawy wymaga nieraz sporo starań rodziców. Cierpliwa uwaga, pochwała, łagodne dotknięcie głowy, ra­mion dziecka, żarcik o główce próbującej uciec ze swego miejsca, tro­chę specjalnych ćwiczeń szyi, nie forsowanych i nie nudnych, wszystko

-to dopomaga rodzicom w doprowadzeniu swego dziecka do należytej postawy.

W ciągu okresu przedszkolnego może i powinno dziecko stopniowo "uczyć się sprawnie wchodzić i schodzić po schodach, stawiając po jednej nodze na każdym stopniu, posługując się poręczą, by móc później zu­pełnie samodzielnie chodzić po znanych sobie schodach. Winno ono

42

umieć biegać na wprost i dookoła, pod górkę i z górki, samo i razem z innymi dziećmi, podskakiwać i skakać w dal, skakać na jednej nodze choć kilka kroków, chodzić na palcach, maszerować w rzędzie samemu i w parach z innymi dziećmi; skakać ze skakanką, zeskakiwać z niskiego stopnia, przeskakiwać przez leżący sznur czy patyk, rzucać i chwytać piłkę, umieć jej poszukać przechodząc pod ławką, łóżkiem itd. Warto wprowadzać ostrożnie gonitwę z uwieszonymi dzwoneczkami lub grze­chotkami. Niech się też dziecko oswaja z deszczem oraz niech brodzi w kałuży.

Dostępna i pożyteczna dla kilkoletniego dziecka jest również jazda na hulajnodze i na rowerku, najpierw w mieszkaniu, potem na chro­nionej przestrzeni na dworze, a zimą lepienie kuł i bałwanów ze śniegu oraz jazda saneczkami, czy nawet zjeżdżanie z niewielkich pagórków.

Niech nad sprawą fizycznego wychowania czuwa głównie ojciec, niechże ożywia i usprawnia swe dziecko codziennie wielu prostymi, wesołymi ćwiczeniami. Niech nie rozmyśla o jego kalectwie, ale przede wszystkim o tym, jak uczynić swe dziecko zdrowym, silnym i zręcz­nym, mimo i nawet — wbrew trudnościom. Ojcze, jeżeli obce dzieci, które czasami niewłaściwie zachowały się wobec Waszego dziecka zobaczą, jak jego ojciec zręcznie i wesoło się z nim bawi, powstrzymają się z pewnością od niestosownych przezwisk i uwag, stając się Waszego dziecka życzliwymi i przydatnymi kolegami.

Mając stale na uwadze wzmocnienie zdrowia swego dziecka i wzbo­gacenie jego umysłu i uczuć, starają się rodzice zapoznać je z życiem toczącym się poza ścianami mieszkania, zabierają je więc na miasto czy na wieś, wybierają się z nim po sprawunki i na wycieczki. Pod odpo­wiednią opieką dzieci niewidome lubią i umieją chodzić wytrwale i da­leko, tak jak i inne dzieci w ich wieku. •

ZBLIŻENIE DO PRZYRODY

Właściwe, nie jednostronne wychowanie dziecka niewidomego nie Jest możliwe bez zapoznania go z przyrodą. Przez cały rok, od wczesnej wiosny począwszy, tworzy przyroda rozrzutnie niezliczone ilości naj-różnorodniejszych odmian roślin, złożonych z niezmiernie ciekawych części, które niemal wszystkie można ,,oglądać" dotykiem, a nieraz i wę­chem, smakiem lub nawet słuchem. Te piękności i cuda przyrody na­leży dać dziecku niewidomemu niejako do rączki.

43

Niech dziecko wyjdzie z ciasnych ulic na wolną przestrzeń, nieck-„zobaczy" rączką czy bosą nóżką, że gdzie tylko kamienie lub piasek pozostawiły trochę miejsca, rosną trawy i mchy, chwasty i kwiaty. Spójrzmy na rozjaśnioną minę dziecka niewidomego, pochylającego się nad nimi, by ich dotknąć, powąchać czy urwać, zwróćmy uwagę, jak dziecko —samo lub na zachętę — ,,ogląda" rączkami liście, pąki i kwiaty, cebulki i korzenie, gałęzie i gałązki, badyle, owoce, najróżniej­sze nasionka: pestki, skrzydlaki itp., jak je zbiera, przenosi w swym fartuszku, kieszeni. Gromadzi też kamyki, muszelki, dziwi się im i do­pytuje o nie. Cieszy się z wszystkich żywych stworzeń, które doń zbli­żamy. Trzeba jednak dobierać zwierzęta niewielkie i nie poruszające się zbyt gwałtownie — gołąbki, króliki oraz młode stworzenia, jak ko­cięta, czy kurczątka. Również motylek, biedronka, chrząszczyk wy­wołują zwykle dużo radosnych przeżyć, wyzwalają czułość, nie zawsze właściwie okazywaną, podobnie zresztą jak przez wszystkie małe dzieci.

Wprawdzie niejedno dziecko niewidome długo się boi żywych stwo­rzeń, przeważnie jednak tylko te dzieci, które nigdy się z nimi nie sty­kały. Życie współczesne (miejskie) nie przyczynia się zresztą do za­poznawania się dzieci z zwierzętami. Wyjątek stanowią tu chyba tylko psy i koty (rybki nie są przydatne w wychowaniu dzieci zupełnie nie­widomych), kanarki i nawet morskie świnki. W ostatnich latach hoduje się w domu z powodzeniem małego ,,złotego" chomika. Wierny pies może być wprost skarbem dla dziecka niewidomego, a kłopoty związa­ne z jego wyżywieniem i z utrzymaniem w czystości wynagradza to stworzenie wielokrotnie, jako niezawodny przyjaciel i towarzysz samot­nych zabaw, często zaś jako przewodnik i obrońca niewidomego.

ZMYSŁ DOTYKU W ZABAWIE

Do wieku szkolnego rozwija się każde dziecko najlepiej przez żaba- :

we. Używając pozostałych mu zmysłów potrafi i dziecko niewidome :j bawić się z zapałem. Bez niczyjego nakazu trudzi się ono po swojemu,. ^ nieraz z wielkim wysiłkiem i przejęciem, ale wzmacnia się przy tym, | uczy i hartuje. Różnica w zabawie dziecka widzącego i niewidomego polega nie tyle na niemożności uczestniczenia wzrokiem, ile na trud­ności sięgnięcia po coś i wybrania sobie z otaczającego je niewidzianego •otoczenia czegoś ciekawego, przydatnego. Zadaniem więc- matki jest

44 ' . ' . ^ ' l

.czuwać, by dziecko miało stale w pobliżu coś do zabawy. Podawaj mu, Matko^podobnie jak dawniej, dużo różnych przedmiotów na zmia­nę. Obecnie dobieraj jednak systematycznie coraz więcej rzeczy o róż­norodnych kształtach, o odmiennej powierzchni, rzeczy codziennego użytku oraz odpowiednie zabawki. Gdy podajesz pudełko, puszkę, książkę, ptasie piórko, rękawiczkę, sznurek, muszelkę, kawałek futerka, grube i cienkie tkaniny (nie za wiele naraz), porozmawiaj z dzieckiem o nazwie rzeczy i czy jest ona ciężka, miękka, długa, puszysta, czy stoi, przewraca się, czy leży jedna na drugiej, czy można w niej coś schować. Pomagaj swojemu dziecku, pokaż swoimi rękoma, gdy ono czegoś nie umie, ale nie odsuwaj go od samodzielnych prób, nie pracuj za nie. Naucz je, jak można daną rzecz ostrożniej, lepiej uchwycić, zamykać, postawić. (Obserwowano małe dzieci, jak próbowały postawić ołówek i nawet drzazgę).

Musimy się jeszcze zatrzymać nad sprawą dotykania przez dziecko otaczających je rzeczy. Dziecko chce się orientować, koło czego ono stoi, ciekawi je wszystko, co jest naokoło niego, a czego nie może obej­rzeć oczami, więc sięga ręką, maca, nieraz coś zrzuci, zniszczy, zepsuje, "przy czym może się skaleczyć, uderzyć itp. Czy wobec tego mamy

•dziecku zabronić wszystkiego dotykać ? To znaczyłoby—uczynić je szcze­gólnie nieśmiałym, niepewnym, strachliwym i biernym dzieckiem,

•czekającym zawsze tylko na to, żeby mu ktoś coś podał. Stałe powtarza­nie: „Nie ruszaj nic!" jest wprost szkodliwe, bo hamuje ruchy dziecka i osłabia jego chęć poznawania. Należy więc ograniczyć ten zakaz do Jdłku zaledwie miejsc w mieszkaniu, do biurka tatusia, do półek z por­celaną, koszyka do szycia itp. A w razie stłuczenia czegoś nie zarzucaj- ' my dziecku, że daną rzecz ruszyło, ale że uczyniło to nieumiejętnie, niezręcznie. Z pewną ilością szkód trzeba się liczyć przy każdym dziec-Tm, nie tylko niewidomym, toteż musimy strzec się usilnie, by nie winić "dziecka przy lada okazji, nie robić tragedii z mimowolnych strat i nie utrudniać tym życia sobie i dziecku, bo to tylko opóźnia jego rozwój.

Często trzeba dziecku dopomagać, by mogło dotknąć rzeczy mało dlań dostępnej. Z pewnością będzie jeszcze kiedyś ojcu bardzo wdzięcz­ne, gdy je teraz bierze na ramię i pokazuje szafę, czy drzwi do samej góry, pozwala dotknąć gałęzi drzew, dachu -samochodu itd. Pytał mnie kiedyś niewidomy, dziesięcioletni Franuś: „Czy tramwaj jest taki duży, Jak tata?" Inny znów chłopiec, syn maszynisty kolejowego, któremu

,45

i-1?

ojciec jako sześcioletniemu pokazywał lokomotywę z bliska, rysował || później w szkole lokomotywę w sposób bardzo pomysłowy i udany.

Udostępniając dziecku różne rzeczy przez zbliżanie go do nich lub przez ich podawanie mu do rąk starajmy się zarazem, by dziecko je szanowało i ich oszczędzało. Dążmy do tego, by dziecko przywykło do odkładania swoich i cudzych rzeczy na właściwe miejsce, żeby się nauczyło utrzymywać porządek i czystość w swoim kąciku zabaw. Wy-

Ryc. 15. Rysunek ociemniałego chłopca

znaczmy mu taki kącik w pokoju, szafkę lub półkę, a na drobiazgi przez-znaczmy koszyk czy skrzynkę lub woreczek. Niech dziecko samo tam chowa swoje skarby, swoją własność, którą w różnych chwilach „ogląda" rękoma, jak: kasztany, zakrętki od butelek i słoiczków, różne pudełecz­ka, a w nich —guziki, gwoździe, perełki, kamyczki. Przekonano się, , że jedynie przez dbałość o swą własność uczy się dziecko poszanowania j cudzej własności, i

Dzieci niewidome bywają nieraz drobiazgowo porządne i staranne. J Dużo tu jednak zależy od matki i całej rodziny. Obecność małego czy j dorosłego niewidomego nakłada zresztą na wszystkich współmieszkań­ców obowiązek skrupulatnego i sumiennego utrzymywania ładu w mie­szkaniu i jego pobliżu.

Pożyteczne są zabawy w poszukiwanie różnych przedmiotów, usta­wionych czy rzuconych naumyślnie lub przypadkowo. Zaleca się po­sługiwać przy tym przedmiotami, których dziecko może poszukiwać nie tylko dotykiem, lecz również słuchem i węchem. Przy takiej dobrze

46

Ryć. 16. Bawię się klockami

prowadzonej zabawie dziecko jest uszczęśliwione. Staje się ono przy tym zwinne, uczy się celowego przemierzania ręką całej powierzchni tacy, stołu lub części podłogi, zamiast sięgania ręką na chybił — trafiły co zniechęca je do szukania już po jednej nieudanej próbie. Przydatna jest tu znana zabawa w szukanie przedmiotu, w której woła się ,,zimno, ciepło, gorąco", zależnie od tego, czy szukający się oddala, czy zbliża. do danego przedmiotu.

Do zbierania i odkładania swoich ,,skarbów" powinno każde dziecko niewidome mieć kieszonkę, choćby jedną: ale niezbyt małą w każdym ubraniu, także w letnim i świątecznym. Kieszonka jest konieczna m. in. Ze względu na chustkę do nosa, ale głównie dlatego, że dziecko może

47

Ryć. 17. Uczę się nakładać kołki według wielkości

•odłożyć do niej jedną rzecz, gdy chce obejrzeć następną. Trzeba stale

•dbać o to, by ono „oglądało" przedmioty dwiema rączkami, a odkła­danie małego przedmiotu gdzieś w pobliżu, zwłaszcza w miejscu mniej znanym, naraża dziecko na zgubę lub zniszczenie a w każdym razie — ' na dłuższe poszukiwanie przedmiotu. Samo dotykanie, przechowy-s wanie i rozpoznawanie rzeczy ręką naturalnie nie wystarcza. Dziecko | chce i musi się dowiedzieć od starszych, co można zrobić poszczegól-1

•nymi przedmiotami, jak można się'nimi bawić.

Człowiek góruje nad zwierzęciem nie lepszą budową wzroku, lecz .lepszym, ukształtowaniem dłoni, z palcami dostosowanymi, do ujmo­wania przedmiotów. Celowych, zwinnych ruchów rąk nie nauczy się

48

dziecko jednak nawet przy najczęstszej zabawie z matką. Musi ono przede wszystkim samo się bawić (pod kontrolą opieki domowej) musi posługiwać się daną rzeczą lub jej częściami tysiące razy przez szereg lat, zanim się zorientuje, co się daje składać, co się łamie, drze rozsypuje itp. Wszystkie te czynności —, zdawałoby się bezsensowne, bezcelowe — dostarczają każdemu dziecku najprostszych, ale zarazem najbardziej podstawowych wiadomości o rzeczach, prowadzą do stałego, choć nie od razu zauważalnego postępu. Przyjrzyjmy się dzieciom — widzącym i niewidzącym — przy takiej „nauce" o rzeczach. Spójrzmy na malca około 2 lat, któremu po raz pierwszy kupiono piramidkę. Wojtuś chwyta zabawkę początkowo nieumiejętnie, kółka spadają, zresztą i tak nie potrafiłby jeszcze bawić się całością, raczej tylko kilku kółkami lub podstawką, którą zresztą „ogląda rączkami" bardzo uważ­nie i próbuje nawet wyciągnąć słupek. Za to kółkami bawi się wprost żywiołowo, bierze do ręki jedno, drugie czy trzecie, stuka i rzuca nimi, posuwa je, popycha, rozrzuca, rozprasza po całym stoliku, usiłuje po­stawić po kilka jedno na drugim, próbuje ustawić je kantem. Cieszy się przy tym, wciąż coś mówi, pokrzykuje. . •

Przyglądająca się matka nie może się doczekać, by Wojtuś zaczął nakładać kółka na słupek, zachęca dziecko czyniąc to sama, przykładając rączki dziecka do swoich. Potem robi to samo rączkami synka, ale Woj­tuś wtedy nie chce uważać, zabiera się do innych zabawek, potem wraca jednak do piramidki i znów bawi się po swojemu. Czy niepotrzebnie wydali rodzice pieniądze na tę zabawkę ? Odczekajmy, tymczasem podawajmy dziecku piramidkę jak najczęściej, ,ale przez pewien czas tylko z kilku nałożonymi krążkami. Dbajmy jednak o całość zabawki, bo po pewnym czasie, może za miesiąc, prędzej lub później widać będzie wyraźny postęp w zabawie dziecka. Wojtuś umłe już kółka kulać, nie rozrzuca ich naumyślnie, posuwa dwa za pomocą trzeciego, woła: „po­ciąg jedzie", nakłada kilka krążków na słupek, najpierw bez porządku, raz mniejsze, raz większe. Potem jednak nakłada wszystkie krążki równo podług wielkości, począwszy od największego, a skończywszy na najmniejszym. /

Kiedyś odpadł i połamał się słupek i ojciec naprawił zabawkę; Ojciec stale powinien być „rzemieślnikiem" swych dzieci, zresztą wspólnie 2 nimi i „wynalazcą". Krążki na sznurku, krążek z małym -kijkiem, służący jako bączek i mnóstwo innych sposobów zajmowania się kółka­mi) klockami i podobnymi prostymi rzeczami wypełniają w pożytecznyWychowanie niewidomego dziecka — 4

Ryć. 18. Tym się chętnie bawię

sposób czas dziecka, zanim zacznie się bawić bardziej złożonymi zabaw­kami i konstrukcjami. Nikt nie zdoła wyliczyć choćby dziesiątej części odrębnych sposobów, jakimi dziecko bawi się piramidką i jej częściami, a tym trudniej byłoby obliczyć, ile razy dzieci bawią się tą lub podobną zabawką w ciągu kilku wczesnych swoich lat.

Rodzice, warto pamiętać, że jeżeli dziecko jest całkowicie pochło­nięte swoją zabawką, swym działaniem, jeżeli przy tym wykonuje wciąż inne ruchy, by coś lepiej uchwycić, przesunąć, zamknąć i jeżeli się przy tym uśmiecha, przemawia do swej zabawki, choćby nikt go nie słuchał, wówczas, bądźcie pewni, że Wasze dziecko właśnie wtedy staje się mę-drsze, zaradniejsze, że doskonali swe rączki, aby jak najlepiej umiały zastępować czynność wzroku. .

Dawajcie Waszemu dziecku takie zabawki, które już same mu „mó­wią", co ono ma z nimi uczynić i na których może skontrolować rączką,

czy właściwie się nimi zajmuje.

Na rycinach 18—20 widzimy kilka zabawek tego rodzaju: wspo­mniane już piramidki, kubeczki i rurki, węże różnej grubości nadające się do wkładania jednych w drugie oraz (ryć. 21) deseczki zotworkami.

50 ;

Podając którąś z tych zabawek, np. deseczkę dziurkowaną z przy­łożonym do niej sznurkiem ze sztucznego tworzywa, igelitu lub zwy­kłego sznurka, albo też sznurowadła czy tasiemki, zwykle nie potrze­bujemy dziecku nic bliższego mówić ani pokazywać, co ono ma z tym zrobić. Dziecko przedszkolne niemal zawsze samo wsuwa mniejsze kubki czy wężyki lub rurki w większe, ciągnie sznurek, lub wyciąga, może zacznie też i samo go przeciągać przez dziurki, może zwiąże, przyczepi drugą deseczkę, a może kółko od piramidki do dziurkowanej deseczki. A potem wreszcie potrafi przesuwać sznurek prosto przez dziureczki, nie opuszczając żadnej i zacznie stopniowo wymyślać i wy­platać coraz ładniejsze wzory. Pracuje — to dobrze. Nie przeszkadzaj­my mu.

Szczególnie pożyteczne są dla Waszego dziecka klocki wszelkiego rodzaju i gatunku. Najpierw najlepiej podaj dziecku tylko niewiele jednakowych klocków —- w małym pudełku czy wózku, w którym dziec-. ko samo układa klocki tak, by się dobrze mieściły,, ryć. 22. Później| dawajcie dzieciom większe zbiory klocków, dobierając przede wszvst-| kim tak zwane klocki konstrukcyjne, które — odpowiednio przyłożo-1 ne — trzymają się jedne drugich. Znów nie liczymy na to, że dziecko

Ryć. 21. Przeplatanie igelitem dziurkowanych deseczek

52

Ryć. 22. Z tych klocków dobrze się buduje

ustawi zaraz całe budowle, wystarczy, że połączy tylko kilka klocków, co i tak musi czynić bardzo uważnie, dopóki nie nabierze wprawy. Tego rodzaju zabawki są dla dzieci zarówno niewidomych, jak i widzą­cych, chorych i zdrowych niewyczerpanym wprost materiałem kon­strukcyjnym, zajmującym ich ręce i myśli, dającym małemu "budowni­czemu wiele radości z dokonanego dzieła. Bardzo pożyteczne są też tzw. układanki, przybijanki (ryć. 23) z dziurkowanymi płaskimi klockami, które można przybijać maleńkimi gwoździkami i kontrolować palcami ułożone figury czy postacie.

Ogromnie przydatna jest też zabawka ,,Układanka kolorowa". Są to kulki na nóżkach, coś jak gdyby grzybki, z których dziecko może układać najróżnorodniejsze wzorki w dziurkowanym kartonowym polu, ryć. 24. Bardzo pożyteczne są zabawki, przedstawiające budynki, po­jazdy i zwierzęta. Trzeba jednak zważać, by zwłaszcza zwierzęta nie były stylizowane i karykaturalne, np. żeby nie miały nadmiernie gru­bego łba, nieproporcjonalnie szerokich, krótkich nóg, gdyż utrudnia to dziecku niewidomemu zdobycie właściwych wyobrażeń o zwierzę­tach. W ogóle należy sobie zdać sprawę, że dla dziecka, które nigdy

53

Ryć. 23. Przybijanka

nie widziało żadnego zwierzęcia na skutek wychowania w izolacji lub kalectwa, sam model zwierzęcia nie daje mu nawet przybliżonego po­jęcia o kształcie, a zwłaszcza o ruchach danego stworzenia. Nawet dla dziecka widzącego, ale przebywającego od niemowlęctwa w sanatoriach czy w domu małego dziecka, a co dopiero dla dziecka niewidomego, drewniany konik stanowi przez długi czas raczej tylko deseczkę o za­wiłych niewyraźnych kształtach, a wcale nie przypomina mu konia, którego przecież nigdy nie widziało. Toteż niech nas nie dziwi, gdy zabawa dziecka drewnianymi zwierzętami polega najczęściej przez długi czas na samym ich przewracaniu, na rzucaniu i stukaniu, na pró­bach ustawiania ich na grzbiecie, pysku, czy nawet na ogonie, niż na naśladowaniu galopu konia, jazdy konnej, ciągnięcia wozu, prowadzenia i karmienia zwierzęcia, popędzania go słowem czy bacikiem.

Jeszcze wcześniej niż zabawki przedstawiające zwierzęta, dawajcie dzieciom lalki do zabawy (także chłopcom), gdyż na nich mogą one łatwiej naśladować czynności znane im z własnego doświadczenia, nie tylko już tu wspomniane, jak ubieranie i jedzenie, gimnastykowanie, lecz również inne ludzkie czynności. .Ponadto, co jest bardzo ważne, wzywa się dziecko uczuciowo w położenie swej lalki, swego ,, dziecka".

54

Często widzimy, jak dzieci lalkę kołyszą, usypiają, tańczą z nią, śpiewają jej, pieszczą ją i karcą, leczą i uczą. Darzą ją zresztą prawdzi­wym uczuciem i przywiązaniem, martwią się, gdy „jej się Coś stanie", oburzają się, gdy ktoś powie, że brzydka, chętnie z nią przebywają i nawet we śnie chcą ją mieć blisko siebie (należy na to pozwalać), pła­czą, gdy się stłucze, popsuje, zgubi, a prócz tego szyją i piorą dla niej, naprawiają wózeczek itd.

Chłopcy przejmują tu nieraz męskie role, są lekarzami, strażakami, a własnym misiom czy żołnierzykom powierzają ludzkie zawody. Ci wszyscy górnicy, marynarze itp. mają dużo do zdziałania w urojonych wędrówkach, walkach i pracach po różnych krajach, na morzu, w pod­ziemiach kopalń albo w kosmosie. Wszystko, o czym dzieci słyszą,

Ryć. 24. Układanka w dziurkowanym kartonie

55

co im ktoś czyta, śpiewa, opowiada, wszystko to lepiej sobie przypo­minają, uprzytomniają przy udziale tego maleńkiego aktora, jakim jest zabawka, która musi wykonać i mówić to, o czym mały chłopiec czy dziewczynka myśli, i to w taki sposób, w jaki dziecko sobie daną czyn­ność wyobraża. Podobne znaczenie dla Waszego dziecka mają małe pojazdy i różne proste, łatwo poznawalne mechanizmy. O dużych po­jazdach już wspominaliśmy.

Z zabawek ruchomych najlepsze są w zasadzie dla dzieci przedszkol­nych drewniane mechanizmy, różne wozy, auta, młyny. Długo i żywo dzieci się nimi bawią, gdy rozumieją zasady ich ruchu. Małe metalo­we, sprężynowe, iiakręcane zabawki dają dzieciom również dużo rado­ści, wprawiają je wprost w zachwyt. Łatwo się jednak psują, więc wy­wołują płacz i zniechęcenie, a ponadto łatwiej się o nie skaleczyć. Nie­które niewidome dzieci — bliższe już okresu szkolnego — wykazują duże zainteresowanie tymi mechanizmami i z zadziwiającą zręcznością rozkładają np. podwozie, wykręcają i wkręcają drobne śrubki.

Oprócz zabawek gotowych lub półgotowych, służących do składa­nia, należy również dawać dziecku materiały zachęcające je do wyko­nywania rozmaitych robót ręcznych. Chętnie, choć niezbyt często, •bawią się 5—6 letnie dzieci perełkami, gotowymi lub robionymi z po­ciętych słomek, wężyków igelitowych albo z podłużnych, sklejanych trójkątów papieru. Może je dziecko nawlekać na igłę z mocną nitką lub, co bezpieczniej, na żyłkę nylonową.

Podobnie jak i inne, rwą się dzieci niewidome do różnych niebez­piecznych narzędzi: młotków, gwoździ, noży i nożyczek. I tu także nie stosujemy bezwzględnych zakazów wobec starszych przedszkola­ków. Wybierajmy tylko mniejsze, lżejsze i niezbyt ostre narzędzia. Właśnie u boku matki czy ojca i pod ich kierunkiem niech dziecko do­konuje pierwszych prób pracy tymi właśnie narzędziami, przy których początkowo potrzebuje rzeczywiście pomocy. Nie tyle bowiem samo przybijanie czy krojenie sprawia niewidomym trudności, ile przede wszystkim odpowiednie ich ostrożne i umiejętne chwytanie. Trzeba więc dziecku wkładać np. nożyczki w rękę w ten sposób, by je trzymało właściwymi palcami, w przeciwnym razie jeszcze czternastoletnie dzieci niewidome nie umieją ich trzymać w należyty sposób.

Kierujmy też starannie początkowymi ruchami dziecka, by zapoznać je dobrze z samą metodą pracy. Nauczmy je, jak .mają przytrzymać papier czy tkaninę, by udało się je przekroić. Wskażmy, czym, jak

56

i ile kleju nabierać, by kartki się skleiły, a nie zabrudziły klejem. Pró­bujmy najpierw sami wykonać te czynności z oczyma zamkniętymi, uprzytomnijmy sobie obecne trudności i trudności z lat dziecięcych, żeby uświadomić sobie kolejność ruchów, np. przy nacinaniu materia­łu. Wtedy będzie nam łatwiej słowami i ruchami objaśnić dziecku wszelkie czynności. '; • <

Stałe wdrażanie dziecka do korzystania,w niezbyt wielkim stopniu z pomocy i usług otaczających je osób i jak najdalej idące, uważne i życz­liwe usamodzielnianie go, jest chyba głównym warunkiem dobrego samopoczucia i powodzenia dziecka, nie tylko w wieku przedszkolnym, ale również w szkole i później. ł

Jak już zaznaczyłam, należy dać dziecku konieczne krzesełko, mały stolik, przy którym ono mogłoby pracować, mając materiał wygodnie rozłożony przed sobą. Pozostawianie dziecka, czy nawet zabawianie go na podłodze, kanapie lub wygodnym foteliku nie sprzyja rozwojowi umysłowemu ani fizycznemu, przyczynia się m. in. do skrzywienia kręgosłupa i do pochylania głowy. Dopiero przy stoliku może Twe dziecko bardziej celowo i bezpiecznie pracować rączkami, układać i bu­dować, kroić, kleić, modelować.

Z zachowaniem odpowiedniej ostrożności można też dziecku dać tworzywa wprawdzie bardziej brudzące, ale bardzo pożyteczne, jak plastelinę i glinę. Wiadomo, że plastelina tłuści, a gliną potrafi dziecko w krótkim czasie pobrudzić całe mieszkanie. Toteż zanim jeszcze po­damy dziecku te materiały na jego stolik, poradźmy się przedtem wy­chowawczyni przedszkola lub nauczycielki młodszych klas. Niech one Warn pokażą, w jaki sposób należy postępować, by dziecko nauczyło się przy tej zabawie dbałości o czystość i porządek, a nie przeciwnie. Wychowawcy i nauczyciele mają przecież w klasie równocześnie po kilkadziesiąt dzieci. Znając się na tym dobrze, na pewno nie odmówią Warn pomocy przy zapoznawaniu Waszego dziecka z przygotowaniem przyborów do modelowania i poinformowania Was o sposobach za­chęcenia dziecka do tych zajęć; dowiecie się np., że trzeba uważać na zaginanie rękawków przed rozpoczęciem modelowania oraz na poda­wanie dziecku najpierw tylko małych kulek gliny. Trzeba mieć na uwa­dze, że niewidome dzieci łatwo zniechęcają się do tego rodzaju zajęć, nie lubią bowiem mieć brudnych palców, ponieważ utrudnia im to poznawanie rzeczy rękami.

57

SŁUCH

Zmysł słuchu ma niezwykle doniosłe znaczenie dla umysłowego i fizycznego rozwoju dziecka niewidomego. Większą rolę odgrywa jedynie zmysł dotyku.

Wszelkie dźwięki i hałasy skłaniają niewidomego do zwracania się w stronę źródła głosu, do wyciągania ręki w jego kierunku, do zbliża­nia się doń, czy to przez pochylenie ciała, czy podejście w stronę, z której głos dochodzi. Niewidomy często ucisza otoczenie dla lepszego wyod­rębniania, rozpoznania określonego wrażenia słuchowego.

Głosy mogą zaciekawiać, ostrzegać, straszyć, uspokajać, cieszyć, pobudzać do czynności, zwłaszcza do rytmicznego ruchu. Drogą słu­chu dochodzą do nas wrażenia zupełnie z bliska i z oddali, dociera do naszego umysłu najbardziej lotny, przenośny i najcenniejszy wytwór myśli ludzkiej, jakim jest mowa. Za pomocą słuchu poznajemy głosy l i ruchy zarówno istot żyjących, jak i wszelkich mechanizmów, jak wre- j szcie żywiołów. Wiatr, burza, deszcz, grad, fale morza i strumyka, a w pewnym stadium i ogień, zawiadamiają o swym działaniu nasze ucho lepiej i dokładniej nieraz niż oko.

Udostępniajmy więc dziecku niewidomemu jak najwięcej doznań słuchowych. Rodzice! Niech nie panuje stale martwa cisza wokół Wa­szego dziecka pozbawionego wzroku. Niechże jego życie będzie bogate w przeżycia dźwiękowe, przede wszystkim te o wartości poznawczej. Niech interesuje się dźwiękami budzącymi w nim myśli o rzeczach je otaczających. Dużo ciekawych i radosnych wrażeń słuchowych może dać kanarek, śpiewający i ćwierkający w pobliżu Waszego dziecka. Przekonano się, że dobrze też służy tykot zegara, a zwłaszcza wydzwa­niającego godziny. Dziecko pozostawione choć na krótki czas samo w pokoju (a dziecko niewidome nie lubi być samo) odczuwa wtedy słuchem obecność czegoś swojskiego, dobrze znajomego i jest mniej niespokojne. Również w nocy, gdy dziecko się budzi, upewnia je ty­kanie zegara, np. budzika, że ono znajduje się na swoim, znanym sobie miejscu, w swoim codziennym środowisku. Przecież i widzący budząc się zapala nieraz światło, by poczuć, że jest w swoim domu i oddalić od siebie przywidzenia senne, l

Trzeba dbać o to, żeby dziecko niewidome umiało zapoznać się z rze-,| czarni je otaczającymi przez znajomość ich dźwięku. Obserwowano|| małe dzieci niewidome, jak stukają każdym nowym przedmiotem o ścia—1

58

nę albo opukują go paluszkiem, jak znów inne dzieci o wiele za mało korzystają ze swej zdolności rozpoznawania rzeczy przez wydobywanie z nich właściwych im głosów, i

Dziecko niewidome powinno się nauczyć rozróżniać słuchem naj­pierw naturalnie przedmioty ze swego bliższego otoczenia, a spośród nich przede wszystkim, te, które poznało już uprzednio dotykiem. Niech się dziecko stopniowo coraz lepiej orientuje z samych tylko dźwię­ków, co się wokoło niego dzieje, czy spadła laska, czy książka lub piłka, czy rzecz mała czy duża, czy przedmiot ten jest z metalu, gumy, drzewa. Z samego odgłosu zorientuje się, czy dany przedmiot spadł na podłogę, czy na papier lub talerzyk, a także, w której stronie spadł, czy się dalej potoczył, czy może rozbił przy upadku. Niewidome dziecko stosun­kowo wcześnie poznaje słuchem, że ktoś wchodzi, przechodzi, wychodzi, że siada, że się czesze, myje, zjada coś.

Niewidomy poznaje zwykle łatwo poszczególnych ludzi po głosie, nieraz z samego tylko kaszlnięcia czy chrząknięcia, rozpoznaje też kroki, a nawet sposób otwierania drzwi. Przecież i ludziom widzącym i zwie­rzętom służą te same odgłosy często jako znaki rozpoznawcze. Roz­mawiajmy z dzieckiem niewidomym o tym, co ono słyszy, chwalmy każdą trafną odpowiedź i dopomóżmy mu do ponownego wsłu­chania się w razie mylnej odpowiedzi. W odgadywanie, co się dzieje za drzwiami, mogą się bawić rodzice z wszystkimi swymi dziećmi rów­nocześnie.

Przez okna domu, a jeszcze bardziej — bezpośrednio na ulicy do­ciera znów do uszu dziecka niewidomego ogromne mnóstwo różnorod­nych głosów, miłych lub niemiłych. Nie tak łatwo odróżnić, skąd one pochodzą, a przecież każdy z tych hałasów czy tonów świadczy o ru­chach, które się dzieją blisko lub daleko, na ziemi lub w powietrzu. Każdy dźwięk oznacza inną rzecz, inne urządzenie, czy to będzie hałas fabryk, czy turkot najróżniejszych pojazdów, czy wreszcie czyjaś ręczna praca; z pobliskiego parku znów rozbrzmiewa szczekanie psów, śpiew ptasząt, tryskanie fontanny i okrzyki bawiących się dzieci.

Przystańmy z dzieckiem chwilę tam, skąd te głosy dochodzą: przy kuźni, pile drzewnej, ładowaniu skrzyń, budowie domu, spawaniu szyn. Opowiedzmy dziecku, co się tu dzieje, w miarę możliwości po­zwólmy mu dotknąć czegoś, co wolno. Wszystkie te głosy i hałasy są tu pośrednikami między przedmiotem a dzieckiem i wpływają one dzięki wyjaśnieniom opiekunów na rozwój dziecięcego umysłu.

59

Nie zostawiajcie — Matko, Siostro, Babciu — niewidomego dziecka samego w domu. Niech ono wchłania dźwięki, niech przysłuchuje się im, niech Was pyta, aby lepiej je rozpoznało. Niech się oswaja z tym światem, do którego należy, wśród którego ma żyć.

MUZYKA

Zatrzymajmy się jeszcze nad znaczeniem muzyki dla dziecka nie­widomego, nad jej wpływem na jego życie uczuciowe, a także na kształ­cenie jego woli.

Wróćmy na chwilę do śpiewu matki przy niemowlęciu. Ileż po-. gody, uśmiechu i spokoju wprowadza ten — jakże często nieudolny — jej śpiew. W czasie działania muzyki dorośli i dzieci, widzący i niewi-dzący, zmieniają się wewnętrznie. Widać nieraz po wyrazie ich twarzy lub po ich ruchach, że przeżywają muzykę. Dlatego też musimy dawać jej dużo dziecku niewidomemu. Nie wystarczy słuchać samych tylko dziecięcych piosenek. Poważne pieśni w domu w gronie rodziny, dźwię­ki różnych instrumentów, potężny głos organów lub orkiestry (nie całkiem z bliska) — wszystko to przykuwa uwagę dziecka, wyrabia słuch i prawie bezwiednie zaczyna ono też nucić i śpiewać po swojemu, czasem może fałszywie, a nieraz przegłuszając zespół śpiewających. Nierzadko próbuje się dziecko poruszać, pochylać w takt muzyki i przy zachęcie ze strony dorosłych zaczyna tańczyć, poddając się całe rytmo­wi muzycznemu. • •• :'

Zdarzają się dzieci niewidome, które, zanim jeszcze nauczą się cho- ;

dzić i mówić, śpiewają nieartykułowanymi dźwiękami, lecz melodyj-| nie, całe pieśni lub ich urywki. Śpiewaniem przy dziecku a zwłaszcza | wspólnym z nim śpiewem podtrzymujemy zżywanie się dziecka niewi- | domego ze światem tonów. Zapewniamy mu w ten sposób pożyteczne^ i przyjemne spędzenie wielu godzin. /

Należy tu zrobić pewne poważne zastrzeżenie. Zbyt częste słucha-;

nie muzyki może się stać bardzo szkodliwe właśnie dla dziecka niewi­domego, zwłaszcza słuchanie radia przez większą część dnia. Typowy | przykład szkodliwości tego rodzaju spędzania dnia uwidocznił się w za-jj chowaniu ośmioletniego Zdzisia. Muzykalny ten chłopiec śpiewał do-| brze różne piosenki, których nauczył się z radia, a łatwiejsze z nich wygrywał na ustnej harmonijce. Z audycji radiowych zapamiętał on. nazwiska ludzi panujących w różnych krajach Europy i poza Europą.

60

Ryć. 25. Już umiem grać

Poduczył się też z lekcji radiowych języka czeskiego. Ale niestety pod innymi względami odcinał się Zdziś wyraźnie niekorzystnie od swych rówieśników. Mimo dobrej budowy fizycznej był on jednak bardzo blady, słaby i najnieporadniejszy z całej klasy. Ileż trzeba było czasu i wielkich wysiłków zarówno ze strony dziecka, jak i jego wychowaw­ców, zanim Zdziś nauczył się samodzielnie jeść i wykonywać najprost­sze czynności, nawet przy rozbieraniu się. Wprawdzie trzeba przyznać, ze Zdziś wyniósł niezaprzeczalne korzyści ze słuchania radia, gdyż słuchał go uważnie, a umysł jego w tym czasie intensywnie pracował, ale jego rozwój umysłowy odbywał się kosztem rozwoju fizycznego. W wielu wypadkach bywa jeszcze gorzej. Dzieci słuchają radia

6

1


zupełnie biernie, nic nie zapamiętując, nie powtarzając. Jest to po prostu zabijanie czasu. Dziecko się nie rusza, leży tylko lub siedzi, nie pracuje ani rękoma, ani głową. Trzeba korzystać z radia rozsądnie, nastawiać je na audycje dziecięce i rozmawiać potem z dzieckiem o tym, co usłyszało, zachęcać je by próbowało zaśpiewać piosenkę, żeby powtórzyło wierszyki, opowiedziało coś z usłyszanych rzeczy. Dużą korzyść przyniesie muzyka radiowa, gdy dziecko przy audycjach rytmicznych próbuje poruszać się. Starsze dzieci zachęcajmy do słu­chania koncertów i do udziału w zagadkach muzycznych.

Zapytują nieraz rodzice, jakie instrumenty dawać dzieciom we wczesnym dzieciństwie. Oprócz zabawek w rodzaju dzwoneczków róż­nej wielkości, oprócz śpiewających bąków itp., dajcie przede wszystkim bębenek z dwiema pałeczkami albo po prostu małe pudełka drewniane czy metalowe lub kartonowe, a także instrumenty perkusyjne, czyli instrumenty do wybijania taktu, jak triangle, tamburiny itp. Trąbka, organki i harmonijka, cymbałki, ksylofon i fortepian-zabawka pobu­dzają dziecko mające nieco słuchu do samodzielnych prób wygrywania - melodii.

Na pytania rodziców, czy i od kiedy wprowadzać systematyczną naukę gry i na jakim instrumencie, możemy tylko wyjaśnić, że najlepszą odpowiedź da dziecko samo, jeżeli —.w razie udostępnienia mu fortepianu, małych skrzypiec czy gitary lub cytry—wsłuchuje się długo w ich brzmienie, jeżeli wytrwale próbuje wydobywać z nich dźwięki. Widząc poważne zainteresowanie dziecka, należy porozumieć się z najbliższą szkołą muzyczną lub ośrodkiem muzycznym. Dzieci bardzo muzykalne korzystają z króciutkich lekcji muzyki w czwartym roku życia.

Nie oczekujemy jednak, że z każdego niewidomego dziecka obda­rowanego doskonałym czy nawet — tzw. absolutnym słuchem, wyroś­nie wybitny muzyk. W tej sprawie należy polegać na fachowej opinii instytucji muzycznej, aby uniknąć rozczarowania życiowego dla siebie i dla swego umiłowanego dziecka, a fakty takie nie są niestety, odosob­

nione.

WĘCH


Zwróćmy teraz uwagę na powonienie, które w życiu niewidomego ma również duże znaczenie, ponieważ przenosi wrażenia z pewnej od­ległości. Po zapoznaniu się przez niewidomego z jakimś przedmiotem

62


i dotykiem i węchem, może on 'rozpoznać ten przedmiot z oddali po samym tylko zapachu. Powinno się więc wprawiać dzieci w rozróż­nianie węchem coraz więcej kwiatów, warzyw, owoców i gotowanych potraw, zarówno w stanie świeżym, jak i psujących się, a także w po­staci zasuszonej — np. niektóre materiały o specyficznej woni: gumę, drewno, stare papiery, chemikalia i gazy. Swoisty zapach ułatwia też rozpoznanie niektórych zwierząt czy ludzi i ich ubrań, przede wszyst­kim ubrań należących do osób o różnych zawodach. Nieraz już kil-koletnie dzieci niewidome wykazują zadziwiającą czułość węchu, co w połączeniu ze zmysłem dotyku umożliwia dziecku doskonałą orien­tację, czy się znajduje ono w lesie, czy nad stawem, w pobliżu sklepu mięsnego czy piekarni itd.

Rozwijanie u Waszego dziecka spostrzegawczości na zapachy przy­jemne i także nieprzyjemne ma dla niego duże żnaczanie na przyszłość, gdy zajdzie nieraz potrzeba samodzielnego orientowania się podług zapachu w jakości różnych rzeczy, zdecydowania czy je należy kupić, odstawić, wyrzucić. Powonienie może wskazać nawet, którą drogą iść należy, a którą, omijać.

MOWA I MYŚLENIE

Mowa ludzka jest wyrazem naszych myśli. Do nauki mowy po­trzebny jest słuch, brak jego utrudnia nie tylko samą naukę mowy, ale i sprawne wiązanie myśli. , •

Brak wzroku nie stanowi zasadniczej przeszkody do prawidłowego funkcjonowania myśli, a w związku z tym i mowy. Mimo to, dziecko niewidome zaczyna nieraz mówić z wielkim opóźnieniem, nawet pod troskliwą i rozumną opieką domową, po prostu dlatego, że nie widzi ruchów ust osoby mówiącej. Wspomnieliśmy już, jak należy ułatwiać naukę mowy maleńkiemu dziecku. Także i kilkoletniemu trzeba po­zwolić dotknąć czasami naszych ust, w razie trudności w wymawianiu niektórych głosek czy słów. Prócz tego powinni rodzice i współmie­szkańcy przemawiać do dziecka bardzo wyraźnie, powoli, niezbyt pie­szczotliwie choć łagodnie, zwracając się do dziecka twarzą. Również dziecko przyzwyczajamy, by" zwracało twarz w kierunku rozmówcy. Dawajmy dziecku dużo okazji do rozmowy, a ono zacznie więcej mówić, gdy ma coś w ręce, gdy się bawi, gdy raduje się lub smuci, gdy może podzielić się ż kimś myślami, pokazać, że mu się coś udało, wyrazić

64

swą chęć lub prośbę. Nie zapominajmy, że dziecku warto mówić tylko do kogoś, kto go chce słuchać. Trzeba jak najwięcej rozmawiać z dziec­kiem, o tym, co ono rozumie, co je interesuje.

Zdarza się jednak, że dziecko, choć nas rozumie, zaczyna mówić bardzo późno. Niekoniecznie jest to powód do zmartwienia, gdyż wiele dobrze rozwiniętych dzieci, zwłaszcza chłopców, zaczyna mówić dopiero po trzecim roku życia, w wyjątkowych razach nawet i później, za to potem dziecko szybko dogania poziom rówieśników. W razie nie­pokojących objawów w rozwoju mowy należy zasięgnąć opinii fachow­ców lekarzy i nauczycieli oraz specjalnych poradni.

Przy końcu wieku przedszkolnego powinno dziecko wymawiać wszystkie głoski, także ,,r", ,,sz", ,,cz", mówić gramatycznie, dłuż­szymi zdaniami, odpowiadać na pytania, umieć coś opowiedzieć, mó­wić na pamięć krótkie wierszyki.

Opowiadając dziecku coś czy czytając, ucząc je wierszyków, sta­rajmy się, by dziecko rozumiało każde nasze słowo i by przywykło do pytania o wyrazy dlań niezrozumiałe.

Starajmy się je wyjaśniać nie tylko słowami, lecz — w miarę moż­liwości — podać dziecku przedmiot, względnie zapoznać je z czynno­ścią, o której mowa. Tak np. przy wierszyku Konopnickiej „Pucu, pucu, chlastu, chlastu" przekonajmy się, czy dziecko wie, co to jest krochmal i cebrzyk. Trzeba położyć, postawić przed nim te przedmioty. Ba­wimy się przy tym z dzieckiem w pranie, wykonując czynności wymie­nione kolejno w wierszyku, albo też korzystamy z „prawdziwego" prania w domu.

Niech dziecko najpierw zupełnie swobodnie opowiada zasłyszane i zmyślone bajeczki, a także swoje sny. Niech zarazem przywyka do rzetelnego i jasnego opowiadania faktów: o tym — kogo spotkało, co-usłyszało, czym i z kim się bawiło. Trzeba dbać o to, by dziecko ćwi­czyło swą pamięć, wyobraźnię i sprawność myśli i sposób wysławiania się, nie było zbyt gadatliwe.

Szkoły dla niewidomych w Polsce i za granicą stwierdzają u wielkiej części nowo wstępujących dzieci wielkie ubóstwo myśli i mowy, u in­nych znów dzieci nadmierną skłonność do powierzchownego paplania o sprawach nie dość dobrze im znanych lub wcale nie rozumianych. Wzbogacenie mowy dziecka jest nieraz łatwiej osiągalne niż odzwy­czajanie ucznia od wygłaszania nieprzemyślanych zdań i sądów, które to wady charakteryzują nieraz jeszcze dorosłych niewidomych.

Wychowanie niewidomego dziecka — 5

bo wyrobienia myślenia dopomagają rachunki, potrzebne zresztą człowiekowi przez całe życie. Rodzice dzieci niewidomych powinni korzystać z każdej okazji, żeby pobudzać dziecko do liczenia, a nie brak ich przecież w ciągu dnia — w czasie zabawy, gimnastyki, wspólnych posiłków. Pozwólcie dziecku liczyć głośno, np. do 10, lecz pod warun­kiem, że będzie ono przy tym dotykać kolejno jakichś przedmiotów, najpierw na chybił trafił, a później w określonej już kolejności. Niech dziecko przekłada, przestawia przedmioty przy liczeniu, np. pomidory, jabłka. Niech zatrąbi czy klaśnie w ręce lub tupnie nóżką tyle razy, ile ulepiło kulek, odkroiło pasków papieru.

Mówmy też z dzieckiem o porach dnia, których przecież nie widzi;

niech je ocenia podług pory posiłków, a dnie podług ilości przespanych

nocy.

Jeszcze w wieku przedszkolnym wskazane jest dawanie dziecku pieniążków dla orientacji w ich kształcie i użytku. W razie sprzyjają­cych warunków pozwolić mu robić najprostsze zakupy w sąsiednim sklepie (bez przechodzenia przez jezdnię).

NIEWIDOME DZIECKO NA WSI

Mówiliśmy przeważnie o dzieciach w mieście, chociaż duża, raczej nawet większa część dzieci niewidomych wzrasta na wsi, a położenie rodziców i dziecka bywa tu nierzadko wyjątkowo, trudne.

Wpływa na to znaczniejsze oddalenie od lekarza okulisty, natrętne nieraz zainteresowanie całej osady niewidomym dzieckiem, uwagi są­siadów, by dziecka nie męczyć uczeniem choćby najprostszych czyn­ności. Rzadziej tu niż w mieście docierają do rodziców wiadomości ,o szkołach specjalnych, o istnieniu związku niewidomych, o ulgach z jakich mają prawo korzystać niewidomi. Stąd głęboka beznadziej­ność, stąd zaniedbywanie dziecka, zwłaszcza gdy jedno z rodziców jest np. chorowite albo mają oni zbyt mało czasu, a pracy jest zwykle dużo na roli i w podwórzu.

A jednak, wiedzcie Rodzice, że niewidome dziecko może się stać Waszą dumą i ostoją, trzeba tylko, by ono mogło być wciąż czynne, by ciągle się czemuś przysłuchiwało, wciąż, czegoś dotykało. Na wsi słychać przez okno tyle znajomych głosów. Postaw tylko, Matko, łó­żeczko czy krzesełko swojego dziecka tak, by mogło jak. najwięcej sły­szeć, nauczy się wtedy stopniowo rozróżniać głosy: koguta, kurki, kur-

66 • ' '

Czat i innego ptactwa. Niech słyszy dobiegające z dworu porykiwania, beczenie, szczekanie, miauczenie i rżenie. Naśladuj, Matko, wspólnie z dzieckiem te glosy i objaśnij je, zwróć także dziecku uwagę na piszczą­cą pompę czy na żuraw studzienny, stukającą sieczkarnię czy kombajn. Niech się dziecko uczy rozróżniać głos rąbania drzewa, turkot wozów. Jeśli pogoda pozwala, wystaw je z łóżeczkiem lub w kojcu na podwór­ko, ale miej je w pobliżu siebie.

Bierzcie je też, Rodzice, na rękę czy później — za rękę i prowadź­cie do kurnika, do stajni, tam pozwólcie dziecku dotknąć karku krowy czy konia lub owieczki, niech pobawi się sianem i słomą. Podawajcie mu do ręki liście łopianu, koniczyny i innych roślin. Niech rodzice i rodzeństwo wszystkimi sposobami starają się, by dziecko nie było sa­motne, by — podobnie jak widzące dzieci w jego wieku — towarzyszyło rodzinie na łące, w polu, w lesie. Choć ono nie widzi nic lub tylko nie­wiele, poznaje dużo dotykiem i słuchem, czuje całym sobą ciepło i zimno, powietrze świeże i duszne oraz zapachy dolatujące z pola czy z zabudo­wań. Zaczyna się orientować coraz jaśniej w znaczeniu i użytku róż­nych urządzeń do hodowli zwierząt i roślin oraz w pracy całej swej rodziny. Sercem i myślą czuje się ono dzieckiem swych rodziców i roz­wija się tym lepiej, im więcej otrzymuje serdecznej opieki. Jako przed­szkolak będzie już próbowało pomagać rodzicom przy łatwiejszych pracach w domu i w gospodarskim obejściu. Wówczas z lżejszym ser­cem, z mniejszą obawą powierzycie we właściwym czasie swoje dziecko zakładowi, a ono mniej głęboko odczuje rozstanie z rodzicami, którzy dotąd byli przeważnie jedyną jego ostoją, jedyną miłością oraz ucieczką w każdej ciężkiej chwili. , -"./ •

W ostatnich latach dokłada się w naszym kraju coraz więcej starań, aby zawodówko przygotować niewidomych do pracy na wsi. Chodzi o danie im możliwości stałego zamieszkiwania w domu rodzinnym przy równoczesnym wykonywaniu pełnowartościowej pracy fachowej. Nie­widomi otrzymują obecnie pracę na wsi przy hodowli (np. drobiu), albo jako rzemieślnicy (np. jako rymarze w gospodarstwach uspołecz­nionych). W warunkach wiejskich mają niewidomi znacznie większą swobodę poruszania się na powietrzu, niż wśród miejskiego ruchu ulicznego.Rozdział III

KSZTAŁCENIE CHARAKTERU

WPŁYW ŚLEPOTY DZIECKA NA RODZICÓW

Świadomość posiadania dziecka niewidomego od urodzenia, czy też ociemniałego skutkiem choroby lub wypadku, przygnębia rodzi­ców ze zrozumiałych przyczyn. Współczucie dla dziecka, boleść z po­wodu jego cierpienia łączy się z wątpliwościami, czy dziecko kiedyś będzie mogło być szczęśliwe; dochodzi do głosu obawa, że właśnie gdy dorośnie będzie się czuło najbardziej opuszczonym i pokrzywdzo­nym z ludzi. Rodzicom udzielają się nieraz ogólnie rozpowszechnione przesądy o zupełnej bezradności niewidomych, nie docierają do nich natomiast wiadomości o sposobach zwalczania skutków tego kalectwa. Przygnębiająco, jeśli nie zniechęcająco, działa myśl o konieczności dania z siebie największego nakładu sił duchowych i materialnych, aby należycie wychowywać kalekę, do tego dołącza się cień jakby winy, padający na rodziców7 w opinii ich otoczenia i w ich własnym mnie­maniu.

Te wszystkie wątpliwości, poruszające rodziców do głębi, mają nieraz ogromny wpływ, i to — ujemny, na ich stosunek do dziecka, i w ogóle do życia, co bywa jeszcze gorsze w następstwach, niż samo kalectwo.

Narzucające się gwałtownie myśli: ,,Dlaczego to spotkało właśnie mnie i moje dziecko ?" wywołują w rodzicach niepokój, budzą bunt, prowadzą do zachwiania ufności w sens bytu. W chęci znalezienia odpowiedzi szukają winy często najniesłuszniej w sobie, w swoich przod­kach, w innych ludziach. Czasem doszukują się istotnych przyczyn, częściej jednak wiążą kalectwo dziecka z jakimś przypadkowym faktem, którego wpływ wyolbrzymiają. Męczą się, myślą sobie nieraz: ,, Dzieci

68

przestępców przychodzą przecież na świat ze zdrowymi oczami, dla­czego moje dziecko nie widzi?"

Zdrowe,'ladne dzieci są dumą rodziców, niejako dowodem ich zdro­wia. Dzieci wątłe, kalekie świadczą nierzadko o pewnej niezdatności życiowej, osłabieniu, przekwitaniu tych, którzy dali im, życie. Ale prze­cież nie zawsze tak się dzieje. , •

Brak wzroku jest często związany ze zniekształceniem oczu W stop­niu od razu widocznym. Brak słuchu jest przeważnie mniej rozpozna­walny przy pierwszym zetknięciu, gdy tymczasem zmieniony wygląd twarzy dziecka niewidomego i jego niepewne ruchy przykuwają cudze spojrzenia. Ludzie — bliscy i dalsi —dopytują o przyczynę, szepcą coś między sobą, przyglądają się natarczywie (co odczuwają dzieci z resztkami wzroku), litują się, robiąc przy tym nierzadko jakże bezli­tosne uwagi! /

Rodzice czują się skrępowani, wstydzą się za swe dziecko i' ulegają wtedy łatwo wpływowi przykrych uwag i wypowiedzi, na czym cierpi to jeszcze nic nie rozumiejące niemowlę w wózku. Rodzice zaczynają bowiem rzadziej wychodzić z dzieckiem poza obręb mieszkania, a i w do­mu nie pokazują go obcym, gdy tymczasem jakże się szczycą jego zdro­wym rodzeństwem.

Przytoczmy jeden z takich jaskrawych faktów.

Oto matka, oddająca dziecko do szkoły dla niewidomych, poleciła jef odwieźć za opłatą obcej osobie, a sama przyjechała do zakładu innym pociągiem, ażeby nie być narażona na uwagi współpasażerów.

Prędzej czy później zorientują się dzieci, że są uważane za zawadę, że są ,,niepożądane" i tym silniej odczuwają swe kalectwo oraz swoje osamotnienie wśród rodziny, co naturalnie nie może nie wywierać ujem­nego wpływu na ich wychowanie. Czasami zwróci ktoś rozsądny ro­dzicom uwagę na niewłaściwość takiego postępowania. Opowiadała pewna, dorosła już niewidoma osoba, że jako dziecko boleśnie odczu­wała odsuwanie się rodziny. Dopiero później ktoś z dalszej rodziny zaprotestował przeciw pozostawianiu dziewczęcia bez przyczyny w domu.

„A cóż to! Czyż Jasi nie weźmiemy z sobą! ? Czy mamy się jej wsty­dzić? To przecież nie żaden wstyd!"

Gdy w jednym z zakładów dla niewidomych mówiłam, że piszę książkę dla rodziców, odezwali się wychowawcy ,,Niech pani napisze, żeby rodzice nie wstydzili się swych niewidomych dzieci!". Tak! Lecz jednak ci rodzice kochają swe dzieci, dbają o nie, pracują na nie,

69

Ryć. 27. Dziewczynki z V klasy piszą na maszynie

wychowują je i na pewno nie wstydziliby się za nie, gdyby 'nie było tylu rozpowszechnionych błędnych zapatrywań, z którymi całe społe­czeństwo winno walczyć. -

Zresztą z przykrościami, zaprawiającymi goryczą niełatwe ich życie, spotykają się w mniejszym- lub większym stopniu wszyscy rodzice dzieci kalekich i muszą oni umieć wznieść się ponad te przeciwności, jeżeli chcą, by dzieci ich nabrały hartu i odwagi do pokonywania czekających je trudności życiowych.

Uwagi obcych ranią przede wszystkim same dzieci niewidome, -toteż i one pragną umknąć wszelkiego kontaktu: z obcymi ludźmi. Re­zygnują nieraz z ciekawej wycieczki, byle tylko nie być narażonym w czasie podróży na przykre uwagi, na te ogromnie nieprzyjemne roz­mowy, w których biorą udział niemal wszyscy przygodni towarzysze 1| podróży. Te najrozmaitsze wypowiedzi wypływają, z ust osób niewta­jemniczonych, niezorientowanych w problemach ludzi niewidomych. Słyszymy nieraz takie naiwne pytania: ,,Jakże to dziecko może się ba­wić klockami nie widząc ich?" ,

Ludzie nie chcą uwierzyć — bo nie potrafią tego zrozumieć — że dzieci niewidome piszą na maszynie, że pływają, dają sobie radę w gos-

70

podarstwie, kończą studia... Nie wyobrażają sobie tego, a przecież chcieliby zrozumieć, jak można sobie radzić bez wzroku. Sądzą podług siebie, wyobrażają sobie, że w nieprzeniknionej ciemności czuliby się zupełnie zgubieni. Nie wiedzą, jak dalece można zastępować czynność wzroku pracą innych zmysłów.

Wśród rodziców dzieci niewidomych zdarzają się jednostki opu­szczające swoje dziecko. Pomiędzy podrzuconymi niemowlętami znaj­duje się stosunkowo dużo dzieci niewidomych. Niektórzy rodzice po­zostawiają swe dziecko jak najdłużej w szpitalu i chcieliby je oddać zaraz potem do przytułku — w dodatku bez ponoszenia najmniejszych kosztów — a wreszcie zupełnie przestają dbać i nawet pytać o dziecko. Sposób myślenia takich rodziców charakteryzuje najlepiej oświadczenie jednego z ojców: „Co nam po takim dziecku?" W do­datku ten sam ojciec nie chce się „odpisać" od dziecka. Czeka widocz­nie, że gdy ono podrośnie na koszt Państwa, on wyciągnie jeszcze jakąś korzyść dla siebie.

Większość jednak rodziców otacza swe kalekie dziecko podwójną miłością. Nie ma ofiar, których nie byliby zdolni dla niego ponieść. Pracują ponad siły, odmawiają sobie, a nawet innym swoim dzieciom, koniecznych wydatków. Zmieniają korzystniejsze warunki pracy i mie­szkaniowe na gorsze, byle tylko być bliżej swego dziecka przebywają­cego w zakładzie. Chcą je przede wszystkim wyleczyć, wożą je wytrwale do okulistów w najodleglejszych miejscowościach, wyjeżdżają z dziec­kiem za granicę (co nie zawsze potrzebne), nie szczędzą czasu, sił ani

kosztów.

Zbyt uporczywe i długotrwałe leczenie, przy braku widoków na uratowanie wzroku, jest jednak nie tylko bezowocne, ale i szkodliwe, gdyż zaniedbuje się przez to przyzwyczajenie dziecka do posługiwania się pozostałymi mu zmysłami. Źle rozumiana litość nie przyczynia się do łagodzenia życia kalece, lecz utrudnia jego wychowanie. Trzeba co prawda niezmiernie wielkiej równowagi ducha, by martwiąc się ciężko o swe dziecko, nie dać mu tego odczuć i utrzymać pogodną atmo­sferę w całym domu. Dzieci zresztą nie są rodzicom wdzięczne za ich łzy. Mówi jedna z młodych niewidomych: „Matka mi wciąż wymawia, że tyle się przeze mnie napłakała. Czy ja temu jestem winna ?"

Rodzice, nie Wasze łzy, ale Wasza wiara w możność przezwycię­żenia najcięższych skutków ślepoty dopomoże Waszemu dziecku do podejmowania największych wysiłków.

71

Przeszkody życiowe mogą osłabiać, ale mogą też i hartować, uod­porniać na zewnętrzne i wewnętrzne cierpienia, jeżeli tylko potrafimy natchnąć niewidome dziecko nadzieją, że będzie ono mogło stać się pełnowartościowym społecznie, przydatnym człowiekiem.

Przytoczmy słowa z wiersza ociemniałego autora A. Reussa: Sens naszego życia: •

„Stanęliśmy do walki z losem I gdy zwyciężamy, piękniejszy staje się świat".

Jest niezmiernie ważne, by rodzice wiedzieli, jakie prace i zawody są dostępne dla niewidomych. Nie chodzi tu jeszcze o wybór zawodu. Wyboru należy dokonywać w porozumieniu z fachowcem. Wiado­mości o osiągnięciach niewidomych są dzieciom i ich rodzicom po­trzebne, by jaśniej i ufniej patrzeli oni w przyszłość. Dziecko słysząc o zdolnościach, wynalazkach, zasługach i powodzeniu ludzi pozbawio­nych wzroku, nabiera zaufania do siebie, marzy o rozpoczęciu pracy. Trzynastoletni chłopiec, pracujący na lekcjach zajęć ręcznych przy elektrycznej maszynie stolarskiej, tak się wyraził: „Gdyby człowiek był przeczuł, że stanie kiedyś przy takiej maszynie!"

Rodzice powinni o tym wiedzieć i przekazać to dziecku, że wyna­lazcą pisma dla niewidomych, używanego dziś na całej kuli ziemskiej był Ludwik Braille, ociemniały we wczesnym dzieciństwie i że dwaj uczniowie zakładu dla niewidomych w Paryżu pierwsi dowiedli, iż niewidomi mogą być stroicielami fortepianów. Niewidomi stworzyli także pierwowzory maszyny do pisania i pióra wiecznego oraz dokonali wielu ulepszeń z zakresu techniki. Ociemniały lekarz wyuczył niewi­domych masażu, a zawód ten jest obecnie wykonywany przez coraz większą liczbę niewidomych, kształcących się na specjalnych kursach. Warto wiedzieć, że wzrastająca z dnia na dzień ilość zawodów dostęp-| nych niewidomym sięga daleko ponad setkę, że sumienna i wydatna| praca niewidomych w różnych działach produkcji otwiera codzienniejj wrota do nowych placówek ludziom pozbawionym wzroku. |

We wszystkich krajach rozwiniętych gospodarczo studiuje obecnie| spora ilość niewidomych na wyższych uczelniach. W 1959 r. było^ w Polsce już niewidomych 50 studentów, w tym dwóch na politechnice, S wyróżniających się najlepszymi postępami. Jest także stosunkowo' wielu prawników: adwokatów, sędziów i doradców ekonomicznych | wśród niewidomych. W Polsce ociemniały adwokat, Stanisław Buko-|

72

Ryć. 28. Żuraw i samochód z drzewa. Prace 13-letnich chłopców

wiecki, położył duże zasługi dla ustawodawstwa polskiego jako pierwszy minister sprawiedliwości i następnie generalny prokurator — t\^ po pierwszej wojnie światowej. De Yalera, obecny prezydent Irlandia a długoletni jej premier, pełni nadal swoje odpowiedzialne funkcją mimo że stracił wzrok 8 lat temu. Niewidomy od dziecka wybitny pisarz, Taha Hussein, Egipcjanin, autor 40 książek, został w 1960 ^ wyznaczony jako kandydat do nagrody Nobla, a ponadto 6 uniwersy_ tetów nadało mu honorowy tytuł doktorski.

SPOSOBY WYCHOWAWCZE

W wieku przedszkolnym odbywa się wkraczanie dziecka w sw^ u boku matki czy ojca, niejako pod ich opiekuńczymi skrzydłami. Kaz^y dzień, każda niemal godzina wymaga wnikania kochających rodzica w czynności swego dziecka, by je nauczyć właściwego postępowano (o ile jeszcze nie jest w przedszkolu) i chronić od grożących mu nie. bezpieczeństw.

U dziecka niewidomego nawet rozglądanie się dokoła odbywa ^ę ^ pośrednictwem czujnych oczu jego rodziców, a posuwanie się n^. przód następuje pod przewodnictwem ich rąk. Nie tylko każda §q_

^3

dzina, ale i każda niemal minuta wymaga troskliwej czujności matki ze względu na niepewność, bojażliwość i niezaradność dziecka, jak i na większą — niż u widzącego — potrzebę wyczuwania obok siebie znanej, życzliwe} i kochającej istoty. Meble są twarde, drogi niezbyt gładkie i kręte, ale słowa i ręce matki są miękkie, ciepłe, współczujące i rozpraszające wszelkie zło. Bliskość matki jest dziecku specjalnie jaotrzebna w czasie większych dorocznych porządków, nawet trzepania ubrań na podwórzu, jest nieodzowna podczas burzy i wszelkich nie­znanych dziecku hałasów. Również przy wizycie obcych osób po­trzebne jest dziecku odczucie obecności matki. Nie należy lekceważyć strachu żadnego dziecka, tym bardziej dziecka wzrastającego w wie­cznych ciemnościach, toteż nie należy go zamykać samego w pokoju.

Wychowanie niewidomego dziecka wymaga nie tylko więcej czasu, czujności i serdeczności, lecz również stawia rodziców przed wciąż nowymi pytaniami, na które niełatwa, znaleźć odpowiedź. Jeżeli bo­wiem trudno jest rozstrzygnąć, jak dalece wolno, a kiedy już nie należy pobłażać widzącemu dziecku, to tym trudniejsze i ważniejsze jest to w stosunku do dziecka niewidomego. Jak je nakłonić do usłuchania, gdy się upiera, czy je zmuszać i — w jaki sposób, by go zbytnio nie hamować, nie onieśmielać, nie zasmucać? Co zrobić, by nie płakało, zwłaszcza gdy lekarz ostrzega, że płacz może wpływać szkodliwie na zachowanie resztki wzroku ? Jak postępować, by dziecko nie wpadało w złość, nie dostawało ataków, gdy mu się czegoś zabrania? Dziecko długo leczyło się i jest może jeszcze w leczeniu, przechodziło ból. Może w szpitalu odzwyczaiło się od słuchania i odwykło od domu, od rodzi­ców. Czy można je karać, w jaki sposób i czy to pomoże ?

W każdym razie nie wolno dopuścić, by dziecko tyranizowało ro­dziców i całe otoczenie swymi zachciankami, grymasami, łzami, złością, przeraźliwym, drażniącym uszy piskiem. Nie wolno zezwalać, by biło rodziców (to jest wychowawczo najszkodliwsze), by biło rodzeństwo, znęcało się nad zwierzętami, kłamało, niszczyło rzeczy naumyślnie. Dziecko widzące można wychowywać już samym wzrokiem, przez ostrzegające lub zezwalające spojrzenie i takiż wyraz twarzy, ruch gło­wy czy ręki. Uśmiech, skinienie powiek, skrzywienie czoła czy ust rodziców uczy dziecko tego co dobre i co złe. Dziecku, które nie może dojrzeć rozjaśnionego, poważnego lub zmartwionego oblicza rodziców, trzeba zastąpić wymowę ich w^zroku głosem i dotknięciem, przyzwala­jącym lub odmownym.

74

Ponieważ jednak ostrzeżenia czy nagany wypowiadane głosem są bardziej dobitną formą zwracania komuś uwagi niż znaki dawane wzro­kiem, wynika stąd konieczność panowania nad brzmieniem swego głosu, aby wnosić możliwie dużo spokoju do duszy dziecka, nawet gdy mu się czegoś zabrania.

Dzieci niewidome są na ogół — choć nie wszystkie — bardziej nerwowe od innych, zbyt mocno i głęboko odczuwają każdą najdrob­niejszą przyjemność czy przykrość, toteż stałe napomnienia, liczne zakazy i nakazy, czy nawet nieustanne pochwały i czułości nie przy­czyniają się do wzmocnienia jego systemu nerwowego, do uzyskania przez nie równowagi duchowej. .

Nie należy zresztą tłumaczyć wszystkich reakcji dziecka niewido­mego brakiem wzroku. Jest ono przede wszystkim dzieckiem, z wszyst­kimi swoimi wadami i zaletami, tylko inaczej nieraz się objawiającymi. Rodziców obowiązują więc takie same zasady wychowawcze, jakimi kierują się inni rodzice i wychowawcy. Zamiast zakazów lepiej stoso­wać nakazy, np. zamiast mówić: „Nie brudź, nie rozsypuj, nie kręć się, nie kiwaj się" nakazujemy: „Wytrzyj najpierw ręce, powkładaj to. uważnie do koszyka, idź się bawić z drugiej strony stołu, poskacz sobie z piłką, pomóż mi składać chusteczki". Nie przerywamy też dziecku nagle i ostro jego zabawy, gdy jest nią całe przejęte. Zostawia­my mu trochę czasu na przestawienie myśli na nowe zajęcia. Zamiast:

„Rzuć klocki i siądź natychmiast do stołu", powiedzmy mu np. „Bu­downiczy musi zjeść teraz obiad". Zresztą trzeba pamiętać, że mózg dziecka przedszkolnego działa znacznie wolniej niż u dorosłych, a wola mniej jest podporządkowana rozsądkowi.

Zamiast ganić i karać, zapobiegajmy przede wszystkim okazjom do niegrzeczności. Stwierdziwszy np., że dziecko najwięcej krzyczy, najbardziej upiera się, gdy ma iść spać, bo pora snu styka się z porą zabawy z ojcem, którą dzieci tak bardzo lubią, starajmy się przenieść tę zabawę na nieco wcześniejszą godzinę, a przed samym spaniem wpro­wadźmy zajęcia spokojniejsze, mniej ciekawe, np. wspólne porządko­wanie zabawek, trochę śpiewu czy pogodnego opowiadania lub czytania. Być może przyczyna gwałtownej obrony dziecka przed spaniem leży w niedostatecznym ruchowym wyżyciu się dziecka, dawajmy mu więc częściej za dnia: piłkę, obręcz, skakankę -— na spacerze i w domu.

Niekiedy ustępujemy dziecku pozornie. Choć ono nas nie posłucha, nie. powtarzamy nakazu, lecz przestajemy reagować na zachowanie

75

dziecka i nie zajmujemy się nim zupełnie. Wtedy ono zwykle po chwili samo spełnia polecenie. W innych wypadkach, byle niezbyt często, najlepiej „przymknąć" na razie oczy na nieposłuszeństwo, na wybuch złości itp. objawy. Za to później, np. wieczorem, pomówmy z dziec­kiem o tym, co ono dziś dobrze lub źle zrobiło. W każdym razie wy­bieramy na tę rozmowę chwilę, w której dziecko jest spokojne i kiedy my nie jesteśmy już poruszeni, zdenerwowani jego nieposłuszeństwem lub kłamstwem. Wieczorem sami już lepiej ocenimy, czy powinniśmy byli wystąpić energicznie, czy też w ogóle reagowaliśmy niepotrzebnie, bo może po prostu dziecko nas nie zrozumiało. Wtedy przyznamy dziecku, że się omyliliśmy. Nie obniży to autorytetu rodziców, lecz go podniesie. O tak ważnej sprawie, jak poważne kłamstwo dziecka, pomówmy jeszcze raz następnego dnia. W żadnym razie nie w^olno dziecku stale wypominać jego błędów, ani wyznaczać długotrwałych kar, które tylko je przygnębiają, więc nie pomagają, i .

Jeszcze cięższym błędem niż wobec innych dzieci jest straszenie, że dziecko oddamy cyganom lub wmawianie, że już go nie kochamy, bo jest nic nie warte, albo że wyrośnie z niego bandyta, ponieważ nie kocha rodziców. Trzeba wyjaśnić dziecku nasze zmartwienie, wytłu­maczyć przyczynę łez matki. Zarazem trzeba mu powiedzieć, że wie­rzymy w nie i że ono jest i chce być dobre: ,,Pokaż, że umiesz inaczej postąpić, że potrafisz zrobić to bardzo ładnie". Zachęty, pochwały i niewielkie nagrody są lepszymi środkami wychowawczymi niż naga­ny, grożenie i kary, choćby nie specjalnie ostre.

Uleganie jednak kaprysom dziecka, nie stawianie mu pewnych wy­magań i brak konsekwencji ze strony rodziców—taka postawa jest w^prost szkodliwa dla pomyślnego wychowania dziecka. Najgłębsza miłość rodziców, pragnących z całej siły ulżyć ciężkiej doli swego dziec­ka i czyniących wysiłki, by zapewnić mu możliwie szczęśliwe dzieciń­stwo, polega właśnie na tym, że nie spełniają oni bezkrytycznie wszyst­kich jego zachcianek, nie obsypują go ogromną ilością nieprzydatnych zabawek, nie dają mu nadmiernej ilości słodyczy. Umieją odmówić tego, co jest szkodliwe dla zdrowia i dla charakteru dziecka.

Doskonałą pomoc w wychowaniu stanowi wyznaczanie - dziecku drobnych obowiązków. Zaczynając od prostszych, jednorazowych po­leceń: ,,Podaj mamusi torebkę, daj ojcu pantofle, przynieś książkę, odnieś młotek, wyrzuć to do śmieci". Wcześnie staramy się rozwijać pamięć dziecka.: „Pamiętaj, gdzie to kładziesz. Przypomnij mamusi;

76

o wrzuceniu listu". Później nakładamy na dziecko stałe obowiązki:

wycieranie kurzu z półek, stałe pamiętanie o pantoflach tatusia, podle­wanie kwiatów, przystawianie krzeseł w porze obiadu, nakrywanie do stołu — najpierw tylko łyżek i łyżeczek, potem i talerzy, noży i widelców. Dzieciom od sześciu lat pozwalamy zmywać naczynia.

Pozwólmy też dziecku przebierać fasolkę, później obierać, jabłka do kompotu i niekiedy — jeszcze niestale — strugać ziemniaki.

Nie wymagamy tego, żeby dziecko wszystko robiło zupełnie do­kładnie i przez dłuższy czas nie zwracamy mu uwag. Nie polegamy też w pełni na jego pamięci, zwłaszcza w wieku przedszkolnym. Zwra­camy większą uwagę w tym okresie nie na to, ile razy dziecko czegoś zapomniało, lecz jak często samo pamiętało o swych obowiązkach i o ile lepiej je teraz wykonuje niż dawniej.

Wyznaczamy dziecku obowiązkowe a łatwe zajęcia, nie ze względu na pomoc nam udzielaną, lecz z uwagi na podtrzymanie w dziecku pędu do aktywności; aby wpoić w nie poczucie, że jest pożyteczne, że jest coś warte w kręgu osób, spośród których każda ma swój zakres obowiązków. . ., -

Wciąganie dziecka do prac domowych''jest zwłaszcza wtedy ważne, gdy z braku bezpiecznego terenu i właściwego towarzystwa dziecięcego nie może ono przebywać wiele na .dworze i bawić się z rówieśnikami. Zresztą sama zabawa polegająca na naśladowaniu pracy nie daje roz­wijającemu się dziecku dosyć zadowolenia i nie dostarcza bodźców do­statecznie przeciwdziałających jego bierności. Jeżeli troską rodziców musi być dbałość, by dziecko sobie lub komuś nie zaszkodziło swoim nieopatrznym działaniem, to niemniej szą ich troską powinno być, żeby nie siedziało bezczynnie, nie przesypiało bezcennych lat rozwoju, nie spędzało czasu na ciągłym czekaniu, że ktoś mu poda coś do zabawy, do roboty, żeby nie rozleniwiało się niby to marząc, a właściwie nie myśląc o niczym. Nie .możemy dopuścić do pojawienia się ruchów zastępujących istotną czynność (bo nawet jej nie naśladujących) — stereotypowych ruchów, o-szkodliwości których już pisałam.

~' Wybitni autorzy prac o niewidomych (sami niewidomi) w naj­ostrzejszych słowach piętnują tolerowanie przez rodzinę bezczynności, bierności niewidomych, przestrzegając przed wyrastającą stąd tępotą umysłową oraz uczuciowym odrętwieniem. Villey twierdzi, że łatwiej jeszcze nadrobić szkody fizyczne .wynikające z takiej apatii, niż wyrów­nać szkody psychiczne i rozpalić na nowo „płomień zainteresowania".

77

Zarzuca się nieraz niewidomym egoizm, jednostronny stosunek do swoich potrzeb i życzeń, a brak zrozumienia dla potrzeb życiowych innych ludzi. W tej sprawie znów mogą rodzice albo się przyczyniać do rozwijania nadmiernego egoizmu lub, przeciwnie, do uspołecznie­nia swego dziecka. Wyprowadzanie dziecka poza ciasny krąg domowy, zapoznanie go z pracami innych ludzi, a także z ich cierpieniami i ra­dościami, z drobnymi i dużymi kłopotami, pokazywanie- dziecku ludz­kiego tchórzostwa lub bohaterstwa — pomoże mu myśleć nie tylko o sobie i swojej wygodzie czy tylko swoim cierpieniu. O sprawach cierpienia, choroby i nawet śmierci, a także o tak ciężkich przejawach życia, jak przestępstwo, powinno niewidome dziecko dowiedzieć się już w okresie przedszkolnym, gdyż tym ciężej właśnie to wszystko przeżywa, im póź­niej o tym się dowie.

Pod opieką rodziców powinno dziecko zapoznawać się z ogniskiem domowym innych rodzin. Nie wolno pogłębiać izolacji duchowej dziec­ka przez odsuwanie go od kontaktu z ludźmi, zwłaszcza z krewnymi i przyjaciółmi rodziny, od których może zaznać wiele życzliwości i ser­deczności, nawet jeśli się zdarzą przykre momenty. W nowych sy­tuacjach ma dziecko wciąż nowe okazje do wyjścia poza egoistyczny zasięg swych własnych doznań, do przezwyciężania swej nieśmiałości czy gwałtowności oraz do poznawania życia różnych ludzi, ich poczy­nań i zainteresowań.

Co do towarzyszy zabaw dziecka, o czym już mówiono, sprawa ta najlepiej się przedstawia, gdy dziecko niewidome ma zdrowe rodzeń­stwo. Wtedy wyrasta z niego najczęściej zaradny i nie egoistyczny człowiek — pod warunkiem jednak, że rodzice nie traktują go zbyt wyjątkowo, pomimo oczywiście większej o nie dbałości. Rodzeństwo zw}7^ samo to rozumie. Opowiadała jedna z matek, że młodsza jej córeczka — jeszcze jako dziecko przedszkolne — tak się wyraziła: ,,Ma­musiu, powinnaś Gabrysię więcej kochać niż mnie!"

Ambitne dzieci nie pragną zresztą nadmiernych wyróżnień. Przy pracy doktorskiej o psychologii niewidomych zachęcał dr Henri starsze dzieci z zakładu do napisania, w formie listu do rodziców, podziękowa­nia za to, co sobie najwięcej cenią w wychowaniu, które im zawdzię­czają. Pomiędzy wielu wyrazami wdzięczności dla rodziców za ich troskliwość, poświęcenie, odgadywanie życzeń oraz za szczególną wy­rozumiałość dla błędów spotykamy i taką wypowiedź, którą cytujemy dosłownie: „Moja ślepota wymagała od Was szczególnie dużo Wa­

78

szych zachodów wokół mojej osoby, zwłaszcza przy ubieraniu mnie, gdy byłam mała. Do moich dziesięciu lat ograniczaliście się, by opła­cać dla mnie specjalne lekcje, żebym nie wstąpiła do szkoły nic nie umie­jąc, toteż jestem zadowolona, że mimo pewnego pobłażania dla mnie, wywołanego przez mą ślepotę, karaliście mnie równie ostro jak mego brata, gdy na to zasłużyłam. Bo nigdy nie robiliście 'różnic między dwojgiem Waszych dzieci".

Jeżeli dziecko ma braci czy siostry, miewa ono też .z reguły kontakt z ich kolegami i — biorąc większy lub niniejszy udział w ich zabawach — może poznać ich zajęcia i zainteresowania.

Ze swoimi, odpowiednimi wiekiem, towarzyszami zabawy powinno dziecko umieć bawić się i radować zapamiętale. Właśnie — zapamię­tale, a tego rodzice zwykle najwięcej się obawiają. Boją się, że mali koledzy zapomną wtedy o kalectwie ich dziecka. Oczywiście, gdy za­praszacie kolegów do swojego dziecka, nie będzie to dla Was, Rodzice, wytchnieniem. Ta wspólna zabawa wymaga większego natężenia Wa­szej uwagi, niż gdy dziecko jest samo, jednak towarzystwo jest wręcz konieczne, niemal tak potrzebne dziecku, jak zdrowy chleb powszedni. Pozwalajcie mu bawić się z innymi na dworze. • Nawet jeśli usłyszy niestosowne, przykre uwagi, bolesne wyzwisko „ślepok" lub jakieś w tym rodzaju, choć serce Wasze pełne będzie bólu za ten ból Waszego dziecka, nie oddzielajcie go jednak od innych dzieci. Znajdźcie mu, a o to nie tak trudno, prawdziwych przyjaciół wśród starszych kolegów. Aby uchronić dziecko od jednej krzywdy, nie wyrządzajcie mu jeszcze większej krzywdy, jaką jest samotność. , . :

Jeszcze jednej nieraz trudnej ofiary wymaga od Was to dziecko — większego czuwania nad swoimi słowami i czynami. Dziecko niewido­me nie przejawia zbyt wyraźnie mimiką, że coś rozumie, łatwo więc zlekceważyć jego obecność i przestać się w jego obecności zupełnie krępować. Zaoszczędźcie mu przedwczesnej i bolesnej wiedzy o Wa­szych intymnych małżeńskich sprawcach. Ciężko też przeżywa dziecko niesnaski w rodzinie, a już chyba najciężej wymówki z powodu jego istnienia i narzekania na wydatki związane z jego kalectwem. Tylko zgodne, harmonijne współżycie rodziców sprzyja wzrastaniu dziecka wesołego, szczęśliwego, świadomego uczuć, jakie wzbudza w kochają­cych je rodzicach. Wtedy raduje się i ich serce.

Rozdział IV

DZIECI NA WAKACJACH

Dzieci niewidome przebywające w zakładzie, z jeszcze większym niż inne dzieci utęsknieniem i niecierpliwością oczekują odwiedzin ro­dziców lub nadejścia wakacji. Gdy nikt ich długo nie odwiedza, wycze­kują nieraz koło drzwi wejściowych, nasłuchując godzinami i trwają tam w bezruchu takim, w jakim tylko one pozostawać potrafią. Jeżeli nikt me przyjeżdża w oznaczonym dniu, rozpaczają, a ich ufność do rodziców i wiara w życie doznają poważnego zawodu. '

• Trudno nieraz rodzicom pokonać wszystkie przeszkody, żeby móc odwiedzić swoje niewidome dziecko. Przede wszystkim •wobec stosun­kowo małej ilości dzieci niewidomych (po kilka na powiat) jest też mało zakładów specjalnych (podajemy ich spis na końcu książki), toteż da­leki jest nieraz dojazd z poszczególnych części kraju. Wysokie koszta, zużycie czasu i sił, bardzo utrudnia rodzicom częstsze widywanie się z dziećmi przebywającymi w zakładzie1. Powinno się zapewnić nie­widomym .wyjątkowe ulgi we wszelkich przejazdach między zakładem i domem, i to zarówno dla dzieci, jak też dla rodziców. Konwojenci osób niewidomych korzystają wprawdzie ze zniżek, jednak co najmniej trzy­krotna w roku jazda na ferie szkolne jest poważnym obciążeniem dla rodziny niewidomego dziecka. Doliczmy. do tego przynajmniej jeden dojazd rodziców na wywiadówkę szkolną oraz w razie choroby dziecka lub np. na jego imieniny, a stanie się jasne, że nie są to bynajmniej dro­bne wydatki. Zresztą małe dziecko, niedawno oddane do szkoły, po­winni rodzice częściej odwiedzać.

Dalsze, zupełnie innego rodzaju problemy wyłaniają się po przyjeź­dzie do domu. Okazuje się, że dziecko nie potrafi wynaleźć sobie od-

^Np. podróż spod Rzeszowa, Jasła, Białegostoku, Szczecina do Bydgoszczy wymaga 200—300 zł na bilety kolejowe i autobusowe oraz dwóch do trzech dni czasi

80

powiedniego zajęcia, siedzi godzinami biernie na jednym miejscu, skar­żąc się, że wolałoby już być w zakładzie, gdyż tu nie ma co robić. Trzeba,. żeby rodzina już zawczasu pomyślała o wypełnieniu dnia dziecka w spo­sób pożyteczny i przyjemny. Zupełnie szkodliwe jest ciągłe nawoły­wanie do odpoczynku. Nuda nie jest odpoczynkiem, zwłaszcza dla niewidomego dziecka.

Przede wszystkim zdajmy sobie sprawę, że dziecko niewidome prze­ważnie znacznie lepiej umie korzystać z nadarzających się okazji do przejawienia swojej aktywności, niż przypuszczamy. Z jaką dumą opo­wiada ono po wakacjach, jak pomagało przy żniwach, a cała jego po­stawa, opalona cera i jędrne ciało dowodzą prawdy tych słów. Niech więc bierze udział we wszelkich wycieczkach na grzyby, jagody, zioła, niech łowi ryby. Bez względu na plon tych zajęć użyje powietrza, ruchu, słońca, śmiechu, śpiewu i rozmów. Nie należy zwłaszcza zabraniać dziecku domowej współpracy z rodzicami — teraz już na serio: poma­gania matce przy pomywaniu i praniu, ojcu przy piłowaniu drzewa, porządkowaniu podwórza. Pozwólcie uczniom pokazać jak najwięcej z tego, czego nauczyli się w szkole.

Opowiadały dziewczęta, które ukończyły w Bydgoszczy kursy gos­podarstwa domowego, że w domu matka nie dopuszcza ich wcale do kuchni: „Mama wzięła ode mnie przepis na babkę, taką jaką robiłyśmy tutaj, ale mnie nie pozwoliła pomagać przy pieczeniu". Mała jeszcze dziewczynka, której w domu nie chciano uwierzyć, że w Laskach nau­czyła się szyć, sięgała nocą do kufra matki po ściereczki, które — prze­zwyciężając senność — obrębiała po kryjomu drobnym, równiutkim ściegiem. Widać w tym wprost walkę dziecka o to, by zechciano je „dopuścić do tego szczęścia, jakim jest praca". Jeden z chłopców tak się wyraża: „Gdybyście wy wiedzieli, co to jest bezczynność i co to znaczy nie móc pracować!" ,

Niech dzieci czytają i piszą po brajlowsku, niech uczą pisma punkto­wego kogoś z rodziny. Przywożenie książek brajlowskich jest uciążliwe, ale przesyłanie ich jest za to bezpłatne. Niech młodsze dzieci lepią z gliny i plasteliny, niech robią korale i wycinanki, niech rysują. Mogą rysować rysikiem brajlowskim lub zaostrzonym patykiem albo twardym ołówkiem — na kartonie czy papierze, położonym na gumie lub bar­chanie. Dzieci lubią w ten sposób obrysowywać rozmaite proste, naj­chętniej płaskie przedmioty, jak kółka, klocki. Niektóre dzieci rysują też laleczki, rowerki, domki. Mogą sobie tą metodą wykonywać prosteWychowanie niewidomego dziecka — 6

Ryć. 29. Rowerek wykonany przez 9-letniego Zygmusia, który sam już jeździ na rowerze

gry — domina, loteryjki, grę w Piotrusia itd. Starajmy się też o inne gry dla dzieci, nadające się dla niewidomych, np. warcaby, szachy, ,,człowieku nie irytuj się". Dzieci starsze wiedzą, jak się do tego zabrać, robiły to może już same w zakładzie. Ojciec powinien pomóc dzieciom w majsterkowaniu. Dla dzieci muzykalnych starajmy się o dostęp'do jakiegoś instrumentu, do chóru lub orkiestry. Niech też dzieci chodzą na mecze (zwłaszcza jeśli same uprawiają sport), do teatru i do kin| (obecnie filmy są przecież dźwiękowe). Zresztą zwykle ktoś chętni< dziecku dopomoże do zorientowania się w sztuce czy filmie, bezpo średnio lub później. Stopniowo znajdą się chętni towarzysze zabav i prac Waszego dziecka, nieraz dopomoże mu miejscowy, nauczyciel życzliwy sąsiad lub harcerz. .

Jeszcze raz przypominam teraz w odniesieniu do dzieci szkol­nych — poprzednio wysuwaną już zasadę, że przede wszystkim rodzice^ nie powinni upatrywać w swym dziecku jedynie niedołężnej kaleki, lecz traktować je stale jako jednostkę zdolną do wielu nawet nieprze­widzianych przez nas; czynności.

82 '

Rozdział V

INSTYTUCJE WYCHOWAWCZE

RODZICE A INNI WYCHOWAWCY

Zastanówmy się jeszcze, od kogo mogą rodzice spodziewać się po­mocy w wychowaniu dziecka. ,,

Na pewno warto się przyjrzeć rozsądnym poczynaniom wychowaw­czym rodziców mających widzące dzieci, warto z; nimi porozmawiać o punktach stycznych w rozwijaniu jednych i drugich dzieci. Bardzo pożyteczne są rozmowy z pediatrami, z pedagogami, zwłaszcza z wy­chowawczyniami przedszkoli. Przyjrzenie się tokowi zajęć w zwykłym przedszkolu może dać rodzicom dużo materiału do przemyślenia, wiele pomysłów zorganizowania dzieciom bardziej celowych zabaw, może im wskazać owocniej sze, bardziej systematyczne sposoby spokojnegc oddziaływania na dziecko, l

Książki popularnonaukowe o wychowaniu zdrowych i chorycni dzieci są bardzo cennym drogowskazem (na końcu podano spis ksią­żek). Przydaje się też wiele artykułów w miesięczniku ,,Wychowanie w Przedszkolu", także dla dzieci niższych klas szkolnych, ze względu na wiele przedstawionych tam pomocy i ćwiczeń służących do rozwi­jania zmysłu dotyku, słuchu i węchu.

Każdy zakład dla dzieci niewidomych chętnie udziela rodzicom wskazówek, jak należy wychowywać dzieci bezwzroczne. W- każdej z tych szkół zezwala się na wcześniejszy przyjazd rodziców wraz z dziec­kiem, w celu zapoznania się z życiem w zakładzie. Dopuszcza się też rodziców do lekcji w klasach.

Istnieją przeto specjalne poradnie dla rodziców dzieci niewidomych, udzielające ustnych, pisemnych i drukowanych porad, dotyczących fizycznego i psychicznego rozwoju dziecka.

Pożyteczne są wzajemne spotkania rodziców dzieci niewidomych ]

84

indywidualne, dorywcze, a także zbiorowe, specjalnie organizowane, np. na konferencjach, na kursach brajlowskich itp. Rodzice czują się wtedy mniej osamotnieni w swym nieszczęściu i w związanych z nim kłopotach, wracają do domu z nową energią do podejmowania tych — nie dających się nigdy zliczyć — ofiar dla swego dziecka.

ŻŁOBEK I PRZEDSZKOLE

Porozmawiać musimy jeszcze o tym, czy rodzice dzieci niewidomych mogą korzystać ze współczesnych ułatwień społecznych w postaci żłob­ków i przedszkoli.

Sprawy te nie są jeszcze na ogół uregulowane, ani też rozwinięte i na'szerszą* skalę. Niemowlęciu niewidomemu należy się przede wszyst­kim bliska, najbliższa opieka matczyna. Spotykamy jednak niekiedy w żłobku niewidome dziecko rodziców, którzy pracują zawodowo i stwierdzić można, że dziecko to cieszy się zwykle sympatią personelu, że zasadniczo nie sprawia dużo kłopotu, mniej zwykle niż dzieci anor­malne umysłowo lub chorowite. Na ogół i dzieci żłobkowe je lubią i opiekują się nim, i już dwuletnie dziewczynki lubią się z nim bawić, a gdy zaczyna chodzić, prowadzą je za rączkę. Zresztą biega ono sobie po całej sali niemal jednakowo wcześnie, jak i inne dzieci, umie trafie do swego łóżeczka, nocniczka i do wspólnych zabawek. Po południu wraca dziecko do domu.

Gorzej przedstawia się sprawa, gdy niemowlę niewidome, np. sie­rota znajdzie się przymusowo w Domu Małego Dziecka, a nie ma zu­pełnie styczności z jakimkolwiek domem rodzinnym.

Do przedszkoli dla dzieci widzących dzieci niewidome nie są u nas dopuszczane. W jedynym przedszkolu dla dzieci niewidomych połą­czonym z internatem, w Laskach, dzieci są czyste, wesołe, mają bardzo dużo odpowiednio dobranych, ładnych zabawek. Jedzą estetycznie, ubierają się samodzielnie i sprawnie. Mają dobrze przemyślane i sta­rannie przygotowywane zajęcia przedszkolne.

Pamiętać jednak należy, że wczesne oderwanie dzietka od normal­nego życia rodzinnego nie jest korzystne dla pełnego rozwoju charak­teru. Coiaz częściej i bardziej przekonywająco przedstawia literatura pedagogiczna i pediatryczna ubóstwo i zahamowanie duchowe oraz łatwe wykolejenie życiowe, wywołane przez wczesne i długoletnie wy­chowywanie dziecka w internatach. Z tej też przyczyny robi się za

85

granicą obecnie coraz częstsze próby włączania dzieci niewidomych do zwykłego przedszkola, by mogły pozostawać w bliskości domu i spę­dzać noce i część dnia w ognisku najbardziej z wszystkich ludzi kocha­jących je rodziców, nie tracąc przy tym stałego kontaktu z widzącymi rówieśnikami. . .

Próby wcielania małych dzieci niewidomych do zwykłego przed­szkola są i u nas bardzo wskazane, jednak nie należy nigdy umieszczać niewidomego dziecka w przedszkolu przeludnionym. Jakiekolwiek poczynania w tym kierunku wymagają zresztą zezwolenia władz i in­dywidualnej zgody wychowawczyni.

Bardzo korzystne jest w każdym razie stopniowe zapoznawanie dziecka z urządzeniami przedszkola (jest to najważniejsze w ostatnim roku przed oddaniem dziecka do szkoły). Niech się oswoi z' dużą salą pełną małych stoliczków i krzesełek, z ciekawymi kącikami zabawek, z drabinką, huśtawką — w godzinach nieobecności dzieci lub w czasie przebywania małej ich liczby na sali, np. przed rozpoczęciem zajęć. Po jakimś czasie może matka na próbę pozostać z dzieckiem na którymś z zajęć, siedząc blisko niego albo trzymając je na kolanach, a gdy się dziecko już oswoi i samo zacznie garnąć do dzieci, warto pozwolić mu pozostać w przedszkolu, może na godzinkę lub dwie, dopóki nie wżyje się w warunki przedszkolne. '

Przedszkole-internat jest instytucją konieczną i wprost nieocenioną dla dzieci niewidomych nie mających właściwego ogniska rodzinnego;

dla sierot, dla dzieci samotnych matek i dla wszystkich dzieci, którym rodzina nie może lub nie chce dawać należytej opieki, ze względów materialnych czy moralnych. Trzeba dziecko wcześnie oddać do za­kładu, gdyby miało pozostawać przez większą część dnia samo, czy to z powodu pracy zawodowej obojga rodziców, czy choroby zakaźnej lub innych chronicznych chorób w domu, a także w razie stałych nie­snasek w rodzinie, pijaństwa ojca i podobnych przyczyn.

Gdy rodzice są zdrowi, rozsądni, gdy nie psują dziecka nadmiernie, ani go nie zaniedbują i gdy pod ich opieką (może też i przy pomocy babci) dziecko dobrze się rozwija, nie powinni go oddawać do zakładu i .pozbawiać tak bardzo mu jeszcze potrzebnego gniazda rodzinnego, zwłaszcza gdy dziecko to ma towarzystwo rodzeństwa czy dobrych kolegów. Ścisły krąg rodzinny, korzystający z doświadczeń fachowców, jest i powinien być najlepszym środowiskiem wychowawczym dla kilko-letnich dzieci niewidomych.

86

SZPITAL I SANATORIUM

Niestety, niemało dzieci niewidomych musi być leczonych poza domem — w szpitalu czy sanatorium.

Sale zastawione głównie żelaznymi łóżeczkami, brak niekiedy choć­by krzesełka czy ławeczki dla małego dziecka, kamienna podłoga, liczny personel, często się zmieniający i przychodzący tylko w pewnych go­dzinach, jednostronność i jednostajność ubioru, urządzeń i życia szpi­talnego — to wszystko nie sprzyja rozwojowi dziecka. Ratując, popra­wiając stan zdrowia dziecka, upośledza jednak długi pobyt w leczni­cach ogólny jego rozwój, powodując zmiany psychiczne i fizyczne, ujmowane mianem „hospitąlizmu dziecięcego".

Pomyślmy np. o samej tylko — szczególnie niebezpiecznej — nauce chodzenia na kamiennej posadzce. Jeżeli ktoś z personelu zdobędzie się nawet przez chwilę na to, by prowadzić dziecko za rączkę, to prze­cież musi je pozostawiać w łóżeczku przez całą niemal dobę, nawet jeżeli stan zdrowia tego nie wymaga. Ten fakt poważnie opóźnia naukę chodzenia. Również w sanatorium trzymanie dziecka w łóżku podyk­towane jest przez wiele godzin dziennie nie względami zdrowotnymi, lecz brakiem czasu na nadzorowanie poruszania się dzieci. Dla dziecka niewidomego nie ma tu nikt dosyć czasu, by mu pozwolić jeść samemu ;zupę. Zresztą pielęgniarki i salowe nie wiedzą nawet, że można, \ zwłaszcza że należy usamodzielniać dzieci niewidome, choć często obdarzają je szczególną serdecznością i pieszczotami, obdarowują

ciasteczkami i dobrym słowem,

Musimy sobie zdać sprawę, że dziecko niewidome przeżywa ciężej niż inne dzieci przenoszenie go do lecznicy i cały tryb tamtejszego życia, mało dostosowany nawet do wychowawczych potrzeb dzieci widzących. Stworzone obecnie szkoły sanatoryjne i szpitalne bardzo niewiele mogą ofiarować swego czasu i myśli na dodatkowe rozwijanie dziecka tak odrębnego, jakim jest niewidome. Toteż w każdym szpi­talu i sanatorium, w którym przebywa choć jedno dziecko niewidome, powinien ktoś z personelu, wyznaczony do bliższej nad nim opieki, dysponować odpowiednimi zabawkami i móc korzystać ze specjalnej lektury lub przynajmniej ze wskazówek poradni i zakładów dla nie­widomych.

Rozdział VI

DODATKOWE KALECTWA

Więcej niż ogólnie przypuszczamy jest dzieci niewidomych pod-' wojnie kalekich: dzieci z brakiem lub bezwładem członków, albo nie­dorozwiniętych umysłowo, albo też o upośledzonych organach mowy lub słuchu i — w najrzadszych wypadkach — dzieci zupełnie niewido­mych i nic nie słyszących, czyli dzieci „głuchociemnych".

Niektórzy rodzice, w swej rozpaczy i bezradności, tracą siły do walki o ratowanie dziecka, karmią je wprawdzie i myją, utrzymują je przy życiu, ale dlatego tylko, żeby nie być winnym jego śmierci. Większość jednak rodziców z nadludzkim wprost wysiłkiem pielęgnuje swe dziecko, otacza je największą miłością, czerpiąc z niej zrozumienie, jak ulżyć swemu dziecku oraz jak mu pomagać do osiągnięcia najwyższego czy choćby minimalnego rozwoju. (Wielkie znaczenie pełnej poświęcenia opieki rodziców doceniają też lekarze, którzy w czasie największego nasilenia choroby dziecka zezwalają niekiedy, w miarę możności, na pobyt matki wraz z dzieckiem w szpitalu, np. w okresie zapalenia opon mózgowych, powodującego nieraz po kilka kalectw) i stwierdzają, że dziecko na skutek serdecznej i czynnej opieki matki łatwiej wraca do pełni swych sił fizycznych i umysłowych.

Tak w lecznicy, jak i w domu może matka, dzięki stałej obserwacji dziecka, dopomóc lekarzowi nawet do trafnej oceny rodzaju choroby. O tej wnikliwości matki mówił z uznaniem dr Korczak, przytaczając fakt, że gdy nie mógł kiedyś znaleźć przyczyny choroby niemowlęcia, matka zwróciła uwagę, że ono ciągle porusza języczkiem. Okazało się, że jakaś łuska, wsunąwszy się pomiędzy ząbek i dziąsło, wywoływała zapalenie. ' -. ,

U pięcioletniego ociemniałego i mało zdolnego chłopca, z komplet­nym porażeniem obu nóg po Heine-Medina, zalecali lekarze albo dwie ciężkie i niebezpieczne operacje, albo codzienny sześciogodzinny (!)

88

masaż. Rodzice podjęli się sami masażu i przez szereg lat wykonywali go na zmianę po 3 godziny dziennie. Dziś, dorastający ten chłopiec wyróżnia się wśród wszystkich swych niewidomych kolegów dosko­nałą wprost budową fizyczną i zupełną, sprawnością w chodzeniu i bie­ganiu. . .

O miłosnej intuicji matki, niczym niezachwianej wbrew opinii le­karzy i dalszej rodziny,'mówi nam Cłwisty Brown w swej autobiografii ,,Palcami lewej nogi". Mały, powykręcany kaleka nie mogący wypo­wiedzieć ani jednego słowa, nie potrafiący chodzić i w ogóle niezdolny do poruszeń z wyjątkiem ruchów lewą stopą, przekonał się dzięki wiel­kiej pomocy swej matki, że stopą tą może wykonywać ruchy potrzebne do pisania i rysowania. Jest on dziś utalentowanym młodym pisarzem, -mimo że nadal nie może chodzić, ani mówić.

Wróćmy jednak do sytuacji rodziców dzieci niewidomych o bez- , władnych kończynach. Trudno wprost wyobrazić sobie miarę boha­terstwa matki, mającej troje dzieci niemal zupełnie niewidomych, anor­malnych umysłowo, z których dwoje chodzi tylko na czworakach. Dzieci te w wieku 8, 5 i 2 lata, trzeba dźwigać do kąpieli, kłaść do wózka. Mat­ka jednak oświadcza, że nie odda ich do zakładu dla nieuleczalnie cho­rych, a jedynie do sanatorium, pod warunkiem, że oprócz leczenia -za­pewni się im opiekę nad ich umysłowym rozwojem. ,,

Nieraz wprawdzie może być — i zwykle jest — takiemu'dziecku pod względem fizycznym (a niekochanemu — pod każdym względem) lepiej w zakładzie niż w domu. Na ogół jednak nigdzie nie znajdzie ono tyle miłości, ile u boku kochającej je matki: ,, w gronie rodziny, która mnie kochała i wierzyła we mnie i za mnie, która uczyniła mnie cząstką swego ciepła i człowieczeństwa" — jak napisał Christy Brown. Nie ma niemal żadnego na świecie dziecka tak bardzo niedorozwinię­tego, które by nie odczuwało miłości rodziców i nie odwdzięczało się im choćby nikłym, ale dostrzegalnym uśmiechem, który niekiedy sta­nowi jedyną nagrodę za ich poświęcenie.

Dziecku koniecznie potrzeba dowodów miłości rodziców. Nawet mało rozwinięte psychicznie pragnie domu (którego może już dobrze nie pamięta). Zwłaszcza oznaki pamięci rodzinnej, przesyłki i odwiedziny stanowią dlań promyk nadziei, budzą w nim uczucie, Że jest coś warte i zachęcają do cierpliwości, do pracy nad sobą, gdy tymczasem zupełny brak dowodów zainteresowania rodziny niweczy wszelki nakład pracy personelu. Dzieci z upośledzeniami są przeważnie jednak zdolne do

. 89

wielkiego wysiłku i wytrwałości. „Pracują wolniej, ale z większym zapałem" — mówi nauczyciel robót ręcznych zakładu dla niewidomych o dzieciach debilnych, tj. słabo rozwiniętych pod względem umysło­wym.

Mówiliśmy w poprzednim rozdziale, że dziecko niewidome potrafi w niejednym kierunku zdziałać więcej i lepiej, niż sądzimy. Dziecko podwójnie ułomne potrzebuje (oczywiście jeszcze więcej pomocy ro­dziców. Trzeba, by wynajdywali oni wszelkie możliwości dania dziecku jakiegoś zajęcia, uaktywniania go. Dziecku ciężko porażonemu, nawet starszemu, trzeba nieustannie dostarczać okazji do poruszania kończy­nami, zbliżać doń przedmioty, których nie widzi, by ich dotykało ręką czy nogą i pobudzać je do chwytania i do zapoznawania się z nimi. Trzeba z tym dzieckiem szczególnie dużo rozmawiać i bawić się oraz •przyuczać rodzeństwo do współdziałania z nim. Niech to podwójnie nieszczęśliwe dziecko nie pozostaje w ukryciu, niech nie przebywa też stale w pozycji leżącej. Choć ono nie widzi, to jednak siedząc lepiej słyszy, łatwiej porusza rączkami, ,,pracuje". W łóżeczku czy na krześle dawajcie mu poduszki do podparcia słabego kręgosłupa. Można cza­sami przywiązać takie słabiutkie dziecko ręcznikiem do poręczy krzesła, tak by początkowo przez kwadrans, a potem i dłużej, mogło siedzieć wśród innych dzieci. Wtedy i nóżki mają inną pozycję i dziecko uczy się opierać stopy o podłogę, tupać nóżką.

Jest godne uwagi, jak bardzo zmienia się nieraz wygląd niewido­mego, a także widzącego dziecka, gdy mu się umożlrwi pozycję siedzą­cą po dłuższym leżeniu. Wyraz jego twarzy staje się żywszy, mniej bierny, po prostu inteligentniejszy.

Nie zabraniajcie dziecku siadania i poruszania się na podłodze, chodzenia na czworakach, w obawie żeby się nie „pobrudziło". Cóż z, tego, że będzie ono może i czyste, nie zniszczy żadnego ubranka, gdy zamiast jędrnieć, osłabiają się jego nóżki i stają się do reszty bezwładne.

Jest rzeczą pewną, że u każdego dziecka, z nader małymi wyjątka­mi, można osiągnąć postęp — choćby częściowy — w niektórych czyn­nościach. Nie jest to obojętne czy dziecko niczym nie umie się zająć, czy też potrafi uważnie się bawić choćby przekładaniem szmatek, bo wtedy świta nadzieja, że się później nauczy dłużej wykonywać jakąś prostą, może i zarobkową, pracę. Pożądane jest i dla dziecka i dla jego opieki, by nauczyło się przy jedzeniu przynajmniej przytrzymywać swoimi sztywnymi rączkami podsunięty mu do warg kubek z piciem

90

i samo brało do ust przygotowany chleb. Gdy czegoś dziecko nauczy­my, możemy być prawie pewni dalszego postępu, a w każdym razie wiemy, że przeciwdziałamy cofaniu się dziecka pod- względem fizycz­nym czy umysłowym, zapobiegamy powstawaniu nowych zesztywnień i zwiotczeń członków czy otępieniu myśli.

. Jest też bardzo ważne, żeby lecząc skutki ślepoty dziecka, nie tra­cić z oczu- drugiej jego ułomności, którą można zwalczać pod warunkiem odpowiednio wczesnego i systematycznego przeciwdziałania, a która _ nie leczona — jeszcze pogłębia nieszczęście dziecka. Mam tu na myśli np, zły słuch dziecka niewidomego, który można by poprawić pod stałą opieką lekarza laryngologa (przez dobranie odpowiedniego aparatu usznego), gdy tymczasem zlekceważenie tej sprawy naraża dziecko na przywyknięcie do niewyraźnej błędnej wymowy lub — co gorsza — na kompletne ogłuchnięcie.

Najtrudniejsze zadanie rodziców dziecka o sprzężonych kalectwach polega na stawianiu i temu dziecku pewnych koniecznych wymagań i ograniczeń, odnoszących się do jego zachowania się wobec otoczenia, dotyczących właściwego sposobu jedzenia itp. Bez tej pracy nad ufor­mowaniem charakteru dziecka, zapewniającej przynajmniej wyrobie­nie w nim niektórych pożytecznych przyzwyczajeń, mogą ulec zmar­nowaniu wszelkie wysiłki rodziców. W razie trudności należy się zwró­cić o pomoc do fachowców, np. do Poradni Zdrowia Psychicznego,

Nie tu miejsce na szczegółowe omawianie spraw uaktywniania dzieci niewidomych z niedorozwojem umysłowym czy fizycznym. W każdym razie niemal wszystko to, co mówiliśmy w poprzednich rozdziałach o usamodzielnieniu dzieci, o zapoznawaniu ich z życiem je otaczającym i o urabianiu ich charakteru, zastosować można i należy, w odpowiedni sposób, do dzieci z dodatkowymi kalectwami.

Powróćmy jeszcze, do dzieci pozbawionych równocześnie wzroku i słuchu. ' '

Z podziwem myślę o matce głuchociemnej Krysi, młodej matce, która nie wiedząc nic o możliwościach kształcenia takich dzieci, wy­chowywała ją sama z niesłychanym poświęceniem do lat 14 w domu i choć nie umiała nauczyć jej mówić mową wynalezioną dla głucho-ćiemnych, nauczyła jednak orientowania się w całym domu, samodziel­nego wędrowania po łące, wchodzenia na drzewa, korzystania z huś­tawki, starannego mycia, czesania i ubierania się. Krysia znała się nawet na kroju sukien; sama szyła ręką i na maszynie, wykonywała roboty

91

włóczkowe (na 2 i 5 drutach), a także „rozmawiała" o wielu rzeczach i czynnościach przez odwzorowywanie ich ruchami.

Osiemdziesięcioletnia obecnie Helen Keller, niewidoma i głucho­niema od drugiego roku życia, ukończyła dzięki swej ofiarnej i wprost genialnej nauczycielce, miss Sullivan, szkołę średnią i wyższą, napisała 11 książek, spośród których ,, Historia mego życia" przetłumaczona została na 50 języków. Najsławniejsi filozofowie i literaci obdarzają Helen Keller swą przyjaźnią, a rządy wielu państw przyznały jej od­znaczenia. Nauczyła się ona mówić nie tylko mową dotykową, ale i nor­malną ustną, przemawia niesłyszanym przez siebie głosem na tysiącach zebrań i setkach kongresów w sprawach niewidomych.

Głuchociemna Helen Keller osiągnęła pełnię człowieczeństwa w naj­szlachetniejszym tego słowa znaczeniu, i nikt nie zliczy, ilu ludziom z jej pokolenia i pokoleń następnych wieść o Helen Keller dodaje wiary w te wartości, które nie dają się zmierzyć ani wzrokiem, ani słuchem.

Rozumiem, że podwójne kalectwo dzieci jest źródłem podwójnie ciężkich przeżyć dla dzieci i dla rodziców. Jeżeli ośmielamy się zwra­cać do Was Rodziców tak niezmiernie boleśnie dotkniętych przez los, to tylko z zamiarem uprzytomnienia Warn, że nie jesteście odosobnieni w swoim wysiłku odwalania głazów, zagradzających Waszemu dziecku drogę do świata ludzi normalnych. Wasze poświęcenie może wyzwolić w Waszym dziecku głęboki nurt twórczych sił i uczynić je życiowo przydatnym.

KSIĄŻKI O WYCHOWANIU DZIECI NIEWIDOMYCH

Bailliart P. Uenfant Aveugle. Doin et Cię, Paryż 1958, str. 102.

Boguszewska H. Świat po niewidomemu. Gebethner i Wolff, Warszawa 1948, str. 130.

Erastowa E. A. Wospitanie ślepych dietej w semie. Akad. Pedag. Nauk., Moskwa 1956,

• str. 60. . . Głogowski K. Głuchociemna Heleną Keller. Inst. Głuch. i Ociemn., Warszawa 1933,

str. 24. -Grzegorzewska M. Gluchociemni. „ Szkoła Specjalna", Warszawa 1927, str. 42. Heimers W. Wie erziehe ich mein blindes Kind. Verein żur Forderung der Blindeńbil-

dung, Hannover 1953, str. 82. ,,

Henr; P. Les Aveugles et la Societe. Presseś Unversitaires, Paryż, (958, str. 451. Keller H. Historia mojego życia. Gebethner i Wolff, Warszawa 1905,' str. 200. Korolenko N. Niezcidomy muzyk. Nasza Księgarnia, Warszawa 1955, str. 155. Lowenfeid B. Our Blind Chiidren. Charles Thomas Springfieid, Illinois 1956, str. 207. Meyer O. Blindheit und Technik. Energetica Verlag, Zurich 1923, str. 90. O jasny hviat. Towarzystwo Przyjaciół Lasek, Warszawa 1938, str. 24. Przezwański M. Badania iv Szkotach specjalnych. PZWS, Warszawa 1960, str. 243. Skorochodowa O. Jak postrzegam świat. Nasza Księgarnia, Warszawa 1950,: str. 107. Szuman W. Dostępność rysunku plastycznego dla dzieci niewidomych. Instytut Peda­gogiki, Warszawa (w druku), str. 100. . Villey P. La Pedagogie des Aveugles. Alcan, Paryż 1922,'str. 300. Zbyszewska Z. Odzyskana radość życia. PZWL, Warszawa 1958, str. 220.

WYCHOWANIE MAŁYCH DZIECI

Czasopisma:

,,Twoje Dziecko" — miesięcznik PZWL, Warszawa, zwłaszcza art. dr Spionek. „Wychowanie w Przedszkolu"— miesięcznik PZWS, Warszawa (dużo przydatnego materiału dla rodziców w rocznikach 1957—-58).

Książkii

Bogdanowicz J. Rozwój fizyczny dziecka. II wyd. PZWS, Warszawa 1957, str, 126. Han-Ilgiewicz N. Potrzeby psychiczne dziecka. PZWS, Warszawa 1959, str. 128. Korczak J. Jak kochać dzieci. Prawo dssiecka do szacunku. Momenty wychowawcze,

PZWS, Warszawa 1958 (w wydaniach zbiorowych Korczaka i w oddzielnych

broszurach).

93

Kriesel M. i U. Gimnastyka dziecięca. PZWS, Warszawa 1959, str. 184. Makarenko A. Wychowanie v) rodzinie. Nasza Księgarnia, Warszawa 1949. Minkiewicz, Soroczek-Uwerowa Ćwiczenia fizyczne małych dzieci. PZWL, Warsza­wa 1960, str; 275.

Nowogrodzki P., Psychologia rozwojowa. PZWS, Warszawa 1956, str. 195. Spłonek H. Psychologia wychowawcza dla rodziców. Lata O—7. PZWS, Warszawa

1960, str. 132.

Szczelowanow i Askarina Wychowanie dzieci do lat trzech. PZWL, Warszawa 1950. Szuman S. Rola dzialania w rozwoju^wnysloicym małego dziecka. PAN. Ossolineum,

Wrocław 1955. . . . ,..•.. Szuman W. Zabaloy z najmłodszymi dziećmi. Nasza Księgarnia, .Warszawa. 1951. Szymańska Z. Czy są dzieci nerwowe? PZWL, Warszawa 19S5.

SPIS ZAKŁADÓW DLA DZIECI NIEWIDOMYCH I NIEDOWIDZĄCYCH

ZAKŁADY DLA DZIECI NIEWIDOMYCH

Bydgoszcz, ul Krasińskiego 10. Kraków, ul. Józefińska 10. -Laski Warszawskie, pow. Pruszków, Owińska, pow. Poznań, Warszawa, Pl. Trzech Krzyży 4/6 Wrocław, ul. Kasztanowa 4.

ZAKŁADY DLA DZIECI NIEDOWIDZĄCYCH

Łódź, ul. Tkacka 4 Warszawa, ul. Górnośląska 25.

PORADNIA DLA RODZICÓW DZIECI NIEWIDOMYCH

Bydgoszcz, ul. Krasińskiego 10, tel. 3592.

Poradnia prosi o nadsyłanie adresów małych dzieci niewidomych i niedowidzą­cych, począwszy od niemowląt, oraz starszych dzieci niewidomych, nie uczęszczają­cych do szkól. Chodzi tu o dzieci zarówno przebywające u rodziców, jak i w domach małego dziecka, w'lecznicach i sanatoriach, również o dzieci niewidome z dodatkowymi kalectwami.

Poradnia przesyła opiekunom bezpłatnie ulotki ze wskazówkami i utrzymuje stały kontakt doradczy. , .

- Zaleca się przywieźć skierowanie Wydziałów lub Ośrodków Zdrowia, a dzień przyjazdu uzgodnić z Poradnią.

94-

SPIS TREŚCI

Słowo wstępne ............................................... 5

Rozdział I. Wychowanie najmłodszych dzieci ......:..,............' 7

Najwcześniejsze zabawy ................... ................ 7

Zbliżenie dziecka do otoczenia ......... .... .............. 9

•Przyzwyczajanie do czystości ..............,, .............. 11

Zabawki ..-.........;.................... :,. ............. 12

Odkładanie rzeczy na miejsce ............ .. .. ............. 14

Rozmaitość tworzyw .................................... 16

Swoboda poruszania się ......."...........•............... 16

Ubieranie i jedzenie ..................................... 19

Nauka mowy ........................................... . 22

Towarzysze zabaw ...................................... 23

Sen .......,.........................;................. 25

Ruchy zastępcze ........................................' 26

Rozdział II. Wychowanie dzieci w wieku przedszkolnym . . ... ..... 28

Współżycie z rodziną ...................................-. 28

Zajęcia osobiste ............................... ^. .......... 31

Mycie ........................ ..'..................'. . '.,7. 32

Ubieranie ....................... ;.'................... ••;, . 33

Jedzenie ......................^,. ................. ,^.C 38

Ruch i gimnastyka ................................. .',...-;' 39

Zbliżenie do przyrody ......................... .'.'.. ~. .... 43

Zmysł dotyku w zabawie ....................... .-.".. ; . ,.. 44

Słuch .......................................... ....... ^;. 58

Muzyka ................................................ 60

Węch .................................................. -62

Mowa i myślenie ....................................... 64

Niewidome dziecko na wsi............................... 66

Rozdział III. Kształcenie charakteru ............................ 68

Wpływ śleppty dziecka na rodziców ...................... 68

Sposoby wychowawcze .............'..................... 73

95

Rozdział IV. Dzieci ria wakacjach .............................. 80

Rozdział V. Instytucje wychowawcze ........................... 84

Rodzice a inni wychowawcy ............................. 84

Żłobek i przedszkole .................................... 85

Szpital i sanatorium ..................................... 87

Rozdział VI. Dodatkowe kalectwa .............................. 88

Książki o wychowaniu dzieci niewidomych ....................... 93

Spis zakładów dla dzieci niewidomych i niedowidzących ............ 94



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nasz uroczy aniolek Wychowanie grzecznego dziecka aniole
Kurcz Węzłowe problemy opieki i wychowania w domu dziecka
zasady wychowawcze, Psychologia dziecka
Agresja wśród wychowanków Domu dziecka, Pedagogika
jak wychowac szczesliwe dziecko, Teoria dla nauczycieli, Dla rodziców
RODZINA JAKO PIERWSZE ŚRODOWISKO WYCHOWAWCZE W PRZYSTOSOWANIU DZIECKA DO PRZEDSZKOLA
Rola przedszkola w wychowaniu i rozwoju dziecka, Adaptacja dziecka w przedszkolu
Jak wychowywać małe dziecko, Wychowanie przedszkolne
Wychowanie małego dziecka
kary i nagrody w wychowaniu i nauczaniu dziecka przedszkolnego
Rola przedszkola w wychowaniu i rozwoju dziecka, pedagogika, Psychologia rozwojowa
Wychowanie i osobowosc dziecka
Gdybym mogła od nowa wychowywać swoje dziecko, PEDAGOGIKA - materiały
Świetlica szkolna jako forma wspomagania wychowawczego rodziny dziecka - praca mgr, Prace dyplomowe,
07 4 2 Wniosek pracownika do pracodawcy o udzielenie urlopu wychowawczego na dziecko, które wymaga

więcej podobnych podstron