"Kapuściński: nie ogarniam świata" autorstwa publicystów Witolda Beresia i Krzysztofa
Burnetki.
**** FRAGMENT ****
Kapuściński: nie ogarniam świata (fragment)
Ostatnie spotkanie
Jest koniec listopada 2006 roku. Jeden z nas spotyka się z panem Ryszardem. W zapadającej szybko szarówce długo spacerujemy po uliczkach Starego Miasta. Za chwilę będzie miał tu jeszcze jedno spotkanie choć przecież nie ma czasu i siły. Wyraźnie utyka, wyraźnie boli go noga.
Wie pan, boli mnie ta noga, ale w sumie jeszcze gorzej się z nią czuję, jak siedzę więc nawet wolę trochę sobie pochodzić mówi strapiony i jak zwykle zaczyna się martwić, czy mu starczy czasu. Teraz pisze książkę o Bronisławie Malinowskim, a ma taki jeszcze pomysł, by opisać centra świata takim centrum jest na przykład basen Pacyfiku. To zresztą jakoś składa się z jego projektem, który od kilku lat kontynuuje powtórna podróż drogami świata, którymi szedł przed pięćdziesięciu laty. Jak to dzisiaj wygląda? Czy główne nurty przemian wszędzie wyglądają tak samo? No i jest
jeszcze kilka innych pomysłów
Ale jest coraz częściej zmęczony Polską.
Ja prawie nigdy nie zajmowałem się sytuacją wewnętrzną Polski, a już na pewno sytuacją polityczną. Wyjście w świat dawało mi komfort spoglądania na Polskę z dalekiej perspektywy i zawsze w niej mogłem widzieć i dobre, i złe strony, które nie były niczym innym niż odbiciem trendów światowych. A mogłem też zachowywać dystans do swarów, kłótni. Nie orientowałem się i nie chciałem się orientować w tym, kto kogo nie lubi i dlaczego. Ja ludzi lubię i jestem ciekaw każdej opinii, a tu, na miejscu, co chwilę każe mi się opowiadać po czyjejś stronie. Tymczasem my jesteśmy w gruncie rzeczy prowincjonalni i wtórni, a to wszystko już gdzieś widziałem i słyszałem.
Ale jedyne, co mnie tak naprawdę męczy, to stan mediów w Polsce. Przechodzimy chorobę, którą Zachód przechodził bardzo dawno zachłyśnięcia się sukcesem ekonomicznym budowanym na najprostszych emocjach, na najprostszych chwytach. Szybko, płytko, bez litości, bez namysłu. Podchodzi do mnie niedawno po spotkaniu młoda dziennikarka radiowa. Czy mógłby pan coś powiedzieć dla słuchaczy naszego radia?. Ale co? pytam zaskoczony. A ona mi mówi: Półtorej, dwie minuty. Coś to dziś w mediach jest już tylko czas i płynący z niego wynik
finansowy! Oczywiście odmówiłem. I właściwie cały czas odmawiam, bo widzę, że to nie jest dziennikarstwo, które bym chciał spotykać.
Do tego pojawiła się jakaś ogromna grupa młodych dziennikarzy (bardzo często są to młode, atrakcyjne dziewczyny), którzy myślą, że tupetem, arogancją, bezwzględnością pytań, kompletną ahistorycznością poglądów, brakiem refleksji i wiadomościami ściąganymi z internetu zapewnią sobie
karierę i nieśmiertelność.
To właściwie jest zupełnie inny zawód to jest produkcja medialna. To
okropne.
Może sytuacja w Polsce to w jakimś sensie wina mediów?
Może tak być. W ogóle zaniknął w nich duch dialogu, rozmowy, nie mówiąc już o edukacji, kulturze, promowaniu dystansu. Media publiczne zapomniały o tym, że mają obowiązek nawet nie tyle reagowania na wszystko, ile komentowania i opisywania zjawisk bardziej trwałych. Od dawna już idą nie pod prąd kultury masowej, ale z jej prądem, i to tym najgorszym.
Mnie się wiele rzeczy teraz w Polsce nie podoba, ale nie chcę przesądzać, kto w Polsce w jakim sporze ma rację. Tyle tej agresji wokół. Boję się, że niektórzy, prowadząc swe prywatne wojny, wykopią w społeczeństwie podziały, które będą bardzo długo nie do zasypania.
Ale to prawda niewątpliwie sporą, negatywną rolę w podsycaniu złych emocji odgrywają media.
Ale czy to Polsce zaszkodzi? Może będzie tak, jak jest gdzie indziej?
Może nie zaszkodzi, ale to bardzo męczy. Powiem panu w sekrecie, że cały czas jeżdżę po świecie i męczę się tymi wyjazdami, bo zdrowie, wie pan, ta noga
I nie tylko
Ale chętnie wyjeżdżam, żeby nie dać się tej atmosferze
A co tam u panów?
Dla jednego z nas, dziennikarzy, jednym ze sposobów na życie jest robienie filmów. Niezwykłość Kapuścińskiego polega i na tym, że jeżeli dla jego rozmówcy coś jest ważne, to ważne jest i dla niego. Mało tego znajduje czas, żeby to śledzić i poznawać. Tak jest i w tym wypadku.
A co tam znowu panowie kręcicie? Co pan Baron robi? Ten wasz Anioł w Krakowie być doskonały, taki Tischnerowski.
On wszystko pamięta. A tu akurat mamy prośbę.
Przygotowujemy cykl imprez Tischnerowskich, wśród nich będzie i film o nim, i spektakl Barona w szkole teatralnej oparty na tekstach Tischnera. Może by się Pan mógł na jego premierze w maju pojawić w Krakowie i wygłosić krótkie słowo o Tischnerze i o tym, co dzisiaj by nam powiedział?
Może o Spotkaniu z Innym? To taki wątek ważny i dla Tischnera, i dla Pana?
Ciężko, bo zdrowie, no i nie mam czasu
Zresztą o czymś takim już mówiłem na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdy dostawałem doktorat honoris causa. Ale wie pan, myślę, że dzisiaj Tischner kładłby akcent trochę inaczej i jego obecność miałaby inny wymiar tu Kapuściński się zapala jak nastolatek. Kładłby akcent nie tyle na Spotkanie, ile na sposoby dochodzenia do Spotkania. Bo dla dialogików zło jest wynikiem niewłaściwego odnoszenia się człowieka do człowieka. Myślę, że dziś Tischner miałby szczególnie dużo do zbadania w zakresie sposobów dialogu! Jak z sobą rozmawiać. Tak, to mogłoby być ciekawe. O tym mógłbym spróbować coś powiedzieć. Niedużo, kilkanaście minut
Jeśli panowie oczywiście chcecie mówi niepewnie.
Co za pytanie! To zaszczyt!
Naprawdę? Bardzo pan miły uśmiecha się ujmująco. Ależ koniecznie musicie się panowie, pan i pan Krzysztof, częściej u mnie zjawiać! Niestety, w styczniu, na początku roku, idę do szpitala wie pan, ta noga
Ale może wpadnijcie choćby przed świętami! Wtedy nigdzie nie wyjeżdżam i mam trochę czasu
Wiem, wiem
Panowie piszecie tę moją biografię dla Świata Książki. Piszcie, piszcie
Ja się zgodziłem i zgadzam, ale bardzo mi niezręcznie o tym mówić. Po prostu nie umiem mówić o sobie. Nie lubię. Takie pisanie biografii to zawsze jest jakoś stawianie pośmiertnych pomników, a ja na
pomnik to bym jeszcze nie chciał. Mam tyle jeszcze do napisania.
Więc na razie może sobie porozmawiajmy o świecie i o tym, co się dzisiaj dzieje w Polsce. Samego mnie to męczy, a tu panowie bardziej jesteście na bieżąco z sytuacją, więc mi powiecie, co sądzicie o tej IV Rzeczypospolitej uśmiecha się znacząco.
Hmm... Dziennikarzowi przed świętami może być ciężko wyjechać z domu, bo młodsza córa studiuje w Londynie i jak przyjeżdża do domu, to się trzeba nacieszyć. Mówi:
To takie dziwne doświadczenie naraz czuję, jak brakuje dzieci, które rozjechały się po całym świecie. Młodsza w Anglii, starsza w Stanach
Niech pan się nie przejmuje, to tylko globalizacja żartuje Kapuściński.
Zaraz, zdaje się, że starsza ma na imię Basia, prawda? Idzie Barbórka koniecznie proszę jej złożyć ode mnie życzenia imieninowe. A młodsza jak ma na imię? Ania. No, to jeszcze nie teraz. Ale też proszę ją ode mnie pozdrowić!
Boże, ten człowiek, nie tylko wszystko pamięta, ale i naprawdę kocha wszystkich.
To jesteśmy umówieni. Spotykamy się w maju w Krakowie, a w styczniu, po moim wyjściu ze szpitala, przyjeżdżacie do mnie
Kapuściński ściska dłoń na pożegnanie, kilka razy jeszcze odwraca się i macha ręką, wreszcie znika w mroku rynku
2