To nie był dobry


To nie był dobry, liberalny car

Z redaktorem Krzysztofem Wyszkowskim, niezależnym publicystą, doradcą premierów Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jana Olszewskiego, rozmawia Mariusz Bober

Rządy zmarłego w poniedziałek byłego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna kojarzą się Polakom z okresem względnej normalizacji stosunków z Rosją i jego pozytywnym nastawieniem do naszego kraju, co nie zdarza się tam często. Czy podziela Pan ten pogląd?

- W chwili przejęcia władzy przez Jelcyna sytuacja Polski poprawiła się z przyczyn obiektywnych. ZSRS się gwałtownie rozsypywał i kierownictwo państwa miało wybór - albo próbować trzymać się starego układu i doprowadzić do totalnego upadku państwa, albo ratować co się da. Jelcyn reprezentował nurt realistyczny, nie próbował łapać się brzytwy i pogodził się z utratą kontroli nad Polską. Warto pamiętać, że niebezpieczeństwo groziło nam raczej od wewnątrz niż z zewnątrz. Jeszcze w 1991 r., w czasie puczu Janajewa, reakcja władz polskich była tragiczna. Prezydent Lech Wałęsa zrobił prosowiecki zwrot na pięcie i podjął decyzję o uznaniu powrotu komunistycznych ortodoksów do władzy na Kremlu. Sprawa jest mało znana, bo na nasze szczęście premier Jan Krzysztof Bielecki powstrzymał publiczne objawy tej uległości Wałęsy wobec Rosjan. Gdy Jelcynowi udało się zablokować pucz Janajewa, stał się dla świata symbolem reform. Lech Wałęsa zdaje sobie sprawę, że Jelcyn zdecydował nie tylko o zmianie sytuacji w Rosji, ale uratował również wizerunek publiczny ówczesnego prezydenta Polski. Jednak obraz Jelcyna jako rzekomego przyjaciela Polski jest oczywistą nieprawdą. Jelcyn zrezygnował z odzyskania Polski, bo przekraczało to ówczesne możliwości Rosji. Nie znaczy to jednak, że rezygnował z niejawnych wpływów na polskie elity polityczne. Do dziś niewyjaśniona jest sprawa, którą Jelcyn opisał w swojej książce. Stwierdził mianowicie, że przekazał Wałęsie dokumentację KGB, stworzoną głównie na podstawie materiałów SB dotyczących głębokiego rozpracowania życiorysów kierownictwa "Solidarności", w tym Lecha Wałęsy. Jelcyn wspomina, że Wałęsa pobladł w chwili, gdy przekazał mu tę teczkę. Jednak były polski prezydent twierdzi, że wcale jej nie otrzymał. Może to być więc typowe dla Jelcyna strojenie żartów z Wałęsy, bo poprzez takie publiczne stwierdzenie, że rosyjski przywódca zna całą historię życia politycznego prezydenta Polski, uwikłania z SB, mógł pokazać światu, że Moskwa ma materiały, które może w każdej chwili wykorzystać do dyskredytacji naszego bohatera narodowego. Być może jednym z powodów, dla których dziś Wałęsa tak chwali Jelcyna, jest fakt, że to się wówczas nie stało, a później w interesie Rosji już nie leżało ujawnianie tych materiałów.

Ale przecież zgodził się na wycofanie rosyjskich wojsk z Polski?

- Trzeba się zgodzić z tym, że Jelcyn, walcząc o uratowanie Rosji, musiał przyjąć, przynajmniej na zewnątrz, pozory demokraty. Jego zgoda na wyprowadzenie wojsk rosyjskich z Polski była dla nas korzystna, choć pamiętajmy, że ten sam człowiek bez skrupułów doprowadził do ludobójstwa w Czeczenii. To są dwa oblicza tego samego polityka. Gdyby nie potrzebował współpracy z Zachodem, niemieckich i amerykańskich pieniędzy, w relacjach z Polską zajmowałby inne stanowisko.

Czyli jego stosunkowo pozytywne nastawienie do naszego kraju było jedynie wynikiem sytuacji międzynarodowej?

- To były interesy Rosji posowieckiej, która znalazła się wówczas w straszliwym kryzysie - politycznym, gospodarczym i militarnym. Rosyjscy żołnierze wyprowadzani z Polski często po prostu nie mieli co jeść. Utrzymanie tego było zwyczajnie niemożliwe. Jelcyn podjął decyzję słuszną z rosyjskiego punktu widzenia, bo już wcześniej zobowiązał się do wycofania wojsk ze wschodnich Niemiec. Nie możemy go traktować jako dobrego, liberalnego cara, bo po prostu oddawał terytoria, których nie mógł utrzymać. Natomiast tam, gdzie wiedział, że Zachód nie będzie mu przeszkadzał, postępował bez litości.

Został jednak zapamiętany jako demokrata, likwidator, wręcz grabarz Związku Sowieckiego...

- Właściwym grabarzem był Gorbaczow, który podjął stary plan Berii - Andropowa zgody na zjednoczenie Niemiec i unarodowienia władz w krajach Europy Wschodniej. Opinia o Jelcynie jako demokracie mitologizuje go zupełnie fałszywie. Może to robić opinia publiczna na Zachodzie, ale my, Polacy, nie możemy polegać na takich ocenach, musimy sięgać do prawdy, a wygląda ona tak, że Rosja nigdy nie była i nie jest do nas życzliwie nastawiona. Jelcyn nie był tu wyjątkiem. Dowodem na to jest choćby to, że ludzie, którzy współpracowali z Jelcynem, nadal mają w stosunku do Polski chłodne, żeby nie powiedzieć - wrogie nastawienie. To Jelcyn wskazał Putina jako swego następcę.

Mimo to u nas odbierany jest jako osoba, która dawała szansę na normalizację relacji z Polską?

- Dla Jelcyna, tak zresztą jak dla Gorbaczowa, partnerem gry o przyszłość Rosji nie była Polska, a Helmut Kohl i przywódcy USA. Stosunki z Polską były wtórnym odbiciem ówczesnego całego układu geostrategicznego. Nie mógł nastawać na Polskę, zabiegając jednocześnie o pomoc Zachodu. Gdyby układ się zmienił, Jelcyn równie dobrze jak inni mógłby działać jako wróg Polski i przeciwnik uwalniania się naszego kraju spod dominacji rosyjskiej.

Tak jak się to dzieje od czas

u przejęcia władzy przez wyznaczonego przez niego następcę - Władimira Putina, od czasu, gdy poczuł on siłę, m.in. dzięki kontrolowaniu eksportu surowców?

- Dokładnie tak. Wydaje się, że wszystko w Europie się zmieniło, a Rosja nadal nie zgadza się, by polską "kuricę" uznać za suwerenną zagranicę. Oni są wierni starym imperialnym metodom, które stosują nawet wobec członka Unii Europejskiej. Za Jelcyna zaistniała sytuacja nadzwyczajnego osłabienia Rosji i jej możliwości oddziaływania na Zachód, Jelcyn dzięki swoim talentom osobistym starał się zyskać sympatię krajów zachodnich i stąd wrażenie, że oto pojawił się dobry car, nowy Aleksander, zwolennik wolności dla Polaków. Ale prawda o Jelcynie jest twarda: nie wprowadził w Rosji żadnej demokracji, tylko bandycką oligarchizację. Nastąpiło rozkradanie majątku narodowego przez służby specjalne, ludzi starego systemu. Jelcyn po prostu zapewnił miękkie przejście wypalonego komunizmu w autorytaryzm.

Ale Rosjanie oskarżają Jelcyna o to, że wyprzedał majątek narodowy Zachodowi?

- Nic takiego jak rosyjska opinia publiczna nie istnieje, bo w Rosji nie ma demokracji i ludzie pozostają zniewoleni nie tylko w praktycznym życiu, ale i w myśleniu. Zwykli Rosjanie nie są w stanie poważnie oskarżać Jelcyna, bo nie do nich należy decydowanie o sytuacji w kraju, a więc mogą sobie tylko ponarzekać, i to nie za głośno. Popierali Jelcyna, popierali i popierają jego następcę. Tylko niektórzy komentatorzy twierdzą, że wyprzedał majątek Zachodowi. Do oligarchizacji musiało dojść, bo wobec niemożliwości wprowadzenia demokracji ktoś musiał przejąć kontrolę nad gospodarką z rąk martwej partii komunistycznej. W Polsce, mimo dużo lepszych warunków, doszło do podobnego procesu, choć na mniejszą skalę. W Rosji ludność została pozbawiona jakiegokolwiek wpływu na sprawy publiczne. Tamtejsza prywatyzacja to jeszcze bardziej chamska wersja uwłaszczenia nomenklatury niż polska. Ale procesy były podobne, co wskazuje, że podobne były siły, które o nich decydowały. Ale gdy o demokracji nie mogło być mowy, nie mogło nie dojść do oligarchizacji i władztwa służb specjalnych.

Ale przecież oskarżano Jelcyna w Rosji, że pozwolił Zachodowi na eksploatację kraju kosztem jego mieszkańców?

- To jest charakterystyczna dla Rosjan odmowa zdania sobie sprawy z trudności własnej sytuacji. System komunistyczny był antycywilizacją, co nie tylko oznacza, że miał charakter ludobójczy, ale że był totalnie nieefektywny ekonomicznie. Komunizm Rosję systemowo wyniszczał. To wyniszczenie doszło do tego stopnia, że dalsze jego trwanie oznaczałoby całkowity rozpad państwa i prowokowanie kolonizacji Rosji, co musiałoby zagrozić pokojowi światowemu. Ratowanie Rosji stało się więc wyzwaniem dla Zachodu, który je podjął, ale trudno się dziwić, że chciał też na tym zarobić. Trzeba pamiętać, że w Rosji niemal niczego się nie produkuje. Ten kraj żyje głównie z bezwględnej eksploatacji własnych surowców. Jest to kolos o pustym wnętrzu i glinianych nogach, które utrzymuje obecnie stabilność wewnętrzną dzięki wysokim cenom ropy i gazu. Dlatego wydaje się, że Putin jest lepszym władcą niż Jelcyn. Ale to nie ma żadnego głębszego uzasadnienia. Rzeczywiście, jakimś sukcesem byłego prezydenta było być może to, że zdobył trochę sympatii dla Rosji na Zachodzie, że upowszechnił ten stereotyp niezdarnego niedźwiedzia, który dobrze chce, ale nie zawsze mu wychodzi, jednakże nie jest bezwzględnym autorytarystą czy dyktatorem. To pomogło wywołać na Zachodzie wrażenie, że Rosjanie chcą budować demokrację. Ale jej tam nie było, nie ma i nie będzie, bo nie chcą jej sami Rosjanie. Bardzo możliwe, że mają słuszne przeczucie, że próba demokratycznej transformacji zabiłaby Rosję, zanim pojawiłyby się jakiekolwiek pozytywne skutki.

Jednak to kraje zachodnie inspirowały kolorowe rewolucje w krajach uważanych za poddane rosyjskim wpływom i inspirują antyputinowskie siły w Rosji?

- Zachód cynicznie wykorzystuje oligarchię rosyjską, aby konserwować Rosję w jej niezdolności do przekształceń. Ewentualny proces demokratyczny byłby dla świata bardzo niebezpieczny, ponieważ uwalniając wewnętrzne naprężenia, mógłby doprowadzić np. do rozpadu Rosji. Tego sobie nikt nie życzy. Nikt nie chce destabilizacji sytuacji na Syberii, co mogłoby spowodować, że ropa i gaz, zamiast płynąć do Europy, popłynęłyby np. do Chin. Rosja taka, jaka jest, zaskorupiała w swoim niedemokratycznym i dlatego właśnie stabilnym charakterze, podoba się Zachodowi. To, że Putin trzyma wszystko twardą ręką, podoba się także samym Rosjanom. Naród tę rękę z wdzięcznością całuje, uważając, że jest to sytuacja ciężka, ale najlepsza z możliwych.

Ale przecież wiele państw boi się Rosji, zwłaszcza Rosji Putina, i próbuje nawet organizować kolorowe rewolucje.

- Nie sądzę, aby świat bał się Rosji. Te pieniądze, które Rosjanie dostają za swoje surowce, szybko wracają na Zachód. Przecież ten kraj niemal niczego nie produkuje, ale wszystko kupuje. Siła wytwórcza Rosji jest mniejsza od Francji. Rosyjska potęga biorąca się z wpływów za ropę i gaz jest pozorna. Ona trwa dopóty, dopóki ceny są wysokie i jest duży popyt. Ale tak naprawdę to ci, którzy płacą, sprawują kontrolę nad Rosją. Demonstrowana Polsce pycha Rosji to tylko puste miny, poprzez które władze pokazują upokorzonemu społeczeństwu, że rzekomo prowadzą jakąś geopolitykę. Ale to nie ma żadnego poważnego znaczenia.

Jednak ostatnio rosyjskie firmy próbują przejmować kontrolę nad europejskim systemem przesyłowym ropy i gazu...

- To jest raczej próba zakotwiczenia rosyjskich struktur ekonomicznych w stabilnym organizmie europejskim niż próba mocarstwowej ekspansji ekonomicznej. Nawet jeżeli Putin o czymś takim marzy, Zachód doskonale sobie z tym poradzi. Zdolność krajów zachodnich do korumpowania rosyjskich elit jest niesłychana. Obecna Rosja pod kontrolą Zachodu konsekwentnie gnije w letargu podtrzymywanym intensywną kroplówką z dochodów za surowce i nie widać, by coś się miało w tej sprawie zmienić.

Dziękuję za rozmowę.

Ksiądz prałat Peszkowski modli się za duszę Borysa Jelcyna

Doniesiono mi z Moskwy, że Borys Jelcyn nie żyje. Zmarł 23 kwietnia br. w moskiewskim szpitalu.

Kiedy w 1993 roku, jako Prezydent Federacji Rosyjskiej, odwiedził Polskę, spotkałem go po raz pierwszy. Na cmentarzu Powązkowskim składał wtedy wieniec pod Krzyżem w Dolince Katyńskiej. Czekałem tam na niego razem z Rodzinami Katyńskimi. Wiedział, że jestem Jeńcem ocalonym z Kozielska. Kiedy pochylił się, aby ucałować moje dłonie, powiedział, jak trudno mu stać w tym miejscu, jak bardzo jest mu przykro. Wręczyłem mu wizerunek Matki Bożej Katyńskiej i zaprosiłem do udziału w obchodach Międzynarodowego Roku Katyńskiego, który miał odbyć się w 1995 roku, w 55. rocznicę zbrodni. Kazał tłumaczce zanotować datę. Obiecał przybyć w ostatnią niedzielę kwietnia 1995 r. na uroczystości do Katynia.

Musimy pamiętać, że to na polecenie prezydenta Borysa Jelcyna prof. Rudolf Pichoja - główny archiwista Rosji, 12 października 1992 roku przekazał prezydentowi Polski Lechowi Wałęsie najważniejszy dokument z 5 marca 1940 roku, podpisany przez Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i Mikojana, na podstawie którego wymordowano polskich oficerów w Katyniu, Twerze, Charkowie..., w którym czytamy: "...rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary - rozstrzelanie".

Modlę się za duszę Borysa Jelcyna, dziękując za jego wkład w wyjaśnienie sprawy katyńskiej.

ks. prałat Zdzisław J. Peszkowski

Kapelan Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie

Naczelny Kapelan ZHP poza granicami Kraju

4



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Co się działo kwietnia wieczorem w Smoleńsku To Tuskowi zależało, prezes nie był gotowyx
Co się działo 10 kwietnia wieczorem w Smoleńsku To Tuskowi zależało, prezes nie był gotowy
CHCESZ SIĘ ODCHUDZIĆ TO NIE OGLĄDAJ TEGO !!!!!!!!!!
higiena to nie tylko czystośc ciała
Rak to nie choroba, Zdrowie
To nie jest żart
Homeopatia to nie czary
PET to nie zwierzatko
Zapisywanie liczb cyframi rzymskimi to nie problem, Dokumenty(1)
NIECH MÓWIĄ ŻE TO NIE JEST MIŁOŚĆ, PIOSENKI DLA GIMNAZJUM
Abp Życiński ofiary katastrofy, to nie męczennicy
Duży?kolt to nie zaproszenie do gwałtu
Halloween to nie zabawa, lecz pogaństwo!
Ale to nie wszystko
Dlaczego Wittgenstein nie był dualista
Baterie to nie wszystko
Korporacjonizm to nie kapitalizm
Modny klapek to nie wszystko

więcej podobnych podstron