John Mack i zjawisko abdukcji |
02.10.2008. |
_________________________________
Prof. John E Mack był znanym harvardzkim psychiatrą, psychoanalitykiem i zdobywcą nagrody Pulitzera. Jego kliniczna praca skupiała się głównie na eksploracji snów, koszmarów oraz analizie zjawiska samobójstw u nastolatków. W 1990 roku Mack zwrócił na siebie uwagę społeczności akademickiej chcąc opublikować wyniki swych badań, w których dowodził, że ludzie twierdzący, że zostali uprowadzeni przez kosmitów to nie szaleńcy. Wedle Macka ich doznania były prawdziwe. Nie były to osoby psychicznie chore, ani też mające złudzenia. Takie ich postrzeganie wynikało z niepoważnego traktowania ich przez naukę i psychiatrów, którzy nie podejmowali starań, aby dowiedzieć się, co było tak naprawdę przyczyną tych doświadczeń. Jeśli rzeczywistość, którą znamy nie była w stanie podjąć wyzwania i poznać te doświadczenia w sposób poważny, zatem tym, co było nam niezbędne wydawała się pewna zmiana w naszym postrzeganiu rzeczywistości. - Jakie są te inne możliwości? - pytał Mack. Sny, dla przykładu, nie odbywają się w taki sposób. Są one wysoce indywidualne w zależności od tego, co dzieje się w danym czasie z czyjąś podświadomością. Nie stwierdzę nigdy, że istnieją obcy uprowadzający ludzi. Chcę powiedzieć, że istnieje jednak silnie przekonujące zjawisko, którego nie potrafię wyjaśnić w żaden inny sposób. Jest tajemnicze! Nie wiem jeszcze czym jest, ale zdaje się, że zasługuje ono na dalsze, głębsze badania.
Życie Dla wielu osób, które twierdziły, że zostały uprowadzone John Mack był jedynym źródłem nadziei. Pracował on z ponad 200 osobami, w tym także profesjonalistami - psychologami, pisarzami, studentami i biznesmenami. Wielu z nich nie ujawniało swych przeżyć innym osobom poza Mackiem, bojąc się ośmieszenia i drwin ze strony otoczenia czy rodziny. Na szczęście jednak znalazł się psychiatra, który postanowił ich nie tylko wysłuchać, ale także w poważny sposób podejść do ich przeżyć. „Osoby uprowadzone” (ang. abductees lub experiencers) twierdzą, że w ich życiu pojawiają się obce istoty. Do spotkania może dojść w każdym momencie i o każdej chwili. Uprowadzeni twierdzą, że nie są w stanie się poruszyć, jest im niezwykle gorąco, czasem mówią też o przechodzeniu przez stałe obiekty, jak drzwi czy ściany domów. Zwykle też w opowieściach uprowadzonych pojawiają się humanoidy (w liczbie jednego lub dwóch), którzy towarzyszom im w czasie drogi do statku. Tam poddaje się ich pewnym procedurom medycznym (często bolesnym, obejmującym różne części ciała) czy pobiera się od nich próbki. Hybrydy - Czy kwestionuję swoje zdrowie psychiczne? - pytał Peter Faust, osoba doświadczona przez zjawisko abdukcji oraz przyjaciel Macka. W zupełności i to niemal do pewnego stopnia każdego dnia, ponieważ większość świata mówi, że jeśli ktoś doświadcza czegoś podobnego jest szalony. Ale jeśli to ja miałem kontakt z obcymi, z obcymi kobietami i brałem udział w płodzeniu hybrydowego potomstwa, mogę powiedzieć, że z pewnością jestem szalony. Tak właśnie czułem się na samym początku. Moja żona myślała, że postradałem zmysły - dodaje. Ale potem zacząłem patrzeć na swoje doświadczenia z zewnątrz i uświadomiłem sobie, że setki, jeśli nie tysiące ludzi mówią o czymś podobnym. To przywróciło mi normalność i dało nadzieję. Wiedziałem, że nie mogę fantazjować. Całe doświadczenie osoby uprowadzanej związane jest z pewną zachodzącą w jej świadomości zmianą odnośnie miejsca ludzkości we wszechświecie. Właśnie to skłoniło Macka, aby zadać pytanie dotyczące tego kim jesteśmy w najszerszym i najgłębszym sensie. - Doszedłem do wniosku, że to zjawisko abdukcji zmusza nas (jeśli oczywiście zechcemy podejść od niego poważnie), zmienić nasz odbiór ludzkiej identyfikacji, spojrzenie na to, kim jesteśmy z perspektywy kosmicznej.
Niezwykła praca W 1990 roku opublikowano książkę Macka pt. „Abduction: Human Encounters with Aliens". Szybko stała się ona bestsellerem, zaś jej autor często pojawiał się w programach telewizyjnych i radiowych. Uczelnia zadecydowała jednak, że to nieco za wiele. Mack otrzymał list, w którym informowano go o przygotowywanym śledztwie dotyczącym jego badań nad uprowadzeniami przez obcych. Był to pierwszy tego typu przypadek w historii Harvardu. Mack zdecydował się bronić i wynajął nawet prawnika, Erica MacLeisha. - Było to przerażające, że John musiał przez to przechodzić - powiedział MacLeish. Wyjaśniliśmy, że jeśli miałby odbyć się prawdziwy proces, odbywałby się on na oczach społeczeństwa i wezwalibyśmy wszystkich, którzy z nim pracowali i który nie żywili nic oprócz podziwu dla jego niezwykłej pracy i oddania dla pacjentów. Minęło 14 miesięcy ciężkich i nieprzyjemnych negocjacji. - Starali się krytykować mnie, uciszać mnie mówiąc, że poprzez wsparcie dla tego, co doświadczają te osoby potwierdzałem ich choroby czy złudzenia - mówił Mack. Zamiast spełniać się jako dobry psychiatra i leczyć, traktowałem ich poważnie, potwierdzając ich złudy i raniąc ich. Śledztwo trafiło na pierwsze strony wielu gazet na świecie, lecz Harvard ostatecznie ustąpił wydając oświadczenie, że Mack ma prawo badać, co tylko chce, co dalej robił. Mack zginął jednak w wypadku samochodowym w północnej części Londynu po tym, jak opuścił stację metra. Odwiedził on stolicę Wielkiej Brytanii, aby wygłosić wykład na temat, który przyniósł mu Nagrodę Pulitzera. Jego dorobek przetrwał jednak w postaci instytutu, który nosi jego imię. Tysiące osób doświadczonych przez zjawisko „uprowadzeń” wciąż czci jego pamięć. |