Fragmenty „Monologu z lisiej jamy” Jerzego Pilcha
Przestrzeń literacka.
A
Jest to zaciszna i dostatnio urządzona ziemianka. (…) gołe ściany, pełne zacieków i płatów osypującego się tynku, okienko pod sufitem, mosiężny kran z żeliwnym zlewozmywakiem, palta, okrycia wiszące na wbitych w mur gwoździach, plątanina rur. Natomiast meble i sprzęty tworzą tu pierwszoplanową aurę zaciszności. Są to przedmioty nadzwyczaj typowe (materac, etażerka, wersalka, lodówka, fotel) (…) Na samym froncie sceny, tyłem do widowni, tak że widzi ona jedynie trupią poświatę ekranu - telewizor.
B
Szkło rozbitej butelki przebiło tętnicę udową znanego poety Bernarda M., wyniku czego literatura polska poniosła kolejną bolesną stratę. W sposób niemal identyczny zginął kontroler krakowskiego MPK Andrzej R…
C
Czekałem, aż dorosnę, czekałem, aż ukończę studia, czekałem na tramwaj, czekałem na dziennik, czekałem na prognozę pogody, czekałem na upadek komunizmu. Czekałem opieszałych kelnerów i na otwarcie sklepów monopolowych. Czekałem na mieszkanie i czekałem naskubany wręczane przez moich pacjentów. Czekałem, aż ciebie sobie kupię, mój barwny kineskopie typu Trinitron! Czekałem na dziewczyny z agencji towarzyskich i czekałem, aż moja była żona skończy kąpiel, i czekałem, aż Gomułka utraci włszę. Czekałem, aż Gierek utraci władzę. Czekałem, aż Jaruzelski utraci władzę… Czekałem, aż Wąsata Głowa Państwa obejmie władzę. I czekałem, aż Wąsata Głowa Państwa utraci władzę. (…) Czekałem, aż przejdzie mi kac i czekałem, aż pierwszy kieliszek uderzy mi do głowy. (…) czekałem na kawę, czekałem na obiad, czekałem na pomarańcze, czekałem na kiełbasę, a kiedy kiełbasa była na kartki - czekałem na kartki na kiełbasę. (…) Czekałem w kolejce po papierosy, czekałem, aż wyjdzie „Tygodnik Powszechny”. Czekałem na przyjazd Papieża, czekałem na śmierć Breżniewa, czekałem, aż człowiek wyląduje na księżycu.
D
W końcu jak na moje potrzeby urządziłem się komfortowo… Na początku był tu tylko materac… Jak mówi Pismo: na początku był tylko materac i gołe ściany unosiły się nad materacem. A teraz, proszę, czyż nie zaciszna separatka (…). Każdy z tych przedmiotów jest pamiątką jednego z mych wyjątkowych upodleń. (…) Niezliczone niegdyś należące do mnie portfele, torby, parasole, okulary, długopisy, niezliczone należące kiedyś do mnie przedmioty przepadły (…). Budziłem się w pustce, pustka była wkoło i ja byłem pustką.
E
Grachę Petersburg poznałem w ten sposób, że zadzwoniłem do agencji towarzyskiej i jak zwykle zamówiłem Rosjankę.
F
-Tak jest-mam pieniądze. Skąd mam pieniądze? A on? Skąd on ma pieniądze? (…) Skąd ten wszarz ma tyle szmalu? Przecież nie odłożył z pensji? Na czym się wzbogacił? Był parę lat w Stanach? Zrobił przewał na kukurydzy? Sprzedawał złom po zawyżonej cenie? Kradł? Kombinował? Zgaduj!
Typ narracji.
A
Wpierw lądowałem tutaj kilka razy w roku, powiedzmy co kwartał, potem co dwa miesiące, co miesiąc, kilka razy w miesiącu, dwa razy w tygodniu, trzy razy, aż wreszcie utknąłem tu na dobre. Wpierw, jak powiadam, taszczyła tu moje nieobecne ciało moja szlachetna żona z pomocą mojego nieudanego syna, potem, gdy moja szlachetna żona odeszła, pomagali mi niekiedy dalecy krewni, potem zacni sąsiedzi, potem sam tu powracałem i sam stąd wychodziłem. Sam siebie tu sprowadzałem, moja znękana dusza taszczyła tu moje sponiewierane ciało, moje sponiewierane ciało wiodło tu moją chybotliwą duszę, otulało ją w sobie, hamowało i powstrzymywało, bo nieustanie gotowa była ona (moja dusza) do odlotu. Z czasem, o ile brzmi to logicznie, wyjścia stawały się rzadsze, powroty zaś częstsze.
B
Brzmi to nielogicznie, ale tak było niewątpliwie. Wychodziłem na powierzchnie coraz rzadziej, powracałem pod powierzchnię coraz częściej, powracałem tu nałogowo, powracałem tu permanentnie, powracałem tu natarczywie, aż w końcu najwyraźniej pisany mi los życia pod powierzchnia dopełnił sie i zostałem tu sensu largo...
C
W końcu jak na moje potrzeby urządziłem sie komfortowo... Na początku był tu tylko materac... Jak mówi Pismo: Na początku był materac i gołe ściany unosiły sie nad materacem. A teraz, proszę, czyż nie zaciszna separatka, w której można całymi latami leczyć kociokwik zwany życiem? Każdy z tych przedmiotów jest pamiątką jednego z mych wyjątkowych upodleń. Zawsze, gdy wydobywałem sie z wyjątkowych upodleń, przenikało mnie dojmujące pragnienie oparcia sie w materialnej trwałości i zawsze wyposażałem wówczas moją lisią jamę w jakiś nowy przedmiot. Nie idzie mi bynajmniej o trywialne odrabianie strat, o gorączkowe uzupełnianie ubytków. Owszem, ponosiłem straty i doznawałem ubytków. Niezliczone niegdyś należące do mnie portfele, torby, parasole, okulary, długopisy, niezliczone należące kiedyś do mnie przedmioty przepadły - tak jest - na wieki na ciemnych szlakach moich marszrut. Nie idzie mi wszakże o to, iż budziłem sie z mych upodleń uboższy o, dajmy na to, walizeczkę. Tak jest, budziłem się uboższy o walizeczkę, ale brak walizeczki był niczym w porównaniu
z wszechogarniającą pustką. Budziłem się w pustce, pustka była wkoło i ja byłem pustką. Nawet nie zauważyłem braku walizeczki, ponieważ czułem się tak, jakbym był wszystkiego pozbawiony.
Relacja narratora z bohaterami.
A
Jak podają niektóre zachodnie agencje, Linda Evans jest starsza od swego aktualnego partnera muzyka Yanni o dwanaście lat. Gracha wprost uwielbia tego typu wiadomości. Gracha Petersburg bardzo żywo interesuje się serialami, filmami, wideoclipami, a nawet z życia wziętymi historiami, w których partnerka jest dużo starsza od partnera. Gracha sporo czyta na ten temat, kiedyś nawet pokazywała mi specjalny album z wycinkami. Kto wie, może była w tym albumie fotografia Lindy Evans z młodszym od niej o dwanaście lat muzykiem Yanni? Nie pamiętam. Ale były tam inne fotografie. […] Grachę Petersburg, ilekroć słyszy wiadomość o parze miłosnej, w której ona jest starsza, on młodszy, ogarnia dziwne podniecenie i natychmiast sporządza specjalną fiszkę. Gdzieś tu zresztą była taka kartka, fiszka zawierająca historyczny rys problemu, spis dojrzałych kobiet żyjących u boku znacznie młodszych mężczyzn kartoteka obejmująca okres od czasów zamierzchłych do dnia dzisiejszego… […] Właściwie o co tej Grasze Petersburg chodzi? I właściwie dlaczego ciągle jej nie ma? Panie, co się dzieje? Panie; odezwij się wreszcie z głębi kineskopu albo w ogóle zrób coś, przyspiesz krok Grachy Petersburg albo wyprostuj ścieżki jej żywota, jeśli zbytecznie nakłada drogi.
B
Grachę Petersburg poznałem w ten sposób, że zadzwoniłem do agencji towarzyskiej i jak zwykle zamówiłem Rosjankę. […] do nas zaś, na fałszywy Zachód przybywają fałszywe Lwowianki i fałszywe Wilnianki […] Pogodziłem się z tym. Zgoda. Ale czytać mniej więcej i tamtego wszystkie umiały. A ta nic! […] Ale jakże ona Fiodora Michajłowicza ma czytać, jak ona bukw, ani składać, ani nawet rozróżniać nie poradzi! Bo okazuje się zaraz, że ta Rosjanka, co po rosyjsku czytać nie umie, to Polka! […] Spragniona grosza postanowiła podszyć się pod mieszkankę Petersburga.
C
Gracha, Gracha przyjdź. Gracha, pociesz mnie jak możesz, a staw się przede mną, lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną.
D
Chciałbym być dobrze zrozumiany: w tym, co mówię, nie ma ani śladu ostentacyjnego cierpiętnictwa, nie pragnę Cię epatować sztubackim poczuciem daremności życia […] Nie wywlekam z siebie mych pociemniałych od niespełnienia wnętrzności i nie każę Ci ich podziwiać. Spójrz, najpiękniejsza między niewiastami spikerko zapowiadająca prognozę pogody […] Nawet w literaturze nigdy nie znosiłem mrocznych bebechowatych monologów. Moje życie - owszem - obfitowało w klęski, ale klęski te ponosił mężczyzna. człowiek - rzec można - powinien być mężczyzną.
E
[…] chodzi o to, że i mnie się niekiedy wydaje, że moja kajuta, że piwniczka moich uciech i depresji leci, nie tkwi pod poziomem ziemi, ale leci, leci przez przestworza, które patrzą na mnie. Wyraźnie, bardzo wyraźnie czuję swój karcący wzrok na sobie. Nie karć mnie! Nie patrz na mnie karcąco! Nie patrz na mnie karcąco gołym wzrokiem, ani nie patrz na mnie karcąco przez swe szkła ciekłokrystaliczne. Mylisz się, mój nieomylny obrazie kontrolny, to nie jest żadna moja obsesja…
Spikerka
Spójrz, najpiękniejsza między niewiastami spikerko zapowiadająca prognozę pogody (…)
Pogodo mego ciała! Szczęśliwa prognozo i przyjazny wietrze! Ona nie zapowiada pogody. Ona opiewa walki frontów atmosferycznych, ona jest solistką wyśpiewującą strzelistą chwałę mas upalnego powietrza, ona jest tancerką o nieograniczonej skali ruchów. (…) Ilekroć widzę tańczącą przed mapą pogody Grażynę Upadek, tylekroć czuję, moje przyrodzenie ogarnia wyż baryczny.
Gracha
Z funkcji zmysłowej kochanki przesunąłem Grachę na równie odpowiedzialne stanowisko: platonicznego zaopatrzeniowca…Codziennie w czasie Dobranocki przynosi mi smakołyki.
Żona i syn
Moja atrakcyjna pod względem fizycznym żona z pomocą mojego nieudanego syna sprowadzała tutaj moje nieobecne ciało i, prawdę powiedziawszy, zamykała je (ciało moje) na rytualne trzy dni zmartwychwstania.
Wpierw, jak powiadam, taszczyła tu moje nieobecne ciało moja szlachetna żona z pomocą mojego nieudanego syna, potem, gdy moja szlachetna żona odeszła, pomagali mi niekiedy dalecy krewni, potem zacni sąsiedzi, potem sam tu powracałem i sam stąd wychodziłem.
Brat Odłączony
Nawiasem mówiąc, mój przyjaciel Brat Odłączony zaopatruje mnie w bibułę antypapieską…A także na bieżąco informuje mnie o wszelkich przejawach nietolerancji.
Gość wieczoru - strzelec wyborowy
Jestem strzelcem wyborowym ze specjalizacją: przypadkowi przechodnie.
Nauczyłem się zabijać i umiem tylko zabijać.
Najlepiej by było, gdyby go zabił jakiś drugi strzelec wyborowy, który również ma chandrę, ponieważ nauczył się zabijać, umie zabijać i niczego innego nie umie.
Podmiot
Nie będę ukrywał: byłem pracownikiem służby zdrowia. Parafrazując pewnego klasyka mógłbym powiedzieć: byłem jednym z wielu lekarzy rejonowych. (…) Często zmieniałem miejsca pracy (…).
Wybrałem medycynę, choć pociągała mnie literatura. (…) W literaturze - bez wątpienia - również niczego bym nie osiągnął.
Czas narracji a czas opowieści.
A
Toteż, gdy dotykam się tutaj właśnie, gdy bezwiednie zachowuję się tak, jakbym nieustannie pieścił moje lewe udo, nie jest to ani odruch, ani natręctwo, ani tym bardziej nie jest to żaden objaw autoerotyzmu. Jest to gest obronny. Chronię moje tętnice udowe, chronię zewnętrzną i chronię wewnętrzną, osłaniam je przed ostrzem, które może runąć lada chwila. Nie będę ukrywał: byłem pracownikiem służby zdrowia. Parafrazując pewnego klasyka mógłbym powiedzieć: byłem jednym z wielu lekarzy rejonowych. Przez dwadzieścia lat wdychałem zapach środków antyseptycznych w poradniach, przychodniach, ambulatoriach, izbach przyjęć i ośrodkach zdrowia. Często zmieniałem miejsca pracy, ale zapach wszędzie był ten sam: zapach środków opatrunkowych i płynów sterylizacyjnych, zapach otwartych wnętrzności i zapach wilgotnych klisz rentgenowskich. Zapach wyciekającej spod bandaży krwi i zapach śmiertelnego potu. Wiekuisty księżycowy zapach medycyny.
B
Wybrałem medycynę, choć pociągała mnie literatura. Wybór rzecz jasna nietrafny, choć nie znaczy to, iż gdybym nie wybrawszy medycyny wybrał literaturę, byłoby lepiej. W literaturze - bez wątpienia - również niczego bym nie osiągnął.
- Chciałbym być dobrze zrozumiany: w tym, co mówię, nie ma ani śladu ostentacyjnego cierpiętnictwa, nie pragnę Cię epatować sztubackim poczuciem daremności życia, gówniarskim tragizmem, nie masturbuję się beznadzieją.
1