Harry w sumie nie spodziewał się, że złość Hermiony zmniejszy się przez noc, dlatego nie był też zaskoczony, kiedy komunikowała się głownie przez złowrogie spojrzenia i ciszę. Ron dostawał odpowiedź przez utrzymanie nienaturalnie ponurego zachowania w jego obecności jako przejawu żalu. Tak naprawdę, kiedy cała trójka była razem, Harry czuł się jako jedyny nieosierocony przy niezbyt licznie zgromadzonym pogrzebie. Jednakże podczas tamtych niewielu momentów, które Ron spędzał jedynie z Harrym (zbierając wodę i szukając podszycia pod grzyby?) stawał się bezwstydnie wesoły.
- Ktoś nam pomógł - ciągle powtarzał - Ktoś wysłał tą łanie, ktoś jest po naszej stronie, jeden z horkruksów mniej i koniec!
Podparci przez zniszczenie medalionu, przeszli do rozważania kolejnych możliwych ulokowań horkruksów, chociaż mówili o tym już tyle razy. Harry podchodził do wszystkiego optymistycznie, był pewien, że po pierwszym nastąpią kolejne osiągnięcia. Nawet dąsy Hermiony nie mogły zniszczyć jego pogodnego nastroju. Nagły podskok ich szczęścia, widok tajemniczej zapłaty, odzyskanie miecza Gryffindora, a ponad tym wszystkim powrót Rona, tak uszczęśliwiły Harrego, że nie mógł powstrzymać się od uśmiechu na ustach. Późnym popołudniem Harry i Ron ponownie uniknęli towarzystwa obrażonej Hermiony i pod pretekstem oczyszczania żywopłotów z nieistniejących jeżyn udali się na wymianę najnowszych wieści. Harry w końcu się zdecydował żeby powiedzieć Ronowi całą prawdę o wędrówkach z Hermioną, łącznie z opowieścią o tym co stało się w Dolinie Godrika. Ron natomiast mówił o wszystkim czego się dowiedział więcej o świecie czarodziejów podczas swojej nieobecności.
- ... a jak się dowiedziałeś o Tabu? - zapytał Harry'ego po omówieniu wszystkich desperackich zamachów na mugoli, od których wymigiwało się Ministerstwo.
- O czym?
- Ty i Hermiona przestaliście wymawiać imię Sam-Wiesz-Kogo.
- O tak, wiem. To tylko zły nawyk w który wpadliśmy. Nadal nie mam problemów z mówieniem na niego Volde...
- Nie! - wrzasnął Ron powodując że Harry wylądował w żywopłocie, a Hermiona ( z nosem w książkach przy wejściu do namiotu) spojrzała na nich spode łba.
- Przepraszam - powiedział Ron wyciągając Harrego z krzaków. -... Ale imię to jest teraz zabronione, oni w ten sposób łapią ludzi. Wypowiedzenie jego imienia łamie zaklęcia ochronne, powoduje jakiś rodzaj magicznego nieładu. Właśnie w ten sposób znaleźli nas na ulicy Tottenhama.
- Dlatego, że użyliśmy jego imienia?
- Dokładnie! W ten sposób mu pomagasz. Tylko ludzie, którzy nie boją się spotkania z Sam-Wiesz-Kim, jak Dumbledore, odpuścili sobie to. Teraz jest nałożone na to Tabu, każdy kto wypowie to imię staje się tropem - szybki i łatwy sposób na odnalezienie członków Zakonu. Niemalże złapano Kingsley'a.
- Żartujesz?
- No tak, grupa Śmierciożerców otoczyła go, ale Bill powiedział, że znalazł drogę wyjścia. On teraz jest na wędrówce, tak jak my. Ron podrapał się końcówką różdzki po podbródki z zamyśleniem
- Ty! A nie myslisz, że Kinglsey mógł wysłać tą łanię?
- Jego patronus jest rysiem, widzieliśmy go na ślubie, nie pamiętasz?
- A no tak... Odsunęli się o kawałek dalej wzdłuż żywopłotu, tak żeby być dalej od namiotu i Hermiony.
- Harry, a nie uważasz... nie myślisz, że to mógł być Dumbledore?
- Dumbledore? Niby jak? Ron wyglądał na trochę zawstydzonego, ale powiedział ściszonym głosem: - No Dumbledore... łania. Pomyślałem...- Ron spoglądał na Harrego kątem oka - No przecież on miał ostatnio prawdziwy miecz, czyż nie? Harry nie śmiał się z Rona, ponieważ rozumiał zbyt dobrze tęsknote za pomocą Dumbledore'a. Pomysł, żeby Dumbledore zdecydował się wrócić, obserwować ich, był niezwykle przyjemny. Harry potrząsnął przecząco głową.
- Dumbledore nie żyje. - powiedział - Widziałem jak to się stało, widziałem jego ciało. On zdecydowanie odszedł. A poza tym jego patronus był feniksem, a nie łanią.
- Patronus może się zmienić, czyz nie? Ten należący do Tonks się zmienił...
- Tak, ale gdyby Dumbledore był żywy dlaczego by się nie pokazał? Dlaczego po prostu nie dał by nam tego miecza?
- Pomyśl - powiedział Ron - Może z tego samego powodu z jakiego nie dał ci go kiedy żył? Z tego samego powodu dla którego dał ci starego znicza, a Hermionie bajki dla dzieci?
- Czyli dlaczego? - odrzekł Harry, odwracając się do Rona z wyrazem twarzy naciskającym na odpowiedź.
- No nie wiem - powiedział Ron - Czasem myślałem, że on się śmieje... albo... albo chce żeby to było po prostu trudniejsze, ale teraz już tak nie myślę, nigdy więcej. On wiedział co robi dając mi Deliminator, czyż nie? On dobrze.. - uszy Rona zrobiły się momentalnie czerwone - Musiał wiedzieć, że odejdę od ciebie...
- Nie - Harry go poprawił - on musiał wiedzieć, że zawsze będziesz chciał do mnie wrócić. Ron spojrzał wdzięcznie, ale jednocześnie z zakłopotaniem. Częściowo żeby zmienić temat, Harry powiedział:
- Skoro mówimy o Dumbledore'u, słyszałeś co napisała o nim Skeeter?
- Oh, tak - powiedział w końcu Ron - ludzie całkiem dużo o tym mówią. Oczywiście gdyby rzeczy miały się inaczej to byłaby sensacja, Dumbledore przyjaźnił się z Grindelwald'em, ale to teraz tylko powód do śmiechu, dla ludzi, którzy go nie lubili i zimny kubeł na głowę dla tych, którzy myśleli, że był tak dobrym człowiekiem. Sam w sumie nie wiem czy to tylko plotka... On był wtedy bardzo młody...
- W naszym wieku - powiedział Harry unikając wzroku Hermiony. Coś w jego głowie nakazało mu pozostawić temat w spokoju. Duży pająk usiadł na środku pajęczyny, a Harry wycelował w niego różdżką, którą dał mu Ron zeszłej nocy, a którą Hermiona miała od czasów przystąpienia do egzaminów.
- Engorgio. Pająk zatrząsł się, zadrżał na swojej sieci. Harry spróbował jeszcze raz. Tym razem pająk z lekka urósł.
- Skończ z tym - powiedział Ron ostro - Przepraszam, że powiedziałem, że Dumbledore był młody, w porządku? Harry zapomniał, że Ron boi się pająków.
- Przepraszam. Reducio. Pająk nie zmniejszył się. Harry poruszył różdzką. Każde mniej dokładnie wypowiedziane słowo, powodowało, że wydawało mu się że różdżka jest mniej potężna niż ta z feniksa. Nowa zdawała się być intruzem, tak jakby miał czyjąś rękę przyszytą do swojego ramienia.
- Wystarczy, że nad tym popracujesz - powiedziała Hermiona, która zbliżyła się do nich bezgłośnie od tyłu i stojąc obserwowała jak Harry próbuje powiększyć i usunąć pająka. - To tylko kwestia wprawy. Wiedział dlaczego tak bardzo chciała żeby wszystko było w porządku. Ciągle czuła się winna złamania jego różdżki. Zaproponował jej, że może wziąć jego różdżkę, jeżeli myśli, że to nie robi różnicy, a on w zamian weźmie jej. Pojawiła się możliwość aby znowu wszyscy razem byli przyjaciółmi, ale kiedy Ron posłał jej delikatny uśmiech wyprostowała się niemal majestatycznie i usiadła ponownie przed książką. Wszyscy troje wrócili do namiotu dopiero kiedy zrobiło się ciemno, a Harry wziął pierwszy dyżur na czatach. Siedząc przy wejściu próbował swoją różdżką spowodować aby małe kamyczki się uniosły, ale magia nadal wydawała się mniej potężna niż działo się to wcześniej. Hermiona leżała na swoim łóżku i czytała, a Ron, po kilku ukradkowych spojrzeniach w jej kierunku, wziął małe bezprzewodowe radio ze swojego plecaka i próbował je nastawić.
- Tu jest taki program - powiedział do Harry'ego ściszonym głosem - Który mówi o wydarzeniach tak jak jest naprawdę. Pozostałe albo są po stronie Sam-Wiesz-Kogo, albo słuchają się Ministerstwa, ale ten jeden...poczekaj aż to usłyszysz. Jest świetny.Tylko, że nie mogą nadawać każdej nocy, musza ciągle zmieniać lokację, na wypadek gdyby zostali namierzeni. No i potrzebujemy hasła żeby go nastawić. Problemem jest to, że zapomniałem ostatniego... Ron zabębnił w czubek radia swoją różdżką mamrocząc przypadkowe słowa. Rzucił Hermionie kilka przybitych spojrzeń, obawiając się wybuchu gniewu, ale ona udawała, że go nie widzi. Przez około dziesięć minut Ron pukał i bębnił, Hermiona przerzucała kartki, a Harry ćwiczył operowanie nową różdżką. W końcu Hermiona zeszła ze swojego łóżka. Ron przestał pukać.
- Jeżeli ci to przeszkadza to zaraz przestanę - powiedział Hermionie nerwowo. Dziewczyna nawet nie zareagowała, ale zbliżyła się do Harrego.
- Musimy porozmawiać - powiedziała. Spojrzał książkę, którą wciąż trzymała w dłoni. To było "Życie i Kłamstwa Albusa Dubledore'a".
- Tak? - powiedział z lękiem w głosie. Przeleciało mu przez myśl, że jest tam rozdział o nim. Nie był pewien czy chce słyszeć o jego znajomości z Dubledorem. Jednak słowa Hermiony były dla niego zupełnym zaskoczeniem.
- Chce iśc i zobaczyć się z Xenophilusem Lovegood. Gapił się na nią z niedowierzaniem. - Przepraszam, co?
- Xenophilus Lovegood, ojciec Luny. Chcę iść i z nim porozmawiać.
- Eee? Ale dlaczego? Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- To jest ten znak! Znak z opowieści barda Beedle. Spójrz na to! Rzuciła swoje wydanie "Życia i Kłamstw Albusa Dumbledore'a" pod nos i pokazała oryginalne zdjęcie listu, który napisał Dumbledore do Grindelwald'a, jego cienkim, pochyłym pismem. Harry nie chciał mieć zupełnej pewności, że to słowa Dubledore'a, że nie sa wymysłem Rity. - Podpis - powiedziała Hermiona - Tylko popatrz na ten podpis. Posłuchał jej. Przez chwilę nie miał pojęcia o czym ona mówi, ale, patrząc uważniej na cel ze swoją zaświeconą różdżką, zauważył że Dubledore zastąpił "A" z wyrazu "Albus" przez malutką wersję trójkątnego znaku barda Beedle.
- Ee? Co jest? - zapytał Ron niepewnie, ale Hermiona przytłumiła go swoim wzrokiem i odwróciła się do Harrego.
- On ciągle się ukazuje, czyż nie? - powiedziała. - Wiem, że Wiktor powiedział, że to znak Grindelward'a, ale on był definitywnie na tym starym grobie w Dolinie Godrika, a daty na nim były dużo starsze niż pojawienie się na świecie Grindewald'a. A teraz to! Nie możemy zapytać Grindewald'a ani Dubledore'a co to znaczy. Ba! Nawet nie wiemy czy Grindewald ciągle żyje. Ale możemy zapytać się o to pana Lovegood, w końcu miał ten znak na ślubie. Jestem pewna, że to jest ważne, Harry. Harry nie odpowiedział natychmiast. Patrzył na jej zaciętą, ochoczą twarz a później na otaczającą ich ciemność i myślał. Po długiej pauzie powiedział: - Hermiona, nie potrzebujemy żadnej Doliny Godrika. Rozmawialiśmy już o tym i...
- Ale to ciągle się pojawia. Dumbledore dał mi egzemplarz "Opowieści barda Beedle", skąd wiesz, że nie powinniśmy dowiedzieć się czegoś o tym znaku?
- Znowu to samo! - Harry czuł się lekko zirytowany - Ciągle przekonujemy siebie nawzajem, że Dumbledore zostawił nam jakieś sekrety i wskazówki.
- Dulminator okazał się całkiem użyteczny - powiedział Ron - Myślę, że Hermiona ma rację. Powinniśmy iśc i zobaczyć się z tym Lovegood'em. Harry rzucił mu ponure spojrzenie.Był prawie pewien, że to poparcie dla Hermiony ma niewiele wspólnego z pragnieniem poznania tajemnicy trójkątnego runu.
- To nie może być jak Dolina Godrika - dodał Ron - Lovegood jest po naszej stronie, Harry, "Żongler" pisze o tobie tylko dobre rzeczy, wszystko żeby ci pomóc.
- Jestem pewna, że to ważne - powiedziała Hermiona zupełnie poważnie. - A czy nie wydaje ci się, że gdyby tak było naprawdę, Dumbledore powidział by mi o tym przed śmiercią?
- Może...A może to jest coś czego musisz dowiedzieć się samodzielnie. - wycedziła Hermiona.
- Taak. - powiedzial Ron - To ma sens.
- Nie. To nie ma. - powiedziała ostrym tonem Hermiona - Ale ciągle myślę, że powinniśmy porozmawiac z tym Lovegoodem. Symbol który łączy Dumbledore'a, Grindewald'a i Dolinę Godrika? Harry, jestem pewna, że musimy wiedzieć o nim wszystko!
- Też myślę, że powinniśmy na to postawić - odparł Ron - Mogą być korzyści z zobaczenia się z Lovegood'em. Jego ręce wyleciały w powietrze przed Hermioną. Jej usta zadrżały podejrzliwie kiedy się podniosła.
- Jesteś przegłosowny, wybacz - powiedział Ron i klepnął Harry'ego po plecach.
- Dobra - odrzekł Harry na wpół zadziwiony, na wpół zirytowany. - Ale kiedy tylko porozmawiamy z tym Lovegoodem zabierzemy się w końcu do szukania reszty horkruksów, zgadzacie się? A gdzie u diabła mieszka ten Lovegood? Ktoś z was wie?
- Tak, niedaleko mnie - powiedział Ron - Nie do końca wiem gdzie, ale Mama i Tata zawsze wskazywali na wzgórza kiedy o nim wspominali. Nie będzie trudno go znaleźć. Kiedy Hermiona wróciła do swojego łóżka, Harry zniżył głos.
- Zgodziłeś się po to żeby spróbować czy żeby być z nią w dobrych stosunkach?
- Na wojnie i w miłości wszystko jest dozwolone. - powiedział Ron z zadowoleniem. - Ale trochę i tego i tego. Zastanów się - to ferie świąteczne, Luna będzie w domu. Mieli cudowny widok na wioskę Świętego Catchopole z wietrznego zbocza. Ich punkt obserwacji umieszczony był wysoko, dlatego wioska wyglądała jak kolekcja domków dla lalek w ukośnych promieniach słońca wyglądającego zza chmur. Zatrzymali się na minutę lub dwie i dłońmi robiąc cień nad oczami przyjzeli się Norze, wszyscy mogli sobie wyobrazić krzewy i drzewa z sadu, które pozwalały ukryć ochronę małego domku przed oczami mugoli.
- To dziwaczne, być tutaj blisko i nie mieć zamiaru odwiedzić domu - powiedział Ron
- No tak, ale nie tak dziwne, kiedy dopiero co się tu było, prawda? Byłeś tutaj na święta Bożego Narodzenia - powiedziała Hermiona oschle.
- Nie byłem w Norze! - odparł Ron śmiejąc się ironicznie - Czy naprawdę myślisz, że poszedłbym tam i powiedział im wszystkim, że odszedłem od was? No tak, George i Fred byliby tym zachwyceni. A Ginny? Pełna zrozumienia.
- No to gdzie byłeś wtedy? - zapytała zaskoczona Hermiona.
- W nowym domu Billa i Fleur. Mały dworek na wsi. Bill zawsze był dla mnie jakiś taki bardziej ludzki. To...to nie zrobiło na nim wrażenia, kiedy powiedziałem mu co zrobiłem, ale nie wypytywał się. Wiedział, że jest mi naprawdę przykro. Nikt z reszty rodziny nie wie, że tam byłem. Bill powiedział mamie, że nie przyjechali do Nory na święta, ponieważ chcieli je spędzić tylko w swoim towarzystwie. No wiesz, pierwsze święta kiedy są małżeństwem. No i Fleur też nic na to nie mówiła... Wiesz jak nie cierpi Celestyny Werbeck i "Kociołka pełnego miłości". Ron odwrócił się plecami do Nory.
- Dobra, spróbujmy tędy - powiedział i zaczął ich prowadzić po szczycie wzdłuż wzgórza. Szli kilka godzin, Harry, przez nakłoniony przez Hermionę, ukryty pod peleryną niewidką. Grupa niskich wzgórz wydawała się być niezamieszkana, oprócz jednego małego pagórka, który był jakby opuszczony.
- Myślisz, że to należy do nich i po prostu wyjechali na święta Bożego Narodzenia? - powiedziała Hermiona zaglądając przez okno na gustowną kuchnię. Ron parsknął.
- Posłuchaj, mam przeczucie, że wiedziałabyś kto tam mieszka, gdybyś spojrzała przez okno Lovegood'ów. Spójrzmy na resztę wzgórz. Transformowali się kilka mil dalej na północ.
- Aha! - krzyknął Ron, kiedy wiatr potargał ich włosy i ubrania. Skierował się ku górze, wzdłuż szczytu na którym się pojawili, gdzie najbardziej dziwnie wyglądający dom różowił się, a duży szary walec z strasznym księżycem wisiał za nim w popołudniowym niebie.
- To musi być dom Luny. Kto jeszcze zamieszkałby w takim miejscu? To wygląda jak wielki gawron!
- To nie ma nic wspólnego z ptakiem - spoglądając na dom powiedziała Hermiona
- Mówiłem o szachowej wieży - dodał Ron - dla ciebie to będzie zamek. [ tutaj jest gra słów - rook = wieża z szachów i gawron, nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić] Ron miał najdłuższe nogi więc on pierwszy osiągnął szczyt wzgórza. Kiedy Harry i Hermiona również dotarli na miejsce sapiąc i dysząc, zobaczyli go uśmiechającego się szeroko.
- Tak, to ich dom - powiedział Ron - Tylko popatrzcie. Trzy ręcznie namalowane znaki były przyczepione do bramy. Pierwszy oznajmiał REDAKTOR "ŻONGLERA" X.LOVEGOOD drugi, WEŹ SWOJĄ WŁASNĄ JEMIOŁĘ trzeci, TRZYMAJ SIĘ Z DALEKA OD ŚLIWEK. Brama zatrzeszczała kiedy tylko ją otworzyli. Zygzakowata ścieżka zaprowadziła ich do frontowych drzwi porośniętych przez różnorodne rośliny, w tym rzodkiewki, które Luna nosiła czasem jako kolczyki. Harry pomyślał, że rozpoznał roślinę Snargaluff i wziął bardzo głeboki oddech. Dwa stare drzewa jabłkowe kołysały się przy wietrze, ciężkie od czerwonych owoców wielkości jagód i bujnych koron z drobnej jemioły, przy drzwiach domu, będać niejako wartownikami. Malutka sowa z lekko spłaszczoną głową przyglądała się im uważnie z jednej z gałęzi.
- Będzie lepiej jak zdejmiesz pelerynę niewidkę - powiedziała Hermiona - To tobie chce pomóc Lovegood, nie nam. Zrobił tak jak mu poradziła, dał jej pelerynę żeby schowała ja do podręcznej torby. Hermiona zapukała trzy razy w czarne drzwi, które były nabite żelaznymi gwoździami i miały kołatkę w kształcie orła. Upłynęło zaledwie dziesięć sekund kiedy drzwi się otworzyły, a w nich stanął Xenophilius Lovegood bez butów i w czymś co wydawało się być piżamą. Jego długie, białe włosy były brudne i nieułożone. Xenophilius był zdecydowanie ubrany elegancko na weselu Bill'a i Fleur w porównaniu do tego stroju.
- Co? Co jest? Kim jesteście? Czego chcecie? - powiedział swoim wysokim marudnym głosem spoglądając najpiew na Hermionę, później na Rona, a w końcu na Harry'ego, a jego usta otwotrzyły się i uformowały w komiczne "O".
- Dzień dobry Panie Lovegood - powiedział Harry wyciągając swoją ręke - Jestem Harry, Harry Potter. Xenophilius nie uścisnął jego ręki, ale jego oko, które nie było skierowane na wewnętrzną cześć nosa, spojrzało na bliznę na czole Harry'ego.
- Czy będzie miał Pan coś przeciwko jeżeli wejdziemy do środka? - zapytał Harry - Jest coś o co chcielibyśmy Pana zapytać.
- Ja...ja nie jestem pewien czy to możliwe. - westchnął Xenophilius, przełknął ślinę i rozejrzał się po ogrodzie. - To dla mnie szok...No...Naprawde nie wiem czy to możliwe.
- To zajmie Panu chwilkę. - powiedział Harry lekko rozczarowany przez to niezbyt miłe przyjęcie.
- A, jeżeli tak to w porządku. Wchodźcie, szybko. Szybko! Ledwie przekroczyli próg kiedy Xenophlius zatrzasnął drzwi za nimi. Stali teraz w najdziwniejszej kuchni jaką Harry kiedykolwiek widział. Pomieszczenie było idealnie okrągłe, tak że Harry czuł się jakby był w gigantycznym kociołku. Wszystko było dopasowane do kształtu ścian - piec, zlew, szafki - a wszystko to było pomalowane w kwiatki, owady, ptaki na różne świetliste kolory. Harry pomyślał, że rozpoznał styl Luny. Efekt tego wszystkiego w małym pomieszczeniu był istnie przygniatający. Na środku podłogi wspinały się na kolejne piętra spiralne, żelazne schody. Harry zastanawiał się co może teraz robić Luna, kiedy usłyszał dziwne odgłosy.
- Mogliście wybrać lepszą porę - powiedział Xenophilius nadal czując się niekomfortowo i pokazał im drogę. Kolejny pokój wydawał się być kombinacją salonu i pokoju do pracy, a ponadto był jeszcze bardziej zaśmiecony niż kuchnia. Z małego pomieszczenia, niczym Pokój Życzeń, zamienił się w labirynt z różnych ukrytych obiektów. Każdą wolną przestrzeń zapełniały stosy papierów. Malutkie modele stworzeń których Harry nie rozpoznawał, wszystkie trzepoczące skrzydełkami lub szczekające szczękami, zwieszały z sufitu. Luny tam nie było. Rzeczą, która robiła ten hałas było coś drewnianego. Wyglądało jak dziwaczny wynik połączenia ławki do pracy oraz szuflad, ale po chwili Harry wydedukował, że jest to starodawna drukarka, gdyż wyrzucała z siebie "Żonglera".
- Przepraszam - powiedział Xenophilius łażąc przy maszynie, złapał niechlujnie obrus spod niezliczonych książek i kartek, które spadły przez to na podłogę i wrzucił go na drukarkę, a później zwrócił się do Harrego:
- Po co przyszliście?
Zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć, Hermiona wyrzuciła z siebie cichy dźwięk zaskoczenia.
- Panie Lovegood, co to jest? Wskazała na olbrzymi, szary spiralny róg, nie różniący się niczym od rogu jednorożca, który był zamontowany na ścianie kilka stóp od pokoju.
- To róg Chrapaka Krętorogiego - powiedział Xenophilius
- Nie prawda! - powiedziała Hermiona
- Hermiona... - wycedzil Harry zawstydzony - Teraz nie czas na...
- Ale Harry, to róg jednorożca! To materiał z klasy B - niezwykle niebezpieczny do trzymania w domu.
- Skąd pewność, że to róg jednorożca? - powiedział Ron wymykając się tak szybko jak to możliwe jak najdalej od rogu.
- Czytałam jego opis w książce "Magiczne Stworzenia i Gdzie Je Znaleźć". Panie Lovegood, Pan musi się tego pozbyć jak najszybciej. To może wybuchnąć przy najmniejszym dotyku.
- Chrapak Krętorogi... - powiedział Xenophilius powoli i ze spokojem na twarzy - To nieśmiałe magiczne stworzenia, które...
- Panie Lovegood, ja rozpoznaje te charakterystyczne znaki przy nasadzie i jestem pewna, że to róg jednorożca... Nie wiem gdzie Pan go nabył...
- Kupiłem go - powiedział apodyktycznie - Dwa tygodnie temu od wybornego młodego czarodzieja, który wie, że interesuje się wybornymi Krętorogami. Świąteczna niespodzianka dla mojej Luny.
A teraz - powiedział odwracając się do Harry'ego - Dlaczego dokładnie tutaj przyszliście, Panie Potter?
- Potrzebujemy pomocy - odpowiedział Harry zanim Hermiona otworzyła usta.
- Ah - westchnął Xenophilius - Pomocy... Jego zdrowe oko ponownie spojrzało na bliznę Harry'ego. Wydawał się być jednocześnie uspokojony o zahipnotyzowany.
- Tak...ale rzecz w tym...że pomaganie Harremu Potterowi jest raczej niebezpiecznie
- Czy nie byłeś jednym z tych, którzy mówili, że pomaganie Potterowi jest ich obowiązkiem? - powiedział Ron - W tym swoim magazynie? Xenophilius spojrzał w kierunku ukrytej maszyny, która ciągle hałasowała i trzeszczała pod obrusem.
- Ee..No tak. Ja wyrażałem taki pogląd, ale...
- Ale to było skierowane do wszystkich, a nie do ciebie konkretnie? - zapytał Ron. Xenophilius nie odpowiedział. Ciągle zawieszał swój wzrok pomiędzy nimi.Harry miał wrażenie, że przechodzi właśnie silną wewnętrzną walkę.
- A gdzie jest Luna? - zapytała Hermiona - Zobaczymy co ona powie... Xenophilius połknął ślinę. W końcu powiedział trzęsącym się głosem, ciężkim do usłyszenia w obecności pracującej maszyny.
- Luna...Luna jest na dole nad potokiem, łowi Słodkowodne Plimpki. Ona... ona ucieszy się z waszej wizyty. Pójdę po nią... a później... postaram się wam pomóc. Zniknął na schodach, a po chwili dało się usłyszeć skrzypienie drzwi. Spojrzeli na siebie nawzajem.
- Tchórzliwy - powiedział Ron - Luna ma dziesięć razy więcej odwagi.
- On prawdopodobnie się martwi co będzie jeżeli Śmierciożercy dowiedzą się, że tu byłem - powiedział Harry.
- Ja zgadzam się z Ronem - odparła Hermiona - Potworny stary hipokryta, który mówi wszystkim żeby coś robili a sam tego unika. I, u diabła, trzymajcie się z daleka od tego rogu. Harry podszedł do okna w najbardziej odległej części pokoju. Widział potok, cienką, połyskującą wstążkę daleko od nich pod zboczem wzgórza. Byli bardzo wysoko. Ptak zatrzepotał za oknem, kiedy gapił się kierunku Nory, teraz zasłoniętej przez pasmo wzgórz. Ginny była tam gdzieś blisko. Byli teraz tak blisko siebie jak to nie zdarzyło się od dnia ślubu Fleur i Bill'a, ale ona nie mogła wiedzieć, że on teraz patrzy na nią, że myśli o niej. Pomyślał, że to w sumie dobrze. Każdy kto wchodził w kontakt z nim był w niebezpieczeństwie, a postawa Xenophiliusa była tego przykładem. Odwrócił się od okna a jego wzrok spoczął na innym dziwnym objekcie stojącym obok nieuprzątniętej, zakrzywionej, śliskiej tablicy -Kamień z pięknie, lecz goźnie wyglądającą czarownicą ubraną w najdziwniejsze nakrycie głowy. Dwa obiekty podobne do złotych uszów trąbki wykrzywiały się na boki. Para małych migoczących skrzydełek była obłożona rzemieniem, podczas gdy jedna z pomarańczowych rzodkiewek była przyczepiona do jednego z rzemieni nad jej czołem.
- Spojrz na to - powiedział Harry
- Apetycznie -powiedział Ron. Usłyszeli jak frontowe drzwi się zamykały i po chwili na spiralnych schodach ponownie pojawił się Xenophilius. Jego cienkie nogi tym razem były obleczone w buty. Niósł tacę z filiżankami na herbatę oraz dzbanek.
- O, zauważyliście mój ulubiny wynalazek. - powiedział przekazując tacę w ręce Hermiony i stawiając Harrego obok statuły - Wzrcowo pasująca głowa Rowens Ravenlcaw. Nie ma nic cenniejszego ponad inteligencję! Wskazał na przedmioty wyglądające jak uszy trąbki. - To są syfony Wlackupurt'a. Służą do usuwania wszelkich źródeł roztargnienia w okolicy. Tutaj - pokazał na malutkie skrzydełka - siła napędowa, żeby pobudzić ramy umysły. A na końcu - pokazał na rzodkiewki - sterowiec, żeby uwydatnić możliwości akceptowania tego co nadzwyczajne. Xenophilius wrócił do tacy, która Hermiona zdecydowała się położyć na chwiejnym stole.
- Czy mogę zaproponować wam napar Gurdyroots? - powiedział Xenophilius - Sami go zrobiliśmy - kiedy zaczął nalewać napar, który był mocno fioletowy, dodał:
- Luna jest na dole, jest tak podniecona tym, że przyszliście jak nie była dawno, złapała chyba wystarczająco Plumpów żeby zrobić zupę dla nas wszystkich. Usiądźcie i poczęstujcie się cukrem.
- A teraz - zrzucił kupkę papieru z fotela i usiadł na nim - Jak mogę Panu pomóc, Panie Potter?
- No więc - powiedział Harry patrząc na Hermionę, która skinęła głowa zachęcająco - Chciałem zapytać o symbol, który nosiłeś na weselu Fleur i Bill'a na szyi, Panie Lovegood. Zastanawialiśmy się co to znaczyło. Xenophilius podniósł ze zdziwieniem brwi.
- Masz na myśli znak Śmiertelnych Relikwii?