GOŚĆ OCZEKIWANY SKRÓCONA skończony


0x08 graphic

Zofia Kossak

GOŚĆ OCZEKIWANY

Osoby


  1. Zośka Kurkówka, niewidoma córka

  2. Małgorzata Kurkowa, matka

  3. Józef Kurek, ojciec

  4. Kumoszka

  5. Młynarz

  6. Agnieszka, żona młynarza

  7. Hanka, córka młynarza

  8. Rokita, narzeczony Hanki

  9. Gość I

  10. Gość II

  11. Gość III

  12. P. Jezus

  13. Dziad

  14. Sierotka

  15. Ratownicy

  16. ew. orkiestra


__________________________________________________________

I Odsłona

Zośka: Przerywa Śpiew I Zatrzymuje Wrzeciono Matulu - skończyłam. Dajcie nową kądziel.

Matka: Wszystko wyprzędłaś córuchno, już nie ma.

Zośka: Szkoda, wtorek dzisiaj, prawda?

Matka: Ano, wtorek.

Zośka: To Marcinowa powinna przynieść kądziel, bo powiadała, że wnet po niedzieli zajdzie.

Matka: Pewnikiem przyniesie. Czy to jej druga uprzędzie tak cienko? /bierze od córki kłębek/
Masz ty palce dziewucho, oj masz… nitka widzi się jedwabna.
Marcinowa powinna dać dobry kęs sperki.

Zośka: /z westchnieniem/ przydałoby się nadsłuchuje Ktoś do nas idzie.

Matka: /wygląda i uradowana/ jak raz Marcinowa

/wchodzi Marcinowa — kumoszka I, /

Kumoszka: Zadyszana Niech będzie pochwalony!

Z i M: razem Na wieki wieków, witajcie kumo.

Matka: /ociera fartuchem stołek, podsuwa/ Siednijcie se, a Zośka wszystko sprzędła.
/Podaje Kłębek I Parę Innych Wyjętych Ze Skrzyni,

Kumoszka: / Z zachwytem/ Dobrze zprzędzione i prędko. Co prawda, to prawda.
Godziłby się wam kawałek słoniny.

Matka: My się nie dopominamy, ale skoro sami powiadacie… u nas już dawno nie było okrasy.

Kumoszka: Mało kto ma dziś okrasę... Przyniosę uczciwie, ale już chyba nie tu, na nowe mieszkanie.

Matka: Kaj się przenosicie.?

Kumoszka: Ja? Uchowaj Boże ja się nie ruszę nigdzie.

Matka: Boście coś mówili o nowym mieszkaniu...
Macie może nową kądziel dla Zośki? Dziewczyna się cni bez roboty.

Kumoszka: To także przyniosę, jak się już przeprowadzicie...

Matka: My się nie przeprowadzamy, gdzieżby,..

Kumoszka: Nie widzi mi się, żebyście pod tym dachem długo siedziały.

Matka: Że zacieka, zacieka. ale to mój naprawi, ino będzie miał dzień bez roboty w lesie
Kumoszka: Widziałam waszego co ino…

Matka: Przy zwózce czy przy traczach?

Kumoszka: Bogać tam! Na kłodzie siedział...

Matka: Cóż takiego? Gadaliście z nim? Stało się mu coś?

Kumoszka : Jak już tak koniecznie chcecie, to wam wszystko powiem...

Zośka: Ojej, ja się boję.

Kumoszka: Idziemy z Walentową do miasta, patrzę, a tu wasz siedzi jak tan sęp, nikogo nie widzi...
myślałam. Boże odpuść, że się spił...
Trącam go w ramię...pytam...gęba u niego jak u nieboszczyka - młynarz nas z chałupy foruje - powiada.

Matka: Co młynarz ma do naszej chałupy? My mu nic nie winni … nie zaborgował

Kumoszka: Widno ma, kiedy wasz tak desperuje. Pytam, kiedy was młynarz wyrzuca? Powiada, że jutro.

M. I Z. : /Z Grozą/ O Boże!

Kumoszka: Pewnie, że to ciężko, ale wola Boska...Ostańcie z Bogiem /Wychodzi/

Matka: /Z Rozpatrzą/ Kumo, nie odchodźcie, dyć poradźcie co, powiedzcie! Jakże ostaniem sieroty?

Kumoszka: Wasz przyjdzie, to się naradzicie,

Zośka: Matulo, co z nami będzie?

Matka: Nie wiem, córeczko

Zośka: Chyba nas Bóg nie opuści

Matka: /Po Chwili/ Chyba...

/wchodzi zadyszany Józef/

Józef: Małgośka, Zośka, nowinę mam!

Matka: / ponuro / Znamy już tę nowinę /Płaczą/

Józef: Skąd? kto wam powiedział?

Matka: Marcinowa, ino co tu była Wszystko powiedziała.

Józef: O czym?

Matka: Że młynarz nas z domu wygania...

Józef: Takie głupstwo l

Matka: Więc nie prawda … zaraz myślałam.

Józef: Prawda, nie prawda, to nie ma znaczenia...
Boże! Wielkie nas szczęście spotykał Gość dziś do nas przyjdzie - wielki Gość...

Matka: Spiłeś się, chłopie, znowu?

Józef: Jak Boga chcę oglądać przy skonaniu, nie piłem, nie zwariowałem.
Wiecie kto dziś do nas przyjdzie!? Jezus!

Matka: /Z. Rezygnacją/ Połóż się, prześpij, potem nam opowiesz.

Józef: Zaś bym zasnął! wnet wszystko opowiem, słuchajcie tylko.
Wczas wyszedłem, furmanek jeszcze nie było, wiecem zaszedł...

Matka: /Z Ironią …do karczmy?

Józef: Gdzie by znowu! Małgośka, ino słuchaj - zaszedłem po chrust, żebyś miało co pod piec podłożyć.
Widzę z daleka, że Młynarz z Rokitą gadają.

Matka: Z tym Rokitą z miasta?

Józef: Ano z tym. Rokita poszedł, młynarz mnie zawołał... Pokazał kwit - mój. Kwit na pieniądze, wiesz, powiedział, że go od Rokity wykupił i całej sumy zaraz chce, że nas zlicytuje, że jak się jutro wyniesiem, to statki pozwoli zabrać, a jak nie,
to i koszuli nie ostawi.

Matka: Więc to prawda ! Boże, Boże !

Józef: Zniecierpliwiony/ Małgośka, słuchajże co dalej - sumowałem się jak wy, dziw, że mi się rozum nie splątał, anim umiał przyjść wam powiedzieć. Siedziałem, a co kto szedł drogą, to prosiłem o ratunek, bez żadnego wstydu.

O was ciągiem myślałem...Ludzie jak to ludzie...Każdy ma swoje kłopota. Bóg z nimi…
Potem się młynarz wrócił... ja jego znów łap za nogi i proszę, żeby tu chodź tydzień zostać pozwolił,
a on mnie kopnął jak psa i powiada: Obwieś się…

Tom się chciał powiesić i postronek wziąłem...

M i Z: / ze zgrozą/ Boże, Boże! Zły cię kusił.!

Józef: Oj kusił mało nie skusił, bo ino gałęzi upatrywałem i jużem sznur przerzucił, ale gajowy na mnie z szosy krzyknął, tom odszedł innego drzewa szukać, na kapliczkę spojrzałem, co tam w drzewach stoi, i dopierom pojął,.
Jak nie zacznę płakać... Pana Jezusa o miłosierdzie prosić.
Wszystko Mu powiadam, co i jak, i płaczę, jak ten robak w pyle leżę, aż tu On do mnie zagadał...

Matka: /oburzona/ Cicho stary, nie łżyj.

Józef: /bije się w piersi/ jak zbawienia duszy pragnę, nie łżę!

Matka: Jakże by przemówił, kiedy z drewna?

Józef: Człowiek jest z gliny, a chodzi i gada. Nie sztuka dla Boga cud zro­bić...
Dla mnie go zrobił grzesznego.

Matka: To nie może być! Do proboszcza nigdy nie zagadał, a tobie się cudu zachciewa,

Józef: Też zrazu nie chciałem wierzyć... Myślałem że mi się zwiduje albo… że się kto ze drzewo schował.
Trzy razy do mnie mówił, bo nie wierzyłem, Dopieroż spojrzałem w górę patrzę, a tu święte usta drżą jak żywe.,. I jeszcze raz powiada: przyjdę do ciebie, Józefie , dzisiaj przed wie­czorem

M. I Z.: Dzisiaj, dzisiaj!!!

Józef: Dzisiaj! toć jasno mówię,! Jezus do nas przyjdzie. Stwórca, co Ciebie stworzył i Ciebie i mnie,
co świat trzyma w garści, do naszej niskości przyjdzie.

Zośka: Przyjdzie tutaj.

Matka: A co z młynarzem?

Józef: Furda młynarz ! Niech robi co chce!
Będę się turbował młynarzem, kiedy nas dzisiaj taki zaszczyt, takie szczęście spotyka !?

Zośka: Dzisiaj przyjdzie? Toć trzeba by izbę ustroić.

Matka: Sprawiedliwie gadasz dziewucho. E? stary, już chyba do roboty dziś nie pójdziesz.

Józef: Spodziewam się! W takie święto! Sprzątać wam pomogę, maju przyniosę...

Zośka: Czyściutko musi być wszędy.

Matka: Poczęstunek by trzeba zrobić, może powieczerzać zechce .

Zośka: Jadł by to z nami, myślicie?

Józef: Przyjdzie, to znaczy nie gardzi.

Matka: Czym ja Go nieboga, przyjmę? Mąki jeszcze jest ze dwie garści. Chowam ją na zaklepanie polewki.

Zośka: Placek można by z niej upiec!

Matka: Upieczemy. Postny będzie, płony, ale zawdy ciasto...

Zośka: błagalnie/ ja zagniotę. '

Józef: Może by kurę zarżnąć i upiec?

Matka: Niesie sie - .... Dla Jezusa nic nie szkoda! Rosół z niej ugotujemy. Rozniecaj ogień a żywo !

Józef: /do Zośki/ Ja wymiotę, a ty rozpal . ...po chwili: Zośka, czemu buczysz?

Zośka: Bo Go nie zobaczę…

Józef: Nie zobaczysz Go córeczko, ale poproszę, żeby bliziutko do ciebie pod­szedł i ty go dotkniesz.
On się nie pogniewa, / wchodzi matka z zabity kurą i skubie/

Zośka: Dajcie mąki matka, zagniotę placek…

Matka: Zaraz dam, tylko kurę nastawię. A czego to chlipiesz?

Józef: Martwi się, że Jezusa nie zobaczy... / Matka z Józefem przy drzwiach/

Matka: Słuchaj stary...jakbyśmy Jezusa poprosili, możeby Zośkę uleczył?

Zośka: Nie, nie.

Matka: A czemu dziecko? Jemu to nie trudno...

Zośka: Wiem, że nie trudno, ale myślał by, że my Mu radzi, bo się czegoś spo­dziewamy, przecie dosyć radości z tego, że tu raczy przyjść. Ja i tać będę szczęśliwa, jeśli się dotknąć pozwoli, jakeście tatulu, obiecali.

Józef: Widzi mi się, że masz rację.

Matka: Ale o młynarzu powiemy Mu , co ?

zef: Chyba też, nie... Zresztą już Mu powiadałem. On dobrze wie.
Zechce, to pomoże, a nie, święta Jego wola. Jakoś nie ładni e się napraszać.
On przychodzi do nas w goście, a my od razu kupę kłopotów na głowę.

Matka: No, niech już tak będzie. Może On sam się zapyta.
Zośka, nie płaczże! łzy ci kapią w miskę.

Zośka: Ja nie z żalu płacze teraz, a z radości, myślę i myślę, jak to będzie, kiedy przyjdzie...

/ Po Chwili Pachnie w naszej izbie jak w lesie.

MATKA: Albo w kościele na Zielone święta. To z tych brzozowych i modrzewiowych gałązek.

Zośka: Uczeszcie mnie matulu.

Matka: Zaraz cię przeczeszę i siebie. Oj, zdało by się czyste obleczenie włożyć, ale cóż, kiedy nie mamy innego.

Józef: Jezus wie, że nie mamy... / dalsze przygotowania.../Powiedział że wieczorem, to ino Go patrzeć.

Zośka: Jak to będzie? Boże, Boże!

Matka: Strasznie mnie dziwne, odważymy się to na Niego patrzeć? /Zośka się śmieje /Matka zgorszona/
To płaczesz, to się śmiejesz, nie wiadomo czego?

Zośka: A bo sobie pomyślałam, że jakby młynarz z chaty nas nie - pędził, toby Jezus do Ojca nie zagadał i do nas nie przyszedł.

Matka: Więc co z tego?

Zośka: Że takie miało być nieszczęście, a na radość się obróciło.

Józef: Słuchajcie! Idzie ktoś.

Matka: Pewnikiem On.

Zośka: Jej. Jej ! Jak mi serce bije ! /stukanie do drzwi/

Wszyscy : A Słowo stało się Ciałem /składają ręce, w drzwiach stoi dziad/

Józef: /zawiedziony E, to wy, dziadku?

MATKA Macha Ręką Tylko Zośka Stoi Jak Wryta/

Dziad: Niech będzie pochwalony.,

Wszyscy: Na wieki wieków.

Dziad: Nie w porę chyba zaszedłem. Jakoś ranie nijako witacie. Powiedzcie szczerze od razu.

Matka: Nic przeciw wam, dziadku, nie mamy, nie...tylko myśleliśmy, że stuka kto inny, tośmy się zaczekali.

Dziad: Czekacie na kogo? Ocho! Izba wystrojona jak na wesele!

Józef: Na wielkiego Gościa czekamy.

Dziad: Ciekawość mnie zbiera na kogo.

Józef: Na Jezusa!

Dziad: Choruje kto u was w chacie że ksiądz i Panem Bogiem przyjdzie?

Józef: Nikt nie choruje, sam Jezus zajdzie do nas w odwiedziny... Czekamy, bo zaraz nadejdzie.

Dziad: To ja może lepiej pójdę, nie będę tu przy Majestacie gałganami trząsł,
schodziłem się po prawdzie setnie, aż mi kulasy popuchły, ale nie chciałbym zawadzać...

Matka: /z rezygnacją/ Zostańcie dziadku, skoro już jesteście, słońce nisko, nieporęcznie bidzie wam teraz innego noclegu szukać.
A o gałgany Jezus się nie pogniewa. Toć i my nie strojni.
Józefowa kapota cała w łatach.... ostańcie. Popatrzycie na Jezusa razem z nami.

Dziad : Bóg zapłać? z radością zostanę, /siada i wyciąga nogi/ /Józef Stoi Przy Uchylonych Drzwiach/

Józef: Powinien nadejść bo powiedział, że przyjdzie przed wieczorem, a już mrok.

Zośka: Do was mówił ?

Józef: Do mnie grzesznego, lichego człowieka, do mnie!

Zośka: Pewnie się wam przewidziało? /Józef oburzony/

Józef: A jużci!

Zośka: Ludziom zwidują się nieraz różne rzeczy...

Józef: /zły/ Nie zwiduje się wam teraz dziadku, że siedzicie w naszej izbie na ławie !?

Dziad : z uśmiechem / Kiedyście tacy pewni, to dobrze.

Zftśka: /nieporuszona/ Tatulu, kto jest w izbie?

Józef: Nie słyszałaś ? Dziadek Walenty.

Zoska: /nieśmiało/ Jezusa nią ma?

Józef: Jeszcze nie ma, ale zaraz przyjdzie

Matka: Skąd Bóg prowadzi Dziadku ?

Dziad: Z daleka. W samej Częstochowie byłem.

A głodny jestem! 2 dni nic nie jadłem, na nieżyczliwych ludzi trafiałem … pięknie pachnie ta wieczerza....Mięso gotujecie?

Matka: Dla Jezusa.

Dziad: Ślinka idzie do ust.

Matka: Dostaniecie ździebko i wy, tylko Jezusa ugościmy.

Dziad : Nie wiem czy wytrzymam, bo całkiem z głodu osłabłem. Aż rai w oczach ciemno i na wnętrzu skręca...

Matka: On pewnikiem wnet nadejdzie, nie długo już waszego postu.

Dziad: Dla mnie za długo, bo jakem poczuł ten zapach to aż mnie mdłości chwyciły, głód, sroga rzecz...
głód ciężka rzecz.

Józef: /przy drzwiach/ Może by mu dać krzynę, nie mieszkając?

Matka: Jakże dam Jezusowi napoczętą kurę?! Niech czeka.

Józef: Powiada, że słaby, lepiej dać od razu, starczy dla Jezusa i dla niego.

Matka: Ale dla nas już nie starczy...

Józef: Trudno, my pojedliśmy rano ziemniaków, a on podobno dwa dni nie jedzący,

Matka: To już dam /Do Siebie/ Pan Jezus w niebie ma zadość wszystkiego, nie przyjdzie głodny, dziubnie sobie krzynę po pańsku, to może dla wszystkich starczy. ....

Zośka: Matulu, kto jest w izbie?

Matka: Już raz pytałaś dziewczyno. My dwoje i dziadek Walenty.

Zośka: Bo ja myślałam. . . .

Matka: Moiściewy, kura całkiem miękka, choć stara! … wcale chuda nie była!

/ nalała na miskę rosołu. włożyła do niego połowę kury, obok spory kawał placka/

Na, jedzcie dziadku, na zdrowie.

Dziad: O, niech wam Bóg nagrodzi moi kochani.

.....Dobry rosół, dobry. . .Chyba z parę lat takiego nie jadłem... A kura jak tuczona! I placek doskonały...

Matka: Prawda że się udał, chód tylko na wodzie. . .Nawet soli w nim nie ma.

Józef: Tyle co z Zosinych łez....

Dziad: Czegóż nad nim płakała?...

Matka: Luto jej było, że takiego Gościa nie obaczy

Dziad: Nie urodził się jeszcze człowiek, co by Jezusa nie zobaczył, chyba że sam nie chce....

Zośka: Naprawdę? nawet ślepy?

Dziad: Taki najprędzej zobaczy. O, jakie dobre jedzenie. .. posiliłem się.

/ po pauzie/ Widzę , że nie przyjdzie już wasz Gość.

Józef: Jakby nie przyszedł, kiedy obiecał? To co że wieczór? Może w niebie słonko inaczej zachodzi?
Obiecał, to przyjdzie.

Dziad: Dobrze mówicie Józefie. Jezus nie zapomni.

Matka: Opowiedzcie tymczasem coś dziadku. Tyle zła na świecie, bogacze krzyw­dzą biednych...

Dziad: A ja wam powiadam, że błogosławieni ubodzy, bo ich jest Królestwo Niebieskie.

Józef: A jak to jest, że kto silniejszy, ten rządzi?

Dziad: Tak się zdaje..... to powiadom wam, że błogosławieni cisi, bo oni posiądą ziemie

Józef: Biednemu tylko płakać.

Dziad: A nie słyszeliście, że błogosławieni, którzy płaczą, bo oni będą pocieszeni?

ZOŚKA: Matulu, co tak świeci?

Matka: Nie przeszkadzaj, niech dziadek mówi, co ci się śni?

Zośka: Zdaje mi się, jakbym na słońce patrzała, i jakbym otwarła oczy, to bym widziała.

Dziad: Otwórz je! /w drzwiach/ Pokój temu domowi.

Zośka: /krzyczy/ Tatulu, Matulu, ja widzę, ja widzę, widzę to nie był dziad, to był Jezus.

Józef: Rany Boskie ! Zośka, ty widzisz na prawdę? Więc to był Jezus!

Matka: A my Go tak mało uczcili, i już Go nie ma.

Józef: To uczcijmy Go teraz, /wszyscy klękają/ Niech będzie Bóg uwielbiony, teraz i na wieki.

Matka: Mnie się wciąż w głowie nie może pomieścić ten cud.

Zośka: Matulu, dajcie się napatrzeć na was. Jakie wy macie zmarszczki.

A wy tato, myślałam, żeście rosiejsi. Ale teraz ja będę pracować za was, boście mi tyle lat służyli.
Odrobię to, ani chwili nie usiedzę.

Matka: I ja nie usiedzę gołąbko, bo wam powiem, że od wczoraj nogi mnie wcale nie bolą.

Józef: I ciebie stara uleczył? O Boże mój, Boże!

Zośka: Po ślepemu wszędzie od razu trafiłam, a teraz muszę się uczyć, gdzie c6 stoi i jak wygląda. Jak zobaczyłam ławę, musiałam oczy zamknąć, dopieroż poznałam co to jest. Chodzi i rozgląda się/ Matulu, Matulu! co to takiego!

Matka: Gdzie?

Zośka: W skrzyni, krągłe, dzwoniące i dużo tego.

Jozef: Zośka, skąd to masz? To talary.

Józef: Mój Boże i to nam dał. Zośka widzi, twoje nogi zdrowe i jeszcze tyle złota.

Matka: Aż się boję, że tak wiele.

Józef: Nie bój się! Bóg kiedy daje, to nie jest skąpy. Daje jak Król.
Starczy na młynarza. Jeszcze możemy ołtarz nowy do kościoła sprawić i ornaty.
A sobie krowę kupić i sieroty we wsi poratować.

Matka: Jaka to radość będzie w niebie, kiedy już tu na ziemi, Bóg jej może tyle dać.

Józef: Młynarz idzie. / wchodzą młynarz, polityk, społecznik/ Dużo gości nam Bóg zesłał.

Matka: My nie w gości, ale z interesem.

Józef: Cieszę się, że was tak dużo. Oto panie młynarzu wasze talary.
A to datek dla przytułku i jeszcze księdzu trzeba zanieść, żeby na kościół miał.

Młynarz: A skąd to macie tyle złota?

Matka: Jezus nam dał. I Zośkę uzdrowił, i mnie nogi nie bolą.

Młynarz: To bzdury, zaraz przyjdzie policja. Macie więcej tych pieniędzy?

Józef: Mamy, mamy.

Młynarz: A co z nimi robicie?

Józef: Rozdajemy wszystkim, którzy proszą i potrzebują. A pieniędzy nie ubywa.

Młynarz: Gdzieście spotkali człowieka co się za Jezusa podał?

Józef: To nie był człowiek, to był Jezus z kapliczki pod lasem.

Młynarz: Drewniana figura do was zagadała?

Józef: Jak zbawienia duszy pragnę, tak.

Młynarz: I powiedział, że przyjdzie?

Józef: Tak. Żeby go przyjąć, moja stara zarżnęła kurę i z reszty mąki upiekła placek.

Młynarz: I On to jadł?

Józef: Tak! Pan, Jezus w postaci dziada przyszedł do nas, jadł i powiadał, że dobre

Młynarz: Może rzeczywiście tak było jak prawi? … Hm … Tyle złota za chudą kurę i kiepski podpłomyk. Ileż bym dostał ja,
żebym przyjął tego Jezusa - czy dziada.. . wszystko jedno..
.tego, co rozdaje złoto -takim obiadem, jak się u mnie jadał sutym, tłustymi... ba!

/głośno/

Kurek - do zobaczenia! zaproszę was niedługo na ślub mojej Hanki. Na prezent nie potrzebujecie się bardzo wysilać.
Parę takich krążków wystarczy.

II Odsłona

Młynarz: / sam do siebie przy kapliczce/

Nie ma nikogo...Umyślniem wczas wyszedł, O tej porze nikogo tu nie ma...

No co? Podejść? Nie podejść? Łże ten Kurek, nie łże?
Filipie czyś rozum stracił? Przecie to jest nie mo­żliwe… Wariat tylko uwierzy.. .wystarczy spojrzeć na to pruchno;

/prze­rażony zasłania ręką usta/


wcale nic nie powiedziałem.. drzewo jest faktycznie trochę stare, ale to nic nie przeszkadza, szanowne, piękne drzewo, więc podejść, czy nie? … skąd się wzięło złoto?

No, dalej Filipku.
… a jeżeli Kurek na śmiech chciał mnie wystawić, może się gdzie schował i podpatruje, a później wszędzie rozpowie

/ szuka po krzakach, nad­słuchuje / … nie ma żywego ducha. Odwagi! prędzej.

Klęka przed kapliczką, żegna się spiesznie. Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje...
Panie Jezu miłosierny, to ja, młynarz Filip. Znasz mnie pewnie, bo w całej okolicy mnie znają... Przychodę do Ciebie prosić, żebyś przyszedł do mnie, jak przyszedłeś podobno do Józefa Kurka i tak mnie obdarzył jak jego.
Bardzo cię proszę. Przyjdź Królestwo Twoje! Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...
Tego złota na chleb po­wszedni, daj mi z łaski Twojej Panie … Przyjdź Panie, przyjdź.

P Jezus: Przyjdę do ciebie Filipie.

Młynarz: /zrywa się/ Reta, reta, więc to prawda że Ty gadasz!? gadasz jak czło­wiek i przychodzisz do każdego, kto cię zawezwie.

P Jezus: Do każdego, do każdego przychodzę, ale mało gdzie zostaję.

Młynarz: / KLĘKA/ Mnie tam nie trzeba, Panie Jezu, żebyś u ranie wiekował...

dom mam po prawdzie duży, ale my wszyscy przyzwyczajeni do wygody, to nawet nie miałbyś gdzie się pomieścić... Byleś przyszedł i tak obdarzył, jak obdarzyłaś tego głupiego Józefa.

P Jezus: Każdego obdarzam jego własną miarą.

Młynarz: Oj, to dobrze Panie, to bardzo dobrze! Własną miarą... Moja miara jest nie byle jaka... Ty wiesz...
Dziękuję Ci Panie Jezu... Przyjdziesz na pewno?

P Jezus: Przyjdę do ciebie dzisiaj przed burzą…

Młynarz: /spogląda w niebo/ Przed burzą? Niebo bez chmurki...rosa na pogodę...

No, ale ty Bóg, Ty wiesz...Może się trafić burza...

Oj, dobrze że przyjdziesz,. .oj, dziękuję, ..kapliczkę odmaluję, że będzie jak nowa. /wstaje/

...Gada! Sprawiedliwie gada! Kurek nie łgał i Gadał do mnie…
Filipie, nie jesteś pijany, nie śpisz, rozmawiałeś z Jezusem...przyjdzie i obda­rzy, każdemu daje jego własną miarą…

Bardzo słusznie! Bóg musi być spra­wiedliwy…

Przyjęcie trzeba zrobić pierwszorzędne, nie takie jak u Kurków … zaraz zarządcę.

Barana, cielaka, zarżnę, prosiaka zakłuję, zdało by się i parę gęsi, a jakby tak za jednym zachodem zaręczyny Hanki zrobić... O! Przednia myśl! Jezus młodą parę pobłogosławi, a koszt będzie jeden…

Gości sproszę..., niech przyjdą, niech widzą, jakie mani stosunki...

III Odsłona

/ przygotowanie...... / nieśmiałe stukanie/

Młynarz: Nareszcie i nareszcie idzie! Muzyka! grać i /wchodzi sierotka/ Czego tu? poszła precz!

Sierotka: Panie młynarzu, pozwólcie mi zostać! Mamusia i ta uś pomarli...sama idę.

Młynarz: Tu nie przytułek dla włóczęgówl zabieraj się!

Sierotka: Tak sio strasznie burzy bo je.. .-^ozwólcie na ganku posiedzieć.

Młynarz: Ani na ganku, ani w podwórzu! Precz!

Agnieszka: Filipie, pozwól jej zostać, wezmę ją do sieni przy kuchni...

Młynarz: Cicho siedzi Ty byś zawsze próżniaków broniła!
Włóczęgów wspomagała! /do sieroty/ wynoś się, /zatrzaskuje drzwi.

Agnieszka: Nawet jej nie zobaczysz, nie będzie ci zawadzać, resztkami się pożywi.

Młynarz: Powiedziałem, że nie pozwalam! Od opieki nad sierotami jest gmina, nie ja nie ja!

Agnieszka: To dziecko w taką noc ...chce po prostu znaleźć się pod dachem.

Młynarz: Co ty wiesz! Może właśnie przysłana jest na przeszpiegi!

Agnieszka: Przez kogo?

Młynarz: Nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa, to nie zabieraj gliosu'. przez kogo?, przez kogo?
Mało jest takich? / pukanie do drzwi,

Wszyscy: a… a.... a...

Młynarz: Teraz to On! Muzyka, grać!

Sierotka: / w drzwiach składa ręce/ Panie młynarzu, nie gniwajcie się! Nie wyganiajcie mnie!
Taka straszna, straszna burza, a ja tak się boje.

Młynarz: /z wściekłością/ jeszcześ tu, jeszcześ tu?

Sierotka: z płaczem/ nie bądźcie taki zły Panie młynarzu, pozwólcie mi schować się pod dach.

Młynarz: Ty mała włóczęgo! Jak jeszcze będziesz tu stać, poszczuję cię psem, wynoś się ! / zamyka ze złością drzwi

Agnieszka: Filipie - boję się, sama nie wiem czego, pozwól mi ją zawołać.

Młynarz: Nie !! /krzyczy/

Hanka: Zostaw mamo! Ojciec nad własnym dzieckiem nie ma litości, to skąd by ją miał nad cudzym.
/ pukanie/sierotka klęczy na progu/

Sierotka: Wspomóżcie mnie panie młynarzu, a Bóg wam nagrodzi. Nie wyganiajcie w taką noc l

Młynarz: Precz, precz M!

Sierotka: Ulitujcie się panie młynarzu! -Przez wezusa ukrzyżowanego.

Młynarz: Wynoś się! nasłali cię tutaj na mnie, wiem! nie doczekanie l uciekaj, bo spuszczę psa.....
Hej chłopaki, spuście tam psy, a żywo!

Sierotka: Ulitujcie się panie młynarzu! ulitujcie się nade mną i naci sobą.

Młynarz: Bierz ją Noro!../odpycha małą, zatrzaskują drzwi.

Agnieszka: /płacze/ karę Bożą ściągniesz na ten dom.

Gośc Ii: Nią wierzę w nadejście tego gościa. Miał przyjść przed burzą, a tu leje jak z cebra.

Młynarz: Musi przyjść, przecież obiecał.

Agnieszka.: Filipie, czy dawać kolacje?

Gość Ii : Dawać.

Gość I : Najlepszy sposób na sprowadzenie spóźnionego gościa, to zasiąść do stołu.

/Wszyscy: Ma słuszność.

Młynarz: Nie, nie siądziemy, o! ja nie zrezygnuję tak łatwo!
Ja Go przymuszę! Musi zrobić co obiecał! Nie radzę mu mieć mnie przeciwko sobie.

Rokita: Idźcie mu to, teść powiedzieć.

Młynarz: A właśnie że pójdę, i sprowadzę Go. /wychodzi/

Agnieszka: Filipie, oszalałeś!? Na taką ulewą, w taką burzę?

Młynarz: Puszczaj! Ja nie pozwolę z siebie żartować, /wybiega/ / Hanka bierze chustkę i wybiega/

Agnieszka: Hanka, co ty, dokąd?

Hanka: W świat.

Gość Iii: Jezusie, Maryjo, gdzie Filip?! Rzeka młyn obeszła ino patrzeć, zerwie groble.

Wszyscy skupiają się koło niego i natarczywie pytają/

Wszyscy: Co to znaczy, co robić? uciekajmy!

Gość I : Kto chce niech zostaje, my wychodzimy, /otwiera drzwi/ Grobla zerwana!

IV Odsłona

Młynarz: Siedzi sobie jak gdyby nigdy nic! Jakby mnie nie naraził na tyle kosztów i na drwiny! Siedzi sobie!

/Podchodzi bliżej, ugina się/

Imię Ojca i Syna i Ducha ów,! Panie Jezu,! tego się nie spodziewałem!
Obiecałeś przyjść do mnie i obdarzyć mnie. . . święcie w to wierzyłem, gości zaprosiłem, jedzenia nagotowałem
jak na Wielkanoc. Czekałem. .. czekamy dotąd. . .wszyscy śmiać się ze mnie będą, obiecałeś Panie Jezu i nie byłeś

P Jezus: Byłem u ciebie Filipie.

Młynarz: Za przeproszeniem Panie Jezu, to nie prawda.
Musiałeś się omylić i do innego młynarza zajść. Ja na ciebie czekałem cały dzień.

P Jezus: Byłem głodny, nie nakarmiłeś mnie, byłem spragniony, nie napoiłeś mnie, byłem bezdomny, nie przyjąłeś mnie.

Młynarz: Panie Jezu Chryste! To są nie słuszne pretensje! Jawna omyłka!
Gdzież ja bym Ciebie zostawił głodnym, albo bezdomnym, kiedy tyle pieniędzy wywaliłem na Twoje przyjście!
Kiedy tyle się po Tobie spo­dziewam. Nie byłeś u mnie.

P Jezus: Byłem u ciebie. Psa na mnie poszczułeś.…

Młynarz: Na Ciebie Panie? gdzieżby! Poszczułem, owszem, ale żebraczkę sie­rotę, co skamlała pode drzwiami. . .
Gdzieżbym ja Ciebie śmiał?!

P Jezus: Ta dziewczyna sierota, to ja byłem Filipie. Patrz … dotąd mi noga krwawi…

Młynarz: A tom się urządził! Panie! Pani e! prze bać za j! /pada na ziemię/

Hanka: /wbiega i potyka się/ Tuście Ojcze!

Młyn zerwało! Młyn zerwało! słyszycie? Zabrało ze wszystkim!
Ledwom z, grobli zeszła! Gruchnęło, zakręciło i woda zalała…

Mama, mama … też. ./szloch/'
Wszyscy potonęli - słyszycie /szarpie młynarza za ramie/ na dnie rzeki Rokita ! Słyszycie? W rzece wasz zięć!

Już mnie za niego nie wydacie! W rzece wasze bogactwo ! W rzece wasz, majątek!! Oj dobrze wam!
Oj, dobrze, że Bóg was pokarał, to wszystko przez was! Mamo, mamo…

/ratownicy biegną przez sceny/ Ratujcie mamę

Ratownicy: Mało nas! Chodźcie pomóc! Opamiętajcie się panie młynarzu! Chodźcie, będziemy ratować…

Młynarz: Przepadło wszystko. . .dziad ja teraz , nic nie mam... nic nie mam...

Hanka: /dźwigając go/ To lepiej, prędzej Jezusa spotkacie! Chodźcie!

Koniec.

Gość Oczekiwany Z. Kossak ZMBM 10

____________________________________________________________________________________________________________________________



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gosc oczekiwany, SCENARIUSZE PRZEDSZKOLNE, scenariusze, scenariusze
w4 skrócony
w3 skrócony
skrócony Wzrost i rozwój roślin
oczekiwaniaphillips ppt
19 rachunek calkowy 5 6 funkcje o wahaniu skonczonym
Szkoła racjonalnych oczekiwań, Finanse i Rachunkowość, Semestr II, Rachunkowość
Wyprawa Napoleona na Rosję skończyła się bezprzykładną klęską
Rozporzadzenie 1612-68 wersja skrocona, ETS Orzeczeia
02 Bazy danych - bibliografia skrocona, INIB rok II, PIOSI janiak
skonczone spółdzielnia
Fundamentowanie skończone
MAST wersja skrócona
skrocone
4 skonczone
Dziady cz II wersja skrócona
WPROWADZENIE DO NAUKI SOCJOLOGII PRAWA$ 10 10 do skonczenia

więcej podobnych podstron