JEANNE WEBER
|
Jeanne Weber |
Nie dysponujemy bliższymi danymi na temat życia Jeanne Weber przed jej pierwszą zbrodnią. Wiemy jedynie, że w 1905 roku była mężatką i mieszkała przy Passage Goutte d`Or w Paryżu. Z jej trojga dzieci żyło tylko jedno, 7-letni Marcel...
2 marca 1905 roku bratowa Jeanne Weber wybrała się do miejscowej pralni, która dla gospodyń domowych była wówczas nie tylko zakładem usługowym, ale i miejscem spotkań towarzyskich. Ponieważ kobieta przewidywała, że wróci dopiero za kilka godzin, zostawiła pod opieką Jeanne 18-miesięczną Georgette. Ledwo jednak zdążyła przywitać się ze znajomymi, spotkanymi w pralni, do zakładu wbiegła zdyszana sąsiadka.
- Niech pani natychmiast biegnie do domu! - zawołała od drzwi. - Georgette jest chora! Cała zsiniała i dusi się.
Przerażona matka natychmiast udała się do mieszkania, gdzie w otoczeniu sąsiadek trzymała małą Georgette na rękach. Po kilku chwilach stan dziecka zaczął się jednak poprawiać. Zanim upłynął kwadrans, Georgette wydawała się już całkiem zdrowa. Wtedy jej matka, którą w końcu nie tylko plotki zwabiły do pralni, powróciła tam. Gdy po trzech godzinach zjawiła się w domu, Georgette już nie żyła. Na szyi dziecka widać było wyraźne sine plamy, ale wezwany lekarz przypisał zgon konwulsjom.
11 marca, a więc po niespełna dziesięciu dniach, ta sama kobieta znów poprosiła Jeanne Weber o opiekę nad innym swym dzieckiem, 2-letnią Suzanne, sama zaś udała się z mężem (bratem Jeanne) z wizytą do znajomych. Powrócili w samą porę, by być świadkami śmierci Suzanne w wyniku "konwulsji". Dziecko zmarło w kilka minut po ich powrocie. Również i ten przypadek nie wzbudził podejrzeń.
Głupota ludzka jest niewiarygodna. 25 marca ta sama kobieta, która w ciągu ostatnich tygodni straciła już dwoje dzieci, pozostawionych pod opieką Jeanne Weber, znów postanowiła skorzystać z jej "uprzejmości". Tym razem chodziło o najmłodsze dziecko, 7-miesięczną Germaine. Gdy tylko Jeanne Weber została sama z małą, dał się słyszeć straszny płacz dziecka. Zaniepokojone sąsiadki zaczęły pukać do drzwi, a gdy im otworzono, ujrzały małą Germaine zsiniałą, dziecko dusiło się. Jeanne Weber, twierdząc, że ma coś do załatwienia, wyszła z mieszkania (tym razem pilnowała niemowlęcia w mieszkaniu bratowej), wróciła jednak następnego dnia, by spytać o samopoczucie małej. I znów matka, korzystając z obecności Jeanne, wybiegła na chwilę na targ. Gdy wróciła, Germaine była już martwa. Wezwany lekarz podał dyfteryt jako przyczynę zgonu.
Przypomnijmy - w ciągu niespełna miesiąca jedna i ta sama kobieta straciła trójkę dzieci. Wszystkie zmarły, będąc pod opieką Jeanne Weber. Żadne z nich nie było przedtem chore. A jednak bratowa Jeanne nie wyciągnęła z tego oczywistych wniosków.
Trzy dni później, 28 marca, dokładnie w dzień pogrzebu małej Germaine, w identyczny sposób stracił życie własny synek Jeanne Weber, 7-letni Marcel. Nadal jednak nikt nie podejrzewał o nic jego matki.
5 kwietnia Jeanne Weber zaprosiła dwie swoje bratowe na obiad. Jedną z nich była owa nieszczęsna matka, która ostatnio straciła wszystkie swe dzieci. Druga bratowa przyprowadziła natomiast ze sobą swego 10-letniego synka, imieniem Maurice. Po obiedzie Jeanne namówiła obie kobiety, by korzystając z wolnej chwili, udały się na pobliski targ. Obiecała starannie opiekować się chłopcem. Gdy bratowe wróciły, Maurice wił się w konwulsjach.
Druga bratowa Jeanne Weber miała znacznie więcej zdrowego rozsądku. Ujrzawszy swe dziecko w takim stanie, oskarżyła Jeanne o próbę uduszenia go. Ta zaprzeczała, rzecz jasna i to z ogromnym oburzeniem. Pomiędzy kobitami doszło prawie do rękoczynów.
Maurice`a zdołano uratować dzięki natychmiastowej interwencji lekarza. Podczas reanimacji medyk szpitala Bretonneau zauważył jednak ślady palców na szyi chłopca, o czym nie omieszkał powiadomić jego matki.
Energiczna kobita, nie bacząc na więzy rodzinne, natychmiast złożyła doniesienie w miejscowym posterunku policji o usiłowaniu zabójstwa. Jeanne Weber została aresztowana i 29 stycznia 1906 roku stanęła przed sądem przysięgłych Departamentu Sekwany. Z pozoru sprawa wydawała się jasna, okazało się jednak, że morderczyni miała wyjątkowe szczęście.
Policja posiadała pisemny protokół obdukcji małego Maurice`a, sporządzony przez lekarza, który ratował dziecko. Zgodnie jednak z procedurą, mały zbadany został ponownie po kilku dniach przez oficjalnego biegłego sądowego, niejakiego doktora Thoinot. Ten nie znalazł jednak (co jest całkiem zrozumiałe) żadnych śladów duszenia i sporządził stosowną opinię. Wygłosił ją potem podczas rozprawy, co uratowało oskarżoną i tym samym - jak się miało okazać - skazało na śmierć dwoje następnych dzieci. Przysięgli uwierzyli bowiem zdaniu biegłego i Jeanne Weber została uniewinniona.
Natychmiast po zwolnieniu z aresztu kobieta powróciła do domu, gdzie jednak czekała ją przykra niespodzianka. Okazało się mianowicie, że jej mąż wyprowadził się z domu, nie chcąc mieć do czynienia z morderczynią; nie wątpił bowiem w jej winę. Tego samego zdania byli też sąsiedzi Jeanne, którzy na każdym kroku dawali jej to boleśnie odczuć. Kobieta nie miała innego wyjścia, jak tylko zniknąć z domu. Nie mamy żadnych wiadomości o jej życiu w ciągu następnych 15 miesięcy, nie wiemy też, czy w tym czasie zamordowała jakieś dziecko.
Kolejna zbrodnia, co do której posiadamy pewne informacje, miała miejsce 16 kwietnia 1907 roku. Mniej więcej na miesiąc przed tą datą Jeanne Weber została kochanką zamożnego właściciela ziemskiego nazwiskiem Bavouzet. Mieszkał on w wiosce Chambon pod Villedieu nad rzeką Indre, dokąd wkrótce sprowadził Jeanne. Kobieta spędziła tam zaledwie tydzień, gdy - właśnie 16 kwietnia - synek Bavouzeta, Auguste, zmarł na "konwulsje". Dziecko znaleziono z charakterystycznymi granatowymi sińcami na szyi. Wygląd zwłok wzbudził wprawdzie pewne podejrzenia miejscowego lekarza, wydano jednak - choć z ociąganiem - zezwolenie na pogrzeb dziecka. Jeanne Weber nadal mieszkała w domu kochanka, wydawało się więc, że tym razem powiodło się jej doskonale.
Nie wiemy, czy 12-letnia córeczka Bavouzeta uświadomiła sobie nagle, że gdzieś widziała twarz nowej kochanki ojca, czy też rzeczywiście zupełnie przypadkowo przeglądała stare numery pisemka "Le Petit Parisien" sprzed mniej więcej dwóch lat. Nagle natrafiła na wielki zdjęcie Jeanne Weber i artykuł o dzieciobójczymi. Mała pokazała natychmiast gazetę ojcu i wkrótce dokonano ekshumacji zwłok małego Auguste`a. Miejscowy lekarz przeprowadził starannie sekcję i uznał, że chłopiec został uduszony. Jeanne Weber ponownie aresztowano pod zarzutem zabójstwa dziecka.
Morderczyni nie opuszczało jednak owo niewiarygodne szczęście, dzięki któremu została poprzednio uniewinniona. Oto znów wezwano doktora Thoinot, który - całkiem zresztą bezinteresownie, nie znał bowiem Jeanne Weber osobiście - po raz drugi uratował ją od gilotyny. Wyśmiał mianowicie opinię miejscowego lekarza, przypisując zgon Auguste`a... atakowi gorączki. Między lekarzami rozgorzał spór. Wezwano więc innych specjalistów z Paryża, którzy poparli doktora Thoinot. Ich połączone autorytety znów przeważyły szalę na korzyść Jeanne Weber. Choć wydaje się to niewiarygodne, kobieta znów znalazła się na wolności.
Tym razem dała się zauważyć zmiana w nastawieniu opinii publicznej do uniewinnionej morderczyni: jak przedtem tłumy domagały się natychmiastowego jej uśmiercenia, tak teraz w Paryżu witano ją entuzjastycznie jako nieszczęśnicę, prześladowaną przez wyjątkowo pechowe zbiegi okoliczności.
Nie miała też trudności ze znalezieniem posady. Jeden z jej sympatyków (mamy tu na myśli ludzi przekonanych o jej niewinności) natychmiast zaproponował jej pracę w charakterze... opiekunki małych pacjentów w prowadzonym przez siebie sanatorium pod Paryżem. Jeanne Weber nie mogła trafić lepiej.
Już po tygodniu przyłapano ją przy łóżku jednego z podopiecznych. Przytrzymując wyrywającego się z całych sił chłopca, ściskała rękami jego gardło. Dziecko z trudem zdołano odratować, lecz policja nie dowiedziała się o tym fakcie. Jeanne Weber uprzejmie poproszono tylko o zmianę pracy.
Kobieta wróciła znów do Paryża, gdzie natychmiast odwiedziła komendę policji i szefowi Surete, Hamardowi, z własnej woli przyznała się do zamordowania swych trzech bratanic. Doświadczony skądinąd policjant popełnił jednak błąd (trzeba przyznać, że w tej sprawie aż roi się od błędów). Uznał bowiem, że Jeanne Weber jest niewinna, lecz obłąkana, skoro przyznaje się do nie popełnionych czynów i znalazł dla niej miejsce w szpitalu psychiatrycznym w Nanterre. Ponieważ nie była pacjentką przymusową, ani niebezpieczną dla otoczenia (cóż, przyznawanie się do zbrodni, których się "nie popełniło", to tylko niewinna forma szaleństwa), miała pełną swobodę opuszczania szpitala. Pewnego dnia wyszła za bramę, by już więcej nie powrócić.
Trafiła do Lay-St-Remy pod Toul, gdzie wkrótce została kochanką innego człowieka przekonanego o jej niewinności, niejakiego Joly (był on, na swoje szczęście, bezdzietny). Ten jednak wkrótce znudził się nią i po prostu przegnał ze swego domu. Jeanne utrzymywała się przez pewien czas z prostytucji, oferując swe usługi kolejarzom pracującym w Toul, a następnie związała się z człowiekiem nazwiskiem Boucherry.
Wraz z kochankiem wędrowała po Francji, by wreszcie zatrzymać się w gospodzie, prowadzonej przez małżeństwo Poirot. Poszukiwali oni służącej i Jeanne Weber, przez nikogo nie rozpoznana, wkrótce podjęła się tej pracy. Państwo Poirot mieli dwoje dzieci.
Po tygodniu Jeanne Weber poprosiła Poirotów, by pozwolili starszemu chłopcu nocować w jej pokoju, gdyż "mąż" często wraca pijany wieczorem i bije ją, nie zrobi tego jednak przy dziecku. Już pierwszej nocy z jej pokoju dały się nagle słyszeć krzyki małego. O dziesiątej wieczorem Poirot wyważył wreszcie drzwi, by ujrzeć swe dziecko martwe, w kałuży krwi. Tym razem morderczyni nie wystarczyło duszenie. W podnieceniu zmasakrowała chłopca i nawet w obecności ojca nadal zadawała straszliwe ciosy, choć dziecko już nie żyło. Poirot z trudem zdołał ją przytrzymać do przybycia policji. Wkrótce odkryto, że "pani Boucherry" jest w rzeczywistości ową Jeanne Weber, którą dwukrotnie uniewinniono od zarzutu zabójstwa.
Tym razem nie ulegało jednak najmniejszej wątpliwości, że kobieta jest niepoczytalna. Wyrokiem sądu umieszczono ją w zakładzie zamkniętym w Mareville, gdzie bezustannie podejmowała próby uduszenia się własnymi rękami. Za którymś razem użyła przemyślanej pętli ze sznura... Pochowano ją bez krzyża, na miejscowym cmentarzu.