BEZPIECZNY CZY WOLNY?
Wolność często kosztuje jakby zbyt wiele, ale i bezpieczeństwo sporo. Jednak płaci się za nie zupełnie inaczej.
*
Wysoko u szczytu pionowej ściany kanionu, w skalnej niszy, para orłów uwiła gniazdo. Głęboko w dole widać było i słychać spienioną rzekę. Tutaj było spokojnie, bo niszę omijał i wiatr, i burze. Orlica złożyła w gnieździe jedyne jajo i wysiadywała je oczekując znaku z wewnątrz. Na razie przemawiała do niego po swojemu czule, Jajo w końcu drgnęło, rozpękło się i wygramoliło się ze skorupy orle pisklę. Orlica oczyściła i przywitała pierworodnego radosnym krzykiem. Teraz z łopotem skrzydeł wyfruwała wciąż i powracała, by wykarmić żarłocznego syna. Orlę rosło i piękniało. Matka, patrząc na nie tkliwie, lękała się o nie, bo orli żywot nie jest bezpieczny. I z jednej strony przekazywała mu mądrość orlich pokoleń, ale z drugiej - zatajała to, co mogło pobudzić syna do zbytniego ryzyka. Był tak bezbronny i słaby jeszcze… Pragnęła zatrzymać go przy sobie dłużej. Jednak orlę patrzyło z zazdrością na jej loty nad przepaściami i niezdarnie podrywało się w gnieździe. Orlica nie zachęcała go, ale wiedziała, że nadchodzi to nieuchronne, czyli pierwsza próba i odlot. Orlę stanęło na krawędzi skały patrząc i w górę, i w dół z lękiem i z pragnieniem. Matka powiedziała więc: „Rzuć się w dół i pamiętaj, by rozłożyć szeroko skrzydła. Wiatr nie pozwoli ci spaść i jak ojciec cię poniesie. Machaj tylko skrzydłami ile masz siły.” Orlę patrzyło to na nią, to w dół… Orlica bała się, że może zaraziła go swą obawą lub nie wszystko powiedziała mu o locie. Ale syn oderwał się od skały i rzucił się w dół. Niezdarnie zatrzepotał skrzydłami, ale zaraz rozwinął je i wyrównał lot. Uradowało to matkę, ale i zasmuciło. Syn odkrywał teraz rozkosz lotu. Szybował w dół, podrywał się w górę i zachwycony oglądał rzekę, szczyty, turnie, jakby to wszystko zostało mu teraz dane. I poczuł, czym jest wiatr w jego skrzydłach. I wsłuchał się w jego gwizd. Jednak zabrzmiał tam jeszcze inny gwizd - strzały lecącej z łuku łowcy orłów. Ta strzała nagle dosięgła serca młodego orła i pozbawiła go tchu. Spadał teraz w dół bezładnie i ciężko. Upadł prawie pod nogi łowcy.
Ten patrzył z dumą na zdobycz, szacując wartość piór. I kiedy się schylał, by podnieść ptaka, runęła na niego orlica, rozdzierając mu twarz pazurami i zadając ciosy dziobem. Łowca bronił się jak mógł i pewnie by poległ, brocząc krwią, gdyby nie dał nura pod gałęzie. Orlica z przeraźliwym krzykiem wzbiła się w górę, a potem opadła na ciało syna, chcąc jakby zachować w nim resztę życia. Siedziała tak długo z rozpaczliwą nadzieją, aż noc pozbawiła ją złudzeń. Wtedy w wyciu wichru usłyszała jakby głos syna: „Matko, nie żałuj… Spełniło się to, po co żyje orzeł. Ja dorosłem do lotu i poleciałem…” Głos ucichł, a orlica spojrzała teraz ku gwiazdom i uleciała w górę. Wiedziała, czego ma uczyć następne orlęta.
*
Jeśli ktoś rezygnuje z wolności na korzyść bezpieczeństwa, to nie wart jest ani jednego, ani drugiego. I na pewno utraci jedno i drugie razem ze swoją duszą.