Wywiad z Hanną Kotwicką


Wywiad z Hanną Kotwicką

autorką serii Ja jestem innym Ty - Kalendarz Majów.

Dlaczego Majowie?

Kiedyś powiedziałabym: - Przypadek sprawił, że... Dziś wiem, że to przeznaczenie. Moja przygoda z Kalendarzem Majów zaczęła się przed pięcioma laty, kiedy to przyjaciółka podarowała mi kilka niemieckich publikacji Johanna Kössnera - austriackiego propagatora rozszyfrowanej wiedzy Majów. Wszystkie pozycje przeczytałam uważnie, temat jednak, choć niezwykle interesujący, wydał mi się zbyt trudny, by się w nim zagłębiać.

Kiedy po kilku miesiącach - za sprawą tej samej przyjaciółki - trafiły do mnie kolejne książki Kössnera, bez przekonania zabrałam się do lektury, spodziewając się następnej porcji trudno przyswajalnych informacji. Tym razem jednak, w trakcie czytania ogarnęła mnie euforia. Liczby i daty przemawiały same za siebie. Kluczowe liczby Tzolkin 13 i 20 były również znaczące w moim życiu. 26 lipca - to początek Nowego Roku w Kalendarzu Trzynastu Księżyców i dzień moich imienin. 20 stycznia zmarło moje dziecko - w dniu urodzin Johanna Kössnera. Stopniowo odkrywałam coraz więcej bezpośrednich powiązań pomiędzy wiedzą zawartą w Kalendarzu a moim własnym życiem. Zrozumiałam przyczyny tragicznych zrządzeń losu, jakich życie mi nie poskąpiło i sens swojego przeznaczenia. Kiedy przeczytałam, że bazą operacyjną galaktycznych Majów jest Promienna Kotwica, ja natomiast nazywam się Kotwicka, nasuwające się z tego skojarzenie było zaczątkiem myśli, że być może jestem tą osobą, która powinna zakotwiczyć wiedzę Kalendarza w Polsce. Tak się zaczęło.

Jak przebiegała praca nad książką?

Nad książką pracowałam trzy lata (z przerwami). W 1999 rozpoczęła się moja droga krzyżowa przez wydawnictwa. Choć temat interesował wszystkich wydawców, opublikowanie blisko

600-stronicowego wolumenu wydawało się zbyt dużym ryzykiem. Przyznawano, że wiedza Majów jest wprost genialna, rewelacyjna, ale i rewolucyjna - zbyt rewolucyjna dla niektórych. Do tego, ani ja, ani Kössner nie byliśmy z wykształcenia historykami sztuki. Cóż, żyjemy w świecie paradoksów, gdzie liczą się autorytety, dyplomy, dominacja i pieniądz. Zwodzono mnie przez blisko dwa lata. Każdy z wydawców miał inne uwagi, posłusznie więc wycinałam kolejne zagadnienia i usuwałam niewygodne kwestie. W sumie, pięć razy zmieniałam wersję (coraz bardziej okrojoną), aż w końcu powiedziałam sobie: dość! Zdecydowałam sama stać się wydawcą. Był to, jak dla mnie, niezwykle śmiały krok. Nie miałam żadnego doświadczenia, a tylko wyidealizowany obraz świata. Jednak los postawił mi na drodze kilka życzliwych osób. Z ich pomocą "wiedza trzeciego tysiąclecia" opuściła strefę niemieckojęzyczną i trafiła na grunt polski.

Skąd tytuł serii "Ja jestem innym Ty"?

Z języka maja: In Lak'ech Yelir, co w tłumaczeniu na angielski brzmi I am another me. Zastanawiałam się nad trzema wersjami: Ja jestem innym Ja, Ty jesteś innym Ja i Ja jestem innym Ty. Wybrałam tę ostatnią. Uważam, że tytuł jest genialny. Posiada niezwykłą głębię. Zmusza do zastanowienia. Uczy tolerancji. Jesteśmy cząstką jednej wielkiej Całości. W każdym i we wszystkim tkwi iskra Jedynego Stwórcy Uniwersum. Na Ziemię przyszliśmy po to, aby nauczyć się okazywania szacunku dla każdej formy życia i zgodnego współżycia w grupie. Tymczasem w większości związków partnerskich wciąż jeszcze dominuje przemoc i "niepisane" prawo własności. Dwie dojrzałe indywidualności, chcąc zharmonizować Całość, powinny odnosić się z pełnym respektem do odrębności współpartnera, zamiast z nim rywalizować. W świetle praw spirytualnych my wszyscy - jako ziemski kolektyw - ponosimy odpowiedzialność za to, co się wokół nas dzieje. Tego nie uregulują żadne przepisy porządkowe. To musi wypłynąć z naszego wnętrza. Zdrowe społeczeństwo to to, w którym każda jednostka może bez skrępowania wyrażać się w grupie. Takie jest przesłanie książki.

Czy to pogranicze ezoteryki?

Ezoteryka to wiedza dostępna tylko dla wtajemniczonych lub wybranych. Ja skłaniam się bardziej ku egzoteryce. Moje publikacje adresowane są do wszystkich. Tu podpisuję się pod myślą Rudolfa Steinera:

Człowiek widzący nadzmysłowo nie powinien się ograniczać do mówienia o tym tylko takim ludziom, którzy widzą już świat nadzmysłowy. Musi on kierować swe słowa do wszystkich ludzi, bo mówi o rzeczach, które obchodzą każdego człowieka. Co więcej, wie on dobrze, że nikt bez znajomości tych rzeczy nie może się stać "człowiekiem" w prawdziwym tego słowa znaczeniu.

Czy to jedyna zbieżność poglądów ze Steinerem?

Nie. Spirytualna wiedza Majów w wielu miejscach pokrywa się z wykładami Steinera. Weźmy np. oddziaływanie pierwiastków Lucyferycznych i Arymanicznych na świadomość ludzką, czy przejawy karmy, istotę bólu lub podejście do zjawiska śmierci. Dziś mamy większe możliwości poznania światów duchowych, a co więcej - możemy otwarcie o tym mówić.

Co sądzisz o nagłym upadku cywilizacji Majów?

Najbardziej przemawia do mnie teoria gwiezdnych wojen, gdzie Ziemia, podzielona na kilka kwadrantów i sektorów, jest kosmicznym poligonem różnych bogów stwórców. W określonych okresach ewolucji dochodziło do próby sił pomiędzy bogami Ciemności a bogami Światła. Niewykluczone, że Siły Jasności musiały ewakuować się z planety lub zejść do podziemia, kodując swoją wiedzę w archetypowych znakach. Lud, opuszczony przez wodzów, w obawie przed następną inwazją porzucał swoje miasta, szukając schronienia w dżungli. Natomiast susza czy zaraza mogła być następstwem użycia nowej, śmiercionośnej broni.

Myślę, że Galaktyczni Majowie do dziś żyją pośród nas, rozproszeni po całej kuli ziemskiej i że już niedługo nastąpi ich przebudzenie. Pamiętajmy, że w 1987 roku nastąpiła zmiana biegu spinu i teraz nie zaciągamy nowych "długów", lecz cofamy się wstecz do zalążków historii naszego upadku.

Skąd tak doskonała znajomość języka niemieckiego?

Sama się nad tym zastanawiałam. W młodości sześć lat uczyłam się niemieckiego. Miałam doskonałych wykładowców. W wieku dojrzałym dziewięć lat spędziłam w Niemczech, tylko że nigdy wcześniej nie interesowałam się ani ezoteryką, ani parapsychologią, ale od zawsze interesowała mnie ludzka psychika. Kössner pisze niezwykle zawiłym, channelingowym językiem. Jak sam się przyznał, rodowici Austriacy i Niemcy proszą go, aby jaśniej formułował swoje myśli. Skąd zatem znałam to tak bardzo specyficzne słownictwo? Myślę, że pomogli mi galaktyczni Majowie. Jeden z mistrzów reiki, patrząc na mnie, powiedział, że jestem jedną z NICH (Nawigatorów CZASU).

A jesteś?

Nie obraziłabym się, gdyby rzeczywiście tak było, ale nie miałoby to też żadnego znaczenia na moją dalszą pracę. Jestem zodiakalnym Bykiem, mocno stoję na ziemi i albo daję z siebie wszystko, co najlepsze, albo nic nie robię. Mnie fascynuje życie.

Czy wiesz, ile razy byłaś na Ziemi?

Nie. Nie interesuje mnie, kim byłam w poprzednich wcieleniach i który raz tutaj jestem. Wiem tylko, że wiele muszę się jeszcze nauczyć.

Co dała wiedza Majów Hannie Kotwickiej?

Wszystko - spokój, tolerancję, ukojenie, wiele wyzwań, poczucie spełnienia. Przede wszystkim odnalazłam cel życia.

Co to znaczy?

Osiem lat temu straciłam jedyne, ukochane dziecko. Chciałam umrzeć. Nie miałam żadnego celu. Dziś mogę już otwarcie o tym mówić, dwa lata temu byłoby to niemożliwe.

Rodzina w trosce o moje życie prowadzała mnie na różne kursy. Zaczęłam pomagać innym. Miałam doskonałe wyniki w terapii. Ludzie do mnie lgnęli i z reguły bardziej potrzebowali rozmowy niż zabiegu.

W międzyczasie przebudziły się moje zdolności artystyczne. Zaczęłam malować obrazy, ale nie było to tym, czego szukałam.

Potem zdałam pomyślnie egzaminy do Studium Fizykoterapii i Masażu przy jednej z klinik rehabilitacji w Westfalii. Byłam z siebie bardzo dumna, ale i to nie było moim powołaniem. Alergia na tle nerwowym zniweczyła moje plany.

Wtedy zdecydowałam się na powrót do Polski. Na drogę do kraju dostałam od przyjaciółki dwie kolejne książki Kössnera.

Początkowo tłumaczyłam znaki Majów dla bliskich mi osób. Były zafascynowane i chciały wiedzieć więcej. Właściwie do pracy zachęciła mnie moja mama. Ona jest wciąż nienasycona wiedzą Majów, a jest już prawie "ekspertem" w sferze kalendarza.

Czy drugi raz wybrałabyś tę samą drogę?

Tak, mimo iż mój spokojny świat stoi teraz na głowie, moje wygodne życie należy do przeszłości, doba trwa za krótko i skoro świt budzą mnie telefony. Mam moc kłopotów, ale też wiele satysfakcji.

Opinie Czytelników?

Są bardzo pochlebne. Zauważyłam, że osoby nie związane z ezoteryką, pojmują temat w lot, natomiast większość "wtajemniczonych" ma problemy ze zrozumieniem niektórych kwestii, związanych z przeznaczeniem lub siłą oddziaływania planet. Wynika z tego, że wiedza czasami blokuje, a tu liczy się elastyczność i otwartość umysłu.

Przez pewien czas obserwowałam też bojkot moich książek ze strony astrologów oraz osób z branży wydawniczej, dla których najważniejsze było wyrobione nazwisko autora, a nie ciekawy temat. Dla wielu nadal jestem "nikim". Cóż świat biznesu jest bezlitosny. Nie skarżę się, lecz stwierdzam fakty. W świetle wiedzy o prawach CZASU wszyscy nastawieni na pieniądz i władzę wcześniej czy później sami będą musieli zniszczyć swoje irracjonalne "dzieło". Ja w to wierzę. Oddziaływanie Praw Kosmicznych testuję na własnej skórze i czasami nie jestem tym zachwycona. Umiem jednak w każdym negatywnym zdarzeniu wychwycić choć jeden pozytywny aspekt. Dzięki temu nie koduję uraz, lecz potrafię cieszyć się z każdej przemiany.

Co z krytyką?

Na razie panuje cisza w eterze, ale wiem, że moja książka wywołała duże poruszenie w środowisku astrologów. Pojawiły się nawet głosy, że jakaś Kotwicka wymyśliła sobie jakiegoś Kössnera z Kalendarzem Majów i podważając zasady astrologii, próbuje sprzedawać czytelnikom bzdury. Jest to kompletny absurd. Nie podważam żadnych zasad i nie atakuję astrologii, bo jej nie znam. Jako neutralny obserwator rejestruję tylko fakty, bez jakiegokolwiek wartościowania ich wymowy. Wiem też, że "Stare Babilońskie Świadomości" - a wiele inkarnowało się ich na Ziemi w obecnych czasach - będą uparcie bronić swoich prawd i nie zechcą ustąpić miejsca Nowemu Duchowi. Mają do tego prawo! Żyjemy przecież w strefie wolnej woli.

Poza tym, spotkałam się też z zarzutem ze strony dwóch liczących się autorytetów, że bardzo źle tłumaczę książki. Największym paradoksem jest to, że żadna z tych osób nie znała języka niemieckiego. Usłyszałam m.in., że tytuł Ja jestem innym Ty to żałosna polszczyzna. Mnie się on podoba. Każdy ma prawo do własnego zdania.

Dowiedziałam się również, że "szanujący się" tłumacz nigdy nie użyje słowa spirytualny, ponieważ w tej branży obowiązują ścisłe zasady. Cóż, ja kieruję się własnymi. W tłumaczeniu literatury Kössnera trzymanie się konwenansów staje się wprost niemożliwe. Jak odróżnić bardzo subtelne i niezwykle ważne aspekty, pochodzące od duchowości, ducha i duszy, nie kalecząc języka polskiego? Czy określenia takie jak: spirytualny, duchowy i duszny rzeczywiście są strasznym przestępstwem? Czy nie ważniejsza jest trafność informacji?

Wróćmy do astrologii. Co najbardziej bulwersuje astrologów w książce?

Mogę powiedzieć tylko o tych, których spotkałam - ich własne ego, niemoc i nietolerancja dla nowych trendów, ale oni tego nie widzą.

To brzmi jak wyzwanie...

Ja nie rzucam wyzwań ani ich nie przyjmuję. Mam swoje własne zdanie i szanuję zdania odmienne. Tyle jest prawd na świecie, ilu ludzi. Żadna wiedza nie ma prawa wyłączności.

Jak się ma kalendarz Majów do astrologii?

Kosmologia Majów to sztuka wielowymiarowego tworzenia. Kalendarz Majów ujmuje absolutnie wszystko: wiedzę matematyczną, astronomię, numerologię, astrologię, runy galaktyczne, długą i krótką rachubę czasu, cykle ewolucji, ciało ludzkie, astrogenetykę, I-Cing, przepowiednie... Jest to swego rodzaju kalendarzowy leksykon.

W zachowanych Kodeksach Drezdeńskich, obok wysokiej wiedzy astronomicznej Majów, można również znaleźć obszerny materiał astrologiczny. Punktem wyjściowym były Narodziny Planety Wenus. Wiele budowli Majów służyło za obserwatoria wschodów i zachodów planet, wykorzystywanych do celów astrologicznych. Zjawiska kosmiczne, ruchy planet, plamy na Słońcu i ich wpływ na ludzką psychikę czy płodność gatunku interesowały Majów szczególnie. Słońce czcili jako najwyższe bóstwo, dlatego istotą ich astrologii były wpływy słoneczne i cykliczność zjawisk w Układzie Słonecznym. Układ gwiazd w Zodiaku był jedynie tłem, swego rodzaju kosmicznym cyferblatem. We współczesnej astrologii zachowano tradycyjne nazewnictwo odcinków ekliptyki, choć w rzeczywistości pierwszy znak wiosny nie jest już znakiem Barana, a znakiem Ryb. Mimo to cykl astrologiczny działa jak przed wiekami. Wiedza Majów nie zaprzecza współczesnej astrologii, lecz ją dopełnia i powiedziałabym przewyższa, ponieważ patrzy na świat z perspektywy czwartego wymiaru. Tam nadal istnieje piąta planeta - Maldek, dlatego siła jej oddziaływania ujęta jest w ich kalendarzu. A jej moc jest nie byle jaka - niesie praworządność, miłosierdzie, wolę życia i potężny instynkt węża. W religii i kulturze Majów wąż miał wyjątkowe znaczenie - symbolizował proroka Quetzalcoatl. W średniowieczu planeta Maldek popadła, niestety, w zapomnienie. Wszyscy wiemy, jaki duch przyświecał tamtej epoce historycznej i dlaczego siła piątej planety Układu Słonecznego stała się niewygodna, wręcz niepożądana.

Współczesna astrologia wywodzi się z Mezopotamii (Sumer, Asyria, Babilonia). Tam też zrodził się dwunastomiesięczny kalendarz, znaki Zodiaku, pojęcie kary i grzechu, negatywna energia pieniądza... Duch babiloński, przedostając się za sprawą kapłaństwa do astrologii, stał się doskonałym narzędziem manipulacji i zaszczepiania wibracji strachu.

Kalendarz Majów, otwierając bramy do czwartego wymiaru, odsłania wiele tajemnic nieba. Chodzi bowiem o to, by zdemaskować fałsz, nie kodować podświadomego lęku, przywrócić ludziom podstępnie skradzioną wolność i prawo do samostanowienia.

Co znaczą dni dobre i złe we współczesnych horoskopach? Wyjść czy nie wyjść z domu? Albo: Czy korzystna pozycja Jowisza w dniu narodzin rzeczywiście przynosi tej osobie szczęście, a niekorzystne położenie Saturna pecha? Pamiętajmy, że w życiu przyciągamy najsilniej to, czego się najbardziej boimy. Do odkrycia tej prawdy nie potrzebujemy horoskopów, wystarczy spojrzeć do swojego wnętrza, by odnaleźć przyczynę i świadomie ją uzdrowić. Pech przestanie nas wtedy prześladować bez względu na to, czy jesteśmy związani z Saturnem, czy też nie... Wszystkich "niezadowolonych" zapraszam do lektury książki Adriana G. Gilberta i Maurice M. Cotterella Prorocza wiedza Majów. Znajdą tam wiele interesujących dowodów naukowych.

A numerologia?

Wiedza zapisana w Kalendarzu Majów i numerologia doskonale się dopełniają. Numerologia stwarza określony obraz, pokazuje tło, nakreśla horyzonty działań. Robi to niezwykle precyzyjnie, ale brakuje jej aktu czynu. Portret numerologiczny wniesiony do Kalendarza Majów robi się żywym obrazem. Dzięki temu zyskujemy możliwość nie tylko obserwacji biegu wydarzeń czy zachodzących zmian, ale przede wszystkim podejmowania świadomych decyzji i odmiany na lepsze swego losu. To samo tyczy się horoskopów. Ważne jest jednak, kto kreśli nam portret numerologiczny czy horoskop i w jaki sposób go interpretuje. Niestety, tu również spotkać można babilońskich trenerów strachu, choć niektórzy z nich są tego zupełnie nieświadomi. O mały włos sama nie nabrałam się na ich sztuczki. Dlatego słuchajmy mądrych rad, czytajmy najwspanialsze książki, zamawiajmy horoskopy, chodźmy do wróżek, ale zawsze i wszędzie kierujmy się intuicją i głosem serca. Są to nasi jedyni, nieomylni doradcy.

Jeżeli ktoś uważa, że w życiu wciąż prześladuje go pech, powinien zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Pech jest naturalnym hamulcem, który chce nas uchronić przed powielaniem starych błędów. W takich sytuacjach spróbujmy poszukać innych rozwiązań - nowych dróg, może nieco dłuższych, ale prowadzących prosto do celu.

Plany na przyszłość...

Są niezmiernie bogate. Na jesieni chciałabym wydać czwartą, ostatnią część serii, choć niewykluczone, że dojdzie jeszcze suplement. Tyle ciekawych rzeczy usunęłam z książki...
Chciałabym też napisać kilka słów o ego i ukazać je w zupełnie innym świetle. Publikacja ta byłaby swego rodzaju poradnikiem adresowanym do osób, mających problemy z samym sobą.
Starożytni Rzymianie mówiąc ego, mieli na myśli ja. Nie wiem też, dlaczego w przekładach Freuda na angielski zastąpiono słowo ja łacińskim ego. W wielu spirytualnych filozofiach definiuje się ludzkie ego jako coś negatywnego, co należy zniszczyć. Błąd rozumowania! My mamy budować, a nie niszczyć. Ego to nasze "młodsze", niedoskonałe ja. Niszcząc je, zniszczymy cząstkę siebie. Czyż nie lepiej je zresocjalizować - świadomie przekształcić, aby nie powstała kolejna luka?

Poza tym mam do przetłumaczenia jeszcze wiele interesujących prac Argüellesa, Kössnera oraz innych autorów.

Czy nie obawiasz się konkurencji?

Wiem, że konkurencja nie śpi. Mnie to nie przeraża. Jeśli znajdą się lepsi ode mnie, chętnie przekażę pałeczkę, a nawet udostępnię ciekawe materiały. Pracy starczy dla wszystkich. To, co ja wiem o kalendarzu Tzolkin - to zaledwie kilka procent. Tak wiele jest jeszcze do przekazania.

Co na przykład?

Tzolkin i I-Cing, runy galaktyczne, prawo sześcianu, Tzolkin i ciało ludzkie, marsz Wojowników Szambali, kalendarz naukowy...

Największe marzenie...

Znaleźć sponsora, zaprosić Johanna Kössnera do Polski (wyraził zgodę). Sama nie dam rady. Ten człowiek to chodzący Psi-Bank. Jest wspaniały, dowcipny, bardzo bezpośredni.
Poza tym chciałabym stworzyć punkty konsultacyjne albo inaczej ośrodki "psychosolarnej medycyny", gdzie każdy potrzebujący mógłby skorzystać z bezpłatnej porady lub krótkiego zabiegu (np. metodą Energii Uniwersalnej) - coś na wzór ośrodków utworzonych przez Rosemary Altea. Ona też startowała od zera, ale udało się. W krótkim czasie przyłączyło się do niej wiele pomocnych osób. Wykształciła wielu uczniów. Dla realizacji tej idei gotowa byłabym zrezygnować z pisania. Niesienie pomocy innym to najpiękniejsza służba. W czasie choroby mojego dziecka spotkałam się z niezwykłą życzliwością Niemców w przeciwieństwie do naszych rodaków. Do dziś mam tam wielu przyjaciół. To wspaniały naród. Nie powinna dzielić nas historia.

Świat nie musi być wcale taki zły, jak większość z nas uważa. Wystarczy zacząć od siebie - od porządkowania własnego podwórka. Zaraz przyłączą się inni. Wystarczy stosunkowo niewielka liczba osób, aby dokonać wielkich zmian na skalę całego świata. Pamiętajmy, że zgodnie z Prawem Pokrewieństw - podobne przyciąga podobne.

Wywiad z Johannem Kössnerem


CZWARTY WYMIAR Nr 11 /2002

Nie ma przypadków

O czasie, tzolkinie i katastrofie, której nie będzie
- z Johannem Kössnerem rozmawia Piotr Drzewiecki

Co takiego odkrył Pan w tzolkinie, 260-dniowym kalendarzu Majów, że badaniom nad nim poświęcił Pan znaczną część swojego życia?

Już jako dziecko interesowałem się filozofiami i religiami. Najpierw była to religia chrześcijańska, co jest zrozumiałe. Ciekawiło mnie, co tak naprawdę dzieje się tu, na ziemi. W europejskich filozofiach i religiach, które później badałem, nie znalazłem odpowiedzi na moje pytania. Dlatego spojrzałem nieco dalej. Przypatrzyłem się Księgom Wedyjskim i w nich natknąłem się na pojęcie czasu. Ponad dziesięć lat temu zapoznałem się z pracami Jose Arguellesa, który przełożył symbolikę Majów na nasz europejski i dzisiejszy sposób myślenia, wskazał powiązania duchowe kalendarza Majów z naszym rozumieniem rzeczywistości. Zacząłem badać ten problem, w zasadzie znalazłem to, czego szukałem.

Można więc powiedzieć, że jako filozof najbardziej interesował się Pan czasem. Na ile odkrycie tzolkina było przełomowe w odkryciu zagadki czasu?

Wszystko, co się dzieje, ma swoje uwarunkowanie matematyczne. Tzolkin pomaga uporządkować rzeczywistość w sposób matematyczny: wydarzenia następują logicznie, mają swoje podłoże i rządzą nimi pewne prawidłowości.

Czym zatem jest czas według Majów i według Kössnera?

Majowie wywodzą się z określonej tradycji duchowej. Nieobca im była wiedza kosmologiczna, mieli wgląd w porządek pewnych prawidłowości. I właśnie te prawidłowości zastały zapisane w tzolkinie. Kalendarz Majów wychodzi poza nasze rozumienie, obejmuje nie tylko zagadnienia astrofizyki i astronomii, ale znacznie więcej. Jak Majowie rozumieli czas i świat? Rzeczywistość jest wielowymiarowa. Pierwszy wymiar to nasza biologia, drugi - emocjonalność, trzeci - umysłowość, mentalność. One tworzą nasz zewnętrzny świat. Czas jest czwartym wymiarem, bramą łączącą nas z innymi, wyższymi wymiarami, przez którą przepływają do nas informacje, energie. Żyjemy w świecie form, które w danym czasie stanowią manifestację czegoś, co nie ma formy, co jest ponad formami. Tak postrzegali nas Majowie i ja również tak go postrzegam. Czas nie ma natury linearnej. To tylko nasze subiektywne odczucie każe go tak postrzegać. Jego naturą jest cykliczność, ma rozmaite poziomy, między tymi poziomami są rozmaite powiązania. Nam, przyzwyczajonym do linearnego rozumienia pojęcia czasu, trudno to zaakceptować.

Czy także życie duchowe można opisać na sposób matematyczny?

Oczywiście. Nie ma przypadków. Tzolkin jest naszą matrycą. Wszystko, co się wydarza, zarówno w życiu jednostki, jak i całych społeczności, nie dzieje się przypadkowo i ma swoje odbicie w tzolkinie. Na przykład atak 11 września ubiegłego roku na World Trade Center w Nowym Jorku to nie przypadek, to było zapisane w tzolkinie. Jakieś siły zostały uwolnione i energia przeszła przez tę bramę.

Mówi Pan, że nie ma przypadków. Czy dzięki tej wiedzy możemy przewidzieć wydarzenia?

Tak, ale musimy być bardzo ostrożni. Jeśli połączy się czterowymiarowe rozumienie czasu u Majów z naszym podejściem linearnym, można odnaleźć pewne prawidłowości rządzące przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, które jednak nie przesądzają, że stanie się tak, a nie inaczej. W grę wchodzą jeszcze dwa czynniki: istota stwórcza, jaką jest człowiek, i kolektyw (społeczność) są do pewnego stopnia nieobliczalne. Gdy pewnego dnia ujawni się jakaś skondensowana energia i zamanifestuje się w swojej formie, niektórzy nazwą to nieszczęśliwym przypadkiem. Nie twierdzę, że to na pewno nastąpi. Wiele zależy od człowieka.

"Lada moment ich budzik zacznie dzwonić" - napisał Adrian Gilbert w "Proroczej wiedzy Majów". Co się stanie 22 grudnia 2012 roku, kiedy zakończy się Obecny Wielki Cykl Majów, trwający 13 baktunów, czyli 1 872 000 dni? Co wiązali z tą datą sami Majowie - katastrofę, koniec starego i narodziny nowego świata?

To największe nieporozumienie, jakiego dopuścili się interpretatorzy kalendarza Majów. To, co my widzimy jako historię, to jest interpretowanie czasu na sposób ilościowy. Majowie znali ten kalendarz w sensie jakości, a nie ilości. Gdybyśmy bardzo chcieli, moglibyśmy tę datę porównać z godziną dwunasta w nocy, kiedy zaczyna się nowy dzień. Znajdujemy się w punkcie przecięcia. Wychodzimy z ciemności i powinniśmy się obudzić. Ezoteryka nazywa to ERĄ Wodnika. Rok 2012 jest tym punktem, w którym nastąpi pewna kondensacja wydarzeń.

Czyli mówienie o katastrofie jest nieusprawiedliwione. Po przełomowej dacie nastąpi raczej zmiana naszego życia jako ludzkości, nowa epoka i nowa świadomość...?

To jest po prostu punkt umowny.

Od niego coś się zaczyna, ale my nie od razu to zauważymy?

Możemy zauważyć. Według Majów znajdujemy się u schyłku Czwartego Świata. Z przeszłości działają na nas pewne siły. Może dojść do implozji, co ludzie mogą odczytywać jako dramaty i katastrofy, a co będzie skutkiem ścierania się tych dwóch światów. Rok 2012 jest punktem odniesienia, a tak naprawdę to rozstaje - w jedną i drugą stronę. Okres miedzy 1987 a 2012 rokiem jest bardzo intensywny. Tak wiele rozgrywa się miedzy tymi datami, tak wiele musi się zmaksymalizować i znaleźć swoje ujście - zamanifestować w świecie form.

Teraz żyjemy bardzo szybko, a potem wrócimy do spokoju. Czy tak to można tłumaczyć?

Czas przypomina lejek. Wszystko zmierza spiralnie do jednego punktu, a potem nastąpi odwrót - znowu do góry. I rok 2012 to punkt, w którym wszystko się kondensuje u dołu lejka. To jest proces selekcji: to, co ma wartość, ma zostać, a to, co nie ma, musi być sprzątnięte. Subiektywnie odczuwamy ten proces jako katastrofę, a to nie jest katastrofa.

Oczyszczenie?

Tak. Z pozycji Majów możemy to obserwować z radością, a nie w poczuciu klęski, ponieważ wiemy, że pojedynczego człowieka dotyczy tylko to, czego on tak naprawdę potrzebuje. Nawet jeśli będzie koniec tego trójwymiarowego świata, to znaczy, że tak po prostu musiało być. Powinniśmy te procesy obserwować spokojnie, od strony duchowej. Wprawdzie jesteśmy częścią społeczności, ale jesteśmy też indywidualnościami. Poza tym każda społeczność (kolektyw) ma pewne zadania , które musi przepracować. Ewolucja to rozwój, ale czasami może się wydawać, ze jest to krok do tyłu. I ten krok do tyłu jest po to, by coś posprzątać, by ten proces mógł iść do przodu.

W jaki sposób tzolkin może mi pomóc w życiu codziennym?

Dzięki kalendarzowi znam siły, które na mnie działają, i umiem je odnieść do czasu. Mam dwie możliwości, by wykorzystać tę wiedzę: pasywnie i aktywnie. Pasywnie: mogę przeczytać, przejrzeć szablony kalendarza i staje się dla mnie jasne, dlaczego coś się dzieje. Aktywnie natomiast: znam siły, które na mnie działają i przed którymi nie mogę się bronić. Jeżeli wiem, jakie potencjały w jakiś sposób wykorzystać. Łatwiej mi uporać się z różnymi problemami w dniu, w którym mam wsparcie ze strony tych sił.

Zgodnie z teorią słoneczno-hormonalną, człowiek przez całe swoje życie, od chwili poczęcia po śmierć, podlega wpływom ziemskiego pola magnetycznego. Zmiany magnetyzmu Ziemi wywołane przez wiatr słoneczny, powodują różnice w poziomie melatoniny, co wpływa na nasze biorytmy, oraz estrogenu i progesteronu, co wpływa na płodność.
Majowie czcili Słońce jako bóstwo płodności. Nauka zaczyna powoli udowadniać to, co znały starożytne kultury. Co jeszcze wiedzieli Majowie, czego my nie potrafimy na razie uzasadnić naukowo?


Majowie rozumieli świat kosmologicznie. Widzieli, że bez względu na odległość danej planety od Ziemi, zawsze jest między nimi jakieś połączenie, zwłaszcza jeśli znajduje się ona w naszym Układzie Słonecznym. To, co nowoczesna nauka jest w stanie odkryć, to tylko fizyczna, materialna część rzeczywistości. Ludzkość już od Einsteina wie, że każda materia wyzwala energię. Obojętnie, czy to będzie planeta czy kamień. Nie ma rzeczy, która nie byłaby nacechowana energetycznie i nie miała w sobie zakodowanych informacji. Zatem materia, energia i informacja, Jest jeszcze czwarta wielkość, czyli świadomość, boska esencja, którą mają wszystkie rzeczy. To jest mądrość stara jak świat. Ludy pierwotne z wielkim respektem odnosiły się do materii i nie uznawały pojęcia martwej (dość wspomnieć o animizmie - przyp. red.). Według nich nawet kamień ma świadomość. My też możemy tak mówić. W tej filozofii jest ogromny respekt dla form materialnych. W każdej formie materialnej jest boska świadomość. Przez Słońce przechodzą istotne informacje na naszą Ziemię i jest w tym jakaś treść. Dzisiejsza nauka zatrzymała się w miejscu, gdzie jest energia. Dalej już nie idzie. Milczy na temat boskiej świadomości, milczy o tym, że energia niesie jakieś informacje.

Łącznie z filozofią?

Bardzo długo filozofie milczały na ten temat. Ten aspekt został zauważony dopiero w nowoczesnych filozofiach przyrodniczych, posługujących się analizą, i to jest właśnie związane z ta nieświadomością, o której mówimy, i etapem, który właśnie przezywamy.
Nie należy tej drogi w ciemność widzieć jako katastrofy. Co prawda, w tej drodze pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zauważyć. Z jednej strony ona nas ogranicza, z drugiej zaś zostaliśmy silnie sprzężeni z materią, z nowoczesnymi technologiami i postępem cywilizacyjnym. Jedne technologie są wartościowe i dobre dla nas, inne złe i szkodliwe, widać to dopiero teraz w tym punkcie, w którym znalazła się nasza generacja. I to właśnie nam jako generacji przypada w udziale zadanie, by te złe technologie rozpoznać i uporać się z nimi. W przeciwnym razie te siły, o których mówiłem, zrobią to za nas, co może się okazać niezbyt miłe. To nie znaczy, że wejdziemy znowu na drzewa i zaczniemy mieszkać w jaskiniach. Ale poprzez zrozumienie istoty zmiany zyskamy możliwość uczestniczenia w selekcji i to dla nas będzie mniej bolesne - dla nas i całej biosfery: roślin, zwierząt. Stanowimy z nią jedność.
Nikt się nas nie pyta, czy tego chcemy. Ewolucja ma za zadanie uporządkować, oczyścić złe procesy. Nie jest to kara boska i nikt się na nas nie mści. Tylko te wszystkie procesy chcą za nas ponownie zrobić miejsce dla świata zwierząt i roślin na Ziemi. I to jest właśnie nasz ewolucyjny wkład jako generacji. Im więcej będziemy wiedzieli i odpowiednio reagowali, tym mniej katastrof się stanie. W tym znaczenia przyszłość jest otwarta. Ale na ile znam ludzi, na pewno będzie nam potrzeba paru "kopniaków". Powstanie taki porządek, jakiego wymaga przyszłość. Jeszcze raz powtórzę: to nie jest katastrofa ani zemsta Boga, który chce nas ukarać.

Można zatem powiedzieć, że będzie to także odrodzenie ducha ludzkości XXI wieku.

Tak.

Bardzo to optymistyczne: nie katastrofa, ale oczyszczenie i wstąpienie na wyższy poziom świadomości.

No, niezupełnie. Dla ludzi, którzy nie pojmą tych wszystkich procesów i zostaną przy starych wzorcach, to może być ogromna katastrofa; w jakimś sensie koniec świata.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wywiad z Hanną Kotwicką
Kotwicka Hanna Kosmiczna telepatia
Kotwicka Hanna Kosmiczna telepatia i ty
Kotwicka Hanna Ja jestem innym ty Kosmiczna telepatia
Etemadi Hanna Z Wszystko pochodzi z ciszy Wywiad z Matką Meerą
Kotwicka Hanna Kosmiczna telepatia 13
Kotwicka Hanna Kosmiczna telepatia
Wywiad poglebiony
UKŁAD MOCZOWY WYWIADY
Sem 3 Wywiad w chorobach układu oddechowego
Wywiad w chorobach układu pokarmowego
Wywiad psychologiczny
WYWIAD LEKARSKI
Agencja Wywiadu prezentacja
Mathcad przepona kotwiczna projekt 2

więcej podobnych podstron