Tańczę tylko z żoną
Przed nami karnawałowe szaleństwa! Strzelające korki szampanów, fajerwerki, radość i śmiech. I taniec. Na balach, prywatkach, w pubach. No właśnie, taniec...
Ile razy zdarzyło się wam na imprezie, że po powrocie z toalety czy baru wasz facet tańczył w najlepsze z jakąś inną? Zwykle nie określałyście jej w myślach zbyt sympatycznie (no, chyba, że to wasza najlepsza przyjaciółka - wtedy ogarniało was coś na kształt zdumienia). I jak się to kończyło? Wyrywaniem faceta z cudzych objęć? Delikatnym pochrząkiwaniem za plecami tańczącej pary? Czy też obserwowaniem znad drinka i oczekiwaniem aż on skończy, odwróci się, zobaczy, podejdzie i zacznie się głupio tłumaczyć. Albo bardzo głupio.
Taniec tańcowi nierówny. Gdzież tam nerwowemu podrygiwaniu w anonimowym tłumie zadymionego pubu (choć najbliżej niego jest niepokojąco ładna dziewczyna) do tak erotycznego tanga (choć z drugiej strony kto dziś tańczy tango?) Nierówne są też taneczne sytuacje. Gdy on przez pół wieczoru, będąc z tobą na imprezie, próbuje zaprosić do tańca jakąś inną, to coś tu jest nie tak. Gdy ona, bardziej rozebrana niż ubrana, bezceremonialnie porywa go na parkiet, też powinnaś zareagować (tylko bez rękoczynów!). Ale w gronie przyjaciół, jeden czy dwa tańce niekoniecznie z tobą, to chyba nic zdrożnego?! Pod warunkiem, że taniec nie ma dalszego ciągu.
Najmilej zrobi ci się z pewnością wtedy, gdy on kolejną, skierowaną pod swoim adresem propozycję, skwituje: "Tańczę tylko z żoną / moją dziewczyną".
Z pewnością mniej zadowoloną minę będziesz miała, gdy to ty usłyszysz z męskich ust takie wyjaśnienie.