Widmo komunizmu artykuł


Widmo komunizmu

0x01 graphic


0x01 graphic

0x01 graphic

Widmo krąży po Europie - widmo komunizmu

0x01 graphic

Tak zaczyna się Manifest komunistyczny Karola Marksa i Fryderyka Engelsa opublikowany w 1848 roku. Związek Komunistów, na którego zamówienie powstał Manifest, wkrótce przestał istnieć. Pozostała broszura - jedna z książek, które wywarły największy wpływ na dzieje ludzkości. Pozostało też hasło kończące Manifest: Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
MICHAŁ KOPCZYŃSKI0x01 graphic

0x01 graphic
2003-05-080x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

"Historia społeczeństw jest historią walk klasowych" - głosili autorzy. Toczona od początku historii walka między ciemięzcami i ciemiężonymi za każdym razem kończyła się rewolucyjnym przeobrażeniem społeczeństwa - przejściem do kolejnej formacji ekonomiczno-społecznej. Walka klas doprowadziła do zastąpienia niewolnictwa feudalizmem. Ten z kolei odszedł do przeszłości wyparty przez kapitalizm. Klasą, która doprowadziła do obalenia feudalizmu, była burżuazja. Jej rewolucyjny charakter zanikł jednak z chwilą przejęcia władzy politycznej i dominacji ekonomicznej. 9/10 własności znalazło się w rękach tej klasy. Znalazło się w nich także państwo.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Karol Marks

Zwycięstwo kapitalizmu nie oznaczało jednak końca walki klasowej. Zmieniły się tylko walczące klasy, a jednocześnie uproszczeniu ulega konstrukcja społeczeństwa. Miejsce bardziej zróżnicowanego podziału stanowego z czasem zajmie podział na dwie główne klasy: posiadającą środki produkcji burżuazję i dopiero powstający proletariat. Atutem burżuazji jest skupienie w niewielu rękach kapitału, potencjału wytwórczego i władzy politycznej. Tymczasem proletariusze to ludzie pozbawieni własności: zmuszeni sprzedawać się od sztuki, są towarem jak każdy inny, toteż na równi z nimi podlegają wszelkim zmiennościom konkurencji, wszelkim wahaniom rynku. Ich praca zatraciła charakter samodzielny. W miarę postępu mechanizacji stali się dodatkiem do maszyny. Wykonują czynności najprostsze i stosownie do tego otrzymują coraz mniejsze wynagrodzenie; tyle ile trzeba na wyżywienie się i zachowanie gatunku. Trzy lata wcześniej, w dziele O położeniu klasy robotniczej w Anglii, Engels tak charakteryzował ówczesne społeczeństwo: Ludzie uważają się wzajemnie jedynie za przedmioty użytkowe, każdy wyzyskuje drugiego. W rezultacie silniejszy depcze słabszego, a nieliczni silni, to znaczy kapitaliści, zagarniają wszystko dla siebie, podczas gdy licznym słabym, biednym pozostaje zaledwie samo życie. Ale właśnie owe 90 proc. wyzyskiwanych przez pracodawców, kamieniczników, lichwiarzy i sklepikarzy, złączywszy swe siły w skali międzynarodowej, stanie się klasą rewolucyjną, która doprowadzi w drodze rewolucji do upadku kapitalizmu.

A co z pozostałymi grupami społecznymi? Arystokracja, wolne chłopstwo czy rzemieślnicy to tylko relikty upadłego feudalizmu. Ich przedstawiciele kontestują system kapitalistyczny, ale ich głos sprowadza się do bezradnej paplaniny. Są bowiem zbyt słabi, by zmienić bieg historii. Zresztą dotychczasowe stany średnie: drobni przemysłowcy, kupcy i rentierzy, rzemieślnicy i chłopi, nieuchronnie zdeklasują się pod naciskiem konkurencji przemysłowej, a ich przedstawiciele spadną do rangi proletariuszy. Mały kapitał nie jest w stanie konkurować z wielkim, stare umiejętności nie mają wartości w obliczu nowych sposobów produkcji. W efekcie tam, gdzie kapitalizm trwać będzie odpowiednio długo, nieuchronnie dojdzie do skrajnie nierównego podziału własności i dochodu społecznego. Tezy Manifestu komunistycznego Marks rozbudował w trzech tomach Kapitału. Pierwszy z nich ukazał się w 1867 roku, kolejne dwa wydał po śmierci Marksa Fryderyk Engels.

Świadkowie i późne wnuki

Twierdzenia Marksa i Engelsa o stopniowym zaniku klas średnich i nieuchronnym podziale na dwie klasy społeczne nie były oryginalnym odkryciem. Pisali o tym liczni współcześni. Diagnozy takie można znaleźć na kartach powieści Charlesa Dickensa, w pismach socjalistów, romantyków, konserwatystów, ekonomistów (Adam Smith, David Ricardo, Thomas Robert Malthus). Beniamin Disraeli - pisarz i przyszły premier Anglii - w powieści Sybilla albo dwa narody kreślił obraz dwóch odrębnych narodów: bogatych - wyzyskiwaczy, i ubogich - wyzyskiwanych. Ten właśnie motyw przejął historyk Arnold Toynbee. W 1884 roku opublikowano jego książkę, w której tytule po raz pierwszy użyty został termin "rewolucja przemysłowa". Toynbee charakteryzował lata 1760-1830 jako najczarniejszy okres w dziejach Anglii. Gwałtowne przemiany ustroju gospodarczego i zetknięcie z bezosobowymi regułami rynku zepchnęły większą część społeczeństwa w otchłań nędzy materialnej i moralnej. Na początku XIX stulecia w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy sprzedawano w Anglii popularnonaukowe prace Johna i Barbary Hammondów traktujące o wczesnej epoce industrialnej. Dobrze napisane, oparte na zeznaniach świadków stających przed komisjami parlamentarnymi do spraw robotniczych, kreśliły mrożący krew w żyłach obraz nędzy i wyzysku. Hammondowie znaleźli godnych naśladowców w osobach historyków, z których najbardziej znanymi są Eric Hobsbawm i Edward P. Thompson.

...ciąg dalszy

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
MICHAŁ KOPCZYŃSKI0x01 graphic

0x01 graphic
2003-05-080x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic


Trudniej niż krytyków odszukać pisarzy zachwalających właściwy pierwszej połowie XIX stulecia stan rzeczy. Do nielicznych apologetów nowych czasów należał żyjący w tej epoce historyk T.B. Macaulay. Pierwsza połowa XIX wieku to dla niego okres niespotykanego dotychczas dobrobytu, podczas gdy życie w czasach dawniejszych było krótkie, nędzne i brutalne. Jego następcy nie zdobyli tak wielkiego audytorium jak Hammondowie. Ile osób przeczytało rozprawę Roberta Giffena o poprawie warunków materialnych klasy robotniczej w XIX wieku, wydaną w tym samym roku co praca Toynbee'ego? W 1926 roku John Clapham dowiódł na podstawie źródeł statystycznych, że standard życia robotników w początku XX wieku poprawiał się, ale jego prace czytali co najwyżej studenci ekonomii. Argumenty Claphama zbyto twierdzeniem, że choć status materialny robotników poprawiał się, to jednak pogarszała się jakość ich życia. Piszący w 1949 roku wybitny historyk gospodarki T.S. Ashton tak podsumował artykuł na temat standardu życia w epoce industrializacji: Sądzę, że ci, którzy skorzystali z dobrodziejstw rewolucji przemysłowej, byli liczniejsi od tych, którzy na niej stracili, i liczba tych pierwszych stale rosła. Kto ma rację? Marks czy Ashton?

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Fryderyk Engels

Jak to właściwie było

Chcąc przybliżyć się do odpowiedzi na to pytanie, trzeba odwołać się do danych statystycznych, bowiem mnożenie przygnębiających opisów nędzy nie posuwa nas ani o krok ku rozwiązaniu problemu. Szacunkowe dane o wysokości i podziale dochodu społecznego w Anglii od schyłku XVII do początku XX wieku zawdzięczamy pionierom statystyki. I choć są to jedynie oszacowania, to powinny być traktowane równie poważnie jak świadectwa literackie i informacje pochodzące ze źródeł opisowych.

Pionierem w tej dziedzinie był jeden z ojców współczesnej statystyki, heraldyk z hrabstwa Lancashire Gregory King. Bazując na danych zaczerpniętych z akt podatkowych, przedstawił w 1688 roku szacunkowy dochód narodowy Anglii. Kontynuatorem Kinga był Joseph Massie, który niemal 100 lat później (1760) opublikował broszurę skierowaną przeciw monopolowi cukrowemu. Dowodził, że monopol ten naraża konsumentów na straty. Podjął nawet próbę ich oszacowania. Aby to uczynić, musiał wpierw obliczyć dochód narodowy i ocenić zasady jego podziału. W początkach XIX wieku zbliżone szacunki opublikował Patrick Calquouhn, którym z kolei kierowała troska o podział dochodów korzystny dla warstw biedniejszych. Od połowy XIX stulecia dysponujemy obliczeniami autorstwa statystyków, opartymi na danych podatkowych. Jak się posłużyć tymi danymi?

Jak mierzyć podział dochodu

Istnieją dwie metody mierzenia nierównomierności w podziale dochodu społecznego. Pierwsza z nich ma charakter graficzny (krzywa Lorenza). Polega ona na wykreśleniu krzywej w połowie układu współrzędnych. Na osi poziomej (x) odkładamy zsumowaną, ujętą w procentach liczbę osób. Na osi pionowej (y) sumujemy wyrażony w procentach dochód narodowy. Efektem tych zabiegów jest krzywa przebiegająca w dolnej części wykresu pomiędzy dzielącą go na dwie części przekątną i dolną granicą układu współrzędnych. Im krzywa jest bardziej wygięta, tym podział dochodu jest mniej równomierny. W przypadku skrajnym (jeden ma wszystko, reszta nic) krzywa pokrywa się z dolnym i prawym brzegiem wykresu. W sytuacji pełnej równości krzywa zamienia się w linię prostą pokrywającą się z przekątną (stąd przekątną nazywa się linią równomiernego podziału).

Powierzchnię pomiędzy linią równomiernego podziału a krzywą Lorenza oznaczamy literą A, a powierzchnię poniżej krzywej literą B. Z tego, co powiedziano, wynika, że im większa jest powierzchnia A, tym nierównomierność podziału większa. Istnieje kilka metod obliczenia powierzchni A i B. Wszystkie one dają w rezultacie współczynnik koncentracji, zwany współczynnikiem Giniego (od nazwiska włoskiego statystyka). Współczynnik ten przybiera wartości od 0 (idealnie równy podział) do 1 (skrajna nierównowaga). Im bardziej krzywa wygięta, tym współczynnik bliższy 1.

...ciąg dalszy

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
MICHAŁ KOPCZYŃSKI0x01 graphic

0x01 graphic
2003-05-080x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic


Amerykańscy historycy Jeffrey Williamson i Peter Lindert poddali krytycznej analizie kolejne oszacowania dochodu narodowego, od Gregory'ego Kinga w 1688 roku poczynając, a na oszacowaniach z 1913 roku kończąc. Po dokonaniu koniecznych korekt okazało się, że dla danych z 1688 roku współczynnik Giniego wynosił 0,541. Dla połowy XVIII stulecia uzyskano rezultat 0,509, a dla początku XIX wieku 0,577. Tak więc w drugiej połowie wieku XVIII nierównomierność w podziale dochodu rosła. Utrzymywała się ona przez większość XIX stulecia. W 1867 roku współczynnik nadal wynosił 0,577, by potem zacząć powoli, acz systematycznie spadać. W 1880 roku mamy więc 0,538, w 1913 roku 0,502. Po drugiej wojnie światowej współczynnik spadł do 0,41 (1952), a w 1968 roku osiągnął minimalny poziom 0,37. Mowa tu cały czas o dochodach przed opodatkowaniem, a więc zmniejszania się wartości współczynnika nie da się wytłumaczyć wpływem opodatkowania progresywnego. Podatek progresywny, wprowadzony w Anglii przez Lloyda George'a, obniża dziś współczynnik Giniego jedynie o kilka setnych.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

Wytop stali w angielskiej fabryce

Co kryje się za tymi liczbami? Otóż w 1688 roku 5 proc. najbogatszych skupiało w swych rękach 27,6 proc. dochodu. W 1759 roku ich udział wzrósł do 31 proc. dochodu, w 1867 do 46,8 proc., a w 1880 do 49 proc. Dopiero w 1913 roku udział najbogatszych w dochodzie spadł do 44 proc. Pierwsza wojna światowa silnie uderzyła w największe fortuny. W 1929 roku najbogatsi gromadzili 33 proc. dochodu, w 1931 - 31 proc., a w 1947 - 24 proc., podczas gdy w 1978 roku ich udział wynosił już tylko 16 proc. Ciekawe rzeczy działy się też na dole drabiny dochodów. Otóż 40 proc. najuboższych w czasach Kinga dysponowało 11 proc. dochodu. Tymczasem w 1880 roku ich udział wzrósł do 15, a 1913 roku do 18 proc. Rosnące zyski najbogatszych w pierwszym okresie (do 1880) osiągane były więc kosztem uboższej połowy społeczeństwa, której udział w dochodzie aż do połowy XIX wieku spadał. Drugą grupą tracącą w pierwszej fazie industrializacji było środkowe 40 proc. ludności. Dostrzegali to Marks i Engels, dostrzegali i inni współcześni. Jak na złość, w dziesięcioleciach następujących po opublikowaniu przez Marksa I tomu Kapitału (1867) trend zaczął się odwracać. W trzydziestoleciu między 1880 a 1913 rokiem udział środkowych 40 proc. ludności w dochodzie społecznym zaczął rosnąć (o ponad 4 proc.), by w czasach współczesnych (1978) osiągnąć 41 proc. Marks zmarł w 1883 roku, Engels w 1895. Trudno powiedzieć, czy zdawali sobie sprawę z zachodzących procesów, w każdym razie było już za późno, by odwołać tezę o nieuchronnym upadku kapitalizmu wskutek postępującego rozwarstwienia w podziale dochodu społecznego.

Podobne zjawiska można zaobserwować w Stanach Zjednoczonych i innych krajach rozwiniętych. W USA udział 5 proc. najbogatszych w dochodzie narodowym był nawet niższy niż w Anglii (31 proc. w 1929 roku i 20 proc. w latach czterdziestych). Większe nierówności dochodowe w starej Anglii niż w amerykańskiej świątyni kapitalizmu brały się z silnej pozycji angielskiego ziemiaństwa. Znamienne, że w Anglii udział 5 proc. najbogatszych w dochodzie społecznym zaczął spadać u schyłku XIX wieku, a więc w epoce kryzysu agrarnego spowodowanego masowym importem do Europy zboża z USA. Lordom nie pozostało nic innego jak wyprzedaż ziemi. Tylko najbogatsi wiązali koniec z końcem dzięki czynszom z należących do nich gruntów w wielkich miastach. Książę Malborough posiadał Grosvenor i znaczą część West Endu w Londynie, a książę Bedford - Covent Garden. Dziś ponad połowa Brytyjczyków posiada nieruchomość (zwykle dom), podczas gdy w latach siedemdziesiątych XIX wieku stać na to było tylko 1/7 populacji. Z kolei książę Bedford musiał już ponad trzydzieści lat temu otworzyć w Woburn Abbey imitację Disneylandu, by zdobyć środki na zapłacenie podatku od nieruchomości.

Krzywa Kuznetsa

Trend ku bardziej równomiernemu podziałowi dochodu społecznego, zarysowany w ostatnich 130 latach, jest wyraźny. Ponieważ wszystkie podawane tu liczby dotyczą danych przed opodatkowaniem, rola państwa nie jest pierwszorzędna. Należy więc zapytać, jakie czynniki sprzyjają wyrównaniu różnic dochodowych, a jakie różnice te powiększają. Jeśli idzie o te ostatnie, to najważniejszym jest koncentracja oszczędności. W USA w latach pięćdziesiątych XX stulecia dwie trzecie wszystkich oszczędności przypadało na 5 proc. najbogatszych, a 90 proc. ludności nie posiadało w ogóle odłożonych kapitałów.

...ciąg dalszy

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
MICHAŁ KOPCZYŃSKI0x01 graphic

0x01 graphic
2003-05-080x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic


Dlaczego więc zróżnicowanie dochodowe społeczeństwa nie rośnie, lecz zachowuje się wręcz przeciwnie? Otóż jeszcze potężniejsze siły działają w kierunku przeciwnym. Wyrównaniu dysproporcji sprzyja wolny rynek i innowacyjność gospodarki. Na naszych oczach powstają nowe gałęzie przemysłu i usług. Branża komputerowa i cały sektor informatyczny w latach osiemdziesiątych XX wieku, telefonia komórkowa w latach dziewięćdziesiątych to współczesne odpowiedniki dawnego przemysłu chemicznego, naftowego, samochodowego i elektrotechnicznego. Kreują one nowe fortuny i dają pracę tysiącom ludzi. I to ludzi, którzy nie są wyłącznie dodatkami do maszyn, jak sądzili Marks i Engels. Nowe, bardziej zaawansowane technologicznie gałęzie gospodarki wymagają od siły roboczej wyższych kwalifikacji. Ich zdobycie jest dla jednostki inwestycją, a dla pracodawcy oznacza konieczność lepszego wynagradzania pracowników. Tak więc na miejscu dawnej klasy średniej - rzemieślników czy kramarzy - powstaje nowa: inżynierowie i technicy. Rewolucja przemysłowa to nie tylko izolowane fabryki. Fabryki te lokowano w miastach, które przeżyły w XIX wieku prawdziwą ekspansję. Koncentracja ludności wcześniej czy później wymusiła rozwój usług. Sektor ten tworzyli zawsze prawnicy, menedżerowie, inżynierowie, urzędnicy. Na niższym piętrze kwalifikacji stali szewcy, krawcy i fryzjerzy. W miastach, gdzie podział pracy jest rzeczą naturalną, mało kto sam szyje ubrania, buty czy się strzyże. Ludność miejska musi być zaopatrywana w żywność - stąd zapotrzebowanie na kierowców, sprzedawców, hurtowników. Ludzie ci przybyli w większości ze wsi. Burżuazja - piszą Marks i Engels - stworzyła ogromne miasta, zwiększyła w wysokim stopniu liczbę ludności miejskiej w porównaniu z wiejską i wyrwała w ten sposób znaczną część ludności z idiotyzmu życia wiejskiego. Naczelną cechą życia wiejskiego był nie tyle idiotyzm, ile bieda. Bieda wiejska mniej rzucała się w oczy niż w slumsach przemysłowych miast, ale z pewnością nie mniej doskwierała.

Teoretyczny model opracowany przez amerykańskiego ekonomistę Simona Kuznetsa ukazuje, jak wraz z przechodzeniem od mniej rozwarstwionej, ale biedniejszej wsi, do bardziej rozwarstwionych, ale za to bogatszych miast, stopniowo zmniejsza się nierównomierność w podziale dochodu w skali całego społeczeństwa. W każdym z rozpatrywanych przezeń wariantów udział najbogatszych 5 proc. ludności w dochodzie początkowo rośnie, by od pewnego momentu zacząć spadać. Następuje to z reguły w chwili, gdy ludność wsi spadała poniżej 50 proc. populacji. Im większa dysproporcja dochodów pomiędzy wsią a miastem, tym szybciej dochodzi do relatywnego wyrównania dochodów, i to mimo że miasta są z natury środowiskiem sprzyjającym większemu rozwarstwieniu. Napływająca do miast ludność stopniowo zdobywa status klasy średniej, zaprzeczając tym samym marksistowskiej wizji nieuchronnego podziału na burżuazję i proletariat. Rozumowanie Kuznetsa potwierdza się na przykładzie. Przedstawione na wykresie 2 wartości współczynnika Giniego z poszczególnych lat układają się w początkowo rosnącą, a potem opadającą krzywą, ochrzczoną od imienia swego twórcy krzywą Kuznetsa. Industrializacja wywołuje przez prawie dwa pokolenia wzrost nierównomierności w podziale dochodu, w przypadku angielskim przyspieszone i pogłębione w epoce wojen napoleońskich. Jest to jednak zjawisko przejściowe. Krzywa zaczyna bowiem opadać, zwiastując bardziej egalitarny podział zasobów społecznych.

Patrząc na współczesne dane dotyczące koncentracji dochodu społecznego, widzimy wyraźnie, że w krajach wysoko rozwiniętych jest ona mniejsza niż w państwach gospodarczo zacofanych. W Niemczech w 1973 roku współczynnik Giniego wynosił 0,396, we Francji 0,416, w Japonii (1969) 0,335, w USA 0,404. Tymczasem w Meksyku w 1964 roku wartość współczynnika wynosiła 0,567, w Brazylii (1970) 0,500, w Indiach 0,428, a w Republice Południowej Afryki 0,563. Problemem tych ostatnich krajów było nie tylko zacofanie gospodarcze, ale i niestabilność polityczna wywołana brakiem klasy średniej, która, zupełnie jak bogate chłopstwo w XIX stuleciu, jest dziś podporą racjonalnych rządów.

Kto zyskał, kto stracił

Zdaniem George'a Bernarda Shawa socjalizm to rewolta przeciw podziałowi dochodu, który zatracił moralne uzasadnienie. Stan ten, jego zdaniem, Wielka Brytania osiągnęła w XIX wieku, gdy dysproporcje stały się monstrualne. W tym twierdzeniu jest sporo prawdy. Wszak płace realne białych kołnierzyków w pierwszym półwieczu rewolucji przemysłowej wzrosły o 400-500 proc., podczas gdy robotników tylko o 69 proc. Średnia długość życia arystokratów pomiędzy 1751 a 1851 rokiem podniosło się z 41,5 do 54,1 roku, podczas gdy wzrost dla ogółu populacji wyniósł tylko 2,9 roku (z 36,6 do 39,5). Przy takich dysproporcjach łatwo zaciera się obraz faktyczny, na którym ci, którzy skorzystali z dobrodziejstw rewolucji przemysłowej, byli liczniejsi od tych, którzy na niej stracili, i liczba tych pierwszych stale rosła.

Mówią Wieki nr 4/2003



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
20 widmo komunizmu pdf
Bariery komunikacyjne Artykul
Inne rodzaje komunikacji Artykul
Komunikacja interpersonalna Artykul 4 id 243558
Piktogramy jako system komunikacji pozawerbalnej Artykul
Piktogramy jako system komunikacji pozawerbalnej, Artykul
Uczniowie z zaburzeniami komunikacji językowej Moduł 3 – artykuł
RECENZJA „Od komunizmu do ” to tytuł artykułu Antoniego Z Kamińskiego
Slogan w komunikacie reklamowym Artykul

więcej podobnych podstron