- Szef będzie bardzo niezadowolony, jeśli nie zrobię tego sprawozdania do poniedziałku - jęczał tato, robiąc sobie kolejną kawę.
- Zdaje mi się, że powinieneś chwilę odpocząć - stwierdziła mama, patrząc z niepokojem na jego zaczerwienione ze zmęczenia oczy.
- Wiesz dobrze, że jak się położę, to natychmiast zasnę, a przede mną jeszcze ho, ho... Jeśli nie skończę, czeka mnie niedziela przy komputerze.
- I nie pójdziesz z nami do kościoła?
- Gosia wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Oczywiście, że pójdę - uspokoił ją tato.
- A rowery? - upomniał się Mateusz.
- Z tym może być problem.
- Ksiądz mówił, że niedziela ma być dla Pana Boga i dla rodziny
- Mateusz był nieugięty.
- Wiem - westchnął tato. - Dlatego próbuję to skończyć.
- To my będziemy cichutko jak myszki - obiecała Gosia.
Dzieci dawno już spały, gdy tato wstał od biurka.
- Jesteś wielki! Boję się tylko, czy po tej podwójnej kawie uda ci się zasnąć - szepnęła mama z podziwem. Jej obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Rano Mateusz snuł się po domu z kwaśną miną. Nawet ulubiona pasta jajeczna na śniadanie nie zdołała poprawić mu humoru. Dopiero gdy tato sięgnął po mapę i zaczął się zastanawiać nad trasą wycieczki, ożywił się.
- Naprawdę pojedziemy? - zawołał.
- Przecież obiecałem - uśmiechnął się bohater dnia.
Zaraz po Mszy św. wyruszyli. Po chwili ulica zmieniła się w polną drogę, otoczoną zielonymi łąkami, polami i zagajnikami. Pod lasem urządzili mały piknik, a tata z przyjemnością rozciągnął się na kocu.
- Ale było super! - podsumowały bliźniaki, gdy rowery wylądowały z powrotem w piwnicy.
- Fajnie, że jest niedziela.
Ewa Stadtmüller