Jedrzej Giertych Krytyka ONR


JĘDRZEJ GIERTYCH

KRYTYKA O.N.R

(FRAGMENT KSIĄŻKI „O WYJŚCIE Z KRYZYSU” - WARSZAWA 1938)

Najbardziej wyczerpującego wyjaśnienia wymaga nasz stosunek do tak zwanego Obozu Narodowo-Radykalnego (O.N.R.). Ugrupowanie to, podzielone już dziś zresztą na kilka zwalczających się wzajemnie odłamów, powstało, jako odszczepieństwo od obozu naszego, w wyniku słynnego rozłamu w naszych szeregach, który dokonywał się w samym końcu 1933 roku, a stał się wiadomy szerszemu ogółowi w początkach 1934 r.

Na temat rozłamu tego panuje w dość licznych odłamach opinii kraju szereg jaskrawych nieporozumień. Dość szeroko rozpowszechnione jest przeświadczenie, że odeszły wówczas od Obozu Narodowego żywioły tęższe i energiczniejsze, zrażone „niedołęstwem endecji”. Oraz, że żywioły te miały postawę wyraźniej antyżydowską, niż Obóz Narodowy.

I jedno i drugie jest jaskrawą nieprawdą. Rozłam ów był gremialnym odejściem od Obozu Narodowego właśnie żywiołów oportunistycznych i filisterskich, - owego typu przejściowego, o którym pisałem w jednym z rozdziałów książki „O wyjście z kryzysu”, a który poprzedził sformowanie się narodowej młodej generacji. Pozorny wybuch wielkiej aktywności politycznej O.N.R. w pierwszych miesiącach jego istnienia to był po części paroksyzm zniecierpliwienia ludzi, którzy na prowadzenie walki wytrwałej i uporczywej, wymagającej zimnej krwi, mieli za słabe nerwy, a po części nawet zwykłe licytowanie się demagogiczne, celem przeciągnięcia - w okresie fermentującego jeszcze rozłamu - „dołów” organizacyjnych naszego obozu na swoją stronę.

Jeszcze większym nieporozumieniem jest przypisywanie Obozowi Narodowo-Radykalnemu zajmowania przezeń bardziej antyżydowskiej, niż Obóz Narodowy postawy. Dopóki rozłam dojrzewał za kulisami, założyciele O.N.R. wytrwale szermowali argumentem, że Dmowski nie wiadomo po co i na co rozpętał ruch antyżydowski, przez co zwalił nam na łeb nowy kłopot i odciągnął nas od walki na naszym głównym froncie - walki z sanacją. Jedną z przyczyn rozłamu - i to jedną z głównych przyczyn - było to, że późniejsi twórcy O.N.R. domagali się złagodzenia kursu antyżydowskiego w naszym obozie, na co Dmowski i my, ,,dmowszczycy”, nie mogliśmy się zgodzić. W kilka miesięcy później było to nie lada widowisko dla nas, wiedzących, co się rozegrało poza kulisami, widzieć, jak ci sami ludzie, pod naciskiem „dołów” organizacyjnych i wobec konieczności pozyskiwania ich demagogią, zmuszeni byli rzucać się - wśród demagogicznego zgiełku - w wir walki z Żydami.

O.N.R. — to nie jest dobre środowisko. Jest w nim jakiś rys nieodpowiedzialności w ustosunkowaniu się do spraw publicznych, który czyni z tego środowiska wyjątkowo złą szkołę dla dojrzewających działaczy i polityków. Francuski dziennikarz d'Ormesson napisał kiedyś, z okazji śmierci króla Alberta belgijskiego, słowa następujące: ,,Albert I, to był człowiek na serio. Oto słowo, które wyjaśnia wszystko. On był sumieniem, wcielonym w króla - i to właśnie czuł jego lud i wszystkie inne ludy. Gdyż lud - to jest rzecz na serio. Życie - to jest rzecz na serio. Praca - to jest rzecz na serio. To są rzeczy na serio - zarabiać na chleb, orać ziemię lub posługiwać się narzędziem rzemieślniczym, wychowywać dzieci, walczyć z chorobą, z doświadczeniami losu, ograniczać swe konieczne wydatki aby odłożyć oszczędności na zabezpieczenie dni starości. Wierzcie mi, szerokie masy mają głęboką intuicję. One umieją odróżnić, kto posiada to poczucie spraw na serio, a kto go nie posiada”. Otóż O.N.R. to jest ugrupowanie, któremu brak jest poczucia co to są sprawy na serio. Patrząc na działalność O.N.R. i jego ,,wodzów”, ma się naprzemian wrażenie, że się widzi dzieci bawiące się w dorosłych ludzi - w politykę i działalność publiczną - to znów aktorów, wciąż spoglądających w lustro i myślących nie o tym, jaką każdy ich czyn i gest ma wartość rzeczywistą, ale o tym, jak wygląda i jakie robi wrażenie.

Zasadniczym rysem wszystkiego, co O.N.R. robi i mówi jest blaga, jest tromtadracki frazes, jest nieprawdopodobne samochwalstwo. Ludzie, kształtujący się w tej atmosferze, chcąc stać się ludźmi na serio, będą musieli włożyć ogromny i wieloletni wysiłek w wyzwolenie się z nałogu robienia wszystkiego na efekt i na pokaz, myślenia i mówienia o każdej rzeczy w stylu upiększających superlatywów, okrywania każdej prawdy warstwą zakłamanego frazesu. Prawdziwa, rzetelna działalność publiczna - to jest właśnie branie się za bary z niezafałszowaną rzeczywistością - to jest docieranie, poprzez zasłony pozorów, złudzeń, frazesów i kłamstw, do prawdziwego jądra każdej sprawy. Środowisko, które wychowuje typ ,,działacza” mającego akurat odwrotną postawę, jest na arenie życia publicznego zjawiskiem wysoce szkodliwym.

Ale O.N.R. ma jeszcze i inne wady. Charakterystycznym jego rysem jest cynizm w doborze metod i środków działania i jest zakłamanie - tym razem już nie blagierskie, ale zupełnie rozmyślne. Kierownictwo polityczne O.N.R. - najwidoczniej uważając metody sanacyjne za wzór „mądrości stanu” i świadomie przyswajając sobie system działania swoiście „macchiavelski” - traktuje kłamstwo, nawet najbardziej bezceremonialne, jako normalne i zupełnie dopuszczalne narzędzie działania. Rozmijanie się z prawdą, nierzetelność, nielojalność, konspiracyjne strojenie się w cudze piórka, uroczyste zapewnianie, że się jest czymś innym, niż się jest w rzeczywistości, niedotrzymywanie słowa, niedochowywanie zaciągniętych zobowiązań, - to są rzeczy, które tak już weszły w krew „politykom” z O.N.R., że mając z nimi do czynienia, jest się skłonnym do nieustannego patrzenia im na palce i posądzania ich - w myśl przysłowia o ,,dmuchaniu na zimne” - o nieuczciwe zamiary nawet wówczas, gdy nic złego nie knują. Cóż to za szkoła deprawacji dla młodych politycznych działaczy! - Bardzo to przestarzały pogląd. że polityka jest czymś z natury brudnym i musi być prowadzona brudnymi metodami. Ta polityka, jakiej dziś kraj potrzebuje, to musi być nieodzownie polityka czysta i uczciwa - oparta o te same zasady uczciwości, lojalności i honoru, które obowiązują w życiu prywatnym.

Obecnie O. N. R. schodzi wyraźnie na manowce, - politycznie i moralnie stacza się po równi pochyłej w dół.

Dochodzi on stopniowo do jawnego zaprzeczenia wszystkiego tego, co z takimi hałasem głosił. A przede wszystkim - z ugrupowania „rewolucyjnego” zamienia się na ugrupowanie oportunistyczne i czepiające się klamki rządu oraz z demonstracyjnie antysanacyjnego na stopniowo się w morzu sanacji rozpływające.

Oczywiście, tak jak w każdym środowisku, są w O.N.R. ludzie różni - i lepsi i gorsi. W „dołach” organizacyjnych O.N.R. jest nawet dość dużo wartościowego i tęgiego materiału ludzkiego, który poszedł za hasłem rozłamu, równie fałszywie oceniając przywódców O.N.R. i ich politykę, jak pierwotnie Kmicic politykę Janusza Radziwiłła. Szkoda wielka, że ten materiał ludzki się w szeregach O.N.R. wypacza i demoralizuje - ale należy mieć nadzieję, że nie zmarnieje on tam bez reszty i że z wielu z pośród tych ludzi Polska będzie jeszcze mogła mieć pożytek. Rozłam z 1933 i 1934 roku był istotnie czymś w rodzaju samorzutnego procesu selekcyjnego, który mniej wartościowe pierwiastki z Obozu Narodowego usunął, tworząc z nich O.N.R., mający w swoim gatunku ludzkim przewagę typu „paniczyka”, wielkomiejskiego blagiera, umiejącego się zdobyć na wygłaszanie efektownych i pełnych patosu frazesów, ale nie zdolnego do realnego czynu i do rzeczywistych ofiar - trzymającego się wielkich miast - unikającego zetknięcia z ludem - spragnionego wygody i dobrobytu. — Ale jest faktem, że przyplątało się do O.N.R. również i sporo materiału wartościowszego. A zresztą, również i ów typ ,,paniczyków” nie jest z gruntu zły: przy umiejętnym zużytkowaniu go, mógłby niejedno zadanie pożytecznie spełnić. Lecz niestety, wartość organizacji politycznej mierzy się przede wszystkim wartością jego polityki i jego kierownictwa, a dopiero potem jego ,,dołów” organizacyjnych.

Aby zresztą oddać „co cesarskie cesarzowi”, gotów jestem przyznać, że twórcy i przywódcy O.N.R. nie zasługują na same tylko gromy potępienia. W ich akcji na przełomie 1933 i 1934 roku było jądro słuszności (co prawda, nie ma chyba ludzkiej akcji, w której nie byłoby jakiegoś jądra słuszności) - tylko, że oni poszli w tej akcji za daleko. Obóz Narodowy istotnie przeżywał wówczas pewien kryzys, - dążenie do jego zreformowania, do dania w nim większego głosu żywiołom młodszym, do zredukowania w nim roli jednostronnych działaczy parlamentarnych, było dążeniem słusznym. Już po rozłamie - gruntowne przekształcenie struktury wewnętrznej Obozu Narodowego w tych właśnie kierunkach istotnie nastąpiło. Wartościowsi ludzie w O.N.R. chętnie przypisują zasługę tej reformy rozłamowi. „Myśmy przegrali, musieliśmy odejść - powiadają - ale wstrząs, wywołany naszym czynem był tak wielki, że spowodował on w waszych szeregach dobroczynny przewrót”. Ja, co prawda, mam na tę sprawę pogląd inny. Uważam, że exodus O.N.R.- owców nie przyspieszył, ale opóźnił reformę, bo osłabił siłę liczebną „młodych” w szeregach naszego obozu, a ponadto młodą generację skompromitował, stawiając pod znakiem zapytania jej dojrzałość i jej wierność wobec idei narodowej. Jeżeli powstanie O.N.R. przyniosło jakiekolwiek pomyślne skutki Obozowi Narodowemu, to zdaniem moim, raczej tylko ten, że oczyściło Obóz Narodowy z żywiołów mniej wartościowych, a tym samym umożliwiło objęcie w nim z czasem władzy nie przez pierwszych lepszych młodych, ale przez najtęższych młodych. Ale nie chcę zasłużyć na zarzut jednostronności w ocenie O.N.R., uważającego mnie za jego zacietrzewionego przeciwnika - i przyznaję, że w powstaniu O.N.R. odegrały rolę nie tylko osobiste ambicje kandydatów na ,,wodzów”, nie tylko niecierpliwość i słabe nerwy ludzi, którzy nie umieli działać wytrwale, z zaciśniętymi zębami i z zimną krwią i spragnionych choćby bezsensownego, ale natychmiastowego czynu, - ale również i pierwiastek intencji uczciwych i zdrowych. Ale dobrymi chęciami, jak wiadomo, piekło jest wybrukowane.

Czy odsetek owych dobrych chęci, zarówno jak rozsądnie wysnutych wniosków z oceny sytuacji był przy dokonywaniu rozłamu większy, czy mniejszy - to nie ma znaczenia. Rzeczą istotną jest to, że w sumie rozłamowcy poszli w złym kierunku, że polityka ich była i jest polityką szkodliwą i że sformowane przez nich środowisko jest środowiskiem, nie mającym dobrej atmosfery. I dla tego mamy i musimy mieć na O.N.R. (choć niekoniecznie na wszystkich O. N. R.-owców) pogląd negatywny.

Pewne objawy, towarzyszące powstaniu O.N.R., od pierwszej chwili nasuwały mi na myśl podejrzenie, że w powołaniu tej organizacji do życia maczała palce masoneria. Parokrotnie dałem temu publicystycznie wyraz. W miarę upływu czasu, to podejrzenie nie słabnie we mnie, ale się utrwala. Oczywiście, nie mam na to żadnych dowodów, - intuicyjnie tylko to wyczuwam, - ale to jest moje najgłębsze przekonanie, że gdyby nie inspiracja masońska, rozłamu z lat 1933/34 nie byłoby. Nie znaczy to zresztą, bym pomawiał o przynależność do masonerii poszczególnych „wodzów” O.N.R. - Uważam, że wpływ masonerii mógł się wyrazić w formie pośredniej, - przez oddziałanie na pewnych ludzi z zewnątrz, rozkołysanie ich ambicji, wzbudzenie w nich defetyzmu, podsycenie nurtujących w nich nastrojów niezadowolenia i przesadnego krytycyzmu itd.

Wszystko, co powiedziano wyżej odnosi się do O.N.R. jako całości. Dzisiaj rzeczy stoją już jednak w ten sposób. że O.N.R. nie jest już formacją jednolitą.

Wielkie obozy polityczne mają tę cechę wspólną z wielkimi kościołami, a przede wszystkim z Kościołem Katolickim, że cokolwiek od nich odchodzi - idzie następnie w przeważnej części na manowce. Tak jak odszczepieństwa religijne od Kościoła katolickiego kończą się najczęściej wykolejeniem moralnym, a poza tym wpadnięciem w błędne koło coraz większego, sekciarskiego rozbicia - tak i odszczepieństwa od Obozu Narodowego prowadzą wszystkie po kolei (a było ich już w ciągu pół wieku kilkanaście!) do wykolejenia politycznego, do zaprzeczenia swoim pierwotnym założeniom ideowym, do coraz jaskrawszego sprzeniewierzania się idei narodowej i dostawania się w orbitę wpływu masonerii i marksizmu - a wreszcie do sekciarskiego rozproszkowania.

Również i O. N. R., nie tylko że się wykoleił politycznie i moralnie, od postawy antysanacyjnej przechodząc do rozpływania się w szeregach sanacji i od ,,rewolucyjnego” nieprzejednania do jaskrawego oportunizmu, - nie tylko, że zgubił po drodze wiele z założeń ideologii narodowej, - ale ponadto rozłupał się na szereg walczących z sobą grup i grupek.

Najważniejsze z nich - bo rozporządzające pewną siłą - są dwie: grupa ,,ABC” i grupa „Falangi”. Grupy te wsławiły się w roku 1937 dłuższym okresem prowadzonej między sobą istnej wojny domowej, czy też „vendetty” polegającej na kolejnych napadach wzajemnych na swoje lokale i swoich działaczy, - napadach, w których łamano sobie wzajemnie kości, zadawano sobie ciężkie rany postrzałowe, powodowano pęknięcia czaszki. Obie te grupy tak już daleko od siebie pod względem oblicza politycznego i ideowego odeszły, że trzeba się zająć każdą z nich z osobna.

Grupa „ABC” - to jest jakby bardziej filisterski i nieco zarażony światopoglądem materialistycznym Obóz Narodowy. Jeśli idzie o hasła i idee, które grupa ,,ABC” głosi - nie są one w gruncie rzeczy niczym innym, niż pewnym spłyceniem i zwulgaryzowaniem haseł i idei narodowych. Gdyby to, co się publicznie głosi, było wszystkim - grupa ,,ABC” byłaby czymś tak zbliżonym do Obozu Narodowego, że trzeba by ją uznać po prostu tylko za jego odcień. Niestety jednak, w polityce ma znaczenie nie tylko to, co się głosi. Ma również znaczenie wykonanie, i myśli ukryte, i właściwości intelektu oraz charakteru głoszących dane hasła ludzi. Ze wszystkich grup O.N.R. - grupa „ABC” jest grupą najbardziej oportunistyczną i pozbawioną charakteru, a zarazem, wobec dysproporcji między jej zdolnością do czynu a patosem jej haseł i wielkością jej ambicji (zresztą, stopniowo po drodze zatrącanych), najbardziej „tromtradracką”, i blagiersko-zakłamaną. Obok tego, brak trwałego a jednolitego zespołu kierowniczego na jej czele sprawia, że jej polityka jest wiecznym, hamletowskim wahaniem się między rozmaitymi ewentualnościami bez decydowania się, w żadnej sprawie na jakiś stanowczy krok. Grupa ta nie ma odwagi pójść do Canossy, uznać swój błąd odszczepieństwa i powrócić na łono Obozu Narodowego. Nie ma również odwagi, w sposób wyraźny i stanowczy połączyć się z sanacją. Iść zaś naprawdę samodzielnie nie potrafi. Jest pod każdym względem grupą bez określonego pionu i bez świadomości, czym ma być, do czego ma dążyć i czego ma pragnąć.

Z drugiej strony, fakt, że jej hasła, to są na ogół hasła narodowe, sprawia, że w jej „dołach” organizacyjnych, biorących na serio to, co w ustach „góry” jest tylko tromtadrackim frazesem, atmosfera jest nieraz prawie całkiem narodowa. W grupie „ABC” jest mnóstwo ludzi, których znajdowanie się poza obrębem Obozu Narodowego jest po prostu nieporozumieniem. Ludzie ci prowadzą nieraz - na rozmaitych polach życia publicznego - zupełnie narodową robotę (np. walkę z Żydami itd.).

Nasza postawa wobec grupy „ABC” jest wobec tego postawą negatywną (z odcieniem braku szacunku) wobec tej grupy jako organizacji i kierunku, zarówno jak wobec jej „góry” organizacyjnej, jest natomiast postawą przyjazną wobec niektórych przynajmniej zespołów w jej „dołach”.

Grupa „Falangi” jest od nas już i pod względem idei dalsza. Jej światopogląd jest w gruncie rzeczy materialistyczny. Wyobraża ona sobie świat i społeczeństwo w sposób mechaniczny, - pojęcie organiczności narodu i życia narodowego jest jej zupełnie obce. Jest ona pod wielkim urokiem systemów politycznych i ekonomicznych, chcących urządzić świat, jak jedną wielką maszynę. Niektórzy z członków tej grupy rozczytują się w Marksie i w Leninie i są przejęci wielkością i potęgą ich koncepcji, które odrzucają, lecz których urok mimo to na nich działa. Sprawy, które Obóz Narodowy wysuwa na plan pierwszy w swej dzisiejszej akcji: odrodzenie moralne społeczeństwa, obudzenie sił żywotnych narodu, rozwiązanie sprawy żydowskiej, przebudowa struktury społecznej i ekonomicznej Polski itd., są dla grupy „Falangi” z reguły rzeczami drugorzędnego znaczenia. Rzeczą główną jest dla „Falangi” - zagadnienie władzy i przebudowa ustroju w duchu „mechaniczno-totalistycznym”.

Ważnym rysem „ideologii” „Falangi” jest jej świadomy cynizm. Dla grupy tej „cel uświęca środki”. A że i cel jej zarysowany jest w gruncie rzeczy dość mglisto, sprowadzając się właściwie tylko do jedynej rzeczy: dążenia do zdobycia władzy (ale w imię czego?) - więc nie ma takiej wolty, nie ma takiego posunięcia taktycznego, na które grupa „Falangi” by się nie zdobyła.

Rysem, który musi do „Falangi” zrazić każdego człowieka. mającego instynkty, urobione przez cywilizację łacińską, jest jej nieokiełznana, nie znająca żadnych granic, żadnej miary, żadnych uwarunkowań ambicja. To ambicja, - ambicja sprawowania władzy, znajdowania się na szczycie drabiny społecznej, rzucenia sobie społeczeństwa pod nogi, - a nie chęć podźwignięcia kraju, urządzenia go w myśl pewnej ideologii itd., jest istotnym motorem działalności grupy „Falangi”. Wyrażając się obrazowo, możnaby powiedzieć, że gdyby dać grupie „Falangi” alternatywę, że albo Polska będzie silna i szczęśliwa, ale grupa „Falangi” nie będzie w niej nic znaczyć, albo też, że naród polski przejdzie przez cały szereg nieszczęść, ale za to dyktatorską władzę w Polsce sprawować będzie „Falanga” - to „Falanga” wybrałaby tę drugą ewentualność. Oczywiście, postawa wobec własnej ojczyzny, która choćby tylko w jaskrawej karykaturze da się w podobny sposób przedstawić, nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem. Nie jest to postawa narodowa, ani nawet polska, lub w ogóle europejska, - ale coś, co jest odbiciem jakichś bardzo obcych nam, turańskich bodaj, pojęć i ideałów.

„Falanga” nie jest, w gruncie rzeczy, ugrupowaniem nacjonalistycznym. Nie jest również zgoła ugrupowaniem katolickim. Grupa „ABC” jest mniej narodowa i mniej katolicka, niż Obóz Narodowy, - natomiast „Falanga” wcale nie jest narodowa ani katolicka. To sprawia, że ugrupowanie to jest nam obce z gruntu. Ma ono jeszcze i inną właściwość, która zmusza nas do oceniania go w sposób zdecydowanie negatywny. Cechą jego jest niesłychanie niski poziom intelektualny jego koncepcji.

Podstawowym warunkiem wszelkiej działalności publicznej jest - zabieranie się do niej w sposób rozumny. To znaczy, zarówno ze zdrowym, chłopskim rozsądkiem, z realizmem, który ma podstawę w gruntownej znajomości praktycznego życia i jego rzeczywistych potrzeb - jak z należytym zasobem wiedzy teoretycznej i ogólnej, pozwalającym na oderwanie się od sugestii, jaką wywiera codzienne mrowie drobnych problematów powszednich i na spojrzenie na życie narodu i państwa z szerszej perspektywy. Polityka - to musi być rzecz, mająca w sobie zarówno szeroki oddech wielkiego rytmu historii, jak i chłopską, gospodarską praktyczność, która nigdy nie pozwala na oderwanie się od twardego gruntu realnego życia i na uwikłanie się w utopijne doktrynerstwo. Musi ona zarówno mieć kościec wielkiej idei (i wielkich historycznych celów}, jak i elastyczność, uwarunkowaną tym, że życie jest skomplikowane, że wszelkie życiowe problematy są skomplikowane, i że wszelka praktyka jest zawsze o wiele mniej prosta i prostolinijna, niż teoretyczna myśl.

Otóż doktrynerstwo „Falangi”, prymitywizm i uproszczona prostolinijność jej koncepcji, utopii, niezrozumienie realnych warunków egzystencji państwa, narodu i społeczeństwa, są po prostu bezprzykładne i przekraczają pod tym względem chyba wszystko, co w jakimkolwiek środowisku w Polsce możnaby znaleźć. Jest w tym wszystkim sporo sprytu i sporo agitacyjnej zręczności, dzięki czemu rzeczy te nieraz „biorą” półinteligenckie, niedowarzone umysły - ale jakaż w tym jest zarazem bezprzykładna nieodpowiedzialność, jakiż brak owego pierwiastka „na serio” w traktowaniu rzeczy tak poważnych i trudnych, jak sprawy życia narodowego! A przy tym, z jakimże tupetem, z jakiem niezachwianym przeświadczeniem o własnej nieomylności, z jak chorobliwą zarozumiałością to wszystko jest głoszone! - Z takich ludzi prawdziwych polityków nie będzie.

Trzeba zresztą przyznać, że grupa „Falangi” ma też i pewne zalety. Zaletą jej, w porównaniu do grupy „ABC”, są niewątpliwie mocniejsze charaktery. Materiał ludzki w grupie „Falangi” jest niewątpliwie dość tęgi. Nie brak im jest i pierwiastka woli, i umiejętności zwalczania przeciwności, i inicjatywy, i energii, i ofiarności, i odwagi. Organizacja, jaką zdołali wytworzyć, jest dość sprawna i stanowi dość dobre narzędzie politycznego działania. Istnieją dziedziny działalności organizacyjnej (a także agitacyjnej itd.), w której „Falanga”, mimo swej słabej siły liczebnej, zdała egzamin sprawności na ogół pomyślnie. Gdyby rozłam 1933/34 roku (a także i poprzednio, nielojalna wobec Obozu Narodowego postawa ich zwierzchników, późniejszych członków grupy „ABC”) nie były ich zdemoralizowały i wykoleiły, - gdyby przeszli oni porządną szkołę politycznego wychowania w Obozie Narodowym, w jego dyscyplinie organizacyjnej, w łożysku jego działalności publicznej, w ryzach jego szkoły myślenia, - wyrośliby z nich zapewne tędzy ludzie, z których Polska miałaby rzetelny pożytek. Obawiam się jednak, niestety, że ich wykolejenie jest już nie do naprawienia. Nabrali oni już tylu nieuleczalnych wad umysłowych i - zwłaszcza - moralnych, że chyba tylko nieliczne jednostki z pośród nich zdołają wrócić do należytego pionu.

Autor niniejszych słów jeszcze bardzo niedawno nie był pozbawiony nadziei, że wady grupy „Falangi” są czymś tylko przejściowym. To jest, że w miarę przybywania lat członkom i „wodzom” tej grupy - z reguły bardzo młodym - zdołają oni dojrzeć i pogłębić się, a wskutek tego zarówno wyzbędą się swej, będącej częstą chorobą młodzieńczego wieku zarozumiałości i przekonania, że dopiero od nich świat się zaczyna, jak zrozumieją, że ich „programy” i „koncepcje polityczne” są niedowarzone i naiwne i muszą być odrzucone. Nie jest to - ze strony ludzi młodych - żadną zbrodnią, że mają poglądy niedojrzałe i że wyobrażają sobie, iż cały świat na opak przewrócą. Na podobne „zbrodnie” można się zapatrywać pobłażliwie: jeżeli tylko mają oni charaktery, jeżeli nad sobą pracują - szybko z tych „zbrodni” wyrosną, nabiorą rozumu i umiaru - i będą z nich tędzy ludzie. Wyobrażałem sobie jeszcze niedawno, że z grupy „Falangi”, po okresie światoburczego jej miotania się w działaniu praktycznym i niedołężnego „ząbkowania” w dziedzinie myśli politycznej, - po pewnym utemperowaniu się, - wyrośnie jeszcze zespół ludzi tęgich i cennych, którzy bądź powrócą do Obozu Narodowego, bądź poza jego ramami będą pożytecznie Polsce służyć.

Niestety, dzisiaj coraz bardziej to już uważam za złudzenie. Ożywiona „działalność” Falangi w ostatnim okresie odsłoniła oblicze tej grupy w całej pełni i pozwoliła w niej odkryć to, co było niedostatecznie widoczne poprzednio. Tym ludziom brak jest właśnie pewnych, nieodzownych w życiu publicznym, walorów moralnych. Chodzi im głównie o własną ambicję, o własne wywyższenie, - a nie o Polskę. Wobec ojczyzny mają postawę pogromców, a nie pełnych pokory i wiernego oddania synów i sług. Nie mają oni żadnych zasad, żadnego stałego pionu ideałów, ukochań i norm etycznych. W dodatku, wcale nad sobą nie pracują: wobec tego, wcale nie ma nadziei, by się pogłębili intelektualnie i zaniechali swych niedowarzonych, pachnących marksowskim „totalizmem” i bezdusznym zmechanizowaniem utopii.

Wobec tych wad natury zasadniczej, jest już okolicznością drugorzędną fakt, że mają oni na sumieniu kilka dużych win i błędów politycznych o charakterze przemijającym.

Jednym z głównych kierunków, w których znajduje ujście energia „Falangi”, są próby siania zamętu w Obozie Narodowym. Ambicją „Falangi” jest mieć w szeregach Stronnictwa Narodowego sieć swoich „jaczejek” i przy ich pomocy wywierać wpływ na politykę Stronnictwa. Jest to, co prawda, ambicja naiwna: wprawdzie powtykać swoich obserwatorów do obcej organizacji jest możliwe zawsze (niema takiej organizacji, w której wrogie organizacje, a tak samo policja, nie byłyby w stanie mieć, na niższych szczeblach hierarchii, swoich konfidentów, tak samo, jak niema bodaj takiej armii, do której w czasie operacji wojennych, nie mogliby się wkręcić obcy szpiedzy), - ale w porządnej politycznej organizacji rola obcych jajeczek nigdy nie może być większa, niż rola obcych szpiegów w porządnej armii; na ruchy i taktykę tej organizacji, czy armii nie wpłynie, - może tylko - i to zazwyczaj w jedynie ograniczonym zakresie - spełniać zadania obserwacyjne, którym jednak ciągła czujność obserwowanego środowiska, oraz ciągle jego akcja, zmierzająca do oczyszczania swych szeregów od obcych wtrętów, również wciąż staje na przeszkodzie.

„Jaczejki” i dywersyjna robota „falangistów” (na mniejszą skalę usiłuje prowadzić analogiczną akcję również i grupa „ABC”) nie są oczywiście w stanie przyczynić Obozowi Narodowemu poważniejszych szkód. Możnaby ich rolę porównać do roli muchy, która siada człowiekowi na nosie: jest ona irytująca i może się uprzykrzyć, ale istotnych szkód temu człowiekowi nie przyniesie, ani od działalności jego go nie odciągnie. Ale mimo to, taka działalność, w zamierzeniach dywersyjna, prowadzona właśnie nie gdzie indziej, tylko w szeregach Stronnictwa Narodowego, musi być obu grupom O.N.R., a zwłaszcza grupie „Falangi”, zapisana na konto win.

Obok tej winy. - raczej teoretycznej, bo nie pociągającej za sobą rzeczywistych szkód, - oba O.N.R.-y, a zwłaszcza grupa „Falangi”, mają na sumieniu winę znacznie większą, bo pociągającą za sobą szkody niezaprzeczalne. Jest nią - kompromitowanie idei narodowej i Obozu Narodowego.

Szeroki ogół społeczeństwa nieraz nie zdaje sobie z tego sprawy, że O.N.R., a Obóz Narodowy - to są rzeczy różne. Rozmaite błędy i głupstwa, popełniane przez O.N.R., idą w opinii publicznej z reguły na rachunek Obozu Narodowego - i zrażają tę opinię, albo nie tylko do O.N.R., ale do Obozu Narodowego, do idei narodowej, do narodowców, jako ludzi. Cały ton, cały styl działalności O.N.R., a zwłaszcza grupy „Falangi”, - cala jej arogancka krzykliwość, połączona z wewnętrzną pustką i płycizną, jej zarozumiałość, jej niezdrowe ambicje, jej niedojrzałość, niedowarzenie, prymitywizm haseł i metod, bezceremonialność w posługiwaniu się blagą i fałszem itd., itd. - wszystko to kompromituje nie tylko O.N.R., ale i Obóz Narodowy. - Ci, którzy na to patrzą, nie umieją nieraz zdać sobie z tego sprawy, że właściwości te stanowią rysy samego tylko O.N..R. i - opierając się na fakcie, że O.N.R.-owcy z pnia Obozu Narodowego wyszli, - wyobrażają sobie, że są to właśnie rysy ogółu ludzi, należących do młodego pokolenia, wychowanego przez Obóz Narodowy, i że to młodzi „endecy” są niedojrzali, niedowarzeni, powierzchowni, aroganccy, chorobliwie ambitni, zakłamani, bezceremonialni. Oczywiście, pociąga to za sobą dla Obozu Narodowego wiele szkód.

Jaskrawym przykładem poczynań O.N.R., jakby umyślnie w tym celu przedsięwziętych, by skompromitować w Polsce Ruch Narodowy, jest zwłaszcza głośny okres (w 1937 r.) współpracy „Falangi” z sanacją i korzystania przez nią w owym okresie z pełnego poparcia decydujących w obozie sanacyjnym czynników.

Ja nie podzielam poglądu, by „falangowcy” zostali po prostu przez „sanację” „kupieni”, - tj. by poszli do „sanacji” pobudzeni nadzieją jakichś korzyści lub choćby tylko nadzieją zabezpieczenia się przed represjami. Ich pójście do „sanacji” nie miało pobudek tak niskich; było ono pociągnięciem politycznej taktyki. Wyobrażali oni sobie, że wobec rozszerzania się nastrojów narodowych w biurokracji i w wojsku, a nawet w pewnych odłamach politycznego obozu sanacji, istnieje koniunktura do prowadzenia polityki, zabarwionej nacjonalistycznie, w obrębie samego obozu rządzącego - i że oni, wstępując w szeregi tego obozu, będą w stanie tą polityką pokierować, narzucając jej swoje kierownictwo, jako niemal jedyni w tym obozie eksperci od nacjonalizmu, a zarazem, jako ludzie energiczni, pełni inicjatywy i niezgrani.

Plan był ambitny - ale do jego urzeczywistnienia ani nie było warunków (bo przemiany w obozie rządzącym jeszcze bynajmniej nie były posunięte dostatecznie daleko), ani wykonawcy tego planu nie stali na wysokości zadania. Wynik próby realizacji tego planu był jak najfatalniejszy. Główną treścią tego wyniku - jest jaskrawa kompromitacja ludzi uchodzących za „młodych endeków”, a tym samym, kompromitacja ruchu, który uważany jest za odgałęzienie Ruchu Narodowego.

Przede wszystkim - akces „Falangi”, do niedawna nieprzejednanie - rewolucyjnej, do sanacji, wytworzył w społeczeństwie przekonanie, że „młodych endeków” można „kupić”. (Przekonanie to ma już dawniej ugruntowane przesłanki w postaci „kupienia” przez sanację tak zw. Związku Młodych Narodowców, - będącego również odszczepieńczą grupą, która opuściła szeregi Obozu Narodowego w tym samym mniej więcej czasie, co O.N.R., - a następnie przerzucenia się do sanacji szeregu żywiołów już z samego O.N.R., między innymi całej, tzw. lubelskiej grupy O.N.R. Do ugruntowania tego przekonania przyczynia się również i dwuznaczne stanowisko grupy „ABC” w niejednej sprawie). Szeroki ogół społeczeństwa nie zdaje sobie z tego sprawy, że owe żywioły niby narodowe, łączące się z sanacją, to nie są prawdziwi narodowcy, ale odpadki od obozu narodowego, - szeroki ogół sądzi, że to właśnie „młodzi endecy” nie mają mocnych charakterów i nie umieją w swej postawie, negatywnej wobec obozu „sanacji” wytrwać.

A po wtóre, działalność „falangowców” w roli sojuszników i współpracowników obozu sanacyjnego była tak niedowarzona, lekkomyślna i niezdarna, że poderwała - w oczach tych, którzy O.N.R. od Obozu Narodowego odróżnić nie umieją - wszelką wiarę w jakąś wartość polityczną „młodych endeków”. Czegokolwiek się „Falanga” w owym czasie tknęła - wszystko popsuła i wszędzie się skompromitowała. Trudno o jaskrawszą ilustrację talentów politycznych „falangistów” nad sposób, w jaki się oni wzięli np. do uporządkowania Związku Nauczycielstwa Polskiego, który oddano na pewien czas całkowicie w ich ręce: owocem ich akcji na tym terenie jest to, że organizacja ta - która dała się społeczeństwu polskiemu poznać swymi „fołksfrontowymi” tendencjami - pozostała wprawdzie na ogół tym samem, czym była, ale za to opinia publiczna, poprzednio odnosząca się do tej organizacji wrogo i gorąco sprzyjająca idei jej zlikwidowania lub reorganizacji, teraz wyraźnie przechyliła się sympatiami na jej stronę, dzięki czemu komunizujący kierunek wśród nauczycielstwa, poprzednio podcięty długoletnią akcją kleru i Obozu Narodowego, został walnie wzmocniony.

Mimo woli nasuwa się na myśl porównanie flirtu „sanacji” z „Falangą” z powierzeniem przez Józefa Piłsudskiego w roku 1919 misji utworzenia rządu Paderewskiemu. Kilkumiesięczne rządy czysto socjalistyczne gabinetu Moraczewskiego zdołały tak społeczeństwu obrzydnąć, że ich obalenie stawało się po prostu nieuchronną koniecznością. Niejako automatycznym następcą règime'u socjalistycznego powinien był być rząd narodowy.

Piłsudski wybrnął wówczas z kłopotliwej sytuacji w sposób bardzo zręczny, przez powierzenie misji utworzenia rządu Paderewskiemu, który narodowcem nie był, ale za narodowca uchodził. Rząd Paderewskiego nie zdziałał tego, co mógłby był zdziałać rząd narodowy, - zawiódł pokładane w rządzie narodowym nadzieje, - ustąpił już po jedenastu miesiącach, żegnany wyraźnie nieprzychylnymi dlań nastrojami społeczeństwa. Dobrą koniunkturę dla ustanowienia w Polsce rządów narodowych udało się Piłsudskiemu unicestwić przez utworzenie rządu pseudo narodowego, który do ruchu narodowego społeczeństwo rozczarował.

Na mniejszą skalę, podobną rolę odegrała „Falanga”, jako grupa rzekomych „młodych endeków”, dopuszczona, na malutkim odcinku, do współudziału w rządach - i sposobem, w jaki się ze stojącego przed nią zadania wywiązała, skompromitowana.

Wszystko to społeczeństwo widzi i zapisuje na rachunek „młodych endeków”. My musimy ponosić konsekwencje tego, co jest dziełem O.N.R.

Rozpisałem się o O.N.R. obszernie, bo musiałem dokładnie wyświetlić nasz do O.N.R. stosunek. Poświęcenie tylu kart tej książki temu tematowi było dla mnie połączone z prawdziwą przykrością: nie jest przyjemnie przeznaczać tyle miejsca na czystą negację i na krytykowanie bliźnich, w pracy, która ma cele pozytywne, - roztrząsać drobiazgowo drobniutki problemacik, kiedy się ma do omówienia cały ogrom wielkich problematów życia narodowego, - zajmować się przemijającymi faktami i przemijającymi ludźmi, kiedy się chce mówić o sprawach, których dobre, lub złe rozwiązanie będzie miało skutki na wiele pokoleń i z których każda niesie w sobie tchnienie historii.

Niestety, zrobić to musiałem. Musiałem dlatego, ponieważ my, młodzi narodowcy, często jesteśmy z O.N.R.-owcami identyfikowani, a w każdym razie uważani za coś, co jest do O.N.R. zbliżone i oddzielone odeń niezbyt wyraźną granicą.

Wytłumaczenie, czym nie jesteśmy, jest nieodzownym uzupełnieniem wyjaśnień na temat, czym jesteśmy. Oświadczając, że będziemy Polską rządzić, nie możemy wzbudzić w społeczeństwie zaufania i uczuć życzliwych, - przeciwnie, wzbudzimy bądź uśmiech politowania, bądź istną panikę, - dopóki jesteśmy uważani za coś w rodzaju O.N.R. Wyraźne przeprowadzenie granicy, która nas od O.N.R. dzieli, - wytłumaczenie, że O.N.R., to jest coś całkiem innego niż my, - jest w książce, poświęconej naszym dążeniom, składnikiem niestety zupełnie nieodzownym. Nikogo z naszych przeciwników, - ani sanacji, ani Frontu Morges, ani ludowców, ani socjalistów. ani nikogo innego, - nie było potrzeba w niniejszej książce charakteryzować w sposób szczegółowy, - ale O.N.R. scharakteryzować było trzeba, bo tylko O.N.R., obok tego, że prowadzi obcą nam polityczną działalność na własny rachunek i własną odpowiedzialność, ponadto jeszcze wpisuje swoje czyny na hipotekę naszą i odpowiedzialnością za swoją działalność pośrednio obciąża nie tylko siebie, lecz i nas.

Na tym wywody o Obozie Narodowo-Radykalnym kończę stwierdzając jeszcze raz, dla jaśniejszego uwypuklenia głównej myśli, że na O.N.R. jako organizację (czy - w liczbie mnogiej - organizacje) mamy pogląd negatywny, że z organizacjami tymi w żadne sojusze i koalicje wchodzić nie możemy i nie będziemy i że „wodzów” O.N.R. do udziału w ustalaniu kierunku naszej polityki, w rządach krajem itd. nie dopuścimy - że natomiast ani nie zamykamy lepszym i nie zdemoralizowanym żywiołom w O.N.R. drogi do powrotu w szeregi Obozu Narodowego (oczywiście pod warunkiem, że uczynią to szczerze, a nie z myślą odgrywania roli „jaczejek” O.N.R. w naszych szeregach, oraz że błędów O.N.R. całkowicie się wyrzekną), - ani nie zamykamy również i tym członkom O.N.R., którzy do Obozu Narodowego powracać nie zamierzają, drogi do - wszystkim Polakom stojącej otworem - uczciwej pracy dla dobra Polski na rozmaitych polach życia narodowego pod warunkiem, że ta ich praca nie będzie się krzyżować z polityką naszego obozu.

Nasz stosunek do innych ugrupowań, uchodzących za nam pokrewne, mogę już omówić całkiem zwięźle.

O.N.R. wyszedł z naszego pnia i dlatego - w teorii - zdradza wiele cech pokrewieństwa z nami, a podstawy jego ideologii są -przynajmniej w zasadzie - do naszych zbliżone. Inne natomiast ugrupowania, przez pewne czynniki do „Obozu Narodowego w szerokim pojęciu” również zaliczane, różnią się już od nas o wiele głębiej: różnią się doktryną. Ich pokrewieństwo z nami sprowadza się zazwyczaj bądź do tego, że mamy jakiegoś wspólnego wroga, bądź do tego, że mamy - przy odmienności poglądów zasadniczych i ogólnych - wspólny pogląd na jakieś kwestie szczegółowe. Nie znaczy to jednak zresztą, by w praktyce, ugrupowania te były nam dalsze i bardziej obce od O.N.R.: znaczy to po prostu, że postawa nasza wobec tych ugrupowań, wyłuszczona już na początku niniejszego rozdziału (polegająca na tym, że w sojusze z obcymi nam, organizacyjnymi centrami kierowniczymi wchodzić nie zamierzamy, ale nikogo od udziału w pożytecznej pracy dla Polski, dlatego tylko, że jest członkiem obcej nam organizacji, odpychać nie będziemy), nie wymaga równie szczegółowego uzasadnienia, jak w odniesieniu do O.N.R. W praktyce, bardzo wielu ludzi należących do ugrupowań, które teoretycznie są nam dużo od O.N.R. dalsze, jest w istocie o wiele nam od O.N.R. pokrewniejszych. Bo oprócz doktryn, oprócz rozumowo przyjętych światopoglądów i teorii - istnieją jeszcze podświadome instynkty i uczucia. Istnieją również charaktery. Nieraz tak bywa, że człowiek, któremu się zdaje, że jest wyznawcą doktryn klasowych, czy internacjonalnych - podświadomie kocha przede wszystkim ojczyznę oraz przywiązany jest, sam sobie z tego nie zdając sprawy, do szeregu wartości i zasad, które składają się na ideał narodowy. Człowiek taki - zwłaszcza, jeśli stanowi on mocny charakter - jest o wiele lepszym materiałem na narodowca, od tych „nacjonalistów”, którzy wyznają swój nacjonalizm tylko ustami, ale ani serc nie mają gorących, ani charakterów tęgich. Takiego materiału ludzkiego - mającego zdrowe instynkty i przeważnie w zdrowym w gruncie rzeczy idącego kierunku, a nieraz zahartowanego i wyrobionego w trudnej walce - jest w różnych ugrupowaniach politycznych w Polsce, nie należących wyraźnie do ,,Fołksfrontu” - całkiem sporo. Skreślać ten materiał ludzki z rachub politycznych Obozu Narodowego - byłoby zbrodnią. Ale wchodzić w kompromisy z błędnymi doktrynami i usiłującymi te doktryny realizować centrami kierowniczymi - również byłoby rzeczą niedopuszczalną.

Mogę przytoczyć następujące, charakterystyczne słowa, jakie usłyszał niedawno pewien akademik-narodowiec z ust swego kolegi - członka „Falangi”: „Ja mogę choćby piętnaście razy w tej samej sprawie w różny sposób przysięgać, a ty tego nie potrafisz. W tym leży moja wyższość nad tobą. Bo o ileż mi to większą daje w działaniu politycznym, swobodę ruchów!”

Rzecz ciekawa jacy ludzie garną się do O.N.R. w niektórych środowiskach prowincjonalnych! Inteligent, który wyszedł ze środowiska narodowego i któremu wypadałoby brać czynny udział w działalności narodowej, ale który jest na to za leniwy, za bardzo oportunistyczny lub za tchórzliwy - wstępuje do O.N.R. i dzięki temu może nie być członkiem Stronnictwa Narodowego. Tym, którzy się nań oburzają za jego polityczną bezczynność, szepce na ucho, że jest członkiem O.N.R. i gorliwie działa w konspiracji. Ta jednak działalność ,,w konspiracji” polega w istocie jedynie na płaceniu składki, na abonowaniu jakiegoś pisma i - wyjątkowo - na podtrzymywaniu jakichś, nie grożących niebezpieczeństwami ,,kontaktów”. Dla opinii publicznej dla dawnych kolegów i przyjaciół ma się wygodną wymówkę, a równocześnie ma się spokój. Nie bywa się wraz z działaczami Stronnictwa Narodowego aresztowanym, nie miewa się nocnych rewizji, nie doznaje się szykan. Ci, od których zależą dochody iosobiste powodzenie „konspiratora”, o jego konspiracyjnej działalności wiedzą lub udają, że nie wiedzą — i „dają mu żyć. Oto takich, między innymi, „rewolucjonistów" rodzi O.N.R.

Jest to zjawisko, w polityce zgoła nie rzadkie, że ten czy ów obóz cierpi niepopuplarność nie za swoje winy, ale za to, co zrobiono w jego imieniu wbrew niemu. Ileż pretensji ma do Obozu Narodowego polska opina za poczynania polityczne prof. Stanisława Grabskiego, który zaczął swą karierę polityczną jako socjalista, a kończy ją obecnie jako namiętny wróg Stronnictwa Narodowego, oscylujący między „sanacją” a Frontem Morges - -i który w krótkim stosunkowo okresie, gdy należał do Obozu Narodowego, prowadził stale politykę samowolną i krzyżującą się z poczynaniami Obozu. Iluż ludzi ma pretensję do „endecji” za to. że prof. Grabski, jako członek delegacji na konferencję pokojową w Rydzie. z góry zaniechał prób rewindykacji Mińska, - a tymczasem prof. Grabski uczynił to wbrew „endecji”, której polityka zmierzała do uzyskania tzw. „linii Dmowskiego”, posuniętej o wiele dalej na wschód i m.in. również i Mińsk obejmującej. Iluż ludzi ma do „endecji” pretensje, że prof. Grabski prowadził w r. 1925 rokowania z Żydami celem zawarcia polsko-żydowskiej ugody - a tymczasem prof. Grabski uczynił ten krok wbrew wyraźnej polityce Obozu Narodowego. Iluż ludzi ma do „endecji” pretensje za to, że w początkach wojny światowej prof. Grabski we Lwowie, w okresie okupacji rosyjskiej, okazywał wyznawanie orientacji koalicyjnej w formach przesadnych - że zawierając w imieniu Polski konkordat ze Stolicą Apostolską zbyt skrępował w Polsce Kościół katolicki, - że jako członek Rządu w okresie poprzedzającym zamach majowy 1926 roku, nic nie uczynił, by zamachowi zapobiec, - że jako minister oświaty niepotrzebnie wprowadził utrakwizację szkół w Ziemi Czerwieńskiej itd. - a tymczasem. wszystko to były nie błędy „endecji”, tylko błędy osobistej polityki prof. Grabskiego!

„O wyjście z kryzysu”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Opoka nr 20 Londyn Jędrzej Giertych
Masoneria a Watykan Jędrzej Giertych
Opoka nr 21 Londyn Jędrzej Giertych
Jędrzej Giertych Roman Dmowski pisarz polityczny , artykuł pochodzi ze zbiorowej pracy pt Pamięci R
Jędrzej Giertych Trzy niebezpieczeństwa Stronnictwa Narodowego opublikowany w Myśli Polskiej nr 111
Opoka nr 20 Londyn Jędrzej Giertych
Jędrzej Giertych Wspomnienia ochotnika 1920 roku 2
Maciej Eckardt Jędrzej Giertych o Michniku
RENESANS PIŁSUDCZYZNY – ODKŁAMYWANIE OSIĄGNIĘĆ PIŁSUDSKIEGO Jędrzej Giertych
! Jędrzej Giertych
Jędrzej Giertych O miłości Ojczyzny (Opoka nr 15 1978 r ) 2
Jedrzej Giertych Nacjonalizm chrzescijanski (fragmenty)
WOJNA ŻYDOWSKA KENIGA I LESZNOWSKIEGO Jędrzej Giertych
Jędrzej Giertych Odpowiedź Dziennikowi Polskiemu
Jędrzej Giertych Zajścia w Poczajowie Myśl Narodowa, 1933 r , nr 46 2
Jędrzej Giertych Trochę polemiki z Andrzejem Micewski Opoka nr 6,1972 2
Jedrzej Giertych Musimy się przystosować! Gazeta Warszawska, nr 79 2
12 Masoneria a Kościół Jędrzej Giertych
Krytyka wad społeczeństwa, wypracowania

więcej podobnych podstron