Rozdział XXI
Sielanka
Czyli
Nie ma tego złego…
CASIDY:
Otworzyłam oczy i spojrzałam na biały sufit. Nie był to mój pokój. Gdzie więc byłam? Dlaczego czułam się, jak u siebie? Zamrugałam i rozejrzałam się ponownie. No tak. Pokój w domu Cullenów. Mój pokój. Przekręciłam głowę na drugi bok i z krzykiem spadłam z łóżka.
-Boże, Emmet. Przestraszyłeś mnie! - Zbierałam się właśnie z ziemi. Em kucał przy moim łóżku i szczerzył zęby.
- Och, wybacz. - Zachichotał.
- A tak właściwie, to dlaczego przyglądasz mi się jak śpię? - Uniosłam brwi wstając
-Tak jakoś.
-Zboczeniec - Wystawiłam język.
-Tylko nie mów tego Edwardowi - zaczął się śmiać.
-A co? Ma jakiś fetysz na punkcie snu? - Zrobiłam głupią minę.
- Coś w ten deseń - Złapał się za brzuch i zaczął się śmiać. Bella wparowała do pokoju. Wyglądało to trochę komicznie. Wpadła, zdzieliła go w tył głowy i wyszła.
- Dom wariatów - wywróciłam oczami.- A tak a propos, co ja tu robię?
- Hm… Stoisz, oddychasz, myślisz o….
- Ugh… nie to miałam na myśli.
-Zasnęłaś wczoraj na dole. - Minął już tydzień, od kiedy poznałam Cullenów, a ciągle zapominałam, że jako jedyna muszę spać.
-Taa.. świetnie. Co teraz? - Przeciągnęłam się.
-ŚNIADANIE!! - rzucił się w moją stronę, przerzucił mnie przez ramię i zbiegł ze schodów. Krzycząc głośne „BUAHAHA!!” Wpadliśmy do kuchni, stała tam już Esme.
-Co się dzieje? - Zapytała ze śmiechem.
-Emmet chce mnie skonsumować! AAA!! - Bezceremonialnie upuścił mnie na podłogę
-Ałć… - jęknęłam rozcierając sobie pośladek. Emmet zrobił minę rodem z horroru, przyłożył dwa palce do ust, by udawały kły, zaczął nimi przebierać, wydając z siebie dziwne dźwięki. Dostał mięśniaka w ramię.
- Au!! Ale z Ciebie drażliwa człeczyna!
- Bezmózgie yeti!
- Wredna wiedźma!
- Głupek!
-Wariatka!
- Egocentryk!
- Ignorantka!
(…) Dziesięć minut później:
-Wampir!
-Człowiek!
Spojrzeliśmy na Esme. Miała uniesioną jedną brew i tłumiła śmiech.
- A tak przy okazji, cześć skarbie- pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnęłam się słodko. Nie lubiłam czułości, ale nie miałam nic przeciwko, jeśli były przeznaczone dla Esme.
- Cześć mamo, cześć Casidy. - Aiden wszedł do kuchni i objął mnie ramieniem. Emmet złożył usta w Dziubek i zaczął cmokać z głupią miną. Dostał porządnego kopa.
-Idziemy do szkoły?
-Taa, ale najpierw do mnie, no i po Nikki. - Uśmiechnął się. Ostatnio coraz częściej to robił.
**************************************************
Weszliśmy głównym wejściem. Dostałam deja vu. Te spojrzenia, dokładnie takie, jak gdy pierwszy raz oficjalnie pokazaliśmy się z Aidenem jako para. Spojrzałam po twarzach swoich towarzyszy. Nic się nie zmieniło od tamtego czasu więc….
Myliłam się…
Wyglądaliśmy jak rodzina. Byliśmy naprawdę szczęśliwi. Miałam wszystko to, czego chciałam. Rodzinę, miłość, przyjaźń. Bez potrzeby ukrywania się. Bez żadnych tajemnic i kłamstw.
******************************************************
- Piiiiiikniiiik! - Zapiał mi do ucha Em.
-Cooo?
- Jajco! No mówię, że piknik!
-No dobra, ale co przez to rozumiesz? - Nikki spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.
- Jedziemy całą rodziną na piknik. Oczywiście jesteś zaproszona Nik!
-A ja to już nie? - udawałam obrażoną.
- Coś mówiłaś, siostrzyczko? -zamrugał
-Nie, nic - Wystawiłam język.
-Wchodzicie w to?
-Jasne, pod warunkiem, że nie będziemy robić za przekąski - Nikki zmarszczyła nos ze śmiechem.
************************************************************************
Siedzieliśmy na najbardziej oddalonej leśnej polanie. Jazz i Em ścigali się dookoła lasu.
-Cas? - Nikki wyszeptała - Co się robi na wampirzych piknikach?
-A skąd mam wiedzieć? Na pewno się nie szepcze, bo to bezcelowe. - Zamrugała.
-Zapomniałam. - Wystawiła język.
-Mam super pomysł siostrzyczko! Może pogramy w kotka i myszkę! - Emm zaczął skradać się w moją stronę.
-Mam lepszy, dlaczego nie rozpalimy ogniska, znam świetną podpałkę? - Wszyscy zachichotali. Nikki spojrzała na mnie pytająco. Pokręciłam głową.
-Nie pytaj. - Słońce zaświeciło prosto w twarz Aidena. Nikki przyglądała się mu, jakby zobaczyła Boga. Co najmniej. Również spojrzałam, zdecydowanie był piękny. Potrząsnęła głową i zwróciła się w stronę Belli i Edwarda.
- Opowiedzcie mi, jak się poznaliście. - Jęknęłam. O nie. Aiden wyglądał na równie zdegustowanego, co ja. Oczy Belli zaświeciły się.
- To było bardzo dawno temu, a pamiętam każdy szczegół…. - Opowiadali historię, którą już słyszałam sto razy od Alice. Aiden pozieleniał, a Emmet zaczął wizualizować wymiotowanie. Zachichotałam.
-Ai! Idziemy się przejść? - Pokiwał gorliwie głową.
AIDEN:
Uratowała mi życie. No, może nie do końca, ale… na pewno ocaliła moje zdrowie psychiczne. Szliśmy w milczeniu. Dotarliśmy do kolejnej polany. Usiadła na trawie. Rozejrzała się i z jej ust wydobył się ponury śmiech.
-Co się stało?- spojrzałem na nią zdziwiony
- Nic tylko… Gdy byłam mała przychodziłam tu z wujkiem zanim…. - Kiwnąłem głową.
-To niesamowite. Miejsca, w których kiedyś byliśmy i nigdy nie przeszło nam przez myśl, „co jeszcze tu się wydarzy?” . Na przykład, Edward i Bella. Gdy byli na tamtej polanie ostatnim razem, czy kiedykolwiek przypuszczali, że będą tam siedzieć jako mąż i żona? Albo, że Bella będzie wampirem? Czy mogłam kiedykolwiek pomyśleć, że następnym razem, odwiedzę tę polanę jako równa wampirom? Albo chociażby… z wampirem, którego kocham? - Spojrzała mi w oczy.
Czułem to wszystko. Wiedziałem, jakie to nieprawdopodobne. Czy kiedykolwiek wcześniej pomyślałem, że mogę kogoś pokochać? Śmiałem się z tego, z tych wszystkich uczuć, a teraz…. Teraz mam je w sobie. Miłość, zazdrość, braterstwo, przyjaźń, pożądanie, ból….
Pocałowałem ją. Bez żadnych zahamowań. Po prostu chciałem, by to poczuła. Wszystkie te pozytywne uczucia. Wplotła mi palce we włosy. Przyciągnąłem ją bliżej siebie. Nasze języki toczyły zaciętą wojnę. Zaśmiała się.
-Wariat - mruknęła
-Do usług. - Zmrużyła oczy ostrzegawczo. Popchnęła mnie na ziemię. Z wrednym uśmieszkiem na twarzy przygryzała moją dolną wargę. Jestem totalnym, żałosnym idiotą. Jęknąłem. Nagle wyprostowała się, złapała mnie za bluzkę i przywróciła do pozycji siedzącej. Była zła.
-Widzę Cię Emmet! - szepnęła przewracając oczami. Em spadł z drzewa z głośnym hukiem. Jakim cudem nie zauważyłem go wcześniej? Zmarszczyłem brwi.
-Byłeś zbyt skupiony na czymś innym - Odpowiedział na moje nieme pytanie i uśmiechnął się diabelsko.
- Nie przeszkadzajcie sobie - Odwrócił się i zaczął kręcić tyłkiem z rękami na biodrach. Cas spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Przepraszam na sekundę - Zniknęła.
Po chwili biegała za Emmetem z paczką zapałek w rękach, krzycząc:
„SPALĘ CIĘ ŻYWCEM! WRACAJ TU!”
Przewróciłem oczami i zacząłem się śmiać.