Nie spodziewała się, że przebudzenie nastąpi. Jakiś głosik w głowie podpowiadał jej, że nic by jej nie zrobili, że nie zabiją jej we śnie, ale ona szybko go uciszyła. Po co się łudzić zbędną nadzieją?
Ten sen był dziwny. Tak jakby była zamknięta w małym, ciemnym i cichym pokoju. Jedyne co słyszała, to jej własne myśli, czuła stłumioną panikę, przerażający spokój. Czy to była śmierć? Czy tak wyglądał koniec? A gdzie te wszystkie brednie o życiu wiecznym? Przecież byli nieśmiertelni. Oni... Byli... Nieśmiertelni...
I wtedy odzyskała świadomość. Na spokojnie zaczęła analizować sytuacje, próbowała poukładać sobie wszystko w głowie zanim otworzy oczy. Nie było jej to dane. Panika uderzyła znienacka, uczucie to było dwukrotnie silniejsze niż wcześniej. Wampiry. Wampiry. Mordercy. Dlaczego? Co? Gdzie? Ja? Nic mi nie powiedzieli. Nic.
Zacisnęła palce na prześcieradle i liczyła oddechy próbując się uspokoić.
Byli wampirami. I co z tego? Jedyne, co może im wypominać to, to że utrzymali tą sprawę w sekrecie. Że nic jej nie powiedzieli. Alice, Jasper... Traktowała ich niemal jak rodzeństwo. Edward... I on mówił że jest jej przyjacielem?
Nic jej nie zrobili. Nic a nic. Nie widziała, żeby kogokolwiek zabili. Do tej pory wydawali jej się jednymi z najlepszych ludzi pod słońcem.
Nie ludzi. Wampirów.
W końcu zdołała wszystko poukładać. Panika minęła zupełnie. Strach zniknął przyćmiony innymi uczuciami. Ciekawość. Złość. Rozczarowanie.
Właśnie to mógł zobaczyć w jej oczach Edward Cullen, kiedy raczyła je otworzyć.
Siedział kilka metrów dalej, wpatrywał się w nią. To jak w tamtej chwili wyglądał wydawało jej się zabawne. Przez te kilka minut, kiedy się mu przyglądała nawet nie drgnął, jego wzrok i postawa wyrażały ostrożność. Przypominał jej tamten wieczór, kiedy do ICH parku przybłąkał się bezpański pies i Chris poświęcił kilka kolejnych nocy na próbach oswojenia go. Oczywiście zniknął zanim zdążył to zrobić.
„Super... Na serio traktują mnie jak zwierzątko domowe...” - warknęła w myślach.
- Przepraszam? - powiedział z wahaniem w głosie sprawiając, że zabrzmiało to jak pytanie. Poruszyły się tylko jego usta.
Za co on do cholery przeprasza?
Nie zadała pytania, które cisnęło jej się do ust, tylko powoli skinęła głową. Nadal nie spuszczał jej z oka. Tak jakby na coś czekał.
- Coś nie tak? - spytała po upływie kolejnych minut powoli siadając na łóżku. Nadal była noc, nadal czuła się jak w klatce, nadal miała ochotę stąd uciec. Sięgnęła po misia który spadł na podłogę i wtuliła w niego twarz. Brakowało jej... Kogoś, komu mogłaby zaufać.
- Ja... Nie miałaś się dowiedzieć, ale na pewno nie tak. Rozumiem, że możesz się bać. Rozumiem, że możesz chcieć natychmiast wrócić do Phoenix... Ale... To najlepsze wyjście. Widzi...
- Na razie się nie boję. Ale jeśli chcecie to możecie zawieźć mnie natychmiast na lotnisko. - oznajmiła spokojnie.
- Nie! Nie... Co?
- Przepraszam, nie zrozumiałam wypowiedzi.
- Ty... Na razie się nie boisz?
- To że jestem popieprzona chyba wiadomo nie od dziś. Jeżeli mielibyście mnie zabić, to bym się nie obudziła. - wzruszyła ramionami. - Nie, nie boję się. A mam zacząć?
- Nie... - potrząsnął głową. - Dowiedziałaś się że mieszkasz z wampirami i to... Tobie nie przeszkadza?
- Sam fakt? Nie. Gorzej z tym, że nic nie wiedziałam. - zaczęła się kołysać miarowo. Dłonie zacisnęły jej się kurczowo na pościeli. - Czy ja nie... Odpłynęłam na korytarzu? - szepnęła do siebie.
- Przeniosłem cię. - odpowiedział.
- Aha... - stwierdziła tylko. Noc jeszcze trwała, nadal w pomieszczeniu brakowało jej powietrza. - Gdzie reszta? Jak znam Alice to...
- Po twojej pierwszej reakcji uznaliśmy że lepiej przyzwyczajać cię powoli. Wyjechali. Niepotrzebnie chyba... - oznajmił.
- Pewnie wam nieźle przeszkadzałam... - westchnęła po czym umilkła. Przypomniała sobie, że jest na niego zła. I że miała się do niego nie odzywać.
- Bello? - spytał po upływie kilkunastu minut ciszy. Czas jej się nie dłużył jednak. Milczenie. Nienawidziła go, ale tym razem sama do niego doprowadziła. - Czyli... Nadal jesteśmy przyjaciółmi?
- Nie. - odpowiedziała po chwili wahania.
- Rozumiem. - szepnął cicho. Czy jej się wydawało, czy trochę... Posmutniał?
- Nie zrozum mnie źle. Przyjaciołom trzeba ufać. Jak widzisz przyjaźń z kimś, kto zapomniał powiedzieć ci... Że jest wampirem? Że nie jest człowiekiem? Nie boję się ciebie, ale nie licz na to, że nadal... Będę miała do ciebie choćby odrobinę zaufania.
- Uważasz że cię okłamałem?
- Przemilczenie to też kłamstwo.
- Nie można mieć przed tobą tajemnic? Czy gdyby ktoś powiedział ci coś i poprosił, żebyś zachowała to w sekrecie poleciałabyś od razu do Christophera?
- Nie. Ale to coś innego. To by jego nie dotyczyło.
- Tak? A gdyby jakaś dziewczyna powiedziała ci na przykład... Że się w nim zakochała?
- Nigdy nie miałam takich problemów. Większość zakochanych w Chrisie dziewczyn wolało omijać mnie szerokim łukiem...
- Chyba nie rozumiesz. To nie tylko moja tajemnica. Nie mogłem jej zdradzić, bo nie należała do mnie.
- Rozumiem. - oznajmiła chłodno patrząc na podłogę. - Co nie znaczy, że zmienię swoją decyzję.
- Wolisz nawet najgorszą prawdę niż niewiedzę?
- Strzał w dziesiątkę. - westchnęła. - Odpowiedziałbyś na kilka pytań?
- Jeżeli będę mógł.
- Nie śpicie.
- Nie.
- Żywicie się krwią? Czym się różni... Dieta od diety informatora Chrisa? Czym może się różnić?
- Jesteśmy wegetarianami wśród wampirów. - odpowiedział. Powoli zaczynał wykonywać ludzkie gesty, bezruch przeminął. Ona podciągnęła kolana pod brodę. To musiało wyglądać absurdalnie. Dwoje nastolatków w jednym pokoju rozmawiają o wampirach. Dziewczyna utrzymująca się resztkami sił przy przytomności i chłopak wydający się nawet nie oddychać.
- Wegetarianami? Żywicie się... Krwią owoców czy co?
Wybuchnął śmiechem.
- Krwią zwierząt. Nie ludzką, jak większość.
- Większość... Dużo was jest?
- Całkiem sporo. - wzruszył ramionami.
- Skoro nie śpicie... Co robicie w nocy?
Edward skrzywił się. Nie za bardzo podobał mu się ten temat.
- To, co chcemy.
- Jakiś przykład? Co robiłeś wczoraj? Co robiliście dzisiaj?
- Dzisiaj polowaliśmy, a wczoraj... Pozostawię to bez komentarza.
- Co ze słońcem?
- Nic. Możemy na nie wychodzić, ale przy ludziach nie jest to wskazane.
- Dlaczego?
- Mieszkając z nami pewnie kiedyś zobaczysz. - uśmiechnął się znowu, czym wzbudził jej ciekawość.
- Jesteście... - zacisnęła powieki. Nie miała ochoty wypowiadać tego słowa. - ... nieśmiertelni? - Czuła, jak do oczu napływają jej łzy. „Jesteśmy nieśmiertelni, prawda?” - to pytanie, wypowiedziane prawie dwa lata temu odbiło jej się w głowie, było niczym uderzenie.
- Jesteśmy.
- Ile masz lat? - powiedziała ciszej. Kropla spłynęła jej po policzku, opadła na pościel. Nie zauważyła, kiedy podszedł.
- Płaczesz? - spytał przyklękając obok łóżka. Drgnęła. - Przepraszam... Przestraszyłem cię.
- Zaskoczyłeś. - odpowiedziała cicho. On wyciągnął rękę i otarł jej kolejne kropelki z policzków. Naprawdę miał zimną skórę, dopiero teraz uznała to za nienormalne.
- Mogę ja o coś spytać?
Pokiwała głową.
- Jak był u nas Christopher... Widzisz, czytam w myślach. On... Jesteśmy nieśmiertelni. O co chodziło. On... To było dla niego ważne.
- Nie lubię o tym mówić. - szepnęła. Kolejne łzy spłynęły po twarzy, znowu je otarł tym delikatnym gestem. Po chwili podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na niego zaskoczona.
- Czytasz w myślach!?
- Tak. Ale spokojnie. W twoich nie. - wyglądał na zasmuconego tym, że tak jest.
- To dobrze... - szepnęła. Nadal była zaskoczona, ale z innego powodu. Nie przypuszczała, że będzie tak blisko. Ich twarze dzieliło zaledwie może dziesięć centymetrów.
- Czyżbyś i ty miała sekrety? Jak moglibyśmy być przyjaciółmi, skoro nie możemy powiedzieć sobie wszystkiego?
- Chyba już powiedziałam... Po prostu nie lubię o tym mówić. - miś spadł z jej kolan, dłoń zacisnęła się na pościeli. - To... Było coś jak... przysięga. I ostatnie słowa. Ostatnie co powiedziała Joy. Kai to napisał. Krwią na szybie. To... - Tym razem zaczęła płakać na dobre.
Znowu brakowało jej Christophera. Kogoś, komu ufała bezgranicznie.
Chłodne ramiona ją objęły, ktoś ją przytulił. Ktoś kogo powinna się bać, kogo powinna była unikać.
Zamiast się odsunąć zarzuciła mu tylko ręce na szyję i położyła głowę na ramieniu.
*
Nie powinien. Nie powinien był nawet się do niej zbliżać. A jak mógłby się powstrzymać, kiedy widział że płacze?
Co go pokusiło, żeby dać upust ciekawości? Aby zadać od dawna nurtujące go pytanie?
Wyobraził sobie to. Ową blondynkę z myśli Christophera umierającą na ich oczach. Krwawą wiadomość zapisaną na oknie rozbitego samochodu.
- No już. Nie płacz. Przepraszam.
Ale ona dalej szlochała. Świtało. Był środek tygodnia, ale się tym nie przejmował. I tak nie mieli iść do szkoły.
Nie przestając jej obejmować ułożył ją na łóżku i nakrył kołdrą. Położył się obok, zaczął gładzić ją po włosach.
Po chwili się uspokoiła i spojrzała na niego pytająco.
- Wiesz co? I tak by pewnie mi nie wyszło zostanie twoim przyjacielem. - powiedział cicho.
- Co...?
Nie zdążyła skończyć pytania. Uniósł delikatnie jej podbródek i ostrożnie ją pocałował. Z początku zamarła, ale po chwili przymknęła oczy i zacisnęła dłonie na jego plecach.
- To robiłem wczoraj. - szepnął. - Tylko że wtedy spałaś.
Zaskoczenie w jej oczach. Widział je. Powoli wyślizgnął się z jej ramion i wstał.
- Dobranoc Bello. To była długa noc. - zaczął odchodzić, ale poczuł jak jej dłoń zaciska się na skraju jego koszuli. Niemal natychmiast ją puściła i spojrzała na nią z przerażeniem.
Widział po niej, że znowu musi pozbierać myśli. Z uśmiechem na twarzy wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Później porozmawiają. Później wszystko jej wyjaśni.
Później.