tadeusz witczak sredniowiecze


Tadeusz Witczak

U.300


0x08 graphic

0x01 graphic

W cyklu

DZIEJE LITERATURY POLSKIEJ pod redakcją Jerzego Ziomka

ukazały się

ALINA WITKOWSKA

Literatura romantyzmu Warszawa 1986,21987,31989

HENRYK MARK1EWICZ

Literatura pozytywizmu

Warszawa 1986,21989

JERZY ZIOMEK

Literatura Odrodzenia

Warszawa 1987, =1989 CZF.Sl.AW HERNAS

Literatura baroku

Warszawa 1987,21989 MIECZYSŁAW KLIMOWICZ

Literatura Oświecenia Warszawa 1988,21990

w druku JERZY KWIATKOWSKI

Literatura Dwudziestolecia

Literatura

Sredn iowiecza

0x01 graphic



ISBN 83-01-09688-8

1

Państwowe Wydawnictwo Naukowe


0x08 graphic
Literatura Średniowiecza




i


Instytut Badań Literackich Polskiej Akademi Nauk

Tadeusz Witczak



DZIEJE LITERATURY POLSKIEJ

Synteza uniwersytecka pod redakcją Jerzego Ziomka

^ Literatura

Średniowiecza


Warszawa 1990


0x08 graphic
Okładkę i strony tytułowe projektował Marek Zalęjski

Noty biograficzne

i Wskazówki bibliograficzne opracował Tadeusz Witczak

Indeks opracowała Zofia Lewinówna

Recenzent tomu Brygida Kiirbis

Redaktor techniczny Anna Grzegórówśka

Korektorki

Małgorzata Markiewicz Ewa Dąbrowska

© Copyrigłil

by Państwowe Wydowniciwo Naukowe Warszawa 1990

ISBN 83-01-09688-8

Wprowadzenie w epokę

Średniowiecze jest polskim odpowiednikiem łacińskiej nazwy inedius aevus 'średni wiek'. Nazwę tę zrodziło przeświadczenie nauki europejskiej XVII stulecia, że z biegiem dziejów przeminę­ły już trzy epoki, wśród których — między antykiem a świet­nym jego renesansem — legły czasy odmienne swą historią, ideologią i kulturą: wieki średnie.

Od początku owych poglądów zgadzano się ogólnie, iż śred­niowiecze było epoką długotrwałą. Niejednakowo natomiast (i tak jest dotąd) wytyczano umowne jej narodziny i kres, za daty graniczne przyjmując momenty ważnych dla Europy wydarzeń politycznych, prawno-ustrojowych bądź kulturowych, upatrywa­ne (zależnie od wyboru) w paru stuleciach: dla genezy epoki — od IV do VI, dla jej zaniku - od XV do XVI wieku. Znamien­na ta niejednomyślność uprzytomnia, że kształtowanie się i schyłek formacji historycznych mają naturę ewolucyjną, a ich istoty nie tworzą i nie unicestwiają pojedyncze fakty. Daty słu­żyć więc powinny tylko ładowi w widzeniu przeszłości. Najpow-szechniej przyjęta daiacja orzeka, iż umowną granicę między starożytnością a średniowieczem oraz średniowieczem a Odro­dzeniem wyznaczają upadki wielkich stolic cesarskich: rok 476 — zdobycie Rzymu przez żołnierzy germańskich najemnego wo­dza Odoakra, i rok 1453 — zdobycie stolicy cesarstwa wschod­niego Konstantynopola (Bizancjum) przez Turków.

Jednorodność tak pojemnej epoki jest tylko pozorna. Zwła­szcza we wczesnym jej stadium, kiedy rozpadał się antyk i w stadium schyłkowym, czyli w XIV w., kiedy wyłaniały się zjawi­ska, które dominować będą w nowej formacji dziejów: w rene­sansie — różnorodność współczesnych sobie jej składników była uderzająca. Jednak i w głębi epoki istniały okresy o szczególnej odrębności politycznej i kulturowej. Otrzymują one w historio­grafii nazwy, które tę odrębność uwydatniają. Tak mówi się o


0x08 graphic
Wprowadzenie w epokę

Cesarstwo i papiestwo



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
„renesansie karolińskim" — wzbudzonym działalnością Karola Wielkiego (768-814) i realizatorów jej inspiracyj, czy o „rene­sansie romańskim", obejmującym swoistości kultury XII stule­cia, Odmiennie również potoczyły się losy ludów zamieszkują­cych odległe od siebie obszary Europy, zależnie od źródła pod­niet cywilizacyjnych: łacińskiego Rzymu bądź greckiego Bizan­cjum, od momentu przyjęcia chrześcijaństwa i od warunków re­gionalnych. Miano więc średniowiecza odnosi się do tysiąca lat historii naszego kontynentu z świadomym uproszczeniem.

Średniowiecze polskie, pojmowane jako piśmienniczo udoku­mentowana, trwała obecność naszego państwa i społeczeństwa we wspólnocie dziejowej średniowiecza europejskiego, rozciąga się między drugą połową X a przełomem XV i XVI stulecia. W stosunku do krajów Zachodu było ono czas dłuższy raczej bior­cą oraz naśladowcą dóbr kulturotwórczych i ulegało ewolucji spowolnionej. W dziedzinie procesów kulturowych podział śred­niowiecza polskiego na okresy i ich datacja nie ma ogólnie przy­jętego rozwiązania ani przekonywającej jego zasady. Procesy te mieściły się w ogólnej ideologii epoki i w jej systemie ustrojo­wym monarchii wczesnofeudalnej, rozbicia dzielnicowego, mo­narchii stanowej, inspirowane zaś i nadzorowane przez instytu­cje kościelne i państwowe, utrzymywały znaczną trwałość swoich cech. Między końcem X a końcem XV w. przeszły one u nas -- jak się zdaje -- jedno tylko stadium przeobrażeń i od­krywczych nasileń. Przypadło ono na kilka dziesięcioleci reno­wacji Królestwa Polskiego na przełomie XIII i XIV w. i jej ugruntowania wszechstronną działalnością państwolwórczą ostatniego z Piastów. (Taką rozciągliwą cezurę wprowadzono w niniejszym ujęciu.)

W sytuacji, którą symbolizuje chrzest księcia Polan Mieszka (966) rodzimy układ społeczny zetknął się z uformowanym nie­mal zupełnie, bo w XI w. dochodzącym pełni rozwoju, ustrojem feudalnym, o hierarchicznej zależności między jednostkami i sta­nami: od poddanych, poprzez wasalów różnych względem siebie stopni zwierzchnictwa (senioratu), do najwyższego suwerena. Łączył się on z prawem użytkowania nadanych dóbr ziemskich oraz obowiązkiem usług wasala dla seniora, ze służbą wojenną na czele; ustrój ten wypracował swą ideologię i rytuał zewnętrz­ny. Ideał rycerza wyrażał się w świetności rodu, tężyźnie fizycz­nej, bezwzględnej wrażliwości na dobrą sławę i godność osobistą wartości zaklęte w pojęciu honoru; wymagał biegłości w

sztuce władania orężem, służby dla wiary chrześcijańskiej oraz lojalności wobec suwerena i własnego słowa. Zwyczajowy ko­deks rycerski należał w tej epoce do ważnych regulatorów po­stępowania i wychował cały zastęp postaci osnutych wspaniałą legendą. Podobne zasady nadrzędności i podległości zakrzepły w strukturze Kościoła. Świecki ustrój polityczno-społeczny i zbio­rowość religijna, współtworzone wówczas zazwyczaj przez tych samych ludzi, pozostaną przez wieki średnie bliźniaczym obli­czem tej samej rzeczywistości.

Najwyższymi i najbardziej autorytatywnymi instytucjami epo­ki były w omawianym okresie cesarstwo i papieslwo. Obie re­prezentowały idee zarówno identyczne, jak odmienne, a nawet przeciwstawne. Taż sama była idea uniwersalizmu: wspólnoty wszystkich państw i nacji pod jednym zwierzchnictwem. Cesar­stwo nawiązujące majestatem do tradycji imperium rzymskiego (formuła renovatio imperii), a stąd zwące się „rzymskim", choć dynastycznie osadzone w Niemczech (Saksonii), uzurpowało so­bie nadrzędność wobec krajów, które leżały w zasięgu jego poli­tyki i miecza -- i prymat cesarza przed władcami niższego do­stojeństwa formalnie respektowano. Dla papiestwa uniwersalizm oznacza! wyłączność wiary chrześcijańskiej tudzież zwierzchność głowy Kościoła nie tylko w sprawach ducha, lecz także szczególnie w stuleciach XII - XIII - w rzeczach tego świata, ponieważ było sakralnym źródłem wszelkiej władzy, jej atrybucji i praw. Stosunki między obiema potęgami układały się zmien­nie. Rywalizacja o przewagę wstrząsnęła chrześcijaństwem za­chodnim najsilniej w wieku Xl, kiedy głębokie reformy Kościo­ła, których wybitnym rzecznikiem stał się Grzegorz VII, sku­tecznie zmierzały do władzy absolutnej papieży. Zwykłym sta­nem pozostawała współzależność sił wzajemnie sobie potrzeb­nych. Zasadnicza jednak dziedzina wiary i jej pochodnych, jakie ostatecznie zawładnęły ludźmi, ich światopoglądem i obyczajami kojarzyła się nierozerwalnie z następcą Apostołów, choćby jego los osobisty, jak w dobie tzw. niewoli awiniońskiej (XIV w.), i osobiste skazy uwłaczały nadprzyrodzonej jego misji.

Wejście plemion lechickich w orbitę chrystianizmu przypadło na moment, gdy Kościół miał właśnie za sobą wszczęcie ruchu Kinowy ideału monastycznego (mniszego -- pojmującego życie zakonne jako bytowanie we wspólnotach klasztornych pod dy­scypliną reguły), mianowicie surową reformę benedyktyńską z ogniskiem w burgundzkim Cluny, a przed sobą m. in.: powsta-


Wprowadzenie w epokę

Wiara i sztuka



0x08 graphic
0x08 graphic
nie nowych, rychło bardzo wpływowych zakonów tak mniszych - kamedułów (X, XI w.), kartuzów i cystersów (XI w.), jak że­braczych - - franciszkanów i dominikanów (XIII w.), działają­cych głównie poza klasztorami, pośród ludu; wielką schiznię ro­ku 1054, czyli rozpad chrześcijaństwa na zachodnie — rzymskie oraz wschodnie z centrum w Konstantynopolu; przywództwo ogromnego zrywu krucjat (od r. 1095); zmagania ze złem wew­nętrznym własnej instytucji i zwalczającymi je sektami (XI - XIV w.)5 a potem z wiklefizmem i husytyzmem; schizmę zachodnią na przełomie XIV i XV stulecia i ostry kryzys papiestwa, za­ostrzony tezami koncyliaryzmu (doktryny wyższości soboru nad papieżem) pod koniec epoki. Miał też przed sobą wspaniałe dzieło, jakim okażą się uniwersytety, i znakomity dorobek po­kroju, na ów czas, naukowego.

W tej bowiem fazie średniowiecza, w której wyłania się Pol­ska, uformowały się na Zachodzie ważkie systemy teologiczne i filozoficzne. Tkwiły one bez reszty wewnątrz doktryny Kościoła. Ich osią pozostawał teocentryzm — skupianie wszelkich zagad­nień, norm i wartości wokół idei Boga. Całości pojęć i wyobra­żeń nadano porządek gradualistyczny: wielostopniowy, postępu­jący od rzeczy przyziemnych i zmysłowych ku sprawom nad­rzędnym — duchowym i boskim. Poglądy filozoficzne budowa­ne na fundamencie religii objawionej były wobec niej służebne, co podkreślała słynna formuła „philosophia ancilla theologiae" ('filozofia jest służebnicą teologii'), chociaż istniały dziedziny większej samodzielności poznawczej i swobody intelektu, wśród nich logika, jak również inne metody zbliżania się do prawd nad­przyrodzonych, mianowicie mistyczne. Filozofia, nastawiona na racjonalne systematyzowanie i komentowanie dogmatów wiary a uprawiana w szkołach (łac. schola), stąd zaś zwana później scholastyką, wyznaczała przewodni kierunek oficjalnej myśli na­ukowej. Szczyt swego wzlotu osiągnęła w stuleciu XIII. Jej for-malistyczne skostnienie i zachowawczość rzuci niebawem — u humanistów — cień na ogólny sąd o epoce. Zanim scholastyki zastygnie wyjałowiona, wyćwiczy całe pokolenia w precyzyjn; rozumowaniu o najsubtelniejszych kwestiach, jakie dostrze, wtedy człowiek, i w niebywałej sztuce pamięci.

Zarówno w najświetniejszych koncepcjach uczonych, jak urobionych przeświadczeniach prostaczków, cały byt miał dw jaką naturę; materialną i duchową, przyrodzoną i nadprzyr

dzoną, ściśle z sobą spojone: w tym, co postrzega I ne, taiły się treści nadzmysłowe. Potęga wiary i wyobraźni czyniła cudy. Średniowieczne widzenie świata przeobrażało rzeczywistość w alegorię dobra którego najwyższym dawcą był Bóg, i zła, którego sprawcą był wszędzie czynny i obecny szatan. Wykład­nie jej dowodziły grzechu i nikczcmności, a co najmniej pod-rzędności wszystkiego, co cielesne. Rezultatem takich poglądów były rozmaite praktyki ascetyczne, oficjalna pogarda złudnych wartości doczesnych, a zarazem cześć dla ludzi, którzy zasługą męczeńskiej krwi albo ofiarnego życia dostąpili uznanej przez Kościół świętości. Kult relikwii i ufność w moc pokutnych węd­rówek powodowała olbrzymi ruch pielgrzymi, zwłaszcza w okre­sach uzasadnionych (przez głód, zarazy, wojny) lub wyimagino­wanych zagrożeń milenarystycznych (końca świata przy okrąg­łych datach ■ zwłaszcza roku tysięcznym). Na świadomości ludzkiej jednostki i zbiorowości ciążyły wizje eschatologiczne (spraw ostatecznych), zniewalające niekiedy do nadzwyczajnych przedsięwzięć w imię Boga, Kościoła i zbawienia. Tak działo się np. w dobie wypraw krzyżowych czy trwającego przez kilka po­koleń wznoszenia ogromnych świątyń. Życie codzienne wieków średnich upływało przeważnie w przyziemnym trudzie - ale raz po raz rozżarzało się płomiennym heroizmem wielkich czynów dla wiary, duszy i dobrej sławy, aż do samozniszczenia i przera­żających dziś tragedii.

Pod znakiem takich treści rozwijała się ówczesna sztuka i lite­ratura.

Kiedy Polskę nawiedzały pierwsze misje, rozszerzać się począł nowy styl monumentalny, który przez XI i XII stulecie ogarną! wszystkie kraje chrześcijaństwa zachodniego. Styl zwany romań­skim, o hierarchicznie uporządkowanych członach, bryłach i ko­lumnadach budowli kościelnych oraz bogatej symbolice planu i wyposażenia plastycznego, wyrażał idee analogiczne do tych, które mieściły się w doktrynach religijno-społecznych. Już jed­nak w budowlach XII-wiecznej Francji zrodziła się kolejna for­ma architektoniczna, styl wielkich katedr - gotyk, w którym materia jeszcze wyraziściej poddana została idei. Ukierunkowa­ny wzwyż, strzelisty i ostrołukowy, o zwielokrotnionej dekora­cyjności stron zewnętrznych, obrastających rzeźbą i płaskorzeź-4, indywidualizowaną z naturalnym realizmem, a komponowa-

często w cykle o funkcji dydaktycznej, gotyk z macierzystej


0x08 graphic

10

Wprowadzenie w epokę

Francji podbił rozległe obszary Europy? przybierając na nich różnicujące go rysy lokalne. W Polsce estetyka gotyku weszła na długo do upodobań i tradycji kultury ludowej.

0x08 graphic
Uniwersalizmowi ideologii chrześcijaństwa sprzyjała wreszcie wspólnota języka liturgii, teologii, nauk i administracji. Języ­kiem tym była na Zachodzie łacina — czynna spuścizna po im­perium rzymskim; czynna, a nie wszędzie etniczna, przeto pod­legła zmianom. W Italii i na terytoriach, gdzie ongiś była mową załóg i kolonistów rzymskich, przez wieki żywa, po trosze sta­piająca się z narzeczami miejscowymi, pod koniec pierwszego tysiąclecia nowej ery wydała z siebie języki zwane dziś romań­skimi, lecz ostała się jako ponadnarodowy język Kościoła i wszystkich jego instytucji. W niektórych szczegółach gramatyki zarzucono reguły antyczne, bez oporu mnożono neologizmy; konieczne, by wyrazić nowe treści, i nie przestrzegano wszyst­kich zasad klasycznej pisowni, lecz mimo to — albo raczej dzię­ki temu — łacina wieków średnich sprostała najtrudniejszym te­matom, jakie wymagały wypowiedzenia, nie ustępując miejsca językom wernakularnym (rodzimym).

Razem z tą mową chrześcijaństwo przyniosło do Polski łaciń­ski alfabet i środki techniczne do sporządzania oraz rozprowa­dzania tekstów, od dawna wypróbowane gdzie indziej. Obok kodeksów, które zabrały ze sobą i otrzymywały tutaj najstarsze misje, zakonne obsady klasztorów oraz kapituły, musiało przy­bywać manuskryptów produkowanych w miejscowych skrypto-riach kościelnych i kancelariach władców. Ich twórcami pozo­stawali wyłącznie duchowni. Na ukośnych, wysokich pulpitach z tkwiącymi w nich rogami bydlęcymi na inkaust ciemny i czer­wony, pióra gęsie i łabędzie do pisania na pergaminie (długi czas przywoźnym, pospolicie ze skóry cielęcej, łamanym w pro­stokątne składki) czy — znacznie później: od XIV w. — na pa­pierze, a także rylce do roboczych notat kancelaryjnych, sądo­wych i szkolnych na tabliczce woskowej, sporadycznie zaś rów­nież dłuta w warsztatach kamieniarskich, wykonywały, jak wszędzie, zwykłą robotę. Pismem pierwszego okresu była ufor­mowana w VIII-IX w. minuskuła i majuskula karolińska, o klarownym i dość prostym dukcie wiedzionym poprzez schemat 4 linii. W XII stuleciu zaznaczyły się u nas wczesne wpływy duktu zwanego gotyckim, o ostro załamanych konturach i kon­trastowej miąższości kresek — wydajniejszego niż poprzednie, z nasiloną brachygrafią (skrótowością zapisu wyrazów), w odmia

II

Piśmiennictwo a literatura

nach zawisłych od środowiska i przeznaczenia: kaligraficznej (kodeksowej) bądź kursywnej (w pracach kancelaryjnych). Pis­mo gotyckie panowało do kresu epoki, utrwaliło znane dziś za­bytki naszej literatury i narzuciło krój czcionkom wczesnych druków.

0x08 graphic
Zespół wytworów takich pracowni oraz dzieł pojedynczych autorów złoży) się na polskie piśmiennictwo średniowieczne. Polskie — to znaczy w Polsce powstałe i dotyczące jej spraw bądź wwiezione tu, aby im służyć, bez względu na język, jakiego w nim użyto: łaciński bądź tuziemczy. Piśmiennictwo — to zna­czy ogół tego, co napisane. O wszystkim wszakże mówić nie sposób. Wybór zaś omówionych faktów jest pochodną m. in. ich „metryki". Im starsze są dowolne składniki piśmiennictwa, tym obojęlniejsza staje się dla jego historyków ich treść: naj­prostsze zdanie może być relikwią narodowej kultury. Im zaś młodsze i już nierzadkie -- tym surowiej działać musi przesiew zabytków na korzyść tych, które ongiś świadomie wyposażono estetycznie, np. w rozwiniętą narrację, wyszukany styl albo tę regularność budowy, co odgranicza wiersz od prozy.

Piśmiennictwo bywało także literaturą pojmowaną jako sztu­ka słowa, ale nie stanowiło jej synonimu. Nie stanowiło tym bardziej, iż sztukę słowa podtrzymywano także poza piśmiennic­twem, a to w folklorze. Jednakże wieki średnie również w piś­miennictwie z upodobaniem stosowały środki wyrazu artystycz­nego do materii na pozór bądź rzeczywiście pozaartystycznej: dokumenty redagowano niekiedy prozą rytmiczną i rymowaną, kroniki -- w Polsce — swobodnie kojarzyły prozę i wiersz, któ­rym ujmowano też rozmaite treści po to, aby ułatwić ich zapa­miętywanie. Działo się tak w czasach fenomenalnej mnemolech-mki (sztuki zapamiętywania), nabywanej w szkołach lub ćwiczo­nej w praktyce życia -- i można rzec, iż w większej niż kiedy-olwiek mierze sztuka słowa istniała poza swymi utrwaleniami graficznymi, mianowicie w chłonnej świadomości społeczeństwa Większość rycerstwa, plebsu grodowego i cały lud wiejski przez suiiecia pozostawało analfabetami. Toteż słuch i pamięć sprzy­mierzały się w tej epoce jak w żadnej, aby z miejsca na miejsce i tv i h na pokolenic Przenosić przynajmniej niektóre tema-unr-.!, U;)'CCm' udoslCPn'ane rozrzuconym po kraju wysepkom insS.piSmienmctwa Prara współczynne z nimi, ideologicznie i instytucjonalnie, niepisane środki komunikacji.



12

Wprowadzenie W epokę



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Dla ówczesnych wytworów piśmienniczych, które istniały za­zwyczaj w nielicznych egzemplarzach, historia raz po raz okazy­wała się bezlitosna. Niektórych pozbawiły nasz kraj najazdy ob­ce i zaburzenia wewnętrzne. Jakąś ich część strawiły częste wte­dy pożary obracające w perzynę grody, klasztory, a nawet • według źródeł z epoki - cale miasta. Inną część skazało na za­tratę zużycie, a zatem nieczytelność, czasem i wykonanie kopii mogło być wyrokiem zniszczenia pierwotnego, nazbyt starego, tekstu; jeszcze inną -- nieaktualność treści lub jej opracowanie, Rzeczy ocalone muszą przeto mówić również za przepadłe.

Rozdział pierwszy

Twórczość ustna



0x08 graphic

loczątki dziejów piśmiennictwa w Polsce przypadły na dru­gą połowę X w., kiedy kolejny władca kraju rozciągającego się na ziemiach dorzecza Warty i Odry -- Mieszko, przyjął chrzest (966) wprowadzając swe państwo w obręb chrześcijańskiej ideo­logii, polityki i kultury zachodniej Europy.

Już uprzednio, bo przypuszczalnie od VI stulecia ziemie, któ­re złożą się na historyczną Polskę, nie były kulturową pustynią. Ich obraz, to wielkie bory ■ ■ poprzedzielane połaciami łąk i mokradeł, lecz także wypalonymi lub ornymi polami upraw, a gdzieniegdzie również stanowiskami dymarek do wytopu żelaza; pocięte siecią nie tylko swobodnych wód, lecz także przesiek przez lasy na szlakach między grodami, które wznosili biegli bu­downiczowie, a gdzie rozkwitało rzemiosło. Niemniej jest praw­dą, iż ziemie te, rzadko pokryte zwartym zasiedleniem, wiodły byt głównie rolniczy, poddany naturalnemu rytmowi życia przy­rody. Z niej wywodziły się nie wyłącznie dobra materialne, ale również składniki rozwiniętego światopoglądu i kultury ducho­wej mieszkańców. Obrót jasności dnia i mroki nocy oraz rytm pór roku narzucał zarówno tok powszednich zajęć rolniczych, rybackich czy łowieckich, jak kolejność i treść świąt oraz obrzę­dów religijnych. Rośliny i zwierzęta, kamienie i wody kryły w sobie utajone moce magiczne. Pogańskie wierzenia dawnych ple­mion były, jak w ogóle u Słowian, henoteistyczne (tj. uznające wyższość jednego boga nad innymi bóstwami), a każdemu z bóstw przyznawano odrębne przeznaczenie, atrybuty i związek z przyrodą, co określało różne też czynności kultowe — ofiarne, wróżebne, magiczne, dziękczynne. Zdaje się przy tym, iż na wschód od Odry rytuał pogański był prosty i bezkrwawy, a żer-cowie (kapłani) przynajmniej już w X w. nie stanowili nazbyt


14

T\vórczość ustna

Podania rodowe i plemieniu*

15



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
wpływowego klanu, w każdym zaś razie ustępowali znaczeniem świeckim zwierzchnikom wspólnot. Mimo to ośrodki najżyw­szych kultów, jak Gniezno u Polan, Sobótka u Ślężan, Łysieć u Lędzian (?), skutecznie przyczyniały się do wspólnoty plemion i prawideł życia.

Do prawideł tych należała m.in. cześć dla tradycji, obowiązek gościnności oraz przemożny szacunek wobec więzi rodowo-ro-dzinnej i sąsiedzkiej, a w niej — wobec porządku patriarchalne-go. Obieg i przenikanie się tych poglądów i wartości ułatwiało bliskie pokrewieństwo językowe tzw. lechickiej grupy słowiań­skiej, która obejmowała ludy między pobrzeżami Wisły i Łaby a południowym Bałtykiem i Karpatami. Z niej właśnie z biegiem X w. wyłoniło się państwo Mieszka i jego syna Bolesława, które wokół dziedzicznej ich ziemi z grodami Gnieznem, Poznaniem, Kruszwicą i Kaliszem ogarnęło krainy Mazowszan z Płockiem, Lędzian (?) z Sandomierzem, Wiśłan z Krakowem, Opolan z Opolem, Ślężan z Wrocławiem oraz wschodnie Pomorze, nie li­cząc obszarów pomniejszych i traconych na rzecz ludów ościen­nych. Na przełomie X i XI w. całe owo państwo zaczęto zwać krajem Polan ('oraczy pól') — Polską.

Od świata kultury chrześcijańskiej, spadkobiercy części do­robku antyku greckiego i rzymskiego - - lecz często zbyt bez­względnego tępiciela słabszych a opornych kultur pogańskich -od Zachodu długo odgradzały przodków Polan liczne plemiona nadłabskie. Można jednak przypuszczać, że wieści o chrześcijań­stwie dotarły między Wartę a Noteć wcale rychło, a to od po­łudnia. Niemal do końca bowiem wieku X w szczególny sposób toczyły się dzieje Wiślan, żyjących nad górną Wisłą, Dunajcem i Wisłoka. Nie ulega wątpliwości, że około połowy IX stulecia istniała tam ludna organizacja plemienna pod władzą „bardzo silnego księcia", który — pokonany w roku 875 przez państwo wielkomorawskie, gdzie krzewiło się chrześcijaństwo obrządku rzymskiego, lecz ze słowiańskim językiem liturgii — zmuszony został do przyjęcia chrztu; po czym ziemie Wiślan popadły na długo w zależność bądź przynależność do Wielkich Moraw, a następnie do Czech. Ślady istnienia chrześcijaństwa w Polsce południowej na przełomie IX i X w. są zatarte, lecz w X w. mogła czynna być tam liturgia słowiańska, choćby dla załogi czeskiej na Wawelu, a później obok słowiańskiej ■ łacińska. Czy zajmowano się wtedy na miejscu jakowymś piśmiennic­twem, nie wiadomo. Z pobliża więc ojcowizny Mieszka Nowe,

choćby zaledwie jako zniekształcone pogłoski mogło się przesą­czać powoli do świadomości starszych pokoleń. Jeszcze pewniej działo się tak za sprawą bezpośrednich zetknięć, bo zmagań, m.in. o Śląsk, naszych Polan z Czechami, których chrystianiza­cja odbyła się paroma nawrotami w IX w.

U progu historii ustrój, kultura i orientacja polityczna Polan, kierowanych przez jednostki o ogromnym talencie przywód­czym, była zdolna bez większych wstrząsów przejść na wyższy stopień feudalnej organizacji społecznej i zarazem przyswoić so­bie o wiele bardziej złożoną doktrynę religijną. Również pierw­sze zabytki przywoźnego piśmiennictwa kościelnego, pierwsze u nas, zrazu ręką cudzoziemską kładzione zdania łacińskiej kores­pondencji, dokumentów i notat dzicjopisarskich, pierwsze w ję­zyku „słowiańskim", tuziemczym albo czeskim zbudowane naj­prostsze formuły katechetyczne na użytek misji chrystianizacyj-nej nie zastały tu próżni, jeśli przyjąć, że Polanie uprawiali nie tylko rolę, lecz także — jak większość szczepowych pobratym­ców — rodzimą odmianę sztuki żywego słowa: ustną „literatu­rę" ludową — folklor.

W głęboką, niepoznawalną dziś przeszłość sięgały podania ro­dowe i plemienne snute wokół losów i dokonań zbiorowości oraz wybitnych jednostek. Najżywotniejsze musiały być tematy z wydarzeń niecodziennych: wędrówek osiedleńczych albo pąci do dalekich ośrodków kultowych, obcych najazdów i własnych wypraw wojennych, a także łowieckich, ważnych wieców, od­wiedzin kupców cudzoziemskich... Istniał więc zapewne — jak u wszystkich, nawet prymitywnych, ludów całego świata — rodzaj epiki, wszczepiającej w świadomość kolejnych pokoleń dzieje i czyny przodków. Istniała też u Słowian zachodnich swoista in­stytucja, która je przechowywała i przekazywała. Byli nią starcy plemienni, ludzie wyjątkowej na ów czas pamięci i długowiecz­ności (życie ludzkie w X w. średnio przekraczało tylko dwa dziesiątki lat). Na opowieści sędziwych starców powoła się u nas Anonim Gali, a nieco później niemiecki kronikarz Helmold, według którego „starsi Słowian [połabskich] dzierżą w pamięci całe dzieje barbarzyńców". (Informacje starców jako miarodajne służyć będą również w przewodach prawnych.) Przekazywana ustnie, przesiewana upływem czasu, treść takich podań, zrazu naturalna i rzeczowa, powoli przybierała znamiona klechdy lub zgoła baśni. Samo ich trwanie było uporczywsze tam, gdzie „prawdę" słowa potwierdzały miejsca i przedmioty: kopce, po-



0x08 graphic

0x08 graphic

16

Twórczość ustna

bojowiska, kurhany bądź rodowy oręż praszczura. Czy owi treści epickie przyoblekały kształty inne niż prozaiczne, w miarę wierne, zdanie sprawy — np. formę uroczystej, zrytmizowanej recytacji modulującej brzmienie słowa — nie wiadomo.

0x08 graphic
Niemal wszystkie płody tej lechickiej „epiki" przepadły, gdy stały się społecznie nieaktualne, być może nawet tępione w no­wych warunkach historycznych. Tylko echa najistotniejszych, przełomowych wydarzeń przebiły się do chwili, kiedy zechcieli je podchwycić XII-wieczni kronikarze, a mianowicie za tradycją dworską pogłosy wywalczenia władzy przez protoplastę dyna­stii, która potem posiadła księstwo; oraz podania ajtiologiczne o założeniu i epizodach prahistorii Krakowa: czynach Kraka („Grakcha") — rzekomego eponima grodu, smoku wawelskim i o Wandzie. Te pierwsze, otwarte opowieścią o Piaście i Popielu, a dopełnione imionami potomków Piasta za wiarygodną trady­cją dynastyczną zamieścił na czele swego dzieła Anonim Gali, Drugie, w nowej ideowo i erudycyjnie obróbce, szeroko rozpro­wadzi mistrz Wincenty Kadłubek (który uwzględni też legendę o Popielu i Piaście), lecz osadzi je wyraźnie w Krakowie. Obydwie wersje, zwłaszcza Kadłubkowa, odzwierciedliły tym sposobem ówczesną rywalizację dwóch regionów: Wielkopolski i Małopol­ski, o prymat historyczno-polilyczny. Jeszcze później, w tzw. Kromce wielkopolskiej znajdzie się krótka opowieść o powstaniu Gniezna z woli Lecha (wraz z poprawną etymologią nazwy gro­du od gniazda), być może szczątek znacznie starszej całości; w XIV-wiecznej zaś redakcji tejże kroniki przytoczono klechdę o braciach: Lechu, Czechu i Rusie jako praojcach trzech plemion słowiańskich.

Czasy historyczne przysporzyły wyobraźni zbiorowej i żywej narracji nowych tematów. Na pewno krążyły ongiś z ust do ust wspominki o porażającym stary świat obalaniu dawnych bo­gów; o królu Chrobrym i jego panowaniu — w tym o zjeździe roku tysięcznego w Gnieźnie, dokąd przybył cesarz i ściągnęły zastępy wojów z ziem całego księstwa; o szczodrym a gwałtow­nym prawnuku Chrobrego... Jaki kształt przyoblekały takie re­lacje, nie wiadomo. Wielki znawca przeszłości, Jan Długosz, który wzmiankuje o „pochwalnych pieśniach", jakimi witan powrót Kazimierza Mieszkowica (Odnowiciela), zaświadcza t że z niektórych wydarzeń dziejowych rodziły się pieśni wykon wane jeszcze za jego dni wobec rzesz słuchaczy („in theat publicis" — 'na widowiskach publicznych'). Wykonawcami b

17

Pieśni. Przysłowia

wali przeto wówczas niezawodnie piewcy z profesji, biegli też w akompaniamencie muzycznym, w rodzaju tych, których doku­ment z roku 1336 określa mianem rimarii (rymarze, tj. układa-cze rymów). Tak, wedle Długosza, w niejednej pieśni sławiono ciężkie od łupów zwycięstwo polskie pod Zawichostem (1205); przypuszczalnie splot toku epickiego z cechami dramatu i liryki lamentu stworzył ludową pieśń o Ludgardzie, nieszczęsnej żonie Przemyśla II, jakoby uduszonej w podziemiach zamku poznań­skiego (1283), którą słyszał tenże kronikarz jeszcze za swoich dni.

0x08 graphic
Regularniej i powszedniej z dawien dawna utrzymywały się drobniejsze twory słowa, przede wszystkim pieśni obrzędowe: weselne, żałobne, wiosenne, sobótkowe, żniwne i kolędowe (no­woroczne), z których XV-wjeczne zapisy zachowały ledwo poje­dyncze starodawne słowa i okruchy przyśpiewek, a dopiero póź­niejsze - ■ przepiękne fragmenty. Czasów historycznych doszły także pieśni biesiadne, nucone z oklaskami. Do przyczyn ich za­niku należała więź z wierzeniami pogańskimi, które musiały sczcznąć, gdy zatryumfowało chrześcijaństwo. Zapewne powsta­wały też pojedynczo pieśni przygodne, treści dramatycznej (bal­ladowe). Strukturę wszystkich owych utworów można tylko od­gadywać. Była to poezja nieliczna, o wyrównanym, zwięzłym rozmiarze wersów i zwrotek, czyli o wyrazistej rytmice, nato­miast pierwotnie przypuszczalnie bezrymowa.

Na koniec, bez wątpienia czasów pogańskich sięgał jakiś za­sób rodzimych przysłów, w których uogólniono potoczne do­świadczenia współżycia człowieka z ludźmi i z przyrodą. Naj­starsze ich zapisy pochodzą co prawda z początków XV w., ale w XVI nie bez przyczyny opatrywano większość „powieści" (porzekadeł) mianem „starych" i „starodawnych".

■ ■


Pierwsze księgozbiory

19



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Rozdział drugi

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

Akt chrztu Mieszka i chyba także pocztu znamienitych jego współplemieńców odbył się w roku 966, przypuszczalnie pod­czas Wielkanocy, raczej w Polsce niż za granicą. O napływie du­chownych cudzoziemców, mianowicie Czechów, zapoczątkowa­nym przez kapelanów Dąbrówki (965) oraz przybyszów z Lota­ryngii i Bawarii świadczy rychłe (968) założenie biskupstwa mi­syjnego w Poznaniu pod zwierzchnictwem Jordana. Przebieg ca­łej akcji nie jest dokładnie znany. To pewne, że pod ochroną księcia zawładnięto najważniejszymi miejscami kultu pogańskie­go, osadzając tam znamiona i głosicieli nowej wiary; a prawdo­podobne, że misje poprzestawały na elementarnym pouczaniu neofitów ojej istocie mową „słowiańską" i że zasięg Nowego powiększał się powoli. Przełom przyniósł rok tysięczny, kiedy za przyczyną Chrobrego założono metropolię w Gnieźnie i podleg­łe jej biskupstwa we Wrocławiu, Krakowie i (na razie krótko­trwałe) w Kołobrzegu. W XI w. poddano jej diecezję poznań­ską, później nowe biskupstwa, w Kruszwicy i inne, tak że w wieku XII było ich dziewięć. Kamienne rotundy i bazyliki bu­dowano przy palatiach (rezydencjach) książęcych, a skromniej­sze, drewniane czasem świątynie we wszystkich znaczniejszych grodach.

Jednocześnie mnożyły się napływowe skupiska zakonne, naj­pierw benedyktyńskie w Trzemesznie, Łęczycy i Wiślicy, a od X] w. w Tyńcu, Mogilnie, Płocku, Lubiniu, na Łyścu, we Włoc­ławku i in.; z odłamu tegoż zakonu zwanego eremitami reguły św. Romualda wywodziła się skromna obsada eremitorium (pu­stelni) w Międzyrzeczu z pierwszych lat Xl w.; przed połową zaś XII w. napływać począł do Polski nowy zakon benedyktyńskie­go rodowodu: cystersi, którzy uzyskali lokacje m.in. w Jędrzejo-

wie, Łeknie, Lubiążu i Lądzie. Wtedy też zjawili się kanonicy regularni -- na Ślęży (polem we Wrocławiu), w Strzelnic, Czer-wińsku i Trzemesznie, a nieco później premonstratensi (norbcr-lanie) w Kościelnej Wsi pod Kaliszem i dalej, m.in. we Wrocławiu i na Zwierzyńcu w Krakowie, oraz tzw. bożogrobcy, najpierw w Miechowie i Gnieźnie. Zasobne gospodarczo dzięki nadaniom książęcym i rycerskim, niekiedy okazałe architekturą i sztuką sakralną opactwa i klasztory tego okresu, mniej, niż mogiy, zdziałały dla kultury umysłowej wiernych, ponieważ spo­ra część mnichów była obcej krwi i języka. Dopiero z XIII wie­kiem, mianowicie z przybyciem zakonów tzw. żebraczych, o-krzepnie powoli ich polskość, z błogosławionymi skutkami dla obróbki artystycznej języka narodowego.

Przy końcu XII w. organizacja kościoła w Polsce liczyła po­dobno do tysiąca parafii. Jej spoistość doznała szeregu prób, najcięższe przyniósł wiek XI: wybuch pogańskiej reakcji ludowej (1034 r.), który spustoszył ośrodki Wielkopolski i może Śląska; inne wynikały z historii Kościoła rzymskiego na Zachodzie. Jak­kolwiek jednak podbój religijny społeczeństwa polskiego w cią­gu dwóch pierwszych stuleci nie został zakończony, Kościół w Polsce umocnił się i stał się ostoją idei zjednoczenia państwa w dobie rozbicia dzielnicowego XII-XIII stulecia.

Od działalności duchownych zaczęła się historia piśmiennic­twa w kraju Mieszka i jego następców. Długi czas piśmiennic­two zaspokajało potrzeby wyłącznie rządców państwa oraz koś­cielne. Tym ostatnim służył zrazu wwóz gotowych już ksiąg, przede wszystkim liturgicznych i prawniczych, z Niemiec, Czech, Francji i Włoch. Gromadzono je zwłaszcza przy znamienitszych świątyniach (katedrach). Tylko jeden taki księgozbiór znany jest z ówczesnych inwentarzy: w latach 1101 i 1110 spisano zasób manuskryptów katedry krakowskiej. Obok dzieł treści religijnej z Biblią na czele znajdowały się tam teksty poetów antycznych: Stacjusza, Persjusza, Terencjusza i Owidiusza oraz historyka Sallustiusza, podręczniki szkolne i zwody (czyli zespoły) praw. Również inne miejsca szczyciły się cennymi nieraz okazami ksiąg o wspaniałym piśmie, iluminacjach i oprawie, jak tyniec­kie Sacramentarium bądź Ewangeliarz („Złoty kodeks") pfocki, aczkolwiek najstarszy z ocalałych do dziś zabytków to skromne gnieźnieńskie Capitulare Eva>igeliorum de aimi circulo ('treści Ewangelii na rok kościelny') - rodzaj kalendarza liturgicznego


20

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

Początki dziejopisarstwa

21



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
z przełomu VII] i IX w., przywiezione tu być może już za Dą­brówki. Większość owych rękopisów przepadła potem w poża­rach i rabunkach lub opuściła Polskę.

Po pewnym czasie musiały powstać pierwsze skryptoria ■ pracownie kopistów, a później także tłumaczy, urządzane przy kapitułach i w większych klasztorach, zwłaszcza reguły benedyk­tyńskiej, gdzie zalecano m.in. zbożny mozół spisywania ksiąg. Teksty przywoźne i sporządzane na miejscu służyły też naucza­niu w szkołach, które z wolna zaczęto organizować przy kated­rach. Zadanie ich polegało na kształceniu młodzi przeznaczonej do stanu duchownego w liturgii i w śpiewie kościelnym, a pod­stawą było nauczanie łaciny dla przyswojenia elementarnych przedmiotów według programu, jaki obowiązywał w chrześci­jaństwie zachodnim. Wiadomości o ówczesnych szkołach w Polsce są nikłe. Pierwszą mogła być poznańska, następną gnieź­nieńska, poświadczona przy końcu XI w. (lecz może nawet o stulecie starsza), podobnie jak krakowska, o innych mówią źródła dopiero XII-wieczne. Przez szkoły owe przechodzili coraz liczniejsi klerycy tuziemcy; niektórzy z nich, nawet dynastyczne­go rodu, jak Kazimierz Mieszkowic (Odnowiciel), jego siostra Gertruda czy Zbigniew, syn Włodzisława Hermana, dopełniali nauk za granicą, zwłaszcza w ośrodkach francuskich i niemiec­kich. W połowie XII w. pojawiają się pierwsi graduaci (posiada­cze tytułów naukowych; od łac. gradus -- 'stopień') Polacy po studiach w Paryżu albo Bolonii. Duchowni polskiego pochodze­nia, księża i urzędnicy zajęli się też wkrótce samodzielną twór­czością piśmienniczą.

Doniosłe zadanie przypadło instytucji, która przez całe epoki wnosić będzie wydatny wkład w rozwój piśmiennictwa w Polsce. Była nią capella czyli kancelaria książęca (królewska), a w niej wyborowy zespół „kapelanów", którzy wykonywali dla władcy wszelkie usługi wymagające użycia pióra. Pełniąc te obowiązki, kapelani-sekretarze nabywali wyjątkowej wiedzy o przeszłych i bieżących sprawach polityki, redagowali akty i listy, czuwali nad losem niezbędnych dokumentów. Zmiennym oparciem kan­celarii były naprzód raczej grody Wielkopolski; od Kazimierza Odnowiciela prawdopodobnym miejscem jej pracy stał się Kra­ków. Na Wawelu też najpewniej założono główne skryptorium i archiwum państwowe. W każdym razie nie przypadkiem właśnie z kancelarii książąt wyłonią się najdawniejsze zabytki naszego dziejopisarstwa.

piśmiennictwo w Polsce X-XIIJ stulecia tworzyło kilka ga­tunków i zespołów tematycznych, o postaci przeniesionej do nas z Zachodu, a następnie zwykle powielanej przez naśladownic­twa. Według kolejności chronologicznej znanych dziś bądź źród­łowo poświadczonych zabytków okazały się nimi: historiografia, czyli dziejopisarstwo złożone z roczników i kronik; hagiografia (gr. hagios — 'święty'), czyli żywotopisarstwo świętych; epigrafi­ka (gr. epi - !na\ graphein - 'pisać') to jest literatura inskryp-cyj, czyli napisów umieszczanych na budowlach i przedmiotach, oraz liryka religijna, następnie zaś kaznodziejstwo. Obok zja­wisk mnożących się w ciągi i zespoły wystąpiły pozycje odosob­nione w swoim charakterze, lecz przecież innym pokrewne, o niepośledniej wartości; obok prozy — struktury wierszowe, nie­kiedy w lym samym dziele jako jego komponent i ozdoba. Obok górującej liczbą dokumentów i pojemnością zastosowań łaciny zakiełkują pierwociny użycia języka narodowego, a wśród nich znajdą się prawdopodobnie już wtedy dokonane świetne osiągnięcia: w poezji — pieśń Bogurodzica, w prozie — Kazania tzw. świętokrzyskie.

Dziejopisarstwo zachodniej Europy było w X w. od dawna uformowane. Ideologia Kościoła, a także mecenat feudałów świeckich dyktowały tematykę i wykładnię przebiegu zdarzeń. Poszczególni historiografowie traktowali swą pracę nie tylko ja­ko przyczynek do wiedzy o minionem, lecz nade wszystko jako zasługę parenetyczną (wychowawczą) wobec współczesności pouczanej o nadprzyrodzonym z woli Opatrzności obrocie spraw ludzkich, o jego celowym ładzie i wymowie moralnej. Los jednostek i narodów pojmowano jako rezultat stosunku do Bo­ga, Jego praw i Jego ziemskich namiestników. Zdobycie swego miejsca obok innych władztw, nacyj i herosów chrześcijaństwa stawało się świadomą ambicją kolejnych państw europejskich. Kompozycja i styl ujęcia tematu historycznego, mianowicie w części gatunku zwanego kronikarstwem (gr. chronos - 'czas'), a zwłaszcza w innym, określanym mianem gęsta (łac. 'czyny, dokonania'), otrzymywały staranną obróbkę na równi z trady­cyjnymi gatunkami literatury pięknej, aby spotęgować ich efekt artystyczny.

Historiograficzne ,,unieśmiertelnienie" spraw Polski w jej inte­resie i służbie miało skromny początek w annalistyce (od łac. annus — 'rok'), czyli rocznikarstwie.


22

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

Gęsta Anonima Galia

23



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Rocznikarstwo rozwinęło się na zachodzie Europy w postaci przygodnych zwięzłych notat, które w ośrodkach kościelnych czyniono na marginesach tablic paschalnych (tj. terminarzy świąt ruchomych roku kościelnego z Wielkanocą na czele, opra­cowanych w cyklach po 19 lat). Treść notat dotyczyła wydarzeń ważnych dla Kościoła w ogóle i lokalnych, a także politycznych (jak wojny czy dzieje dynastii), losowych (pożary, epidemie) i niekiedy prywatnych. Niezależne od siebie krótkie zdania orze­kające, bez piętna osobowości autorskiej, kładziono przy dacie rocznej wydarzenia. Wartość annałów była ogromna: zarówno poznawcza, jak prawna, albowiem szacunek dla słowa pisanego nadawał im autorytet miarodajnego dokumentu. Stąd pow­szechne stało się pragnienie posiadania własnych roczników przez każdą instytucję kościoła i państwa, a w następstwie — masowe kopiowanie starszych źródeł jako oparcia dla samo­dzielnych kontynuacji, które znów często wzbogacano przejąt-kami z jeszcze innych zwodów rocznikarskich. Niektóre prowa­dzono przez cale wieki rękami nawet parudziesięciu annalistów.

Podobnie działo się w Polsce. Pierwszym był rocznik konty­nuowany od około roku 970 w otoczeniu biskupa misyjnego Jordana jako ciąg dalszy annału, który ułożono zapewne w Ful-dzie. Ten właśnie rocznik przechował epokowe fakty w zapi­skach naczelnych: ,,965 Dubrouca venit ad Mesconem" — 'Du-browka [Dąbrówka, Dobrawa] przybyła do Mieszka'; „966 Mysco dux baptisatur" 'książę Mieszko zostaje ochrzczony'; 967 Boleslaus... natus est..." 'urodził się Bolesław' (Chrobry) -które powtórzą liczni annaliści. Uzupełniany z kolei od około 1000 r., przypuszczalnie przez Radzima-Gaudentego, arcybisku­pa gnieźnieńskiego, padł łupem Czechów w 1038 r. Drugi rocz­nik, również niemieckiego pochodzenia, przywiozła w 1013 r. na dwór Mieszka H jego nowo poślubiona żona, Rycheza; tu, obok przejątków z poprzedniego annału Gaudentego, aż do jej powrotu do Niemiec upamiętniano głównie wydarzenia z życia dynastii; gdy zaś w roku 1038 lub 1039 jako dokument wagi państwowej ponownie znalazł się w Polsce z synem Rychezy -Kazimierzem Odnowicielem, długo kontynuowany, posłużył do sporządzenia najstarszej części Rocznika kapitulnego krakowskie­go (dawnego), której prawdopodobnym twórcą był Suła-Lam-bert, późniejszy biskup krakowski, pierwszy znany z imienia an-nalista Polak. Tak zaczęła się bujna później annalistyka mało­polska. Ciąg dalszy tegoż tekstu przyrastał do 1119 r. W roku

1266 zrobiono zeń wyciąg, zachowany do dziś jeden z reliktów przepadłego pierwowzoru.

Trzeci cenny zabytek z tego okresu to tzw. Rocznik święto­krzyski dawny, układany przypuszczalnie w Krakowie. Istniejący do dziś w autografie swego bezimiennego twórcy — najstarszym autografie naszego piśmiennictwa — zapiski sięgające roku 1119 zapożyczył z tegoż źródła co rocznik poprzedni, a pod datami 1122-1136 zamieszczał notatki oryginalne, wciąż w postaci su­chych stwierdzeń, nawet przy zdarzeniach burzliwych i tragicz­nych. Ten typ redakcji ulegnie zmianom dopiero w znacznie bo­gatszej annalistyce polskiej Xiii w. pod wpływem kronikarskiej metody narracyjnej. Dziesiątki kompilacji rocznikarskich pow­staną do końca epoki w wielu kapitułach i klasztorach. Wchło­nie je wielka synteza Jana Długosza, a praktyka ich podtrzymy­wania zaniknie bezpowrotnie w wieku XVI.

W początkach XII w. państwo polskie doznało głębokich wstrząsów. Zamieszki wewnętrzne u schyłku panowania Wlo-dzisława Hermana przeszły po jego zgonie (1102) w dziesięcio­letnie zmagania o niepodzielny tron między młodzieńczym Bo­lesławem III a jego przyrodnim bratem Zbigniewem, zakończo­ne oślepieniem i rychłą śmiercią Zbigniewa, co jako zbrodnia zagroziło moralnym prawom triumfatora. W tymże czasie księ­stwo dźwigało ciężar szeregu wojen, wśród nich odporu najazdu potęgi cesarza Henryka IV (1109), a niebawem (1117) musiało okiełznać bunt palatyna Skarbimira z wpływowego wtedy rodu Awdańców. Pośród takich okoliczności, w latach najpewniej 1113-1117 nie znany bliżej „wygnaniec i wędrowiec", mnich be­nedyktyn z obszarów romańskich, wykształcony prawdopodob­nie gdzieś w środkowej Francji, a przybyły doraźnie z Węgier, napisał opowieść o wydarzeniach z dziejów Polski, od na poły legendarnych początków dynastii po rok 1113.

Anonim, od XVI w. zwany Gallem (łac. Gallus — czyli tutaj 'Francuz'), podjął swą pracę prawdopodobnie na zlecenie zaufa­nego współpracownika Bolesława, zwierzchnika kancelarii Mi­chała Awdańca, któremu prócz opieki zawdzięczał informacje i odpowiednie komentarze ideowe. Cel pracy wydaje się trojaki: historiograficzny — danie pierwszej rozwiniętej relacji o Polsce jako kraju, społeczeństwie i państwie; publicystyczny ■ uwy­datnienie walorów osobistych aktualnego władcy tak, by przy­słonić świeży grzech kaźni brata; polityczny: rozpowszechnienie


24

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

wiary, iż za sprawą Krzywoustego nastąpi przywrócenie pań­stwu polskiemu wysokiej godności monarchii. Co i w jakiej mie­rze płynęło z inspiracji mocodawców, co zaś dopowiedział inteli­gentny Anonim, nie sposób rozdzielić.

0x08 graphic
Tendencje wymierzyły zawartość dzieła. Na jego tworzywo złożyła się naprzód tradycja dynastyczno-dworska, zasilana wspomnieniami świadków nowszych epizodów historii polskiej; nieliczne, jak się zdaje, źródła pisane, w tym zaginiony później Liber de passione S. Adaiberti, na koniec obserwacje własne by­strego autora. Niespełna jedną trzecią część całości wypełnił Gallus tym, co uważał za istotne bądź właściwe dla dziejów do chwili „cudownych" narodzin panującego księcia; ponad dwie trzecie poświęcił przeto losom Krzywoustego: najpierw jego la­tom młodzieńczym, następnie dokonaniom prawdziwie donios­łym, jak ocalenie niezawisłości państwa w starciu z cesarstwem, zwycięskie boje z Czechami, podbój pogańskiego Pomorza, na koniec dramatowi Zbigniewa i — znacznie obszerniej - aktowi pokuty triumfatora.

Anonim, sam urzeczony krajem i ludźmi, z wielką siłą za­świadczył niezłomny u Polaków kult wolności, ich narodowe za­lety oraz przekonanie ich przywódców o zasadności swych praw suwerennych. Choć cudzoziemiec, stał się szczerym wyrazicielem naszej racji stanu, świadomości narodowej i zgolą patriotyzmu ówczesnych Polaków. Jakkolwiek zaś sam był mnichem, a pierwszą część pracy dedykował episkopatowi Polski, nie tylko przejawiał neutralność wobec kwestii prymatu Kościoła przed władzą świecką, lecz sprawy doczesne poczytał za stosowniejsze dla tematu niż duchowe.

Całą tę zawartość podporządkował Gali spoistej zasadzie kompozycyjnej. Stanowiła ją reguła trójdzielności. Ideologicznie nadrzędna była dlań widoczna koncepcja triady wielkich imien­ników: Chrobrego, Szczodrego i Krzywoustego, w której z fak­tu, iż dwaj pierwsi to koronaci, obdarzeni sakralną godnością pomazańca, mogła wynikać wieszcza zapowiedź dla trzeciego Bolesława, spadkobiercy ich sławy i władzy. W strukturze zaś dzieła symetryczna trójdzielność przejawiła się ułożeniem 3 ksiąg, przy czym każdą poprzedza list dedykacyjny i wierszowa­ny „epilog" (streszczenie księgi), a treść każdej urozmaica jedna „pieśń" tudzież trzy mowy czynnych tam postaci, w jakim stop­niu autentyczne, trudno orzec.

Sposób kreowania głównego bohatera opowieści, Bolesława

25

Gesiu Anonima Galia

111, nie pozbawiony rysów panegirycznych w sylwecie wodza, rycerza i chrześcijanina, prezentujący go poprzez jego czyny, wskazuje, jakie wzory typologiczne ówczesnego dziejopisarstwa europejskiego przyświecały Gallowi. Były nimi gęsta, gatunek nistoriograficzny o tematyce świeckiej, zwłaszcza rycerskiej, wte­dy właśnie kwitnący szczególnie w północnej Francji, Nadrenii, Anglii i w Niemczech południowych. Od kronik różniły się gę­sta m.in. skupieniem treści wokół wybranej jednostki oraz swo­bodą budowy (nie uwzględniały rygoru chronologii wg dat rocz­nych) i artyzmem narracji. Właśnie jako narrator-arlysta Ano­nim Gali dał najwięcej od siebie. Niepospolity talent epicki, użył w swej opowieści bogatego zasobu środków ekspresji, świetnie bowiem władał regułami modnego od końca XI w. stylu literac­kiego, które tworzyły tzw. ars dictandi (łac. dosłownie — 'sztu­ka dyktowania')- Zgodnie z nimi posłużył się prozą, w której tok (tzw. cursus) rozwiniętych zdań tętni! -- słuchowo kontro­lowanym — rytmem, a rytm współdziałał z rymami, jakie dźwięczały szczególnie w zakończeniach zdań. Proza rytmiczna i rymowana przelewała się raz po raz w wyrównane „wierszowa­ne" całostki, niezależnie od osobnych wstawek poetyckich, Jak się zdaje, działo się tak również wtedy, kiedy efektem formal­nym autor pragnął przesłonić treść szczególnej drażliwości, np. w sławnym po wiekach zdaniu o przyjęciu na Węgrzech wypę­dzonego z Polski Bolesława Śmiałego:

0x08 graphic
Quum audisset Vladislaus Boleslaum advcnire, partim gaudet ex amico, partim restat locus irae: partim ex recepto ąuidcm fratre gaudet et amico, sed de fratre Vladislao facto dolct inimico. (Kiedy Władysław [król węgierski] usłyszał był, iż przybywa Bo­lesław, po części cieszy się przyjacielem, po części odczuwa gniew: cieszy się wprawdzie, że przyjmuje brata i druha, lecz bo­leje, iż [drugi] brat - Włodzisław [Herman] stał się [dla niego] wrogiem).

, Takie środki, wraz z innymi tropami, jak np. onomatopeje słyszalne w opisach batalistycznych przy głośnym recytowaniu tekstu, musiały wywoływać wspaniały efekt.

Wzmiankowane już fragmenty wierszowane Gallowych gesla otwierają (obok rzadkich a niemal nie znanych dziś zastosowań w epigrafice) dzieje poezji w Polsce. Samo umieszczenie ich w miąższu prozy dziejopisarskiej było wtedy pomysłem nowator­skim. Gali używał wypracowanego w poprzednich stuleciach sy­stemu wersyfikacji, odległego od antycznej metryki iloczasowej,




26

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

„Kronika" Wincentego Kadłubku



0x08 graphic
0x08 graphic

opartego zaś na akcencie wyrazowym, wyrównaniu liczby zgło­sek w wersach (izosylabizmie) i na rymach. Wewnątrz toku swoich gęsta raz po raz formował drobne całostki o kształcie re­gularnego wiersza, mianowicie 8-zgłoskowce trocheiczne — wzór ulubionej później struktury polskich pieśni i dialogów, a także leoniny (nazwa o niejasnym pochodzeniu) ■ wersy, w których współbrzmiały ostatnia sylaba „stopy" drugiej i pierw­sza trzeciej oraz „stopa" ostatnia, z ostrą cezurą dwudzielności wersu. Natomiast osobne utwory w jego dziele to wiersze pisane przeważnie w 15-zgłoskowcach trocheicznych (o „stopach" zło­żonych w praktyce z sylaby akcentowanej i bezakcentowej, przy czym ostatnia w wersie była jambem). Tak skomponował Ano­nim przejmujący tren na śmierć Chrobrego (1 16); Omnis etas, omnis sexus, omnis ordo currite... ('Bieżcie, ludzie wszelkiego wieku, płci i stanu') -- łącząc rymem wersy w lercyny, a lopikę żalu kładąc w usta owdowiałej Polski, Wzorem tego lamentu był dlań anonimowy planktus na śmierć arcybiskupa Canterbu-ry, Lanfranca (zm. 1089). Podobnie „epilog" księgi II - o jed­nakowym rymie tzw. tyradowym; następnie (II 28) pieśń wojów Krzywoustego o łupach znad Bałtyku, inc: „Pisces salsos et fe-tentes..." ('Ryby słone i cuchnące') - w 3 dystychach; znów ,,epilog" na wstępie księgi III w tercynach, inc: „Deo vero laus et honor, regnum, virtus, gloria!" ('Bogu prawdziwemu sława i cześć, królestwo, moc, chwalą!') -- opis krwawej, lecz zwycię­skiej bitwy z Pomorzanami; wreszcie pieśń niemieckiej straży obozowej (III 11) sławiącej waleczność polskiego księcia: Boles-lave, Boleslave, dux gloriosissime ('Bolesławie..., wodzu prze­sławny'). Ośmiozgloskowcem o rytmie trocheicznym ułożył „epilog" do księgi 1: Boleslavus dux inclilus, Dei dono progeni-tus... ('Bolesław książę wsławiony, z daru Boga spłodzony'). Czy niektóre z owych utworów, zwłaszcza ,,pieśni", miały pod­kład muzyczny, nie można orzec.

Anonim, autor wiarogodny acz dyskretny w materiach drażli­wych, a wirtuoz stylu, stworzył więc dzieło pod wieloma wzglę­dami niepowszednie nawet w skali europejskiej, a poznawczo niezastąpione mimo swych luk i przemilczeń. Korzystali z niego kolejni kronikarze polskiego średniowiecza, w różnym zresztą stopniu, a proza rytmiczna i rymowana będzie się odtąd poja­wiać w rozmaitych zabytkach łacińskich i polskich epoki. Na-j tomiast dalszy los autora i pierwotnych manuskryptów z jego tekstem pozostał tajemnicą. Pierwsza indywidualność w pocz

cic twórców naszej literatury, człowiek, który tematykę polską uznał za godną unieśmiertelnienia pismem, swój zaś utwór -recytowania w żywej mowie, i który trudził się m.in., aby dar­mo nie pożywać chleba polskiego, oczekiwał przecież od zlece­niodawców jakowejś nagrody, którą by mógł złożyć w niewia­domym miejscu swych ślubów zakonnych. Możliwe, iż jego na­dzieje spełzły na niczym, gdy bunt Skarbimira, drugiego po Krzywoustym bohatera gestów Gallowych, ściągnął niełaskę również na lodowców palatyna. Najstarsze rękopisy dzieła przepadły; kopię najdawniejszą z ocalałych do dziś wykonano jeszcze w XIV wieku.

Kilkadziesiąt lat później sięgnął po pióro dziejopisa rodowity Polak. Stało się tak w odmiennej sytuacji, gdy jedynowładztwo, przywrócone w państwie na oczach Galia, rozsypało się na władztwa dzielnicowe; ale też nie bez podobieństw genezy: jak pierwsza, tak druga relacja kronikarska powstała za przyczyną wysokiego dostojnika, tematem ogarnęła niepodzielnie historię całego kraju, a czerpała też ze źródeł pisanych, które zalegały na podorędziu w kancelarii książęcej i w archiwach kościelnych, łącznie z tekstem gestów Anonima Galia.

Mistrz Wincenty Kadłubek podjął swe dzieło na zlecenie Ka­zimierza Sprawiedliwego około roku 1190 i pisał je do początku XIII w. W przewodnich założeniach ideowych połączył motywy tak kościelne jak państwowe, przyznając ogólny prymat tym pierwszym: łaska Boga i przychylność Kościoła zapewniała szczęśliwy byt krajowi; jej brak ściągał klęski na całą wspólnotę narodową. Przeszłość pouczała o tym teraźniejszość. Pod taką jednak wykładnią historii Kadłubek dowiódł dojrzałej racji sta­nu; woli zjednoczenia państwa, a także świadomości narodowej, zaostrzonej przez antagonizm wobec Niemców i Czechów. Był to kronikarz-patriota; tytułem do chwały, także mężów Kościo­ła polskiego, uczynił działanie dla dobra państwa. Jednocześnie dał upust regionalnym (krakowskim) ambicjom politycznym, równoważąc nimi wielkopolskie tradycje państwotwórcze. Wśród takich tendencji kilka lematów potraktował z wyraźną pieczołowitością, zwłaszcza czyny uwielbianego mecenasa księcia Kazimierza, zwierciadła sprawiedliwości.

Kronika Wincentego, miewająca w późniejszych przekazach tytuł Cronica Polonorum otrzymała dwoiste znamiona. Naprzód historiograficzne. Dzieło jego, rozłożone na 4 księgi, objęło dzie-



28

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

„Kronika" Wincentego Kadłubka

29



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
je Polski od zarania do roku 1202. Pierwszą księgę wypełniły cykle podań małopolskich i wielkopolskich sprzed nastania hi­storycznej dynastii, po części przypuszczalnie przejęte z lokalne­go folkloru, po części -- z lektur, po części wymyślone; drugą, czerpiącą z Galia -- okres od Piasta do około 1110 r.; trzecią - wydarzenia z lat 1110-1173 po schyłek życia Bolesława Kę­dzierzawego, spisane według tradycji ustnej; na koniec, w księ­dze czwartej zamieścił opis rządów Mieszka Starego i Kazimie­rza Sprawiedliwego, przy czym korzysta! z osobistej znajomości ludzi i czasów. Kronikarz podbudował tę materię niebywałą do­tąd wśród jego rodaków erudycją, jakiej nabył na studiach we Francji, i rozległym oczytaniem w klasykach antyku — poetach, historykach i moralistach, w dziełach kościelnych oraz w kom­pendiach z różnych dziedzin ówczesnej wiedzy, przede wszyst­kim zaś wysoką biegłością w prawie. Niektóre miejsca zdradzają pewną znajomość nawet języka greckiego. Była to erudycja eklektyczna i choć nierzadko pozbawiona krytycyzmu wobec swych źródeł, sprawiła, iż Kronika wchłonęła treści o pokroju encyklopedycznym.

Obok dziejopisarskich i parenetycznych, kształtujących wj chowawczo poglądy czytelnika, dzieło to otrzymało szczególne rysy literacko-artystyczne w swojej kompozycji i warstwie styli­stycznej. Kompozycja jest dwudzielna. Pierwsze 3 księgi to po­przedzony prologiem dialog — struktura rzadka w historiografii epoki, o ciekawym rozkładzie ról między narratora a komenta­tora. Narratorowi powierzył autor głównie snucie opowieści o dziejach, a komentatorowi — ich osąd. Naprzemienny ten dwugłos ustawicznie urozmaicał tematykę kroniki. Prymat zdaje się należeć do komentatora. On to wpada w dygresje, wywodzi paralele ze starożytnością biblijną i pogańską, kreuje podobień­stwa i przeciwieństwa postaci, orzeka o moralnej wartości wy darzeń, a prymat parenezy przynosi urozmaicanie dyskursu o cją, anegdotą, parabolą, legendą i sentencjami, aby zajmując przysparzać użytecznej mądrości. Dla przydania autorytetu ob stronom autor włożył dialog w usta postaci rzeczywistych, od powiednio: Mateusza, biskupa krakowskiego (zm. 1166) ora; Jana, arcybiskupa gnieźnieńskiego (zm. ok. 1167), których ro: mowy miał sam słyszeć za swej młodości. Dopiero księgę czwar-1 tą, opatrzoną osobnym prologiem, ujął Kadłubek w narrację ciągłą, nie pozbawioną wszakże w swojej zawartości urozmai-c«ń, jakie frapowały czytelnika poprzednich ksiąg.

Źródłowa zasadność informacji okazywała się przeto w tym dziele mniej istotna niż literacki i moralny efekt jej objaśnień. Dla skuteczności takiego zamysłu kronikarz sięgał niekiedy po nie znane u nas przedtem środki wyrazu artystycznego: np. w księdze drugiej tragiczne losy biskupa krakowskiego Stanisława (stając się jednym z promotorów sprawy jego kanonizacji) oraz Zbigniewa Hermanowica przedstawił niby zapis procesów sądo­wych; w kontekście księgi czwartej pojawiły się pierwsze w na­szej literaturze bajki, a nadto, śladem Galia, Kadłubek zdobił swą prozę wstawkami wierszowanymi, przeważnie dystychami elegijnymi, przejętymi od klasyków albo własnej inwencji. Wśród większych wstawek, jak pieśń błagalna mnichów o naro­dziny Krzywoustego czy panegiryk na cześć arcybiskupa Piotra, najbardziej efektowną tworzy alegoryczne epicedium po zgonie Kazimierza Sprawiedliwego. Otrzymało ono strukturę dialogu Wesołości, Żalu, Wolności, Autora, Roztropności, Sprawiedli­wości i Stosowności. Kwestie tych postaci wypełniły 58 strof tiójwersowych (w każdej dwa wersy 8-zgłoskowe, trzeci 7-zgło-skowy, zazwyczaj o rytmie trocheicznym), spajanych rymami w zespoły podwójne na modłę budowy hymnów kościelnych. W wartkim ich toku zawarł poeta treść nie dość jasną wskutek ob­fitości zawiłych metafor i mglistych aluzji do realiów sytuacji i starego obyczaju żałobnego. Poza fabułką (przymusowe małżeń­stwo Wesołości i Smutku oraz jego perypetie) można w niej doj­rzeć kontrast między radością właściwą dla dni minionych a dławiącą czarną rozpaczą, między ciężką koniecznością a na­dzieją ulgi, fałszem pocieszeń a uznaniem niepojętego dla czło­wieka porządku rzeczy, w którym nie sposób pogodzić sprzecz­ności. Czy niezwykły ten utwór wówczas i kiedykolwiek w epo­ce mógł być recytowany niby dramat przez wykonawców, pozo­staje zagadką.

Również warstwa stylistyczna dzieła jest świadectwem maes­trii pisarskiej Kadłubka. W poprawnej, na wzorach klasycznych ćwiczonej łacinie, o bogatym słownictwie i zdobności, mistrz Wincenty redagował zdania rozwinięte, nierzadko przesłaniając ich finezją prostotę lub niepożądany sens faktów, w barwnej a uczonej topice (np. z dziedziny prawa rzymskiego przeniesionej na realia rodzime, w czym lubować się będą epoki późniejsze), wsrod igraszek ze słowem dla popisu erudycyjnego. Te cechy oziela pospołu z jego ideologią sprawiły, że kronika mistrza Wincentego zdobyła na długo niezmierną poczytność. Dowo-



Wczesne piśmiennictwo łatińskie

Żywoty świętych



0x08 graphic
0x08 graphic

dem tego jest liczba ponad 30 kopii (przeważnie XV-wiecznych), obficie komentowanych, i jej rola podręcznika historii ojczystej] oraz nauk moralnych, kształtującego świadomość wiciu pokole; uczniów naszych szkól średniowiecznych, włącznie z uniwersy tem krakowskim.

U kresu rozbicia dzielnicowego pojawiła się trzecia godn, uwagi, a zarazem zagadkowa praca dziejopisarska. Nosi one umowną nazwę Kroniki wielkopolskiej. Oryginał, jak inne, prze padł; ostały się liczne a późne kopie o powikłanych między sob? relacjach. Kopia najwcześniejsza ma nagłówek Annalia vetym gentis Polonice vel Slavonice ('Roczniki starodawnego narodi polskiego czyli słowiańskiego'). Kronikę tę podjęło zapewne inspiracji Przemyśla II lub otoczenia tego władcy pod koniec XIII w., a tragiczna śmierć monarchy (1296) przerwała przed sięwzięcie w pół zdania rozdziału 161. Autor zamyślił konlynuo wanie dzieła Kadłubkowego, przede wszystkim po to, by uświet nić dynastów wielkopolskich: Przemysła I -- założyciela miast Poznania (zm. 1257), a zwłaszcza jego syna, wytrwałego reno watora królestwa na scalonych pod jego berłem ziemiach Pomo­rza, Wielko- i Małopolski. Narracja zamilkła przy wydarzeniach sięgających roku 1273, podczas gdy prolog odnosi się do rok 1295. Kronikarzem był prawdopodobnie duchowny świecki Poznania; dowodzą tego m.in. pokrewieństwa tekstu Kroniki i' rocznika miejscowej kapituły. Tekst jego pióra uległ następni] istotnym zmianom: w XIV stuleciu wprowadzono doń interpo lacje zwane „słowiańskimi" i już z nimi dziefo to zajęło naczelni miejsce w zwodzie Kroniki wielkiej. Inne prace historiograficzn lego okresu, w znacznej mierze kompilacje starszych źródeł, ja Kronika polska vel polsko-śląska z przełomu XIII i XIV w. cz; zagadkowa w swojej niejednorodności tzw. Kromka węgier sko-polska o nieustalonej dalacji, a nawet sporządzona pr Marcina zwanego m.in. Polakiem w XIII stuleciu kronika pa-j pieży i cesarzy rzymskich olbrzymiej poczytności w całej Euro pie — wniosą niewiele do rozwoju polskiej sztuki dziejopisar skiej.

Pierwszy gatunek literatury narracyjnej, w którym doniesione Europie o wydarzeniach z obszaru chrześcijańskiej już PolsŁ stanowiła hagiografia. Była to odmiana biografistyki parene^ tycznej, ponieważ kreowała postaci, które zalecały się cnotar godnymi naśladowania: całkowitym oddaniem się Bogu i KośJ

ciołowi aż po ofiarę z życia dla doskonałości wiary i zbawienia duszy. Świętość była wielkim hasłem ideowym, a każdy jej wize­runek -- przykładem. Gatunek ten miał również cechy historio-giaficzne, gdyż dokumentował epicko swoisty wycinek dziejów. Kiedy zaczynał się w Polsce, przebył długi już rozwój, tak w chrześcijaństwie zachodnim, jak wschodnim, albowiem formo­wał się od czasów, kiedy wiarę w Chrystusa pieczętowano krwią

- i akty nieustraszonego męstwa wobec śmierci, a następnie
heroizm bytowania pustelniczego, samozaparcia w ascezie, po­
korze, uczynkach miłosierdzia, trwania w dziewictwie bądź nie­
winności przyświecać miały wszystkim, opromienione cudow­
nością, w której to, co nadprzyrodzone, ustawicznie obcowało z
tym, co doczesne. Tysiące żywotów, pasyj, czyli opisów męki
(Jac passio) i legend szerzyło cześć świętych, a namiętny kult
ich relikwii przez wieki uruchamiał procesy religijno-społeczne,
obyczajowe, artystyczne i • ■ nie na miejscu ostatnim — poli­
tyczne. Słowo o świętych powielano i pochłaniano bez nasyce­
nia, jak widać choćby z nieprzejrzanego zasobu tekstów hagio-
graficznych i całych ich zwodów, których uwieńczeniem będzie
słynna
Legenda aurea Jakuba de Voragine; pojedyncze zaś wąt­
ki, tematy i cudy, krzyżujące się i wymienne, wejdą do kazań,
dramatów i pieśni całego chrześcijaństwa.

Na przełomie tysiącleci dwa przewodnie wcielenia świętości to wierny męczennik oraz wierny sługa Boży. Wzorce te zmieniały się i wymieniały się wraz z historią, pod naporem rzeczywistości poza religijnej. Nimb świętości i prawo do kultu przyznawano więc przeważnie hierarchom Kościoła i w ogóle duchownym, zazwyczaj znakomitego rodu, a spośród świeckich -- wysokim feudałom. Świętość znamionowała uwznioślenie natury ludzkiej, lecz propagowanie świętości mieszało się z interesem jednostek, rodów, świątyń i klasztorów, regionów i wreszcie całych państw. Napisany z okazji zjazdu cesarza Ottona III i Bolesława I w Gnieźnie roku tysięcznego Liber de passione S. Adalberti głosił

zapewne nie bez woli władcy — również potęgę militarną
Chrobrego.

W X stuleciu Kościół uporządkował procedurę orzekania o świętości zmarłych wiernych. Poczesne miejsce zajęła w niej do­kumentacja pisana, m.in. dwa typy relacji hagiogralicznej: ży­wot właściwy oraz miracula czyli opisy cudów kanonizowanego. udtąd kanonizacje z urzędu pomnażały tę szczególną epikę.

Pierwszy zabytek hagiografii, jaki zrósł się z Polską, miał ro-


32

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

Żywoty śyv. Wojciecha

33



0x08 graphic
0x08 graphic
dowód podwójnie obcy. Postacią tematyczną był Czech, biskup praski Wojcicch-Adalbert; autorem cudzoziemiec, który opisał jego losy daleko od księstwa Polan. Wojciech, z książąt Sławnie kowiców, obdarzony łaską i przyjaźnią cesarza oraz papieża tu­dzież możnych świeckich i wybitnych duchownych z Italii, Nie­miec, na koniec z Polski, a wygnany ze swej diecezji nienawiścią ziomków, wśród dostojeństw złakniony dóbr nie z tego świata, wyznawca ideału monastycznego z pokorą i kontemplacją oraz czynem misyjnym -- zdobył palmę męczeństwa 9 kwietnia 997 rąk pogańskich Prusów pod Gdańskiem, dokąd wyprawił się wiedzą i wolą Chrobrego. Poruszenie tą śmiercią na Zachodzi1 a zapewne też rachuby ideowe i polityczne natychmiast wyzwo liły przejawy kultu: wykup ciała od pogan przez polskiego księ cia i złożenie w Gnieźnie, kanonizację (przed końcem 999 r.)f uroczysty zjazd z Ottonem III u grobu świętego i pierwsze opra­cowania żywotopisarskie postaci, która odtąd patronowała krai nie Polaków.

Najstarszy żywot powstał w 998 - 999 w klasztorze benedyk tyńskim na rzymskim Awentynie, gdzie Wojciech spędził by) pe­wien czas. Spisał go — być może na zlecenie cesarza -- praw dopodobnie Jan Kanaparius według opowieści krewnych i przyAj jaciół Adalberta, w tym świadków jego zgonu. Vi ta et passi sancłi Adalberti martyris ('Żywot i męka świętego Wojciech męczennika'), inaczej: Vita prima... lub ...antiquior albo też ....prior ('Żywot pierwszy...' 'starszy'), z inc: „Est locus i partibus Germaniae..." ('Istnieje kraj w sąsiedztwie Niemiec...'] rozeszła się rychło po Włoszech, Niemczech, Lombardii, a XI - XII w. także na Czechy i Polskę. Autor wyposażył bowiem biografię bohatera w szczegóły zdolne przejąć odbiorców, jak m.in. cudowne ozdrowienie Wojciecha w niemowlęctwie, jego przełom duchowy przy konaniu niegodnego biskupa Pragi, po­rażki trudów duszpasterskich, wizje nocne czy samo męczeń­stwo. W zawartości Vita prima szybko zresztą dokonano zmianj pod wpływem tych, które zaszły w cesarstwie, gdy zmarł Otto III.

V

Tenże temat podjął niebawem inny żywotopis, prawdopodob nie Bruno z Kwerfurtu -- kolejny cudzoziemiec urzeczony oso> bowością Chrobrego i wierny propagator jego działalności. Sam potomek świetnego rodu kształcony — jak Wojciech — w Mag­deburgu (wespół z wybitnym później kronikarzem niemieckim Thietmarem), porzucił karierę dworską dla habitu benedyktyń-

skiego, potem z sakrą biskupa misyjnego działał w Siedmiogro­dzie i na Rusi, a także bywał w Polsce i zanim padł z ręki Jać-wjęgów (9 III 1009 r.) zostawił tutaj kilka cennych dzieł. Na­przód prawdopodobnie wzmiankowany już Liber de passione sancti Adalberti z opisem m.in. translacji (uroczystego przenie­sienia) ciała męczennika do Gniezna i pielgrzymki cesarskiej; a na pewno Vita et passio Sancti Adałberti ahera ('...druga' lub: '...odmienna') o początku: „Nascitur purpureus flos..." ('Rodzi się kwiat purpurowy') ułożona w dwóch redakcjach w roku 1004. Oprócz rełacyj wierzytelnych świadków Bruno podał włas­ne wspomnienia, pogłębiając „rzymski" wizerunek Adalberla, z pouczającymi apostrofami do czytelników, których wiódł umie­jętnie zmiennym stylem od rzeczowości do metaforyki i alegorii, od faktu do rozważań nad psychiką człowieka poddawanego twardym próbom heroizmu.

Mimo uwięzienia w roku 1038/39 z Gniezna do Pragi relikwii świętego przez łupieżczy najazd Brzetysława (ukrytą głowę od­naleziono dopiero w r. 1127), kult pierwszego patrona Polski nie osłabł. Po roku 1038 anonimowy duchowny Polak ułożył w Gnieźnie Passio sancti Adalberti martyris (z inc: „Sanctus Adal-pertus..."), gdzie przedstawił głównie pobyt Wojciecha w na­szym kraju i końcowe chwile jego życia. Anonim, ostatni w gro­nie autorów, którzy mogli odwołać się do wspomnień naocz­nych świadków wydarzeń, nie był jednak narratorem samodziel­nym: dokonał adaptacji sporządzonego przed rokiem 1016 tek­stu Vita Brunonis (!), a dokładniej fragmentu o męczeństwie sa­mego Brunona. Późniejsze opracowania tematu zdane były na wtórność materii hagiograficzncj i podatne na rysy legendarne. Należy do nich kompilacyjna opowieść De sancto Adaiberto (inc: „Tempore illo..." 'W owym czasie') — przypuszczalnie roboty duchowieństwa gnieźnieńskiego po 1127 r., oraz czerpią­ce z różnych źródeł Miracula sancti Adalberti (inc: „Post mor-tem..." ('Cudy...', z początkiem: 'Po śmierci') z Xlii w. i zabytki późniejsze. Temat pozostał żywotny. Treści żywotopisarskie za­stygły też w spiżowych kwaterach drzwi gnieźnieńskich, odla­nych w Polsce około roku 1175, a wcześniej jeszcze odezwały się w łacińskich pieśniach religijnych.

Drugi hagiograficzny temat polski podjął znów Bruno z Kwerfurtu, prawdopodobnie u źródła, bo w Polsce, gdzie jesie­nią 1003 r. zginęło od topora rabusiów w Międzyrzeczu pięciu braci eremitów — niewielka wspólnota pustelnicza włoska (Be-



2 -

Literatura średniowiecza


0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic

Żywoty św. Stanisława. Żywat bł. Kingi 35

kupa i zgoła wynaturzenie króla — wyjaskrawił gorliwie zebra-

telna, bo bezpośrednia znajomość ofiar, charakterystyka icłi ' m; dowodami aktywności cudotwórczej świętego. I tu z posie-doznań duchowych i losów, wynurzenia osobiste autora złożyły vU legendy wyłonią się dalsze przejawy kultu biskupa Stanisła­wie na Vita ąuinąue fratrum ('Żywot pięciu braci') o początkuj va w literaturze i w sztuce.

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

nedykl i Jan) oraz polska (lzaak, Mateusz i Krystyn). Wierzy-

Miewiele później, również w Małopoisce, pojawiły się dwie johaterki polskiej hagiografii: Salomea córka Leszka Białego, :ona króla Halicza Kolomana, potem klaryska, której żywot b Sił

czeństwem. Tekst Vita, sporządzony zapewne w roku 1006, rozpowszechnił się, mimo iż ciała pięciu braci pogrzebano -jak się zdaje — w katedrze gnieźnieńskiej obok relikwii Wojcie­cha Sławnikowica.

Najpoważniejsze novum hagi o graficzne przyniosła cześć Sta­nisława, biskupa krakowskiego. Powód jego śmierci (1079) zŁzesnych i potomnych Małopolan. Bezimienny franciszkanin, woli czy nawet z ręki Bolesława Śmiałego, który wedle Anoni4feapewne spowiednik mniszek starosądeckich, obserwator inteli-ma Galia mścił się za zdradę, potem zaś narzucone na dlugofccntny i dociekliwy dokumentalista, w początkach XIV w. uło-milczenie wokół ofiary tragedii uniemożliwiały kult lej postały! Vita et miracuła sanctae (beatae) Kyngae, zniewalające nie­ci aż po jej apologię w kronice Wincentego Kadłubka i starania {zwykłością wydarzeń i urokiem cudowności. Żywot Kingi, od o kanonizację męczennika, ogłoszoną nie bez przeszkód w 1253|t\'ydania jej za mąż z pobudek politycznych, gdy miała lat 5, za r. Była ona przedsięwzięciem krakowskiego ośrodka kościelne­go, ale polityczna rola Krakowa, godność biskupia i rodzime pochodzenie przydały Stanisławowi ze Szczepanowa znaczeniej drugiego, obok świętego Wojciecha, patrona narodu i państwa.

„Adiuva Deus..." ('Dopomóż, Boże'). Pisana bez większej uwagi dla okoliczności ogólnych, z nierówną dbałością o porządek nar­racji i styl, skupiła się na idei osiągania świętości życiem i mjl

d k 1006 i^

gg

Piśmienniczym pomnikiem takiej czci stała się m.in. Vita saneti Stanislai episcopi Cracoviensis, pióra dominikanina Wincentego z Kielczy (zm. po 1260).

Wincenty zredagował dwie wersje Żywota, Zwięźlejsza {Vita minor, inc: „Beatus igitur Stanislaus..."), nawiązująca do Kad-, łubka, powstała po kanonizacji. Przewodnim jej zamiarem było, rzeczywiście odtworzenie biografii, a w niej skupienie uwagi wo-

kół dziejowego podłoża tragicznej śmierci biskupa i wokół jej sprawcy — króla, którego przeciwieństwo tworzył wizerunek Chrobrego i jego panowania. Nieco późniejszy Żywot większy (Vita maior, inc: „Gloriosi martyris..."), sięgający treścią cza­sów Chrobrego i Mieszka II, otrzymał kompozycję trójdzielną której kolejne części zawierały opis życia, relację o śmierci ora? dowody pozgonnego triumfu męczennika. W jednym splocie spraw ukazał hagiograf dzieje dynastii oraz biskupstwa krakow­skiego, uwydatniając u panujących cechy dobrej służby Kościo­łowi. Dominikanin Wincenty stosował bowiem eklezjastyczną wykładnię historii: stosunek do Kościoła decydował o losach państwa. Kontrast między protagonistami Żywota — cnoty fa!

:

opisał być może brat Stanisław z Krakowa, oraz Kunegunda [e] Kinga, rodem Węgierka, żona Bolesława Wstydliwego, jmarła w roku 1292 w Starym Sączu jako ksieni tamtejszych darysek. Kinga narzuciła się z przemożną siłą świadomości jej współ-

2-letniego Bolka sandomierskiego (Wstydliwego), poprzez wal-i między władcami dzielnicowymi, najazdy Tatarów, działał-ość gospodarczą (w tym rozwijanie salin) i fundacyjną -- do >rzestrzegania wraz z małżonkiem dobrowolnej czystości, asce-y, spełniania czynów miłosierdzia i bogacących kulturę, w :zym trzeźwa pracowitość kojarzyła się z pobożną kontemplacją - zespolił prawdę i legendę: dokonań rzeczywistych i świadectw możliwości nadprzyrodzonych służebnicy Bożej, wśród nich ak-ów takiej potęgi, jak wskrzeszenie zmarłego. Narrator opowie-Iział to wszystko w 68 na ogół krótkich rozdziałach poprzedzo-lych prologiem. Sam układ wydarzeń, poza opowieścią o dzie-

0x08 graphic
:ińslwie i młodości Kingi niespójny, wiódł zarówno przez jej biografię, jak dowody cnót i więzi z Bogiem. Żywotopis, świa-3omy rzemiosła pisarskiego, dbał przy tym o ekspresję, przybli­żenie treści do wyobraźni odbiorców przytaczając obfite exemp- (łac. 'przykłady'), na użytek zaś praktyczny przypuszczalnie zakonnic — liczne sentencje; dążył do przekonania każdego o prawdziwości relacji, którą uwiarygodniał nie tylko świeżą pa-nięcią, ale także powagą kronik i archiwaliów, na koniec tek-item w hagiografii tamtych stuleci wyjątkowym: mowy-testa-■nentu księżny i ksieni. Niepośledni stylista, Vita Kyngae skreślił rytmiczną i rymowaną ze szkoły ars dictandi. Wiedzy o społecznym, zwłaszcza środowisk feudalno-kościclnych, o



36

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

Modlitwy Gertrudy Mieszkówny

37



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
obyczajach i dewocji epoki Anonim przysporzył wielu niezastą­pionych szczegółów.

Treści Żywota dopełniły Miracula sanctae Kyngae, zachowane jako wybór 21 relacyj o cudach błogosławionej (beatyfikowana 1690) „post mortem", mianowicie z lat 1307-1329, na podłożu protokołu, w którym zanotowano zaprzysiężone zeznania: pro­ste słowa lub barwne opowiastki przeważnie o uzdrowieniach przy grobie Kingi.

Podobnie niezwykłą sylwetę hagiograficzną uwieczniono na Śląsku, mianowicie księżnę Jadwigę (zra, 1243) w anonimowej Vita sanciae Hdvigi. Młodziutką, wykształconą księżniczkę z Bawarii rachuby polityczne jej rodowców oddały około roku 1190 w małżeństwo Henrykowi zwanemu później Brodatym. Piastowski Śląsk stał się jyzną; szczerze spolo­nizowana — w duchu polskim wychowa dzieci (wśród nich tra­gicznego bohatera spod Legnicy, Henryka Pobożnego), wspól­nie z małżonkiem zorganizuje dwór i gospodarkę księstwa, a nad­to sprawi wiele fundacji pobożnych, nawet przytułek dla trędo­watych niewiast. W życiu osobistym poddana została srogim próbom, jak śmierć sześciorga dzieci czy wyrzeczenie się rozko­szy małżeństwa dla szlachetnej dewocji i działalności charyta­tywnej na modłę franciszkańską. Toteż kult Jadwigi śląskiej szybko potwierdziła kanonizacja (1267), a w związku z nią i jej śladem obok opowieści ustnych pojawiły się opracowania żywo-topisarskie. Dwa najstarsze zaginęły, w tym obszerna i wiaro-godna opowieść jeszcze sprzed kanonizacji pióra brata Engel-berta, cystersa z Lubiąża. Przetrwało natomiast oparte na relacji Engelberta dzieło bezimiennego Polaka, w dwóch redakcjach: Vita maior oraz szczuplejsza Vita minor, z początkiem: „Hedvi-gis, iam in celis beata..." ('Jadwiga, już w niebiosach błogosławio­na'). W 1353 r. Mikołaj Pruzia z Lubienia opatrzył jedną z kopii 60 barwnymi ilustracjami i tak powstała legenda obrazowa o bez­cennej wartości poznawczej i artystycznej, popularny przez stulecia wizerunek kultury i bytowania na ówczesnym Śląsku.

Osobne miejsce w prozie dewocyjnej przyznać wypada zabyt­kowi, który mógłby stanowić dokument twórczości pierwszej w dziejach autorki Polki. Byłaby nią Gertruda (ok. 1025-1108), córka Mieszka II i Rychezy, za sprawą ojca chyba już w Polsce, a potem w klasztorze benedyktynek pod Kolonią wyuczona ła-

cjny oraz nawykła do lektury ksiąg biblijnych i liturgicznych. Tak przygotowana, mogła wyrazić na piśmie własne stany du­chowe, a zwłaszcza dać religijny upust dramatycznym przeży­ciom, jakich doznawała, gdy, wydana za księcia ruskiego (tu-rowskiego, następnie wielkiego kijowskiego) Izjasława (1043) musiała dwakroć uchodzić z nim do Polski, skąd znów wracała na tron z pomocą Bolesława Śmiałego; a później gdy tragicznie mnęli jej dwaj synowie i mąż. Wśród rozmyślań i pod uderze­niami takich przeżyć była więc w stanie układać prozą łacińską modlitwy, głównie w intencji ukochanego syna Jaropełka-Piotra. Większość ich powstawała między 1078 a połową 1087 r. Wcią­gano je w kodeks, którego trzon wypełniał cenny psałterz z X w. a który dziś nosi miano Codex Gertrudianus. Brak wszelako dowodu bezpośredniego autorstwa Gertrudy Mieszkówny; jest ono możliwe, lecz mniej prawdopodobne niż tylko jej inspiracja, podjęta przez zaufanego kapelana z otoczenia księżny. Językiem niewolnym od slawizmów, starannym a nawet ozdobnym sty­lem, miejscami parafrazującym psalmy, Ewangelie i formuły ob­rzędowe, w 93 krótkich tekstach wypowiedziały się osobiste pragnienia, gorycze, zawody i nadzieje orantki, raz po raz pły­nące z ust Gertrudy („ego Gertruda"). W ten sposób uzewnętrz­niła się m.in. psychika kobiety z królewskiego już rodu Piastów, w czwartym pokoleniu, jakie egzystowało w obrębie kultury chrześcijańskiej.

Łacińska liryka religijna towarzyszyła zarówno liturgii jak po-zaliturgicznym przejawom kultu. Obrzędom służyły: sekwencje (z łac: seąuentia 'następstwo') — pieśni o parzystym układzie podobnych sobie strof, wykonywane podczas niszy na przemian przez dwa chóry duchownych; hymny — gatunek starszy niż poprzedni, złożone z samoistnych strof o stałej melodii, śpiewa­ne w toku oficjum brewiarzowego; wreszcie oficja rymowane, złożone z antyfon i responsoriów — zaśpiewów i odzewów soli­sty oraz chóru na tematy hagiograficzne. Poza liturgią kompo­nowano też pieśni (łac. cantio, cantilena, carmen) i modlitwy. Wszystkie więc odmiany tej liryki miały charakter nieliczny (więź z melodią), urozmaiconą strofikę, z reguły posługiwały się rymem oraz — często - akrostychami (z gr. akrostichon; ukła­dem inicjalnym liter bądź sylab otwierających wers, które scala­ły się w wyraz lub zdanie) o odniesieniu tak kultowym, gdy wy-


38

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

Epigrafika

39



0x08 graphic
rażały imiona świętych, jak autorskim, kiedy upamiętniały imio-| na swoich twórców. Gniezno i Kraków tudzież ośrodki kościel-; ne Śfąska przewodziły w rozpowszechnianiu takich tekstów nai ziemiach polskich, ustawicznie rywalizując między sobą o pry-' mat kultowy czczonych u siebie szczególnie postaci.

Najstarsza polska sekwencja, z inc: „Hac festa die tota gra-tuletur Polonia...1' ('W tym uroczystym dniu cała Polska czyni radosne dzięki') opiewała świętego Wojciecha. Napisano ją naj­pewniej w Gnieźnie w XI-XII w. Nosi cechy archaicznej od­miany gatunku: świadomą nieregularność budowy i przewagę rymów na -a. Następne sławiły drugiego patrona państwa, bi­skupa Stanisława ze Szczepanowa. Ułożył je przypuszczalnie znany już XIII-wieczny hagiograf, dominikanin Wincenty z Kielczy: wielce popularną, bo z biegiem czasu zapisaną w ponad stu źródłach lesu Christe, rex superne ('Jezu Chryste, królu naj­wyższy'), i drugą, o 10 parach strof Leta mundus ('Wesel się, świecie'). Niemal jednocześnie, po kanonizacji księżny Jadwigi śląskiej powstała poświęcona jej sekwencja Consurge iubilam ('Wznieś radosne pienie'), również ogromnej wziętości wzorowa­na na słynnym utworze Minii ad Virginem ('Posłał do Dziewi­cy') Piotra Abelarda z XII stulecia. W formę oficjum brewiarzo­wego ujął temat żywotopisarski Wincenty z Kielczy. Na począt­ku drugiej połowy XIII w. skomponował on oficjum o św. Sta­nisławie, z inc: „Dies adest celebris..." ('Zbliża się dzień uroczy­sty'), z którym połączył też wspaniały hymn ku czci tegoż mę­czennika: Gaude, mater Polonia ('Raduj się, matko Polsko') -w 11 strofach 4 - wersowych, rozbrzmiewający niebawem w ca­łym kraju. Pod koniec tego stulecia istniało już także oficjum o świętym Wojciechu, być może to, które — znane z przekazów XIV-wiecznych — zaczyna się słowami „Benedic regem cuncto-rum..." ('Błogosław króla powszechności'), a powstało prawdo­podobnie w Gnieźnie. Z hymnów, obok Gaude mater, chyba już od schyłku XIII w. śpiewano wszędzie utwór Exultent hodie iu-giter ('Niechaj śpiewają dziś pospołu') o świętej Jadwidze ślą­skiej, cysterskiej zapewne ręki naśladownictwo wzoru Hrabana Maurusa Festum nunc celebrę ('Święto ninie znamienite'). Wszystkie trzy gatunki, a w nich tematy, krzewić się będą nie­przerwanie w następnych okresach.

Świecka poezja łacińska, z mistrzostwem wprowadzona do

nas przez Galia, a podjęta po nim przez mistrza Wincentego, była wówczas „świecką" o tyle, o ile nie wprost służyła doktry-nje i praktykom religijnym. Prawie każdy bowiem temat nosił znamię nauki Kościoła; ujmowano go w struktury podobne lub tożsame z tymi, w których szerzyły się treści kultowe; autorami wciąż pozostawali niemal bez wyjątku duchowni. Wczesną gru­pę zabytków takiego pokroju tworzyła epigrafika.

Zwyczaj opatrywania napisami przedmiotów i budowli poja­wi! się w Polsce wraz z chrześcijaństwem. Inskrypcje służyły ce­lom nie powszednim, lecz urzędowym i uroczystym. Ryto je na utensyliach liturgicznych i oznakach dostojeństw, monetach i pieczęciach, tympanonach i grobowcach. Jedno- albo tylko pa-rowyrazowe teksty, jakie tłoczono na monetach, miały cel praw-no-utylitarny; mało znamion artyzmu widać też w napisach na innych przedmiotach użytkowych. Okazalsze umieszczano na dziełach sztuki i architektury -- i w takich zastosowaniach in­skrypcje wyrażały więcej niż prostą informację, przybierając po­stać ozdobną, mianowicie wierszowaną.

W epigrafice polsko-łacińskiej najczęstszą formą była odmia­na heksametru „konińskiego". Komponowano ją w skrypto-riach, po czym kamieniarze ryli ją w zaprawie lub nagim kamie­niu. Najliczniejsze epigrafy sporządzono na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, w Krakowskiem i na Mazowszu. Była to literatu­ra unieruchomiona na miejscu, którego dotyczyła, często jako komentarz do figur na tumbach, tympanonach bądź na posadz­kach świątyń.

Najstarszy znany napis nagrobny dotrwał do dziś w szcząt­kach 5 heksametrów, z inc: „Ossa trium tumulo fra[trum]... ('W grobie tym kości trzech braci') na złomach płyty grobowca przypuszczalnie trzech z pięciu braci eremitów międzyrzeckich.. wzniesionego w katedrze gnieźnieńskiej przed rokiem 1018. Naj­okazalszy zaś i najcenniejszy wiersz epitafijny znajdował się na sarkofagu Bolesława Chrobrego w katedrze poznańskiej. Jegc 14 leoninów (inc: „Hic iacet in tumba Princeps generosa co-lumba..." — Tu spoczywa w grobowcu władca, szlachetna go­łębica') zapisano późno, bo po raz pierwszy w XV stuleciu, w brzmieniu, jakie odczytywano na nowym grobowcu, wzniesio nym za sprawą Kazimierza Wielkiego. Można wszelako przypu­szczać, że czcigodny wiekiem i niezwykły treścią tekst przenie siono wtedy na nowy obiekt ze starego i że epitafium to ułoży


40

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

„Pieśń Maura". Dramat liturgiczny

41



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
anonimowy autor już w XII w. Napis utrwali! zwięźle ważkie momenty życia Chrobrego, od narodzin z ojca, który uprzednio byl jeszcze poganinem, poprzez zwycięskie wojny potężniejącej wciąż Polski — do zjazdu w Gnieźnie, kiedy cesarz ozdobił księcia wyższą godnością. Świetny ów zjazd to naczelny szczegół inskrypcji, zniszczonej pożarem świątyni w roku 1790. Żadne z nielicznych epitafiów tegoż okresu nie zamknęło w sobie podob­nej powagi i wielkości upamiętnianych nimi faktów.

Również w leoninach wyryto szereg inskrypcji na obiektach sakralnych z drugiej połowy XI w., dla upamiętnienia zasługi możnych fundatorów. Należy tu m. in. sześciowers na tympano-nie kościoła Św. Michała we Wrocławiu oraz dystychy na tym-panonach świątyń we Wrocławiu i w Bytomiu; dalej dystych wotywny na tablicy erekcyjnej kościoła (wówczas) premons-tranckiego w Strzelnie, dystych na bramie kościoła cystersów w Koprzywnicy, a także — na polerowanym gipsie posadzki kole­giaty wiślickiej. Jedyny napis na przedmiocie rzeczywiście świec­kim wyryto z datą 1151: kamienny siup drogowy, ustawiony w Koninie z rozkazu palatyna Piotra (Włostowica albo Wszebo-ra), trzema dystychami w leoninach, z inc: ,,De Calis hic me­dium in Crusvici fore punctum..." ('Tu jest punkt środkowy [na szlaku] z Kalisza do Kruszwicy') powiadamiał wędrowców, że dotarli do połowy drogi między Kaliszem a Kruszwicą, uprzyto­mniając też jej niezawodność oraz osobę fundatora.

Dzieło znów osobne} niemniej tkwiące bez reszty w kulturze literackiej bujnego XII stulecia, a dokładniej w nurcie świeckiej epiki poetyckiej, to Carmen Mauri.

Pieśń Maura — sądząc z imienia raczej cudzoziemca, prawdo­podobnie benedyktyna z Wrocławia, zaginęła. W początkach XIV w. miał ją w rękach anonimowy interpolator Kroniki poi-, sko-śląskiej, który przekazał wieść o temacie utworu. Możliwe, iż tytuł oryginału brzmiał: Mauri Carmen de Petro cotnite Polo­nie, gdyż rzecz opiewała trzeciego z rzędu palatynów (najwyż­szych po władcy świeckich dostojników państwa) Xl-XII w., których losy zakończyły się katastrofą. Po Sieciechu i Skarbimi-rze Awdańcu byl nim Piotr Włostowic, potężny komes śląski, głośny z czynów rycerskich i fundacji pobożnych. Zawartość i strukturę Carmen można dziś tylko odgadywać poprzez przeka­zy, które z niego korzystały. Dramat upadku podstępnie ośle-:

pionego Piotra, ofiaTy nienawiści niewieściej, oraz dzieje pomsty na książęcej parze jego oprawców: Agnieszce i Władysławie (II Wygn'ańcu), za sprawą wiernego palatynowi rycerza Rogera wy­pełniały przypuszczalnie kilkaset heksametrów bądź leoninów epickiej opowieści. Zdaje się, iż Maur napisał ją wkrótce po wy­darzeniach, zanim zabarwiły się cechami legendy. Poemat osnu­ty wokół świeckiej postaci, męczennika idei sprawiedliwej, miał rysy gatunkowe gęsta. W jakim stopniu nazwa Carmen zaświad­cza wokalne, mianowicie chyba melorecytacyjne ongiś jego wy­konywanie, nie wiadomo. Temat, podjęty wkrótce, bo w począt­kach XIII w., przez (zaginione) Gęsta Piotrconis, powracać bę­dzie w literaturze do naszych czasów.

Liturgia, podobnie jak w innych krajach, również u nas wzbudziła w sobie swoiste zaczątki dramatu i sztuki teatralnej.

Ukazywanie wiernym ważnych teologicznie epizodów biblij­nych i legendarnych, które nie weszły do rytuału sakralnego, rozwijało się na Zachodzie od X w. Jego realizatorami byli księ­ża oraz uczniowie szkół przykościelnych w szatach i z rekwizy­tami obrzędowymi; „sceną" — całe wnętrze świątyni i jej wypo­sażenie uzupełniane dodatkowymi akcesoriami, jak zwłaszcza Grób Pański; terminem — stosowny do ich chrystocentrycznych i soteriologicznych (skupionych wokół Chrystusa i Jego zbaw­czej misji) treści — moment roku kościelnego, mianowicie dni Wielkiego Tygodnia, później zaś i w inny sposób również Boże­go Narodzenia; oprawą — ceremonie oficjalnej liturgii. Języ­kiem pozostawała łacina, albowiem kwestie były przejątkami ze źródeł kanonicznych, przede wszystkim z Ewangelii, rozłożony­mi na zespoły „aktorów". Kwestie te, wśród których nie brakło obszerniejszych monologów, zasadniczo śpiewano, podobnie jak śpiewano towarzyszące im psalmy, antyfony, responsoria i hym­ny. Wstawki takie przylegały więc do kanonu liturgicznego jako wyraziste urozmaicenie jego symboliki, toteż ich teksty wciąga­no do miejscowych ksiąg kościelnych: mszałów, agend, pontyfi­katów, antyfonarzy, graduałów, zaopatrzone w coraz dokład­niejsze didaskalie, czyli pouczenia wykonawcze; różniły się zaś od kanonu m. in. nasileniem ruchu jako namiastką akcji, ży­wością gestyki i w ogóle mimetyczną naocznością, która suge­stywnie działała zwłaszcza na lud, nie rozumiejący samych słów. Praktyka epoki wykształciła kilka odmian dramatu liturgiczne-


42

Wczesne piśmiennictwo łacińskie

,,Księga henryknwska". Witelo

43



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
go; przetrwały one na ogół aż do kasujących go uchwał soboru trydenckiego (1563), a wyjątkowo nawet do dziś.

Odmiany najstarsze, jakie zanotowano w Polsce, to Visitatio... albo Offuium sepulchri — czyli 'Nawiedzenie Grobu' bądź 'Ob­rzęd Grobu', oraz składniki procesji Niedzieli Palmowej.

Officium sepulchri wyłoniło się z Ewangelii za sprawą szcze­gólnego kultu grobu Chrystusa. Kult ów promieniował z Jero­zolimy od czasów starochrześcijańskich, a spotężniał od wypraw krzyżowych. Obrzęd obejmował scenki wędrówki niewiast z wonnościami do Grobu, ich rozmowę z aniołem, świadectwo apostołów — poprzedzone gonitwą Piotra i Jana do grobowca, uwieńczone demonstracją pustych całunów, a kończące się hym­nem Te Deum Jaudanius. Odgrywano je o jutrzni podczas nabo­żeństwa rezurekcyjnego, aby zobrazować według Ewangelii mo­menty stwierdzenia, iż Chrystus zmartwychwstał. Prawzór kra­jowej wersji Visitatio zapisano w antyfonarzu kapituły krakow­skiej z początków XIII w. Prawdopodobnie służył do kreowania w katedrze wawelskiej, skąd tekst przejęły i uszczegółowiły inne diecezje polskie. Miejscem nieustannej realizacji pobożnego spektaklu był z powołania kościół kanoników regularnych Prze-świętego Grobu Jerozolimskiego, zwanych u nas bożogrobcami, którzy z rokiem 1163 osiedli w Miechowie. Równie dawna była u nas Processio pro Dominica Palmarum ('Procesja na Niedzielę Palmową'), odtwarzająca triumfalny wjazd Jezusa do Jerozoli­my, typ pochodu tzw. powrotnego - spoza świątyni do jej wnętrza. Obie odmiany niekanonicznej formy kultu przygoto­wywały powoli wyobraźnię ludu do dojrzalszych form sztuki wi­dowiskowej, a same wprowadzą do swoich czynności radosne pieśni w języku narodowym.

Po trzystu zatem latach obecności w Polsce ludzi pióra, któ­rzy uprawiali swą sztukę w kancelariach, skryptoriach i szko­łach, rozrzuconych po wszystkich dzielnicach kraju, toczyło się u nas kilka przewodnich nurtów twórczości. Cząstki ich wędro­wały powoli z rąk do rąk czy z ust do ust jako kopie, naśladow­nictwa i przyswojenia pamięciowe bogacąc wątłą wciąż substan­cję naszego piśmiennictwa. Z rzadka, ale w każdym stuleciu po­jawiały się między nimi płody ogólnie typowe dla epoki, a prze­cież indywidualne. Wszystkie łacińskie, zrazu pojedyncze, pod koniec okresu zagęszczą się, niby sygnał żywszego przyboru lite­ratury w nieodległej przyszłości.

Najzwyklejszy z godnych uwagi takich przyczynków to Liber fundationisr ciaustń S. Marie iti Heinrichow ('Księga założenia klasztoru Świętej Marii w Henrykowie'), który można zaliczyć do lokalnej literatury klasztornej o pokroju historiograficz-no-prawnym. Pisano go w Henrykowie nad Oławą w latach 1269-1273 i jeszcze po roku 1310, aby dzieje fundacji miejsco­wego klasztoru cystersów służyły za prawną ochronę jego po­siadłości. Zwłaszcza pierwszy z autorów, opat Piotr (drugim bę­dzie bezimienny zakonnik), wniósi do narracji informacje ludzi różnego autoramentu, od biskupów wrocławskich do okolicz­nych polskich kmieci i wieśniaka inwalidy Kmiecika, bytującego w klasztorze na łaskawym chlebie — oddając prostym, potocz­nym stylem ich pamięć o zdarzeniach, ludziach i obyczajach. Nic przypadkiem właśnie w Księdze henrykowskiej znalazło się jedno z najdawniejszych zdań w języku polskim.

Natomiast dwa inne ewenementy XIII w. miały odmienny wymiar i charakter: świadectwo pierwszych kroków, jakie mie­szkańcy naszego kraju postawili w międzynarodowym świecie nauki. Jeden był zasługą Ślązaka Witelona (ok. 1230-ok. 1314), wielostronnie wykształconego w Polsce, Francji i Włoszech du­chownego i nauczyciela, prawnika, filozofa, matematyka i fizy­ka. Unieśmiertelniło go głównie dzieło O optyce. Ustawicznie odpisywane, ogłoszone zaś drukiem już w XVI stuleciu (Peri op-tikes, Norymberga 1535 i później), zgromadziło ono w systema­tycznym układzie ówczesną wiedzę i mniemania o naturze świat­ła, barw i o widzeniu, jaką pracowity autor zdołał znaleźć w traktatach uczonych starożytności oraz średniowiecza — tak chrześcijańskich, jak arabskich z Alhazenem na czele. W materię tę, wypełniającą 10 ksiąg, wmieszał Witelo obserwacje psycholo­giczne, szczególnie na temat postrzegania, tudzież rozważania metafizyczne, w których sprzeczności między wiarą a przyrodni­czym krytycyzmem badacza świata zmysłowego rozstrzygał za­sadą dwojakiej prawdy.

Drugi ewenement odnosił się do medycyny. Był nim wierszo­wany pamflet Antipocras pióra dominikanina Mikołaja z Polski, rodem wszakże Niemca, który wiedzę zawodową uzyskał pod­czas długiego pobytu na studiach w Montpellier. 427 leoninów Anty-Hippokratcsa godziło w ten kierunek medycyny, którego fundamentem pozostawało słowo starożytnych jej mistrzów, jak Hipokrates i Galen — i w tym zakresie poemat był złośliwą sa­tyrą; przeciwstawiało mu zaś własną ideę „empiricum", to jest


44

Wczesne piśmiennictwo łacińskie



przedmiotów leczących siłą wlaną w nie przez Boga. Obydwa dzieła, wartości niejednakiej, a w Polsce wtedy słabo — jak się zdaje — znane, są dowodem postępującej, choć swoistej samo­dzielności intelektualnej ludzi, jakich wydawał polski obszar kulturowy.

r

Rozdział trzeci



Wczesne piśmiennictwo polskie



\

Łacina — uniwersalny język Kościoła, nauki i dyplomacji — pozostawała językiem feudalnej elity duchownej i (rzadko) świeckiej. Język tuziemczy, dokładniej: narzecza ziem, które składały się na państwo Piastów, w dziedziny opanowane przez łacinę przenikał w wyniku konieczności. Z oczywistej potrzeby wprowadzono do nich rodzime nazewnictwo etniczne, osobowe i miejscowe; przejmowano też miana rzeczowe, jak nazwy świadczeń czy przedmiotów, dla których brakowało nomenkla­tury łacińskiej. Potrzeba narzucała rozwiązania doraźne i różne w różnych skryptoriach kraju od X stulecia.

W pierwszym okresie m. in. powstały trzy dokumenty z obfi­tą łącznie liczbą takich „polonizmów". Najstarszy sporządzono z pewnością u nas; dwa późniejsze w Italii, lecz czerpiąc z pod­kładu przygotowanego nad Wartą i Odrą. W latach 990-992 ułożono pismo wagi państwowej, którym Mieszko I z małżonką swą Odą oraz synami Mieszkiem i Lambertem dokonał aktu oddania „świętemu Piotrowi" (to jest opiece papieża) swego księstwa, z polityczno-geograficznym obrysem jego granic i wzmianką o głównych grodach, Gnieźnie i Krakowie; dziś od pierwszych jego słów zwane dokumentem Dagome iudex..., zna­ne jest tylko ze zwięzłego regestu (wyciągu) z przełomu Xl i XII w. Drugim dokumentem była bulla Innocentego IV z roku 1136, biorąca w opiekę włości i suwerenność kościelną metropo­lii gnieźnieńskiej, według tekstu supliki arcybiskupa Jakuba ze Żnina, z 410 nazwami osobowymi i miejscowymi, w których brzmieniu tkwią leż dialektyzmy wielkopolskie, istna „złota bul­la języka polskiego". Trzecim -- bulla Hadriana IV z 1155 r., chroniąca dobra i lud biskupstwa wrocławskiego, w której wyli­czono 50 nazw. Z upływem czasu podobnych tekstów przybyło


Wczesne piśmiennictwo polskie

0x08 graphic
więcej. Grafia i gramatyka (głównie fleksja) łacińska łamała się w nich z polszczyzną, tworząc od XIII w. zalążki normy pisow­ni polskiej, kiedy wśród duchowieństwa rodzimego pochodzenia pojawią się świadomi swego języka autorzy i tłumacze.

Skromne całostki polskie o trwalszym i ogólnie jednakim brzmieniu przypuszczalnie ułożono wcześnie. Musiały być nimi elementarne teksty religijne, wdrażane w świadomość przynaj­mniej elity Polan jako zbiór głównych treści nowej wiary. Ukła­dać je mogli zrazu duchowni czescy (ponad 70% naszej termi­nologii kościelnej wywodzi się od pośrednictwa Czechów), a także mnisi i kapłani przybywający z krajów romańskich, któ­rzy — wedle świadectw z czasów Chrobrego — uczyli się dla ce­lów misyjnych języka „Słowian". Pierwociny te, których do­mniemywać się wolno w X-XI stuleciu, przepadły. Znane dziś zapisy podobnych tekstów pojawią się dopiero z końcem XIV w. Są nimi modlitwy tzw. katechizmowe. Brak uderzających ar­chaizmów dowodzi, że zachowane redakcje powstały względnie późno, chyba dopiero na mocy postanowień synodalnych XIII w. (1248, 1285), kiedy stwierdzono, iż religijność ludu pozostaje wciąż nijaka. Owe modły to wierne przekłady z łaciny, miano­wicie: Pater noster (stąd „pacierz") — „Otcze lub: oćcze nasz, jenże jeś na niebiesiech..."; Ave Maria — „Zdrowa Maryja, mi­łości pełna..."; Credo - „Wierzę w Boga w oćca wszemogące-go...". Dowodnie już przed rokiem 1285 istniał też przekład ConfUeor czyli fragmentu mszalnego zwanego spowiedzią pow­szechną: „Kaję się Bogu..." — najobszerniejszy z tekstów mod­litewnych. Równie stare wydają się spolszczenia Dekalogu, czyli „Bożych kaźni" (przykazań), pierwotnie odmawianych zamiast kazań, przy czym większość z nich to wersje rymowane za wzo­rami łacińskimi, które dla snadniejszej pamięci wierszowano w dystychach leonińskich — i zapewne śpiewano.

Kaznodziejstwo, żywym słowem wpajające ludowi sposoby pojmowania i praktykowania wiary, uprawiano u nas mową niełacińską od dawna. Wiadomo bowiem, że kazania w języku „słowiańskim" słyszały już w drugiej połowie X w. plemiona nadodrzańskie i że mnisi-cudzoziemcy, sposobiąc się do misji u Polan przyswajali sobie ów język zawczasu, a niebawem mogli kazać kapłani-tuziemcy. Wypełniała je wtedy zapewne krótka nauka przykazań (stąd kaznodzieja - 'głosiciel kaźni'), nagana błędów pogańskich, a przygodnie — zachęta do gorliwej służby

47

Kaznodziejstwo. ..Kazania świętokrzyskie"

Kościołowi i władcy. Lecz poza naczelnymi ośrodkami głoszono je rzadko i raczej nie spisywano. Dowodne zmiany przyniósł tu wiek XIII. Do tego czasu ukształtował się był w chrześcijań­stwie zachodnim porządek tematyczny kazań w obrębie roku kościelnego. Uformowały się dwa ich cykle, które nosiły ogólne nazwy: sermones de tempore (dominicales, de dominicis) — czyli cykl kazań niedzielnych od adwentu do 25 niedzieli po Zielo­nych Świątkach, oraz sermones de sonet is {de festis, festivales) — na uroczystości świętych od dnia św. Andrzeja (30 XI) do dnia św. Katarzyny (25 XI). Za przewodem autorytatywnej szkoły paryskiej coraz powszechniej nadawano również kazaniom ce­chy sztuki retorycznej. Ars praedicandi (sermonandi) wymagała, aby temat kazania ujmować w strukturę logiczną i wyposażać w efekty retoryczne; wśród nich w wypróbowane już składniki prozy rytmicznej i rymowanej. Treść modelowano zależnie od słuchaczy: wobec wykształconych stosowano rozumowanie ab­strakcyjne i alegoryczne, dla prostaczków tworzywo brano chęt­nie z doświadczeń życia; a za exemplum służyła anegdota, baśń i bajka. Takie typy kazań w językach łacińskim i wernakular-nych szerzyły się śladem zakonów tzw. żebraczych: franciszka­nów i dominikanów, które z Wioch rozprzestrzeniały się po Europie, aby odnowić i umocnić wiarę, „skażoną" przez sek­ciarstwo i stygnącą w bezduszności zastoju stosunków społecz­nych.

0x08 graphic
W Polsce z zakonów tych dominikanie działali od 1222 r. w Krakowie, potem na Śląsku, Mazowszu, Pomorzu i na Rusi; franciszkanie pojawili się najpierw we Wrocławiu (1236) i Kra­kowie (1237), następnie w innych grodach Śląska, Małopolski i Wielkopolski oraz na Pomorzu. Konwenty miały zwykle mie­szany skład narodowościowy, ale przynajmniej w obu głównych dzielnicach nad czeskim i niemieckim górował liczbą żywioł rdzennie polski i polskości swej coraz bardziej świadomy. Toteż, mimo że klasztory bywały nieludne, a kultura umysłowa zakon­ników mierna, w misjach wewnątrz kraju głoszenie kazań po polsku z wolna się nasilało, imiona zaś sławniejszych mówców kościelnych, zwłaszcza franciszkanów, jak Boguchwał, Marcin, Krzyżan z drugiej połowy XIII stulecia upamiętniły źródła.

Jedyne dziś świadectwo tych prac to zabytek zwany Kazania­mi świętokrzyskimi. Oryginał zbioru typu de tempore powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XIII w.; kopię spisaną na pergaminie za panowania Łokietka przy użyciu kursywnej mi-



48

Wczesne piśmiennictwo polskie

nuskuły gotyckiej starszego typu o silnej skrótowości, zniszczo­no sto lat później tak, iż odkryto z niej zaledwie szczątki 5 ka­zań na dni: Michała (29 IX), Mikołaja (6 XI]), Bożego Naro­dzenia, Trzech Króli, Matki Boskiej Gromnicznej (2 II) i tylko jedno: na dzień św. Katarzyny (25 XI) zachowane prawie w ca­łości. Nie wiadomo, gdzie powstał pierwowzór; to pewne, iż Anonim biegły był w sztuce oratorstwa uczonego, a swe teksty przeznaczał nie dla pospolitego ludu.

0x08 graphic
Kazania zwane świętokrzyskimi (od klasztoru benedyktyń­skiego na Łyścu, gdzie był ongiś kodeks ze skrawkami ich tek­stu, dostarczony poprzez Leżajsk od bożogrobców z Miechowa) są tworem dwujęzycznym. Polszczyzna łączy się w nich orga­nicznie z wstawkami łacińskimi, najczęściej cytatami z Biblii, które autor przytaczał widomie z pamięci, a następnie bądź za­raz tłumaczył lub streszczał, bądź zostawiał bez objaśnienia, jak­by pewny, iż słuchacz pojął sens przytoczenia; tkwią tu więc najdawniejsze znane przekłady polskie z Pisma Świętego. W znanej postaci są dziełem oryginalnym, choć wchłonęło ono składniki obiegowe, być może przejęte ze źródeł czeskich, a bu­dowa respektuje zasady ars praedicandi. Autor porządkował układ tematu nadając mu przejrzystość, m.in. enumeracją czło­nów wywodu przy pomocy przysłówków liczebnych, np. w ka­zaniu na dzień św. Michała Archanioła: „...A piąte, dani są nam angieli święci...; A ósme...; A dziewiąte, dani są święci an-gieli..." Scholastycznemu ładowi pouczeń towarzyszy alegoreza metoda odkrywania utajonych a istotnych treści pod ze­wnętrznym znakiem, czynna w epokach, kiedy poza empiryczną doczesnością intelekt i wyobraźnia budowały inną — głębszą i prawdziwą. Taki sposób pojmowania rzeczy widać najpełniej w kazaniu na dzień św. Katarzyny. Anonim osnuł je wokół werse­tu z biblijnej Pieśni nad pieśniami: „Surge, propera, amica mea et veni..." ('Wstań, pospiesz się, przyjaciółko moja i przyjdź'), a owo „wstań!" kierował ku czterem kategoriom ludzi, w obrazo­wej wykładni alegorycznej, według której siedzący uosabiali le­niwych, leżący ■ ■ miłośników grzechu, śpiący ■ ■ zatwardzia­łych, umarli — grzeszników w stanie zgubnej rozpaczy, symboli­zowali ich zaś kolejno ślepiec (nie dostrzegający przyszłości), pa­ralityk (lubownik doczesności), „kłodnik", czyli więzień (nie­świadom celu życia) i trup (nie dbający o swą duszę).

Swoisty artyzm cyklu świętokrzyskiego kształtowała też ars dictandi, która dowodnie po raz pierwszy formowała tu tworzy-

Psałterz Kingi

0x08 graphic
wo polskie. Rytmiczne wyrównania części zdań oraz rymy osis gane współbrzmieniem końcówek gramatycznych uwydatnia sens pouczeń kaznodziejczych. Ekspresję potęgował wyszukar styl. Język zabytku, z cechami dialektu północnej Małopolski, wieloma archaizmami w słownictwie, odmianie i składni, skn tecznie poddał się intencjom autora, który biegle władał zdani: mi o rozwiniętej składni i nacechowaniu retorycznym (obok o: najmujących - rozkazującymi, wykrzyknikowymi i pytajnymi z widoczną starannością dobierał synonimy, urozmaicał epitet' kę, używał zdrobnień, świadomej aliteracji i powtórzeń, a naw« dowcipnego melanżu łacińsko-polskiego. Kazania świętokrzyski prezentują więc nie tylko wysoki poziom intelektualny, lecz tal że dojrzały kunszt literacki swego twórcy. Pozwala to mniema, że obszerna ongiś całość ich zbioru nie była zjawiskiem odosol nionym. Historii prozy polskiej patronuje osiągnięcie od raz znakomite.

Prawie jednocześnie w klasztorze klarysek w Starym Sącz praktykowano obrządek znamienny dla wzrostu roli polszczy; ny. Anonimowy żywotopis Kingi zanotuje niebawem, że księżn według własnego pomysłu i zwyczaju poświęcała Bogu 10 psai mów w mowie ludu za każdym razem, gdy wychodziła ze świs tyni - „i tak za porządkiem dopełniała całego Psałterza".

Tak zaczęła się historia wpływu wybitnych kobiet na losy pi: miennictwa w języku narodowym. Psałterz Dawida, hymniczr ujęcie ludzkich doznań i myśli, poddanych nie tylko uniesienioi związku z Bogiem, lecz także twardym doświadczeniom ziem skiego losu jednostek i zbiorowości, był jedną z najpoczytnie szych ksiąg Starego Testamentu, wyodrębnianą jako uniwersa ny modlitewnik. Wprawdzie bezpośredniego dostępu do Pism świętego nie miewali laicy, ale znakomita pani mogła była, ja widać, sięgnąć po nie i posługiwać się przekładem jego część Nie wiadomo, kiedy go dokonano i jak utrwalono tekst oczj wiście prozaiczny; zapewne jednak stało się to z woli samej Kir gi. Językiem tłumacza była polszczyzna (a nie macierzysty dl księżny język węgierski, czego hagiograf by nie przemilczał Wzmianka żywotopisa brzmi wiarogodnie również w szczegół* w który niekiedy powątpiewano: odmawiania po dziesięć psa mów, czego nie znała liturgia średniowieczna; wszak Anonirt nie bez przyczyny podniósł, że działo się tak za osobistym pc mysłem pobożnej Kingi. Losy polskiego psałterza Kingi, po rc ku 1292 chyba przechowywanego w Starym Sączu niby relikwk



50

Wczesne piśmiennictwo polskie

„Bogurodzica"

51



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
sto lat później być może splotły się z pracą nad Psałterzem flo­riańskim.

Także najstarsze znane dziś świeckie zdania w języku polskim pochodzą z XIII w. Zrodziły je odmienne, a historycznie wyra­ziste, choć też przygodne, okoliczności. Jedno padło w zamęcie bitwy, inne podczas codziennego trudu; jedno wypowiedział był rycerski książę, inne — zwykły kmieć. Pierwsze zdanie zwać wolno „legnickim", drugie - „henrykowskim". W przełomowej chwili bitwy pod Legnicą 9 kwietnia 1241 r., kiedy skutkiem podstępu wroga część hufców polskich poczęła pierzchać, Hen­ryk Pobożny wyrzekł słowa: „Górze [nieszczęście] się nam sta­ło" _ ; zdanie to uniosła z pola bez wątpienia wiarogodna pa­mięć świadków, a zaświadczy je Długosz prawdopodobnie za re­lacją spisaną wkrótce po klęsce. Drugie zaś zdanie przekazał opat Piotr w Księdze Iwnrykowskiej, według której około roku 1200 okoliczny osadnik, Czech Boguchwał, pragnąc ulżyć żonie strudzonej obracaniem żaren, rzekł pewnego razu, według zapi­su literalnego: „Day ut ia pobrusa, a ti poziwai" ('Daj, niech ja pobruszę, a ty poczywaj' — to jest 'odpoczywaj', lub może: po­żywaj 'posil się') - i odtąd mełł sam tak często, że sąsiedzi na­dali mu miano Brukała, a jego potomkom Brukaliców.

Tak działo się z prozą, przeważnie pozbawioną jakiejkolwiek intencji artystycznej. Rodzime słowo pisane o takim walorze od początku będzie tworem czystej poezji. Głęboko w polskim średniowieczu pojawiła się zdumiewająca pieśń, która przez kil­kaset lat towarzyszyła losom naszych przodków, zrazu jako de­klaracja religijna, później też jako wyraz uniesień patriotycz­nych, pierwszy w istocie polski hymn narodowy — pieśń Bogu­rodzica.

Tradycja starodawności Bogurodzicy jest niebywała. Żadnej pieśni polskiej nie opatrywano określeniem „carmen patrium" 'pieśń ojców' (Jan Długosz); w początkach XVI w. ogłoszono wprost, że ułożył ją był święty Wojciech, a nieco później zaczęto uważać jej język za wyjątkowo archaiczny. To pewne, że za cza­sów Jagiełły znano ją powszechnie, bo śpiewano „morę majo-rum" ('obyczajem przodków') w chwilach ważnych, zwłaszcza jako pieśń bitewną: tak stało się m.in. przed bojem grunwaldz­kim. Około tegoż czasu nieznana ręka sporządziła najstarszy

znany dziś zapis słów i nut Bogurodzicy; po nim ustawicznie po­jawiały się dalsze, wśród nich pierwszy drukowany za sprawą kanclerz;! Jana Łaskiego na^ czele wielkiego zwodu statutów Królestwa Polskiego (1506). Ów najstarszy zapis przekazał tekst jak następuje:

Bogurodzica dziewica, Bogiem sławiena Maryja! U twego Syna Gospodzina matko zwolena, Maryja, Zyszczy nam, spuści nam

Kyrieleison.

Twego dzieła Krzciciela, Bożycze, Usłysz głosy, napełń myśli człowiecze, Siysz modlitwę, jąż nosimy, A dać raczy, jcgoż prosimy: A na świecie zbożny pobyt, Po żywocie rajski przebyt.

Kyrieleison.

O starodawności pieśni dowodnie świadczy jej słownictwo. Do niepowtarzalnych archaizmów zalicza się: Bogurodzica — z pierwszym członem o postaci celownika, już w drugim przekazie zmienionej na: Bogarodzica; unikat przyimka d z i e -1 a 'dla', obcego już nawet Kazaniom świętokrzyskim., boży­cze, co jest wołaczem od bożyc 'syn Boga'. Już kopiści XV-wieczni, nie pojmując zamierzchłej poprawności i sensu ta­kich wyrazów, rozmaicie je przekształcali. Twórca więc Boguro­dzicy ułożyć ją musiał o wiele wcześniej, niż powstał jakikolwiek z ocalałych zabytków rozwiniętej polszczyzny owej epoki.

Treść pieśni to modlitewne prośby: w strofie pierwszej -- do Matki Boskiej, aby jako wybrana z wielu przez Boga i zjedno­czona z nim w pełnieniu Jego woli pozyskała i skłoniła ku lu­dziom przychylność swego Syna; w strofie drugiej — do Bożyca (Chrystusa), aby za przyczyną Jana Chrzciciela wysłuchał bła­gań o dar bogobojnego życia i zbawienia po śmierci. Taki do­bór postaci i ich wzajemna rola posiadała w średniowieczu od­powiednik ikonograficzny w kręgu Kościoła greckiego (bizan­tyńskiego) zwany deesis lub trimorphion: majestatyczne wyobra­żenie Chrystusa-Władcy („Gospodzina") w asyście Matki Bo­skiej i Jana Chrzciciela, pośredników między Bóstwem a czło­wiekiem. Przejęta przez Zachód od X w., „trójpostać" dotarła też do Polski, gdzie najdawniejszym dziś jej przykładem jest fresk w Tumie pod Łęczycą sprzed 1161 r. Bogurodzica mogła


łmieńnićtwo polskie

Bogurodzica"

53



0x08 graphic
0x08 graphic

więc zrazu powstać jako swoisty komentarz słowno-muzyczny do przedstawień typu deesis, te zaś uchodzić za jej ilustrację pla­styczną.

Starodawność tej pieśni nie oznacza prymitywności utworu. Bogurodzica to zadziwiająco misterna kompozycja wokałno-mu-zyczna. Struktura jej ma ogólnie uchwytny rodowód. Jest ona tropem do Kyrie eleison, ułożonym po części na modlę sekwen­cji, Wśród eksklamacji liturgicznych średniowiecza greckie Kyrie eleison było — obok hebrajskiego Alleluja — zawołaniem ogro­mnie popularnym, bo wykonywał je wyuczony lud podczas wszelakich obrzędów. W Polsce przyswojone bez zmian, w Cze­chach przybrało postać krleś (X w.), na Rusi kierlesz. Z czasem zaczęto na Zachodzie uzupełniać je ozdobnikami retorycznymi — tropami, które rozwijały się do pełnych zdań o wyrównanej rytmice, spojonych rymami, i na koniec usamodzielniły jako pieśni w językach narodowych, m. in. od IX w. w Niemczech, od około X w. — w Czechach, gdzie śpiewano odtąd Hospodi-ne, pomiluj ny... Bogurodzica znakomicie sprostała poetyce ga­tunku. Budowa warstwy słownej wykazuje staranny paralelizm członów; równozgłoskowość wspartą bogatym rymowaniem klauzul wersów i semiwersów, przy czym w strofie pierwszej (i na początku drugiej) czynne są regularne rymy na -a, co jest śladem wpływu sekwencji starszego typu. W obu strofach widać też układ dwuczłonowy: w każdej apostrofę oraz zdania apela-tywne; każdą zamyka jako refren eksklamacja Kyrie eleison. Spójność założeń artystycznych dowodzi, że obydwie strofy powstały jednocześnie.

Z językiem pieśni doskonale współbrzmi jej melodia, nie wy­kluczone, iż skomponowana przez tego samego człowieka. Me­lodia słowa „Bogurodzica" jest tożsama z melodią wołania Ky­rie eleison przy litanii pochodzenia niemieckiego, którą zanoto­wano po raz pierwszy w antyfonarzu z Minden w latach 1024-1027, i która krążyła też w świeckiej muzyce trubadurów i truwerów, tudzież w dramacie kościelnym z XIII w. Inne frazy melodii również mają odpowiedniki w kompozycjach żywotnych od IX do XVI w. tak w melodii kościelnej, jak świeckiej. Pier­wowzoru całości melodii pieśni nie odnaleziono — jest ona za­tem tworem najpewniej oryginalnym.

Nie wykryto również bliższego podkładu całości tekstu słow­nego, co uczyniłoby ją tłumaczeniem bądź naśladownictwem, je­dynie odpowiedniki pojedynczych składników, rozproszone po

źródłach głównie greckich, skąd przejmowało je chrześcijaństwo zachodnie zwłaszcza w IX - X stuleciu. Z kręgu takich procesów kulturowych czerpał je i prawdopodobnie samodzielnie scali! autor Bogurodzicy, najlepszy poeta polski przed Janem Kocha­nowskim. Również to, iż wcześniejsze tradycją i bogatsze liczeb­nie wierszopisarstwo religijne w językach staro-cerkiewno-sło-wiańskim oraz czeskim nie zdobyły się wtedy na pieśń o takich walorach artystycznych, wolno uznać za miarę wyjątkowości je­go talentu. Nie sposób orzec na pewno, kiedy i jak to się stało; nie wiadomo, czy od razu Anonim posłużył się polszczyzną, czy też według niektórych domniemań — najpierw innym, np. właś­nie greckim językiem. Wykształcenie autora wskazuje, że byl duchownym, a ogólnospołeczna znajomość pieśni -- że propa­gował ją ośrodek o wielkim autorytecie, chyba pospołu któryś z panujących i metropolia gnieźnieńska. Czcigodne starocie językai świadczą, że Bogurodzica mogła powstać w pierwszych stule­ciach chrześcijaństwa w Polsce -- chyba, żeby uwierzyć, iż jej twórca zdobył się na świadomą archaizację stylu. Tak czy ina­czej, dzieje poezji polskiej otwiera arcydzieło.


Uniwersytet krakowski


0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Rozdział czwarty

Uniwersytet i druk — oświata i książka

Akt koronacji Władysława Łokietka 20 stycznia 1320 r. w Krakowie ostatecznie restytuował monarchię: Korona Polska odzyskała — tym razem aż po kres dawnej Rzeczypospolitej — symbole swojej suwerenności.

Zarazem władztwo Łokietka (1320-1333) rozciągało się na mniej niż połowę ziem, którym panowali poprzedni Piastowie; nieco więcej zdobył Kazimierz Wielki — ale przez wieki poza macierzą pozostały niemal wszystkie dzielnice Śląska. Energia państwotwórcza skierowała się głównie ku wschodowi w dwóch porywach politycznej ekspansji: za Kazimierza, który przyłączył do Polski Ruś Czerwoną, a nade wszystko za Jadwigi Andega-wenki i Władysława Jagiełły, gdy od roku 1385/1386 dzięki unii personalnej poprzez ich małżeństwo losy Królestwa sprzęgły się z olbrzymim Wielkim Księstwem Litewskim, wprowadzanym odtąd przez Polskę w obręb chrześcijaństwa zachodniego.

Związek z Litwą ułatwi! odparcie najgorszego niebezpieczeń­stwa, jakie narastało na północy od połowy XIII stulecia, a w XIV miewało już groźne skutki. Był nim Zakon krzyżacki i jego doskonale zorganizowana potęga, którą zdołał nie tylko wyni­szczyć plemiona Prusów i Jaćwięgów, lecz również zagarnąć część ziem polskich. Wielki triumf grunwaldzki (1410) podbudo­wany został przez polityczny i gospodarczy trud XIV w.; póź­niejsze przywrócenie zwierzchnictwa polskiego nad Pomorzem w toku wojny trzynastoletniej (1454-1466) — przygotowane przez Grunwald i dojrzałość wniosków, jakie polska myśl państwowa wysnuła z uprzednich doświadczeń. W ciągu stulecia grunwaldz­kiego rozległa i dużo ludniejsza, z własnymi dynastiami nawet na tronach ościennych (w Czechach i na Węgrzech) Polska osią-

gała status mocarstwa. Z kolei rozprzestrzenianie się państwa jego sojusze otwarły władztwo Jagiellonów na kontakty i koi flikty z napierającą od Bałkanów Turcją. Krzyżackie i tureck zagrożenia, wyciśnięte głęboko w naszej ówczesnej samowieds narodowej, wypowie w tym okresie niejeden dokument piśmiei nictwa polskiego.

Ówczesne czynniki kulturotwórcze były częściowo tymi sam* mi co przedtem, częściowo zaś nowymi. W ich rozmieszczeni przestrzennym doszło do prymatu ośrodka stołecznego -- Kr: kowa, gdzie gromadziły się najlepsze intelekty i najwybitniejsi talenty z kraju i z zagranicy. Z instytucyj -- kontynuował sw misję przemożny ideologią i zasobnością Kościół. Jego znacz* nie trwało mimo burzliwych zawichrzeń w chrześcijaństw Europy XIV-XV w.: tzw. niewoli awiniońskiej papież (1309-1377) oraz schizmy, kiedy między rokiem 1378 a 1417 prawowitość swego pontyfikatu walczyło dwóch i trzech papj« ży, i kiedy z kolei schizma wzbudziła powszechny ruch konc; liarystyczny, którego podporą były uniwersytety: według teg ruchu sobór (łac. concilium), jako najwyższe przedstawicielstw ogółu wiernych, miał moc zasadniczych orzeczeń ponad i wbre* papieżowi; a także mimo zaciętych sporów wokół paru kwest dogmatycznych, toczących się między uczelniami i zakonam Trzy sobory: w Pizie 1409 r., w Konstancji 1414-1418 i w Ba zylei 1431-1449, z udziałem elity intelektualnej i polityczni chrześcijaństwa borykało się z tymi i z innymi problemami, prz czym nie doprowadzono do głębokiej reformy Kościoła, niepc dzielne w nim zwierzchnictwo pozostało przy papieżach, a kon cyliaryzm wygasł. Polska, gdzie przeważali zwolennicy koncylk ryzmu, uczestniczyła w owych wydarzeniach poprzez znakom tych uczonych i dyplomatów, odgrywając zwłaszcza podczt obrad w Konstancji i w Bazylei rolę znaczącą.

Było to możliwe dzięki- wiekopomnemu dziełu Kazimierz Wielkiego, który założył pierwszą w Polsce uczelnię — ora Jadwigi i Jagiełły, którzy ją odnowili.

Uniwersytety, których nazwa „universitas" oznaczała korpc racyjną wspólnotę nauczających i nauczanych oraz ogół upu wianych tam dyscyplin naukowych, historia uzna za jedno najwspanialszych dokonań epoki. Powstawały one w Europii od XII wieku, kiedy w Paryżu uformował się główny — na dh go — ośrodek studiów teologicznych, a w Bolonii — prawnypll W samym XIV stuleciu powstało ich 14; najbliżej Polski -- i


56

Uniwersytet i druk oświata i książka

Uniwersytet krakowski

57



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
czeskiej Pradze (1346-1348), fundacji Karola IV. Uniwersytet w Polsce równoważyłby osiągnięcie Czechów i służyłby państwu, mianowicie jego administracji, tudzież oświacie społeczeństwa. Wyprawy Polaków na studia za granicą podejmowano wpraw­dzie od XII w., ale były one kosztowne, niebezpieczne i dostęp­ne dla niewielu, Teraz przestawały być koniecznością przynaj­mniej co do tych nauk, jakie przewidziano w kraju.

Akt fundacyjny, datowany w Krakowie 12 maja 1364 r., za­twierdzony bullą Urbana V w Awinionie 1 września, zasadzał byt materialny nowego Studium Generale na dochodach z żup wielickich, a uruchomił na Wawelu i w mieście stołecznym 5 ka-ledr prawa (dwie kanonicznego i trzy - rzymskiego), dwie -medycyny oraz jedną katedrę artium 'nauk (sztuk) wyzwolo­nych'. Kraków przyjął włoski model organizacji — z rektorem obieranym przez ogól studiujących, bez przewodniego wówczas kierunku: teologii, co tłumaczone bywa m. in. powołaniem aka­demii do zaspokajania w pierwszym rzędzie pozakościelnych po­trzeb państwa. Dla oświaty powszechnej szczególne znaczenie mieć mógł wydział wstępny - artium.

Program tego wydziału obejmował spójny zestaw przedmio­tów noszący tradycyjne miano septem artes liberales 'siedem sztuk wyzwolonych' (miano to z dawien dawna oznaczało ich „wolność" od upokarzających mozołów fizycznych), a w nim trivium („trójdroże") - z trzema dyscyplinami „mownymi" (ar­tes sermonales): gramatyką, retoryką (ćwiczącą przede wszyst­kim w umiejętności redagowania wszelakich pism) i dialektyką, oraz quadrivium („czwórdroże") — z czterema przedmiotami „rzeczowymi" (artes reales): arytmetyką, geometrią (czyli pod­stawami geografii i kosmografii), astronomią (dla obliczeń ka­lendarza świąt ruchomych roku kościelnego), na koniec muzy­ką. Ukończenie tego wydziału, zwłaszcza gdy potwierdzał je ty­tuł naukowy bakałarza (baccalaureatus), umożliwiało dalsze stu­dia na każdej — tej samej albo innej — akademii, zaś tym, któ­rzy nie mogli nadal się kształcić, dawało pracę w szkołach niż­szych stopni, dzięki czemu posiew wiedzy akademickiej, choćby skromny, służył oświacie pospolitej.

Kazimierzowe Studium Generale, czyli uniwersytet, zwany też akademią, działało do śmierci swego fundatora (1370), przycią­gając młodzież nawet spoza Korony. Dalsze jego losy są niejas­ne. Prawdopodobnie powoli zamarło. Głodni nauki tuziemcy znowu wędrowali po nią do obcych, głównie do Pragi, gdzie do

końca XIV w. studiowało blisko trzystu przybyszów z Polski, pamięć posiadania własnego uniwersytetu i świadomość jego znaczenia pomogły wskrzesić go już po ćwierćwieczu, według tradycji -- za sprawą królowej Jadwigi. Zapowiedziała to na­przód bulla erekcyjna Bonifacego IX z dnia 11 stycznia 1397 r., następnie odpowiedni dokument Władysława Jagiełły. Do Kra­kowa ściągnęli też poważni mistrzowie z ośrodków obcych, by przyczynić się do ułożenia nowego programu uczelni i jej spraw­nej renowacji. Dnia 26 lipca 1400 r., wykładem biskupa kra­kowskiego Piotra Wysza i mową pierwszego rektora Stanisława ze Skarbimierza, przy napływie dwustu scholarów, uniwersytet krakowski odżył.

W stosunku do uczelni Kazimierzowej zmieniła się jego orien­tacja naukowa i po części ideologiczna. Przewodnim stał się obecnie nowy wydział ■ teologiczny, powołany dla wsparcia swymi wychowankami wielkiej sprawy uchrześcijanienia Litwy i oddziaływania na prawosławną Ruś, a więc dla zaspokajania potrzeb i państwa, i Kościoła, najwyższym zaś zwierzchnikiem uniwersytetu mia! być teraz jako jego kanclerz każdorazowy bi­skup krakowski. Wewnętrzną strukturę szkoły stanowił system kolegiów, czyli wydziałowych wspólnot profesorskich, oraz burs

Dzieje własne odnowionej uczelni odbijały w sobie wszystkie istotne wydarzenia i procesy tamtych czasów. Wydział teologicz­ny, wzorowany na szkole paryskiej, a choć skromny liczbą słu­chaczy ■ najdostojniejszy i wpływowy za przyczyną indywi-


Uniwersytet i druk - oświata i książka

0x08 graphic
dualności wykładających, podjął tradycyjne zagadnienia bibli-styczne, dogmatyczne i eklezjastyczne w kilku odmianach stoso­wanej wtedy metodologii. Jednak dt>syć rychło również jego za­chowawczość podważyły wpływy nowych nurtów, jak tzw. via moderna, krytycznie korygująca część scholastyki, oraz napór bieżących potrzeb Kościoła. Od pierwszych lat po renowacji rozwijała się też matematyka i astronomia, choć prawdziwa ich świetność przypadnie na schyłek wieku, kiedy wykładał je Woj­ciech z Brudzewa (1476-1494) i kiedy je tam studiował Mikołaj Kopernik (1491-1494). Jednak poczesne miejsce zdobyła filozo­fia - dziedzina, którą najgłębiej przeorzą nowe prądy. Już via moderna osłabiła niebotyczny autorytet Arystotelesa w dyscypli­nach filozoficznych (i w służbie teologii). Z kolei devotio mo­derna (pobożność uwspółcześniona lub po prostu nowa) prze­obrażała poglądy na istotę życia chrześcijańskiego głosząc, że niezbędne jest uduchowienie indywidualnej religijności i podda­nie praktycznych poczynań człowieka zasadom etyki. Hasła no­wej pobożności wszczepiał tu Mateusz z Krakowa, zwłaszcza traktatem Rationale operum dhinorum, czyli 'Rozumowym uję­ciem dziel Boskich' (1391-1394). Niemniej i via moderna, i de-votio moderna, dla której fenomen pokrewny, choć odmienny w obyczaju religijnym zachodzącej epoki, stanowił doloryzm, były przecież pochodną ducha wieków średnich. Toteż staną one oporem wobec rzeczywiście nowego prądu, jaki niemal równo­cześnie pocznie podbijać umysły Polaków: wobec humanizmu. Aż do końca średniowiecza więc uniwersytet krakowski ogni­skować będzie typowe dla epoki a powikłane zagadnienia na­ukowe i pozanaukowe oraz niejednorodne kierunki dociekań i metody wykładu, przejmując i współtworząc intelektualną kul­turę Europy.

Uniwersytetem, instytucją ogólnie świecką, de facto zawiady­wał Kościół tak z racji statutu wszechnicy, jak personalnych: jej ciało naukowe i pedagogiczne z rzadkimi wyjątkami stanowili duchowni. Podobny stan rzeczy istniał w innej, dla historii piś­miennictwa nieobojętnej instytucji: w kancelariach. Rangę naj­wyższą — przed biskupimi, sądowymi czy miejskimi ■ - miała kancelaria królewska, urządzana od doby Łokietka i rozciągają­ca swe kompetencje na całość państwa; miejsce, gdzie wykuto formułę „Corona Regni" uwydatniającą pojmowanie Królestwa Polski jako bytu politycznie niezależnego nawet od osoby mo-

Piśmiennictwo kancelaryjne

0x08 graphic
narchy czy dynastii. Za Kazimierza Wielkiego i Jagiellonów na leżeli do niej ludzie wybitnie biegli w prawie i dyplomacji orai obsłudze dokumentalistycznej, często świetni styliści, poligloci wytrawni bywalcy. Obsada kancelarii rozrastała się szczególni w okolicznościach wzmożonej aktywności państwa; w czasie pa nowania Jagiełły przewinęło się przez nią więcej niż 80 urzędnii ków, nie licząc osób współdziałających. W niej poznawali taje mnice władzy i administrowania wysocy później dostojnicy koś cielni i świeccy; przykładem olśniewającej wprost kariery osobi stej okaże się Zbigniew Oleśnicki, sekretarz królewski (1410), bi skup krakowski (1423) i kardynał (1449), niepospolity polityk mecenas. Dostęp do źródeł, jakie tam i w innych kancelariac przechowywano, przyczyni się do powstania kolejnych dzieł hi storiograficznych, nade wszystko tych spod ręki Jana Długosz*; doraźnym zaś tworem piór kancelaryjnych będą zwody wzorÓM rozmaitych pism, jakie redagowano od potrzeby do potrzeby, które na Zachodzie sporządzano od paru wieków.

Do naszych czasów dotrwały ciekawe zwody z początków X1 stulecia, już jako kopie nieco tylko starszych pierwopisów, c-dowodzi, jak szybko puszczano je w obieg. Teksty w nich ze brane to głównie epislolografia na poły autentyczna i ceniona widać, jako szczególnie udatna lub godna szacunku (są w nie listy papieskie, cesarskie, królewskie...), na poły zaś chyba fik cyjna - - wypracowania na różne tematy i okazje; rozmaitość tematów towarzyszy zmienność stylu od uroczystego do żartob Itwego. Ćwiczenie w „dictamen pulchrum" sięgnęło też po proz rymowaną i — próby w języku polskim. Dwa zwody, o utarte w nauce nomenklaturze: Formularz Jerzego z lat 1399-141 oraz wzbogacona o wywody teoretyczne Retoryka krakowsko. którą datuje się na lata 1425-1434, mają po części wspólną zai wartość i najprawdopodobniej wspólnego autora. Był nim Jerzy pisarz grodzki krakowski i notariusz królewski. Odmienna wers ja Formularza powstała, jak się zdaje, niebawem w kancelarii bi skupów wrocławskich; jeszcze inną „retorykę" zestawił mał« znany Marcin z Międzyrzecza.

Dorobek piśmiennictwa pomnażały również, za tradycją kilk1 już stuleci, pomniejsze ośrodki, wyłącznie kościelne. Spośród za konów najstarszy monastyczny — benedyktyński, popadł wted ogólnie w zastój. Skuteczniej do podnoszenia poziomu umysło wego swoich braci włączyli się cystersi, gremialnie studiując teologię na uczelni krakowskiej. Żywotniejsze, zwłaszcza w X11


60

Uniwersytet i druk oświata i książka

Pierwodny diuku

61



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
w. okazały się zakony mendykanckie (żebracze). Dominikanom przybędzie sporo klasztorów na wschodnich połaciach państwa; co zaś do minorytów, od połowy tego wieku rozpowszechni się u nas odłam franciszkanów-obserwanlów zwanych bernardyna­mi, niebywale popularnych wśród drobnej szlachty i plebsu Pol­ski, Litwy i Rusi jako przystępni kaznodzieje i kwestarze. Pra­wie w każdym klasztorze dowolnej reguły znalazł się zakonnik powołany do choćby skromnej uprawy słowa. Pilności, jeśli nie talentu, nie brakowało również w klerze świeckim. Przygniatają­cą większość ludzi pióra i w tej fazie epoki stanowić będą du­chowni.

Tenże okres przyniósł — praktycznie na razie cząstkowy u nas, lecz wkrótce zasadniczy - - przełom w wytwarzaniu środ­ków komunikacji piśmienniczej, mianowicie w technice powiela­nia tekstów. Sprawił to druk.

Wykonawcze rękodzieło pisarskie posługiwało się przez czas dłuższy narzędziami tradycyjnymi. Nadal importowano podsta­wowe surowce: pergamin — aż do schyłku XIV w., kiedy uru­chomiono u nas pierwsze warsztaty „pergamenistów" vel „per-gamentariuszy", papier — do czasów Kazimierza Jagiellończy-ka, kiedy zbudowano młyny papiernicze w Gdańsku (1473), Wrocławiu (ok. 1477) i na Prądniku Czerwonym pod Krako­wem (1493). Zapotrzebowanie na papier — swoisty miernik kul­tury — wzrastało tak, jak rosło państwo, krzewiła się ludność, a nauka i oświata domagały się wciąż obfitszego zasobu tekstów religijnych, prawnych, naukowych lub dydaktycznych oraz moż­liwości ich tworzenia.

W wieku XV produkowano książkę rękopiśmienną we wszystkich głównych i w wielu pomniejszych miastach Korony. Skryptoria klasztorne benedyktynów, cystersów bądź kanoni­ków regularnych, zaspokajając potrzeby lokalne, nie nadążały za innymi. Pojawiła się wtedy dość liczna w całym kraju rzesza studentów, kleryków, nauczycieli, kancelistów i notariuszy, któ­rzy zarobkowali przepisywaniem; a obok nich wyborowa grupa „katedralisów" - duchownych i świeckich kaligrafów z zawo­du, którzy wykonywali poważniejsze treścią i ozdobne manu­skrypty kościelne. Ogromną liczbę kodeksów spisali na swój użytek mistrzowie i scholarze Akademii Krakowskiej, a nawet księża prowincjonalni, dochodząc tą drogą do pokaźnych i cen­nych księgozbiorów prywatnych. Przybyło też introligatorów oraz iluminatorów zdobiących karty gotowych dzieł miniatura-

mi i ornamentacją. Trudu ich nie sposób przecenić; jego wytwo­ry niekiedy zdumiewają pięknem przystroju i kunsztem graficz­nym, lecz taka książka nie mogła być dobrem powszechnie do­stępnym.

Jeden z najszlachetniejszych wynalazków; druk objawił si<j Europie z początkiem drugiej połowy XV wieku.

Żmudne rękodzieło pisania i odpisywania ksiąg, które żabie rało ofiarnym autorom i kopistom niekiedy długie lata, ustępo walo odtąd krok za krokiem mechanicznemu powielaniu lek stów w mnogich od razu egzemplarzach. Już od zarania stuleck używano drzeworytów z wizerunkami i tekstem, by odbijać eg zemplarze książki ksylograficznej (z gr. ksylon 'drewno'), zwykh treści religijno-umoralniającej. Nowa idea uruchomiła sposób; niepomiernie wydajniejsze. Na istotę wynalazku druku złożyk się skonstruowanie urządzeń i sporządzanie stopu metali do od lewu czcionek ruchomych i zdatnych do wielokrotnego składu oraz zastosowanie prasy do odciskania kolumn.

Wynalazku dokonał przed rokiem 1440 w Strasburgu rze mieślnik Johannes Gensfleisch zum Gutenberg z Moguncji. Kil ka lat później ukazał się poczet publikacji pomniejszych. Pierw szym w dziejach drukowanym wielkim dziełem była Biblia, oc liczby rządków tekstu w kolumnie zwana 42-wersową, któn wydano po dwóch lalach składania na przełomie 1455 i 1456 r w nakładzie zapewne 200 egzemplarzy, wytłoczonych na perga minie (35 egz,) i papierze. Rewelację tę podchwycono niezwłocz: nie; warsztaty drukarskie instalowano w Niemczech, Włoszech Francji, Szwajcarii, Niderlandach, Hiszpanii, Anglii...; doskona łono wyposażenie i estetykę produktu; organizowano jego roz prowadzanie. Obieg słowa pisanego potężniał z każdą chwilą uszczuplając skuleczność jego nadzoru przez nadrzędnego dotąd dysponenta książki, jakim pozostawał Kościół. Zarazem prze cięż wszystkie prasy wczesnych oficyn odbijały teksty gotowe zazwyczaj więc średniowieczne, prawomyślne i prawowierne relii gijnie, a po nich dopiero naukowe dla uniwersytetów i szkól Od strony prezencji technicznej naoczna była zachowawczoś" druków; krój czcionek długo jeszcze naśladował wypróbowan; dukt ozdobnego pisma gotyckiego — tekstury (od Texlus czyi tu Pismo Święte), a językiem większości druków sprzed roku 1500, umownie zwanych inkunabułami (z łac. in cunabula \ kołysce', czyli przenośnie druk „niemowlęcy"), pozostawała łaci na. Zmiany w takim stanie rzeczy zaszły jednak wcześnie, gd


62

Uniwersytet i druk — oświata i książka

Oboczność łaciny i polszczyzny

63



0x08 graphic
0x08 graphic

humaniści renesansowi zgłosili do masowych wydań dzieła sta­rożytnych, a dojrzewanie świadomości narodowej i potrzeby lu­dzi nieuczonych wymogły przekłady rozmaitych lektur popular­nych.

W Polsce zaspokajano się na razie wwozem druków obcych i zamówieniami na usługi typograficzne za granicą. Pierwszą u nas drukarnię założy} w Krakowie wędrowny przedsiębiorca z Niemiec, prawdopodobnie Bawarczyk Kasper Straube. Lata 1473- 1474 to nader krótki czas jej działalności, która przynios­ła zaledwie 4 licho złożone książki. Najwcześniejszym był jed­nostronnie odbity ścienny almanach (kalendarz) na rok 1474, z tekstem łacińskim. Po odejściu Straubego istniała tutaj przypu­szczalnie również efemeryczna (1483-1484) tłocznia Jana Pepe-laua, a następna pod koniec wieku i znów przelotnie, lecz z nie­zwykłym programem wydawniczym. Osiadły w Krakowie Nie­miec Szwajpolt Fiol około roku 1490 ogłosił kilka liturgicznych ksiąg starocerkiewnych, złożonych — po raz pierwszy w historii — cyrylicą, na użytek Kościoła wschodniego, po czym przedsię­biorstwo Fioła zamknięto. W tychże latach urządzono drukar­nie we Wrocławiu (1475-1482), w Malborku (1492) i w Gdań­sku (1498-1499). Właśnie we Wrocławiu, za sprawą tamtejszego kanonika i organizatora oficyny Kaspra Elyana wytłoczono pierwsze teksty w języku polskim (z nalotem czeszczyzny): mod­litwy Otcze nasz, Zdrowa Maryja oraz Wierzę w Boga. Zamie­szczono je w zbiorze Statuta synodalia Conradi, episcopi Wratis-!aviensi$ ('Statuty synodalne Konrada biskupa wrocławskiego') jesienią 1475 r. Po tej próbie na pojawienie się polszczyzny w składzie drukarskim czekano do XVI w. Średniowiecze polskie pozostało przy rękopiśmienności.

Kulturowe, a zatem również piśmiennicze skutki oddziaływań podstawowych uwarunkowań historycznych były wielorakie. Ję­zykowo piśmiennictwo pozostało tradycyjnie dwoiste: łacińskie oraz polskie. Łacina, dominująca wciąż w mowie potocznej lu­dzi wykształconych i we wszelakim słowie pisanym, swoje cechy języka żywego zderzy niebawem z normami antycznymi, do któ­rych nawrócą humaniści. Polszczyzna wybije się na pozycję po-cześniejszą niż dotąd wobec łaciny w literaturze; równocześnie jej słownictwo wchłonie obfite przymieszki z języków narodo­wości, które zaludniały obok siebie rozległe obszary monarchii ostatnich Piastów i pierwszych Jagiellonów. Współistnienie obydwu języków przewodnich, niezależnie od przemian, jakie

zajdą w każdym z nich z osobna, uprzytomnia zjawiska troja­kiego pokroju. Naprzód mnogość polskich przekładów i przeró­bek łacińskiej twórczości religijnej, obcej i rodzimej. Pod koniec epoki dokonywano ich z niebywałą gorliwością, sięgając po tek­sty gdzie indziej poczytne od stuleci. Po wtóre powszechne gło­sowanie tekstów łacińskich: zapis brzmiał słowem żywej mowy ojczystej. Wreszcie przytaczanie polszczyzny w otoczce łaciny tam, gdzie wymagano, by wypowiedź nielacińską oddawano z bezwzględną wiernością: w dokumentach sądowych. Indywi­dualnym wyrazem symbiozy języków stanie się twórczość Wła­dysława z Gielniowa.

Wśród gatunków i struktur piśmiennictwa tego okresu więk­szość wywodziła się z dorobku poprzedników. Kontynuatorzy nie wzbraniali się przed innowacjami, a jedną z ciekawszych wprowadzili do obyczaju literackiego. Było nią sygnowanie au­torstwa, jeszcze sporadyczne i nie zawsze wyraziste, lecz dostrze­galne. Jedni, jak Jan Łodzią z Kępy, Piotr Polak, Stanisław Ciołek, Adam Świnka, Władysław z Gielniowa i bliżej nie znany „Stanisław" zdobywali się na kunsztowne akronimy; inni, jak Słota, „mistrz Maciej", Jan Ostroróg, a z wielkich Jan Długosz, wymieniali siebie samych w tekstach własnych prac. Dokonanie pisarskie otrzymywało swoisty znak wartości, piśmiennictwo traciło bezimienność.


Dzierzwa. Janka z Czarnkowa

65



0x08 graphic
0x08 graphic

Rozdział piąty

Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza

Pierwszą z głównych dziedzin literatury kontynuowanej w XIV-XV stuleciu była historiografia.

Dziejopisarstwo, jak zwykle ściśle związane z losami państwa i narodu i wciąż bez wyjątku łacińskie, składało się z nawar­stwień wcześniejszych przedstawień przeszłości i nowych współ­czesności. Rocznikarstwem parały się nadal głównie kapituły i klasztory. Istniejące annały uzupełniano na bieżąco bądź kopio­wano od początku, dopełniając je z upływem lat, po części za­kładano nowe. Świeże więc treści ujmowano w dawne formy, lecz i one zaczęły ulegać zmianom: zachowując porządek dat rocznych zwięzłe dotąd notatki coraz częściej rozwijały się w na­rrację na modłę kronik. Poznawczo najcenniejsze były w nich zapiski oryginalne, szczególnie do lat Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Również kronikarstwo nie zarzuciło dawniejszych swoich dokonań: właśnie w XIV wieku sporządzono najstarszą z zachowanych do dziś kopii dzieła Galia Anonima, przynaj­mniej dwa odpisy Kadłubka oraz uzupełnioną redakcję Kroniki wielkopolskiej.

W tym wszakże gatunku zjawiły się tendencje i zamysły przedtem nie spotykane. Doświadczenia największego momentu dziejotwórczego: restytucji Korony Polski, wniosły trzeźwiejsze pojmowanie polityki i organizacji państwa; ambicja i praca dwóch ludzi zgromadzi niebywałe zasoby źródeł w celu stworze­nia ogromnych syntez historycznych. Przypuszczalnym redakto­rem i w części autorem pierwszej z owych prób był Janko z Czarnkowa, realizatorem następnej — Jan Długosz.

W początku XIV w., zapewne w środowisku franciszkanów: krakowskich skompilowano rzecz niewybitną, ale poczytną, umownie dziś tytułowaną donica Polonorum. Autor, również umownie raczej określany mianem Dzierzwy (lub Mierzwy) za-ją} się całością dziejów Polski od ich zarania do jego czasów. Głównym źródłem jego wiedzy historycznej była kronika mi­strza Wincentego. Dzierzwa zatarł — nie dość starannie — bu­dowę jej części dialogowych i dokonał nierównomiernego wycią­gu z całości, najbierniej korzystając z księgi pierwszej, a naj-gruntowniej przerabiając ostatnią; liczne u Kadłubka exempla ? historii powszechnej odsiał skupiając uwagę czytelnika wokół spraw polskich. Zależność od podstawy ograniczył zmieniając pojedyncze ich ujęcia oraz czas trwania i wymiar dziejowy kreo­wanych tam postaci. Zarazem cofnął tematykę aż do wyobrażeń o wyodrębnianiu się ludów w pradziejach, a dla późniejszych zdarzeń odwołał się do Vita maior sancii Stanislai Wincentego 2 Kielczy, poprzez którą oceniał też sprawę Bolesława Śmiałego. Dane roczników, jakie miał w ręku, przekształcił w pełną relację epicką. Tym sposobem powstała zwarta i przejrzysta kompozy­cja o czterech względnie jednakowych częściach, z klarownym podziałem na rozdziałki wyznaczane datami kolejnych pano-wań, o powściągliwie dobranej faktografii. Wraz z prostotą sty­lu opowieści sprawiło to, iż przystępnego Dzierzwę czytywane obok popularnej kroniki Kadłubkowej. Redaktor XlV-wiecznej wersji Kroniki wielkopolskiej uzupełnił ją, jak się zdaje, przejąt-kami z tekstu franciszkanina. Stare przekazy Dzierzwy zaginęły; zachowane kopie to produkt połowy XV stulecia, pierwodruk - połowy wieku XVIII.

Zamysł napisania prawdziwie rozległej syntezy powzięto v* końcowych latach XIV w. Spełniono tylko jego założenia robo­cze: złożono pokaźny, choć niekompletny zbiór (bez Galia ii Kadłubka, dostępnych oddzielnie), mianowicie trzy kroniki, sze­reg annałów, kalendarze i inne zapiski — w dwóch wariantach układu jednoczących dorobek z Wielkopolski i Małopolski. Z nich to wyłonić się miała donica magna (longa) Ledutaruin (Polonorum) ■ 'Wielka (Długa) kronika Lechitów (Polaków)' po dopełnieniu nowym materiałem i scaleniu surowca w jednoli­tą narrację traktującą o dziejach państwa polskiego od legen­darnych początków do przyjścia Władysława Jagiełły. Zamyśli takiego przedsięwzięcia i sam zwód — kopiowany już w XV w. przez kilkanaście rąk (9 odpisów ocalało do dziś) i przeredago-


1 — Literatura średniowiecza


66

Dziejopisarstwo - od Dzierż wy do Długosza

Janko z Czarnkowa

67



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
wywany pojawił się zapewne w środowisku kapitulnym gnieź­nieńskim i przyjął się rychło w Krakowie. Jego przypuszczalnym inicjatorem i pierwszym wykonawcą był tamtejszy archidiakon Janko z Czarnkowa.

Niezwykle życie dało temu człowiekowi wyjątkową znajomość ludzi i spraw owego czasu. Rodem raczej mieszczanin, stanem duchowny, z wykształcenia może prawnik, doświadczenie w ma­teriach publicznych zdobył pracą najpierw przy boku biskupa Andrzeja z Wiślicy w diecezji szweryńskiej w Meklemburgii, skąd jeździł m.in. do Awinionu, potem - - w misjach, również zagranicznych, na usłudze biskupów polskich, a od 1366 r. jako podkanclerzy Korony. Karierę, którą jako plebejusz zawdzięczał głównie własnym zdolnościom, złamał niefortunnie wdawszy się w walkę przeciw Andegawenom i zwolennikom ich obioru na tron po Kazimierzu Wielkim. Skazany na banicję za święto­kradcze naruszenie grobu zmarłego króla (skąd miał wyjąć in­sygnia monarsze), po paroletniej tułaczce za granicą osiadł w Gnieźnie i podjął pracę dziejopisa.

Wstępem do niej było kolekcjonowanie i uzupełnianie źródeł. Jego być może roboty w przekazie Kroniki wielkopolskiej są in­terpolacje treści regionalnej, a także dotyczące Pomorza i ziemi lubuskiej, czyli obszarów dobrze Jankowi znajomych, w tym po­danie o Lechu (z szczegółem o założeniu Gniezna) i Czechu oraz polski wariant romansu o rycerzu Walterze z Akwitanii (Walcerzu vel „Walgierzu") i Helgundzie, umiejscowiony w Wiślicy. Niewątpliwą własność Janka stanowi kronika wydarzeń z okresu panowania Ludwika Andegawena węgierskiego i bez­królewia po nim.

Oryginał jej zaginął; XV-wieczne kopie ze zbioru Kroniki wiel­kiej nie mają wstępu i trzech pierwszych rozdziałów, a prawdo­podobnie również zakończenia. Otwierał ją zapewne opis pano­wania "Kazimierza, przynajmniej czterolecia za podkanclerstwa Janka, z czego się ostał fragment mówiący o chorobie, zgonie i pogrzebie władcy. Zamyka zaś relacja o faktach z drugiej poło­wy 1384 r. Rzecz powstawała paru nawrotami w latach 1377-1384, im bliżej końca -- z tym węższym rozziewem mię­dzy zdarzeniem a opisem. Była to więc w sporej części niemal kronika wydarzeń bieżących, rejestrowanych za świeżej pamięci.

Bodziec do takiej pracy, prócz zainteresowań historią, któ­rych ambitnym dowodem byłaby idea Cronica magna, dały Jan-

kowi racje natury prywatnej. „Obecność w epoce" autora wyra­ziła się wielokrotnym zaznaczeniem autopsyjności opowiadania i narracją w pierwszej osobie, co przydało dziełu rysów chwilami pamiętniczych. Wolny od nich, by upozorować rzetelność spra­wozdania (gdzie wszakże przemilczano istotne okoliczności), po­został wątek klęski życiowej narratora, określającego się wtedy jako „archidiakon", przekształcony w apologię byłego podkanc-lerzego i pamfletową rozprawę z przeciwnikami, choć już po ich śmierci. Całą zresztą zawartość wyznaczyły horyzonty doświad­czeń osobistych kronikarza, tak iż w zachowanym tekście prze­ważają epizody wielkopolskie. Jest w niej materia rozmaitej treś­ci i wagi. Janko ułożył ją w porządku na ogół chronologicznym (obficie podając dokładne daty), niekiedy krzyżując go z tema­tycznym. Niejaką dorywczość notowania widać w przemieszaniu wypadków prawdziwie dziejowych i przygodnych, historii i anegdoty, w splocie spraw ludzkich i fenomenów natury, nie bez niekonsekwencji i sprzeczności.

Janko, stronniczy w ukazywaniu i ocenie faktów jemu same­mu nieobojętnych, okazał się przenikliwym obserwatorem moty­wów, jakie rządzą czynami człowieka. Założenia przewodnie swej Kromki wyraził zapewne w zatraconym wstępie; to, co tkwi w zachowanym tekście, zdaje się wskazywać, iż pragnął rozto­czyć przed czytelnikiem taki obraz Polski za panowania Elżbiety i Ludwika Węgierskiego, by jaskrawo odbijał od ładu, pokoju i praworządności, jaka istniała za ich poprzednika. Autor dopiął celu, stwarzając przygnębiający wizerunek owych kilkunastu lat, niemal rodzaj nie znajdującej odpowiednika w rodzimym dziejo­pisarstwie kroniki skandalicznej całego kraju. Jednak mimo ten­dencyjności i dyktowanych nią ujęć, poznawcza wartość pracy jest niemała, zwłaszcza w tym, co dotyczy tajników polityki, obyczaju, kultury kleru i rycerstwa, a nawet drobiazgów, któ­rych nikt nie utrwalił, a które ongi należały do rzeczywistości. Autor, intelekt bez daru odkrywczych uogólnień i bez zamiło­wania do retoryki, okazał się faktografem, który pojedyncze te­maty swej relacji wyposażał przede wszystkim w realia — perso­nalne, chronologiczne, nazewnicze, topograficzne i materialne, a równolegle dbał, aby odsłaniać przed czytelnikiem więź między przyczyną a skutkiem mnóstwa szczegółów ważnych i ubocz­nych, cofając się niekiedy do odleglejszych uwarunkowań zda­rzenia. Stosownie do takiego pojmowania toku spraw wypadła pisarska warstwa Kroniki. Janko włada! stylem niewyszukanym


68

Dziejopisarstwo od Dzierzwy do Długosza

,,Kronika książąt polskich". Jan Długosz

69



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
i stworzył dzieło bez wdzięku literackiego, bez ozdobnych tro­pów, łaciną zwyczajną z wtrętami polonizmów. W strukturze narracji dominuje co prawda rozwinięte okresy, niewolne jed­nak od uchybień składniowych, a budowane członami zwartymi i prostymi. Tylko niekiedy wzbierała mu pod piórem pewna ekspresja: przy wspominaniu doznań osobistych albo pod wpły­wem dramatyzmu kreślonych scen, np. nad łożem umierającego Kazimierza, oślepnięcia arcybiskupa Jarosława, konklawe 1378 r. i w paru innych urywkach, gdzie użył mowy niezależnej i krótkich dialogów. Poziom tej warstwy zdradza, jak można mniemać, iż Kromka Janka z Czarnkowa zastygła w stadium je­szcze roboczym, widomie dalekim od wykończenia (z lukami w tekście bądź tu i ówdzie z ledwie zastępczymi symbolami prze­widzianych konkretów) i że to przedwczesny zgon przeszkodził autorowi w wygładzeniu dzieła. W takim sianie przekazały je kopie. Druku - jak przy innych dziejopisach epoki - - podej­mie się nauka dopiero XVIII wieku.

W tym samym okresie i w różnych ośrodkach kontynuowano pomniejsze prace historiograficzne, współcześnie zaś z Kroniką Janka, bo między rokiem 1382 a 1386, powstawała inna godna uwagi. Była nią Chronica principum Poloniae. Jej tytuł potwier­dzał orientację dziejopisa dopiero wewnątrz lektury, ponieważ Kronika książąt Polski traktuje przede wszystkim o losach Ślą­ska po rok 1370, dokładniej zaś - o Piastowskich dynastach tej ziemi: ich imiona, opatrzone odpowiednimi wyróżnikami, bądź zbiorcze ich przyporządkowanie do ksiąstewek dzielnicy, wska­zują tematykę większości rozdziałów. Kompozycyjna oprawa treści regionalnych (zamkniętych zarysem historii biskupstwa wrocławskiego) ma jednak zakres ogólnopolski, co wynikało z tradycji związku dynastów śląskich z monarchią polską: począ­tek sięga od starych podań do kresu panowania Krzywoustego, zakończenie to akapit szkicujący lata niedawnego królowania Kazimierza Wielkiego i jego węgierskich następców do momen­tu przybycia do Krakowa młodziutkiej Jadwigi Andegawenki, ze smętną konkluzją o nader złym stanie Polski. Narrator, świa­domy przeszłej jedności Śląska i Królestwa, ubolewał nad rozer­waniem macierzy i dzielnicy, której panowie przyrodzeni utrąca­li wolne swe władztwo i suwerenność na korzyść obcych.

Zawartość Kroniki okazuje się znów dwojakiego pochodzenia. Złożyły się na nią najpierw kompilowane źródła pisane: roczni­ki, gęsta Gallowe, Kroniko polska ?. przełomu XIII i XIV w. (a

poprzez nią wiele przejątków z mistrza Wincentego), relacje cze­skie i parę nierozpoznanych oraz żywotopisarskie przedstawie­nia czasów minionych. Dla ukazania spraw nowszych ■ od rozdziału 23, na temat rozdrabniania się księstwa śląskiego po­służyła mu tradycja i własna już znajomość rzeczy. Autor miał pewną dyscyplinę metodyczną i poczucie odpowiedzialności za prawdę historyczną. Nie bezkrytyczny wobec poprzedników, o czym świadczą formuły o zasięganiu informacji albo o oglądzie dokumentu, choć zarazem ufający np. Kadlubkowej jeszcze ro­boty podaniom o „Grakchu" czy wojnach z Aleksandrem Wiel­kim f- w relacji własnej dążył do wiarogodności, jak świadczą formuły o zasięganiu informacji albo o oglądzie dokumentu, jednocześnie zaś — o czym uprzedził w krótkim wstępie — do budującej funkcji dzielą: losy książąt miewają charakter exemp-lów dobra i zła. Pisarski poziom takich treści i intencji ideo­wych Kromki jest mierny. Jej autorem był prawdopodobnie Piotr z Byczyny, kanonik kolegiaty w Brzegu, rodem pewnie Polak, nie Niemiec. Oryginał tekstu dał początek licznym ko­piom; znane dziś odpisy o sto lat późniejsze przechowywano przeważnie w klasztornych księgozbiorach śląskich; do edycji i tym razem doszło dopiero w XVIII stuleciu.

Ukoronowaniem dziejopisarstwa polskiego wieków średnich jest dzieło Jana Długosza.

Długosz, pochodzący z rodu rycerskiego herbu Wieniawa, po trzech latach studiów na Akademii Krakowskiej (1428-1431) znalazł zalrudnienie przy boku biskupa krakowskiego Zbignie­wa Oleśnickiego jako jego notariusz, sekretarz, wreszcie pełno­mocnik w administrowaniu posiadłościami diecezji. Sam rów­nież został księdzem; umierając był arcybiskupem-nominatem lwowskim. Przez prawie ćwierćwiecze podwładny i podopieczny silnej indywidualności Oleśnickiego, w jednej osobie dostojnika Kościoła (pierwszego w Polsce kardynała) i wybitnego polityka, przejął jego poglądy na autonomię praw kościelnych wobec wła­dzy świeckiej, na zasady rządzenia i kierunki interesów państwa, częstokroć rozbieżne z dążeniami niezależnego króla, jakim po leciwym Jagiełłę i młodocianym Władysławie Jłl okazał się Ka­zimierz Jagiellończyk. Wierność dla zapatrywań oligarchy Oleś­nickiego a krytycyzm względem monarchy wycisnęły głębokie piętno na mentalności Długosza i do końca życia dyktowały mu osąd tamtych czasów. Wszelako po śmierci swego patrona nie uchylił się od zlecanych mu śladem poprzedników przez Kazi-


70

Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza

Jan Długosz

71



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
mierżą misji dyplomatycznych. Z rokiem 1467 objął nawet obo­wiązki nauczyciela synów królewskich. Mąż niepożytej pracowi­tości, wytrwały i ofiarny (dochody ze swych beneficjów kanoni-czych obrócił na liczne fundacje, wśród nich na budowę i rozbu­dowę burs uniwersyteckich), do pamięci potomnych przeszedł nie jako dyplomata, mecenas czy zaszczycony infułą duchowny, lecz jako historyk.

Plan napisania dzieła historiograficznego powziął Długosz z inicjatywy Oleśnickiego. Jak się zdaje, pierwotnie miał je wypeł­nić obraz wydarzeń, zamkniętych między początkową dekadą wieku a klęską warneńską, uwydatniający zasługi biskupa. Z biegiem lat i pracy zamysł ów rozrósł się do skali wielkiej mo­nografii dziejów Polski. Przypuszczalnie sam Długosz, który z dziejopisarstwem dawniejszej doby zetknął się już na studiach dzięki wykładom mistrza Jana Dąbrówki komentującym Kroni­Kadłubka, nie uprzytomniał sobie zrazu rozmiarów przed­sięwzięcia. Chronologiczny — wyznaczał upływ pół tysiąca lat; techniczny — rozproszenie niezbędnych źródeł; intelektualny — konieczność krytycznych badań i ujęcia ich wyniku w doskonałą formę pisarską. Tymczasem stosunki zewnętrzne rozległego pań­stwa wymagały horyzontów zgoła europejskich, wewnętrzne -kompetencji i zręczności; społeczne, światopoglądowe i naukowe prądy przełomu epok poddawały surowej próbie umysłowość w istocie zachowawczą i ukształtowaną: pisanie wielkiej syntezy rozpoczął Długosz jako człowiek czterdziestoletni.

Genezę swego dzieła, a także własną ocenę jego wartości przedstawił po latach w dwóch pięknych fragmentach: w dedy­kacji i w epilogu.

Dedykacja, w hołdzie pozgonnym nominalnie adresowana do Oleśnickiego, głosiła, iż rzeczywistym pragnieniem autora było unieśmiertelnienie dziejów narodu polskiego i jego bohaterów. Historia dostarcza wielu pouczających faktów, które oddziałują na ludzi skuteczniej niż filozofia; udziela wiadomości przebra­nych i skupia je w gotowe źródło poznania; dozwala osądzać te­raźniejszość i podejmować właściwy wybór między dobrem a złem, które w rzeczywistości są przemieszane, a nawet zło do­raźnie bierze w niej górę i sprawiedliwość wymierzają dopiero zaświaty. Długosz stwierdził przy tym nierównorzędność swoich umiejętności literackich wobec doniosłości tematu, zwłaszcza przy ówczesnych wymogach poloru artystycznego na miarę sta­rożytnych, czemu nie potrafił sprostać, skoro i starożytnym

przydarzały się uchybienia. Miał za to przeświadczenie, że prze­rósł rodzimych poprzedników uźródłowieniem swojej pracy, m.in. dzięki intencji, aby w przeszłość ™iski włączać epizody dziejów wszystkich państw i działań znakomitych postaci, z któ­rymi miała związki. Nieuchronne ułomności wykonania osłaniał rozmiarami trudu i wolą dociekania prawdy. We wzruszającym pożegnaniu, chory i oczekujący kresu żywota, opiekę nad dzie­łem i jego kontynuację powierzył uczonym krakowskiej Alma Mater.

Stadium wstępne urzeczywistniania planu polegało na groma­dzeniu źródeł. Długosz, mający przez długi czas dostęp do ar­chiwaliów diecezji i królestwa, niestrudzenie zbierał materiały także przy sposobności wypraw poza stolicę, w kraju i za grani­cę, i nie zaniechał poszukiwań nawet w toku redagowania głów­nego tekstu. Na uzyskany zasób tworzywa złożyły się źródła trojakiego rodzaju. Podstawowym były wszelakie pisma: prak­tycznie wszystkie kroniki polskie, w tym dziś już nie znane, dawne i niedawne, wśród nich prawdopodobnie diariusz kance­larii królewskiej z bogatymi przyczynkami do stosunków poi-sko-krzyżackich łącznic z wojną 1409-1411, prowadzony za podkanclerstwa Mikołaja Trąby (1403-1412); pokaźny poczet roczników; dokumenty, które wyszukał w zbiorach kościelnych i świeckich; korespondencja, protokoły i relacje bieżące, a oprócz tekstów polskich — obce, zwłaszcza z obszarów ościennych: czeskie, niemieckie, krzyżackie i ruskie. W drugiej kolejności służyły autorowi informacje ustne. Długosz zasięgał wieści od seniorów pomnych jeszcze ubiegłego stulecia (powołał się na starców żyjących w roku bitwy pod Płowcami 1331!), dalej -od ludzi osobiście mu bliskich: dyplomatów, mistrzów uniwersy­tetu, dowódców wojskowych, nosicieli tradycji poszczególnych rodów i miejsc, na pieśni ludowe treści historycznej. Na koniec korzystał z przeżyć własnych. Wszakże w ciągu kilkudziesięciu lat obserwował, jak w historię zmienia się teraźniejszość, którą sam współtworzył. Indywidualne losy autora zaważyły na treści-wości jej wizerunku: w relacjach o okresie po odejściu Oleśnic­kiego widać luki tam, gdzie dziejopis, odsunięty bądź oddalony od wartkiego toku spraw zwłaszcza poufnych, musiał się zado­walać przygodnym pośrednictwem.

Scalanie materiału tak niejednorodnego wymagało nadzwy­czajnej dyscypliny. W metodzie porządkowania dokumentacji wyćwiczyły Długosza obowiązki kancelaryjno - administracyjne.



0x08 graphic
72 Dziejopisarstwo od Dzierzwy do Długosza

0x08 graphic
W każdym razie za podstawę organizacji tworzywa przyjął (jak niegdyś autor Kroniki wielkopolskiej czy Janko z Czarnkowa) schemat annalistyczny: układ kolejnych dat rocznych — i to prawdopodobnie nadało oryginałowi jego dzielą prymarny tytuł Annales Poloniae Roczniki Polski. Jakkolwiek w praktyce na­ruszany, układ taki ułatwił autorowi żmudną heurystykę, zresz­tą przydatna dla potrzeb również innych prac, które realizował jednocześnie z główną.

Jeden ich zespól stanowiły prace z historii Kościoła w Polsce, wybranych jego osobistości i stanu posiadania. Dwukrotnie po­nowił Długosz zadomowione już w obiegu małopolskie wątki hagiograficzne: Stanisława ze Szczepanowa oraz księżny Kingi. Genezą i wymową ideologiczną zwraca uwagę szczególnie Viia saneti Slanislai, poznawczo na ogół wtórna, gdyż zależna od Wincentego z Kielczy, lecz z wstawkami uwspółcześniającymi tradycję i znamienna momentem powstania. Długosz ułożył ją bowiem w latach ostrego zatargu z Kazimierzem Jagiellończy-kiem 1460-1463, kiedy sam temat wyrażał protest przeciw prze­mocy aktualnego króla nad prawami biskupstwa. Więcej zacho­du potrzebowały pisane od roku J468 cykle zwięzłych żywotów biskupów diecezji wrocławskiej, włocławskiej, poznańskiej, gnieźnieńskiej, krakowskiej i płockiej. Najpojemniejsza. jednak pozycję tego zespołu kompletował Długosz w ostatniej dekadzie życia, a to Liber beneficiorum dioecesis Cracwiensis ('Księga wy­posażenia diecezji krakowskiej'). Już w roku 1440 wygotował był inwentarz diecezji (dziś zaginiony); teraz zestawi! skrupulat­ny rejestr dóbr, dochodów, przywilejów i świadczeń przynależ­nych biskupstwu i kapitule krakowskiej, opatrzony elementami ich historii i geografii. Natomiast ,,świecki" zespół pomniejszego dorobku pióra Długoszowego stanowią dwie pozycje traktujące o godłach. Banderia Prutenorum — wizerunki i opisy techniczne chorągwi krzyżackich zdobytych pod Grunwaldem i w roku 1431 a zawieszonych jako trofea w katedrach wawelskiej i wi­leńskiej, wykonane (1448) przez malarza Stanisława Durinka z Krakowa być może na zlecenie Oleśnickiego, opatrzył Długosz komentarzami historycznymi. Ułożył je zapewne w latach 1448-1454 i jeszcze u schyłku życia uzupełnił w szczerym senty­mencie do zwycięstwa grunwaldzkiego, przejętym od ojca jednego z bohaterów boju, i od zwierzchnika, wyróżnionego tam przez Jagiełłę. Późniejsze od Sztandarów pruskich i także wyposażone w podobizny Insignia, seu tienodia Regni Poloniae

Jan Długosz

0x08 graphic
('Odznaki, czyli godła Królestwa Polski'), to rodzaj herbarza, gdzie do Długosza należy tekst treści heraldycznej: dokładny opis godeł -- od państwowego poprzez znaki ziem i kapituł do najprzedniejszych rodów rycerskich, które nadto lakonicznie scharakteryzował. ] Banderia... i Insignia... cząstkę swej zawar­tości przekazały odpowiednim fragmentom Roczników.

Redagowanie Roczników Polski miało odrębny przebieg. Dłu­
gosz tworzył je od roku 1455, praktycznie do ostatnich dni sta­
piając w narrację zebrany i wciągając w nią nowy, bezustannie
napływający surowiec dziejopisarski, toteż miejscami tekst ich
ma postać brulionu. Prawdopodobnie najwcześniej, zgodnie z;
pierwotnym zamysłem, gotowa była część odnosząca się do lat
1406-1444, później poprzedzająca i następna. Zachowany tzw.
autograf części poprzedzającej sporządziło czterech pomocników
Długoszu, który sam wprowadzał jeszcze poprawki i dopełnie­
nia; przypuszczalnie tak samo działo się z innymi częściami
pierwopisu. Końcową czynnością był podział tekstu na księgi i
opatrzenie nagłówkami całostek tematycznych w obrębie roku.
Autor, powodując się znaczeniem zwrotnych momentów naszej
historii, ustalił liczbę ksiąg na dwanaście. Ich objętość i rozmiar
„rozdziałów" tematycznych narzucało bogactwo odnośnych źró­
deł bądź przeciwnie - - niedostatek materiału, i zróżnicowanie
takich ustępów bywa wyraźne. Dziesięć pierwszych ksiąg wchło­
nęło przeszłość od czasów bajecznych do roku 1409. Jedenasta
„grunwaldzka" zmieściła w sobie zaledwie okres

1410-1430. Ogromniejsza niż inne księga dwunasta — pięćdzie­siąt lat współczesności.

Różnorodność, w niej trafiające się sprzeczności źródeł, sta­wiała piszącego przed powinnością rozpoznawania prawdy. Długosz miał do czynienia nie tylko z nagimi faktami, lecz -przede wszystkim w kronikach i w hagiografii -- z gotową ich interpretacją, którą musiał przyjąć albo zmienić. Prawdę histo­ryczną pojmował jako zgodność przekazu z ideologią, wiedzą i wyobraźnią badacza. Ideologię formowały w nim pospołu śred­niowieczna religijność i nie pozbawiony cech zgoła nowożytnych patriotyzm. Wiedza i wyobraźnia umożliwiały rozstrzygnięcia kwestii wątpliwych per anaiogiam, ustalały związki przyczyn i skutków, zacierały mrowie drobnych białych plam przeszłości szczegółami prawdopodobnymi, bo naturalnymi za dni history­ka. Długosz był przy tym dziejopisem rzetelnym, lecz nie obo­jętnym na przesłanie swej pracy. Wobec niektórych spraw i



74

Dziejopisarstwo od Dzierzwy do Długosza

I

Jan

75



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
osób nie uniknął stronniczości, dopuszczając się wtedy albo pa-negirycznej lub krytycznej przesady, albo przemilczeń. Pod ko­niec nauczyciel synów królewskich zwiększył nacisk na wycho­wawczą tendencję Annałów.

Zawartość dzieła jest bardzo złożona. W rzeczy samej Dłu­gosz ceni! wszelkie dane, jakie znalazł w przekazach i uznał za choćby jako tako wierzytelne, jeśli nie kłóciły się z jego kryteria­mi prawdy i — w określonych tematach — względami szczegól­nymi. Obok więc procesów i wydarzeń doniosłych, jak chrzest Polski, rozdrobnienie i zjednoczenie państwa, zmagania z Zako­nem, akty unii polsko-Htewskiej czy inkorporacja Prus, a spoza kraju upadek Konstantynopola, respektował treści wielorakiej natury i rangi: wojenne i pokojowe, polityczne i kulturowe, reli­gijne i świeckie. Czytelnik uzyskiwał przebogaty zbiór opisów najazdów, bitew, oblężeń, rozruchów i akcji dyplomatycznych, poselstw i sądów; obrzędów - - jak koronacje, zaślubiny, po­grzeby, ingresy, przysięgi i hołdy lenne — tudzież zakładania miast i instytucji, przyznawania i potwierdzania praw i przywile­jów; mógł dowiadywać się o obyczajach tak powszechnych, jak indywidualnych, dworskich i ludowych, o dramatach i sukce­sach jednostek wielkich i małych, przy postaciach znamienit­szych -- o ich rodowodzie, przy najznakomitszych otrzymując charakterystyki, które mają znamiona portretu (tak postąpił au­tor przy Kazimierzu Wielkim i Władysławie Jagiełłę, a także przy Oleśnickim i Zawiszy Czarnym). Są tu wreszcie zapisy klęsk żywiołowych, epidemii, fenomenów przyrody i ciekawostki (jak o garnkach rosnących w ziemi — de facto relikcie życia przodków). Pole widzenia historyka było więc szerokie, lecz za­razem ograniczone: sprawcami dziejów -- tych spisanych przez dawne pióra i tych żywych - pozostawały w jego oczach feu­dalne elity władzy i wiedzy. W tym punkcie Długosz nie prze­rósł swojej epoki.

Na uznanie natomiast zasłużył otwierając Historię Polski cho-rografią (z gr. chorion -- 'obszar'; lub choros - 'granica') czyli opisem ziem i siedzib narodów, których dzieje chciał przedsta­wić. Wzorem uczonych chrześcijańskich od III w. objaśniają­cych wielość języków poszedł wprawdzie za opowieścią Księgi Rodzaju o różnicowaniu się ludów, po czym przyłączył podania o wędrówce i osiedleniu się Lecha -- ale z kolei wyliczył natu­ralne — jak rzeki, jeziora, kopaliny oraz cywilizacyjne — jak grody i miasta, warunki bytowania mieszkańców Polski, Litwy i

Rusi. Sprawdzalną rzeczowość opisu naruszy) znów rozdział po­dyktowany imaginacją, ale skądinąd frapujący. Poświęcił go bo­wiem Długosz bóstwom pogańskim, które miały być obiektem kultu Lechitów. Dziś wiadomo, iż to raczej erudycja średnio­wieczna i średniowieczne upodobanie do łatwego etymologizo-wania wydały Długoszowy „Olimp polski".

Dążąc do odtworzenia i utrwalenia dziejów Długosz jedno­cześnie uznał słuszność wymogu, aby dzieło historiograficzne zdobił polor artystyczny. Historię — oświadczył w dedykacji — może wyrazić albo wielki uczony, albo wielki poeta (,,...res et facta veterum... eruditissimum scriptorem aut magnum quae-dam poetam efflagitant"). W praktyce nie dostrzegał tui przeciwstawności. Ślady lektur dowodzą, iż poznał spuściznę szeregu historyków, mówców i poetów starożytności, lecz idea­łem sztuki narracji równie pięknej jak rzeczowej były dla niego zachowane księgi Dziejów Rzymu (Ab urbe condita) Tytusa Li-wiusza, których humanistyczną kopię przywiózł z Włoch. Li-wiusz umocnił go w założeniu rocznej i pragmatycznej kompo­zycji treści, odkrył dramaturgię tematyki batalistycznej, przeko­nał do przytaczania (czyli — dopuszczalności układania) mów i do portretowej prezentacji wybitnych postaci, w warstwie zaś stylu — do rozwiniętych okresów epickich. Naśladowanie wzoru przyniosło rezultaty połowiczne. Długosz zastosował w swej na­rracji pewne efekty formalne: „cytował" i cytował mowy, dialo­gi, a nawet pojedyncze zdania (w relację z bitwy legnickiej włą­czył odżywki w języku polskim, jak owo wymienione już „gó­rze..."), inkrustował prozę wierszami, jednakże były one dla nie­go nie przystrojeni, lecz wciąż dokumentem, jak zamieszczane in extenso pisma papieża albo teksty traktatów. W słownictwie, frazeologii i składni Roczników Polski przemieszały się formy, klasyczne z przeważającymi średniowiecznymi i autor nie osiąg­nął pełnej nieskazitelności wyrazu. W poszczególnych ustępach dzieła pozostała niejednolitość stylu, odbijająca brzmienie pod­kładu źródłowego i przerwy w długotrwałym toku pracy.

Sam Długosz nie taił, że oddawał dzieło nieukończone. Skazy i braki Roczników Polski są jednak tylko rysami na monumen­cie. Wartość poznawcza wspaniałego obrazu naszego średnio­wiecza pozostaje nieoceniona. Tymczasem po roku 1480 los An­nałów okazał się niepomyślny. Anachroniczność ich koncepcji przewodniej wobec przeobrażeń ideowych i ustrojowych w Pols­ce, a pisarstwa Dlugoszowego — wobec humanistycznego, nad-


Dziejopisarstwo ~ od Dzierż wy do Długosza

0x08 graphic
to zaś — jak twierdzono już w XVI w. — wzgląd na dobre imię paru wpływowych rodów i kleru oraz bezpieczeństwo państwa oddaliły manuskrypt od druku. Zaledwie w niektórych skrypto-riach odpisywano go na użytek świadomych rzeczy. Zaintereso­wanie Rocznikami odnowiło się przejściowo po półwieczu w krę­gu możnowladców małopolskich, dworu królewskiego i średnie­go duchowieństwa. Maciej Slryjkowski gotował się wydać „Dłu­gosza polskiego" czyli zapewne przekład lub streszczenie orygi­nału. Szacunek dla starego historyka powrócił, gdy ogromowi jego wiedzy o minionem nic sprostali autorzy renesansowi. Od przełomu XVI i XVII w. jęto się znowu kopiowania tekstu, a Jan Szczęsny Herburt wszczął starania o jego edycję. Tom I pt. Historia Polonica wydrukował warsztat Jana Szeligi w Dobro-milu z datą 1615 r. Ogłoszenie pozostałych 8 ksiąg uniemożliwił zakaz królewski. Po niepełnych wydaniach, jakie ukazały się w XVIII stuleciu, publikacji całości rodacy Jana Długosza docze­kali się dopiero przy końcu XIX w.

76

I

.

Rozdział szósty

Traktaty, mowy i żywoty

W historiografii zastygała — dawna i świeża — przeszłość. Prozą łacińską wypowiadano również bieżące problemy publicz­ne końca polskiego średniowiecza. W służbie potrzeb politycz-* nych, społecznych i moralnych zabierali głos uczeni i kaznodzie­je, dygnitarze i dyplomaci, nierzadko ludzie łączący rozmaite funkcje, nadal przeważnie duchowni, ale również już świeccy. Z wystąpień utrwalonych pismem wyróżniają się trzy. Przeznaczo­no je dla odbiorców niepospolitych. Forum pierwszego było środowisko akademickie, drugiego -- zgromadzenie międzyna­rodowe, trzeciego gremium władzy państwowej. Autorami dwóch wcześniejszych byli profesorowie Akademii Krakowskiej, trzeciego dostojnik świecki.

Stanisław ze Skarbimierza, wychowanek uniwersytetu praskie­go, gdzie uzyskał tytuł magistra nauk wyzwolonych (1385) i doktorat dekretów (1396), a jako duchowny — kanonik i wika­riusz generalny krakowski, walnie przyczynił się do odnowienia Studium Generale spełniając wolę królowej Jadwigi, której był spowiednikiem. Zasługi dla Akademii uhonorowano obierając go pierwszym jej rektorem. Wybitny kanonista, do historii przc> szedł dzięki sławie oratora, a przede wszystkim dzięki wyjątko­wej wartości ideowej jednego ze swych pism.

Żywy tok zdarzeń w rojnym skupisku stołecznym i akademic­kim oraz obowiązki duszpasterskie sprawiły, iż między rokiem 1390 a 1431 Stanisław ułożył ponad 500 kazań i mów o tematy­ce teologicznej, kościelnej (w tym anlyhusyckie), liturgicznej, moralnej i okolicznościowej. Wśród okolicznościowych znalazło się kazanie nad trumną Jadwigi z lipca 1399 i rok późniejsza mowa Ha otwarcie odnowionego uniwersytetu. Były to przemó-



78

Traktaty, mowy i żywoty

'

Stanisław ze Skarbimierza. Paweł Włodkowic

79



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
wienia na dobrym poziomie intelektualnym, z podkładem eru­dycji biblistycznej i prawniczej, zwłaszcza gdy uczony wygłaszał je dla uczonych i uczących się. Miewał też wystąpienia przed lu­dem (ad vulgus), przeto w języku polskim. Łacińskie, skompo­nowane według ars sermonandi, posiadały wysokie walory styli­styczne: zdania rozwinięte o członach często otwieranych anafo-rami, ekspresywne miejscami słownictwo, figuralność alegorii i metafor, szeregi epitetów, wyliczenia tak skupiające argumenta­cję, jak rozdzielcze, pytania retoryczne i apostrofy; mówca wy­grywa! też tropikę dźwiękową — aliteracje, figury etymologiczne i in. Wzorem języka i stylu była dla Skarbimicrczyka Wulgata; stronił natomiast od exemplów typu popularnego.. Najbogatszy w ważkie treści okazał się zbiór Sennones sapientiales, o prze­wodnim temacie mądrości boskiej, stworzony ze stu kilkunastu tekstów ułożonych między rokiem 1407 a 1415 mów (kazań) wobec zgromadzeń synodalnych, uniwersyteckich oraz do kleru i pospólstwa. I tak, np. w jednym z nich (46) orator dowodził zawisłości dobrych ustaw — fundamentu państwa s- od prawa Bożego i od mądrości płynącej od Boga, który orzekając rów­nież o słuszności sporów rozstrzyganych bronią staje po stronie pobożnych i sprawiedliwych przeciw bezbożnym, choćby potęż­nym. Mądrość oraz moralna dyscyplina społeczeństwa formują­ca dyscyplinę wojskową decydują o jego sukcesach bądź klę­skach wojennych; dowodów dostarcza historia biblijna, grecka i rzymska. W innym (66) głosił powinność władzy zrozumienia nauk, jakich historia udziela czasom bieżącym i przyszłym, mia­nowicie o prymacie dobra wspólnego przed interesem jednostek. Gdzie indziej (23) roztrząsał godność pasowania na rycerza albo (77) sławi! Boga i piękno wszechświata. Wszelako prawdziwie świetnym dokonaniem Stanisława ze Skarbimierza było kazanie w owym zwodzie trzydzieste: traktat De bellis iustis ('O wojnach sprawiedliwych').

Problem „wojen sprawiedliwych" narzuciła myśli autora sy­tuacja współczesna: ostry konflikt z Zakonem krzyżackim — do­ba Grunwaldu, kiedy polityka polska, wspomagając czyn oręż­ny, energicznie odwoływała się do zasad moralnych jako reguł obcowania państw i narodów.

Treść kazania-traktatu De bellis iustis zawarła dwie kwestie przewodnie: uwarunkowań wojny godziwej oraz obecności po­gan w walce między ludami chrześcijańskimi. Pierwsze — orzekł autor — zależą od przyczyn, celu i środków wykonawczych

wojny, jak konieczność obrony ojczyzny i własnego istnienia zgodnie z naturalnym prawem do oporu przed zgubą, wymie­rzenie sprawiedliwości albo przywrócenie pokoju; dalej, aproba­ta Kościoła, gdy bój toczy się o wiarę i ograniczenie udziału w przelewie krwi wyłącznie do ludzi świeckich. Drugą kwestię roz­wiązywała teza, iż godziwy cel dozwala na posiłkowanie się na­wet poganami jako rodzajem podstępu wojennego czy broni. Pierwsza kwestia wyłoniła zasadę uniwersalną, drugą podsunęła koniunktura historyczna. Etyka i pragmatyka złożyły się na doktrynę moralno-polityczną, której wskazania niebawem po­dejmie inny znakomity uczony krakowski, Paweł Włodkowic,

Paweł Włodkowic zdobył w Pradze i Padwie wykształcenie uwieńczone doktoratem dekretów (prawa kanonicznego) w roku 1411, a z biegiem życia godności kościelne (kanonikaty płocki 1400 i krakowski 1411) oraz akademickie, wśród nich rektor-stwo Akademii w latach 1414-1415. Okoliczności sprawiły, że powołaniem Włodkowica stała się polityka, a dokładniej dyplo­macja, w której na różnych polach przyszło mu ścierać się z nie poskromionym przez Grunwald Zakonem.

Miejscem najostrzejszych walk stał się sobór w Konstancji (1414-1418), dokąd rektor krakowski udał się jako członek po­selstwa polskiego obok m.in. arcybiskupa Mikołaja Trąby, bi­skupa Andrzeja Łaskarza i Zawiszy Czarnego. W drodze reda­gował traktat De aimalis camerae apostolicae sofoendis CO anna-tach, jakie trzeba płacić skarbowi apostolskiemu') — o potrze­bie reformy opłat, jakie corocznie uiszczali Kurii rzymskiej wyż­si duchowni z beneficjów nadanych przez papieża. Od początku 1415 r. myślą i piórem bił w oskarżenia i roszczenia Krzyżaków.

Włodkowic pojął swą misję jako obowiązek dwojaki: doraź­nego przeciwdziałania akcjom Zakonu oraz sformułowania za­sadniczej doktryny władzy, a z nią zasadności stosowania siły w imię wiary, kompetencji papieża (wyższej) i cesarza (niższej) do udzielania warunkowych upoważnień, by użyć miecza przeciw innowiercom lub poganom; roztrząsał też zagadnienia pochod­ne. Miał to więc być osąd fundamentalnych norm prawa mię­dzynarodowego i najwyższych instancji epoki, moralności bąd? amoralności polityki, jej humanitaryzmu bądź nieludzkości, do­konany dla dobra całego chrześcijaństwa oraz racji stanu Jagiel-łowej Polski i Litwy w ich historycznym konflikcie z Zakonem. Wywody Pawła, na które wpływ miaiy też teorie Stanisława ze Skarbimierza o wojnie sprawiedliwej i niesprawiedliwej, oznaj-


0x08 graphic

0x08 graphic

y i żywoty

Trak laty, mm\

miały suwerenność monarchy polskiego, godziły m.in. w podsta­wy uzurpowanej przez Krzyżaków prawomocności ich działań zbrojnych oraz dyplomatycznych, wreszcie wprost w ich obec­ność na ziemiach pomorsko-pruskich.

0x08 graphic
W Konstancji sporządził Włodkowic kilka rozpraw general­nych i parę zbijających kalumnie przeciwnika. Do pierwszego zespołu należał wybitny traktat De potestate papae et imperato-ris respectu infldelium ('O władzy papieża i cesarza względem pogan'; inc: „Saevientibus olim Pruthenis..." - 'Niegdyś, gdy srożyli się Prusowie') z lipca 1415 r. i jednoczesna, konkludują­ca ów traktat Opinio Ostiemis... ('Opinia kardynała Oslii'). Do drugiego - m.in. Iste tractatus..., wymierzony w 1417 r. w an­typolski paszkwil dominikanina Jana Falkenberga, płatnego rzecznika Zakonu. W roku 1420 Paweł wystąpił z memoriałem Oculi... ('Oczy') na użytek cesarza Zygmunta Luksemburczyka jako rozjemcy wielkiego sporu -- i następnego roku z odwoła­wczym Ad vłdendum... ('Aby ujrzeć') do papieża Marcina V. Wymienione tu i niewymienione pisma miały różne redakcje i stopnic wykończenia wskutek publicystycznego pośpiechu ich powstawania i mnogości ich odniesień merytorycznych.

Od strony wykonawczej prezentowały one dobre rzemiosło ówczesnego pisarstwa naukowego. Autor nadał im strukturę traktatów, gdzie po inicjalnej tezie głównej (thema) następował wywód złożony z alternatywnych pytań i'replik (An..., quaeri-tur..., utrum... 'Czy..., zachodzi pytanie..., czy też...' - Ad quaestionem est dicendum...' Na pytanie należy orzec' i po­dobnie), zamknięty wnioskami (conclusiones), które niekiedy poprzedzał „rubrykami", czyli streszczeniem, i dzielił na „corol-laria" — uwieńczenia rozumowań; niekiedy też tworzył spójne kompozycje paralelne paru wywodów, dzielił teksty na propozy­cje, rozważania i punkty, wszędzie stosując enumerację. Były to więc struktury schematyczne i od dawna wypróbowane, lecz dzięki temu przejrzyste. Erudycja Włodkowica uruchomiła w nich solidny zasób przytoczeń w funkcji argumentów pro et contra, które obficie a niebezkrytycznie czerpał z Biblii, autory­tatywnych źródeł kanonistycznych, zwłaszcza włoskich, oraz z dzieł teologów. Siła takiego pisarstwa wynikała z dyscypliny ro­zumowania wspartego gruntowną wiedzą, nie zaś retoryki, rzad­ko przejawianej w stylu Włodkowica. Teksty wystąpień kon-slancjeńskich i późniejszych, rozprowadzane doraźnie w kopiach

„Momtnwiiium" Jana Osiroroga

(lakże z wariantami zależnymi od przewidywanego odbiorcy) pozostały w manuskryptach do czasów nowożytnych.

0x08 graphic
Publicystyka pióra świeckiego, to niebywały dotąd w naszym piśmiennictwie memoriał, którym do reformy zewnętrznych i wewnętrznych stosunków państwa polskiego z Kościołem oraz usunięcia szeregu wad prawnych, ustrojowych i społecznych wezwał świeckie również kręgi przywódcze Jan Ostroróg, Kiedy powstało jego Monumenlum pro coimtiia generaliints Regni pro rei publicae ordmuthme ('Memoriał o uporządkowaniu Rzeczy Pospolitej na sejm walny Królestwa1), nie wiadomo; przyjmuje się zazwyczaj, iż między rokiem 1455 a 1477. Nie wyłączone, że autor zmieniał brzmienie swoich postulatów pod dyktatem oko­liczności i wersję wcześniejszą zastępował udoskonaloną. Śladem zmian może być istnienie dwóch redukcji tekstu (w 67 i 58 arty­kułach) o nie rozstrzygniętej kolejności ułożenia. Są to późne kopie zaginionego pierwopisu bądź pierwopisów. W każdej z re­dakcji artykuły memoriału tworzą dwa zespoły problemów: pierwszy dotyczy generalnie zagadnień stosunku państwa do Kościoła, drugi — spraw natury świeckiej.

Kompetencje do poruszania takich problemów zdobył Ostro­róg jako członek wybitnego rodu, urzędnik kancelarii królew­skiej, dyplomata i dygnitarz (od 1465 r. kasztelan międzyrzecki, od 1474 — poznański), a nadto doktor obojga praw uniwersyte­tu w Bolonii (1459). Adresatem Monunieniiim byli panowie ra­da: wojewodowie i kasztelanowie, mający wkrótce zasiąść na ja­kimś sejmie walnym. Autor mieni! się wobec nich młodzieńcem (iuvenis), lecz dojrzałość jego poglądów dozwala widzieć tu je­dynie taktyczny gest rewerencyjny i przypuszczać, że memoriał wyrażał opinię zbiorową nieformalnego stronnictwa szlacheckie­go, za którą mógł stać sam Kazimierz Jagiellończyk.

MomtmeiUum reprezentuje orientację ideologiczną człowieka, który między dwiema potencjami swoich czasów: państwem i Kościołem, uznał zasadniczą nadrzędność państwa. Istniejący stan rzeczy wymagał - ■ jego zdaniem ■ • racjonalnej zmiany. Wbrew odwiecznej doktrynie o ponadnarodowym zwierzchnic­twie papieży, memoriał Oslroroga propagował niezawisłość Pol­ski, a zatem całkowitą suwerenność jej panującego, zwłaszcza że również władza monarsza posiadała w swym charakterze sank­cję boską. Kompetencje Kościoła winny ulec ograniczeniu do




i

82

Traktaty, mowy i żywoty

'

Mowy Jana z Ludziska

83



0x08 graphic
0x08 graphic

spraw i czynności religijnych, przy jednoczesnej naprawie moral­nej i intelektualnej duchowieństwa. Miałoby ono podlegać w swoim kraju królowi i materialnie wspierać potrzeby narodu, który — jak polski — musiał bronić nie tylko siebie, lecz także innych państw chrześcijańskich; tymczasem wywóz świadczeń dla Kurii rzymskiej i różne prerogatywy kleru, nazbyt licznego a zachłannego, przynosiły dotkliwy uszczerbek interesom ojczyz­ny. Determinacja publicysty jest widoczna. Za swoisty komen­tarz do jej natężenia i do treści powyższych artykułów Monu-mentum można uważać niezwykłą orację Oslroroga do papieża Pawła U z roku 1467 podczas misji mającej na celu zatwierdze­nie pokoju toruńskiego, patriotyczną tak, iż — na pozór — bez­krytyczną względem wszystkiego, co polskie. Wielkość Polski (prawił poseł) przewyższa wydolność wymowy Demostenesa, panujący — wszystkich innych królów (onini rege maior), a na­wet Apostołów dzięki zasłudze chrztu Litwy; potęga nie podbi­tego nigdy narodu zwalczyła Aleksandra Macedońskiego, Juliu­sza Cezara i Scytów, co zaświadczają listy Arystotelesa i „anna­ły" polskie... Ostroróg, oczytany przynajmniej w Kadłubku i ifie ignorant co do starożytności (podobno poznał grekę; dzieciom nadał „trojańskie" imiona Achillesa i Polikseny), jako rzecznik mocarstwa Jagiellońskiego i jako postulator reform, budzenie respektu dla swego państwa przedkładał ponad czyjekolwiek wątpliwości.

W drugim zakresie projektów lematem głównym uczynił na­prawę jurysdykcji, zmierzając do ujednolicenia prawa, uporząd­kowania sądownictwa i zerwania z zasięganiem orzeczeń za gra­nicą. Wnosił też, by umocnić organizację militarną, m.in. po­przez objęcie plebsu obowiązkiem obrony kraju. Na osobną wzmiankę zasługują żądania, aby poczesne miejsce odzyskała polszczyzna, a to w świątyniach — jako mowa kazań, i w urzę­dach ziemskich — jako język zrozumiały jednakowo dla wszyst­kich.

Dla pojedynczych tez owego programu można znaleźć odpo­wiedniki — u nas sporadyczne, nierzadkie wszakże za granicą - w rozprawach ze skostnieniami mijającej epoki. Na poglądy autora Monumentwn mogły wpłynąć tendencje żywe w renesan­sowej już Italii, hasła husyckie i rodzima myśl polityczna z doby koncyliaryzmu. Ostroróg dal im wyraz własny bez finezjb,pisar-skich. Drobne paremiotyczne przytoczenia z Biblii, ojców Koś­cioła, anonimów średniowiecznych, a z antyku z dziel Cycerona

i Seneki pełnią, podobnie jak referencje prawne, funkcję raczej argumentów niż erudycyjnych ozdobników. Stwierdzanie słusz­ności albo niesłuszności aktualnego stanu rzeczy miało zadowo­lić nie miłośników pięknego słowa, lecz praktyków działalności publicznej. Monumentum jednak nie jest ani do końca usystema­tyzowane {ważne czasem tezy tkwią w odrębnych urywkach), ani oschłe: pobrzmiewa — głównie w części pierwszej — retory­ką na pozór spontaniczną, apostrofami i zaklęciami, obok upo­mnień i przestróg zawiera zwroty krewkie i określenia dosadne jako kwalifikatory zagadnień i ludzi, szczególnie przy „Wło­chach" (to jest kurialistach rzymskich), Niemcach -- traktowa­nych jawnie wrogo, i przy duchownych. Wyrozumowany pro­gram polityczny nie uśmierzył namiętności, z jaką go pisano. Niektórymi wnioskami Oslroróg uniósł się ponad możliwości ich wprowadzenia w czyn. Docenią je późniejsi historycy, usta­wodawcy i publicyści, którzy za Zygmunta I chcieli nawet dru­kować uwspółcześnione Monumentum, i ci, którzy je kopiowali jeszcze w XVII wieku.

W przekazanej pismem myśli politycznej XV w, stanowczość Monumentum Ostroroga przewyższą co do zakresu, a szczegól­nie metod sprawowania władzy tylko radykalne Consilia — au­torstwa prawdopodobnie Kallimacha.

Po dziejopisarstwie i traktatach najszerzej otwarta na stany i zmiany życia społeczeństwa pozostawała wymowa w służbie po­trzeb pozakościelnych — dyplomacji i wewnętrznych wydarzeń publicznych. Źródła współczesne donoszą o wielu ludziach ob­darzonych talentem porywającego krasomówstwa. Wymowę du­chownych ćwiczyła homiletyka, świeckich -- praktyka politycz­na, wojenna i sądowa. Zachowane zapisy wystąpień oratorskich zdradzają przy tym z wolna nasilający się, chociaż długo po­wierzchowny wpływ retoryki starożytnej i humanistycznej. Gó­rujący stale liczbą mówcy duchowni, mianowicie akademiccy -jak znany już Stanisław ze Skarbimierza -- zabierali głos regu­larnie w podwójnej roli: kaznodziejów roztrząsających tematy religijne i oratorów poruszających zagadnienia świeckie. Odręb­ność materii była umowna, przy oczywistej nadrzędności odnie­sień do kanonów wiary i etyki chrześcijańskiej. Za jeszcze jeden przykład może posłużyć działalność Jana z Ludziska.

Promowany w Krakowie na mistrza artium (1422), a w Pad­wie — na doktora medycyny (1433), po długotrwałych studiach


84

Traktaty, mowy i żywoty

Prace Jakuba : Paradyzu

85



0x08 graphic
0x08 graphic
we Włoszech powrócił około 1440 r. do ojczyzny z pokaźnym zasobem kopii dziel autorów starożytnych i współczesnych hu­manistów. Objąwszy katedrę wymowy na uniwersytecie krakow­skim, zdobył rozgłos również jako orator-praktyk i przez kilka lat powoływano go do okolicznościowych wystąpień w imieniu uczelni i przed społecznością akademicką. Zachowały się teksty sześciu jego mów powitalnych oraz dwie pochwały nauk: filozo­fii i retoryki.

Wprost symboliczny temat miała już pierwsza jego przemowa krakowska z roku 1440: De oratoriae facullatis łaudibus oratio

Oratorstwo Jana ?. Ludziska, poza fragmentami jak powyż­szy, nie było oryginalne, lecz odtwórcze aż do powtarzania ca­łych wyimków z mów autorów włoskich (m.in. Giovanniego Boccaccia, Guarina Guariniego z Werony, Pietra Paola Verge-ria, Leonarda Bruniego Aretina) — a poprzez nie i obok nich

utkane cytatami z literatury greckiej i rzymskiej, głównie z Cy-cerona; wszelako również z Pisma Świętego oraz — znamiennie rzadziej — z ojców i doktorów Kościoła. Dwoistość źródeł i wzorów modelowania wypowiedzi literackiej wykształconych Polaków będzie w owym czasie zjawiskiem nagminnym.

Łacińskie teksty kazań sensu stricto utworzą w XIV i XV stu­leciu istne złoża. Trafiały się w nich dzieła nadzwyczajnej wzię-tości, przywoźne i domowe, kopiowane i naśladowane, coraz powszechniej służące za osnowę kaznodziejstwa w języku pol­skim: mrowie glos ułatwiało przetwarzanie oryginału w osnowę wypowiedzi mową ojczystą na użytek słuchaczy nieuczonych. Przed nastaniem czasów, kiedy pisaniem i gromadzeniem kazań zajmą się niemal wszyscy gorliwi duchowni, ogromną popular­ność zdobyły prace kaznodziejskie wybitnego dominikanina ślą­skiego Peregryna z Opola. Pcrcgryn, czerpiąc — jak było w zwyczaju - z dorobku poprzedników, wśród nich autora Złotej legendy, Jakuba de Voragine, już na przełomie XIII i XIV w. ułożył zbiór Sermones dc tempore et de sanclis, liczący 121 ka­zań, m.in. na temat świętych polskich Wojciecha, Stanisława i Jadwigi. "Zbiór Peregryna kopiowały dziesiątki piór w wielu kra­jach przez prawie dwa stulecia i od około 1475 r. dziewięcio-krotnie go drukowano. Kopie te zaważyły na powstaniu Kazań gnieźnieńskich. Jeśli zasjęg oddziaływania przyjąć za miarę war­tości, to z późniejszych wielu mistrzów wymowy ambonalnej wyróżnił się płodny pisarz Jakub z wielkopolskiego Paradyża, cysters, uczony w Krakowie, na koniec kartuz w Niemczech. Również jego kazania od około 1470 r. szereg razy wydawano drukiem, lecz powagę międzynarodową posiadł bardziej jako su­rowy moralista i propagator reformy Kościoła. Paradyżanin wniósł też znamienity wkład w najgłośniejsze zapewne dokona­nie teologów i kanonistów polskich wieku XV. Stanowił je zbio­rowy traktat eklezjologiczny przedłożony przez uniwersytet kra­kowski (jeden z 5 wezwanych) soborowi bazylcjskiemu w roku 1441 odpowiedź na fundamentalne kwestie dogmatyczne i prawne, jakie narzucała sytuacja Kościoła, rozdzieranego mię­dzy ideami koncyliaryzmu i papizmu, walką dwóch papieży i uchwałami różnych soborów. Koncyliarystyczmt i reformistycz-iią Beterminatio ('Określenie') uznano za doskonałą. Był to wszelako wzlot teologii uczonej, osiągalnej dla niewielu, podob­nie jak kazania o pokroju traktatów, głębokiej problematyce i subtelnej formie stylistycznej pisywane przez najlepsze talenty


Traktaty, mowy i żywoty

I

„Modlitewnik Wladyshiwa Warneńczyka"

87



0x08 graphic
0x08 graphic

akademickie. Przeciętni kaznodzieje parafialni pozostawali przy niesamodzielnej homiletyce.

Hagiografia łacińska tego okresu stała głównie kopiami i wa­riantami dawniej powstałych żywotów i „mirakulów": wiek XIV, a szczególnie XV sporządziły ich najwięcej ocalając zawar­tość niezachowanych pierwopisów. Nosicielem treści hagiogra-ficznych bywało również dziejopisarstwo, a regularnym ich gło­sicielem — kaznodziejstwo, powodowane kalendarzem roku kościelnego z długim pocztem imion świętych Kościoła pow­szechnego, w tym polskiego, czczonych liturgicznie stosownego dnia. Niezmienne pozostały pobudki szerzenia kultu męczenni­ków Wojciecha i Stanisława oraz XIIl-wiecznych służebnic i wyznawczyń, księżnych Jadwigi śląskiej, Salomei krakowskiej j Kingi starosądeckiej, zarówno te natury dewocyjnej, jak niewol-ne od przyziemności przyczyny regionalne, lokalne czy środowi­skowe. Historia przecież i tutaj wwiodła zmiany. Za prymatem Krakowa, rozkwitającej stolicy państwa, w układzie dwóch przewodnich kultów świętych biskupów żywszy otaczał Stanisła­wa ze Szczepanowa, co wyrazi również literatura. Nowi redak­torzy dokonywali w starych tekstach uwspółcześnień i dopeł­nień; inni rozpowszechniali znajomość kolejnych żywotów. Jak w całej Europie, tak również w Polsce od XIV w. krążył wspa­niały zbiór zwany Złotą legendą. W połowie tego stulecia wszedł do obiegu jeszcze jeden temat rodzimy. Był nim żywot domini­kanina Jacka, misjonarza i założyciela domów zakonnych, prawdopodobnie członka śląskiej gałęzi możnego rodu Odrową-żów. Autor, lektor krakowskiego konwentu dominikanów Sta­nisław, pisząc De vita et miraculis saneti lacchońis podjął lokal­ną tradycję niezwykłości osoby i życia zmarłego po upływie wie­ku, kiedy część faktów zginęła w niepamięci i wypadło je zastą­pić rysami stereotypu hagiograficznego, część obrosła legendą wokói cudów doświadczanych przy grobie świątobliwego kon-iratra i zapisywanych w miejscowym klasztorze; a podjął, by dostarczyć zakonnikom budującej lektury i przyczynić się do kanonizacji gotowym dziełem, w którym korzystał z żywotów samego założyciela Ordinis Praedicatorum.

Na 77 kart pergaminowych, niestaranną raczej kursywą, wciągnięto modlitwy łacińskie zebrane, z rozmaitych źródeł w większości francuskiego pochodzenia, ze znamionami toku pro­zy rytmicznej i rymowanej i wstawkami wierszowanymi. Prze­znaczeniem ich miało być pobożne oczyszczenie ducha czytają­cego, aby wprowadzić go w łaską nadprzyrodzoną uświęcony trans, dozwalający poznawać tajemnice myśli ludzkich z prze­szłości, teraźniejszości i przyszłości dzięki kryształowi magiczne­mu, poprzez który odkrywali je czterej archaniolowie. Księga więc służyła celom magicznym, a modlitwy przystosowano do nich wtrącając formułki krystalomantyczne niekiedy głębokiej starodawności. Słowa modłów i zaklęć włożono w usta Władys­ława, którego młodą postać wyobrażono na licznych miniatu­rach zdobnego manuskryptu. Zabytek, kopia z brakami w tek­ście, kryje wciai wiele zagadek. Między duktem jego kursywy, typowym dla początków XV w., a „gotycko-renesansowym" stylem iluminacji, datowanym na sam koniec stulecia, istnieje oczywista rozbieżność chronologii; utożsamienie postaci, której służyć winna użyteczna dla władcy wiedza, zwanej w tekstach księciem, na miniaturach zaś wyposażonej w atrybuty króla pol­skiego, dotąd się nie powiodło; wykonawcy dziełka pozostają bezimienni.



0x08 graphic
Osobliwością całego piśmiennictwa europejskiego u schyłku średniowiecza był tak zwany Modlitewnik Władysława Warneń­czyka.


Rozdział siódmy

Poezja łacińska XIV-XV wieku

-Podobnie jak proza, polska poezja łacińska XIV i XV w, przybrała na liczbie utworów i bogactwie tematów. Morfologia jej wiersza i strofiki nie porzuciła utartych form gatunkowych, co widać najwyraźniej w liryce religijnej. Trwało też współistnie­nie dwóch systemów wcrsyfikacyjnych: przeważającego izosyla-bizmu prozodyjnego, zaprawnego zwykle rymami, i niedokład­nych odwzorowań wiersza metrycznego (najczęściej heksametru i dyslychu elegijnego) — chociaż doznały one nieuchronnych w żywym zastosowaniu przekształceń. W popularnych leoninach dotyczyło to zwłaszcza lokalizacji współbrzmień. Wpływy nato­miast metryki antycznej, zauważalne w rozproszeniu od dawna, w drugiej połowie XIV stulecia przejdą kryzys. Pośledniejsi au­torzy będą mieszać oba systemy do końca epoki. Równocześnie, a po raz pierwszy dowodnie, także u nas układanie wierszy przestawało być rzeczą wiedzy nabytej za granicą albo wprawy naśladowczej. Teorię wiersza zaczęto rozpowszechniać jako przedmiot nauczania na wydziale sztuk wyzwolonych krakow­skiego uniwersytetu, gdzie komentowano miarodajne podręczni­ki obce na czele z Docuinale — słynną od końca XII w. grama­tyką języka łacińskiego Aleksandra de Villa Dei. Tuż po odno­wieniu uniwersytetu powszechność wierszotwórstwa przy nikłym pojęciu o jego zasadach zachęciła Marka z Opalowca, zapewne wykładowcę artium, do napisania Metrificale ('Podręcznik wie­dzy o wierszu', inc: „Cleros non paucos metrum nescire nota-vi..." - 'Zauważyłem, iż niemało duchownych nie zna budowy wiersza') - - zapożyczającego się od Aleksandra repetytorium, które w przejrzystym porządku traktowało o zgłoskach, prozo-dii, metryce (heksanietrze i pentametrze) oraz unikaniu błędów wiersza. Metrificałe, zbudowane z 79 dystychów elegijnych, sa-

[

89

Liryka religijna

mo unaoczniało tę umiejętność jako poemat mnemotechniczny. Kultura poetycka zwolna wznosiła się na wyższy poziom. XV-wicczna humanistyczna recepcja antyku, u nas prawie wy­łącznie autorów rzymskich, zaszczepi — choć nie bez uchybień i regresów -- znajomość reguł wersu iloczasowego i rozmaitych struktur slroficznych.

0x08 graphic
Wierszopisarstwo łacińskie XIV-XV w. pozostało u nas zbio­rem tekstów niedużych bądź zgoła drobnych; utwory pojemniej-sze, o których doniosą późne wzmianki, przepadły. To pewne, iż dwa owe stulecia nie zrodziły w.Polsce wielkiego epika. Z wy­jątkiem samotnego przybysza z Południa -■ Kaliimacha -- nie rozbłysł też wysokiej próby talent liryczny. Pomniejsi zdobywali się w każdym rodzaju na rzeczy nierównego poziomu, lecz także na twórczość udalną i wielostronną. Rozmaitość tematów i struktur — nie licząc liryki religijnej, podporządkowanej uświę­conym środkom formalnym — okaże się już znaczna. Tematykę świecką najrzadziej inspirowały motywy prywatne:- osobista in­teresowność, przyjaźń lub miłość, najczęściej okoliczności wyjąt­kowe a także charakterystyczne wtedy intencje dydaktyczno-pa-renetyczne. Wiersze okolicznościowe z natury swej wyrażały przeżycia zbiorowości jako podmiotu albo świadka wydarzeń publicznych wszelakiej skali. Dydaktyka i parenetyka, których nauki mogła była rozwijać i w istocie wypowiadała również mo­wa niewiązana, korzystały z wiersza dla jego walorów utylitar­nych: rytm i rym wspierały zapamiętywanie pożądanych treści - od dat do zasadniczych sentencji moralnych. W końcowym okresie polskiego średniowiecza naprzód wersyfikacja i styl poezji łacińskiej, a potem jej tematyka będą najwrażliwsze na odrodzenie się antycznej estetyki literackiej i homocentryczną ideologię nowych dni.

Lirykę religijną, niezmiennie cenioną w obrzędowości Kościo­ła i poza nią, układali duchowni, zazwyczaj zakonnicy, począt­kowo bezimienni, później nierzadko „podpisujący się" akrosty-chiimi. Podejmowali oni gatunki na ogół zadomowione w Pols­ce: sekwencje vel prozy, hymny, oficja rymowane oraz pieśni, o podobnej co starsze tematyce i topice, które zapisywano w dzie­siątkach ksiąg liturgicznych. Nadal też najżywotniejszymi obsza­rami takiej twórczości była Małopolska z Krakowem, Wielko­polska z Poznaniem i Śląsk. W Krakowie dominikanin Piotr Polak, wykształcony we Włoszech, napisał przed polową XIV w.,


I


90

Poezja lac/ńska XIV-XV wieku

,.Dc tjuottam...Alberta". „Antigameratus" Frowłna

91



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
sekwencję o wszystkich świętych z inc. ,,Per orbis climata Cristi fiddium..." ('Przez krainy świata wiernych Chrystusa"). Szereg innych utworów z tegoż stulecia to kompozycje poświęcone głównie patronom polskim. Stanisławowi i Wojciechowi, oraz świętym popularnym powszechnie. Z Wielkopolan za mistrza sekwencji uchodził już w opinii średniowiecza Jan Łodzią z Kę­py, od 1320/1321 archidiakon, od 1345 r. biskup poznański, który doraźnie po ich skomponowaniu mógł je rozpowszechniać w swej diecezji, skąd przejmowały je inne. Prócz sekwencji zaś - z których jedną, o świętym Wojciechu, o początku: „In lau-dem sacro praesuli..." ('Na chwalę przewodnikowi ku świętoś­ci'), opatrzył akrostychem „loannes presul Posnanie" — układai antyfony i przypuszczalnie hymny, a nawet pieśni świeckie. Z je­go dziś nie w pełni znanej spuścizny upodobanie wzbudziła zwłaszcza proza maryjna Satve, salutis Umua... (potomni spol­szczą ten incipit na: „Witajcie, podwoje zbawienia..."). Bogac­twem owych gatunków przodowa! Śląsk, przede wszystkim klasztory i kościoły Wrocławia oraz Żagania. Wśród treści ha-giograficznych powielano szczególnie temat regionalnej świętej: Jadwigi -- od pierwszych dziesięcioleci XIV w. sekwencję Con-swgś iubUdns wciągnięto do ksiąg (najczęściej mszałów) diecezji polskich ponad 150 razy. Obfitość tekstów śląskich pozwala wy­szukać utwory, których wyposażenie erudycyjne i artystyczne (strofika, rymowanie, styl, kunsztowność akrostychów) miewa już wtedy wartość wyższą niż pospolite wierszoróbstwo. Raz po raz treść ich odnosiła się do Polski. Liryka tego typu trwała długo; układano ją jeszcze w zaraniu nowej epoki i drukowano w brewiarzach i mszałach. Ogółem odnaleziono przeszło 120 utworów, lokalnej, przeważnie klasztornej poezji pobożnej, któ­ra nie pozostała też bez wpływu na łacińską i polską poezję świecką.

Zabytki świeckiej muzy łacińskiej XIV w. to rzadkość, od­osobnione wystąpienia dyktowane bez wyjątku pragnieniem, by przekazać czytelnikom gorzkie doświadczenia życia i naprawiać ludzi, politykę i obyczaje. Pierwszym byl utwór, który krążył pod tytułem De ijuodam adwcato Cracoviemi Alhcrlo ('O pew­nym wójcie krakowskim Albercie') — echo dramatycznego mo­mentu historii i doli jednostki: nieudanego buntu, jaki przeciw Władysławowi Łokietkowi podnieśli w 1311/1312 r. Niemcy krakowscy na korzyść księcia Bolka z Opola, namiestnika króla

Czech. Bunt mógł mieć następstwa ponadlokalne, groźne dla sprawy skupienia w rękach polskich władzy nad głównym mia­stem państwa. Tematem utworu stał się tragiczny los przywódcy buntowników, potężnego wójta Alberta, który po klęsce i latach ciężkiego więzienia na Śląsku zmarł na tułaczce wśród Czechów. Wiersz nie opowiada o tych wydarzeniach, lecz jest rozpamięty­waniem ich istoty. Ma on 21 strof i wyraźnie dwudzielną kom­pozycję. Strofy 1 -14 to jedno z niezliczonych oskarżeń Fortuny — chwiejnej i zawodnej, która człowieka możnego czyni nędza­rzem. Strofy 15-21 pouczają, iż sprawcą nieszczęść był nie tylko kaprys losu, lecz błąd polityczny i moralny: zdrada wobec pra­wowitego pana a życzliwego wójtowi Łokietka; dalej, że niebez­pieczeństwo grozi wciąż ze strony zaborczych i podstępnych Niemców, którzy i w Polsce, i w Czechach zagarniają dobra, a wzrósłszy w siłę zamyślają o wyższych zdobyczach. Obydwie części scala temat oraz retoryczna „autonarracja": po raz pierw­szy w naszej literaturze utwór ma brzmienie tzw. oratio a tumu-lo, a zatem fikcji monologu wygłaszanego zza grobu. Zmarły wyznając swe przewiny udzielał przestróg żywym. Wiersz ułożo­no najpewniej w Krakowie, chyba na wiadomość o żałosnym końcu byłego przywódcy miasta, aby poruszyć i do reszty po­skromić pozostałych tu jego ziomków i ocalałych wspólników. Anonimowy autor, dobrze świadom też stosunków panujących w Czechach, okazał przy tym zręczność jako wierszopis, dojrza­łość jako moralista: elegijność spoił z satyrą, nie unaoczniał pa­miętnych w Krakowie a drażliwych szczegółów, treści zaś nadał formę slroficzną, której zwartość i rymowanie 7- i 8-zgłosko-wych wersów naśladuje cechy sekwencji, co zdaje się wskazy­wać, iż opowieść O pewnym wójcie przeznaczona była do śpie­wu.

W pierwszej połowie wieku Frowin, niemieckiego rodu Mało­polanin ze Starego Sącza, duchowny diecezji krakowskiej, czło­wiek ruchliwy i spostrzegawczy, ułożył dydaklyczno-salyryczny poemat Antigamcratus. Tytuł tłumaczy się jako replika nu utwór Gamerahis ("Rozpustnik') niejakiego Theodoricusa z przełomu XIII i XIV stulecia. Antigameratus, bardzo poczytny, co za­świadcza kilkadziesiąt, często komentowanych, jego kopii pra­wie wyłącznie spoza Polski oraz druk z początku XVI w., w 11 rozdziałach zawarł rady moralne, obyczajowe i praktyczne dla wszystkich stanów, związków i procederów, od książąt do wieś­niaków, zalecające postępowanie odpowiednie dla rozmaitych



92

Poezja łacińska XIV-XV wieku

Stanisław Ciołek

93



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
sytuacyj i relacyj między ludźmi, a odstręczające od złego. Cale ówczesne życie dostarczyło autorowi przebogatej materii. Wy­wody są szczegółowe, a przy niektórych tematach wręcz dro­biazgowe. Tak jest np. przy wskazówkach, jak należy się odzie­wać gamralom, czy w rozdziale o kmieciach, których Frowin pouczał o sposobach prowadzenia wzorowego gospodarstwa i o tym, co powinni wykonywać w kolejnych Miesiącach roku; albo w istnym traktacie (rozdz. 11) o zachowaniu się przy stole bie­siadnym, gdzie od woli pana domu zależał dobór i szyk potraw, porządek zajmowania miejsc i rozkosze uszlachetniające ucztę (popisy wesołków, śpiewaków i muzyków), od oglądy zaś gości — należyta postawa i ruchy, sposoby spożywania jadła, maniera picia etc, czemu poemat nadawał powagę rytuału, wyprzedzając u nas podobną, choć skromniejszą naukę Słoty. Zawartość An-lygameiata połączyła dydaktykę obyczaju, zna 114 z wielu utwo­rów obcych, z obserwacjami własnymi autora, jakie poczyni! nad codziennym bytowaniem społeczności naszego kraju. Fro­win zastosował przy tym dobrze gdzie indziej sprawdzona, trud­ną, lecz na pewno skuteczną mnemotechnicznic wersyfikację, która bezustannie zaskakując czytelnika albo słuchacza przeko­nywała go zarazem, jak wydolna jest łacina i na jakie pozwala efekty artystyczne: oto przez 429 leoninów utworu rymy śred­niówkowe i klauzulowe to igraszka z ekwiwokacjami. Dla przy­kładu urywek pouczenia o obieraniu jaj: „Absque sonis i 11 a frangi tua cura sit i 11 a, Nc noceat stilla, micas in mollia stilla" ("winieneś dbać, aby [jaja] tłuc bez hałasu; a, żeby ni kropla nie sprawiła szkody, krusz skorupki na delikatne drobin­ki'). Współbrzmienie więc różnych gramatycznie homonimów uczyło też swoistej finezji języka.

Przypływ weny poetyckiej na tyle energiczny, by okazać się kulturowym fenomenem, objawiło niewiele lat później środowi­sko krakowskie. Z oddali wieków okaże się, że jego talenty nie zdobyły się na godne tematu uświetnienie prawdziwie wielkiej chwili dziejowej; Grunwaldu. Wieczystą pamięć triumfu roku 1410 podtrzymywać miało z woli Jagiełły doroczne święcenie dnia Rozesłania Apostołów (15 Vii) w kościołach miast i wsi całego królestwa. Upamiętniała go historiografia, sławiła wymo­wa, Poezja podjęła temat w obydwu językach, lecz z nieokazały-mi rezultatami. Z wierszy polskojęzycznych „o wielgiem pobi­ciu" ocaleją okruchy w przygodnych cytatach następnego wie­ku. Z łacińskich zachowało się tylko kilka i przeważnie nikłych.

Najobszerniejsze (52 w.), najwcześniejsze i najlepsze Metra de li­te Prutenofwn et Polonorum ('Wiersze o starciu Prusaków tj., Krzyżaków, i Polaków') ułożono w Krakowie niebawem po bi­twie, z żywym odczuciem krzyżackiej buty w epizodzie z mie­czami i królewskiej pokory Jagiełły, przytaczaniem jego słów o sytuacji i ze szczegółami pogromu oraz -- początkiem hymnu Te Deum. Było to urywkowym przewierszowaniem rzeczowych sprawozdań o historycznym boju, nie próbą artystycznej jego panoramy poetyckiej.

W najbliższej przyszłości czoło poezji łacińskiej stanowili dwaj ludzie, o podobnym pochodzeniu, wykształceniu, stanie i obo­wiązkach; w pisarstwie obydwu odzwierciedliła się dwoistość ich powołania. Obaj duchowni i obaj urzędnicy kancelarii królew­skiej, obracający się między dworem a kapitułami, imali się te­matyki i religijnej i świeckiej -- przy odmienności ambicji, tem­peramentu i przy niejednakiej umiejętności antykizowania. Byli to Stanisław Ciołek i Adam Świnka.

Ciołek, członek znakomitego rodu z Mazowsza, bakałarz ar-tium uniwersytetu praskiego (1402), od około 1400 r. przez ćwierć wieku pracował w kancelarii królewskiej. Zdobywszy u-znanie sprawnością redagowania akt (min. dokumentu unii ho-rodelskiej 1413) i korespondencji, działał też w dyplomacji oraz w notariatach krakowskich ziemskim i kapitulnym. W roku 1423 uzyskał podkanclerstwo. Po niższych godnościach kościel­nych zdobył na koniec biskupstwo poznańskie (1434). Człowiek giętki w poglądach, okazał się pierwszym literatem polskim, któremu sztuka obracania się w środowisku dworskim dostar­czała podniet twórczych, a konwencje i nawyki stylistyczne jego robót kancelaryjnych wycisnęły piętno na pisarstwie artystycz­nym.

Rozmiaru spuścizny literackiej Ciołka nie sposób dziś okreś­lić. Prawdopodobnie był talentem płodniejszym, niż świadczy rozpoznany jego dorobek. Niepewnego autorstwa pozostają przypisywane mu dwa „listy" alegoryczne De rosa ('O róży1) oraz De Maio ('O maju'), parodystyczny „edykt" na notariusza królewskiego Bruchrynka jako husytę czy żartobliwy list królo­wej Zofii do cesarzowej Barbary. Nie zachowały się jego liczne, według Długosza, wiersze satyryczne i jakoweś utwory treści hi­storycznej, ślad zainteresowań dziejopisarzach, których dowod­ną pozostałością są tzw. Spominki o Ciołkach - przyczynki do genealogii własnego rodu sięgające roku 1423, nie bez przekażą-


94

Poezja łacińska XIV-XV wieku

I

Stanisław Ciołek. Adam Świnka

95



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
nych tradycją cennych szczegółów i ciekawych anegdot, zamie­szczone przy kopii kroniki Janka z Czarnkowa.

Pierwsze pewne dziełko Ciołka wzbudziło skandal polityczny i obyczajowy. Prozaiczna bowiem Epistoła taxans matrimonium Yładisłai regis cum Granowska ('List osądzający małżeństwo króla Władysława z Granowska1) zaatakowała trzecie małżeń­stwo Jagiełły zawarte w roku 14i7 z poddanką, 45-letnią trzy­krotną wdową Elżbietą Granowska. Związek taki oburzył społe­czeństwo, ale Ciołek dał nastrojom ogółu wyraz niebywale na­pastliwy a pomysłowy: obznajomiony z podobnymi publikacja­mi za granicą, użył swych umiejętności redaktora koresponden­cji oficjalnej nadając z premedytacją swemu paszkwilowi zna­miona quasi-listu, a zarazem wyposażył go w topikę właściwą bajkom zwierzęcym. Maska tego gatunku przy treściach poli­tycznych miała u nas pierwociny w dziele Kadłubka, Ciołkowi bez wątpienia nieobce. Alegoria, w której podstarzały Lew, ha­sający beztrosko po puszczy, oznaczał lubującego się w łowach i niemłodego już króla, poselstwo do Orła po narzeczoną stosow­ną dla koronata -- misję swadziebną na jakiś wysoki dwór za­chodni, ohydna Maciora po licznych już miotach -- leciwą wo-jewodzinę, opasły Wieprz — złego doradcę monarchy, nasycona realistycznymi rysami i jadowitymi aluzjami, była dla współczes­nych przejrzysta i zbyt zuchwała, aby za paszkwilantem nie kry­ta się koteria oponentów. Autor, prekursor najostrzejszych po­czynań publicystyki literackiej XVI-XVIII w., przypłacił brutal­ność dowcipu przejściową (1417-1420) niełaską, po której obrał twórczość raczej panegiryczną.

Wiersze Ciołka z okresu 1424-1428 znamionuje tematyka okolicznościowa, przemieszanie treści świeckich i religijnych, niekiedy charakter meliczny i właśnie panegiryzm; wszystkie na­leżą do liryki. Najwcześniej, gdyż na Boże Narodzenie 1424 r., powstał 5-zwrotkowy motet Nitor inclyte elaredims ('Niechaj wdzięk świetnego blasku'), dostosowany do gotowej melodii -ale już w lutym następnego roku tę religijną kantylenę przerobił Ciołek na kantatę sławiącą uroczysty chrzest następcy tronu, Władysława (tragicznego „Warneńczyka")! Wiosną 1426 r. na­rodziny Kazimierza królewicza powitał kantatą Hisloriographi acie ('Okiem dziejopisa') opatrzoną nutami przez wybitnego kompozytora Mikołaja z Radomia. W drugiej połowie tegoż ro­ku ułożył 10-zwrotkową pieśń Laus Cracoviae, z początkiem: „Cracovia civitas..." ('O, grodzie krakowski'). Zawiera ona nie

spotykaną dotąd u nas pochwałę stolicy - - miasta o uroczym położeniu, siedziby sprawiedliwości, szlachetnych uciech i do­brych obyczajów; ale w istocie gloryfikuje rezydującą tam elitę społeczną, ludzi dworu, a przed wszystkimi króla, piękną i cnot­liwą królowę Zofię oraz ich synów. Tekstowi przydano znów melodię na 3 głosy, także może Radomianinu; był więc niechyb­nie produkowany na Wawelu. Natomiast dwie sekwencje maryj­ne: Stupet averni jhitas (Truchleje srogość piekła7) na Boże Na­rodzenie nieoznaczonego roku oraz Stella sole cląrior ('Gwiazdo jaśniejsza niż słońce'), obie z akrostychem „Slanislaus", napisał był poeta zapewne już po objęciu biskupstwa w Poznaniu. W tworzywie tej liryki, o stylu tracącym miejscami wyszukaną sztucznością, z rzadka przeblyskuje przystrój wczesnohumani-styczny, jak w Pochwale Krakowa określenie królowej imieniem Febe, a w kantacie o królewiczu Kazimierzu i w sekwencjach wtręty greckie, acz w pisowni łacińskiej. „Virgo theotocos" ('Dziewica Bogurodzicielka'}, razem z prośbą „Propugna nos in acie" ('Broń nas w boju') w sekwencji Stupet... będzie się poczy­tywać za echo polskiej Bogurodzicy jako pieśni bitewnej. Budo­wa utworów religijnych mieści się w regułach ich gatunku, na­rzucających zwięzłość wersu, refrenową parzystość strof i unty-strof oraz rym ■ - nie bez uchybień zawinionych niedbalością bądź pośpiechem wykonania. Świecką Laus Cracoviae złożyły zwrotki monorymiczne, o identycznym więc zamykaniu wersów na -ia, uwydatnionym finalną eksklamacją AUcluia.

Nieco młodszy Adam Świnka z Zielonej na Mazowszu, syn kasztelana dobrzyńskiego, studiował w Akademii Krakowskiej (1411) i może we Włoszech; posiadał kanonikaty gnieźnieński (przed 1413?), łęczycki (przed 1427) i krakowski (przed 1432) oraz probostwo wielickie — ale lepiej wiadomym miejscem jego działalności stała się przed rokiem 1427 kancelaria królewska, gdzie jako notariusz pracował też za podkanclerstwa Ciołka i skąd w służbie Jagiełły jeździł do Rzymu oraz - przy boku Ciołka ■ - do Niemiec. Zajęcia kancelaryjne nie zdeformowały mu umysłowości ni pióra rzeczywistego poety.

,,Porcarius" ( z łac. porca - 'świnia') uprawiał - jak wspo­
mniano tematykę dwojakiego charakteru. Najciekawszy
utwór grupy świeckiej zaginął. Notata XVIII-wieczna stwierdzi­
ła istnienie „longum carmen de rebus gestis ac dietis memorabi-
libus Kazimiri secundi Poloniae regis inclitissimi" autorstwa
Adama Świnki. Brzmienie jej informuje o obszernym poemacie


Poezja łacińska XIV-XV wieku

.1

Adum Świnka



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
z gatunku gestów, o temacie zastanawiającym, bo nie „Jagiełło-wym", lecz dotyczącym Kazimierza Wielkiego, co mogłoby wy­nikać z jakiejś rodowej czci Świnków d)a tego monarchy. Zagi­nał gdzieś także panegiryk opiewający urodę i pomyślność losu Jadwigi — po kądzieli prawnuczki Kazimierza i długi czas jedy­nego dziecka Jagiełły, w której do roku 1424 widziano prawowi­tą dziedziczkę tronu. Zachowane natomiast utwory to dwa epi­tafia. Obydwa, pod datami 1428 i 1431 przytoczył w Rocznikach Polski Długosz; dalsze przekazy tekstów zaległy w manuskryp­tach.

Liczące 72 wersy epitafium Zawiszy Czarnego (inc: „Anna lua fulgent, sed non hic ossa quiescunt..." — 'Godło twe lśni [tutaj], lecz nie tu spoczywają twe kości') ułożył poeta wśród głębokiego smutku, jaki na dworze krakowskim wzbudziła wieść o śmierci najsłynniejszego wtedy rycerza chrześcijaństwa, które­go ścięto, gdy popadł w jeństwo tureckie pod Gołubiem za Du­najem, nie chcąc uchodzić jak uszedł cesarz Zygmunt Luksem­burski. Nie wiadomo, czy celem pierwotnym autora była in­skrypcja, niemniej tekst wiersza przypuszczalnie wyryto na za­stępującej grobowiec tablicy w kościele franciszkanów. Utwór w konwencji mowy przed kenolafem (symbolicznym pustym gro­bem) poprowadził Świnka tokiem apostrof kolejno do poległego Sulimczyka, do Boga — świadka pogromu, do ginących w nie­woli brańców i do tych, których los (wykup) z niej wywiódł i którzy winni wznieść modły za bohatera. Istotną częścią epita­fium jest wyobrażenie boju, sugerujące honorowy zgon Zawiszy w bezpośredniej walce.

Kiedy 8 grudnia 1431 r. zmarła Jadwiga Jagiełłówna, napisał Świnka epicedium (inc: ,,Viiginum o iubar, o inclila gloria reg-ni..." ■ 'O, gwiazdo dziewic, o, sławna chlubo królestwa') w trójdzielnej kompozycji. Część pierwsza (w. 1-47) to pochwała zmarłej i po trosze opisowy, po trosze eksklamatywny w stylu wylew żałości tych, co ją opłakiwali; druga (48-49) to ,,nagro­bek" typu głosu zza tumby, z personaliami Jadwigi obracającej się teraz w popiół przy popiołach matki, retoryką nicości dóbr doczesnych i prośbą o modlitwy; końcowy czterowers to ,,słowa poety" z konceptualnym życzeniem spoczynku wśród kwiecia z serca autora (ukrytego pod mianem Aper --. krzywokłego 'dzi­ka', godła Świnków). Sam temat był delikatny. Królewnę od lat wikłano w dyktowane wyłącznie polityką i niepomyślne plany matrymonialne, prawo do tronu odjęły jej narodziny Władysła-

wa, skonała po chorobie nasuwającej podejrzenie o otrucie, nie żałowana nawet przez ojca i już choćby napomknienie o powszechnej rozpaczy mogło być poczytane nie za utarty topos epicedialny, lecz za krytyczną aluzję.

W obydwa utwory, poza fragmentami treści religijnej, wtopił Porcarius gęste zapożyczenia z poezji starorzymskiej: w pierwszy frazeologię Wergilego, Horacego i Owidiusza, w drugi Owidiu-,sza, Klaudiana i Stacjusza. Swobodne rozdrobnienie przejątków dowodzi pamięciowego zżycia się z ich źródłami, kanon źródeł zaś — że Świnka czytywał i naśladował mistrzów wprawdzie an­tyku, ale mistrzów nie zapoznanych przez cale wieki średnie. Nasilenie tej eksploracji ujawnia świadomą już skłonność do po­dążania za nowymi prądami kulturowymi, sam kanon — jeszcze zachowawczość. Połowiczne również okazują się poczynania poety z wersyfikacją: posłużył się on heksametrem, lecz średnio­wiecznym - beziloczasowym, wszelako (raczej instynktownie) zgrywając akcent wyrazowy z rytmiką oczekiwaną przy toku metrycznym.

Jeśli w niektórych składnikach tej twórczości dostrzegać pol­ski prehumanizm, to innym nie zabrakło cech odmiennej natu­ry. Wiersz o ofierze życia niezwalczonego rycerza, gdzie pod klasycyzujacą nazwą „Teukrów" mowa jest przecież o Turkach, prących zwycięsko ku wcale nie odległemu Dunajowi, może uchodzić za pierwszą u nas alarmującą „turcykę" poetycką. W epicedium Jadwigi, a dokładniej w jego „epitaphium1' motywy rozkładających się ciał i znikomości wszystkiego, co materialne, to loci communes światopoglądowego piśmiennictwa epoki.

Podczas gdy epitafia' są datowalne, nie wiadomo, kiedy kano­nik Świnka układał swoje utwory religijne. Rozpoznany dotąd ich poczet obejmuje sekwencje: maryjną Avc\ rirgo regia ('Zdro­waś, dziewico królewska'); o Barbarze męczenniczce Ave, virgo, fons \irtutum ('Bądź pozdrowiona, dziewico, krynico cnót'); o patronach kraju: Wojciechu Saive, sidus Pohmorum ('Witaj, oz­dobo Polaków') - ■ i bardzo popularną Psallat poli hierarchia ('Zanoszą pienie niebiosa') o Stanisławie, któremu poświęcił też hymn Alina per eius merita (Trzez jego błogosławione zasługi'), z odrębną częścią o inc. „Pellens doxis promicuit..." ('Znaczna chwała rozbłysła1). Sekwencje o świętych miewają - - jak ta o męczenniku Wojciechu — w oprawie lirycznej całostki narracyj­ne zaczerpnięte ze znanych żywotów, treści zgolą historycznej, a tu i ówdzie antyczne motywy nazewnicze. Stroilka sekwencji, pi-

4 -- Lileralura średniowieera


Poezja łacińska XIV- XV wieku

Władysław z Gielniowa. „Epistoła ad dommiedłam"

99



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
sanych zwartym, zrytmizowanym stylem, liczących od kilku do kilkunastu zwrotek, otrzymała regularni! w tym gatunku struk­turę dwuczłonową, przy czym prawdziwa sztuka wierszopisar-ska objawiła się w konsekwentnym, misternym niekiedy podwa­janiu rymów. Co więcej, tu właśnie a bez naruszania powagi sensu zmieściły się także sygnały ich autorstwa: akrostychy. Już początek epitafium Zawiszy naznaczyło akrostychicznie imię „Adam"; teraz poeta nie tylko nie poprzestał na lakonicznym „Svinca'\ ale zdołał wprowadzić dłuższe: ,,Adam fecit me" i „Adam Svinca de Zelona", pośród nich dwie dedykacje utwo­rów Prandocie (osobie o niepewnej jeszcze tożsamości).

Obydwa zespoły utworów wyszły spod ręki człowieka auten­tycznie uzdolnionego literacko. Długosz, który musiał się ze­tknąć z Adamem Świnką w początkach własnej służby kancela­ryjnej, ubolewał nad przedwczesną śmiercią chlubę ojczyźnie obiecującego talentu.

Tradycję poezji religijnej bez domieszki estetyki prehumani-stycznej podjął później kolejny duchowny, Władysław z Gielnio-wa, wybitny bernardyn, czynny na różnych stanowiskach za­konnych w Królestwie i w Księstwie, najtrwalej związany z Warszawą, gdzie też zmarł i gdzie skupiał się kult jego postaci, zrazu lokalny, utwierdzony tytułem patrona stolicy (1604), a po­tem beatyfikacją (1750). O jego ogólnej kulturze umysłowej ma­ło wiadomo; biegły łacinnik, miał leż podobno jakieś umiejęt­ności muzyczne. Między bernardynami, członkami nowego za­konu, klóry wtedy śmielej niż inne dbał o przystępność głoszo­nego słowa, zajął poczesne miejsce. Okazał się pierwszym w dziejach naszej literatury twórcą dwujęzycznym. Tak prozą, jak wierszem, po łacinie i -- częściej - po polsku wyrażał niemal wyłącznie tematy religijne, a w nich osobistą pobożność o zna­mionach duchowości dolorystycznej; reagował też na wydarze­nia przygodne - ■ kościelne i (prawdopodobnie) inne. Rozpro­szenie niewątpliwych i przypuszczalnych tekstów jego pióra i rozmaitych kopii z XV-XVI w. i wielość wariantów świadczy o żywym ich odbiorze, zwłaszcza iż przynajmniej niektóre dowod­nie śpiewano; w początkach zaś XVI w. zapisano wiadomość, iż „rythmi de sanetis per totum annum" wyuczane były powszech­nie po szkołach. W poezji łacińskiej nic nowator, pisał jednak sprawnie, co widać też w jego łatwości komponowania akrosty-chów, którymi posługiwał się z niebywałą dotąd u nas regular­nością. Spośród wierszy łacińskich najwcześniejszego momentu

dotyczą 4 autobiograficzne dystychy o wstąpieniu autora do za­konu w roku 1462 (inc: „Anno Cristi milleno quadrin sexin se-cundo..."). Zapewne między lipcem 1482 a styczniem 1483 r„ czasu moru w Krakowie, zaniósł błagalną pieśń o ratunek do Najświętszej Marii Panny (inc: „lmperatrix angelorum..." 'Władczyni aniołów'), gdzie 26 kwartyn zbudowało ulubiony je­go akrostych „Iesus Cristus Maria Ladisłaus". Przeniesienie re­likwii bł. Szymona z Lipnicy w 1488 r. uczcił ułożeniem epita­fium (?) z akrostychem ,,Simon" i -- być może — antyfoną O nova lux Poloniae... ('O nowe światło Polski'). Z kolei 6 kwar­tyn modlitwy do św. Brygidy Szwedzkiej (inc: „Beatissima Bir-gitta...") tworzyło akrostych jej imienia. Najobszerniejszym pło­dem w tym zespole bernardyna była parafraza fragmentu Pieśni nad pieśniami (inc. „Ad Cantica cantkorum verto me..." 'Zwracam się ku Pieśni nad pieśniami'), ujęta w leoniny o szyku niemal ośmiokrotnie powtórzonego abecedariusza. Chyba w starszym już wieku jako doświadczony kapłan usłużył swym ta­lentem praktycznym potrzebom duszpasterskim pisząc dystycha-mi leonińskimi abecedariusz Taxatac poenitentiae metrice ('Wy­miary kar pokutnych wierszem') ■ mnemotechniczny wykaz grzechów i kar pokutnych na użytek spowiedników. Nic odkry­wczy więc, ale zręcznie godzący różną treść z atrakcjami wypró­bowanej i dzięki nim łatwiejszej do przyswojenia wersyfikacji, Władysław z Gielniowa wybił się ponad gromadkę ówczesnych rzemieślników łacińskiej poezji kościelnej.

Łacina, ujmowana w różnego pokroju i różnego poziomu ar­tystycznego kontury wiersza, również w tym okresie ogarniała tematykę świecką. Poza kancelaryjnymi ośrodkami pracy lite­rackiej, poezję łacińską w Krakowie uprawiali studenci, tak jak działo się w każdym mieście Europy, gdzie istniał uniwersytet. Prawdopodobnie krzewiła się tam melika ludyczna i miłosna oraz takaż cpistolografia, długo kopiowana w lislownikach. Jej akademicki rodowód widać w erudycyjności utworów i w sa­mym użyciu łaciny: uczoność na przykład hołdu miłosnego przydawała mu blasku i ceny. Najwcześniejszym reliktem owego obyczaju piśmienniczego wydaje się Epistoła ad doininkcilam ('List do panny") z roku 1427, 1433 albo 1437.

Pozdrowienie ukochanej panny, której radości i smutki sam przeżywa(l) i w której wielbi(ł) cnoty moralne, zalety intelektu oraz — najwymowniej -- piękno cielesne, wypowiedział długim wierszem (inc: „Saluto te, speciosa..." 'Pozdrawiam cię, uro-


0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic

100

Poezja łacińska XIV-XV wieku

0x08 graphic
dziwa') młody anonim. Pani jego serca, młodziutka dzieweczka (virgincula) lo szlachetnego rodu czarnowłosa Helena, córka Piotra; on sam to syn bogatego, lecz skąpego ziemianina. Jego uczucia żywią się pamięcią: wzbudziło je pierwsze wejrzenie w Krakowie, teraz trwają w nim na wsi.

Obycie z nauką dyktowało autorowi reminiscencyjne mierniki zachwytu: dla cnót bogdanki — osobę Katona Cenzora, dla jej rozumu — pospołu Platona i Arystotelesa, dla wdzięków • wyższość nad ideałem opisanym przez „Ganifredusa" (w XIII-wiecznej Poetria nova Gaufreda z Vinsauf, podręczniku komentowanym też w Akademii Krakowskiej), wreszcie dla własnych pochwał, które postawił nad Salomonową Pieśnią nad pieśniami. Anonim czytywał nie tylko epistoł ogra ficzne wska­zówki „Ganifreda", ale zapewne też podobne swemu ,,listy" ćwiczenia bądź rzeczywiste przesłania. Styl z dawien dawna konwencjonalny w poezji erotycznej i religijnej (jak porównania niewiasty do kwiatów) • urzeczowii personaliami obu stron i szczegółami, które brzmią jak autentyzmy: urąganiami tym, co uwłaczają czci adresatki (przy czym wtrącił parę zdań polskich), charakterystyką swego ojca, scenerią i datacją pisania: na wsi, podczas przechadzki, w poniedziałek 5 maja. Diugi ten „list" powstawał może fragmentami, jego strofika bowiem ma budowę niejednolitą. Według rymów wyodrębnia się w nim 46 zwrotek, z których pierwsze 5 przypominają strukturę sekwencji. Pokrew­na stylem jest Litera ad omastom de eodem amore ('List do ko­chanki o tejże mifości') — prozą (inc. „Ul soi noster..." — 'Ja­ko słońce nasze') i wierszem (inc. „Est enim slella virginum..." 'Jest bowiem gwiazdą dziewic') jakiegoś „dworzanina" do Katarzyny.

Inne utwory zrodził obyczaj, zadomowiony w życiu krakow­skiej młodzi przypuszczalnie już w XIV w.: początkowo wśród uczniów szkoły przy kościele Mariackim, następnie (wnioskując ze źródła) także scholarów Akademii. Ówczesne „iuvenalia" by­ły tygodniem rządu żaków i obranego przez nich „króla". Oby­czaj nastał wcześniej niż odnoszące się doń pieśni i wiersze, któ­rych znane dziś teksty skopiowano w drugiej połowie XV i w początkach XVI w. Nieudolne Metra dc sancto Galio ('Wiersze o świętym Gawle') w 47 leoninach (inc. „Auram discernit, alas gallus quoque pandit...") rozbrzmiewały 15 października, w wi­gilię dnia św. Gawła (to jest łac. Galia), znoszono wtedy na­uczycielom jako daninę ptactwo, głównie koguty, które staczały

Wiersze o Warnie, ..Dialog o Zbigniewie Oleśnickim" 101

0x08 graphic
podniecające widzów walki. Elekcji „króla" i krótkiej jego wła­dzy dotyczyła pieśń Brew regiium erigitur... ('Ogłasza się krót­kotrwałe królestwo') — w pięciu strofach, opatrzonych w ręko­pisie nutami, oraz Ad fest a regis incliti, Gdzie króle wybierają... w 12 wersach naprzemiennie łacińskich i polskich. — W tymże źródle zachowała się Satira comica — swoisty wierszowany re­jestr charakterystycznych zalet i wad wszelkich nacji, w tym pol­skiej (Próba gens, sed ebria... - Trawy naród, lecz pijacki'), a także ich upodobań kulinarnych, jakie poznał autor, gdy błąkał się po Europie i spisał na użytek innych wędrowców (inc. „Quo, miser exul, debeo..." 'Dokąd, biedny wygnaniec, powinie­nem'). Istnienie krótszych wersji utworu w przekazach niemiec­kich i czeskich dozwala sądzić, iż wersja polska to redakcja wa­riantowa: tylko fragmenty tamtym obce wtopił bezimienny kra­kowianin w gotową oprawę cudzego konceptu.

Nieco później, wciąż najpewniej w literackim skupisku stolicy, pojawiło się jeszcze kilka godnych oglądu anonimowych utwo­rów okolicznościowych. Warna (1444), tragiczna odwrotność triumfu grunwaldzkiego, wstrząsnęła krajem nade wszystko wskutek zniknięcia króla-wodza, W jego śmierć długo nie wie­rzono. Tym znamienniejsze są dwa wiersze, napisane przypu­szczalnie przed 1447 r. w konwencji wypowiedzi pozgonnej bo­hatera. Pierwotniejszą formą, gdyż odmianą leoninów zwaną versus peregrinus albo barbarus, samą liczbą sylab imitującą he-ksametr, nakreślono 91-wersowy „list" (inc. „Ego Władislaus, Polonorum quondam aderam ]aus..." 'Ja Władysław, bytem niegdyś sławą Polaków'), którym król komunikował Polakom o ponoszeniu kary czyśćcowej za złamanie przysięgi pokoju z Tur­kami, wzywając, by wspomagano go polską modlitwą „Proś za nami, panno Mario, Syna..." i zapowiadając powrót na ziemię, kiedy ojczyźnie zagrozi zguba, dla powetowania klęski i ukara­nia sprawców niebezpieczeństwa. Z kolei PłaHgite me, coeli... ('Opłakujcie mnie, niebiosa') to liryczny początek epicedium, nieskładnej redakcji 71 dystychów elegijnych, dokładniej -- po­czątek pierwszego z dwóch jej fragmentów, gdzie poległy król mówi z zaświatów o swoim losie, przejmująco zwłaszcza opo­wiadając o przebiegu bitwy i o genezie wyprawy, której katas­trofę zawiniła nierzetelność sprzymierzeńców.

Najpewniej do krakowskich duchownych należał twórca Dia­logu o Zbigniewie Oleśnickim (z nagłówkiem Thomas, Joaimes, Gorias oraz inc. „Nosti quam solida ecclesiae regnique columna


102

Poezja łacińska XIV-XV wieku

Mikołaj Kotwic

103



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
occidit..." 'Czy wiesz, jak upadla mocna podpora Kościoła i Królestwa'). Treść 373 heksainetrów dowodzi, że redagowano je niezabawem po śmierci (1455) kardynała, aby bronić jego pa­mięci przed zarzutami i potwarzami. Pochwały wysunięto przed oskarżenia; zasługi dla Kościoła — jak unicestwienie husylyzmu w Polsce i liczne fundacje, i dla państwa — jak wykup księstwa siewierskiego czy utrącenie separatystycznych dążeń Litwy, mia­ły zawczasu przytłumić głosy o niefortunnych akcjach na Węg­rzech, o sprzeciwach wobec wojny z Zakonem, pysze kardynala-tu... Oczywiste cechy polemiczne w sprawach wielkiej wagi, a nawet ozdobność jednego z rękopisów zdają się wskazywać ad­resata w kręgach przywódczych królestwa. Autor, jawny zwo­lennik Oleśnickiego i bez wątpienia rzecznik całego stronnictwa, utaił się (upatrywano go m.in. w Janie Długoszu).

Literackie walory utworu lo jego stuktura i styl. Dialog, to­czony w domostwie jednego z rozmówców, jest trójglosem To­masza, Jana i Goriasa, z których najczynniejsi dwaj pierwsi to postaci o hipotetycznie rozpoznawalnej tożsamości: główny nar­rator Tomasz (Strzempiński, następca Oleśnickiego na biskup­stwie krakowskim) i gospodarz spotkania Jan (Długosz). Dy­skurs ich zamknęły trzy „epitafia". W stylu o celowo zmiennym rytmie składni, nadającym rozmowie energię żywej wymiany poglądów, skutecznie oddającym też pobudzenie emocjonalne interlokutorów, z upodobaniem do gnomiki, zauważa się też za­pożyczenia od eklog Wergilego. Czysty język, urozmaicona kompozycja i tok zdań -- od krótkich odżywek do kwestii bo­gato rozwiniętych (jak 91-wersowe, przejmujące roztrząsanie klęski pod Warną), poprawność wersyfikacji dopełniają zalet formalnych Dialogu.

Zajmujące osiągnięcia ówczesnej muzy łacińskiej poza Krako­wem były jeszcze rzadkie. Z tych, które przetrwały w XV-wiecz-nych manuskryptach, dwa utwory okolicznościowe ułożono w odległych od siebie regionach kraju, lecz za sprawą podobnego bodźca: burzliwego konfliktu społecznego — i obydwa zaświad­czają, że również z dala od stolicy rozpowszechniała się znajo­mość nowych reguł wierszotwórstwa. Inne jednak szły wciąż za tradycją dawnych ujęć i tematów.

Tzw. Tren na śmierć Andrzeja Odrowąża (inc. „O, funesta dies nostri miserabilis aevi..." — 'O, żałobny dniu naszego nieszczęs­nego wieku') powstał na ziemiach południowo-wschodnich. Sprawność bezimiennego wierszopisa złączyła się w nim z amo-

ralnością najemnego chyba panegirysty widocznie klienta Odrowążów, opłakiwany bowiem wojewoda ruski Andrzej Od-rowąż to przedmiot, rodzony jego brat, wojewoda podolski Jan - formalny podmiot laudacji, a rzecz napisano tuż po śmierci człowieka, który od lat ciemiężył szlachtę i mieszczaństwo tak, iż uciśnieni dla samoobrony przed tyranią wielmoży zawiązali w grudniu 1464 r. konfederację. W jej obliczu zredagowano tę zręczną apologię, z topiką żalu i retoryką pochwal kierowaną do zmarłego, w istocie zaś do monarchy i do opinii szlacheckiej. Tren uchodzi za najbliższy wtedy kanonom poezji humanistycz­nej twór pióra Polaka, dzięki wysokiej poprawności metrycznej jego 79 heksametrów oraz rozbudowaniu, a w nim samodzielne­mu naśladowaniu żałobnej mowy Eneasza z Xl księgi eposu Wergilego; zarazem wszakże w łacinie Anonima trwały nalecia­łości średniowieczne.

Pod koniec wieku, bo w latach 1490-1492, Mikołaj Kotwic, duchowny wielkopolski i doktor praw przypuszczalnie uczelni bolońskiej, rozpoczął większy w zamiarze poemat. Geneza utworu tkwiła w dramatycznym, choć trywialnym konflikcie o majętność, w którym więzy krwi i powinowactwa, racje i słaboś­ci prawa oraz żądza bogactw skrzyżowały się z siłą jako środ­kiem zawłaszczania dóbr i mściwego odwetu. Przeciwnikami by­li regionalny urzędnik (Kośmider Gruszczyński) i arcybiskup gnieźnieński (Zbigniew Oleśnicki). Prywata ogniem i mieczem wyrządzała szkody stronom i postronnym przez 10 lat, dopóki konfederacja rodu i zwolenników prymasa nie zmogła przeciw­nika.

Urwany na wersie 72 fragment Sbigneis (z tytułem odimien-nym na wzór starożylych. jak Aeneis, inc. „Post quam pacifi-cuiTi prolixa iniuria patrem..." 'Skoro nadmierna krzywda ugodowego ojca') zapowiadał kompozycję epicką o rzekomo słusznych i szlachetnych poczynaniach Oleśnickiego. Temat, wart ciętej satyry, otrzymał cechy pospołu pamfletu tudzież za­barwionego dowcipem i żartobliwością panegiryku. Otworzył go Kotwic kontrastowym obrazem gwałtów Kośmidra i łagodności prymasa, ciąg dalszy wypełniła prezentacja wybitnych postaci z szeregów arcybiskupich (m.in. Ścibora z Ponieca — autora uciesznych piosenek polskich!), którą poczytuje się za odwzoro­wanie przeglądu bohaterów w III pieśni Iliady. Bardziej niż zna­jomość Homera, nabyta poprzez popularny w średniowieczu skrót łaciński zwany itias łulina, poprawność heksametrów i styl


104

Poezja łacińska XIV-XV wieku



0x08 graphic
przejawiły humanistyczną już ogładę autora, potwierdzoną też w zgrabnym epitafium, które w roku 1493 poświęci! zmarłemu prymasowi.

Między Trenem a próba, poematu Shigneis, gdyż prawdopo­dobnie krótko przed rokiem 1469, z warsztatu magistra nauk wyzwolonych promocji krakowskiej, naówczas kaznodziei ka­tedry poznańskiej, Mikołaja Olocha z Szamotuł wyszły dwie sa­tyry obyczajowe. Jedna (inc. „Haec mała suni quibus extat am-bitus orbis..." — Takie są grzechy, które okazuje pokrętny świat') samym nagłówkiem De his malis, ąuae aguntur in hoc mundo ('O występkach, które popełniane bywają na tym świe­cie') zapowiedziała uniwersalność odniesień tematu. Autor, uprzytomniwszy na wstępie, iż żywot jest tylko zmierzaniem do śmierci, objął naganą stany i statusy ludzi według godności, profesji, bogactw, wieku i płci, ich zwyczaje i charaktery. Mora-lizowanie Olocha kojarzyło się więc z rozpowszechnionymi w całej epoce wywodami „de contemptu mumii", w których opisy­wano — by wzgardliwie potępić — wszelkie grzechy i zdrożnoś-ci tego świata. Oczytany wierszopis sam zdobył się zaledwie na utwór niesamodzielny i niejednolity, gdyż De his malis... to w znacznej części składanka przejąłków zdań cudzych, gdzie he-ksametry zdradzają zapożyczenia od starożytnych, a leoniny -od średniowiecznych autorów. Bliźniaczy i też literacko lichy wiersz De curiae miseria et ąuaii sunt curiales gradientes via et ąuae est eorwn neąuiłia ('O marności dworu tudzież jakie są po­stępki w życiu dworzan i jaka jest ich niegodziwość') w leoni-nach (inc. „Ut valeam recle in curiis quae manifesle..." "Abym zdołał dokładnie i wyraźnie') to najwcześniejsza u nas krytyka zła, jakie pieniło się w życiu dworzan; pychy, pustoty, obłudy, bezbożności i rozwiązłości, w życiu zatem bezecnym a rzadko tylko uciążliwym w głodnych i chłodnych obowiązkach gońca czy posła. Są to uogólnienia bez jawnych ukierunkowań takiego osądu, a więc bardziej ćwiczenia literackie lub zapoży­czenia od niewiadomego dziś pierwowzoru bądź przewierszowa-nie materii, jaką autor być może poruszał w swoich kazaniach, niż satyra oddająca bezpośrednio rzeczywiste doświadczenia pi­szącego. Według realnego śladu w pierwszej połowie XV] w. tekst ów pod tytułem Vita (lub Historia) curiolarum — może w tłumaczeniu — odbito drukiem w Krakowie.

Rozdział ósmy

Dramat i teatr

IN ajpowolniej rozwijająca się dziedzina piśmiennictwa: dra­mat, obejmował w XIV-XV w. kilka głęboko między sobą róż­niących się form. Czcigodną i we właściwych momentach roku kościelnego regularną ich postacią pozostawały uroczyste teatra-lizacje kilku obrzędów liturgicznych — domena duchowieństwa, przy współudziale „chłopców''' i „młodzieńców".-Dwie tryum­falne: Procesja Niedzieli Palmowej oraz Nawiedzenie Grobu, wy­rastały z tradycji minionego okresu, rozprzestrzeniając się z każ­dą nowo wzniesioną świątynią w Królestwie i w Wielkim Księ­stwie Litewskim. Mnożyły się również ich zapisy w księgach kościelnych i doszły przemyślniejsze sposoby ich demonstracji, a nadto nowe, pokrewne im przedstawienia. W porządku dni Wielkiego Tygodnia - - nie chronologii poświadczeń historycz­nych — była to Coena Domini 'Wieczerza Pańska', inaczej Man-datum, czyli 'Przykazanie', w dialogu solistów i chórów odtwa­rzające w Czwartek scenę z jerozolimskiego Wieczernika, której poruszający wiernych składnik stanowiło umycie nóg „aposto­łom" przez najgodniejszego spośród celebransów. Z kolei — od­grywana w Piątek Depositio Crucis: procesjonalne 'Złożenie Krzyża' lub samej figury Ukrzyżowanego jako symboliczny akt pochowania Jezusa w Grobie. Wreszcie odwrotność Depózycji: rezurekcyjna Elevatio Crucis - 'Podniesienie Krzyża' (bądź fi­gury, albo wyniesienie Hostii) w geście komunikującym o zmar­twychwstaniu Zbawiciela. Na teksty wszystkich owych typów składały się stosowne wersety ewangelijne i coraz częściej dro­biazgowe ,,didaskalie", kodyfikujące ton słowa, gest i ruch, a nadto poddające incipity właściwych pieśni — wciąż, jak od po­czątku, po łacinie.


Dramat i teatr

Jasełka, Misterium

107



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
Hieratyczność obrzędów, łaciny i miejsca ograniczały wnika­nie ogółu wiernych w szczegóły wielkotygodniowych spektakli liturgicznych; jego udział polegał na obecności, przeżywaniu i biernym przyswajaniu ich obrazowej katechezy — i tylko w nie­których momentach przybierał teraz formę czynna.: wyzwalają­cego radość śpiewu w języku polskim podczas procesji rezurek­cyjnej. Wiadomo o tym najwcześniej z Płocka, gdzie w latach 1360-1370 zanotowano najstarsze incipity takich pieśni: Wstał z martwych Król nasz, Syn Boży tudzież Przez Twe święte weskrz-nieiiie ('weskrześnienie'); potem z Gniezna, Nysy, znów Płocka w XV-XVI w., kiedy wszelako zalecano śpiew równie dawnego tropu Krysius z martwych wstał je, a źródło śląskie — nadto po­jedynczych strof dwóch innych utworów: Trzy Maryje poszły i może końcowej tropu o inc. ,,Kryste Nazareński". Przypu­szczalnie także nie przypadkiem spolszczono hymny, które rozbrzmiewały po łacinie w najprzystępniejszej ludowi Processio pro Dominica Palmarum: Teodulfa Gloria, laus et honor już w pierwszej połowie XV w. (inc. ,,Chwała, sława, wszelka cześć.,."), natchniony zaś utwór Wcnancjusza Fortunata Vexilla regis próchnut... urywkowo w drugiej (inc. ,,Badź pozdrowion, krzyżu...") i niebawem całkowicie (inc. ,,ldą królewskie propor­ce...", druk. 1522). Językowym wyjątkiem spoza epoki, gdyż około 1520 i., okaże się Mwidaium w redakcji bernardynów krakowskich, gdzie polskie będą. pouczenia wykonawcze („Pir-wy kor to ma śpiewać nabożnie", ,,A to wstawszy Piotr ma śpiewać"). Poza tym dramaturgia Wielkiego Tygodnia w Polsce średniowiecznej stawi opór użyciu mowy niełacińskicj. Przyna­leżność gatunkowa wspaniałego monologu polskiego, który po­czytuje się za kwestię z niedochowanego widowiska na Wielki Piątek, pozostaje sporna.

Boże Narodzenie otrzymało u nas tylko jedną i tylko częścio­wo widowiskową oprawę kulturową: urządzane w kościołach nieruchome figuralne obrazy stajenki betlejemskiej, gdzie wierni za przewodem kleru adorowali Dzieciątko leżące w .Jasłach" ('żłobie' - skąd nazwa „jasełka") w asyście Rodziców, paste­rzy, zwierząt, a w stosownej porze również Trzech Królów, i ,,tolili" Je, czyli utulali płacz śpiewając pieśni, które późniejsi nazwą ,,kolęda mi" i „pastorałkami". Można przyjąć, iż śpiewa­no po polsku: wszakże pieśniami witano święto narodzin Boga od czasów Jagiełły, obrzęd zaś taki popularyzowali najwcześniej

włoscy, a po nich inni, franciszkanie i ich odłam - bernardyni, nastawieni na misje wśród ludu. Same początki jasełek w Polsce me są uchwytne. O podobnym spektaklu jako nowości w koś­ciele minorytów lwowskich wzmiankować będzie w roku 1476 Filip Kallimach; on też w nieco wcześniejszym liście poetyckim do Grzegorza z Sanoka opisze wyraźnie z autopsji tamtejsze ja­sełka. Przypuszczalnie już wtedy obraz szopki urozmaicano czynnościami „dramatycznymi" i rozdziałem ról w śpiewie, jak to ukażą młodsze dokumenty jej historii.

Prócz tekstów pozostały po inscenizacjach kościelnych tego okresu nieliczne relikty materialne — drewniane rzeźby; Chry­stusa z ruchomymi ramionami - najstarsza, bo XIV-wiecznej roboty u klarysek krakowskich, podobnie jak jasełkowe figury Matki Boskiej i świętego Józefa; a także dwóch żołnierzy straż­ników Grobu, reszta okazalszej niegdyś kompozycji w kościele Mariackim, przypuszczalnie z warsztatu Wita Stwosza -- mar­twi statyści pierwszego teatru dawnej Polski.

W porównaniu z dramatem liturgicznym, którego trwałość i rozpowszechnienie podtrzymywał autorytet instytucji, na zie­miach polskich nikle przejawiły się wtedy dwa inne gatunki: mi­sterium oraz moralitet.

Misterium, twór Xll-wieczncj religijności francuskiej, w któ­rego naukową nazwę zlały się greckie mysterion ('tajemnica') i łacińskie ministerium ('urząd1), a które rozmaicie tytułowano w krajach ówczesnej Europy, było gatunkiem prezentującym grą i mową postaci oraz specjalną inscenizacją biblijne, apokryficzne i hagiograficzne epizody przewodniego wątku dziejów: bytowa­nia człowieka między Bogiem a przeciwnikami Boga. Skalę dok­trynalną o spójnie fabularnej zawartości, a jednocześnie budowę misterium jako szeregu aktów unaoczniała typowa dlań scena: konstrukcja symultaniczna odkrywająca widzom od razu wszystkie miejsca akcji, wskazywane osobnymi maiisjonami (łac. mansio 'dom1), których granicznym przeciwieństwem był Raj i Piekło. Z biegiem stuleci rozwinęło się ono w potężny zespół utworów o kilku odmianach, niekiedy olbrzymich rozmiarów, tak iż role wymagały nawet setek recytatorów, przedstawienia - wielu dni, a inscenizacja - pomocy rzesz rzemieślników róż­nych cechów. Toteż misteria pozostawały sztuką ludnych spo­łeczności miejskich. Właśnie liczba wykonawców i scena, obok tego zaś pozakanoniczne treści dialogu, wśród nich realistyczne


108

Dramat i teatr

Moralilct. Widowiska świeckie

109



0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
przejątki z dookolnego obyczaju, następnie język(i) gatunku — z czasem prawie wyłącznie wernakularny ■ „wyprowadziły" misteria poza świątynie. Nadrzędna idea i tematyka były religij­ne, całość imprezy teatralnej — dziełem rąk świeckich,

W średniowiecznej Polsce misterium niemal nie zostawiło śla­du. Peregrynaci mogli je podziwiać za granicą; np, poselstwo so­borowe zapewne oglądało je w roku 1417 w Konstancji, kiedy duchowni angielscy wystawili przed cesarzem Zygmuntem sztu­kę o Bożym Narodzeniu; innym było dostępne już w Słowacji, Czechach i w Niemczech. Na przyległym Śląsku w XIV i XV w. po znaczniejszych miastach grywano łacińskie i niemieckoję­zyczne misteria wielkotygodniowe, pasyjne (wielkopiątkowe) i rezurekcyjne. Czy docierały one do niemieckiego pochodzenia skupisk mieszczańskich w głębi Polski, nie wiadomo. Być może prawdę przesłania brak świadectw. Zapiska w księgach przysto-łecznego Kazimierza, że w 1377 r. rajcy miejscy uiścili 6 groszy srebrem za „ludus paschalis", dowodzi wystawienia „gry wiel­kanocnej" przez wykonawców świeckich, a zatem, iż był nią nie dramat liturgiczny, lecz misterium rezurekcyjne o nieznanym dziś tekście (przypuszczalnie pospołu łacińskim i polskim). Nie wiadomo również, czy miały swe zaczątki w epoce poprzedniej misteria polskie, o jakich słychać u zarania epoki następnej, mianowicie krakowskie dialogi dominikańskie: o ścięciu Jana Chrzciciela z roku 1518 oraz wielki cykl pasyjny o 108 scenach z udziałem 60 (w tym alegorycznych) postaci, datowany na rok 1533 i zdradzający niejakie pokrewieństwa z Rozmyślaniami do­minikańskimi.

Moralitet, dramat o nazwie, która wiąże się z łacińską „mora-litas", czemu w staropolszczyźnie odpowiadałaby 'obyczajność', a która pierwotnie odnosiła się do poezyj o tematyce etycznej, zbudowano dla przedstawienia istoty ludzkiej wobec wyboru i skutków zbawiennego lub zgubnego postępowania, zwłaszcza w sytuacjach krańcowych, bo przedśmiertnych. Zwykle schema­tyczny, a dzięki temu przejrzysty w intencjach i budowie, dawał dydaktyczną wykładnie paru przewodnich idei swoich czasów tudzież paru prawd o cielesnej i duchowej naturze człowieka, przede wszystkim o psychologii decyzji, kiedy ich powzięcie z jednej strony utrudnia rygoryzm cnoty, z drugiej ułatwia fałsz wartości pozornych, które zawodzą w momentach ostatecznych. Człowiek okazywał się według moralitetu celem zabiegów uper-

sonifikowanych mocy dobra i zła, tak zewnętrznych, jak tkwią­cych w nim samym, które wpływają na jego życie, a zatem na jego przyszłość pozagrobową. Uosobienie pojęć w boju cnót z grzechami przemożnie narzucił wyobraźni epoki łaciński poemat Aureliusa Prudentiusa Clemensa Psychomachid (400-403): tutaj znalazło ono wyjątkowo wyraziste zastosowanie, łącznie - - w niektórych utworach — z motywem psychomachii: 'walki o du­szę' bohatera. We wszystkich (kilku) swych odmianach morali­tet używał sugestywnych uogólnień: z jego bohaterem mógł utożsamiać się każdy.

Gatunek ów kształtował się powoli na Zachodzie, najwcześ­niej w XII-wiecznej Anglii, osiągając w XIV-XV stuleciu znaczne liczby i pojemność. Dwie „klasyczne" jego wersje wyło­nią się dopiero w końcowych chwilach epoki: niderlandzki Elc-kerłyc (druk. 1495) i angielski Everyman (druk. 1509), po nich zaś przybierze nowa fala naśladownictw i zapożyczeń, która wtedy ogarnie również Polskę. Jedyną, urywkową zbieżność na­szej literatury średniowiecznej z poetyką moralitetu dostrzegać można we wrocławskiej dialogowanej redakcji Skargi umierają­cego.

Wieści o artystycznym słowie w świeckich widowiskach bądź im podobnych obchodach lub rozrywkach są rzadkie i szczupłe. Widowiska takie istniały; ich ślad to akty potępień i przygan: uchwały synodów XIV-XV w., opinie mistrzów Akademii, nie­kiedy zarządzenia władz miejskich przeciw niegodziwości zabaw w wykonaniu aktorów wędrownych lub miejscowych. Aktorów tych zwano z łacińska i romańska „histrionami", „jokulatora-mi", „rybałtami" i „goliardami", z niemiecka „kuglarzami" i „szpylmanami", po polsku „igreami" ('wiesiołkami1), „wiłami" i „chwistami" ('błaznami') — a za każdym określeniem stała pewna odrębność ich profesji. Niektórym z ich błahych, a nawet wulgarnych popisów towarzyszyły teksty literackie. Niewątpli­wie mieli je w swoim repertuarze „rimarii", nazwani tak w do­kumencie Kazimierza Wielkiego z 1336 r. — 'rymujący słowo', czyli śpiewający pieśni i recytujący wiersze przy wtórze instru­mentu po dworach albo domach patrycjalnych, na co dzień chy­ba zwykli rzemieślnicy. Zapewne oni to również „na teatrach publicznych" opiewali słynne wydarzenia dziejowe, co słyszał i zanotował Jan Długosz. Wybitniejsi „śpiewacy" i „aktorzy" z Polski, w tym nadworni, od schyłku XIV stulecia (1389) wędro-



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
tadeusz witczak sredniowiecze 2
Tadeusz Witczak Ĺšredniowiecze
Binek Tadeusz 02 Sredniowiecze
Tadeusz Witczak
Tadeusz Witczak opracowanie
Manteuffel Tadeusz Historia powszechna, Średniowiecze
TEDEUSZ WITCZAK literatura średniowiecza1
prezentacja rola słońca w panu tadeuszu
wieki średnie
Wyklad 4 srednia dorosloscid 8898 ppt
rozwojowka slajdy, Wyklad 5 Srednia doroslosc teoria czasowa
sredni wiek pps
rozwojowka slajdy, Wyklad 3 srednia doroslosc
Mój region w średniowieczu
Średniowiecze prezentacja
HMG Wyklad 2 Sredniowiecze
Piśmiennictwo w średniowieczu

więcej podobnych podstron