Tadeusz Witczak
U.300
W cyklu
DZIEJE LITERATURY POLSKIEJ pod redakcją Jerzego Ziomka
ukazały się
ALINA WITKOWSKA
Literatura romantyzmu Warszawa 1986,21987,31989
HENRYK MARK1EWICZ
Literatura pozytywizmu
Warszawa 1986,21989
JERZY ZIOMEK
Literatura Odrodzenia
Warszawa 1987, =1989 CZF.Sl.AW HERNAS
Literatura baroku
Warszawa 1987,21989 MIECZYSŁAW KLIMOWICZ
Literatura Oświecenia Warszawa 1988,21990
w druku JERZY KWIATKOWSKI
Literatura Dwudziestolecia
Literatura
Sredn iowiecza
ISBN 83-01-09688-8
1
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Literatura Średniowiecza
i
Instytut Badań Literackich Polskiej Akademi Nauk
Tadeusz Witczak
DZIEJE LITERATURY POLSKIEJ
Synteza uniwersytecka pod redakcją Jerzego Ziomka
^ Literatura
Średniowiecza
Warszawa 1990
Okładkę i strony tytułowe projektował Marek Zalęjski
Noty biograficzne
i Wskazówki bibliograficzne opracował Tadeusz Witczak
Indeks opracowała Zofia Lewinówna
Recenzent tomu Brygida Kiirbis
Redaktor techniczny Anna Grzegórówśka
Korektorki
Małgorzata Markiewicz Ewa Dąbrowska
© Copyrigłil
by Państwowe Wydowniciwo Naukowe Warszawa 1990
ISBN 83-01-09688-8
Wprowadzenie w epokę
Średniowiecze jest polskim odpowiednikiem łacińskiej nazwy inedius aevus 'średni wiek'. Nazwę tę zrodziło przeświadczenie nauki europejskiej XVII stulecia, że z biegiem dziejów przeminęły już trzy epoki, wśród których — między antykiem a świetnym jego renesansem — legły czasy odmienne swą historią, ideologią i kulturą: wieki średnie.
Od początku owych poglądów zgadzano się ogólnie, iż średniowiecze było epoką długotrwałą. Niejednakowo natomiast (i tak jest dotąd) wytyczano umowne jej narodziny i kres, za daty graniczne przyjmując momenty ważnych dla Europy wydarzeń politycznych, prawno-ustrojowych bądź kulturowych, upatrywane (zależnie od wyboru) w paru stuleciach: dla genezy epoki — od IV do VI, dla jej zaniku - od XV do XVI wieku. Znamienna ta niejednomyślność uprzytomnia, że kształtowanie się i schyłek formacji historycznych mają naturę ewolucyjną, a ich istoty nie tworzą i nie unicestwiają pojedyncze fakty. Daty służyć więc powinny tylko ładowi w widzeniu przeszłości. Najpow-szechniej przyjęta daiacja orzeka, iż umowną granicę między starożytnością a średniowieczem oraz średniowieczem a Odrodzeniem wyznaczają upadki wielkich stolic cesarskich: rok 476 — zdobycie Rzymu przez żołnierzy germańskich najemnego wodza Odoakra, i rok 1453 — zdobycie stolicy cesarstwa wschodniego Konstantynopola (Bizancjum) przez Turków.
Jednorodność tak pojemnej epoki jest tylko pozorna. Zwłaszcza we wczesnym jej stadium, kiedy rozpadał się antyk i w stadium schyłkowym, czyli w XIV w., kiedy wyłaniały się zjawiska, które dominować będą w nowej formacji dziejów: w renesansie — różnorodność współczesnych sobie jej składników była uderzająca. Jednak i w głębi epoki istniały okresy o szczególnej odrębności politycznej i kulturowej. Otrzymują one w historiografii nazwy, które tę odrębność uwydatniają. Tak mówi się o
Wprowadzenie w epokę
Cesarstwo i papiestwo
„renesansie karolińskim" — wzbudzonym działalnością Karola Wielkiego (768-814) i realizatorów jej inspiracyj, czy o „renesansie romańskim", obejmującym swoistości kultury XII stulecia, Odmiennie również potoczyły się losy ludów zamieszkujących odległe od siebie obszary Europy, zależnie od źródła podniet cywilizacyjnych: łacińskiego Rzymu bądź greckiego Bizancjum, od momentu przyjęcia chrześcijaństwa i od warunków regionalnych. Miano więc średniowiecza odnosi się do tysiąca lat historii naszego kontynentu z świadomym uproszczeniem.
Średniowiecze polskie, pojmowane jako piśmienniczo udokumentowana, trwała obecność naszego państwa i społeczeństwa we wspólnocie dziejowej średniowiecza europejskiego, rozciąga się między drugą połową X a przełomem XV i XVI stulecia. W stosunku do krajów Zachodu było ono czas dłuższy raczej biorcą oraz naśladowcą dóbr kulturotwórczych i ulegało ewolucji spowolnionej. W dziedzinie procesów kulturowych podział średniowiecza polskiego na okresy i ich datacja nie ma ogólnie przyjętego rozwiązania ani przekonywającej jego zasady. Procesy te mieściły się w ogólnej ideologii epoki i w jej systemie ustrojowym monarchii wczesnofeudalnej, rozbicia dzielnicowego, monarchii stanowej, inspirowane zaś i nadzorowane przez instytucje kościelne i państwowe, utrzymywały znaczną trwałość swoich cech. Między końcem X a końcem XV w. przeszły one u nas -- jak się zdaje -- jedno tylko stadium przeobrażeń i odkrywczych nasileń. Przypadło ono na kilka dziesięcioleci renowacji Królestwa Polskiego na przełomie XIII i XIV w. i jej ugruntowania wszechstronną działalnością państwolwórczą ostatniego z Piastów. (Taką rozciągliwą cezurę wprowadzono w niniejszym ujęciu.)
W sytuacji, którą symbolizuje chrzest księcia Polan Mieszka (966) rodzimy układ społeczny zetknął się z uformowanym niemal zupełnie, bo w XI w. dochodzącym pełni rozwoju, ustrojem feudalnym, o hierarchicznej zależności między jednostkami i stanami: od poddanych, poprzez wasalów różnych względem siebie stopni zwierzchnictwa (senioratu), do najwyższego suwerena. Łączył się on z prawem użytkowania nadanych dóbr ziemskich oraz obowiązkiem usług wasala dla seniora, ze służbą wojenną na czele; ustrój ten wypracował swą ideologię i rytuał zewnętrzny. Ideał rycerza wyrażał się w świetności rodu, tężyźnie fizycznej, bezwzględnej wrażliwości na dobrą sławę i godność osobistą wartości zaklęte w pojęciu honoru; wymagał biegłości w
sztuce władania orężem, służby dla wiary chrześcijańskiej oraz lojalności wobec suwerena i własnego słowa. Zwyczajowy kodeks rycerski należał w tej epoce do ważnych regulatorów postępowania i wychował cały zastęp postaci osnutych wspaniałą legendą. Podobne zasady nadrzędności i podległości zakrzepły w strukturze Kościoła. Świecki ustrój polityczno-społeczny i zbiorowość religijna, współtworzone wówczas zazwyczaj przez tych samych ludzi, pozostaną przez wieki średnie bliźniaczym obliczem tej samej rzeczywistości.
Najwyższymi i najbardziej autorytatywnymi instytucjami epoki były w omawianym okresie cesarstwo i papieslwo. Obie reprezentowały idee zarówno identyczne, jak odmienne, a nawet przeciwstawne. Taż sama była idea uniwersalizmu: wspólnoty wszystkich państw i nacji pod jednym zwierzchnictwem. Cesarstwo nawiązujące majestatem do tradycji imperium rzymskiego (formuła renovatio imperii), a stąd zwące się „rzymskim", choć dynastycznie osadzone w Niemczech (Saksonii), uzurpowało sobie nadrzędność wobec krajów, które leżały w zasięgu jego polityki i miecza -- i prymat cesarza przed władcami niższego dostojeństwa formalnie respektowano. Dla papiestwa uniwersalizm oznacza! wyłączność wiary chrześcijańskiej tudzież zwierzchność głowy Kościoła nie tylko w sprawach ducha, lecz także szczególnie w stuleciach XII - XIII - w rzeczach tego świata, ponieważ było sakralnym źródłem wszelkiej władzy, jej atrybucji i praw. Stosunki między obiema potęgami układały się zmiennie. Rywalizacja o przewagę wstrząsnęła chrześcijaństwem zachodnim najsilniej w wieku Xl, kiedy głębokie reformy Kościoła, których wybitnym rzecznikiem stał się Grzegorz VII, skutecznie zmierzały do władzy absolutnej papieży. Zwykłym stanem pozostawała współzależność sił wzajemnie sobie potrzebnych. Zasadnicza jednak dziedzina wiary i jej pochodnych, jakie ostatecznie zawładnęły ludźmi, ich światopoglądem i obyczajami kojarzyła się nierozerwalnie z następcą Apostołów, choćby jego los osobisty, jak w dobie tzw. niewoli awiniońskiej (XIV w.), i osobiste skazy uwłaczały nadprzyrodzonej jego misji.
Wejście plemion lechickich w orbitę chrystianizmu przypadło na moment, gdy Kościół miał właśnie za sobą wszczęcie ruchu Kinowy ideału monastycznego (mniszego -- pojmującego życie zakonne jako bytowanie we wspólnotach klasztornych pod dyscypliną reguły), mianowicie surową reformę benedyktyńską z ogniskiem w burgundzkim Cluny, a przed sobą m. in.: powsta-
Wprowadzenie w epokę
Wiara i sztuka
nie nowych, rychło bardzo wpływowych zakonów tak mniszych - kamedułów (X, XI w.), kartuzów i cystersów (XI w.), jak żebraczych - - franciszkanów i dominikanów (XIII w.), działających głównie poza klasztorami, pośród ludu; wielką schiznię roku 1054, czyli rozpad chrześcijaństwa na zachodnie — rzymskie oraz wschodnie z centrum w Konstantynopolu; przywództwo ogromnego zrywu krucjat (od r. 1095); zmagania ze złem wewnętrznym własnej instytucji i zwalczającymi je sektami (XI - XIV w.)5 a potem z wiklefizmem i husytyzmem; schizmę zachodnią na przełomie XIV i XV stulecia i ostry kryzys papiestwa, zaostrzony tezami koncyliaryzmu (doktryny wyższości soboru nad papieżem) pod koniec epoki. Miał też przed sobą wspaniałe dzieło, jakim okażą się uniwersytety, i znakomity dorobek pokroju, na ów czas, naukowego.
W tej bowiem fazie średniowiecza, w której wyłania się Polska, uformowały się na Zachodzie ważkie systemy teologiczne i filozoficzne. Tkwiły one bez reszty wewnątrz doktryny Kościoła. Ich osią pozostawał teocentryzm — skupianie wszelkich zagadnień, norm i wartości wokół idei Boga. Całości pojęć i wyobrażeń nadano porządek gradualistyczny: wielostopniowy, postępujący od rzeczy przyziemnych i zmysłowych ku sprawom nadrzędnym — duchowym i boskim. Poglądy filozoficzne budowane na fundamencie religii objawionej były wobec niej służebne, co podkreślała słynna formuła „philosophia ancilla theologiae" ('filozofia jest służebnicą teologii'), chociaż istniały dziedziny większej samodzielności poznawczej i swobody intelektu, wśród nich logika, jak również inne metody zbliżania się do prawd nadprzyrodzonych, mianowicie mistyczne. Filozofia, nastawiona na racjonalne systematyzowanie i komentowanie dogmatów wiary a uprawiana w szkołach (łac. schola), stąd zaś zwana później scholastyką, wyznaczała przewodni kierunek oficjalnej myśli naukowej. Szczyt swego wzlotu osiągnęła w stuleciu XIII. Jej for-malistyczne skostnienie i zachowawczość rzuci niebawem — u humanistów — cień na ogólny sąd o epoce. Zanim scholastyki zastygnie wyjałowiona, wyćwiczy całe pokolenia w precyzyjn; rozumowaniu o najsubtelniejszych kwestiach, jakie dostrze, wtedy człowiek, i w niebywałej sztuce pamięci.
Zarówno w najświetniejszych koncepcjach uczonych, jak urobionych przeświadczeniach prostaczków, cały byt miał dw jaką naturę; materialną i duchową, przyrodzoną i nadprzyr
dzoną, ściśle z sobą spojone: w tym, co postrzega I ne, taiły się treści nadzmysłowe. Potęga wiary i wyobraźni czyniła cudy. Średniowieczne widzenie świata przeobrażało rzeczywistość w alegorię dobra którego najwyższym dawcą był Bóg, i zła, którego sprawcą był wszędzie czynny i obecny szatan. Wykładnie jej dowodziły grzechu i nikczcmności, a co najmniej pod-rzędności wszystkiego, co cielesne. Rezultatem takich poglądów były rozmaite praktyki ascetyczne, oficjalna pogarda złudnych wartości doczesnych, a zarazem cześć dla ludzi, którzy zasługą męczeńskiej krwi albo ofiarnego życia dostąpili uznanej przez Kościół świętości. Kult relikwii i ufność w moc pokutnych wędrówek powodowała olbrzymi ruch pielgrzymi, zwłaszcza w okresach uzasadnionych (przez głód, zarazy, wojny) lub wyimaginowanych zagrożeń milenarystycznych (końca świata przy okrągłych datach ■ zwłaszcza roku tysięcznym). Na świadomości ludzkiej jednostki i zbiorowości ciążyły wizje eschatologiczne (spraw ostatecznych), zniewalające niekiedy do nadzwyczajnych przedsięwzięć w imię Boga, Kościoła i zbawienia. Tak działo się np. w dobie wypraw krzyżowych czy trwającego przez kilka pokoleń wznoszenia ogromnych świątyń. Życie codzienne wieków średnich upływało przeważnie w przyziemnym trudzie - ale raz po raz rozżarzało się płomiennym heroizmem wielkich czynów dla wiary, duszy i dobrej sławy, aż do samozniszczenia i przerażających dziś tragedii.
Pod znakiem takich treści rozwijała się ówczesna sztuka i literatura.
Kiedy Polskę nawiedzały pierwsze misje, rozszerzać się począł nowy styl monumentalny, który przez XI i XII stulecie ogarną! wszystkie kraje chrześcijaństwa zachodniego. Styl zwany romańskim, o hierarchicznie uporządkowanych członach, bryłach i kolumnadach budowli kościelnych oraz bogatej symbolice planu i wyposażenia plastycznego, wyrażał idee analogiczne do tych, które mieściły się w doktrynach religijno-społecznych. Już jednak w budowlach XII-wiecznej Francji zrodziła się kolejna forma architektoniczna, styl wielkich katedr - gotyk, w którym materia jeszcze wyraziściej poddana została idei. Ukierunkowany wzwyż, strzelisty i ostrołukowy, o zwielokrotnionej dekoracyjności stron zewnętrznych, obrastających rzeźbą i płaskorzeź-4, indywidualizowaną z naturalnym realizmem, a komponowa-
często w cykle o funkcji dydaktycznej, gotyk z macierzystej
10
Wprowadzenie w epokę
Francji podbił rozległe obszary Europy? przybierając na nich różnicujące go rysy lokalne. W Polsce estetyka gotyku weszła na długo do upodobań i tradycji kultury ludowej.
Uniwersalizmowi ideologii chrześcijaństwa sprzyjała wreszcie wspólnota języka liturgii, teologii, nauk i administracji. Językiem tym była na Zachodzie łacina — czynna spuścizna po imperium rzymskim; czynna, a nie wszędzie etniczna, przeto podległa zmianom. W Italii i na terytoriach, gdzie ongiś była mową załóg i kolonistów rzymskich, przez wieki żywa, po trosze stapiająca się z narzeczami miejscowymi, pod koniec pierwszego tysiąclecia nowej ery wydała z siebie języki zwane dziś romańskimi, lecz ostała się jako ponadnarodowy język Kościoła i wszystkich jego instytucji. W niektórych szczegółach gramatyki zarzucono reguły antyczne, bez oporu mnożono neologizmy; konieczne, by wyrazić nowe treści, i nie przestrzegano wszystkich zasad klasycznej pisowni, lecz mimo to — albo raczej dzięki temu — łacina wieków średnich sprostała najtrudniejszym tematom, jakie wymagały wypowiedzenia, nie ustępując miejsca językom wernakularnym (rodzimym).
Razem z tą mową chrześcijaństwo przyniosło do Polski łaciński alfabet i środki techniczne do sporządzania oraz rozprowadzania tekstów, od dawna wypróbowane gdzie indziej. Obok kodeksów, które zabrały ze sobą i otrzymywały tutaj najstarsze misje, zakonne obsady klasztorów oraz kapituły, musiało przybywać manuskryptów produkowanych w miejscowych skrypto-riach kościelnych i kancelariach władców. Ich twórcami pozostawali wyłącznie duchowni. Na ukośnych, wysokich pulpitach z tkwiącymi w nich rogami bydlęcymi na inkaust ciemny i czerwony, pióra gęsie i łabędzie do pisania na pergaminie (długi czas przywoźnym, pospolicie ze skóry cielęcej, łamanym w prostokątne składki) czy — znacznie później: od XIV w. — na papierze, a także rylce do roboczych notat kancelaryjnych, sądowych i szkolnych na tabliczce woskowej, sporadycznie zaś również dłuta w warsztatach kamieniarskich, wykonywały, jak wszędzie, zwykłą robotę. Pismem pierwszego okresu była uformowana w VIII-IX w. minuskuła i majuskula karolińska, o klarownym i dość prostym dukcie wiedzionym poprzez schemat 4 linii. W XII stuleciu zaznaczyły się u nas wczesne wpływy duktu zwanego gotyckim, o ostro załamanych konturach i kontrastowej miąższości kresek — wydajniejszego niż poprzednie, z nasiloną brachygrafią (skrótowością zapisu wyrazów), w odmia
II
Piśmiennictwo a literatura
nach zawisłych od środowiska i przeznaczenia: kaligraficznej (kodeksowej) bądź kursywnej (w pracach kancelaryjnych). Pismo gotyckie panowało do kresu epoki, utrwaliło znane dziś zabytki naszej literatury i narzuciło krój czcionkom wczesnych druków.
Zespół wytworów takich pracowni oraz dzieł pojedynczych autorów złoży) się na polskie piśmiennictwo średniowieczne. Polskie — to znaczy w Polsce powstałe i dotyczące jej spraw bądź wwiezione tu, aby im służyć, bez względu na język, jakiego w nim użyto: łaciński bądź tuziemczy. Piśmiennictwo — to znaczy ogół tego, co napisane. O wszystkim wszakże mówić nie sposób. Wybór zaś omówionych faktów jest pochodną m. in. ich „metryki". Im starsze są dowolne składniki piśmiennictwa, tym obojęlniejsza staje się dla jego historyków ich treść: najprostsze zdanie może być relikwią narodowej kultury. Im zaś młodsze i już nierzadkie -- tym surowiej działać musi przesiew zabytków na korzyść tych, które ongiś świadomie wyposażono estetycznie, np. w rozwiniętą narrację, wyszukany styl albo tę regularność budowy, co odgranicza wiersz od prozy.
Piśmiennictwo bywało także literaturą pojmowaną jako sztuka słowa, ale nie stanowiło jej synonimu. Nie stanowiło tym bardziej, iż sztukę słowa podtrzymywano także poza piśmiennictwem, a to w folklorze. Jednakże wieki średnie również w piśmiennictwie z upodobaniem stosowały środki wyrazu artystycznego do materii na pozór bądź rzeczywiście pozaartystycznej: dokumenty redagowano niekiedy prozą rytmiczną i rymowaną, kroniki -- w Polsce — swobodnie kojarzyły prozę i wiersz, którym ujmowano też rozmaite treści po to, aby ułatwić ich zapamiętywanie. Działo się tak w czasach fenomenalnej mnemolech-mki (sztuki zapamiętywania), nabywanej w szkołach lub ćwiczonej w praktyce życia -- i można rzec, iż w większej niż kiedy-olwiek mierze sztuka słowa istniała poza swymi utrwaleniami graficznymi, mianowicie w chłonnej świadomości społeczeństwa Większość rycerstwa, plebsu grodowego i cały lud wiejski przez suiiecia pozostawało analfabetami. Toteż słuch i pamięć sprzymierzały się w tej epoce jak w żadnej, aby z miejsca na miejsce i tv i h na pokolenic Przenosić przynajmniej niektóre tema-unr-.!, U;)'CCm' udoslCPn'ane rozrzuconym po kraju wysepkom insS.piSmienmctwa Prara współczynne z nimi, ideologicznie i instytucjonalnie, niepisane środki komunikacji.
12
Wprowadzenie W epokę
Dla ówczesnych wytworów piśmienniczych, które istniały zazwyczaj w nielicznych egzemplarzach, historia raz po raz okazywała się bezlitosna. Niektórych pozbawiły nasz kraj najazdy obce i zaburzenia wewnętrzne. Jakąś ich część strawiły częste wtedy pożary obracające w perzynę grody, klasztory, a nawet • według źródeł z epoki - cale miasta. Inną część skazało na zatratę zużycie, a zatem nieczytelność, czasem i wykonanie kopii mogło być wyrokiem zniszczenia pierwotnego, nazbyt starego, tekstu; jeszcze inną -- nieaktualność treści lub jej opracowanie, Rzeczy ocalone muszą przeto mówić również za przepadłe.
Rozdział pierwszy
Twórczość ustna
loczątki dziejów piśmiennictwa w Polsce przypadły na drugą połowę X w., kiedy kolejny władca kraju rozciągającego się na ziemiach dorzecza Warty i Odry -- Mieszko, przyjął chrzest (966) wprowadzając swe państwo w obręb chrześcijańskiej ideologii, polityki i kultury zachodniej Europy.
Już uprzednio, bo przypuszczalnie od VI stulecia ziemie, które złożą się na historyczną Polskę, nie były kulturową pustynią. Ich obraz, to wielkie bory ■ ■ poprzedzielane połaciami łąk i mokradeł, lecz także wypalonymi lub ornymi polami upraw, a gdzieniegdzie również stanowiskami dymarek do wytopu żelaza; pocięte siecią nie tylko swobodnych wód, lecz także przesiek przez lasy na szlakach między grodami, które wznosili biegli budowniczowie, a gdzie rozkwitało rzemiosło. Niemniej jest prawdą, iż ziemie te, rzadko pokryte zwartym zasiedleniem, wiodły byt głównie rolniczy, poddany naturalnemu rytmowi życia przyrody. Z niej wywodziły się nie wyłącznie dobra materialne, ale również składniki rozwiniętego światopoglądu i kultury duchowej mieszkańców. Obrót jasności dnia i mroki nocy oraz rytm pór roku narzucał zarówno tok powszednich zajęć rolniczych, rybackich czy łowieckich, jak kolejność i treść świąt oraz obrzędów religijnych. Rośliny i zwierzęta, kamienie i wody kryły w sobie utajone moce magiczne. Pogańskie wierzenia dawnych plemion były, jak w ogóle u Słowian, henoteistyczne (tj. uznające wyższość jednego boga nad innymi bóstwami), a każdemu z bóstw przyznawano odrębne przeznaczenie, atrybuty i związek z przyrodą, co określało różne też czynności kultowe — ofiarne, wróżebne, magiczne, dziękczynne. Zdaje się przy tym, iż na wschód od Odry rytuał pogański był prosty i bezkrwawy, a żer-cowie (kapłani) przynajmniej już w X w. nie stanowili nazbyt
14
T\vórczość ustna
Podania rodowe i plemieniu*
15
wpływowego klanu, w każdym zaś razie ustępowali znaczeniem świeckim zwierzchnikom wspólnot. Mimo to ośrodki najżywszych kultów, jak Gniezno u Polan, Sobótka u Ślężan, Łysieć u Lędzian (?), skutecznie przyczyniały się do wspólnoty plemion i prawideł życia.
Do prawideł tych należała m.in. cześć dla tradycji, obowiązek gościnności oraz przemożny szacunek wobec więzi rodowo-ro-dzinnej i sąsiedzkiej, a w niej — wobec porządku patriarchalne-go. Obieg i przenikanie się tych poglądów i wartości ułatwiało bliskie pokrewieństwo językowe tzw. lechickiej grupy słowiańskiej, która obejmowała ludy między pobrzeżami Wisły i Łaby a południowym Bałtykiem i Karpatami. Z niej właśnie z biegiem X w. wyłoniło się państwo Mieszka i jego syna Bolesława, które wokół dziedzicznej ich ziemi z grodami Gnieznem, Poznaniem, Kruszwicą i Kaliszem ogarnęło krainy Mazowszan z Płockiem, Lędzian (?) z Sandomierzem, Wiśłan z Krakowem, Opolan z Opolem, Ślężan z Wrocławiem oraz wschodnie Pomorze, nie licząc obszarów pomniejszych i traconych na rzecz ludów ościennych. Na przełomie X i XI w. całe owo państwo zaczęto zwać krajem Polan ('oraczy pól') — Polską.
Od świata kultury chrześcijańskiej, spadkobiercy części dorobku antyku greckiego i rzymskiego - - lecz często zbyt bezwzględnego tępiciela słabszych a opornych kultur pogańskich -od Zachodu długo odgradzały przodków Polan liczne plemiona nadłabskie. Można jednak przypuszczać, że wieści o chrześcijaństwie dotarły między Wartę a Noteć wcale rychło, a to od południa. Niemal do końca bowiem wieku X w szczególny sposób toczyły się dzieje Wiślan, żyjących nad górną Wisłą, Dunajcem i Wisłoka. Nie ulega wątpliwości, że około połowy IX stulecia istniała tam ludna organizacja plemienna pod władzą „bardzo silnego księcia", który — pokonany w roku 875 przez państwo wielkomorawskie, gdzie krzewiło się chrześcijaństwo obrządku rzymskiego, lecz ze słowiańskim językiem liturgii — zmuszony został do przyjęcia chrztu; po czym ziemie Wiślan popadły na długo w zależność bądź przynależność do Wielkich Moraw, a następnie do Czech. Ślady istnienia chrześcijaństwa w Polsce południowej na przełomie IX i X w. są zatarte, lecz w X w. mogła czynna być tam liturgia słowiańska, choćby dla załogi czeskiej na Wawelu, a później obok słowiańskiej ■ łacińska. Czy zajmowano się wtedy na miejscu jakowymś piśmiennictwem, nie wiadomo. Z pobliża więc ojcowizny Mieszka Nowe,
choćby zaledwie jako zniekształcone pogłoski mogło się przesączać powoli do świadomości starszych pokoleń. Jeszcze pewniej działo się tak za sprawą bezpośrednich zetknięć, bo zmagań, m.in. o Śląsk, naszych Polan z Czechami, których chrystianizacja odbyła się paroma nawrotami w IX w.
U progu historii ustrój, kultura i orientacja polityczna Polan, kierowanych przez jednostki o ogromnym talencie przywódczym, była zdolna bez większych wstrząsów przejść na wyższy stopień feudalnej organizacji społecznej i zarazem przyswoić sobie o wiele bardziej złożoną doktrynę religijną. Również pierwsze zabytki przywoźnego piśmiennictwa kościelnego, pierwsze u nas, zrazu ręką cudzoziemską kładzione zdania łacińskiej korespondencji, dokumentów i notat dzicjopisarskich, pierwsze w języku „słowiańskim", tuziemczym albo czeskim zbudowane najprostsze formuły katechetyczne na użytek misji chrystianizacyj-nej nie zastały tu próżni, jeśli przyjąć, że Polanie uprawiali nie tylko rolę, lecz także — jak większość szczepowych pobratymców — rodzimą odmianę sztuki żywego słowa: ustną „literaturę" ludową — folklor.
W głęboką, niepoznawalną dziś przeszłość sięgały podania rodowe i plemienne snute wokół losów i dokonań zbiorowości oraz wybitnych jednostek. Najżywotniejsze musiały być tematy z wydarzeń niecodziennych: wędrówek osiedleńczych albo pąci do dalekich ośrodków kultowych, obcych najazdów i własnych wypraw wojennych, a także łowieckich, ważnych wieców, odwiedzin kupców cudzoziemskich... Istniał więc zapewne — jak u wszystkich, nawet prymitywnych, ludów całego świata — rodzaj epiki, wszczepiającej w świadomość kolejnych pokoleń dzieje i czyny przodków. Istniała też u Słowian zachodnich swoista instytucja, która je przechowywała i przekazywała. Byli nią starcy plemienni, ludzie wyjątkowej na ów czas pamięci i długowieczności (życie ludzkie w X w. średnio przekraczało tylko dwa dziesiątki lat). Na opowieści sędziwych starców powoła się u nas Anonim Gali, a nieco później niemiecki kronikarz Helmold, według którego „starsi Słowian [połabskich] dzierżą w pamięci całe dzieje barbarzyńców". (Informacje starców jako miarodajne służyć będą również w przewodach prawnych.) Przekazywana ustnie, przesiewana upływem czasu, treść takich podań, zrazu naturalna i rzeczowa, powoli przybierała znamiona klechdy lub zgoła baśni. Samo ich trwanie było uporczywsze tam, gdzie „prawdę" słowa potwierdzały miejsca i przedmioty: kopce, po-
16
Twórczość ustna
bojowiska, kurhany bądź rodowy oręż praszczura. Czy owi treści epickie przyoblekały kształty inne niż prozaiczne, w miarę wierne, zdanie sprawy — np. formę uroczystej, zrytmizowanej recytacji modulującej brzmienie słowa — nie wiadomo.
Niemal wszystkie płody tej lechickiej „epiki" przepadły, gdy stały się społecznie nieaktualne, być może nawet tępione w nowych warunkach historycznych. Tylko echa najistotniejszych, przełomowych wydarzeń przebiły się do chwili, kiedy zechcieli je podchwycić XII-wieczni kronikarze, a mianowicie za tradycją dworską pogłosy wywalczenia władzy przez protoplastę dynastii, która potem posiadła księstwo; oraz podania ajtiologiczne o założeniu i epizodach prahistorii Krakowa: czynach Kraka („Grakcha") — rzekomego eponima grodu, smoku wawelskim i o Wandzie. Te pierwsze, otwarte opowieścią o Piaście i Popielu, a dopełnione imionami potomków Piasta za wiarygodną tradycją dynastyczną zamieścił na czele swego dzieła Anonim Gali, Drugie, w nowej ideowo i erudycyjnie obróbce, szeroko rozprowadzi mistrz Wincenty Kadłubek (który uwzględni też legendę o Popielu i Piaście), lecz osadzi je wyraźnie w Krakowie. Obydwie wersje, zwłaszcza Kadłubkowa, odzwierciedliły tym sposobem ówczesną rywalizację dwóch regionów: Wielkopolski i Małopolski, o prymat historyczno-polilyczny. Jeszcze później, w tzw. Kromce wielkopolskiej znajdzie się krótka opowieść o powstaniu Gniezna z woli Lecha (wraz z poprawną etymologią nazwy grodu od gniazda), być może szczątek znacznie starszej całości; w XIV-wiecznej zaś redakcji tejże kroniki przytoczono klechdę o braciach: Lechu, Czechu i Rusie jako praojcach trzech plemion słowiańskich.
Czasy historyczne przysporzyły wyobraźni zbiorowej i żywej narracji nowych tematów. Na pewno krążyły ongiś z ust do ust wspominki o porażającym stary świat obalaniu dawnych bogów; o królu Chrobrym i jego panowaniu — w tym o zjeździe roku tysięcznego w Gnieźnie, dokąd przybył cesarz i ściągnęły zastępy wojów z ziem całego księstwa; o szczodrym a gwałtownym prawnuku Chrobrego... Jaki kształt przyoblekały takie relacje, nie wiadomo. Wielki znawca przeszłości, Jan Długosz, który wzmiankuje o „pochwalnych pieśniach", jakimi witan powrót Kazimierza Mieszkowica (Odnowiciela), zaświadcza t że z niektórych wydarzeń dziejowych rodziły się pieśni wykon wane jeszcze za jego dni wobec rzesz słuchaczy („in theat publicis" — 'na widowiskach publicznych'). Wykonawcami b
17
Pieśni. Przysłowia
wali przeto wówczas niezawodnie piewcy z profesji, biegli też w akompaniamencie muzycznym, w rodzaju tych, których dokument z roku 1336 określa mianem rimarii (rymarze, tj. układa-cze rymów). Tak, wedle Długosza, w niejednej pieśni sławiono ciężkie od łupów zwycięstwo polskie pod Zawichostem (1205); przypuszczalnie splot toku epickiego z cechami dramatu i liryki lamentu stworzył ludową pieśń o Ludgardzie, nieszczęsnej żonie Przemyśla II, jakoby uduszonej w podziemiach zamku poznańskiego (1283), którą słyszał tenże kronikarz jeszcze za swoich dni.
Regularniej i powszedniej z dawien dawna utrzymywały się drobniejsze twory słowa, przede wszystkim pieśni obrzędowe: weselne, żałobne, wiosenne, sobótkowe, żniwne i kolędowe (noworoczne), z których XV-wjeczne zapisy zachowały ledwo pojedyncze starodawne słowa i okruchy przyśpiewek, a dopiero późniejsze - ■ przepiękne fragmenty. Czasów historycznych doszły także pieśni biesiadne, nucone z oklaskami. Do przyczyn ich zaniku należała więź z wierzeniami pogańskimi, które musiały sczcznąć, gdy zatryumfowało chrześcijaństwo. Zapewne powstawały też pojedynczo pieśni przygodne, treści dramatycznej (balladowe). Strukturę wszystkich owych utworów można tylko odgadywać. Była to poezja nieliczna, o wyrównanym, zwięzłym rozmiarze wersów i zwrotek, czyli o wyrazistej rytmice, natomiast pierwotnie przypuszczalnie bezrymowa.
Na koniec, bez wątpienia czasów pogańskich sięgał jakiś zasób rodzimych przysłów, w których uogólniono potoczne doświadczenia współżycia człowieka z ludźmi i z przyrodą. Najstarsze ich zapisy pochodzą co prawda z początków XV w., ale w XVI nie bez przyczyny opatrywano większość „powieści" (porzekadeł) mianem „starych" i „starodawnych".
■ ■
Pierwsze księgozbiory
19
Rozdział drugi
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
Akt chrztu Mieszka i chyba także pocztu znamienitych jego współplemieńców odbył się w roku 966, przypuszczalnie podczas Wielkanocy, raczej w Polsce niż za granicą. O napływie duchownych cudzoziemców, mianowicie Czechów, zapoczątkowanym przez kapelanów Dąbrówki (965) oraz przybyszów z Lotaryngii i Bawarii świadczy rychłe (968) założenie biskupstwa misyjnego w Poznaniu pod zwierzchnictwem Jordana. Przebieg całej akcji nie jest dokładnie znany. To pewne, że pod ochroną księcia zawładnięto najważniejszymi miejscami kultu pogańskiego, osadzając tam znamiona i głosicieli nowej wiary; a prawdopodobne, że misje poprzestawały na elementarnym pouczaniu neofitów ojej istocie mową „słowiańską" i że zasięg Nowego powiększał się powoli. Przełom przyniósł rok tysięczny, kiedy za przyczyną Chrobrego założono metropolię w Gnieźnie i podległe jej biskupstwa we Wrocławiu, Krakowie i (na razie krótkotrwałe) w Kołobrzegu. W XI w. poddano jej diecezję poznańską, później nowe biskupstwa, w Kruszwicy i inne, tak że w wieku XII było ich dziewięć. Kamienne rotundy i bazyliki budowano przy palatiach (rezydencjach) książęcych, a skromniejsze, drewniane czasem świątynie we wszystkich znaczniejszych grodach.
Jednocześnie mnożyły się napływowe skupiska zakonne, najpierw benedyktyńskie w Trzemesznie, Łęczycy i Wiślicy, a od X] w. w Tyńcu, Mogilnie, Płocku, Lubiniu, na Łyścu, we Włocławku i in.; z odłamu tegoż zakonu zwanego eremitami reguły św. Romualda wywodziła się skromna obsada eremitorium (pustelni) w Międzyrzeczu z pierwszych lat Xl w.; przed połową zaś XII w. napływać począł do Polski nowy zakon benedyktyńskiego rodowodu: cystersi, którzy uzyskali lokacje m.in. w Jędrzejo-
wie, Łeknie, Lubiążu i Lądzie. Wtedy też zjawili się kanonicy regularni -- na Ślęży (polem we Wrocławiu), w Strzelnic, Czer-wińsku i Trzemesznie, a nieco później premonstratensi (norbcr-lanie) w Kościelnej Wsi pod Kaliszem i dalej, m.in. we Wrocławiu i na Zwierzyńcu w Krakowie, oraz tzw. bożogrobcy, najpierw w Miechowie i Gnieźnie. Zasobne gospodarczo dzięki nadaniom książęcym i rycerskim, niekiedy okazałe architekturą i sztuką sakralną opactwa i klasztory tego okresu, mniej, niż mogiy, zdziałały dla kultury umysłowej wiernych, ponieważ spora część mnichów była obcej krwi i języka. Dopiero z XIII wiekiem, mianowicie z przybyciem zakonów tzw. żebraczych, o-krzepnie powoli ich polskość, z błogosławionymi skutkami dla obróbki artystycznej języka narodowego.
Przy końcu XII w. organizacja kościoła w Polsce liczyła podobno do tysiąca parafii. Jej spoistość doznała szeregu prób, najcięższe przyniósł wiek XI: wybuch pogańskiej reakcji ludowej (1034 r.), który spustoszył ośrodki Wielkopolski i może Śląska; inne wynikały z historii Kościoła rzymskiego na Zachodzie. Jakkolwiek jednak podbój religijny społeczeństwa polskiego w ciągu dwóch pierwszych stuleci nie został zakończony, Kościół w Polsce umocnił się i stał się ostoją idei zjednoczenia państwa w dobie rozbicia dzielnicowego XII-XIII stulecia.
Od działalności duchownych zaczęła się historia piśmiennictwa w kraju Mieszka i jego następców. Długi czas piśmiennictwo zaspokajało potrzeby wyłącznie rządców państwa oraz kościelne. Tym ostatnim służył zrazu wwóz gotowych już ksiąg, przede wszystkim liturgicznych i prawniczych, z Niemiec, Czech, Francji i Włoch. Gromadzono je zwłaszcza przy znamienitszych świątyniach (katedrach). Tylko jeden taki księgozbiór znany jest z ówczesnych inwentarzy: w latach 1101 i 1110 spisano zasób manuskryptów katedry krakowskiej. Obok dzieł treści religijnej z Biblią na czele znajdowały się tam teksty poetów antycznych: Stacjusza, Persjusza, Terencjusza i Owidiusza oraz historyka Sallustiusza, podręczniki szkolne i zwody (czyli zespoły) praw. Również inne miejsca szczyciły się cennymi nieraz okazami ksiąg o wspaniałym piśmie, iluminacjach i oprawie, jak tynieckie Sacramentarium bądź Ewangeliarz („Złoty kodeks") pfocki, aczkolwiek najstarszy z ocalałych do dziś zabytków to skromne gnieźnieńskie Capitulare Eva>igeliorum de aimi circulo ('treści Ewangelii na rok kościelny') - rodzaj kalendarza liturgicznego
20
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
Początki dziejopisarstwa
21
z przełomu VII] i IX w., przywiezione tu być może już za Dąbrówki. Większość owych rękopisów przepadła potem w pożarach i rabunkach lub opuściła Polskę.
Po pewnym czasie musiały powstać pierwsze skryptoria ■ pracownie kopistów, a później także tłumaczy, urządzane przy kapitułach i w większych klasztorach, zwłaszcza reguły benedyktyńskiej, gdzie zalecano m.in. zbożny mozół spisywania ksiąg. Teksty przywoźne i sporządzane na miejscu służyły też nauczaniu w szkołach, które z wolna zaczęto organizować przy katedrach. Zadanie ich polegało na kształceniu młodzi przeznaczonej do stanu duchownego w liturgii i w śpiewie kościelnym, a podstawą było nauczanie łaciny dla przyswojenia elementarnych przedmiotów według programu, jaki obowiązywał w chrześcijaństwie zachodnim. Wiadomości o ówczesnych szkołach w Polsce są nikłe. Pierwszą mogła być poznańska, następną gnieźnieńska, poświadczona przy końcu XI w. (lecz może nawet o stulecie starsza), podobnie jak krakowska, o innych mówią źródła dopiero XII-wieczne. Przez szkoły owe przechodzili coraz liczniejsi klerycy tuziemcy; niektórzy z nich, nawet dynastycznego rodu, jak Kazimierz Mieszkowic (Odnowiciel), jego siostra Gertruda czy Zbigniew, syn Włodzisława Hermana, dopełniali nauk za granicą, zwłaszcza w ośrodkach francuskich i niemieckich. W połowie XII w. pojawiają się pierwsi graduaci (posiadacze tytułów naukowych; od łac. gradus -- 'stopień') Polacy po studiach w Paryżu albo Bolonii. Duchowni polskiego pochodzenia, księża i urzędnicy zajęli się też wkrótce samodzielną twórczością piśmienniczą.
Doniosłe zadanie przypadło instytucji, która przez całe epoki wnosić będzie wydatny wkład w rozwój piśmiennictwa w Polsce. Była nią capella czyli kancelaria książęca (królewska), a w niej wyborowy zespół „kapelanów", którzy wykonywali dla władcy wszelkie usługi wymagające użycia pióra. Pełniąc te obowiązki, kapelani-sekretarze nabywali wyjątkowej wiedzy o przeszłych i bieżących sprawach polityki, redagowali akty i listy, czuwali nad losem niezbędnych dokumentów. Zmiennym oparciem kancelarii były naprzód raczej grody Wielkopolski; od Kazimierza Odnowiciela prawdopodobnym miejscem jej pracy stał się Kraków. Na Wawelu też najpewniej założono główne skryptorium i archiwum państwowe. W każdym razie nie przypadkiem właśnie z kancelarii książąt wyłonią się najdawniejsze zabytki naszego dziejopisarstwa.
piśmiennictwo w Polsce X-XIIJ stulecia tworzyło kilka gatunków i zespołów tematycznych, o postaci przeniesionej do nas z Zachodu, a następnie zwykle powielanej przez naśladownictwa. Według kolejności chronologicznej znanych dziś bądź źródłowo poświadczonych zabytków okazały się nimi: historiografia, czyli dziejopisarstwo złożone z roczników i kronik; hagiografia (gr. hagios — 'święty'), czyli żywotopisarstwo świętych; epigrafika (gr. epi - !na\ graphein - 'pisać') to jest literatura inskryp-cyj, czyli napisów umieszczanych na budowlach i przedmiotach, oraz liryka religijna, następnie zaś kaznodziejstwo. Obok zjawisk mnożących się w ciągi i zespoły wystąpiły pozycje odosobnione w swoim charakterze, lecz przecież innym pokrewne, o niepośledniej wartości; obok prozy — struktury wierszowe, niekiedy w lym samym dziele jako jego komponent i ozdoba. Obok górującej liczbą dokumentów i pojemnością zastosowań łaciny zakiełkują pierwociny użycia języka narodowego, a wśród nich znajdą się prawdopodobnie już wtedy dokonane świetne osiągnięcia: w poezji — pieśń Bogurodzica, w prozie — Kazania tzw. świętokrzyskie.
Dziejopisarstwo zachodniej Europy było w X w. od dawna uformowane. Ideologia Kościoła, a także mecenat feudałów świeckich dyktowały tematykę i wykładnię przebiegu zdarzeń. Poszczególni historiografowie traktowali swą pracę nie tylko jako przyczynek do wiedzy o minionem, lecz nade wszystko jako zasługę parenetyczną (wychowawczą) wobec współczesności pouczanej o nadprzyrodzonym z woli Opatrzności obrocie spraw ludzkich, o jego celowym ładzie i wymowie moralnej. Los jednostek i narodów pojmowano jako rezultat stosunku do Boga, Jego praw i Jego ziemskich namiestników. Zdobycie swego miejsca obok innych władztw, nacyj i herosów chrześcijaństwa stawało się świadomą ambicją kolejnych państw europejskich. Kompozycja i styl ujęcia tematu historycznego, mianowicie w części gatunku zwanego kronikarstwem (gr. chronos - 'czas'), a zwłaszcza w innym, określanym mianem gęsta (łac. 'czyny, dokonania'), otrzymywały staranną obróbkę na równi z tradycyjnymi gatunkami literatury pięknej, aby spotęgować ich efekt artystyczny.
Historiograficzne ,,unieśmiertelnienie" spraw Polski w jej interesie i służbie miało skromny początek w annalistyce (od łac. annus — 'rok'), czyli rocznikarstwie.
22
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
Gęsta Anonima Galia
23
Rocznikarstwo rozwinęło się na zachodzie Europy w postaci przygodnych zwięzłych notat, które w ośrodkach kościelnych czyniono na marginesach tablic paschalnych (tj. terminarzy świąt ruchomych roku kościelnego z Wielkanocą na czele, opracowanych w cyklach po 19 lat). Treść notat dotyczyła wydarzeń ważnych dla Kościoła w ogóle i lokalnych, a także politycznych (jak wojny czy dzieje dynastii), losowych (pożary, epidemie) i niekiedy prywatnych. Niezależne od siebie krótkie zdania orzekające, bez piętna osobowości autorskiej, kładziono przy dacie rocznej wydarzenia. Wartość annałów była ogromna: zarówno poznawcza, jak prawna, albowiem szacunek dla słowa pisanego nadawał im autorytet miarodajnego dokumentu. Stąd powszechne stało się pragnienie posiadania własnych roczników przez każdą instytucję kościoła i państwa, a w następstwie — masowe kopiowanie starszych źródeł jako oparcia dla samodzielnych kontynuacji, które znów często wzbogacano przejąt-kami z jeszcze innych zwodów rocznikarskich. Niektóre prowadzono przez cale wieki rękami nawet parudziesięciu annalistów.
Podobnie działo się w Polsce. Pierwszym był rocznik kontynuowany od około roku 970 w otoczeniu biskupa misyjnego Jordana jako ciąg dalszy annału, który ułożono zapewne w Ful-dzie. Ten właśnie rocznik przechował epokowe fakty w zapiskach naczelnych: ,,965 Dubrouca venit ad Mesconem" — 'Du-browka [Dąbrówka, Dobrawa] przybyła do Mieszka'; „966 Mysco dux baptisatur" 'książę Mieszko zostaje ochrzczony'; 967 Boleslaus... natus est..." 'urodził się Bolesław' (Chrobry) -które powtórzą liczni annaliści. Uzupełniany z kolei od około 1000 r., przypuszczalnie przez Radzima-Gaudentego, arcybiskupa gnieźnieńskiego, padł łupem Czechów w 1038 r. Drugi rocznik, również niemieckiego pochodzenia, przywiozła w 1013 r. na dwór Mieszka H jego nowo poślubiona żona, Rycheza; tu, obok przejątków z poprzedniego annału Gaudentego, aż do jej powrotu do Niemiec upamiętniano głównie wydarzenia z życia dynastii; gdy zaś w roku 1038 lub 1039 jako dokument wagi państwowej ponownie znalazł się w Polsce z synem Rychezy -Kazimierzem Odnowicielem, długo kontynuowany, posłużył do sporządzenia najstarszej części Rocznika kapitulnego krakowskiego (dawnego), której prawdopodobnym twórcą był Suła-Lam-bert, późniejszy biskup krakowski, pierwszy znany z imienia an-nalista Polak. Tak zaczęła się bujna później annalistyka małopolska. Ciąg dalszy tegoż tekstu przyrastał do 1119 r. W roku
1266 zrobiono zeń wyciąg, zachowany do dziś jeden z reliktów przepadłego pierwowzoru.
Trzeci cenny zabytek z tego okresu to tzw. Rocznik świętokrzyski dawny, układany przypuszczalnie w Krakowie. Istniejący do dziś w autografie swego bezimiennego twórcy — najstarszym autografie naszego piśmiennictwa — zapiski sięgające roku 1119 zapożyczył z tegoż źródła co rocznik poprzedni, a pod datami 1122-1136 zamieszczał notatki oryginalne, wciąż w postaci suchych stwierdzeń, nawet przy zdarzeniach burzliwych i tragicznych. Ten typ redakcji ulegnie zmianom dopiero w znacznie bogatszej annalistyce polskiej Xiii w. pod wpływem kronikarskiej metody narracyjnej. Dziesiątki kompilacji rocznikarskich powstaną do końca epoki w wielu kapitułach i klasztorach. Wchłonie je wielka synteza Jana Długosza, a praktyka ich podtrzymywania zaniknie bezpowrotnie w wieku XVI.
W początkach XII w. państwo polskie doznało głębokich wstrząsów. Zamieszki wewnętrzne u schyłku panowania Wlo-dzisława Hermana przeszły po jego zgonie (1102) w dziesięcioletnie zmagania o niepodzielny tron między młodzieńczym Bolesławem III a jego przyrodnim bratem Zbigniewem, zakończone oślepieniem i rychłą śmiercią Zbigniewa, co jako zbrodnia zagroziło moralnym prawom triumfatora. W tymże czasie księstwo dźwigało ciężar szeregu wojen, wśród nich odporu najazdu potęgi cesarza Henryka IV (1109), a niebawem (1117) musiało okiełznać bunt palatyna Skarbimira z wpływowego wtedy rodu Awdańców. Pośród takich okoliczności, w latach najpewniej 1113-1117 nie znany bliżej „wygnaniec i wędrowiec", mnich benedyktyn z obszarów romańskich, wykształcony prawdopodobnie gdzieś w środkowej Francji, a przybyły doraźnie z Węgier, napisał opowieść o wydarzeniach z dziejów Polski, od na poły legendarnych początków dynastii po rok 1113.
Anonim, od XVI w. zwany Gallem (łac. Gallus — czyli tutaj 'Francuz'), podjął swą pracę prawdopodobnie na zlecenie zaufanego współpracownika Bolesława, zwierzchnika kancelarii Michała Awdańca, któremu prócz opieki zawdzięczał informacje i odpowiednie komentarze ideowe. Cel pracy wydaje się trojaki: historiograficzny — danie pierwszej rozwiniętej relacji o Polsce jako kraju, społeczeństwie i państwie; publicystyczny ■ uwydatnienie walorów osobistych aktualnego władcy tak, by przysłonić świeży grzech kaźni brata; polityczny: rozpowszechnienie
24
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
wiary, iż za sprawą Krzywoustego nastąpi przywrócenie państwu polskiemu wysokiej godności monarchii. Co i w jakiej mierze płynęło z inspiracji mocodawców, co zaś dopowiedział inteligentny Anonim, nie sposób rozdzielić.
Tendencje wymierzyły zawartość dzieła. Na jego tworzywo złożyła się naprzód tradycja dynastyczno-dworska, zasilana wspomnieniami świadków nowszych epizodów historii polskiej; nieliczne, jak się zdaje, źródła pisane, w tym zaginiony później Liber de passione S. Adaiberti, na koniec obserwacje własne bystrego autora. Niespełna jedną trzecią część całości wypełnił Gallus tym, co uważał za istotne bądź właściwe dla dziejów do chwili „cudownych" narodzin panującego księcia; ponad dwie trzecie poświęcił przeto losom Krzywoustego: najpierw jego latom młodzieńczym, następnie dokonaniom prawdziwie doniosłym, jak ocalenie niezawisłości państwa w starciu z cesarstwem, zwycięskie boje z Czechami, podbój pogańskiego Pomorza, na koniec dramatowi Zbigniewa i — znacznie obszerniej - aktowi pokuty triumfatora.
Anonim, sam urzeczony krajem i ludźmi, z wielką siłą zaświadczył niezłomny u Polaków kult wolności, ich narodowe zalety oraz przekonanie ich przywódców o zasadności swych praw suwerennych. Choć cudzoziemiec, stał się szczerym wyrazicielem naszej racji stanu, świadomości narodowej i zgolą patriotyzmu ówczesnych Polaków. Jakkolwiek zaś sam był mnichem, a pierwszą część pracy dedykował episkopatowi Polski, nie tylko przejawiał neutralność wobec kwestii prymatu Kościoła przed władzą świecką, lecz sprawy doczesne poczytał za stosowniejsze dla tematu niż duchowe.
Całą tę zawartość podporządkował Gali spoistej zasadzie kompozycyjnej. Stanowiła ją reguła trójdzielności. Ideologicznie nadrzędna była dlań widoczna koncepcja triady wielkich imienników: Chrobrego, Szczodrego i Krzywoustego, w której z faktu, iż dwaj pierwsi to koronaci, obdarzeni sakralną godnością pomazańca, mogła wynikać wieszcza zapowiedź dla trzeciego Bolesława, spadkobiercy ich sławy i władzy. W strukturze zaś dzieła symetryczna trójdzielność przejawiła się ułożeniem 3 ksiąg, przy czym każdą poprzedza list dedykacyjny i wierszowany „epilog" (streszczenie księgi), a treść każdej urozmaica jedna „pieśń" tudzież trzy mowy czynnych tam postaci, w jakim stopniu autentyczne, trudno orzec.
Sposób kreowania głównego bohatera opowieści, Bolesława
25
Gesiu Anonima Galia
111, nie pozbawiony rysów panegirycznych w sylwecie wodza, rycerza i chrześcijanina, prezentujący go poprzez jego czyny, wskazuje, jakie wzory typologiczne ówczesnego dziejopisarstwa europejskiego przyświecały Gallowi. Były nimi gęsta, gatunek nistoriograficzny o tematyce świeckiej, zwłaszcza rycerskiej, wtedy właśnie kwitnący szczególnie w północnej Francji, Nadrenii, Anglii i w Niemczech południowych. Od kronik różniły się gęsta m.in. skupieniem treści wokół wybranej jednostki oraz swobodą budowy (nie uwzględniały rygoru chronologii wg dat rocznych) i artyzmem narracji. Właśnie jako narrator-arlysta Anonim Gali dał najwięcej od siebie. Niepospolity talent epicki, użył w swej opowieści bogatego zasobu środków ekspresji, świetnie bowiem władał regułami modnego od końca XI w. stylu literackiego, które tworzyły tzw. ars dictandi (łac. dosłownie — 'sztuka dyktowania')- Zgodnie z nimi posłużył się prozą, w której tok (tzw. cursus) rozwiniętych zdań tętni! -- słuchowo kontrolowanym — rytmem, a rytm współdziałał z rymami, jakie dźwięczały szczególnie w zakończeniach zdań. Proza rytmiczna i rymowana przelewała się raz po raz w wyrównane „wierszowane" całostki, niezależnie od osobnych wstawek poetyckich, Jak się zdaje, działo się tak również wtedy, kiedy efektem formalnym autor pragnął przesłonić treść szczególnej drażliwości, np. w sławnym po wiekach zdaniu o przyjęciu na Węgrzech wypędzonego z Polski Bolesława Śmiałego:
Quum audisset Vladislaus Boleslaum advcnire, partim gaudet ex amico, partim restat locus irae: partim ex recepto ąuidcm fratre gaudet et amico, sed de fratre Vladislao facto dolct inimico. (Kiedy Władysław [król węgierski] usłyszał był, iż przybywa Bolesław, po części cieszy się przyjacielem, po części odczuwa gniew: cieszy się wprawdzie, że przyjmuje brata i druha, lecz boleje, iż [drugi] brat - Włodzisław [Herman] stał się [dla niego] wrogiem).
, Takie środki, wraz z innymi tropami, jak np. onomatopeje słyszalne w opisach batalistycznych przy głośnym recytowaniu tekstu, musiały wywoływać wspaniały efekt.
Wzmiankowane już fragmenty wierszowane Gallowych gesla otwierają (obok rzadkich a niemal nie znanych dziś zastosowań w epigrafice) dzieje poezji w Polsce. Samo umieszczenie ich w miąższu prozy dziejopisarskiej było wtedy pomysłem nowatorskim. Gali używał wypracowanego w poprzednich stuleciach systemu wersyfikacji, odległego od antycznej metryki iloczasowej,
26
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
„Kronika" Wincentego Kadłubku
opartego zaś na akcencie wyrazowym, wyrównaniu liczby zgłosek w wersach (izosylabizmie) i na rymach. Wewnątrz toku swoich gęsta raz po raz formował drobne całostki o kształcie regularnego wiersza, mianowicie 8-zgłoskowce trocheiczne — wzór ulubionej później struktury polskich pieśni i dialogów, a także leoniny (nazwa o niejasnym pochodzeniu) ■ wersy, w których współbrzmiały ostatnia sylaba „stopy" drugiej i pierwsza trzeciej oraz „stopa" ostatnia, z ostrą cezurą dwudzielności wersu. Natomiast osobne utwory w jego dziele to wiersze pisane przeważnie w 15-zgłoskowcach trocheicznych (o „stopach" złożonych w praktyce z sylaby akcentowanej i bezakcentowej, przy czym ostatnia w wersie była jambem). Tak skomponował Anonim przejmujący tren na śmierć Chrobrego (1 16); Omnis etas, omnis sexus, omnis ordo currite... ('Bieżcie, ludzie wszelkiego wieku, płci i stanu') -- łącząc rymem wersy w lercyny, a lopikę żalu kładąc w usta owdowiałej Polski, Wzorem tego lamentu był dlań anonimowy planktus na śmierć arcybiskupa Canterbu-ry, Lanfranca (zm. 1089). Podobnie „epilog" księgi II - o jednakowym rymie tzw. tyradowym; następnie (II 28) pieśń wojów Krzywoustego o łupach znad Bałtyku, inc: „Pisces salsos et fe-tentes..." ('Ryby słone i cuchnące') - w 3 dystychach; znów ,,epilog" na wstępie księgi III w tercynach, inc: „Deo vero laus et honor, regnum, virtus, gloria!" ('Bogu prawdziwemu sława i cześć, królestwo, moc, chwalą!') -- opis krwawej, lecz zwycięskiej bitwy z Pomorzanami; wreszcie pieśń niemieckiej straży obozowej (III 11) sławiącej waleczność polskiego księcia: Boles-lave, Boleslave, dux gloriosissime ('Bolesławie..., wodzu przesławny'). Ośmiozgloskowcem o rytmie trocheicznym ułożył „epilog" do księgi 1: Boleslavus dux inclilus, Dei dono progeni-tus... ('Bolesław książę wsławiony, z daru Boga spłodzony'). Czy niektóre z owych utworów, zwłaszcza ,,pieśni", miały podkład muzyczny, nie można orzec.
Anonim, autor wiarogodny acz dyskretny w materiach drażliwych, a wirtuoz stylu, stworzył więc dzieło pod wieloma względami niepowszednie nawet w skali europejskiej, a poznawczo niezastąpione mimo swych luk i przemilczeń. Korzystali z niego kolejni kronikarze polskiego średniowiecza, w różnym zresztą stopniu, a proza rytmiczna i rymowana będzie się odtąd pojawiać w rozmaitych zabytkach łacińskich i polskich epoki. Na-j tomiast dalszy los autora i pierwotnych manuskryptów z jego tekstem pozostał tajemnicą. Pierwsza indywidualność w pocz
cic twórców naszej literatury, człowiek, który tematykę polską uznał za godną unieśmiertelnienia pismem, swój zaś utwór -recytowania w żywej mowie, i który trudził się m.in., aby darmo nie pożywać chleba polskiego, oczekiwał przecież od zleceniodawców jakowejś nagrody, którą by mógł złożyć w niewiadomym miejscu swych ślubów zakonnych. Możliwe, iż jego nadzieje spełzły na niczym, gdy bunt Skarbimira, drugiego po Krzywoustym bohatera gestów Gallowych, ściągnął niełaskę również na lodowców palatyna. Najstarsze rękopisy dzieła przepadły; kopię najdawniejszą z ocalałych do dziś wykonano jeszcze w XIV wieku.
Kilkadziesiąt lat później sięgnął po pióro dziejopisa rodowity Polak. Stało się tak w odmiennej sytuacji, gdy jedynowładztwo, przywrócone w państwie na oczach Galia, rozsypało się na władztwa dzielnicowe; ale też nie bez podobieństw genezy: jak pierwsza, tak druga relacja kronikarska powstała za przyczyną wysokiego dostojnika, tematem ogarnęła niepodzielnie historię całego kraju, a czerpała też ze źródeł pisanych, które zalegały na podorędziu w kancelarii książęcej i w archiwach kościelnych, łącznie z tekstem gestów Anonima Galia.
Mistrz Wincenty Kadłubek podjął swe dzieło na zlecenie Kazimierza Sprawiedliwego około roku 1190 i pisał je do początku XIII w. W przewodnich założeniach ideowych połączył motywy tak kościelne jak państwowe, przyznając ogólny prymat tym pierwszym: łaska Boga i przychylność Kościoła zapewniała szczęśliwy byt krajowi; jej brak ściągał klęski na całą wspólnotę narodową. Przeszłość pouczała o tym teraźniejszość. Pod taką jednak wykładnią historii Kadłubek dowiódł dojrzałej racji stanu; woli zjednoczenia państwa, a także świadomości narodowej, zaostrzonej przez antagonizm wobec Niemców i Czechów. Był to kronikarz-patriota; tytułem do chwały, także mężów Kościoła polskiego, uczynił działanie dla dobra państwa. Jednocześnie dał upust regionalnym (krakowskim) ambicjom politycznym, równoważąc nimi wielkopolskie tradycje państwotwórcze. Wśród takich tendencji kilka lematów potraktował z wyraźną pieczołowitością, zwłaszcza czyny uwielbianego mecenasa księcia Kazimierza, zwierciadła sprawiedliwości.
Kronika Wincentego, miewająca w późniejszych przekazach tytuł Cronica Polonorum otrzymała dwoiste znamiona. Naprzód historiograficzne. Dzieło jego, rozłożone na 4 księgi, objęło dzie-
28
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
„Kronika" Wincentego Kadłubka
29
je Polski od zarania do roku 1202. Pierwszą księgę wypełniły cykle podań małopolskich i wielkopolskich sprzed nastania historycznej dynastii, po części przypuszczalnie przejęte z lokalnego folkloru, po części -- z lektur, po części wymyślone; drugą, czerpiącą z Galia -- okres od Piasta do około 1110 r.; trzecią - wydarzenia z lat 1110-1173 po schyłek życia Bolesława Kędzierzawego, spisane według tradycji ustnej; na koniec, w księdze czwartej zamieścił opis rządów Mieszka Starego i Kazimierza Sprawiedliwego, przy czym korzysta! z osobistej znajomości ludzi i czasów. Kronikarz podbudował tę materię niebywałą dotąd wśród jego rodaków erudycją, jakiej nabył na studiach we Francji, i rozległym oczytaniem w klasykach antyku — poetach, historykach i moralistach, w dziełach kościelnych oraz w kompendiach z różnych dziedzin ówczesnej wiedzy, przede wszystkim zaś wysoką biegłością w prawie. Niektóre miejsca zdradzają pewną znajomość nawet języka greckiego. Była to erudycja eklektyczna i choć nierzadko pozbawiona krytycyzmu wobec swych źródeł, sprawiła, iż Kronika wchłonęła treści o pokroju encyklopedycznym.
Obok dziejopisarskich i parenetycznych, kształtujących wj chowawczo poglądy czytelnika, dzieło to otrzymało szczególne rysy literacko-artystyczne w swojej kompozycji i warstwie stylistycznej. Kompozycja jest dwudzielna. Pierwsze 3 księgi to poprzedzony prologiem dialog — struktura rzadka w historiografii epoki, o ciekawym rozkładzie ról między narratora a komentatora. Narratorowi powierzył autor głównie snucie opowieści o dziejach, a komentatorowi — ich osąd. Naprzemienny ten dwugłos ustawicznie urozmaicał tematykę kroniki. Prymat zdaje się należeć do komentatora. On to wpada w dygresje, wywodzi paralele ze starożytnością biblijną i pogańską, kreuje podobieństwa i przeciwieństwa postaci, orzeka o moralnej wartości wy darzeń, a prymat parenezy przynosi urozmaicanie dyskursu o cją, anegdotą, parabolą, legendą i sentencjami, aby zajmując przysparzać użytecznej mądrości. Dla przydania autorytetu ob stronom autor włożył dialog w usta postaci rzeczywistych, od powiednio: Mateusza, biskupa krakowskiego (zm. 1166) ora; Jana, arcybiskupa gnieźnieńskiego (zm. ok. 1167), których ro: mowy miał sam słyszeć za swej młodości. Dopiero księgę czwar-1 tą, opatrzoną osobnym prologiem, ujął Kadłubek w narrację ciągłą, nie pozbawioną wszakże w swojej zawartości urozmai-c«ń, jakie frapowały czytelnika poprzednich ksiąg.
Źródłowa zasadność informacji okazywała się przeto w tym dziele mniej istotna niż literacki i moralny efekt jej objaśnień. Dla skuteczności takiego zamysłu kronikarz sięgał niekiedy po nie znane u nas przedtem środki wyrazu artystycznego: np. w księdze drugiej tragiczne losy biskupa krakowskiego Stanisława (stając się jednym z promotorów sprawy jego kanonizacji) oraz Zbigniewa Hermanowica przedstawił niby zapis procesów sądowych; w kontekście księgi czwartej pojawiły się pierwsze w naszej literaturze bajki, a nadto, śladem Galia, Kadłubek zdobił swą prozę wstawkami wierszowanymi, przeważnie dystychami elegijnymi, przejętymi od klasyków albo własnej inwencji. Wśród większych wstawek, jak pieśń błagalna mnichów o narodziny Krzywoustego czy panegiryk na cześć arcybiskupa Piotra, najbardziej efektowną tworzy alegoryczne epicedium po zgonie Kazimierza Sprawiedliwego. Otrzymało ono strukturę dialogu Wesołości, Żalu, Wolności, Autora, Roztropności, Sprawiedliwości i Stosowności. Kwestie tych postaci wypełniły 58 strof tiójwersowych (w każdej dwa wersy 8-zgłoskowe, trzeci 7-zgło-skowy, zazwyczaj o rytmie trocheicznym), spajanych rymami w zespoły podwójne na modłę budowy hymnów kościelnych. W wartkim ich toku zawarł poeta treść nie dość jasną wskutek obfitości zawiłych metafor i mglistych aluzji do realiów sytuacji i starego obyczaju żałobnego. Poza fabułką (przymusowe małżeństwo Wesołości i Smutku oraz jego perypetie) można w niej dojrzeć kontrast między radością właściwą dla dni minionych a dławiącą czarną rozpaczą, między ciężką koniecznością a nadzieją ulgi, fałszem pocieszeń a uznaniem niepojętego dla człowieka porządku rzeczy, w którym nie sposób pogodzić sprzeczności. Czy niezwykły ten utwór wówczas i kiedykolwiek w epoce mógł być recytowany niby dramat przez wykonawców, pozostaje zagadką.
Również warstwa stylistyczna dzieła jest świadectwem maestrii pisarskiej Kadłubka. W poprawnej, na wzorach klasycznych ćwiczonej łacinie, o bogatym słownictwie i zdobności, mistrz Wincenty redagował zdania rozwinięte, nierzadko przesłaniając ich finezją prostotę lub niepożądany sens faktów, w barwnej a uczonej topice (np. z dziedziny prawa rzymskiego przeniesionej na realia rodzime, w czym lubować się będą epoki późniejsze), wsrod igraszek ze słowem dla popisu erudycyjnego. Te cechy oziela pospołu z jego ideologią sprawiły, że kronika mistrza Wincentego zdobyła na długo niezmierną poczytność. Dowo-
Wczesne piśmiennictwo łatińskie
Żywoty świętych
dem tego jest liczba ponad 30 kopii (przeważnie XV-wiecznych), obficie komentowanych, i jej rola podręcznika historii ojczystej] oraz nauk moralnych, kształtującego świadomość wiciu pokole; uczniów naszych szkól średniowiecznych, włącznie z uniwersy tem krakowskim.
U kresu rozbicia dzielnicowego pojawiła się trzecia godn, uwagi, a zarazem zagadkowa praca dziejopisarska. Nosi one umowną nazwę Kroniki wielkopolskiej. Oryginał, jak inne, prze padł; ostały się liczne a późne kopie o powikłanych między sob? relacjach. Kopia najwcześniejsza ma nagłówek Annalia vetym gentis Polonice vel Slavonice ('Roczniki starodawnego narodi polskiego czyli słowiańskiego'). Kronikę tę podjęło zapewne inspiracji Przemyśla II lub otoczenia tego władcy pod koniec XIII w., a tragiczna śmierć monarchy (1296) przerwała przed sięwzięcie w pół zdania rozdziału 161. Autor zamyślił konlynuo wanie dzieła Kadłubkowego, przede wszystkim po to, by uświet nić dynastów wielkopolskich: Przemysła I -- założyciela miast Poznania (zm. 1257), a zwłaszcza jego syna, wytrwałego reno watora królestwa na scalonych pod jego berłem ziemiach Pomorza, Wielko- i Małopolski. Narracja zamilkła przy wydarzeniach sięgających roku 1273, podczas gdy prolog odnosi się do rok 1295. Kronikarzem był prawdopodobnie duchowny świecki Poznania; dowodzą tego m.in. pokrewieństwa tekstu Kroniki i' rocznika miejscowej kapituły. Tekst jego pióra uległ następni] istotnym zmianom: w XIV stuleciu wprowadzono doń interpo lacje zwane „słowiańskimi" i już z nimi dziefo to zajęło naczelni miejsce w zwodzie Kroniki wielkiej. Inne prace historiograficzn lego okresu, w znacznej mierze kompilacje starszych źródeł, ja Kronika polska vel polsko-śląska z przełomu XIII i XIV w. cz; zagadkowa w swojej niejednorodności tzw. Kromka węgier sko-polska o nieustalonej dalacji, a nawet sporządzona pr Marcina zwanego m.in. Polakiem w XIII stuleciu kronika pa-j pieży i cesarzy rzymskich olbrzymiej poczytności w całej Euro pie — wniosą niewiele do rozwoju polskiej sztuki dziejopisar skiej.
Pierwszy gatunek literatury narracyjnej, w którym doniesione Europie o wydarzeniach z obszaru chrześcijańskiej już PolsŁ stanowiła hagiografia. Była to odmiana biografistyki parene^ tycznej, ponieważ kreowała postaci, które zalecały się cnotar godnymi naśladowania: całkowitym oddaniem się Bogu i KośJ
ciołowi aż po ofiarę z życia dla doskonałości wiary i zbawienia duszy. Świętość była wielkim hasłem ideowym, a każdy jej wizerunek -- przykładem. Gatunek ten miał również cechy historio-giaficzne, gdyż dokumentował epicko swoisty wycinek dziejów. Kiedy zaczynał się w Polsce, przebył długi już rozwój, tak w chrześcijaństwie zachodnim, jak wschodnim, albowiem formował się od czasów, kiedy wiarę w Chrystusa pieczętowano krwią
- i akty nieustraszonego męstwa wobec śmierci, a następnie
heroizm bytowania pustelniczego, samozaparcia w ascezie, po
korze, uczynkach miłosierdzia, trwania w dziewictwie bądź nie
winności przyświecać miały wszystkim, opromienione cudow
nością, w której to, co nadprzyrodzone, ustawicznie obcowało z
tym, co doczesne. Tysiące żywotów, pasyj, czyli opisów męki
(Jac passio) i legend szerzyło cześć świętych, a namiętny kult
ich relikwii przez wieki uruchamiał procesy religijno-społeczne,
obyczajowe, artystyczne i • ■ nie na miejscu ostatnim — poli
tyczne. Słowo o świętych powielano i pochłaniano bez nasyce
nia, jak widać choćby z nieprzejrzanego zasobu tekstów hagio-
graficznych i całych ich zwodów, których uwieńczeniem będzie
słynna Legenda aurea Jakuba de Voragine; pojedyncze zaś wąt
ki, tematy i cudy, krzyżujące się i wymienne, wejdą do kazań,
dramatów i pieśni całego chrześcijaństwa.
Na przełomie tysiącleci dwa przewodnie wcielenia świętości to wierny męczennik oraz wierny sługa Boży. Wzorce te zmieniały się i wymieniały się wraz z historią, pod naporem rzeczywistości poza religijnej. Nimb świętości i prawo do kultu przyznawano więc przeważnie hierarchom Kościoła i w ogóle duchownym, zazwyczaj znakomitego rodu, a spośród świeckich -- wysokim feudałom. Świętość znamionowała uwznioślenie natury ludzkiej, lecz propagowanie świętości mieszało się z interesem jednostek, rodów, świątyń i klasztorów, regionów i wreszcie całych państw. Napisany z okazji zjazdu cesarza Ottona III i Bolesława I w Gnieźnie roku tysięcznego Liber de passione S. Adalberti głosił
— zapewne nie bez woli władcy — również potęgę militarną
Chrobrego.
W X stuleciu Kościół uporządkował procedurę orzekania o świętości zmarłych wiernych. Poczesne miejsce zajęła w niej dokumentacja pisana, m.in. dwa typy relacji hagiogralicznej: żywot właściwy oraz miracula czyli opisy cudów kanonizowanego. udtąd kanonizacje z urzędu pomnażały tę szczególną epikę.
Pierwszy zabytek hagiografii, jaki zrósł się z Polską, miał ro-
32
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
Żywoty śyv. Wojciecha
33
dowód podwójnie obcy. Postacią tematyczną był Czech, biskup praski Wojcicch-Adalbert; autorem cudzoziemiec, który opisał jego losy daleko od księstwa Polan. Wojciech, z książąt Sławnie kowiców, obdarzony łaską i przyjaźnią cesarza oraz papieża tudzież możnych świeckich i wybitnych duchownych z Italii, Niemiec, na koniec z Polski, a wygnany ze swej diecezji nienawiścią ziomków, wśród dostojeństw złakniony dóbr nie z tego świata, wyznawca ideału monastycznego z pokorą i kontemplacją oraz czynem misyjnym -- zdobył palmę męczeństwa 9 kwietnia 997 rąk pogańskich Prusów pod Gdańskiem, dokąd wyprawił się wiedzą i wolą Chrobrego. Poruszenie tą śmiercią na Zachodzi1 a zapewne też rachuby ideowe i polityczne natychmiast wyzwo liły przejawy kultu: wykup ciała od pogan przez polskiego księ cia i złożenie w Gnieźnie, kanonizację (przed końcem 999 r.)f uroczysty zjazd z Ottonem III u grobu świętego i pierwsze opracowania żywotopisarskie postaci, która odtąd patronowała krai nie Polaków.
Najstarszy żywot powstał w 998 - 999 w klasztorze benedyk tyńskim na rzymskim Awentynie, gdzie Wojciech spędził by) pewien czas. Spisał go — być może na zlecenie cesarza -- praw dopodobnie Jan Kanaparius według opowieści krewnych i przyAj jaciół Adalberta, w tym świadków jego zgonu. Vi ta et passi sancłi Adalberti martyris ('Żywot i męka świętego Wojciech męczennika'), inaczej: Vita prima... lub ...antiquior albo też ....prior ('Żywot pierwszy...' 'starszy'), z inc: „Est locus i partibus Germaniae..." ('Istnieje kraj w sąsiedztwie Niemiec...'] rozeszła się rychło po Włoszech, Niemczech, Lombardii, a XI - XII w. także na Czechy i Polskę. Autor wyposażył bowiem biografię bohatera w szczegóły zdolne przejąć odbiorców, jak m.in. cudowne ozdrowienie Wojciecha w niemowlęctwie, jego przełom duchowy przy konaniu niegodnego biskupa Pragi, porażki trudów duszpasterskich, wizje nocne czy samo męczeństwo. W zawartości Vita prima szybko zresztą dokonano zmianj pod wpływem tych, które zaszły w cesarstwie, gdy zmarł Otto III.
V
Tenże temat podjął niebawem inny żywotopis, prawdopodob nie Bruno z Kwerfurtu -- kolejny cudzoziemiec urzeczony oso> bowością Chrobrego i wierny propagator jego działalności. Sam potomek świetnego rodu kształcony — jak Wojciech — w Magdeburgu (wespół z wybitnym później kronikarzem niemieckim Thietmarem), porzucił karierę dworską dla habitu benedyktyń-
skiego, potem z sakrą biskupa misyjnego działał w Siedmiogrodzie i na Rusi, a także bywał w Polsce i zanim padł z ręki Jać-wjęgów (9 III 1009 r.) zostawił tutaj kilka cennych dzieł. Naprzód prawdopodobnie wzmiankowany już Liber de passione sancti Adalberti z opisem m.in. translacji (uroczystego przeniesienia) ciała męczennika do Gniezna i pielgrzymki cesarskiej; a na pewno Vita et passio Sancti Adałberti ahera ('...druga' lub: '...odmienna') o początku: „Nascitur purpureus flos..." ('Rodzi się kwiat purpurowy') ułożona w dwóch redakcjach w roku 1004. Oprócz rełacyj wierzytelnych świadków Bruno podał własne wspomnienia, pogłębiając „rzymski" wizerunek Adalberla, z pouczającymi apostrofami do czytelników, których wiódł umiejętnie zmiennym stylem od rzeczowości do metaforyki i alegorii, od faktu do rozważań nad psychiką człowieka poddawanego twardym próbom heroizmu.
Mimo uwięzienia w roku 1038/39 z Gniezna do Pragi relikwii świętego przez łupieżczy najazd Brzetysława (ukrytą głowę odnaleziono dopiero w r. 1127), kult pierwszego patrona Polski nie osłabł. Po roku 1038 anonimowy duchowny Polak ułożył w Gnieźnie Passio sancti Adalberti martyris (z inc: „Sanctus Adal-pertus..."), gdzie przedstawił głównie pobyt Wojciecha w naszym kraju i końcowe chwile jego życia. Anonim, ostatni w gronie autorów, którzy mogli odwołać się do wspomnień naocznych świadków wydarzeń, nie był jednak narratorem samodzielnym: dokonał adaptacji sporządzonego przed rokiem 1016 tekstu Vita Brunonis (!), a dokładniej fragmentu o męczeństwie samego Brunona. Późniejsze opracowania tematu zdane były na wtórność materii hagiograficzncj i podatne na rysy legendarne. Należy do nich kompilacyjna opowieść De sancto Adaiberto (inc: „Tempore illo..." 'W owym czasie') — przypuszczalnie roboty duchowieństwa gnieźnieńskiego po 1127 r., oraz czerpiące z różnych źródeł Miracula sancti Adalberti (inc: „Post mor-tem..." ('Cudy...', z początkiem: 'Po śmierci') z Xlii w. i zabytki późniejsze. Temat pozostał żywotny. Treści żywotopisarskie zastygły też w spiżowych kwaterach drzwi gnieźnieńskich, odlanych w Polsce około roku 1175, a wcześniej jeszcze odezwały się w łacińskich pieśniach religijnych.
Drugi hagiograficzny temat polski podjął znów Bruno z Kwerfurtu, prawdopodobnie u źródła, bo w Polsce, gdzie jesienią 1003 r. zginęło od topora rabusiów w Międzyrzeczu pięciu braci eremitów — niewielka wspólnota pustelnicza włoska (Be-
2 -
Literatura średniowiecza
Żywoty św. Stanisława. Żywat bł. Kingi 35
kupa i zgoła wynaturzenie króla — wyjaskrawił gorliwie zebra-
telna, bo bezpośrednia znajomość ofiar, charakterystyka icłi ' m; dowodami aktywności cudotwórczej świętego. I tu z posie-doznań duchowych i losów, wynurzenia osobiste autora złożyły vU legendy wyłonią się dalsze przejawy kultu biskupa Stanisławie na Vita ąuinąue fratrum ('Żywot pięciu braci') o początkuj va w literaturze i w sztuce.
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
nedykl i Jan) oraz polska (lzaak, Mateusz i Krystyn). Wierzy-
Miewiele później, również w Małopoisce, pojawiły się dwie johaterki polskiej hagiografii: Salomea córka Leszka Białego, :ona króla Halicza Kolomana, potem klaryska, której żywot b Sił
czeństwem. Tekst Vita, sporządzony zapewne w roku 1006, rozpowszechnił się, mimo iż ciała pięciu braci pogrzebano -jak się zdaje — w katedrze gnieźnieńskiej obok relikwii Wojciecha Sławnikowica.
Najpoważniejsze novum hagi o graficzne przyniosła cześć Stanisława, biskupa krakowskiego. Powód jego śmierci (1079) zŁzesnych i potomnych Małopolan. Bezimienny franciszkanin, woli czy nawet z ręki Bolesława Śmiałego, który wedle Anoni4feapewne spowiednik mniszek starosądeckich, obserwator inteli-ma Galia mścił się za zdradę, potem zaś narzucone na dlugofccntny i dociekliwy dokumentalista, w początkach XIV w. uło-milczenie wokół ofiary tragedii uniemożliwiały kult lej postały! Vita et miracuła sanctae (beatae) Kyngae, zniewalające nieci aż po jej apologię w kronice Wincentego Kadłubka i starania {zwykłością wydarzeń i urokiem cudowności. Żywot Kingi, od o kanonizację męczennika, ogłoszoną nie bez przeszkód w 1253|t\'ydania jej za mąż z pobudek politycznych, gdy miała lat 5, za r. Była ona przedsięwzięciem krakowskiego ośrodka kościelnego, ale polityczna rola Krakowa, godność biskupia i rodzime pochodzenie przydały Stanisławowi ze Szczepanowa znaczeniej drugiego, obok świętego Wojciecha, patrona narodu i państwa.
„Adiuva Deus..." ('Dopomóż, Boże'). Pisana bez większej uwagi dla okoliczności ogólnych, z nierówną dbałością o porządek narracji i styl, skupiła się na idei osiągania świętości życiem i mjl
d k 1006 i^
gg
Piśmienniczym pomnikiem takiej czci stała się m.in. Vita saneti Stanislai episcopi Cracoviensis, pióra dominikanina Wincentego z Kielczy (zm. po 1260).
Wincenty zredagował dwie wersje Żywota, Zwięźlejsza {Vita minor, inc: „Beatus igitur Stanislaus..."), nawiązująca do Kad-, łubka, powstała po kanonizacji. Przewodnim jej zamiarem było, rzeczywiście odtworzenie biografii, a w niej skupienie uwagi wo-
kół dziejowego podłoża tragicznej śmierci biskupa i wokół jej sprawcy — króla, którego przeciwieństwo tworzył wizerunek Chrobrego i jego panowania. Nieco późniejszy Żywot większy (Vita maior, inc: „Gloriosi martyris..."), sięgający treścią czasów Chrobrego i Mieszka II, otrzymał kompozycję trójdzielną której kolejne części zawierały opis życia, relację o śmierci ora? dowody pozgonnego triumfu męczennika. W jednym splocie spraw ukazał hagiograf dzieje dynastii oraz biskupstwa krakowskiego, uwydatniając u panujących cechy dobrej służby Kościołowi. Dominikanin Wincenty stosował bowiem eklezjastyczną wykładnię historii: stosunek do Kościoła decydował o losach państwa. Kontrast między protagonistami Żywota — cnoty fa!
:
opisał być może brat Stanisław z Krakowa, oraz Kunegunda [e] Kinga, rodem Węgierka, żona Bolesława Wstydliwego, jmarła w roku 1292 w Starym Sączu jako ksieni tamtejszych darysek. Kinga narzuciła się z przemożną siłą świadomości jej współ-
2-letniego Bolka sandomierskiego (Wstydliwego), poprzez wal-i między władcami dzielnicowymi, najazdy Tatarów, działał-ość gospodarczą (w tym rozwijanie salin) i fundacyjną -- do >rzestrzegania wraz z małżonkiem dobrowolnej czystości, asce-y, spełniania czynów miłosierdzia i bogacących kulturę, w :zym trzeźwa pracowitość kojarzyła się z pobożną kontemplacją - zespolił prawdę i legendę: dokonań rzeczywistych i świadectw możliwości nadprzyrodzonych służebnicy Bożej, wśród nich ak-ów takiej potęgi, jak wskrzeszenie zmarłego. Narrator opowie-Iział to wszystko w 68 na ogół krótkich rozdziałach poprzedzo-lych prologiem. Sam układ wydarzeń, poza opowieścią o dzie-
:ińslwie i młodości Kingi niespójny, wiódł zarówno przez jej biografię, jak dowody cnót i więzi z Bogiem. Żywotopis, świa-3omy rzemiosła pisarskiego, dbał przy tym o ekspresję, przybliżenie treści do wyobraźni odbiorców przytaczając obfite exemp- (łac. 'przykłady'), na użytek zaś praktyczny przypuszczalnie zakonnic — liczne sentencje; dążył do przekonania każdego o prawdziwości relacji, którą uwiarygodniał nie tylko świeżą pa-nięcią, ale także powagą kronik i archiwaliów, na koniec tek-item w hagiografii tamtych stuleci wyjątkowym: mowy-testa-■nentu księżny i ksieni. Niepośledni stylista, Vita Kyngae skreślił rytmiczną i rymowaną ze szkoły ars dictandi. Wiedzy o społecznym, zwłaszcza środowisk feudalno-kościclnych, o
36
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
Modlitwy Gertrudy Mieszkówny
37
obyczajach i dewocji epoki Anonim przysporzył wielu niezastąpionych szczegółów.
Treści Żywota dopełniły Miracula sanctae Kyngae, zachowane jako wybór 21 relacyj o cudach błogosławionej (beatyfikowana 1690) „post mortem", mianowicie z lat 1307-1329, na podłożu protokołu, w którym zanotowano zaprzysiężone zeznania: proste słowa lub barwne opowiastki przeważnie o uzdrowieniach przy grobie Kingi.
Podobnie niezwykłą sylwetę hagiograficzną uwieczniono na Śląsku, mianowicie księżnę Jadwigę (zra, 1243) w anonimowej Vita sanciae Hdvigi. Młodziutką, wykształconą księżniczkę z Bawarii rachuby polityczne jej rodowców oddały około roku 1190 w małżeństwo Henrykowi zwanemu później Brodatym. Piastowski Śląsk stał się jyzną; szczerze spolonizowana — w duchu polskim wychowa dzieci (wśród nich tragicznego bohatera spod Legnicy, Henryka Pobożnego), wspólnie z małżonkiem zorganizuje dwór i gospodarkę księstwa, a nadto sprawi wiele fundacji pobożnych, nawet przytułek dla trędowatych niewiast. W życiu osobistym poddana została srogim próbom, jak śmierć sześciorga dzieci czy wyrzeczenie się rozkoszy małżeństwa dla szlachetnej dewocji i działalności charytatywnej na modłę franciszkańską. Toteż kult Jadwigi śląskiej szybko potwierdziła kanonizacja (1267), a w związku z nią i jej śladem obok opowieści ustnych pojawiły się opracowania żywo-topisarskie. Dwa najstarsze zaginęły, w tym obszerna i wiaro-godna opowieść jeszcze sprzed kanonizacji pióra brata Engel-berta, cystersa z Lubiąża. Przetrwało natomiast oparte na relacji Engelberta dzieło bezimiennego Polaka, w dwóch redakcjach: Vita maior oraz szczuplejsza Vita minor, z początkiem: „Hedvi-gis, iam in celis beata..." ('Jadwiga, już w niebiosach błogosławiona'). W 1353 r. Mikołaj Pruzia z Lubienia opatrzył jedną z kopii 60 barwnymi ilustracjami i tak powstała legenda obrazowa o bezcennej wartości poznawczej i artystycznej, popularny przez stulecia wizerunek kultury i bytowania na ówczesnym Śląsku.
Osobne miejsce w prozie dewocyjnej przyznać wypada zabytkowi, który mógłby stanowić dokument twórczości pierwszej w dziejach autorki Polki. Byłaby nią Gertruda (ok. 1025-1108), córka Mieszka II i Rychezy, za sprawą ojca chyba już w Polsce, a potem w klasztorze benedyktynek pod Kolonią wyuczona ła-
cjny oraz nawykła do lektury ksiąg biblijnych i liturgicznych. Tak przygotowana, mogła wyrazić na piśmie własne stany duchowe, a zwłaszcza dać religijny upust dramatycznym przeżyciom, jakich doznawała, gdy, wydana za księcia ruskiego (tu-rowskiego, następnie wielkiego kijowskiego) Izjasława (1043) musiała dwakroć uchodzić z nim do Polski, skąd znów wracała na tron z pomocą Bolesława Śmiałego; a później gdy tragicznie mnęli jej dwaj synowie i mąż. Wśród rozmyślań i pod uderzeniami takich przeżyć była więc w stanie układać prozą łacińską modlitwy, głównie w intencji ukochanego syna Jaropełka-Piotra. Większość ich powstawała między 1078 a połową 1087 r. Wciągano je w kodeks, którego trzon wypełniał cenny psałterz z X w. a który dziś nosi miano Codex Gertrudianus. Brak wszelako dowodu bezpośredniego autorstwa Gertrudy Mieszkówny; jest ono możliwe, lecz mniej prawdopodobne niż tylko jej inspiracja, podjęta przez zaufanego kapelana z otoczenia księżny. Językiem niewolnym od slawizmów, starannym a nawet ozdobnym stylem, miejscami parafrazującym psalmy, Ewangelie i formuły obrzędowe, w 93 krótkich tekstach wypowiedziały się osobiste pragnienia, gorycze, zawody i nadzieje orantki, raz po raz płynące z ust Gertrudy („ego Gertruda"). W ten sposób uzewnętrzniła się m.in. psychika kobiety z królewskiego już rodu Piastów, w czwartym pokoleniu, jakie egzystowało w obrębie kultury chrześcijańskiej.
Łacińska liryka religijna towarzyszyła zarówno liturgii jak po-zaliturgicznym przejawom kultu. Obrzędom służyły: sekwencje (z łac: seąuentia 'następstwo') — pieśni o parzystym układzie podobnych sobie strof, wykonywane podczas niszy na przemian przez dwa chóry duchownych; hymny — gatunek starszy niż poprzedni, złożone z samoistnych strof o stałej melodii, śpiewane w toku oficjum brewiarzowego; wreszcie oficja rymowane, złożone z antyfon i responsoriów — zaśpiewów i odzewów solisty oraz chóru na tematy hagiograficzne. Poza liturgią komponowano też pieśni (łac. cantio, cantilena, carmen) i modlitwy. Wszystkie więc odmiany tej liryki miały charakter nieliczny (więź z melodią), urozmaiconą strofikę, z reguły posługiwały się rymem oraz — często - akrostychami (z gr. akrostichon; układem inicjalnym liter bądź sylab otwierających wers, które scalały się w wyraz lub zdanie) o odniesieniu tak kultowym, gdy wy-
38
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
Epigrafika
39
rażały imiona świętych, jak autorskim, kiedy upamiętniały imio-| na swoich twórców. Gniezno i Kraków tudzież ośrodki kościel-; ne Śfąska przewodziły w rozpowszechnianiu takich tekstów nai ziemiach polskich, ustawicznie rywalizując między sobą o pry-' mat kultowy czczonych u siebie szczególnie postaci.
Najstarsza polska sekwencja, z inc: „Hac festa die tota gra-tuletur Polonia...1' ('W tym uroczystym dniu cała Polska czyni radosne dzięki') opiewała świętego Wojciecha. Napisano ją najpewniej w Gnieźnie w XI-XII w. Nosi cechy archaicznej odmiany gatunku: świadomą nieregularność budowy i przewagę rymów na -a. Następne sławiły drugiego patrona państwa, biskupa Stanisława ze Szczepanowa. Ułożył je przypuszczalnie znany już XIII-wieczny hagiograf, dominikanin Wincenty z Kielczy: wielce popularną, bo z biegiem czasu zapisaną w ponad stu źródłach lesu Christe, rex superne ('Jezu Chryste, królu najwyższy'), i drugą, o 10 parach strof Leta mundus ('Wesel się, świecie'). Niemal jednocześnie, po kanonizacji księżny Jadwigi śląskiej powstała poświęcona jej sekwencja Consurge iubilam ('Wznieś radosne pienie'), również ogromnej wziętości wzorowana na słynnym utworze Minii ad Virginem ('Posłał do Dziewicy') Piotra Abelarda z XII stulecia. W formę oficjum brewiarzowego ujął temat żywotopisarski Wincenty z Kielczy. Na początku drugiej połowy XIII w. skomponował on oficjum o św. Stanisławie, z inc: „Dies adest celebris..." ('Zbliża się dzień uroczysty'), z którym połączył też wspaniały hymn ku czci tegoż męczennika: Gaude, mater Polonia ('Raduj się, matko Polsko') -w 11 strofach 4 - wersowych, rozbrzmiewający niebawem w całym kraju. Pod koniec tego stulecia istniało już także oficjum o świętym Wojciechu, być może to, które — znane z przekazów XIV-wiecznych — zaczyna się słowami „Benedic regem cuncto-rum..." ('Błogosław króla powszechności'), a powstało prawdopodobnie w Gnieźnie. Z hymnów, obok Gaude mater, chyba już od schyłku XIII w. śpiewano wszędzie utwór Exultent hodie iu-giter ('Niechaj śpiewają dziś pospołu') o świętej Jadwidze śląskiej, cysterskiej zapewne ręki naśladownictwo wzoru Hrabana Maurusa Festum nunc celebrę ('Święto ninie znamienite'). Wszystkie trzy gatunki, a w nich tematy, krzewić się będą nieprzerwanie w następnych okresach.
Świecka poezja łacińska, z mistrzostwem wprowadzona do
nas przez Galia, a podjęta po nim przez mistrza Wincentego, była wówczas „świecką" o tyle, o ile nie wprost służyła doktry-nje i praktykom religijnym. Prawie każdy bowiem temat nosił znamię nauki Kościoła; ujmowano go w struktury podobne lub tożsame z tymi, w których szerzyły się treści kultowe; autorami wciąż pozostawali niemal bez wyjątku duchowni. Wczesną grupę zabytków takiego pokroju tworzyła epigrafika.
Zwyczaj opatrywania napisami przedmiotów i budowli pojawi! się w Polsce wraz z chrześcijaństwem. Inskrypcje służyły celom nie powszednim, lecz urzędowym i uroczystym. Ryto je na utensyliach liturgicznych i oznakach dostojeństw, monetach i pieczęciach, tympanonach i grobowcach. Jedno- albo tylko pa-rowyrazowe teksty, jakie tłoczono na monetach, miały cel praw-no-utylitarny; mało znamion artyzmu widać też w napisach na innych przedmiotach użytkowych. Okazalsze umieszczano na dziełach sztuki i architektury -- i w takich zastosowaniach inskrypcje wyrażały więcej niż prostą informację, przybierając postać ozdobną, mianowicie wierszowaną.
W epigrafice polsko-łacińskiej najczęstszą formą była odmiana heksametru „konińskiego". Komponowano ją w skrypto-riach, po czym kamieniarze ryli ją w zaprawie lub nagim kamieniu. Najliczniejsze epigrafy sporządzono na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, w Krakowskiem i na Mazowszu. Była to literatura unieruchomiona na miejscu, którego dotyczyła, często jako komentarz do figur na tumbach, tympanonach bądź na posadzkach świątyń.
Najstarszy znany napis nagrobny dotrwał do dziś w szczątkach 5 heksametrów, z inc: „Ossa trium tumulo fra[trum]... ('W grobie tym kości trzech braci') na złomach płyty grobowca przypuszczalnie trzech z pięciu braci eremitów międzyrzeckich.. wzniesionego w katedrze gnieźnieńskiej przed rokiem 1018. Najokazalszy zaś i najcenniejszy wiersz epitafijny znajdował się na sarkofagu Bolesława Chrobrego w katedrze poznańskiej. Jegc 14 leoninów (inc: „Hic iacet in tumba Princeps generosa co-lumba..." — Tu spoczywa w grobowcu władca, szlachetna gołębica') zapisano późno, bo po raz pierwszy w XV stuleciu, w brzmieniu, jakie odczytywano na nowym grobowcu, wzniesio nym za sprawą Kazimierza Wielkiego. Można wszelako przypuszczać, że czcigodny wiekiem i niezwykły treścią tekst przenie siono wtedy na nowy obiekt ze starego i że epitafium to ułoży
40
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
„Pieśń Maura". Dramat liturgiczny
41
anonimowy autor już w XII w. Napis utrwali! zwięźle ważkie momenty życia Chrobrego, od narodzin z ojca, który uprzednio byl jeszcze poganinem, poprzez zwycięskie wojny potężniejącej wciąż Polski — do zjazdu w Gnieźnie, kiedy cesarz ozdobił księcia wyższą godnością. Świetny ów zjazd to naczelny szczegół inskrypcji, zniszczonej pożarem świątyni w roku 1790. Żadne z nielicznych epitafiów tegoż okresu nie zamknęło w sobie podobnej powagi i wielkości upamiętnianych nimi faktów.
Również w leoninach wyryto szereg inskrypcji na obiektach sakralnych z drugiej połowy XI w., dla upamiętnienia zasługi możnych fundatorów. Należy tu m. in. sześciowers na tympano-nie kościoła Św. Michała we Wrocławiu oraz dystychy na tym-panonach świątyń we Wrocławiu i w Bytomiu; dalej dystych wotywny na tablicy erekcyjnej kościoła (wówczas) premons-tranckiego w Strzelnie, dystych na bramie kościoła cystersów w Koprzywnicy, a także — na polerowanym gipsie posadzki kolegiaty wiślickiej. Jedyny napis na przedmiocie rzeczywiście świeckim wyryto z datą 1151: kamienny siup drogowy, ustawiony w Koninie z rozkazu palatyna Piotra (Włostowica albo Wszebo-ra), trzema dystychami w leoninach, z inc: ,,De Calis hic medium in Crusvici fore punctum..." ('Tu jest punkt środkowy [na szlaku] z Kalisza do Kruszwicy') powiadamiał wędrowców, że dotarli do połowy drogi między Kaliszem a Kruszwicą, uprzytomniając też jej niezawodność oraz osobę fundatora.
Dzieło znów osobne} niemniej tkwiące bez reszty w kulturze literackiej bujnego XII stulecia, a dokładniej w nurcie świeckiej epiki poetyckiej, to Carmen Mauri.
Pieśń Maura — sądząc z imienia raczej cudzoziemca, prawdopodobnie benedyktyna z Wrocławia, zaginęła. W początkach XIV w. miał ją w rękach anonimowy interpolator Kroniki poi-, sko-śląskiej, który przekazał wieść o temacie utworu. Możliwe, iż tytuł oryginału brzmiał: Mauri Carmen de Petro cotnite Polonie, gdyż rzecz opiewała trzeciego z rzędu palatynów (najwyższych po władcy świeckich dostojników państwa) Xl-XII w., których losy zakończyły się katastrofą. Po Sieciechu i Skarbimi-rze Awdańcu byl nim Piotr Włostowic, potężny komes śląski, głośny z czynów rycerskich i fundacji pobożnych. Zawartość i strukturę Carmen można dziś tylko odgadywać poprzez przekazy, które z niego korzystały. Dramat upadku podstępnie ośle-:
pionego Piotra, ofiaTy nienawiści niewieściej, oraz dzieje pomsty na książęcej parze jego oprawców: Agnieszce i Władysławie (II Wygn'ańcu), za sprawą wiernego palatynowi rycerza Rogera wypełniały przypuszczalnie kilkaset heksametrów bądź leoninów epickiej opowieści. Zdaje się, iż Maur napisał ją wkrótce po wydarzeniach, zanim zabarwiły się cechami legendy. Poemat osnuty wokół świeckiej postaci, męczennika idei sprawiedliwej, miał rysy gatunkowe gęsta. W jakim stopniu nazwa Carmen zaświadcza wokalne, mianowicie chyba melorecytacyjne ongiś jego wykonywanie, nie wiadomo. Temat, podjęty wkrótce, bo w początkach XIII w., przez (zaginione) Gęsta Piotrconis, powracać będzie w literaturze do naszych czasów.
Liturgia, podobnie jak w innych krajach, również u nas wzbudziła w sobie swoiste zaczątki dramatu i sztuki teatralnej.
Ukazywanie wiernym ważnych teologicznie epizodów biblijnych i legendarnych, które nie weszły do rytuału sakralnego, rozwijało się na Zachodzie od X w. Jego realizatorami byli księża oraz uczniowie szkół przykościelnych w szatach i z rekwizytami obrzędowymi; „sceną" — całe wnętrze świątyni i jej wyposażenie uzupełniane dodatkowymi akcesoriami, jak zwłaszcza Grób Pański; terminem — stosowny do ich chrystocentrycznych i soteriologicznych (skupionych wokół Chrystusa i Jego zbawczej misji) treści — moment roku kościelnego, mianowicie dni Wielkiego Tygodnia, później zaś i w inny sposób również Bożego Narodzenia; oprawą — ceremonie oficjalnej liturgii. Językiem pozostawała łacina, albowiem kwestie były przejątkami ze źródeł kanonicznych, przede wszystkim z Ewangelii, rozłożonymi na zespoły „aktorów". Kwestie te, wśród których nie brakło obszerniejszych monologów, zasadniczo śpiewano, podobnie jak śpiewano towarzyszące im psalmy, antyfony, responsoria i hymny. Wstawki takie przylegały więc do kanonu liturgicznego jako wyraziste urozmaicenie jego symboliki, toteż ich teksty wciągano do miejscowych ksiąg kościelnych: mszałów, agend, pontyfikatów, antyfonarzy, graduałów, zaopatrzone w coraz dokładniejsze didaskalie, czyli pouczenia wykonawcze; różniły się zaś od kanonu m. in. nasileniem ruchu jako namiastką akcji, żywością gestyki i w ogóle mimetyczną naocznością, która sugestywnie działała zwłaszcza na lud, nie rozumiejący samych słów. Praktyka epoki wykształciła kilka odmian dramatu liturgiczne-
42
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
,,Księga henryknwska". Witelo
43
go; przetrwały one na ogół aż do kasujących go uchwał soboru trydenckiego (1563), a wyjątkowo nawet do dziś.
Odmiany najstarsze, jakie zanotowano w Polsce, to Visitatio... albo Offuium sepulchri — czyli 'Nawiedzenie Grobu' bądź 'Obrzęd Grobu', oraz składniki procesji Niedzieli Palmowej.
Officium sepulchri wyłoniło się z Ewangelii za sprawą szczególnego kultu grobu Chrystusa. Kult ów promieniował z Jerozolimy od czasów starochrześcijańskich, a spotężniał od wypraw krzyżowych. Obrzęd obejmował scenki wędrówki niewiast z wonnościami do Grobu, ich rozmowę z aniołem, świadectwo apostołów — poprzedzone gonitwą Piotra i Jana do grobowca, uwieńczone demonstracją pustych całunów, a kończące się hymnem Te Deum Jaudanius. Odgrywano je o jutrzni podczas nabożeństwa rezurekcyjnego, aby zobrazować według Ewangelii momenty stwierdzenia, iż Chrystus zmartwychwstał. Prawzór krajowej wersji Visitatio zapisano w antyfonarzu kapituły krakowskiej z początków XIII w. Prawdopodobnie służył do kreowania w katedrze wawelskiej, skąd tekst przejęły i uszczegółowiły inne diecezje polskie. Miejscem nieustannej realizacji pobożnego spektaklu był z powołania kościół kanoników regularnych Prze-świętego Grobu Jerozolimskiego, zwanych u nas bożogrobcami, którzy z rokiem 1163 osiedli w Miechowie. Równie dawna była u nas Processio pro Dominica Palmarum ('Procesja na Niedzielę Palmową'), odtwarzająca triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy, typ pochodu tzw. powrotnego - spoza świątyni do jej wnętrza. Obie odmiany niekanonicznej formy kultu przygotowywały powoli wyobraźnię ludu do dojrzalszych form sztuki widowiskowej, a same wprowadzą do swoich czynności radosne pieśni w języku narodowym.
Po trzystu zatem latach obecności w Polsce ludzi pióra, którzy uprawiali swą sztukę w kancelariach, skryptoriach i szkołach, rozrzuconych po wszystkich dzielnicach kraju, toczyło się u nas kilka przewodnich nurtów twórczości. Cząstki ich wędrowały powoli z rąk do rąk czy z ust do ust jako kopie, naśladownictwa i przyswojenia pamięciowe bogacąc wątłą wciąż substancję naszego piśmiennictwa. Z rzadka, ale w każdym stuleciu pojawiały się między nimi płody ogólnie typowe dla epoki, a przecież indywidualne. Wszystkie łacińskie, zrazu pojedyncze, pod koniec okresu zagęszczą się, niby sygnał żywszego przyboru literatury w nieodległej przyszłości.
Najzwyklejszy z godnych uwagi takich przyczynków to Liber fundationisr ciaustń S. Marie iti Heinrichow ('Księga założenia klasztoru Świętej Marii w Henrykowie'), który można zaliczyć do lokalnej literatury klasztornej o pokroju historiograficz-no-prawnym. Pisano go w Henrykowie nad Oławą w latach 1269-1273 i jeszcze po roku 1310, aby dzieje fundacji miejscowego klasztoru cystersów służyły za prawną ochronę jego posiadłości. Zwłaszcza pierwszy z autorów, opat Piotr (drugim będzie bezimienny zakonnik), wniósi do narracji informacje ludzi różnego autoramentu, od biskupów wrocławskich do okolicznych polskich kmieci i wieśniaka inwalidy Kmiecika, bytującego w klasztorze na łaskawym chlebie — oddając prostym, potocznym stylem ich pamięć o zdarzeniach, ludziach i obyczajach. Nic przypadkiem właśnie w Księdze henrykowskiej znalazło się jedno z najdawniejszych zdań w języku polskim.
Natomiast dwa inne ewenementy XIII w. miały odmienny wymiar i charakter: świadectwo pierwszych kroków, jakie mieszkańcy naszego kraju postawili w międzynarodowym świecie nauki. Jeden był zasługą Ślązaka Witelona (ok. 1230-ok. 1314), wielostronnie wykształconego w Polsce, Francji i Włoszech duchownego i nauczyciela, prawnika, filozofa, matematyka i fizyka. Unieśmiertelniło go głównie dzieło O optyce. Ustawicznie odpisywane, ogłoszone zaś drukiem już w XVI stuleciu (Peri op-tikes, Norymberga 1535 i później), zgromadziło ono w systematycznym układzie ówczesną wiedzę i mniemania o naturze światła, barw i o widzeniu, jaką pracowity autor zdołał znaleźć w traktatach uczonych starożytności oraz średniowiecza — tak chrześcijańskich, jak arabskich z Alhazenem na czele. W materię tę, wypełniającą 10 ksiąg, wmieszał Witelo obserwacje psychologiczne, szczególnie na temat postrzegania, tudzież rozważania metafizyczne, w których sprzeczności między wiarą a przyrodniczym krytycyzmem badacza świata zmysłowego rozstrzygał zasadą dwojakiej prawdy.
Drugi ewenement odnosił się do medycyny. Był nim wierszowany pamflet Antipocras pióra dominikanina Mikołaja z Polski, rodem wszakże Niemca, który wiedzę zawodową uzyskał podczas długiego pobytu na studiach w Montpellier. 427 leoninów Anty-Hippokratcsa godziło w ten kierunek medycyny, którego fundamentem pozostawało słowo starożytnych jej mistrzów, jak Hipokrates i Galen — i w tym zakresie poemat był złośliwą satyrą; przeciwstawiało mu zaś własną ideę „empiricum", to jest
44
Wczesne piśmiennictwo łacińskie
■
przedmiotów leczących siłą wlaną w nie przez Boga. Obydwa dzieła, wartości niejednakiej, a w Polsce wtedy słabo — jak się zdaje — znane, są dowodem postępującej, choć swoistej samodzielności intelektualnej ludzi, jakich wydawał polski obszar kulturowy.
r
■
Rozdział trzeci
Wczesne piśmiennictwo polskie
\
Łacina — uniwersalny język Kościoła, nauki i dyplomacji — pozostawała językiem feudalnej elity duchownej i (rzadko) świeckiej. Język tuziemczy, dokładniej: narzecza ziem, które składały się na państwo Piastów, w dziedziny opanowane przez łacinę przenikał w wyniku konieczności. Z oczywistej potrzeby wprowadzono do nich rodzime nazewnictwo etniczne, osobowe i miejscowe; przejmowano też miana rzeczowe, jak nazwy świadczeń czy przedmiotów, dla których brakowało nomenklatury łacińskiej. Potrzeba narzucała rozwiązania doraźne i różne w różnych skryptoriach kraju od X stulecia.
W pierwszym okresie m. in. powstały trzy dokumenty z obfitą łącznie liczbą takich „polonizmów". Najstarszy sporządzono z pewnością u nas; dwa późniejsze w Italii, lecz czerpiąc z podkładu przygotowanego nad Wartą i Odrą. W latach 990-992 ułożono pismo wagi państwowej, którym Mieszko I z małżonką swą Odą oraz synami Mieszkiem i Lambertem dokonał aktu oddania „świętemu Piotrowi" (to jest opiece papieża) swego księstwa, z polityczno-geograficznym obrysem jego granic i wzmianką o głównych grodach, Gnieźnie i Krakowie; dziś od pierwszych jego słów zwane dokumentem Dagome iudex..., znane jest tylko ze zwięzłego regestu (wyciągu) z przełomu Xl i XII w. Drugim dokumentem była bulla Innocentego IV z roku 1136, biorąca w opiekę włości i suwerenność kościelną metropolii gnieźnieńskiej, według tekstu supliki arcybiskupa Jakuba ze Żnina, z 410 nazwami osobowymi i miejscowymi, w których brzmieniu tkwią leż dialektyzmy wielkopolskie, istna „złota bulla języka polskiego". Trzecim -- bulla Hadriana IV z 1155 r., chroniąca dobra i lud biskupstwa wrocławskiego, w której wyliczono 50 nazw. Z upływem czasu podobnych tekstów przybyło
Wczesne piśmiennictwo polskie
więcej. Grafia i gramatyka (głównie fleksja) łacińska łamała się w nich z polszczyzną, tworząc od XIII w. zalążki normy pisowni polskiej, kiedy wśród duchowieństwa rodzimego pochodzenia pojawią się świadomi swego języka autorzy i tłumacze.
Skromne całostki polskie o trwalszym i ogólnie jednakim brzmieniu przypuszczalnie ułożono wcześnie. Musiały być nimi elementarne teksty religijne, wdrażane w świadomość przynajmniej elity Polan jako zbiór głównych treści nowej wiary. Układać je mogli zrazu duchowni czescy (ponad 70% naszej terminologii kościelnej wywodzi się od pośrednictwa Czechów), a także mnisi i kapłani przybywający z krajów romańskich, którzy — wedle świadectw z czasów Chrobrego — uczyli się dla celów misyjnych języka „Słowian". Pierwociny te, których domniemywać się wolno w X-XI stuleciu, przepadły. Znane dziś zapisy podobnych tekstów pojawią się dopiero z końcem XIV w. Są nimi modlitwy tzw. katechizmowe. Brak uderzających archaizmów dowodzi, że zachowane redakcje powstały względnie późno, chyba dopiero na mocy postanowień synodalnych XIII w. (1248, 1285), kiedy stwierdzono, iż religijność ludu pozostaje wciąż nijaka. Owe modły to wierne przekłady z łaciny, mianowicie: Pater noster (stąd „pacierz") — „Otcze lub: oćcze nasz, jenże jeś na niebiesiech..."; Ave Maria — „Zdrowa Maryja, miłości pełna..."; Credo - „Wierzę w Boga w oćca wszemogące-go...". Dowodnie już przed rokiem 1285 istniał też przekład ConfUeor czyli fragmentu mszalnego zwanego spowiedzią powszechną: „Kaję się Bogu..." — najobszerniejszy z tekstów modlitewnych. Równie stare wydają się spolszczenia Dekalogu, czyli „Bożych kaźni" (przykazań), pierwotnie odmawianych zamiast kazań, przy czym większość z nich to wersje rymowane za wzorami łacińskimi, które dla snadniejszej pamięci wierszowano w dystychach leonińskich — i zapewne śpiewano.
Kaznodziejstwo, żywym słowem wpajające ludowi sposoby pojmowania i praktykowania wiary, uprawiano u nas mową niełacińską od dawna. Wiadomo bowiem, że kazania w języku „słowiańskim" słyszały już w drugiej połowie X w. plemiona nadodrzańskie i że mnisi-cudzoziemcy, sposobiąc się do misji u Polan przyswajali sobie ów język zawczasu, a niebawem mogli kazać kapłani-tuziemcy. Wypełniała je wtedy zapewne krótka nauka przykazań (stąd kaznodzieja - 'głosiciel kaźni'), nagana błędów pogańskich, a przygodnie — zachęta do gorliwej służby
47
Kaznodziejstwo. ..Kazania świętokrzyskie"
Kościołowi i władcy. Lecz poza naczelnymi ośrodkami głoszono je rzadko i raczej nie spisywano. Dowodne zmiany przyniósł tu wiek XIII. Do tego czasu ukształtował się był w chrześcijaństwie zachodnim porządek tematyczny kazań w obrębie roku kościelnego. Uformowały się dwa ich cykle, które nosiły ogólne nazwy: sermones de tempore (dominicales, de dominicis) — czyli cykl kazań niedzielnych od adwentu do 25 niedzieli po Zielonych Świątkach, oraz sermones de sonet is {de festis, festivales) — na uroczystości świętych od dnia św. Andrzeja (30 XI) do dnia św. Katarzyny (25 XI). Za przewodem autorytatywnej szkoły paryskiej coraz powszechniej nadawano również kazaniom cechy sztuki retorycznej. Ars praedicandi (sermonandi) wymagała, aby temat kazania ujmować w strukturę logiczną i wyposażać w efekty retoryczne; wśród nich w wypróbowane już składniki prozy rytmicznej i rymowanej. Treść modelowano zależnie od słuchaczy: wobec wykształconych stosowano rozumowanie abstrakcyjne i alegoryczne, dla prostaczków tworzywo brano chętnie z doświadczeń życia; a za exemplum służyła anegdota, baśń i bajka. Takie typy kazań w językach łacińskim i wernakular-nych szerzyły się śladem zakonów tzw. żebraczych: franciszkanów i dominikanów, które z Wioch rozprzestrzeniały się po Europie, aby odnowić i umocnić wiarę, „skażoną" przez sekciarstwo i stygnącą w bezduszności zastoju stosunków społecznych.
W Polsce z zakonów tych dominikanie działali od 1222 r. w Krakowie, potem na Śląsku, Mazowszu, Pomorzu i na Rusi; franciszkanie pojawili się najpierw we Wrocławiu (1236) i Krakowie (1237), następnie w innych grodach Śląska, Małopolski i Wielkopolski oraz na Pomorzu. Konwenty miały zwykle mieszany skład narodowościowy, ale przynajmniej w obu głównych dzielnicach nad czeskim i niemieckim górował liczbą żywioł rdzennie polski i polskości swej coraz bardziej świadomy. Toteż, mimo że klasztory bywały nieludne, a kultura umysłowa zakonników mierna, w misjach wewnątrz kraju głoszenie kazań po polsku z wolna się nasilało, imiona zaś sławniejszych mówców kościelnych, zwłaszcza franciszkanów, jak Boguchwał, Marcin, Krzyżan z drugiej połowy XIII stulecia upamiętniły źródła.
Jedyne dziś świadectwo tych prac to zabytek zwany Kazaniami świętokrzyskimi. Oryginał zbioru typu de tempore powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XIII w.; kopię spisaną na pergaminie za panowania Łokietka przy użyciu kursywnej mi-
48
Wczesne piśmiennictwo polskie
nuskuły gotyckiej starszego typu o silnej skrótowości, zniszczono sto lat później tak, iż odkryto z niej zaledwie szczątki 5 kazań na dni: Michała (29 IX), Mikołaja (6 XI]), Bożego Narodzenia, Trzech Króli, Matki Boskiej Gromnicznej (2 II) i tylko jedno: na dzień św. Katarzyny (25 XI) zachowane prawie w całości. Nie wiadomo, gdzie powstał pierwowzór; to pewne, iż Anonim biegły był w sztuce oratorstwa uczonego, a swe teksty przeznaczał nie dla pospolitego ludu.
Kazania zwane świętokrzyskimi (od klasztoru benedyktyńskiego na Łyścu, gdzie był ongiś kodeks ze skrawkami ich tekstu, dostarczony poprzez Leżajsk od bożogrobców z Miechowa) są tworem dwujęzycznym. Polszczyzna łączy się w nich organicznie z wstawkami łacińskimi, najczęściej cytatami z Biblii, które autor przytaczał widomie z pamięci, a następnie bądź zaraz tłumaczył lub streszczał, bądź zostawiał bez objaśnienia, jakby pewny, iż słuchacz pojął sens przytoczenia; tkwią tu więc najdawniejsze znane przekłady polskie z Pisma Świętego. W znanej postaci są dziełem oryginalnym, choć wchłonęło ono składniki obiegowe, być może przejęte ze źródeł czeskich, a budowa respektuje zasady ars praedicandi. Autor porządkował układ tematu nadając mu przejrzystość, m.in. enumeracją członów wywodu przy pomocy przysłówków liczebnych, np. w kazaniu na dzień św. Michała Archanioła: „...A piąte, dani są nam angieli święci...; A ósme...; A dziewiąte, dani są święci an-gieli..." Scholastycznemu ładowi pouczeń towarzyszy alegoreza metoda odkrywania utajonych a istotnych treści pod zewnętrznym znakiem, czynna w epokach, kiedy poza empiryczną doczesnością intelekt i wyobraźnia budowały inną — głębszą i prawdziwą. Taki sposób pojmowania rzeczy widać najpełniej w kazaniu na dzień św. Katarzyny. Anonim osnuł je wokół wersetu z biblijnej Pieśni nad pieśniami: „Surge, propera, amica mea et veni..." ('Wstań, pospiesz się, przyjaciółko moja i przyjdź'), a owo „wstań!" kierował ku czterem kategoriom ludzi, w obrazowej wykładni alegorycznej, według której siedzący uosabiali leniwych, leżący ■ ■ miłośników grzechu, śpiący ■ ■ zatwardziałych, umarli — grzeszników w stanie zgubnej rozpaczy, symbolizowali ich zaś kolejno ślepiec (nie dostrzegający przyszłości), paralityk (lubownik doczesności), „kłodnik", czyli więzień (nieświadom celu życia) i trup (nie dbający o swą duszę).
Swoisty artyzm cyklu świętokrzyskiego kształtowała też ars dictandi, która dowodnie po raz pierwszy formowała tu tworzy-
Psałterz Kingi
wo polskie. Rytmiczne wyrównania części zdań oraz rymy osis gane współbrzmieniem końcówek gramatycznych uwydatnia sens pouczeń kaznodziejczych. Ekspresję potęgował wyszukar styl. Język zabytku, z cechami dialektu północnej Małopolski, wieloma archaizmami w słownictwie, odmianie i składni, skn tecznie poddał się intencjom autora, który biegle władał zdani: mi o rozwiniętej składni i nacechowaniu retorycznym (obok o: najmujących - rozkazującymi, wykrzyknikowymi i pytajnymi z widoczną starannością dobierał synonimy, urozmaicał epitet' kę, używał zdrobnień, świadomej aliteracji i powtórzeń, a naw« dowcipnego melanżu łacińsko-polskiego. Kazania świętokrzyski prezentują więc nie tylko wysoki poziom intelektualny, lecz tal że dojrzały kunszt literacki swego twórcy. Pozwala to mniema, że obszerna ongiś całość ich zbioru nie była zjawiskiem odosol nionym. Historii prozy polskiej patronuje osiągnięcie od raz znakomite.
Prawie jednocześnie w klasztorze klarysek w Starym Sącz praktykowano obrządek znamienny dla wzrostu roli polszczy; ny. Anonimowy żywotopis Kingi zanotuje niebawem, że księżn według własnego pomysłu i zwyczaju poświęcała Bogu 10 psai mów w mowie ludu za każdym razem, gdy wychodziła ze świs tyni - „i tak za porządkiem dopełniała całego Psałterza".
Tak zaczęła się historia wpływu wybitnych kobiet na losy pi: miennictwa w języku narodowym. Psałterz Dawida, hymniczr ujęcie ludzkich doznań i myśli, poddanych nie tylko uniesienioi związku z Bogiem, lecz także twardym doświadczeniom ziem skiego losu jednostek i zbiorowości, był jedną z najpoczytnie szych ksiąg Starego Testamentu, wyodrębnianą jako uniwersa ny modlitewnik. Wprawdzie bezpośredniego dostępu do Pism świętego nie miewali laicy, ale znakomita pani mogła była, ja widać, sięgnąć po nie i posługiwać się przekładem jego część Nie wiadomo, kiedy go dokonano i jak utrwalono tekst oczj wiście prozaiczny; zapewne jednak stało się to z woli samej Kir gi. Językiem tłumacza była polszczyzna (a nie macierzysty dl księżny język węgierski, czego hagiograf by nie przemilczał Wzmianka żywotopisa brzmi wiarogodnie również w szczegół* w który niekiedy powątpiewano: odmawiania po dziesięć psa mów, czego nie znała liturgia średniowieczna; wszak Anonirt nie bez przyczyny podniósł, że działo się tak za osobistym pc mysłem pobożnej Kingi. Losy polskiego psałterza Kingi, po rc ku 1292 chyba przechowywanego w Starym Sączu niby relikwk
50
Wczesne piśmiennictwo polskie
„Bogurodzica"
51
sto lat później być może splotły się z pracą nad Psałterzem floriańskim.
Także najstarsze znane dziś świeckie zdania w języku polskim pochodzą z XIII w. Zrodziły je odmienne, a historycznie wyraziste, choć też przygodne, okoliczności. Jedno padło w zamęcie bitwy, inne podczas codziennego trudu; jedno wypowiedział był rycerski książę, inne — zwykły kmieć. Pierwsze zdanie zwać wolno „legnickim", drugie - „henrykowskim". W przełomowej chwili bitwy pod Legnicą 9 kwietnia 1241 r., kiedy skutkiem podstępu wroga część hufców polskich poczęła pierzchać, Henryk Pobożny wyrzekł słowa: „Górze [nieszczęście] się nam stało" _ ; zdanie to uniosła z pola bez wątpienia wiarogodna pamięć świadków, a zaświadczy je Długosz prawdopodobnie za relacją spisaną wkrótce po klęsce. Drugie zaś zdanie przekazał opat Piotr w Księdze Iwnrykowskiej, według której około roku 1200 okoliczny osadnik, Czech Boguchwał, pragnąc ulżyć żonie strudzonej obracaniem żaren, rzekł pewnego razu, według zapisu literalnego: „Day ut ia pobrusa, a ti poziwai" ('Daj, niech ja pobruszę, a ty poczywaj' — to jest 'odpoczywaj', lub może: pożywaj 'posil się') - i odtąd mełł sam tak często, że sąsiedzi nadali mu miano Brukała, a jego potomkom Brukaliców.
Tak działo się z prozą, przeważnie pozbawioną jakiejkolwiek intencji artystycznej. Rodzime słowo pisane o takim walorze od początku będzie tworem czystej poezji. Głęboko w polskim średniowieczu pojawiła się zdumiewająca pieśń, która przez kilkaset lat towarzyszyła losom naszych przodków, zrazu jako deklaracja religijna, później też jako wyraz uniesień patriotycznych, pierwszy w istocie polski hymn narodowy — pieśń Bogurodzica.
Tradycja starodawności Bogurodzicy jest niebywała. Żadnej pieśni polskiej nie opatrywano określeniem „carmen patrium" 'pieśń ojców' (Jan Długosz); w początkach XVI w. ogłoszono wprost, że ułożył ją był święty Wojciech, a nieco później zaczęto uważać jej język za wyjątkowo archaiczny. To pewne, że za czasów Jagiełły znano ją powszechnie, bo śpiewano „morę majo-rum" ('obyczajem przodków') w chwilach ważnych, zwłaszcza jako pieśń bitewną: tak stało się m.in. przed bojem grunwaldzkim. Około tegoż czasu nieznana ręka sporządziła najstarszy
znany dziś zapis słów i nut Bogurodzicy; po nim ustawicznie pojawiały się dalsze, wśród nich pierwszy drukowany za sprawą kanclerz;! Jana Łaskiego na^ czele wielkiego zwodu statutów Królestwa Polskiego (1506). Ów najstarszy zapis przekazał tekst jak następuje:
Bogurodzica dziewica, Bogiem sławiena Maryja! U twego Syna Gospodzina matko zwolena, Maryja, Zyszczy nam, spuści nam
Kyrieleison.
Twego dzieła Krzciciela, Bożycze, Usłysz głosy, napełń myśli człowiecze, Siysz modlitwę, jąż nosimy, A dać raczy, jcgoż prosimy: A na świecie zbożny pobyt, Po żywocie rajski przebyt.
Kyrieleison.
O starodawności pieśni dowodnie świadczy jej słownictwo. Do niepowtarzalnych archaizmów zalicza się: Bogurodzica — z pierwszym członem o postaci celownika, już w drugim przekazie zmienionej na: Bogarodzica; unikat przyimka d z i e -1 a 'dla', obcego już nawet Kazaniom świętokrzyskim., bożycze, co jest wołaczem od bożyc 'syn Boga'. Już kopiści XV-wieczni, nie pojmując zamierzchłej poprawności i sensu takich wyrazów, rozmaicie je przekształcali. Twórca więc Bogurodzicy ułożyć ją musiał o wiele wcześniej, niż powstał jakikolwiek z ocalałych zabytków rozwiniętej polszczyzny owej epoki.
Treść pieśni to modlitewne prośby: w strofie pierwszej -- do Matki Boskiej, aby jako wybrana z wielu przez Boga i zjednoczona z nim w pełnieniu Jego woli pozyskała i skłoniła ku ludziom przychylność swego Syna; w strofie drugiej — do Bożyca (Chrystusa), aby za przyczyną Jana Chrzciciela wysłuchał błagań o dar bogobojnego życia i zbawienia po śmierci. Taki dobór postaci i ich wzajemna rola posiadała w średniowieczu odpowiednik ikonograficzny w kręgu Kościoła greckiego (bizantyńskiego) zwany deesis lub trimorphion: majestatyczne wyobrażenie Chrystusa-Władcy („Gospodzina") w asyście Matki Boskiej i Jana Chrzciciela, pośredników między Bóstwem a człowiekiem. Przejęta przez Zachód od X w., „trójpostać" dotarła też do Polski, gdzie najdawniejszym dziś jej przykładem jest fresk w Tumie pod Łęczycą sprzed 1161 r. Bogurodzica mogła
łmieńnićtwo polskie
„ Bogurodzica"
53
więc zrazu powstać jako swoisty komentarz słowno-muzyczny do przedstawień typu deesis, te zaś uchodzić za jej ilustrację plastyczną.
Starodawność tej pieśni nie oznacza prymitywności utworu. Bogurodzica to zadziwiająco misterna kompozycja wokałno-mu-zyczna. Struktura jej ma ogólnie uchwytny rodowód. Jest ona tropem do Kyrie eleison, ułożonym po części na modlę sekwencji, Wśród eksklamacji liturgicznych średniowiecza greckie Kyrie eleison było — obok hebrajskiego Alleluja — zawołaniem ogromnie popularnym, bo wykonywał je wyuczony lud podczas wszelakich obrzędów. W Polsce przyswojone bez zmian, w Czechach przybrało postać krleś (X w.), na Rusi kierlesz. Z czasem zaczęto na Zachodzie uzupełniać je ozdobnikami retorycznymi — tropami, które rozwijały się do pełnych zdań o wyrównanej rytmice, spojonych rymami, i na koniec usamodzielniły jako pieśni w językach narodowych, m. in. od IX w. w Niemczech, od około X w. — w Czechach, gdzie śpiewano odtąd Hospodi-ne, pomiluj ny... Bogurodzica znakomicie sprostała poetyce gatunku. Budowa warstwy słownej wykazuje staranny paralelizm członów; równozgłoskowość wspartą bogatym rymowaniem klauzul wersów i semiwersów, przy czym w strofie pierwszej (i na początku drugiej) czynne są regularne rymy na -a, co jest śladem wpływu sekwencji starszego typu. W obu strofach widać też układ dwuczłonowy: w każdej apostrofę oraz zdania apela-tywne; każdą zamyka jako refren eksklamacja Kyrie eleison. Spójność założeń artystycznych dowodzi, że obydwie strofy powstały jednocześnie.
Z językiem pieśni doskonale współbrzmi jej melodia, nie wykluczone, iż skomponowana przez tego samego człowieka. Melodia słowa „Bogurodzica" jest tożsama z melodią wołania Kyrie eleison przy litanii pochodzenia niemieckiego, którą zanotowano po raz pierwszy w antyfonarzu z Minden w latach 1024-1027, i która krążyła też w świeckiej muzyce trubadurów i truwerów, tudzież w dramacie kościelnym z XIII w. Inne frazy melodii również mają odpowiedniki w kompozycjach żywotnych od IX do XVI w. tak w melodii kościelnej, jak świeckiej. Pierwowzoru całości melodii pieśni nie odnaleziono — jest ona zatem tworem najpewniej oryginalnym.
Nie wykryto również bliższego podkładu całości tekstu słownego, co uczyniłoby ją tłumaczeniem bądź naśladownictwem, jedynie odpowiedniki pojedynczych składników, rozproszone po
źródłach głównie greckich, skąd przejmowało je chrześcijaństwo zachodnie zwłaszcza w IX - X stuleciu. Z kręgu takich procesów kulturowych czerpał je i prawdopodobnie samodzielnie scali! autor Bogurodzicy, najlepszy poeta polski przed Janem Kochanowskim. Również to, iż wcześniejsze tradycją i bogatsze liczebnie wierszopisarstwo religijne w językach staro-cerkiewno-sło-wiańskim oraz czeskim nie zdobyły się wtedy na pieśń o takich walorach artystycznych, wolno uznać za miarę wyjątkowości jego talentu. Nie sposób orzec na pewno, kiedy i jak to się stało; nie wiadomo, czy od razu Anonim posłużył się polszczyzną, czy też według niektórych domniemań — najpierw innym, np. właśnie greckim językiem. Wykształcenie autora wskazuje, że byl duchownym, a ogólnospołeczna znajomość pieśni -- że propagował ją ośrodek o wielkim autorytecie, chyba pospołu któryś z panujących i metropolia gnieźnieńska. Czcigodne starocie językai świadczą, że Bogurodzica mogła powstać w pierwszych stuleciach chrześcijaństwa w Polsce -- chyba, żeby uwierzyć, iż jej twórca zdobył się na świadomą archaizację stylu. Tak czy inaczej, dzieje poezji polskiej otwiera arcydzieło.
Uniwersytet krakowski
Rozdział czwarty
Uniwersytet i druk — oświata i książka
Akt koronacji Władysława Łokietka 20 stycznia 1320 r. w Krakowie ostatecznie restytuował monarchię: Korona Polska odzyskała — tym razem aż po kres dawnej Rzeczypospolitej — symbole swojej suwerenności.
Zarazem władztwo Łokietka (1320-1333) rozciągało się na mniej niż połowę ziem, którym panowali poprzedni Piastowie; nieco więcej zdobył Kazimierz Wielki — ale przez wieki poza macierzą pozostały niemal wszystkie dzielnice Śląska. Energia państwotwórcza skierowała się głównie ku wschodowi w dwóch porywach politycznej ekspansji: za Kazimierza, który przyłączył do Polski Ruś Czerwoną, a nade wszystko za Jadwigi Andega-wenki i Władysława Jagiełły, gdy od roku 1385/1386 dzięki unii personalnej poprzez ich małżeństwo losy Królestwa sprzęgły się z olbrzymim Wielkim Księstwem Litewskim, wprowadzanym odtąd przez Polskę w obręb chrześcijaństwa zachodniego.
Związek z Litwą ułatwi! odparcie najgorszego niebezpieczeństwa, jakie narastało na północy od połowy XIII stulecia, a w XIV miewało już groźne skutki. Był nim Zakon krzyżacki i jego doskonale zorganizowana potęga, którą zdołał nie tylko wyniszczyć plemiona Prusów i Jaćwięgów, lecz również zagarnąć część ziem polskich. Wielki triumf grunwaldzki (1410) podbudowany został przez polityczny i gospodarczy trud XIV w.; późniejsze przywrócenie zwierzchnictwa polskiego nad Pomorzem w toku wojny trzynastoletniej (1454-1466) — przygotowane przez Grunwald i dojrzałość wniosków, jakie polska myśl państwowa wysnuła z uprzednich doświadczeń. W ciągu stulecia grunwaldzkiego rozległa i dużo ludniejsza, z własnymi dynastiami nawet na tronach ościennych (w Czechach i na Węgrzech) Polska osią-
gała status mocarstwa. Z kolei rozprzestrzenianie się państwa jego sojusze otwarły władztwo Jagiellonów na kontakty i koi flikty z napierającą od Bałkanów Turcją. Krzyżackie i tureck zagrożenia, wyciśnięte głęboko w naszej ówczesnej samowieds narodowej, wypowie w tym okresie niejeden dokument piśmiei nictwa polskiego.
Ówczesne czynniki kulturotwórcze były częściowo tymi sam* mi co przedtem, częściowo zaś nowymi. W ich rozmieszczeni przestrzennym doszło do prymatu ośrodka stołecznego -- Kr: kowa, gdzie gromadziły się najlepsze intelekty i najwybitniejsi talenty z kraju i z zagranicy. Z instytucyj -- kontynuował sw misję przemożny ideologią i zasobnością Kościół. Jego znacz* nie trwało mimo burzliwych zawichrzeń w chrześcijaństw Europy XIV-XV w.: tzw. niewoli awiniońskiej papież (1309-1377) oraz schizmy, kiedy między rokiem 1378 a 1417 prawowitość swego pontyfikatu walczyło dwóch i trzech papj« ży, i kiedy z kolei schizma wzbudziła powszechny ruch konc; liarystyczny, którego podporą były uniwersytety: według teg ruchu sobór (łac. concilium), jako najwyższe przedstawicielstw ogółu wiernych, miał moc zasadniczych orzeczeń ponad i wbre* papieżowi; a także mimo zaciętych sporów wokół paru kwest dogmatycznych, toczących się między uczelniami i zakonam Trzy sobory: w Pizie 1409 r., w Konstancji 1414-1418 i w Ba zylei 1431-1449, z udziałem elity intelektualnej i polityczni chrześcijaństwa borykało się z tymi i z innymi problemami, prz czym nie doprowadzono do głębokiej reformy Kościoła, niepc dzielne w nim zwierzchnictwo pozostało przy papieżach, a kon cyliaryzm wygasł. Polska, gdzie przeważali zwolennicy koncylk ryzmu, uczestniczyła w owych wydarzeniach poprzez znakom tych uczonych i dyplomatów, odgrywając zwłaszcza podczt obrad w Konstancji i w Bazylei rolę znaczącą.
Było to możliwe dzięki- wiekopomnemu dziełu Kazimierz Wielkiego, który założył pierwszą w Polsce uczelnię — ora Jadwigi i Jagiełły, którzy ją odnowili.
Uniwersytety, których nazwa „universitas" oznaczała korpc racyjną wspólnotę nauczających i nauczanych oraz ogół upu wianych tam dyscyplin naukowych, historia uzna za jedno najwspanialszych dokonań epoki. Powstawały one w Europii od XII wieku, kiedy w Paryżu uformował się główny — na dh go — ośrodek studiów teologicznych, a w Bolonii — prawnypll W samym XIV stuleciu powstało ich 14; najbliżej Polski -- i
56
Uniwersytet i druk — oświata i książka
Uniwersytet krakowski
57
czeskiej Pradze (1346-1348), fundacji Karola IV. Uniwersytet w Polsce równoważyłby osiągnięcie Czechów i służyłby państwu, mianowicie jego administracji, tudzież oświacie społeczeństwa. Wyprawy Polaków na studia za granicą podejmowano wprawdzie od XII w., ale były one kosztowne, niebezpieczne i dostępne dla niewielu, Teraz przestawały być koniecznością przynajmniej co do tych nauk, jakie przewidziano w kraju.
Akt fundacyjny, datowany w Krakowie 12 maja 1364 r., zatwierdzony bullą Urbana V w Awinionie 1 września, zasadzał byt materialny nowego Studium Generale na dochodach z żup wielickich, a uruchomił na Wawelu i w mieście stołecznym 5 ka-ledr prawa (dwie kanonicznego i trzy - rzymskiego), dwie -medycyny oraz jedną katedrę artium 'nauk (sztuk) wyzwolonych'. Kraków przyjął włoski model organizacji — z rektorem obieranym przez ogól studiujących, bez przewodniego wówczas kierunku: teologii, co tłumaczone bywa m. in. powołaniem akademii do zaspokajania w pierwszym rzędzie pozakościelnych potrzeb państwa. Dla oświaty powszechnej szczególne znaczenie mieć mógł wydział wstępny - artium.
Program tego wydziału obejmował spójny zestaw przedmiotów noszący tradycyjne miano septem artes liberales 'siedem sztuk wyzwolonych' (miano to z dawien dawna oznaczało ich „wolność" od upokarzających mozołów fizycznych), a w nim trivium („trójdroże") - z trzema dyscyplinami „mownymi" (artes sermonales): gramatyką, retoryką (ćwiczącą przede wszystkim w umiejętności redagowania wszelakich pism) i dialektyką, oraz quadrivium („czwórdroże") — z czterema przedmiotami „rzeczowymi" (artes reales): arytmetyką, geometrią (czyli podstawami geografii i kosmografii), astronomią (dla obliczeń kalendarza świąt ruchomych roku kościelnego), na koniec muzyką. Ukończenie tego wydziału, zwłaszcza gdy potwierdzał je tytuł naukowy bakałarza (baccalaureatus), umożliwiało dalsze studia na każdej — tej samej albo innej — akademii, zaś tym, którzy nie mogli nadal się kształcić, dawało pracę w szkołach niższych stopni, dzięki czemu posiew wiedzy akademickiej, choćby skromny, służył oświacie pospolitej.
Kazimierzowe Studium Generale, czyli uniwersytet, zwany też akademią, działało do śmierci swego fundatora (1370), przyciągając młodzież nawet spoza Korony. Dalsze jego losy są niejasne. Prawdopodobnie powoli zamarło. Głodni nauki tuziemcy znowu wędrowali po nią do obcych, głównie do Pragi, gdzie do
końca XIV w. studiowało blisko trzystu przybyszów z Polski, pamięć posiadania własnego uniwersytetu i świadomość jego znaczenia pomogły wskrzesić go już po ćwierćwieczu, według tradycji -- za sprawą królowej Jadwigi. Zapowiedziała to naprzód bulla erekcyjna Bonifacego IX z dnia 11 stycznia 1397 r., następnie odpowiedni dokument Władysława Jagiełły. Do Krakowa ściągnęli też poważni mistrzowie z ośrodków obcych, by przyczynić się do ułożenia nowego programu uczelni i jej sprawnej renowacji. Dnia 26 lipca 1400 r., wykładem biskupa krakowskiego Piotra Wysza i mową pierwszego rektora Stanisława ze Skarbimierza, przy napływie dwustu scholarów, uniwersytet krakowski odżył.
W stosunku do uczelni Kazimierzowej zmieniła się jego orientacja naukowa i po części ideologiczna. Przewodnim stał się obecnie nowy wydział ■ teologiczny, powołany dla wsparcia swymi wychowankami wielkiej sprawy uchrześcijanienia Litwy i oddziaływania na prawosławną Ruś, a więc dla zaspokajania potrzeb i państwa, i Kościoła, najwyższym zaś zwierzchnikiem uniwersytetu mia! być teraz jako jego kanclerz każdorazowy biskup krakowski. Wewnętrzną strukturę szkoły stanowił system kolegiów, czyli wydziałowych wspólnot profesorskich, oraz burs
wspólnot scholarskich. Przechodząc z biegiem wieku różne
koleje, obfitszy bądź wątlejszy dopływ młodzi z Korony i Litwy,
Śląska, Prus, Węgier, Niemiec i Bałkanów, rozbudowując swe
siedziby, zasilana nadaniami prebend i darowiznami księgozbio
rów, Alma Mater wciąż nowych pokoleń studentów — przeważ
nie synów chłopskich i mieszczańskich (trzy czwarte ówczesnych
jej magistrów to z rodu plebejusze). wtopiła się na stałe w losy
ojczyzny. Dla władz państwowych okazała się niewyczerpanym
rezerwuarem usług wymagających wysokiego poziomu nauko
wego, szczególnie w prawie i dyplomacji. Dla narodowej kultury
zbiorowym twórcą najlepszej próby. Dzięki temu szczególnie
Kraków promieniował nią na wszystkie ziemie Królestwa i
Księstwa. Z kilkunastu tysięcy studiujących tutaj przez stulecie
po renowacji uniwersytetu około 11% osiągnęło bakalaureat,
coraz liczniej też uzyskiwano mistrzostwo (magisterium) i dok
toraty.
Dzieje własne odnowionej uczelni odbijały w sobie wszystkie istotne wydarzenia i procesy tamtych czasów. Wydział teologiczny, wzorowany na szkole paryskiej, a choć skromny liczbą słuchaczy ■ najdostojniejszy i wpływowy za przyczyną indywi-
Uniwersytet i druk - oświata i książka
dualności wykładających, podjął tradycyjne zagadnienia bibli-styczne, dogmatyczne i eklezjastyczne w kilku odmianach stosowanej wtedy metodologii. Jednak dt>syć rychło również jego zachowawczość podważyły wpływy nowych nurtów, jak tzw. via moderna, krytycznie korygująca część scholastyki, oraz napór bieżących potrzeb Kościoła. Od pierwszych lat po renowacji rozwijała się też matematyka i astronomia, choć prawdziwa ich świetność przypadnie na schyłek wieku, kiedy wykładał je Wojciech z Brudzewa (1476-1494) i kiedy je tam studiował Mikołaj Kopernik (1491-1494). Jednak poczesne miejsce zdobyła filozofia - dziedzina, którą najgłębiej przeorzą nowe prądy. Już via moderna osłabiła niebotyczny autorytet Arystotelesa w dyscyplinach filozoficznych (i w służbie teologii). Z kolei devotio moderna (pobożność uwspółcześniona lub po prostu nowa) przeobrażała poglądy na istotę życia chrześcijańskiego głosząc, że niezbędne jest uduchowienie indywidualnej religijności i poddanie praktycznych poczynań człowieka zasadom etyki. Hasła nowej pobożności wszczepiał tu Mateusz z Krakowa, zwłaszcza traktatem Rationale operum dhinorum, czyli 'Rozumowym ujęciem dziel Boskich' (1391-1394). Niemniej i via moderna, i de-votio moderna, dla której fenomen pokrewny, choć odmienny w obyczaju religijnym zachodzącej epoki, stanowił doloryzm, były przecież pochodną ducha wieków średnich. Toteż staną one oporem wobec rzeczywiście nowego prądu, jaki niemal równocześnie pocznie podbijać umysły Polaków: wobec humanizmu. Aż do końca średniowiecza więc uniwersytet krakowski ogniskować będzie typowe dla epoki a powikłane zagadnienia naukowe i pozanaukowe oraz niejednorodne kierunki dociekań i metody wykładu, przejmując i współtworząc intelektualną kulturę Europy.
Uniwersytetem, instytucją ogólnie świecką, de facto zawiadywał Kościół tak z racji statutu wszechnicy, jak personalnych: jej ciało naukowe i pedagogiczne z rzadkimi wyjątkami stanowili duchowni. Podobny stan rzeczy istniał w innej, dla historii piśmiennictwa nieobojętnej instytucji: w kancelariach. Rangę najwyższą — przed biskupimi, sądowymi czy miejskimi ■ - miała kancelaria królewska, urządzana od doby Łokietka i rozciągająca swe kompetencje na całość państwa; miejsce, gdzie wykuto formułę „Corona Regni" uwydatniającą pojmowanie Królestwa Polski jako bytu politycznie niezależnego nawet od osoby mo-
Piśmiennictwo kancelaryjne
narchy czy dynastii. Za Kazimierza Wielkiego i Jagiellonów na leżeli do niej ludzie wybitnie biegli w prawie i dyplomacji orai obsłudze dokumentalistycznej, często świetni styliści, poligloci wytrawni bywalcy. Obsada kancelarii rozrastała się szczególni w okolicznościach wzmożonej aktywności państwa; w czasie pa nowania Jagiełły przewinęło się przez nią więcej niż 80 urzędnii ków, nie licząc osób współdziałających. W niej poznawali taje mnice władzy i administrowania wysocy później dostojnicy koś cielni i świeccy; przykładem olśniewającej wprost kariery osobi stej okaże się Zbigniew Oleśnicki, sekretarz królewski (1410), bi skup krakowski (1423) i kardynał (1449), niepospolity polityk mecenas. Dostęp do źródeł, jakie tam i w innych kancelariac przechowywano, przyczyni się do powstania kolejnych dzieł hi storiograficznych, nade wszystko tych spod ręki Jana Długosz*; doraźnym zaś tworem piór kancelaryjnych będą zwody wzorÓM rozmaitych pism, jakie redagowano od potrzeby do potrzeby, które na Zachodzie sporządzano od paru wieków.
Do naszych czasów dotrwały ciekawe zwody z początków X1 stulecia, już jako kopie nieco tylko starszych pierwopisów, c-dowodzi, jak szybko puszczano je w obieg. Teksty w nich ze brane to głównie epislolografia na poły autentyczna i ceniona widać, jako szczególnie udatna lub godna szacunku (są w nie listy papieskie, cesarskie, królewskie...), na poły zaś chyba fik cyjna - - wypracowania na różne tematy i okazje; rozmaitość tematów towarzyszy zmienność stylu od uroczystego do żartob Itwego. Ćwiczenie w „dictamen pulchrum" sięgnęło też po proz rymowaną i — próby w języku polskim. Dwa zwody, o utarte w nauce nomenklaturze: Formularz Jerzego z lat 1399-141 oraz wzbogacona o wywody teoretyczne Retoryka krakowsko. którą datuje się na lata 1425-1434, mają po części wspólną zai wartość i najprawdopodobniej wspólnego autora. Był nim Jerzy pisarz grodzki krakowski i notariusz królewski. Odmienna wers ja Formularza powstała, jak się zdaje, niebawem w kancelarii bi skupów wrocławskich; jeszcze inną „retorykę" zestawił mał« znany Marcin z Międzyrzecza.
Dorobek piśmiennictwa pomnażały również, za tradycją kilk1 już stuleci, pomniejsze ośrodki, wyłącznie kościelne. Spośród za konów najstarszy monastyczny — benedyktyński, popadł wted ogólnie w zastój. Skuteczniej do podnoszenia poziomu umysło wego swoich braci włączyli się cystersi, gremialnie studiując teologię na uczelni krakowskiej. Żywotniejsze, zwłaszcza w X11
60
Uniwersytet i druk — oświata i książka
Pierwodny diuku
61
w. okazały się zakony mendykanckie (żebracze). Dominikanom przybędzie sporo klasztorów na wschodnich połaciach państwa; co zaś do minorytów, od połowy tego wieku rozpowszechni się u nas odłam franciszkanów-obserwanlów zwanych bernardynami, niebywale popularnych wśród drobnej szlachty i plebsu Polski, Litwy i Rusi jako przystępni kaznodzieje i kwestarze. Prawie w każdym klasztorze dowolnej reguły znalazł się zakonnik powołany do choćby skromnej uprawy słowa. Pilności, jeśli nie talentu, nie brakowało również w klerze świeckim. Przygniatającą większość ludzi pióra i w tej fazie epoki stanowić będą duchowni.
Tenże okres przyniósł — praktycznie na razie cząstkowy u nas, lecz wkrótce zasadniczy - - przełom w wytwarzaniu środków komunikacji piśmienniczej, mianowicie w technice powielania tekstów. Sprawił to druk.
Wykonawcze rękodzieło pisarskie posługiwało się przez czas dłuższy narzędziami tradycyjnymi. Nadal importowano podstawowe surowce: pergamin — aż do schyłku XIV w., kiedy uruchomiono u nas pierwsze warsztaty „pergamenistów" vel „per-gamentariuszy", papier — do czasów Kazimierza Jagiellończy-ka, kiedy zbudowano młyny papiernicze w Gdańsku (1473), Wrocławiu (ok. 1477) i na Prądniku Czerwonym pod Krakowem (1493). Zapotrzebowanie na papier — swoisty miernik kultury — wzrastało tak, jak rosło państwo, krzewiła się ludność, a nauka i oświata domagały się wciąż obfitszego zasobu tekstów religijnych, prawnych, naukowych lub dydaktycznych oraz możliwości ich tworzenia.
W wieku XV produkowano książkę rękopiśmienną we wszystkich głównych i w wielu pomniejszych miastach Korony. Skryptoria klasztorne benedyktynów, cystersów bądź kanoników regularnych, zaspokajając potrzeby lokalne, nie nadążały za innymi. Pojawiła się wtedy dość liczna w całym kraju rzesza studentów, kleryków, nauczycieli, kancelistów i notariuszy, którzy zarobkowali przepisywaniem; a obok nich wyborowa grupa „katedralisów" - duchownych i świeckich kaligrafów z zawodu, którzy wykonywali poważniejsze treścią i ozdobne manuskrypty kościelne. Ogromną liczbę kodeksów spisali na swój użytek mistrzowie i scholarze Akademii Krakowskiej, a nawet księża prowincjonalni, dochodząc tą drogą do pokaźnych i cennych księgozbiorów prywatnych. Przybyło też introligatorów oraz iluminatorów zdobiących karty gotowych dzieł miniatura-
mi i ornamentacją. Trudu ich nie sposób przecenić; jego wytwory niekiedy zdumiewają pięknem przystroju i kunsztem graficznym, lecz taka książka nie mogła być dobrem powszechnie dostępnym.
Jeden z najszlachetniejszych wynalazków; druk objawił si<j Europie z początkiem drugiej połowy XV wieku.
Żmudne rękodzieło pisania i odpisywania ksiąg, które żabie rało ofiarnym autorom i kopistom niekiedy długie lata, ustępo walo odtąd krok za krokiem mechanicznemu powielaniu lek stów w mnogich od razu egzemplarzach. Już od zarania stuleck używano drzeworytów z wizerunkami i tekstem, by odbijać eg zemplarze książki ksylograficznej (z gr. ksylon 'drewno'), zwykh treści religijno-umoralniającej. Nowa idea uruchomiła sposób; niepomiernie wydajniejsze. Na istotę wynalazku druku złożyk się skonstruowanie urządzeń i sporządzanie stopu metali do od lewu czcionek ruchomych i zdatnych do wielokrotnego składu oraz zastosowanie prasy do odciskania kolumn.
Wynalazku dokonał przed rokiem 1440 w Strasburgu rze mieślnik Johannes Gensfleisch zum Gutenberg z Moguncji. Kil ka lat później ukazał się poczet publikacji pomniejszych. Pierw szym w dziejach drukowanym wielkim dziełem była Biblia, oc liczby rządków tekstu w kolumnie zwana 42-wersową, któn wydano po dwóch lalach składania na przełomie 1455 i 1456 r w nakładzie zapewne 200 egzemplarzy, wytłoczonych na perga minie (35 egz,) i papierze. Rewelację tę podchwycono niezwłocz: nie; warsztaty drukarskie instalowano w Niemczech, Włoszech Francji, Szwajcarii, Niderlandach, Hiszpanii, Anglii...; doskona łono wyposażenie i estetykę produktu; organizowano jego roz prowadzanie. Obieg słowa pisanego potężniał z każdą chwilą uszczuplając skuleczność jego nadzoru przez nadrzędnego dotąd dysponenta książki, jakim pozostawał Kościół. Zarazem prze cięż wszystkie prasy wczesnych oficyn odbijały teksty gotowe zazwyczaj więc średniowieczne, prawomyślne i prawowierne relii gijnie, a po nich dopiero naukowe dla uniwersytetów i szkól Od strony prezencji technicznej naoczna była zachowawczoś" druków; krój czcionek długo jeszcze naśladował wypróbowan; dukt ozdobnego pisma gotyckiego — tekstury (od Texlus czyi tu Pismo Święte), a językiem większości druków sprzed roku 1500, umownie zwanych inkunabułami (z łac. in cunabula \ kołysce', czyli przenośnie druk „niemowlęcy"), pozostawała łaci na. Zmiany w takim stanie rzeczy zaszły jednak wcześnie, gd
62
Uniwersytet i druk — oświata i książka
Oboczność łaciny i polszczyzny
63
humaniści renesansowi zgłosili do masowych wydań dzieła starożytnych, a dojrzewanie świadomości narodowej i potrzeby ludzi nieuczonych wymogły przekłady rozmaitych lektur popularnych.
W Polsce zaspokajano się na razie wwozem druków obcych i zamówieniami na usługi typograficzne za granicą. Pierwszą u nas drukarnię założy} w Krakowie wędrowny przedsiębiorca z Niemiec, prawdopodobnie Bawarczyk Kasper Straube. Lata 1473- 1474 to nader krótki czas jej działalności, która przyniosła zaledwie 4 licho złożone książki. Najwcześniejszym był jednostronnie odbity ścienny almanach (kalendarz) na rok 1474, z tekstem łacińskim. Po odejściu Straubego istniała tutaj przypuszczalnie również efemeryczna (1483-1484) tłocznia Jana Pepe-laua, a następna pod koniec wieku i znów przelotnie, lecz z niezwykłym programem wydawniczym. Osiadły w Krakowie Niemiec Szwajpolt Fiol około roku 1490 ogłosił kilka liturgicznych ksiąg starocerkiewnych, złożonych — po raz pierwszy w historii — cyrylicą, na użytek Kościoła wschodniego, po czym przedsiębiorstwo Fioła zamknięto. W tychże latach urządzono drukarnie we Wrocławiu (1475-1482), w Malborku (1492) i w Gdańsku (1498-1499). Właśnie we Wrocławiu, za sprawą tamtejszego kanonika i organizatora oficyny Kaspra Elyana wytłoczono pierwsze teksty w języku polskim (z nalotem czeszczyzny): modlitwy Otcze nasz, Zdrowa Maryja oraz Wierzę w Boga. Zamieszczono je w zbiorze Statuta synodalia Conradi, episcopi Wratis-!aviensi$ ('Statuty synodalne Konrada biskupa wrocławskiego') jesienią 1475 r. Po tej próbie na pojawienie się polszczyzny w składzie drukarskim czekano do XVI w. Średniowiecze polskie pozostało przy rękopiśmienności.
Kulturowe, a zatem również piśmiennicze skutki oddziaływań podstawowych uwarunkowań historycznych były wielorakie. Językowo piśmiennictwo pozostało tradycyjnie dwoiste: łacińskie oraz polskie. Łacina, dominująca wciąż w mowie potocznej ludzi wykształconych i we wszelakim słowie pisanym, swoje cechy języka żywego zderzy niebawem z normami antycznymi, do których nawrócą humaniści. Polszczyzna wybije się na pozycję po-cześniejszą niż dotąd wobec łaciny w literaturze; równocześnie jej słownictwo wchłonie obfite przymieszki z języków narodowości, które zaludniały obok siebie rozległe obszary monarchii ostatnich Piastów i pierwszych Jagiellonów. Współistnienie obydwu języków przewodnich, niezależnie od przemian, jakie
zajdą w każdym z nich z osobna, uprzytomnia zjawiska trojakiego pokroju. Naprzód mnogość polskich przekładów i przeróbek łacińskiej twórczości religijnej, obcej i rodzimej. Pod koniec epoki dokonywano ich z niebywałą gorliwością, sięgając po teksty gdzie indziej poczytne od stuleci. Po wtóre powszechne głosowanie tekstów łacińskich: zapis brzmiał słowem żywej mowy ojczystej. Wreszcie przytaczanie polszczyzny w otoczce łaciny tam, gdzie wymagano, by wypowiedź nielacińską oddawano z bezwzględną wiernością: w dokumentach sądowych. Indywidualnym wyrazem symbiozy języków stanie się twórczość Władysława z Gielniowa.
Wśród gatunków i struktur piśmiennictwa tego okresu większość wywodziła się z dorobku poprzedników. Kontynuatorzy nie wzbraniali się przed innowacjami, a jedną z ciekawszych wprowadzili do obyczaju literackiego. Było nią sygnowanie autorstwa, jeszcze sporadyczne i nie zawsze wyraziste, lecz dostrzegalne. Jedni, jak Jan Łodzią z Kępy, Piotr Polak, Stanisław Ciołek, Adam Świnka, Władysław z Gielniowa i bliżej nie znany „Stanisław" zdobywali się na kunsztowne akronimy; inni, jak Słota, „mistrz Maciej", Jan Ostroróg, a z wielkich Jan Długosz, wymieniali siebie samych w tekstach własnych prac. Dokonanie pisarskie otrzymywało swoisty znak wartości, piśmiennictwo traciło bezimienność.
Dzierzwa. Janka z Czarnkowa
65
Rozdział piąty
Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza
Pierwszą z głównych dziedzin literatury kontynuowanej w XIV-XV stuleciu była historiografia.
Dziejopisarstwo, jak zwykle ściśle związane z losami państwa i narodu i wciąż bez wyjątku łacińskie, składało się z nawarstwień wcześniejszych przedstawień przeszłości i nowych współczesności. Rocznikarstwem parały się nadal głównie kapituły i klasztory. Istniejące annały uzupełniano na bieżąco bądź kopiowano od początku, dopełniając je z upływem lat, po części zakładano nowe. Świeże więc treści ujmowano w dawne formy, lecz i one zaczęły ulegać zmianom: zachowując porządek dat rocznych zwięzłe dotąd notatki coraz częściej rozwijały się w narrację na modłę kronik. Poznawczo najcenniejsze były w nich zapiski oryginalne, szczególnie do lat Łokietka i Kazimierza Wielkiego. Również kronikarstwo nie zarzuciło dawniejszych swoich dokonań: właśnie w XIV wieku sporządzono najstarszą z zachowanych do dziś kopii dzieła Galia Anonima, przynajmniej dwa odpisy Kadłubka oraz uzupełnioną redakcję Kroniki wielkopolskiej.
W tym wszakże gatunku zjawiły się tendencje i zamysły przedtem nie spotykane. Doświadczenia największego momentu dziejotwórczego: restytucji Korony Polski, wniosły trzeźwiejsze pojmowanie polityki i organizacji państwa; ambicja i praca dwóch ludzi zgromadzi niebywałe zasoby źródeł w celu stworzenia ogromnych syntez historycznych. Przypuszczalnym redaktorem i w części autorem pierwszej z owych prób był Janko z Czarnkowa, realizatorem następnej — Jan Długosz.
W początku XIV w., zapewne w środowisku franciszkanów: krakowskich skompilowano rzecz niewybitną, ale poczytną, umownie dziś tytułowaną donica Polonorum. Autor, również umownie raczej określany mianem Dzierzwy (lub Mierzwy) za-ją} się całością dziejów Polski od ich zarania do jego czasów. Głównym źródłem jego wiedzy historycznej była kronika mistrza Wincentego. Dzierzwa zatarł — nie dość starannie — budowę jej części dialogowych i dokonał nierównomiernego wyciągu z całości, najbierniej korzystając z księgi pierwszej, a naj-gruntowniej przerabiając ostatnią; liczne u Kadłubka exempla ? historii powszechnej odsiał skupiając uwagę czytelnika wokół spraw polskich. Zależność od podstawy ograniczył zmieniając pojedyncze ich ujęcia oraz czas trwania i wymiar dziejowy kreowanych tam postaci. Zarazem cofnął tematykę aż do wyobrażeń o wyodrębnianiu się ludów w pradziejach, a dla późniejszych zdarzeń odwołał się do Vita maior sancii Stanislai Wincentego 2 Kielczy, poprzez którą oceniał też sprawę Bolesława Śmiałego. Dane roczników, jakie miał w ręku, przekształcił w pełną relację epicką. Tym sposobem powstała zwarta i przejrzysta kompozycja o czterech względnie jednakowych częściach, z klarownym podziałem na rozdziałki wyznaczane datami kolejnych pano-wań, o powściągliwie dobranej faktografii. Wraz z prostotą stylu opowieści sprawiło to, iż przystępnego Dzierzwę czytywane obok popularnej kroniki Kadłubkowej. Redaktor XlV-wiecznej wersji Kroniki wielkopolskiej uzupełnił ją, jak się zdaje, przejąt-kami z tekstu franciszkanina. Stare przekazy Dzierzwy zaginęły; zachowane kopie to produkt połowy XV stulecia, pierwodruk - połowy wieku XVIII.
Zamysł napisania prawdziwie rozległej syntezy powzięto v* końcowych latach XIV w. Spełniono tylko jego założenia robocze: złożono pokaźny, choć niekompletny zbiór (bez Galia ii Kadłubka, dostępnych oddzielnie), mianowicie trzy kroniki, szereg annałów, kalendarze i inne zapiski — w dwóch wariantach układu jednoczących dorobek z Wielkopolski i Małopolski. Z nich to wyłonić się miała donica magna (longa) Ledutaruin (Polonorum) ■ 'Wielka (Długa) kronika Lechitów (Polaków)' po dopełnieniu nowym materiałem i scaleniu surowca w jednolitą narrację traktującą o dziejach państwa polskiego od legendarnych początków do przyjścia Władysława Jagiełły. Zamyśli takiego przedsięwzięcia i sam zwód — kopiowany już w XV w. przez kilkanaście rąk (9 odpisów ocalało do dziś) i przeredago-
1 — Literatura średniowiecza
66
Dziejopisarstwo - od Dzierż wy do Długosza
Janko z Czarnkowa
67
wywany pojawił się zapewne w środowisku kapitulnym gnieźnieńskim i przyjął się rychło w Krakowie. Jego przypuszczalnym inicjatorem i pierwszym wykonawcą był tamtejszy archidiakon Janko z Czarnkowa.
Niezwykle życie dało temu człowiekowi wyjątkową znajomość ludzi i spraw owego czasu. Rodem raczej mieszczanin, stanem duchowny, z wykształcenia może prawnik, doświadczenie w materiach publicznych zdobył pracą najpierw przy boku biskupa Andrzeja z Wiślicy w diecezji szweryńskiej w Meklemburgii, skąd jeździł m.in. do Awinionu, potem - - w misjach, również zagranicznych, na usłudze biskupów polskich, a od 1366 r. jako podkanclerzy Korony. Karierę, którą jako plebejusz zawdzięczał głównie własnym zdolnościom, złamał niefortunnie wdawszy się w walkę przeciw Andegawenom i zwolennikom ich obioru na tron po Kazimierzu Wielkim. Skazany na banicję za świętokradcze naruszenie grobu zmarłego króla (skąd miał wyjąć insygnia monarsze), po paroletniej tułaczce za granicą osiadł w Gnieźnie i podjął pracę dziejopisa.
Wstępem do niej było kolekcjonowanie i uzupełnianie źródeł. Jego być może roboty w przekazie Kroniki wielkopolskiej są interpolacje treści regionalnej, a także dotyczące Pomorza i ziemi lubuskiej, czyli obszarów dobrze Jankowi znajomych, w tym podanie o Lechu (z szczegółem o założeniu Gniezna) i Czechu oraz polski wariant romansu o rycerzu Walterze z Akwitanii (Walcerzu vel „Walgierzu") i Helgundzie, umiejscowiony w Wiślicy. Niewątpliwą własność Janka stanowi kronika wydarzeń z okresu panowania Ludwika Andegawena węgierskiego i bezkrólewia po nim.
Oryginał jej zaginął; XV-wieczne kopie ze zbioru Kroniki wielkiej nie mają wstępu i trzech pierwszych rozdziałów, a prawdopodobnie również zakończenia. Otwierał ją zapewne opis panowania "Kazimierza, przynajmniej czterolecia za podkanclerstwa Janka, z czego się ostał fragment mówiący o chorobie, zgonie i pogrzebie władcy. Zamyka zaś relacja o faktach z drugiej połowy 1384 r. Rzecz powstawała paru nawrotami w latach 1377-1384, im bliżej końca -- z tym węższym rozziewem między zdarzeniem a opisem. Była to więc w sporej części niemal kronika wydarzeń bieżących, rejestrowanych za świeżej pamięci.
Bodziec do takiej pracy, prócz zainteresowań historią, których ambitnym dowodem byłaby idea Cronica magna, dały Jan-
kowi racje natury prywatnej. „Obecność w epoce" autora wyraziła się wielokrotnym zaznaczeniem autopsyjności opowiadania i narracją w pierwszej osobie, co przydało dziełu rysów chwilami pamiętniczych. Wolny od nich, by upozorować rzetelność sprawozdania (gdzie wszakże przemilczano istotne okoliczności), pozostał wątek klęski życiowej narratora, określającego się wtedy jako „archidiakon", przekształcony w apologię byłego podkanc-lerzego i pamfletową rozprawę z przeciwnikami, choć już po ich śmierci. Całą zresztą zawartość wyznaczyły horyzonty doświadczeń osobistych kronikarza, tak iż w zachowanym tekście przeważają epizody wielkopolskie. Jest w niej materia rozmaitej treści i wagi. Janko ułożył ją w porządku na ogół chronologicznym (obficie podając dokładne daty), niekiedy krzyżując go z tematycznym. Niejaką dorywczość notowania widać w przemieszaniu wypadków prawdziwie dziejowych i przygodnych, historii i anegdoty, w splocie spraw ludzkich i fenomenów natury, nie bez niekonsekwencji i sprzeczności.
Janko, stronniczy w ukazywaniu i ocenie faktów jemu samemu nieobojętnych, okazał się przenikliwym obserwatorem motywów, jakie rządzą czynami człowieka. Założenia przewodnie swej Kromki wyraził zapewne w zatraconym wstępie; to, co tkwi w zachowanym tekście, zdaje się wskazywać, iż pragnął roztoczyć przed czytelnikiem taki obraz Polski za panowania Elżbiety i Ludwika Węgierskiego, by jaskrawo odbijał od ładu, pokoju i praworządności, jaka istniała za ich poprzednika. Autor dopiął celu, stwarzając przygnębiający wizerunek owych kilkunastu lat, niemal rodzaj nie znajdującej odpowiednika w rodzimym dziejopisarstwie kroniki skandalicznej całego kraju. Jednak mimo tendencyjności i dyktowanych nią ujęć, poznawcza wartość pracy jest niemała, zwłaszcza w tym, co dotyczy tajników polityki, obyczaju, kultury kleru i rycerstwa, a nawet drobiazgów, których nikt nie utrwalił, a które ongi należały do rzeczywistości. Autor, intelekt bez daru odkrywczych uogólnień i bez zamiłowania do retoryki, okazał się faktografem, który pojedyncze tematy swej relacji wyposażał przede wszystkim w realia — personalne, chronologiczne, nazewnicze, topograficzne i materialne, a równolegle dbał, aby odsłaniać przed czytelnikiem więź między przyczyną a skutkiem mnóstwa szczegółów ważnych i ubocznych, cofając się niekiedy do odleglejszych uwarunkowań zdarzenia. Stosownie do takiego pojmowania toku spraw wypadła pisarska warstwa Kroniki. Janko włada! stylem niewyszukanym
68
Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza
,,Kronika książąt polskich". Jan Długosz
69
i stworzył dzieło bez wdzięku literackiego, bez ozdobnych tropów, łaciną zwyczajną z wtrętami polonizmów. W strukturze narracji dominuje co prawda rozwinięte okresy, niewolne jednak od uchybień składniowych, a budowane członami zwartymi i prostymi. Tylko niekiedy wzbierała mu pod piórem pewna ekspresja: przy wspominaniu doznań osobistych albo pod wpływem dramatyzmu kreślonych scen, np. nad łożem umierającego Kazimierza, oślepnięcia arcybiskupa Jarosława, konklawe 1378 r. i w paru innych urywkach, gdzie użył mowy niezależnej i krótkich dialogów. Poziom tej warstwy zdradza, jak można mniemać, iż Kromka Janka z Czarnkowa zastygła w stadium jeszcze roboczym, widomie dalekim od wykończenia (z lukami w tekście bądź tu i ówdzie z ledwie zastępczymi symbolami przewidzianych konkretów) i że to przedwczesny zgon przeszkodził autorowi w wygładzeniu dzieła. W takim sianie przekazały je kopie. Druku - jak przy innych dziejopisach epoki - - podejmie się nauka dopiero XVIII wieku.
W tym samym okresie i w różnych ośrodkach kontynuowano pomniejsze prace historiograficzne, współcześnie zaś z Kroniką Janka, bo między rokiem 1382 a 1386, powstawała inna godna uwagi. Była nią Chronica principum Poloniae. Jej tytuł potwierdzał orientację dziejopisa dopiero wewnątrz lektury, ponieważ Kronika książąt Polski traktuje przede wszystkim o losach Śląska po rok 1370, dokładniej zaś - o Piastowskich dynastach tej ziemi: ich imiona, opatrzone odpowiednimi wyróżnikami, bądź zbiorcze ich przyporządkowanie do ksiąstewek dzielnicy, wskazują tematykę większości rozdziałów. Kompozycyjna oprawa treści regionalnych (zamkniętych zarysem historii biskupstwa wrocławskiego) ma jednak zakres ogólnopolski, co wynikało z tradycji związku dynastów śląskich z monarchią polską: początek sięga od starych podań do kresu panowania Krzywoustego, zakończenie to akapit szkicujący lata niedawnego królowania Kazimierza Wielkiego i jego węgierskich następców do momentu przybycia do Krakowa młodziutkiej Jadwigi Andegawenki, ze smętną konkluzją o nader złym stanie Polski. Narrator, świadomy przeszłej jedności Śląska i Królestwa, ubolewał nad rozerwaniem macierzy i dzielnicy, której panowie przyrodzeni utrącali wolne swe władztwo i suwerenność na korzyść obcych.
Zawartość Kroniki okazuje się znów dwojakiego pochodzenia. Złożyły się na nią najpierw kompilowane źródła pisane: roczniki, gęsta Gallowe, Kroniko polska ?. przełomu XIII i XIV w. (a
poprzez nią wiele przejątków z mistrza Wincentego), relacje czeskie i parę nierozpoznanych oraz żywotopisarskie przedstawienia czasów minionych. Dla ukazania spraw nowszych ■ od rozdziału 23, na temat rozdrabniania się księstwa śląskiego posłużyła mu tradycja i własna już znajomość rzeczy. Autor miał pewną dyscyplinę metodyczną i poczucie odpowiedzialności za prawdę historyczną. Nie bezkrytyczny wobec poprzedników, o czym świadczą formuły o zasięganiu informacji albo o oglądzie dokumentu, choć zarazem ufający np. Kadlubkowej jeszcze roboty podaniom o „Grakchu" czy wojnach z Aleksandrem Wielkim f- w relacji własnej dążył do wiarogodności, jak świadczą formuły o zasięganiu informacji albo o oglądzie dokumentu, jednocześnie zaś — o czym uprzedził w krótkim wstępie — do budującej funkcji dzielą: losy książąt miewają charakter exemp-lów dobra i zła. Pisarski poziom takich treści i intencji ideowych Kromki jest mierny. Jej autorem był prawdopodobnie Piotr z Byczyny, kanonik kolegiaty w Brzegu, rodem pewnie Polak, nie Niemiec. Oryginał tekstu dał początek licznym kopiom; znane dziś odpisy o sto lat późniejsze przechowywano przeważnie w klasztornych księgozbiorach śląskich; do edycji i tym razem doszło dopiero w XVIII stuleciu.
Ukoronowaniem dziejopisarstwa polskiego wieków średnich jest dzieło Jana Długosza.
Długosz, pochodzący z rodu rycerskiego herbu Wieniawa, po trzech latach studiów na Akademii Krakowskiej (1428-1431) znalazł zalrudnienie przy boku biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego jako jego notariusz, sekretarz, wreszcie pełnomocnik w administrowaniu posiadłościami diecezji. Sam również został księdzem; umierając był arcybiskupem-nominatem lwowskim. Przez prawie ćwierćwiecze podwładny i podopieczny silnej indywidualności Oleśnickiego, w jednej osobie dostojnika Kościoła (pierwszego w Polsce kardynała) i wybitnego polityka, przejął jego poglądy na autonomię praw kościelnych wobec władzy świeckiej, na zasady rządzenia i kierunki interesów państwa, częstokroć rozbieżne z dążeniami niezależnego króla, jakim po leciwym Jagiełłę i młodocianym Władysławie Jłl okazał się Kazimierz Jagiellończyk. Wierność dla zapatrywań oligarchy Oleśnickiego a krytycyzm względem monarchy wycisnęły głębokie piętno na mentalności Długosza i do końca życia dyktowały mu osąd tamtych czasów. Wszelako po śmierci swego patrona nie uchylił się od zlecanych mu śladem poprzedników przez Kazi-
70
Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza
Jan Długosz
71
mierżą misji dyplomatycznych. Z rokiem 1467 objął nawet obowiązki nauczyciela synów królewskich. Mąż niepożytej pracowitości, wytrwały i ofiarny (dochody ze swych beneficjów kanoni-czych obrócił na liczne fundacje, wśród nich na budowę i rozbudowę burs uniwersyteckich), do pamięci potomnych przeszedł nie jako dyplomata, mecenas czy zaszczycony infułą duchowny, lecz jako historyk.
Plan napisania dzieła historiograficznego powziął Długosz z inicjatywy Oleśnickiego. Jak się zdaje, pierwotnie miał je wypełnić obraz wydarzeń, zamkniętych między początkową dekadą wieku a klęską warneńską, uwydatniający zasługi biskupa. Z biegiem lat i pracy zamysł ów rozrósł się do skali wielkiej monografii dziejów Polski. Przypuszczalnie sam Długosz, który z dziejopisarstwem dawniejszej doby zetknął się już na studiach dzięki wykładom mistrza Jana Dąbrówki komentującym Kronikę Kadłubka, nie uprzytomniał sobie zrazu rozmiarów przedsięwzięcia. Chronologiczny — wyznaczał upływ pół tysiąca lat; techniczny — rozproszenie niezbędnych źródeł; intelektualny — konieczność krytycznych badań i ujęcia ich wyniku w doskonałą formę pisarską. Tymczasem stosunki zewnętrzne rozległego państwa wymagały horyzontów zgoła europejskich, wewnętrzne -kompetencji i zręczności; społeczne, światopoglądowe i naukowe prądy przełomu epok poddawały surowej próbie umysłowość w istocie zachowawczą i ukształtowaną: pisanie wielkiej syntezy rozpoczął Długosz jako człowiek czterdziestoletni.
Genezę swego dzieła, a także własną ocenę jego wartości przedstawił po latach w dwóch pięknych fragmentach: w dedykacji i w epilogu.
Dedykacja, w hołdzie pozgonnym nominalnie adresowana do Oleśnickiego, głosiła, iż rzeczywistym pragnieniem autora było unieśmiertelnienie dziejów narodu polskiego i jego bohaterów. Historia dostarcza wielu pouczających faktów, które oddziałują na ludzi skuteczniej niż filozofia; udziela wiadomości przebranych i skupia je w gotowe źródło poznania; dozwala osądzać teraźniejszość i podejmować właściwy wybór między dobrem a złem, które w rzeczywistości są przemieszane, a nawet zło doraźnie bierze w niej górę i sprawiedliwość wymierzają dopiero zaświaty. Długosz stwierdził przy tym nierównorzędność swoich umiejętności literackich wobec doniosłości tematu, zwłaszcza przy ówczesnych wymogach poloru artystycznego na miarę starożytnych, czemu nie potrafił sprostać, skoro i starożytnym
przydarzały się uchybienia. Miał za to przeświadczenie, że przerósł rodzimych poprzedników uźródłowieniem swojej pracy, m.in. dzięki intencji, aby w przeszłość ™iski włączać epizody dziejów wszystkich państw i działań znakomitych postaci, z którymi miała związki. Nieuchronne ułomności wykonania osłaniał rozmiarami trudu i wolą dociekania prawdy. We wzruszającym pożegnaniu, chory i oczekujący kresu żywota, opiekę nad dziełem i jego kontynuację powierzył uczonym krakowskiej Alma Mater.
Stadium wstępne urzeczywistniania planu polegało na gromadzeniu źródeł. Długosz, mający przez długi czas dostęp do archiwaliów diecezji i królestwa, niestrudzenie zbierał materiały także przy sposobności wypraw poza stolicę, w kraju i za granicę, i nie zaniechał poszukiwań nawet w toku redagowania głównego tekstu. Na uzyskany zasób tworzywa złożyły się źródła trojakiego rodzaju. Podstawowym były wszelakie pisma: praktycznie wszystkie kroniki polskie, w tym dziś już nie znane, dawne i niedawne, wśród nich prawdopodobnie diariusz kancelarii królewskiej z bogatymi przyczynkami do stosunków poi-sko-krzyżackich łącznic z wojną 1409-1411, prowadzony za podkanclerstwa Mikołaja Trąby (1403-1412); pokaźny poczet roczników; dokumenty, które wyszukał w zbiorach kościelnych i świeckich; korespondencja, protokoły i relacje bieżące, a oprócz tekstów polskich — obce, zwłaszcza z obszarów ościennych: czeskie, niemieckie, krzyżackie i ruskie. W drugiej kolejności służyły autorowi informacje ustne. Długosz zasięgał wieści od seniorów pomnych jeszcze ubiegłego stulecia (powołał się na starców żyjących w roku bitwy pod Płowcami 1331!), dalej -od ludzi osobiście mu bliskich: dyplomatów, mistrzów uniwersytetu, dowódców wojskowych, nosicieli tradycji poszczególnych rodów i miejsc, na pieśni ludowe treści historycznej. Na koniec korzystał z przeżyć własnych. Wszakże w ciągu kilkudziesięciu lat obserwował, jak w historię zmienia się teraźniejszość, którą sam współtworzył. Indywidualne losy autora zaważyły na treści-wości jej wizerunku: w relacjach o okresie po odejściu Oleśnickiego widać luki tam, gdzie dziejopis, odsunięty bądź oddalony od wartkiego toku spraw zwłaszcza poufnych, musiał się zadowalać przygodnym pośrednictwem.
Scalanie materiału tak niejednorodnego wymagało nadzwyczajnej dyscypliny. W metodzie porządkowania dokumentacji wyćwiczyły Długosza obowiązki kancelaryjno - administracyjne.
72 Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza
W każdym razie za podstawę organizacji tworzywa przyjął (jak niegdyś autor Kroniki wielkopolskiej czy Janko z Czarnkowa) schemat annalistyczny: układ kolejnych dat rocznych — i to prawdopodobnie nadało oryginałowi jego dzielą prymarny tytuł Annales Poloniae — Roczniki Polski. Jakkolwiek w praktyce naruszany, układ taki ułatwił autorowi żmudną heurystykę, zresztą przydatna dla potrzeb również innych prac, które realizował jednocześnie z główną.
Jeden ich zespól stanowiły prace z historii Kościoła w Polsce, wybranych jego osobistości i stanu posiadania. Dwukrotnie ponowił Długosz zadomowione już w obiegu małopolskie wątki hagiograficzne: Stanisława ze Szczepanowa oraz księżny Kingi. Genezą i wymową ideologiczną zwraca uwagę szczególnie Viia saneti Slanislai, poznawczo na ogół wtórna, gdyż zależna od Wincentego z Kielczy, lecz z wstawkami uwspółcześniającymi tradycję i znamienna momentem powstania. Długosz ułożył ją bowiem w latach ostrego zatargu z Kazimierzem Jagiellończy-kiem 1460-1463, kiedy sam temat wyrażał protest przeciw przemocy aktualnego króla nad prawami biskupstwa. Więcej zachodu potrzebowały pisane od roku J468 cykle zwięzłych żywotów biskupów diecezji wrocławskiej, włocławskiej, poznańskiej, gnieźnieńskiej, krakowskiej i płockiej. Najpojemniejsza. jednak pozycję tego zespołu kompletował Długosz w ostatniej dekadzie życia, a to Liber beneficiorum dioecesis Cracwiensis ('Księga wyposażenia diecezji krakowskiej'). Już w roku 1440 wygotował był inwentarz diecezji (dziś zaginiony); teraz zestawi! skrupulatny rejestr dóbr, dochodów, przywilejów i świadczeń przynależnych biskupstwu i kapitule krakowskiej, opatrzony elementami ich historii i geografii. Natomiast ,,świecki" zespół pomniejszego dorobku pióra Długoszowego stanowią dwie pozycje traktujące o godłach. Banderia Prutenorum — wizerunki i opisy techniczne chorągwi krzyżackich zdobytych pod Grunwaldem i w roku 1431 a zawieszonych jako trofea w katedrach wawelskiej i wileńskiej, wykonane (1448) przez malarza Stanisława Durinka z Krakowa być może na zlecenie Oleśnickiego, opatrzył Długosz komentarzami historycznymi. Ułożył je zapewne w latach 1448-1454 i jeszcze u schyłku życia uzupełnił w szczerym sentymencie do zwycięstwa grunwaldzkiego, przejętym od ojca jednego z bohaterów boju, i od zwierzchnika, wyróżnionego tam przez Jagiełłę. Późniejsze od Sztandarów pruskich i także wyposażone w podobizny Insignia, seu tienodia Regni Poloniae
Jan Długosz
('Odznaki, czyli godła Królestwa Polski'), to rodzaj herbarza, gdzie do Długosza należy tekst treści heraldycznej: dokładny opis godeł -- od państwowego poprzez znaki ziem i kapituł do najprzedniejszych rodów rycerskich, które nadto lakonicznie scharakteryzował. ] Banderia... i Insignia... cząstkę swej zawartości przekazały odpowiednim fragmentom Roczników.
Redagowanie Roczników Polski miało odrębny przebieg. Dłu
gosz tworzył je od roku 1455, praktycznie do ostatnich dni sta
piając w narrację zebrany i wciągając w nią nowy, bezustannie
napływający surowiec dziejopisarski, toteż miejscami tekst ich
ma postać brulionu. Prawdopodobnie najwcześniej, zgodnie z;
pierwotnym zamysłem, gotowa była część odnosząca się do lat
1406-1444, później poprzedzająca i następna. Zachowany tzw.
autograf części poprzedzającej sporządziło czterech pomocników
Długoszu, który sam wprowadzał jeszcze poprawki i dopełnie
nia; przypuszczalnie tak samo działo się z innymi częściami
pierwopisu. Końcową czynnością był podział tekstu na księgi i
opatrzenie nagłówkami całostek tematycznych w obrębie roku.
Autor, powodując się znaczeniem zwrotnych momentów naszej
historii, ustalił liczbę ksiąg na dwanaście. Ich objętość i rozmiar
„rozdziałów" tematycznych narzucało bogactwo odnośnych źró
deł bądź przeciwnie - - niedostatek materiału, i zróżnicowanie
takich ustępów bywa wyraźne. Dziesięć pierwszych ksiąg wchło
nęło przeszłość od czasów bajecznych do roku 1409. Jedenasta
„grunwaldzka" zmieściła w sobie zaledwie okres
1410-1430. Ogromniejsza niż inne księga dwunasta — pięćdziesiąt lat współczesności.
Różnorodność, w niej trafiające się sprzeczności źródeł, stawiała piszącego przed powinnością rozpoznawania prawdy. Długosz miał do czynienia nie tylko z nagimi faktami, lecz -przede wszystkim w kronikach i w hagiografii -- z gotową ich interpretacją, którą musiał przyjąć albo zmienić. Prawdę historyczną pojmował jako zgodność przekazu z ideologią, wiedzą i wyobraźnią badacza. Ideologię formowały w nim pospołu średniowieczna religijność i nie pozbawiony cech zgoła nowożytnych patriotyzm. Wiedza i wyobraźnia umożliwiały rozstrzygnięcia kwestii wątpliwych per anaiogiam, ustalały związki przyczyn i skutków, zacierały mrowie drobnych białych plam przeszłości szczegółami prawdopodobnymi, bo naturalnymi za dni historyka. Długosz był przy tym dziejopisem rzetelnym, lecz nie obojętnym na przesłanie swej pracy. Wobec niektórych spraw i
74
Dziejopisarstwo — od Dzierzwy do Długosza
I
Jan
75
osób nie uniknął stronniczości, dopuszczając się wtedy albo pa-negirycznej lub krytycznej przesady, albo przemilczeń. Pod koniec nauczyciel synów królewskich zwiększył nacisk na wychowawczą tendencję Annałów.
Zawartość dzieła jest bardzo złożona. W rzeczy samej Długosz ceni! wszelkie dane, jakie znalazł w przekazach i uznał za choćby jako tako wierzytelne, jeśli nie kłóciły się z jego kryteriami prawdy i — w określonych tematach — względami szczególnymi. Obok więc procesów i wydarzeń doniosłych, jak chrzest Polski, rozdrobnienie i zjednoczenie państwa, zmagania z Zakonem, akty unii polsko-Htewskiej czy inkorporacja Prus, a spoza kraju upadek Konstantynopola, respektował treści wielorakiej natury i rangi: wojenne i pokojowe, polityczne i kulturowe, religijne i świeckie. Czytelnik uzyskiwał przebogaty zbiór opisów najazdów, bitew, oblężeń, rozruchów i akcji dyplomatycznych, poselstw i sądów; obrzędów - - jak koronacje, zaślubiny, pogrzeby, ingresy, przysięgi i hołdy lenne — tudzież zakładania miast i instytucji, przyznawania i potwierdzania praw i przywilejów; mógł dowiadywać się o obyczajach tak powszechnych, jak indywidualnych, dworskich i ludowych, o dramatach i sukcesach jednostek wielkich i małych, przy postaciach znamienitszych -- o ich rodowodzie, przy najznakomitszych otrzymując charakterystyki, które mają znamiona portretu (tak postąpił autor przy Kazimierzu Wielkim i Władysławie Jagiełłę, a także przy Oleśnickim i Zawiszy Czarnym). Są tu wreszcie zapisy klęsk żywiołowych, epidemii, fenomenów przyrody i ciekawostki (jak o garnkach rosnących w ziemi — de facto relikcie życia przodków). Pole widzenia historyka było więc szerokie, lecz zarazem ograniczone: sprawcami dziejów -- tych spisanych przez dawne pióra i tych żywych - pozostawały w jego oczach feudalne elity władzy i wiedzy. W tym punkcie Długosz nie przerósł swojej epoki.
Na uznanie natomiast zasłużył otwierając Historię Polski cho-rografią (z gr. chorion -- 'obszar'; lub choros - 'granica') czyli opisem ziem i siedzib narodów, których dzieje chciał przedstawić. Wzorem uczonych chrześcijańskich od III w. objaśniających wielość języków poszedł wprawdzie za opowieścią Księgi Rodzaju o różnicowaniu się ludów, po czym przyłączył podania o wędrówce i osiedleniu się Lecha -- ale z kolei wyliczył naturalne — jak rzeki, jeziora, kopaliny oraz cywilizacyjne — jak grody i miasta, warunki bytowania mieszkańców Polski, Litwy i
Rusi. Sprawdzalną rzeczowość opisu naruszy) znów rozdział podyktowany imaginacją, ale skądinąd frapujący. Poświęcił go bowiem Długosz bóstwom pogańskim, które miały być obiektem kultu Lechitów. Dziś wiadomo, iż to raczej erudycja średniowieczna i średniowieczne upodobanie do łatwego etymologizo-wania wydały Długoszowy „Olimp polski".
Dążąc do odtworzenia i utrwalenia dziejów Długosz jednocześnie uznał słuszność wymogu, aby dzieło historiograficzne zdobił polor artystyczny. Historię — oświadczył w dedykacji — może wyrazić albo wielki uczony, albo wielki poeta (,,...res et facta veterum... eruditissimum scriptorem aut magnum quae-dam poetam efflagitant"). W praktyce nie dostrzegał tui przeciwstawności. Ślady lektur dowodzą, iż poznał spuściznę szeregu historyków, mówców i poetów starożytności, lecz ideałem sztuki narracji równie pięknej jak rzeczowej były dla niego zachowane księgi Dziejów Rzymu (Ab urbe condita) Tytusa Li-wiusza, których humanistyczną kopię przywiózł z Włoch. Li-wiusz umocnił go w założeniu rocznej i pragmatycznej kompozycji treści, odkrył dramaturgię tematyki batalistycznej, przekonał do przytaczania (czyli — dopuszczalności układania) mów i do portretowej prezentacji wybitnych postaci, w warstwie zaś stylu — do rozwiniętych okresów epickich. Naśladowanie wzoru przyniosło rezultaty połowiczne. Długosz zastosował w swej narracji pewne efekty formalne: „cytował" i cytował mowy, dialogi, a nawet pojedyncze zdania (w relację z bitwy legnickiej włączył odżywki w języku polskim, jak owo wymienione już „górze..."), inkrustował prozę wierszami, jednakże były one dla niego nie przystrojeni, lecz wciąż dokumentem, jak zamieszczane in extenso pisma papieża albo teksty traktatów. W słownictwie, frazeologii i składni Roczników Polski przemieszały się formy, klasyczne z przeważającymi średniowiecznymi i autor nie osiągnął pełnej nieskazitelności wyrazu. W poszczególnych ustępach dzieła pozostała niejednolitość stylu, odbijająca brzmienie podkładu źródłowego i przerwy w długotrwałym toku pracy.
Sam Długosz nie taił, że oddawał dzieło nieukończone. Skazy i braki Roczników Polski są jednak tylko rysami na monumencie. Wartość poznawcza wspaniałego obrazu naszego średniowiecza pozostaje nieoceniona. Tymczasem po roku 1480 los Annałów okazał się niepomyślny. Anachroniczność ich koncepcji przewodniej wobec przeobrażeń ideowych i ustrojowych w Polsce, a pisarstwa Dlugoszowego — wobec humanistycznego, nad-
Dziejopisarstwo ~ od Dzierż wy do Długosza
to zaś — jak twierdzono już w XVI w. — wzgląd na dobre imię paru wpływowych rodów i kleru oraz bezpieczeństwo państwa oddaliły manuskrypt od druku. Zaledwie w niektórych skrypto-riach odpisywano go na użytek świadomych rzeczy. Zainteresowanie Rocznikami odnowiło się przejściowo po półwieczu w kręgu możnowladców małopolskich, dworu królewskiego i średniego duchowieństwa. Maciej Slryjkowski gotował się wydać „Długosza polskiego" czyli zapewne przekład lub streszczenie oryginału. Szacunek dla starego historyka powrócił, gdy ogromowi jego wiedzy o minionem nic sprostali autorzy renesansowi. Od przełomu XVI i XVII w. jęto się znowu kopiowania tekstu, a Jan Szczęsny Herburt wszczął starania o jego edycję. Tom I pt. Historia Polonica wydrukował warsztat Jana Szeligi w Dobro-milu z datą 1615 r. Ogłoszenie pozostałych 8 ksiąg uniemożliwił zakaz królewski. Po niepełnych wydaniach, jakie ukazały się w XVIII stuleciu, publikacji całości rodacy Jana Długosza doczekali się dopiero przy końcu XIX w.
76
I
.
Rozdział szósty
Traktaty, mowy i żywoty
W historiografii zastygała — dawna i świeża — przeszłość. Prozą łacińską wypowiadano również bieżące problemy publiczne końca polskiego średniowiecza. W służbie potrzeb politycz-* nych, społecznych i moralnych zabierali głos uczeni i kaznodzieje, dygnitarze i dyplomaci, nierzadko ludzie łączący rozmaite funkcje, nadal przeważnie duchowni, ale również już świeccy. Z wystąpień utrwalonych pismem wyróżniają się trzy. Przeznaczono je dla odbiorców niepospolitych. Forum pierwszego było środowisko akademickie, drugiego -- zgromadzenie międzynarodowe, trzeciego gremium władzy państwowej. Autorami dwóch wcześniejszych byli profesorowie Akademii Krakowskiej, trzeciego dostojnik świecki.
Stanisław ze Skarbimierza, wychowanek uniwersytetu praskiego, gdzie uzyskał tytuł magistra nauk wyzwolonych (1385) i doktorat dekretów (1396), a jako duchowny — kanonik i wikariusz generalny krakowski, walnie przyczynił się do odnowienia Studium Generale spełniając wolę królowej Jadwigi, której był spowiednikiem. Zasługi dla Akademii uhonorowano obierając go pierwszym jej rektorem. Wybitny kanonista, do historii przc> szedł dzięki sławie oratora, a przede wszystkim dzięki wyjątkowej wartości ideowej jednego ze swych pism.
Żywy tok zdarzeń w rojnym skupisku stołecznym i akademickim oraz obowiązki duszpasterskie sprawiły, iż między rokiem 1390 a 1431 Stanisław ułożył ponad 500 kazań i mów o tematyce teologicznej, kościelnej (w tym anlyhusyckie), liturgicznej, moralnej i okolicznościowej. Wśród okolicznościowych znalazło się kazanie nad trumną Jadwigi z lipca 1399 i rok późniejsza mowa Ha otwarcie odnowionego uniwersytetu. Były to przemó-
78
Traktaty, mowy i żywoty
'
Stanisław ze Skarbimierza. Paweł Włodkowic
79
wienia na dobrym poziomie intelektualnym, z podkładem erudycji biblistycznej i prawniczej, zwłaszcza gdy uczony wygłaszał je dla uczonych i uczących się. Miewał też wystąpienia przed ludem (ad vulgus), przeto w języku polskim. Łacińskie, skomponowane według ars sermonandi, posiadały wysokie walory stylistyczne: zdania rozwinięte o członach często otwieranych anafo-rami, ekspresywne miejscami słownictwo, figuralność alegorii i metafor, szeregi epitetów, wyliczenia tak skupiające argumentację, jak rozdzielcze, pytania retoryczne i apostrofy; mówca wygrywa! też tropikę dźwiękową — aliteracje, figury etymologiczne i in. Wzorem języka i stylu była dla Skarbimicrczyka Wulgata; stronił natomiast od exemplów typu popularnego.. Najbogatszy w ważkie treści okazał się zbiór Sennones sapientiales, o przewodnim temacie mądrości boskiej, stworzony ze stu kilkunastu tekstów ułożonych między rokiem 1407 a 1415 mów (kazań) wobec zgromadzeń synodalnych, uniwersyteckich oraz do kleru i pospólstwa. I tak, np. w jednym z nich (46) orator dowodził zawisłości dobrych ustaw — fundamentu państwa s- od prawa Bożego i od mądrości płynącej od Boga, który orzekając również o słuszności sporów rozstrzyganych bronią staje po stronie pobożnych i sprawiedliwych przeciw bezbożnym, choćby potężnym. Mądrość oraz moralna dyscyplina społeczeństwa formująca dyscyplinę wojskową decydują o jego sukcesach bądź klęskach wojennych; dowodów dostarcza historia biblijna, grecka i rzymska. W innym (66) głosił powinność władzy zrozumienia nauk, jakich historia udziela czasom bieżącym i przyszłym, mianowicie o prymacie dobra wspólnego przed interesem jednostek. Gdzie indziej (23) roztrząsał godność pasowania na rycerza albo (77) sławi! Boga i piękno wszechświata. Wszelako prawdziwie świetnym dokonaniem Stanisława ze Skarbimierza było kazanie w owym zwodzie trzydzieste: traktat De bellis iustis ('O wojnach sprawiedliwych').
Problem „wojen sprawiedliwych" narzuciła myśli autora sytuacja współczesna: ostry konflikt z Zakonem krzyżackim — doba Grunwaldu, kiedy polityka polska, wspomagając czyn orężny, energicznie odwoływała się do zasad moralnych jako reguł obcowania państw i narodów.
Treść kazania-traktatu De bellis iustis zawarła dwie kwestie przewodnie: uwarunkowań wojny godziwej oraz obecności pogan w walce między ludami chrześcijańskimi. Pierwsze — orzekł autor — zależą od przyczyn, celu i środków wykonawczych
wojny, jak konieczność obrony ojczyzny i własnego istnienia zgodnie z naturalnym prawem do oporu przed zgubą, wymierzenie sprawiedliwości albo przywrócenie pokoju; dalej, aprobata Kościoła, gdy bój toczy się o wiarę i ograniczenie udziału w przelewie krwi wyłącznie do ludzi świeckich. Drugą kwestię rozwiązywała teza, iż godziwy cel dozwala na posiłkowanie się nawet poganami jako rodzajem podstępu wojennego czy broni. Pierwsza kwestia wyłoniła zasadę uniwersalną, drugą podsunęła koniunktura historyczna. Etyka i pragmatyka złożyły się na doktrynę moralno-polityczną, której wskazania niebawem podejmie inny znakomity uczony krakowski, Paweł Włodkowic,
Paweł Włodkowic zdobył w Pradze i Padwie wykształcenie uwieńczone doktoratem dekretów (prawa kanonicznego) w roku 1411, a z biegiem życia godności kościelne (kanonikaty płocki 1400 i krakowski 1411) oraz akademickie, wśród nich rektor-stwo Akademii w latach 1414-1415. Okoliczności sprawiły, że powołaniem Włodkowica stała się polityka, a dokładniej dyplomacja, w której na różnych polach przyszło mu ścierać się z nie poskromionym przez Grunwald Zakonem.
Miejscem najostrzejszych walk stał się sobór w Konstancji (1414-1418), dokąd rektor krakowski udał się jako członek poselstwa polskiego obok m.in. arcybiskupa Mikołaja Trąby, biskupa Andrzeja Łaskarza i Zawiszy Czarnego. W drodze redagował traktat De aimalis camerae apostolicae sofoendis CO anna-tach, jakie trzeba płacić skarbowi apostolskiemu') — o potrzebie reformy opłat, jakie corocznie uiszczali Kurii rzymskiej wyżsi duchowni z beneficjów nadanych przez papieża. Od początku 1415 r. myślą i piórem bił w oskarżenia i roszczenia Krzyżaków.
Włodkowic pojął swą misję jako obowiązek dwojaki: doraźnego przeciwdziałania akcjom Zakonu oraz sformułowania zasadniczej doktryny władzy, a z nią zasadności stosowania siły w imię wiary, kompetencji papieża (wyższej) i cesarza (niższej) do udzielania warunkowych upoważnień, by użyć miecza przeciw innowiercom lub poganom; roztrząsał też zagadnienia pochodne. Miał to więc być osąd fundamentalnych norm prawa międzynarodowego i najwyższych instancji epoki, moralności bąd? amoralności polityki, jej humanitaryzmu bądź nieludzkości, dokonany dla dobra całego chrześcijaństwa oraz racji stanu Jagiel-łowej Polski i Litwy w ich historycznym konflikcie z Zakonem. Wywody Pawła, na które wpływ miaiy też teorie Stanisława ze Skarbimierza o wojnie sprawiedliwej i niesprawiedliwej, oznaj-
y i żywoty
Trak laty, mm\
miały suwerenność monarchy polskiego, godziły m.in. w podstawy uzurpowanej przez Krzyżaków prawomocności ich działań zbrojnych oraz dyplomatycznych, wreszcie wprost w ich obecność na ziemiach pomorsko-pruskich.
W Konstancji sporządził Włodkowic kilka rozpraw generalnych i parę zbijających kalumnie przeciwnika. Do pierwszego zespołu należał wybitny traktat De potestate papae et imperato-ris respectu infldelium ('O władzy papieża i cesarza względem pogan'; inc: „Saevientibus olim Pruthenis..." - 'Niegdyś, gdy srożyli się Prusowie') z lipca 1415 r. i jednoczesna, konkludująca ów traktat Opinio Ostiemis... ('Opinia kardynała Oslii'). Do drugiego - m.in. Iste tractatus..., wymierzony w 1417 r. w antypolski paszkwil dominikanina Jana Falkenberga, płatnego rzecznika Zakonu. W roku 1420 Paweł wystąpił z memoriałem Oculi... ('Oczy') na użytek cesarza Zygmunta Luksemburczyka jako rozjemcy wielkiego sporu -- i następnego roku z odwoławczym Ad vłdendum... ('Aby ujrzeć') do papieża Marcina V. Wymienione tu i niewymienione pisma miały różne redakcje i stopnic wykończenia wskutek publicystycznego pośpiechu ich powstawania i mnogości ich odniesień merytorycznych.
Od strony wykonawczej prezentowały one dobre rzemiosło ówczesnego pisarstwa naukowego. Autor nadał im strukturę traktatów, gdzie po inicjalnej tezie głównej (thema) następował wywód złożony z alternatywnych pytań i'replik (An..., quaeri-tur..., utrum... 'Czy..., zachodzi pytanie..., czy też...' - Ad quaestionem est dicendum...' Na pytanie należy orzec' i podobnie), zamknięty wnioskami (conclusiones), które niekiedy poprzedzał „rubrykami", czyli streszczeniem, i dzielił na „corol-laria" — uwieńczenia rozumowań; niekiedy też tworzył spójne kompozycje paralelne paru wywodów, dzielił teksty na propozycje, rozważania i punkty, wszędzie stosując enumerację. Były to więc struktury schematyczne i od dawna wypróbowane, lecz dzięki temu przejrzyste. Erudycja Włodkowica uruchomiła w nich solidny zasób przytoczeń w funkcji argumentów pro et contra, które obficie a niebezkrytycznie czerpał z Biblii, autorytatywnych źródeł kanonistycznych, zwłaszcza włoskich, oraz z dzieł teologów. Siła takiego pisarstwa wynikała z dyscypliny rozumowania wspartego gruntowną wiedzą, nie zaś retoryki, rzadko przejawianej w stylu Włodkowica. Teksty wystąpień kon-slancjeńskich i późniejszych, rozprowadzane doraźnie w kopiach
„Momtnwiiium" Jana Osiroroga
(lakże z wariantami zależnymi od przewidywanego odbiorcy) pozostały w manuskryptach do czasów nowożytnych.
Publicystyka pióra świeckiego, to niebywały dotąd w naszym piśmiennictwie memoriał, którym do reformy zewnętrznych i wewnętrznych stosunków państwa polskiego z Kościołem oraz usunięcia szeregu wad prawnych, ustrojowych i społecznych wezwał świeckie również kręgi przywódcze Jan Ostroróg, Kiedy powstało jego Monumenlum pro coimtiia generaliints Regni pro rei publicae ordmuthme ('Memoriał o uporządkowaniu Rzeczy Pospolitej na sejm walny Królestwa1), nie wiadomo; przyjmuje się zazwyczaj, iż między rokiem 1455 a 1477. Nie wyłączone, że autor zmieniał brzmienie swoich postulatów pod dyktatem okoliczności i wersję wcześniejszą zastępował udoskonaloną. Śladem zmian może być istnienie dwóch redukcji tekstu (w 67 i 58 artykułach) o nie rozstrzygniętej kolejności ułożenia. Są to późne kopie zaginionego pierwopisu bądź pierwopisów. W każdej z redakcji artykuły memoriału tworzą dwa zespoły problemów: pierwszy dotyczy generalnie zagadnień stosunku państwa do Kościoła, drugi — spraw natury świeckiej.
Kompetencje do poruszania takich problemów zdobył Ostroróg jako członek wybitnego rodu, urzędnik kancelarii królewskiej, dyplomata i dygnitarz (od 1465 r. kasztelan międzyrzecki, od 1474 — poznański), a nadto doktor obojga praw uniwersytetu w Bolonii (1459). Adresatem Monunieniiim byli panowie rada: wojewodowie i kasztelanowie, mający wkrótce zasiąść na jakimś sejmie walnym. Autor mieni! się wobec nich młodzieńcem (iuvenis), lecz dojrzałość jego poglądów dozwala widzieć tu jedynie taktyczny gest rewerencyjny i przypuszczać, że memoriał wyrażał opinię zbiorową nieformalnego stronnictwa szlacheckiego, za którą mógł stać sam Kazimierz Jagiellończyk.
MomtmeiUum reprezentuje orientację ideologiczną człowieka, który między dwiema potencjami swoich czasów: państwem i Kościołem, uznał zasadniczą nadrzędność państwa. Istniejący stan rzeczy wymagał - ■ jego zdaniem ■ • racjonalnej zmiany. Wbrew odwiecznej doktrynie o ponadnarodowym zwierzchnictwie papieży, memoriał Oslroroga propagował niezawisłość Polski, a zatem całkowitą suwerenność jej panującego, zwłaszcza że również władza monarsza posiadała w swym charakterze sankcję boską. Kompetencje Kościoła winny ulec ograniczeniu do
i
82
Traktaty, mowy i żywoty
'
Mowy Jana z Ludziska
83
spraw i czynności religijnych, przy jednoczesnej naprawie moralnej i intelektualnej duchowieństwa. Miałoby ono podlegać w swoim kraju królowi i materialnie wspierać potrzeby narodu, który — jak polski — musiał bronić nie tylko siebie, lecz także innych państw chrześcijańskich; tymczasem wywóz świadczeń dla Kurii rzymskiej i różne prerogatywy kleru, nazbyt licznego a zachłannego, przynosiły dotkliwy uszczerbek interesom ojczyzny. Determinacja publicysty jest widoczna. Za swoisty komentarz do jej natężenia i do treści powyższych artykułów Monu-mentum można uważać niezwykłą orację Oslroroga do papieża Pawła U z roku 1467 podczas misji mającej na celu zatwierdzenie pokoju toruńskiego, patriotyczną tak, iż — na pozór — bezkrytyczną względem wszystkiego, co polskie. Wielkość Polski (prawił poseł) przewyższa wydolność wymowy Demostenesa, panujący — wszystkich innych królów (onini rege maior), a nawet Apostołów dzięki zasłudze chrztu Litwy; potęga nie podbitego nigdy narodu zwalczyła Aleksandra Macedońskiego, Juliusza Cezara i Scytów, co zaświadczają listy Arystotelesa i „annały" polskie... Ostroróg, oczytany przynajmniej w Kadłubku i ifie ignorant co do starożytności (podobno poznał grekę; dzieciom nadał „trojańskie" imiona Achillesa i Polikseny), jako rzecznik mocarstwa Jagiellońskiego i jako postulator reform, budzenie respektu dla swego państwa przedkładał ponad czyjekolwiek wątpliwości.
W drugim zakresie projektów lematem głównym uczynił naprawę jurysdykcji, zmierzając do ujednolicenia prawa, uporządkowania sądownictwa i zerwania z zasięganiem orzeczeń za granicą. Wnosił też, by umocnić organizację militarną, m.in. poprzez objęcie plebsu obowiązkiem obrony kraju. Na osobną wzmiankę zasługują żądania, aby poczesne miejsce odzyskała polszczyzna, a to w świątyniach — jako mowa kazań, i w urzędach ziemskich — jako język zrozumiały jednakowo dla wszystkich.
Dla pojedynczych tez owego programu można znaleźć odpowiedniki — u nas sporadyczne, nierzadkie wszakże za granicą - w rozprawach ze skostnieniami mijającej epoki. Na poglądy autora Monumentwn mogły wpłynąć tendencje żywe w renesansowej już Italii, hasła husyckie i rodzima myśl polityczna z doby koncyliaryzmu. Ostroróg dal im wyraz własny bez finezjb,pisar-skich. Drobne paremiotyczne przytoczenia z Biblii, ojców Kościoła, anonimów średniowiecznych, a z antyku z dziel Cycerona
i Seneki pełnią, podobnie jak referencje prawne, funkcję raczej argumentów niż erudycyjnych ozdobników. Stwierdzanie słuszności albo niesłuszności aktualnego stanu rzeczy miało zadowolić nie miłośników pięknego słowa, lecz praktyków działalności publicznej. Monumentum jednak nie jest ani do końca usystematyzowane {ważne czasem tezy tkwią w odrębnych urywkach), ani oschłe: pobrzmiewa — głównie w części pierwszej — retoryką na pozór spontaniczną, apostrofami i zaklęciami, obok upomnień i przestróg zawiera zwroty krewkie i określenia dosadne jako kwalifikatory zagadnień i ludzi, szczególnie przy „Włochach" (to jest kurialistach rzymskich), Niemcach -- traktowanych jawnie wrogo, i przy duchownych. Wyrozumowany program polityczny nie uśmierzył namiętności, z jaką go pisano. Niektórymi wnioskami Oslroróg uniósł się ponad możliwości ich wprowadzenia w czyn. Docenią je późniejsi historycy, ustawodawcy i publicyści, którzy za Zygmunta I chcieli nawet drukować uwspółcześnione Monumentum, i ci, którzy je kopiowali jeszcze w XVII wieku.
W przekazanej pismem myśli politycznej XV w, stanowczość Monumentum Ostroroga przewyższą co do zakresu, a szczególnie metod sprawowania władzy tylko radykalne Consilia — autorstwa prawdopodobnie Kallimacha.
Po dziejopisarstwie i traktatach najszerzej otwarta na stany i zmiany życia społeczeństwa pozostawała wymowa w służbie potrzeb pozakościelnych — dyplomacji i wewnętrznych wydarzeń publicznych. Źródła współczesne donoszą o wielu ludziach obdarzonych talentem porywającego krasomówstwa. Wymowę duchownych ćwiczyła homiletyka, świeckich -- praktyka polityczna, wojenna i sądowa. Zachowane zapisy wystąpień oratorskich zdradzają przy tym z wolna nasilający się, chociaż długo powierzchowny wpływ retoryki starożytnej i humanistycznej. Górujący stale liczbą mówcy duchowni, mianowicie akademiccy -jak znany już Stanisław ze Skarbimierza -- zabierali głos regularnie w podwójnej roli: kaznodziejów roztrząsających tematy religijne i oratorów poruszających zagadnienia świeckie. Odrębność materii była umowna, przy oczywistej nadrzędności odniesień do kanonów wiary i etyki chrześcijańskiej. Za jeszcze jeden przykład może posłużyć działalność Jana z Ludziska.
Promowany w Krakowie na mistrza artium (1422), a w Padwie — na doktora medycyny (1433), po długotrwałych studiach
84
Traktaty, mowy i żywoty
Prace Jakuba : Paradyzu
85
we Włoszech powrócił około 1440 r. do ojczyzny z pokaźnym zasobem kopii dziel autorów starożytnych i współczesnych humanistów. Objąwszy katedrę wymowy na uniwersytecie krakowskim, zdobył rozgłos również jako orator-praktyk i przez kilka lat powoływano go do okolicznościowych wystąpień w imieniu uczelni i przed społecznością akademicką. Zachowały się teksty sześciu jego mów powitalnych oraz dwie pochwały nauk: filozofii i retoryki.
Wprost symboliczny temat miała już pierwsza jego przemowa krakowska z roku 1440: De oratoriae facullatis łaudibus oratio
sławiąca zalety umiejętności krasomówczych. Była to staran
nie skomponowana wypowiedź na zamówienie środowiska, z
najwcześniejszą w naszej literaturze alegorią sytuacji twórcy,
zdanego na wybór między Chęcią a Możnością, panegiryczna
względem słuchaczy i przedmiotu rozważań, jego uniwersalnej
niezbędności i skuteczności. Mowa pochwalna na cześć filozofii
wiodącej ku mądrości i wiedzy macierzy wszystkich nauk,
prawo do jej studiowania uzależniała od konkretnych warun
ków bytowania człowieka, jego wolności od utrudnień niskim
statusem socjalnym, ubóstwem i koniecznymi tegoż następstwa
mi sprzecznymi z etyką, przy czym autor dokonał oceny zatrud
nień godziwych — jak rolnictwo, i nikczemnych — jak drobny
handel tudzież niektóre rzemiosła, lecz w ogóle zalecał obowią
zek pracy jako środek wychowania dla pożytku jednostki i zbio
rowości oraz dla wykorzenienia ze społeczeństwa plagi żebraczej
i nieróbstwa (duchownych!). Z okolicznościowych ważką była
mowa powitalna, kiórą Jan z Ludziska wygłosił dnia 23 czerwca
1447 r. wobec przybyłego do stolicy na koronację Kazimierza
Jagiellończyka. Panegiryzm — pochwala rodu i ojczyzny elekta,
tradycyjnej szlachetności władców i narodu polskiego, osobi
stych cnót Kazimierza — złączył się ze słowami programu refor
my państwa, zwłaszcza zniesienia niewoli chłopów, ludzi z pra
wa natury wolnych, ale uciskanych. W tym punkcie osobiste
przekonania mówcy, syna kujawskiego wieśniaka, znajdowały
oddźwięk w odczuciach rzeszy akademickich jego kolegów i
scholarów pochodzenia kmiecego.
Oratorstwo Jana ?. Ludziska, poza fragmentami jak powyższy, nie było oryginalne, lecz odtwórcze aż do powtarzania całych wyimków z mów autorów włoskich (m.in. Giovanniego Boccaccia, Guarina Guariniego z Werony, Pietra Paola Verge-ria, Leonarda Bruniego Aretina) — a poprzez nie i obok nich
utkane cytatami z literatury greckiej i rzymskiej, głównie z Cy-cerona; wszelako również z Pisma Świętego oraz — znamiennie rzadziej — z ojców i doktorów Kościoła. Dwoistość źródeł i wzorów modelowania wypowiedzi literackiej wykształconych Polaków będzie w owym czasie zjawiskiem nagminnym.
Łacińskie teksty kazań sensu stricto utworzą w XIV i XV stuleciu istne złoża. Trafiały się w nich dzieła nadzwyczajnej wzię-tości, przywoźne i domowe, kopiowane i naśladowane, coraz powszechniej służące za osnowę kaznodziejstwa w języku polskim: mrowie glos ułatwiało przetwarzanie oryginału w osnowę wypowiedzi mową ojczystą na użytek słuchaczy nieuczonych. Przed nastaniem czasów, kiedy pisaniem i gromadzeniem kazań zajmą się niemal wszyscy gorliwi duchowni, ogromną popularność zdobyły prace kaznodziejskie wybitnego dominikanina śląskiego Peregryna z Opola. Pcrcgryn, czerpiąc — jak było w zwyczaju - z dorobku poprzedników, wśród nich autora Złotej legendy, Jakuba de Voragine, już na przełomie XIII i XIV w. ułożył zbiór Sermones dc tempore et de sanclis, liczący 121 kazań, m.in. na temat świętych polskich Wojciecha, Stanisława i Jadwigi. "Zbiór Peregryna kopiowały dziesiątki piór w wielu krajach przez prawie dwa stulecia i od około 1475 r. dziewięcio-krotnie go drukowano. Kopie te zaważyły na powstaniu Kazań gnieźnieńskich. Jeśli zasjęg oddziaływania przyjąć za miarę wartości, to z późniejszych wielu mistrzów wymowy ambonalnej wyróżnił się płodny pisarz Jakub z wielkopolskiego Paradyża, cysters, uczony w Krakowie, na koniec kartuz w Niemczech. Również jego kazania od około 1470 r. szereg razy wydawano drukiem, lecz powagę międzynarodową posiadł bardziej jako surowy moralista i propagator reformy Kościoła. Paradyżanin wniósł też znamienity wkład w najgłośniejsze zapewne dokonanie teologów i kanonistów polskich wieku XV. Stanowił je zbiorowy traktat eklezjologiczny przedłożony przez uniwersytet krakowski (jeden z 5 wezwanych) soborowi bazylcjskiemu w roku 1441 odpowiedź na fundamentalne kwestie dogmatyczne i prawne, jakie narzucała sytuacja Kościoła, rozdzieranego między ideami koncyliaryzmu i papizmu, walką dwóch papieży i uchwałami różnych soborów. Koncyliarystyczmt i reformistycz-iią Beterminatio ('Określenie') uznano za doskonałą. Był to wszelako wzlot teologii uczonej, osiągalnej dla niewielu, podobnie jak kazania o pokroju traktatów, głębokiej problematyce i subtelnej formie stylistycznej pisywane przez najlepsze talenty
Traktaty, mowy i żywoty
I
„Modlitewnik Wladyshiwa Warneńczyka"
87
akademickie. Przeciętni kaznodzieje parafialni pozostawali przy niesamodzielnej homiletyce.
Hagiografia łacińska tego okresu stała głównie kopiami i wariantami dawniej powstałych żywotów i „mirakulów": wiek XIV, a szczególnie XV sporządziły ich najwięcej ocalając zawartość niezachowanych pierwopisów. Nosicielem treści hagiogra-ficznych bywało również dziejopisarstwo, a regularnym ich głosicielem — kaznodziejstwo, powodowane kalendarzem roku kościelnego z długim pocztem imion świętych Kościoła powszechnego, w tym polskiego, czczonych liturgicznie stosownego dnia. Niezmienne pozostały pobudki szerzenia kultu męczenników Wojciecha i Stanisława oraz XIIl-wiecznych służebnic i wyznawczyń, księżnych Jadwigi śląskiej, Salomei krakowskiej j Kingi starosądeckiej, zarówno te natury dewocyjnej, jak niewol-ne od przyziemności przyczyny regionalne, lokalne czy środowiskowe. Historia przecież i tutaj wwiodła zmiany. Za prymatem Krakowa, rozkwitającej stolicy państwa, w układzie dwóch przewodnich kultów świętych biskupów żywszy otaczał Stanisława ze Szczepanowa, co wyrazi również literatura. Nowi redaktorzy dokonywali w starych tekstach uwspółcześnień i dopełnień; inni rozpowszechniali znajomość kolejnych żywotów. Jak w całej Europie, tak również w Polsce od XIV w. krążył wspaniały zbiór zwany Złotą legendą. W połowie tego stulecia wszedł do obiegu jeszcze jeden temat rodzimy. Był nim żywot dominikanina Jacka, misjonarza i założyciela domów zakonnych, prawdopodobnie członka śląskiej gałęzi możnego rodu Odrową-żów. Autor, lektor krakowskiego konwentu dominikanów Stanisław, pisząc De vita et miraculis saneti lacchońis podjął lokalną tradycję niezwykłości osoby i życia zmarłego po upływie wieku, kiedy część faktów zginęła w niepamięci i wypadło je zastąpić rysami stereotypu hagiograficznego, część obrosła legendą wokói cudów doświadczanych przy grobie świątobliwego kon-iratra i zapisywanych w miejscowym klasztorze; a podjął, by dostarczyć zakonnikom budującej lektury i przyczynić się do kanonizacji gotowym dziełem, w którym korzystał z żywotów samego założyciela Ordinis Praedicatorum.
Na 77 kart pergaminowych, niestaranną raczej kursywą, wciągnięto modlitwy łacińskie zebrane, z rozmaitych źródeł w większości francuskiego pochodzenia, ze znamionami toku prozy rytmicznej i rymowanej i wstawkami wierszowanymi. Przeznaczeniem ich miało być pobożne oczyszczenie ducha czytającego, aby wprowadzić go w łaską nadprzyrodzoną uświęcony trans, dozwalający poznawać tajemnice myśli ludzkich z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości dzięki kryształowi magicznemu, poprzez który odkrywali je czterej archaniolowie. Księga więc służyła celom magicznym, a modlitwy przystosowano do nich wtrącając formułki krystalomantyczne niekiedy głębokiej starodawności. Słowa modłów i zaklęć włożono w usta Władysława, którego młodą postać wyobrażono na licznych miniaturach zdobnego manuskryptu. Zabytek, kopia z brakami w tekście, kryje wciai wiele zagadek. Między duktem jego kursywy, typowym dla początków XV w., a „gotycko-renesansowym" stylem iluminacji, datowanym na sam koniec stulecia, istnieje oczywista rozbieżność chronologii; utożsamienie postaci, której służyć winna użyteczna dla władcy wiedza, zwanej w tekstach księciem, na miniaturach zaś wyposażonej w atrybuty króla polskiego, dotąd się nie powiodło; wykonawcy dziełka pozostają bezimienni.
Osobliwością całego piśmiennictwa europejskiego u schyłku średniowiecza był tak zwany Modlitewnik Władysława Warneńczyka.
Rozdział siódmy
Poezja łacińska XIV-XV wieku
-Podobnie jak proza, polska poezja łacińska XIV i XV w, przybrała na liczbie utworów i bogactwie tematów. Morfologia jej wiersza i strofiki nie porzuciła utartych form gatunkowych, co widać najwyraźniej w liryce religijnej. Trwało też współistnienie dwóch systemów wcrsyfikacyjnych: przeważającego izosyla-bizmu prozodyjnego, zaprawnego zwykle rymami, i niedokładnych odwzorowań wiersza metrycznego (najczęściej heksametru i dyslychu elegijnego) — chociaż doznały one nieuchronnych w żywym zastosowaniu przekształceń. W popularnych leoninach dotyczyło to zwłaszcza lokalizacji współbrzmień. Wpływy natomiast metryki antycznej, zauważalne w rozproszeniu od dawna, w drugiej połowie XIV stulecia przejdą kryzys. Pośledniejsi autorzy będą mieszać oba systemy do końca epoki. Równocześnie, a po raz pierwszy dowodnie, także u nas układanie wierszy przestawało być rzeczą wiedzy nabytej za granicą albo wprawy naśladowczej. Teorię wiersza zaczęto rozpowszechniać jako przedmiot nauczania na wydziale sztuk wyzwolonych krakowskiego uniwersytetu, gdzie komentowano miarodajne podręczniki obce na czele z Docuinale — słynną od końca XII w. gramatyką języka łacińskiego Aleksandra de Villa Dei. Tuż po odnowieniu uniwersytetu powszechność wierszotwórstwa przy nikłym pojęciu o jego zasadach zachęciła Marka z Opalowca, zapewne wykładowcę artium, do napisania Metrificale ('Podręcznik wiedzy o wierszu', inc: „Cleros non paucos metrum nescire nota-vi..." - 'Zauważyłem, iż niemało duchownych nie zna budowy wiersza') - - zapożyczającego się od Aleksandra repetytorium, które w przejrzystym porządku traktowało o zgłoskach, prozo-dii, metryce (heksanietrze i pentametrze) oraz unikaniu błędów wiersza. Metrificałe, zbudowane z 79 dystychów elegijnych, sa-
[
89
Liryka religijna
mo unaoczniało tę umiejętność jako poemat mnemotechniczny. Kultura poetycka zwolna wznosiła się na wyższy poziom. XV-wicczna humanistyczna recepcja antyku, u nas prawie wyłącznie autorów rzymskich, zaszczepi — choć nie bez uchybień i regresów -- znajomość reguł wersu iloczasowego i rozmaitych struktur slroficznych.
Wierszopisarstwo łacińskie XIV-XV w. pozostało u nas zbiorem tekstów niedużych bądź zgoła drobnych; utwory pojemniej-sze, o których doniosą późne wzmianki, przepadły. To pewne, iż dwa owe stulecia nie zrodziły w.Polsce wielkiego epika. Z wyjątkiem samotnego przybysza z Południa -■ Kaliimacha -- nie rozbłysł też wysokiej próby talent liryczny. Pomniejsi zdobywali się w każdym rodzaju na rzeczy nierównego poziomu, lecz także na twórczość udalną i wielostronną. Rozmaitość tematów i struktur — nie licząc liryki religijnej, podporządkowanej uświęconym środkom formalnym — okaże się już znaczna. Tematykę świecką najrzadziej inspirowały motywy prywatne:- osobista interesowność, przyjaźń lub miłość, najczęściej okoliczności wyjątkowe a także charakterystyczne wtedy intencje dydaktyczno-pa-renetyczne. Wiersze okolicznościowe z natury swej wyrażały przeżycia zbiorowości jako podmiotu albo świadka wydarzeń publicznych wszelakiej skali. Dydaktyka i parenetyka, których nauki mogła była rozwijać i w istocie wypowiadała również mowa niewiązana, korzystały z wiersza dla jego walorów utylitarnych: rytm i rym wspierały zapamiętywanie pożądanych treści - od dat do zasadniczych sentencji moralnych. W końcowym okresie polskiego średniowiecza naprzód wersyfikacja i styl poezji łacińskiej, a potem jej tematyka będą najwrażliwsze na odrodzenie się antycznej estetyki literackiej i homocentryczną ideologię nowych dni.
Lirykę religijną, niezmiennie cenioną w obrzędowości Kościoła i poza nią, układali duchowni, zazwyczaj zakonnicy, początkowo bezimienni, później nierzadko „podpisujący się" akrosty-chiimi. Podejmowali oni gatunki na ogół zadomowione w Polsce: sekwencje vel prozy, hymny, oficja rymowane oraz pieśni, o podobnej co starsze tematyce i topice, które zapisywano w dziesiątkach ksiąg liturgicznych. Nadal też najżywotniejszymi obszarami takiej twórczości była Małopolska z Krakowem, Wielkopolska z Poznaniem i Śląsk. W Krakowie dominikanin Piotr Polak, wykształcony we Włoszech, napisał przed polową XIV w.,
I
90
Poezja lac/ńska XIV-XV wieku
,.Dc tjuottam...Alberta". „Antigameratus" Frowłna
91
sekwencję o wszystkich świętych z inc. ,,Per orbis climata Cristi fiddium..." ('Przez krainy świata wiernych Chrystusa"). Szereg innych utworów z tegoż stulecia to kompozycje poświęcone głównie patronom polskim. Stanisławowi i Wojciechowi, oraz świętym popularnym powszechnie. Z Wielkopolan za mistrza sekwencji uchodził już w opinii średniowiecza Jan Łodzią z Kępy, od 1320/1321 archidiakon, od 1345 r. biskup poznański, który doraźnie po ich skomponowaniu mógł je rozpowszechniać w swej diecezji, skąd przejmowały je inne. Prócz sekwencji zaś - z których jedną, o świętym Wojciechu, o początku: „In lau-dem sacro praesuli..." ('Na chwalę przewodnikowi ku świętości'), opatrzył akrostychem „loannes presul Posnanie" — układai antyfony i przypuszczalnie hymny, a nawet pieśni świeckie. Z jego dziś nie w pełni znanej spuścizny upodobanie wzbudziła zwłaszcza proza maryjna Satve, salutis Umua... (potomni spolszczą ten incipit na: „Witajcie, podwoje zbawienia..."). Bogactwem owych gatunków przodowa! Śląsk, przede wszystkim klasztory i kościoły Wrocławia oraz Żagania. Wśród treści ha-giograficznych powielano szczególnie temat regionalnej świętej: Jadwigi -- od pierwszych dziesięcioleci XIV w. sekwencję Con-swgś iubUdns wciągnięto do ksiąg (najczęściej mszałów) diecezji polskich ponad 150 razy. Obfitość tekstów śląskich pozwala wyszukać utwory, których wyposażenie erudycyjne i artystyczne (strofika, rymowanie, styl, kunsztowność akrostychów) miewa już wtedy wartość wyższą niż pospolite wierszoróbstwo. Raz po raz treść ich odnosiła się do Polski. Liryka tego typu trwała długo; układano ją jeszcze w zaraniu nowej epoki i drukowano w brewiarzach i mszałach. Ogółem odnaleziono przeszło 120 utworów, lokalnej, przeważnie klasztornej poezji pobożnej, która nie pozostała też bez wpływu na łacińską i polską poezję świecką.
Zabytki świeckiej muzy łacińskiej XIV w. to rzadkość, odosobnione wystąpienia dyktowane bez wyjątku pragnieniem, by przekazać czytelnikom gorzkie doświadczenia życia i naprawiać ludzi, politykę i obyczaje. Pierwszym byl utwór, który krążył pod tytułem De ijuodam adwcato Cracoviemi Alhcrlo ('O pewnym wójcie krakowskim Albercie') — echo dramatycznego momentu historii i doli jednostki: nieudanego buntu, jaki przeciw Władysławowi Łokietkowi podnieśli w 1311/1312 r. Niemcy krakowscy na korzyść księcia Bolka z Opola, namiestnika króla
Czech. Bunt mógł mieć następstwa ponadlokalne, groźne dla sprawy skupienia w rękach polskich władzy nad głównym miastem państwa. Tematem utworu stał się tragiczny los przywódcy buntowników, potężnego wójta Alberta, który po klęsce i latach ciężkiego więzienia na Śląsku zmarł na tułaczce wśród Czechów. Wiersz nie opowiada o tych wydarzeniach, lecz jest rozpamiętywaniem ich istoty. Ma on 21 strof i wyraźnie dwudzielną kompozycję. Strofy 1 -14 to jedno z niezliczonych oskarżeń Fortuny — chwiejnej i zawodnej, która człowieka możnego czyni nędzarzem. Strofy 15-21 pouczają, iż sprawcą nieszczęść był nie tylko kaprys losu, lecz błąd polityczny i moralny: zdrada wobec prawowitego pana a życzliwego wójtowi Łokietka; dalej, że niebezpieczeństwo grozi wciąż ze strony zaborczych i podstępnych Niemców, którzy i w Polsce, i w Czechach zagarniają dobra, a wzrósłszy w siłę zamyślają o wyższych zdobyczach. Obydwie części scala temat oraz retoryczna „autonarracja": po raz pierwszy w naszej literaturze utwór ma brzmienie tzw. oratio a tumu-lo, a zatem fikcji monologu wygłaszanego zza grobu. Zmarły wyznając swe przewiny udzielał przestróg żywym. Wiersz ułożono najpewniej w Krakowie, chyba na wiadomość o żałosnym końcu byłego przywódcy miasta, aby poruszyć i do reszty poskromić pozostałych tu jego ziomków i ocalałych wspólników. Anonimowy autor, dobrze świadom też stosunków panujących w Czechach, okazał przy tym zręczność jako wierszopis, dojrzałość jako moralista: elegijność spoił z satyrą, nie unaoczniał pamiętnych w Krakowie a drażliwych szczegółów, treści zaś nadał formę slroficzną, której zwartość i rymowanie 7- i 8-zgłosko-wych wersów naśladuje cechy sekwencji, co zdaje się wskazywać, iż opowieść O pewnym wójcie przeznaczona była do śpiewu.
W pierwszej połowie wieku Frowin, niemieckiego rodu Małopolanin ze Starego Sącza, duchowny diecezji krakowskiej, człowiek ruchliwy i spostrzegawczy, ułożył dydaklyczno-salyryczny poemat Antigamcratus. Tytuł tłumaczy się jako replika nu utwór Gamerahis ("Rozpustnik') niejakiego Theodoricusa z przełomu XIII i XIV stulecia. Antigameratus, bardzo poczytny, co zaświadcza kilkadziesiąt, często komentowanych, jego kopii prawie wyłącznie spoza Polski oraz druk z początku XVI w., w 11 rozdziałach zawarł rady moralne, obyczajowe i praktyczne dla wszystkich stanów, związków i procederów, od książąt do wieśniaków, zalecające postępowanie odpowiednie dla rozmaitych
92
Poezja łacińska XIV-XV wieku
Stanisław Ciołek
93
sytuacyj i relacyj między ludźmi, a odstręczające od złego. Cale ówczesne życie dostarczyło autorowi przebogatej materii. Wywody są szczegółowe, a przy niektórych tematach wręcz drobiazgowe. Tak jest np. przy wskazówkach, jak należy się odziewać gamralom, czy w rozdziale o kmieciach, których Frowin pouczał o sposobach prowadzenia wzorowego gospodarstwa i o tym, co powinni wykonywać w kolejnych Miesiącach roku; albo w istnym traktacie (rozdz. 11) o zachowaniu się przy stole biesiadnym, gdzie od woli pana domu zależał dobór i szyk potraw, porządek zajmowania miejsc i rozkosze uszlachetniające ucztę (popisy wesołków, śpiewaków i muzyków), od oglądy zaś gości — należyta postawa i ruchy, sposoby spożywania jadła, maniera picia etc, czemu poemat nadawał powagę rytuału, wyprzedzając u nas podobną, choć skromniejszą naukę Słoty. Zawartość An-lygameiata połączyła dydaktykę obyczaju, zna 114 z wielu utworów obcych, z obserwacjami własnymi autora, jakie poczyni! nad codziennym bytowaniem społeczności naszego kraju. Frowin zastosował przy tym dobrze gdzie indziej sprawdzona, trudną, lecz na pewno skuteczną mnemotechnicznic wersyfikację, która bezustannie zaskakując czytelnika albo słuchacza przekonywała go zarazem, jak wydolna jest łacina i na jakie pozwala efekty artystyczne: oto przez 429 leoninów utworu rymy średniówkowe i klauzulowe to igraszka z ekwiwokacjami. Dla przykładu urywek pouczenia o obieraniu jaj: „Absque sonis i 11 a frangi tua cura sit i 11 a, Nc noceat stilla, micas in mollia stilla" ("winieneś dbać, aby [jaja] tłuc bez hałasu; a, żeby ni kropla nie sprawiła szkody, krusz skorupki na delikatne drobinki'). Współbrzmienie więc różnych gramatycznie homonimów uczyło też swoistej finezji języka.
Przypływ weny poetyckiej na tyle energiczny, by okazać się kulturowym fenomenem, objawiło niewiele lat później środowisko krakowskie. Z oddali wieków okaże się, że jego talenty nie zdobyły się na godne tematu uświetnienie prawdziwie wielkiej chwili dziejowej; Grunwaldu. Wieczystą pamięć triumfu roku 1410 podtrzymywać miało z woli Jagiełły doroczne święcenie dnia Rozesłania Apostołów (15 Vii) w kościołach miast i wsi całego królestwa. Upamiętniała go historiografia, sławiła wymowa, Poezja podjęła temat w obydwu językach, lecz z nieokazały-mi rezultatami. Z wierszy polskojęzycznych „o wielgiem pobiciu" ocaleją okruchy w przygodnych cytatach następnego wieku. Z łacińskich zachowało się tylko kilka i przeważnie nikłych.
Najobszerniejsze (52 w.), najwcześniejsze i najlepsze Metra de lite Prutenofwn et Polonorum ('Wiersze o starciu Prusaków tj., Krzyżaków, i Polaków') ułożono w Krakowie niebawem po bitwie, z żywym odczuciem krzyżackiej buty w epizodzie z mieczami i królewskiej pokory Jagiełły, przytaczaniem jego słów o sytuacji i ze szczegółami pogromu oraz -- początkiem hymnu Te Deum. Było to urywkowym przewierszowaniem rzeczowych sprawozdań o historycznym boju, nie próbą artystycznej jego panoramy poetyckiej.
W najbliższej przyszłości czoło poezji łacińskiej stanowili dwaj ludzie, o podobnym pochodzeniu, wykształceniu, stanie i obowiązkach; w pisarstwie obydwu odzwierciedliła się dwoistość ich powołania. Obaj duchowni i obaj urzędnicy kancelarii królewskiej, obracający się między dworem a kapitułami, imali się tematyki i religijnej i świeckiej -- przy odmienności ambicji, temperamentu i przy niejednakiej umiejętności antykizowania. Byli to Stanisław Ciołek i Adam Świnka.
Ciołek, członek znakomitego rodu z Mazowsza, bakałarz ar-tium uniwersytetu praskiego (1402), od około 1400 r. przez ćwierć wieku pracował w kancelarii królewskiej. Zdobywszy u-znanie sprawnością redagowania akt (min. dokumentu unii ho-rodelskiej 1413) i korespondencji, działał też w dyplomacji oraz w notariatach krakowskich ziemskim i kapitulnym. W roku 1423 uzyskał podkanclerstwo. Po niższych godnościach kościelnych zdobył na koniec biskupstwo poznańskie (1434). Człowiek giętki w poglądach, okazał się pierwszym literatem polskim, któremu sztuka obracania się w środowisku dworskim dostarczała podniet twórczych, a konwencje i nawyki stylistyczne jego robót kancelaryjnych wycisnęły piętno na pisarstwie artystycznym.
Rozmiaru spuścizny literackiej Ciołka nie sposób dziś określić. Prawdopodobnie był talentem płodniejszym, niż świadczy rozpoznany jego dorobek. Niepewnego autorstwa pozostają przypisywane mu dwa „listy" alegoryczne De rosa ('O róży1) oraz De Maio ('O maju'), parodystyczny „edykt" na notariusza królewskiego Bruchrynka jako husytę czy żartobliwy list królowej Zofii do cesarzowej Barbary. Nie zachowały się jego liczne, według Długosza, wiersze satyryczne i jakoweś utwory treści historycznej, ślad zainteresowań dziejopisarzach, których dowodną pozostałością są tzw. Spominki o Ciołkach - przyczynki do genealogii własnego rodu sięgające roku 1423, nie bez przekażą-
94
Poezja łacińska XIV-XV wieku
I
Stanisław Ciołek. Adam Świnka
95
nych tradycją cennych szczegółów i ciekawych anegdot, zamieszczone przy kopii kroniki Janka z Czarnkowa.
Pierwsze pewne dziełko Ciołka wzbudziło skandal polityczny i obyczajowy. Prozaiczna bowiem Epistoła taxans matrimonium Yładisłai regis cum Granowska ('List osądzający małżeństwo króla Władysława z Granowska1) zaatakowała trzecie małżeństwo Jagiełły zawarte w roku 14i7 z poddanką, 45-letnią trzykrotną wdową Elżbietą Granowska. Związek taki oburzył społeczeństwo, ale Ciołek dał nastrojom ogółu wyraz niebywale napastliwy a pomysłowy: obznajomiony z podobnymi publikacjami za granicą, użył swych umiejętności redaktora korespondencji oficjalnej nadając z premedytacją swemu paszkwilowi znamiona quasi-listu, a zarazem wyposażył go w topikę właściwą bajkom zwierzęcym. Maska tego gatunku przy treściach politycznych miała u nas pierwociny w dziele Kadłubka, Ciołkowi bez wątpienia nieobce. Alegoria, w której podstarzały Lew, hasający beztrosko po puszczy, oznaczał lubującego się w łowach i niemłodego już króla, poselstwo do Orła po narzeczoną stosowną dla koronata -- misję swadziebną na jakiś wysoki dwór zachodni, ohydna Maciora po licznych już miotach -- leciwą wo-jewodzinę, opasły Wieprz — złego doradcę monarchy, nasycona realistycznymi rysami i jadowitymi aluzjami, była dla współczesnych przejrzysta i zbyt zuchwała, aby za paszkwilantem nie kryta się koteria oponentów. Autor, prekursor najostrzejszych poczynań publicystyki literackiej XVI-XVIII w., przypłacił brutalność dowcipu przejściową (1417-1420) niełaską, po której obrał twórczość raczej panegiryczną.
Wiersze Ciołka z okresu 1424-1428 znamionuje tematyka okolicznościowa, przemieszanie treści świeckich i religijnych, niekiedy charakter meliczny i właśnie panegiryzm; wszystkie należą do liryki. Najwcześniej, gdyż na Boże Narodzenie 1424 r., powstał 5-zwrotkowy motet Nitor inclyte elaredims ('Niechaj wdzięk świetnego blasku'), dostosowany do gotowej melodii -ale już w lutym następnego roku tę religijną kantylenę przerobił Ciołek na kantatę sławiącą uroczysty chrzest następcy tronu, Władysława (tragicznego „Warneńczyka")! Wiosną 1426 r. narodziny Kazimierza królewicza powitał kantatą Hisloriographi acie ('Okiem dziejopisa') opatrzoną nutami przez wybitnego kompozytora Mikołaja z Radomia. W drugiej połowie tegoż roku ułożył 10-zwrotkową pieśń Laus Cracoviae, z początkiem: „Cracovia civitas..." ('O, grodzie krakowski'). Zawiera ona nie
spotykaną dotąd u nas pochwałę stolicy - - miasta o uroczym położeniu, siedziby sprawiedliwości, szlachetnych uciech i dobrych obyczajów; ale w istocie gloryfikuje rezydującą tam elitę społeczną, ludzi dworu, a przed wszystkimi króla, piękną i cnotliwą królowę Zofię oraz ich synów. Tekstowi przydano znów melodię na 3 głosy, także może Radomianinu; był więc niechybnie produkowany na Wawelu. Natomiast dwie sekwencje maryjne: Stupet averni jhitas (Truchleje srogość piekła7) na Boże Narodzenie nieoznaczonego roku oraz Stella sole cląrior ('Gwiazdo jaśniejsza niż słońce'), obie z akrostychem „Slanislaus", napisał był poeta zapewne już po objęciu biskupstwa w Poznaniu. W tworzywie tej liryki, o stylu tracącym miejscami wyszukaną sztucznością, z rzadka przeblyskuje przystrój wczesnohumani-styczny, jak w Pochwale Krakowa określenie królowej imieniem Febe, a w kantacie o królewiczu Kazimierzu i w sekwencjach wtręty greckie, acz w pisowni łacińskiej. „Virgo theotocos" ('Dziewica Bogurodzicielka'}, razem z prośbą „Propugna nos in acie" ('Broń nas w boju') w sekwencji Stupet... będzie się poczytywać za echo polskiej Bogurodzicy jako pieśni bitewnej. Budowa utworów religijnych mieści się w regułach ich gatunku, narzucających zwięzłość wersu, refrenową parzystość strof i unty-strof oraz rym ■ - nie bez uchybień zawinionych niedbalością bądź pośpiechem wykonania. Świecką Laus Cracoviae złożyły zwrotki monorymiczne, o identycznym więc zamykaniu wersów na -ia, uwydatnionym finalną eksklamacją AUcluia.
Nieco młodszy Adam Świnka z Zielonej na Mazowszu, syn kasztelana dobrzyńskiego, studiował w Akademii Krakowskiej (1411) i może we Włoszech; posiadał kanonikaty gnieźnieński (przed 1413?), łęczycki (przed 1427) i krakowski (przed 1432) oraz probostwo wielickie — ale lepiej wiadomym miejscem jego działalności stała się przed rokiem 1427 kancelaria królewska, gdzie jako notariusz pracował też za podkanclerstwa Ciołka i skąd w służbie Jagiełły jeździł do Rzymu oraz - przy boku Ciołka ■ - do Niemiec. Zajęcia kancelaryjne nie zdeformowały mu umysłowości ni pióra rzeczywistego poety.
,,Porcarius" ( z łac. porca - 'świnia') uprawiał - jak wspo
mniano tematykę dwojakiego charakteru. Najciekawszy
utwór grupy świeckiej zaginął. Notata XVIII-wieczna stwierdzi
ła istnienie „longum carmen de rebus gestis ac dietis memorabi-
libus Kazimiri secundi Poloniae regis inclitissimi" autorstwa
Adama Świnki. Brzmienie jej informuje o obszernym poemacie
Poezja łacińska XIV-XV wieku
.1
Adum Świnka
z gatunku gestów, o temacie zastanawiającym, bo nie „Jagiełło-wym", lecz dotyczącym Kazimierza Wielkiego, co mogłoby wynikać z jakiejś rodowej czci Świnków d)a tego monarchy. Zaginał gdzieś także panegiryk opiewający urodę i pomyślność losu Jadwigi — po kądzieli prawnuczki Kazimierza i długi czas jedynego dziecka Jagiełły, w której do roku 1424 widziano prawowitą dziedziczkę tronu. Zachowane natomiast utwory to dwa epitafia. Obydwa, pod datami 1428 i 1431 przytoczył w Rocznikach Polski Długosz; dalsze przekazy tekstów zaległy w manuskryptach.
Liczące 72 wersy epitafium Zawiszy Czarnego (inc: „Anna lua fulgent, sed non hic ossa quiescunt..." — 'Godło twe lśni [tutaj], lecz nie tu spoczywają twe kości') ułożył poeta wśród głębokiego smutku, jaki na dworze krakowskim wzbudziła wieść o śmierci najsłynniejszego wtedy rycerza chrześcijaństwa, którego ścięto, gdy popadł w jeństwo tureckie pod Gołubiem za Dunajem, nie chcąc uchodzić jak uszedł cesarz Zygmunt Luksemburski. Nie wiadomo, czy celem pierwotnym autora była inskrypcja, niemniej tekst wiersza przypuszczalnie wyryto na zastępującej grobowiec tablicy w kościele franciszkanów. Utwór w konwencji mowy przed kenolafem (symbolicznym pustym grobem) poprowadził Świnka tokiem apostrof kolejno do poległego Sulimczyka, do Boga — świadka pogromu, do ginących w niewoli brańców i do tych, których los (wykup) z niej wywiódł i którzy winni wznieść modły za bohatera. Istotną częścią epitafium jest wyobrażenie boju, sugerujące honorowy zgon Zawiszy w bezpośredniej walce.
Kiedy 8 grudnia 1431 r. zmarła Jadwiga Jagiełłówna, napisał Świnka epicedium (inc: ,,Viiginum o iubar, o inclila gloria reg-ni..." ■ 'O, gwiazdo dziewic, o, sławna chlubo królestwa') w trójdzielnej kompozycji. Część pierwsza (w. 1-47) to pochwała zmarłej i po trosze opisowy, po trosze eksklamatywny w stylu wylew żałości tych, co ją opłakiwali; druga (48-49) to ,,nagrobek" typu głosu zza tumby, z personaliami Jadwigi obracającej się teraz w popiół przy popiołach matki, retoryką nicości dóbr doczesnych i prośbą o modlitwy; końcowy czterowers to ,,słowa poety" z konceptualnym życzeniem spoczynku wśród kwiecia z serca autora (ukrytego pod mianem Aper --. krzywokłego 'dzika', godła Świnków). Sam temat był delikatny. Królewnę od lat wikłano w dyktowane wyłącznie polityką i niepomyślne plany matrymonialne, prawo do tronu odjęły jej narodziny Władysła-
wa, skonała po chorobie nasuwającej podejrzenie o otrucie, nie żałowana nawet przez ojca i już choćby napomknienie o powszechnej rozpaczy mogło być poczytane nie za utarty topos epicedialny, lecz za krytyczną aluzję.
W obydwa utwory, poza fragmentami treści religijnej, wtopił Porcarius gęste zapożyczenia z poezji starorzymskiej: w pierwszy frazeologię Wergilego, Horacego i Owidiusza, w drugi Owidiu-,sza, Klaudiana i Stacjusza. Swobodne rozdrobnienie przejątków dowodzi pamięciowego zżycia się z ich źródłami, kanon źródeł zaś — że Świnka czytywał i naśladował mistrzów wprawdzie antyku, ale mistrzów nie zapoznanych przez cale wieki średnie. Nasilenie tej eksploracji ujawnia świadomą już skłonność do podążania za nowymi prądami kulturowymi, sam kanon — jeszcze zachowawczość. Połowiczne również okazują się poczynania poety z wersyfikacją: posłużył się on heksametrem, lecz średniowiecznym - beziloczasowym, wszelako (raczej instynktownie) zgrywając akcent wyrazowy z rytmiką oczekiwaną przy toku metrycznym.
Jeśli w niektórych składnikach tej twórczości dostrzegać polski prehumanizm, to innym nie zabrakło cech odmiennej natury. Wiersz o ofierze życia niezwalczonego rycerza, gdzie pod klasycyzujacą nazwą „Teukrów" mowa jest przecież o Turkach, prących zwycięsko ku wcale nie odległemu Dunajowi, może uchodzić za pierwszą u nas alarmującą „turcykę" poetycką. W epicedium Jadwigi, a dokładniej w jego „epitaphium1' motywy rozkładających się ciał i znikomości wszystkiego, co materialne, to loci communes światopoglądowego piśmiennictwa epoki.
Podczas gdy epitafia' są datowalne, nie wiadomo, kiedy kanonik Świnka układał swoje utwory religijne. Rozpoznany dotąd ich poczet obejmuje sekwencje: maryjną Avc\ rirgo regia ('Zdrowaś, dziewico królewska'); o Barbarze męczenniczce Ave, virgo, fons \irtutum ('Bądź pozdrowiona, dziewico, krynico cnót'); o patronach kraju: Wojciechu Saive, sidus Pohmorum ('Witaj, ozdobo Polaków') - ■ i bardzo popularną Psallat poli hierarchia ('Zanoszą pienie niebiosa') o Stanisławie, któremu poświęcił też hymn Alina per eius merita (Trzez jego błogosławione zasługi'), z odrębną częścią o inc. „Pellens doxis promicuit..." ('Znaczna chwała rozbłysła1). Sekwencje o świętych miewają - - jak ta o męczenniku Wojciechu — w oprawie lirycznej całostki narracyjne zaczerpnięte ze znanych żywotów, treści zgolą historycznej, a tu i ówdzie antyczne motywy nazewnicze. Stroilka sekwencji, pi-
4 -- Lileralura średniowieera
Poezja łacińska XIV- XV wieku
Władysław z Gielniowa. „Epistoła ad dommiedłam"
99
sanych zwartym, zrytmizowanym stylem, liczących od kilku do kilkunastu zwrotek, otrzymała regularni! w tym gatunku strukturę dwuczłonową, przy czym prawdziwa sztuka wierszopisar-ska objawiła się w konsekwentnym, misternym niekiedy podwajaniu rymów. Co więcej, tu właśnie a bez naruszania powagi sensu zmieściły się także sygnały ich autorstwa: akrostychy. Już początek epitafium Zawiszy naznaczyło akrostychicznie imię „Adam"; teraz poeta nie tylko nie poprzestał na lakonicznym „Svinca'\ ale zdołał wprowadzić dłuższe: ,,Adam fecit me" i „Adam Svinca de Zelona", pośród nich dwie dedykacje utworów Prandocie (osobie o niepewnej jeszcze tożsamości).
Obydwa zespoły utworów wyszły spod ręki człowieka autentycznie uzdolnionego literacko. Długosz, który musiał się zetknąć z Adamem Świnką w początkach własnej służby kancelaryjnej, ubolewał nad przedwczesną śmiercią chlubę ojczyźnie obiecującego talentu.
Tradycję poezji religijnej bez domieszki estetyki prehumani-stycznej podjął później kolejny duchowny, Władysław z Gielnio-wa, wybitny bernardyn, czynny na różnych stanowiskach zakonnych w Królestwie i w Księstwie, najtrwalej związany z Warszawą, gdzie też zmarł i gdzie skupiał się kult jego postaci, zrazu lokalny, utwierdzony tytułem patrona stolicy (1604), a potem beatyfikacją (1750). O jego ogólnej kulturze umysłowej mało wiadomo; biegły łacinnik, miał leż podobno jakieś umiejętności muzyczne. Między bernardynami, członkami nowego zakonu, klóry wtedy śmielej niż inne dbał o przystępność głoszonego słowa, zajął poczesne miejsce. Okazał się pierwszym w dziejach naszej literatury twórcą dwujęzycznym. Tak prozą, jak wierszem, po łacinie i -- częściej - po polsku wyrażał niemal wyłącznie tematy religijne, a w nich osobistą pobożność o znamionach duchowości dolorystycznej; reagował też na wydarzenia przygodne - ■ kościelne i (prawdopodobnie) inne. Rozproszenie niewątpliwych i przypuszczalnych tekstów jego pióra i rozmaitych kopii z XV-XVI w. i wielość wariantów świadczy o żywym ich odbiorze, zwłaszcza iż przynajmniej niektóre dowodnie śpiewano; w początkach zaś XVI w. zapisano wiadomość, iż „rythmi de sanetis per totum annum" wyuczane były powszechnie po szkołach. W poezji łacińskiej nic nowator, pisał jednak sprawnie, co widać też w jego łatwości komponowania akrosty-chów, którymi posługiwał się z niebywałą dotąd u nas regularnością. Spośród wierszy łacińskich najwcześniejszego momentu
dotyczą 4 autobiograficzne dystychy o wstąpieniu autora do zakonu w roku 1462 (inc: „Anno Cristi milleno quadrin sexin se-cundo..."). Zapewne między lipcem 1482 a styczniem 1483 r„ czasu moru w Krakowie, zaniósł błagalną pieśń o ratunek do Najświętszej Marii Panny (inc: „lmperatrix angelorum..." 'Władczyni aniołów'), gdzie 26 kwartyn zbudowało ulubiony jego akrostych „Iesus Cristus Maria Ladisłaus". Przeniesienie relikwii bł. Szymona z Lipnicy w 1488 r. uczcił ułożeniem epitafium (?) z akrostychem ,,Simon" i -- być może — antyfoną O nova lux Poloniae... ('O nowe światło Polski'). Z kolei 6 kwartyn modlitwy do św. Brygidy Szwedzkiej (inc: „Beatissima Bir-gitta...") tworzyło akrostych jej imienia. Najobszerniejszym płodem w tym zespole bernardyna była parafraza fragmentu Pieśni nad pieśniami (inc. „Ad Cantica cantkorum verto me..." — 'Zwracam się ku Pieśni nad pieśniami'), ujęta w leoniny o szyku niemal ośmiokrotnie powtórzonego abecedariusza. Chyba w starszym już wieku jako doświadczony kapłan usłużył swym talentem praktycznym potrzebom duszpasterskim pisząc dystycha-mi leonińskimi abecedariusz Taxatac poenitentiae metrice ('Wymiary kar pokutnych wierszem') ■ mnemotechniczny wykaz grzechów i kar pokutnych na użytek spowiedników. Nic odkrywczy więc, ale zręcznie godzący różną treść z atrakcjami wypróbowanej i dzięki nim łatwiejszej do przyswojenia wersyfikacji, Władysław z Gielniowa wybił się ponad gromadkę ówczesnych rzemieślników łacińskiej poezji kościelnej.
Łacina, ujmowana w różnego pokroju i różnego poziomu artystycznego kontury wiersza, również w tym okresie ogarniała tematykę świecką. Poza kancelaryjnymi ośrodkami pracy literackiej, poezję łacińską w Krakowie uprawiali studenci, tak jak działo się w każdym mieście Europy, gdzie istniał uniwersytet. Prawdopodobnie krzewiła się tam melika ludyczna i miłosna oraz takaż cpistolografia, długo kopiowana w lislownikach. Jej akademicki rodowód widać w erudycyjności utworów i w samym użyciu łaciny: uczoność na przykład hołdu miłosnego przydawała mu blasku i ceny. Najwcześniejszym reliktem owego obyczaju piśmienniczego wydaje się Epistoła ad doininkcilam ('List do panny") z roku 1427, 1433 albo 1437.
Pozdrowienie ukochanej panny, której radości i smutki sam przeżywa(l) i w której wielbi(ł) cnoty moralne, zalety intelektu oraz — najwymowniej -- piękno cielesne, wypowiedział długim wierszem (inc: „Saluto te, speciosa..." 'Pozdrawiam cię, uro-
100
Poezja łacińska XIV-XV wieku
dziwa') młody anonim. Pani jego serca, młodziutka dzieweczka (virgincula) lo szlachetnego rodu czarnowłosa Helena, córka Piotra; on sam to syn bogatego, lecz skąpego ziemianina. Jego uczucia żywią się pamięcią: wzbudziło je pierwsze wejrzenie w Krakowie, teraz trwają w nim na wsi.
Obycie z nauką dyktowało autorowi reminiscencyjne mierniki zachwytu: dla cnót bogdanki — osobę Katona Cenzora, dla jej rozumu — pospołu Platona i Arystotelesa, dla wdzięków • wyższość nad ideałem opisanym przez „Ganifredusa" (w XIII-wiecznej Poetria nova Gaufreda z Vinsauf, podręczniku komentowanym też w Akademii Krakowskiej), wreszcie dla własnych pochwał, które postawił nad Salomonową Pieśnią nad pieśniami. Anonim czytywał nie tylko epistoł ogra ficzne wskazówki „Ganifreda", ale zapewne też podobne swemu ,,listy" ćwiczenia bądź rzeczywiste przesłania. Styl z dawien dawna konwencjonalny w poezji erotycznej i religijnej (jak porównania niewiasty do kwiatów) • urzeczowii personaliami obu stron i szczegółami, które brzmią jak autentyzmy: urąganiami tym, co uwłaczają czci adresatki (przy czym wtrącił parę zdań polskich), charakterystyką swego ojca, scenerią i datacją pisania: na wsi, podczas przechadzki, w poniedziałek 5 maja. Diugi ten „list" powstawał może fragmentami, jego strofika bowiem ma budowę niejednolitą. Według rymów wyodrębnia się w nim 46 zwrotek, z których pierwsze 5 przypominają strukturę sekwencji. Pokrewna stylem jest Litera ad omastom de eodem amore ('List do kochanki o tejże mifości') — prozą (inc. „Ul soi noster..." — 'Jako słońce nasze') i wierszem (inc. „Est enim slella virginum..." 'Jest bowiem gwiazdą dziewic') jakiegoś „dworzanina" do Katarzyny.
Inne utwory zrodził obyczaj, zadomowiony w życiu krakowskiej młodzi przypuszczalnie już w XIV w.: początkowo wśród uczniów szkoły przy kościele Mariackim, następnie (wnioskując ze źródła) także scholarów Akademii. Ówczesne „iuvenalia" były tygodniem rządu żaków i obranego przez nich „króla". Obyczaj nastał wcześniej niż odnoszące się doń pieśni i wiersze, których znane dziś teksty skopiowano w drugiej połowie XV i w początkach XVI w. Nieudolne Metra dc sancto Galio ('Wiersze o świętym Gawle') w 47 leoninach (inc. „Auram discernit, alas gallus quoque pandit...") rozbrzmiewały 15 października, w wigilię dnia św. Gawła (to jest łac. Galia), znoszono wtedy nauczycielom jako daninę ptactwo, głównie koguty, które staczały
Wiersze o Warnie, ..Dialog o Zbigniewie Oleśnickim" 101
podniecające widzów walki. Elekcji „króla" i krótkiej jego władzy dotyczyła pieśń Brew regiium erigitur... ('Ogłasza się krótkotrwałe królestwo') — w pięciu strofach, opatrzonych w rękopisie nutami, oraz Ad fest a regis incliti, Gdzie króle wybierają... w 12 wersach naprzemiennie łacińskich i polskich. — W tymże źródle zachowała się Satira comica — swoisty wierszowany rejestr charakterystycznych zalet i wad wszelkich nacji, w tym polskiej (Próba gens, sed ebria... - Trawy naród, lecz pijacki'), a także ich upodobań kulinarnych, jakie poznał autor, gdy błąkał się po Europie i spisał na użytek innych wędrowców (inc. „Quo, miser exul, debeo..." 'Dokąd, biedny wygnaniec, powinienem'). Istnienie krótszych wersji utworu w przekazach niemieckich i czeskich dozwala sądzić, iż wersja polska to redakcja wariantowa: tylko fragmenty tamtym obce wtopił bezimienny krakowianin w gotową oprawę cudzego konceptu.
Nieco później, wciąż najpewniej w literackim skupisku stolicy, pojawiło się jeszcze kilka godnych oglądu anonimowych utworów okolicznościowych. Warna (1444), tragiczna odwrotność triumfu grunwaldzkiego, wstrząsnęła krajem nade wszystko wskutek zniknięcia króla-wodza, W jego śmierć długo nie wierzono. Tym znamienniejsze są dwa wiersze, napisane przypuszczalnie przed 1447 r. w konwencji wypowiedzi pozgonnej bohatera. Pierwotniejszą formą, gdyż odmianą leoninów zwaną versus peregrinus albo barbarus, samą liczbą sylab imitującą he-ksametr, nakreślono 91-wersowy „list" (inc. „Ego Władislaus, Polonorum quondam aderam ]aus..." 'Ja Władysław, bytem niegdyś sławą Polaków'), którym król komunikował Polakom o ponoszeniu kary czyśćcowej za złamanie przysięgi pokoju z Turkami, wzywając, by wspomagano go polską modlitwą „Proś za nami, panno Mario, Syna..." i zapowiadając powrót na ziemię, kiedy ojczyźnie zagrozi zguba, dla powetowania klęski i ukarania sprawców niebezpieczeństwa. Z kolei PłaHgite me, coeli... ('Opłakujcie mnie, niebiosa') to liryczny początek epicedium, nieskładnej redakcji 71 dystychów elegijnych, dokładniej -- początek pierwszego z dwóch jej fragmentów, gdzie poległy król mówi z zaświatów o swoim losie, przejmująco zwłaszcza opowiadając o przebiegu bitwy i o genezie wyprawy, której katastrofę zawiniła nierzetelność sprzymierzeńców.
Najpewniej do krakowskich duchownych należał twórca Dialogu o Zbigniewie Oleśnickim (z nagłówkiem Thomas, Joaimes, Gorias oraz inc. „Nosti quam solida ecclesiae regnique columna
102
Poezja łacińska XIV-XV wieku
Mikołaj Kotwic
103
occidit..." 'Czy wiesz, jak upadla mocna podpora Kościoła i Królestwa'). Treść 373 heksainetrów dowodzi, że redagowano je niezabawem po śmierci (1455) kardynała, aby bronić jego pamięci przed zarzutami i potwarzami. Pochwały wysunięto przed oskarżenia; zasługi dla Kościoła — jak unicestwienie husylyzmu w Polsce i liczne fundacje, i dla państwa — jak wykup księstwa siewierskiego czy utrącenie separatystycznych dążeń Litwy, miały zawczasu przytłumić głosy o niefortunnych akcjach na Węgrzech, o sprzeciwach wobec wojny z Zakonem, pysze kardynala-tu... Oczywiste cechy polemiczne w sprawach wielkiej wagi, a nawet ozdobność jednego z rękopisów zdają się wskazywać adresata w kręgach przywódczych królestwa. Autor, jawny zwolennik Oleśnickiego i bez wątpienia rzecznik całego stronnictwa, utaił się (upatrywano go m.in. w Janie Długoszu).
Literackie walory utworu lo jego stuktura i styl. Dialog, toczony w domostwie jednego z rozmówców, jest trójglosem Tomasza, Jana i Goriasa, z których najczynniejsi dwaj pierwsi to postaci o hipotetycznie rozpoznawalnej tożsamości: główny narrator Tomasz (Strzempiński, następca Oleśnickiego na biskupstwie krakowskim) i gospodarz spotkania Jan (Długosz). Dyskurs ich zamknęły trzy „epitafia". W stylu o celowo zmiennym rytmie składni, nadającym rozmowie energię żywej wymiany poglądów, skutecznie oddającym też pobudzenie emocjonalne interlokutorów, z upodobaniem do gnomiki, zauważa się też zapożyczenia od eklog Wergilego. Czysty język, urozmaicona kompozycja i tok zdań -- od krótkich odżywek do kwestii bogato rozwiniętych (jak 91-wersowe, przejmujące roztrząsanie klęski pod Warną), poprawność wersyfikacji dopełniają zalet formalnych Dialogu.
Zajmujące osiągnięcia ówczesnej muzy łacińskiej poza Krakowem były jeszcze rzadkie. Z tych, które przetrwały w XV-wiecz-nych manuskryptach, dwa utwory okolicznościowe ułożono w odległych od siebie regionach kraju, lecz za sprawą podobnego bodźca: burzliwego konfliktu społecznego — i obydwa zaświadczają, że również z dala od stolicy rozpowszechniała się znajomość nowych reguł wierszotwórstwa. Inne jednak szły wciąż za tradycją dawnych ujęć i tematów.
Tzw. Tren na śmierć Andrzeja Odrowąża (inc. „O, funesta dies nostri miserabilis aevi..." — 'O, żałobny dniu naszego nieszczęsnego wieku') powstał na ziemiach południowo-wschodnich. Sprawność bezimiennego wierszopisa złączyła się w nim z amo-
ralnością najemnego chyba panegirysty widocznie klienta Odrowążów, opłakiwany bowiem wojewoda ruski Andrzej Od-rowąż to przedmiot, rodzony jego brat, wojewoda podolski Jan - formalny podmiot laudacji, a rzecz napisano tuż po śmierci człowieka, który od lat ciemiężył szlachtę i mieszczaństwo tak, iż uciśnieni dla samoobrony przed tyranią wielmoży zawiązali w grudniu 1464 r. konfederację. W jej obliczu zredagowano tę zręczną apologię, z topiką żalu i retoryką pochwal kierowaną do zmarłego, w istocie zaś do monarchy i do opinii szlacheckiej. Tren uchodzi za najbliższy wtedy kanonom poezji humanistycznej twór pióra Polaka, dzięki wysokiej poprawności metrycznej jego 79 heksametrów oraz rozbudowaniu, a w nim samodzielnemu naśladowaniu żałobnej mowy Eneasza z Xl księgi eposu Wergilego; zarazem wszakże w łacinie Anonima trwały naleciałości średniowieczne.
Pod koniec wieku, bo w latach 1490-1492, Mikołaj Kotwic, duchowny wielkopolski i doktor praw przypuszczalnie uczelni bolońskiej, rozpoczął większy w zamiarze poemat. Geneza utworu tkwiła w dramatycznym, choć trywialnym konflikcie o majętność, w którym więzy krwi i powinowactwa, racje i słabości prawa oraz żądza bogactw skrzyżowały się z siłą jako środkiem zawłaszczania dóbr i mściwego odwetu. Przeciwnikami byli regionalny urzędnik (Kośmider Gruszczyński) i arcybiskup gnieźnieński (Zbigniew Oleśnicki). Prywata ogniem i mieczem wyrządzała szkody stronom i postronnym przez 10 lat, dopóki konfederacja rodu i zwolenników prymasa nie zmogła przeciwnika.
Urwany na wersie 72 fragment Sbigneis (z tytułem odimien-nym na wzór starożylych. jak Aeneis, inc. „Post quam pacifi-cuiTi prolixa iniuria patrem..." 'Skoro nadmierna krzywda ugodowego ojca') zapowiadał kompozycję epicką o rzekomo słusznych i szlachetnych poczynaniach Oleśnickiego. Temat, wart ciętej satyry, otrzymał cechy pospołu pamfletu tudzież zabarwionego dowcipem i żartobliwością panegiryku. Otworzył go Kotwic kontrastowym obrazem gwałtów Kośmidra i łagodności prymasa, ciąg dalszy wypełniła prezentacja wybitnych postaci z szeregów arcybiskupich (m.in. Ścibora z Ponieca — autora uciesznych piosenek polskich!), którą poczytuje się za odwzorowanie przeglądu bohaterów w III pieśni Iliady. Bardziej niż znajomość Homera, nabyta poprzez popularny w średniowieczu skrót łaciński zwany itias łulina, poprawność heksametrów i styl
104
Poezja łacińska XIV-XV wieku
przejawiły humanistyczną już ogładę autora, potwierdzoną też w zgrabnym epitafium, które w roku 1493 poświęci! zmarłemu prymasowi.
Między Trenem a próba, poematu Shigneis, gdyż prawdopodobnie krótko przed rokiem 1469, z warsztatu magistra nauk wyzwolonych promocji krakowskiej, naówczas kaznodziei katedry poznańskiej, Mikołaja Olocha z Szamotuł wyszły dwie satyry obyczajowe. Jedna (inc. „Haec mała suni quibus extat am-bitus orbis..." — Takie są grzechy, które okazuje pokrętny świat') samym nagłówkiem De his malis, ąuae aguntur in hoc mundo ('O występkach, które popełniane bywają na tym świecie') zapowiedziała uniwersalność odniesień tematu. Autor, uprzytomniwszy na wstępie, iż żywot jest tylko zmierzaniem do śmierci, objął naganą stany i statusy ludzi według godności, profesji, bogactw, wieku i płci, ich zwyczaje i charaktery. Mora-lizowanie Olocha kojarzyło się więc z rozpowszechnionymi w całej epoce wywodami „de contemptu mumii", w których opisywano — by wzgardliwie potępić — wszelkie grzechy i zdrożnoś-ci tego świata. Oczytany wierszopis sam zdobył się zaledwie na utwór niesamodzielny i niejednolity, gdyż De his malis... to w znacznej części składanka przejąłków zdań cudzych, gdzie he-ksametry zdradzają zapożyczenia od starożytnych, a leoniny -od średniowiecznych autorów. Bliźniaczy i też literacko lichy wiersz De curiae miseria et ąuaii sunt curiales gradientes via et ąuae est eorwn neąuiłia ('O marności dworu tudzież jakie są postępki w życiu dworzan i jaka jest ich niegodziwość') w leoni-nach (inc. „Ut valeam recle in curiis quae manifesle..." — "Abym zdołał dokładnie i wyraźnie') to najwcześniejsza u nas krytyka zła, jakie pieniło się w życiu dworzan; pychy, pustoty, obłudy, bezbożności i rozwiązłości, w życiu zatem bezecnym a rzadko tylko uciążliwym w głodnych i chłodnych obowiązkach gońca czy posła. Są to uogólnienia bez jawnych ukierunkowań takiego osądu, a więc bardziej ćwiczenia literackie lub zapożyczenia od niewiadomego dziś pierwowzoru bądź przewierszowa-nie materii, jaką autor być może poruszał w swoich kazaniach, niż satyra oddająca bezpośrednio rzeczywiste doświadczenia piszącego. Według realnego śladu w pierwszej połowie XV] w. tekst ów pod tytułem Vita (lub Historia) curiolarum — może w tłumaczeniu — odbito drukiem w Krakowie.
Rozdział ósmy
Dramat i teatr
IN ajpowolniej rozwijająca się dziedzina piśmiennictwa: dramat, obejmował w XIV-XV w. kilka głęboko między sobą różniących się form. Czcigodną i we właściwych momentach roku kościelnego regularną ich postacią pozostawały uroczyste teatra-lizacje kilku obrzędów liturgicznych — domena duchowieństwa, przy współudziale „chłopców''' i „młodzieńców".-Dwie tryumfalne: Procesja Niedzieli Palmowej oraz Nawiedzenie Grobu, wyrastały z tradycji minionego okresu, rozprzestrzeniając się z każdą nowo wzniesioną świątynią w Królestwie i w Wielkim Księstwie Litewskim. Mnożyły się również ich zapisy w księgach kościelnych i doszły przemyślniejsze sposoby ich demonstracji, a nadto nowe, pokrewne im przedstawienia. W porządku dni Wielkiego Tygodnia - - nie chronologii poświadczeń historycznych — była to Coena Domini 'Wieczerza Pańska', inaczej Man-datum, czyli 'Przykazanie', w dialogu solistów i chórów odtwarzające w Czwartek scenę z jerozolimskiego Wieczernika, której poruszający wiernych składnik stanowiło umycie nóg „apostołom" przez najgodniejszego spośród celebransów. Z kolei — odgrywana w Piątek Depositio Crucis: procesjonalne 'Złożenie Krzyża' lub samej figury Ukrzyżowanego jako symboliczny akt pochowania Jezusa w Grobie. Wreszcie odwrotność Depózycji: rezurekcyjna Elevatio Crucis - 'Podniesienie Krzyża' (bądź figury, albo wyniesienie Hostii) w geście komunikującym o zmartwychwstaniu Zbawiciela. Na teksty wszystkich owych typów składały się stosowne wersety ewangelijne i coraz częściej drobiazgowe ,,didaskalie", kodyfikujące ton słowa, gest i ruch, a nadto poddające incipity właściwych pieśni — wciąż, jak od początku, po łacinie.
Dramat i teatr
Jasełka, Misterium
107
Hieratyczność obrzędów, łaciny i miejsca ograniczały wnikanie ogółu wiernych w szczegóły wielkotygodniowych spektakli liturgicznych; jego udział polegał na obecności, przeżywaniu i biernym przyswajaniu ich obrazowej katechezy — i tylko w niektórych momentach przybierał teraz formę czynna.: wyzwalającego radość śpiewu w języku polskim podczas procesji rezurekcyjnej. Wiadomo o tym najwcześniej z Płocka, gdzie w latach 1360-1370 zanotowano najstarsze incipity takich pieśni: Wstał z martwych Król nasz, Syn Boży tudzież Przez Twe święte weskrz-nieiiie ('weskrześnienie'); potem z Gniezna, Nysy, znów Płocka w XV-XVI w., kiedy wszelako zalecano śpiew równie dawnego tropu Krysius z martwych wstał je, a źródło śląskie — nadto pojedynczych strof dwóch innych utworów: Trzy Maryje poszły i może końcowej tropu o inc. ,,Kryste Nazareński". Przypuszczalnie także nie przypadkiem spolszczono hymny, które rozbrzmiewały po łacinie w najprzystępniejszej ludowi Processio pro Dominica Palmarum: Teodulfa Gloria, laus et honor już w pierwszej połowie XV w. (inc. ,,Chwała, sława, wszelka cześć.,."), natchniony zaś utwór Wcnancjusza Fortunata Vexilla regis próchnut... urywkowo w drugiej (inc. ,,Badź pozdrowion, krzyżu...") i niebawem całkowicie (inc. ,,ldą królewskie proporce...", druk. 1522). Językowym wyjątkiem spoza epoki, gdyż około 1520 i., okaże się Mwidaium w redakcji bernardynów krakowskich, gdzie polskie będą. pouczenia wykonawcze („Pir-wy kor to ma śpiewać nabożnie", ,,A to wstawszy Piotr ma śpiewać"). Poza tym dramaturgia Wielkiego Tygodnia w Polsce średniowiecznej stawi opór użyciu mowy niełacińskicj. Przynależność gatunkowa wspaniałego monologu polskiego, który poczytuje się za kwestię z niedochowanego widowiska na Wielki Piątek, pozostaje sporna.
Boże Narodzenie otrzymało u nas tylko jedną i tylko częściowo widowiskową oprawę kulturową: urządzane w kościołach nieruchome figuralne obrazy stajenki betlejemskiej, gdzie wierni za przewodem kleru adorowali Dzieciątko leżące w .Jasłach" ('żłobie' - skąd nazwa „jasełka") w asyście Rodziców, pasterzy, zwierząt, a w stosownej porze również Trzech Królów, i ,,tolili" Je, czyli utulali płacz śpiewając pieśni, które późniejsi nazwą ,,kolęda mi" i „pastorałkami". Można przyjąć, iż śpiewano po polsku: wszakże pieśniami witano święto narodzin Boga od czasów Jagiełły, obrzęd zaś taki popularyzowali najwcześniej
włoscy, a po nich inni, franciszkanie i ich odłam - bernardyni, nastawieni na misje wśród ludu. Same początki jasełek w Polsce me są uchwytne. O podobnym spektaklu jako nowości w kościele minorytów lwowskich wzmiankować będzie w roku 1476 Filip Kallimach; on też w nieco wcześniejszym liście poetyckim do Grzegorza z Sanoka opisze wyraźnie z autopsji tamtejsze jasełka. Przypuszczalnie już wtedy obraz szopki urozmaicano czynnościami „dramatycznymi" i rozdziałem ról w śpiewie, jak to ukażą młodsze dokumenty jej historii.
Prócz tekstów pozostały po inscenizacjach kościelnych tego okresu nieliczne relikty materialne — drewniane rzeźby; Chrystusa z ruchomymi ramionami - najstarsza, bo XIV-wiecznej roboty u klarysek krakowskich, podobnie jak jasełkowe figury Matki Boskiej i świętego Józefa; a także dwóch żołnierzy strażników Grobu, reszta okazalszej niegdyś kompozycji w kościele Mariackim, przypuszczalnie z warsztatu Wita Stwosza -- martwi statyści pierwszego teatru dawnej Polski.
W porównaniu z dramatem liturgicznym, którego trwałość i rozpowszechnienie podtrzymywał autorytet instytucji, na ziemiach polskich nikle przejawiły się wtedy dwa inne gatunki: misterium oraz moralitet.
Misterium, twór Xll-wieczncj religijności francuskiej, w którego naukową nazwę zlały się greckie mysterion ('tajemnica') i łacińskie ministerium ('urząd1), a które rozmaicie tytułowano w krajach ówczesnej Europy, było gatunkiem prezentującym grą i mową postaci oraz specjalną inscenizacją biblijne, apokryficzne i hagiograficzne epizody przewodniego wątku dziejów: bytowania człowieka między Bogiem a przeciwnikami Boga. Skalę doktrynalną o spójnie fabularnej zawartości, a jednocześnie budowę misterium jako szeregu aktów unaoczniała typowa dlań scena: konstrukcja symultaniczna odkrywająca widzom od razu wszystkie miejsca akcji, wskazywane osobnymi maiisjonami (łac. mansio 'dom1), których granicznym przeciwieństwem był Raj i Piekło. Z biegiem stuleci rozwinęło się ono w potężny zespół utworów o kilku odmianach, niekiedy olbrzymich rozmiarów, tak iż role wymagały nawet setek recytatorów, przedstawienia - wielu dni, a inscenizacja - pomocy rzesz rzemieślników różnych cechów. Toteż misteria pozostawały sztuką ludnych społeczności miejskich. Właśnie liczba wykonawców i scena, obok tego zaś pozakanoniczne treści dialogu, wśród nich realistyczne
108
Dramat i teatr
Moralilct. Widowiska świeckie
109
przejątki z dookolnego obyczaju, następnie język(i) gatunku — z czasem prawie wyłącznie wernakularny ■ „wyprowadziły" misteria poza świątynie. Nadrzędna idea i tematyka były religijne, całość imprezy teatralnej — dziełem rąk świeckich,
W średniowiecznej Polsce misterium niemal nie zostawiło śladu. Peregrynaci mogli je podziwiać za granicą; np, poselstwo soborowe zapewne oglądało je w roku 1417 w Konstancji, kiedy duchowni angielscy wystawili przed cesarzem Zygmuntem sztukę o Bożym Narodzeniu; innym było dostępne już w Słowacji, Czechach i w Niemczech. Na przyległym Śląsku w XIV i XV w. po znaczniejszych miastach grywano łacińskie i niemieckojęzyczne misteria wielkotygodniowe, pasyjne (wielkopiątkowe) i rezurekcyjne. Czy docierały one do niemieckiego pochodzenia skupisk mieszczańskich w głębi Polski, nie wiadomo. Być może prawdę przesłania brak świadectw. Zapiska w księgach przysto-łecznego Kazimierza, że w 1377 r. rajcy miejscy uiścili 6 groszy srebrem za „ludus paschalis", dowodzi wystawienia „gry wielkanocnej" przez wykonawców świeckich, a zatem, iż był nią nie dramat liturgiczny, lecz misterium rezurekcyjne o nieznanym dziś tekście (przypuszczalnie pospołu łacińskim i polskim). Nie wiadomo również, czy miały swe zaczątki w epoce poprzedniej misteria polskie, o jakich słychać u zarania epoki następnej, mianowicie krakowskie dialogi dominikańskie: o ścięciu Jana Chrzciciela z roku 1518 oraz wielki cykl pasyjny o 108 scenach z udziałem 60 (w tym alegorycznych) postaci, datowany na rok 1533 i zdradzający niejakie pokrewieństwa z Rozmyślaniami dominikańskimi.
Moralitet, dramat o nazwie, która wiąże się z łacińską „mora-litas", czemu w staropolszczyźnie odpowiadałaby 'obyczajność', a która pierwotnie odnosiła się do poezyj o tematyce etycznej, zbudowano dla przedstawienia istoty ludzkiej wobec wyboru i skutków zbawiennego lub zgubnego postępowania, zwłaszcza w sytuacjach krańcowych, bo przedśmiertnych. Zwykle schematyczny, a dzięki temu przejrzysty w intencjach i budowie, dawał dydaktyczną wykładnie paru przewodnich idei swoich czasów tudzież paru prawd o cielesnej i duchowej naturze człowieka, przede wszystkim o psychologii decyzji, kiedy ich powzięcie z jednej strony utrudnia rygoryzm cnoty, z drugiej ułatwia fałsz wartości pozornych, które zawodzą w momentach ostatecznych. Człowiek okazywał się według moralitetu celem zabiegów uper-
sonifikowanych mocy dobra i zła, tak zewnętrznych, jak tkwiących w nim samym, które wpływają na jego życie, a zatem na jego przyszłość pozagrobową. Uosobienie pojęć w boju cnót z grzechami przemożnie narzucił wyobraźni epoki łaciński poemat Aureliusa Prudentiusa Clemensa Psychomachid (400-403): tutaj znalazło ono wyjątkowo wyraziste zastosowanie, łącznie - - w niektórych utworach — z motywem psychomachii: 'walki o duszę' bohatera. We wszystkich (kilku) swych odmianach moralitet używał sugestywnych uogólnień: z jego bohaterem mógł utożsamiać się każdy.
Gatunek ów kształtował się powoli na Zachodzie, najwcześniej w XII-wiecznej Anglii, osiągając w XIV-XV stuleciu znaczne liczby i pojemność. Dwie „klasyczne" jego wersje wyłonią się dopiero w końcowych chwilach epoki: niderlandzki Elc-kerłyc (druk. 1495) i angielski Everyman (druk. 1509), po nich zaś przybierze nowa fala naśladownictw i zapożyczeń, która wtedy ogarnie również Polskę. Jedyną, urywkową zbieżność naszej literatury średniowiecznej z poetyką moralitetu dostrzegać można we wrocławskiej dialogowanej redakcji Skargi umierającego.
Wieści o artystycznym słowie w świeckich widowiskach bądź im podobnych obchodach lub rozrywkach są rzadkie i szczupłe. Widowiska takie istniały; ich ślad to akty potępień i przygan: uchwały synodów XIV-XV w., opinie mistrzów Akademii, niekiedy zarządzenia władz miejskich przeciw niegodziwości zabaw w wykonaniu aktorów wędrownych lub miejscowych. Aktorów tych zwano z łacińska i romańska „histrionami", „jokulatora-mi", „rybałtami" i „goliardami", z niemiecka „kuglarzami" i „szpylmanami", po polsku „igreami" ('wiesiołkami1), „wiłami" i „chwistami" ('błaznami') — a za każdym określeniem stała pewna odrębność ich profesji. Niektórym z ich błahych, a nawet wulgarnych popisów towarzyszyły teksty literackie. Niewątpliwie mieli je w swoim repertuarze „rimarii", nazwani tak w dokumencie Kazimierza Wielkiego z 1336 r. — 'rymujący słowo', czyli śpiewający pieśni i recytujący wiersze przy wtórze instrumentu po dworach albo domach patrycjalnych, na co dzień chyba zwykli rzemieślnicy. Zapewne oni to również „na teatrach publicznych" opiewali słynne wydarzenia dziejowe, co słyszał i zanotował Jan Długosz. Wybitniejsi „śpiewacy" i „aktorzy" z Polski, w tym nadworni, od schyłku XIV stulecia (1389) wędro-