Andrzej Stasiuk Noc


Andrzej Stasiuk

NOC

Słowiańsko-germańska tragifarsa medyczna

CHÓR

Brali porządne ciężkie auto i wjeżdżali do środka przez witrynę.

Zabierali złoto, srebro, brylanty i wracali do swoich półdzikich miast na Wschodzie. "Patrzcie! Patrzcie! Oto wracają!" Tak wołały dziewczyny oczekujące ich powrotu, oczekujące perfum, mieniących się kiecek i skórzanych foteli w uprowadzonych pojazdach.

Dopiero potem dostrzegały ich psy na łańcuchach, psy pilnujące półdzikich miast na Wschodzie.

Tutaj zostawiali swoje pojazdy otwarte na środku placów, na środku ulic i odchodzili do domów dziewcząt, w czarną nicość nocy.

Lecz rano czuli strach. Dlatego wymykali się chyłkiem, wracali do swoich aut, by jeździć w kółko ulicami miast Wschodu. Jak dawni koczownicy - wciąż w ruchu, w stadzie i węsząc.

Spragnieni rzeczy nędzarze, ponieważ własność zawsze była cudza, a nigdy własna.

Bawią się, spalając benzynę. Zataczają tchórzliwe ciasne koła, żeby nawzajem nie tracić się z oczu. Naśladują telewizję z całego świata w swoich wschodnich miastach z domami jak stare namioty.

Przywożą brylanty z Zachodu, ponieważ niczego innego tam nie ma.

Przywożą auta, ponieważ Wschód od Zachodu nie potrzebuje niczego więcej.

Auta dożywają swych dni w piaskach Mongolii.

Mercedes jest szczęśliwy, ponieważ musi zwiększać produkcję.

Audi też jest szczęśliwe i BMW również, ponieważ modelem X pięć jeździ syn króla mołdawskich Cyganów.

Lecz najszczęśliwszy jest Mercedes, ponieważ wraki jego aut pokrywają niczym łuska piękne ciało Albanii.

Kradli porządne ciężkie auto i wjeżdżali do środka przez witrynę.

Zabierali srebro oraz złoto i wracali do swoich sennych miast na Wschodzie.

Któregoś dnia z okna wychylił się właściciel i zastrzelił jednego z nich.

Nie mogli w to uwierzyć. Rzeczy, brylantów i samochodów było przecież tyle, że wyglądały na bezpańskie, na porzucone, na zbędne, na nikomu niepotrzebne, na niemal wspólne.

Potem w ciemnościach, zbici w gromadę, wsłuchani w swoje oddechy, szeptali:

Popatrz, strzelił…

Popatrz, potrafił zabić…

Tego się nie zapomina…

Tego się uczyli w szkołach…

Wychowywali psa od szczeniaka…

A potem musieli go zabić…

I potem obedrzeć ze skóry…

Jakby im nie kazali, toby nie zabili…

Ale jak im każą, to zrobią wszystko…

Nie robią nic dla przyjemności…?

Dla przyjemności słuchają, jak im każą…

A jemu kto kazał…?

Kazał mu obowiązek…

Na pewno gdzieś było napisane, że mu wolno…

Albo nawet musi…

Musi się, musi, nie ma wyjścia…

Tego się nie zapomina…

To się wysysa z mlekiem matki…

I potem ma się we krwi na całe życie…

Co teraz z nami będzie…?

Gdzie się podziejemy….?

Skąd weźmiemy brylanty…?

I skąd teraz samochody…?

Pojedziemy do Ruskich…

Oni nie mają samochodów…

Mają, ale mało i pilnują…

Ruski zabije od razu…

Nie wiadomo z Ruskim…

Może mu się zwyczajnie nie chcieć…

A jak mu się zachce, to cię zabije z nudów…

Albo dla zabawy…

Albo powie, żebyś sobie poszedł…

Bo oni myślą, że wolno wszystko…

Że wszystko jedno, co się zrobi…

Bo i tak będzie tak samo jak było wcześniej…

Że będzie tak, jak było zawsze…

Dlatego mają tak mało swoich samochodów…

Dlatego muszą mieć dużo kradzionych…

Dla nich kradziony jest lepszy od własnego…

Tak, własne mają do dupy…

Zaraz się psują…

Chociaż próbowali…

Chociaż naśladowali…

Chociaż robili takie same, ale gorsze…

Tam wszystko się psuje i muszą bez przerwy sprowadzać…

Oni myślą, że od sprowadzania coś się zmieni…

Tak…

Ale gdybyś był Ruski, to ten by nie strzelił…

Oni boją się Ruskich…

Jak niczego na świecie…

Tego się nie zapomina…

Oddaliby im wszystkie auta…

Cieszą się, jak widzą kradzionego merca w Moskwie…

Albo beemę w Petersburgu…

Ooo, Ruski ukradł, mówią…

Uklękliby, jakby mogli…

Jakby Ruski im kazał, to by sami oddali…

Niektórzy toby chcieli być jak Ruscy…

Ale nie potrafią…

Bo być Ruskim jest trudno…

Dlatego się złoszczą…

Wydaje im się, że potrafią wszystko na świecie…

Ale nie potrafią być Ruskim…

Jak można chcieć być Ruskim…?

Bo im się wydaje, że Ruski wszystko może…

Że mu wszystko wolno…

Tak im się wydaje…

Bo jak Ruski do nich przyszedł, to robił, co chciał…

Tego się nie zapomina…

Chcieliby robić, co chcą, ale się boją…

Jak Ruski robi, co chce, to zawsze mu wybaczą…

Jak wtedy przyszli do nas, to tylko zabijali…

Ale nie chcieli naszych kobiet…

Z nieśmiałości…?

Nie, z poczucia obowiązku oraz obrzydzenia…

Mieli rozkaz, by nie współżyć ze zwierzętami…

Ale jak Ruscy przyszli do nich, to robili z ich kobietami jedno i drugie…

Współżyli i zabijali…?

Jak to Ruscy…

U nich można jedno i drugie…

I zaczęli Ruskim zazdrościć, i zazdroszczą do dzisiaj…

Tego się nie zapomina…

Tak szepczą w ciemnościach, gdy są już daleko. Nasłuchują psów w swoich miastach i pocieszają się cudzym strachem. Dziewczęta czekają w mrocznych drzwiach domów, ale oni przechodzą obok i mówią: "Idźcie spać, kurwy.

Dzisiaj w samotności będziemy pić za śmierć zabitego".

Potem wybierają najciemniejszy dom i rozkładają najbrudniejszy obrus.

Ponieważ chcą poczuć prawdziwy smutek. Zostawiają swe auta z włączonymi silnikami.

Żeby czekały na nich jak psy i żeby spalała się benzyna, ponieważ maszyny

Też mają być w żałobie.

Piją wódkę i popijają piwem. Piją ciepłą wódkę i popijają zwietrzałym piwem.

Gryzą i połykają szkło. Tak sobie wyobrażają żałobę, ponieważ nie mogą uwierzyć w śmierć.

Nie wiedzieliśmy, że tam można umrzeć…

Nikt nam nie powiedział…

Nie było widać, że tam się umiera…

Ani-ani śmierci…

Samo dobre życie…

Zaczynało się już od samej granicy…

Nawet starzy wyglądali żywo…

Wyglądali różowo…

Wyglądali spokojnie…

Niektórzy wyglądali tłusto…

Sami żywi…

Umierało się tylko u nas…

Wtedy wyły psy…

Tam psy są cicho…

Na razie brylanty mogą spoczywać w spokoju.

I właściciele aut niech odejdą od okien.

Posiadacze niech odpoczną.

Tej nocy nic się nie wydarzy. Niech śpi cały kraj.

Nic mu nie grozi, ponieważ oni opłakują śmierć,

w którą nie mogą uwierzyć. Śmierć nie jest mistrzem złodziei.

Nigdy jej nie zobaczą, ponieważ przyjedzie do ich miasta

w zalutowanej trumnie. Będą przykładać ucho, będą nasłuchiwać,

będą obwąchiwać i będą postukiwać w srebrną blachę wieka.

Popatrz, jaka gładka…

Jaka wypolerowana…

I nic przez nią nie czuć…

Jakby nic nie było…

Nic się nie zdarzyło…

Nic nie śmierdzi…

Wszystko jest jak przedtem…

Błyszczy się jak nowy merc…

Nie jak merc, błyszczy się…

Jak psu jajca…

Nie, jak aluminiowa audica…

Piękny pogrzeb…

Ciekawe, czy włożyli gołego…

I czy całego, czy go potem zszyli nicią…

Po czym…

Po tym, jak go pokroili, żeby sprawdzić…

Czy jest normalny, że ukradł…

Na pewno zaszyli, jak pokroili…

Ruski by zostawił…

W ogóle by nie kroił, bo Ruski się nie dziwi…

Więc on powraca jak bohater. Zamknięty tak szczelnie, że psy nie poczują śmierci.

Poczują tylko smród strachu żywych, zapach zimnego potu i będą wyły, bo gdy boi się Człowiek, pies boi się podwójnie i przypada do stóp pana. On powraca pusty w środku więc już bez strachu. Wyjęli mu ze środka wszystko i nie wiadomo, czy włożyli z powrotem. On Jest ze Wschodu, więc mogli nie włożyć. Ci ze Wschodu wciąż jeszcze wierzą we wróżby Odczytywane z wnętrzności. Więc pewnie nie włożyli, żeby nie popierać wróżb, albo żeby Nie były odczytane. Powraca jak bohater. Powraca jak święty. Nie cuchnie. Kurwy zostaną Bez zajęcia, dopóki oni pić będą na srebrnym aluminiowym wieku trumny jak na stole.

Zamiast kurew przyjdą matki i babki, bo one niczego się nie boją. Nawet śmierci [nie?] boją się.

Trochę gorzej, bo są ze Wschodu.

Nie powinni tam jeździć…

A dokąd mają…

Tu mają jeździć! Jak Pan Bóg przykazał…

Jeżdżą i zaraz wracają, bo kończy się benzyna…

To prawda… Tam im się nie kończy…

Nigdy nie mówili, żeby im się tam skończyła…

Tam zawsze mają. Ale jak tu przyjadą, to od razu koniec…

I przychodzą, i mówią, żeby babka dała, bo nie mają za co jechać…

Ja nie daję…

Boś głupia! Zostaną tu i będą jeździć w kółko! W kółko pożyczać!

Taaaaa, to gorsze niż śmierć dla chłopa…

W imię Jezusa Chrystusa jeździliby do Ruskich…

Jakby do Ruskich jeździli tak jak do nich, to żaden by nie wrócił…

Pamiętam jeszcze Ruskich…

Mój Boże… To było jak wczoraj…

Przyszli i chcieli kurę…

Tak, chciałyśmy oskubać…

Ale z piórami włożyli do garnka…

Ach tak! Musiałyśmy tłumaczyć, że trzeba najpierw zabić…

Nie znali kur…?

Znali, ale bardzo im się śpieszyło na wojnę…

Tak, pamiętam… nosili po cztery zegarki na każdym ręku…

To z tego pośpiechu…

Osiem u każdego…

Pióra wypływały na wierzch…

Chciałam dać sól, ale nie chcieli…

Mówili, że nie mają czasu, że muszą szybko na zapad.

Ach, to są stare dobre czasy i pamięta się je jak żadne inne. I czas się dzieli na przed nimi i na po nich. Kto pamięta, jak było, jest mądry. Najmądrzejsze są kobiety w czarnych sukienkach i czarnych chustach. Przeżyły mężczyzn, żyły bez nich i to nie było straszne. Kobieta, która patrzy, jak zakopują jej męża albo syna, trochę staje się mężczyzną. To są bardzo stare rzeczy i czas niewiele tu zmieni. Kobieta, która potrafi zabić kurę, potrzebuje mniej mężczyzny i mniej boi się śmierci. Nie jest wykluczone, że noszą czarne sukienki, by nie było na nich widać śladów kurzej krwi.

A pamiętacie tych drugich…

Jakby to było dzisiaj…

Wyglansowane cholewy…

Mankiety…

Kanty…

Drogeria…

Kłaniali się…

Używali pieprzu…

Pamiętam, że jeden…

Ja też pamiętam…!

I ja…!

Ich psy nic nie chciały jeść…

Jakby nie były głodne…

Psy zawsze są głodne…

To co, udawały…?

Psy nigdy nie udają…

Oni mogli nauczyć psy udawania…

Bałam się wtedy, gdy rzuciłam ich psu, a on nie wziął…

Jakby chory był…

Ale nie był, bo po psie od razu widać…

Tak, oni nie mieli chorych psów…

To Ruscy mieli chore…

I takie zjadali…?

Tego nie pamiętam…

A co jeszcze pamiętasz…?

Przystojnych mężczyzn w błyszczących cholewach.

Jeden strzelał do mojej mamy, ale ona zemdlała i

Zostały tylko ślady po kulach na ścianie, a on sobie poszedł.

Głupi był i myślał, że zabił…?

Jak zabijał, to był pewien, że zabił, i poszedł…

Tak, oni zawsze byli pewni…

Nie umieli myśleć, że można nie trafić…

Że można wyjść w niewyczyszczonych butach…

Że buty mogą być niewyczyszczone…

Że można w wyczyszczonych butach nie dojść na miejsce…

Ponieważ najważniejsza jest higiena…

I czystość…

Tak…

Jak spadał śnieg i zamarzała woda, to robili się od razu brudni…

Robili się jak Ruscy…

I mniej zabijali…

Chodziło o higienę…

Inaczej jest wykopać dół latem, a inaczej zimą…

A i "tygrysom" zamarzały wtedy gąsienice…

Co…?

Ach nic… To tylko słowa pociechy z tamtych czasów…

A i owszem, jak robili się brudni, to przestawali się nadawać do czegokolwiek…

Tak, wtedy zaczynali kraść kury…

Śmierdzieli i zaczynali się bać…

Wymyty był bohater…

A jak trochę przyśmierdł, to od razu tchórz…

Brudny robił się słaby…

Brudny nie potrafił strzelić jak należy…

Jak się nie myli, to nie mogli trafić w dziecko…

Tak… Pamiętam, ledwo trafiali w dorosłego…

Co jeszcze pamiętasz…?

Że dwóch rzeczy jeszcze się bali…

Jakich rzeczy…?

Lasu i chorób…

Nigdy nie wchodzili do lasu i nigdy tam, gdzie leżał chory…

Masz rację, tak, uciekali…

Żeby wejść do lasu, najpierw musieli go podpalić…

A jak nawet zastrzelili chorego, to i tak nie wchodzili…

Wierzyli w zarazki…

I w leśne upiory oraz strzygi…

No co ty… W to tylko my wierzymy…

Oni też wierzyli i najpierw podpalali…

Myśleli, że upiór się spali…? Przecież to głupie…

Głupie. Ale nie umieli inaczej. Myśleli, że duchy palą się tak samo jak mięso…

Nikt ich nie nauczył…

Nie miał kto…

Bo myśleli, że wszystko wiedzą…

A potem, moja kochana, wyglądali już tak samo jak Ruscy…

I pieprz im się skończył, i sól się skończyła…

Tak, moja droga, nie potrafili porządnie ukraść kury…

Gonili, gonili, próbowali strzelać, ale w ptaka trudniej trafić niż w dziecko…

Właściwie to było ich szkoda… Dawaliśmy im wody, gdy prosili…

Czasami chcieli wystawiać pokwitowania…

To były dziwne czasy…

Było ich żal…

Biedacy, myśleli, że duchy się palą…

I sól się im skończyła…

I pieprz…

Amen.

Oni słuchają matek, tak jak pili ich mleko. Pamięć weszła w ich kości razem z pokarmem. Wszystko, co było, weszło w krew matek i teraz żyje w ich ciałach jak najstarsza legenda.

Zamiast kraść ich auta, mogliśmy najpierw zjadać ich psy…

Wtedy pomyśleliby, że jesteśmy kimś innym…

Że jesteśmy tylko zjadaczami psów…

Wtedy moglibyśmy brać brylanty garściami…

I nic by nie zauważyli…

Zauważyliby tylko pożeraczy psów…

Widzieliby psiożerców w audicach i mercach…

Psojadów w złotych łańcuchach…

Tak, wchodziłbym do sklepu i wybierał najdroższe rzeczy…

A oni byliby jak ślepi…

I widzieli tylko psie mięso w naszych brzuchach…

Kto wie…

Co kto wie…?

Kto wie, może braliby nas nawet za Ruskich…

O tak, za Ruskich, którym wszystko wolno…

Wolno im zjadać ich psy i jeździć ich autami…

A po czym oni poznają Ruskich…

Po tym, że się ich boją…

Po tym, że chcieliby być tacy jak oni, i po tym, że nigdy nie będą…

DUET - CIAŁO I DUSZA

Ciasno mi tutaj i duszno, i nudno, i głucho. Pijcie za moją duszę. Chcę słyszeć, jak szklanka stuka o blachę trumny i jak najmłodszego posyłacie w ciemność po wódkę. Chcę słyszeć, jak gryziecie szkło i jak rozmawiacie o kurwach. Rano zakopią mnie w ziemi. Już czuję, jak rosną mi paznokcie, i chcę ostatni raz usłyszeć hałas. Mam dziurę w ciele na wylot. Wchodzi tamtędy zimno i zostanie na zawsze. A wy opowiadacie o Ruskich, zamiast sprowadzić kurwy nad moją trumnę, żebym słyszał ich śmiech. Gówno mnie obchodzą Ruscy. Nie znam nawet twarzy tego, co mnie zabił, ponieważ strzelił mi w plecy. Ale nie mam żalu. Przyszedłem w nocy, gdy spał, więc nie był to pojedynek. Teraz jestem trupem i nie wiem, gdzie mam duszę, nie wiem, czy ją miałem. Mam w ciele dziurę na wylot, przez którą wchodzi zimno. Przyprowadźcie kurwy i włączcie muzykę w samochodach, ponieważ boję się, że jestem tylko trupem.

Jesteś trupem, a ja twoją duszą i teraz będziesz gnił. Taka będzie kara za to, że byłeś głupi. Za to, że myślałeś, że składasz się tylko z ciała, które cię uratuje ze wszystkich przygód i z zupełnej dupy wyprowadzi bez szkód. Byłeś kretynem i wierzyłeś, że twoje ciało to coś w rodzaju audicy albo beemwu. Jestem duszą i widzę więcej niż ty.

Przyprowadźcie kurwy! Nie chcę umierać jak trup!

Jestem twoją duszą i już dawno umarłeś, więc nie krzycz. Teraz będziesz gnił. Będzie cię zżerało coś w rodzaju rdzy. Jednym słowem wylądujesz w Czyśćcu. Pamiętasz jeszcze coś z lekcji religii? Niebo, Czyściec, Piekło? "Co do pewnych win lekkich trzeba wierzyć, że jeszcze przed sądem ostatecznym istnieje ogień oczyszczający" - tak przynajmniej twierdzi Grzegorz Wielki w swoich "Dialogach", rozdział czwarty, wers trzydziesty dziewiąty.

I niech gra muzyka z wielkich basowych głośników,

Które są jak bicie serca…

Jesteś idiotą. Przykro mi to mówić, będąc twoją duszą, ale my, dusze, nie możemy kłamać i nie możemy milczeć. Jesteś idiotą, ponieważ dałeś się zabić, kradnąc jakieś szwabskie gówno. Dlatego będziesz rdzewiał w czyśćcu jak na złomowisku, jak na szrocie. Ja jestem zwolniona. Byłam wprawdzie twoją duszą, lecz nie chciałeś mnie słuchać.

Nigdy cię, duszo, nie słyszałem…

Bo słuchałeś swoich zasranych basowych głośników. Też zresztą kradzionych.

Myślałem, że to jest rytm serca… A serce to prawie jak dusza.

Zdaje się, że serce ci wyjęli, gdy sprawdzali, co masz w środku.

Wyjęli, ale chyba włożyli…

Nie byłabym taka pewna.

Dokładni są.

No właśnie: Po co trupowi serce? W każdym razie chciałam powiedzieć, że serce z ciebie wyjęli, a mnie jakoś nie. Taka jest różnica. Więc nie mieszaj mnie z zasranym dźwiękiem basowych głośników. Gdybyś ich nie słuchał, usłyszałbyś mnie.

A co mi mówiłaś, moja duszo, gdy cię nie słyszałem? Teraz jest cicho i mamy dużo czasu. Powiedz mi to teraz.

Już jest za późno i wcale nie cicho. Twoi koledzy przyprowadzili koleżanki i pootwierali drzwi w samochodach, żeby dźwięk niósł się w głąb nocy.

Ale ja nic nie słyszę…

No cóż. Beze mnie w środku jesteś głuchy jak trup. A szkoda, bo to w końcu wszystko na twoją cześć.

Oni tam i koleżanki? Na moją?

Tak. Jesteś bohaterem, ponieważ tłusty Szkop strzelił ci w dupę.

Jak na duszę, używasz trochę dziwnych słów.

Nie jestem "duszą w ogóle", ale twoją.

Właśnie… Mogłabyś na chwilę we mnie wejść…?

Co?

No tak na trochę… żebym mógł usłyszeć, jak oni tam puszczają muzykę na moją cześć…

Przecież jak w ciebie wejdę, to zmartwychwstaniesz! I co? Będziesz słuchał basowych głośników, i będzie ci się wydawało, że to twoje serce? Nawet po śmierci będziesz tak samo głupi jak przedtem? Będziesz siedział wśród psów na łańcuchach i wśród swoich stuletnich babek i będziesz wychodził tylko po to, by poprawić antenę od telewizora, gdy ci się przekrzywi i przestanie odbierać fale, na których merce i beemy żyją wiecznie, nie rdzewieją i budzą żądzę nawet w dalekim Ułan Bator?

Tam to raczej jakaś toyota land cruiser… wiesz, legenda Japonii, niezawodność i łatwiej przemycić przez Chiny albo Ruskich.

Jako dusza nie znam się na tym za bardzo. Wydawało mi się, że tylko niemieckie są coś warte. Przez te wszystkie lata jednak trochę przyzwyczaiłam się do twoich myśli.

No bo są. Ale to daleko. Mongolia to jednak Mongolia. W dodatku nie mają dróg. Ruski uaz to standard, a cruiser albo patrol to marzenie. Poza tym, moja duszo, zdaje się, że granica fascynacji niemiecką techniką pokrywa się mniej więcej z granicą, do której dotarł Wehrmacht. Ruscy kochają legendę merca tak samo jak legendę o własnej wszechświatowej potędze.

No proszę: Od paru dni nieżywy i już zaczynasz myśleć w nieco szerszych kategoriach niż przedtem. Historia, polityka…

Wiesz, duszo, boję się nudy… Jak sobie pomyślę, że zostało tylko myślenie, leżenie, rozkład i tak do samego końca, to znaczy w nieskończoność, że już nic, żadnych przyjemności, żadnych basowych głośników oraz pełnych podziwu dziewczęcych spojrzeń, że nie będzie już kolegów…

Przestań, bo się wzruszę i będę płakała. Chociaż, zdaje się, bez ciebie to trochę niewykonalne. To znaczy, że się tak wyrażę, zabrałeś łzy ze sobą do grobu.

Nie kpij. Naprawdę mi ciężko. Gdybyś na chwilę wróciła…

Ty cwaniaczku z miodem w uszach! Gdy byłam na miejscu, to mnie nie potrzebowałeś, nie słyszałeś, miałeś mnie w…, mnie! Własną, jedyną, niepowtarzalną, nieśmiertelną duszę! A teraz chcesz zmartwychwstania, żeby klepać po tyłkach panny? Niedoczekanie! Pokuta, pokuta i jeszcze raz pokuta!

Jaka pokuta? Przecież jestem niewinny. Strzelili mi w plecy… W dodatku nic przez tę strzelaninę nie wzięliśmy. Chcieliśmy tylko ukraść. Za to się nie zabija. To nie było fair!

Było, było, jak najbardziej było. Pokochałeś kasę, brylanty, dezodoranty oraz niemiecką motoryzację bardziej niż własne życie…

Przecież wszyscy kochają…

Z tym bym nie przesadzała. Sam wspominałeś o Mongołach.

Duszo moja, oni przecież nie mają o niczym pojęcia. Cóż Mongoł wie o miłości, cóż może wiedzieć o czarnej X piątce. Król mołdawskich Cyganów ma o tym lepsze pojęcie. Jeździ nią do Czukczów sprzedawać im ciepłą bieliznę i musi spać z ich kobietami, bo takie są święte prawa gościnności.

Znasz króla mołdawskich Cyganów?

Nie pamiętasz? Poznaliśmy się na Litwie. Przerzucaliśmy wtedy merca. Ale nie był kradziony, broń Boże. Kupiliśmy okazyjnie od Albańczyków.

Wiesz, niektóre rzeczy z naszego wspólnego życia chyba mi umknęły. Chwilami musiałam przysypiać. Zwłaszcza podczas tych jazd z Zachodu na Wschód i z powrotem.

No tak, dla kobiet może to być nudne.

Wolałbyś pewnie, żeby dusza była chłopem. Kradlibyście wtedy i jeździli z czystym sumieniem. I on, twój dusz za przeproszeniem, kochałby te wszystkie pojazdy tak samo jak ty, tak samo by pożądał ich skórzanych tapicerek, aluminiowych felg i co tam jeszcze mają. No i wtedy bylibyście nieśmiertelni, bo przecież on by za nic w świecie nie wyszedł z ciebie. Jeździlibyście całą wieczność.

Moja własna dusza kpi sobie ze mnie…

Ponieważ ją zdradziłeś.

Robiłem tylko to, co robią wszyscy: Pragnąłem i zaspokajałem pragnienia. U nas, jak wiesz, nawet psy miały z oszczędności za krótkie łańcuchy. Potem pojechałem tam i zobaczyłem, że pragnienie nie jest grzechem, że wręcz odwrotnie, że kto nie pragnie, ten jest, wybacz, chujem na kaczych łapach. Tak, kradłem, ale w ten sposób robiłem miejsce dla następnych brylantów oraz samochodów, dzięki mnie musiały przychodzić na świat następne beemy i audice, dzięki mnie prosperowały amsterdamskie szlifiernie, a Czarni Bracia schodzili coraz głębiej pod ziemię w kopalniach Konga oraz Pretorii. Dawałem zajęcie policjantom, dziennikarzom, firmom ubezpieczeniowym, nie mówiąc już o terapeutach, którzy musieli miesiącami pocieszać ofiary. Przecież jak któryś z nich stracił audicę TT, to tak jakby ktoś mu umarł. A pomyśl też o drugiej stronie medalu, pomyśl o naszych sennych miastach na Wschodzie, gdzie dzięki mnie znajdowały się te cuda. Pomyśl o Kiszyniowie i pomyśl o Tartu, o raptem obudzonych żądzach. Koniunktura najpierw zaczyna się w głowie. Powinni mi dać medal: Bayrische Motoren Werke powinno, Mercedes-Benz AG oraz Adam Opel - chociaż jego akurat nieco unikaliśmy, ponieważ nie miał wzięcia nawet u Ruskich. I rząd Bundesrepubliki też powinien dać mi order. Albo chociaż MSZ, bo jeśli za coś ich tam cenią, to za golfa trójkę i czwórkę, najlepiej czarnego i z przyciemnianymi szybami. Dzięki tym modelom zmotoryzowała się cała gangsterska młodzież i dzięki temu dowiedziała się, że są jakieś inne kraje. Wcześniej myśleli, że jest tylko Rosja. Dopiero jak zobaczyli golfa, uwierzyli, że jeszcze są Niemcy… A ty, moja duszo, mówisz o zdradzie, posądzasz mnie o egoizm, myślisz o mnie jak o jakimś skończonym dupku, gdy tymczasem ja ucieleśniam, pardon, ucieleśniałem idee paneuropejskie oraz wszechświatowe… Duszo, wejdź we mnie na chwilę, wejdź na moment… Pomyśl, że jestem tylko kradzionym samochodem, który przeprowadzasz od jednej granicy do drugiej.

Miałam rację. Twoja dusza powinna być chłopem.

CHÓR KOBIET

Nie chcą, żebyśmy były z nimi.

Boją się płakać przy nas.

Chcą płakać sami.

Oni myślą, że jest wojna, i nie potrzebują kobiet.

Dla nich wszystko jest jak wojna. Są jak dzieci i chcą, żeby im było wszystko wolno.

Albo jak pedały. Wojna to pedalski wymysł. Żeby się nie rozstawać. Żyć i umrzeć razem.

Kraść i dać się zamknąć.

Dać się zabić.

Dla zasady i bezinteresownie. Bo jak cię zabiją, to przecież nic z tego nie masz.

Wszystko zaryzykować i wszystko stracić.

Że niby im nie zależy.

Dezodoranty i majtki przywozili dla nas, że niby nam trzeba kupować.

Nigdy niczego w prezencie nie przywozili sobie.

Że nam trzeba coś dać.

Bo jak nie, to nie będziemy czekać.

Znaczy - będziemy czekać na innego. Co ma lepsze majtki i dezodoranty.

Oni zawsze myślą, że są gorsi.

Że ktoś jest od nich lepszy.

Dlatego to wszystko robią.

Oddają za darmo.

Żeby ich podziwiali, że są lepsi.

Rozbijają w kawałki i zostawiają.

Żeby inni widzieli.

Potem muszą jechać po nowe.

Tak, kradzież jest jak wojna.

Nigdy nie zabierają kobiet.

Złodziejstwo to pedalski wymysł.

Podziwiają tylko siebie.

I swoje samochody podziwiają.

Samochód nic nie chce.

Samochód dla nich jest jak pies.

Patrzy na nich i podziwia ich.

Tak jak oni podziwiają jego.

Oddadzą ci brylanty, ale samochodu nie oddadzą ci nigdy.

Wolą rozbić i potem polać benzyną i podpalić.

Jak im ukraść samochód, to gotowi zabić.

Tak, samochody i oni to pedalski wymysł.

Do kobiety powiedzą "ty kurwo", ale nigdy do beemwu.

Tylko w samochodzie nie czują się gorsi.

Tak, w samochodzie wszyscy są lepsi i dopiero wtedy chcieliby się pozabijać.

Tak będzie któregoś dnia.

SALA OPERACYJNA. LEKARZE I CIAŁO

Duży jest, stary i tłusty i nie będzie to wcale łatwe. Trzeba się będzie tam dostać, zanim zupełnie ostygnie.

Na razie jest całkiem ciepły. To pewnie przez to sadło. Sadło czasem zabija, a czasem pozwala przeżyć.

Świat zrobił się ostatnio dziwny.

Kiedyś sadło było dobre. Każdy chciał być gruby. To oznaczało dostatek i szacunek bliźnich.

Teraz tak jest tylko u dzikich. Gdzieś na Południu albo na Wschodzie.

Czytałem w gazecie, że ten miał całkiem sporo. Właściwie miał wszystko.

No, jak miał na tę operację, to rzeczywiście…

Trzypiętrowy dom, sześć samochodów i sklep z brylantami.

Pisali, że strzelał z drugiego.

Na trzecie pewnie już nie wchodził.

Tak to jest: Jak już masz to trzecie piętro, to nie masz siły na nie wejść.

Ciągle ciepły… Nawet jakby cieplejszy?

No nie, szanowni koledzy, trup nie może mieć gorączki. Trup stygnie.

Może on żyje…

Trup? Koledzy, jesteśmy niemieckimi lekarzami!

No, nawet jak nie żyje, to w końcu żyć będzie. Skąd dawca?

Lat dwadzieścia cztery, szczupły, muskularny, wysoki blondyn, typ całkiem…

Skąd…?

Ze Wschodu. Złodziej samochodów.

Braveheart.

Pewnie Mołdawianin. Tam jest ostatnio największa podaż. Co drugi coś sprzedaje. Co drugi ma blizny z tyłu albo z przodu. Słabo to wygląda, bo tną ostrożnie, ale szyją już na chybcika.

Dobrze, że szyją. Mogliby ich tak zostawiać. Wiecie, jak tam jest. Żadnego szacunku dla życia. Liczą się tylko pieniądze. Jak ktoś ma już tylko jedną nerkę, to nie liczy się na rynku.

Ale to nie Mołdawianin. Tam nie ma złodziei samochodów. Kraj żyje z eksportu części ciał. Głównie do nas, ale Amerykanie też coś biorą.

Ach, biedni, biedni Słowianie. Muszą sprzedawać trzustki i wątroby, żeby ocalić swoją oryginalną kulturę oraz tajemniczy język. Ciekawe, czy zawsze tak było…

Mołdawianie to nie Słowianie. Owszem, wyglądają bardzo podobnie, ale posługują się językiem romańskim.

No, bez jaj! Mówią po francusku i dają sobie wycinać na sprzedaż woreczki żółciowe??!!

Szanowni koledzy, bierzmy się do roboty, bo nam rzeczywiście wystygnie. Dawca jest ze Wschodu, z Polski.

O mój Boże!

Co?

O mój Boże!

Co?

O mój Boże!

Co jest?

On się poruszył…

No, co ty…

Poruszył się i dalej rusza…

Nie ma prawa!

On wciągnął powietrze…

I teraz wypuszcza…

On jest martwy, ale żywy…

No nie, to się robi jakaś Rumunia…

On chce mówić…

Transylwania…

Nie chcę, nie chcę, nie chcę tego serca. Wszystko słyszałem.

O kurwa…

Nie powinienem, bo nie żyję, ale słyszałem. Takie rzeczy budzą nawet umarłych.

Ja pierdolę, ale numer…

To też słyszę.

Bardzo przepraszam…

Chcę innego.

To niemożliwe. Zaraz pan wystygnie i nawet na to będzie za późno.

Szefie, to jest dobre serce. Sam w pana wieku chciałbym mieć takie.

Braveheart!

Właśnie!

Nie macie niemieckiego?

Trudna sprawa. Nikt się nie pozbywa przed czasem.

Szwedzkiego?

Niestety…

Angielskie, holenderskie, chociaż francuskie albo włoskie?

Przykro nam. Teraz to wszystko idzie ze Wschodu. Nie jest panu zimno?

Nie. Robi mi się nawet cieplej. To pewnie ze strachu. Albo ze złości. Umarłem, ale gdy sobie przypomnę tamten poranek, to wcale nie czuję się martwy, ale tak jakbym nie mógł zasnąć. Widzę ich, jak dwa piętra niżej czyhają na moją własność. Co tam czyhają! Oni już ją mają! Już wchodzą i sięgają po to wszystko, co zgromadziłem dzięki uczciwości, sumienności i pracy. Wszędzie leżało szkło i było słychać, że wciąż tłuką, że rozbijają wszystko w środku. Widziałem to oczyma duszy, widziałem, jak okruchy szkła mieszają się z brylantami… To było takie okrutne, to było nie do zniesienia… Ten lęk, że wszystko się pomiesza i potem już nigdy jedno nie da się oddzielić od drugiego, szkło od kamieni, bogactwo od nicości, piękno od zniszczenia. Miałem łzy w oczach i nie celowałem. Po prostu strzeliłem w tamtą stronę. Własność jest święta. Tak nas uczyli…

Im więcej mówi, tym jest cieplejszy…

Tym jest żywszy….

W końcu wstanie i pójdzie…

Nie tak się umawialiśmy…

Damy mu narkozę i zrobimy swoje…

Wygada się i sam zaśnie…

Tak, ludzie potrzebują rozmowy z drugim człowiekiem…

i w to wierzyliśmy, i tego będziemy bronić. W nikogo nie celowałem. Celowałem ogólnie, celowałem przeciwko tym, co naruszają porządek! Jak ktoś chce brylantów, to powinien je sobie kupić. Albo pójść do kopalni. To znaczy postarać się o własną kopalnię i wtedy już nie trzeba wyciągać ręki po cudze. Trzeba pracować, mieć własność i reszta jakoś się ułoży. Tam, gdzie nie było własności, nic nie było! Tam ludzie jedli z jednej miski jak psy! Tak było na Wschodzie i jest do tej pory. Nie ma tam nic, nie ma własności i dlatego przyjeżdżają tutaj, żeby zabierać naszą i potem udawać, że to ich. Nie celowałem do nikogo, celowałem ogólnie w obronie zasad i to nie wyrzuty sumienia nie pozwalają mi spać spokojnie… to znaczy spokojnie nie żyć…

Dam mu zastrzyk. Mam dosyć.

Nie wiadomo, czy zadziała.

Dlaczego ma nie zadziałać?

Bo to wszystko jest jakieś takie dziwne… nadprzyrodzone…

W szpitalu?

Sam nie wiem… Moja babka była ze Wschodu…

A teraz mi tu jeszcze z tym cholernym polskim sercem!!! Całe życie człowiek płaci podatki, składki, ubezpieczenia i potem coś takiego… Jak ja będę wyglądał, jak spojrzę ludziom w oczy… Ja, który obiecałem sobie, że moja noga nie postanie nawet w enerde. A kto to w ogóle jest??!!!

Kto znaczy?

Ten przeszczep.

Dawca?

Tak. Dawca.

Był… był… był…

Był studentem!

Tak, studentem…

A co w takim razie studiował?

Studiował… studiował…

Studiował germanistykę!

Właśnie, germanistykę…

A to dobrze, to bardzo dobrze. Wszyscy tam powinni studiować germanistykę. Szkoda, że wcześniej tego nie robili, wielka szkoda. Ach, gdyby mieli dostęp do Goethego, to komunizm by się nie przyjął. Teraz już za późno i wszystko trzeba zaczynać od początku. Gdyby na czas znali Schillera, nie musiałbym strzelać na oślep. Tak, germanistyka na Wschodzie sprawi, że nasze ulice staną się spokojne. I znów, jak kiedyś, można będzie zostawiać otwarte auta z kluczykami w stacyjkach. Jak wyglądał dawca??!!

Młody.

Szczupły.

Dwadzieścia cztery lata.

Nie pił.

Nie palił.

Kawaler.

Muskularny.

Smukły.

Blondyn, oczywiście.

Zarost mocny, lecz golił się codziennie.

Raz dziennie zmieniał gacie.

Ręce mył dwanaście razy, a zęby po każdym posiłku.

No, z tymi rękami to może trochę przesada, ale z drugiej strony któż może wiedzieć, jakie oni tam mają ręce. Dzieci chodzą tam na czworakach znacznie dłużej niż u nas. Takie są, niestety, statystyki i sam widziałem w telewizji. Całkiem duże chodziły na czworakach w kółko…

Może się bawiły…

Może. Ale u nich, sami panowie zapewne wiecie, zabawy wyglądają inaczej niż u nas i trudno poznać. W każdym razie germanista to jeszcze nie Niemiec.

Chciałbym jednak panu przypomnieć, że ta pańska ciepłota nie będzie trwała wiecznie i nie pora teraz na kaprysy. Mówię to jako lekarz w trosce o pańskie życie. Serce to serce i proszę nie kręcić nosem.

Tak, jak są nieprzytomni, to lepiej się pracuje…

A najlepiej, jak są nieżywi…

Święte słowa i czysta rekreacja…

No dobrze - germanista. Ale przecież nigdy nic nie wiadomo. Kim, na przykład, byli jego rodzice? Kim była jego matka? A babka, a dziadek… To, co o nim wiemy, o jego czystych gaciach, to tylko fragment prawdy. A jeśli ojciec był leniem? A matka niegospodarna? A dziad utracjuszem, a babka lekkich obyczajów, to co? Nasz germanista mógł panować nad przeszłością za pomocą silnej woli, samodyscypliny, samodoskonalenia, ale dlaczego, ewentualnie, ja miałbym być na to skazany? Ja, porządny człowiek z dobrej rodziny?

No nie, on uważa, że się zarazi przeszłością poprzez transplantację… dajcie mu jakiś zastrzyk… sam nie wiem… niech go weźmie anestezjolog, a potem zaszyjemy mu tam serce bobra albo nutrii…

I wtedy rzuci wszystko, i zostanie cieślą albo drwalem…

Albo serce owczarka niemieckiego…

Zostanie nocnym stróżem…

Ach, wszyjmy mu serce tureckie i będzie tańczył taniec brzucha…

Albo czeskie mu wszyjmy…

Albo macedońskie…

Bośniacko-hercegowińskie…

Serbsko-czarnogórskie…

Słowacko-słoweńskie…

Łotewsko-litewskie…

Estońsko-rumuńskie…

Węgiersko-mołdawskie…

Ukraińsko-albańskie…

Białoruskie wszyjmy…

Bułgarskie - będzie beczał jak owca…

Szanowni panowie chirurdzy, po prostu się boję. Nie jest łatwo być jubilerem. Wartość zamienia się w nicość i już jest po wszystkim. Boję się śmierci, ale boję się też wschodniego serca. Wciąż drukują tam dziwne pieniądze z wizerunkami starodawnych i nieznanych barbarzyńców. Ich królowie, poeci oraz kompozytorzy przypominają Tatarów. Dzieci do czternastego roku życia chodzą na czworakach. Boję się, że to wszystko, co jeszcze posiadam, mógłbym po prostu rozdać w konsekwencji tej chirurgicznej operacji. Albo, co gorsza, wydać na kobiety oraz napoje alkoholowe tudzież na przyjęcia dla przyjaciół, których widzę pierwszy raz na oczy. Tak, panowie chirurdzy, boję się naprawdę, boję się jak w dzieciństwie, gdy słuchało się strasznych baśni, boję się jak pod kołdrą, gdy nie nadchodził sen, boję się i nawet nie wiem, skąd nadciąga lęk, ale najpewniej nadciąga on jak zwykle ze Wschodu i dlatego obiecałem sobie, że moja noga nigdy nie postanie nawet w enerde…

Powinniśmy panu wszyć serce nieustraszone.

Ale skąd takie dzisiaj wziąć?

Można by spróbować od Ruskich, ale niestety goni nas czas…

Gdyby nie ten czas, można by nawet i od Chińskich…

Ciiiiii… ciiiiiii… Chyba śpi…

Zasnął?

Tak.

W takim razie do roboty!

Sam nie wiem…

Czego nie wiesz?

Bo teraz sprawa wygląda tak, że postępujemy wbrew woli pacjenta.

Może nie będzie tego wszystkiego pamiętał.

A jak będzie?

I co? Każe sobie wyjąć?

Sam nie wiem… Świat zrobił się dziwny… Sam nie wiem…

CHÓR

Tak, świat zrobił się dziwny.

Na Wschód podążają auta i brylanty, na Zachód płuca i wątroby.

Auta często są kradzione, a ciała czasami wędrują w kompletach.

Zwłaszcza ciała kobiet. Ciał kobiet raczej się nie kroi.

Przemyca się je w całości. Cóż po kobiecie pokrojonej a potem

Nawet ładnie zszytej? Zaprawdę, powiadam wam: nic.

Nie zwrócą się nawet koszty. Zaprawdę, kobieta nie jest samochodem.

Nie można jej rozłożyć i złożyć. Kobieta musi być w całości.

Mołdawscy mężczyźni wysyłają swoje ciała po kawałku.

Jedna część do Londynu, jedna do Paryża, jedna do Zurychu i jedna do

Frankfurtu nad Menem. W ten sposób cały człowiek

Znajduje się w tych stronach, w które zawsze chciał pojechać

Ponieważ zielone wzgórza Mołdawii nie zaspokajały jego aspiracji.

Tak, świat zrobił się dziwny.

Ach, możemy sobie nawet wyobrazić, jak jego ciało spotyka się

Gdzieś przy jednym stole. Mówi po francusku, niemiecku albo angielsku

I załatwia poważne interesy, na przykład na targach żywności w Kolonii.

Nie jest to powszechny przypadek, ale niewykluczony.

Ciało spotyka siebie, czuje swój zapach i słyszy swoje dźwięki.

Części tęsknią do siebie i panowie albo panie zasiadający przy stole

Czują do siebie niezwykłą sympatię. Jak niegdyś rozdzielone

I teraz cudem odnalezione rodzeństwo.

Wątroba, nerka, płuco, trzustka.

Wszystko się zużywa i trzeba wymieniać. Wypuszczać starą brudną krew

I wlewać nową, jak olej w samochodzie, jak płyn w chłodnicy.

Kobiet to nie dotyczy. Kobiety wymienia się w całości. Zużywają się

Szybciej niż części ciał. Wątroba pracuje pięćdziesiąt lat. Kobieta

Trzy, cztery, pięć i już trzeba wymienić.

Tak, świat zrobił się dziwny.

Zmierza w stronę równowagi.

Wschód potrzebuje rzeczy, a Zachód potrzebuje krwi.

Beemy za mięso.

Audi za przysadkę mózgową.

Golf za jelito cienkie.

Passat za grube.

Polo za trzustkę.

Za Polo trzustkę?!

Za trzustkę najwyżej lupo!

Lupo za trzustkę!?!?

Za lupo najwyżej pełna transfuzja!

Transfuzja jest za przechodzonego golfa trójkę a nie za nówkę lupo!!!

Albo za przechodzoną corsę! I to trzydrzwiową i benzynową z silnikiem jeden i dwie dziesiąte!

Za taką to gówno a nie transfuzję! Przeszczep małżowiny usznej!

Jak to "pełna transfuzja"? Wszystko spuszczają? Nic nie zostawiają?

Coś tam może zostawiają. Albo czegoś nalewają, żeby dawca nie wysechł.

I wszystko za corsę z małym przestarzałym silniczkiem na benzynę…

Albo za coś gorszego…

A co może być gorsze?

Na przykład francuskie.

Mój Boże! Cóż za klęska! Co oni muszą czuć w swoich sercach,

Gdy za twingo oddają śledziony…

Albo za włoskie uno jakieś inne części…

Za uno to chyba dziurę w tyłku…

Rzeczy, rzeczy, rzeczy płyną do wygłodniałych miast na Wschodzie.

Nawet psy jedzą już syntetyczną karmę z plastykowych misek z napisem Chappi.

Rzeczy płyną jak chmury, płyną jak pogoda, płyną na Wschód.

Tutaj ludzie zawsze patrzyli w niebo i odgadywali, czy następnego dnia

Spadnie deszcz, by zniszczyć wszystko, co zgromadzili na polach.

Dzisiaj wypatrują pralek i lodówek białych jak obłoki,

Wypatrują froterek, strojów, firanek oraz pościeli jak anielskie skrzydła.

Ponieważ tu się zawsze wypatruje. Ponieważ wszystko przychodzi z daleka.

Ponieważ trzeba wyczekiwać. Tak jak zawsze czekało się na słońce

Albo deszcz.

Dlatego śpiewajmy naszą pieśń, żeby odwlec koniec,

Żeby czekanie się nie skończyło. Gdy tutaj czekanie się kończy,

Nie zostaje już nic.

A w drugą stronę, drodzy państwo, jadą krew i mięso.

Tylko mięso i krew, ponieważ cała reszta jest na miejscu.

Na miejscu nie ma tylko nieśmiertelności i trzeba ją sprowadzać.

Obłożoną lodem, w ciekłym azocie albo w naturalnym stanie.

Tu są fabryki aut, tam plantacje ciał i wszystko się zgadza, wszystko

Przypomina dawno utraconą, zamierzchłą harmonię, jakiś złoty wiek,

Gdy wszyscy pod słońcem mieli swoje miejsce, gdy każdy dostawał

To, czego najbardziej pragnął.

O tak! Pamiętam! Lew miał spoczywać pospołu z jagnięciem!

Wilk miał się żywić trawą! A człowiek owocami Drzewa Żywota!

Tak było i tak obiecano, że będzie u końca czasów! Spełnienie

Pragnień! Nieśmiertelność! Za dwadzieścia, za piętnaście, za dziesięć lat

Każdy Chińczyk będzie miał auto! Alleluja! I każdy Niemiec zamrażarkę

Pełną części zamiennych! Mój Boże! Chińskie paznokcie, włosy,

Zwieracze i czego dusza zapragnie! Ex oriente lux!

Nieprzebrana mnogość oraz niezwalczona płodność!

Wszyscy jak Hiob będą umierać syci swoich dni!

Pełna zamrażarka serc! A tam używane renault, trzyletni opel i już

Jest tako na ziemi jak i w niebie!

Hosanna, Hosanna na wysokości!!!!!

DUET - CIAŁO I DUSZA

Miałaś rację, Duszyczko. Zaszyją moje serce w tym tłuściochu. Teraz chyba widzę to wszystko, widzę z góry. Jakbym leciał samolotem i patrzył przez okno.

Nigdy nie leciałeś.

Nie. Nie miałem dokąd ani skąd. Widziałaś przecież.

Tak. Tam, gdzie powinno być lotnisko, nocami gryzły się psy.

Tak.

Z takim sercem, jak miałeś, powinieneś kraść samoloty i potem je gdzieś sprzedawać. Na przykład do Ruskich. Oni podobno wszystko kupują.

I ty to mówisz, Duszo?

Wyjęli ci serce, więc tylko ja ci zostałam. Chcę cię pocieszyć.

Ale wejść we mnie nie chcesz.

Są pewne zasady…

Wiem, wiem… Patrz, już mu wkładają… Zaraz zaszyją i po wszystkim.

Będzie żył od nowa.

Moja babka mówiła, że z nimi nie wygrasz.

A twoje serce razem z nim.

I to ma być pociecha? Już wolałbym, żeby je zakopali razem ze mną. Albo głodne psy nakarmili. Ukradli serce…

Ty kradłeś brylanty. Nie ma cenniejszej rzeczy.

Serce jest droższe.

Ach, mówisz jak Słowianin. W dodatku obłudny. Tak jak mnie nie poświęcałeś mu zbyt wiele czasu. W dodatku papierosy, kawa, wódka, amfa, koka…

Duszo, ono też potrzebowało rozrywek. Serce to nie dusza. To jednak coś w rodzaju ciała… No, a poza tym chyba nie zużyłem go zanadto, skoro je wzięli.

Chodzi mi o uczucia.

Byłem młody, miałem ich dużo i nie mogłem się zdecydować.

Pięknie powiedziane. Nie mógł się zdecydować i stąd te dziesiątki podejmowanych prób. A może i setki, nie wiem, bo czasami przysypiałam z nudów.

Przepraszam cię, ale właśnie zaczęli zaszywać… Zupełnie jak jakieś ubranie. Potem poodłączają mu te wszystkie rurki, urządzenia, ekrany i on wstanie, i pójdzie do swojego trzypiętrowego domu, i będzie oglądał sobie brylanty… Wybacz, ale to nie jest taka zwykła sprawa, gdy się widzi, jak własne serce znika w kimś obcym…

Myślisz, że gdy spojrzy na swoje brylanty, to serce mu będzie biło jak tobie, kiedy na nie patrzyłeś?

Lepiej nie, bo w tym wieku może tego nie przeżyć. Pęknie mu coś innego. Raz prawie umarł, więc teraz powinien się trochę oszczędzać. Powinnaś porozmawiać z jego duszą…

Troszczysz się o niego? Strzelił ci w plecy.

O swoje serce się troszczę!… A poza tym, wiesz, człowiek po śmierci nabiera jednak dystansu. Też bym strzelał do skurwysyna, gdyby mi coś zabierał.

Na przykład co? Przecież prawie wszystko miałeś kradzione.

Przecież jak już ukradzione, to moje! Bez jaj, kochana Duszo, dystans dystansem, ale rozsądek nie opuszcza nawet trupa. Dlatego jest rozsądkiem…

Już dobrze, dobrze… Rzeczywiście jest trochę za późno, by ci udzielać moralnych pouczeń. Mam nadzieję, że dusza tamtego będzie trochę lepiej radziła sobie z twoim sercem.

Naprawdę myślisz, że moje serce będzie w tamtym tłuściochu chociaż trochę moje…?

Że niby on zacznie przemycać auta do Baku albo Odessy, wciągając po drodze amfę i kokę, nie czując strachu ani szacunku dla Ruskich, i będzie wybijał szyby w jakimś Detmold albo innym Brunszwiku, żeby napchać sobie kieszenie brylantami oraz zegarkami od dziesięciu tysięcy w górę, a potem zamieszka w mieście na Wschodzie, gdzie psy wyją w miejscach idealnych na lotniska, zamieszka na czwartym piętrze bloku razem z matką i babką… No, nie bardzo w to wierzę. To zbyt ekstrawagancka wizja nawet dla słowiańskiej duszy, która uznaje romantyczny prymat serca nad racjonalną wizją świata… Mimo najszczerszych chęci… On nie pojedzie do Baku…

Chciałbym, żeby trochę jeździł. Lubiłem to… Tysiąc pięćset kilometrów w ciągu doby… Mieliśmy całe pliki dziesięciodolarówek dla ruskich gliniarzy, żeby nie zawracali głowy… Mieliśmy pistolet, na wszelki wypadek. Za granicą człowiek robi się ostrożny…

Mimo wszystko nie sadzę… Nie do Tbilisi… Najwyżej do enerde, do jakiegoś Boltenhagen, i jak na plaży zobaczy twarze emerytów z Rostocka, to i tak pomyśli, że jest w Moskwie. Nie wiązałbym z nim specjalnych nadziei na przygodę.

Szkoda mi mojego serca, Duszo…

Wiem. Ale nie martw się. Niedługo wszystko się skończy. Niedługo umrzesz zupełnie i już nic nie będziesz czuł. Nic.

A ty?

Ja? Ja jestem nieśmiertelna. Będę pokutować. Będę się błąkać. Nie potrafiłam ustrzec cię od złego, więc będę błądziła po świecie i patrzyła, jak inni się bawią, przeżywają przygody, kradną brylanty, auta oraz imponują kobietom, a ja, pozbawiona ciała i zmysłów, będę tylko, powiedzmy, bezsilnym świadkiem.

To już chyba wolę być zupełnym trupem niż bezsilnym świadkiem…

Prawdopodobnie masz rację.

Będziesz odwiedzała moje serce?

Obiecuję.

Cholera, to wygląda na ostateczne rozstanie. Cholera, zacznę płakać, Duszo…

Niezupełnie.

Co niezupełnie?

Niezupełnie ostateczne. Jesteś katolikiem.

No… powiedzmy…

My, katolicy, wierzymy w zmartwychwstanie ciał.

Popatrz… na śmierć zapomniałem…

SALA OPERACYJNA. ZMARTWYCHWSTANIE

Uuuuaaaachhhhhh… uuuuuaaaaachhhhhh…

Budzi się… ciii… budzi… ciiii…

Uuuaaaachhh… uuuuaaaachhhhhh…

Niechby lepiej spał…

Tak. Przecież mógłby tak spać i spać, i jednocześnie być całkiem żywy. Przecież jedno nie przeszkadza drugiemu.

Ze śpiącymi nie ma kłopotu.

Zmienia się im butelki z płynami.

Mierzy temperaturę.

Ciśnienie.

Glukozę.

Goli się ich.

Śpiący są dobrzy.

Chcą tylko spać.

A ten się, kurwa, budzi… Przepraszam…

Wiemy, miałeś babkę ze Wschodu.

Właśnie…

Uuuuuuaaaaaaachhhhhhh… Dzień dobry… Gdzie ja jestem. Ładnie tutaj, ale nie poznaję… Nigdy tu nie byłem.

Jakby to panu powiedzieć…

Najprościej, najprościej, jak to możliwe, czyli wal, synku, prosto z mostu.

Jest pan… jest pan…

Właśnie… kolega chciał powiedzieć…

Właściwie to nic takiego się nie stało…

No tak, biało, czysto, cicho i wszystkie drzwi pozamykane. Tak myślałem, tak podejrzewałem, tego obawiałem się od początku i zawsze się z tym liczyłem. Miałem to wkalkulowane. Jestem w kryminale! Ale jeśli myślicie, że się wystraszę, że się ugnę, to się mylicie, mylicie się jak cholera. Możecie mi skoczyć i możecie mnie cmoknąć!

Oczywiście, ma pan zupełną rację, niemniej jednak trochę się pan myli…

Chciałbym być grzeczny, lecz coś mi mówi, że pierdolisz, synku. Czyli ściemniasz. A jesteś urzędnikiem państwowym i nie powinieneś kłamać, ponieważ zostałeś wynajęty za pieniądze podatników…

Urzędnikiem…? Za podatki…? Za podatki to my możemy zrobić płukanie żołądka, a nie coś takiego…

Co takiego?

Nic, nic, do kolegi mówiłem, że oczywiście jak najbardziej…

Jak na strażników to jesteście jacyś tacy za bardzo wystraszeni.

Na strażników…

No klawiszy, znaczy.

Inaczej sobie to wyobrażałem. Wyobrażałem sobie, że jak jest wina, to jest i kara. Kajdany, terror, prześladowania, psy bez kagańców, brutalność, a tymczasem to wy wyglądacie, jakbyście coś mieli na sumieniu.

A to pan ma mieć, tak?

Właśnie!

A co mianowicie?

Tutaj pojawia się pewien kłopot… Bo mianowicie mam głębokie poczucie, że żyłem szybko oraz pragnąłem umrzeć młodo, ale wszystkie winy, które przychodzą mi do głowy, są dość ogólnej natury. Innymi słowy wiem, że powinienem siedzieć, ale nie wiem, za co konkretnie. Po prostu czuję, że powinienem zgnić w kryminale i jestem z tego dumny.

Cholera… Kto to mógł przewidzieć…

Cha! W dodatku mam ochotę rozpierdolić to więzienie, żeby nie został kamień na kamieniu! Własnymi rękami! Podpalić!

No to ładnie… Nasze małe Bałkany… Co za idiota mówił, że to tylko mięsień… Że to jest to samo, co wszyć komuś cudzą nerkę…

Patrzeć, jak się pali, i nawet jak będą prosili na kolanach, żebyś naszczał w płomienie, to nie naszczać!

Chciałbym przypomnieć, że to niemiecki szpital… pardon… więzienie…

Jebać ich wszystkich! Jebać Niemcy! To matkojebcy! Prawie wszyscy wyglądają jak pedały. A baby wyglądają jak chłopy, jakby szły na wojnę! Jeszcze tylko Czarni mają tutaj jakiś przyzwoity wygląd. Reszta cały czas się za kogoś przebiera, za włoskich bezrobotnych, za amerykańskich bandziorów, to nie jest żadne państwo, tylko teatr transwestytów… Tak, i Żółci. Oni trzymają fason. Mówcie, co chcecie, ale nigdy nie widziałem, żeby Żółty zrobił z siebie na ulicy głupka. Nie, oni się nie przebierają. Dźwigają swoje wiolonczele oraz waltornie i realizują z góry powzięte plany. Tylko mój naród jak jakiś lumpenproletariat przebiera się za kogoś innego. Zupełnie jak Ruscy, jak Polacy, jak Enerdowcy! Chodzą w błyszczących dresach, piją piwo z puszek i puszki wyrzucają gdzie popadnie! Niedługo nie odróżnisz naszego od Ruskiego! Moje serce tego nie wytrzyma i pęknie, ponieważ pamięta inne czasy. Powinienem urodzić się Żółty. Albo wręcz przeciwnie - Czarny. Ale niestety! Wszystko, co mogę zrobić, to być więźniem, żeby podpalić to wasze więzienie… i patrzeć, jak się pali…

i nie naszczać…

jakbyś zgadł, młody człowieku, niech płonie jak najdłużej…

musiał się panu nasz kraj śmiertelnie narazić…

Do diabła, co my z nim zrobimy?

Przecież nie można go teraz wypuścić.

To się dobrze składa, bo on też tak myśli.

Wszystko w nim się miesza.

Słowiańskie serce i germański rozum…

Szczere emocje oraz precyzyjny krytycyzm…

Z jednej strony podpalać, ale z drugiej obywatelska troska o przyszłość kraju…

Rodzina wytoczy nam proces…

Przywieźli jubilera…

Dostają jakiegoś Bakunina…

Chwała Bogu, że nie zaczął mówić po polsku…

Ale cholera go wie, po jakiemu myśli…

Samych myśli nie słychać na szczęście…

Powinniśmy go uśpić…

W jakim celu…?

Żeby sobie pospał… żeby się wyspał, i może mu przejdzie…

No właśnie, jak się wyśpi…

No tak, no tak, trzeba dać mu trochę czasu…

Bo na zdrowy rozum to serce niby jest polskie, ale krew przecież niemiecka i jak się dobrze rozejdzie po wszystkich zakamarkach, jak dotrze do głowy, do mózgu znaczy, to wszystko powinno wrócić do normy…

Panowie! Jesteśmy lekarzami! Krew ma Rh plus, Rh minus, ma A, B albo 0, krew nie ma narodowości…

Właściwie… raczej tak… bo inaczej robi się jakiś zabobon…

Ale z drugiej strony, przecież widzicie gołym okiem tę przedziwną, cudowną i nagłą metamorfozę, będącą efektem transplantacji zwykłego wydawałoby się mięśnia…

Podrzućmy go na psychiatrię…

Piękne, ale niewykonalne. Tym bardziej że on nie zwariował, tylko nieco zmienił światopogląd…

Amen. Czyli zostaje zastrzyk i uzdrawiająca moc snu…

Na wszelki wypadek bądźcie gotowi go przytrzymać…

Myślę, że chciałbym być lekarzem w Kiszyniowie…

CHÓR

Chór powinien być mądrzejszy od wszystkich, ponieważ chór jest znikąd.

Chór składa się ze starych kobiet i mężczyzn, którzy już raz umarli.

Chór składa się z duchów, które widziały niejedno. I z ciał, które niejedno czuły.

Chciałbym, żeby chór był mądrzejszy od własnej pieśni.

Życie jest zbyt skomplikowane, by powierzyć je postaciom.

Postacie umierają, tracą rozum albo znikają.

Któż będzie czekał na martwego złodzieja aut i brylantów?

Któż na starego człowieka, któremu cudze serce pomieszało rozum?

Psy w dalekim mieście na Wschodzie.

One poznają zapach pana nawet przez szczelne wieko trumny

I stare kobiety, dla których zawsze pozostanie dzieckiem.

Ale kto będzie czekał na bogacza, który gardzi bogactwem?

Kto na majętnego, który obcym odda swoje dobra?

Dzień robi się krótszy i krótszy, i coraz dłużej trzeba będzie siedzieć przy świetle.

Psy zwinięte w kłębek będą przeczekiwały chłody.

Tak samo jest na Wschodzie i na Zachodzie, gdy nadchodzą śmierć i szaleństwo.

A w każdym razie tak powinno być. Stygną silniki aut i gaśnie blask brylantów.

O tym właśnie od tysiącleci chór śpiewa swoją pieśń.

O tym, co przychodzi, gdy odchodzą postacie,

O tym, że w końcu nadchodzi chłód i gaśnie najjaśniejszy blask.

O tym, że kończy się benzyna i zatrzymują się zegarki za dziesięć tysięcy euro.

O tym, że żądza Wschodu nie znajdzie ukojenia w obfitości Zachodu.

O tym, że strach Zachodu nie znajdzie ukojenia w łagodności Wschodu.

O tym, że psy czują śmierć pana na tysiąc kilometrów i wyją.

Tak samo czują stare kobiety w czarnych chustkach i płaczą.

O tym śpiewa chór. O tym, że gdy zabraknie starych kobiet w chustkach

Wszyscy będziemy umierać jak psy. I zabraknie też chóru

Ponieważ nie będzie miał dla kogo śpiewać. Bo - z całym szacunkiem

Dla zwierząt - psom nie jest potrzebna pieśń. Psy wiedzą, kim są.

Psom niepotrzebny jest chór.

Za to ludziom i postaciom jest potrzebny od tysiącleci.

Słuchają go i słuchają, i słuchają, i słuchają, i słuchają, i widać

Nie mają dosyć. Ponieważ pieśń o szaleństwie, nędzy oraz śmierci

To ulubione utwory. Pieśń o podpierdoleniu mercedesa.

Pieśń o wrodzonych złodziejskich instynktach.

Pieśń o tym, że nigdy się nie myją.

Pieśń o tym, że myją się bez przerwy. Pieśń o Kacapach, pieśń o Szkopach,

Pieśń o Polaczkach. Pieśń o tym, że boją się przechodzić na czerwonym.

Pieśń o tym, że się nie boją. Pieśń o tym, że nie umierają nawet po wypiciu

Trzech litrów spirytusu. Pieśń o tym, że ich powołaniem jest mord oraz porządek.

Pieśń o tym, że powinni żyć w niewoli. I o tym, że w ogóle nie powinni żyć.

I o tym, że mają czarne podniebienia, i o tym, że ich kobiety mają w poprzek,

I o tym, że ich psy są wychowywane do zabijania, i o tym, że z kolei ich psy

Zdychają z głodu na krótkich łańcuchach, i pieśń o tym, że inny kraj

Może być dobry na wakacje albo żeby tam iść na wojnę, albo do roboty,

Ale żyć tam, to powoli umierać albo wręcz być tam zabitym,

Ba! I na dodatek okradzionym!

Co tam okradzionym! Wypatroszonym na wstępie!

Okradzionym przy wypłacie!

Ożenionym na siłę z pedałem!

Wydanym pod przymusem za lesbę!

Zatrutym jedzeniem!

Po sześćdziesiątce poddanym eutanazji!

Po siedemdziesiątce zmuszonym do żebraniny pod katolickim kościołem!

Zmuszonym do seksu z dziećmi!

Do codziennej mszy!

No, tutaj jedni i drudzy przesadziliście…

Jesteśmy tylko chórem i śpiewamy pieśni, które koją skołatane dusze

Poszukujące odpowiedzi. Jesteśmy tylko odpowiedzią,

Która zawiera się w pytaniu. Jesteśmy tylko brednią,

Która pozwala wam zasnąć.

Wbrew temu, że kończy się benzyna,

Stygną silniki aut, gaśnie blask kradzionych brylantów

I zatrzymują się zegarki.

Brednią, która pozwala wam żyć,

Po przebudzeniu.

POKÓJ W SZPITALU. NOC. ŁÓŻKO. DWIE POSTACIE. JEDNA LEŻY, DRUGA SIEDZI OBOK.

Proszę się zbudzić… Proszę się zbudzić… Niech się pan zbudzi… Nie mogę mówić głośno, bo ktoś usłyszy i przyjdzie, a ja tu nie mogę być. No więc proszę się zbudzić… Nie mam zbyt wiele czasu. Słyszy mnie pan…?

Kto to…? Co to…? Nikogo tu nie ma… Jest noc i nie powinno być, a ja śpię… Kto to…? Co to…? Ktoś szepcze…? Szepcze cicho jak strach…? Powinienem przecież spać, ponieważ tutaj panuje porządek i teraz jest noc… Powinienem spać…

Ale już pan nie śpi. I to jestem ja. Przyszedłem, ponieważ moja dusza zgodziła się jeszcze na jakiś czas we mnie wejść. Wie pan, nie podejrzewałem wcześniej, że ją mam. Śmieszne, nie?

Tak. Słyszę pana… Ale to jest trochę tak, jakbym słyszał sen. Kim pan jest?

Jakby to powiedzieć…

Proszę powiedzieć wprost.

Jestem podróżnikiem. To znaczy, byłem… sam już nie wiem. Podróżuję samochodami i przewożę różne rzeczy. Najczęściej z Zachodu na Wschód.

Ma pan jakąś ulubioną markę?

Co?

Markę auta. I typ.

Ach, przepraszam… Chyba beemwu siedemsetka… Tak przynajmniej było kiedyś. To znaczy nigdy nie miałem, ale czasami jeździłem… Ale teraz, to sam nie wiem… A pan?

Mercedes, chłopcze. Klasa S… Ale nie wiem, czy się nie przesiądę… Ostatnio czuję się jakby młodziej… Jak stąd wyjdę, sprawię sobie czerwoną corvettę… Głupie, nie? Będę w niej wyglądał jak stary siwy cap…

Ależ nie…

Ależ tak. Ale mam to w dupie!… Przepraszam… Powinienem ciszej. Wszyscy przecież śpią… Pan, chłopcze, jednak nie jest jednym z nich…

To znaczy…?

No z tych, co tutaj właśnie śpią, pan nie jest stąd…

Nie.

Przyszedł pan specjalnie do mnie?

Tak.

A w jakim celu?

Przyszedłem pana odwiedzić, ponieważ pan ma moje serce.

…………

Tam… w piersi…

…………

zaszyte…

Coś mi świta… Szpital pomieszał mi się z kryminałem…

Nieco…

Ach! Jesteś tym germanistą! Jesteś moim dawcą!

"Przestudiowałem wszystkie fakultety,

Ach, filozofię, medycynę, prawo

I teologię też niestety,

Do dna samegom wgryzł się pracą krwawą…

I jak ten głupiec u mądrości wrót

Stoję - i tyle wiem, com wiedział wprzód.

Zwę się magistrem, ba, doktora tytuł

Mam i lat dziesięć z górą do przesytu

I tak, i wspak, i w skos, po krętej drodze

Tam i z powrotem uczniów za nos wodzę…"

Co? Nie podoba ci się?

To?

To Goethe!

Ładne… ale niestety nie znam…

Nie uważałeś na lekcjach.

Właściwie to nawet nie chodziłem.

Też nie byłem najlepszym uczniem.

W pana wieku już tego nie widać.

Ach, gdybyś mnie znał w tamtych czasach! Potrafiłem z pamięci nawet Heinego… Był wtedy kompletnie zakazany…

Gratuluję… ale też mi umknął…

Powiedz mi w takim razie, czym się zajmowałeś.

Kradłem samochody.

Mój Boże… Możesz to powtórzyć…?

Kradłem samochody…

W szkole?

Na początku po lekcjach. A potem to już od rana…

Mój Boże! Mój Boże… Moje serce… nie wytrzymam… moje serce… Co ja gadam… Przecież nie mogę umrzeć na serce z tego powodu, że to jego serce, że moje serce nie wytrzymuje, ponieważ dowiaduje się, że jest jego sercem… To jakaś bzdura… jak jakieś samobójstwo… Mówisz prawdę?

W mojej sytuacji nawet nie mógłbym inaczej. Pilnuje mnie własna dusza. Powiedziała, że jak będzie coś nie tak, że jak coś wykręcę, to zaraz ze mnie wychodzi.

Serce… dusza… I to ma być niemiecki szpital? Jakie kradłeś?

Głównie… głównie niemieckie…

A widzicie!? A jednak! I powiem ci, że miałeś, synu, rację! Głowa na karku! Szkoda gadać. Zuch chłopak! Gdybyś kradł francuskie, nie mielibyśmy o czym gadać. Wielkie nieba! Mieć w piersiach serce złodzieja peugeotów…

Dwieście szóstek…

Właśnie… Albo…

Citroena Saxo…

Z ust mi wyjąłeś. Umarłbym ze wstydu. Przed samym sobą. Tak…

Raz czy dwa się zdarzyło, ale tylko jako środek transportu. Zaraz to porzucaliśmy z kluczykami w stacyjce… No wie pan, brało się, żeby podjechać tam, gdzie stoi jakaś siedemsetka albo chociaż passat…

Jestem z ciebie dumny. Czuję, jak rośnie mi serce… Jaka w gruncie rzeczy jest różnica między filologiczną analizą Goethego a podpierdoleniem beemwu przy tych wszystkich jego cudownych zabezpieczeniach…

No wie pan… jednak… Myślę, że to ten przeszczep ma pewien wpływ na to, że ten… Goethe i mercedes G… trochę się panu mieszają…

To nic złego, chłopcze, nic takiego… Gdyby się Heine mieszał z hyundajem… Poza tym czuję, jak rozpala mnie twój młodzieńczy puls, czuję, że mógłbym wstać i robić to samo, co jeszcze niedawno robiłeś ty: Z miłości do niemieckiej motoryzacji popełnić grzech albo i przestępstwo!

Nie chciałbym, żeby moje serce zgniło w kryminale za pomocą pana osoby… Może nie było najmądrzejsze, ale nie było też całkiem złe…

Może się trochę zagalopowałem… A właśnie… przepraszam, jak ci jest bez niego?

Trochę mi pusto w środku.

Mówiłeś, że masz tam jeszcze duszę.

Tak, ale dusza to chyba nie to samo. Moja babka nigdy nie modliła się za serce dziadka, tylko za duszę, jakby dusza była jednak ciut ważniejsza…

I to dzięki niej żyjesz? Pozbawiony serca?

Chyba tak. W każdym razie ona tak twierdzi.

Tak, wy, Słowianie, zawsze byliście dziwni… Rozmawiacie z duchami, pardon, duszami, jak jacyś Indianie albo Cyganie, z duszami, z duchami przodków… A potem gubi was miłość do niemieckiej motoryzacji…

Kocham też amerykańską, ale trudno dostać wizę. Zresztą, co tam można zrobić z ukradzionym autem? Przeprowadzić do Meksyku najwyżej. A tak w ogóle, wracając do tematu, to skąd pan wie, że nie ma duszy i że jak łaskawie pan się przekręci, to ona się do pana nie odezwie, i skąd pan wie, że ona się cały czas nie odzywa, tylko pan jej nie słyszy? No?

Ach, młodość… idealistyczna i gwałtowna, i bezkompromisowa… Też taki byłem…

Też samochody?

To były inne czasy. Aut raczej niewiele, ale wielkie rzeczy działy się nie tylko w motoryzacji. Na przykład lotnictwo. Chociażby Ju osiemdziesiąt siedem.

Co?

Sturzkampfluzeug, stuka…

Aha… Tak, pamiętam, moja babcia często je wspominała…

Ten dźwięk, prawda, ten dźwięk…

No właśnie… Co to było?

Geniusz, geniusz konstruktorów niemieckich! Pod skrzydłami montowaliśmy piszczałki, takie trochę jak w organach i przy nurkowaniu brzmiało to prawie jak Wagner!

Jak w organach… kościelnych organach, tak, babka mówiła, że wtedy wszyscy żegnali się jak w kościele, raz za razem, bo to było znacznie gorsze niż messerschmitt sto dziewięć. Sto dziewiątki tylko strzelały. Cztery kaemy 7,92 to jednak jest trochę słabiej niż trzy kaemy plus tysiąc kilo bomb i jeszcze, jak pan mówi, ten Wagner…

Taaak… Ale w przypadku Me sto dziewiątki, to była masowość produkcji, długie serie udanych modeli… Jeśli mnie pamięć nie myli, to ponad trzydzieści tysięcy maszyn. Czyli bardzo udana konstrukcja, którą można modernizować. Coś w rodzaju golfa: jedynka, dwójka, trójka, czwórka…

W każdym razie babka pamiętała, że jak leciał Me, to wystarczyło się schować, czyli zejść z widoku, a jak pyskiem w dół zlatywał Ju, to nie było zmiłuj…

Co jeszcze pamiętała….?

Że byliście eleganccy.

I co jeszcze?

Kiedy jechaliście VW Kübel to powiewały wam białe szaliki. Babka nigdy wcześniej nie widziała białych szalików…

Jechaliśmy zapewne na Wschód. Tam, gdzie wieczne śniegi, i szaliki miały nam służyć za kamuflaż…

Siedzieliście prosto, a one powiewały na wietrze… To zapamiętała…

I co jeszcze?

Ach mnóstwo, mnóstwo, ale nie słuchałem jej uważnie i teraz żałuję. Nie słuchałem, ponieważ wciąż myślałem o tym, by kraść samochody. Może gdybym słuchał babci, wszystko potoczyłoby się inaczej…

Szkoda… Chciałbym mieć wspomnienia… Pamiętam niektóre rzeczy, ale nie wiem, czy się wydarzyły.

Gdzieś w tym momencie siedząca postać zaczyna powoli kłaść się do łóżka obok leżącej. Leżąca robi jej miejsce. Zanim wszystko się skończy, powinny leżeć przytulone do siebie.

A potem, mówiła babcia, jak już wracaliście ze Wschodu, to nie byliście eleganccy.

No cóż…

Kradliście kury.

O nie! Kury kradli Ruscy!

Babcia mówiła, że wy najpierw, a Ruscy dopiero potem to, co zostało.

Nie do wiary… kury…

Różnica polegała na tym, że Ruscy gotowali z piórami, a wy skubaliście.

A jednak…

To znaczy, kazaliście skubać babce, szturchając ją pistoletem…

Przykro mi, ale rozumiesz: Ruscy byli blisko…

Toteż babcia wam wybaczyła. Nawet was żałowała. Tacy eleganccy w jedną - mówiła - a z powrotem, jak jacyś bezdomni…

Święte słowa, święte słowa, niemiłe uczucie, całkowicie niezgodne z planem…

Ale Ruskich też żałowała. Mówiła im: To jest kura. Kura ma pióra i najpierw trzeba je wyrwać. Ale nie chcieli jej słuchać, śpieszyli się. Zabierali ptaka, szli na Zachód i w marszu podawali go sobie z rąk do rąk. Potem przychodzili następni i następni i jeszcze…

I znowu, i znowu, i wynurzali się zza horyzontu, i niektórzy z nas myśleli, że oni są nieśmiertelni, że zamiast padać, powstają wciąż nowi i niektórzy z nas powariowali od tego…

A gdy skończyły się małe zegarki, zabierali te większe, z kukułkami, wahadłami i wkładali je sobie na plecy, jak tornistry, i szli w ślad za wami…

Czuliśmy ich oddech w lodowatym powietrzu. Cuchnął surowym ptasim mięsem…

I cebulą, tak mówiła babcia…

Kradzioną cebulą…

Najprawdopodobniej…

Ich gazy sześćdziesiąt siedem B ścigały nasze VW Kübel…

Pierwszy ledwo dwadzieścia pięć koni, drugi pięćdziesiąt cztery…

Ale masa! Masa! Ruski aż tysiąc dwieście dwadzieścia kilogramów, gdy tymczasem nasz ledwo sześćset trzydzieści…

No i ta pojemność! Gaz miał silnik prawie trzy i pół litra! Benzynowy!…

Tak, święta racja: Traktowali zasoby energetyczne tak samo jak ludzkie…

Przecież to musiało palić tyle, co te ich statki kosmiczne…

Mogę się trochę posunąć.

Nie, tak jest całkiem dobrze.

A kołdra? Wystarczy?

Wystarczy. Jest ciepło.

Tak, mamy przecież lato.

Sam środek lata i niedługo zacznie świtać.

Będzie dzień.

Powinniśmy zasnąć, zanim się zacznie.

Tak. Powinniśmy.

KONIEC

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
nawrocki, no więc dukla o prozatorskiej twórczości andrzeja stasiuka
Stasiuk Noc
Pielgrzymka do sanktuarium tożsamości O dwóch powieściach Andrzeja Stasiuka
Andrzej Stasiuk Jak zostalem pisarzem
Andrzej Stasiuk życie i twórczość
Miejsca, które potrafią przetrwać próbę czasu na podstawie opowiadania Andrzeja Stasiuka pt „Władek”
Stasiuk Andrzej Mury Hebronu
Stasiuk Andrzej Jak zostalem pisarzem
Stasiuk Andrzej Jak zostalem pisarzem
Andrzej Szwast Dukla Stasiuka jako wyraz zafascynowania Schulzem
Mauersberger Adam NOC MISTRZA ANDRZEJA
Noc w monopolówce
82 Ciemna noc
Scenariusz zabaw andrzejkowej dla przedszkolaków, pomoce do pracy z dziećmi
Noc listopadowa-Wyspiański(1), Lektury Okresy literackie
Święty Andrzeju, Przedszkole, Andrzejki
Co za noc, Teksty i akordy
Nie kochać w taką noc to grzech, TEKSTY POLSKICH PIOSENEK, Teksty piosenek

więcej podobnych podstron