Grażyna Kuźnik, Polska Dziennik Zachodni
Przez lata sygnały o tym, że miała bohaterskiego ojca, dochodziły do niej tylko z Izreala. Tam pamiętali, jakim człowiekiem był Sławik.
- Ojciec był szlachetny, często niewygodny jeszcze za życia, a jak widać, także po śmierci. Nie ratował ludzi dla poklasku, korzyści czy sławy - zaznaczała córka.
Nie dostawały z matką po ojcu żadnej renty. Żona Sławika, Jadwiga, była więźniarka obozu koncentracyjnego, nie miała w Polsce za co żyć. Nie było dla niej dobrej pracy.
Praca - Oferty dla Ciebie
Codziennie 15 000 ofert, wiodące firmy, czołowi pracodawcy.
Możesz Je Zagęścić w Kilka Sekund. Nie Wierzysz? Zobacz To na Filmie !
Zacznij grać na rynku Forex. Wystarczy 200 zł.
- O jego śmierci w obozie zawiadomił matkę sam ówczesny premier Cyrankiewicz, ale nie zrobił nic, żeby nam pomóc. Gdyby ówczesna władza musiała mówić o Sławiku, to pewnie pojawiłoby się pytanie: a co wy zrobiliście dla innych w tamtych czasach? - zastanawiała się Krystyna.
Mimo obietnic, rodzinie Sławika nie pomógł także rząd londyński. Chociaż wcześniej deklarował, że pomoże jego żonie i córce żyć skromnie, ale godnie. Nigdy nie przysłali im nawet pozdrowień.
Kiedy na Węgrzech gestapo zabrało Sławika do Mauthausen, gdzie zginął, jego żona trafiła do obozu w Ravensbruck. Ich córka,14-letnia wtedy Krystyna, zdążyła podczas obławy uciec przez okno; tygodniami kryła się w lasach i na polach w obcym kraju. Powie później, że z dziećmi Holocaustu połączył ją wspólny los; tak jak one - czuła się jak ścigane zwierzę, opuszczona przez cały świat.
Matka, Jadwiga Sławik, przeżyła Ravensbruck, wróciła na Śląsk, potem cudem dołączyła do niej z Węgier Krystyna. Wiedziały już, że ojca nie ma. W Katowicach generał Ziętek przydzielił im mieszkanie, a w 1946 roku pojawiła się nawet ulica Henryka Sławika. Jadwiga szła nią, dźwigając ciężkie paczki z magazynów, kiedy w końcu dostała pracę. Ulica nosiła imię jej męża tylko cztery dni.
- Mama tylko się uśmiechnęła po zmianie nazwy na Zabrską. Nie miała już złudzeń co do naszych losów - wspominała córka.
....Zawsze chcieli być razem
Przed wojną Sławikowie mieszkali w eleganckim mieszkaniu przy ulicy św. Jana w Katowicach. Ich sąsiadami byli zamożni urzędnicy, na pierwszym piętrze mieszkał brat kardynała Hlonda. Krystyna uważała swoje dzieciństwo za cudowne; pełne miłości, spacerów i rozmów z ojcem, książek. Ojciec w tym czasie był redaktorem naczelnym "Gazety Robotniczej".
Szczęście skończyło się w chwili, gdy we wrześniu 1939 roku niemiecka bomba spadła właśnie na ich dom. To była jedyna kamienica w mieście, po której nic nie zostało. Chociaż nie - w serwantce Krystyny stał delikatny porcelanowy dzbanek z inicjałami matki. Tylko on uratował się wtedy z jej posagowego serwisu.
Żona Henryka Sławika, Jadwiga Purzycka, pochodziła z zamożnej, warszawskiej rodziny. Poślubił ją w 1928 roku, a po raz pierwszy zobaczył podczas baletowego przedstawienia.
- Mama była tancerką klasyczną, śliczną, zgrabną kobietą - opowiadała ich córka. - Bardzo się kochali. Mama przecież nie chciała go opuścić na Węgrzech nawet za cenę życia. Bo załatwił paszporty szwajcarskie tylko dla niej i dla mnie, sam uważał, że musi zostać. Ale mama nie wyobrażała sobie, że wyjedzie bez niego.
|