Rozdział szesnasty


Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział szesnasty

Gregori znalazł Romana w swoim gabinecie popijającego Bleera z Angusem. - Ja… - Przeciągnął ręką po włosach.

- Dalej, chłopcze. Nie staję się coraz młodszy. - Angus rozsiadł się na swoim krześle i upił łyk z jego butelki.

Roman odstawił swoją na biurko. - Chcesz, żebym porozmawiał teraz z panną Tucker?

- Za chwileczkę. - Gregori rozluźnił swój krawat. - Zrobiłem coś strasznego.

Dwaj mężczyźni patrzyli na niego przez chwilę.

- Jak bardzo strasznego? - spytał w końcu Roman.

Angus podniósł się. - Przeleciałeś tą dziewczynę?

- Nie! - oburzył się Gregori. - Skąd ci to przyszło do głowy?

Mężczyźni znowu na niego popatrzyli.

Przestąpił z nogi na nogę. - Rozumiem, że mam taką reputację, ale…

- Nie jesteśmy ślepi, chłopcze. - mruknął Angus. - Wiemy, że ciągnie cię do niej.

- Wiecie? - Kiedy nadal na niego patrzyli, przełknął. - W porządku, to prawda.

- Spałeś z nią? - spytał Roman.

- Nie! Ciągnie mnie do niej. - Skrzywił się. - Wymazałem jej pamięć. Około piętnaście minut. I agentowi wywiadu też.

Roman i Angus wymienili zaniepokojone spojrzenia.

- Podejrzewają coś? - spytał Angus.

- Nie sądzę. - Gregori jęknął wewnętrznie, kiedy przeciągnął ręką po włosach. - Ale jeśli kiedykolwiek się dowie, będzie wściekła.

- I będzie miała dobry powód. - Roman zmarszczył brwi.

- Wiem, że to jest złe, ale nie widziałem innego wyjścia. Byliśmy w laboratorium Laszla i przez przypadek wymsknęło mu się, że uzdrawiamy się w czasie naszego śmiertelnego snu.

Roman skrzywił się, a Angus wymamrotał przekleństwo.

- Próbowałem to zakamuflować, ale ona jest naprawdę inteligentna, wiesz. Potem poprosiła o próbki naszych tkanek i krwi, ale wyjaśniłem, że nie mogę tego zrobić, ale ona nie chciała ustąpić. Nawet zagroziła, że powie tacie, żeby zerwał z nami przymierze, jeśli nie oddam jej krwi.

Roman potrząsnął głową. - Nie możemy sprawić, by dowiedzieli się, że nasza krew uzdrawia.

- Rząd nawet nie wiedział, że istniejemy. - warknął Angus. - Oni po cichu do nas przyjdą i osuszą nas wszystkich.

- Staliby się wrogami zamiast sojusznikami. - podsumował Roman.

Angus pociągnął łyk Bleera. - Wiem, że ci się to nie podoba, chłopcze, ale dobrze zrobiłeś.

Gregori westchnął. Nadal czuł się winny.

- Wiesz coś więcej o misji, na którą chce wyjechać? - spytał Roman.

- Wspomniała coś Laszlowi, że szuka roślin z chińskiej prowincji Yunnan.

Oczy Romana rozszerzyły się. - Właśnie tam zdobyłem…

- Tak, wiem, rośliny na specyfik od niespania. - przerwał Gregori. - Laszlo powiedział jej o tym. Oczywiście, teraz tego nie pamięta.

Roman pokiwał głową. - Nie dziwię się, że chce tam pojechać. To miejsce jest niesamowicie różnorodne biologicznie. Ponad dwa tysiące gatunków roślin znajdują się na tym obszarze.

- I jestem w stanie zrozumieć, dlaczego jej ojciec chce, by ta misja pozostała sekretem. - powiedział Angus, kiedy podniósł się. - Przygotuję jakieś plany. Wstąp później do biura bezpieczeństwa. - Wyszedł z gabinetu z butelką Bleera w ręce.

- Gdzie ona teraz jest? - spytał Roman.

- W cafeterii, je dania szefa kuchni. - odpowiedział Gregori. - Zabiorę ją do mojego biura za około dziesięć minut. Możesz się z nią tam spotkać.

- W porządku. - Roman wypił trochę Bleera. - Dobrze robisz, Gregori.

Zacisnął pięści. - Jeśli kiedykolwiek ona się dowie…

- Zrobimy tak, żeby się nie dowiedziała.

- Czuję się jak gówno, kiedy próbuję ją przekonać, że jestem godny zaufania.

- Jesteś godny zaufania. Tysiące Wampirów ci ufają, że ich ochronisz.

Gregori westchnął. - Domyślam się, że potrzeby wielu przewyższają potrzeby jednej kobiety. - Nawet, jeśli się w niej zakochiwał.

Poszedł z powrotem do cafeterii. Roman i Angus twierdzili, że dobrze robi, ale nadal czuł się winny. Ona nie pamiętała wycieczki do laboratorium, ale podejrzewał, że podświadomie zapamiętała pocałunek. Ciągle patrzyła na jego usta. Czy to znaczyło, że chciała go pocałować? Czy mógł uważać się za takiego szczęściarza? Przyznał się ubiegłej nocy, że pociąga go, ale nadal nie wiedział, co ona o nim sądziła.

Wiedział, co myślała o kontroli umysłu. Jej słowa napłynęły mu na myśl.

Jeśli ktoś kontrolowałby mi umysł, też bym chciała go zabić.

Wepchnął rękę do kieszeni, szukając jego pigułki, ale nic tam nie było. Och, racja. Dał jej jedną.

Zatrzymał się gwałtownie.

Cholera. Poprawił swój krawat. Jeśli tabletka spowodowałaby jakiś problem, jego czyn mógł się wydać.

W kafeterii szef kuchni siedział przy stoliku razem z paniami, jedząc i pijąc wino, podczas gdy Charles usiadł przy innym stoliku, jedząc i obserwując.

Szef kuchni posłał mu rozdrażnione spojrzenie. - Nie powiedziałeś mi, że będę gotował dla córki prezydenta. - powiedział z francuskim akcentem. - Przygotowałbym więcej dań.

Abigail uśmiechnęła się i dotknęła brzucha. - Jestem pełna. Nie mogłabym więcej zjeść. Ale to było bajeczne. Dziękuję.

- Tak. - zgodziła się Radinka. - To było wspaniałe. Dziękuję.

Szef kuchni skłonił głowę. - Zawsze do usług. A jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała kucharza w Białym Domu, będziesz o mnie pamiętała? - Kiedy Abigail pokiwała głową, on klasnął w ręce i uśmiechnął się. - Merveilleux!

- Musimy iść teraz do mojego biura. - powiedział Gregori Abigail. - Roman tam się z tobą spotka.

- Idź dalej beze mnie. - Radinka wstała i przytuliła Abigail. - Zobaczymy się później, moja droga. - Usiadła z powrotem i nalała więcej wina do jej kieliszka. - Nie często mam wolną noc.

Gdy szli do biura Gregoriego, Charles szedł około dziesięciu stóp za nimi. Gregori obrócił się na niego, zastanawiając się jak mógł się go pozbyć. Kontrola umysłu byłaby najłatwiejszym rozwiązaniem, ale nie chciał, żeby Abigail to widziała.

Pochyliła się do niego i szepnęła. - Niestety, twoja mama myśli, że jesteśmy na randce.

- Tylko tyle? - Posłał jej skrzywione spojrzenie. - Jestem zaskoczony, że nie wybrała imion dla naszych pięciorga dzieci.

- Pięciorga? Wspominała tylko o dwójce. - Abigail się zarumieniła.

Gregori zachichotał. - Nie pozwól jej sobą manipulować. Ona już lata próbuje mnie zeswatać.

- Ty… nigdy się nie skusiłeś?

Potrząsnął głową. - Chciałem być wolny. Żadnych zmartwień, żadnej odpowiedzialności.

- Żadnych długów?

Spojrzał na nią. - Opowiedziała ci o tym?

Pokiwała głową. - I o twoim ojcu. Bardzo mi przykro.

Ostry ból wspomnień przeszedł przez niego, ale mentalnie go odepchnął. - Nie muszę się tym więcej przejmować. Wampiry żyją przez wieki.

- Dlatego spotykasz się tylko z Wampirzycami? Bo są bardziej… trwałe?

Prychnął. - Nic nie jest trwałe w Wampirzycach. One są jak motyle, latają tu i tam. One mają tak dużo czasu, że nic nie ma dla nich żadnej wartości.

- Więc, nie chcesz czegoś trwałego?

Nie. Chciał uniknąć zakochania. Za bardzo bolałoby, stracenie kogoś, kogo kochałeś. Bezpieczniej było po prostu dawać i czerpać przyjemność. Zerknął na Abigail. - Skąd te wszystkie pytania?

Jej policzki pokryły się rumieńcem. - Tylko próbuję cię lepiej poznać. Żebym mogła ci zaufać.

Zaufać mi? Wampirzemu playboyowi, który kontrolował twój umysł? - Mam reputację kobieciarza. - Groźnie na nią spojrzał. - I robiłem to. Moje pierwsze lata, jako wampir spędziłem na uszczęśliwianiu Nieumarłych kobiet.

Zmarszczyła brwi i ucichła na chwilę. - Odrywałeś się od długiego okresu smutku i finansowego dołka. Wiem, dlaczego chciałeś się zabawić. Twoja matka powiedziała, że ciężko pracowałeś, by się dopasować.

Wzruszył ramionami.

- Och mój Boże. Jesteś prezesem marketingu. - Zatrzymała się i popatrzyła na niego. - Sprzedałeś siebie.

Cofnął się. Chciał zażartować z tego. Otworzył usta, by zaprzeczyć, ale powstrzymał się. To była prawda. Zawsze próbował oczarowywać, a życie było

wielką imprezą. Gregori był towarzyski. Ale po kilku latach zmęczył się tą zabawą. Zastanawiał się, dlaczego seks nie dawał mu już takiej przyjemności. Bo jego serce nie brało w tym udziału. Udawał kogoś, kim nie jest.

Przełknął. - Jednej nocy obudziłem się, jako Nieumarły. Nie mogłem wrócić. Nigdy już nie będę śmiertelny. - Lata później, Roman znalazł sposób jak przemienić wampira z powrotem w człowieka, ale było dla niego za późno. - Chciałem się tylko dopasować.

Pokiwała głową. - Więc, próbowałeś się każdemu przypodobać.

Skrzywił się i odwrócił. Cholera. Przez te wszystkie lata myślał, że był fajny, a tak naprawdę był idiotą. Był jak małe dziecko. Nadszedł czas, by dorosnąć. Zrozumieć, kim naprawdę był i czego naprawdę chciał.

Spojrzał na Abigail i fala zaborczości przelała się przez niego. Chciał jej. Jej piękna. Jej umysłu. Jej odwagi. Jej spostrzegawczości. Jej dobroci. Jej miłości.

Chciał ją objąć i pocałować. Ale nie mógł, nie z Charlesem stojącym dziesięć stóp dalej i obserwującym go.

- Moje biuro jest tam. - Poszedł dalej korytarzem.

- Znalazłem! - zawołał Laszlo z końca korytarza, - Mam roślinę, którą chciałaś. - Podbiegł do nich.

Abigail zatrzymała się zmieszana.

Gregori wystąpił na przód. - Laszlo. - Posłał mu znaczące spojrzenie. - Nie wierzę, że znasz pannę Tucker. - Odwrócił się do niej, uśmiechając się. - Abigail, to jest Laszlo Veszto, jeden z naszych chemików w Romatechu.

- Miło mi cię poznać. - Potrząsnęła jego ręką. - Chciałabym zobaczyć twoje laboratorium, jeśli to możliwe.

- Ach, tak, oczywiście. - Laszlo bawił się guzikiem od swojego kitla.

Gregori poklepał go po plecach. - Mówiłem Laszlo ubiegłej nocy, że chcesz jechać do Chin. Więc pomyśleliśmy, że mogłaby ci się przydać ta roślina.

- Tak. - Laszlo wręczył jej plastikowy pojemnik. - To rzadka roślina z chińskiej prowincji Yunnan.

Złapała oddech. - To właśnie tam chcę pojechać. - Wzięła pojemnik. - Dziękuję, Laszlo.

- Cieszę się, że mogłem pomóc. - Urwał jeden guzik. - Sądzę, że już pójdę. - Pobiegł z powrotem w dół korytarza do swojego laboratorium.

- Czy wszystko z nim w porządku? - spytała Abigail.

- Jasne. - Gregori otworzył drzwi do jego biura. - Jest tylko trochę nieśmiały.

Charles wszedł pierwszy. Obrócił się, rozglądając, wokoło, gdy skinął na Abigail, że może wejść.

- Tu jest bardzo, przytu… - Zatrzymała się, gdy Charles stanął przed szafą, którą otworzył.

- Proszę, wyjdź z pokoju. - powiedział cicho, kiedy wyciągnął telefon z kieszeni. - Dzwonię po policję.

- Co? - spytał, Gregori.

Charles posłał mu oburzone spojrzenie. - W twojej szafie jest ciało kobiety.

Gregori prychnął. - Mówisz o VANNIE? Ona nie jest żywa.

Abigail złapała oddech. - Znaczy, nigdy nie była żywa! - Gregori podszedł do szafy.

Charles chwycił jego rękę. - Nie możesz tu wchodzić. To miejsce zbrodni.

- Nie bądź śmieszny. - Włączył światło w szafie. - Widzisz? To lalka.

- Lalka? - Abigail podeszła bliżej. - W czerwonym bikini?

Charles złapał ją za rękę, by ją powstrzymać. - Zatrzymaj się. Zbadam sprawę. - Wszedł do szafy.

- Daj spokój. - warknął Gregori. - To tylko głupia lalka.

Charles pochylił się, by obejrzeć VANNĘ. - Wygląda na seks zabawkę. - Posłał Gregoriemu oburzone spojrzenie. - Wstążka dookoła jej szyi mogła spowodować uduszenie.

Abigail zesztywniała. Na jej twarzy pojawiło się przerażenie, kiedy wybiegła z pokoju.

- Abby! - Gregori wybiegł za nią. - To nie to, co myślisz.

Odwróciła się, by stanąć przodem do niego. - A co mam myśleć? Że zabijasz dziewczyny dusząc je i wykorzystując, a potem ukrywasz w szafie?

- Nie! VANNA to Vampire Artificial Nutritional Needs Appliance. Laszlo i ja ją wymyśliliśmy. On włożył do niej jakieś rurki, stymulujące żyły i zasilaną na baterie pompę, by pompowała przez nie syntetyczną krew. Ale to się nie sprawdziło. Jej skóra jest zbyt gumowa do gryzienia.

- Ty ją ugryzłeś?

- Nie! Nie ja. Roman.

- Mówisz o mnie? - Roman szedł w ich stronę.

Gregori się skrzywił. Sprawił, że jego szef wyszedł na zboczeńca. - Znaleźli, VANNĘ w szefie.

Roman zachichotał. - Nie pozwól, żeby VANNA cię zdenerwowała, panno Tucker. To jest eksperyment sprzed kilku lat.

- Och. - Posłała Gregoriemu skrzywione spojrzenie. - A jednak, ona nadal jest w twojej szafie.

- Chciałem ją dać Connorowi na jego pięćsetne urodziny. Jako prezent. Właśnie, dlatego wokół jej szyi jest wstążka. Ale Connor wziął ślub i… nie sądzę, by to spodobało się jego żonie.

Roman się zaśmiał. - Rzeczywiście nie.

Charles wyszedł na korytarz niosąc VANNĘ. - Jest nieszkodliwa. Przykro mi, że wszcząłem alarm, panno Tucker.

Gregori chwycił lalkę i zgiął w pół. - Widzisz jak rozcięliśmy jej plecy, by wstawić układ krążenia? - Odchylił lekko gumową skórę, by jej pokazać.

- Interesujące. - szepnęła.

- Myśleliśmy, że VANNA mogłaby być przydatna dla Wampirów, które są uzależnione od gryzienia. - wyjaśnił Roman. - Wiem, że to może się wydawać trochę dziwne, ale naprawdę naszym celem jest ochrona śmiertelników przed atakami.

- Widzę. - Pokiwała głową. - Ona jest zamiennikiem.

- Dokładnie. - Gregori wyprostował lalkę. Kiedy Abigail zmarszczyła brwi, zrozumiał, że jego ręka dotyka piersi VANNY. Szybko obniżył ją na talię.

- Chciałabyś zobaczyć jak produkujemy syntetyczną krew? - spytał Roman Abigail. - Będę zachwycony, jeśli zechcesz iść ze mną na wycieczkę i odpowiem na twoje pytania.

- Byłoby cudownie. - Uśmiechnęła się. - Dziękuję.

Roman poklepał Gregoriego po plecach. - Wyglądasz jakbyś potrzebował chwili odpoczynku.

- Wszystko w porządku. - Jedna katastrofa po drugiej. Najpierw Laszlo znowu się pojawił, potem VANNA. I Abigail, która otworzyła mu oczy. On sprzedał siebie, by być jak inne Wampiry. Prawda była taka, że chciał się przypodobać każdemu. A powinien być sobą i martwić się o ludzi, o których się naprawdę troszczył.

Jak Abigail.

- Może będziesz tego potrzebował? - Wyciągnęła pigułkę ze swojej kieszeni. - Nie jestem pewna jak to się u mnie znalazło, ale twoja mama powiedziała, że to należy do ciebie.

Przełknął. - Wsunąłem to do twojej kieszeni, kiedy nie patrzyłaś. Możesz to zatrzymać. Mam ich więcej.

- W porządku. - Wepchnęła ją z powrotem do kieszeni, widocznie akceptując jego wytłumaczenie.

- Możesz zostawić swoją roślinę u mnie w biurze, jeśli chcesz. - zaoferował Gregori, a ona mu wręczyła plastikowy pojemnik.

- Zobaczymy się za około dwadzieścia minut. - powiedział mu Roman, gdy odchodził z Abigail, a Charles szedł za nimi.

Gregori wrócił do biura, postawił roślinę na biurku, wrzucił VANNĘ do szafy i zamknął drzwi. Niezdolny, by się odprężyć, chwycił tabletkę i zaczął chodzić. Kiedy to nie pomagało, wyjął butelkę syntetycznej krwi z mini lodówki i wypił połowę butelki.

Poszedł do biura bezpieczeństwa, by zapoznać się z planami, które ułożył Angus. Emma teleportowała jego matkę do szkoły. Usiadł przed biurkiem Angusa i pochłonięci byli w dyskusji, kiedy zadzwonił telefon.

- Aye, jest tutaj. - powiedział Angus do telefonu. - Zaraz go wyślę. - Odłożył słuchawkę. - Roman zakończył wycieczkę. On i dziewczyna szukają cię.

Gregori wrócił do swojego biura i wpadł na Romana, Abigail i Charlesa na korytarzu.

Roman obrócił się do niej. - Przyjemnością było cię poznać, panno Tucker. Jeśli cokolwiek będę mógł dla ciebie zrobić, daj mi znać. Albo, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała laboratorium, proszę bardzo, możesz użyćjednego z naszych.

- To bardzo miłe z twojej strony. Dziękuję. - Uśmiechnęła się. - Powiem mojemu ojcu, że może zaufać tobie i twoim przyjaciołom.

- Świetnie. - Roman potrząsnął jej ręką. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by twoja podróż do Chin się udała.

- Byłem u Angusa, zobaczyć jak zaplanował twoją podróż. - powiedział Gregori.

- Zastawię was, byście to obgadali. Zobaczę, co robią moja żona i dzieci. Miłego wieczoru. - Roman skinął głową i teleportował się.

- Wow. - westchnęła Abigail. Odwróciła się do Gregoriego. - To tak dostanę się do Chin?

- Tak. Ale zanim pojedziesz, musimy mieć wszystko zaplanowane. Byłoby lepiej , gdybyśmy wiedzieli, czego dokładnie szukamy.

- Trzech rzadkich roślin, które występują tylko w prowincji Yunnan. Starożytni chińczycy używali ich do produkcji lekarstw, a ja wierzę, że to może pomóc w leczeniu mojej matki. Próbowałam legalnie zdobyć jakieś próbki, ale rząd mi nie pozwolił. W pracy mam informację o tych roślinach i prawdopodobne obszary ich występowania.

- Dobrze. - Gregori pokiwał głową. - To wiele pomoże. Teraz, zajmiemy się wybraniem właściwego zespołu osób, które mają doświadczenie w tajnych misjach i znają tamtejszy język.

Zmarszczyła brwi. - Ale ty jedziesz, prawda?

- Chciałbym, ale nie mam żadnego doświadczenia…

- Musisz jechać. - Chwyciła jego rękę. - Nie znam nikogo innego.

- Poznasz ich.

- Nie tak jak ciebie. Ja… ja cię tam potrzebuję. Ufam ci.

Zaufanie. On nie zasłużył na jej zaufanie, nie po wymazaniu jej pamięci.

Zacisnęła uścisk na jego ręce. - Proszę. Przy tobie czuję się bezpieczna.

- Powiem Angusowi, że chcesz, bym pojechał. - Czy to oznacza, że ona naprawdę go lubiła? Spojrzał na Charlesa, który go obserwował. - Zanim wyruszymy w świat, musimy przetestować czy dobrze sobie radzisz z teleportacją.

Jej oczy rozszerzyły się. - A co się stanie, jeśli sobie nie poradzę?

- Ty… mogłoby ci być niedobrze. - Wskazał na okno. - Widzisz altankę? teleportujemy się tam i zobaczymy jak zareaguje twój żołądek.

Dotknęła swojego brzucha i skrzywiła się. - Na pełny brzuch. Świetnie.

- Nie podoba mi się to. - Charles podszedł do nich. - Muszę zawsze ją mieć na oku.

- Możesz na nią patrzeć przez okno. - uprzedził go Gregori.

- Charles. - powiedziała Abigail. - Musimy wiedzieć, czy mogę to zrobić.

- W porządku. - Charles zmarszczył brwi. - Będę patrzył.

Wyciągnął rękę do Abigail. - Muszę cię trzymać.

- Dobrze. - Podała mu swoją dłoń.

- W ten sposób. - Przyciągnął ją do siebie, a ona zesztywniała zaskoczona. Słyszał jak jej serce przyspiesza.

Charles zmrużył oczy.

- Musisz mnie objąć. - kontynuował Gregori. - Nie chcesz zgubić się po drodze.

- Nie, to byłoby okropne. - Zawinęła ręce dookoła jego szyi.

Zajrzał głęboko w jej orzechowe oczy. - Gotowa?

Pokiwała głową i zacisnęła powieki.

Wszystko stało się czarne na sekundę, kiedy wylądowali przy altance. Trawa była mokra po ostatnim deszczu. Wilgotne powietrze przepełniał zapach róż.

- Możesz już otworzyć oczy. - szepnął.

Zrobiła to, a jej oczy się rozszerzyły, gdy rozglądała się wokoło. - Och, mój Boże, zrobiliśmy to. Ledwie to poczułam.

On pomachał w kierunku okna, z którego patrzył Charles. - Daj mu znać, że wszystko z tobą w porządku.

- Racja. - Pomachała do agenta wywiadu. - W ogóle nie mam mdłości. To nie dobrze?

- Ja… kłamałem z tym. Śmiertelnicy zwykle dobrze znoszą teleportację.

Otworzyła usta. - Dlaczego kłamałeś?

- Bo chciałem uciec od tych wszystkich kamer. - Chwycił jej rękę i pociągnął ją w kierunku altanki. - I od Charlesa.

- On zaraz do nas przyjdzie.

- Będzie miał problem z otwarciem drzwi, by tutaj wyjść.

Skrzywiła się. - To go wkurzy.

- I bardzo dobrze. - Gregori puścił ją i cofnął się. - Nareszcie. Jesteśmy sami.

Tłumaczenie by karolcia_1994



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
16(3), ROZDZIA˙ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY Z33TDOWVYD66HKAL7OMFPIIJNMOHI42SP3BPZ2I
Rozdział szesnasty
DOM NOCY 11 rozdział szesnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział szesnasty
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)
PEDAGOGIKA SPOŁECZNA Pilch Lepalczyk skrót 3 pierwszych rozdziałów

więcej podobnych podstron