O DĘBIE I BLUSZCZU
Na polanie rósł sobie wielki, rozłożysty dąb. Swym cieniem służył ludziom, zwierzętom i roślinom. Pewnego dnia usłyszał słaby, piskliwy głos: Ach, gdyby mi tak ktoś pomógł! Wszyscy rosną i pną się w górę, tylko ja jestem taki słaby!
Dąb zerknął w dół i zobaczył trzy ciemnozielone listki bluszczu. Żal mu się zrobiło tego maleństwa i zaofiarował natychmiast pomoc: Jeżeli chcesz, możesz się na mnie oprzeć; mam dosyć siły i wigoru.
Uszczęśliwiony bluszcz przyczepił się zaraz do kory dębu powoli oplątał go swymi gałązkami. Po jakimś czasie przypomniał sobie dąb o swoim "podopiecznym", chciał z nim gaworzyć, ale ten nie miał ochoty na rozmowy. Odburknął tylko coś niegrzecznie i zamilkł.
Pewnego dnia dąb poczuł łamania w konarach i swędzenie kory. Zwrócił się do swego gościa o jakąś pomoc, ale bluszcz (teraz już wielki i mocny) nie zechciał nawet zareagować. Minęły lata i dąb czuł zbliżającą się śmierć: wiedział, że bluszcz dusi go i żeruje na nim. Prosił więc o trochę powietrza, błagał o zmiłowanie, zaklinał na wszystkie świętości a przeszłość. Daremnie. Musiał umrzeć.