Złe duchy Odrzykońskiego Zamku


Złe duchy Odrzykońskiego Zamku...
       Od setek lat kamieniecki zamek, zwany  Odrzykońskim, strzegł wiernie granic Rzeczpospolitej przed zakusami wroga. Złe duchy jednak sprzysięgły się i nadały mu złe imię. Był postrachem i napawał lękiem od czasu, gdy jego właścicielem był Erberg, okrutny i mściwy Niemiec. Wtedy to Kamieniec ochrzczono Odrzykoniem.
        Ludzie zamieszkujący podzamcze bali się samego widoku Erberga, którego powszechnie zwali Herodem. Miał kościstą twarz, liczne zmarszczki, wyłupiaste oczy i długi nos.
        Posiadał konia, spod kopyt którego sypały się iskry. Dostęp do niego miał jedynie jego pachołek Michałko.
        Pewnego dnia Erberg zauważył, iż Michałko należycie nie dogląda konia. Zdenerwował się potwornie i nakazał wychłostać chłopca. Następnie obolałemu nakazał osiodłać konia. Erberg posiadł go i ruszył wprost na parobka, jednak zwierze, choć było bardzo dzikie, okazało się litościwsze od swego pana. Za każdym razem, kiedy pan najeżdżał na pachołka, koń przeskakiwał go. Nie pomagało bicie, przekleństwa, krzyki.
        Erberg wpadł w taką wściekłość, iż parobka ściął mieczem, a konia obdarł ze skóry.
        Jednak w niedługim czasie okrutnika dosięgła kara. Początkowo z ust jego zaczęła toczyć się piana, a następnie ciało od kości samo odpadało. W końcu powiesił się, a zamek po nieszczęśniku przejęły próżne, grzeszne i chciwe kasztelanki - Ludomiła i Prudencjanna.
        Od rana obie przesiadywały w wieży, wypatrując pojedynczych wozów jadących na targ. Gdy dojrzały jakąś ofiarę, zabierały ze sobą służących i napadały na nieszczęśników, dzieląc się ich łupem.
        Żerując na ludzkiej krzywdzie dożyły późnej starości.
        Gdy raz użalały się nad swoim staropanieńskim losem, zjawił się w ich komnacie diabeł Rokita obiecując im wspaniałe bogactwa.
         Na tą propozycje przystały kasztelanki żądne nowych bogactw. Przeliczyły się jednak bardzo. Od pierwszego bowiem spotkania z Rokitą na Łysej Górze panny odrzykońskie brały diabelską wypłatę. Diabeł płacił i to bardzo hojnie, srogim biciem.

Prządki...
        W Czarnorzecko -Strzyżowskim Parku Krajobrazowym w  miejscowości Czarnorzeki znajduje się rezerwat "Prządki".
        Niezwykłe skały znajdują się na grzbiecie długiego wzgórza, najwyższe wzniesienie sięga 522 m n.p.m. Ze względu na ich kształt przypominający postacie kobiet olbrzymów, związanych jest z nimi wiele legend ludowych. Jedna z najbardziej interesujących głosi, że w pobliskim Zamku Kamieniec w Odrzykoniu mieszkały trzy urodziwe panny, córki pana zamku. Pewnego dnia przybył rycerz, aby prosić jedną z nich o rękę. W związku z tym, iż wybór żony okazał się bardzo trudny, rycerz zdecydował iż poślubi tę dziewczynę, która własnymi rękami uprzędzie suknię. Dziewczęta poszły prząść do lasu, aby w spokoju jak najszybciej dokończyć pracę. Tymczasem nadeszły Święta Wielkanocne, ale to nie skłoniło panien do przerwania pracy, zostały wiec surowo ukarane - zamienione w czarnorzeckie skały. Rezerwat "Prządki" obejmuje cztery grupy skalne: "Prządka Matka", "Prządka Baba", "Herszt" i "Zbój Madej".

Żródełko wiecznej młodości...
       Opowiadali o nim po całych Bieszczadach . Woda z niego miała mieć magiczną moc odmładzania . Każdy kto jej się chociaż raz w życiu napił miał dożyć stu lat . Podobno pił z niego wodę raz jeden szlachcic Kajetan Jaworski z Krywki koło Lutowisk . Żył on 144 lata. Ale on nie był świadom , że pije wtedy wodę z takiego źródła , przeto później nie potrafił go odszukać . Kiedy jeszcze był młodzieńcem , wybrał się jednego razu na poszukiwanie kwiatu paproci , który zakwita raz w roku w noc świętojańską . Miał ów kwiat , o czym rozpowiadali starzy ludzie , pojawiać się na Magurze Stuposiańskie . Jaworski tamtej nocy , jak się okazało, bezksiężycowej , po drodze pił wodę z kilku źródełek . Powiadali też , że woda w tym źródełku nawet w największe mrozy nie zamarza . Podobno znały go leśne zwierzęta , a osobliwie niedźwiedzie , które często z niego wodę piły . Łatwo byłoby go odnaleźć idąc po ich tropach , ale te w lecie trudne są do odszukania , a w zimie , jak wiadomo niedźwiedzie się barłożą w śniegu nie wydeptują . Próbowano zatem różnych sposobów jego odnalezienia . Miało owo źródło nawet w ciemną noc światło księżyca odbijać , chociaż on sam był za chmurami schowany . Dlatego Jaworski na niego w czasie szukania kwiatu paproci trafił, pomimo bezksiężycowej nocy . Drudzy powiadali , że chociaż woda z nim zimna jako w górskiej krynicy , wygląda jakby się bez przerwy gotowała , tak nieustannie wrze . Inni twierdzili , jakoby owe źródło tylko raz w roku objawiało się w noc świętojańską i wytryskało krynicą , a przez resztę roku wody jego miały podziemne ujście . Raz po raz wybierano się na Magurę Stuposiańską w poszukiwaniu cudnej wody ze źródła wiecznej młodości . Może kto i znalazł je, ale przed innymi się nie przyznał , bo przecie dawnymi czasy bardzo często zdarzało się , że wielu po bieszczadzkich wsiach dożywało ponad stu lat .

Biesy i Czady...

Na początku na tym skrawku Ziemi zapomnianym przez Boga, tylko diabły harcowały. Awantury, rozboje
i gwałty czyniły między sobą. Nie były to jakieś diabły szczególne, ot zwyczajne pospólstwo. Ich mnogość powodowała, że ludzie nie chcieli się na tym terenie osiedlać. Wydawało się iż ta część Karpat na zawsze pozostanie diablo bezludna. Nawet nazwy swojej wtedy nie miała, bo niby jak nazwać taką diablą krainę.

Kiedy w wyniku eksperymentów genetycznych wyhodowano w piekle nowe odmiany diabłów, jedne z nich nazwano biesami, a drugie czadami. Różniły się one znacznie od reszty diablej populacji, dlatego najgorętsza egzekutywa piekielna, postanowiła umieścić je
w oddzielnym rezerwacie. Wybór padł na tę dotąd nieznaną diablą krainę. Wyłapano tu dotychczasową diablą hołotę, po czym zaludniono, a raczej zadiablono rezerwat, biesami
i czadami. Wtedy też powstała nazwa rezerwatu - Bieszczady.

Ale gdzie jest diabeł powinien być i anioł, bo gdzie jest zło powinno być i dobro. Zawsze tak było i tego porządku nawet diabły nie waż się zmieniać. Niestety sfery niebieskie nie zgodziły się wysłać do bieszczadzkiego rezerwatu aniołków, bo one były szkolone przeciw zwyczajnym diabłom, a nie genetycznym mutantom. Zachodziła przeto obawa, że aniołkowie mogą zadaniu nie podołać, a co gorsza, zejść na psy.

Wtedy zagrały biesy z czadami w orła i reszkę. Wyszło im, że biesy będą ode złego, a czady od dobrego.
I natychmiast wróciła normalność do tej krainy, a wraz
z nią przybyli i ludzie. Nie od razu, ale powoli zaczęli zasiedlać coraz to nowe doliny nad rzekami i potokami,
a potem poszli w góry.

Jedni przybywali tu z Małopolski, inni z Rusi, a jeszcze inni z Wołoszy, ze Słowacji i od Madzirów. Tak się tu wymieszali, wykotłowali, że teraz nie poznasz kto stąd - bo każdy jest stąd. A biesy i czady? No cóż, robią od kilkudziesięciu wieków swoją zwykłą diablo - anielską robotę, raz lepiej, raz gorzej...

Rabia Skała...

W tygodniu poprzedzającym Zielone Świątki zwane
z bojkowska Rusala, w Biszczadach pojawiły się rusałki. Przychodziły z węgierskiej strony Karpat, grzbietami górskimi na Paportną, skąd później rozchodziły się po całej okolicy.

Na Paportnej zawsze czekały na nie czady, dobre duszki tych gór. Przyrządzały na powitanie nalewkę
z suszonych leśnych jagód i miodu dzikich pszczół
w wielgachnej beczce, której i we czterech chłopa, nie dał by rady objąć. Rusałki chętne były takiemu powitaniu i do zabawy skore. A po dobrej nalewce, wiadomo, zawsze następują tańce i swawole. Zazdrościły im biesy owej nalewki i spotkań z rusałkami; tych zabaw i wzajemnych przymilań. Postanowiły przeto do beczki napaskudzić.

Na Kremenarosie, gdzie zawsze w tę porę biesy się spotykały, w glinianym garcu sporządziły wywar z jagód wilczego łyka, korzeni nadrahuli i kwiatów arniki. Dodały do tego jeszcze parę siarczystych przekleństw i kilka łyżek dziegciu. Paskudztwo straszne wyszło, że aż od samego zapachu we łbach im się kręciło. Żaden z biesów nie odważył się tego paskudztwa spróbować i choćby tylko jedną kropelkę na ozór wziąć. Teraz należało wlać je do beczki
z czadzią nalewką. Podjął się tego Czerenin, największy chwat, pośród tej całej biesiej gawiedzi.

Tuż przed świtem, gdy księżyc zakryły chmury, wzbił się w powietrze i niósł garniec z paskudztwem nad granicznymi szcztami. Wiadomo jednak, że biesy tracą swoją moc wraz z pierwszuym, porannym pianiem kogutów. Czerenin był już niedaleko Paportnej, gdy nagle zapiał jakiś kogut w Moczarnem. Natychmiast Czerenina opuściła czarcia moc i z rąk wypadł mu niesiony garniec. Upadając roztrzaskał się o skałę w dole, a owo paskudztwo rozbryzgało się po niej. W jednej chwili wszędzie tam gdzie padły krople biesowego wywaru, szara skała zmieniła kolor, tak silny był ten zajzajer. Po chwili cały szczyt był już upstrzony rdzawymi plamami.

Bojkowie, bieszczadzcy górale, którzy tu dotarkli jako pierwsi, nazwali go rjabia skała, czyli pstra. I tak już zostało. Kto nie wierzy niechaj wybierze się z Wetliny poprzez Jawornik i Paportną na Rabią Skałę, a na własne oczy ujrzy pstry kamień, spaskudzony przez biesy...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Złe duchy
KS MICHAŁ OLSZEWWSKI ZNIEWOLONA PRZEZ ZŁE DUCHY (ŚWIADECTWO UWOLNIENIA 17 LETNIEJ)
LEGENDY I DUCHY ZAMKU GOLUBSKIEGO
duchy
Złe humorki, Dokumenty(1)
Prezentacja - Duchy, Dla maturzystow
Dobre i złe cechy internetu, edukacja i nauka, Informatyka
MANDAT-za-złe-parkowanie, █▬█ █ ▀█▀ RADARY POLICYJNE - instrukcje, Radary- anuluj sobie mandat
złe rady cudaczka 1
Złe sny, Rozwój dziecka, bajki terapeutyczne
O rozwoju zdolności PSI, TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duchy ,paranormal
Tolle Eckhart - Czas przebudzenia [wywiad], TXTY- Duchowosc, ezoter, filozof, rozwój,psycholia, duch
Cenzura zle obecna
sadowka zle odp
zle dobrany monitoring
Bestia zachowuje się źle rozdział 4
102a Czersk rzut zamku
Złe nawyki w słuchaniu

więcej podobnych podstron