BRACISZEK FRANCISZEK I WILK Z GUBBIO
Denerwują się pasterze:
Ach ten wilk! To wstrętne zwierzę!
Straszny potwór! Bestia dzika!
Owce łyka, no i zmyka.
Mija łobuz wilcze doły,
(ktoś wykopał je z mozołem).
Przeskakuje wnyki, sidła,
ach, poczwara to przebrzydła!
Ale miarka się przebrała,
zapoluje wioska cała.
Nosił wilczek razy kilka,
to poniesie się i wilka.
Już pasterze marszczą nosy,
biorą widły, ostrzą kosy.
Rozgniewani stają w rzędzie…
Zaraz awantura będzie.
Nagle, co to za człeczyna?
Bose nogi, dziarskamina…
bury habit w łatach cały,
od słoneczka wypłowiały.
To wędrowny jest braciszek!
nazywają go Franciszek.
Uśmiech jasny ma jak słońce,
i serduszko też gorące.
Przyleciała za nim sowa,
do kieszeni mu się chowa.
Nawet szarak się nie boi,
Tuż przy nodze słupka stoi.
Rzekł braciszek - trudna rada
z bratem - wilkiem czas pogadać.
Poszedł w knieje prostą drogą,
bez niczego, bez nikogo.
Rozpłakali się pasterze,
przecież to jest dzikie zwierzę.
Boże, co myśmy zrobili,
czemuśmy go wypuścili? ]
Nagle, co to? Nie do wiary!
To na pewno jakieś czary!
Jakże tu uwierzyć oczom?
Człowiek z wilkiem zgodnie kroczą.
Brat poważnie coś tłumaczy.
wilk mu wiernie w oczy patrzy,
czasem kiwnie łbem swym szarym,
to naprawdę nie do wiary!
Niebywała jest to sprawa,
nie wiadomo - sen czy jawa.
Ta poczwara, ta straszliwa,
Teraz nam ogonem kiwa.
Rzekł braciszek - dam wam radę:
poczęstujcie go obiadem,
wtedy zniknie w leśnej głuszy
i owieczek wam nie ruszy.
Pastuszkowie się zgodzili
i od tamtej właśnie chwili
przyjaźń wielka panowała,
wilk był syty - owca cała.
Ewa Stadtmuller
PROMYK JUTRZENKI 4/2001 s. 12