Zebranie pod klubem i potem w środku gmachu rozkręcało się z każdą chwilą, a przynajmniej tak uważali ci "zwykli śmiertelnicy", którzy mieli ograniczone pojęcie dobrej zabawy. Jednak blondyn nie był jakiś wyjątkowo aktywny, co zdziwiło wszystkich zebranych, bo zazwyczaj to on był duszą całego towarzystwa i najlepsza zabawa kręciła się wokół niego. Chyba jednak nie tym razem. Sam do końca nie wiedział, co się z nim dzieje. Zdziwiło go pojawienie się nowej wampirzycy w tych okolicach. Zazwyczaj takie "odwiedziny" dobrze się nie kończyły, chyba, że był to już ktoś wcześniej poznany. Rodzice nigdy nie chcieli, żeby miał styczność z Nieznajomymi, jak ich nazywali. Nie rozumiał, co to miało mu dać, ale zakazu przestrzegał, ponieważ nie na każdym kroku spotykasz jakieś nadprzyrodzone stworzenie. Dziwny jednak był fakt, że aż tak przejmował się tą brunetką. W gruncie rzeczy, poza tym, że była ładna, nie miała w sobie nic szczególnego. Wredna i pyskata. Powracając do rzeczywistości, niechęć do zabawy kuzyna, starała się wynagrodzić panna Hale, jednak, kiedy Matt od czasu do czasu spoglądał w jej stronę widział, jak bardzo sztucznie się zachowywała i chyba oboje marzyli tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu i przeanalizować to, co się wydarzyło wcześniej. Jednak jak do tej pory, nie nadarzyła się dobra okazja, żeby po prostu zebrać wszystkie rzeczy i wyjść stąd jak najszybciej. Ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w zegar na ścianie. Każda minuta była dla niego wiecznością i tylko modlił się, żeby ten dzień już się skończył. Od dawna tak strasznie się nie nudził i tak bardzo nie pragnął, żeby nadeszła noc i wszystko się skończyło, żeby można było wejść w nowy, ostatni tydzień wakacji. Tym razem Bóg chyba postanowił wysłuchać jego wołania o pomoc, bo nagle jakaś dziewczyna, która mieszkała tu od niedawna, a wścibiała nos w sprawy wszystkich zapytała:
-A wy, to przypadkiem nie macie szlabanu?
Wszystkie oczy skierowały się na Cullena i jego kuzynkę, a on poczuł, że jest to świetna okazja, żeby uciec stąd jak najszybciej i porozmawiać o wizji, która nawiedziła brunetkę. Zawsze bardzo interesował się tym, co widzi ona, albo jej matka. Ten dar wydawał mu się taki nieprawdopodobny.
-Tak i wiecie, co? - powiedział, niby to z zasmuconą miną. - Chyba musimy już iść, rodzice niedługo wrócą, a jak się dowiedzą, że gdzieś wychodziliśmy, to będziemy mieć karę za tą ostatnią imprezę na najbliższe pół roku.
Pojękiwania rozeszły się po sali, jednak wszyscy doszli zgodnie do wniosku, że jeśli takie mają być konsekwencje tego, że teraz będą tu siedzieć i zwyczajnie się obijać, to lepiej, jeśli pójdą i otrzymując koniec kary wyprawią następną imprezę. Każdy nastolatek w mieście wiedział, że najlepsze przyjęcia są wprawiane u Cullenów, daleko w lesie, gdzie żaden sąsiad nie może zwrócić ci uwagi, że muzyka gra za głośno, albo, że się hałasuje.
-Właśnie, już tak późno jest! - powiedziała Rilla patrząc z wyrazem udanego przejęcia na tarczę zegarową. - W dobrym towarzystwie łatwo jest się zasiedzieć! A tak dobrze się bawiłam - zrobiła smutna minę i zebrała wszystkie swoje rzeczy do torebki, ruszając z blondynem do wyjścia i rzucając ostatni promienny uśmiech wszystkim znajomym. - Do następnego razu!
I po tych słowach drzwi się za nimi zamknęły, a oni wyszli w środek ulewy, która nie wiadomo, kiedy rozpętała się na dobre.
-Nigdy jeszcze tak fatalnie się nie bawiłam - powiedziała dziewczyna w drodze do samochodu. - A ty w niczym mi nie pomagałeś, wszyscy ode mnie oczekiwali, że będę sypać genialnymi pomysłami na prawo i lewo.
Chłopak się zamyślił. Jakoś tego tak nie odbierał, ale może rzeczywiście tak było.
-Przepraszam, nie za bardzo wiedziałem, co zrobić, a poza tym, ta nowa wampirzyca mnie zaintrygowała - powiedział, a widząc wymowny wzrok Hale, który wskazywał tylko na jedno, dodał. - Ale nie chodzi mi o to, interesuje mnie raczej, skąd się wzięła, co tutaj robi, jak długo zostanie i ogólnie, w jakim celu się tutaj pojawiła.
Brunetka w przeciwieństwie do matki zawsze była pewna swoich wizji. Poza tym, jej miały jakieś podłoże, podstawę i tyczyły się tylko tego, co wiążę się bezpośrednio z nią. Dlatego im ufała i była zawsze pewna ich wyniku. Jednak to, co zobaczyła pewien czas wcześniej, napawało ją jakimś lękiem i nie była pewna, czy chciałby, żeby to "proroctwo" się spełniło. Nie chciała jednak dać po sobie nic poznać, po co ma wprowadzać niepotrzebną panikę?
-Może chcesz jej adres, albo numer telefonu? - zapytała za to, z lekką drwiną w głosie, uśmiechając się wrednie.
Chłopak pokręcił głowa z pełną dezaprobatą i przekręcił kluczyć w stacyjce, odpalając silnik samochodu. Kuzynka doskonale go znała, więc wiedział, jaki jest jego stosunek do ładnych dziewczyn. A nowo przybyła, nawet jak na wampira była bardzo ładna. Nosiła ciemno brązowe soczewki, co nie umknęło ich uwadze, ponieważ chcieli sprawdzić, jaką dietę preferuje, dziewczyna jednak była bardziej przebiegła. Mocno podkreślone usta, długie rzęsy, lekko falujące się, o kolorze czekolady włosy i stosunkowo miłe do oglądania rysy twarzy.
-A może frytki do tego? - zapytała, śmiejąc się, kiedy chłopak spojrzał na nią z taką mina, jakby co najmniej oszalała. Taka już była, że w najmniej odpowiednich chwilach potrafiła tylko "dołożyć do pieca".
-Teraz nie dasz mi spokoju z nią, prawda? - zapytał, lekko uśmiechając się. - Powiedz lepiej, co tam zobaczyłaś konkretnego, a nie starasz się za wszelką cenę odwrócić moją uwagę.
Momentalnie uśmiech zszedł z jej twarzy. "<i>Cholera, nie dał się</i>" - pomyślała zła na siebie, że nie postarała się wystarczająco.
-Nie widziałam nic konkretnego... - zaczęła licząc, że go zniechęci, on posłał jej jednak tylko spojrzenie typu "nie dam się wyprowadzić w pole", więc westchnęła i próbowała przypomnieć sobie szczegóły wizji, które nic konkretnego nie wniosły by do ich życia, przynajmniej jak na razie.
-Wiem tylko, że ma zamiar zostać tu dłużej, ale nie wiem, dlaczego. Z mojej wizji wynika również, że chyba będziemy mieć z nią styczność po raz kolejny, przynajmniej ja, bo widziałam, jak razem się śmiejemy i idziemy gdzieś. Sama nie jest pewna, ale chyba będzie uczęszczać do naszego liceum od tego roku - skończyła, i miała nadzieje, że jak na razie Cullenowi tyle wystarczy.
Chłopak przeczesał sobie palcami blond włosy. Z tego, co usłyszał, wynika, że zapowiada się dość dobry rok szkolny, pomimo jego wcześniejszych obaw. Dalej w milczeniu przebyli drogę do domu. Ku ich cholernemu szczęściu, rodzice jeszcze nie wrócili.
<center>~~***~~</center>
Nuria z wściekłością uderzyła odtwarzacz, a on, zamiast się wyłączyć, sprawił, że wysunęła się stacja dysków, która wyraźnie upominała się o wsadzenie płyty. "<i>Co za głupie urządzenie!</i>" - pomyślała, ze zrezygnowaniem na spokojnie go wyłączając. Sama nie rozumiała, dlaczego była aż taka zła. Złość po prostu w niej wrzała, sarkazm bulgotał, a ironia doprawiała. Ten blondyn... To on ją tak zdenerwował. Bo niby, za kogo on się uważał, i za kogo ją miał?! Co on myślał, że ona jakąś łatwą panienką jest, którą można zaliczyć, bo powiedziało się do niej "mała"?! No chyba kpiny sobie robi! Ah, gdyby tylko mogła, najchętniej starłaby mu z twarzy ten cholerny uśmieszek, a potem udusiłaby go własnymi rękoma. Działał na nią wręcz jak płachta na byka. Tak zazwyczaj działo się z ludźmi, na których widok krew jej aż wrzała. Nie zapowiadało to raczej miłej znajomości, a z polecenia swojego Stwórcy, miała tu zostać. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak w ogóle zgodziła się tu przyjechać. Może po to, by chronić swoje życie przed łowcą? Ale jak długo? Przecież nie da się wiecznie uciekać, a ona też nie miała najmniejszego zamiaru tego robić. Przyjechała też tu, bo po stu latach życia w odizolowaniu, nie godzenia się z własną natura i losem chciała, chociaż przez jakiś czas żyć normalnie, tak jak wszyscy, zasługiwała na to po tym wszystkim, co ją spotkało. Złe myśli przegnało wspomnienie dziewczyny, towarzyszącej temu zadufanemu w sobie blondynowi. Raczej nie wyglądała na jego dziewczynę. Może jakaś rodzina, albo przyjaciółka? W każdym bądź razie, dla tego chłopaka mogła być, kim tylko chce, ona jednak odczuwała z nią jakąś jakby... Więź? Tak, z pewnością można to tak nazwać. Była ciekawa, jak ta znajomość dalej się rozegra, być może wreszcie odnajdzie osobę, która chociaż spróbuje ją zrozumieć. Przecież obie były wampirami, a to już wiele znaczyło. Może znajdą jeszcze jakieś wspólne zainteresowania? Nurii od zawsze brakowało "bratniej duszy". Za ludzkiego życia miała dużo znajomych, jednak żadnych przyjaciół. Wszyscy wydawali jej się tacy... Puści, bez nadzienia. A teraz mogło się coś zmienić, wreszcie. Dojechała na skraj lasu, nie widząc żadnej tabliczki typu "sprzedam dom" czy "wynajmę".
-Niech szlag trafi to cholerne miasto, razem z tym chłopakiem! - warknęła jakby na kierownicę samochodu, zatrzymując się i kompletnie nie zwracając uwagi na to, że robi to na środku drogi. I tak prawdopodobnie nikt nie będzie nią jechać w przeciągu następnych trzech godzin.
-I, co ja teraz zrobię? - mruknęła, kompletnie wycieńczona długą podróżą, tym miastem i wszystkim, co ją otacza. Poczuła, że robi się głodna, a w pobliżu nie było nawet żywej duszy. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. W domu nie musiałaby się o nic martwić. A tutaj, masz ci los, jakaś mała mieścina, w której nawet hotelu nie ma, czy chodź by domków letniskowych! I wtedy coś z impetem uderzyło w tył jej samochodu. Szczęścia ciąg dalszy!
-Co jest k... - wrzasnęła, podnosząc się. Chciała już otworzyć drzwi samochodu, jednak nie dała rady, gdyż opierał się o nie jakiś wyjątkowo umięśniony brunet, który z przerażeniem patrzył się na nią. Interesowało ją tylko, skąd on tak szybko znalazł się przy jej drzwiach, skoro sam jechał tamtym samochodem?
-Nic ci się nie stało? Wszystko ok? - zapytał, a po chwili zmarszczył nos i zlustrował ją wzrokiem. W tym samym momencie do jej receptorów węchu doszła woń, jakby.. Mokrej sierści? "<i>Coraz mniej mi się to wszystko podoba...</i>" - pomyślała, kiedy ich oczy się spotkały. Wilkołaka, i wampira, po raz pierwszy.