O państwach dobrobytu bez ideologii
Szanownemu Panu Stanisławowi Michalkiewiczowi dziękuję za niewdzięczny trud liberalnego prostowania cudzego intelektu i złych, liberalnych dróg polskiej gospodarki przedstawionych przeze mnie w dniach 13, 15, 19 i 21 grudnia 2006 r. w "Naszym Dzienniku". W odpowiedzi na Pana polemiczny artykuł z 5 stycznia br. na łamach "Naszego Dziennika" ze swej strony, zamiast ideologicznej dyskusji, proszę o rozważenie poniższych interesujących i syntetycznych stwierdzeń Jeffreya Sachsa (dyrektora Earth Institute w Columbia University oraz Projektu Milenijnego ONZ), które podaję za: "Świat Nauki", nr 11, 2006.
Włodzimierz Bojarski
Jeffrey D. Sachs
Czy wyższe podatki i solidne "siatki" bezpieczeństwa socjalnego są sprzeczne z gospodarką rynkową?
Jednym z wielkich wyzwań zrównoważonego rozwoju jest jednoczesne zaspokajanie dwóch pragnień społeczeństwa: życia w dobrobycie i poczucia bezpieczeństwa socjalnego. Od kilkudziesięciu lat ekonomiści i politycy zastanawiają się więc, jak pogodzić niezaprzeczalną siłę rynków z osłonami w postaci ubezpieczeń społecznych. W Stanach Zjednoczonych zwolennicy ekonomii podażowej twierdzą, że najlepszym sposobem zapewnienia dobrobytu amerykańskiej biedocie jest pobudzanie szybkiego wzrostu gospodarczego oraz że większe podatki, niezbędne do sfinansowania ubezpieczeń społecznych, przeszkadzają w osiąganiu prosperity. Jak pisał w latach czterdziestych austriacki ekonomista Friedrich August von Hayek, piewca wolnego rynku, wysokie opodatkowanie to "droga do poddaństwa", zagrożenie dla wolności jako takiej.
W USA nad większością debat wokół tej kwestii ciążą wpływy grup interesów oraz względy ideologiczne. A przecież dysponujemy już teraz bogatym materiałem empirycznym i możemy wydawać w tych sprawach sądy uzasadnione naukowo. Dowody łatwo znaleźć, porównując grupę krajów o gospodarkach stosunkowo wolnorynkowych, w których stopy podatkowe i nakłady na cele socjalne są niskie lub umiarkowanie wysokie, z grupą państw opiekuńczych, w których wysokie są zarówno podatki, jak i wydatki socjalne.
Nieprzypadkowo niskie podatki i wysokie dochody odnotowuje się w krajach anglojęzycznych, mających wspólne doświadczenia powiązań z XlX-wieczną Anglią i obowiązującymi tam teoriami leseferyzmu ekonomicznego. Kraje te to: Australia, Irlandia, Kanada, Nowa Zelandia, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Natomiast wysokie podatki i wysokie dochody mają kraje skandynawskie: Dania, Finlandia, Norwegia i Szwecja, w których od zakończenia II wojny światowej (lub przez większą część tego okresu) rządzą centrolewicowe partie socjaldemokratyczne. Łączy się tam zdrowe poszanowanie dla sił rynku z silnym zaangażowaniem w realizację programów walki z ubóstwem. Wydatki budżetowe na cele socjalne wynoszą w krajach skandynawskich przeciętnie około 27 proc. produktu narodowego brutto (PNB), podczas gdy w anglojęzycznych zaledwie 17 proc.
Zasadniczo kraje skandynawskie górują nad krajami anglosaskimi pod względem większości wskaźników funkcjonowania gospodarki. W Skandynawii stopy ubóstwa są o wiele niższe, a dochód narodowy na jednego mieszkańca w wieku produkcyjnym wyższy. Stopy bezrobocia są w obu grupach krajów mniej więcej takie same, chociaż w krajach skandynawskich nieco wyższe. Lepsza jest też tam sytuacja budżetowa - z większym procentowym udziałem nadwyżek budżetowych w PNB.
Kraje skandynawskie mają kilka sposobów na utrzymywanie dynamizmu mimo wysokiego opodatkowania. Przede wszystkim przeznaczają duże nakłady na badania naukowe i rozwój (B + R) oraz na szkolnictwo wyższe. We wszystkich tych krajach, a szczególnie w Szwecji i Finlandii, dokonała się prawdziwa rewolucja w technikach informatycznych i łączności, dzięki czemu stały się one konkurencyjne w skali międzynarodowej. Szwecja wydaje obecnie na B + R prawie 4 proc. swojego PNB, co jest najwyższym wskaźnikiem na świecie. Kraje skandynawskie przeciętnie na B + R wydatkują 3 proc. PNB w porównaniu z około 2 proc. w krajach anglojęzycznych.
Skandynawowie starają się też utrzymywać wydatki socjalne na takim poziomie, aby nie kolidowały z otwartym, konkurencyjnym, wolnorynkowym systemem gospodarczym. Stopy podatku majątkowego są u nich stosunkowo niskie. Na rynku pracy prowadzi się politykę zatrudniania osób nisko wykwalifikowanych (lub z innych powodów niemogących znaleźć płatnego zajęcia) w sektorze usług, w takich niezwykle istotnych dla jakości życia dziedzinach, jak opieka nad dziećmi, opieka zdrowotna oraz opieka nad ludźmi w podeszłym wieku i niepełnosprawnymi.
W rezultacie sytuacja gospodarstw domowych z samego dołu drabiny podziału dochodu jest zdumiewająco dobra, zwłaszcza w przeciwstawieniu do wręcz podłego lekceważenia polityki socjalnej widocznego w Stanach Zjednoczonych. USA na usługi socjalne dla ubogich i niepełnosprawnych wydają najmniej spośród wszystkich bogatych krajów świata. I mają to, co mają: najwyższą wśród krajów bogatych stopę ubóstwa i gwałtownie rosnącą liczbę ludzi trafiających do więzienia. Tak naprawdę, uchylając się od finansowania służby zdrowia ze środków publicznych, Stany Zjednoczone otrzymują mniej, niż płacą, ponieważ z powodu zależności od prywatnej opieki zdrowotnej powstał zdegenerowany system przynoszący mizerne rezultaty mimo bardzo wysokich kosztów.
Von Hayek się mylił. W silnych i zdrowych demokracjach hojne państwo opiekuńcze to nie droga do poddaństwa, tylko do sprawiedliwości, równości ekonomicznej i konkurencyjności na arenie międzynarodowej.
(Rozszerzona wersja tego artykułu w języku angielskim jest dostępna pod adresem: www.sciam.com/ontheweb).
2