PIESEK PRZYDROŻNY
„Piesek przydrożny” Czesława Miłosza- laureat Literackiej Nagrody NIKE 1998 r. Stary mistrz zabiera nas w podróż w czasie i przestrzeni do malowniczych dworków, kurnych chat i innych uroczych zakątków. Towarzyszyć nam będzie wierny kompan - wszędobylski piesek przydrożny. Przewodnik wyprawy to człowiek niezwykły: sędziwy starzec, poeta, noblista Czesław Miłosz. Z tej wędrówki wrócisz bogatszy o nowe doświadczenia, zafascynowany prostotą i głębią wyznań pisarza. Być poetą to rzecz niełatwa - zderzenia wrażliwej duszy z rzeczywistością bywają bolesne. Mimo to Czesław Miłosz decyduje się na szczerą spowiedź przed czytelnikiem. Jego opinie i przemyślenia są wynikiem doświadczeń ponad osiemdziesięciu przeżytych lat. Nie znajdziesz tu jednak tonu moralizatorskiego. Autor przyznaje się do wielu błędów, opowiada o swych rozterkach. Jest świadom, że choć przeżył tak wiele, niczego naprawdę nie zgłębił do końca. Cechą, która pomaga mu w szczerym osądzie świata, jest wrażliwość dziecka zachowana mimo zaawansowanego wieku. To naiwnie - emocjonalne spojrzenie, które na co dzień bywało przyczyną wielu zranień poety, jest z drugiej strony ogromnym atutem, pomagającym w stworzeniu silnej więzi z czytelnikiem. Czesław Miłosz, jako poeta klasyczny, dzieli się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi roli poezji we współczesnym świecie. Kiedyś była ona głosem siejącym zatrucie, jednak teraz wydaje się być jedyną prawdą w chorym świecie. Ludzie często tworzą swoje własne kodeksy wartości, obłudnie osłaniając się religią. Rolą klasyka, jakże obecnie trudną, jest wyrzeczenie się awangardowych poszukiwań, niezłomne stanie na straży rytmu i ładu składni oraz szlifowanie języka poprzedników.
Autor broni wartości fundamentalnych, głównie ze względu na chaos panujący na świecie, który dociera także do wnętrza każdego człowieka. „Piesek przydrożny” to książka niezwykła nie tylko ze względu na bogactwo myśli, ale także z powodu jej nietypowej, bardziej pojemnej, formy. Autor po mistrzowsku umieścił w swoim dziele zarówno nowe wiersze, wspomnienia, medytacje, rozważania teologiczne jak i teksty niejako wartościujące całe swoje życie i twórczość. Druga część zatytułowana jest „tematy do odstąpienia” i stanowią ją krótkie opowiadania przepełnione mądrością i subtelnością. „Piesek przydrożny” zapoczątkował więc nową formę literacką, która ułatwia podejmowanie wszechstronnych tematów, ze względu na przeplatającą się z prozą poezję. Medytacje i badania teologiczne pisarza skłaniają do głębszej refleksji. Zachęcają do stawiania pytań i do rozważań nad własnym życiem. Pomagają odnaleźć siebie, mimo że trudno doszukać się konkretnych odpowiedzi na fundamentalne pytania. To książka do której się wraca wielokrotnie, a podróż w czasie i przestrzeni za każdym razem będzie inna, fascynująca.
W drodze do paru znaków doskonale czystych.
MARIAN STALA
1. Nieustanna obecność Czesława Miłosza w polskim życiu ostatnich lat zmieniła obraz jego dzieła i osoby, ukształtowany w poprzednich dekadach. Twórczość poety, niegdyś dostępna nielicznym wtajemniczonym, dzisiaj zaś przedstawiana czytelnikom "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" (a także: komentowana w kolejnych, coraz bardziej dociekliwych książkach, szkicach i esejach) - jest w przekonaniu wielu czytelników zjawiskiem nie tylko znanym, lecz także rozpoznanym, uporządkowanym, w pewnym sensie: zupełnie jasnym i oczywistym... To przeświadczenie nie jest całkowicie bezpodstawne, w końcu - kontury poetyckiego świata Miłosza są całkiem nieźle obrysowane. Zarazem jednak: to przeświadczenie, odsłaniając część prawdy, zaciemnia inny jej fragment, bodaj donioślejszy. Miłosz z końca wieku, znany i rozpoznany, nie jest wcale poetą łatwiejszym, bardziej niż kiedyś dostępnym. Przeciwnie: dzisiejsza lektura jego dzieła jest zadaniem znacznie trudniejszym od lektury sprzed lat.
Miłosz z lat dziewięćdziesiątych jest poetą trudnym nawet wtedy (zwłaszcza wtedy?), gdy występuje przeciw poezji niezrozumiałej, gdy układa wypisy z ksiąg użytecznych, gdy zwraca się w stronę tego, co rzeczywiste. Jest trudny, gdyż domaga się szczególnego skupienia i uważności, a więc cech nieznanych większości dzisiejszych użytkowników kultury...
O tej paradoksalnej trudności, ukrytej w jasnych zdaniach i zwyczajnych obrazach myślałem, czytając najnowszą książkę Czesława Miłosza.
2. Paradoksalny (albo, jeśli ktoś woli: ryzykowny) jest już tytuł: Piesek przydrożny. Miłosz powiada, iż "ta śmieszna i czuła nazwa" zrodziła się ("pewnie we śnie nad ranem") z myślenia o pokoleniach zwierząt, towarzyszących ludziom w ich codziennej krzątaninie, w wędrówce przez świat. Równie prawdopodobne jest jednak przypuszczenie, iż "piesek przydrożny" to autoironiczne określenie sytuacji samego twórcy. Proszę pomyśleć: wielki poeta, przez kilka dziesięcioleci usiłujący schwytać "dzikiego łabędzia Świata", poeta uparcie poszukujący istoty rzeczywistości - w swym późnym dziele spogląda na samego siebie jak na zwierzątko, skazane na świadectwo zmysłów, obwąchujące i obszczekujące to, co zjawia się przed nim, na drodze... Niezwykła, dająca do myślenia metafora. Metafora, dodająca blasku i nowych znaczeń dawnym słowom Miłosza:
Gdybym miał przedstawić czym jest dla mnie Świat
wziąłbym chomika albo jeża albo kreta,
posadziłbym go na fotelu wieczorem w teatrze
i przytykając ucho do mokrego pyszczka
słuchałbym co mówi o Świetle reflektorów,
o dźwiękach muzyki i ruchach baletu.
3. Trudna do nazwania (a przez to zmuszająca do refleksji) jest także gatunkowa tożsamość współtworzących nową książkę Miłosza utworów. Najprościej byłoby rzec, iż są to wypowiedzi, umieszczone w przestrzeni, której granice wytycza z jednej strony poetyka aforyzmu, z drugiej - zarysu (streszczenia?) tekstu z rozbudowaną fabułą. Wewnątrz tak określonej przestrzeni znaleźć można notatki, fragmenty, zapisy, medytacje, przypowieści... Wszystkie te formy (w kształcie nadanym im przez poetę) naznaczone są jednocześnie otwartością i zamkniętością, potencjalnością i skończonością. Miłosz (jeśli dobrze rozumiem jego intencje) chciałby przekonać swoich czytelników, iż przedstawia im coś, co jest tylko możliwością literatury, zbiorem pomysłów na dzieło, "tematów do odstąpienia", zadań do przemyślenia. Z drugiej strony jednak: dwuznacznego, sprzecznego wewnętrznie statusu wspomnianych utworów - nie da się zmienić bez zniszczenia ich istoty. Pomysły muszą pozostać pomysłami, tematy do odstąpienia - nikomu nie zostały i nie zostaną odstąpione, a ich podjęcie przez innego twórcę byłoby równoznaczne z napisaniem całkowicie odrębnego dzieła. W ten sposób niemożliwość zrealizowania pewnej formy literackiej wypowiedzi - okazuje się szansą istnienia literatury w innej formie, w innym stanie skupienia...
4. Wieloznaczność tytułu i gatunkowa niejasność składających się na Pieska przydrożnego utworów - to pierwsze kroki prowadzące w stronę centralnego problemu nowej książki Miłosza. Krokiem kolejnym, znacznie donioślejszym, są dwa epigrafy z pism Lwa Szestowa, którymi poeta poprzedzi! swe własne rozważania. Pierwszy z nich, parafrazujący kartezjańskie "Cogito, ergo sum", głosi:
"Cogito, sum: certum est quia impossibile" ("Myślę, jestem: to pewne, ponieważ niemożliwe").
Drugi, zaczerpnięty z książki Priedposlednije słowa , rozważa kwestię prawdy i brzmi jeszcze bardziej dramatycznie:
Być może prawda jest z natury taka, że uniemożliwia obcowanie ludzi z ludźmi, w każdym razie obcowanie za pośrednictwem słowa. Każdy może ją znać dla siebie, ale po to, żeby wejść w związki z bliźnimi, musi wyrzec się prawdy i przyjąć jakiekolwiek umowne kłamstwo.
Nie wiem, czy Miłosz po prostu i bez reszty utożsamia się ze stanowiskiem zajętym przez Szestowa; zarazem: niemal pewne wydaje mi się to, iż autor Pieska pozostaje w kręgu, wyznaczonym przez przywołane przed chwilą sądy. A także to, iż bardzo bliski mu jest ich ton i emocjonalna aura.
5. A zatem - w centrum wypełniających nową książkę Miłosza medytacji, w samym środku pospiesznie notowanych myśli i wrażeń, pojawia się kwestia prawdy: jej trudności, jej sprzeczności, jej bolesności... Przy czym: prawda, o której mówi poeta, jest problemem nie tyle teoretycznym, ile egzystencjalnym - dlatego też dążenie do niej (i zetknięcie z nią) pokazywane jest w Piesku przydrożnym w ścisłym związku z różnymi (zawsze nacechowanymi podmiotowo) sytuacjami i sposobami przeżywania rzeczywistości.
Jest pośród owych sytuacji dręczące w swej dosłowności, cielesności nawet, poczucie ograniczenia ludzkich władz poznawczych, dyktujące słowa:
...powinienem wiedzieć wszystko, co dzieje się teraz, równocześnie, w każdym punkcie ziemi, powinienem móc wnikać w umysły moich współczesnych i ludzi o kilka pokoleń później, a także tych, którzy żyli dwa tysiące i osiem, tysięcy lat temu. Powinienem, i co z tego (s.8).
Jest pośród nich pokrewne wskazanemu przed chwilą doznanie bycia wewnątrz jakiejś konkretnej rzeczywistości, skutecznie uniemożliwiające jej właściwe, zobiektywizowane rozpoznanie:
Żyjemy wewnątrz i nie ma na to rady, tak jak krety poruszają się pewnie pod ziemią, natomiast powietrzne zewnątrz, gdzie świeci słońce i śpiewają ptaki, jest dla nich obcym żywiołem. [...] żyjemy we wnętrzu Lewiatana, do którego stosują się nazwy: miasto, społeczeństwo, cywilizacja, epoka, czyli wszelkie słowa dotyczące międzyludzkich działań (s. 306).
I jest także głęboko pesymistyczne odczucie nieprzekazywalności własnych (nie tylko prywatnych, lecz także należących do porządku literatury) doświadczeń, ich niedostępności dla tych, którzy przyszli później:
Byłem i wiem, bo widziałem. Otoczony jestem ludźmi, którzy urodzili się później, ale ciągle mi się zdaje, że coś tam muszą z tego wiedzieć. Naprawdę nic nie wiedzą, a jeżeli, to piąte przez dziesiąte. Podobnie ze szczegółami mego życiorysu i książkami, które napisałem. Wyobrażamy sobie, że inni to śledzą i że to ich obchodzi. Coś tam słyszeli, ale mętnie i niepewnie (s.125).
6. Wpisane w rozważania Miłosza intensywne przeżycie niedostępności i nieprzekazywalności prawdy nie burzy przeświadczenia poety o jej - prawdy - istnieniu i doniosłości, budzi natomiast nieufność do takich wypowiedzi, w których racje cząstkowe występują jako racje absolutne. Ta negatywna postawa przybiera w Piesku przydrożnym postać niechęci do historii, a nawet więcej: do każdej zarażonej przez ideologię wizji przeszłości i przyszłości. Tej niechęci, z kolei, przeciwstawia poeta szczególnie pojmowane nastawienie na teraźniejszość, o którym mówi jeden z najbardziej zastanawiających fragmentów Pieska :
Według książki buddyjskiego mnicha, którą czytam, samą istotą buddyzmu jest mindfulness . Chyba można to przetłumaczyć jako uważność [...] albo bycie uważnym. Znaczy to przyjmować z uwagą to, co jest teraz, zamiast zwracać się ku temu, co było, albo do tego, co będzie. [...] Oby moje wiersze pomogły ich czytelnikowi zamieszkać w teraz. I obym jako człowiek został wyleczony z chorób pamięci (s. 19).
7. Medytacja wedle wzorów wschodnich nie jest ani jedynym, ani najważniejszym pośród zalecanych przez poetę leków na "choroby pamięci" i nieuchwytność rzeczywistości. Droga do prawdy jest w nowej książce Miłosza przede wszystkim drogą wiary; jest więc owa książka kolejnym dziełem poety wyraźnie łączącym perspektywę poetycką i teologiczną. Po raz kolejny także opowiada się autor Pieska przydrożnego po stronie takiej wiary, która uzasadnień szuka raczej w słowach Szestowa niż św. Tomasza, która wyżej stawia irracjonalny paradoks niż rozumowy dyskurs, która świadoma jest własnych sprzeczności... I, również po raz kolejny, powtarza poeta: "Jestem wdzięczny za to, że kiedyś, dawno [...] przyjęto mnie do rzymskokatolickiego Kościoła", ciesząc się, iż dane mu było zestarzeć się w dziękczynieniu...
Najjaśniej pokazuje wszystkie wymienione właśnie wątki Opowieść o nawróconym, która nie tak dawno wywołała w "Tygodniku" osobną i rozległą dyskusję; najbardziej dramatycznie - notatka o tytule Wierzyć, nie wierzyć , kończąca się niepokojącym, realnym i odrealnionym, obrazem pogrążonej w modlitwie wspólnoty:
Bo są tutaj, obok mnie, w kościele, robią znak krzyża, wstają, klękają, a ja domyślam się, że w ich głowach dzieje się to samo co w mojej, to znaczy bardziej chcą wierzyć, niż wierzą, albo wierzą chwilami. [...] Być z nimi, w kościele, jest ważniejsze niż mędrkować na własną miarę - czyż nie tak czuje i myśli większość z nich w kościelnym budynku, dając okazję do narzekań na religię obrzędową, ale zarazem dokonując aktu pokory? Może zbliżam się i mówię: ťciepło, ciepłoŤ, kiedy nagle mam wizję całego zgromadzenia nago - istoty zwierzęce obojga płci, z ich włochatościami, seksem, deformacjami na widoku, łączące się w obrzędzie wysokiej, niecielesnej adoracji - czy może być coś bardziej niesamowitego? (s. 27-28).
8. W aforystycznej notatce Teologia, poezja znaleźć można twierdzenie, iż poezja kończącego się stulecia "jest zbieraniem danych o rzeczach ostatecznych, i wypracowuje po temu swój język, który teologia może wykorzystać albo nie" (s. 35). W zgodzie z tym właśnie twierdzeniem (choć niezgodnie z konstrukcją całości) skłonny byłbym rzec, iż najistotniejszym fragmentem nowej książki Czesława Miłosza są nieliczne, epigramatyczne wiersze.
Poeta mówi:
Ależ to wcale takie trudne nie jest.
Pan Bóg stworzył świat. A jak dawno temu?
Niedawno. Dzisiaj rano. Chyba przed godziną.
Bo kwiaty otwierają się, ledwie co dokończone
- i świat na chwilę, na cztery wersy, jest jasny,
stworzony na nowo.
Poeta mówi:
Od tamtej wiosny, kiedy chodził drogami Galilei,
Wydaje się daleko, a jest blisko.
Prosiłem tam: "Miej litość nade mną grzesznym".
I dalej słyszę: "Gdzie skarb twój, tam serce twoje"
- i czas na moment, na cztery wersy, wraca do źródła, staje się czasem oczyszczonym.
Ten rodzaj poetyckiego skupienia, ta odmiana czystości i siły słowa - pojawić się może tylko po przejściu bardzo długiej drogi.
Aksamitne pasmo języka
ALEKSANDER FIUT
Czym właściwie jest Piesek przydrożny Czesława Miłosza? Jeszcze jednym sposobem szukania "formy bardziej pojemnej"? Z pewnością także. Przemawia za tym heterogeniczny charakter tomu, do którego Miłosz zdążył już swoich czytelników przyzwyczaić. Bo czegóż tutaj nie ma!
W pierwszej części, otwartej tekstem tytułowym, wierszom, zarówno tym najnowszym, jak też jakby wydobytym z szuflady, towarzyszą krótkie prozatorskie wypowiedzi autora, nierzadko przyjmujące formę zdumiewających sentencji w rodzaju: "Wzniosłość: świadomie bezbronne wystawianie się na szyderstwo ludzi". Ale obok tego można znaleźć m. in. fragmenty dawnych piosenek, zapisy snów, cytaty z okupacyjnego Dziennika Nałkowskiej i z tomu Wszystko jest poezja Stachury. Został nawet przytoczony uroczy list ośmioletniej czytelniczki Miłosza, która wyznaje: "Ja Pana po prostu uwielbiam i szalenie dziękuję za Przypowieść o maku i Tak mało (kocham je tak jak moje koty)" (Ośmioletnia Asia w Toruniu). Druga część pt. Tematy do odstąpienia ma natomiast zupełnie inny charakter, zawiera bowiem krótkie formy prozą, których gatunkową przynależność trudno dokładnie sprecyzować.
Autor Pieska jawnie odwołuje się do pamięci swoich czytelników i zachęca do wertowania całej swojej twórczości. Osobny zeszyt - kartki odnalezione skłaniają do ponownego sięgnięcia po cykl Osobny zeszyt. Otwierający zapis pt. Siła mowy cytat: "Co jest nie wymówione, zmierza do nieistnienia" pochodzi z wiersza Czytając japońskiego poetę Issa (1762-1826). Fragment prozą pt. Muzyka może być odczytany jako wariacja na temat, napisanego w Waszyngtonie, w 1948 roku, Koncertu. Pragnienie, Argument, Nasza wspólnota czy Zadra mogłyby się z powodzeniem znaleźć w którymś z Abecadeł. Tematy do odstąpienia wydają się dalszym ciągiem Kronik - zgodnie już przytaczanym wyznaniem autora - "jakby powieściami skondensowanymi do kilkunastu czy iluś tam linii". Dwa z nich: O duszę Ojca Junipero i Do sprawy Ojca Junipero wprowadzają postać, która pojawiła się w poemacie Po ziemi naszej. I tak dalej, i tak dalej. Tego rodzaju reminiscencje można mnożyć. Jaki stąd wniosek? W zamyśle autora Piesek przydrożny wydaje się być swego rodzaju figuratywną summą jego twórczości, a przynajmniej ważnym bilansem artystycznym dotychczasowego dorobku. Domysł tym bardziej uzasadniony, że książka zachęca, by postępować jeszcze inaczej. Na przykład rekonstruować wątek autobiograficzny i dorzucać nowe elementy do już posiadanej wiedzy o życiowych przygodach autora. Z rozsianych fragmentów układać esej o nihilizmie współczesnej cywilizacji, szkic historycznoliteracki o nienapisanej i nie dającej się napisać powieści psychologicznej czy studium o procesie twórczym. Słowem - można tę układankę rozsypywać i porządkować na rozmaite sposoby. Rychło się przecież okaże, że Piesek przydrożny odznacza się pewną swoistością, której nie daje się po prostu sprowadzić do zabiegu swobodnego podstawienia jednego elementu w miejsce już istniejącego, mieszania i kolażowego łączenia wszystkiego ze wszystkim.
Powstaje zatem pytanie: na ile kompozycja Pieska odwzorowuje - podobnie jak wcześniejsze dzieła Miłosza - układ kalejdoskopowy, mozaikowy lub "work in progress (dzieła w toku)"? Z pewnością przypomina pod pewnymi względami kalejdoskop: daje się układać wedle swobodnego wyboru czytelnika. Jednakże jego kompozycja wydaje się znacznie bardziej rygorystyczna niż miało to miejsce np. w Nieobjętej ziemi. Już choćby dlatego, że poszczególne wiersze, noty i cytaty współtworzą swego rodzaju cykle tematyczne. Najważniejsze z nich, ściśle zresztą ze sobą splecione, traktują o poezji, religii i społeczności ludzkiej. Można w nich ponadto wyodrębnić rozmaite wątki, np. pierwszy opisuje m. in. proces tworzenia, zależność poety od środowiska, narodu i własnej kultury; drugi dotyka problemu erozji wyobraźni religijnej, skutków postępującej laicyzacji i konfrontacji chrześcijaństwa z islamskim fundamentalizmem; trzeci od namysłu nad ludzką naturą przechodzi do diagnozy świadomości ukształtowanej przez cywilizację masową. Bywa jednak i tak, że sąsiadujące ze sobą teksty nawzajem się interpretują i oświetlają. I to od pierwszych stron książki poczynając. Na przykład procesowi poznawczemu poświęcone zostają zapisy: Ograniczony, Oczy, Bez kontroli; stosunkowi do polskości: Podejrzenie, Samopogarda, Gombrowicz oraz - dość przewrotnie - W Afryce; dwoistości ludzkiej natury: Rozdwojenie, Gdyby to, Obyczaje, Zacność; dylematom związanym z przynależnością do Kościoła katolickiego: Wdzięczny, Wierzyć, nie wierzyć, Powinienem był, Uczynki i Łaska, Jej herezja, Szczególna chwila, a także, należąca do Tematów do odstąpienia, Opowieść o nawróconym. Granice owych cykli tematycznych można więc, jak widać, rozmaicie ustanawiać, gdyż podobnie jak w Traktacie poetyckim i tutaj panuje "płynność segmentacji" (termin Błońskiego). Trudno jednakże istnienie cykli bagatelizować.
Może zatem Piesek przydrożny bardziej przypomina mozaikę? Problem w tym, że o ile w poprzednich książkach ważną wskazówkę zawierał już sam tytuł dzieła - tutaj tytuł wprawia czytelnika w zakłopotanie. Bo cóż on właściwie znaczy i jaki jest jego związek z całością tomu? W tytułowym tekście Miłosz wspomina, jak to powożąc w latach dzieciństwa czy wczesnej młodości parokonnym wozem wjeżdżał do wsi i miasteczek obszczekiwany przez psy. Ale, co zaskakujące, swoje wspomnienie ubiera w dostojne frazy i przyozdabia epitetami, które brzmią dosyć znajomo. Bo w owych "powiatach pagórków i borków" czy "okolicach polnych i jeziornych" nietrudno dosłuchać się ech Pana Tadeusza . Mickiewiczowskie z ducha jest także pokryte wybaczającym humorem wzruszenie, z którym poeta spogląda na czas miniony i dokonany: "Był to początek stulecia, teraz jest koniec. Myślałem nie tylko o ludziach, którzy tam mieszkali, także o pokoleniach piesków im w codziennej krzątaninie towarzyszących, i raz, nie wiadomo skąd, pewnie we śnie nad ranem, zjawiła się ta śmieszna i czuła nazwa: 'piesek przydrożny'".
Początek zdania: "Wybrałem się na poznawanie mojej ziemi" brzmi podniośle, niby fragment zawartej w baśniach czy mitach opowieści o ludzkim poznaniu. Ale dalszy jego ciąg: "parokonnym wozem, z dużym zapasem poszoru i blaszanym wiadrem grzechoczącym z tyłu" gwałtownie sprowadza z mitycznych obłoków na ziemię. Byłby zatem "piesek przydrożny" znakiem dawności? Jeśli tak, to konkretnej, ściśle pod względem historycznym, geograficznym, kulturowym, językowym nawet (trzeba wiedzieć, co to był "poszor"!) określonej i nazwanej. Potwierdzonej nadto osobistym przeżyciem samego poety. Byłby złamaniem konwencji? Jeśli tak, to w imię wierności temu, co w ludzkim życiu zwyczajne, trywialne, a przez to nierzadko umykające uwadze. Ten trop wydaje się do odczytania ogólnego znaczenia całej książki ważny, ale czy wystarczający? Bo przychodzi też do głowy myśl, dosyć, prawdę rzekłszy, ambarasująca, że ów piesek to jeszcze jedno, żartobliwe i wyjątkowo przewrotne przebranie autora, który "obszczekuje" mędrków i hipokrytów, ludzi nadętych i "wypimpiszonych", spełniając swój obowiązek wobec swoich czytelników i strzegąc pilnie gospodarstwa polskiej literatury. Za taką hipotezą przemawiałaby dezynwoltura, z jaką traktowane są w tej książce poważne tematy, oraz nota pt. Persona, gdzie czytamy: "Kiedy ten poeta uznał, że przemawia w wierszu nie on sam, ale stworzona przez niego persona, przybyło mu śmiałości i przezwyciężył swoje skrupuły powstrzymujące go od zmyśleń". Miłosz "bywał" w swoich utworach muchą, dlaczego więc nie mógłby "przeistoczyć się" w psa? Zwłaszcza że w całym tym tomie wciela się w różne role i postacie, nieustannie zmienia osobę gramatyczną. Krótko mówiąc, Piesek przydrożny - odmiennie niż miało to miejsce w poprzednich odmianach formy sylwicznej - wydaje się najwyraźniej zerwaniem ze zwyczajem zdejmowania maski i przemawiania we własnym, prywatnym imieniu.
Pozostaje więc odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu wypełnia ta książka wymóg "work in progress". Na taki jej charakter wprost wskazują Tematy do odstąpienia, jakby pomysły, które autor wielkodusznie ofiarowuje innym autorom. Motywując zaś swoją decyzję powiada: "nie będę ich mógł sam wykorzystać" i dodaje: "Ta przynajmniej korzyść z przekroczenia osiemdziesiątki, że widowisko świata, choć straszne, ukazuje się zarazem jako wysoce komiczne, tak że zbytnia powaga nie przystoi. (...) Zarazem nabiera wagi samo przedstawienie, dlatego po prostu, że odbywało się, kiedy nas nie było i będzie odbywać się, kiedy nas nie będzie. Dobrym czynem jest wzmacniać zainteresowanie ludzi tym theatrum mundi, złym, przekonywać, że skoro tylko umrzemy, wszystko rozwieje się w nicość". Skąd wniosek: "Moje tematy mogą się przydać ludziom znużonym literaturą wyznań, rozlewającego się strumienia percepcji, bezkształtem opowieści o sobie". I wezwanie: "Błogosławmy klasycyzm i miejmy nadzieję, że nie przeminął na zawsze" (Dlaczego odstępuję ). Nie trzeba szczególnej przenikliwości, by dostrzec, że te tematy wcale nie są do odstąpienia. Że ich brulionowość jest pozorem, albo inaczej: że w niej właśnie wyraża się najpełniej zamysł pisarski. Stanowią bowiem propozycję oryginalnej formy literackiej, właściwie nowego gatunku literackiego, który stanowi ogniwo pośrednie pomiędzy prozą awangardową i tradycyjną - tą spod znaku klasycyzmu i dziewiętnastowiecznego realizmu. Co więcej, nie same anegdoty są ważne, lecz metoda ich opisania, konwencja, która zostaje strawestowana (np. baśń, opowieść, list, praca naukowa) lub wprost wynaleziona. Krótko mówiąc, Piesek przydrożny , jak na pieska przystało, łatwo może sprowadzić na manowce. Wypada zatem wybrać choćby jedną ścieżkę i postępować nią konsekwentnie w nadziei, że gdzieś ona w końcu zaprowadzi. (...) Czyżby niewysłowionemu cudowi pojedynczego istnienia i myślenia odpowiadała niemożność jego wypowiedzenia i przekazania innym? To tłumaczyłoby, z jednej strony, napięcie, jakie występuje pomiędzy pragnieniem przelania na papier wewnętrznej prawdy, a świadomością daremności takich usiłowań, z drugiej - sprzeczność, jaka powstaje pomiędzy dążeniem do mówienia bezpośrednio, we własnym imieniu, a chęcią ukrycia się, wymogiem dystansu, obiektywizmu. Ów cud jawi się przy tym z wyjątkową wyrazistością jako cud właśnie komuś obdarzonemu taką biografią, jak Miłosz. Daje się ona odczytać jako szczególnie porażająca i dotkliwa lekcja przygodności ludzkiego losu, której jednemu z mieszkańców Europy Środkowej udzieliła w XX wieku historia. To równocześnie trudna do ogarnięcia suma doznań, spostrzeżeń, pomyśleń, wspomnień, składająca się na każde pojedyncze życie, które w tym przypadku obejmuje niemal całą epokę. Powstaje jednak zasadnicze, wpisane w podtekst całego Pieska przydrożnego , pytanie: jaka jest natura czy istota tego cudu, kiedy się ją ogląda z perspektywy konkretnej, pojedynczej egzystencji? Odpowiedź na nie stwarza wyjątkowe trudności. Nawet myśliciel tak wytrawny, jak Leszek Kołakowski, formułując temat tej książki musiał uciec się do - błyskotliwego - paradoksu: Jeśli kiedy Miłosz spisał swoją metafizykę, to jest nią najpewniej Piesek przydrożny . Ta metafizyka nie jest wesoła, ale wedle mojej pamięci, żadna metafizyka nie jest. A mówi ona, że nic na świecie nie jest jednoznaczne i, co więcej, cokolwiek jest i cokolwiek się dzieje, jest podszyte siłą przeciwną, wrogą. Pod pokrywą bycia nicość się czai, a nicość na byciu się unosi; spod chmury zła dobro wygląda, a zło się dobra uczepia i za nim podąża; a podobnie jest ze szczerością i zakłamaniem, komedią i tragedią, wiarą i rozpaczą, tożsamością i przekręceniem. (...) Ale tak chyba Miłosz nie napisał? Nie, tak nie napisał, bo to byłoby nieciekawe. Napisał całkiem inaczej. Pisał o niepojętej rozmaitości losów ludzkich, o przypadkowych spojrzeniach na rzeczy zwyczajne i błahe, kiedy to z tych ułamków spojrzeń wyłania się nagle olśnienie czymś zagadkowym, niepokojąco niezrozumiałym. "Olśnienie czymś zagadkowym" może dotyczyć bardzo różnych spraw, na pozór błahych. Wystarczy zgodnie z zaleceniami buddyzmu "być uważnym" (Uważność) , by zaczęły mnożyć się znaki zapytania. Jaka jest "wspólna dla nas wszystkich prawda o rzeczach" (Oczy) , skoro inaczej postrzegają te same przedmioty motyl, salamandra i człowiek? Jak dotrzeć do "prawdy o losie człowieka na ziemi", skoro nawet "esencja potworności poznanej w tym stuleciu" (Szukanie) wymyka się słowu? W jaki sposób odtworzyć wiernie zdarzenia przeszłości, jeśli "Kto żyje długo, wie, jak bardzo to, co widział na własne oczy, obrosło plotką, legendą, powiększającą albo pomniejszającą wieścią" (Przeszłość)? Co sprawia, że nawet starcze ciało pozostaje instrumentem miłosnego prądu? (Ależ ) Jeśli prawda poszczególnej ludzkiej egzystencji jest aż tak zwodnicza, to jak ją złowić słowem, które nieuchronnie stanowi część cudzej wypowiedzi, sygnał przynależności rodzajowej czy gatunkowej, symbol pewnej kultury? Innymi słowy, pojawia się w tym miejscu drugie obok poprzedniego, najważniejsze z ukrytych pytań Pieska przydrożnego . A mianowicie kwestia, co jest lepszym naczyniem dla owej prawdy, mowa wiązana czy niewiązana? Rzec można, że niepokorny uczeń awangardy odbywa podróż do granic poezji. Podróż tym bardziej uzasadnioną, że zawsze na pierwszym miejscu umieszczał w sztuce poetyckiej mimesis, wydrwiwał w wierszach awangardowych ich zwyczaj narcystycznego przeglądania się we własnym lustrze, domagał się od poetów obiektywizmu i wiernego oddania szczegółów. Czyli żądał od poezji wypełnienia tych samych warunków, jakie zwykło się stawiać prozie! Miłosz, zapraszając do udziału w tej podróży, nie pozostawia jednakże czytelnikowi zbyt wielu wskazówek. Poświęca wyjątkowo dużo uwagi poezji, ani słowem nie wspomina jednak o kryterium, które decyduje o jego wyborach rodzaju literackiego. A pisze przecież o tak intymnych sprawach, jak akt tworzenia (Czuć od środka). Poetę określa mianem "dziecka wśród dorosłych" (Dziecinność) , czyli kogoś, komu wciąż zagraża śmieszność. Wie, że jest "brany za kogoś innego" (Nie ten) i że "Pisanie wierszy uchodzi za zajęcie niemęskie" (Niemęskie) . Jakkolwiek nazywa poezję dwudziestego wieku "zbieraniem danych o rzeczach ostatecznych w kondycji ludzkiej" (Teologia, poezja) i wyraża wiarę, że "nawet potężna, krwista czynna osobowość w porównaniu z celnym układem słów, choćby opisywały tylko wschodzący księżyc, jest zaledwie cieniem" (Siła mowy). Refleksja o sztuce prozatorskiej jest w "Piesku przydrożnym" znacznie uboższa i dotyczy głównie gatunku powieści. Miłosz, ostentacyjnie zdradzając swój gust staroświecki, zauważa jedynie mimochodem, że "Powieść powinna zaciekawiać, porywać i wzruszać. Jeżeli nie wzrusza, brak jej cech prawdziwej powieści" (Powieść) . Gdzie indziej dorzuca: "Powieść jako baśń: musi być w niej słyszalny głos bajarza. Jest on obecny ze swoimi miarami dobra i zła, ale ma opowiadać nie o sobie" (Baśń) . Tylko w jednym miejscu formułuje problem natury ogólniejszej: "Pragnienie prawdy natrafia na wiersze i opowieści, a wtedy wstyd, bo to wszystko tylko mitologia - ani tak nie było, ani tak nie czułeś. To sam język rozwijał swoje aksamitne pasmo, po to, by zakryć to, co bez niego równałoby się nic" (Pragnienie prawdy ).
Jednym z powodów trudności odpowiedzenia na postawione pytania może być właśnie owo jednolite "aksamitne pasmo języka", czyli płynność granicy pomiędzy poezją i prozą. Została ona wprawdzie dostrzeżona w Piesku przydrożnym przez wielu jej komentatorów, nikt jednak jak dotychczas nie próbował bliżej opisać jej charakteru.
1