- Nie idę dzisiaj na spotkanie - oznajmił kolegom Kacper. - Nie chce mi się słuchać o tym świętym paniczyku.
Chłopcy popatrzyli po sobie. Mieli dzisiaj rozmawiać o św. Stanisławie Kostce.
- Wiesz co, Kacper? - odezwał się Michał. - Bardzo cię lubię, ale muszę ci powiedzieć, że przesadziłeś. Dobrze wiesz, że świętym nie zostaje się za to, że się jest synem kasztelana.
Kacper nie dawał za wygraną: - No, ale jak się ma pieniądze, to łatwiej jest pomagać innym. Dzięki nim zbudował przytułki, noclegownie, a wszyscy mu się kłaniali.
- Ty naprawdę nic o nim nie wiesz - teraz wtrącił się Bartek. - Jako uczeń szkoły jezuickiej w Wiedniu wędrował po uliczkach tego miasta, opowiadał dzieciom biedniejszym od siebie o Panu Bogu, o pięknym świecie i dzielił się z nimi tym, co miał. Największą odwagą wykazał się, gdy zapragnął odpowiedzieć na Boże powołanie.
A co to za problem wstąpić do seminarium, jeszcze wtedy, gdy studiuje się u jezuitów? - Kacper jeszcze próbował się bronić.
Teoretycznie nie powinno być trudności. Sęk w tym, że temu świętemu paniczykowi na tę decyzję nie pozwolili najbliżsi - odpowiedział Bartek. - Dlatego wyruszył w niebezpieczną, pieszą wędrówkę do Niemiec. Było to 650 kilometrów. Najczęściej szedł nocą, by nie mógł odszukać go brat Paweł. Nie koniec na tym. By zrealizować swoje marzenie, wyruszył przez Alpy do Rzymu, by jako jezuita służyć Panu Bogu.
- Kiedy dwa lata po jego śmierci otworzono trumnę, ciało było nienaruszone - dopowiedział Artur.
Kacper słuchał z przejęciem: - Macie rację, zupełnie nie znałem tego Świętego. Postanowił dowiedzieć się więcej o patronie młodzieży.
Siostra Małgorzata
Dominik 31 (2006) s. 6