NAJLEPIEJ MÓWIĆ PRAWDĘ
Czesia była dziewczynką roztrzepaną, gadatliwą i znaną z upodobania do małych kłamstw.
Zmyślane na poczekaniu, czasem zabawne i pozornie niewinne - nieraz sprawiały przykrość innym, ośmieszały ich, nawet raniły. Czesia jakby tego nie dostrzegała. Upomnienia rodziców i pani wychowawczyni nie skutkowały.
Dopiero ksiądz katecheta, omawiając ósme przykazanie (a mówić umiał pięknie!), trafił do serca i sumienia dziewczynki. Czesia postanowiła stanowczo, że nie będzie więcej kłamać! Nie będzie i już! Zwierzyła się z tego mamie i starszemu bratu - Sławkowi.
- Cieszę się, że postanowiłaś nad sobą pracować - powiedziała mama. - Kłamstwo jest grzechem, powinnaś o tym pamiętać.
W przyszłym roku pójdziesz do Pierwszej Komunii świętej. Jakby to było pięknie, gdybyś do tego czasu potrafiła całkiem zwalczyć tę brzydką wadę!
- Oby ci się udało! - dodał Sławek. - Musisz być wytrwała. Teraz wszyscy mówią: "Czesi nie można wierzyć. To kłamczucha". Nieprędko zdobędziesz ich zaufanie. Mów zawsze prawdę. Zawsze! Ja staram się tak postępować.
* * *
Do szkoły Czesia miała dość daleko. Mieszkała na wsi, autobus tu nie kursował. Chodziła pieszo lub jeździła na rowerze. Któregoś dnia z obejścia pana Wojciecha wybiegły dwa psy z głośnym ujadaniem. Zwykle były zamknięte. Przestraszona dziewczynka stanęła w miejscu. Psy też się zatrzymały. Gdy próbowała iść dalej, podbiegały ku niej. Zaczęła wreszcie wołać pana Wojciecha. Zanim przyszedł i zabrał psy, minęło trochę czasu. Czesia spóźniła się na lekcje. Szybko, głośno i trochę bezładnie opowiedziała, co jej się przydarzyło.
Pani pokiwała głową. Ktoś parsknął cichutkim śmiechem. Czesi było bardzo przykro.
* * *
Kilka dni później jechała do szkoły rowerem. Nagle spostrzegła Olka, synka sąsiadów. Siedział w rowie. Miał rozbite, zakrwawione kolano. Płakał. Obok leżał rower ze skręconą kierownicą i rozdarta foliowa torba z zakupami. Czesia zatrzymała się, pocieszyła małego, odprowadziła go do domu. I znowu spóźniła się na lekcje.
- Co dzisiaj wymyśliłaś niezwykłego? - zapytała pani.
- Dziewczynka już miała zacząć opowieść o małym - Olku, ale spojrzała na panią i powstrzymała się.
- Słucham, słucham - ponagliła ją wychowawczyni.
- Dzisiaj zaspałam - powiedziała Czesia krótko.
- Widzisz - uśmiechnęła się pani - najlepiej mówić prawdę.
* * *
- W domu Czesia opowiedziała wszystko rodzicom. - Żałuję, że dziś skłamałam. Nie zrobię tego więcej. Żeby mi tylko wierzyli!
- Nie wiedzą, kiedy mówisz prawdę - rzekł tato. - Tyle razy kłamałaś...
- Niestety! - westchnęła mama. - Pani też nie wie. Może ja z nią porozmawiam, wyjaśnię, jak było.
- Nie trzeba. Dziękuję, mamusiu. Zasłużyłam sobie na to, co mnie spotyk. Muszę sama dać sobie z tym radę.
- Wiesz, co masz robić? - zapytał tato.
- Tak, wiem! Zawsze mówić prawdę. W każdej sytuacji. Tak długo, aż wszyscy zaczną mi wierzyć. Ktoś kiedyś wreszcie powie: "Czesia nigdy nie kłamie". O Sławku tak mówią. Jestem z niego dumna. Chcę być taka jak on.
Zofia Śliwowa Źródło 16/2007 s. 29