strona główna
W obecnej chwili nabiera coraz większego znaczenia problem ocieplenia klimatu z powodu rzekomo zgubnego wpływu dwutlenku węgla na klimat. Hasła głoszone przez ekologów na ten temat budzą wielkie wątpliwości. Można w nich dostrzec pomijanie znaczących zjawisk fizycznych, które grają tu rolę. Jest też wiele przewrotności i tendencyjności w ich propagandzie. Na bazie teorii ekologów wymaga się od Polski ograniczania produkcji przemysłowej, lub grozi się karami za emisję CO2, chociaż moim zdaniem nie ma dowodów na to, że CO2 powoduje ocieplenie klimatu. Chciałbym omówić kilka kwestii, na które zwróciłem uwagę przeglądając internetowe opracowania ekologów.
Zasadnicze tezy ekologów:
Teoria ekologów dotycząca ocieplenia klimatu z powodu CO2 zakłada, że CO2 absorbuje promieniowanie podczerwone emitowane z powierzchni Ziemi, a następnie wysyła je ponownie w kierunku Ziemi, co nagrzewa jej powierzchnię i powoduje wzrost temperatury atmosfery. Promieniowanie krąży w atmosferze, może też wrócić ponownie na Ziemię, zanim zostanie ostateczne wyemitowane w kosmos. Ekolodzy twierdzą, że winę ponosi tutaj główny składnik dymów fabrycznych, czyli dwutlenek węgla, którego ilość w ostatnich 50 latach wzrosła o jedną szóstą.
strona 1
W związku z niedawnymi decyzjami Komisji Europejskiej, dotyczącymi obniżenia emisji dwutlenku węgla, zachodzi potrzeba odniesienia się do tego tematu. W wyniku modnej obecnie w Unii Europejskiej teorii, że to dwutlenek węgla powoduje globalne ocieplenie, Polska będzie zmuszona do płacenia wysokich kar za nadmierną emisję CO2, lub też będzie konieczne obniżanie produkcji w wielu dziedzinach przemysłu. Nasz kraj, zamiast rozwijać się, będzie musiał ponosić nowe szkody, w związku z przynależnością do Unii Europejskiej. W tej sytuacji powinno się zacząć zwalczać, według mnie zupełnie błędne tezy, głoszące wielką szkodliwość CO2 i jego wpływ na ocieplenie klimatu. Temat ocieplenia klimatu jest teraz bardzo silnie lansowany, modny, teorie ekologów są w sposób bałwochwalczy propagowane i traktowane jako bezdyskusyjne. Trzeba się tej tendencyjnej propagandzie przeciwstawić. Jeśli się przeanalizuje argumenty ekologów, to można łatwo zauważyć liczne błędy ich rozumowania i celowe wprowadzanie społeczeństwa w błąd w odniesieniu do wielu aspektów sprawy.
Przekonanie o szkodliwości CO2 jest jedynie skutkiem propagandy ekologów, którzy w sposób tendencyjny wykorzystują niewiedzę społeczeństwa. Odwołują się oni w szczególności do tych zagadnień naukowych, które są kontrowersyjne i mają ich gotowe rozwiązanie – winę za wszelkie negatywne zjawiska w przyrodzie ponosi przemysł, zatruwający atmosferę, którego działalność trzeba, z tego powodu, zmniejszać.
Ekolodzy ignorują w swoich opracowaniach kwestię wpływu zmian aktywności Słońca na klimat Ziemi i na globalne ocieplenie. A przecież jest to sprawa podstawowa. Słońce jest jedynym źródłem ciepła naszej planety (pominąwszy ciepło wnętrza Ziemi), dostarczając w każdej sekundzie, ogromną ilość energii. Słońce emituje prawie 5 milionów ton energii na sekundę, z czego około dwa kilogramy na sekundę docierają do Ziemi. Obliczono, że jeden kilogram takiej energii, wystarczyłby do podgrzania czterdziestu milionów ton skały do temperatury 2500oC, czyli do zamiany jej w rozpaloną lawę (za „Encyklopedią Przyroda i Technika” wyd. Wiedza Powszechna). Jest to ogromna energia. Nawet minimalne jej wahania mają dla naszej planety wielkie znaczenie. Zmiany aktywności Słońca mają charakter cykliczny i nieustannie kształtują ziemski klimat. Geolodzy twierdzą, że mieliśmy już wiele epok lodowcowych i ociepleń klimatu. Były też okresowe, tak zwane, małe ocieplenia i ochłodzenia. Tę sprawę ekolodzy traktują, jakby jej w ogóle nie było. A przecież tutaj należałoby szukać, i to w pierwszym rzędzie, przyczyn ocieplenia.
Rysunek 1. Rozmiary Słońca i Ziemi
Dwutlenek węgla jest normalnym składnikiem atmosfery, jest go niewiele ponad 0,03% w atmosferze. Przyroda samoistnie oczyszcza Ziemię z CO2. Nie tylko rośliny lądowe pochłaniają CO2. Dzięki dobrej rozpuszczalności w wodzie, również organizmy morskie wykorzystują intensywnie CO2 do budowy szkieletów zewnętrznych (skorupek). Przekształcają CO2 w CaCO3 tzn. w wapienie. Przyroda nieustannie oczyszcza atmosferę z CO2. W poprzednich epokach geologicznych ten proces był bez porównania bardziej nasilony, bo zawartość CO2 w atmosferze była ogromna. Wszystkie pokłady wapieni, kredy, marmurów, to uwięziony przez organizmy morskie CO2. Dzisiaj CO2 występuje praktycznie w ilościach śladowych. Poza tym CO2 nie jest obecny w atmosferze w całości, ponieważ rozpuszcza się w wodach opadowych i jest spłukiwany do rzek i do mórz. Trzeba także nadmienić, że w kwestii ocieplenia klimatu chodzi nie o te 0,03% CO2 w atmosferze. Chodzi o to, że ten procent trochę się zwiększył w ciągu kilkudziesięciu lat. Należy również mieć na uwadze, że roczna produkcja dwutlenku węgla przez ludzką cywilizację stanowi jedynie około 4% ogółu dwutlenku węgla znajdującego się w atmosferze. Skoro przyroda sama doskonale sobie radzi z 96 procentami CO2, to nie ma podstaw twierdzić, że 4% jest jakimkolwiek problemem.
Zasadnicze tezy ekologów
Teoria ekologów dotycząca ocieplenia klimatu z powodu CO2 zakłada, że CO2 absorbuje promieniowanie podczerwone emitowane z powierzchni Ziemi, a następnie wysyła je ponownie w kierunku Ziemi, co nagrzewa jej powierzchnię i w ten sposób wpływa na temperaturę atmosfery. Promieniowanie krąży w atmosferze, może też wrócić ponownie na Ziemię zanim zostanie ostateczne wyemitowane w kosmos. Ekolodzy twierdzą, że winę ponosi tutaj główny składnik dymów fabrycznych, czyli dwutlenek węgla, którego ilość w ostatnich 50 latach wzrosła o jedną szóstą. W tym ekolodzy widzą źródło ocieplenia klimatu. Hasła głoszone przez ekologów na ten temat budzą wielkie wątpliwości. Można w nich dostrzec pomijanie znaczących zjawisk fizycznych, które grają tu rolę. Jest też wiele przewrotności i tendencyjności w ich propagandzie. Na bazie teorii ekologów wymaga się ograniczania produkcji przemysłowej, lub grozi się karami za emisję CO2, chociaż nie ma dowodów na to, że CO2 rzeczywiście powoduje ocieplenie.
Jak wielką ilość energii musiałaby dostarczać atmosfera, aby ocieplić klimat? Wzrost temperatury powietrza następuje poprzez oddawanie ciepła przez nagrzaną Ziemię. Wyobraźmy sobie, że średnia temperatura roczna w Polsce miałaby wzrosnąć o jeden stopień. Musiałoby to oznaczać falę wielkich upałów w pewnym okresie i znaczące zwiększenie temperatury charakterystycznej dla tego okresu roku. Aby obliczyć temperaturę średnią trzeba wziąć pod uwagę nie tylko upalne dni ale i chłodniejsze noce, oraz inne pory roku – jesień i zimowe mrozy. Podobnie wygląda sytuacja na całym globie. Mamy dni i noce, różne kąty padania promieni słonecznych, obszary gorące i zimne. Różna jest ilość dostarczonej energii w zależności o szerokości geograficznej. Zatem czynnik zwiększający średnią temperaturę musi być bardzo znaczny, musi to być bardzo duża moc ogrzewania. Moim zdaniem, nie można się zgodzić z tezą, że CO2 w powietrzu emituje tak wielką ilość energii, i że istotnie podgrzewa powierzchnię Ziemi w aż tak dużym stopniu (taki fakt byłby prosty do udowodnienia i zauważalny). Jest tak chyba wyłącznie w opracowaniach ekologów, które cechują się brakiem jakichkolwiek doświadczalnych dowodów. Ich dane i rachunki opierają się tylko na niczym nie popartych szacunkach. Ekolodzy przyjmują z góry, że określony procent promieniowania Słonecznego pozostaje na Ziemi, i stąd wyliczają ilość promieniowania absorbowanego przez „gazy cieplarniane” i zwracaną w kierunku powierzchni planety. Inną metodą rachunkową jest branie pod uwagę stopnia wzrostu średniej temperatury na Ziemi. Z tego oblicza się ilość energii jaka rzekomo nie ulega emisji w kosmos. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_cieplarniany) w części pt. „Bilans cieplny” W ogóle nie bierze się przy tym pod uwagę podstawowej sprawy, że ocieplenie klimatu może mieć swoją przyczynę w zwiększonej aktywności Słońca.
Ekolodzy twierdzą też, że temperatura powietrza nie może być inaczej obniżona, jak tylko przez wyemitowanie podczerwieni z Ziemi w kosmos. Otóż jest to zupełny błąd, którego nikt nie weryfikuje. Ważną drogą utraty ciepła powietrza jest kontakt z przenikliwym zimnem przestrzeni kosmicznej. Oczywiście ze strony nasłonecznionej temperatura wzrasta. Ozonosfera ociepla się o ok. 60oC na skutek pochłaniania wielkiej ilości ultrafioletu. Ale od strony osłoniętej od Słońca temperatura jest bliska zera bezwzględnego. W kontakcie z zimnem (całkowitym bezruchem) kosmosu, temperatura powietrza radykalnie się zmniejsza.
Zjawisko konwekcji podważa propagandową ideę atmosfery jako "cieplarni". Ogrzane przy powierzchni Ziemi masy powietrza unoszą się w górę i tracą ciepło na skutek zmniejszenia ciśnienia i rozprężenia gazów, których cząsteczki tracą część swojej energii kinetycznej. Na wysokości 10 kilometrów nieodmiennie mamy temperaturę –50oC lub jeszcze niższą.
Rysunek 1A. Energia docierająca ze Słońca i oddawana przez Ziemię oraz czynniki
pochłaniające różne częstotliwości promieniowania
Energia promieniowania podczerwonego pochłanianego i emitowanego przez CO2
Wirtualna encyklopedia „Wikipedia”, w artykule poświęconym ociepleniu klimatu, zamieściła rysunek ukazujący ilość energii dochodzącej do Ziemi ze Słońca i emitowanej z powierzchni Ziemi, oraz długości fal pochłaniane przez wybrane składniki atmosfery. Jest to dobry materiał do badania zjawiska pochłaniania promieniowania podczerwonego przez CO2. Analizując ten rysunek trzeba zwrócić uwagę na podziałkę długości fali, która zaczyna się od dziesiętnych części mikrometra, dalej są pełne mikrometry, a na końcu mamy dziesiątki mikrometrów. Czytelnik musi sobie zatem wyobrazić rozciągnięcie pewnych pól wykresów. Zaznaczono także linie przesunięcia promieniowania dostarczonego ze Słońca i emitowanego przez powierzchnię Ziemi. Linie te określają przesunięcie między dostarczoną energią o wysokiej częstotliwości, i emitowaną przez Ziemię energią o małej częstotliwości.
Rysunek 2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_cieplarniany - transmisja promieniowania
przez atmosferę ziemską i widma absorpcyjne gazów (kliknij tutaj aby zobaczyć komentarz)
Rysunek 3. Widmo spektralne dwutlenku węgla z największym pasmem pochłaniania
Dwa pierwsze pasma absorpcji CO2 to ok. 2µm i 2,8µm (Rysunek 2). To promieniowanie emitowane przez Słońce. Ziemia nie emituje fal w takim zakresie. Czynniki absorbujące zmniejszają ilość promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi w tych pasmach, czyli pełnią rolę podobną do ozonu pochłaniającego ultrafiolet i chroniącego Ziemię przed nadmiarem tej emisji. Ilość energii, którą może absorbować CO2 w tych zakresach można oszacować na około 4% ogólnej zdolności pochłaniania dwutlenku węgla.
Kolejny zakres absorpcji CO2 to 4 – 4,5µm. Ziemia emituje minimalną ilość tego promieniowania. Są to fale na granicy częstotliwości emitowanych przez powierzchnię planety. Częściowo zakres ten wychodzi poza ziemską emisję. Na wykresach obrazujących ilość promieniowania emitowanego przez Ziemię oglądamy niemal poziomą linię zaznaczającą emisję energii o tej długości fali. W tym paśmie dwutlenek węgla pochłania około 8% ogólnej ilości podczerwieni jaką jest w stanie zaabsorbować. Z uwagi na to, iż pochłanianie w tym paśmie jest zaledwie ułamkiem zdolności absorpcyjnych CO2, jak też niezmiernie mała jest sama emisja podczerwieni o tej częstotliwości, nie można uznać znaczenia tej absorpcji dla klimatu, jest to bowiem oddziaływanie zbyt nikłe, a być może nawet śladowe.
Czwarte wyraźnie zaznaczone, na wspomnianym wykresie (Rysunek 2), pasmo absorpcji, to zakres największego pochłaniania podczerwieni przez dwutlenek węgla. Obejmuje on długości fali od około 14µm do 18µm, jest więc bardzo obszerny, a oprócz tego jest do duża ilość promieniowania - w tym zakresie pochłaniane jest ok. 88% całości absorbowanego przez CO2 promieniowania. Maksimum pochłaniania podczerwieni dla CO2 przypada na około 15µm, co przedstawia kolejny rysunek (Rysunek 3). Właśnie w tym dość dużym paśmie pochłaniania ekolodzy upatrują największe źródło oddziaływania na klimat. To mnie osobiście nie dziwi, bo muszą oni wyszukiwać jakieś dane na potwierdzenie swoich teorii. Wydaje się, że jest to dowód – pasmo dużego pochłaniania podczerwieni, ale znowu jest to dowód przewrotny. Liczy się bowiem nie ilość promieniowania, ale jego jakość, czyli rzeczywista siła oddziaływania. Mamy tu bowiem do czynienia z promieniowaniem o dużej długości fali, a im większa długość fali tym mniejsza energia. Za pomocą takiego promieniowania nie zmienimy w żaden znaczący sposób temperatury, i między innymi dlatego te długości fali nie znajdują zastosowania w technice grzewczej. Stosuje się tam częstotliwości graniczące ze światłem widzialnym (od 0,78µm) i nieco większe długości fali, ale te większe od 10µm w ogóle nie grają tu roli (chociaż są tam obecne, bo żarniki promienników podczerwieni emitują duże spektrum długości fal). Oddana przez atmosferę część takiego promieniowania z całą pewnością nie doprowadzi do istotnego wzrostu temperatury powierzchni Ziemi i nie spowoduje zwiększenia średniej temperatury atmosfery.
Znanym, przewrotnym hasłem ekologów jest utożsamianie tych długości fali z mikrofalami i stwarzanie skojarzenia z mikrofalówką, co jest zupełnym błędem, obliczonym na niewiedzę czytelników. Różnica między mikrofalami a podczerwienią jest bowiem fundamentalna. Mikrofale, to promieniowanie złożone z elektronów, a podczerwień to cząstki światła czyli fotony - zupełnie różne cząstki energii. Ich częstotliwości częściowo się pokrywają, tak jak jest w przypadku wielu innych rodzajów promieniowania, ale ich istota jest zasadniczo odmienna.
Dziura ozonowa i metan
Kwestia dziury ozonowej jest ostatnio trochę zapomniana, chociaż w swoim czasie uznawano ją za główny kataklizm. Trzeba stwierdzić, że to zagadnienie jest całkowicie zafałszowane. Ozon tworzy się bowiem w atmosferze z tlenu dwuatomowego pod wpływem promieniowania słonecznego. Jest to gaz nietrwały. Sam brak energii słonecznej wystarcza aby rozpoczął się proces rozpadu ozonu (na przykład w nocy). Dziury ozonowe znajdują się nad biegunami Ziemi, czyli w miejscu najmniejszego nasłonecznienia. Jest to zatem zjawisko całkowicie naturalne. Twierdzenie, że jakaś zupełnie marginalna ilość freonów szkodzi atmosferze jest ogromnym nadużyciem. Są to ilości za małe by powodować cokolwiek. Poza tym gazy stale mieszają się i ich stężenia są wszędzie niemal te same, a dziury ozonowe powstają jedynie w okolicach polarnych, więc tam, gdzie zawsze były i będą. Natomiast prawdziwym problemem staje się czynienie histerii z tego powodu. Jak wiemy jest to jeden z całej serii podobnych wymysłów.
Kolejnym nieporozumieniem jest kwestia metanu, którego ilość to niespełna dwie milionowe części atmosfery (1,7 ppm). Jako główne źródło metanu wskazuje się zwierzęta hodowlane. Ekolodzy rozwodzą się nad znaczeniem tego gazu dla podnoszenia średniej temperatury na Ziemi. A przecież wystarczy spojrzeć na wykres spektrum CH4 aby zrozumieć, że to niemożliwe. Widzimy tam dwa nieduże pasma absorpcji podczerwieni. Przy czym bardzo mała jest wysokość krzywej mówiąca o ilości pochłanianej energii. Czyli absorpcja jest minimalna, a śladowa ilość gazu w powietrzu wskazuje, że tylko drobny ułamek częstotliwości właściwych dla CH4 jest tu oddawany w kierunku Ziemi. Zatem bez wątpienia oddziaływanie to jest całkowicie nieistotne. Skąd więc ten zamęt? Otóż dobrze wpisuje się on w ogólny kierunek działania Zielonych. Są oni bowiem wrogami zabijania zwierząt, a co za tym idzie, przeciwnikami hodowli, tak samo jak zwalczają dymiące kominy. Jest wielki dysonans między pięknem nieskażonej przyrody a przemysłowym krajobrazem albo złym losem zwierząt. Więc lepiej nie produkować, nie pracować, nie zabijać i nie jeść. Można też stosować, modny w pewnych kręgach, wegetarianizm i najlepiej zmusić do tego społeczeństwo. Dlaczego nie? Ten sposób myślenia jest przejawem psychicznej niedojrzałości oraz całkowitej nieświadomości realiów życia i konieczności, przed którymi stoi społeczeństwo. Jeśli niedoświadczona młodzież idzie za takimi hasłami, to jeszcze nie jest dziwne, ale uległa postawa polityków wobec takich tematów, to coś o wiele groźniejszego. Urzędnicy ONZ, i to zupełnie serio, zaczęli wzywać do ograniczania spożycia mięsa. FAO (filia ONZ do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) stara się nie odstawać od współczesnych trendów i w swoim ostatnim raporcie alarmuje, że hodowla zwierząt powoduje emisję gazów cieplarnianych większą niż cały transport lądowy i lotniczy. To pewna nowość w sposobie działania tej organizacji. Głód i niedożywienie są dzisiaj metodami na „ratowanie świata”. A trzeba zauważyć, że z dietą wegańską też mogą być problemy, bo promuje się przeznaczanie części upraw na produkcję biopaliw, a Unia Europejska wręcz to wymusza na państwach członkowskich.
Rysunek 3A. Gazy w atmosferze ziemskiej
Czy ktoś słyszał o dowodach potwierdzających tezy ekologów? Czytając liczne opracowania na temat ocieplenia klimatu, powtarzające ciągle te same slogany propagandowe, nie spotkałem nigdy opisu doświadczeń dowodzących, że CO2 promieniując rzeczywiście ogrzewa powierzchnię Ziemi w wymiarze istotnym dla klimatu. Z pewnością da się znaleźć techniczną metodę określenia stopnia wzrostu temperatury powierzchni planety pod wpływem CO2 zawartego w powietrzu. Jednak nikt nawet nie stara się tego udowodnić. Opisu takich doświadczeń nie znajdziemy nigdzie. Musimy wierzyć Zielonym na słowo.
Jeśli oddawane przez CO2 promieniowanie istotnie ma powodować globalne ocieplenie, to nie może to być oddziaływanie śladowe. Musi to być realne, namacalne oddziaływanie, które spowoduje dosyć duży wzrost temperatury powierzchni Ziemi, bo bez tego nie jest możliwe nagrzanie powietrza. Nic nie dzieje się bez przyczyny. A jak widać teorie ekologów zakładają, że znaczące przyrodnicze zjawisko – wzrost temperatury na całym globie, dzieje się mocą samej, wydumanej teorii.
Nikt nie prezentuje dowodów na prawdziwość ekologicznych teorii, jednak istnieją od dawna dowody i przesłanki ukazujące nieprawdziwość tez głoszonych przez Zielonych, i niektóre z nich zostaną tutaj przedstawione.
strona 2
Ciepło
Ciekawą sprawą jest to, że dzisiaj już nie wiadomo czym jest ciepło. Jest to kwestia wywołująca nieporozumienia i to istotne kwestii globalnego ocieplenia. Warto przytoczyć proste doświadczenie z balonem. Wiadomo, że cząsteczki gazu o niskiej temperaturze drgają słabo i wykonują ruchy o małej amplitudzie. Gaz ma wtedy małą objętość i balon wypełniony powietrzem będzie mały. Natomiast przy wyższej temperaturze ich zderzenia są intensywne, a amplituda drgań zwiększa się co powoduje zwiększenie objętości gazu i powiększenie balonu. Chociażby stąd wiemy czym jest ciepło – to ruch materii, czyli energia kinetyczna atomów i cząsteczek. Jednak często można spotkać stwierdzenie, że podczerwień jest „dokładnie tym samym co ciepło”. Od dawna wiedziano, że ciepło to drgania cząsteczek i atomów oraz ich zderzenia – ruch materii. Podobne definicje znajdziemy też we współczesnych publikacjach. Ale wiadomo również, że ciała ciepłe, a ściślej atomy, z których są one zbudowane, emitują na skutek pobudzenia temperaturą kwanty energii. Jest to promieniowanie podczerwone, które niektórzy chętnie utożsamiają z ciepłem. Jakkolwiek podczerwień jest głównym czynnikiem podnoszącym temperaturę na Ziemi, to nie jest ona tym samym co ciepło. Jest to strumień cząstek energii mający własność podnoszenia temperatury ciał, na które padnie, lecz wcale nie jest to jedyny czynnik posiadający taką zdolność. Napromienienie podczerwienią nie jest konieczne do ogrzania ciał, a wzbudzone temperaturą - zderzeniami cząsteczek i drganiami - atomy, mogą emitować fotony nawet bez wpływu jakiegokolwiek promieniowania. Ciepło można wywołać na przykład poprzez tarcie, bez dostarczenia promieniowania z zewnątrz i również uzyskamy światło podczerwone (i nie tylko, bo widzialne także). Promieniowanie podczerwone jest tylko jednym z wielu czynników powodujących wzrost temperatury, wśród których mamy jeszcze ciśnienie – główne źródło ciepła naszego świata, ono jest przyczyną ciepła wnętrza gwiazd i planet, ciepło reakcji chemicznych, tarcie, kontakt z ośrodkiem o wyższej temperaturze i przejmowanie energii kinetycznej jego cząsteczek, oraz wpływ innych rodzajów promieniowania. Temperatura wymusza emisję promieni podczerwonych. Im jest ona wyższa, tym większa jest emitowana energia. Ale jakkolwiek emisja podczerwieni jest objawem zwiększonej temperatury, to samo podwyższenie temperatury wcale nie wymaga napromieniowania danego ośrodka podczerwienią.
Ekolodzy utożsamiają promieniowanie z temperaturą powietrza ogrzanego przez powierzchnię Ziemi. Ich tok myślenia jest następujący: „promieniowanie z zewnątrz nie nagrzewa atmosfery, natomiast powietrze przy powierzchni Ziemi jest nagrzewane, więc podczerwień emitowana przez planetę musi podnosić temperaturę powietrza”. Tylko, że powietrze nie jest nagrzewane przez promieniowanie podczerwone. Jest nagrzewane poprzez kontakt z powierzchnią Ziemi rozgrzaną na skutek pochłaniania promieniowania słonecznego i bombardowania cząstkami światła. Nie ma innej drogi nagrzewania dolnych warstw atmosfery. Odbywa się tu przejmowanie przez gazy drgań atomów i cząsteczek, z których jest zbudowana powierzchnia Ziemi. Nawet docierająca ze Słońca ogromna ilość promieniowania podczerwonego o najwyższych częstotliwościach nie ma zdolności ogrzewania atmosfery, tym bardziej oddawana podczerwień o małej częstotliwości takiej zdolności nie będzie miała. Potwierdza to doświadczenie i praktyka technicznego wykorzystywania podczerwieni. Również promienniki podczerwieni nie ogrzewają powietrza, a oddziałują tylko na napromieniane przedmioty. Godne polecenia są niektóre strony producentów promienników podczerwieni, którzy często opisują zasady działania tych urządzeń.
Promieniowanie podczerwone nie jest temperaturą, jest to po prostu strumień energii, który z jednej strony jest objawem zwiększonej temperatury ciał, a z drugiej strony może być czynnikiem podnoszącym temperaturę, jednak nie jest to czynnik jedyny, ale jeden z wielu. I co istotne, podczerwień nie podnosi temperatury powietrza. Jest to sprawa ważna dla dyskusji o klimacie, o której ekolodzy chyba w ogóle nie słyszeli. Ich teorie na ten temat są całkowitym nieporozumieniem. Dla nich energia kinetyczna cząsteczek gazów atmosferycznych w ogóle nie istnieje. Czytając pewne publikacje można odnieść wrażenie, że o temperaturze powietrza decyduje wyłącznie promieniowanie, które właśnie w przypadku atmosfery niemal wcale nie ma znaczenia (wyjątkiem jest ozonosfera, która rzeczywiście ogrzewa się pod wpływem ultrafioletu, ale i tak ciepło tu powstałe jest wynikiem reakcji chemicznej przyłączania atomu tlenu). Usiłują oni nawet przekonywać, że przyczyną spadku temperatury wraz z wysokością jest zmniejszone promieniowanie, co jest popisem niekompetencji, bowiem obniżanie temperatury następuje tutaj w wyniku spadku ciśnienia i rozprężenia gazów, co prowadzi do utraty energii kinetycznej cząsteczek powietrza (http://pl.wikipedia.org/wiki/Globalne_ocieplenie w części pt. "Sprzężenie zwrotne").
Promienniki podczerwieni
Urządzenia techniczne dają efekty jakie nigdy nie wystąpią w zwykłych warunkach atmosferycznych. W promiennikach podczerwieni wykorzystuje się żarniki, których temperatura może wynosić 2400oC. Wymagają one dużej energii (od 1000 W do kilku tys. W). Powstają w ten sposób warunki, w których emisja podczerwieni jest bardzo duża, taka jaka w zwykłych warunkach przyrodniczych na Ziemi nie jest możliwa. Wiadomo też, że oddziaływanie takich promienników jest w praktyce punktowe i zachodzi na niewielkie odległości. Zwiększając odległość od promiennika doprowadzamy do rozproszenia podczerwieni i do zaniku własności grzewczych (ich oddziaływanie staje się śladowe i nieodczuwalne). Naturalne warunki atmosferyczne to nie jest promiennik podczerwieni. Nie ma tu rozpalonego żarnika, ani wielkiej mocy prądu elektrycznego. Mamy tu do czynienia z zupełnie innymi temperaturami, a co za tym idzie, z o wiele mniejszą mocą promieniowania podczerwonego emitowanego przez powierzchnię Ziemi.
Rysunek 4. Temperatury żarników
promienników podczerwieni
Pirometry i zależność długości fali od temperatury ciał
http://www.introl.pl/introl2001/pirometry_new/teoria/spozywczy_pomiar_temp.html
http://www.introl.pl/introl2001/pirometry_new/teoria/teoria_fizyka_1.html
Nowoczesną metodą pomiaru temperatury ciał jest pomiar za pomocą pirometru, urządzenia pozwalającego ocenić temperaturę na podstawie długości emitowanej przez ciało fali podczerwonej. Wskazany wyżej adres internetowy, to adres producenta pirometrów. W tej dziedzinie produkcji wykorzystywana jest w sposób praktyczny zależność temperatury od emitowanej długości podczerwieni. Mamy więc do czynienia z wiarygodnymi danymi, opartymi na podstawach naukowych. Zastosowanie znajduje tutaj prawo przesunięć Wiena określające omawianą zależność i opisane wzorem:
Jest to wzór na określenie długości fali λmax w µm, przy której występuje maksimum natężenia promieniowania w danej temperaturze T w °K, gdzie λ - długość fali, T – temperatura w stopniach Kelvina, K – stopnie Kelvina.
Na bazie tego wzoru można w prosty sposób dokonać obliczeń i stworzyć wykres zależności emitowanej przez ciała długości fali podczerwonej od temperatury, co pozwoliłem sobie uczynić.
Przykładowe obliczenie: jaka będzie długość fali podczerwonej emitowanej
w największej ilości przez ciało o temperaturze 300oC = 573oK ?
λmax = 2896µm oK : 573 oK = 5µm
a jak będzie w przypadku ciała o temperaturze –80oC = 193oK ?
λmax = 2896µm oK : 193 oK = 15µm
Rysunek 5. Kliknij tutaj aby obejrzeć cały wykres
Należy zwrócić szczególną uwagę na zakres długości fali od ok. 14 do 18µm, czyli największy, ten obwiniany o powodowanie efektu cieplarnianego, zakres pochłaniania promieni podczerwonych przez dwutlenek węgla. Z omawianego wyliczenia wynika, iż niniejsze częstotliwości są emitowane przez ciała o bardzo niskich temperaturach od –66oC do –112oC. Oznacza to dokładnie tyle, że CO2 w atmosferze pochłania i ponownie oddaje w stronę Ziemi promieniowanie, które ma energię taką, jaką emitują ciała o temperaturze od –66oC do około –112oC (z tą różnicą, że ciała stałe emitują szerszy zakres częstotliwości, a cząsteczki CO2, podobnie jak pierwiastki, emitują tylko ściśle określony zakres uwidoczniony w widmie spektralnym i nic więcej). Czy to możliwe, aby taka energia, nawet wielokrotnie i długo krążąca w atmosferze, mogła ogrzewać powierzchnię Ziemi i to tak bardzo, że wzrasta średnia globalna temperatura? Jest to całkowicie nieprawdopodobne.
Wyobraźmy sobie promiennik podczerwieni, który miałby emitować fale o długości od 14 do 18µm. „Żarnik” w takim promienniku musiałby mieć wcześniej wspomnianą bardzo niską temperaturę. Jaka byłaby moc takiego promiennika? Podczerwień będzie tu emitowana, bo każde ciało o temperaturze wyższej od zera bezwzględnego emituje podczerwień, jednak będzie to promieniowanie o niezmiernie nikłej sile, które nie jest w stanie w żaden istotny sposób podnieść temperatury. Gdyby w idealnych warunkach ciało o niezerowej temperaturze przekazywało całą wypromieniowaną przez siebie podczerwień innemu ciału, to mogłoby spowodować w ten sposób wzrost jego temperatury co najwyżej do poziomu własnej temperatury. W praktyce jednak nigdy się tak nie dzieje z powodu rozproszenia promieniowania, więc ciało napromieniowane osiąga niższą temperaturę niż źródło emisji podczerwieni. W omawianym przypadku powierzchnia Ziemi może w wyniku oddanej przez CO2 energii osiągnąć temperaturę wskazaną na wykresie, co wyklucza jakikolwiek wpływ na klimat globalny.
Gdyby wierzyć bezkrytycznie w hasła ekologów, to można dojść do paradoksalnych wniosków. Przecież to lody Arktyki i Antarktyki mają temperaturę powodującą emisję podczerwieni w zakresie pochłanianym przez dwutlenek węgla, a co za tym idzie same byłyby przyczyną własnego topnienia. Co na to alarmiści krzyczący o kataklizmie topnienia lodów i podnoszenia poziomu wód? Po prostu nikt nie stara się analizować sensacji publikowanych przez ekologów.
Należy nadmienić, iż oddziaływanie promieniowania elektromagnetycznego na gazy wygląda inaczej niż na ciała o większym stanie skupienia. Z powodu małej gęstości gazów fotony w dużej części przelatują pomiędzy ich cząsteczkami, stąd pochłaniany jest jedynie fragment promieniowania przechodzącego przez atmosferę. W przypadku CO2 jest to bardzo mały ułamek, bowiem należy jeszcze wziąć pod uwagę minimalną zawartość tego gazu w powietrzu (35 stutysięcznych części atmosfery), więc absorbuje on jedynie stosowną część właściwych dla siebie częstotliwości (zgodnie z prawem Beera promieniowanie jest absorbowane w ilości proporcjonalnej do stężenia substancji pochłaniającej). Nie może też być mowy o wielokrotnym krążeniu promieniowania o określonej długości fali między atmosferą a powierzchnią planety, bowiem promieniowanie, które padnie na ziemię jest emitowane ponownie już w zupełnie innej, mniejszej częstotliwości.
Ekolodzy liczą na niewiedzę społeczeństwa. Wskazują podczerwień jako promieniowanie o własnościach grzewczych. Rzeczywiście jest tak, ale nie zawsze i nie do końca, co wyżej wykazano. Gdy spojrzymy na wykres (Rysunek 6) obrazujący ilość energii wyemitowanej przez ciało o temperaturze 6000oC okazuje się, że emituje ono największe spektrum fal w porównaniu z niższymi temperaturami, w tym te, które mają własność podnoszenia temperatury, jak też cały szereg tych, których oddziaływanie jest tu żadne. Taka bowiem jest zasada: im wyższa temperatura, tym większe spektrum emitowanych długości fal. Kwestią zasadniczą jest to, które z tych fal mają istotne dla klimatu własności grzewcze? – są to te o najwyższych częstotliwościach. Ekolodzy w swojej propagandzie nie wnikają w sprawę. Podczerwień podnosi temperaturę, więc dla nich ocieplenie powodują wszystkie częstotliwości i nie dowiemy się od nich niczego innego, bo taką mają ideologię. Zatem aby stwierdzić jaką moc mają konkretne częstotliwości, trzeba odnieść się do wcześniej wskazanego wzoru i wtedy otrzymamy odpowiedź dla jakich temperatur są charakterystyczne konkretne długości fali – czyli jaką temperaturę musi mieć dany ośrodek aby wyemitował określoną długość fali podczerwonej. To dopiero pozwala uwidocznić z jakimi energiami mamy do czynienia.
Rysunek 6. Zależność natężenia promieniowania od długości fali
– wykres na podstawie prawa promieniowania Wiena
http://www.introl.pl/introl2001/pirometry_new/teoria/teoria_fizyka_1.html
Aby podczerwień wykazywała znaczące własności grzewcze musi mieć dużą częstotliwość. W przypadku omawianych długości fali tak nie jest. Mówienie o wpływie tego promieniowania na ocieplenie klimatu jest sprzeczne z danymi doświadczalnymi i stanowi przejaw ekologicznej propagandy.
Fotosynteza
W publikacjach firmowanych przez ekologów można spotkać stwierdzenie, iż atmosfera jest zanieczyszczona dwutlenkiem węgla. Otóż traktowanie CO2 jako "zanieczyszczenie" jest zasadniczym błędem i świadczy o całkowitej niewiedzy na temat roli tego gazu w przyrodzie. Jest to bowiem gaz bezbarwny, bezwonny, całkowicie przezroczysty. Zwykły składnik atmosfery tak jak inne gazy. Co więcej, ma on dla środowiska naturalnego niezmiernie wielkie znaczenie. Jest to związek węgla, który warunkuje powstawanie wszystkich organicznych związków przyrody ożywionej. Zieloni, pochłonięci propagowaniem swoich idei zapomnieli zupełnie, że CO2 jest nieodzownym czynnikiem procesu fotosyntezy obok wody i promieniowania słonecznego. Bez niego ten proces nie mógłby zachodzić. Fotosynteza polega na asymilacji przez rośliny CO2 i reakcji cząsteczek tego gazu z wodą przy udziale światła słonecznego. W wyniku reakcji powstają węglowodany, na bazie których są wytwarzane wszelkie związki chemiczne służące roślinom do budowy ich struktury biologicznej. Wśród nich jednym z najważniejszych wielocukrów jest celuloza (C6H10O5) - główny składnik błony komórkowej roślin, bez którego nie jest możliwe powiększanie ich masy. Istotne jest, że nie ma innej drogi pozyskiwania węgla, jak tylko pobieranie go z atmosferycznego CO2. Zwiększenie ilości dwutlenku węgla powoduje też zwiększenie intensywności procesu fotosyntezy, co skutkuje szybszym wzrostem roślinności. CO2 tak samo jak woda służy rozwojowi flory. Bez niego rośliny w ogóle by nie rosły i życie na Ziemi całkiem by ustało. Znaczenie CO2 dla przyrody jest zatem olbrzymie. Nie chodzi więc o to, jak mówią Zieloni, by drzewo pochłonęło CO2 i wytworzyło tlen. Chodzi o to by ten proces realizował się cały czas, a do tego potrzebna jest ciągła obecność CO2 w atmosferze. Z tego punktu widzenia również zwiększenie ilości dwutlenku węgla jest dla przyrody korzystne. Warto wiedzieć, że w uprawach szklarniowych stosuje się nawożenie dwutlenkiem węgla, co skutkuje znacznym zwiększeniem plonów.
Dwutlenek węgla jest niezbędnym czynnikiem życia na Ziemi. Warunkuje on wzrost roślin, które z kolei stanowią pożywienie zwierząt. Na przestrzeni kilkuset milionów lat roślinność lądowa wykorzystywała atmosferyczny dwutlenek węgla tak intensywnie, że jego obecna ilość jest około 13 razy mniejsza niż 400 milionów lat temu. Rozwój flory mógłby w skrajnym przypadku spowodować, iż zawartość CO2 w powietrzu spadłaby do zera i wręcz zagrożone byłoby istnienie życia na planecie. Jednak tak się nie dzieje. Fakt ten ma swoją ważną przyczynę. Jest nią szereg zjawisk związanych z tektoniką płyt skorupy ziemskiej. Litosfera znajduje się bowiem w ciągłym ruchu. Nieustannie rozszerzają się płyty oceaniczne Atlantyku i Oceanu Indyjskiego. W miejscu pęknięć (ryft oceaniczny), kilka kilometrów pod powierzchnią wody, następuje ciągły wypływ lawy i emisja gazów wulkanicznych. Z kolei w strefach subdukcji płyta oceaniczna załamuje się i jest wsuwana pod płytę kontynentalną. Warto przy tym zwrócić uwagę, że płyta oceaniczna jest zadziwiająco młoda (200 milionów lat) w stosunku do kontynentów, których wiek sięga 3,8 miliardów lat. Więc kontynenty nie uczestniczą w tym procesie. Długość grzbietów oceanicznych można oszacować na dziesiątki tysięcy kilometrów. Są one zbudowane ze skał pochodzenia wulkanicznego. W ich środku znajduje się dolina ryftowa – miejsce pęknięcia skorupy ziemskiej i ciągłej emisji CO2. Bez tego zjawiska CO2 w atmosferze i wodach morskich mogłoby zabraknąć. Ale nie chodzi tu tylko o sam wulkanizm. Mamy tu bowiem do czynienia z jednym z etapów większego zjawiska – obiegu węgla między litosferą, wnętrzem Ziemi, oceanami, atmosferą i organizmami żywymi. Nagromadzone przez miliony lat złogi wapieni, utworzone ze szkieletów organizmów morskich, kalcyty, kreda i inne minerały, wraz z uwięzionym w nich dwutlenkiem węgla wracają do wnętrza Ziemi w strefie subdukcji. Stąd emitowany na skutek wulkanizmu CO2 zawiera w sobie węgiel, który mógł już brać udział w procesach biologicznych.
Zatem człowiek, wydobywając i spalając kopaliny, nie czyni nic więcej niż sama natura. Co więcej, przyczyniamy się w ten sposób (co prawda w bardzo drobnym wymiarze) do przywrócenia przyrodzie czynnika niezbędnego do jej życia i rozwoju.
Rysunek 6A. Doliny ryftowe - miejsca pęknięcia i rozszerzania się skorupy ziemskiej (spreading).
Najmłodsze utwory dna oceanicznego oznaczono na czerwono, najstarsze na niebiesko.
Słońce i jego rola
Brytyjski uczony Lord Christopher Monckton of Brenchley twierdzi, iż w ostatnich 70 latach aktywność Słońca była większa niż w ciągu tysięcy ubiegłych lat. Zwraca też uwagę, że atmosfery Marsa, Jowisza, Neptuna i innych ciał niebieskich ociepliły się w tym samym czasie co Ziemia. Z tezą tą zgadzają się również naukowcy należący do Physics and Society Forum, wchodzącego w skład Amerykańskiego Stowarzyszenia Fizyków.
http://www.dailytech.com/Myth+of+Consensus+Explodes+APS+Opens+Global+Warming+Debate/article12403.htm
http://www.aps.org/units/fps/newsletters/200807/monckton.cfm
Zwolennicy teorii globalnego ocieplenia odrzucają z góry możliwość wzrostu aktywności Słońca w ostatnich czasach. Rozmaici naukowcy przekonują o braku jakichkolwiek dowodów wynikających z obserwacji jak i z teorii. Niemniej takie dowody istnieją, ale nie przedostają się do opinii publicznej. Są to zarówno wykresy zmian w emisji promieniowania słonecznego, jak też dane dotyczące innych planet i księżyców. Niżej pokazano fotometrię Neptuna, czyli badanie astronomiczne jasności tej planety, która wzrasta od lat osiemdziesiątych XX wieku. Dla porównania pokazano też zmiany temperatury na Ziemi i wykresy obrazujące wzrost aktywności Słońca. Związek emisji słonecznej i temperatury na Ziemi jest widoczny. Pomimo pewnych fluktuacji zasadniczy kierunek tych zmian jest wyraźnie rosnący. Mars również ociepla się, czego dowodzą dane uzyskane niedawno przez NASA z próbników marsjańskich.
http://www.worldclimatereport.com/index.php/2007/05/08/neptune-news/
http://www.geocraft.com/WVFossils/Reference_Docs/GW_on_mars.pdf
Dwa rysunki: 1. Zmiany jasności Neptuna w porównaniu z innymi danymi
2. Wzrost natężenia promieniowania słonecznego w zestawieniu z temperaturą na Ziemi
Dwutlenek węgla
Atmosfera Ziemi zawiera około 0,035% CO2. Wody oceanów, mórz i rzek są tym gazem nasycone w wielokrotnie większym stopniu. CO2 łatwo rozpuszcza się w wodzie. W wodach zimnych rozpuszcza się jednak o wiele lepiej i utrzymuje się dłużej niż w wodach ciepłych. Z tego powodu zachodzenie fotosyntezy w wodach zimnych jest bardziej nasilone, co sprzyja rozwojowi zielonego planktonu, którym żywi się wiele niższych zwierząt, będących pożywieniem ryb. CO2 w oceanach warunkuje rozwój życia roślin, ale też zwierząt tworzących wapienne szkielety, wpływa też na liczebność gatunków czerpiących budulec z dwutlenku węgla oraz jest wiązany w postaci kilku substancji chemicznych. Ma to znaczenie dla przyswajania przez przyrodę CO2. Naukowcy określają oceany mianem zbiornika wyrównawczego dla CO2 atmosferycznego. Istnieje udowodniony związek między temperaturą wód a ilością rozpuszczonego w nich ditlenku. Zwiększenie temperatury wód oceanicznych powoduje przejście pewnej ilości CO2 do atmosfery. Ze względu na ogromną zawartość CO2 w oceanach nawet niewielkie wahania temperatury mogą spowodować zauważalną zmianę zawartości CO2 w powietrzu. Zależność ta jest uwidoczniona na poniższym wykresie (Rysunek nr 8) pokazującym zmiany na przestrzeni ostatnich dwudziestu tysięcy lat. Podczas ostatniej epoki lodowcowej (zakończonej 11,5 tys. lat temu) w zimnych wodach oceanów rozpuszczały się znacznie większe ilości CO2 co skutkowało zmniejszeniem zawartości tego gazu w atmosferze. Ocieplenie klimatu, wyraźnie zaznaczone na wykresie, i związane z nim podwyższenie temperatury wód, spowodowało efekt odwrotny. Korelacja ta zachodzi ciągle, bo ma związek z fizyczną zależnością zdolności rozpuszczania CO2 od temperatury wody.
Rysunek 8. Zmiany ilości CO2 w atmosferze i zmiany temperatury na przestrzeni 20 tysięcy lat
Na ten fakt zwracają uwagę naukowcy, którzy przyczynę ocieplenia klimatu dostrzegają w zwiększonej aktywności Słońca. To nie CO2 powoduje ocieplenie - mówią - ale przeciwnie, zwiększona od dziesięcioleci aktywność Słońca powoduje wzrost temperatury oceanów, co skutkuje zmniejszeniem zdolności rozpuszczania CO2 w wodzie i przejściem pewnej ilości tego gazu z oceanu do atmosfery. W ten sposób tłumaczą obserwowany wzrost zawartości CO2 w powietrzu.
Zamieszczona niżej tabela przedstawia zawartość węgla w różnych miejscach na Ziemi. Ważne dla omawianego tematu jest porównanie zawartości węgla w atmosferze i oceanach. Co prawda bierze się tu pod uwagę sam węgiel jako pierwiastek, ale jeśli chodzi o atmosferę i wody to wchodzi on w skład CO2 w bardzo dużej części
Węgiel na Ziemi. Tabela z Encyklopedii Przyroda i Technika
wyd. Wiedza Powszechna 1963 r.
Zieloni mają pewną łatwość przydawania człowiekowi i jego cywilizacji znaczącej roli w odniesieniu do całej Ziemi, co jest wielką przesadą. Skala planety i jej atmosfery to jednak bardzo dużo. W odniesieniu do niej cywilizacja i jej przejawy to skala mikro. Z perspektywy statku kosmicznego na orbicie okołoziemskiej w ogóle nie widać śladu działalności człowieka ani jego obecności. Atmosfera to też zbyt wiele by na nią wpływać w sposób globalny. Trzeba zwrócić uwagę na masy Ziemi i powietrza. Są to "liczby kosmiczne", które czasem nawet trudno nazwać, a co dopiero mówić o dokonywaniu tutaj zmian. Dla przykładu przyjmijmy, że jednorazowo wyemitujemy do atmosfery pięć miliardów ton jakiegoś gazu. Trudno wyobrazić sobie taką sytuację, ale nawet gdyby tak się stało to będzie to niespełna jedna milionowa część masy atmosfery – znikomy jej ułamek. W przypadku CO2 jego emisja nie jest nagła, lecz rozłożona w czasie co umożliwia przyrodzie zagospodarowanie tego gazu (poprzez zwiększenie intensywności procesu fotosyntezy oraz rozpuszczenie w wodach, wiązanie w postaci kilku związków chemicznych i wyzyskiwanie CO2 przez wszelkie organizmy morskie itd.). Uznawanie głównego sprawstwa człowieka w kwestii ocieplenia klimatu jak też w sprawie wzrostu zawartości CO2 w powietrzu jest daleko idącym przecenianiem roli człowieka w świecie. Zmiany, jeśli zachodzą, muszą mieć źródło naturalne i to o wielkim wymiarze. Produkcja CO2 przez ludzką cywilizację ma znaczenie marginalne. Mówi się o emisji 11 ton CO2 przypadających na każdego człowieka, co po zsumowaniu daje około 3,4% ogólnej ilości CO2 w atmosferze. Taka ilość ditlenku nie stanowi dla przyrody żadnego problemu, także dzięki temu, że wszelki nadmiar tego gazu zostanie zawsze rozpuszczony w wodach oceanów i jedynie wahania ich temperatury mogą wpłynąć na zmianę zawartości CO2 w powietrzu. Ponadto, należy mieć na uwadze, że źródłem największej emisji dwutlenku węgla do środowiska są naturalne procesy tektoniczne dziejące się na dnie oceanów. Grzbiety śródoceaniczne, rozciągnięte na tysiące kilometrów, nieustannie rozpychają płyty kontynentalne. W dolinach ryftowych zachodzą procesy wulkaniczne, którym towarzyszą ciągłe wypływy magmy i wyrzucanie gazów (w tym w dużej ilości CO2). Jest to źródło emisji ditlenku niemal niewyczerpane i o ogromnej skali. Rozpatrując sprawę w tym kontekście można dostrzec absurdalność działań zmierzających do magazynowania CO2, wpompowywania pod ziemię, zestalania za pomocą bardzo wysokich ciśnień i tak dalej. Jakich to wymaga nakładów i skąd na to brać pieniądze? Jednak z takimi pomysłami mamy obecnie do czynienia. Są to działania zupełnie pozbawione sensu i to nie tylko ze względu na ich całkowitą nieskuteczność, ale również z powodu kosztów, których ponoszenia wymaga się od społeczeństwa. Należy też pamiętać, że jeśli ocieplenie klimatu rzeczywiście ma miejsce i średnia temperatura na Ziemi jeszcze wzrośnie, to pewne regiony świata będą naprawdę potrzebować pomocy i będzie to wymagać środków, które teraz marnuje się na bezsensowne działania.
Doświadczenie z forum internetowego
(http://chemia.pg.gda.pl/arch/2004/05/0210.html)
Jako wychowanek Mastalerza postanowiłem sprawdzić jego tezę,
że zwiększenie stężenia CO2 w powietrzu nic nie zmieni, bo i tak
jest pochłaniane 100% energii w paśmie absorpcji ditlenku.
Zrobiłem więc widmo IR 0,5 metrowej warstwy powietrza (trochę z
tym zabawy). Wyszło mi, że transmisja w paśmie wynosi tylko
65%, a więc praktycznie cała energia jest pochłaniana w jakichś
10 metrach atmosfery.
Jak to jest z tym efektem cieplarnianym?
Mamy tu opis doświadczenia znaleziony na forum internetowym Politechniki Gdańskiej. Doświadczenie odnosi się dokładnie do tematu niniejszych rozważań. W jego wyniku stwierdzono, że całość promieniowania podczerwonego w paśmie absorpcji CO2 jest pochłaniana przez warstwę atmosfery o grubości około dziesięciu metrów. Należy się zastanowić co to oznacza?
Grubość atmosfery ziemskiej wynosi ok. 1000 kilometrów. Z tego przyjmijmy, że około 100 kilometrów n.p.m. to gazy o dużej gęstości, powyżej rozrzedzenie jest znaczne. Okazuje się, że już bardzo mała warstwa powietrza, o grubości zaledwie 10 metrów, bardzo drobny ułamek atmosfery, pochłania całość promieniowania podczerwonego w zakresie właściwym dla CO2. Należy zatem wnioskować, że zwiększenie lub zmniejszenie ilości dwutlenku węgla w atmosferze, jako jednego z absorbentów, nic nie zmieni w sposobie pochłaniania podczerwieni. Już drobny ułamek atmosfery, zawierający, co zrozumiałe, taki sam ułamek ogólnej ilości CO2, pochłania całość tej energii. Nie można więc liczyć, że zmniejszenie ilości CO2, na przykład o połowę, spowoduje iż atmosfera nie pochłonie tej energii lub pochłonie jej mniej. Nie można także stwierdzić, że ogólna ilość CO2 w atmosferze Ziemi, ma w tej sprawie w ogóle jakieś znaczenie, bo już znikomy ułamek powietrza pochłania całą podczerwień, więc większa lub mniejsza ilość CO2 nie odgrywa tutaj roli.
A przede wszystkim mamy tutaj przytoczoną tezę profesora Mastalerza: „zwiększenie stężenia CO2 w powietrzu nic nie zmieni, bo i tak jest pochłaniane 100% energii w paśmie absorpcji ditlenku” – czyli składniki atmosfery mają własność całkowitego pochłaniania tych zakresów promieniowania, które pochłania dwutlenek węgla. A wniosek z tego jest taki, że zwiększenie ilości CO2 w atmosferze nie ma żadnego wpływu na absorbowanie omawianych częstotliwości podczerwieni, a co za tym idzie wahania zawartości CO2 w atmosferze nie mają znaczenia - nie mogą wpływać na klimat.
Doświadczenie i wyniki naukowej analizy
Identyczne doświadczenie wykonał niemiecki fizyk doktor Heinz Hug. Jego opis przedstawił na stronie internetowej http://uploader.wuerzburg.de/mm-physik/klima/artefact.htm wraz z bardzo znaczącymi dla omawianego tematu wnioskami. Warto się z tą stroną zapoznać. W kwestii pochłaniania promieniowania podczerwonego w paśmie CO2 otrzymał wyniki identyczne jak w doświadczeniu wyżej przytoczonym. Niemal całość promieniowania 99,94% jest pochłaniana w 10-metrowej warstwie powietrza. Powstaje pytanie - czy to cząsteczki dwutlenku węgla są odpowiedzialne za pochłonięcie całej tej energii? To ciekawa kwestia, zważywszy, że chodzi o niedużą warstwę atmosfery i oprócz tego bardzo małą przecież zawartość CO2. Nie po raz pierwszy sprawa ta była przedmiotem analizy. Uczeni zajmujący się tym tematem wskazują jako przyczynę pochłonięcia częstotliwości właściwych dla CO2 pozostałe składniki atmosfery: N2, O2 i H2O. W toku doświadczenia wykonano najpierw widmo powietrza w zakresie 14µm - 16µm z zawartością 0,0357% CO2, a następnie zwiększono dwukrotnie ilość dwutlenku węgla w badanej próbce (0,0714%) i w wyniku analizy spektrometrycznej i po dokonaniu obliczeń uzyskano niezmiernie znaczące dane. Otóż okazuje się, że dwukrotne zwiększenie zawartości CO2 w atmosferze powoduje niezwykle mały wzrost absorpcji, zaledwie o 0,17%. Skutkuje to zwiększeniem natężenia promieniowania oddziałującego na powierzchnię Ziemi o 0,054 W/m2. W efekcie nastąpi wzrost temperatury o 0,012oC. Oczywiście takie podniesienie temperatury wyklucza spowodowanie ocieplenia klimatu w jakimkolwiek stopniu. Przewidywania IPCC odbiegają od tutaj przedstawionych drastycznie. Różnica jest 80-krotna. Jednak nie ma wątpliwości kto ma rację. Dane uzyskano w wyniku doświadczenia, które zawsze ma wyższość nad teoretycznymi dywagacjami i daje możliwość opisu zjawisk fizycznych nawet wtedy, gdy nie do końca są poznane ich przyczyny. Ale nie tylko o to chodzi. Wyniki te są zgodne z innymi dowodami naukowymi. W szczególności z badaniami geologicznymi i geochemicznymi, które pozwoliły sporządzić wykres zmian temperatury i zawartości CO2 w atmosferze na przestrzeni 600 milionów lat. Wykres ten jest osobnym dowodem w omawianej sprawie i może być w sposób zupełnie niezależny użyty do obalenia teorii zakładającej wpływ CO2 w atmosferze na temperaturę na Ziemi. Jest to efekt długich prac badawczych. Ich metody szczegółowo opisano na stronie http://www.geocraft.com.
Rysunek 11. Zmiany średniej temperatury i zawartości CO2 w atmosferze na przestrzeni 600 milionów lat.
Wykres ze strony http://www.geocraft.com/WVFossils/GlobWarmTest/A6c.html
Wykres ten pokazuje wyraźnie, że zmiany zawartości CO2 w powietrzu, i to nawet bardzo znaczne, sięgające 0,25% w kambrze, w żaden sposób nie oddziaływały na temperaturę. Nawet gdy zawartość ta sięgała 0,7% - czyli była 20 razy większa niż obecnie - temperatura nie wzrosła. Pod koniec ordowiku mieliśmy epokę lodowcową, podczas której stężenie CO2 w atmosferze wynosiło 0,44%. Dopiero w dewonie ilość CO2 zmniejszyła się w związku z nowym zlodowaceniem i zwiększeniem rozpuszczalności CO2 w wodach, jak też w wyniku rozwoju roślinności, która pojawiła się na lądach pod koniec syluru. Nowy wzrost łączy się z zakończeniem epoki lodowej w permie, ociepleniem wód oceanicznych i przejściem zawartego w nich ditlenku do atmosfery. Po ochłodzeniu klimatu na przełomie jury i kredy mieliśmy już tylko spadek zawartości CO2 w powietrzu, pomimo powrotu średniej temperatury do ziemskiej normy wynoszącej około 22oC. W trzeciorzędzie nastała, trwająca do dzisiaj, nowa epoka glacjalna, ochłodzenie wód oraz dalsze zmniejszenie ilości CO2 w powietrzu. Były więc bardzo znaczące wzrosty jak też spadki zawartości CO2 w atmosferze, przy których temperatura na Ziemi nie zmieniała się. Co więcej, ocieplaniu klimatu towarzyszyły poważne spadki zawartości ditlenku, bywało też odwrotnie. Biorąc pod uwagę dane zawarte na zamieszczonym wykresie, nie można uznać słuszności twierdzeń ludzi zajmujących się efektem cieplarnianym, że podwojenie dzisiejszej ilości CO2 spowoduje kilkustopniowy, czy nawet pół stopniowy wzrost temperatury. Przy pokazanych na wykresie stężeniach mielibyśmy bardzo znaczące wahania średniej temperatury, które jednak nigdy nie miały miejsca. Jaką wartość mają dane IPCC wskazujące, że temperatura powinna podnieść się o 7,2oC przy dwukrotnym wzroście obecnej zawartości CO2 w powietrzu? Historia Ziemi pokazuje, że nie jest to możliwe.
Przy okazji warto zauważyć, że wzrost temperatury w obecnych czasach nie stanowi szczególnej anomalii. Przez większość dziejów Ziemi średnia temperatura wynosiła ok. 22oC. Dzisiaj mamy do czynienia z oziębieniem klimatu i gdyby zaczęła następować zmiana, nie byłoby w tym nic dziwnego.
Poniższy rysunek pokazuje ilości promieniowania podczerwonego pochłanianego przez atmosferę przy różnych stężeniach dwutlenku węgla (0,015%; 0,03%; 0,06% oraz 0,12%). Wysokość poszczególnych krzywych, oznaczonych różnymi kolorami, informuje o wielkości zaabsorbowanej energii. Widzimy, że kształty krzywych niewiele różnią się od siebie, co jest jednoznacznym potwierdzeniem danych uzyskanych doświadczalnie przez dr. Heinza Huga. Dowiódł on, że przy podwojeniu obecnego stężenia CO2 w powietrzu pochłanianie wzrośnie tylko o 0,17%. Trzeba w związku z tym stwierdzić, iż bardzo znaczący udział w pochłanianiu częstotliwości właściwych dla CO2 muszą mieć inne gazy atmosferyczne. Przyczyny tego zjawiska mogą być rozliczne. Być może ma tu znaczenie fakt, iż mamy do czynienia z bardzo małymi energiami. Warto wiedzieć, że detekcja i pomiary podczerwieni w zakresie około 20µm oraz konstruowanie urządzeń optycznych do takich pomiarów stanowią poważny problem techniczny właśnie z powodu bardzo małej mocy promieniowania. Emitowane fotony prawdopodobnie są wykorzystywane do wyrównania niedoborów energetycznych przez atomy, z których są zbudowane gazy atmosferyczne.
Rysunek 12. Ilość promieniowania pochłanianego przez powietrze z różną zawartością CO2.
Wysokość krzywych mówi o wielkości pochłaniania.
Ekologiczna demagogia
W czasie pewnej audycji radiowej poświęconej ociepleniu klimatu redaktor zwrócił się do swojego gościa nazywając go „ekologiem”. Reakcja rozmówcy była zadziwiająco gwałtowna. Z wielkim oburzeniem stwierdził, że ekologiem nie jest, bo jest to określony zawód, wymagający specjalnego wykształcenia, a on jest po prostu obrońcą środowiska naturalnego. Jak z takimi ludźmi rozmawiać? Niemniej trzeba przyznać, że tutaj powiedziano prawdę. Nazywanie Zielonych ekologami jest nieścisłe. Od ekologa wymaga się ukończenia studiów i zawodowej specjalizacji w tej dziedzinie. A Zieloni to zwykle młodzież nauczona ekologicznych sloganów. Ludzie najbardziej podatni na propagandowe hasła i raczej nie są oni ekspertami.
Nieodłącznym elementem dyskusji o efekcie cieplarnianym są wyuczone i powtarzane ciągle chwyty demagogiczne. Jednym z nich jest odmowa wszelkiej dyskusji z racjonalnymi argumentami. W konfrontacji nie pada odpowiedź na pytanie ani odniesienie do konkurencyjnej teorii. Można za to usłyszeć, że na dyskusje nie ma czasu, bo stan Ziemi jest tak zły, iż konieczne jest niezwłoczne działanie w celu „ratowania świata”, więc rzeczowe i istotne argumenty nawet nie są przedmiotem zastanowienia. Na bazie teorii Zielonych likwiduje się przemysł, stwarza się zagrożenie dla ekonomii i nie może być dyskusji w tej sprawie, bo nie ma czasu. Czy ktoś potrafi to zrozumieć? Jednak odpowiedzi na argumenty przeciwników globalnego ocieplenia pojawiają się, ale w zadziwiająco obłudnej i pokrętnej formie. Przykładem może być sprawa wzrostu promieniowania słonecznego. Jeszcze niedawno padały zapewnienia, że żadnego wzrostu aktywności Słońca nie ma, obserwacje nic podobnego nie wykazały i było to podobno zdanie większości uczonych. Kiedy jednak pokazano dowody, wykresy i dane z obserwacji astronomicznych mówiące, iż aktywność Słońca wzrasta od dziesięcioleci, co praktycznie stanowi wskazanie przyczyny ocieplenia klimatu, ekolodzy tylko trochę zmodyfikowali swoje tezy. Przyznali, że Słońce miało wpływ na ocieplenie, ale tylko w około 25-35% w latach 1980 – 2000 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Globalne_ocieplenie). Na czym opierają się te rachuby - nie wiadomo. Ale to nie wszystko. W podobny sposób potraktowano sprawę rozpuszczalności CO2 w oceanach. Oceany zawierają około 50 razy więcej CO2 niż powietrze. Wzrost temperatury wód powoduje przejście pewnej ilości ditlenku do atmosfery, co tłumaczy obserwowany wzrost stężenia tego gazu. Co trzeba więcej aby wyjaśnić zjawiska związane z ociepleniem klimatu? Jednak na ten argument ekolodzy są dotąd całkowicie głusi. Za to postanowili rozpowszechniać tezę o wzroście zakwaszenia wód (woda nasycona CO2 zawiera około 0,002% kwasu węglowego). Ale przecież nie chodzi o zakwaszenie. Jest ono i tak wielokrotnie mniejsze niż w czasie ostatniego zlodowacenia. Chodzi o to, że CO2 w oceanach jest źródłem wzrostu ilości dwutlenku węgla w powietrzu, lecz ten prosty wniosek przekracza zdolności percepcji tych ludzi. Przecież IPCC nie może swojego „dorobku naukowego” wyrzucić nagle do kosza i przyznać się do błędu.
Inny przykład dotyczy warsztatu naukowego Zielonych. Oto cytat z 4 raportu IPCC:
"Następuje globalna zmiana klimatu.
Prawdopodobieństwo, że te zmiany są wywołane przez czynniki naturalne jest około 5%.
Prawdopodobieństwo, że zmiany te są spowodowane przez antropogeniczną emisję gazów cieplarnianych jest ponad 90%.
Przewiduje się, że w 21 wieku temperatura na Świecie wzrośnie o 1.8 do 4C. Z tym, że możliwe są zmiany od 1.1 do 6.4C.
Poziom wód oceanu wzrośnie prawdopodobnie o 28 do 42cm.
Istnieje 90% prawdopodobieństwo, że będą występowały upały i silne opady.
Intensywność cyklonów tropikalnych na Północnym Atlantyku wzrosła od 1970 i koreluje się dodatnio z temperaturą oceanu
Obserwowane zwiększenie intensywności cyklonów tropikalnych jest większe niż w przewidywaniach modeli klimatu, w których uwzględniono obserwowalne zmiany SST
Nie ma obserwowalnego trendu w ilości cyklonów tropikalnych
Istnieje prawdopodobieństwo (>50%), że intensywność cyklonów tropikalnych wzrosła przez działalność człowieka
Z prawdopodobieństwem (>66%) intensywność cyklonów tropikalnych może wzrosnąć w 21 wieku ze względu na działalność człowieka
Przypis do tabeli SPM-2 ma notatkę, że "wielkość antropogenicznych zmian (intensywności cyklonów tropikalnych) nie jest oceniona. Atrybucja tego zjawiska jest oparta na opinii ekspertów, a nie na formalnych badaniach atrybucji".
http://www.wiki.ahref.pl/pl/wiki/Czwarty_Raport_IPCC.html
Z tego, jak i wielu innych dokumentów, widać jak określa się zagrożenia dla klimatu. Tu nie stosuje się badań ani doświadczeń. Nie podaje się wcale konkretnych liczb. Wszelkie przewidywania oparte są na szacunkach, a główną metodą badawczą jest rachunek prawdopodobieństwa. Przy tym najczęściej prawdopodobieństwo to wynosi: 50%, 66% albo 90%. Czasami jest to od 40 do 60%. Z cytowanego fragmentu można się dowiedzieć, że będą występowały upały i silne opady, tak jakby te zjawiska nigdy wcześniej nie miały miejsca. O cyklonach tropikalnych napisano, że w XXI wieku może wzrosnąć ich ilość oraz, że z winy człowieka stały się one bardziej intensywne. Znamienne jest zdanie na końcu, w którym stwierdza się, że nie przeprowadzono żadnych badań na ten temat. Trzeba powiedzieć, iż przedstawiony sposób formułowania raportu jawi się jako zwykła groteska i stanowi jakąś przedziwną formę drwiny z czytelników. Ale szczególnie zaskakujące i niezrozumiałe jest to, że tego typu treści znajdują posłuch u polityków, którzy na tej bazie chcą ograniczać produkcję przemysłową i w ten sposób uderzać w podstawy bytu społeczeństwa.
Naturalny efekt cieplarniany – prawda czy fikcja?
Ważnym przyczynkiem do dyskusji o wpływie CO2 na ziemski klimat jest teoria dotycząca istnienia tak zwanego „naturalnego efektu cieplarnianego”. Zagadnienie niezwykle zagadkowe i budzące słusznie wielkie wątpliwości. Wiąże się ono z obliczeniem temperatury powierzchni Ziemi przy uwzględnieniu stałej słonecznej, czyli mocy promieniowania docierającego do naszej planety oraz ziemskiego albedo – współczynnika odbicia światła przez Ziemię.
Do obliczeń służy następujący wzór:
po podstawieniu danych otrzymujemy:
(T – temperatura bezwzględna, σ – stała Stefana-Boltzmanna, A – albedo, czyli współczynnik odbicia światła, Fs – stała słoneczna, K – stopnie Kelvina)
Jak pokazano temperatura na powierzchni ziemi powinna wynosić teoretycznie –18oC. Niewątpliwie byłoby tak gdyby Ziemia nie posiadała atmosfery. Różnica temperatur byłaby wtedy ogromna, tak jak na Księżycu, gdzie nocą jest ok. –130oC, a w dzień +120oC. Średnia temperatura wynosi tam około –23oC. Niemniej nasza planeta posiada atmosferę i nie tylko, bo także oceany stanowiące większość jej powierzchni. Czyli posiada warunki umożliwiające akumulowanie ciepła. Sprawia to, że różnica temperatur między dniem i nocą przedstawia się całkowicie inaczej. Z jednej strony atmosfera zatrzymuje i rozprasza część promieniowania docierającego ze Słońca, co znacznie obniża temperaturę dnia, z drugiej strony nagrzane w ciągu dnia powietrze i wody utrzymują temperaturę na wysokim poziomie nocą, kiedy promieniowania słonecznego już nie ma. Zatem średnia temperatura musi być wyższa. To dzięki tym czynnikom temperatura powierzchni Ziemi nie wynosi –18oC, ale +14oC. Temperatura średnia jest wyższa od teoretycznej o 33oC. Jednak dla wielu ludzi jest to kwestia niejednoznaczna. Zwolennicy „naturalnego efektu cieplarnianego” bez zastanowienia, jak też bez żadnych podstaw, stwierdzą, że ów wzrost temperatury jest skutkiem wpływu dwutlenku węgla. Należy się zastanowić z jakiego powodu jeden z wielu składników atmosfery ma powodować wzrost temperatury na Ziemi i to w tak wielkim stopniu. Składnik, dodajmy, w obecnym stężeniu, a historycznie kształtowało się ono zasadniczo odmiennie. Wzrost temperatury ma tu nastąpić poprzez promieniowanie CO2 zawartego w powietrzu. Zastanawiające, że aż o 33oC, a w dodatku jest to średnia dotycząca całego globu! Jak łatwo się domyślić terenem największego pochłaniania i emisji będą tereny najbardziej nasłonecznione. Zupełnie inaczej będzie w rejonach gdzie jest noc lub mały kąt padania promieni słonecznych. Zatem ciepło promieniowania ze strony samej tylko atmosfery powinno być jeszcze dużo większe. Czy twórcy tej teorii zastanawiają się nad wypowiadanymi przez siebie treściami? Przecież takie zjawisko nie występuje. Nie trzeba tu nawet specjalnych dowodów. Byłoby to fizycznie odczuwane przez ludzi doznanie. Wiemy czym jest ogrzewanie promieniami słonecznymi, ale ze strony samego powietrza ogrzewanie, i to w takim stopniu, przecież nie jest odczuwalne. Weźmy dla przykładu promiennik podczerwieni. Jakiej należałoby użyć mocy aby podgrzać powierzchnię Ziemi o 33oC? Trzeba do tego promiennika z rozpalonym do czerwoności żarnikiem o temperaturze (dajmy na to) 1200oC i tysiąca watów energii elektrycznej. Jeśli ktoś twierdzi, że samo powietrze jest źródłem takiej energii i proces ten realizuje się ciągle na całym globie, to jest po prostu w wielkim błędzie i został wyprowadzony na manowce przez współczesną pseudonaukę.
Z omawianym tematem łączy się pokazany poniżej wykres. Proszę przyjrzeć się narysowanej krzywej. Jest ona połączeniem teorii „naturalnego efektu cieplarnianego” (z lewej strony) z danymi podobnymi do doświadczalnych (po prawej) dotyczącymi stosunku temperatury do zawartości CO2 w powietrzu. Dane doświadczalne pokazują, że ze wzrostem ilości CO2 w atmosferze temperatura wzrasta minimalnie. Natomiast wzrost temperatury związany z „naturalnym efektem” jest ogromny. Wykres ten dobrze pokazuje do jakich paradoksalnych wniosków prowadzi omawiana teoria.
Analizując wykres zauważymy, że im mniejsze jest stężenie CO2 w powietrzu, tym proporcjonalnie większy jest wzrost temperatury. Przy 0,01% CO2 mamy wzrost o 23oC, przy 0,005% jest to 15oC, ale przy stężeniu 0,001% temperatura miałaby wzrosnąć aż o 5oC! Czyli już minimalna, śladowa ilość CO2 w atmosferze miałaby powodować kilkustopniowy wzrost średniej temperatury na całym globie! Jeśli dodatkowo jeszcze weźmiemy pod uwagę, że częstotliwości właściwe dla CO2 są pochłaniane przez 10 metrów atmosfery, jej najniższą warstwę, to dojdziemy do wniosku, iż wszystkie omówione efekty powinna powodować ta właśnie minimalna warstwa powietrza i jeszcze mniejsza ilość CO2 w niej zawarta. W tym kontekście teoria „naturalnego efektu cieplarnianego” jawi się jako zupełne kuriozum. Powiązanie temperatury na Ziemi z jednym ze składników powietrza i stworzenie przekonania, że to CO2, a nie Słońce ogrzewa planetę, należy traktować jako zasadniczą pomyłkę.
Jak zatem wytłumaczyć fakt, że prawdziwa średnia temperatura tak bardzo różni się od wyliczonej teoretycznie? Odpowiedź jest prozaiczna. Atutem naszej planety jest dość duża atmosfera, a przede wszystkim obecność wody na jej powierzchni. Ważna jest szczególnie wielka bezwładność cieplna oceanów. Ich ogrzanie wymaga długiego czasu, jednak równie długo i z trudem tracą one swoje ciepło. Temperatura powietrza w dużej mierze kształtuje się właśnie pod wpływem oceanów. Temperatura atmosfery, jako miara energii kinetycznej cząsteczek powietrza, jest efektem przejmowania przez gazy drgań cząsteczek i atomów powierzchni Ziemi (w tym również wód), rozgrzanych przez promieniowanie słoneczne. Istotne jest, że nawet gdy strumienia emisji słonecznej nie ma, gdy jest noc, energia kinetyczna cząsteczek powietrza nie znika, ale ciągle istnieje, wygasając stopniowo, co powoduje tylko niewielkie obniżenie temperatury. Jeszcze większe znaczenie ma tutaj ciepło wód oceanicznych, wpływające na temperaturę wielkich mas powietrza. Zatem mimo braku emisji słonecznej w nocy ciepło powierzchni Ziemi utrzymuje się. Nie spada drastycznie jak na Księżycu, w kontakcie z zimnem przestrzeni kosmicznej.
Wnioski
Ekolodzy twierdzą, iż ich teorie mają bezwzględne poparcie uczonych i pewne naukowe podstawy. Mówią, że większość uczonych jest tego samego zdania co oni. Ale wiele danych pokazuje, iż jest to pusta retoryka, a naprawdę jest zupełnie inaczej. Świadczą o tym petycje naukowców z różnych krajów (Deklaracja Lipska, Apel Heidelberski, Petycja Oregońska), wzywające rządy do tego, by nie ulegać ekologicznej nagonce i nie zmniejszać produkcji pod presją działaczy ekologicznych, podpisane przez ogromną liczbę naukowców, wśród których mamy najznaczniejsze nazwiska. Pisze o nich profesor Przemysław Mastalerz w swojej książce „Ekologiczne kłamstwa ekowojowników”. Oczywiście zdanie tych uczonych nie ma dla ekologów żadnego znaczenia i jest całkowicie pomijane. Jest również ignorowane przez środki masowego przekazu, co powoduje, iż opinia publiczna nie uświadamia sobie istnienia odmiennych poglądów w omawianej sprawie. Jedyną odpowiedzią na wezwania uczonych jest argument, że są oni przekupieni przez koncerny przemysłowe. Nie ma żadnej innej dyskusji i żadnego odniesienia do ich argumentów.
Można się z tej publikacji dowiedzieć jeszcze wielu innych ciekawych rzeczy. Między innymi tego, że zawodowi klimatolodzy kwestionują w ogóle istnienie ocieplenia klimatu. Poddaje się także w wątpliwość przewidywania w kwestii ocieplenia. Okazuje się, że prognozy budowane są w oparciu o komputerowe modele klimatu, które nie mają wiele wspólnego z naukowymi badaniami w tej dziedzinie, opartymi na doświadczalnej analizie stanu atmosfery. Znajdziemy tam również autorytatywne zapewnienie, że jak dotąd nie ma dowodu na to, iż dwutlenek węgla może być odpowiedzialny za powodowanie globalnego ocieplenia.
Generalnie należy określić działania ekologów jako tendencyjne i pełne przesady. Celowo czynią oni nieuzasadniony alarm, dążąc do ograniczania produkcji. Nie zastanawiają się czy jest to konieczne, oraz że może to przynosić szkody w rozmaitych dziedzinach. Liczy się tylko zmniejszenie ilości dymiących kominów. Jakimi metodami się tego dokona i jakie będą konsekwencje tych działań – to dla nich kwestia drugorzędna. Ekolodzy dawno już zadeklarowali, że będą działać w sposób tendencyjny. To znaczy, że nawet wbrew dowodom naukowym, będą tak przedstawiać zagrożenie dla środowiska aby zmniejszać wszelką produkcję. Dla nich nie ma znaczenia, czy zagrożenie jest duże, małe, czy też go nie ma, jak w przypadku CO2, którego zawartość w atmosferze może się zwiększyć bez żadnych konsekwencji. Intencje zielonych dobrze obrazuje wypowiedź „nawróconego” przez ekologów, niemieckiego uczonego Hansa von Storcha, który powiedział: „Alarmiści uważają, że zmiana klimatu jest czymś niezwykle niebezpiecznym, niezwykle złym, i że przesadzanie na ten temat, jeżeli ma na celu dobro, nie jest takie złe”. Ta właśnie idea przyświecała twórcom konwencji klimatycznej w Rio de Janeiro w 1992 roku. Przyjęto, że brak pewności naukowej co do wpływu CO2 (i innych gazów) na klimat, nie może być przeszkodą do ograniczania jego emisji. Czyli logika i racjonalizm zostały tam całkowicie odrzucone. Bez dowodów naukowych ma być hamowany rozwój ekonomiczny.
Powstaje także pytanie, czy obecne działania w kwestii klimatu można w ogóle jeszcze uważać za ekologię. Jest to raczej walka z wymyślonymi problemami, bazująca na nie potwierdzonych teoriach, i to w sytuacji gdy istnieją prawdziwe naukowe dowody, że CO2 nie ma wpływu na temperaturę na Ziemi. Chodzi tu w szczególności o geologiczną rekonstrukcję temperatury, która ponad wszelką wątpliwość pokazuje, że nawet największe wzrosty i spadki stężenia CO2 w atmosferze, jakie mieliśmy w historii planety, nie oddziaływały na klimat. Dane doświadczalne pokazują również, że wpływ pochłaniania i emisji promieniowana podczerwonego przez CO2 na temperaturę jest marginalny. Ale dowody te, jak widać, nie są dla ekologicznej propagandy żadną przeszkodą. Wręcz przeciwnie, można odnieść wrażenie, iż coraz bardziej się ona nasila. Mamy też do czynienia z realnymi działaniami, które są dosłownie karykaturą idei ochrony środowiska. A celuje w nich Unia Europejska, ślepo posłuszna Zielonym. Przykładem jest sprawa energii odnawialnej. Państwa członkowskie Unii muszą produkować ściśle określoną ilość energii opartej na źródłach odnawialnych. W ramach realizacji tego celu w 2005 roku Elektrownia Połaniec otrzymała z polskich lasów czterysta tysięcy metrów sześciennych drewna - ilość, która już wtedy zagroziła produkcji w innych dziedzinach przemysłu, a ma się ona jeszcze zwiększać. Jak widać kolejne granice absurdu są przekraczane. Taka dewastacja i marnotrawstwo istotnego surowca, dokonuje się w kraju, który dosłownie leży na węglu. Jeżeli tak ma wyglądać "ochrona środowiska", to znaczy, że to pojęcie zupełnie zmieniło swoje znaczenie.
Nieobiektywne raporty tworzone przez IPCC (Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu przy ONZ), oraz przejawy nadużywania nauki i jej upolitycznienie mogące przynieść nieobliczalne zagrożenia ekonomiczne, stały się impulsem do utworzenia NIPCC (Pozarządowego Międzynarodowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu). Kilkudziesięciu uczonych, samorzutnie zorganizowanych, przedstawiło własny raport, całkowicie odmienny niż IPCC. W skład NIPCC wchodzą światowej sławy naukowcy. Wśród nich jest między innymi profesor Frederick Seitz - emerytowany rektor Uniwersytetu Rockefellera i były prezes Amerykańskiej Akademii Nauk, S. Fred Singer - założyciel NIPCC, prezydent Science and Environmental Policy Project, Patrick J. Michaels - profesor nauk o środowisku Uniwersytetu Stanu Wiginia, klimatolog Dr. Ray W. Spencer były „starszy naukowiec" w Centrum Lotów Kosmicznych NASA, odpowiedzialny za satelitarne pomiary temperatury globu. Polskę reprezentuje w tym gronie profesor Zbigniew Jaworowski.
Strony internetowe związane z tym tematem:
http://www.wentylacja.com.pl/technologie/technologie.asp?ID=2107#
http://www.eioba.pl/a90008/10_mitow_dotyczacych_efektu_cieplarnianego
http://www.youtube.com/watch?v=BbWCdP2MNhQ - film: "Globalne Ocieplenie - Globalny Szwindel"
http://www.wszim-sochaczew.edu.pl/ejrene/wspolczesne_mity.htm
http://www.wszim-sochaczew.edu.pl/ejrene/moze_nie_zniszczymy.htm
Przeglądając publikacje ekologów poświęcone globalnemu ociepleniu odnajdujemy w nich alarmujące informacje o całym szeregu zjawisk. O wzroście temperatury, huraganach, o zgubnej roli dwutlenku węgla, podnoszeniu poziomu wód. Można wyliczać bez końca. Brak jednak informacji podstawowej, czyli naukowego dowodu, że dwutlenek węgla rzeczywiście w stopniu istotnym dla klimatu powoduje podwyższenie temperatury powierzchni Ziemi. Dyskutuje się o wszystkim, tylko nie o tym. Nie bez przyczyny. Po prostu nie da się udowodnić znaczenia tego gazu dla ocieplenia, bo takiej roli on nigdy nie miał i nie ma. Potwierdzają to dane eksperymentalne takie jak opisane wyżej doświadczenie wykonane przez dr. Heinza Huga. Narzędziem badawczym jest spektrometria, która pozwala określić widma substancji chemicznych, jak też umożliwia obliczenie ilości pochłanianej i emitowanej energii w określonych zakresach. Służy to określeniu mocy emitowanego promieniowania, a co za tym idzie stopnia wzrostu temperatury. Jest to pierwsza i podstawowa sprawa, którą należy zrobić zanim rozpocznie się jakąkolwiek dyskusję na temat ograniczenia emisji CO2, tym bardziej, że takie ograniczenia niosą za sobą wielkie szkody ekonomiczne. Jednak danych doświadczalnych na ten temat ekolodzy nie publikują. A wskazują one, że wzrost temperatury powierzchni Ziemi przy podwojeniu obecnego stężenia CO2 w atmosferze jest zupełnie marginalny. Ze wspomnianego doświadczenia dr. Huga wynika, iż będzie to zaledwie 0,012oC. Dopuszcza on również wzrost o 0,015oC. Z kolei dr. Jack Barrett z Imperial College w Londynie (jeden z sygnatariuszy Deklaracji Lipskiej) uważa, iż będzie to 0,07oC – wynik nieco inny, ale jest to ten sam rząd wielkości. W każdym bądź razie są to wyniki całkowicie wykluczające wpływ na ziemski klimat. Upublicznienie danych doświadczalnych nie leży oczywiście w interesie ekologów. Jest to kwestia o której nigdzie nie przeczytamy, mimo że bardzo charakterystyczne wyniki wspomnianych eksperymentów powinny budzić zainteresowanie. Chociażby pochłonięcie niemal całej energii w paśmie 15µm w 10 metrach atmosfery. Fakt ten stał się przyczyną budowania hipotez na temat sposobu absorpcji tej energii przez składniki powietrza, bowiem udział CO2 jest tu bezspornie bardzo mały, co potwierdzono doświadczalnie. Jak widać sprawa jest zbyt delikatna aby o niej publicznie wspominać.
Wiadomo również, iż energia elektromagnetyczna jest pochłaniana przez składniki atmosfery w określonej ilości. Mówi o tym prawo Beera i prawo Lamberta-Beera. Decyduje tu kilka elementów, z których podstawowym jest stężenie badanej substancji. Absorpcja jest proporcjonalna do ilości czynnika pochłaniającego. Trudno żeby było inaczej. Tymczasem w rozmaitych publikacjach tworzy się wrażenie, że czynniki występujące w atmosferze w ilościach śladowych, a czasami nawet pomijalnie małych, pochłaniają całość promieniowania emitowanego przez planetę. Tak nigdy nie było i nie będzie. Gazy występujące w minimalnych ilościach pochłoną tylko drobną cząstkę promieniowania, co za tym idzie ich udział w napromienianiu powierzchni Ziemi będzie znikomy. Fakt ten został niejednokrotnie potwierdzony eksperymentalnie.
Fałszowanie i tendencyjny dobór danych w sprawie globalnego ocieplenia to zwykła praktyka, wielokrotnie demaskowana i krytykowana przez naukowców. Ekolodzy z IPCC na czele dobierają dane tak aby pasowały do z góry przyjętej tezy. To nic, że buduje się w ten sposób fałszywy obraz problemu. Ważne aby realizowano główne cele lobby ekologicznego, czyli likwidację dymiących kominów psujących pejzaż, powrót do stanu naturalnego przyrody oraz ochronę zwierząt, która zawsze leżała Zielonym na sercu. Chodzi tu w szczególności o zagładę zwierząt hodowlanych, ale również o doświadczenia laboratoryjne. Postuluje się, i to zupełnie otwarcie, by zrezygnować z tego rodzaju badań nawet kosztem zahamowania postępu w medycynie i wezwanie to znajduje licznych zwolenników w UE jak też w Polsce. Oczywiście potrzeba jakichś argumentów by zdobyć dla tych celów przychylność opinii publicznej. I o to właśnie chodzi w całym tym zamieszaniu. Mamy tu do czynienia z szukaniem pretekstów dla realizacji dążeń organizacji takich jak Greenpeace. Im nie chodzi o prawdę naukowo udowodnioną. Świetnie wiedzą, że cała ta sprawa z dwutlenkiem węgla i metanem to bajki dla małych dzieci i wcale się z tym nie kryją. Świadczą o tym wypowiedzi takie jak Richarda Benedicka, pracownika Departamentu Stanu USA. Powiedział on: „traktat w sprawie ogrzewania klimatu musi być wprowadzony w życie, nawet jeśli brak jest naukowych dowodów na poparcie efektu cieplarnianego”. Podobne zdanie wygłosił Timothy Wirth, podsekretarz stanu US d.s. globalnych problemów: „Winniśmy propagować sprawę ogrzewania klimatu, nawet jeśli teoria ta jest nieprawdziwa, będzie to właściwe działanie”. Nie chodzi tu zatem o walkę z rzeczywistymi problemami. Rozwój ekonomii ma być powstrzymany dla realizacji utopijnych dążeń ekologów chcących powrotu do natury. A cenę za to mają zapłacić społeczeństwa tracąc podstawy swego bytu. Bez uzasadnienia ma być zmniejszana emisja wszelkich substancji emitowanych przez przemysł, w tym również gazów występujących w śladowych ilościach, których oddziaływanie na środowisko jest z tego powodu żadne. Takie właśnie przesłanie zostawiła po sobie Konferencja "Świat i Rozwój" w Rio de Janeiro w 1992 roku. Zaatakowano tam szczególnie i potraktowano jako największe zanieczyszczenie CO2 – gaz całkowicie nieszkodliwy, co więcej niezbędny czynnik rozwoju roślinności, bez którego nie byłoby na Ziemi życia. Wskazano też minimalną ilość metanu jako jedną z przyczyn globalnej katastrofy. Jednym słowem uznano za przyczynę kataklizmu wszystko co zawsze było w centrum zainteresowań ekologów.
Wezwania uczonych skierowane do rządów, by nie ulegać ekologicznej nagonce, pozostają niemal bez odzewu i zostały zagłuszone propagandowo. Apel Heidelberski, wydany z okazji konferencji w Rio, podpisało ponad 4000 najwybitniejszych uczonych, w tym 73 laureatów Nagrody Nobla. W treści tego Apelu zawarta jest wyraźna ocena teorii Zielonych, które określono jako „pseudonaukę”, „fałszywe informacje” i „irracjonalne przekonania”. Jednak nawet tak autorytatywne zdanie naukowców najwyższego formatu trafia w pustkę i nic nie zmieniło w postępowaniu ONZ i jego agend w tym IPCC. Jest to fakt bardzo symptomatyczny i godny uwagi. Daje się pierwszeństwo hipotezom nie potwierdzonym przez naukę, tworzonym przez IPCC, honoruje się pokojową Nagrodą Nobla - upolitycznioną ze swej natury - Ala Gora, a pomija się milczeniem zdanie na ten temat laureatów „prawdziwej” naukowej Nagrody Nobla, którzy swoją wiedzę potwierdzili znaczącymi osiągnięciami w dziedzinie fizyki, chemii, medycyny. Mają oni pełne prawo i kompetencje by dokonywać ocen ekologicznych teorii. Proszę wziąć tekst Apelu Heidelberskiego i spojrzeć na listę sygnatariuszy. To według ONZ jest lista osób, które nie mają racji! Rację ma za to Al Gore i hochsztapler Maurice Strong - jeden z głównych przywódców ekologów. Człowiek, który w wieku 14 lat uciekł z domu i w tym samym czasie zakończył swoją edukację. Tylko dzięki znajomościom zdobył on kiedyś pracę w siedzibie ONZ w Nowym Jorku i uzyskał „specjalizację” w firmie naftowej, co jakoby dało mu legitymację do sprawowania wyższych stanowisk w ONZ. Był on w swoim czasie specjalnym doradcą przewodniczącego ONZ Kofi Annana. Dzisiaj ta osoba, nazywana „ojcem chrzestnym teorii o dwutlenku węgla” jest zastępcą Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki-Moona. Aby zrobić taką karierę, wyjść z biednej rodziny i stać się multimilionerem trzeba wielu talentów, zdolności zdobywania zaufania i manipulowania ludźmi. Tutaj jest zapewne jedna z przyczyn tak wielkiego sukcesu lobby ekologicznego – ideowych wrogów cywilizacji. Mają oni od dawna silną reprezentację w Organizacji Narodów Zjednoczonych, co daje im płaszczyznę dla upowszechniania własnych przekonań i do robienia zamętu na skalę międzynarodową. Wynika to z istoty ONZ-tu jako instytucji. Wszelkie sprawy tam podnoszone mogą wychodzić na forum światowe. To co obserwujemy w kwestii globalnego ocieplenia, to robiące oszałamiającą karierę poglądy grupy fanatyków, które gdyby nie ONZ w ogóle by nie wyszły poza zasięg lokalny i byłyby traktowane jako zwykły ekstremizm. Władze ONZ niejednokrotnie pokazały tendencyjną postawę wobec ekologów, wyraźnie ich faworyzując. Jako przykład może posłużyć Konferencja Klimatyczna w Kopenhadze w 2000 roku, w trakcie której wybuchł konflikt związany z instrumentalnym traktowaniem zebranych. Na siłę chciano przegłosować ustalenia Karty z Kioto, ale nie dopuszczono do tego i konferencja zakończyła się niczym. Jednak ekologiści nie zrezygnowali. Pewna ich grupa zebrała się w Szanghaju i tam uchwaliła własny, stronniczy raport. I tu w pełni objawiły się intencje urzędników ONZ. Otóż uznali oni ten dokument, sporządzony przez niereprezentatywną grupę klimatologów, za oficjalne stanowisko Narodów Zjednoczonych w sprawie globalnego ocieplenia. Wspomniany raport został w sposób druzgocący skrytykowany i określony jako „korupcyjny” przez wybitnego fizyka amerykańskiego profesora Fredericka Seitza, byłego prezesa Amerykańskiej Akademii Nauk.
Zastanawiające, jakie jest w omawianych sprawach stanowisko władz państw, które przecież tworzą ONZ i mają możliwość ogłaszać swoje zdanie na tym forum oraz dokonywać zmian we władzach tej organizacji? Czy przekonują je ustalenia IPCC i na ich bazie chętnie przystąpią do likwidacji ekonomii swoich krajów, tworzenia armii bezrobotnych oraz promocji biedy i jarskiej diety? Obserwując Unię Europejską i jej szaleństwo w tej dziedzinie można pomyśleć, że jest tak istotnie. Ale nie wszędzie to tak wygląda. Na przykład władze Chin i Indii, państw mających wielkie, rozwijające się gospodarki, nawet nie zamierzają ulegać ekologicznej propagandzie i niszczyć własnego dorobku. Podobnie USA. W swoim czasie podobne było zdanie władz Rosji. Sam prezydent Putin sprzeciwiał się ratyfikacji Karty z Kioto, zakładającej między innymi redukcję emisji CO2. W uzasadnieniu wskazywał on nie tylko na interesy gospodarcze swego kraju, ale odniósł się również wprost do argumentów naukowych, bowiem rosyjscy uczeni w całej rozciągłości podważyli przepowiednie IPCC. Władymir Putin powiedział, że „nawet stuprocentowe przestrzeganie Protokołu z Kioto nie spowoduje odwrócenia zmian klimatycznych”. Wszystko wskazywało, iż ratyfikacja nie nastąpi i Karta z Kioto nie wejdzie w życie. Ale sprawy w swoje ręce wzięła wszędobylska dyplomacja Unii Europejskiej. Podobno obiecano Rosji wielomiliardowe korzyści z opłat wnoszonych przez państwa za emisję CO2 i w końcu Putin wyraził zgodę. Trudno się dziwić, pieniądze zawsze stanowią pokusę, szczególnie dla państwa mającego problemy w rozmaitych dziedzinach. Zaistniał tutaj konflikt między dążeniem do prawdy a ważnymi potrzebami ekonomicznymi. Prawdopodobnie stanowisko wielu innych państw, ich milczenie w sprawie teorii globalnego ocieplenia jest podobnie motywowane. Gra tutaj rolę właśnie interes ekonomiczny. Perspektywa zmniejszania produkcji w wysokorozwiniętych państwach europejskich, w tym również w Polsce (nieco mniej rozwiniętej), jest dla wielu krajów świata niepowtarzalną okazją wzmocnienia własnej gospodarki. Otwierają się możliwości zwiększenia eksportu, a co za tym idzie ogromnych korzyści finansowych. Czy można narazić dobrobyt własnego społeczeństwa i wielomiliardowe korzyści po to żeby stanąć po stronie prawdy? Nie należy się tego spodziewać. Więc mamy milczące tolerowanie fałszywych teorii i spektaklu z nimi związanego, którego sceną są agendy i filie ONZ. „Światowy rząd” likwiduje cywilizację. Niektórzy uważają, że pewną rolę grają tutaj problemy społeczne Wielkiej Brytanii. Argumenty ekologiczne służyły tam w latach osiemdziesiątych jako uzasadnienie likwidacji przemysłu wydobywczego. Zamykano kopalnie i ogromna liczba ludzi utraciła pracę. Na dodatek pierwsze badania ocieplenia klimatu finansował rząd brytyjski, tam się urodził ten pomysł. Może coś w tym jest?
A jakie problemy ma Polska ze swoją gospodarką? Czy cierpi z powodu przesytu i chce zrobić miejsce dla konkurencji likwidując własną ekonomię? Dlaczego bezkrytycznie toleruje się fanaberie ekologów z Unii Europejskiej? Nie krytykuje się ich wcale. Wręcz przeciwnie, można odnieść wrażenie, że w polskich mediach mamy bezustanną propagandę obcych interesów. Na podstawie absurdalnych teorii żąda się od nas ograniczania produkcji. Może cierpiące z nadmiaru państwa Europy zachodniej stać na to by marnotrawić część swoich dochodów, ale my tutaj mamy same braki we wszelkich dziedzinach, więc nie powinniśmy stać po stronie tych co milczą i czekają, tylko aktywnie przeciwstawić się całej tej ekologicznej pseudologii. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Weszliśmy do Unii Europejskiej, której państwa żyją zupełnie innymi problemami i z naszymi sprawami się nie liczą. Zlikwidowano już w Polsce cementownie, cukrownie i wiele innych zakładów jako konkurencję dla firm niemieckich, a teraz dyrekcje zakładów przemysłowych żebrzą o przydział limitów na emisję CO2 bo grozi im ograniczanie produkcji albo jej likwidacja. Jesteśmy zmuszani do wyznawania chorej ideologii, która wyniszcza nasz przemysł. Zresztą pomysłowość instytucji unijnych idzie o wiele dalej. Planuje się teraz nowe ograniczenia w rolnictwie. Będziemy na nieużytkach sadzić lasy, za co już teraz wielu ludzi dostaje dotacje unijne, i nigdy nie będzie można zmienić przeznaczenia tych gruntów. Areał ziemi uprawnej będzie zmniejszany, bo zdaniem biurokracji europejskiej już samo wzruszenie gleby poprzez zaoranie powoduje uwolnienie do atmosfery gazów cieplarnianych. Będą też ograniczenia hodowli bydła. Krowy jedzą podobno za dużo wysokokalorycznych kiszonek, zamiast niskokalorycznej trawy. A jest temu winna żądza zysków producentów mleka i mięsa. Skutkiem jest niebezpieczna dla środowiska zwiększona "emisja" metanu przez krowy. Tak wyglądają sprawy, którymi zajmują się dzisiaj instytucje europejskie. Stwarza się coraz to nowe problemy bez jakiegokolwiek uzasadnienia. Wszystko na podstawie nie potwierdzonych przez naukę ekologicznych teorii (NAT/384 - Zmiany klimatyczne a rolnictwo w Europie). http://www.faow.ecms.pl/files/index.php?id_plik=1758
Z tych oto powodów od jakiegoś czasu uczeni, politycy i zwykli ludzie są zmuszeni do zajmowania się sprawami, na które normalnie nie poświęciliby nawet pięciu minut - najmniejszymi na Ziemi energiami, rzekomo powodującymi katastrofalne ogrzewanie całej planety, gazami obecnymi w atmosferze w śladowych ilościach, mającymi powodować zagrożenia na skalę globalną, i to szczególnie tymi występującymi jako bilionowe ułamki atmosfery. Aż trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Proszę spojrzeć na tabelę. Kiedy to się wreszcie skończy?
Komisja Europejska narzuca obecnie Polsce ograniczenia w dziedzinie emisji CO2, co oznacza w praktyce konieczność ograniczania produkcji w wielu bardzo ważnych dziedzinach przemysłu, lub zgodę na płacenie kar, a co za tym idzie podnoszenie cen towarów istotnych dla gospodarki. Mamy też do czynienia z nowymi pomysłami - próbami ograniczania hodowli bydła, które ma jakoby powodować zwiększanie ilości metanu w atmosferze. Urzędnicy ONZ namawiają w związku z tym do ograniczenia spożycia mięsa. Dąży się też do powiększania upraw przeznaczonych na paliwa, powodując ograniczanie produkcji żywności. Czy naprawdę możemy sobie na to pozwolić? A odbywa się to wbrew wezwaniom naukowców, znawców tematu, którzy twierdzą, że nie ma dowodów na negatywny wpływ CO2 na klimat. Przerażającą sprawą jest to, że jeszcze ciągle istnieją wątpliwości, czy ocieplenie klimatu w ogóle ma miejsce, a Unia Europejska już prowadzi politykę ograniczania produkcji przemysłowej w państwach członkowskich. Jest to jasny dowód na siłę ekologicznej propagandy i na wsparcie polityczne dla niej, o którym pisze prof. Mastalerz w swojej książce. Żenującym zjawiskiem są organizowane raz po raz akcje ekologów, które mają być protestem przeciwko globalnemu ociepleniu. Jeśli jednak przyjąć, że ocieplenie istotnie ma miejsce, a jest ono efektem naturalnych zjawisk przyrodniczych, czyli zwiększenia ilości promieniowania docierającego ze Słońca, to jaki sens mają takie protesty? Przeciwko komu lub czemu są one wymierzone? Ich postępowanie wydaje się po prostu śmieszne. Trzeba z omawianymi teoriami ekologów walczyć.
UWAGI
Użyte jednostki: mikrometry - 1µm = 0,000001 m (jedna milionowa metra) = 0,001 mm (jedna tysięczna milimetra); do określenia długości fali używa się też nanometrów - 1 nm = 0,000000001 m (jedna miliardowa metra) = 0,000001 mm (jedna milionowa milimetra); 1 µm = 1000 nm (jeden mikrometr to tysiąc nanometrów).
Rodzaje promieniowania świetlnego i właściwe dla nich częstotliwości: ultafiolet (0,1µm - 0,4µm); promieniowanie widzialne (0,4µm - 0,78µm); promieniowanie podczerwone ze względu na wielki zakres dzieli się na: bliską podczerwień (0,78µm - 10µm), średnią podczerwień (10µm - 100µm) oraz daleką podczerwień (100µm - 1 mm lub nawet 3 mm).
Absorpcja i emisja. Pierwiastki (i inne substancje) mają ściśle określone, właściwe dla siebie częstotliwości pochłaniania promieniowania elektromagnetycznego. Pochłonięte przez pierwiastek promieniowanie jest emitowane w tej samej częstotliwości.
Różnica między widmami absorpcyjnymi i emisyjnymi polega na różnych metodach ich uzyskiwania. Widmo emisyjne powstaje poprzez napromieniowanie próbki substancji i sprawdzenie jakie długości fali ona emituje. Natomiast widmo absorpcyjne uzyskujemy przepuszczając promieniowanie przez dany ośrodek i badając co zostało pochłonięte z całego spektrum częstotliwości.
Każde ciało o temperaturze wyższej od zera bezwzględnego emituje promieniowanie podczerwone. Emisja ta zależy wyłącznie od temperatury ciała i nie ma tu znaczenia w jaki sposób została ona podniesiona (czy np. za pomocą elektryczności czy bez niej).
Jeśli tematyka niniejszego artykułu i użyte tutaj argumenty uważają Państwo za godne uwagi, to proponuję skopiowanie lub wydrukowanie tej strony internetowej, bowiem może ona wkrótce nie być dostępna.