Prosta modlitwa (S. W.M. Becket)
Pisanie o modlitwie, czytanie na temat modlitwy, mówienie o modlitwie, myślenie o modlitwie i tęsknienie za modlitwą i pakowanie się ciągle więcej i więcej w te wielce niejasne wspaniałości, które powodują, że jestem świadomy spraw duchowych, ale się wcale nie modlę.
Jezus natomiast uczy nas, że modlitwa jest przede wszystkim odpowiedzią dawaną Bogu. Istotowym elementem modlitwy jest stanięcie bezbronnym wobec Boga. Co Bóg zrobi z nami, po prostu weźmie nas w swoje posiadanie? Zapytaj się siebie: czego ja w rzeczywistości chcę, kiedy się modlę? Czy chcesz pozwolić, aby Bóg wziął ciebie w posiadanie? Jeśli przynajmniej pragniesz, aby Bóg wziął ciebie w swoje posiadanie, to już się modlisz. Na tym właśnie polega modlitwa.
Jeśli więc prawdziwie chcesz się modlić, uczyń to. Wybierz czas, chociaż kilka minut, i daj siebie samego w tym czasie całkowicie Bogu. Może nie będziesz w stanie odczuwać w tym czasie modlitewnego nastroju, ale to nie jest istotne. Ty modlisz się z powodu Boga, jesteś w tym czasie dla Niego, aby On na ciebie spojrzał, aby Ciebie kochał, aby znalazł w tobie upodobanie. Nie jest istotne, czy ty cokolwiek z tego odczuwasz i czy czerpiesz jakiekolwiek pocieszenie z twojej modlitwy. Chodzi po prostu o bycie na modlitwie, sprawa jakości nie dotyczy ciebie, a Boga. Zmęczony, czy roztargniony jestem ciągle cały dla Niego, w jakimkolwiek jestem stanie, chcę po prostu Mu się oddać.
Co więc powinienem robić podczas modlitwy? Po prostu chodzi o stanięcie bezbronnym przed Bogiem i wówczas będę wiedział, co należy robić podczas modlitwy. Różne metody modlitwy mają oczywiście swoją wartość, ale tylko coś, co mnie pociąga, co ja pragnę robić. Ja mogę się czuć pociągany, aby medytować, śpiewać dla Niego, stanąć przed Nim na przykład w postawie skruchy lub wychwalania. Prawdopodobnie jednak najczęściej nie będę robił nic, lecz po prostu będę w Jego obecności. Nigdy dosyć podkreślania, że modlitwa jest sprawą Boga i Jego jedynym pragnieniem jest przyjść i zamieszkać w naszym sercu. Czy pozwolę Bogu na to, czy też będę się bronił przed wpływem Jego miłości?
Widzimy Jezusa, który daje siebie całkowicie Ojcu i nas pragnie zabrać ze sobą. Pozwólmy więc Duchowi świętemu, aby na nas oddziaływał, aby stawał się prawdziwie naszym Bogiem. Niezależnie od tego, jaka była moja przeszłość i jakie są moje obawy odnośnie przyszłości, pozwólmy tutaj i teraz, aby Duch święty wypowiedział moje całkowite TAK Jezusowi i Ojcu.
Refleksje na temat doświadczania łaski (Karl Rahner SJ)
Czy rzeczywiście kiedykolwiek doświadczamy łaski? Nie chodzi tutaj o jakieś pobożne uczucia, o rodzaj religijnego uniesienia, czy o jakieś dobre samopoczucie, ale o rzeczywiste doświadczenie łaski, tj. o nawiedzenie Ducha Świętego. Z pewnością istnieją różne etapy doświadczanie tej łaski, ale najniższe z nich jest dostępne dla każdego z nas.
Spróbujmy odkryć to doświadczenie łaski w naszej codzienności, doświadczenie pomocy pośród różnych wydarzeń. Czy kiedykolwiek zachowaliśmy milczenie w sytuacji, kiedy chcieliśmy się bronić będąc niesprawiedliwie traktowani? Czy kiedykolwiek przebaczyliśmy komuś nawet wówczas, gdy nie otrzymaliśmy za to podziękowania i nasze ciche przebaczenie zostało uznane za przyznanie się do winy? Czy byliśmy kiedykolwiek posłuszni, nie dlatego, że musieliśmy, gdyż w innym razie mielibyśmy kłopoty, lecz po prostu ze względu na Boga i Jego wolę? Czy kiedykolwiek ofiarowaliśmy coś od siebie, bez otrzymania podziękowania i uznania, a nawet bez uczucia wewnętrznej satysfakcji? Czy kiedykolwiek zdecydowaliśmy się na zrobienie czegoś bazując tylko na wewnętrznym przekonaniu naszego sumienia, które trudno jest nam wytłumaczyć komuś innemu? Czy kiedykolwiek próbowaliśmy kochać Boga, kiedy nie znajdowaliśmy się na fali entuzjastycznych uczuć i kiedy nie było dłużej możliwe brać naszego ja i jego potrzeb za Pana Boga? Czy kiedykolwiek próbowaliśmy kochać Boga, kiedy wydawało się nam, że umieramy z powodu tej miłości? Czy kiedykolwiek byliśmy dobrzy dla kogoś, kto nie okazywał najmniejszego znaku wdzięczności czy zrozumienia, a my sami nie doświadczaliśmy żadnych pozytywnych uczuć?
Jeśli znajdujemy w naszym życiu doświadczenia tego typu, to prawdziwie Duch Święty działał w nas. Przeżywaliśmy wówczas smak wieczności, to jest doświadczenie, że sens człowieka nie wyczerpuje się przez sens i szczęście tego świata. Było to doświadczenie, które nie ma żadnych przyczyn i które nie można pochodzić z sukcesu na tym świecie. Człowiek jako istota duchowa powinien żyć na granicy między Bogiem i światem, czasem i wiecznością.
Kiedy pozwalamy na to, aby nie należeć więcej do siebie samych. Kiedy zapieramy się siebie samych i nie dysponujemy tylko sami swoją osobą, kiedy wobec wszystkiego (łącznie z nami samymi) nabieramy dystansu, patrząc na to w perspektywie wieczności, to wówczas prawdziwie zaczynamy żyć w świecie samego Boga, w świecie Jego łaski i życia wiecznego. Na początku to wszystko może nam się wydawać dziwne, ale stopniowo będziemy przyzwyczajali się siebie samych do tego smaku czystego wina duchowego, które jest przepełnione Duchem Świętym. Powinniśmy przynajmniej nie odrzucać tego kielicha Ducha Świętego, kiedy Boża Opatrzność go nam ofiaruje. Ten kielich jest przyjmowany tylko przez tych, którzy stopniowo uczą się odnajdywać doświadczenie pełni w pustce, wyniesienie w poniżeniu, życie w śmierci, odnajdywanie siebie w zapominaniu o sobie. Ktokolwiek uczy się tego, doświadcza ducha, czystego ducha i w tym doświadczeniu jest mu dana łaska Ducha Świętego.
Doświadczenie łaski nie może zostać znalezione raz na zawsze i uznane za moją własność. Można go tylko poszukiwać zapominając równocześnie o sobie samym. Łaskę można tylko znaleźć szukając równocześnie Boga i dając siebie samego w miłości, która zapomina o sobie samym. Wszyscy mamy jeszcze długą drogę do przejścia, Bóg jednak nas nieustannie zaprasza - przyjdźcie i zobaczcie jak słodki jest Pan.
Modlitwa z Pismem Świętym (Joseph A. Tetlow SJ)
Na początku odnajdź fragment, którym będziesz się modlił. Kiedy otwierasz księgę, to bądź świadomy, że stajesz w obecności Żywego Słowa, w obecności Boga, który stoi za tym, co jest napisane.
Teraz, najpierw, przeczytaj powoli ten cały fragment, przy czytaniu poruszaj wolno wargami lub nawet przeczytaj go cicho na głos (aby odróżnić takie czytanie od czytania wiadomości czy gazet).
Następnie odłóż księgę i zapisz słowa oraz zwroty, które utkwiły ci w pamięci (jeśli nie możesz sobie żadnego przypomnieć, to sprawdź je w tekście lub przeczytaj fragment raz jeszcze i później zanotuj to, co cię uderzyło).
Po trzecie, weź po kolei każde słowo lub zwrot, które zanotowałeś i pomyśl nad nim. Co ono znaczy? Kto to powiedział? W jakim stanie znajdował się mówca? Do kogo było to słowo skierowane? Kiedy w ten sposób rozmyślasz, to możesz myśleć o Bogu w trzeciej osobie.
Po czwarte, przez cały czas czy też, gdy zbliżasz się do końca, myśl o tym, co to wszystko znaczy dla ciebie: dla twojej osobistej historii, twojego świata, twojego życia i ciebie samego.
Wreszcie zakończ w następujący sposób: świadomie pozbieraj swoje myśli i następnie zwróć się do Boga naszego Pana. Teraz myśl o Bogu w drugiej osobie -"Ty". Powiedz Bogu, o czym myślałeś i przywołaj na nowo w Jego obecności, to czego doświadczyłeś podczas lektury. Co ofiarowałbyś Bogu? Co chciałbyś od Niego otrzymać?
Zazwyczaj nie "skończysz" fragmentu. Ten tekst nie jest zadaniem, które należy zaliczyć, lecz przestrzenią do odnajdywania Boga. Czasami w danym fragmencie nie znajdziesz prawie żadnych treści, poproś wówczas Boga o światło oraz wrażliwe serce i pozostań z tym tekstem tak długo, jak potrafisz.
Każdy fragment, w którym znajdziesz przerażające treści czy też, w którym nie znajdziesz nic poza zamieszaniem i nudą, powinien być przez ciebie powtarzany dotąd, aż będziesz przekonany, że zrobiłeś z nim wszystko. Wówczas przejdź do następnego. Modlitwa z Pismem Świętym nie ma nic wspólnego z �zaliczaniem" tekstów czy książek. Jest ona natomiast przyzwoleniem, aby sens i znaczenie każdego pojedynczego słowa zagłębiły się w twoim życiu.
Władza a miłość (Joseph A. Tetlow SJ)
Będąc już na okreśonej drodze życia potwierdzamy podstawowe wybory, jakie podejmowaliśmy przez długi czas. Czy zamierzam sięgnąć po władzę, a może jestem gotowy otworzyć się na miłość? Czy będę walczył, aby mieć kontrolę nad swoim życiem, czy wydam siebie na żądania miłości? Mogę obrać każdą drogę, wciąż licząc na Boże miłosierdzie, ale nie mogę wątpić, na którš drogę zaprasza mnie Duch święty.
Jesteśmy otoczeni ludźmi, którzy dokonali tego fundamentalnego wyboru. Nie dzielą się oni na zgorzkniałych i niezadowolonych oraz radosnych i twórczych. Spotykamy oba rodzaje ludzi przeżywających oba rodzaje wyborów. Także w każdym powołaniu spotykamy ludzi, którzy majš do czynienia z tymi dwoma wyborami. Każdy z nas musi wybierać za siebie.
Ci, którzy sięgają po władzę, chcą bardziej niż inni być panami swojego życia. Mogą chcieć wybrać rodzaj pracy i sprzeciwić się w sytuacji, gdyby potrzeby innych chciały jakoś wpłynąć na ich decyzje. Np. mogą chcieć zawsze robić to, co im wydaje się słuszne - pracować tylko na takim, a nie na innym polu apostolskim. Chcą także mieć pełną kontrolę nad swoim czasem. Jeśli wszystko inne ich zawiedzie, będą kurczowo trzymać się swojego własnego stanowiska, opinii, nie dopuszczając, by zdanie innych (np. przełożonych) mogło wpłynąć na ich życie.
Wewnętrzne konsekwencje tej opcji skierowanej na władzę widoczne są na zewnątrz. Ci, którzy chcą mieć wszystko pod kontrolą, mają tendencje do unikania mówienia o sobie. Trzymają się swoich zasad i rzadko są otwarci na innych, nawet na osoby bliskie. Samoujawnienie zagraża przede wszystkim panowaniu nad sobą i innymi. Będą też trzymać się własnej opinii bez wsłuchiwania się w opinię kogoś innego. Zwykle mają trudności z autorytetem, być może krytykują lub lekceważą swoich przełożonych lub podlizują się im w celu manipulacji. Nawet ci, którzy nie chcą przyjąć na siebie funkcji wiążącej się z władzą, mają tendencję uważać, że sami wykonaliby coś lepiej niż ci, którzy faktycznie tę władzę posiadają.
Przede wszystkim jednak, ujawniają swój fundamentalny wybór władzy poprzez sposób, w jaki przeżywają przyjaźnie. Nie pozwalają sobie stać się bezbronnym względem innych. Mogą być nawet bardzo szczęśliwi, pomagając innym, kiedy ci znajdą się w potrzebie, ale to oni muszą wybrać, jak i kiedy udzielą pomocy. Rzadko bywają samotni (przykre uczucie braku jakiejś konkretnej osoby), ich najczęstszym bólem jest osamotnienie (przykre uczucie izolacji, alienacji, poczucie, że nie ma nikogo dla mnie). Wreszcie ci, którzy sięgają po władzę, nie konfrontują swoich wewnętrznych zranień, doświadczeń. To, że są zarówno grzesznikami i powołanymi przez Chrystusa to tylko prawda teologiczna, na którą przystają, ale nie oznacza ona prawdy religijnej, którą przeżywają.
Ci zaś, którzy wybierają drogę miłości, przeciwnie, znają swoje własne słabości, zranienia i pomimo tej pokornej wiedzy pozwalają Duchowi świętemu, aby dokonywał w nich wzrostu. Bezpośrednią rzeczywistością tej drogi jest otwartość na przyjaźń i być może także na zażyłość (nawet bardzo nieśmiali ludzie wiedzą, co to jest zażyłość). Ci, którzy wybierają drogę miłości, są bardzo aktywni w tworzeniu relacji przyjaźni i czerpią z nich wiele radości. Dobrze wiedzą, że muszą zadać śmierć egoizmowi, który psuje przyjaźń. Ryzykują, że zostaną zranieni, musząc wzrastać i zmieniać się pod wpływem swoich przyjaciół i osób z ich otoczenia. Są jednak przekonani, że w jakimś wymiarze muszą zrezygnować z posiadania tej drugiej osoby, by pozwolić jej być sobą. Wciąż doświadczają bezsilności i trudności, ale też stale w tych doświadczeniach odnajdują prawdę. Cieszą się z tego, że mogą żyć i pracować z tymi, których Bóg postawił na ich drodze. Jeśli są proszeni, aby zajęli jakieś odpowiedzialne stanowiska, przyjmują je z przeświadczeniem, że w ten sposób będą mogli pomagać ludziom i bardziej koncentrują się na tym, że mogą służyć i pomagać niż na samej pracy, która ma być zrobiona - nawet, jeśli są zdumiewająco sprawni.
Czy są jakieś kryteria do odróżnienia tych dwóch dróg życia? Ważne jest, by dokonać tego rozróżnienie w sobie, gdy dokonujesz wyborów prowadzących w tych dwóch różnych kierunkach. Tylko jeden z nich jest prawdziwie drogą Chrystusa.