To o czym ani TVN-ik ani POLSACIK nie chcą wam powiedzieć, czyli cała prawda o 11 września.
Fragmenty książki "Duch Apokalipsy" Doroty Szczepańskiej.
CZĘŚĆ PIĄTA
11 WRZEŚNIA 2001 - (NOWY JORK, USA)
SAMOLOTY I WIEŻOWCE
Jedenastego września 2001 roku świat z przerażeniem oglądał transmisję na żywo z Nowego Jorku.
Oto dwa potężne wieżowce zostały zaatakowane z powietrza.
O godzinie ósmej czterdzieści sześć czasu Eastern Daylight porwany przez terrorystów uzbrojonych w nożyki do otwierania pudeł, samolot pasażerski American Airlines Boeing 767-223ER lot nr 11 lecący z prędkością 490 mil na godzinę, uderzył w północną ścianę Północnej Wieży; jednego z siedmiu budynków kompleksu World Trade Center pomiędzy 94-tym a 98-mym piętrem. Niósł ze sobą około 10.000 galonów paliwa.
Z tego właśnie wieżowca cudem ocalał paszport jednego z porywaczy. On, i tylko on wyszedł z tej katastrofy cało. Wypadł z kieszeni porywacza, przetrwał zderzenie z wieżą, wybuch, eksplozję paliwa, płonący w wieżowcu pożar i bez żadnych uszkodzeń czy choćby osmaleń wylądował na ulicy.
W ciągu 102 minut od uderzenia samolotu do zawalenia się wieży większość będących w WTC1 osób zdołała uciec. Jednak nikt od 91-szego piętra w górę nie ocalał. Co najmniej 37 osób wyskoczyło z budynku nie widząc innej drogi ucieczki od toksycznych palących płuca oparów. Windy nie działały, uciekano więc klatkami schodowymi gdzie panowały pożary, w strachu przed którymi wiele osób pomknęło na dach w nadziei że tak jak w 1993 roku podczas ataków bombowych na WTC zabierze ich śmigłowiec, który wtedy uratował 28 osób. Niestety tym razem nic takiego nie nastąpiło. Drzwi były zaryglowane i uwięzieni w potrzasku ludzie do ostatniej chwili czekali na odsiecz, która nigdy nie nadeszła. W tej piekielnej pułapce zginęli w płomieniach lub w trakcie zawalenia się konstrukcji. Dlaczego jedenastego września nie wysłano śmigłowców na ratunek?
Osiemnaście minut później, o godzinie dziewiątej zero trzy, porwany przez porywaczy uzbrojonych w nożyki do otwierania pudeł, samolot United Airlines Boeing 767-222, Lot 175, lecąc z prędkością 500 mil na godzinę, uderzył w Południową Wieżę Światowego Centrum Handlowego, pomiędzy 78-mym a 84-tym piętrem.
O dziewiątej pięćdziesiąt dziewięć nagle zawaliła się Południowa Wieża WTC, wytwarzając przy tym wielki tuman gruzu i miałkiego duszącego białego kurzu, który pokrył Manhattan.
W chwili jej zawalenia w instytucie na Uniwersytecie Columbia zarejestrowane zostało uderzenie sejsmiczne o sile 2.1 w skali Richtera.
O godzinie dziesiątej dwadzieścia osiem, po dziewięciosekundowym upadku, zawaliła się Wieża Północna WTC, powodując tąpnięcie o mocy 2.3 w skali Richtera
Mimo, że zaprojektowano wieże tak, aby przetrwały uderzenie Boeing'a 707; największego w czasie, kiedy budowano kompleks samolotu pasażerskiego na świecie, administracja amerykańska tłumaczy upadek wieżowców tym, że z powodu zapalenia paliwa stopniała stal i to nadwerężyło konstrukcję. 767 potrafi maksymalnie unieść tyle paliwa co Boeing 707.
Oto świat był świadkiem największego w historii (zarejestrowanego na taśmie i do tego transmitowanego na żywo) masowego morderstwa dokonanego przez rząd na obywatelach własnego kraju.
FAŁSZYWY OSAMA
Winę za z zimną krwią i kalkulacją przygotowany przez rząd, wojsko i CIA atak zrzucono na nie istniejącą, a w najlepszym wypadku utworzoną przez CIA (zwaną również CIA-dą) Al-Quaidę - watahę muzułmańskich terrorystów, za dowód medialnej hipotezy stawiając jedynie nagranie wideo w którym niezwykle gruby, choć w rzeczywistości w tym czasie bardzo chory i wychudzony, „Bin Laden” o afrykańskich rysach twarzy i szerokim nosie przyznał się do odpowiedzialności za ataki. Dodatkowo fałszywy Osama, chyba dla niepoznaki, wbrew posiadanym przez CIA informacjom co do jego zwyczajów, miał na paluchu złoty sygnet, drobiazg surowo zakazany w Islamie, którego Osama był podobno gorącym wyznawcą. Osama, jak donosi CIA był leworęczny. Natomiast ten z filmu pisał coś na kartce prawą ręką! Słabo u nich z synchronizacją danych. Mogliby się najpierw skonsultować przez fałszerstwem. Pentagon wyprodukował “angielskie tłumaczenie” przemowy fałszywego Osamy, które było jedynym dowodem jaki podała administracja Busha na to, że, według nich, stojący za zamachami terroryści pochodzą z Afganistanu.
11 września 2001 roku prawdziwy Osama Bin Laden został przyjęty do szpitala wojskowego, gdzie otrzymał pomoc medyczną od tego samego wojskowego personelu medycznego, który tego samego wieczoru poprzysiągł wsparcie w wojnie z terrorem.
ZAPIS SEJSMICZNY
W dniu 11 września 2001 roku na Uniwersytecie Columbia, 34 km na północ od Nowego Jorku, sejsmolodzy zanotowali dziwną aktywność sejsmiczną, która do dziś nie została oficjalnie wyjaśniona.
Wraz z uderzeniem każdego z samolotów, w obydwu wieżach nastąpiły serie wybuchów w ich podziemnych częściach.
Niezwykłe trzęsienie ziemi zostało zapisane przez instrumenty przed i na początku upadku każdej z wież; oraz w trakcie dziesięciosekundowego upadku Południowej Wieży o godzinie dziewiątej pięćdziesiąt dziewięć i dziewięciosekundowego upadku Północnej Wieży o godzinie dziesiątej dwadzieścia osiem.
Były to krótkie, „ostre” wybuchy; bo tylko one ukazują tego typu zapis, jaki ujrzeli naukowcy z Palisades na Uniwersytecie Columbia, a nastąpiły na długo zanim gruz konstrukcji dotknął ziemi. Sejsmolog Thirne Lay z Uniwersytetu w Kalifornii użył zwrotu „ostra /szarpana/ kreska o krótkim trwaniu” do opisu podziemnych eksplozji nuklearnych!
Nie było to trzęsienie ziemi spowodowane samym upadkiem wież. Ten moment akurat był ledwie odnotowany przez sejsmografy. Zadziwiająca, wysoka aktywność sejsmiczna miała miejsce jeszcze przed początkiem zawalenia się wież i w trakcie ich upadania! Jej powodem mogła być tylko detonacja setek tysięcy kilogramów materiałów wybuchowych, konwencjonalnych lub nie, którą słyszało i widziało setki, a być może tysiące świadków, których zeznania o wybuchach emitowano tylko w dniu ataków i to jedynie przez jakieś pięć do dziesięciu godzin po pierwszym ataku.
Aby spowodować trzęsienie ziemi o mocy 2,3 w skali Richtera potrzeba 2,7 ton TNT. Aby spowodować trzęsienie ziemi o mocy 2,1 potrzeba 1,4 tony TNT.
Wybuchy nagrane zostały na setkach prywatnych filmów. Na zachowanych taśmach widać olbrzymie chmury wyrzucanego przez eksplozje dymu i wyraźnie słychać wielokrotne głośne wybuchy.
Widać szybko unoszące się do góry i na boki tysiące ton cementu, azbestu i innych tworzyw wchodzących jeszcze przed chwilą w skład budynków. Obłoki drobnego pyłu i dymu pojawiające się w trakcie zawalania się każdego z wieżowców przerastają swą wielkością największe nowojorskie drapacze chmur. Wydmuchiwane i wyrzucane, i jakby wypychane ręką olbrzyma z głębi budynków fale eksplozji wybijają okna i ściany tuż przed i w trakcie zawalania się wieżowców. Bystre, „wypluwane” czarne „dymki” i pomarańczowe „ogieńki” powstałe w trakcie wybuchów pojawiają się o dziesięć pięter pod goniącą je olbrzymią, spektakularną białą pogonią zamienionych w pył opadających budynków.
Prędkość tych wyrzucanych „podmuchów” pyłu przekracza 200stóp/6 metrów na sekundę. Gruz w kłębach miałkiego pyłu w który zamieniał się budynek wyrzucany jest na odległość od 70do 100 metrów do góry i poziomo. Na planecie Ziemia przy przyśpieszeniu grawitacyjnym 9,81 m/s2 jeśli coś się rozpada i zawala, to leci raczej w dół, a nie do góry. Żeby zmienić kierunek musi być wyrzucone z jakąś siłą. Tą siłą w eksplozjach były odpalone ładunki wybuchowe. Słowem, widowisko lepsze niż efekty specjalne rodem z Hollywood.
Potem te wielkie kłęby pyłu zeszły wraz z budynkami na dół na ulice i goniły przerażonych ludzi połykając ich i oblepiając mikroskopijnymi drobinkami wszystkie zakamarki ich ciał, wdzierając się do oczu, ust i płuc.
Obłoki tego pyłu o wysokości kilkuset metrów, a szerokości może kilku kilometrów poruszały się po Manhattanie jak ponury żniwiarz. Trudno przypuszczać by jakikolwiek pożar mógł wywołać tego rodzaju eksplozje. De facto jest to niemożliwe. Niemożliwe, żeby z powodu pożaru tysiące ton stali, betonu i szkła zamieniły się w pył w przeciągu kilku sekund!
Manipulowane odgórnie stacje telewizyjne dołożyły wszelkich starań, aby świat nie usłyszał ani nie zobaczył wybuchów poprzedzających upadek wieżowców i skrupulatnie wyczyściły archiwa z dnia 11 września z fonii, a innych taśm nie dopuściły na anteny.
EKSPLOZJE I POŻARY
Strażacy i pracownicy wież, którym udało się wyjść cało z katastrofy - świadkowie upadku wież, zeznają, że słyszeli przed zawaleniem się budynków wybuchy.
Gary Gates, strażak: ”Wybuch, jak się później dowiedziałem, miał być początkiem zawalenia się. Budynek wydawał się wybuchać z obu stron. Patrzyłem na jego front, i wszystko co widziałem, to obie strony budynku wybuchające i rozchodzące się jak czubek wulkanu.”
Kevin Gorman strażak; „Kiedy patrzyłem w kierunku wież zanim wieża numer 2 się zawaliła, widziałem błyski na niskich poziomach.”
Gregg Hansson, strażak, „Wtedy usłyszałem potężną eksplozję. Pomyślałem, że wybuchła jakaś bomba.”
Janice Olszewski, kapitan, „Myślałem, że była to eksplozja lub jakieś urządzenie, bomba, wybuchający samolot.”
Daniel Riviera - ratownik z ambulansu: „Najpierw myślałem, że to profesjonalne wyburzanie, kiedy podkładają ładunki wybuchowe na wszystkich piętrach i wtedy słychać takie „Pop, pop, pop, pop, pop, pop.” Sądzę, że to było to.”
Phillip Morelli, robotnik, stwierdził że pierwsza eksplozja która nastąpiła jednocześnie z uderzeniem pierwszego samolotu rzuciła go na podłogę najniższego piętra podziemnej części WTC. Zaraz po niej nastąpiła druga eksplozja, która znów rzuciła go o ziemię i wysadziła w powietrze ściany. Kiedy przechodził do Wieży Południowej nastąpiło uderzenie drugiego samolotu, a wraz z nim nowa podziemna detonacja.
Artykuł z miesięcznika Chief Engineer magazine przytacza zeznania naocznych świadków pracujących na drugim podziemnym piętrze wieżowca nr 1 (WTC sięgało ośmiu pięter pod ziemią), między innymi Mike Pecoraro, który mówi o nagłej przerwie w dostawach prądu, trzęsieniu ziemi oraz wybuchach które usłyszał zaraz potem.
„Poczuliśmy zapach benzyny. Myślałem, że jakiś samochód zapalił się piętro wyżej” powiedział Mike Pecoraro pracownik olbrzymiej maszynowni obsługującej budynek, a odnosząc się do garaży znajdujących się nad nimi. http://www.chiefengineer.org/article.cfm?seqnum1=1029
W oparach dymu wraz z kolegą pobiegli szukać swoich współpracowników w warsztatach poniżej garaży, znaleźli tylko dziury zamiast ścian, chmury gryzącego pyłu i wysadzone w powietrze wielkie ważące kilkaset kilogramów (300 funtowe) metalowe drzwi. Brakowało 50-tonowej prasy hydraulicznej, a parking samochodowy zniknął. Pecoraro powiedział „W tym momencie jedynym uszkodzeniem budynku było uderzenie samolotu jakieś 95 pięter wyżej, co nie mogło spowodować tak gwałtownych eksplozji pod ziemią.” Ponieważ wieże były zakotwiczone w podłożu skalnym, trzęsienie spowodowane uderzeniem byłoby największe blisko miejsca kolizji stopniowo osłabiając się po dotarciu do sztywnego zaczepienia przy dnie. Jednakże podziemne zniszczenia, które opisuje nie mogły być rezultatem tylko /samego trzęsienia - nic innego niż eksplozja nie mogło zredukować zawartości warsztatu do gruzów.”
Dr. Shyam Sunder, Główny Śledczy: “Paliwo z odrzutowców prawdopodobnie wypaliło się w mniej niż dziesięć minut. A to co się paliło przez następną godzinę, półtorej, było w większości zawartością budynków.”
Strażak z klatki schodowej wieży nr 1 ze sprawozdania z czasu zawalenia: „Ta olbrzymia niesamowita siła podmuchu i gruzu dosłownie weszła na schody, strąciła mój hełm i powaliła mnie na podłogę.”
“Co kilka minut słychać, grzmiący pomruk, zupełnie jak dźwięk eksplozji i następny kawał gruzu spada na ulicę” raport na żywo, CNN.
Po zawaleniu się wież, głęboko pod gruzami, z satelitów widać było olbrzymie „plamy” żaru których temperatura sięgała 700 stopni Celsjusza, a które utrzymywały się przez wiele dni, i tygodni. Strażacy w końcu dotarli tak głęboko, że dalej nie mogli już zejść, a pożary nadal trwały.
19 grudnia 2001, po ponad trzech miesiącach które upłynęły od ataków, pożary wciąż płonęły.
Ugaszono wszystkie naziemne ogniska ognia, ale strażacy nie mogli poradzić sobie z pożarami podziemnymi. Wozy strażackie bez ustanku polewały nie chcące zgasnąć płomienie hektolitrami wody. Intensywność płomieni spowolniała pracę strażaków.
„Nie możecie sobie wyobrazić ile wody tam wpompowano”, powiedział Tom Menley z Uniformed Firefighters Association, największego związku strażaków. „To tak, jakby stworzyć gigantyczne jezioro”.
***
WTC 7
O godzinie szesnastej dziesięć w budynku nr siedem siedmiobydunkowego kompleksu World Trade Center wybuchły dwa małe pożary, które można by ugasić przy pomocy ręcznej gaśnicy, lub działających spryskiwaczy, i które jakoby „złapały ogień” od budynku nr 1. To jest o tyle mało prawdopodobne, że budynek 7 był położony najdalej na północ, a od budynku nr 1 oddzielał go budynek nr 6, który nie został uszkodzony przez pożary, (choć został poważnie zniszczony przez spadające zwały gruzu spowodowane detonacjami ładunków wybuchowych w wieżowcach WTC) 47-mio piętrowy Budynek nr 7 został ewakuowany. Niemniej jednak już po ponad godzinie zawalił się. Oficjalnie do dziś nie podano przyczyny zawalenia się tego budynku.
O przypadku WTC 7 nie poinformowały żadne głównonurtowe media. W Polsce jakimś cudem również przeoczono te informację, mimo, iż była o niej często mowa w różnych europejskich środkach masowego przekazu.
Wibracje sejsmiczne zarejestrowane przez Uniwersytet Columbia w chwili upadku tego 47 piętrowego budynku były wielkości jednej dziesiątej w porównaniu do sił zarejestrowanych przy upadku Bliźniaczych Wież.
Niejaki Larry Silverstein, Żyd, pod szyldem Silverstein Properties nabył kompleks, a właściwie wydzierżawił ma 99 lat budynki WTC o szacowanej wartości 8 miliardów dolarów na niespełna dwa miesiące przed atakami za zaniżoną sumę 3.2 miliarda dolarów do zapłacenia w przeciągu 99 lat (grubo zaniżoną, nie tylko z powodu obecności rakotwórczego azbestu w konstrukcji budynków), z czego zapłacił tylko 161 milionów wstępnej opłaty, a kompleks World Trade Center od razu ubezpieczył na sumę siedmiu miliardów dolarów.
W ubezpieczeniu zaznaczył klauzulę o ewentualnym ataku terrorystycznym (normalnie praktycznie nie do zdobycia w ubezpieczeniach, i niepraktykowane), w wyniku którego zawalić by się miały budynki, wtedy cedując sfinansowanie odbudowy budynków na ubezpieczyciela. Oczywiście, gdyby Silverstein miał zburzyć i odbudować budynki we własnym zakresie kosztowałoby to go grube miliardów dolarów, włączając w to usunięcie rakotwórczego azbestu. A musiał to zrobić bo wiele biur z powodu znajdującego się w konstrukcji budynków azbestu nie było wynajętych, a co za tym idzie ich wynajmowanie przestawało być opłacalne.
Silverstein świeżo upieczony właściciel kompleksu World Trade Center po atakach „muzułmańskich terrorystów” otrzymał 3,5 miliarda dolarów mimo iż ubiegał się o podwójne odszkodowanie (dwa budynki - dwa przypadki „ataku terrorystycznego” po 3,5 miliarda od sztuki plus dodatki dawać miało siedem i pół miliarda dolarów). Plus 2 miliardy na Freedom Tower - Wieżę Wolności jak ma się nazywać nowy budynek - od Władz Portowych. Wcześniej w lutym 2002 dostał 861 milionów dolarów odszkodowania od Risk Insurances na odbudowę budynków w miejscu na którym stał budynek nr 7, który stał się trzecim budynkiem w historii, jaki zawalił się od pożaru (nie uderzył weń samolot), zaraz po Wieżach nr 1 i nr 2 kompleksu WTC, które zawaliły się tego samego dnia jako pierwsze w historii z powodu pożarów. Silverstein nie poddaje się i nadal wytacza sprawy różnym firmom o odszkodowania.
Silverstein upiekł kilka pieczeni na jednym ogniu; dostał ubezpieczenie kilkaset razy wyższe niż kwota którą zapłacił za budynki, nie musiał płacić horrendalnych pieniędzy za wyburzenie nie spełniających dzisiejszych standardów bezpieczeństwa budynków pełnych azbestu i jeszcze dostał miłą sumkę na ich odbudowę.
Pozbycie się azbestu z drapacza chmur to niebezpieczna i koronkowa robota. Ilustracją tego niech będzie przykład budynku przy Broad Street 55 w Nowym Jorku gdzie koszt usuwania azbestu wyniósł 70 milionów dolarów, co wyniosło pięć razy więcej niż koszty postawienia konstrukcji.
W trakcie budowania wieżowców mieszanka azbestu i cementu w ilości kilkuset ton została użyta jako zabezpieczenie przed pożarami. Azbest został zakazany kiedy budowa WTC 1 i 2 była już na ukończeniu - w roku1971.
Ten sam azbest w niezmienionym tonażu w postaci miałkiego, w większości niewidocznego ludzkim okiem pyłu, po wybuchach trzech budynków WTC przedostał się do atmosfery i zanim rozprzestrzenił się po całym globie był obecny w nowojorskim powietrzu przez tygodnie, a nawet miesiące.
„Azbest dostaje się do płuc powodując w nich zniszczenia i doprowadzając do raka wiele lat, lub nawet dekad później. Jest niebezpieczny ponieważ robotnicy mogą przynieść go do domu, wystawiając swoje rodziny na ryzyko” - powiedział Michael Huncharek, specjalista w dziedzinie azbestu, onkolog w Marshfield Clinic Cancer Center w Marshfield, Wisconsin.
Kiedy jeszcze olbrzymia chmura dymu wybijała nad WTC, a azbest fruwał sobie po Manhatanie, ludziom pozwolono wrócić do mieszkań i biur. Specjalnie wycofano firmę która przy użyciu nowoczesnego sprzętu wykryła duże stężenie włókien azbestu w powietrzu TLM (transmission electron microscopy) i zastosowano zabytkowy sprzęt PLM (polarized light microscopy), który wykrywał tylko jeden procent wysokiego poziomu azbestu.
UBEZPIECZENIE, ZŁOTO I SREBRO
Silverstein sam przyznał w filmie dokumentalnym PBS z 2002 roku 'America Rebuilds' , że „on i NYFD zdecydowali się „wyburzyć” budynek nr siedem w dniu ataku.” Silverstein użył słowa „pull” co w żargonie budowlańców oznacza ni mniej ni więcej, ale kontrolowane wyburzenie za pomocą ładunków wybuchowych - „cotrolled demolition”.
Zresztą jak mógłby zwalić się budynek od małych pożarów na jedynie dwóch piętrach? (Zdjęcia zrobione na kilka chwil przed runięciem budynku nr siedem wyraźnie pokazują tylko trochę dymu i ledwo widoczne płomienie.) Na szczęście ktoś miał litość nad strażakami i wycofano ich z budynku i zabroniono wchodzić następnym nim się zawalił.
Na liście rezydentów WTC 7 są przede wszystkim instytucje finansowe takie jak:
American Express Bank International, Salomon Smith Barney, jak i rządowe: Biuro Burmistrza Nowego Jorku Giulianiego, Tajne Służby Specjalne USA oraz CIA. Tak CIA. Właściwie gmach był bardziej znany pod nazwą „Budynek CIA” niż WTC 7.
I trudno raczej dać wiarę w to, że CIA dałaby islamskim terrorystom założyć ładunki wybuchowe pod swoim wyjątkowo mocno ufortyfikowanym nosem - (nie chroniła ich w każdym razie Securacom Marvina Busha). Mimo, że budynek nr 7 zaopatrzony był w super trwały bunkier w którym na wypadek niebezpieczeństwa mogli się schronić tamtejsi wielce ważni rezydenci, w postaci choćby burmistrza Giulianiego, ci, łącznie z burmistrzem, woleli się jednak schronić w innym rządowym budynku.
Istnieje jeszcze jedna zagadka. Otóż w strzeżonych podziemnych kryptach pod budynkami WTC w depozycie znajdowało się złoto i srebro wartości co najmniej 950 milionów dolarów. Z tej skarbnicy odnaleziono w gruzach budynków 4 i 5 złota i srebra za około 200 milionów dolarów. Co stało się z resztą? Gdzieś zagubiono złoto wartości 700 milionów dolarów. Wydawałoby się, że powinno tam być, roztopione ale w niezmienionej ilości.
Nigdy go nie znaleziono. To może oznaczać jedynie, że zostało ono wyniesione, a właściwie wywiezione - znaleziono ciężarówkę załadowaną złotymi sztabami, którą opuszczono w pośpiechu tuż przed zawaleniem się budynku.
Zniknięciem złotego i srebrnego depozytu banków, innych instytucji oraz osób prywatnych nikt się jakoś nie przejął ani nie wszczął śledztwa w sprawie jego zaginięcia.
Mówi się, że totalna suma przechowywanego pod kompleksem WTC złota wynosiła około 160 miliardów dolarów.
„OCHRONA”
Szóstego września, na sześć dni przez „atakami”, z firmy chroniącej budynki WTC zostały wycofane psy tropiące szkolone do znajdowania bomb. Psy, jako nowoczesny i niezawodny „wykrywacz bomb” były zainstalowane w WTC na stałe i rutynowo patrolowały budynki od czasu ataku terrorystycznego z 26 lutego 1993 kiedy to potężna eksplozja targnęła parkingiem w garażach WTC. W jej wyniku zginęło 6 osób, a rannych zostało ponad 1000.
W dniach poprzedzających zawalenie się wież, w wieży południowej zmieniano okablowanie. Z tego powodu zaistniały przerwy w dostawach prądu; nie funkcjonowały kamery ani system identyfikacji przepustek, praktycznie każda niepowołana osoba mogła wejść do budynku. Nie można stwierdzić co owa firma zmieniająca okablowanie tak naprawdę wtedy robiła, tym bardziej, że nigdy wcześniej w dziejach obu wież nie było przerw w dostawach prądu.
Robotnik pracujący na piętrach 90, 94, 97 Wieży Południowej nr 2, stwierdził:
„W weekend 9/8, 9/9 (8 i 9 września) brak było prądu przez jakieś 36 godzin od 50-go piętra w górę. Podobno zmieniano okablowanie w wieży.
Oczywiście bez prądu nie działały kamery bezpieczeństwa ani zamki, ani nie była sprawdzana tożsamość wielu „inżynierów” wchodzących i wychodzących z wieży.”
Wszystko to odbyło się na polecenie szefa ochrony budynków. Dyrektorem firmy “Securacom” ochraniającej WTC od 1993 był nie kto inny jak Marvin Bush, brat prezydenta Busha. Dziwnym zbiegiem okoliczności jego angaż wygasał dokładnie w dniu zamachów, czyli jedenastego września 2001 roku (jak tak dalej pójdzie, będzie można liczyć dni do ataków terrorystycznych na podstawie dat wygasania kontraktów członków klanu Bushów).
Po bombardowaniu z 1993 Władze Portu Nowego Jorku i New Jersey rozpoczęły wielomilionowe inwestycje w modernizację i zwiększenie bezpieczeństwa w, oraz wokół wież WTC 1 i 2, oraz budynków 4 i 5, a „Securacom” była jedną z wynajętych w tym celu firm. „Securacom” dostała wart 8,3 milionów dolarów kontrakt na WTC.
Niedziałające kamery security, wycofane psy tropiące, to niektóre z uchybień ochrony WTC. Firma ta powinna, wraz z innymi spółkami ochroniarskimi ponieść konsekwencje słabego zabezpieczenia kompleksu WTC, łącznie ze zwrotem firmie ubezpieczeniowej kwoty którą ta dała Silverstein'owi, jak i wypłacaniem rekompensat rodzinom osób, które straciły życie w zamachach, jak również osób (i ich rodzin), które straciły zdrowie i życie przy uprzątaniu setek tysięcy ton gruzu i szkodliwych substancji z ruin Wież WTC.
Marvin był również szefem ochrony linii lotniczych United Airlines, z której jeden samolot rozbił się na budynku WTC (Lot 175), a drugi nad Pensylwanią (Lot 93), jak również dyrektorem ochrony Międzynarodowego Lotniska w Dulles z którego wyruszył jeden z samolotów porwanych jakoby przez porywaczy.
Samoloty United Airlines, które jakoby brały udział w atakach i zostały unicestwione, jak gdyby nigdy nic na listach samolotów UA widnieją jako samoloty „ważne” czyli taki, które normalnie nadal latają pod szyldem United Airlines - (valid planes: UA 93, 175 destroyed AA 11, 77) - nie miały nawet latać tego dnia.
Firma zapewniała ochronę kompleksowi WTC, lotnisku Dulles i firmie United Airlines od roku 1995 do roku 2001. Następny zbieg okoliczności?
***
TELEFONY
Wiadomość że samoloty zostały porwane została podana tylko przez jedno, nie zweryfikowanego źródło. Jednej z pasażerów udało się wykonać telefon. Była to słynna postać; żona Radcy Generalnego, a prywatnie prawnika George'a Busha, Teda Olsena Barbara Olsen. Ten telefon bezpośrednio i bezpowrotnie zaważył na reszcie wydarzeń.
Domniemany telefon od pani Olsen był pierwszym o jakim poinformowała CNN. Do dziś jednak fakt wykonania tego telefonu nie został udowodniony. A dzwoniła pani Olsen aż dwa razy. Aż dziw, że okrutni terroryści nie zrobili jej jakiegoś kuku w międzyczasie. Nie kazali siedzieć cicho, albo nie ruszać się.
Według pani Olsen, załoga, pasażerowie i piloci zostali stłoczeni z tyłu samolotu lecz ona mimo bycia sterroryzowaną mogła jeszcze zatelefonować dwa razy (zero kłopotu z zasięgiem) i w chwili tak dramatycznej spytać jeszcze: “Co mogę zrobić, co mam powiedzieć pilotowi?” W ostatnim momencie życia tak bardzo troszczyła się o stan emocji pilota. Bo to dobra kobieta była. Istnieją doniesienia prasowe o fakcie przebywania pani Olsen gdzieś w Europie.
To od owego telefonu rozpoczęto snuć w mediach takich jak CNN, FOX News i inne prorządowe stacje najpierw hipotezę, a potem, nie popartą wówczas (ani teraz) żadnymi dowodami pewność, że oto islamscy mściciele, postanowili za swe krzywdy wziąć odwet na amerykańskiej „demokracji”. No i oczywiście wiedziano od początku, kto to zrobił; bliski współpracownik, by nie rzec przyjaciel rodziny Bush'ów, Osama.
Oprócz telefonu wykonanego jakoby przez Betty Ong, stewardesę z Lotu 11, nie ma żadnych innych nagrań rozmów i dowodów na odbycie połączeń telefonicznych z osobami z samolotów informujących o porwaniu.
Relacje z ich przeprowadzenia nie są zbyt wiarygodne z powodu manieryczności formułowania zdań, które wyglądają bardziej na sprawozdania żurnalistyczne lub scenariusze pisane ręką holiłudzkich scenarzystów, niż na ostatnie słowa przerażonych ofiar przekonanych o swojej nagłej i nieuchronnej śmierci.
Betty Ong wisiała na telefonie całe 25 minut! I jako osoba bardzo dokładnie znająca teren nad którym leciał samolot na koniec rozmowy rzekła, „Widzę wodę. Widzę budynki. Widzę budynki” (co doprawdy było czymś niezwykłym jak na widok z samolotu) zamiast na przykład powiedzieć jesteśmy nad WTC, Manhattanem, czy użyć lotniczego żargonu.
„Mamo tu Mark Brigham” tak przedstawił się, z imienia i nazwiska, pasażer lotu 93 dzwoniąc z porwanego samolotu do swojej matki Alice, „Chcę ci powiedzieć że cię kocham. Lecę z Newark do San Francisco. Jest tu trzech facetów którzy mówią że przejmują samolot i że mają bombę. Dzwonię z telefonu z samolotu „Wierzysz mi, prawda mamo? „Tak Mark wierzę ci, kim są ci ludzie?” Wtedy w tle odezwał się ktoś, kto mówił niskim męskim głosem, w języku który brzmiał jak angielski. A potem po 3- sekundach rozmów przytłumionych głosów Alice usłyszała: „Dzwonię do ciebie z telefonu z samolotu.” Matka spytała go ponownie „Kim są ci ludzie?” Znów przerwa, i znów „Wierzysz mi mamo, prawda?” pauza. I koniec.
Wygląda to tak, jakby jego głos został nagrany, i że nieważne jakie pytania zadałby odbierający telefon człowiek i tak dostałby te same bezsensowne odpowiedzi na każde z nich. To tak jakby rozmawiać z zacinającym się robotem.
Po za tym każdy z nas tak właśnie zaczyna rozmowę, telefonując do mamy „Cześć mamo, tu Anna Pścińska” przy tym zapewne podajemy rozmiar butów i datę urodzenia. Czysty absurd.
Co dodatkowo komplikuje sprawę domniemanych telefonów to fakt, że połączenie się z naziemnym telefonem z wysokości powyżej 1300 metrów było w roku 2001 niemożliwe! Telefony komórkowe nie działały na wysokości 300 tyś stóp w roku 2001.
Dopiero w 2004 roku rozwinięto technologię umożliwiającą połączenia na tej wysokości.
Steve Moser, elektronik: „Pierwszą rzeczą jakiej potrzeba aby zadzwonić z telefonu komórkowego, to kontakt z transponderem i dokonanie cyfrowego uścisku dłoni. Jeśli samolot leci pięćset mil na godzinę, twoja komórka nie będzie w stanie się z nią skontaktować, powiedzieć wieży kim jesteś i kim jest twój operator komórkowy, powiedzieć wieży z jakim modem [trybem połączenia] chce się skomunikować i ustanowić że jest w obszarze roaming [przeskakiwanie od komórki od stacji bazowej operatora do stacji innego operatora co umożliwia np. korzystanie z komórki za granicą], zanim wyjdzie z zasięgu. Do tego trzeba 30-45 sekund. Chociaż czasem jest możliwe połączyć się w trakcie startu lub lądowania, w sytuacji takiej jaka miała miejsce telefony były niemożliwe.”
W lutym 2003 A. K. Dewdney dokonał eksperymentu nad Toronto. Na 6 tysięcy stóp średnio jeden z dwunastu telefonów nawiązywał połączenie. Na ośmiu tysiącach stop i wyżej nie można było wykonać ani jednego połączenia z żadnego z kilkunastu telefonów należących do różnych operatorów komórkowych.
Nie opublikowano danych o trasie lotów samolotów, ani rozmów z kontrolerami lotu, Później FBI zabroniła rozmawiać im z prasą pod groźbą wniesienia postępowania sądowego. Kontrolerzy pracują w instytucji która podlega armii i których potem zastraszano tak, aby żaden nie ważył się na rozmowę z reporterami.
Jak zwykle w takich wypadkach, tak też na przykład w Londyńskim metrze, gdzie tuż przed atakami wymieniano sprzęt filmujący całe metro i okolice na ultranowoczesny za miliardy funtów podatnika, jak i z wielu innych newralgicznych miejsc nie zachowały się żadne taśmy z lotniska Logan.
Dla odmiany, jeśli chodzi o ślady, samolot Lot 93, który rozbił się nad Pensylwanią zostawił szlak rozbitych części na szerokości około sześciu mil, natomiast lot 77 rozbił się po 83 minutach od startu i po tym jak samolot zboczył z kursu, i 58 minut po uderzeniu w Północna Wieżę WTC i 40 minut po uderzeniu w Południową Wieżę.
Ale nikt nie wszczął alarmu. Żaden myśliwiec kosztujący grube miliony za sztukę nie poderwał się z ziemi, której piloci owych ultranowoczesnych maszyn przysięgali strzec, lub z honorem lec.
***
LOT 93 -PENSYLWANIA
O godzinie ósmej czterdzieści dwa samolot United Airlines lot 93 wystartował z Newark. W chwili startu miał już czterdziestominutowe opóźnienie. O dziewiątej szesnaście FAA poinformowała NORAD że lot ten został porwany. O dziewiątej trzydzieści trzy myśliwce F-16 poderwały się z ziemi. O dziewiątej trzydzieści pięć samolot lot 93 zawrócił z kursu i skierował się w stronę Białego Domu, pustego, nawiasem mówiąc, a Tajne Służby dały rozkaz generałowi Haugen'owi „Macie strzec Białego Domu za wszelką cenę”.
Amerykański rząd twierdzi, że lot 93 rozbił się o godzinie dziesiątej zero trzy, podczas gdy zapis sejsmiczny pokazuje, że uderzenie miało miejsce o godzinie dziesiątej zero sześć i pięć sekund; badanie autoryzowane przez Armię Amerykańską.
Rząd nie kwapi się z tłumaczeniem dlaczego ten sam samolot, według nich, rozbił się całe trzy minuty wcześniej. Być może ma to związek z tym, ze puszczono rodzinom ofiar (jednorazowo) taśmę z nagraniem z kokpitu, ale taśma ta kończy się niespodziewanie trzy minuty przed właściwym rozbiciem się samolotu.
Ustalenie co działo się przez te trzy minuty mogłoby być kluczowe w sprawie dokładnego ustalenia wypadków tamtego dnia, jest bowiem wiele nieścisłości i niewiadomych dotyczących nie tylko lotu 93, ale wszystkich czterech rzekomo porwanych odrzutowców.
Ernie Stull, burmistrz miasta Shanksville w hrabstwie Somerset powiedział niemieckiej telewizji w roku 2003: „Nie było żadnego samolotu” odnosząc się tu do szczątków samolotu lotu 93, który jakoby rozbił się nad Pensylwanią.
Burmistrz stał tak z kilkoma osobami na miejscu wypadku, kiedy nadjechała straż pożarna.
„Wszyscy byli wysoce skonsternowani, bo wezwano ich do rozbitego samolotu, ale samolotu niegdzie nie było widać. Była tam tylko dziura.”
Nena Lensbouer, która przygotowywała obiad dla pracujących nieopodal robotników pierwsza podeszła do dymiącego dołu. Powiedziała, że ani wtedy ani potem nie widziała w tym miejscu jakichkolwiek śladów po rozbitym tam samolocie, w którym miały zginąć 44 osoby, ani też żadnych dowodów na to, że spadł tam samolot pasażerski.
Lensbouer mówi, że chwilę wcześniej słyszała „eksplozję, jak bomba atomowa, a nie jak upadek samolotu.”
Dziura miała głębokość sześć metrów na 3-4 metry i była głębokości półtora metra. Jakby na to nie patrzeć samolot pasażerski jest nieco większych gabarytów niż domniemane ślady po nim.
Znad dziury długo potem unosił się niebieski dym. Taki sam dym widać było przy budynku Pentagonu po katastrofie.
„Przestałem być koronerem jakieś 20 minut po przybyciu ponieważ nie było tam żadnych ciał”, stwierdził Wally Miller koroner Sommerset Couny, „Do dziś dnia nie widziałem ani kropli krwi. Ani kropli.” http://thewebfairy.com/911/93/hole.htm
„Nie ma tam nic oprócz dziury w ziemi i paru połamanych drzew. Żadnych śladów, nic co wskazywałoby, że rozbił się tam samolot” stwierdził pracujący na miejscu policjant.
Według FBI samolot „zdezintegrował się” i nie pozostało z niego nic. Tylko ta pusta dziura w ziemi. Inni „specjaliści” twierdzili, że „pochłonęła go ziemia”. Piach zeżarł.
Prawdziwe wypadki samolotowe, ani w ogóle inne kraksy czy zderzenia nie wyglądają tak różowo. Każdy kto widział w telewizji zdjęcia z miejsca katastrofy przypomni sobie, że widać na nich olbrzymie części wraku; kadłub, dziób, lub skrzydła lub ich zmiażdżone fragmenty. Bagaże leżą wokół, można czasem zobaczyć jakiś but lub walizkę. Widać też szczątki ludzkie, zazwyczaj przykryte czarnymi workami, porozrzucane wokół elementów wraku, bądź też poukładane w rządki.
Pozostałości takiego wraku są zazwyczaj staranie zbierane, zdarza się że i wyławiane z wody, a następnie miesiącami skrupulatnie składane do kupy i badane na okoliczność dokładnego ustalenia powodów wypadku i zebrania dodatkowych danych technicznych o różnych częściach samolotu. Takie dane często lądują w kartotekach producentów samolotów i są brane pod uwagę w ulepszaniu i modernizacji istniejących maszyn i w konstrukcji nowych, jeszcze doskonalszych modeli.
Jednak takich zdjęć w wypadku omawianych odrzutowców nikt z telewidzów nie zobaczył. Nikt tutaj, w tym kluczowym wydarzeniu początku naszego wieku nie kwapi się z solidnym jego zbadaniem. Miesiącami, ba, latami bada się szczątki i okoliczności, mniej ważnych z powodów strategicznych, międzynarodowych i innych, „zwykłych” samolotów pasażerskich, które rozbiły się z powodu oblodzenia silnika lub kiedy puściły spoiwa w jakiejś części kadłuba. A w tak priorytetowej sprawie całe zajście wmiata się pod dywanik.
Już samo w sobie to unikanie odpowiedzi na niewygodne pytania powinno być podejrzane.
We wszystkich czterech przypadkach katastrof samolotów następuje zastanawiająca rozbieżność w oświadczeniach i zeznaniach oficjeli co do, praktycznie wszystkich pierwszoplanowych i drugoplanowych czynników powodujących katastrofy i ich bezpośrednie skutki.
Lot 93 to czwarty z czterech przypadków samolotów w światowej historii awiacji w którym nie znaleziono wraku samolotu ani praktycznie żadnych jego szczątków. A wszystko to jednego dnia!
Ktoś umie obliczyć rachunek prawdopodobieństwa?