Przez tydzień wyobrażałam sobie kandydata na męża. Moje wyobrażenia były bardzo wygórowane: musi być przystojny i wysoki, musi być bardzo bogaty, musi być inteligentny i zajmować wysokie stanowisko, muszę być jego pierwszą i największą miłością (ma kochać mnie do szaleństwa) i wreszcie... musi być sierotą i mieć tylko babkę. Acha, jeszcze musi umieć gotować i lubić sprzątać. I oczywiście nie może mieć żadnych nałogów. Miałam wymagania również co do wieku - 30 lat. Każdy „normalny” człowiek uznałby mnie za wariatkę i stwierdził: „Dziewczyno, ideał nie istnieje”!!! A jednak istnieje i.... od sierpnia jest moim mężem. Poznałam go po tygodniu wizualizacji. - Tak brzmi świadectwo Lidii Winter zapisane na oficjalnej stronie internetowej jednej z bardziej popularnych metod kontroli umysłu (mind control). Oto serce new age. Wystarczy chcieć by mieć. Trzeba jeszcze poznać skuteczną technikę, a niemożliwe staje się możliwe. I wcale nie takie trudne.
Wyobraźcie sobie Państwo metodę specjalnego oddychania połączonego z koncentracją uwagi i wizualizacją, której można nauczyć się na dwudniowym kursie, a której popularyzatorzy obiecują stuprocentowo skuteczne rozwiązywanie wszelakich problemów, osiągnięcie genialności, panowania nad własnym zdrowiem, nad losem, osiąganie sukcesów finansowych... Trudno się dziwić, że kursy kontroli umysłu metodą Silvy w ponad stu krajach odbyło w ciągu ostatnich 40 lat grubo ponad milion osób. W Polsce ich liczba przekroczyła 50 000.
W literaturze przybliżającej metodę dużo pisze się o badaniach naukowych nad ludzkim mózgiem, o różnych właściwościach jego prawej i lewej półkuli, o ich synchronizacji, co ma owocować uruchomieniem naszych nieskończonych możliwości. Jednak w wyniku wnikliwszej lektury odkryć można, iż używanie „naukowego” języka jest tylko metodą ukrywania istoty doświadczenia jakim jest poddanie się inicjacji w metodzie Silvy. A i metoda dowodzenia jest jedynie manipulacją. Z prawdziwych wyników konkretnych badań neurofizjologicznych wyciąga się wnioski nie mające nic wspólnego z nauką. Paranaukowy język opisu new age'owej metody Silvy ukrywa jej istotę. Metoda ta jest powrotem do szamanizmu. Do jego technik transowych i wizualizacji. New age to tak naprawdę old age we współczesnym przebraniu.
No dobrze, powie ktoś. Ale co złego jest w szamanizmie? W szamanizmie nic, zło tkwi w anachronizmie jego wskrzeszania w XXI wieku.
Kiedyś inicjacja szamańska była dla społeczności ludzkiej czynnością adaptacyjną. Pozbawiony dzisiejszych narzędzi cywilizacyjnych człowiek był bezbronny wobec nieprzewidywalnej natury. Z czasem zaobserwowano jednak, iż niektóre osoby narażone na sytuacje graniczne, na przykład po spożyciu trujących grzybów, o ile przeżyły, nabywały w wyniku przeżytej traumy rodzaj nadwrażliwości. Po jakimś czasie doświadczenia owe uogólniono i powstała metoda inicjacyjna. Szaman aplikował adeptowi tak dobraną dawkę muchomora sromotnikowego, iż ten nie umierał, zyskując w efekcie tej „prawie-śmierci” nowe właściwości. Nowy szaman widział więcej, słyszał więcej, czuł więcej. Społeczność na tym korzystała: szaman ostrzegał przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, potrafił „zobaczyć” stado mamutów odległe o dwa dni drogi od miejsca przebywania hordy, był pożyteczny. Rodzajów inicjacji szamańskiej na całym świecie „odkryto” setki. Rozbicie bariery oddzielającej normalnego człowieka od rzeczywistości nadzmysłowej osiągano różnymi sposobami. Prowokowana walka z groźnymi dzikimi zwierzętami, długotrwały rytmiczny i monotonny taniec, kilkudniowe odizolowanie od bodźców zmysłowych, spożywanie roślin zawierających substancje psychoaktywne. Przed tysiącami lat na terenach dzisiejszej Polski odmienne stany świadomości uzyskiwano przy pomocy pewnego rodzaju kołyski. Kobieta wiedząca (wiedźma) wprawiała się na niej w wahania o bardzo określonej amplitudzie, które zaburzały naturalny rytm fal mózgowych i wprowadzały ją w stan transu. Podobnie czynią dziś wirujący derwisze.
I, jak dotąd, wszystko jest w porządku. Społeczność wybierała do takiej roli jedną osobę, była ona wyłączona właściwie poza obręb wspólnoty, nie mogła zawrzeć małżeństwa, mieć dzieci, mieszkała poza wioską. Umiejętności były przekazywane jej w bardzo intymnej relacji z mistrzem, który decydował czy adept dorósł moralnie do swej nowej roli.
Dziś inicjacja szamańska, co widać na przykład w metodzie Silvy, odbywa się masowo, za pieniądze, bez żadnej kontroli. I co najważniejsze, jej adepci nie są informowani o skutkach ubocznych inicjacji. Rozbicie bariery dzielącej nas od rzeczywistości nadzmysłowej ma tragiczne skutki. Niekończące się depresje, napady lęku i paniki, halucynacje. Ale to nie wszystko. Ta inicjacja zabija duszę. Wystarczy przeczytać „Fausta” Goethego czy zapoznać się ze świadectwem Jana Witolda Suligi, adepta tarota i magii, by wiedzieć o czym mówię.
New age nie walczy o duszę świata z otwartą przyłbicą. Ten uniwersalny światopogląd o globalnych ambicjach ukrywa się pod płaszczykiem nauki, kusząc obietnicami jak z telenoweli. Jest jednak powrotem do zatęchłych staroci. New age infekuje szkołę, kulturę, prawo. Będziemy przyglądali się temu procesowi uważnie.