Polskość, Białoruskość, czyli o mniejszościach


Grzegorz Leończuk

Polak - Bialorusin

„Babciu, doszedłem do wniosku, że po ojcu i dziadku jesteśmy Białorusinami'. - „Dziwne - dopiero teraz, po tylu latach stwierdziles...” - powiedziała pytająco, ze zdziwieniem.

Dziwnie brzmią te slowa w mojej glowie, „polski” i „białoruski”. W takim kontekście. Swojej okreslanej istnosci. Bialoruskosc. Dwudziestoosmiolatek.

Urodziłem się w Suwałkach i na Suwalszczyźnie wyrosłem. Z dala od egzotyki Białorusinów czy prawosławnych. Jednak swiadomość ich istnienia byla w nas, Leonczukach z gminy Przerosl. Postać ojca, otwartego jak mało kto w naszych stronach. Jakąś otwartością niespotykana, oddaná.

Była w nas świadomość, ze ojciec jest zza Białegostoku i że tam mówią po białorusku. Tak stwierdziła suwalska babcia, kiedy byłem mały. I dziwne to, bo Tamci, rodzina z zabiałostockich Rzepnik, nie nazywała siebie „Białorusami”, ani tez nie zwała swej mowy białoruską. Moglbym o tym pisac dla Suwalczan jak o pewnej obcej krainie. Język ten nosi tam miano „po prostu”. Tak, czy owak, egzotyka pełna była to dla mnie i odświętna, bo jeździliśmy tam podczas święta, niektórych. A świat Rzepnik odległy i jakiś niepojęty dla malucha, choć dziadek i babcia STAMTĄD mówili do nas po polsku; z ojcem dziadek przechodził na „po prostu”.

Potem były studia w Białymstoku. Zdałem na historię. Na studiach, na marginesie życia studenckiego i przyjaźni studenckiej obudziło się we mnie i rozwijało zamiłowanie do poezji, odkryte w liceum w Suwałkach podczas lektury Jana Twardowskiego. Po namowach poetów, jakich los dał mi poznać w Białymstoku, m.in. Romka Czepe, po spotkaniu grupy studentów polonistyki, twórców pisma literackiego „Witraże”, poszły moje myśli w kierunku prowadzenia pisma. Dzięki poecie Janowi Leończukowi, który po inauguracji roku akademickiego podszedł i przedstawił się - „To samo nazwisko nosimy... Zapraszam do mnie któregoś dnia - pokój nr 76.”, poznałem wiele osób z białostockiego środowiska, literatów i poetów. Z przecięcia zainteresowań literackich i znajomości z twórcami w Białymstoku powstała wizja odnowienia „Witraży” - ja miałem zostać redaktorem naczelnym, a dotychczasowy redaktor, Robert Kasprzynski, pozostac wydawcá pisma. I poszło, choć zamiast prowadzenia „Witraży”, zdecydowałem, na nieszczęście, założyć nowe pismo. Przepraszam serdecznie, Robert.

Powstało „Graffiti”. Pismo rozwijało się i uznałem, ze zasadnym będzie podjąć w nim również zagadnienia społeczne i narodowościowe Białegostoku. To doprowadziło mnie do Białorusinów.

Ich kwestię odebrałem początkowo, pod wpływem środowiska w jakim się obracałem, jako - e..., protekcjonalnie poklepać. Z uśmiechem patrzyłem na nich, z obcością. Skoro jednak taki temat w Białymstoku istnieje, bierz się za niego z obowiązku redaktorskiego. W nadawanym klimacie parafiańszczyzny, białoruskości swojskiej, ludowej, śmiesznawej - (nieledwie: czy ona u nas istnieje?) nic nie pchało mnie do dociekań. Bo przeciez Leończukowie od paruset lat nadają swoim dzieciom imiona polskie, dowiedzialem sie pewnego razu od Jana Leonczuka.

Redagowanie „Graffiti prowadzilo mnie do nowych osób.

Pewnego dnia poznalem Pana Sokrata Janowicza, sposrod Bialych Rusinów. Zdobył moją sympatię i podziwiałem go z biegiem czasu. Trwa na białoruskiej placówce, którą dawno temu wybrał i kłaniam mu się piórem. Nie zmienia swoich poglądów i w tym świecie jest dla mnie pewná „stałá”. Ma tez poczucie humoru. Ot, na przykład, po latach, kiedy zadzwoniłem do niego, stwierdzil: odzywa się Pan tak rzadko, ze zaczynam wątpić w Pańskie istnienie...

Dotarłem do niego do Krynek w dziewięćdziesiątym siódmym lub ósmym, aby poprosić o napisanie tekstu do „Graffiti”. Jego ksiázki sá znane w Polsce i za granicą, sztandarowy chyba przedstawiciel białoruskiej literatury w Polsce. Tekst Janowicza się rzeczywiście w Graffiti ukazał; opuściłem Krynki bogatszy o nowe opinie o Białymstoku i środowisku literackim tego miasta. Sokrat Janowicz był rozgoryczony Białymstokiem, choć trochę to ukrywał, gdy gwarzylismy na ławce w sadzie. Usłyszałem, że w Białymstoku nie chcą zorganizować mu wieczoru autorskiego, paradoks, bo łatwiej o to dalej w Polsce i za granicą... Nie mieściło mi się to w głowie jako problem, wciąż białoruska kwestia była w moim umyśle otoczona powiewem czegoś zabawnego. Aż przykro dzisiaj, ale może Giedroyć, adwokat Białoruszczyzny w kulturze Rzeczypospolitej, powiedziałby, że Polacy tak ją, białoruskość traktują. W stylu: `przecież to polska kultura, dawna Rzeczpospolita! a oni (!), część nas, chcą być odrębnym narodem! To swojaki...

Ochota do działania i fantazja młodości niosły daleko. Pojechałem oto do Krakowa, pozyskać teksty paru poetów i stało się tak, ze w kamienicy przy ul. Boguslawskiego przekroczyłem próg mieszkania Czeslawa Milosza. Milosz, jak sie zdaje, przywiazywal wagé do tego, co sie dzieje w stosunkach polsko-bialoruskich na Białostocczyznie. Poprosiłem o rozmowę na temat sytuacji narodowościowej. Mówiłem o tym, że „Graffiti” mogłoby być jako neutralne pismo akademickie polem do rozmów, wymiany pogládów. Zwróciłem się z prośbą, by noblista napisał tekst otwierający dyskusje na łamach pisma. Napisał.

Gdy wychodziłem, spytał skąd pochodzę. Odpowiadam, że z okolic Suwałk. Skąd, indagował dokladnej, a ja zdumiałem się. - Z gminy Przerośl. Miłosz na to: ja znam Przerośl. Okazało się, ze przechodził tam podczas wojny. To było najpiękniejsze wspomnienie z pierwszej rozmowy. Mialem wówczas 22 lata.

Dał w swoim artykule mądre słowo. Tytuł tekstu: O WSPÓŁPRACY. Miłosz, z perspektywy swego doświadczenia noblista wezwał Polaków do wielkoduszności wobec Białorusinów; za godne wspomnienia uznał w swoim życiu to, co przyczyniało się do zgodnego współżycia narodowości, m.in. to, ze dopuszczal do mikrofonu chóru białoruskiego w czasach, gdy pracował w radiu wilenskim. Dal wyraz nadziei, że „Graffiti” stanie się forum do rozmów Białorusinów i Polaków z Białostocczyzny.

Białorusini wciąż jednak byli dla mnie odrealnionym swiatem, a bardziej pochłaniał mnie patriotyzm ograniczony do Polaków. Środowisko, w którym się nadal obracałem nie sklanialo do rozmyślań nad białoruskością, a może to ja nie dojrzałem do poruszenia tego zagadnienia?. Odmiana jednak przyszła, po tym, jak przestałem wydawać „Graffiti”.

Po latach odwiedziłem Janowicza; porozmawialiśmy. Lagodziłem jego gorycz wobec ludzi Bialegostoku - tak, by nie była ona antypolską. „Ja taki nie jestem, ja tak nie patrzę, a przeciez mówi Pan do Polaka” - stwierdziłem.

Kolejny kontakt, wspomné juz dla przyjemnosci. W 2003 roku pracowałem jako nauczyciel w Olecku, zaplanowaliśmy wtedy imprezé pokazujácá dziedzictwo slowianskie, by pokazac mlodziezy cos innego niz szczekanie rzádowych gadzinówek o rzekomej potrzebie wstápienia Polski do Unii Europejskiej. Grantu na projekt, oceniony przez dyrektorké dobrze, nie bylo. Impreza z udziałem m.in. Sokrata Janowicza miała się odbyć wiosną 2004. Janowicz podjął się wygłoszenia wykładu o Słowianach i rodzinie słowiańskiej w Europie. Znów zazartowal, zegnajac się telefonicznie - ...dobrze, ja ze swej strony zobowiązuję się dożyć wiosny. Daję Panu na to oficerskie słowo honoru...”..

Slowianie, bo coraz bardziej dochodzilem do wniosku, ze slowianskie wspolne dziedzictwo znaczy. W kontekscie polskiej racji stanu i obrazu swiata na dzis. Cieplo bialoruszczyzny to slowianskie cieplo. W Polsce tez ono jest, pozyczona skóra chlodu i flegmy Polakom nie pasuje, to garnitur kogos innego.

W 2001 roku, poleciałem do Sathya Sai Avatara do Indii. Od siedmiu lat czekałem na to wydarzenie. Lot był przez Moskwę, kołowaliśmy nad rosyjskim bezmiarem. Zaskakująca jest pustka Rosji, gdzie z wysoka nie widać osady, a wzrok przez samolotowe okna obejmuje dziesiątki kilometrów. Pojawiły się we mnie przemyślenia, o polsko-rosyjskiej słowiańskości, uznanie dla rosyjskiego smutku - przede wszystkim ja go poczułem! Nostalgiczny, olbrzymi obszar. Swój. Na lotnisku Szeremietiewo rozmawiałem o tym i powstającej we mnie koncepcji bliskości i wagi tej słowiańskości na kulturowej płaszczyźnie Europy. W Polsce doszły do tego rozmowy z zaprzyjaźnionym polonistą dr Darkiem Kuleszą z Białegostoku. Potem, w „Krasnogrudzie” zapoznałem się z opiniami Jerzego Giedroycia o wadze opieki nad Białorusinami dla pozycji Polski, i co poruszające - o dwóch patriotyzmach w Polsce; Polaku - endeku i polskości obywatela Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Chyba trochę było tych pierwszych wokół mnie do tej pory... Los odizolował mnie od dawnych środowisk białostockich. I pewnego razu odczułem - pojawiło się to w głębi, od serca - że oto zamiast: „wy Białorusini”, wypada mi powiedzieć „my Białorusini”. To był pewien szok.

Dobre, glébokie, slodkie. „Ja jestem Białorusinem, po ojcu”, przemówiło do mnie od środka, jak oczywistość i od razu odczułem to jako coś poza dyskusją.

Teraz, z perspektywy ponad rocznego pobytu poza krajem, powiadam w Anglii: `Polak - Bialorusin'.

A Bialorusin to Bialy Rusin. Tak jak jest Wielkorusin z Rosji i Malorusin z Ukrainy.

Wiéc, na dobry lad, Polak - Rusin. Rusin - Polak.

Slowianin.

To były moje przemyślenia na rok 2007 chyba. Obecnie patrzę na sprawę narodowości inaczej. Krótko - jeśli ktoś mieszka w Polsce, tu zyje długo, rodzi się czy osiedla, to powinien uważać się za Polaka i służyć Polsce, choćby dobrą myślą. O ile wywodzi się z Białorusinów, za Polaka pochodzenia białoruskiego, itd. Ktoś kto osiedlił się w Anglii, uważać się powinien za Brytyjczyka, choćby pochodził z Polski i służyć Wielkiej Brytanii, szanując Polskę. Polacy z Litwy to w tym widzeniu Litwini polskiego pochodzenia, z Białorusi - Białorusini polskiego pochodzenia.

Uważam to podejście za dobre i słuszne. Zgodził się z nim również całkowicie, w rozmowie telefonicznej w w 2010 roku, Sokrat Janowicz.

„Ma Pan rację. Ma Pan zupełną rację” - powiedział. Niech mu się dobrze dzieje. To była długa droga dochodzenia do tego wniosku, u mnie. Oceniam go jako ostaeczny.

Polska 23 kwietnia 2010 roku



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Papiestwo i Narodziny Nienawiści Polsko Rosyjskiej, czyli Jeszcze o Latach10 –12 i o Kontrreformac
Stosunki polsko bialoruskie
Wybrane problemy w stosunkach polsko białoruskich
Stosunki polsko bialoruskie
Łukasz Kobeszko Polsko białoruskie wyboiste pojednanie
Słownik polsko-niemiecki niemiecko-polski czyli, jak to powiedzieć po niemiecku praca zbiorowa DOWNL
Polskosc czyli dramat Komentarz K Wyszkowskiego
mniejszosc bialoruska
św Kard Bellarmin Katechizm mniejszy czyli Nauka Chrześcijańska krótko zebrana
Bez mitologii czyli o historii ideii polskości podczas zaborów
Dziedzictwo pogranicza Realizacja praw mniejszosci polskiej na Litwie Bialorusi Ukrainie i w Czechac
Barwiński, Marek Stosunki międzypaństwowe Polski z Ukrainą, Białorusią i Litwą po 1990 roku w konte

więcej podobnych podstron