Przesłuchiwanie ujętych żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii
PAP
Ewa Siemaszko
Wysiedlenie bardziej potępiane niż ludobójstwo
Komunistyczne władze zdecydowały o przesiedleniu ludności ukraińskiej, pozbawiając w ten sposób OUN - UPA naturalnego zaplecza. Dopiero to doprowadziło do całkowitej likwidacji ukraińskiego podziemia
Dwa wydarzenia w relacjach polsko-ukraińskich lat 40. ubiegłego stulecia wryły się w nasyconą poczuciem krzywdy pamięć dwóch narodów: dla Polaków jest to ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej (zwane dalej zbrodnią wołyńsko-małopolską) dokonane w latach 1942/1943 - 1946 przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię, a dla Ukraińców w Polsce - przesiedlenie w 1947 r. w ramach akcji "Wisła" z kilkunastu południowo-wschodnich powiatów na Ziemie Odzyskane.
Elementem spinającym zbrodnię wołyńsko-małopolską z akcją "Wisła" jest antypolska działalność OUN od początków lat 30. i UPA od końca 1942 r. Celem tych formacji było stworzenie na terenach określanych jako "etnicznie ukraińskie" jednonarodowego niepodległego państwa ukraińskiego. Za owe "etniczne tereny" OUN uważa także Podlasie, Chełmszczyznę, Nadsanie, Podkarpacie. Do realizacji tej koncepcji OUN wraz z UPA przystąpiły na Wołyniu na przełomie lat 1942/1943 r. W latach 1943 - 1944 zamordowano tam ok. 60 tys. bezbronnych Polaków, niezależnie od wieku i płci, rozszerzając mordy od drugiej połowy 1943 r. na województwa południowe - tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie (którego część znajduje się w obecnych granicach Polski), gdzie największe nasilenie ludobójstwa miało miejsce w latach 1944 - 1945. Ponadto od jesieni 1943 r. OUN - UPA stosowały zbrodniczy proceder wobec Polaków w nadbużańskich powiatach woj. lubelskiego. Od 1942 roku do ekspatriacji Polaków w 1946 r. z Ukrainy sowieckiej OUN - UPA wymordowały łącznie co najmniej 120 tys. Polaków, stosując wyjątkowe okrucieństwo dające podstawę do zakwalifikowania tego ludobójstwa jako genocidium atrox (termin ukuty przez prof. Ryszarda Szawłowskiego dla kwalifikowanej postaci zbrodni ludobójstwa, gdy mordowanie łączy się z wyrafinowanymi torturami, zob. np. hasło "Ludobójstwo" w "Encyklopedii katolickiej").
Zwycięstwo nad Niemcami i ustalenie granicy między Polską a ZSRR nie oznaczało rezygnacji OUN - UPA z traktowania terenów obecnej Polski, wówczas zamieszkanych w zdecydowanej mniejszości przez ludność ukraińską, jako części ich przyszłego państwa. Nad tym obszarem OUN - UPA starały się utrzymać kontrolę, licząc błędnie na wybuch trzeciej wojny światowej. Tutaj po zakończeniu wojny OUN - UPA mordowały i rabowały Polaków, ale też zaangażowały się w przeciwdziałanie trwającym do końca 1946 r. przesiedleniom Ukraińców na Ukrainę sowiecką przeprowadzanym na podstawie układu o wymianie ludności zawartego między Lublinem a Kijowem we wrześniu 1944 r. Były to dywersyjne akcje UPA utrudniające przesiedlanie, barbarzyńskie palenie opuszczonych gospodarstw, by nie dostały się w polskie ręce, świadczące o usiłowaniu zachowania ukraińskiego stanu posiadania i antypolskich zamiarach. Do tego trzeba dodać trwające przez dwa lata po wojnie dokonywane przez UPA napady rabunkowe, niszczenie mienia społecznego, terror w stosunku do ludności ukraińskiej (łącznie z bestialskimi zabójstwami własnych rodaków) zmuszający do całkowitego podporządkowania się OUN - UPA, nieustanne walki z Wojskiem Polskim i siłami bezpieczeństwa, podczas których ginęli ludzie. UPA w owych walkach miała przewagę dzięki lepszej znajomości terenu, dobrze urządzonym kryjówkom, doskonałemu rozeznaniu wszelkich ruchów polskiej strony w wyniku obserwacji i wywiadu współpracującej z nią ludności ukraińskiej, która też zapewniała zaopatrzenie uzupełniane rabunkiem dokonywanym na Polakach.
W tych warunkach komunistyczne władze zdecydowały o przesiedleniu ludności ukraińskiej, pozbawiając w ten sposób OUN - UPA naturalnego zaplecza, co dopiero doprowadziło do całkowitej likwidacji ukraińskiego podziemia. Na północne i zachodnie ziemie Polski wysiedlono 140 - 150 tys. Ukraińców. W miarę możności starano się im zapewnić humanitarne warunki podczas przesiedlenia (kuchnie polowe, lekarze, punkty sanitarne). Z drugiej strony nie do uniknięcia były przesłuchania, nieraz prowadzone w sposób bolszewicki, służące wyodrębnieniu osób podejrzanych o związki z OUN - UPA, które potem (w liczbie 3873) uwięziono w Centralnym Obozie Pracy w Jaworznie (co 161 więźniów przypłaciło życiem).
Jak każde przymusowe przesiedlenie, akcja "Wisła" była dla Ukraińców ciosem. Atmosfera wytworzona przez władze wokół przesiedleńców, wśród których tropieni byli członkowie OUN - UPA, spowodowała ukrywanie narodowości, a sytuacja rozproszenia przez pół wieku z konieczności doprowadziła do daleko idącej asymilacji tej grupy.
Powyższe aspekty akcji "Wisła" stanowią pożywkę dla twierdzenia, że była to niekonieczna wobec całej społeczności ukraińskiej represja komunistyczna, której można było uniknąć, przeznaczając znacznie większe siły do zwalczania OUN - UPA. Tymczasem takie rozwiązanie oznaczałoby przewlekanie nie wiadomo jak długo walk i terroru, zniszczeń materialnych, zagrożenia ludności cywilnej i mnożenie śmiertelnych ofiar, ponieważ dopóki OUN - UPA mogły odtwarzać swe szeregi, wciągając w nie związaną z nimi ludność ukraińską, wcale nie miały zamiaru zaprzestać działalności. Świadczy o tym choćby wypowiedź jednego z dowódcy UPA z kwietnia 1947 r. dla włoskiego dziennika "Corriere Lombardo", który mówił, że "ma pod swymi rozkazami tysiące ochotników i chwilowo nie zamierza powiększać ich liczby", ale "w razie potrzeby będzie w stanie zmobilizować całą armię". Dalej: w ukazującym się w USA "The Ukrainian Quarterly" z 1995 r. twierdzono, że "praktycznie pod każdą wiejską chatą i budynkiem gospodarczym" Ukraińcy zbudowali bunkry. OUN - UPA nie zmieniły także programu, w którym planowano w perspektywie włączenie południowo-wschodnich ziem polskich do projektowanego państwa ukraińskiego. Plan był wówczas nierealny, lecz stanowił siłę napędową tych formacji.
Obecnie jako jedynego winowajcę poczucia krzywdy związanej z akcją "Wisła" dostrzega się komunistyczne władze, natomiast pomija się antypolski program i działalność OUN - UPA, pomniejsza ich rozmiary, choć to właśnie owe formacje, popierane zresztą przez znaczącą część Ukraińców, dały powody do drastycznych rozwiązań. Takie spojrzenie na akcję "Wisła" służy zacieraniu zbrodniczego wizerunku OUN - UPA, na czym szczególnie zależy ukraińskim działaczom w Polsce dającym temu wyraz np. niemal w każdym numerze tygodnika mniejszości ukraińskiej "Nasze Słowo". A na Ukrainie, przy zaangażowaniu władz państwowych związanych z prezydentem Juszczenką, mnożą się pomniki ludobójców z UPA, są oni patronami ulic, a OUN - UPA częścią tradycji historycznej, oczywiście w zakłamanym wydaniu.
W Polsce też dopuszczono do postawienia monumentalnego pomnika chwały UPA w Hruszowicach i kilkudziesięciu mniejszych, do których odbywają się ukraińskie "pielgrzymki". Mimo protestów świadków zbrodni OUN - UPA, pomniki te, postawione przez mniejszość ukraińską w Polsce, mają się dobrze. Gdy natomiast dawni mieszkańcy Kresów przystępowali do upamiętnienia ofiar ludobójstwa ukraińskiego, napotykali różne przeszkody ze strony władz nieraz inspirowane przez osobistości wiecznie cierpiące na tzw. poprawność polityczną uznającą za niestosowne oddawanie hołdu akurat tym pomordowanym. Świadczyć to może o zorganizowanym ograniczaniu zbiorowej pamięci o zbrodniach OUN - UPA, których ślady znikają nawet z cmentarzy. Otóż na Podkarpaciu "nieznani sprawcy" usuwają z nagrobków cywilnych ofiar napisy mówiące, że zginęły z rąk UPA. To samo dzieje się, ponoć z akceptacją czynników oficjalnych, z podobnymi napisami na grobach żołnierzy i milicjantów chroniących wtedy ludność przed UPA.
Następne z licznych, z braku miejsca nieporuszanych, podejrzanych moralnie zjawisk to negatywne traktowanie przez część rynku księgarskiego publikacji o zbrodniach OUN - UPA. Na przykład zbioru relacji "Dzieci Kresów" odmówiły przyjęcia do sprzedaży krakowskie księgarnie. Podobne kłopoty bywały z dwutomową pracą o ludobójstwie na Wołyniu, której jestem współautorką. W publikacjach naukowych dominuje kłamliwe określanie ludobójstwa jako walk polsko-ukraińskich. Wiele problemów miewają organizatorzy uroczystości poświęconych pamięci ofiar zbrodni wołyńsko-małopolskiej omijanych zresztą przez przedstawicieli władzy i media, co nie dotyczy imprez związanych z akcją "Wisła".
W 1990 r. Senat RP lekkomyślnie potępił akcję "Wisła". Od tego czasu to wydarzenie jest szczególnie mocno nagłaśniane, a równocześnie hamuje się dopływ informacji o ludobójstwie ukraińskim. Ofiary zbrodni wołyńsko-małopolskiej nie doczekały się ze strony polskiego parlamentu analogicznego - jak akcja "Wisła" - potępienia tych zbrodni i uznania ich za ludobójstwo. Paradoksalnie dzieje się to w warunkach, gdy tenże parlament słusznie potępił w swej uchwale ludobójstwo tureckie na Ormianach z okresu I wojny światowej.
Opisanej asymetrii postaw: z jednej strony wobec ludobójstwa ukraińskiego na Polakach, z drugiej wobec akcji "Wisła", nie można zatem nazwać inaczej, jak pogwałceniem elementarnego poczucia sprawiedliwości.
Ewa Siemaszko jest współautorką (z ojcem Władysławem Siemaszko) fundamentalnej pracy "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945"
http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/plus_minus_070428/plus_minus_a_8.html
4