Sukces polskiej sprzątaczki w Niemczech
dzisiaj, 10:02 Źródło: Deutsche Welle
Od 12 lat Justyna Polanska sprząta w niemieckich domach. Do księgarń w Niemczech właśnie trafiła jej książka pt. "Pod niemieckimi łóżkami", w której Polka zdradza, że za pięknymi fasadami czasem kryje się podwójna moralność - informuje Deutsche Welle.
"Sueddeutsche Zeitung" opublikowała omówienie książki "Unter deutschen Betten", która ukazała się nakładem wydawnictwa Droemer-Knaur. Dziennikarka Claudia Fromme spotkała się z 32-letnią autorką, mieszkającą i pracującą koło Frankfurtu i omawia w artykule zarówno książkę, napisaną z poczuciem humoru, jak i przybliża postać samej Polki.
Bałagan za fasadą
Książka ma widoki na bestseller, bo jak pisze Fromme "wielkim wzięciem cieszy się literatura będąca obserwacją niemieckiej rzeczywistości postrzeganej oczyma osób z jej marginesu". Justyna straciła już wszelkie złudzenia, jeżeli chodzi o reputację jej kraju i jak mówi: "w Niemczech liczy się fasada, a obojętne jest, co się pod nią kryje. Może pozwolić sobie na taki osąd, bo ma wgląd w życie swoich klientów, jak rzadko kto. To jest przywilejem sprzątaczki".
Jak pisze autorka artykułu: "Kiedy Justyna opowiada o najobrzydliwszych znaleziskach spod niemieckich łóżek, mruży oczy: cały paznokieć z palucha, zmumifikowany chomik, którego szukała cała rodzina, brudne tampony w stanie rozkładu, pół kurczaka, wymiociny psa, dwa zęby mądrości i opakowanie ze skwaśniałym mlekiem. Jak można coś takiego znieść? Trzeba zawsze pracować w rękawiczkach, mówi Polka. Na wszelki wypadek kilka zapasowych par ma zawsze w samochodzie."
Perła
Justyna właściwie chętnie sprząta. Dobrze jej płacą, może pozwolić sobie na wakacje, na samochód. Na pytanie, czy praca na czarno nie jest zbyt ryzykowna, Justyna odpowiada, że jeżeli ktoś ją pyta, mówi, że jest znajomą, która pomaga prowadzić dom. Ma męża, Włocha, jest bezdzietna, zarabia miesięcznie 1500-2000 euro, sumę niewyobrażalną dla sprzątaczki w Polsce. Tam Justyna też już sprzątała, ale za stawkę w przeliczeniu 1,50 euro. Dziś zarabia 10-11 euro, przy czym stawki w Niemczech są różne. Zależy od tego, jak bogate jest miasto i ile kręci się tam Polek. Jakby nie było w Niemczech pracuje około pół miliona polskich sprzątaczek. W Berlinie zarabiają mizerne 5 euro za godzinę, w Monachium nawet 13. Chciała wyuczyć się zawodu wizażystki, ale nauka jest kosztowna i słabe są widoki na znalezienie pracy. W Polsce zrobiła maturę, w Niemczech nikogo to nie interesuje.
Nie lubi, kiedy nazywa się ją sprzątaczką, wolałaby określenie "pomoc domowa" albo "perła". - Brzmi to kiczowato, ale miło jest, kiedy ludzie tak określają swoją domową pomoc: "meine Perle - przyznaje Justyna.
Oblicza społeczeństwa
Ale "perłą" jest tylko dla tych, którzy pozdrawiają ją na ulicy, co nie jest regułą, mówi Justyna. "Nie akceptuje się kasty nieczystych".
Jak zaznacza autorka "Sueddeutsche": "Nasze społeczeństwo uważa się za oświecone, dokonuje poprawnie politycznych zakupów, z byle jakiego powodu idzie protestować na ulicę - ale sprzątaczka pozostaje zawsze sprzątaczką".
Zapytana o najlepszych klientów Justyna opowiada, że to tacy, którzy do czegoś doszli w życiu. Im większy dorobek, tym są milsi. Najgorsi są nuworysze, nowobogaccy. Ci nawet jej nie powitają, kiedy wchodzą do domu. Nie dadzą szklanki wody w upał. Kiedyś myła okna, a cała rodzina siedziała na kanapie i przyglądała się jej, sącząc lemoniadę, jakby obserwowali safari. Cieszy się, kiedy dostaje jakiś upominek na gwiazdkę, ale nie wtedy, kiedy jest to przedatowane jedzenie czy mata łazienkowa ukradziona w hotelu.
Autorka artykułu dowiaduje się jeszcze wielu szczegółów o mrocznych stronach pracy Justyny, niemoralnych propozycjach mężczyzn, dzwoniących na jej ogłoszenie, czy o inwektywach, jakich wysłuchuje od, przeważnie starszych, Niemców. "Scheiss Pollacken, rzucają w słuchawkę, kiedy dowiadują się, że oferowana pomoc domowa jest z Polski".