O TOLKIENIE SŁÓW KILKA


O TOLKIENIE SŁÓW KILKA

W biografii Johna Rolanda Reuela Tolkiena możemy odnaleźć kilka polskich akcentów. Jego przodkowie ze strony ojca jakieś dwieście lat temu przywędrowali do Anglii , najprawdopodobniej z terenów podległych ówczesnym władcom Polski. * Nie jestem Niemcem wspomniał pisarz choć mam niemieckie nazwisko[..], moje imiona są pochodzenia hebrajskiego, skandynawskiego , greckiego i francuskiego. Poza nazwiskiem nie odziedziczyłem jednak niczego z języka lub kultury, z którymi było ono u swych początków związane, a po 200 latach Saksonii i Polski stała się prawdopodobnie mało ważnym fizycznym składnikiem . Do sprawy swego pochodzenia powrócił kilka miesięcy przed śmiercią w liście pisanym do wydawcy : Nie rozumiem, dlaczego miałby Pan łączyć moje nazwisko z tolk . Jest to słowo pochodzenia słowiańskiego, które zostało przyjęte przez litewski (tulkas), fiński (tulkki) i języki skandynawskie, a w końcu przez Niemcy północne (język dolnoniemiecki) za pośrednictwem duńskiego (tolk}. Angielski nigdy go nie przejął). Poznał język polski (obok wielu, wielu innych), ale umiejętności w posługiwaniu się nim nie oceniał wysoko. I wreszcieoboje z żoną zostali pochowani blisko polskich grobów w wydzielonej rzymskokatolickiej kwaterze cmentarza Wolvercote w Oxfordzie. Można jeszcze doszukać się kilku słowiańskich akcentów w nazwach występujących w jego książkach. Przesadą byłoby twierdzenie, iż obecność tych akcentów może mieć jakieś większe znaczenie dla badaczy tekstów Profesora. Przywołuję te informacje nie w ramach jeszcze jednej akcji *K a sprawa polska*, ale po to, żeby pokazać, jak krętymi drogami chadzają losy wielu osób i książek i jak z tego *przekładańca* powstaje coś, co zachowuje swoistą *wielość w jedności*. Dla przodków Tolkiena ta *wielość* przybierała oczywiście formy bardziej *zachodnie*, podporządkowane w dodatku konwencjom charakterystycznym dla życia wiktoriańskiego, niezbyt zamożnego mieszczaństwa. Według rodzinnej tradycji Tolkienowie przywędrowali na Wyspy Brytyjskie z kontynentu, a towarzyszyły temu romantyczne historie miłosne, tajemnicze i dramatyczne wydarzenia polityczne, zmuszające uciekinierów do pozostawienia pokaźnych majątków * gdzieś w Europie. W nowym miejscu zamieszkania trzeba było dawne rodowe ambicje połączyć z koniecznością pracy. Z czasem rodzina dorobiła się nawet warsztatu wytwarzającego fortepianyw momencie narodzin J. R. R. Tolkiena także i te sprawy należał przeszłości, a teraźniejszość była raczej skromna. Podobnie egzystowali Suffieldowierodzina ze strony matki. Dziadek przyszłego pisarza zarabiał jako konwojażer, a niezbyt bogate życie ubarwiały opowieści o *herbowychprzodkach, lordowskich tytułach i innych dowodach minionej świetności, wśród których fakt *zasiedzenia' fleldów na Wyspach bywał koronnym argumentem w dyskusjach o mezaliansie ich córki Mabel. Dla Suffieldc'kienowie długo pozostawali tylko zwyczajnymi imigrantami *z jakichś Niemiec*. Rodzice pisarza poznali się w rodzinnym Birmingham i po paru latach nieoficjalnej znajomości (ze względu wymienione już powyżej zastrzeżenia) uzyskali wreszcie zgodę na zaręczyny, a później i przyzwolenie na ślub Ociec J. R. R. T., Arthur Toikien, próbował poezji pracować w Banku Lioyda, a potem przeniósł się do Południowej Afryki, gdzie możliwości finansowej stabilizacji były mimo wszystko większe. Został nawet szefem oddziału banku w małym miasteczku Bloemfontein. Oddział banku Afrykańskiego konkurować musiał z prężnym Bankiem narodowym zawodowy sukces Arthura Tolkiena : Uzależniony był więc głównie od jego obrotności i pomysłowości. Arthur wierzył w swoją dobrą gwiazdęw początkach 1891 roku sprowadził swoją narzeczoną. John Ronald Reuel Tolkien urodził się 3 stycznia 1892 roku, a w kilkanaście miesięcy później17 lutego 1894 roku przyszedł na świat Hilary Arthur Reuel. Dzieci chowały się dobrzeniemniej niedogodności klimatyczne, ekonomiczne i polityczne skłoniły Mabel do wyjazdu z synami do Anglii. Powróciła do rodziców w Birmingham w połowie 1895 roku i oczekiwała na przyjazd męża. Rodzina jednak nie połączyła sięArthur zmarł 15 lutego 1896 roku i został pochowany w Bloemfontein. Mabel mogła liczyć na procenty od ulokowanych w południowoafrykańskich kopalniach kapitałów (a nie było tego wiele) i na skromną pomoc ze strony rodzinyswojej i męża, głównie jednak na własną wytrwałość i zaradność. Postanowiła sama zająć się edukacją chłopców i trzeba przyznać, iż trafili oni na utalentowanego pedagoga. Synowie okazali się również dobrymi uczniamiczteroletni John Ronald Reuel (dla rodziny Ronald) czytał już dość dobrze, a wkrótce poczynił znaczne postępy w pisaniu. Szczególnie zainteresowała go kaligrafia, lubił także lekcje łaciny i angielskiego. Francuski nie pociągał go zbytniobyć może gdzieś tu należy szukać źródeł późniejszej *gallofobii* Profesora. Nie osiągnął sukcesów w nauce muzykilubił jednak rysunki, lekcje botaniki, wyprawy do parku i bezpośredni kontakt z przyrodą. Drzewa stały się jego prawdziwą, wielką miłością na całe długie życie. Dużo czasu poświęcał lekturzetak rodziły się pierwsze fascynacje opracowaniami dawnych mitów i ludowych baśni. Nie lubił baśni Andersenaintrygowały go natomiast legendy arturiańskie i opracowania starych nordyckich sag o smokach i bohaterach, opublikowane przez niezmordowanego Andrew Langa). W życiu młodej wdowy i jej synów bardzo duże znaczenie miała religia. Przeżycia i rozmyślania doprowadziły Mabel do postanowienia, które zaważyło na kontach jej i synów z rodzinami Tolkienów i Suffieldów. Mabel ponowiła przejść na katolicyzm i po kilku miesiącach przygotowań ona i jej siostra, May Incledon, zostały przyjęci *papieskiego* kościoła. Dla Suffieldówmetodystów i Tolkienów babtystów było to szokiem. Sytuaq'a odbiła się na finansach wdowyrodzina cofnęła jej swą pomoc. Te przeciwności umocniły ją tylko; na przekór wszystkim i wszystkiemu zaczęła wychowywać w wierze katolickiej obu chłopców. Nowa sytuacja finansowa zmusiła ją jednak do tańszego mieszkaniado tej pory wynajmowali ; na przedmieściu. Po paru takich przeprowadzkach zna. się w dzielnicach niewiele lepszych od slumsów. Początkowo Ronald mógł uczyć się w wymarzonej szkole K Edwarda (kiedyś uczył się tu jego ojciec, w ogóle była szkoła*z tradycjami*), potem jednak należało znaleźć miejsce edukacji. Dużą pomoc wdowie i chłopcom okazał wtedy den z duchownych pobliskiego Oratorium), czterdziesto paroletni ojciec Francis Xavier Morgan, półWalijczyk ćwierć Anglik i ćwierć Hiszpan. Niekonwencjonalny. pośredni, hałaśliwy i wylewny, szybko stał się przyjacielem całej rodziny. Niski poziom nauczania w nowej szkole zmobilizował: Mabel i Ronalda do ubiegania się o stypendium, które mogłyby umożliwić chłopcu powrót do szkoły Króla Edwarda. Ronald uczył się dobrze, interesowała go literatura i języki obce, a postępy w nauce bardzo cieszyły jego matkę. Wiosną 1904 roku Mabel trafiła do szpitalarozpoznano cukrzycę. Stan ówczesnej medycyny nie gwarantował wyleczenia. Zmarła 14 listopada, a przed śmiercią wyznaczyła ojca Francisa na opiekuna chłopców. Spadek, który im pozostawiła, nie był duży800 funtów zainwestowanych w Południowej Afryce. Ojciec Morgan przy całym swoim bezpośrednim sposobie bycia okazał się dobrym strategiemudało mu się ułagodzić zmobilizowane śmiercią Mabel obie rodziny (mówiło się o obaleniu testamentu i odebraniu *papiście* opieki nad sierotami) i zapewnić dzieciom znośne warunki nauki i mieszkania. Nikt im już jednak nie mógł zastąpić matkiopiekun, ciotki, gospodynie kolejnych mieszkań będą dawać dorastającym chłopcom tylko to, co zapewnia egzystencję i przygotowuje do przyszłego życia w społeczeństwie. Życie z matką, mimo wielu finansowych niedogodności, przynosiło radość i ciepło, obfitowało w odkrycia nowych opowieści, książek, pozwalało na odmienny od *szkolnego* kontakt z obcymi językami, łączyło także fascynację religijną z osobistym stosunkiem do matki. Okres ten został dramatycznie zamknięty, ale to najpraw­dopodobniej on w dużym stopniu uformował osobowość przyszłego pisarza. Bracia zamieszkali teraz u jednej z dalszych krewnych. Chodzili do tej samej szkoły Króla Edwarda i dużo czasu spędzali w Oratorium. Służyli do mszy, rozmawiali z opiekunem, jadali tu posiłki i bawili się z kuchennym kotem. Ronald miał 13 lat, Hilary 11. W szkole Ronald mógł rozwijać swoje językowe uzdolnienia. Uczył się łaciny, greki, francuskiego i niemieckiego. Powoli te zainteresowania językami przeradzały się w za­interesowania filologią. Dzięki sporej bibliotece szkoły, dzięki dobrym pedagogom, wreszcie dzięki przyjaźniom z kolegami o podobnych zamiłowaniach bardzo szybko dotarł do starych tekstów literackich. Zetknął się z oryginalnąwersją staro angielskiego poematu , z Opowieścią o Sir Gawenie i Zielonym Rycerzu*) i z *Poematem o Perle). Pojawiać się zaczęły również książki z kręgu językoznawstwadotarł do podręcznika języka anglosaskiego poznał także nieco walijski i staronordycki, W tym okresie jego umiejętności językowe zaczynały znacznie przekup wymagania stawiane uczniom. Wtedy też, początkowo na zasadzie dziecięcych zabaw pojawiają się próby tworzenia *prywatnych* języków. Będą one jeszcze bardzo proste, z czasem jednak staną się *pełnoprawnymi tworami, będą miały własne słownictwo ciekawą wymowę, bogatą składnię. Najpierw pojawi się *animalic* język wymyślony przez kuzynki Ronalda, a potem przez niego przejęty i udoskonalony. Potem będzie nevbosh*na tyle sprawny, iż można było pisywać limeryki w tym języku. Potem pojawił się *naffarin*, czerpiący dużo z hiszpańskiego, a raczej z Tolkienowskiej chęci zgłębienia tego języka. Wielkim przeżyciem stało się spotkanie z *Podręcznikiem języka gockiego* Josepha Wrighta. Od tej pory zabawa zaczęła nabierać cech poważnych badań językoznawczych Ronald uczył się rekonstruowania form językowych wymarłych języków gockich, a jednocześnie udoskonalał próby tworzenia własnych języków. Próbował także stworzyć odpowiednie *pismo* i graficznie pracować kształt każdej głoski. Zaprzyjaźnił się z Christopherem Wisemanem. Różniły ich przekonania religijne (ojciec przyjaciela był duchownym metodystą), łączyły zamiłowania językowe (Wiseman interesował się hieroglifami), porowe (rugby!) i to coś, co sami nazywali specyficznym poczuciem humoru. W tym samym mniej więcej czasie, po kolejnej przeprowadzce do nowej kwatery, w otoczeniu Ronalda pojawia się osoba, która zmieni całe jego późniejsze życie. Edith Bratt była starsza od Ronalda o trzy lata ipodobnie jak on była sierotą, którą opiekunowie *upchnęli* w wynajętym przy jakiejś rodzinie pokoju. Miała spore uzdolnienia muzyczne, grała na fortepianie i marzyła o karierze pianistki. Dziewczyna miała niewielki kapitalik i jej opiekunowie nie wiedzieli powodu, żeby muzykowaniem musiała zarabiać na życie. Ronald i Edith często spotykali się ze sobą zbliżyła ich do siebie sytuacja rodzinna, jako że oboje byli sierotami, ich ojcowie umarli bardzo dawno i wychowywały ich same matki (dopiero później Ronald dowiedział się, że Edith była dzieckiem nieślubnym). Z rozmów zrodziła się pewna zażyłość, a ułatwiło ją to, że mieszkali w tym samym domu i wynajmowali pokoje u tej samej rodziny. Od zażyłości przeszło do fascynacji, od fascynacji do zadurzenia. Wkrótce sprawa dotarła do ojca Francisa a ten zażądał zerwania znajomości. Uważał, że różnica wieku i wyznania, a także konieczność kontynuowania nauki przez Ronalda, są wystarczającymi powodami do przerwania tego młodzieńczego romansu. Ronald miał już wtedy szesnaście lat, Edithdziewiętnaście, ale w świetle ówczesnych praw nie mogli jeszcze sami o sobie decydować. Ronald zgodził się z wolą opiekuna, spotkania jednak odbywały się nadal. Młodzi starali się zachować to w tajemnicynie udało się jednak. Zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i zgodnie z planami opiekuna Ronald miał ubiegać się o przyjęcie na studia. Nie posiadał jednak wystarczającego zabezpieczenia finansowegonależało więc próbować zdobyć stypendium (niezamożna młodzież często korzystała z tej formy pomocy). Pierwszy wyjazd do Oxfordu w 1909 roku zakończył się niepowodzeniem. Mógł oczywiście ubiegać się o stypendium w roku następnym byłaby to jednak już ostatnia jego szansa. W tej sytuacji należało więc solidniej przyłożyć się do nauki w szkole. Ktoś *życzliwy* znowu widział oboje młodych w jakiejś herbaciarni i ojciec Francis postawił teraz sprawę ostro: do uzyskania pełnoletności, tj. do ukończenia 21. roku życia Ronaldowi nie wolno spotykać się z dziewczyną i nie wolno kontaktować się z nią w jakikolwiek sposób. Młodzi jednak spotykali się nadal. Opiekun Ronalda nazwał to dowodem wyjątkowej głupoty i złej woli. W końcu Edith postanowiła wyjechać do Cheltenham. Przez najbliższe trzy lata nie mogli utrzymywać ze sobą żadnego kontaktu. Rozłąkę z ukochaną Ronald przeżył boleśniea może był to tylko przejaw młodzieńczej egzaltacji? Poważnym błędem ojca Francisa było rozdzielenie młodych, niewinne zadurzenie przekształciło się bowiem wielką miłość przynajmniej ze strony Ronalda. Edith nowym otoczeniu czuła się dobrze, udzielała się w kościele parafialnym, nawiązywała znajomości i coraz mniej wierzyła w miłosne zapewnienia młodego chłopaka. Dla niego zaś zdobycie dziewczyny stało się sprawą ważną. Chciał na nią a zasłużyć, uważał ją za ideał swego życia, za osobę godną wszelkich poświęceń. Pewne ochłodzenie stosunków z opiekunem wynagradzał sobie Ronald ożywieniem kontaktów z rówieśnikami. Zauważył jednak, że ani koledzy i przyjaciele ze szkoły, ani rodzina bliższa czy dalszadosłownie nikt postronny nie znał historii romansu Ronalda i Edith. O całej sprawie jedynie wiedział ojciec Francis. Szkoła Króla Edwarda była zwyczajną *dzienną* szkołą z dobrą tradycją i przyzwoitym poziomem. Nie było tu atmosfery szkół *dla lepszych sfer* z pretensjami i internatami gdzie niejednokrotnie dziecięce fascynacje kolegami nabierały posmaku homoseksualizmu. Szkoła Ronalda nadal była oczywiście szkołą wyłącznie męską i w takim otoczeniu Ronald przebywał w czasie nauki u Króla Edwarda i potem w Oxfordzie. W wieku, w którym wielu młodych i uroki towarzystwa płci przeciwnej, on musiał W imię *wierności Edith* odłożyć wszelkie myśli o romansach i flirtach z siostrami czy kuzynkami swoich kolegach Wszystkie radości i odkrycia najbliższych trzech lat ,a były to lata równie inspirujące jak lata spędzone z matką dzielł nie z Edith, ale ze swoimi rówieśnikami. Polubił wtedy te intelektualne spory w męskim gronie, a podział na prywatność serca* (dzieloną z Edith) i *prywatność intelektu i dzieloną z kolegami) pozostanie w jego życiu już na stałe. w szkolnym życiu Ronalda (a była to ostatnia klasa) wydarzy się jeszcze coś znaczącego. Z grupy osób zajmujących się szkolną biblioteką wyłoni się T. C., B. S. Klub herbaciany. Towarzystwo Barrowian (od *Barrow's Stores* herbaciarni przy Corporation Street). Obok Ronalda i nieodłącznego Christophera Wisemana w klubie znalazł się syn dyrektora szkoły, Robert Quilter Gilson, najmłodszy z czwórkiGeoffrey Bach Smith. Wszyscy interesowali się literaturą, językoznawstwem, sztuką. Różne mieli w ramach tych dziedzin upodobania, a z dzielenia się swoimi zainteresowaniami wyrosła przyjaźń. Wpływali inspirująco na siebie, poszerzali krąg swoich lektur, dyskutowali godzinami o wszystkim. Tego typu *paczki* nie były (i nie są ) czymś nadzwyczajnym wśród nastolatków, którzy dobrą naukę chcąc łączyć z entuzjastycznym przeważaniem intelektualnych odkryć. Szkoła dostarcza również możliwości uczestniczenia w Klubie Dyskusyjnym, pozwala redagować pisma, dawała okazję do przeżywania sportowych emocji (podczas meczu rugby Ronald doznał kontuzji nosa, języka) ale dopiero T.C.,B.S mimo iż nie był na miarę naszych Filomatów i Filaretów, dawał młodym ludziom poczucie pełni życia . W XII 1910 Ronald jeszcze raz pojechał do Oxfordu i raz jeszcze przystąpił do egzaminów . Tym razem powiodło się i uzyskał stypendium Exeter College. Tym razem nie było ono zbyt wysokieRonald jednak liczył na pomoc ojca Francisa i swojej starej szkoły. Ostatni okres nauki u Króla Edwarda sprzyjał tej sytuacji swobodnemu udzielania się w różnych akcjach dyskusyjnych, literackich , sportowych i teatralnych . Ronald zagrał w amatorskim przedstawieniu szkolnego teatru jego aktorskie umiejętności były znaczne i dziś jeszcze z archiwalnych taśm dochodzi do nas niebanalnych interpretacji. Po pożegnaniu ze szkołą (*Czułem się jak młody wróbel, którego wykopano z gniazda na wysokiej gałęzi *)podczas letnich wakacji, razem z Hilarym, przyszłym farmerem, przyłącza się do grupy zaprzyjaźnionych osób i wyrusza na wycieczkę do Szwajcarii. Będzie 10 jeden z nielicznych kontaktów z dalekim światem. Nigdy nie będzie wiele podróżował. Z tego wojażu zachowa reprodukcję kiepskiego obrazuzwykłą kartkę pocztową z wizerunkiem *Ducha Gór*. Potem dopisze na kopercie z tą kartką: *Zapowiedź Gandalfa... Ronald rozpoczął swoje studia w Oxfordzie jesienią 1911 roku. Była to uczelnia z tradycjami w dobrym i złym znaczeniu. Większość studiujących stanowili uczniowie z bardzo zamożnych rodzin i to dla nich powołano kiedyś instytucję „służących*, dbających o wygody swego pana. Studenci posiadali „własne* apartamenty (sypialnię i salonik), „własnych* służących i obok obowiązków sporą ilość wolnego czasu. Barwne życie studenckie pochłonęło Ronalda i na naukę przynajmniej w początkowym okresie nie miał zbyt wiele czasu. Tu również grywał w rugby, dużo uwagi poświęcał klubom dyskusyjnym (sam też założył własny klub) wszystko to było oczywiście bardziej dorosłe i bardziej „uczone*, ale ożywione prawie tym samym duchem co T. C., B. S. Zamożniejsi studenci mogli sobie pozwolić na pewną bezkarność i studiowanie według własnej fantazji i finansowych możliwości rodziców. Stypendyści musieli jednak pamiętać, iż ich pobyt na uczelni nie jest tylko miłym spędzaniem czasu i że ze swoich obowiązków należy się kiedyś rozliczyć. Ronald studiował filologię klasyczną a w ramach dodatkowych zajęć chodził na konsultacje do wspomnianego już tu Josepha Wrighta). Wright umiał docenić językoznawcze zainteresowania Tolkiena, a także trafnie ocenić jego rzeczywiste umiejętności. Ronald powoli uświadamia sobie obszary własnej niekompetencji mimo to nie poniechał studenckich rozrywek. Wright zmobilizował go jednak do skrupulatniejszej pracy nad „prywatnymi* językami „ Materiał porównawczy był pod ręką biblioteka kolegium była dobrze zaopatrzona. Tolkien odnalazł kilka podręczników języka walijskiego i przestudiował je dokładnie. Walijski stał się jego ulubionym językiem. Potem sięgnął po gramatykę fińską i przypuścił szturm na oryginał „Kalewali” Te doświadczenia poszerzyły nie tylko jego wiedzę językoznawczą w sposób już całkiem świadomy zaczął interesować się mitami i starymi tekstami, które byty przekazem tych mitów. Uważał, iż gdzieś tam kryje się zgubione dziedzictwo Brytyjczyków, i już wtedy zaświtała mu myśl to dziedzictwo odtworzyć i przekazać współczesnym Z fascynacji walijskim i fińskim narodzi się kiedyś quenya i sindarin). Na polu naukowym Ronald nie odnotował jedna : większych osiągnięć, zauważył nawet, iż za mało przykładał się do pracy i będzie musiał sporo nadrobić, jeżeli chciałby w przyszłości zająć się karierą naukową. Plany te jednak miały charakter równie mglisty, jak i postanowienie poprawy. Zbliżał się bowiem okres wejścia w pełnoletność kiedy można było urzeczywistnić nareszcie inne, równie ważne pragnienie. W kilka minut po północy, 3 stycznia 1913 roku, Ronald napisał do Edith Bratt obszerny list i ponowił swoje wyznania miłosne, a także małżeńskie obietnice. Odpowiedź przyszła szybko Edith donosiła, że zdążyła już zaręczyć się z bratem swej szkolnej przyjaciółki. Ronald wsiadł w pociąg i wyruszył do Cheltenham. Spotkał się z Edith 8 stycznia i tak długo przekonywał ją o swoim uczuciu, iż dziewczyna zgodziła się wyjść za niego. O tych nieoficjalnych zaręczynach Ronald poinformował jedynie ojca Francisa. Reakcja kapłana nie była entuzjastyczna wydawał się jednak tolerować ten związek i można było nadal liczyć na jego finansową pomoc. Po powrocie do Oxfordu chłopak zabrał się do nadrabiania zaległości. Złożone przez niego prace pisemne zostały ocenione bardzo wysoko. Na ten sukces w dużym stopniu złożyły się efekty pedagogicznej działalności Josepha Wrighta, nie wolno nam jednak nie doceniać osobistego zaangażowania i umiejętności Ronalda. Uczelnia dostrzegła lałem studenta, który kiedyś „wyłożył* się podczas pierwszego ubiegania się o przyznanie stypendium. Ronaldowi zaproponowano przeniesienie się z filologii klasycznej na angielską. Było to jak zauważył przełożony kolegium bardziej zgodne z zainteresowaniami Tolkiena. Ronald zgodził się i z początkiem letniego okresu nauki w 1913 roku zmienił kierunek studiów. Interesowały go zwłaszcza dawne dialekty zachodnich hrabstw środkowej Anglii. Często musiał sięgać po zu­pełnie nowe dla siebie teksty, a każda taka próba przynosiła nowe inspiracje naukowe i literackie. Z poematu ..Chrystus* Cynewulfa) przemówiły do niego stare pogańskie mity, ukryte pod szatą mistyki chrześcijańskiej To stąd, z dwóch linijek tego poematu, wyprowadził Ronald . Trop w kierunku mitologii Śródziemia: „Bądź błogosławiony Earendalu, spośród aniołów najjaśniejszy, na świat posła między ludzi...* Podobnych odkryć dostarczała mu lektura tekstów staroislandzkich: obu „Edd* poetyckiej (starszej) i prozatorskiej (młodszej) Pieśni o bohaterach, o bogach i początkach świata, o walce dobra ze złem i o ostateczne bitwie, po której być może odrodzi się nowy świat. Te prze; chrześcijańskie jeszcze mity, ukazujące świat pełen mądrości i tajemnic, głęboko oddziałały na Tolkiena. Po zaręczynach z Edith kwestia wyznania dziewczywielokrotnie była omawiana przez narzeczonych. Dla Ronalda była to sprawa niezmiernej wagi, dla Edith rzecz kłopotliwa. Sądziła jednak, iż ten problem uda się załatwić bez rozgłosu i w ostatniej chwili przed samym ślubem. Ronald był jednak stanowczy dziewczyna ustąpiła i : przeprowadzce do Warwick (tu nikt jej nie znał) rozpoczęła obieranie nauk u jednego z katolickich księży. Ronald tym czasem wyruszył do Francji z dwójką podopieczny . Sama podróż nie była przyjemna, jego zdanie o Francuzach nie było najlepsze, a i posada opiekuna niezbyt mu się spodobała. Jesienią 1913 roku powrócił na swoją uczelnię. W Oxfordzie pojawił się również G. B. Smith, a dwaj inni koledzy z T. C., B. S. R. Q. Gilson i Ch. Wiseman rozpoczęli studia w Cambridge. Dopiero teraz I to bardzo oględnie Ronald powiadomił ich o swych zaręczynach. Przyjęli to powściągliwie, Gilson jednak : zauważył, iż coś takiego, jak dotychczasowe T. C., B. S.. już prędko się nie powtórzy... Edith przyjęto do kościoła rzymskokatolickiego z początkiem roku 1914. Czuła się w nowej wierze zagubiona i osamotniona, poza tym w nowym środowisku. Częste i długie listy Ronalda irytowały ją trochę narzeczony odrabiał korespondencyjne zaległości i nie żałował opisów bujnego życia uniwersyteckiego. Ich spotkania ujawniały, ze muszą wykazać wiele wyrozumiałości i poświęcenia, jeżeli mają pozostać ze sobą na stałe. Po wyjeździe Ronalda wszystko na odległość wracało do normy: on znowu pisał płomienne listy, a ona starała się jakoś pogodzić z nową warią i z nową rolą przyszłej żony przyszłego naukowca. Ronald natomiast odnalazł w sobie nową energię do pracy. Nabrał także cech „światowca* (o ile pozwalały na to skromne fundusze), założył kolejny klub .dyskusyjny, wiosłował, grał w tenisa, dużo pisał, brał udział w konkursach i często zdobywał nagrody. Pieniądze najczęściej przeznaczał na książki. I tak zetknął się z twórczością Williama Morrisa), tłumacza między innymi (..Vólsungasaga) i autora mitopodobnych opowieści. Z jednej z nich, z „Rodu Wolfingów*, przywędrowała do Tolkienowskiego Śródziemia nazwa Mrocznej Puszczy. Latem 1914 roku Ronald wyruszył do Konwalii. Po latach 'linie się ona takim „idealnym pejzażem* i posłuży za wzór krajobrazom z opowieści o Śródziemni. Spotkał się także z bratem i ciotką, przebywającymi na farmie swych przyjaciół. Tutaj rozpoczął pisanie poematu o „Podróży Earendela Gwiazdy Wieczornej*. Widać w nim było inspirację tekstem Cynewulfa, a także zapowiedź późniejszych dojrzałych prób literackich. Ważne jest to, iż w tym utworze Tolkien zaczął tworzyć podstawy własnej mitologii. W tym samym mniej więcej czasie Anglia wypowiedziała wojnę Niemcom. Był bowiem rok 1914 i tysiące młodych ludzi zaciągało się do wojska. Ronald wbrew oczekiwaniom swoich krewnych (jego brat Hilary zgłosił się już jako trębacz) postanowił wrócić na uczelnię i kontynuować naukę. Nie czuł się jednak dobrze, gdyż wszyscy jego znajomi wybierali się na wojnę. W końcu natrafił na informację, iż można przygotować się do służby wojskowej Równolegle z nauką na uczelni, przy czym powołanie do czynnej służby może nastąpić dopiero po zakończeniu studiów . Ronald zgodził się na to i z początkiem roku zaczął brać udział w szkoleniach wojskowych. Jednocześnie podjął pierwsze próby stworzenia czegoś w stylu opowieści Morisa. Jego „Opowieść o Kullervo* korzystała z wątków „Kawlewai* i była pierwszą poważną próbą opracowania legend w postaci wiersza i prozy nie ukończył jej jednak. Bożonarodzeniowe wakacje 1914 roku cały Klub Herbaciany spędził u rodziny Wisemana w Wandsworth. Było to już ostatnie spotkanie T. C., B. S. Dużo mówili o swoich ranach na przyszłość. Ronald czytał im swoje wiersze i jakkolwiek opinie przyjaciół byty krytyczne, postanowił serio obracać profesję poety. Pisał wtedy dużo i niektóre z tych tekstów pojawiły się potem w „The Adventures of Tom Bombadil*. Utwory te ujawniły już pewną charakterystyczną cechę postawy Tolkiena jako uważali się bardziej : odkrywcę opisywanych światów, a nie za tego, kto to wymyślił. Równolegle trwały prace nad kreacją nowych języków i Tolkien dokonał istotnego odkrycia właśnie: okrycia. „Prywatne* języki świetnie nadawały się do zapisywania wierszy i opowieści. Były na tyle precyzyjne, iż mogły oddawać wszelkie subtelności myśli i uczuć należało tylko zadecydować, kim są istoty posługujące się tą mową. Sprawa wyjaśniła się w roku 1915, gdy Tolkien „odkrył*, że języki te należały do elfów, z którymi spotkał się Earendel w czasie swych podróży. Pojawiły się teraz poematy o tajemniczym Valinorze, o Dwóch Drzewach, rodzących owoce pełne słonecznego i księżycowego blasku... Zapowiadały one już późniejszy „Silmarillion*. W czerwcu Ronald ukończył studia i uzyskał możliwość pracy na uczelni. Wojna jednak trwała nadal i trzeba było wywiązać się z przyjętych zobowiązań. Przydzielono go do Batalionu Strzelców z Lancashire i wysłano do obozu szkoleniowego. Wojskowy tryb życia działał na niego przygnębiająco. Dostrzegał marnowanie czasu i ludzkiej energii, a sama wojna była dla niego czymś bezsensownym i przerażającym. Zaczął się specjalizować w sygnalizacji wojskowej. Kody Morse'a, szyfrowanie, łączność telefoniczna wszystko to było mu mimo wszystko bliższe niż dowodzenie oddziałem w bezpośredniej walce. Spodziewano się przerzucenia batalionu Ronalda do Francji. Tolkien postanowił więc uporządkować swoje sprawy osobiste. Porozumiał się z Edith i przekazał ojcu Francisowi wiadomość o zaplanowanym ślubie. Prosił go również o uregulowanie spraw finansowych. Chciał się usamodzielnić i chociaż kapitał po matce był niewielki, a czasy bardzo niepewne, Ronald uważał, że wraz z dochodami z jego poetyckiej twórczości (właśnie „Oxford Poetry* przyjęło do druku jego wiersz „Goblin Feet*) będzie to stanowiło pewne zabezpieczenie nowej rodziny. Ślub odbył się 22 marca 1916 roku w Warwick. Dopiero po ślubie Edith wyznała mężowi, iż była dzieckiem z pozamałżeńskiego związku. Ronald postanowił przejść nad tym do porządku dziennego. Nowożeńcy udali się na krótki, wojenny miodowy miesiąc, pocieszeni nieco tym, że ojciec Fraai nie tylko przesłał im swoje błogosławieństwo, ale zaproponował, iż osobiście udzieli im ślubu w Oratorium. Próbie jednak w tym, że Ronald powiadomił go o swych piana dosłownie w przeddzień ślubu... W czerwcu oddział Ronalda został przerzucony t Francji. Przeniesiono ich na front nad Sommę. Walki trwa długo i bez wyraźnych rezultatów. Wśród żołnierzy przybywało rannych i chorych. Ronald brał udział w przesłuchaniach niemieckich jeńców, spotkał się także z kolegą z Klubu Herbacianego, z G. B. Smithem. Od niego dowiedział się, że Gilson poległ pierwszego dnia walk. Wśród żołnierzy szerzyła się gorączka okopowa. Z chorował również i Tolkien. Z początkiem listopada przewieziono go do Anglii, do Birmingham. Święta Bożego Narodzenia spędził razem z Edith. Z listu Christophera wiselmana (był w marynarce brytyjskiej) dowiedział się o śmierci G. B. Smitha. T. C., B. S. przestał istnieć wojna trwała nadal, a generałowie i politycy wydawali się nie przejmować magicznym losem tysięcy młodych ludzi. Ronald spędził w szpitalach sporą część roku 19 1918. Nawroty choroby uniemożliwiały mu powrót na front w tym czasie większość żołnierzy z jego oddziału zginęła lub dostała się do niemieckiej niewoli. Groza wojny śmierć przyjaciół, własna choroba, przeświadczenie o posiadaniu ważnej misji do spełnienia, a także nałożony niejako przez zmarłego G. B. Smitha obowiązek „wypowiedzeń lego wszystkiego, czego inni nie zdążą już powiedzieć* wszystko zmobilizowało Ronalda. W ciągu kilkunastu miesięcy krystalizują się dwa podstawowe języki Śródziemia quenya i sindarin wyraźnie zostaje zarysowany obraz elementów, istot potężnych, odmiennych od zwiewnych i skrzydlatych drobinek z opowieści dla dzieci. Śródziemie „domaga się* odkrycia, jego mitologia domaga się wypowiedzenia w tekstach, bohaterowie chcą przemówić własnymi głosami. Tolkienowi pozostaje już tylko poddać się woli tego tajemniczego świata. Zaczynają powstawać opowieści, które później złożą się na „Silmarillion* w Great Haywood Tolkien zapisuje je z nagłówkiem „The Book of Lost Tales*. Pierwszą opowieścią jest „Upadek Gondolinu*, potem powstają „Dzieci Hurma* i różne wersje szkiców kolejnych historii. 16 listopada 1917 roku przychodzi na świat najstarszy syn Tolkienów. Poród był trudny i niebezpieczny. Ronald mógł przyjechać dopiero tydzień później. Dziecku nadano imiona John Francis Reuel „Francis* na cześć ojca Morgana. Kapłan przybył z Birmingham i osobiście ochrzcił chłopca. Edith wraz z dzieckiem podróżowała za Ronaldem po Anglii. Małżonkowie starali się dużo przebywać ze sobą. Z ich wędrówek po zielonych lasach a przede wszystkim z ich wielkiej miłości narodzi się jedna z najpiękniejszych opowieści: historia Berena i Luthien. Była to ulubiona opowieść Ronalda. Wiele lat później, już po śmierci żony, wyjaśnił najmłodszemu synowi, ile autentycznych szczegółów z dziejów miłości jego i żony zostało bezpośrednio przeniesionych do tej pieśni o dziewczynie elfie, która swym tańcem wśród drzew (to autentyczne wydarzenie) oczarowała śmiertelnego człowieka. Wojna zakończyła się w listopadzie 1918 roku. Ronald został zdemobilizowany i mógł rozpocząć „cywilne* życie w Oxfordzie. Dzięki pomocy swoich byłych wykła­dowców otrzymał pracę przy redagowaniu „New English Dictionary*. Nie zarabiał zbyt wiele, było to jednak to, o czym marzył: Oxford, badania językoznawcze, rodzina, dom i możliwość swobodnego pisania. Udało mu się wynająć niewielki domek, przyjąć gosposię i uzyskać pewną mobilizację. Rozpoczął również pracę jako niezależny wykładowca, głównie w żeńskich kolegiach Oxfordu. Często na spotkaniach w swoim dawnym kolegium Exeter czytywał fragmenty „Upadku Gondolinu* i opowieści te zdawał przypadać do smaku słuchaczom. Latem 1920 roku zaproponowano Tolkienowi pracę wykładowcy języka angielskiego na uniwersytecie w Leeds. Propozycja wydała się dosyć atrakcyjna i jesienią Ronald rozpoczął zajęcia. Miasto nie było urodziwe, a i sam uniwersytet sprawiał wrażenie będącego na dorobku. Wydział Anglistyki rozbudował się i było tu sporo okazji do kazania się inwencją i umiejętnościami organizacyjnymi. Profesor George Gordon spodziewał się, iż Tolkien : znajdzie sposób na uatrakcyjnienie programu przedmiotów językoznawczych, i nie zawiódł się. Nowa praca podobał Ronaldowi, a jego zajęcia i sposób bycia zostały zaakceptowane również przez studentów. Tolkien jednak poszukiwał nadal jakiegoś korzystniejszego przynajmniej względem materialnym ułożenia spraw swojej rodziny. W październiku 1920 roku Edith urodziła kolejnego Michaela Hilary'ego Reuela. Rodzina zamieszkała n w Leeds i należało teraz solidniej zadbać o jej utrzymanie Na początku 1922 roku na uczelni pojawił się i wykładowca Eric Valentine Gordon. Był Kanadyjczykiem i nie istniały żadne rodzinne powiązania pomiędzy nim a profesorem Gordonem. Tolkien spotkał się z już w Oxfordzie. Współpraca Ronalda z „młodym* Gordonem układała się bardzo dobrze postanowili gotować pierwszą naukową edycję „Sir Gavena i Zielonego Rycerza*. Gordon okazał się niezmiernie pracowitym i wymagającym partnerem dzięki jego mobilizujące postawie praca przebiegała szybko i książka ukazała się już w 1925 roku. Ronald odpowiadał za opracowanie tekstu i słownika, a Gordonowi przypadło opracowanie objaśnień. Młodzi naukowcy zaprzyjaźnili się; połączyło ich zamiłowanie do starych nordyckich sag, picia piwa i dyskusji w kolejnym klubie. Trzeba przyznać, że bujne życie towarzyskie sprzyjało popularności obu wykładowców wśród studentów wkrótce wielu nowych słuchaczy zaczęło przychodzić na ich zajęcia. Okres pracy w Leeds dobrze zapisał się w pamięci Tolkiena. Życie rodzinne układało mu się pomyślnie, odnosił sukcesy jako wykładowca i badacz, również i jego literackie prace nabierały większego rozmachu. „The Book of Lost Tales* była prawie ukończona, a obok niej powstawały opowieści układające się w nowe cykle. W 1922 roku George Gordon („starszy*) przeniósł się do Oxfordu i pojawiła się możliwość objęcia jego stanowi­ska. Początkowo nic z tego nie wyszło, w 1924 roku Ronald otrzymał jednak tytuł profesora języka angielskiego (stanowisko to utworzono specjalnie dla niego) i w wieku trzydziestu dwóch lat stał się jednym z młodszych profesorów w brytyjskim szkolnictwie wyższym. Materialna sytuacja rodziny znacznie się poprawiła, wynajęto też lepsze mieszkanie. W listopadzie urodził się kolejny syn Christopher Reuel. Otrzymał imię na cześć przyjaciela, Christophera Wisemana. Szczęśliwy ojciec obiecywał sobie, iż syn ten będzie kiedyś spadkobiercą jego literackiego dziedzictwa. I tak też się stało. Na początku 1925 roku zwolniło się stanowisko profesora języka anglosaskiego w Oxfordzie. Tolkien nie miał zbyt dużych szans. Dopomógł mu tutaj George Gordon i dzięki jego misternym zabiegom Ronald znalazł się znowu w Oxfordzie Życie tu było ustabilizowane tradycja wyznaczała nieomal każdą godzinę w roku. Wykłady, konali a własna, spotkania naukowe, spotkania towarzyskie wszystko to było uporządkowane. Tolkienowie musieli również poddać się temu rytmowi. Ronald przyjął to jako coś naturalnego, Edith poddała się temu z melancholijną rezygnacją Dom i opieka nad dziećmi wystarczały jej zupełnie zajmowała się pracą męża życie towarzyskie było dla niej czymś zupełnie nie do zaakceptowania Szybko ustaliła się opinia, iż *pani Tolkien nie bywa i nie przejmuje Ronald przeciwnie nader często „bywał” i szybko zostały docenione jego towarzyskie zalety, Czuł się zwolniony z obowiązków dbania o dom. W Oxfordzie przemieszkali w tym samym miejscu przez dwadzieścia jeden lat. Synowie chowali się dobrze. W 1929 roku urodziła się córka Priscilla i właściwie było to jedynie wielkie wydarzenie. Sporo czasu można było poświęcić badaniom naukowym. Sprzyjała temu atmosfera Oxfordu Dyskusje naukowe pozwalały stawiać śmiałe tezy a niekonwencjonalne towarzystwo, jakie skupiało się wokół poszczególnych osób czy klubów, gwarantowało, iż każdy niezwykły pomysł mógł być gruntownie i z pożytkiem W 1926 roku Tolkien spotyka Clive'a Staplesa . Ich późniejsza przyjaźń przejdzie przez wiele etapów od nieufności poprzez fascynację, partnerstwo w rodzaju „duchowej wspólnoty* aż do pewnego zniechęcenia. To wpływowi Ronalda katolika zawdzięcza literatury angielska „narodziny* drugiego po Chestertonie pisarza chrześcijańskiego. Lewis okazał się pojętnym słuchaczem Tolkienowskich uwag i jakkolwiek uczeń niezbyt dokładnie spełnił oczekiwania mistrza (został protestantem, nie katolikiem, jak tego oczekiwał Ronald), to jako moralista zyskał sobie ogromną popularność. Również i jego próby literackie zyskały dobrą opinię może nawet zbyt dobrą, jak niekiedy mówił Tolkien. Sukces opowieści o Nami był dla Tolkiena niezbyt oczywisty (oględnie mówiąc). Ten rodzaj „baśni* wydawał się Ronaldowi mocno podejrzany i pozbawiony cech oryginalności. Kąśliwe uwagi o twórczości przyjaciela nie przeszkadzały Ronaldowi w korzystaniu z rad Lewisa, dotyczących spraw warsztatu pisarskiego. Lewis miał na Ronalda duży wpływ Edith to dostrzegała i była zazdrosna o tę przyjaźń. Przyjaciele spotykali się najczęściej na posiedzeniach kolejnego nieformalnego klubu, założonego przez Tolkiena. Klub nazywał się „The Kolbitar* oznaczało to tych, którzy podczas rozniecania na wietrze ognia pochylają się tak nisko nad węglem, iż po prostu nadgryzają jego kawałki. Nazwa była islandzka i tematyka spotkań również wywodziła się z tego kręgu kilkanaście osób, w większości na poważnych stanowiskach uniwersyteckich, spotykało się, by czytać staronordyckie sagi, komentować je i od czasu do czasu wzbogacać te spotkania prezentacjami własnych tekstów literackich, najlepiej zapisanych w jakimś rzadkim lub dawno wymarłym języku. Nie było to jedyne miejsce takich „uczonych zabaw* głośniejsze stały się spotkania grupy „The Inklings*. Klub nie został założony przez Tolkiena. Było to coś w rodzaju stowarzyszenia literackiego, powołanego do życia około 1931 roku przez studenta Tangye Leana. Dopiero później o obliczu tej grupy i o jej sławie zadecydowało uczestnictwo Tolkiena, Lewisa, jego brata Warrena, Charlesa Wiliama Owena Barfielda czy Hugo Dysona. Również i w życiu Ronalda grupa ta odegrała ważną rolę, tu bowiem odbywały się czytania fragmentów „Hobbita*, tu dyskutowano nad tym tekstem i stąd też poszła w świat fama o tej opowieści. „Hobbit* narodził się z opowiadań „na dobrani a dziecinnym pokoju synów Tolkiena. Pisarz traktował , jako zabawę i rzecz po jakimś czasie została zarzucona Potem powrócił do niej i fragmenty prezentował na spotkaniach „The Inklings*. Rękopis nie był jednak przeznaczony do publikacji Tolkien uważał, iż godniejsze druku są opowieści ze zbioru „The Book of Lost Tales*. Jakimiś jednak drogami wiadomość o „Hobbicie* dotarła do ; Susan Dagnall, redaktorki z wydawnictwa Allen and Unwin Zdobycie notatek nie okazało się trudne, a sama historia całego hobbita spodobała się jej. Pozostawało tylko namówić Tolkiena do napisania zakończenia (rzecz w tej wersji kończyła się śmiercią Smauga) i do przygotowania rękopisu do druku. Jesienią 1936 roku maszynopis był ukończony i powędrował do najbardziej surowego krytyka jakiego można sobie wyobrazić. Szef wydawnictwa uznał Książkę dla dzieci powinno zrecenzować... dziecko. Przekazał ją swemu dziesięcioletniemu synowi, a kiedy ten wyraził się o niej pozytywnie, skierował książkę do druku. „Hobbit* ukazał się 21 września 1937 roku. Ronald. obawiał się nieco reakcji „uczonego* Oxfordu. Obawy okazały się przedwczesne uczelnia po prostu nie zwróciła na tę publikację większej uwagi. Odezwały się natomiast głosy licznych recenzentów; pierwszy wypowiedział się oczywiście Lewis. Recenzje były dobre, zainteresował czytelników i to nie tylko młodych duże. Zadyponowano dodruk, ukazała się również edycja amerykańska. „New York Herald Tribune* umieścił książkę na pierwszym miejscu listy najlepszych książek dla dzieci. I tak się zaczęło. W recenzjach, w listach czytelników do wydawcy i do autora pojawiać się zaczęło życzenie: „Chcemy dowiedzieć się czegoś więcej o hobbitach!* Tolkien spróbował pisać „Nowego hobbita* rozpoczął od opisu urodzinowego przyjęcia i powoli posuwał się do przodu. Po jakimś czasie zauważył (pamiętajmy, iż zawsze uważał się za „odkrywcę*, a nie „wymyślacza*), że opowiadana przez niego historia rozgrywa się w świecie, który już został opisany w „Silmarillionie* (taką nazwę w swoim czasie uzyskała bowiem „The Book of Lost Tales*). Czarni Jeźdźcy, Pierścień wszystko to zaczynało wykraczać poza ramy dziecięcej bajki, zakreślonej kiedyś opowieścią o małym hobbicie. Praca nad „Nowym hobbitem* zajmowała Tolkienowi sporo czasu, niemniej jego obowiązki uczelniane wymagały więcej uwagi i nie można ich było odłożyć na bok na czas pisania „książki dla dzieci*. To, że dla coraz liczniejszej rzeszy czytelników Tolkien był autorem książki o hobbicie, nie oznaczało wcale, iż przestał być naukowcem i dydaktykiem. Nie zamierzał też nigdy rezygnować z pracy na uczelni. Mniej więcej w tym samym okresie, kiedy przygotowywał do druku opowieść o podróży Bilba, Tolkien pracował nad wykładem o „Beowulfie* i 25 listopada 1936 roku wygłosił odczyt, którego tezy w zdecydowany sposób zmieniały stosunek nauki do tego starego eposu. Tolkien pokazywał, że nie jest to jakaś opowiastka o smokach i potworach, bezładny zlepek dziwacznych historii. W jego interpreta­cji był to wielki poemat heroiczny, pieśń o życiu prawdziwie bohaterskim, skonstruowana niezmiernie kunsztownie, pełna poetyckiego blasku i wyobraźni. Twórca czy twórcy „Beowulfa* obdarzony był nieprzeciętnym talentem poetyckim a świat mistycznych potworów był dla niego równie realny, jak dla nas realnymi są nasze wyobrażenia o ; siłach rządzących otaczającą nas rzeczywistością. Wskazywał też na przemieszanie się niezliczonych wątków chrześcijańskich ze starymi i pogańskimi elementami, porównuj poemat do wieży wzniesionej z elementów dawnych budowli. Mówił o konieczności szacunku dla twórczości minionych pokoleń.) Nie były to jedyne prace naukowe razem z E. V. Gordonem przygotowywał edycje „Poematu o Perle*, „Wędrowca* i „Żeglarza*). Wielbicieli „Hobbita* sprawy te interesowały raczej mało wielu z nich było zaskoczonych, gdy poszukując w katalogach bibliotecznych innych książek Tolkiena, natrafili na prace edytorskie, przekłady i opracowania dawnych tekstów. Istniały co prawda informacje o „lżejszych* tekstach, które publikowano przeważnie w niskonakładowych periodykach, a ich forma (wiersze lub pieśni), język (niegdyś jakiś dawno wymarły) oraz treść odbiegały od tego co już było znane z „Hobbita*. Było sporo rzeczy w rękopisach przede wszystkim „Silmarillion* wydawcy jednak obawiali się ryzyka i nie wierzyli, że te „poważne* opowieści mogą przyciągnąć czytelników spragnionych przygód hobbitów. Rodzina i przyjaciele Tolkienów znali piosenki Toma Bombadila, historię Rudego Dżila i ilustrowane listy świętego Mikołaja na ich publikację było jednak jakoby za wcześnie. Na druk i zrozumienie czytelników musiały też czekać opowieści o Berenie i Luthien, historia upadku Króla Artura (jedyna „wycieczka* Tolkiena w świat legend Okrągłego Stołu), „Mythopojęcia* poemat dedykowany Lewisowi, a także wiele innych, istniejących często w kilku wersjach, opowieści z kręgu Śródziemia. Praca nad „Nowym hobbitem* posuwała się wolno z wielu powodów. Tolkien nie chciał pozostać autorem kolejnej książki dla dzieci, napisanej na zamówienie dzieci i zamykającej się w kręgu dziecięcych oczekiwań. Odkrycie, iż świat hobbitów łączy się ze światem „Silmarillionu*, utwierdziło go w przeświadczeniu, że należy opublikować całość, leżących do tej pory w szufladzie, mitologicznych opowieści. Obawiał się jednak, iż dla wydawców taka propozycja może być nazbyt szokująca. I wydawcy, i czytel­nicy spodziewali się mimo wszystko, że powstanie coś „lżejszego*, właśnie kolejna książka dla dzieci i na zamówienie dzieci. 8 marca 1939 roku Tolkien wygłosił wykład poświęcony Andrew Langowi był to swoisty hołd, złożony pamięci tego zbieracza i badacza baśni. Swoisty, gdyż autor wykładu zajął się tu głównie prezentacją własnych przemyśleń. Nie wszyscy zebrani wiedzieli, iż występuje tu on nie tylko jako badacz cudzych tekstów. Tolkien przemawiał tu też jako twórca „Władcy Pierścieni* (bo taką nazwę otrzymał tym­czasem „Nowy hobbit*) i kreator świata mitów z „Silmarillionu*. Główne tezy tego wystąpienia) można streścić nastę­pująco: Baśń jest gatunkiem literackim godnym najwyższego szacunku. Nie można mówić, iż jest to literatura wyłącznie dla dzieci taka postawa świadczy bowiem i o degradacji samej baśni, i o degradacji sposobów jej badania. Baśń jest bliska mitowi, tak jak on wyrasta z najtajniejszych ludzkich pragnień pokonania czasu i przestrzeni i ujawnia marzenia o chęci nawiązania porozumienia z całym światem. To, co nazywamy „dziecięcym fantazjowaniem jest subkreacją zdolnością tworzenia nowych światów, których realności baśń nie kwestionuje. Baśń dostarcza przeżyć nieporównanie wznioślejszych niż inne gatunki literackie. Pozwała zobaczyć świat w jego prawdziwym wymiarze nie bawi się w alegorie, nie pseudonimuje ot czającej nas rzeczywistości. Mówi o tym, co wieczne, ni zmienne, ujawnia podstawowe mechanizmy życia. Zachęca do wyrwania się z krępującego nas świata fałszu i pozorów przynosi nam obietnicę pomyślnego zakończenia wszystkich trosk. Poprzez ten ewangeliczny aspekt baśni (ewangelia to dobra nowina, pocieszenie), poprzez hołd złożony z postaci aktu subkreacji dziełu stworzenia, baśń staje się gatunkiem chrześcijańskim. Stare, pogańskie elementy zostają ukazane w nowym, bardziej ludzkim świetle. Takie ujęcie było zaskoczeniem dla badaczy. Dziewiętnastowieczne badania ludowych baśni prowadzone były z pozycji życzliwej wyrozumiałości dla pełnej przesądów wyobraźni gminu tu zaś zwracano uwagę na estetyczną i etyczną problematykę baśni, a jej anonimowych twórców ukazywał jako świadomych artystów, głębokich myślicieli i strażników istotnych dla człowieka tajemnic. Tolkien domagał się, aby nie traktowano baśni jako prostej alegorii, tymczasem nadchodzące wydarzenia jakby, wyraźnie starały się zmusić przyszłych czytelników „Władcy Pierścieni* do takiego właśnie odbioru tej książki. Rozpoczęła się druga wojna światowa i życie zdawało się stawać do wyścigu z opowieścią o Pierścieniu. W „Przedmowie* Tolkien pisał: „[...] praca nad Władcą Pierścienia trwała z przerwami od roku 1936 do 1949. Miałem w tym czasie inne obowiązki, których nie zaniedbywałem, i często pochłaniały mnie jako badacza i nauczyciela inne liczne zainteresowania. Oczywiście do zwłoki przyczynił się również wybuch wojny; pod koniec 1939 roku nie miałem jeszcze napisanej w całości nawet Pierwszej Księgi. Pomimo ciemności panujących przez pięć następnych lat doszedłem do wniosku, że nie mogę porzucić rozpoczętej książki, ślęczałem więc nad nią przeważnie po nocach i brnąłem naprzód, aż stanąłem nad grobem Balina w Morii. Prawie rok upłynął, zanim znów ruszyłem z miejsca i zawędrowałem do Lothlorien i nad Wielką Rzekę późną jesienią 1941 roku. W następnym roku naszkicowałem pierwszą wersję zdarzeń wypełniających obecnie Trzecią Księgę oraz pierwszy i trzeci rozdział Księgi Piątej. Zapłonęły sygnały wojenne w Anorien, Theoden przybył do Harrowdale. Na tym utknąłem. Wizja zniknęła, a czasu na rozmyślania wówczas nie miałem. W ciągu roku 1944, pozostawiając nie dokończone wątki i komplikacje wojny, której prowadzenie czy przynajmniej opisywanie było moim obowiązkiem, zmusiłem się do pracy nad historią podróży Froda do Mordom. Napisałem wtedy rozdziały wypełniające teraz Księgę Czwartą i wy­słałem je, jako fragmenty powieści, do Afryki Południowej, gdzie przebywał w służbie RAF-u mój syn Christopher. Jednakże upłynęło dalszych pięć lat, zanim książka przybrała ostateczny kształt, w jakim została wydana [...j. Moja opowieść nie jest alegorią ani aluzją do aktualnych zdarzeń i sytuacji. Rozwijając się wypuściła korzenie (w przeszłość) i nieoczekiwane gałęzie, lecz zasadnicza fabuła była od początku nieuchronnie wyznaczona przez wybór Pierścienia jako motywu łączącego całą trylogię z „Hobbitem*. Najbardziej istotny rozdział, „Cień przeszłości*, napisałem wcześniej niż inne, gdy jeszcze na horyzoncie nie gromadziły się groźne chmury zapowiadające kataklizm 1939 roku; wątek mojej historii rozwinąłby się w zasadzie tak samo, gdyby świat zdołał uniknąć wojennej katastrofy. Książka zrodziła się z myśli od dawna mnie nurtujących, a częściowo wyrażanych w innych utworach; wojna rozpoczęta w 1939 roku oraz jej konsekwencje nie wywarły żadnego wpływu na treść książki, a jeśli je zmodyfikowały, to jedynie w znikomym stopniu [...] Z całego serca nie cierpię alegorii we wszelkich normach i zawsze jej unikałem, odkąd z wiekiem osiągnąłem przezorność, która mi umożliwia wykrywanie jej obecności Wolę historię, prawdziwą lub fikcyjną, dającą czytelników możliwość różnych skojarzeń na miarę jego umysłowości doświadczeń. Zachowuje on w takim wypadku pełną swobodę wyboru, podczas gdy w alegorii autor świadomie na rzuconą swoją koncepcję Dwanaście lat trwała praca nad „Władcą Pierścieni” Tolkien zbliżał się do sześćdziesiątki, jego dzieci pokończyły studia i usamodzielniły się. Wydawcy oczekiwali na maszynopis nowej książki autor jednak odkładał swą decyzję i po cichu rozglądał się za inną możliwością druku. Nie mógł zapomnieć wydawnictwu Unwina niezbyt entuzjastycznej odpowiedzi na jeszcze przedwojenną propozycję wydania „Silmarillionu*. Rozpoczęły się zabawne korowody Tolkien stawiał swoje warunki, Unwin swój. Pisarz wreszcie znalazł powód, aby zaproponować tekst innemu wydawnictwu. Tam sprawa zaczynała się od nowa sugerowano autorowi skrócenie powieści, Tolkien obstawał przy swoim, wydawca przy swoim. Trwało to dosyć długo W połowie 1952 roku J. R. R. T. powrócił do swojego pierwszego wydawcy. Ten nie dał się długo prosić wieść o ukończonej książce krążyła wśród wielbicieli twórczości Tolkiena, a czytane na zebraniach „Inklingów* fragmenty spotkały się z żywym przyjęciem słuchaczy. Wydawca obawiał się nieco ryzyka finansowego; książka była gruba, można było ją po wielu targach rozdzielić na trzy woluminy i publikować stopniowo, nadal jednak była to właśnie opowieść nie dla dzieci... czy zaakceptują ją dorośli, czy dzieci jej nie odrzucą? Kto to kupi? Tolkien był obecny na rynku wydawniczym wznawiano już parokrotnie „Hobbita*, opublikowano „Rudego Dżila i jego psa*(1949), ukazał się także „Leaf by Niggle*(1945 w. „Tnę Dublin Review*), Ryzyko jednak istniało. Wydawca zaproponował więc takie warunki finansowe, które miały go chronić w wypadku ewentualnego krachu. Potem okazało się, iż te asekuranckie propozycje wyszły na dobre... pisarzowi. Pierwsza książka „Wyprawa* ukazała się w połowie 1954 roku, a druga „Dwie Wieże* niedługo później. Niemal w tym samym czasie ukazały się wydania amerykańskie. Autorem pierwszej recenzji był oczywiście Lewis. Pokazał, co w książce jest rewelacyjne (byłaby więc to pewna uprzejmość wobec przyjaciela i kolegi po piórze), a co rewolucyjne (i to już był głęboki ukłon wobec Tolkiena Mistrza). Czytelnicy nie potrzebo­wali zachęty w sześć tygodni sprzedano trzy i pół tysiąca nakładu i wydawca musiał przystąpić do sporządzenia dodruku. Oczekiwano ukazania się trzeciej części „Powrotu Króla*. Tolkien jednak nie mógł sobie poradzić ze sporządzeniem obiecanego już wcześniej informacyjnego dodatku, indeksów, wykazów i słowników. Książka ukazała się więc jesienią 1955 roku bez tych tekstów, a na ostatniej stronie zamieszczono stosowną notkę wyjaśniającą. Pomiędzy rokiem 1954 a 1966 w Wielkiej Brytanii ukazało się kilkanaście edycji „Władcy*. Ukazały się wydania w Stanach Zjednoczonych, przetłumaczono książkę na holenderski (1956), szwedzki (1959), polski (1961), duński (1968), niemiecki (1969), włoski (1970), francuski(1972), japoński (1972), fiński (1973), norweski (19 portugalski (1974), a potem posypało się jak z worka przekłady hebrajskie, węgierskie, hiszpańskie, islandzkie rosyjskie i wiele, wiele innych. Książka rozpoczęła własne życie autor już tylko obserwował, jak wędrowała po świecie i zdobywała sobie coraz to nowych zwolenników. Początkowo wydawcy byli zaskoczeni, Tolkien natomiast urastające zainteresowanie przyjmował jako coś normalnego. Listy napływały z całego świata: ludzie dziękowali prosili o autografy, domagali się dodatkowych informacji pytali, kiedy ukażą się inne opowieści o Śródziemiu. niektórzy protestowali przeciwko użyciu ich nazwisk w tekście (odezwał się prawdziwy Sam Gamgee i jakkolwiek rzec kończyła się sympatycznie, Tolkien jeszcze po latach mówił iż stale obawia się nadejścia listu podpisanego... Gollum) Wywiady, recenzje, zaproszenia ze strony uniwersytetów i osób prywatnych, wizyty nieraz kłopotliwe i wielbicieli, telefony i inne oznaki rosnącej popularności... Tolkien starał się przyjmować to ze spokojem i wyrozumiałością Był sławny, zamożny a jednocześnie coraz starszy nie ze wszystkich przyjemności swej sławy mógł korzystać. Przyjął jednak zaproszenie wydawców i naukowców holenderskich i wiosną 1959 roku wziął udział w uroczy Przyjęciu Hobbitów*. Pisarz bawił się wspaniale wygłaszał mowy po angielsku, po holendersku i w języku elfów. Było to urocze parodie przemówień Bilba z pamiętnego przyjęcia, znalazły się w nich jednak słowa poważni;: „Mija dwadzieścia lat mówił jak postanowiłem z szacunku dla naszych przodków hobbitów spisać dzieje * Trzeciej Ery. Spoglądam ku wschodowi i ku zachodowi, patrzę na północ i na południe, i choć nie dostrzegam Saurona jednak, że Saruman pozostawił wielu następców. My Hobbici, nie mamy już przeciw niemu magicznego oręża. Wznoszę jednak, moi szlachetni Bracia Hobbici, i do Was kieruję ten toast: Niech żyją Hobbici! Niech przetrzymają Sarumanów i doczekają nowej wiosny budzącej drzewa!* Okazało się, że „Władca* jest czymś więcej niż tylko bestsellerem o międzynarodowym zasięgu. Pojawiać się za­częły próby naśladowania Tolkienowskich opowieści, powodzenie książki chcieli wykorzystać filmowcy, po tematy Tolkienowskie sięgali malarze i kompozytorzy. Przede wszyst­kim tworzył się mniej lub bardziej poddany „organizacyjnym* rygorom spontaniczny ruch fanów. O sile tego ruchu mogli przekonać się nielegalni wydawcy amerykańscy, którzy przygotowali tanią i pełną błędów edycję książki. Z piratami trudno było walczyć. Tolkien rozegrał rzecz po swojemu dołączył do oficjalnych wydań prośbę o bojkot niesolidnej firmy. Oczywiście, on tylko poinformował czytelników, iż firma Ace Books nie zwróciła się do niego o zgodę na publikację i prosił o przekazanie tej wiadomości znajomym i przyjaciołom. Wielbiciele Tolkiena szybko doprowadzili do tego, że pirackie książki usunięto z księgarń. Rok 1965 był rokiem batalii o „prawdziwego Tolkiena*. a powstałe tymczasem „The Tolkien Society of America* również skutecznie przyłączyło się do akcji. Rozpoczął się okres prawdziwego kultu Tolkiena w miasteczkach uniwersyteckich. Przybierał on niekiedy formy zaskakujące w roku 1968 amerykańscy studenci domagali się wyboru Gandalfa na prezydenta i ogłaszali, iż Tolkien jest... Stwórca świata hobbitów. Obok zabawnych kalendarzy, rekwizytów i fanowskich imprez na całym świecie (w pomocnym Bcneo istniało również „Frodo Society*), pojawiły się ważniejsze ślady zainteresowań książkami Tolkiena. Opracowania, analizy, interpretacje mniej lub bardziej naukom: prace magisterskie i doktorskie, sympozja, konferencje Nie zawsze odkrycia kolegów naukowców satysfakcjonowały pisarza. Często irytowało go, gdy doszukiwano się w obrazie hohbitów śladów seksualnych zahamowań czy infantylnego pojmowania świata. Niekiedy tłumaczył i wyjaśniał, najczęściej jednak pozostawiał sprawy ich własnemu biegowi, a tylko w listach do przyjaciół dawał wyraz swemu cierpkiemu humorowi. „Nie jest łatwo być dzisiaj przedmiotem kultu* napisał do jednego z czytelników. „Coraz trudniej mi pracować* pisał do kogoś innego. Nadchodzi starość i ogień przygasa*. W 1959 roku przeszedł na emeryturę i rzadziej pojawiał się na uczelni. Porządkował jeszcze swoje sprawy naukowe i edytorskie. Wydawcy już teraz nie bronili się, gdy proponował im publikację wierszy czy jakichś krótszych opowieści. Szczególnie ucieszył się Tolkien z możliwości opublikowania „The Adventures of Tom Bomhadil*(1962) małej książeczki „w sam raz na gwiazdkowy prezent*, jak tego życzyła sobie Jane Neave, ciotka i serdeczna przyjaciółka pisarza (miała już wtedy ponad osiemdziesiąt jeden lat, ale zdążyła jeszcze nacieszyć się „swoją* książką). Przygotował także wydanie wykładu o baśniach i historię liścia namalowanego przez Niggle'a ukazały się w tomiku „Tree and Leaf* (1964). Ubywało pracy, ubywało bliskich 22 listopada 1963 roku zmarł Clive Staples Lewis. W liście do swej córki Tolkien napisał kilka dni później: „Coraz wyraźniej czuję to, co czują inni w moim wieku jestem jak drzewo, które traci liść za liściem, a każda taka strata jest jak przyłożenie ostrza topora do pnia...* W jego dzienniku zaczynają się pojawiać bardzo mroczne myśli na temat własnego życia, osiągnięć i przyszłości. Z tych rozmyślań i z pewnej irytacji, wywołanej propozycją napisania przedmowy do nowej edycji „The Golden Key* George'a Macdonalda (kiedyś wielce admirowanego w dzieciństwie autora), narodził się „Kowal z Podlesia Większego* (1967). Było to ostatnie spojrzenie na baśń ukazujące się potem „nowe* książki będą już tylko edycjami starszych, często wydobywanych z archiwum, tekstów. „Kowal* zawierał sporo elementów nowych. Nieco inaczej jak sądzono rozwiązywał problem związków alegorii z baśnią. Była to jak pisał Tolkien przede wszystkim opowieść starego człowieka, przeczuwającego nadchodzące osamotnienie. W 1966 roku Tolkienowie obchodzili złote gody. Po pięćdziesięciu latach wspólnego życia nadal zdarzały się im chwile niedopasowania, wielka miłość przetrwała jednak, a teraz, kiedy małżonkowie pozostali sami, może była nawet silniejsza. Edith wywalczyła sobie pewną niezależność w kwestiach wiary, Ronald stał się bardziej wyrozumiały. Dzieci, wnuki, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi uważali ich za idealne i zgodne małżeństwo. Korzystali z finansowej stabilizacji i starali się nadal prowadzić takie życie, do jakiego przywykli. Wiek i pojawiające się choroby zmusiły ich jednak do poszukiwania takiego miejsca, gdzie ktoś inny mógłby się o nich troszczyć, a jednocześnie nie narzucać zbytnio. Wybrali Bournemouth brytyjską namiastkę francuskiej Riwiery. Osiedlili się tu w 1968 roku i jak tylu innych pędzili życie zamożnych emerytów. Po prawdzie, taki styl odpowiadał bardziej Edith znalazła tu wiele osób, z którymi można było sobie pogawędzić na różne mało istotne tematy. Nareszcie nie była tu panią profesorową, żyjącą w cieniu swego męża, a stała się na powrót Edith Bratt z tego najwcześniejszego okresu ich znajomości. Tolkien zaakceptował nowe otoczenie tylko z tego powodu, iż żona czuła się tu szczęśliwa. „Czuję się tu dobrze* pisał do syna Christophera w rok po przeprowadzce. „A jednak, a jednak... nie spotykam tu ludzi mojego pokroju. Coraz mniej mam kontaktów z przyjaciółmi. A przede wszystkim coraz rzadziej widuję ciebie*. Nie znaczyło to, że świat o nim zapomniał. Tysiące listów docierało do wydawnictwa i wiele osób chciało spotkać się osobiście z autorem ulubionych książek. Utrzymywano jednak w sekrecie adres, telefon, a nawet samą informację, Pisarz przebywa na południowym wybrzeżu. Chroniło Tolkiena przed najazdami wielbicieli i pozwalało na spokojną pracę. Tolkien pragnął bowiem uporządkować materiały z „Silmariliionu*. Należało tylko uporać się z powstałymi w ciągu ponad półwiecza notatkami i zadecydować, które z licznych wersji poszczególnych opowieści mają stać się obowiązującymi. Należało również ujednolicić nazewnictwo, dopracować szczegóły, znaleźć miejsce dla postaci, które pojawiły się dopiero we „Władcy Pierścieni* (Galardiela, entowie) i zyskały sobie sympatię czytelników. Proste pozornie czynności zabierały coraz więcej czasu. Tolkien jak to kiedyś zauważył Lewis nie lubił rozstawać się z tworzonym tekstem i zawsze „odkrywał* coś, co należało jeszcze dokładniej opisać i wyjaśnić. „Był cały wewnątrz mowy* lapidarnie charakteryzował jego postawę Lewis. Buszowanie w słowach sprawiało mu radość i nie chciał jej sobie pozbawiać. Gotowy tekst odbierał mu wszelką przyjemność tekst powstający niósł ze sobą wiele niespodzianek i sam autor był ciekaw, co może się jeszcze przydarzyć nowego. Pod koniec trzeciego roku wspólnego pobytu w Bouremouth niedomagania Edith nasiliły się. Miała osiemdziesiąt jeden lat, gdy z rozpoznaniem ostrego zapalenia woreczka żółciowego została zabrana do szpitala. Stan był bardzo poważny i po kilku dniach 29 listopada 1971 roku zmarła. Nie ma potrzeby pisania o szoku, jaki przeżył Ronald. Dalszy pobyt w Bourenemonth stawał się nie do zniesienia i pisarz postanowił powrócić do Oxfordu. Uczelnia ofiarowała mu nieduże mieszkanie w budynku wydziału przy Merton Street i zapewniła opiekę. Było to niezwykłe wy­różnienie i Tolkien przyjął je z prawdziwą wdzięcznością. Mógł teraz znów uczestniczyć w życiu uczelni, odwiedzać dzieci i wnuki. Odżyły dawne przyjaźnie można było spotykać się nie tylko z Christopherem Wisemanem z daw­nego T. C., B. S., ale i z kolegami z innych klubów. Pogłębiła się zażyłość z bratem Hilarym. Życie w Oxfordzie stało się jakby zadośćuczynieniem za spokojną i cierpliwą egzystencję ostatnich lat. Tolkiena cieszyły oznaki szacunku wiele uczelni przyznawało mu teraz honorowe doktoraty. Nie czuł się jednak na siłach, by skorzystać z zaproszeń uniwersytetów amerykańskich. Wziął za to udział w uroczystościach na swoją cześć w Edynburgu i przybył także do Pałacu Buckingham, gdzie z rąk królowej otrzymał Order Imperium Brytyjskiego. Za największe wyróżnienie uważał przyznanie mu honorowego doktoratu przez macierzysty uniwersytet w Oxfordzie. Otrzymał doktorat za zasługi dla nauk filologicznych, ale w przemowach na jego cześć niejednokrotnie przypominano również jego osiągnięcia literackie. Trwały prace nad „Silmarillionem*, choć mimo pomocy syna nie posunięto się tu zbytnio w kierunku ostatecznych rozwiązań. Tolkien nie przejmował się tym. Uważał się za potomka długowiecznych rodów i spodziewał się jeszcze wielu lat pracowitego życia. Zaczęty się jednak pojawiać kłopoty z trawieniem należało przejść na dietę i zrezygnować z ulubionej szklaneczki wina. „Czuję się bardzo osamotniony pisał do niemłodej już kuzynki Mary Incledon kiedy kończy się nauka i studenci wyjeżdżają, pozostaję zupełnie sam w dużym domu, a opiekując mną małżeństwo mieszka w drugim końcu budynku*. w tym trochę przesady bliscy i znajomi odwiedza bardzo często, nie zmieniało to jednak faktu, iż osamotnienie nie dokuczało mu coraz bardziej. Podczas wizyty w Bournemouth poczuł się nie najlepiej. Po męczącej nocy przewieziono go do prywatnej kliniki. Tutaj stwierdzono perforację wrzodu żołądka, ale towarzyszące tej diagnozie rokowania były pomyślne. Michael i Christopher przebywali w tym czasie za granicą i John z Priscillą mogli przyjechać do chorego. Nieoczekiwanie stan ojca pogorszył się doszło do infekcji Tolkien zmarł wczesnym rankiem w niedzielę 2 września1973 roku. Miał osiemdziesiąt jeden lat dokładnie ile w chwili śmierci miała Edith. „Wśród opowieści, które do nas doszły z tych lat smutku pisał kiedyś w notatkach do „Silmarillionu* takie, gdzie płacz miesza się z radością, a w cieniu śmierć gaśnie światło. Z tych zaś opowieści najpiękniej po dzień brzmi w uszach elfów historia Berena i Luthien.. Tolkien uważał, iż poszukiwanie w biografii artystycznej jakiegokolwiek klucza do jego twórczości jest po prostu bezcelowe. Wszelkie opracowania biograficzne mogły być według niego jedynie faktograficznymi relacjami o wydarzeniach czyjegoś zakończonego już życia. W ostatnich latach porządkował materiały przeznaczone dla ewentualnych przyszłych biografów, opatrywał komentarzami przechowywane listy i inne dokumenty. Napisał też kilka a na temat swojego dzieciństwa. Nie oznaczało to wcale, że jego rygorystyczny sąd uległ jakiemuś złagodzeniu. Przy opracowaniu wiadomości o życiu pisarza korzystano głównie z biografii przygotowanej przez Humphreya Carpentera Musimy pamiętać o przytoczonych powyżej zastrzeżeniach Tolkiena, aby w pełni docenić wysiłek (i ryzyko!) towarzyszący jego biograficznym poszukiwaniom. Książka Carpentera była pierwszą i niejako „oficjalną* biografią Profesora. G takim kształcie zadecydowały z pewnością kontakty biografa z rodziną, przyjaciółmi i wydawcami Tolkiena. Można więc niekiedy odczuwać pewien niedosyt informacji zwłaszcza tam, gdzie autor książki starał się Tolkienowski żywot uładzić i wypolerować. Praca naukowa, praca literacka, życie rodzinne w tym kręgu poruszają się czytelnicy książki Carpentera. I chociaż obie wojny światowe wywarły na życiu i twórczości Tolkiena niewątpliwy wpływ, to jednak klimat Carpenterowskiej biografii najlepiej charakteryzuje zamieszczone w niej ostatnie zdjęcie Profesora: oparty o pień ulubionej wiekowej sosny stoi starszy pan z laską. I pomyśleć, że to o nim pisał Czesław Miłosz, iż jako jedyny chyba w dwudziestym wieku potrafił stworzyć bohaterów na miarę postaci mitycznych...)



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
18 1 [dzień 9] Słów kilka o modlitwie do Architekta Puzzli
O zakładzie Pascala słów kilka esej
O litoterapii słów kilka, MEDYCYNA ALTERNATYWNA, litoterapia(1)
O kanonach i apokryfach słów kilka
O menopauzie i olejkach eterycznych słów kilka, Szkoła PSWIS, Kosmetologia, Semestr II, Aromaterapia
O KULTURZE JĘZYKA SŁÓW KILKA, kultura osobista
O Rudolfie Hessie słów kilka, O Rudolfie Hessie słów kilka
O magii białej i czarnej słów kilka
UMIEJĘTNOŚCI KLUCZOWE SŁÓW KILKA
Słów kilka o metodzie harcerskiej, Słów kilka o metodzie harcerskiej
Słów kilka o Edgarze Cayce'u, energie medytacje itp
Słów kilka o żywieniu
Referat- O Księżycu słów kilka- fizyka, Gimnazjum, Prezentacje
O menopauzie i olejkach eterycznych słów kilka, Anatomia człowieka - ;)
o dramie słów kilka
o awansie słów kilka, szkola - nauczyciel
O LITOTERAPII SŁÓW KILKA, Terapia kryształami
HTA,?M, koszyk słów kilka
O paletach słów kilka

więcej podobnych podstron