NOCE I DNIE - Maria Dąbrowska
TOM I - BARBARA I BOGUMIŁ
Saga rozpoczyna się od krótkiej historii rodu Niechciców: rodzice Bogumiła Adriana - Michał i Florentyna - odziedziczyli (po ojcu Michała - Macieju) majątek JAROSTY „już mocno okrojone”. Bogumił był jedynakiem, starsze dzieci umarły, co było niby karą za to, że Florentyna zerwała śluby zakonne dla męża. W '63 roku syn z ojcem wzięli udział w powstaniu, za to skonfiskowano Jarosty i zesłano Michała i Florentynę na Sybir, Michał zmarł, żona wróciła do Polski i razem z bratem - Klemensem Klickim - zamieszkała w Krępie jako gospodyni, tam też powrócił z tułaczki Bogumił. Następnie krótko o przodkach Barbary Joanny: dziadek - Jan Chryzostom - był słynnym hulaką i roztrwaniał sukcesywnie majątek, jego syn - Adam Ostrzeński - odziedziczył „charakterek”, choć posiadał też wiele czaru towarzyskiego, co m.in. skłoniło ojca Jadwigi Jaraczewskiej do wydania za niego córki (pod przymusem - kochała innego i ubogiego). Adam zdradzał żonę, ale miał z nią szóstkę dzieci, Pani Barbara była najmłodsza. Osiedli w jakimś (?) miasteczku, lecz mąż Jadwigi wkrótce potem zginął rażony piorunem. Żona przeniosła się do Kalińca i otworzyła tam stancję dla uczniów. Niestety, w '63 zbankrutowała, bo wychowankowie poszli na wojnę, odtąd żyła z czwórką dzieci (dwoje zmarło): Danielem, który wrócił ranny z powstania, Julianem, Teresą i Panią Barbarą w ubóstwie. Mimo tego nie chciała dopuścić, by dzieci zaniedbały swoje kształcenie. Julian studiował w Petersburgu, gdzie też pozostał, Daniel objął posadę nauczyciela przyrody (odtąd pomagał matce), wkrótce dziewczęta też zaczęły udzielać lekcji.
W domu pani Adamowej Ostrzeńskiej zbierali się młodzi, energiczni, wykształceni ludzie - dyskutowali (Huxley, Darwin), grali (Szopen, Beethoven), czytali (Mickiewicz) i wesoło spędzali czas w swoim towarzystwie. Najmłodsza była tam Pani Barbara - nieoficjalnie adorowana przez młodego prawnika, Józefa Toliboskiego, który - jak powszechnie wiadomo - nie zważając na garnitur, nazrywał dla niej bukiet liliji z samego środka stawu. Wkrótce jednak sielanka się skończyła - Daniel ożenił się z Michalina Poleską, zubożałą szlachcianka, Teresa się zaręczyła i nie było już okazji ku ponownym naukowo-patriotycznym wieczorkom. Teraz spotkaniom patronowała Michasia, piękna i urocza, ale też niewykształcona i trzpiotowata. Rozmowy zeszły teraz na temat strojów i ostatniej mody... Pani Barbara dostała wiadomość, że „jej” Józef bogato się ożenił, zaczęła odtąd stronić od ludzi, ubierać się na czarno i ukończyła szkołę krawiecką w Warszawie. Wróciła też do udzielania korepetycji, korzystała z „uroków kulturalnych' Warszawy. Odwiedzała niekiedy braci, Teresę (teraz Kociełłową, żonę Litwina) i dalszą krewną - panią Ładzinę i jej męża, Jana, mieszkających w Borku. Pan Jan nie lubił swej żony - wykształconej i chorowitej, lecz był bardzo miły dla gości (żonę bił, gdy ich nie było ). Pani Ładzina uwielbiała odwiedziny pani Barbary - urządzała dla niej przyjęcia. Na jednym z nich wypatrzył Panią Barbarę Bogumił. On miał wtedy 36 lat, ona - 25. Zainteresowała się nim, dlatego, że brał udział w powstaniu, - ale, ku jej niezadowoleniu i rozczarowaniu - nie lubił o tym tak patetycznie opowiadać, jak ona by chciała. Raz jej podpadł - na przyjęciu pojawiło się dwóch rosyjskich oficerów, Pani Barbara była zachwycona, ze może dowieść patriotyzmu przez odmówienie jednemu tańca. Za to Bogumił w tym czasie pił wódkę z drugim, za co od razu został spiorunowany spojrzeniami. Rano błagał ją o wybaczenie. W końcu postanowił się oświadczyć tuż przed jej powrotem do Warszawy. Pani Barbarze przeszkadzało jego „prostactwo”, brak wykształcenia, choć był bardzo ciepłym, dobrym mężczyzną. Dała mu na wpół-niezdecydowaną odpowiedz i odjechała (nie mogła się zdecydować, a miała „już 25 lat”!!!). Pisała o tym do Teresy - wspomniała też o Józefie Toliboskim, porównując swe uczucia do każdego z nich (Bogumił przegrywa z kretesem...). Innym razem wzrusza się prostotą Bogumiła, jego oddaniem i czystą miłością, jaką chce jej ofiarować. Ostatecznie zawierają oficjalne zaręczyny i Pani Barbara nakłania narzeczonego, by zawiózł ją do swej matki i „...Obłąkanego stryja, gdyż jest prawie pewna, że od razu ich oczaruje.” (Cóż...). Na miejscu zastają nieprzyjemną dla pani Barbary biedę - nie chce już tak bardzo poznać wuja, gdy dowiaduje się, że czasem ucieka z domu do lasu, przekonany, że powstanie jeszcze trwa. Bogumił pokazuje jej także przyszły dom, na razie mieszka tam jednak administrator. Wracają do Warszawy saniami przez las, całują się (drudzy Wołodyjowscy?!) I Pani Barbara przez chwilę patrzy na ślub w jaśniejszych barwach. Trwa to jednak tylko do końca podróży. W przeddzień uroczystości dostaje listy: ani Teresa z rodziną, ani matka nie przyjadą, bo dziewczynki zachorowały, nie będzie też Juliana. Ładowie i Bogumił zabierają więc Panią Barbarę do teatru - na pocieszenie - lecz ona dotkliwie odczuwa tam „braki” narzeczonego wśród tak wytwornego towarzystwa. (W istocie chłopak NIC nieodpowiedniego nie zrobił, to ona zrzuciła rękawiczki z balkonu loży...) W przerwie na korytarzu Bogumił podnosi wachlarz, który upadł jakiejś pannie i dostaje w podzięce piękny, zalotny uśmiech. Pani Barbara widzi to i jest przerażona, bo właśnie zdała sobie sprawę, że Bogumił a) jest przystojny, b) może się podobać, c) może się W KIMŚ INNYM zakochać, szczególnie, że ona nie okazuje mu zbyt namiętnie uczuć - jeśli w ogóle je żywi... Odczuwa to jako „kalectwo” i postanawia go gorąco pokochać. Bogumił mówi przy pożegnaniu, że na razie muszą zamieszkać z matką, bo administrator Winczewski wyprowadza się dopiero w kwietniu. Pani Barbara pisze list do Teresy, - że właściwie, to jest zachwycona przyszłym życiem na wsi, to nic, że poświęci studia; wychwala Niechcica... W dniu ślubu pogoda była okropna: szara zadymka i zimno. Jedynymi gośćmi byli Ładowie, Hipolit - krewny i sąsiad Bogumiła - i trochę znajomych pani Barbary. Nagle, tuż sprzed ołtarza, „odwołano” pana młodego. Okazało się, że zmarła jego matka. Zaraz po ceremonii musieli więc jechać na pogrzeb, po męczącej podróży dotarli w końcu do Krępy. Niestety, na miejscu okazuje się także, że Winczewscy nie wyprowadzą się od kwietnia, „jeszcze to potrwa”. Pani Barbara była zła, WYOBRAŻAŁA sobie, że pójdzie tam i nagada pani Winczewskiej, (CO ZA KOMPLEKSY!!!), Bogumił znosił to spokojnie; na razie mieszkali więc w oficynie, razem z ogrodnikiem Nebelskim, staruszką Ludwiczką i służącą Bylisią. Pani Barbara wiele się od nich nauczyła w gospodarskim zakresie. Fakt, musiała się WIELE nauczyć, nigdy tego nie robiła: gotowanie, ogród, zapasy na zimę, sadzonki na wiosnę, drób, świnki, itp. Przeszkadzało jej, że mieszkali tak blisko chlewów (szczególnie latem), kałuże, nawet cisza zamiast miejskiego gwaru i to, że Bogumił zawsze o czwartej rano budził ją, gdy wstawał do dojenia krów. Powoli się przyzwyczajała, dużo czasu spędzała z wujem Klemensem, który wciąż chciał uciekać do lasu, do powstańców, i tłumaczyli mu, że Moskale są we wsi i musi zostać w domu by to przeczekać. Myliły mu się też osoby i czasy, np. Bogumiła uważał za małego chłopca. Opowiadał dużo o walkach, gdy był spokojniejszy, ale raz dostał szału, rozbił szybę by uciekać i się pokaleczył. Pani Barbara żywiła sprzeczne uczucia - to rozpacz, że musi poświęcić się opiece nad dziwakiem, to duma, że pomaga bohaterowi narodu. Pielęgnowała go jednak z oddaniem, bała się tylko, że dzieci mogą odziedziczyć skłonność do szaleństwa. Odwiedzała też chorą panią Nebelską, która chwaliła się, że mają tytuł szlachecki, choć pracują jak chłopi. Pewnej nocy wuj Klemens uciekł, znaleźli go dopiero o północy, w lesie - trzy tygodnie później zmarł na zapalenie płuc... Nastała jesień. Pani Barbara podziwia piękno otaczającej dworek przyrody. Pewnego dnia poszła na spacer i zdawało jej się, że słyszy za sobą tętent koni. Zdjęta strachem, że to Moskale, zaczęła uciekać, a później wyrzucała sobie, że zhańbiła się jako Polka. Gdyby nawet tam byli, powinna przecież stanąć i napluć im w twarz. Często odwiedzała panią Ładzinę, żaliła się jej, że gdyby nie porzuciła krawiectwa, miałaby dziś pewnie magazyn w stolicy, ale cóż... wyszła za mąż... (PORAŻKA...) - Później napadały ją wyrzuty sumienia i leciała do domu przygotować obiadek skrzywdzonemu mężusiowi. Jeździli razem w odwiedziny do Hipolita i jego żony Urszuli (majątek Turobin) - doskonałej gospodyni, co znów wpędzało Panią Barbarę w kompleksy, gospodarskie tym razem. Gospodarze chwalili się także córką, małą, prześliczną Helcią. Jedyne, z czego nie byli zadowoleni, to ich starsza, poważna, łażąca po drzewach córka Ania, która wydała się pani Barbarze daleko normalniejsza i sympatyczniejsza od wymuskanej Helci. Hipolit także szczycił się szlachectwem, nadanym tak około Bolesława Krzywoustego, co trochę uraziło Basie, a Bogumiła wcale nie obeszło. Pani Barbara, oczywiście zazdrosna o umiejętności sąsiadki, zaczęła sobie zawzięcie roić, że wkrótce ją prześcignie i nawet napiszą o niej w gazecie, że taka super pani domu - i do tego oświecona, że założy kiedyś czytelnię na tej zapyziałej prowincji, że napisze kiedyś i wyda pamiętnik - a! - i że zakocha się w niej młody Krępski, a ona go dumnie odrzuci, bo „poślubiła powstańca”. Później wpadła w depresję, bo uprzytomniła sobie, że nie ma na to szans. I tak na zmianę. Wysłuchiwała, jak Bogumił zwierzał się jej ze spraw gospodarskich, robót polowych, itp. Kochał ją bardzo i chciał się z nią wszystkim dzielić, poza tym lubił swoją pracę. Pani Barbara oczywiście porównywała te proste, tkliwe słowa - np. „Byłem tylko wiedział, że jesteś...” - z deklaracjami Toliboskiego. Pytała męża, dlaczego nie ukończył jakichś szkół, on tłumaczył, że wybuchło powstanie, a za granicą też nie miał okazji do nauki. Całe życie był niepewny własnego losu, ale teraz „Myślę, że mając ciebie [do Basi] stoję na pewnym gruncie i będę mógł nie wiem do czego dojść.”. Po nowym roku w końcu mogli wprowadzić się do dworku. Okazało się, że Winczewscy objęli w dzierżawę Jarosty = skonfiskowaną przez Rosjan posiadłość Niechciców => Pani Barbara się puszy, że znów ponosi ofiarę patriotyczną, bo ONA mieszka biednie - a ONI, zdrajcy, w „ich, Niechciców, majątku”. Bogumiła to nie obeszło. Mają teraz dużo więcej miejsca, wprowadzają się, oporządzają ogród. Bylisią nadal jest ich służącą, pomaga im też Ludwiczka. Powoli się zadomawiają, choć z porządnych mebli mieli tylko orzechowe łóżka (prezent ślubny od bogatego krewnego, Joachima Ostrzeńskiego) i szafę po matce. Pani Barbara nauczyła się szybko robić dywaniki i obrusiki, była całkiem, całkiem szczęśliwa, cieszyła się, gdy ktoś zauważał i chwalił jej wysiłki. Postanowili też - w końcu! - odwiedzić rodzinę w Kalińcu. Okazało się też, że Pani Barbara jest w ciąży. Zamieszkali u Kociełłów. Lucjan pracował w zarządzie gubernalnym (hulaka, ale dobroduszny, gościnny i wesoły), Teresa natomiast dawała korepetycje na stancji. Mieli dwie córki: Oktawię i Sabinę, które od razu bardzo polubiły Bogumiła. Pani Barbara jest zachwycona czasem spędzonym z siostrą, jej spokojem, zadowoleniem z życia i mądrymi radami na temat małżeństwa i miłości. Ludzie garną się do Kociełłowej, ona każdemu pomaga, ale nie obnosi się z tym w przeciwieństwie do Michasi, żony Daniela, i jej siostry, Stefanii Holszańskiej. Obie panie błyszczały w kółkach dobroczynnych, na zbiórkach pieniędzy, kwestach i równie chętnie opowiadały, jakie to one nie są anielsko dobre i uczynne...Pani Barbara zazdrości im, że żyją tu, w Kalińcu - i choć nie są w jednej dziesiątej tak wykształcone, jak pani Niechcicowa, dużo lepiej orientują się od niej „ w świecie”. Pani Barbara roi sobie od razu, że znajdzie tu jakieś zajęcie Bogumiłowi i się tu przeniosą. Pani Adamowa bardzo polubiła zięcia, rozmawiali na wiele tematów,szczególnie gospodarskich i dobrze czuli się w swoim towarzystwie. ( Matka pani Barbary była już stara, schorowana, i trochę zdziwaczała - ciągle się czegoś bała: kradzieży, choroby wnuczek lub wnuków, samotności...nie mogła znaleźć sobie miejsca, zachwycona Bogumiłem, stroiła się dla niego i nawet wpadła na pomysł, by zamieszkać u Niechciców, co dość szybko wyperswadowała jej Pani Barbara). Z drugiej strony nie omieszkała wytknąć córce popełnionego „mezaliansu”. Na przyjęciu pożegnalnym u Danielów towarzystwo z entuzjazmem recytowało wiersz niejakiego H. Sienkiewicza „Bił okręt...” i śpiewało pieśń z Dziadów „zemsta, zemsta na wroga...”.Pani Barbara jest zawiedziona, że mąż nie zna tych utworów i z żalem porównuje go sobie z oczytanym Toliboskim sprzed lat. Nagle zabrzmiało jej ulubione preludium Szopena i przeniosła się myślami do czasów młodości - zastanawia się, „jak on może bez niej istnieć?” (tzn. Józef T.) Wśród gości biegają dzieci gospodarzy, na które zarówno matka 9 zajęta na co dzień dobroczynnością) jak i ojciec (zajęty matką ), nie zwracają żadnej uwagi. Przy pożegnaniu Stefcia i Michasia (uroczy duecik) po cichu namawiają Panią Barbarę, by przeniosła się z mężem do miasta, sama „zainteresowana” nie wie, co odpowiedzieć. U Kociełłów przed spaniem Pani Barbara dostaje mdłości - Z WŚCIEKŁOŚCI! - i wyobraża sobie, co mogła im wtedy odpowiedzieć ( np. , że jest żoną powstańca i dumnie uprawiają ziemię ojczystą). Bogumił się o nią martwi, przecież jest w ciąży (Pani Barbara, nie Bogumił), a ona wyrzuca mu „gnuśnienie, dziadowanie na wsi” i stwierdza na koniec, że jej rodzina to „ źli ludzie”. Mąż jest bardzo zaskoczony i...smutny. Kładą się, Bogumił zasypia, a Pani Barbara bardzo żałuje, że nie zdąży już POKAZAĆ towarzystwu, jak ona to kocha Bogumiła - „...by mówili, że to powtórzenie Tristana i Izoldy”. Rano wstaje wcześnie i ma dużo lepszy humor, wracają do Krępy. Niedługo potem Pani Barbara urodziła zdrowego chłopca, Piotrusia. Prze porodzie asystowali przyszły tata, Ludwiczka i Bylisia (poród „zaledwie 7 godzin”). Po tym wydarzeniu stosunki z dworem zaczęły się zacieśniać, aż przerodziły się w przyjaźń - Piotruś był tak cudownym dzieckiem - aniołkiem - trzpiotkiem, że stale ich zapraszano. Ponadto stary pan dziedzic, Wojciech Krępski, bardzo lubił Bogumiła za jego „prawy charakter „ i pomoc w utrzymaniu majątku, na którą nie mógł liczyć od własnego syna - melancholicznego Tadeusza, skądinąd bardzo przystojnego. ( Pan Wojciech to typowy światły, przy tym religijny szlachcic, tez prowidencjalista; dał na własność ziemię chłopom, dbał o nich i wszystkie sprawy związane z majątkiem.). Oprócz syna Krępscy mieli tez córki, wykształcone i miłe panny, ciągle na wydaniu, zajmujące się wraz z matka, dobroczynnością. Panią Barbarę pociągała uroda Tadeusza i odstraszało jego dziwne, milczkowate zachowanie. Ożywił się tylko raz, gdy akurat u pani Barbary bawiła Teresa, a on złożył im wizytę z rodzicami. Teresa nie podzielała zachwytów siostry nad młodym dziedzicem, podobało jej się jedynie, „że on taki cichy”. Dzieci Kociełłów i Ostrzeńskich często przyjeżdżały tam na wakacje, co przysparzało pani Barbarze obowiązków, ale też radości. Stosunki z mężem się jednak popsuły, gdyż: ona marzyła, by w dzień był czuły i delikatny, a w nocy „rozwiązły w swych pożądaniach”, czego on się, biedny, nie mógł domyślić i był „tylko” taki jak w dzień . Panią Barbarę to skrajnie denerwowało, ale oczywiście zamiast powiedzieć mu, o co jej chodzi, wymawiała się wciąż bólem głowy i zmęczeniem. Cóż . Bogumił bardzo to przezywał, ale był cierpliwy i kochający czule - jak zawsze. Żona nie mówiła mu o swej niechęci też z obawy, że on zajmie się wtedy inną kobietą ( kandydatek we wsi nie brakowało) - nawet kiedy nie stać nas na miłość, zawsze stać nas na zazdrość.” Zalecał się do niej pewien młody nauczyciel z Borku, co podbudowało jej kobiece ego, ale dość szybko dała mu kosza, w końcu jest wierną żoną. Nastała jesień. Pani Barbara często zabierała synka do lasu i uczyła go rozróżniać nazwy roślin i zwierząt. On zadawał jej typowo słodko- naiwnie dziecięce pytania, np. „czy żaba może być tak duża, że w jej żołądku może się zmieścić las?”; śliczny, roztkliwiający obrazek. Żyli sobie szczęśliwie w Krępie, Bogumił kupił skrzypce, co wieczór grał na nich, a Piotruś tańczył w nocnej koszulce. Pewnego zimowego wieczora wybrali się na spacer, była piękna choć mroźna pogoda. Rodzice skryli się za krzakiem, udając, że ich nie ma, Piotruś spostrzegłszy ich nieobecność, zaczął biec, by ich odnaleźć i upadł. Przytulili go, niby nic się nie stało, ale w nocy silnie gorączkował. Nazajutrz sprowadzono doktora, stan dziecka się pogarszał. Wieczorem Piotruś poprosił jeszcze, by ojciec zagrał mu na skrzypcach i skonał (Piotruś). Pani Barbara wpadła w nerwową gorączkę, Bogumił chciał się zastrzelić, ale w porę otrzeźwiał. Przyjechała Teresa, pomogła przygotować pogrzeb, opiekowała się Panią Barbarą, pocieszała Bogumiła, był jej za to wszystko bardzo wdzięczny. Po jakimś czasie zabrał żonę na grób synka, później często sama tam chodziła, aż zaczęli się o nią martwić. W końcu zachorowała, dostała dużej gorączki i majaczyła. Bogumił opiekował się nią bardzo troskliwie. Opowiedział jej też wtedy o najgorszej rzeczy w jego życiu: gdy został ranny podczas powstania zemdlał i obudził się już w dole, przykryty trupami. Na szczęście go usłyszeli i uratowali. Pani Barbara cały czas mówi, że straciła „JEGO” i nie wie, czy jeszcze chce mieć dzieci, ale powoli następuje przełom i wraca do życia codziennego. Opanowuje ją jednak paniczny lęk przed śmiercią - swoją czy męża. Bogumił, widząc, że żona wciąż jest w złym stanie, rozmyślał nad porzuceniem ukochanej Krępy
I przeprowadzce w jakieś miejsce pozbawione wspomnień. Napisał więc list do Teresy, wkrótce nadeszła odpowiedz: okazało się, że właśnie jest do wzięcia w administrację majątek Serbinów, należący do Letycji Mioduskiej, przebywającej obecnie w Paryżu. Jej plenipotent - Daleniecki - poszukuje kogoś, kto gospodarzyłby tam na miejscu. Bardzo blisko Kalińca.
Bogumił posmutniał - musiałby przecież zostawić rodzinną ziemię, mogiły bliskich... ale Pani Barbara nie zamierzała stracić takiej okazji. Od razu wysłała męża do Krępskiego, ten nie robił im żadnych przeszkód rozumiejąc, że to może pomóc. Pani Barbarze przypomina się, że kiedyś słyszała o właścicielach podkalinickiego majątku - Letycja była piękna i bogata, Serbinów dostała widocznie w spadku po mężu. Daleniecki natomiast zruszczył się dla kariery i pisuje jakieś artykuły do rosyjskich dzienników. Bogumił pojechał, obejrzał wszystko i podpisał umowę na 5 lat, bardzo pomogli mu Teresa, Michalina i Lucjan. Niechcicowie składają pożegnalne wizyty - u Hipolitów bieda, słabe plony. Ładowie zorganizowali małe przyjęcie - Pani Barbara wygląda pięknie, znów zaleca się do niej tamten nauczyciel, a także pijany Jan Łada. Pani Barbara znalazła potem jego żonę płaczącą w sypialni, powodem smutku był...wyjazd Niechciców, utrata jedynej, przyjaznej, światłej duszy. Gdy już odjeżdżali, nauczyciel wsunął pani Barbarze do ręki kartkę z jego własnym wierszem - wyrzuciła w domu do kominka. Rozmawia z mężem, jest trochę pijana; mówi mu o zalotnikach i o tym, że „...nie jest skora do zdrady ani do miłości, nie ma do tego usposobienia. Ale wie, co mu przysięgała.” Rano zaczynają się pakować, wyrzucać niepotrzebne rzeczy, porządkować pozostałe, resztę porozdawali. W końcu wyruszyli w męczącą podróż, wieczorem następnego dnia byli na miejscu. Nowy dom i jego otoczenie okazały się zupełnie różne od tego, co zostawili - zamiast lasów i łąk pola, pola, pola i stawy i błoto. Wszystko było bardzo zaniedbane - dawny administrator, Lalicki, jeszcze mieszkał tam z żoną i córką. Starał się zniechęcić nowych mieszkańców do jakichkolwiek gospodarskich wysiłków i wyłudzał od nich tyle przedmiotów, ile się dało, by je później gdzieś sprzedać. W niektórych pokojach zadomowił się grzyb , maszynę do mielenia ziaren musieli na razie wstawić do jednego z nich, bo podłoga w stodole mogła się zawalić. Było więc jeszcze ciaśniej, oczywiście najwięcej narzekali ci najbardziej „pokrzywdzeni” - Laliccy, ale musiano zaczekać z naprawami do wiosny. Dochodziło do sprzeczek, raz Pani Barbara weszła nawet do ich pokoju (CHLEW), by porozmawiać, ale nic to nie dało. Dopiero w lutym się wynieśli. Przyszła wiosna, wszystko kwitnie; w Serbinowie jest zupełnie inny, wilgotny klimat (mają 6 stawów!), Pani Barbara chce niektóre zasypać. Ogród był całkiem ładny, ale zapuszczony - altanki, zagajniki, pozostałości po czasach, gdy rezydowali tam Mioduscy. Pani Barbara ciężko pracowała w domu i koło niego, Bogumił w polu. Mimo skromnych środków okazał się doskonałym gospodarzem. Na początku było im bardzo ciężko, potem lepiej; dodatkowo musieli spłacać stare długi i naprawiać to, co Laliccy nakradli lub zepsuli. Założyli warzywniak, wydzierżawili sad, usunęli grzyba z pokojów. Rok później urodziła im się córeczka - Agnieszka Teresa, ale nikt się na razie nie cieszył, bo była bardzo słaba... Niechcicowie nie chcieli nawiązywać żadnych kontaktów towarzyskich, rzadko odwiedzali nawet rodzinę. Jedyni nowi znajomi to: Walenty Przybylak, właściciel majątku Środa ( dobry człowiek i rezolutny gospodarz) i Leon Woynarowski, właściciel Pamiętowa - lepiej wykształcony, ale mniej sympatyczny - no i gorszy gospodarz, do tego trochę pił i grał w karty. Pani Barbara nie chciała często widywać swych bliskich, wywoływali przykre wspomnienia związane z Piotrusiem. Jedynie z Teresą pozostawała w cieplejszych stosunkach, choć ta ostatnio bardzo się zmieniła; przestała dbać tak o dom, o córki, ciągle gdzieś wyjeżdżała, lecz mimo tego była dziwnie „kwitnąca”. Pewnego popołudnia Pani Barbara postanowiła ją odwiedzić, lecz zastała tylko siostrzenice. Oktawia akurat płakała, bo mama nie pozwalała jej podłużyć sukienki, a na obiedzie mieli być jacyś goście. Wkrótce wróciła z miasta Teresa, Pani Barbara spostrzegła, jak jej siostra pięknie i młodo wygląda, - no, cóż zaczęła sobie tym razem roić??? - więc Teresa na pewno ma romans z Bogumiłem, szczególnie, że domniemana kochanka męża nie dokończyła rozmarzonego zdania „Och, Krępa...tam to się wszystko zaczęło...”Teresa mówiła też, że nie wie już, czym się w życiu powinien człowiek kierować - nie można przecież ufać uczuciom ani zostawiać losowi jego własnemu biegowi... Po powrocie do domu Pani Barbara wyrzuca mężowi „odkryty” romans, Bogumił najpierw myślał, że ona żartuje. Fakt, bardzo lubił Teresę, „...ale kto by jej nie lubił?” . Niedługo potem Kociełłowa przyjechała, by się pożegnać przed letnim wyjazdem na Litwę - Bogumił naładował jej powóz jaśminem, jak to zwykle robili z Panią Barbarą, ale tym razem bez jej wiedzy. Gdy gościa już nie było, dostał za to po uszach - że ją zdradza, „ zmawia się przeciwko niej i kocha jej siostrę.” Bogumił był 1)zaskoczony, 2) przerażony tymi niedorzecznościami, w końcu wytłumaczył sobie, że żona jest o niego zazdrosna i cieszył się z tego. Słysząc to, Pani Barbara wpadła w szał wściekłości - chodziło jej przecież o to, że porównywała tamtą „niewyznaną miłość T. i B.” do swojej i Józefa T. - i znów to ona, PANI BARBARA, ma zostać skrzywdzona!!! I: „ Nie utratę męża opłakiwała, ale jakby potwierdzającą się na nowo utratę Toliboskiego!”. Poza tym jego Borowno leżało blisko i na pewno usłyszałby, że kolejny mężczyzna ją porzucił, a jej przecież tak zależało, by wzbudzić w nim żal i zazdrość, że się z nią nie ożenił!!! Wykrzyczała mężowi, że tamten, którego kochała, mógłby jej nie-wiem- co zrobić, i tak by mu przebaczyła, a Bogumił obchodzi ją tylko o tyle, że ludzie mówiliby, że ją porzucił. Wyszedł zdruzgotany, a jej nagle wszystko minęło i czuła już tylko olbrzymi strach, że ją w końcu zostawi. Była otępiała i wpół-przytomna z przerażenia, znalazła go na ganku. Wyszlochała, że go kocha i kochała, a on od razu uwierzył i przebaczył. Ach. Pani Barbara była wtedy naprawdę szczęśliwa, bo uciszyła wyrzut sumienia, że nigdy nie odwzajemniała jego miłości, a poza tym ulżyło jej, że nie zostanie sama. W najbliższą niedzielę pojechali do Kalińca i Pani Barbara w żartach opowiedziała siostrze o swojej zazdrości i teorii romansu. Całe towarzystwo, łącznie z nią, się uśmiało.( co i ja robię nad tą książką: cha, cha...)Teresa nie wyjechała jednak na Litwę - do Serbinowa przybyły pewnego ranka siostrzenice pani Barbary, całe zapłakane z powodu choroby matki. Pani Barbara natychmiast wyrusza, by pielęgnować siostrę. Przed bramą Kociełłów spotkała Daniela, który wcale nie martwił się o Teresę, ale o swą Michasię, która się nią do tej pory opiekowała (kochający brat...). Diagnoza lekarzy; tyfus lub zapalenie mózgu, stan niestabilny. Teresa wyszeptała pani Barbarze: „...w komodzie...albo nie...”, na razie Niechcicowa nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Pojechała tylko na chwilę do Serbinowa po świeżą śmietankę dla chorej, jednak Teresa zmarła przed jej powrotem. Zaczęto przygotowania do pogrzebu, szycie żałoby. Po powrocie do Serbinowa Pani Barbara dramatycznie pyta, dlaczego to ona, której nikt nie kocha, nie zmarła, tylko uwielbiana przez wszystkich Teresa?!?! Potem obwinia się o śmierć siostry, bo na pewno jest to kara za jej - PANI BARBARY- złe uczynki względem zmarłej. Mąż stara się przemówić jej do rozsądku, nadaremno . Nagle Pani Barbara przypomina sobie o komodzie i wraca do Kociełłów. Sadząc kwiaty na grobie spostrzega z daleka smukła sylwetkę - czyżby młodego Krępskiego?... Rozmawia tez z Lucjanem; szwagier zamierza wyjechać do Częstochowy i rozkręcić ogromny interes, jest pewny, że żona mu będzie zza grobu pomagać. Oddaje pani Barbarze też jej i Teresy korespondencję. Kobieta ze wzruszeniem przegląda ją w domu, natrafia nagle na fragment listu miłosnego siostry do Tadeusza Krępskiego, gdzie Teresa zapewnia o swym gorącym uczuciu. Więc Alles klar, Tadzio - nie Bogumił, kamień z serca. Jesienią Niechcic miał już tyle pracy, że musiał nająć pomocnika do kancelarii - przysłano więc młodego, porządnego chłopca z rekomendacją Dalenieckiego, Romana Katelbę, z którego Bogumił był już po paru dniach bardzo zadowolony. W tym czasie uciekła piastunka Agnisi - Rozalka, zabierając swoje rzeczy i pieniądze za miesiąc służby. Pani Barbara najęła więc młodą, wesołą Józię, wychowankę z ochronki pani Holszańskiej. Jakiś czas potem spotkała Rozalkę w kościele; okazało się, że uciekła, bo była w ciąży, ale i tak straciła to dziecko. Nie chce wrócić do Serbinowa, choć Pani Barbara ofiarowuje jej pomoc. Bogumił tymczasem ciężko pracuje, majątek zaczyna przynosić dochody. Pani Barbara rodzi drugą córkę - Emilię Florentynę, niedługo potem Michasia i Daniel mają trzeciego syna - Bogdana, a 1,5 roku po tym Niechcicom rodzi się syn - Tomasz Michał. Odbyły się UROCZYSTE chrzciny ( no bo to chłopiec, dyskryminacja...), przybył nawet Lucjan K., narzekający trochę na zdrowie. Jakiś czas potem zaczęły się kłopoty z matką pani Barbary - dotąd mieszkała u Ostrzeńskich, ale przestało jej się tam podobać - Michasi ciągle nie było, odwiedzali ją tylko z nudów ( jej opinia) i w ogóle czuła się niedoceniona i niepotrzebna. Tęskniła do czasów młodości, gdy miała przynajmniej własny los w swoich rękach, a teraz życie mija obok niej. Nawet Daniel traktował ją opryskliwie, jak zwykle obsesyjnie zajęty Michasią , czy raczej czekaniem na nią. Babcia uczepiła się więc nadziei, że Julian zabierze ją do siebie, do Petersburga. Widywała się z nim tylko czasem Michasia (jeździła tam w interesach). Jej zdaniem Julian świetnie zarabiał, ale był też bardzo naiwny, bo utrzymywał dzieci jakichś podejrzanych panienek, które wpierały mu ojcostwo. Ponadto mieszkał z kobietą bez ślubu (!!!), co Michasia w gniewie wyjawiła babci. Kiedyś przysłał matce swoje zdjęcie, ale ona uznała je za fałszywe, mając ciągle w pamięci obraz jego jako 20- latka. Po tych wiadomościach przestała przynajmniej wciąż się pakować i gromadzić zapasy na podróż. Michasia, która martwiła się o jej stan zdrowia, napisała do Niechciców - ci przyjechali i Bogumił namówił teściową, by u nich zamieszkała. Urządzona dla niej śliczny pokoik - ona cerowała im odzież, opowiadała bajki i była szczęśliwa. Zaczęła nawet bardzo dbać o swoje zdrowie, by jak najdłużej mieszkać tam z nimi. Pewnego dnia chciała wytrzepać sobie dywanik, ale zasłabła - poprosiła więc o to służąca. W odpowiedzi usłyszała „ nie będę posługiwać starym próchnom”. Usłyszał to Bogumił, zaraz ją wyrzucił, ale babcia dostała ataku sercowego. Odtąd dziećmi opiekowała się Józia, ale Tomaszek zaczął jakoś słabnąć - Pani Barbara bała się już, że tamta rzuciła jakiś zły urok. Gdy raz odwiedziła ich kobieta ze wsi odczyniająca złe czary (Kolańska), Niechcicowa niechętnie zgodziła się na jej pomoc, choć nie chciała być przy tym, by nie pomówili jej o zabobonność. O dziwo - okazało się wkrótce, że zdrowie zarówno dziecka jak i babci się polepszyło, z tym, że babci na krótko...Było coraz gorzej, majaczyła, szarpała się, tylko Bogumiłowi pozwoliła robić sobie okłady. W tym czasie Pani Barbara w pokoju na górze zauważyła pierwsze siwe włosy i ma żal do losu, że ostatnie chwile młodości musi poświęcić takim smutnym obowiązkom, jak opieka nad matką. Pewnego ranka babcia pięknie się ubrała i ...uciekła. Dogonili ją dopiero powozem i zabrali do domu. Dostała grypy i od tego czasu było już tylko gorzej - stronę później zmarła, gdy czuwał przy niej Bogumił. Pani Barbara wpadła w rozpacz, Bogumił delikatnie radzi jej, że może gdyby zajęła się pogrzebem, byłoby jej trochę lżej. Na to dostaje odp., że jest „sprościały i schłopiały” i nie ma uczuć. Oczywiście znowu wyszedł, znowu zaraz go znalazła i przeprosiła. Pani Barbara miała za złe mężowi, że pokazuje trupa dzieciom - on uważał, że muszą przecież kiedyś przywyknąć...pieśni żałobne w drodze na cmentarz.
TOM II - WIECZNE ZMARTWIENIE
Dzieci Niechciców rosły. Agnieszka stawała się dziewczynką zgrabną i zręczną, Emilka „była jak malowanie”, lecz bardzo niesamodzielna i wydelikacona, w przeciwieństwie do siostry, a Tomaszek „był od razu na wskroś chłopakiem, nie miał w sobie nic z małego dzieciaczka, do tego psotny, zuchwały i krętacz”. Pani Barbara martwiła się, co z niego wyrośnie. Niepokoiła ją także książkowa pasja Agnieszki i w ogóle że dzieci są mało odporne i ciągle chorują. Dziećmi nadal zajmowała się Józia - śpiewała z nimi różne piosenki i uczyła wierszyków. Miała jedną malutką wadę - zanadto lubiła towarzystwo parobków i po jakimś czasie zwiała z niejakim Witkiem. Później Pani Barbara spotkała ją w mieście, dumną, że „złapała miastowego”. Niechcicowa szuka guwernantki dla dzieci, okazuje się, że Aneczka, córka Hipolitów, doskonale się do tego nadaje. Przewidując, że dziewczyna będzie uczyć je także muzyki, przed jej przyjazdem Pani Barbara szarpnęła się nawet na kupno fortepianu, by nie wyjść na schłopiałą prowincjuszkę (jednak tak samo obawiała się, że ludzie obgadają ją za to dziwactwo). Hipolitowie przyjechali z córką, okazało się jednak, że tylko Urszula potrafi cokolwiek zagrać. Pani Barbara, słuchając Szopena, przenosi się oczywiście w czasy młodości. Goście przywieźli też plotki ze wsi: im powodzi się coraz gorzej, zbiednieli, Tadeusz Krępski przejął gospodarstwo po śmierci ojca, Jan Łada spadł z konia i zmarł, a jego syna zesłali na Syberię. Ania zachwyciła cały Serbinów - taka żywa, solidna, wesoła i miła. Poza uczeniem dzieci jeździła na bale i zabawy, Pani Barbara była z niej dumna jak z córki. Lekcjami zainteresowana była jednak tylko Agnisia, najzdolniejsza z rodzeństwa. Emilka stale marudziła, a Tomaszek po prostu uciekał. Agnisia przylgnęła do Aneczki - bardzo zależało jej na uwadze nauczycielki, chciała być przez nią wyróżniana. Była najszczęśliwsza, gdy Ania przychodziła powiedzieć jej „dobranoc” i porozmawiać chwilkę tylko z nią. Tęskniła podczas jej nieobecności i układała żałobne wierszyki na ten temat.:) Niestety Hipolitowie sprzedali Turobin i zabierali córkę do Warszawy. Po wyjeździe Aneczki Pani Barbara zajęła się edukacją dzieci, ale stan jej zdrowia się pogarszał - miewała częste nocne ataki „kurczów” (histeryzowała, że nie dożyje rana), budziła dzieci i była bardzo rozdrażniona, nawet jak na nią. Szczególnie martwiła się o nią Agnisia, choć doktor Wettler uspokajał wszystkich, że to nic poważnego (autodiagnozy pani Barbary: rak trzustki, żołądka, wątroby, na tle kobiecym, czasem myślała nawet, że to z „poczucia życiowego braku”, czyli znów syndrom Toliboskiego). Gdy się jej tylko poprawiło, znów zajęła się szukaniem nauczycielki. Celina Mroczkówna - młoda, piękna, wykształcona, powściągliwa, trochę apatyczna, czyścioszka i modnisia wkrótce objęła tę posadę. Lekcje szły fatalnie, młodsze dzieci stały się przy niej dokuczliwe i krnąbrne, nawet Agnisia, pełna dobrych chęci, niewiele potrafiła z nich wyciągnąć. Pani Barbara, widząc drętwą atmosferę, starała się jakoś zaprzyjaźnić z nauczycielką; organizowali np. wspólne „rodzinne” spacery, lecz panna Celina najbardziej przejmowała się wtedy swoją fryzurą, rozburzaną przez wiatr. Pani Barbara postanowiła znaleźć z nią chociaż wspólny temat - literatura - lecz uprzytomniła sobie, że od urodzenia dzieci zaniedbała nie tylko tę dziedzinę, ale też własny wygląd. Często narzekała na zmęczenie, uważała też, że niepotrzebnie przygotowuje tak wiele smakołyków na święta. Nigdy nie miała dla siebie wolnej chwili, sprzątała nawet zabawki rozrzucone przez dzieci, gdyż nie chciała tego od nich wymagać. Jedyne, czym nie chciała się zajmować, to szycie, ponieważ to przywodziło jej na myśl panieńskie lata spędzone w Warszawie (= m.in. syndrom Toliboskiego). Nadeszła wiosna. Wszystko kwitnie, ptaszki świergolą a Pani Barbara śpi po kilka godzin na dobę i nie wie, w co ręce włożyć. Narzeka też Bogumiłowi, że zabiera jej potrzebną służbę do pola. Zabrała się z Agnisią i służącą Felicją do pielenia grządek, gdy nadeszła panna Celina. Wyrwała jedną lebiodę, po czym poleciała po rękawiczki i wróciła dopiero pod koniec roboty. Pewnego niedzielnego popołudnia w końcu nadarzyła się okazja do nawiązania z nią bliższego kontaktu - Celina weszła do pokoju pani Barbary i spytała, czy tamta zna „Nad morzem” Przybyszewskiego, gdyż sama jest nim zachwycona. Pani Barbara niestety o nim nie słyszała. Wspomniała jedynie, że lubi powieści historyczne, a „o miłości lepiej człowiekowi zapomnieć” = nie czytać. Koniec nawiązywania kontaktu. Bogumił pokazał żonie list od Dalenieckiego. Szef bardzo go chwali i w uznaniu zasług na polu gospodarstwa daje mu wolną rękę w sprawach majątku. Ich rozmowę przerwały dzieci wracające ze spaceru, wkrótce wszyscy zasiedli do obiadu. Brakowało tylko panny Celiny, gdyż, jak doniosła Felicja, właśnie przymierzała w pokoju swoje suknie, co często zwykła czynić. Bogumił śmiał się z syna, bo Tomaszek spadł z konia, do czego nie chciał się przyznać. Ojciec i Katelba przekomarzali się z nim. W końcu dołączyła do nich poważna panna Celina. Po kolacji Pani Barbara rozmawia z mężem o dziwnych zwyczajach nauczycielki i wyrzuca mu, że mieszkając z nim na tym zadupiu nie ma nawet pojęcia, kto to jest ten Przybyszewski. Następnego dnia, a raczej nocy, zdarzył się dziwny wypadek. Niechciców obudziły hałasy, okazało się, że pod ich oknem leży i jęczy potłuczona panna Celina, która spadła z drabiny przystawionej do swojego okna. Utrzymywała, że uciekała przed bandytami, co było dość dziwne, bo psy niczego nie wywęszyły, a drzwi do jej pokoju były zamknięte od wewnątrz. Bogumił od razu polecił szukać złodziei, ale nikt nic szczególnego nie zauważył. Rano trzeba było wezwać doktora, by zajął się złamaną nogą Celiny. Bogumił kazał załatwić to Felicji i przy okazji zwrócił w myślach uwagę na jej kobiece i ponętne kształty, czemu sam się zdziwił. Doktor przyjechał, nastawił nogę, został na obiedzie. Miał zostać też na kolacji, ale okazało się, że kucharka się upiła i chrapie w kuchni. Chorą umieszczono w pokoju po babci, niczego jej nie brakowało. Pani Barbara listownie uspokoiła jej matkę, a potem wyrzucała sobie (znów...), że nie dała jej przyjechać, a jeszcze później martwiła się, że zwali się im na głowę cała rodzina Mroczków. Pewnego dnia odwiedził Celinę Katelba, czym panienka bardzo się przejęła, jednak nie omieszkała skrytykować jego gustów literackich. Po skończonej wizycie wpadła w rozpacz, bo wcześniej przekrzywił się jej „czub” na czole i on ją tak widział. Następnego dnia Celina przypadkiem usłyszała rozmowę Felicji z wiejską dziewczyną, w której naśmiewały się z Mroczkówny i jej domniemanej nocnej schadzki z jakimś parobkiem. Celina jest zszokowana, zrozpaczona i oburzona; postanawia natychmiast opuścić Serbinów, gdy tylko stanie na nogi i kilka tygodni później dzieci znów zostają bez nauczycielki. Pani Barbara rozmawia z mężem - trudno teraz o nową nauczycielkę (jest czerwiec); wysuwa też myśl, że najlepiej ze względów finansowych byłoby posłać dzieci do szkoły w mieście (szczególnie Agnisię), a ona, Barbara, może poświęcić się i przeprowadzić z nimi do Kalińca, zostawiając Bogumiła samego na jedyne kilka lat. Roi sobie nawet, że założy własną szkołę. To daje początek wielu codziennym sprzeczkom (np. dlaczego Barbara nie pozwala pić dzieciom mleka), panuje napięta atmosfera. Do tego pogoda jest okropna i zanosi się na to, że utracą dużą część zbiorów. W międzyczasie Serbinów odwiedził handlarz - Żyd Szymszel. Zabrał od Bogumiła jakieś nakrętki do maszyny, by je wymienić w mieście, i wyłudził pół korca owsa, z czego nie jest zadowolony Katelba. Pani Barbara w końcu, po długich sprzeczkach, namówiła męża na wyprawę do Kalińca. Michasia załatwiła tam nauczycielkę, jednak od wywołanej tym faktem euforii Pani Barbara w ciągu całego dnia przeszła w całkowite zniechęcenie i jechali już właściwie tylko po to, by zerwać umowę. Panią Ostrzeńską zastali w jej sklepie, gdzie zachęcała akurat do kupna podręcznika. Wyjaśniła Niechcicom, że nauczycielka sama się wycofała, gdyż nie chciała zmarnować sobie życia na wsi. Pani Barbara jest tym oburzona. W drodze powrotnej Bogumił załatwia jeszcze przeróżne gospodarskie sprawunki w Kalińcu, a do pani Barbary podchodzi znajoma handlarka - Żydówka Arkuszowa. Przynosi piorunujące wieści: podobno Daleniecki chce sprzedać Serbinów bez wiedzy Bogumiła, ma nawet swojego szpiega (Szymszela). Bogumił na początku nie chce wierzyć, ale później zaczynają się tym martwić. Barbara znowu dostaje nocnych nerwowych ataków (od jakiegoś czasu nocne nerwowe drgawki napadają też Agnisię) i w ogóle ma jak zwykle nie dożyć rana. Bogumił oczywiście opiekuje się nimi wszystkimi troskliwie i szuka sakiewki z pieniędzmi, którą gdzieś najwyraźniej zapodział. Niespodziewanie przychodzi depesza z Piekar Wielkich zawierająca wiadomość o śmierci radcy Joachima (najbogatszego Ostrzeńskiego, seniora rodu, dalekiego krewnego). Bogumił wybiera się na pogrzeb sam ze względu na zły stan zdrowia żony, która stwierdza, że będzie to tylko zjazd sępów, podobno nawet sama żona zmarłego czeka tylko na ujawnienie testamentu. Pod nieobecność męża próbuje podjąć z dziećmi przerwaną naukę, jednak o ile Agnisi przyswajanie wiedzy przychodzi bez trudu, pozostała dwójka ma z tym poważne kłopoty. Po kilku dniach wraca Bogumił - okazuje się, że Ostrzeński zapisał pani Barbarze 6000 rubli, a ona zamiast się, powiedzmy, jakoś ucieszyć, stwierdza od razu, że na pewno testament jest nieważny, a gdyby nawet, to i tak ktoś nieżyczliwy zdoła go obalić. Mimo „oczywistego” faktu, że tych pieniędzy nie dostaną, zaczynają planować, co z nimi zrobić. Pani Barbara - czyż to możliwe?! - chce kupić dom w mieście, a Bogumił wolałby nabyć na własność część - przylegającego do Serbinowa - Pamiętowa od Wojnarowskiego. Wkrótce zapomnieli o sprawie i wybrali się z Agnisią do Kalińca po sprawunki. (Krótki opis miasta: most na rzece, dzielnica Dziadowe Przedmieście, place, kościoły, pomniki.) Pani Barbara szczebioce radośnie, że tylu ludzi dookoła, ma dobry humor i obiecała nawet Agnisi podwieczorek w cukierni. Bogumił wstąpił do Nussena po jesionkę na zimę; po chwili zawołał je do sklepu. Okazało się, że jest akurat do sprzedania prześliczny płaszczyk dla Agnisi, który Bogumił od razu chce kupić. Pani Barbara, słysząc cenę, prawie dostaje nerwodrgawek, ale jest już za późno na wycofanie się - wychodzą ze sklepu z nowym nabytkiem. Pani Barbara jest wściekła, że mąż rozwala pieniądze na niepotrzebne rzeczy, a Agnisia w połowie zachwycona płaszczykiem, a w połowie przerażona, że zwróci w nim na siebie czyjąkolwiek uwagę (zakompleksione ciche dziecię). Tymczasem Bogumił wpadł na iście genialny pomysł jak rozweselić Panią Barbarę: kupił jej broszkę. Wściekłość pani Barbary sięga zenitu... Bogumił musiał sam wszystko pozałatwiać (kupno garnków i ciepłych pończoch dla dzieci). Atmosfera poprawia się dopiero, gdy wstępują na podwieczorek do cukierni. Spotykają tam Daniela z najmłodszym synem - Bodziem. Agnisia wybiera sobie ciastka, tylko Bogumił czuje się tam nieswojo. Mały Bodzio popisuje się swoim wykształceniem. Jest oczkiem w głowie ojca, który, nie mogąc zatrzymać dla siebie w domu Michasi, wychował go na swojego nieodłącznego towarzysza. Nie chce nawet niczego zamówić dla dziecka, gdyż boi się, że w filiżance będą zarazki i chłopczyk umrze. Po podwieczorku pojechali wszyscy do Ostrzeńskich, jak zwykle nie zastali Michasi, Daniel się wścieka. Wracają do Serbinowa. Nadeszły zaproszenia na ślub Oktawii i zaręczyny Sabiny, jednak nie zdecydowali się jechać. Rozmawiają o przyszłości dzieci, Bogumił chce je posłać do gimnazjum państwowego, „ale to przecież zaborcy!” (Pani Barbara). W końcu pada pomysł, by Agnisię zapisać na pensję pani Wenordenowej na Dziadowym Przedmieściu. Bogumiłowi pozostaje jak zawsze tylko się zgodzić, ma zresztą głowę zaprzątniętą sianokosami. Wkrótce matka zawozi Agnisię na zapisy. Szkoła wywarła pozytywne wrażenie i zdobyła akceptację pani Niechcicowej. Wróciły wieczorem, kiedy akurat wszyscy szukali Tomaszka i Emilki, którzy gdzieś przepadli. Pani Barbara, w napadzie chwilowego obłędu, wywołanego strachem, poleciała od razu nad stawy, gdzie z pewnością utopiły się jej dzieci. One oczywiście niebawem się odnalazły. Niedługi czas później nadeszła wiadomość od Michasi, że muszą spotkać się u notariusza, by potwierdzić odbiór spadku. Akurat mieli małą sprzeczkę na temat tych pieniędzy: Bogumił stracił w końcu cierpliwość i poszedł się położyć, by już nie słuchać argumentów żonusi. Ustalili w końcu, że pojadą do Kalińca rozejrzeć się za jakąś kamienicą do nabycia, kiedy już załatwią sprawy spadkowe u rejenta. Wszyscy zainteresowani Ostrzeńscy zgromadzili się o dziesiątej w kancelarii pana Holszańskiego. Przybył nawet Lucjan Kociełł - bardzo źle wyglądał (ostatnie stadium raka żołądka). Choć interesy idą znakomicie, marzy mu się spokojny dom na wsi z ogrodem i chwila odpoczynku. Po załatwieniu sprawy Niechcicowie spotkali Arkuszową, która zabrała ich na przedmieście (ulica Owocowa), by obejrzeli kamienicę, która jest na sprzedaż. Żydówka zachwala ją, jakby chodziło o jej życie. Pani Barbara oczywiście zachwycona, Bogumił umiarkowanie, mają wrócić tu po południu, kiedy będzie właściciel. Chwilę później spotkali Michasię, która szukała ich już dość długo, bo wszyscy spadkobiercy czekają u niej na nich z obiadem. Pani Barbara zobaczyła się tam z dawno niewidzianymi bratankami - Janusz, sympatyczny, ale jakby trochę nieobecny, studiuje medycynę, a Anzelm, chłodniejszy i jakby trochę wyrachowany, chce wciągnąć całą rodzinę, która akurat jest przy kasie, w zakup placów na Oczkowie, gdzie niebawem mają powstać kolej i fabryki. Trwa więc zażarta dyskusja; Anzelm przekonuje, że to wręcz obowiązek patriotyczny (by nie wykupili tej ziemi, która wkrótce zacznie przynosić krocie, zaborcy lub Żydzi czy cykliści). Rejent Holszański ma na tę sprawę trzeźwiejszy pogląd i mówi wprost, że jeżeli się zgodzi, to dla finansowych korzyści, a nie dla tej całej patriotycznej przemowy Anzelma. Po obiedzie całe towarzystwo wybiera się na miejsce by obejrzeć te place. Okazuje się, że to pola, pola, pola... Ale złotodajne, jak zapewnia Anzelm. Niezdecydowaniu rodziny pomaga wiadomość, że można wejść w ten interes jedynie do „dzisiaj wieczora”. Wszyscy decydują się więc oddać swoje pieniądze w ręce Anzelma. Niechcicowie wracają do Serbinowa. Pani Barbara zaczyna lamentować, że może zbyt zaufali Anzelmowi, wszak ma on teraz wyłączną władzę. Do tego żali się i płacze, że już odwykła od miejskiego gwaru - „Do Poleskich ja nie należę, i w ogóle w mieście widać życie nie dla mnie. Ja już zapomniałam, jak to się z tymi ludźmi tam gada, jak to się z nimi chodzi.”. Bogumił OCZYWIŚCIE ją pociesza, wieczorem nie posiada się z radości, bo Pani Barbara zasypia w jego sypialni, czego nie zwykła robić już od bardzo dawna. Nazajutrz Pani Barbara wyrzuca sobie, że nie może „...wzbudzić w sobie na stałe takich uczuć do męża, jakich doświadczyła wczorajszego wieczora.”. Mijają leniwe, letnie dni, podczas których Pani Barbara umartwia się sprawą placów, dochodami Serbinowa i tym, że Daleniecki na pewno ich w końcu wyrzuci. Bogumił pocieeesza ją i odchodzi do prac gospodarskich. Martwi się, bo ciągle słyszy, że są jakieś kłopoty z Katelbą (nie przykłada się do obowiązków, pije i spotyka się z jakąśtam Olesią Chrobotówną). Wkrótce nadeszła depesza, że przyjeżdża Włodzimierz Daleniecki; przygotowują dla niego pokój i zastanawiają się, czy chce ich stamtąd wyrzucić. On chciał się jedynie tam zatrzymać w drodze do Petersburga (jest bogatym i sławnym dziennikarzem, o którego zabiegają najpoczytniejsze dzienniki francuskie i rosyjskie). Zjawia się także Szymszel z poufną wiadomością, że na razie Serbinów nie zostanie sprzedany, co potwierdza sam Daleniecki. Bogumił przedstawił mu wszystkie księgi i zebrał mnóstwo pochwał za nadzorowanie majątku. Plenipotent Mioduskiej spotkał się w polach z Katelbą, który opowiedział mu o kupnie placów przez Niechciców; teraz Daleniecki boi się, że Bogumił będzie chciał odejść. Wkrótce wyjechał i zapomniano na razie o sprawie, zaczęto przygotowywać wyprawkę dla Agnisi. Dziewczynka zdała egzaminy celująco - od razu do drugiej klasy, miała tylko małe kłopoty z religią. Pani Barbara jest bardzo zadowolona, ale nie byłaby sobą, gdyby nie żałowała, że córeczka nie poszła od razu do klasy trzeciej. Agnisia promienieje radością i cieszy się, że pojedzie do szkoły, choć też trochę się tego obawia. Pewnego dnia majątek odwiedza Arkuszowa; przyszła po obiecane jej uprzednio ubranka, z których wyrosły już dzieci. Przy segregowaniu rzeczy Tomaszka Pani Barbara natrafiła na sakiewkę, którą kiedyś zgubił Bogumił. Niechcicowie są zdruzgotani, zastanawiają się gdzie popełnili błąd i czy ich synek kiedyś wyrośnie z oszustw i krętactw. Szczególnie przejmuje się Bogumił, który czuje, że zawiódł jako ojciec. Nie są jednak pewni, czy chłopiec po prostu jej gdzieś nie znalazł, ale pamiętają przecież, jak przysięgał, że jej nawet nie widział... Z końcem sierpnia odwożą Agnisię do szkoły. Przywitała ich pani Wenordenowa i serdecznie zajęła się wystraszoną Agnisią. Oprócz Niechcicówny przybyła na razie tylko Niemka - nauczycielka, panna Wyoelke. Pod wieczór nastąpiło pożegnanie i rodzice wrócili do Serbinowa. Oglądają zachód słońca, rozmawiają o sprawach bieżących. Pani Barbara wyraża nadzieję, że dzieci nigdy się nie zakochają, „niech je Pan Bóg broni”. Tak kończy się drugi tom tej rozrzewniającej powieści.
TOM III - MIŁOŚĆ
Część pierwsza
Agnisia schodzi na swoją pierwszą kolację na pensji. Nauczyciele wydali się jej bardzo sympatyczni, szczególnie pani Wenordenowa i jej mąż (który ślicznie grał na skrzypcach).Była na razie jedyną uczennicą, inne jeszcze nie przyjechały. Pytali ją, czy jej się podoba i takie tam. Byli również rodzice właścicielki, starsze państwo. Po kolacji poszła na górę - sama - trochę się bała i zaczęła dopadać ją tęsknota za domem. Służąca Tekla pościeliła już łóżka, Agnisia położyła się spać. wkrótce nadeszła panna Woelke, Niemka, nauczycielka. Zajmowała łóżko za zielonym parawanem w sypialni uczennic, młoda, wesoła i bardzo sympatyczna. Gdy usłyszała, że Agnisia płacze, przyszła ją pocieszać, opowiadała jej śmieszne historie z czasów studenckich, aż dziewczynka nie zasnęła. Rano zaczęły stopniowo przyjeżdżać pozostałe dziewczęta, Agnisia czuła się BARDZO onieśmielona i nie wiedziała, jak ma z nimi nawiązać kontakt, na razie trochę ją to przerażało, szczególnie, wręcz obsesyjnie bała się, że będzie jakoś odstawać (np. miała inny fartuszek, tragedia) i że jej nie zaakceptują, i nauczyciele i koleżanki. Wokół niej wesoły gwar. Nauczycielka przedstawiła ją rówieśniczkom: Klarze Hilchen, Zosi Dziewońskiej, Helenie Filińskiej i Ninie Wrońskiej wyrażając nadzieję, że ZAPRZYJAŻNI się z Niną?!Nina od razu się do Niechcicówny przylepiła i chciała ją mieć tylko dla siebie na własność. Jej mama nie żyje, tata mieszka daleko w Rosji, na wakacje jeździ do koleżanek, teraz pojedzie do niej! Jak fajnie! Dziewczęta dokazują jeszcze przed spaniem, prym wiodą rozhukana Klara, podobno jest bardzo zdolna, ale leniwa i pani W.(enord...) bardzo ją lubi i Helena. W końcu kładą się spać. Rano początek roku szkolnego, Nina oczywiście z nią siedzi. Poznają nauczycieli - pedantyczna panna Żmijewiczówna (Tabaczka) od polskiego, wesoła młoda panna Berta Woelke od niemieckiego, sympatyczny przyrodnik Ojcewicz, surowy pan Topolski od matmy, ksiądz Halski, Wiera Akutina od rosyjskiego i poważna, i jednocześnie delikatna Alice Mairey, francuska Szwajcarka od francuskiego. Pani W. Wykładała historię powszechną, a jej mąż geografię i kaligrafię, lecz z powodu prowadzenia szkołyW sobotę pojechała do Serbinowa, rodzice odwiedzają ją też w Kalińcu. Mają kłopoty z Katelbą - ostatnio dużo pije, jeździ do szynku do Olesi ( taka wiejska „puszczalska”), opuszcza się w obowiązkach. Bogumił chce mu pomóc, poważnie z nim rozmawia - okazuje się, że jego matka wychodzi za mąż i chce zabrać mu wszystkie oszczędności, które razem uskładali. Bogumił nie wie, czy wierzyć. Katelbę męczy też Olesia, która nie chce się teraz od niego odczepić, bo się podobno zakochała. Chłopak - cały czas pijany - wyznaje też, że Daleniecki chciał z niego zrobić szpiega, ale on się nie zgodził, choć dużo mu zawdzięczał. Bogumił dalej nie wie, czy wierzyć w jego szczerość. Wieczorem nad stawami złapała go Olesia i nudzi, by kazał Katelbie się z nią ożenić, ale zaraz potem zaczyna się wdzięczyć do Bogumiła! On ją odsuwa, ale przed zaśnięciem mu się przypomina. Tymczasem Katelba zastanawia się, co się bardziej opłaci - być wiernym Dalenieckiemu, czy Bogumiłowi, chociaż miał lekkie wyrzuty sumienia względem Niechcica. Pani Barbara dostała wiadomość, że Michasia przyjęła Celinę Mroczkównę do sklepu. Katelba niespodziewanie, widząc w tym jakieś wyjście z matni, w którą się zaplątał, postanawia ożenić się z Celiną, boi się jednak panicznie, że przeszkodzi mu nieobliczalna Olesia. Tymczasem w Kalińcu panna Celina dalej przymierza suknie przed lustrem, dziwi się na przemian swojej urodzie i brzydocie, i dalej stroni od ludzi. Chciałaby, by mówiono o niej „Nie dba o to, nie jest nawet zalotna, a wszyscy za nią szaleją!”, choć sama w towarzystwie jest zimna jak lód. Pragnie mieć narzeczonego, jednak skąd go wziąć?... Pewnej niedzieli zjawia się dawno niewidziany Katelba, oświadcza się i po króciuteńkiej chwili wahania zostaje przyjęty. Ulżyło im obojgu, z różnych przyczyn. Wkrótce Roman faktycznie się w niej zakochał, czuł też przemożną chęć spowiedzi przed Bogumiłem ze swoich sprawek z Dalenieckim. Bogumił chce mu pomóc wyjść na prostą. Agnisia pod presją nauczycielki i Niny jest zmuszona zabrać Wrońską do Serbinowa na Wszystkich Świętych, nie potrafi odmówić. Bała się również, że zostanie sama w szkole, jeśli ją odtrąci. Nina chorowała przez te ferie, Agnisia ją pielęgnowała. Cieszyła się, że w końcu wracają do szkoły. Nina postanowiła wtedy zrealizować swój plan - chciała, by obie zostały świętymi, ale Agnisi leżenie krzyżem i bezsensowne wyrzeczenia wkrótce się znudziły i w końcu stanowczo się temu sprzeciwiła. Agnisia była świetną uczennicą - dorównywała jej jedynie Klara - raz zdarzyło się jej jednak złapać dwóję od Topolskiego, była załamana, nikt jej z tego powodu już na pewno nie lubi. Musiały ją dopiero pocieszać. Skomplikowana psychika, to po matce. Pewnego dnia pani W. Zrobiła kontrolę czystości w szafkach uczennic - Agnisia dostała upomnienie i czuła się z tego powodu PRZEOKROPNIE, bo na pewno zawiodła przełożoną i pokładane w niej nadzieje. Później, gdy nauczycielka się do niej kiedyś na korytarzu uśmiechnęła, w końcu poczuła się rozgrzeszona. Teraz dla odmiany wpadła w euforię. Podobnie było z panną Alicją - przez jakiś czas Agnisi rozpaczliwie zależało na jej uwadze i zbudowaniu jakiejś silnej „więzi”, szczególnie, że tamta przyjaźniła się z sympatyczną panną Woelke. Powoli Agnisia nawiązywała bliższe znajomości, wyzwolona spod wpływu despotycznej Niny, bardzo lubiła przebywać z wesoła Heleną, chociaż najwięcej wspólnego łączyło ją z Klarą, były najlepsze w klasie, ale z różnych powodów: Klara chciała pokazać, że MOŻE, tylko jej się nie chce, Agnisia uczyła się dla siebie, no - i uznania koleżanek. Niekiedy lubiła się popisywać głośno podpowiadając komuś przy tablicy, wkrótce zaczęła też współzawodniczyć z Klarą. Kolejna koleżanka, Zośka też chciała zostać świętą, a przynajmniej iść do zakonu i nawrócić panią W. (protestantkę) na katolicyzm. Pani W. Chciała poruszyć z nią delikatnie ten temat, ale bała się - jej pensja była ciągle pod obserwacją różnych środowisk, ona sama bardzo starała się o to, by jej uczennice miały pełną swobodę myśli, uczuć, oczyw. wyznania też. Pewnego dnia Klara zaczęła „uświadamiać” Agnisię (dot. miesiączki), Niechcicówna bardzo się przejęła i wystraszyła, miała nadzieję, że ona tego uniknie. Jasne, a kto by nie chciał . Pierwsze krwawienie dostała niedługo potem w Serbinowie, Pani Barbara jej wszystko dokładniej wyjaśniła. Do szkoły wracała już pełna „sił i pogody życia”. Tymczasem panna Celina trwa w narzeczeństwie i jest troszkę niezadowolona, że wychodzi za chłopa a nie np. za podupadającego szlachcica, ale wszędzie rozpowiada, że jest w nim zakochana na amen i to dlatego. Nie była do końca przekonana, ale zawsze to lepiej mieć narzeczonego. Bogumił udał się do pani Holszańskiej z prośbą, by przyjęła gdzieś do siebie Olesię (Katelba panicznie się bał, że przeszkodzi mu w tym ślubie), ta obiecała się tym zająć, choć pochłonięta była akurat pisaniem dobroczynnego artykuliku o karawanikach dla dzieci. Okazało się także, że niedaleko jest do objęcia folwark Jastrzębice, Bogumił pojechał tam rekomendować Katelbę i ustalono, że młodzi tam się sprowadzą. Na ślubie byli Niechcicowie i Ostrzeńscy (Michasia z Januszem, Daniel bał się, że czymś się zarazi). Po powrocie do szkoły Agnisia zastała „awanturę” - Helena siedziała za karę w pustej klasie, bo jak zwykle nie przyszła na głośne czytanie pani W.( takie na wpół-obowiązkowe zajęcia), zamiast tego zagłębiała się w „Lamparcie życie”, na czym też została przyłapana. Pani W. zdenerwowała tak się bardzo, ponieważ pokładała w Helenie duże nadzieje związane z jej intelektem i żywym usposobieniem. Trzymała ją na pensji za darmo, jak wiele biedniejszych uczennic, pilnowała jednak, by nikt nie dowiedział się o jej szlachetności. Agnisia postanowiła przedostać się do Heleny, weszła do klasy przez okno, za nią reszta uczennic, wkrótce wszystkie już tam przelazły i było im bardzo wesoło.(Jeszcze gdy były same, Helena zarzuciła Agnisi konformizm względem nauczycieli, porównując do tego swoją „niezależną” postawę; Agn. tłumaczy, że pozostaje sobą będąc w zgodzie z tym, czego od niej wymagają). Nagle wkracza pani W., wszystkie zamierają - ona tymczasem komunikuje im...że wychodzą za pół godziny do teatru; powszechna radocha. Wiosną uczennice z nauczycielkami wybierały się na długie spacery - panna Berta poprowadziła je raz przez niebezpieczną kładkę i połowa dziewcząt panikowała na środku. Berta musiała je pojedynczo przeprowadzać, Agnisia pomogła przejść Joasi Przyjemskiej i od tej pory stały się nierozłącznymi przyjaciółkami. Nie mogły się ze sobą dość naplotkować. Wkrótce nadeszły pierwsze wakacje - Agnisia była szczęśliwa, że jest w domu, choć wróciła po tym roku dużo poważniejsza i cichsza, co trochę niepokoiło rodziców. Pewnego dnia do Serbinowa zajechał powóz - wysiadła z niego zupełnie obca, ale przesympatyczna kobieta, Maria Hłasko. Mówiła, że jedzie od Juliana z Petersburga i jest nauczycielką. Świetnie się składa, została uczyć dzieci. Wszyscy niebawem mieli wrażenie, że mieszka z nimi od zawsze. Choć była dobra w swoim fachu, nauka z dziećmi szła jak zwykle opornie. Maria rozmawiała z panią Barbarą, okazało się, że jest zwolenniczką socjalizmu, szczególnie jego „moralnej strony” (równość, pomaganie najbiedniejszym itp.).Dyskutowała na ten temat z rządcą Olczakiem. Szybko zaangażowała się niesienie pomocy Serbinowskim chłopom - wybuchła epidemia tyfusu. Doglądała chorych, szyła prześcieradła, opiekowała się potrzebującymi. Gdy epidemia minęła, udzielała się nadal, leczyła ich z różnych chorób, głośno czytała, uczyła dzieci. Niechcicom jest trochę wstyd, że może za mało uwagi poświęcają tym ludziom z czworaków, Pani Barbara zawsze czuła się tam nieswojo i raczej tego unikała. Nie znaczy to, że nie opiekowali się chłopami - zawsze, gdy się ktoś zgłosił, otrzymywał pomoc - nie wychodzili tylko naprzeciw ich potrzebom. Agnisia wraca do szkoły; jesienią chodziły z Joasią na spacery, zimą Agnisia sama na ślizgawkę - z czasem zaczęły się od siebie oddalać. Na ślizgawce podszedł do niej mały przystojniak w jej wieku - Kryś Łaski, ale gdy potem długo nie przychodziła, „zakochał się” w Klarze. Agnisi było trochę przykro, ale nie obchodzili ją na razie chłopcy, uważała, że są prymitywni i nie ma z nimi o czym porozmawiać. Zimą zaczęły się lekcje tańca - Agnisia nie mogła pojąć, czemu większość dziewczyn tak flirtuje z chłopakami, wydawały jej się wtedy takie nienaturalne, brzydkie i śmieszne. Raz poprosił ją do tańca Kryś, ona się zgodziła, lecz była bardzo zdenerwowana i zaraz potem uciekła do szatni. Na Wielkanoc wyjechała do Serbinowa; Maria wciąż pomagała ludziom w czworakach, odebrała poród Łuczaczki, leczyła Stasię Klimecką, Jamrozową i godziła zwaśnionych sąsiadów, jak tylko umiała. Zapoznając się z ich życiem i podejściem do świata, zaczyna trochę żałować, że sama nie zaznała miłości mężczyzny...Po powrocie ze spaceru dostała list od dawnej znajomej - proponują jej spółkę, oficjalnie agencja nauczycielska, nieoficj. Socjalistyczna organizacja niosąca pomoc biednym. Maria wyjeżdża, żegnana przez wszystkich bardzo czule. Niebawem dochodzi w Serbinowie do kradzieży - nocą zniknęły ze stajni najlepsze konie; na szczęście wkrótce się odnalazły, tuż przed przyjazdem Dalenieckiego. Bogumił przedstawił mu wszystkie księgi, niby wszystko ok., ale jest między nimi duże napięcie. Na szczęście gość szybko wyjechał do Rosji. W końcu zapadła decyzja o wyjeździe pani Barbary z dziećmi do Kalińca na okres ich nauki, najęli mieszkanie w mieście. Bogumił stara się z tym pogodzić, Agnisia jest wręcz smutna, bo będzie musiała odtąd zamieszkać z matką i rodzeństwem, a już zżyła się ze szkołą, przychodzenie tam tylko na lekcje to przecież zupełnie co innego. W przeddzień ich ostatecznej wyprowadzki Pani Barbara spędza z Bogumiłem noc i po raz pierwszy w życiu czuje, że dała mu „w łóżku” szczęście (tzn. .pierwszy raz okazała mu czułość, o której on nie śmiałby nawet marzyć).Rano przychodzą listy - Julian zmarł, a Lucjan prawdopodobnie niedługo zrobi to samo, jest bardzo chory. Pisze do pani Barbary, że była mu najdroższą osobą, ona od razu odczytuje to jako wyznanie miłosne. W końcu wyjechali, w domu zrobiło się cicho i pusto, Bogumił tęskni. Po dwóch tygodniach odwiedza ich w Kalińcu, ale wszystko jest nie tak, jak Pani Barbara sobie zawsze wyobrażała - wcale nie widuje się z ludźmi, nie chce tego (zawsze zapewniała o czym innym), dzieci ciągle nudzą, żeby wrócić do Serbinowa, Agnisia najchętniej siedziałaby cały czas na pensji, jak zwykle nie wiadomo, gdzie się podział Tomaszek. Wieczorem Pani Barbara przyszła do męża - on miał nadzieję na coś więcej, ale przyszła tylko porozmawiać z nim o dzieciach...Bogumił podziwiał cały czas urodę żony, zachwycała go wciąż mimo upływu lat. Rozczarował się, że tamta cudowna noc już się nie powtórzy, ale znalazł sobie na pocieszenie, że pani Barbarze jest tu źle - więc jest jej źle BEZ NIEGO (kochane, ale jakże naiwne). Po powrocie zaczął często gościć w Pamiętowie - grali w karty, chodzili na spacery(monologi gospodarza na tematy polityczno - moralne, przychylne zainteresowanie gościa), poznał też 19-letnią córkę Woynarowskiego - Ksawunię,( która zaczęła mu słać „długie” spojrzenia, nie wiedział, jak ma sobie to przetłumaczyć…), zobaczył także wystawę broni „rodowej”. Niechcic zastanawiał się, dlaczego Ksawunia siedzi ze starym ojcem na wsi, wszak jej matka (rozwódka) bawi w mieście. Dowiedział się, że planują wysłać ją na uniwersytet lub wydać za Stanisława Ostrzeńskiego. Gdy przypadkiem zostawali sami na spacerze, Bogumił czuł się bardzo nieswojo, panienka daje mu nieśmiało do zrozumienia, że jest nim BARDZIO zainteresowana, on nie może w to uwierzyć i żartuje ze swojego wieku(55). Ksawunia tymczasem niejasno dramatyzuje łamiąc gałązki, że życie się dla niej skończyło...” co ja jestem winna, że taka młoda?!” Bogumił nie wie, jak się zachować. Raz przycisnął jej ręce do swej piersi przy pożegnaniu, nie spał cała noc, nie mógł się nadziwić, że taka młoda dziewczyna mogła się w nim zakochać...? W niedziele jeździł do Kalińca, Pani Barbara namawiała go, by odwiedzał czasem Woynarowskiego, bo mu pewnie teraz samemu smutno w domu . Pewnego razu po powrocie zastaje u siebie sąsiada z córką, wpadli na chwilę. Ksawunia widzi fotografię pani Barbary z lat młodości i wpada w rozpacz, bo Bogumił jest z nią na pewno bardzo szczęśliwy. Niechcic nie pokazywał się u nich tydzień, w końcu nie wytrzymał i pojechał do Pamiętowa - zastał Ksawunię samą, chorą, która tłumaczy mu, że „się truła nie raz” i opowiada o swoim życiu w Warszawie; zawiodła się tam na ludziach „szlachetnie urodzonych”, dla nich nie ma miłości tylko flirt, zadrwili z niej i wykorzystali. Odratował ją ojciec i zabrał tu, na wieś by wypoczęła, ale ona sama już nigdy nie chce wracać do tamtego życia. Bogumił jest wzruszony, w końcu się przytulają i całują. Po jakimś czasie Bogumił nie wie już co z tym zrobić i chce z nią zerwać dla jej głównie dobra...ale jak? Opowiadał jej też o sobie - po powstaniu skonfiskowano im majątek, on z carskim wojskiem dostał się w głąb Rosji, potem odwołali go do Warszawy, tam hulał, musiał uciekać za granicę. Spotkał tam pewną szlachetną kobietę, która załatwiła mu pracę, dzięki temu doszedł w końcu do stanowiska zarządcy folwarku, zdobył doświadczenie i wrócił do Polski. Nadchodzi Boże Narodzenie, przyjeżdżają dzieci i żona - głupia sytuacja ; Pani Barbara niezadowolona z zaniedbania domu, ale oczarowana młodym gościem - kochanką męża. Po ich odjeździe Bogumił wybiera się do Ksawuni - ona namawia go, by rozszedł się z żoną, która go przecież wcale nie kocha i ożenił z nią. Bogumił doznaje nagłego otrzeźwienia, „przecież nie będę uwodził dzieci” i łagodnie odmawia. Po rozstaniu zdaje sobie jednak sprawę, że jej miłość do niego była niespodziewanie łaskawym uśmiechem losu, gdyby to wykorzystał, mógłby czuć się jak w raju przez ostatnie lata życia...ale za to zmarnowałby życie jej. Po jakimś czasie Woynarowski prosi Bogumiła, żeby odwiózł Ksawunię na stację do Kalińca, gdyż panna wyjeżdża jednak na studia medyczne do Szwajcarii. Jadą w milczeniu, na dworcu ona robi jeszcze mała awanturę połączoną z wymówkami i żalem, że ją upokorzył, w końcu zjawia się jej opiekunka i rozstają się. Bogumił niby cieszy się, że to jednak w końcu ONA NA NIEGO nakrzyczała - i jedzie do pani Barbary, która wyrzuca mu, że to mogło się wydać niestosowne, odprowadzanie takiej młodej panienki SAMEMU na pociąg. I tu znalazłam chyba najładniejsze słowa w tej książce: „A on patrzył, bo pomyślał, że ta sroga markotna kobieta o srebrzystych oczach, ona byłaby dopiero miłośnicą, gdyby kochała. Zrobiło mu się strasznie żal, że w niej tego nie wzbudził. Obdarzywszy ją wszystkim, co miał najwspanialszego w swym sercu, nie obdarzył jej niczym. A jednak to nic, ten nigdy w pełni nie przyjęty i nieodwzajemniony dar jego uczuć był jedyną rzeczą, która podtrzymywała ją na siłach.” ...
Pani Barbara dostała list z Częstochowy od siostrzenic - stan Lucjana bardzo ciężki, proszą, by przyjechała. Wsiadła więc w pociąg, wieczorem była na miejscu (dwór Jawornik, na pustkowiu). Sabina i Oktawia przyjęły ją serdecznie, ze szwagrem nie było jeszcze tak najgorzej, ciągle był przytomny i ciągle chciał mieć gościa przy sobie. Chwalił się jej swoimi zięciami ( Zygmunt i Wiktor) i cieszył się, że w końcu rzucił interesy i wybudował tu sobie ten dom. W biblioteczce Pani Barbara znalazła pamiętnik zmarłego Juliana, ale nie było tam niczego prócz genealogii rodu. Na trzeci dzień Lucjan zaczął gwałtownie słabnąć, wymiotować. Nie mógł niczego jeść (żołądek był już zgnity...), wpadał w rozpacz, złościł się z byle powodu. Często tracił przytomność, podtrzymywany przy życiu tylko dzięki zastrzykom. Po paru dniach ogromnego cierpienia skonał. Przyjechała rodzina, odprawiona skromny pogrzeb, Pani Barbara wróciła z mężem do Kalińca. Ogarniają ją czarne myśli o bezsensie i kruchości ludzkiej egzystencji. Wkrótce Japonia wypowiedziała Rosji wojnę, zapanowały rozruchy, podżegane narodowościowymi nadziejami Polaków. Zbierano się u Ostrzeńskich i żywo dyskutowano - Pani Barbara poznała tam Ludwika Ceglarskiego, przemysłowca, „światłego, trafnie przewidującego człowieka”. Stefcia i Michasia miały teraz mnóstwo dobroczynnej roboty, ta druga czynnie zaangażowała się nawet w nielegalną pomoc ludziom ściganym przez carską policję, wykorzystując swoje wpływy. Pani Barbara lubiła rozmawiać z Ludwikiem i o ile nigdy nie miała ochoty włączyć się w działalność szwagierki i jej siostry, przy nim czuła jakby wstyd, że nic w tym kierunku nie robi. Niechcicowie zdecydowali, że poślą Agnieszkę do gimnazjum w Warszawie mimo że rosyjskie), tymczasem córka zaciekle walczy z Klarą o nagrodę dla najlepszej uczennicy. Niestety, zawaliła trochę przyrodę i Klara wygrała - dla Agnieszki to wielki cios, ogromna porażka, z którą nie potrafi sobie poradzić - przecież Klara tak to olewała, a mimo to... W końcu przyznano jednak dwie pierwsze nagrody, ale Agnieszki to nie pocieszyło, przypominała sobie ciągle, jak poprzedniego dnia zareagowała na przegraną. Jedzie na wakacje do domu. Ucieszyła się nawet, że pójdzie do gimnazjum, będzie miała szansę zamanifestować patriotyzm (córka Basi). Do Serbinowa przyjechali goście - Ostrzeńscy, Ceglarski, Holszańscy, przy stole zaczęli mówić o wojnie, padały różne prognozy co do jej wyników. Przyjechali też Woynarowski i Stanisław Ostrzeński. Dyskutują o walkach, strajkach, poborze do carskiego wojska, rolnictwie i zmianach, na które się coraz wyraźniej zanosi. Jedni są za gwałtowną rewolucją, inni przeciw. Michasia zwierza się pani Barbarze, że wyrwała Janusza z rąk starej Joachimowej, która chciała go uwieść, Daniel boi się, by Bodzio nie złapał od psów jakiejś choroby od której mógłby np. umrzeć. Agnieszka spędza czas w towarzystwie Janusza, świetnie się razem bawią i rozmawiają. Przy odjeździe okazało się, że Michasi zginęła chusteczka z pieniędzmi. Niechcicowie, pożegnawszy gości, wpadają w a)rozpacz, b)wściekłość, c) zażenowanie, szukają Tomaszka. Synek nie chciał się przyznać, kłamał w żywe oczy, w końcu zaczął kręcić, że się bał potem przyznać itp. Bogumił nie wytrzymuje i chce go zbić, Pani Barbara nie pozwala( a szkoda, co za mały, wyrachowany oszust...). Rankiem musieli odłożyć tę sprawę, bo przyszła wiadomość z Kurzy, że spalono dom i sklep Szymszela i nie ma się z rodziną gdzie podziać. Pani Barbara jedzie tam z dziećmi i zabiera ich na razie do Serbinowa; podobno ogień podłożyli wrogowie w interesach (Piekut na polecenie Nussena), przemytnicy, ale nie ma dowodów. Pani Barbara dziwi się, ile to pomiędzy Żydami nienawiści. Agnieszka zaczyna naukę w gimnazjum, ale nie może tam sobie znaleźć miejsca. Trzyma się raczej z Polkami. Widzi, że tu zdobywa ledwie trójki i to ogromnym kosztem - najważniejsze są akcent i wymowa rosyjska, na każdym przedmiocie, czego pilnuje zawsze tzw. dama klasowa. Agnieszkę interesowała literatura rosyjska, odczuwała „ciemną tragedię rozbratu pomiędzy narodami”. Uczyła się też cerkiewno słowiańskiego . Tymczasem Bogumił chce zbudować na nowo rozpadające się czworaki, śle listy do Dalenieckiego, ale ten nie chce się zgodzić; Niechcica bardzo denerwuje jego skąpstwo, chciałby pomóc ludziom. Pewnego dnia przyszły powołania do wojska, Bogumił je roznosi wśród ludzi - na razie tylko ci, co mają czerwone bilety. We wsi płacz, kobiety pakują synów i mężów i kochanków (Stasia Łuczakówna płacze za Jędrkiem, kolejnym kochankiem) inne cieszą się, że ich mężczyźni jeszcze zostają ( stara Łuczakowa, Kałużna). Bogumił martwi się „jakby jego samego wiedli na wojnę”, żal mu tych ludzi i ich rodzin. Nadeszły Święta, przeszły szybko i nawet wesoło, ale cały czas wszyscy czekają na rozwój wypadków, dziedzice boją się chłopskich buntów podżeganych przez socjalistów. Bogumił zły, bo Daleniecki znów odpisał, że na razie się nie zgadza na budowę czworaków. Pewnego dnia kucharka Żarnecka zasłabła i już nie mogła wstać z łóżka - Bogumił i Felicja razem się nią opiekują, co ich do siebie zbliża , służąca opowiada mu o swoim niełatwym życiu. Bogumił wie, że się jej podoba już od dłuższego czasu, ona też nie jest mu obojętna, zaczyna go nachodzić „bestia o miękkiej, łechczącej sierści”, popularnie zwana pokusą.
Część druga
W styczniu rozruchy w miastach przybrały na sile, polała się krew. Nawet w Kalińcu coś się zaczynało dziać, w Warszawie - w gimnazjum Agnieszki doszło do strajku uczniowskiego, na razie tylko zamęt, okrzyki, przerwanie lekcji i wyjście na ulice. Bogumił naładował jedzenia i pojechał do żony, ale na razie tu też wszystko się uciszyło, przynajmniej na ulicach. Za to coraz bardziej niespokojne wieści dochodzić zaczęły z e stolicy - wiece, strzelaniny, zamknięcie szkół rządowych. Niechcicowie odwiedzili Ostrzeńskich, Bogumił chciał, by Stefania przysłała mu kilku bezrobotnych do pracy przy gospodarstwie (zamykano fabryki, ale byli to ludzie zupełnie nieprzystosowani do prac polowych). Poznali tam też niejakiego Pawłowskiego, przemysłowca, który wściekał się, że robotnicy strajkują i on na tym traci. Poza tym PO CO strajkują, przecież nie mają tak źle, powinni pracować dla IDEI. Nikt nie podjął dyskusji, nawet cierpliwy zwykle Ceglarski zrezygnował po jakimś czasie. Rejent jest zdania, że szlachcie trzeba jak najszybciej stanąć na czele zbrojnej rewolucji, Cegl. Optował za łagodniejszymi środkami. Agnieszka i Janusz rozmawiają całkiem osobno, tańczą i śmieją się, na ile pozwala na to zblazowany charakter młodego Ostrzeńskiego. Towarzystwo zauważa, że Agnieszka wyrosła na piękną pannę. Tymczasem w Serbinowie na razie spokój; historia staruszki Witkowej, która, wciąż poniewierana przez najbliższych, ciężko pracuje u nich na chleb. Z miasta wrócił Wawrzon Cierniak i zaczął namawiać wszystkich do buntu przeciw Niechcicowi. Zebrali się w gromadę i idą do niego z niejasnymi żądaniami, ale na miejscu nie śmieją się nawet odezwać, bo czują, że Bogumił zawsze zrobiłby dla ich dobra, ile by tylko mógł. Skończyło się na zwyczajnej wypłacie. Do Serbinowa przyjechał na kilka dni Janusz, wypocząć po chorobie, nazajutrz zjawił się też zdenerwowany Katelba z żoną i synkiem - u niego strajki chłopskie. Pojechali na naradę ziemiańską do Pamiętowa, ale nic z niej nie wynikło, nie wiedzą sami, czy i na ile zgadzać się na roszczenia chłopów. Katelba musiał wrócić na kilka dni do majątku - gdy przyjechał po żonę...ta wyznała mu otwarcie, że zdradziła go z Januszem i tylko jego kocha i za nim wszędzie pójdzie. Roman zrozpaczony, Niechcic go pociesza, Katelbowie wyjeżdżają; Janusz niewiele sobie robi z całego zajścia, zblazowany jak zwykle - to taki protoplasta dekadentów. Celina za to jest na śmierć zakochana i oddana Januszkowi na zawsze i jeszcze dłużej; żebrze każdego spojrzenia itp. Pewnego dnia Agnieszka przyniosła wiadomość od Ostrzeńskich, że znajomy mamusi, pan Toliboski, odwiedzi ją jutro. Pani Barbara wpadła w popłoch, zastanawia się, czy to możliwe, że go jeszcze kocha, skąd ten niepokój, czy on ją kochał, czy może sobie to wszystko sama uroiła z jego uśmiechów, czy może to ona zaprzepaściła tę miłość? W końcu zeszła nawet na rozważania religijne; stroi się i przygotowuje gorączkowo, lecz kiedy wybija południe, nagle zabiera dzieci i jedzie do Serbinowa (stchórzyła). Gdy przybyli na miejsce...Pani Barbara zobaczyła przez okno przytulonych Felicję i Bogumiła...wszczął się straszny zamęt, pani Barbara zemdlała, Bogumił przerażony, że ją zabił. Wezwali Wettlera, stwierdził anemię i wyczerpanie organizmu. Pani Barbara rozżalona - „Jak mógł tak dać jej poznać, że nie była warta miłości Toliboskiego, kiedy nawet on, Bogumił, nie mógł jej zostać wierny.” Bogumił zrywa z Felicją - ona nawet się cieszy, bo ma na oku młodego Mikołajczyka. Żarniecka umiera, wyprawiają jej pogrzeb, Bogumił ciągle przy łóżku pani Barbary, poważnie rozmawiają - o Toliboskim,Pani Barbara słyszy W KOŃCU kilka słów prawdy: że nawet gdyby dał jej rozwód, byłaby jeszcze niezadowolona, że jest z nim głównie ze strachu, że nikt jej nie pokocha, a - i że przyjechała tu, bo się BAŁA spotkać z Toliboskim, a nie z jakiejś wierności, co chciała mu wmówić. BRAWO. A potem prosił ją o wybaczenie, zgodziła się. Rano przyszła wiadomość, że „w gminach i szkołach ma być już wszystko po polsku.”, wielka radość. Zawożą Agnieszkę do Warszawy na pensję panny Rembiszówny, w całym państwie dalej zamieszki, pomimo zakończenia wojny z Japonią. Daleniecki w końcu zgodził się na budowę czworaków, Bogumił od razu przystępuje do pracy. Felicja zaprasza ich na wesele(!), idą tylko dzieci...Bogumił zabiera je później do domu, Tomaszek jest pijany. Pani Barbara załamana po raz kolejny, Bogumił chce dać mu reprymendę, ale jest mu głupio, bo przypomina mu się, jaki sam popełnił błąd z Felicją. W Kalińcu odwiedziła ich Michasia: wszystko strajkuje - fabryki, koleje, poczty, REWOLUCJA! A poza tym, to Celina wzięła dziecko i przyjechała do Janusza! Michasia oburzona, Pani Barbara zastanawia się, czy nie należy jej podziwiać, że tak śmiało podąża za uczuciami. Michasia odp., że to bzdura, Janusz jej nie kocha, a ona tylko się upokarza. Pani Barbara porównuje to w myślach ze sobą i Toliboskim. Na ulicach strajki i strzelaniny, Pani Barbara boi się o Agnieszkę i telegrafuje do stolicy, potem wyrzuca sobie, że skorzystała z usług rosyjskiego telegrafu. Ceglarski wpada do niej, by podyskutować o sytuacji - on uważa, że trzeba szukać dobrego nawet w obietnicach rządu, to już jakiś krok dobrej woli, choć oczywiście rewolucja jest nieunikniona. Michasia pomagała spiskowcom, działaczom, poznała też młodego Marcina Śniadowskiego (pseudonim towarzysz Sebastian), socjalistę wierzącego w ideały. Mieszkał tymczasowo u introligatora Borowskiego, przygotowywał tam płomienne mowy na różne zebrania, robił to z sercem i zaangażowaniem uczuciowym, naprawdę zależało mu na polepszeniu proletariackiej doli. Miał głównie namawiać inteligencję do poparcia ruchu i wiązać dążenia socjalizmu z niepodległościowymi. Na obiedzie u Holszańskich dyskutował z rejentem i Ceglarskim - ten drugi, choć prawie doszło do kłótni, poznał, że chłopak ma w sumie dobre serce, cały czas wierzy jeszcze, że dobro pojedynczego człowieka jest ważniejsze od abstrakcyjnego dobra partii(inaczej twierdziła większość komunistów). Ceglarski podkreśla też, że nawet żandarm rosyjski może okazać się ludziki największym wrogiem jest ciemnota klas niższych, którą trzeba za wszelką cenę zwalczać.Gdy wracał z jednego zebrania, przypomniała mu się dziewczyna, w której był nieszczęśliwie zakochany, mężatka, Diana...kiedy był już pod drzwiami Borowskich, spostrzegł, że jest otoczony, nie było już odwrotu... Tymczasem Michasia wybiera się z domu, bo ma przewieźć przez granicę pewnego działacza, ściganego przez policję, Daniel jest wściekły, że się tak naraża. Urażony, że żona i tak jak zwykle go nie posłuchała, wybrał się w odwiedziny do pani Barbary; wspominają razem rodzinny dom, siostra delikatnie tłumaczy, że tak samo Michasia jak i Bodzio odsuwają się od niego, bo on chce ich mieć na własność i zamyka im świat. Wydaje się, że coś z tego zrozumiał. Na pensji Agnieszka z koleżankami, nękane wątpliwościami natury religijnej, decydują się nie przystępować do wielkanocnej spowiedzi. Rozmawiają o tym z księdzem Wiadrowiczem - prostym i prymitywnym, który krzykiem chce im to wybić z głów. Sprawa trafia do panny Rembiszówny, która namawia je, by poszły jeszcze teraz do spowiedzi i komunii, obiecując od przyszłego roku wprowadzić zamiast religii lekcje etyki. Tymczasem Celina mieszka u Janusza i naprzykrza się mu coraz bardziej, łaknąc jakichkolwiek dowodów miłości, której nie ma, popada niemal w paranoję. Janusz oczywiście spędza całe dnie poza domem, by jej nie oglądać i nie słuchać, czasem rozmawia z Ceglarskim, który słusznie zarzuca mu egoizm i pychę - stąd zblazowanie, jak tłumaczy. Celina rozważa nawet, czy się nie zabić, ale widząc papierośnicę zostawioną na stole przez ukochanego, podnosi się na duchu(?! ), bo „papierośnica czyniła to miejsce jakby po trosze jego domem”. Janusz spotkał pewnego wieczora Agnieszkę, zaprosił ją do cukierni; śmieją się, troszkę flirtują. Pani Barbara martwi się dwójką młodszych dzieci, nie może sobie dać rady z ich wychowaniem - Emilka staje się próżna i zanadto zalotna, Tomaszek- -szkoda gadać. Postanawia, że za rok wyśle je do szkół, a sama wróci do Serbinowa, Bogumił bardzo się cieszy. Agnieszka po ostatnich egzaminach kończy gimnazjum i jedzie do rodziców na wieś; jest szczęśliwa, odpoczywa, planuje po wakacjach wyjechać na studia do Lozanny. Niespodziewanie przyjechał też Janusz! Delikatnie z nią flirtuje, rozmawiają na różne tematy - w końcu się całują. Przerażona Agnieszka to przerywa, następnego dnia chce się JEMU (!!!) jakoś wytłumaczyć, żeby się nie obraził, kończy się tak, że całują się w krzakach jaśminów. Cóż. W końcu umówił się z nią, że przyjdzie wieczorem...ona czekała, w końcu napisała liścik, że nie chce, ale on się i tak nie pojawił. Rano dowiedziała się, że wyjechał wczoraj wieczór, bo Celina jest w szpitalu. Później dostała od niego list z post scriptum, żeby sobie nie zawracała nim głowy. Tak też zrobiła. Wyjechała do Lozanny, spotkała tam koleżankę z gimnazjum, Natalię (do której zaleca się młody Michał Nussen), pomogła jej się urządzić. Okolica była śliczna, górskie krajobrazy, zwyczajne życie studenckie - wykłady, zajęcia, skąd my to znamy... Obiady studenci jedli u Żyda Sztoka, tam też odbywały się różne zebrania. Powoli zawierała znajomości - Natalia, Michał, Jan, Mela, August, Łucja, Rafał. Wszyscy czekają na powrót Marcina Śniadowskiego - jest serdecznie witany wśród studentów i od razu zwraca uwagę na Agnieszkę. Chodzi z nią na spacery, przekomarzają się i flirtują ( jak to młodzi),ona opuszcza się w nauce, no przecież nie ma czasu... on zabiera ją na zebranie, dyskusja na temat podejścia socjalistów do sprawy niepodległości Polski. Rafał Czaplic i Marcin byli za tym, by w wolnej Polsce budować socjalizm, niejacy Wieczorek i Wadwicz gwałtownie się temu sprzeciwiał - po ci niepodległość, jak będzie socjalizm. Marcin swą płomienną mową przekonał pozostałych i odniósł zwycięstwo. Po zebraniu zabrał Agnieszkę do parku...powiedział, że nie chciałby jej nigdy zrobić krzywdy... Ona pomimo to jest bardzo szczęśliwa, widzi, że on ją kocha. Kilka dni później Marcin oświadcza jej, że muszą przestać się widywać; okazało się, że jest jeszcze związany uczuciowo z DWIEMA kobietami - jedna w Paryżu (to prawdopodobnie Ksawunia!), druga w kraju. Agnieszka nie rozpacza, chociaż nie poszła na wykłady, rozmyślała nad każdym jego słowem. Natalia donosi jej, że Marcin zachowywał się wczoraj wieczorem skandalicznie, zadawał się nawet z prostytutkami. Potem Agnieszka zobaczyła go za rękę z Melą - postanowiła jednak pojechać na obóz przyrodniczy; miała tam z trzech adoratorów, bawiła się i śmiała, ale w nocy płakała do poduszki. Po powrocie odwiedził ją Marcin - wyznał, że jest dla niego „jedyna” i chce zerwać z tamtymi, już napisał listy. Całują się jak szaleni, Agnieszka znowu szczęśliwa. Umówili się pewnego dnia, że pojadą zobaczyć łąki narcyzów, ale Marcin nie przyszedł; zastała go w jego mieszkaniu - miał zrozpaczoną minę, zdał sobie sprawę, że „odszedł od swojej roboty”, czyli, miast poświęcić się partii, zainteresował się nią. Ona chce „zrzec się dla niego nawet samej siebie”, jadą w końcu na łąki. Marcin oświadcza jej tam, że jeden list nie doszedł i to symbolizuje w jego życiu coś „niezamkniętego”, a ta z Paryża chce z nim porozmawiać. Mówi, że nie wie, czy uda mu się od tego odciąć. Ona w odpowiedzi wyjawiła mu prawdę o romansie z Januszem. Mimo tego wszystkiego czuła, że są ze sobą blisko (tak duchowo, z Januszem tego nie było). Postanowiła zabrać materiały i wcześniej wrócić do domu, wiedziała, że już się nigdy raczej nie spotkają. W pociągu cały czas rozmyśla o ostatnich tygodniach, swoim „związku”, dochodzi do wniosku, że „trudno”, świat może być piękny i bez Marcina.
TOM IV - WIATR W OCZY
Część pierwsza
Agnieszka spędza wakacje na wsi - ku zaskoczeniu i ogromnej radości Bogumiła, całe dnie pracuje teraz w polu i pomaga w gospodarstwie. Ona sama ma nawet plany, czy nie rzucić studiów i nie zamieszkać w czworakach, byle tylko pracować dla ziemi, kraju, jednak z drugiej strony uwielbia zdobywać wiedzę i kształcić się... Powoli zapominała o Marcinie, myślała o nim coraz rzadziej, dostała tylko wiadomość, że ciągle przebywa w Lozannie; Agnieszka „uczestniczy w wiejskim życiu” - była na pogrzebie córeczki Stasi Łóczakówny, zapłaciła organiście, by zadzwonił na cmentarzu. Dziewczyna zastanawia się często nad wyborem dalszej drogi życiowej, jak najlepiej służyć ludziom, jakim ideałom hołdować. Na wakacje z miasta wrócił wcześniej też Tomaszek, tłumaczył, że dyrektorowi zachorowała matka i puścili ich wcześniej, a świadectwa nie ma, bo itp., same kłamstewka; zapewnia też solennie, że przeszedł jednak do piątej klasy. Przywozi ze sobą drogi kapelusz - mówi, że pożyczył na niego od kolegi, prosi ojca o 10 rubli, by mógł mu oddać. Potem zniknął na cały dzień, wrócił późno i Pani Barbara poczuła od niego wódkę; nawet go nie upomniała(!?!?!?!), poszedł do swojego pokoju, ale zaraz wymknął się przez okno i wrócił dopiero przed świtem, matka denerwowała się całą noc, ale mimo tego przy śniadaniu nawet o tym nie napomknęła. Przy okazji Tomaszek przyznał się, że tamten kapelusz wyłudził od służącej(„pożyczył”) - należy on do Bodzia (akurat go nie było). Pani Barbara zaraz odesłała kapelusz przez mleczarza Józefata, dostała też listy z miasta - jeden ze szkoły (synek skłamał, że ktoś w domu bardzo chory i uciekł przed wystawieniem świadectw, oczywiście nie zdał do nast. Klasy, odradzają mu też dalsze kształcenie u nich, gdyż ma takie słabe stopnie), drugi to rachunek ze sklepu Nussena na koszule i krawaty, które obrotny młodzian od razu sprzedał. Tomaszek prosi Agnieszkę, by wstawiła się za nim do ojca, by mu nie odbierał pieniędzy niby za ten kapelusz, tymczasem Bogumił przypadkowo dowiaduje się, że jego syn hulał wczoraj w karczmie, wszystkim stawiał wódkę i na dodatek zadaje się z Olesią Chrobotówną. Bogumił rzuca się, by W KOŃCU sprać Tomaszka, ale powstrzymują go Pani Barbara i Agnieszka, smarkacz ucieka. Bogumił trapi się, pani Barbara trapi się - co wyrośnie z ich syna, czemu on taki, czym zawinili, jak to naprawić, czy jeszcze da się naprawić? Agnieszka natomiast...tęskni do Marcina, nagle jest jej źle bez niego. Wyjawia matce, że jest zakochana w działaczu oddanym idei i to stoi na drodze do ich szczęścia; Pani Barbara jest uradowana, bo to mimo wszystko z wzajemnością. Niechcicowie wspólnie ustalają, że poślą syna do szkoły rzemiosł do Warszawy, może z tym pójdzie mu lepiej - Tomaszek kręci nawet przy tej rozmowie, nagle idzie z ojcem do obory, dwie krowy są chore; wracają po jakimś czasie, Bogumił jest już pogodzony z synem, znowu w niego wierzy, że się poprawi. Tymczasem w Kalińcu Celina szaleje z zazdrości o Janusza, lata za nim w szlafroku w nocy po mieście, by sprawdzić, czy nie jest z jakąś kobietą. Nachodzi go w jego gabinecie lekarskim, on obiecuje łaskawie, że zjawi się u niej jutro lub pojutrze, ona cała w skowronkach. W końcu się nie zjawił, a ona zobaczyła go z młodą Lalicką za rękę; postanowiła wysłać do niego list - wyrzuca mu kłamstwo, przecież on jest taki boski, że przebaczyłaby mu każdą zdradę, tylko dlaczego kłamał?! I nie chce go już widzieć, mimo to leci do niego na następny dzień, ustalają, że to już koniec. Celina nie wie, co ze sobą zrobić...Rano do Janusza przylatuje jej służąca, pani się zamknęła i nie otwiera; wyważają drzwi, otruła się jodyną. Próbuje ją ratować - płukanie żołądka, zastrzyki, ale wkrótce umiera; napisała kartkę, by nikogo nie winić za jej śmierć. Mąż był na jej pogrzebie razem z synkiem, choć nie interesowała się nimi już od trzech lat. Do pani Barbary przyszedł list z Włoch od Anki N. - że jest bardzo szczęśliwa( choć nie wiadomo dlaczego) i chce się z nimi tym podzielić; trochę zagadkowy. Agnieszka odpisuje jej - gratuluje, wspomina też o swoich wielkich dwóch utraconych miłościach. Niechcicowie wybierają się do teatru na Lohengrina, Agnieszce bardzo zależy, by się rodzicom spodobało; Po powrocie zastaje list od MARCINA: pisze zdumiony, że jak mogła tak długo wytrzymać nie dając znaku życia?! Przecież on tam więdnie i umiera itp. Agnieszka zrywa się, chce NATYCHMIAST wyjeżdżać, prosi o konie. Zdziwieni rodzice dowiadują się, że ma „narzeczonego” i zaraz musi jechać. Bogumił jest rozgoryczony, pani Barbarze też jest przykro, że dowiadują się dopiero teraz i córce tak łatwo przyszłoby porzucić dom i ich dla je4dnej zachcianki jakiegoś Marcina, z którym już przecież podobno zerwała, jak zwierzała się matce. Prze cała podróż do Lozanny zastanawia się, czy słusznie postąpiła, czy nie należałoby z nim jednak zerwać; na dworcu rzucają się sobie poetycznie w ramiona, odtąd zaczyna się sielanka. Marcin opowiada jej o służbie w bojówkach, akcjach i niebezpieczeństwach, na które był narażony, także o niewoli w rosyjskim więzieniu i śledztwie ( znaleźli jakiś kamień litograficzny z jego nazwiskiem, nic ważnego, był zamieszany w cięższe sprawy, których nawet nie wykryli).Gdy było już z nim bardzo źle, w swojej celi znalazł szkiełko - świadomość, że sam może decydować o swojej śmierci, paradoksalnie podtrzymywała go przy życiu. Odtąd szkiełko stało się jego talizmanem. Zwierza się jej również, że zerwał już na dobre z tamtą w Paryżu; rozważają powrót do Polski, Agnieszka zgodzi się na wszystko, byle być z nim. Pewnego dnia nadeszły polecenia z partii - w zaborze austriackim ma powstać armia polska, na razie likwidują bojówki w zaborze rosyjskim, Marcin ma rozpocząć akcję agitacyjną we Francji i Belgii. Przeprowadzili się do Brukseli za jego namową, Marcin jest zachwycony miastem i rozwijającymi się w nim spółdzielniami, ruchem socjalistycznym. Agnieszka wróciła na wakacje do rodziców - nieoczekiwanie Marcin poruszył w listach kwestię ślubu, która była dość ważna dla rodziców, dla niego, jako socjalisty, tylko jako papierek. Robi to dlatego, by ona nie miała przykrości. Ona odpowiada, że dla niej to w sumie też nic nie znaczy, ale może byłoby lepiej ze względu na rodziców. Agnieszka jest też zazdrosna, bo możliwe, że on spotka się z Dianą w sprawach służbowych - wyrzuca mu to, w końcu się kłócą, ona skruszona przeprasza, nie powinna - to ze strachu, że mógłby ją zostawić. Spotkali się już w Belgii, ale ślub przekładali z miesiąca na miesiąc (formalności). Agnieszka rzuciła studia przyrodnicze, teraz interesują ją bardziej sprawy socjalne, szczególnie tzw. Kooperacja, do której czuła jednak początkowo uprzedzenie. Przypadkowo poznali też przemiłego człowieka - Tytusa Jerzego NIECHCICA, również socjalistę, na dodatek ateusza. Spędzają miło czas we troje, dyskutują. W końcu wyznaczyli ostateczny termin ślubu - był bardzo skromny, mieli też kłopoty, bo nie chcieli przystąpić do spowiedzi ze względu na przekonania, ale jednak ksiądz się zgodził. Po skromnej ceremonii - noc poślubna. Nazajutrz Agnieszkę opadły wątpliwości - pojechała za miasto, by porozmyślać. Doszła do wniosku, że zawiązała sobie życie z jednym mężczyzną, a w naturze kobiety leży nienasycenie miłosnymi przeżyciami. Poczuła, że już za późno na zmianę… Gdy wróciła do mieszkania, Marcin siedział nad mapą i już chciał jej szukać. Padli sobie w objęcia i na razie Agnieszka jest jednak pewna, że postąpiła najsłuszniej w świecie wychodząc za niego. Postanowili wspólnie, że Agnieszka wcześniej wróci do kraju, by zająć się tam rozwojem kooperacji; dyskutują na tematy społeczno-socjalistyczne, mają nieco różne poglądy; padają tak tandetne porównania, jak na przykład; „ Upaja mnie, że jak Chrystus narodził się w stajni, na pewno cuchnącej gnojem i brudem...tak w kooperacji odrodzenie życia ma wyjść z tej dziedziny, z której narodziło się tyle zła...z handlu...”. „Jednak mimo sporów i tak w końcu jedno tylko światło świeciło w ciemności - ich miłość”. Agnieszka jedzie więc do Polski, „czuła się jak rycerz wyruszający na krucjatę.” W Serbinowie małe zmiany - jest nowa kucharka, Szczepanowa i nowy ksiądz proboszcz - Komodziński, podobno bardzo DOBRY, „boży” człowiek, choć skłócony z władzami kościelnymi, panna Ksawunia wyszła w końcu za mąż za Stanisława Ostrzeńskiego, w tle wojna włosko-turecka o Trypolis, zamieszki w Rosji. Zbiory bardzo marne, jedynie ziemniaki obrodziły i Bogumił mógłby je sprzedawać z zyskiem, ale woli pomagać ludziom, inni gospodarze uznają go za dziwaka. Agnieszka cieszy się pobytem w domu; w listach usprawiedliwia się przed Marcinem z faktycznej bezczynności agitacyjnej prowadzonymi z matką i ojcem „postępowymi” rozmowami. Emilka wyrosła tymczasem na piękną i niezwykle próżną pannę, łaknącą męskich spojrzeń i zachwytów, czasem chwali się swoimi podbojami przed siostrą, choć podobno kocha niezmiennie od 2 lat Stasia Kozarewicza. Agnieszka wyjechała też na jakiś czas do wujostwa, do Kalińca; na jednym podwieczorku, kiedy zebrało się większe towarzystwo i jak zwykle prowadziło dyskusje ideowo-przemysłowo-patriotyczne, pani Śniadowska wypiła trochę za dużo i kłóciła się z resztą w mało elegancki sposób; są też plusy - powiedziała pani Holszańskiej kilka słów prawdy( jej artykuliki - „te opisy to uciecha dla burżuazyjnej gawiedzi” - i cała działalność to tylko „zabawa w miłosierdzie”). Potem napisała o wszystkim mężowi, wkrótce wróciła do Serbinowa. Przyszły listy - od Hipolitostwa ( przesyłali opłatek, najwyraźniej zerwali kontakt z Anką) i życzenia od Anki. Napisała też, że ma małego synka (ale nie ma męża). Postanawiają ją zaprosić na Święta, by nie spędzała ich w samotności. Agnieszka decyduje się zostać w Polsce jeszcze jakiś czas. Odwiedza ich nowy proboszcz, wywiera bardzo dobre wrażenie - otwarty, dobroduszny i bezpośredni, nawet w socjalistce wzbudził sympatię. Na ferie wrócił Tomaszek, jak zwykle nieco wcześniej, z wiadomością, że go OKRADLI (tzn. czapkę i walizkę). Nazajutrz przyszedł list od panny Marii Hłasko, u której urwis był na pensji; okazało się, że to JĄ okradziono, delikatnie porusza też sprawę złego zachowania Tomaszka. Pani Barbara wie też od Arkuszowej, że syn gra w bilard, karty i się upija po nocach - dręczy się tym, Agnieszka próbuje ją pocieszać. Tomaszek przyznał się po długich wykrętach, że ZASTAWIŁ walizki i nie miał w czym przywieźć rzeczy. Łże też bezczelnie, że pieniądze są mu potrzebne, by wykupić JAROSTY, odebrane Niechcicom po powstaniu. Ma chłopak fantazję, trzeba przyznać. Bogumił rozmawia z synem - mówi mu tylko, że nie dostanie już żadnych pieniędzy i nie chce odtąd słuchać o jego oszustwach, Tomaszek będzie samodzielnie za nie odpowiadał. Przyjechała Ania z synkiem (2,5 roczku), ma na imię Wojtuś, ale mówi na siebie Ocio. Rozkoszne dziecko, wszyscy zachwyceni, Pani Barbara panicznie się boi, że się przeziębi, spadnie skądś, potłucze itp. Jedzą kolację, kąpią go i idą spać. W nocy Pani Barbara ma koszmary i dostaje ataku nerwowego ( z powodu Tomaszka, zwierza się Ance), Anka nie traci głowy i umiejętnie się nią opiekuje; Anka mówi, że ojciec Wojtusia chce się z nią ożenić, ale ona na razie się nie zgadza - Henryk jest żonaty i nie chce, by zostawił dużo starszą od siebie żonę bez opieki. Rano, w bardzo wesołej atmosferze, ubierają choinkę. Zaraz po świętach( nic o nich nie pisze) Anka wyjeżdża - wszyscy poczuli, że to ona wniosła najwięcej radości, zamiast być tą pocieszaną. W Serbinowie wielkie wydarzenie - ślub Stefana Olczaka z najbogatszą dziedziczką we wsi, Wiktą Kolańszczanką. Dzieci Niechciców bawią się na weselu do rana (szczególnie hucznie Tomaszek i Emilka); przyplątuje się tam jakiś obcy człowiek, który szuka pracy jako szewc. Dochodzi do bójki między nim a weselnikami, godzi ich ksiądz Komodziński, który zostaje chwilę na zabawie. Prowadzi długą rozmowę z Agnieszką (socjalistką, wszyscy księża to wyzyskiwacze i inkwizycja), która opowiada mu o swoim ślubie i przekonaniach jej i męża. Ksiądz jest bardzo łagodny, ale wytyka Agnieszce pychę, materializm(jako pogląd relig.) i zbytnią zaciekłość w stosunku do kleru - przecież to też zwyczajni ludzie. Radzi jej zacząć praktykować, może wtedy przekona się do kościoła. Śniadowska wyniosła z tej rozmowy przynajmniej wątpienie o bezwzględności swoich poglądów - to już coś - i wielką sympatię do osoby księdza. Komodziński odprowadził ją aż do domu, cały czas okropnie kaszlał. Niedługo potem dano znać do dworu, że ksiądz nie żyje, zmarł na zapalenie płuc, którego się nabawił chodząc po chatach i pomagając ludziom...
Część druga
Latem tego samego roku Bogumił postanowił wydrenować Serbinów, nosił się z tą myślą już od dłuższego czasu. Była to BADZO poważna inwestycja, wielokrotnie pisał do Dalenieckiego, ale ten nie odpowiadał. Trzeba by wziąć kredyt pod zastaw hipoteczny, który zwróciłby się szybko ze zbiorów, ale potrzebna była zgoda właściciela. Bogumił zamówił już technika, który przygotował cały plan i kosztorys, a w wolnym czasie podkochiwał się w Emilce, jak wszyscy prawie męscy goście Niechciców powyżej 14 lat. Materiały do drenowania TRZEBA było kupić od zaraz, potem będą dużo droższe - Bogumił ciągle prosi firmę o kilka dni zwłoki, wysyła depesze, ale odpowiedzi nie ma. W tym czasie przyjeżdża do Serbinowa mąż Sabiny, Wiktor, zabiera Tomaszka( który znów oblał egzaminy, tym razem w technikum) na praktykę na kolei. Przychodzi za to wiadomość od Ostrzeńskich - Anzelm, ten materialista, się żeni i oferuje, że odkupi od nich tamte place za jakieś 10 tysięcy (kupili za 6 tys.). Już następnego dnia zorganizował spotkanie u rejenta. Kilka dni później Bogumił dowiedział się w mieście, że Anzelmek sprzedał te place 10 RAZY drożej jakiejś fabryce. Są z Panią Barbarą bardzo zawiedzeni - nie z powodu utraconego zysku, ale postępowania bratanka. Mają nadzieję, że chociaż wytłumaczy się ze swojego postępowania, ale nic z tego. Bogumił jedzie do Kalińca, musi się już ostatecznie zdecydować, czy kupuje materiały do drenowania. Wstępuje wcześniej do Ostrzeńskich, niespodziewanie dowiaduje się, że Janusz jest konający (zapalenie opon mózgowych). Bogumił pociesza ledwie żywą Michasię, idzie do apteki po leki, wstępuje przy okazji do firmy - podpisuje kontrakt... Wraca do chorego, pielęgnuje go, gdy wycieńczona Michasia zasypia ( Daniel, jego własny ojciec nie ma na to odwagi). Trzyma Janusza mocno, gdy ten dostaje ataku. Przyjeżdża też Ceglarski, wcześniej dostał list od Janusza (czuje się winny śmierci Celiny, ponadto ma wyjawić przyjacielowi jakąś tajemnicę, ciążącą na jego życiu.). Bogumił jedzie po Panią Barbarę, Janusz umiera przed ich powrotem. W Serbinowie czeka na nich depesza od Dalenieckiego: był chory, wyjechał do Egiptu, NIE ZGADZA SIĘ NA DRENOWANIE I ... SPRZEDAJE SERBINÓW swojemu krewnemu, Owruckiemu. Bogumił...jest w strasznym stanie; oszołomiony. Chyba pierwszy raz w życiu to Pani Barbara próbuje podnieść go na duchu. Bogumił wyrzuca sobie, że „obrabował własną żonę i dzieci”, bo ten zadatek w firmie przepadnie (10 tys.). Pani Barbara przekonuje, żeby się nie martwił - mogli przecież wcale nie dostać tego spadku, nic to nie zmienia; Bogumił jest wzruszony. Jadą razem na pogrzeb, przybył nawet Bogdan studiujący w Petersburgu. Anzelm nie ma żadnych wyrzutów, że ograbił wujostwo z takiej sumy, interesy to interesy, bez sentymentów. Ceglarski pomaga ze wszystkim Michasi, pociesza ją, rozmawia z Niechcicami i wyraża nadzieję, że uda się odzyskać chociaż część zadatku. Niestety, właściciel firmy wyjechał na jakiś czas do Warszawy, wracają do Serbinowa; dostają drugi list od Dalenieckiego - dowiedział się jakoś, że Bogumił zapłacił już zadatek za drenowanie i jest wściekły, grozi, że nie wypłaci im nawet należnych im pieniędzy przy odejściu z Serbinowa. Niespodziewanie przyjechał za kilka dni; przeglądał księgi, wścieka się, że Bogumił zaciągnął pożyczki, jak co roku przed żniwami. Ta rozmowa jest tak gorzka i RAŻĄCO NIESPRAWIEDLIWA, że nie wiem, JAK opisać tę podłość i zachłanność Dalenieckiego... Uspokaja go trochę, że Niechcic sam zapłacił tamtą zaliczkę, oczywiście nie myśli jakkolwiek mu z tym pomagać. Po tej rozprawie Bogumił musiał się położyć, źle z nim, cały roztrzęsiony, zdruzgotany - „ma dość”. Pani Barbara staje na wysokości zadania i próbuje mu przetłumaczyć, że nie warto się przejmować taką świnią. Bogumił wspomina, że gorzej czuł się tylko wtedy, jak Niemcy go bili, „ po tym zostaje ślad w duszy”. Pani Barbara nie daje mu popaść w rozpacz; przecież zawsze mogą otworzyć magazyn sukien w Kalińcu, wszak jest krawcową. Bogumił wspomina, jak ją po raz pierwszy zobaczył i wiedział już, że chce przeżyć z nią całe życie. W tym momencie zjawili się niespodziewani goście: pani Letycja Mioduska-Daleniecka i Zbigniew Owrucki. Pani Barbara nie może się nadziwić młodemu wyglądowi Letycji, starszej od niej o kilka lat! Oboje okazali się bardzo sympatyczni i po krótkiej naradzie z Dalenieckim WŁAŚCICIELKA Serbinowa oświadczyła, że wypłaci co do grosza należność za tyle lat uczciwej służby, dodała jeszcze kawał ziem Serbinowa. Owrucki okazał się człowiekiem, któremu Bogumił, zakochany w Serbinowie, nie bałby się zostawić tej ziemi; widać było, że młodzieniec ma złote serce, chęci, umiejętności i serce do gospodarowania. Zdecydował się na kupno majątku, gdyż bardzo chciał wrócić do kraju i osiąść tu na stałe. Ciąg dalszy szczęścia: przyszedł list z firmy, oddadzą Niechcicowi cały zadatek (możliwe, że maczał w tym palce Ceglarski), ponadto Woynarowski sprzedał im korzystnie Pamiętów - na stare lata mają w końcu coś własnego... pani Barbarze zdaje się, że śni. Nadchodzi jednak koniec sielanki - pewnej nocy zjawia się Olesia z wiadomością, że Tomaszek uciekł z praktyk i przebywa obecnie w hucie pod Kalińcem. Rankiem Pani Barbara bierze bryczkę i sama jedzie po syna; trafia do obskurnych slumsów, wszędzie brud i bieda. Samo wnętrze huty przypomina Basi scenę z piekła Dantego. Olesia pomaga jej znaleźć Tomaszka, właśnie pije i gra w karty. Jest bardzo zaskoczony, że matka go tu znalazła - nie chce z nią jechać, upiera się, że ma tu praktykę. W końcu idzie się spakować; chciał uciec matce drugimi drzwiami, ale go zauważyła. Zawrócił dopiero, gdy Pani Barbara się potknęła i upadła. Wracają do domu, Bogumił przyjął to wszystko zadziwiająco spokojnie. Na kilka dni odwiedziła rodziców Agnieszka, choć nie mieli za bardzo czasu się nią zajmować, bo przeprowadzka i remont Pamiętowa były w pełni. Zaczynają się też kłopoty z Emilką, ostatnimi czasy często wychodzi sama na spacery i jest jakaś smutna i melancholijna. Ludzie serdecznie żegnają Niechciców, najbardziej Bogumiła - przystroili dla niego powóz i bramę. On patrzy jeszcze na tę ziemię, której poświęcił tyle lat życia i sił, podziwia rezultat... Wkrótce doszła do nich piorunująca wiadomość: Owrucki został zamordowany w pociągu rosyjskim (pojechał tam na krótko w interesach). Serbinów sprzedano Przybylakowi. W Europie coraz goręcej - czarne chmury zbierają się już nad kotłem bałkańskim. W Pamiętowie powoli się urządzają, nie jest tak kolorowo - trzeba postawić majątek na nogi, co dziwne, Bogumił nie ma już do pracy i jej organizowania tylu chęci, co przedtem. Emilka coraz bledsza, w końcu rozpacz, nie chce żyć i wyznaje matce, że spotykała się ze Stasiem Kozarewiczem, kochają się, ale jego rodzice sprzeciwili się ich małżeństwu. Teraz dostała list, że Staś się żeni i między nimi wszystko skończone. Niechcicowie zostali zaproszeni na przyjęcie do Ksawuni (Ostrzeńskiej), by „wciągnąć się” w okoliczne towarzystwo. Pani Barbarze wydali się dorobkiewiczami z wielkim bogactwem i mnóstwem wolnego czasu - panie zajmowały się oczywiście dobroczynnością i szerzeniem oświaty, troszkę literaturą, by nie wyjść na idiotki, panów interesowały sprawy gospodarskie, więc przynajmniej Bogumił miał z nimi o czym pogadać… Młodzież była wymuskana, całkiem bez ducha czy wyższych idei, jakby stworzona jedynie do zabawy i rozpustnego życia. Bogumił wybrał się na spacer, rozmyślał nad swoim położeniem - zawsze kochał pracę i ziemię, teraz „na swoim” jakoś nic mu się nie układa, nie chce niczego robić dla zysków; zamyślił się nad sensem życia, uklęknął i modlił się gorąco. Po powrocie do domu dostał gorączki - 40 stopni, natychmiast wezwano doktora. Pani Barbara panicznie się o niego boi, ale - podziwiam -nie okazuje tego, by dać mu wsparcie. Wettler powiedział, że to zapalenie płuc, do tego odezwały się stare rany, jeszcze z powstania; Bogumił na przemian traci i odzyskuje przytomność, wiadomo już, że to jego ostatnie dni...naprawdę wzruszające, tym razem nie kpię. Pożegnał się jeszcze z Panią Barbarą i dziećmi... Na pogrzeb zjechała najbliższa rodzina i znajomi, było też dużo innych ludzi, którzy także znali i cenili Niechcica za jego dobre serce. Agnieszka pisze do męża, że wierzy gorąco, iż jest życie po śmierci, bo to „czym” był jej ojciec, nie może tak po prostu się unicestwić, jest zbyt ważne i piękne. Po jakimś czasie wróciła do Warszawy, dalej prowadzi spotkania, organizuje kursy i pogadanki. Zaprzyjaźnia się też z kuzynem Marcina, Bolesiem Orłowiczem, toczą dyskusje na temat niepodległości Polski, tym bardziej, że wojna wisi już na włosku, nikt nie ma wątpliwości, że w końcu wybuchnie. Pomimo klarownych poglądów nie należała ściśle do żadnej konkretnej organizacji, zawsze trochę różniła się od założeń ich programów. Jesienią złapała przeziębienie, odwiedził ją Boleś i przyniósł bukiet tulipanów; są między nimi pewne niedomówienia świadczące o tym, że nie są sobie obojętni...Kilka dni potem Boleś zostaje odwołany do Wilna, Agnieszka leci za nim na stację i całuje go...w policzek. Dostaje później list, że istotnie, coś do niej czuje, ale trzeba o TYM zapomnieć. Niech tylko JEGO czasem powspomina. Wpadła na kilka dni do Pamiętowa, dom wywrócony do góry nogami, pełno w nim rozwydrzonej młodzieży - gości Tomaszka i Emilki, Pani Barbara siedzi w małym pokoiku i nie interweniuje. (Potem płynie statkiem do Londynu, na miejscu Marcin chwali się, że przeszkolił już cały oddział robotników-emigrantów, prowadzą coraz szerszą działalność.) Niechcicowa postanowiła dobrać „opiekunów” majątku, nieopatrznie wybrała sobie hulakę, sąsiada Bożydarskiego, który niebawem zaczął rozkradać majątek. Jedynym rządcą godnym zaufania był prosty i mrukliwy Seweryn Bartołd; długi rosły zamiast maleć, nawet po zbiorach, bardzo przyczynił się do tego Tomaszek, który po śmierci ojca nie miał już absolutnie żadnych hamulców (jeśli kiedykolwiek takowe posiadał). Niespodziewanie o rękę Emilki oświadczył się Seweryn, pomimo sprzeciwu swoich rodziców; Niechcocówna szybko się zgodziła, głównie z zemsty na Stasiu. Pani Barbara jest zadowolona, wkrótce odbył się skromny ślub. Niedługi czas potem trzeba było sprzedać Pamiętowo (warunek rodziców Seweryna); młodzi przenieśli się do majątku Zabłocie, Pani Barbara z Tomaszkiem miała zamieszkać w Klińcu, przynajmniej na okres jego nauki. Tomaszek jedzie na wakacje do siostry i szwagra, Pani Barbara zostaje w mieście na wakacje. Anzelm pomógł jej znaleźć i wynająć dwa śliczne, jasne pokoiki. Pani Barbara nie myśli już wcale o sobie, chce tylko pomagać dzieciom, w jakikolwiek sposób, martwi się o nie i żyje każdym listem, jaki od nich dostaje. Chodzi na spacery, do parku, na podwieczorki i odwiedziny u Ostrzeńskich. Dużo też czyta i interesuje się polityką. Daniel przeszedł w tym roku na emeryturę, wypogodził się na starość, bo mógł zawsze sprawdzić, gdzie jest Michasia. Panią Barbarę odwiedzali również Woynarowski i Ceglarski. Pewnego dnia służąca Julka wpadła z wiadomością, że ogłoszono mobilizację! Wszystkie urzędy wynoszą się z Kalińca, wyprowadza się już też gubernator. Tymczasem Śniadowscy płyną zatłoczonym statkiem do Polski, by walczyć o jej oswobodzenie. Agnieszka martwi się o matkę, mąż ją uspokaja, zaopiekują się nią, gdy tylko będą mogli. Pani Barbara spodziewa się, że dzieci do niej niebawem przyjadą, wszyscy przewidują, że Niemcy zostawią w spokoju miasto i pójdą dalej. Panuje radość, miasto w końcu będzie oswobodzone, Rosjanie już pouciekali. Panią Barbarę trapią sny, boi się o dzieci, niecierpliwie czeka na jakieś wieści. W nocy dały się słyszeć strzały, rankiem Julka przybiega z wiadomością, że Niemcy strzelali do ludności cywilnej - wydali też odezwę, że miasto musi zapłacić kontrybucję, bo otworzyło ogień do niemieckiej armii. Robi się coraz groźniej. Ostrzeńscy pakują się i wyjeżdżają, Michasia błaga Panią Barbarę, by się z nimi zabrała, ale ona zostaje, bo boi się, że dzieci nie zastaną jej w domu. Podobno Niemcy mają podpalić Kaliniec...zaczynają się bombardowania, Pani Barbara schodzi z innymi do schronu w piwnicy. Dostaje wiadomości, że pan Ceglarski, przedtem przetrzymywany przez Niemców, jednak żyje. Wojsko podłożyło ogień, Pani Barbara w popłochu ucieka z resztą uchodźców na furmance, przenocowali w Czarnówce; nie ma wiadomości od nikogo z rodziny, modli się o ich życie i zdrowie. Dowiaduje się także o śmierci pana Woynarowskiego. Pani Barbara chce dostać się za wszelką cenę do Zabłocia, zabiera się do Nieznanowa chłopem Kopczykiem. Po drodze mijają Serbinów...przypomina jej się, jak przyjechali tu po raz pierwszy. W mieście nie zastała doktora Wettlera, ale za to spotyka Szymszela, który ofiaruje się dowieźć ją, gdzie tylko ona rozkaże. Opowiada mu o dzieciach, po drodze zajeżdżają do Borowna, majątku Toliboskiego. Pani Barbara wpadła w lekki popłoch, że go zobaczy, ale akurat go nie było, organizował pomoc dla ludzi w innym majątku. Podszedł do nich grzeczny, młody człowiek - JEGO SYN! - i prosił, by jechali dalej, do Jastrzębic, gdyż oni nie mają już miejsca dla uchodźców. Jadą dalej, Pani Barbara zasnęła; w jej myślach pojawiają się strzępki wierszy Mickiewicza...podróżują w ciemnościach, Pani Barbara boi się, by Szymszel nie zgubił drogi. On uspokaja, że konie znają ją na pamięć...
KONIEC (wszystkich tomów)