Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia


JÓZEF AUGUSTYN

Ból krzywdy,

radość przebaczenia

SPIS TREŚCI

Rozdział I: KRZYWDA JEST ZAWSZE BOLESNA 6

1. Do poczucia krzywdy

nie można się nigdy przyzwyczaić 6

2. Skrzywdzenia w dzieciństwie i w okresie dojrzewania 7

3. Krzywdy nie da się zapomnieć 7

4. Czym jest uzdrowienie z poczucia krzywdy? 7

5. Źródła przebaczenia i pojednania 8

Rozdział II: DLACZEGO LUDZIE SIEBIE KRZYWDZĄ? 9

1. Krzywda i ludzka wolność 9

2. Pierwotne pęknięcie ludzkiego serca 10

3. Krzywda jako przerzucanie

własnego cierpienia na innych 10

4. Doświadczenie krzywdy

powszechnym ludzkim problemem 11

5. Jakie jest wyjście z poczucia krzywdy? 11

6. Czuwać nad palcem wskazującym 12

7. Pojednanie z sobą

koniecznym warunkiem pojednania z innymi 12

Rozdział III: KRZYWDY W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH 13

1. Historia rodzinna 13

2. Trudne układy rodzinne 14

3. Patologie rodzinne 14

4. Relacje przedmałżeńskie i małżeńskie 15

5. Relacje dorosłych dzieci z rodzicami 16

6. Relacje z rodzeństwem 16

7. Inne relacje 17

Rozdział IV: KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA 17

1. Brak akceptacji dziecka 18

2. Zbytnie karanie dziecka 19

3. Stwarzanie dziecku poczucia zagrożenia 20

4. Pozbawianie dziecka prawa do dobrej opinii 21

5. Miłość nadopiekuńcza 22

6. Nie ranić dziecka 24

Rozdział V: ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWN. UZDROWIENIA 24

1. Łaska Boga i ludzka praca 24

2. Powołanie do życia 25

3. Odkrycie miłości Boga 26

4. Pokonanie podejrzliwości 27

5. Przyjmowanie odpowiedzialności za życie 29

6. Doświadczenie miłosierdzia Bożego 30

7. Dojrzałość sumienia 31

Rozdział VI: SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU 32

1. Krzywda i cierpienie 32

2. Mur zapomnienia 33

3. Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia 34

4. Koncentracja na własnym cierpieniu 36

5. Dwa rodzaje cierpienia 36

Rozdział VII: WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH 37

1. Pomoc kierownictwa duchowego

oraz pomoc terapeutyczna 37

2. Werbalizacja stanu skrzywdzenia 38

3. Czy można zamknąć się

we własnym poczuciu skrzywdzenia? 40

Rozdział VIII: UCZUCIA TOWARZYSZĄCE SKRZYWDZENIU 40

1. Lęki osoby skrzywdzonej 40

2. Skutki trwania w lęku 41

3. Niebezpieczeństwo ucieczki w nałogi 41

4. Rozżalenie i gniew 42

5. Ból skrzywdzenia nie jest wieczny 43

Rozdział IX: DYNAMIKA PROCESU UZDROWIENIA 43

1. Medytacja słowa Bożego 43

2. Zasadniczy przełom 44

3. Gorąca modlitwa i łaska pocieszenia 45

4. Gehenna wewnętrzna 46

5. Ja zaś jestem robak, a nie człowiek 46

6. Przemiana pod wpływem upokorzenia wewnętrznego 47

Rozdział X: UZDRAWIANIE ZRANIEŃ SEKSUALNYCH 48

1. Nieakceptacja płciowości dziecka 48

2. Erotyzowanie świadomości dziecka 48

3. Wykorzystywanie seksualne dzieci 49

4. Wielka zbrodnia 49

5. Skrzywdzenia seksualne okresu dojrzewania 50

6. Pomoc udzielana ludziom zranionym

w dziedzinie seksualnej 50

7. Wychowanie sumienia 51

8. Przebaczenie zranień w dziedzinie seksualnej 52

9. Pomoc dzieciom - ofiarom deprawacji seksualnej 53

Rozdział XI: OD PRZEBACZENIA DO POJEDNANIA 54

1. Przebaczenie a pojednanie 54

2. Wziąć odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę 55

3. Wypowiedzenie krzywdy przed krzywdzicielem 55

4. Odporność na kolejne zranienia 56

5. Pojednanie z osobą zmarłą 57

6. Uleczona przeszłość

szkołą ojcostwa i macierzyństwa 58

Rozdział XII: OJCZE NASZ -

MODLITWĄ PRZEBACZENIA I POJEDNANIA 59

1. Świadectwo modlitwy 59

2. Ojcze nasz 60

3. Królowanie Boga na ziemi i w niebie 60

4. Dar chleba 61

5. Dar przebaczenia 62

6. Zbawienie od złego 63

7. Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę 63

Rozdział XIII: OD JAK DAWNA TO MU SIĘ ZDARZA? 64

1. O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? 64

2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy 65

3. Zaradź memu niedowiarstwu! 67

Rozdział XIV: PANIE, ILE RAZY MAM PRZEBACZYĆ? 68

1. Ile razy mam przebaczyć? 68

2. Dwóch dłużników 69

3. Jeśli mamy grzechy, przebaczmy je tym,

którzy nas o to proszą 71

Rozdział XV: WSZYSCY JESTEŚMY DŁUŻNIKAMI BOGA 72

1. Jezus w domu Szymona faryzeusza 72

2. Szymonie, mam ci coś powiedzieć 73

3. Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga 74

WPROWADZENIE

Któż z nas nie czuł się kiedyś skrzywdzony? Któż z nas nie

cierpiał z powodu niesprawiedliwego potraktowania przez innych:

we własnym domu rodzinnym, na podwórku, w szkole, na studiach,

w miejscu pracy, przy konfesjonale, na ulicy i w innych sytua-

cjach życiowych, które trudno tutaj wyliczyć? Skrzywdzenie jest

zwykle bardzo bolesnym wspomnieniem, do którego najczęściej

niechętnie wracamy. O doznanej krzywdzie, szczególnie wówczas,

gdy była dotkliwa, nie można łatwo zapomnieć. Dotyczy to zwła-

szcza krzywdy doznanej we wczesnym dzieciństwie od osób najbli-

ższych. Dzieciństwo jest okresem, w którym człowiek ma szczegó-

lną potrzebę poczucia bezpieczeństwa, opieki, akceptacji, miło-

ści. Jeżeli dziecko tego nie otrzymuje, czuje się pokrzywdzone.

Bywają jednak niekiedy tak wielkie krzywdy, iż przekraczają

możliwości emocjonalne i duchowe człowieka. A ponieważ człowiek

nie potrafi ich udźwignąć, spycha je gdzieś w lochy podświado-

mości i w sposób przedziwny "zapomina" o nich. Dla pewnych lu-

dzi dzieciństwo, a nieraz także częściowo i okres dojrzewania,

pokryte jest - z powodu wielkich krzywd - "białymi plamami za-

pomnienia". Człowiek - ludzka psychika broni się w ten sposób

przed ciągłym bólem wewnętrznym. Zapomnienie to bywa jednak po-

zorne.

Książka Ból krzywdy, radość przebaczenia wyrosła zasadniczo

na gruncie doświadczeń kierownictwa duchowego proponowanego w

ramach Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Atmosfera reko-

lekcyjnej ciszy dla wielu osób staje się szczególną okazją

"odzyskania pamięci" i uświadomienia sobie, nieraz ku wielkiemu

własnemu zaskoczeniu, bólu krzywdy. Stare rany życiowych skrzy-

wdzeń, które już dawno zostały zepchnięte (najczęściej nakładem

ogromnego wysiłku psychicznego) w lochy podświadomości, w mod-

litewnym skupieniu ujawniają się czasem jako rozproszenia i

"głupie myśli". Ale to, co w czasie intensywnej modlitwy reko-

lekcyjnej jesteśmy skłonni traktować jako rozproszenie lub po-

kusę, bywa niekiedy łaską - owocem działania w nas Ducha Boże-

go, który jest Duchem prawdy, Duchem przebaczenia i pojednania.

Lękowe zepchnięcie poczucia krzywdy w podświadomość nie roz-

wiązuje problemu. Wręcz odwrotnie. Krzywda "zapomniana", ukryta

w podświadomości, nie przestaje bowiem destruktywnie oddziały-

wać na człowieka. Krzywda, szczególnie wówczas, gdy jest głębo-

ka, w lochach ludzkiej podświadomości jeszcze bardziej się roz-

wija, "kwitnie" i wydaje gorzkie owoce ciągłego zmęczenia, dra-

żliwości na swoim punkcie, wrogości wobec ludzi, chorego poczu-

cia winy, niezadowolenia z siebie i z innych itp. Głębokie do-

świadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej. Grypa

leczona do końca bywa na ogół niegroźną chorobą. Zaniedbana

zaś, "ukrywa się", by z czasem ujawnić się w ciężkich pogrypo-

wych powikłaniach.

Różnorakie krzywdy, których doświadczamy w życiu, także te z

okresu dzieciństwa i dojrzewania, na ogół nie są groźne. I cho-

ciaż są nieraz bolesne, to jednak leczone do końca nie mają ne-

gatywnego wpływu na ludzkie życie. Zaniedbane zaś i zepchnięte

w lochy podświadomości, mogą zatruwać nie tylko życie osoby

skrzywdzonej, ale również wszystkie jej odniesienia: do Boga,

do ludzi i do świata. Ukrycie krzywdy sprawia nieraz, iż czło-

wiek skrzywdzony - w sposób wręcz niezauważalny dla siebie

(zauważalny jednak dla otoczenia) - przemienia się z ofiary w

krzywdziciela. Krzywdy ludzkiej nie da się bowiem ukryć. Można

ją jedynie zaakceptować i "odcierpieć".

Zasadniczym warunkiem rozwiązania problemu ludzkiej krzywdy

jest głębokie pragnienie, silna wola wyjścia z własnego poczu-

cia skrzywdzenia. Jeżeli wielu ludzi pogrąża się w poczuciu

krzywdy i nieustannie użala się nad sobą, to przede wszystkim

dlatego, iż brak im dość silnej woli, aby przekroczyć poczucie

krzywdy. Wobec woli pokonania krzywdy pomoc terapeutyczna czy

też pomoc kierownictwa duchowego jest zawsze wtórna. Pomoc ta

przychodzi bowiem z zewnątrz. Jej skuteczność zależy w znacznym

stopniu od osobistego zaangażowania się osoby skrzywdzonej w

proces przebaczenia i pojednania. Pomoc ludzka - terapia i kie-

rownictwo duchowe, choć wtórna wobec silnej woli pokonania

krzywdy, jest jednak bardzo ważna. Zdecydowane i urazowe odrzu-

canie pomocy bliźnich w rozwiązaniu własnego poczucia krzywdy

jest najczęściej niczym innym jak tylko podtrzymywaniem i pie-

lęgnowaniem własnego skrzywdzenia.

Bóg, do którego zwracamy się bezpośrednio z naszym poczuciem

krzywdy, odsyła nas do wspólnoty Kościoła. Troskliwa, matczyna

miłość Kościoła jest nam szczególnie potrzebna w chwilach głę-

bokiego skrzywdzenia. Cóż to byłyby za matka, która zostawiłaby

swoje skrzywdzone dziecko, aby samo radziło sobie z własnym po-

czuciem krzywdy? I cóż to byłoby za dziecko, które odrzucałoby

kochającą je matkę i jej pomoc w chwilach skrzywdzenia i bólu?

Pomoc Kościoła osobom skrzywdzonym przychodzi najpierw w sa-

kramencie pokuty, w kierownictwie duchowym, w Eucharystii. Nie

tylko jednak w bezpośredniej posłudze kapłańskiej skrzywdzony

może otrzymać pomoc do przekroczenia poczucia krzywdy. Ogromną

pomocą może być udział w jakiejś wspólnocie kościelnej, w któ-

rej doświadcza się również życzliwości, troski i miłości ludz-

kiej, uczestnictwo w tak zwanych rekolekcjach zamkniętych, ko-

rzystanie z różnych form poradnictwa itp.

Trudność Matki Kościoła polega na tym, iż pociesza skrzyw-

dzonych i pomaga im przez konkretnych ludzi, szczególnie zaś

przez duszpasterzy. Dlatego też każdy, kto w ramach wspólnoty

Kościoła chce pomagać w jakiejkolwiek formie człowiekowi skrzy-

wdzonemu, powinien najpierw sam wejść w proces uleczenia włas-

nych zranień. Wydaje się więc rzeczą najwyższej wagi, aby dusz-

pasterze, klerycy - kandydaci na duszpasterzy, liderzy parafia-

lni, osoby pracujące w poradnictwie, katecheci szukali uzdro-

wienia swojego własnego poczucia krzywdy, tak by w ramach włas-

nej posługi nie przerzucali go na ludzi, którym mają służyć.

Osoba, która sama żyje z poczuciem krzywdy, nie będzie w stanie

zrozumieć człowieka skrzywdzonego i nie będzie w stanie mu po-

móc. Jej rady i uwagi będą nie tylko powierzchowne i zewnętrzne

- niekiedy mogą również wprowadzać innych w błąd. Dla kandyda-

tów do kapłaństwa okres seminarium powinien być ważnym czasem

uleczenia ich skrzywdzeń wyniesionych ze środowiska rodzinnego,

rówieśniczego, szkolnego czy też kościelnego.

Każda ludzka krzywda winna być traktowana przez nas jako za-

danie. I choć często jest to zadanie bardzo trudne, to jednak

jest ono - osoba pokrzywdzona powinna wierzyć w to bardzo mocno

- możliwe do wykonania. Jeżeli bowiem Jezus wzywa nas do prze-

baczenia "naszym winowajcom" siedemdziesiąt siedem razy, to

wraz z tym wezwaniem daje nam łaskę, abyśmy mogli Jego naucza-

nie wprowadzić skutecznie w życie. Krzywda, przyjęta w jedności

z Jezusem i potraktowana jako zobowiązanie życiowe, przestaje

być przekleństwem, a staje się darem. To sam człowiek skrzyw-

dzony, kierowany łaską Boga, ma moc przemienić przekleństwo

krzywdy w błogosławieństwo i dar. Ból krzywdy - mocą ludzkiej

pracy i siłą łaski Bożej - zostaje z czasem przemieniony w ra-

dość przebaczenia.

Praca nad poczuciem skrzywdzenia wymaga zarówno wysiłku du-

chowego i religijnego, jak i emocjonalnego i psychicznego. Choć

w procesie uzdrowienia wewnętrznego można wyróżnić płaszczyznę

duchową i psychologiczną, to jednak obie są ze sobą tak ściśle

złączone, iż nie powinno się ich w żaden sposób rozdzielać. Tak

emocjonalność, jak i duchowość stanowią integralne elementy

osoby ludzkiej. Obie płaszczyzny potrzebują siebie nawzajem.

Płaszczyzna emocjonalna i psychiczna powinna być jednak podpo-

rządkowana ludzkiemu duchowi. Podobnie jak nie da się pokonać

głębokiego poczucia skrzywdzenia, odwołując się jedynie do pra-

cy nad ludzkimi emocjami (np. poprzez psychoanalizę lub inne

formy psychoterapii), tak nie można go przekroczyć, odwołując

się do doświadczenia religijnego, rozumianego w sposób zawężo-

ny, które lekceważy ludzkie emocje i całą psychiczność człowie-

ka. Jeżeli proces przebaczenia i pojednania ma się okazać aute-

ntyczny, to musi on być doświadczeniem integralnym, czyli obej-

mującym wszystkie sfery ludzkiej osoby.

Gdzie (...) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała

się łaska (Rz 5,20). Parafrazując słowa św. Pawła, możemy po-

wiedzieć, iż tam gdzie obficie rozlała się krzywda, tam obfi-

ciej rozlewa się również łaska przebaczenia i pojednania. Miej-

sca skrzywdzone w człowieku stają się - dzięki przebaczeniu Bo-

żemu i ludzkiemu - szczególnym miejscem wrażliwości na drugiego

człowieka i jego cierpienie. Radość przebaczenia w życiu osoby

skrzywdzonej nie ogranicza się bynajmniej do przebaczenia krzy-

wdzicielowi. Radość ta wyraża się również we wrażliwości na ka-

żdego człowieka, szczególnie zaś na człowieka cierpiącego i bę-

dącego w potrzebie. Radość przebaczenia to radość przyjmowania

ludzi takimi, jakimi są, radość słuchania ich, rozumienia i ra-

dość udzielania im pomocy.

Niniejsza książka przeznaczona jest przede wszystkim dla

osób, dla których świadomość skrzywdzenia jest ciągle bolesną

raną. Stanowi zachętę do podjęcia decyzji otwartego zmierzenia

się z doświadczeniem skrzywdzenia, by móc je w sobie uleczyć.

Książka pragnie zachęcić osoby skrzywdzone, by spojrzały na

swój własny problem nie tylko z subiektywnego punktu widzenia

(choć jest on bardzo ważny), ale także bardziej obiektywnie - z

punktu widzenia ogólnoludzkiego. Ogromną pomocą w pokonaniu

własnej krzywdy jest bowiem doświadczenie solidarności z innymi

osobami cierpiącymi, nieraz o wiele bardziej i głębiej. Choć

wspólnota cierpienia z innymi nie rozwiązuje problemu krzywdy w

sposób automatyczny, to jednak pozwala oderwać się nieco od

siebie i swojego własnego cierpienia.

Książka jest przeznaczona także dla tych, którzy towarzyszą

skrzywdzonym, zwłaszcza zaś dla duszpasterzy i kierowników du-

chowych. Dzieląc się swoim doświadczeniem towarzyszenia osobom

skrzywdzonym, podaję wiele uwag, jak zachować się wobec tych

osób na kolejnych etapach procesu uzdrowienia wewnętrznego.

Jest rzeczą ważną, aby księża, którzy sami nie doświadczyli

głębszego skrzywdzenia w swoim życiu lub - może częściej - sami

nie rozwiązali swojego poczucia krzywdy, nie oskarżali wiernych

o brak postawy przebaczenia czy też chęci pojednania się z bli-

źnimi wówczas, gdy wyznają oni szczerze - zwłaszcza w sakramen-

cie pojednania - uczucia żalu, bólu, gniewu czy nawet pragnie-

nia zemsty wobec ludzi, którzy ich głęboko skrzywdzili. To wła-

śnie wyznawanie tych uczuć przed kapłanem, który powinien być

wyraźnym świadkiem miłosierdzia Bożego, sprawia, iż tracą one

swoją destrukcyjną moc. Zadaniem kapłana nie jest osądzanie pe-

nitentów. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiaj-

cie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam od-

puszczone (Łk 6,37) - te słowa Jezusa odnoszą się także do nas,

księży (a może szczególnie do nas), zasiadających w konfesjona-

le. Zadaniem posługi kapłańskiej jest udzielenie penitentom po-

mocy w rozeznaniu stanu sumienia i odesłanie ich przed miłosie-

rdzie Boga. To Bóg sam ostatecznie osądza człowieka, ponieważ

tylko On wie, co w człowieku się kryje (J 2,25).

Książkę tę chciałbym polecić w sposób szczególny ludziom

młodym, którzy wynoszą z własnych domów rodzinnych wiele poczu-

cia krzywdy, żalu i gniewu. "Rozprawienie się" z bólem krzywdy

w młodości bywa stosunkowo proste, choć zawsze wymaga wiele wy-

siłku i pracy wewnętrznej. Młody człowiek ma bowiem wiele ener-

gii, zapału do życia, nadziei, które - zaangażowane w "przepra-

cowanie" poczucia krzywdy - stosunkowo szybko wydają owoce wię-

kszego pokoju wewnętrznego, łatwiejszych relacji z innymi oraz

radości życia. Przepracowanie poczucia krzywdy w okresie młodo-

ści daje młodemu człowiekowi wielką szansę na bardziej udane

życie osobiste, zawodowe, a przede wszystkim szczęśliwsze życie

małżeńskie i rodzicielskie. Przepracowanie poczucia krzywdy w

okresie młodości sprawia, iż młody człowiek nie wnosi w życie

niedobrych wzorów, postaw i zachowań, których był świadkiem we

własnym domu. Przekroczenie poczucia krzywdy wyniesionego z do-

mu rodzinnego jest jednym z największych darów, jakie można

ofiarować swojej żonie, mężowi, dzieciom, wychowankom, uczniom,

penitentom, parafianom oraz każdemu człowiekowi spotkanemu na

własnej drodze życia. Nieprzepracowanie zaś własnego poczucia

krzywdy sprawia, iż młody człowiek - w sposób niezauważalny dla

siebie - przejmuje sam i wciela w życie te wzory zachowania i

te postawy, przez które czuł się skrzywdzony.

Książka nie chce być tanim poradnikiem, który daje proste

recepty życiowe i obiecuje jednocześnie szybki sukces, o ile

czytelnik się do nich zastosuje. Na ból krzywdy nie ma tanich

recept. Przysłowie: "Czas goi rany" staje się prawdziwe tylko

wówczas, gdy człowiek rzeczywiście pragnie je uleczyć. Świado-

mie więc rezygnuję z proponowania gotowych ćwiczeń do przepra-

cowania, które w rozważaniach o krzywdzie i przebaczeniu byłoby

stosunkowo łatwo podać. W wielu miejscach natomiast kieruję do

Czytelnika zachęty i pytania. Pragnę bowiem, by po rozważaniach

ogólnych Czytelnik - jak mówi św. Ignacy Loyola zastanowił się,

"aby pożytek jaki wyciągnąć" (ĆD, 107). Bólu krzywdy nie roz-

wiążą bowiem same intelektualne rozważania, które nie dotykają

konkretów ludzkiej egzystencji.

Cztery ostatnie rozdziały książki poświęcam medytacji wybra-

nych tekstów ewangelicznych na temat krzywdy i przebaczenia.

Niewiele ludzkich problemów stawia Jezus w swoim nauczaniu tak

jednoznacznie i tak ostro jak właśnie problem przebaczenia. Wi-

doczne jest to szczególnie w prośbie Modlitwy Pańskiej: "I od-

puść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom",

w odpowiedzi udzielonej Piotrowi na pytanie: Ile razy mam prze-

baczyć?, w przypowieści o niegodziwym słudze czy też w opowia-

daniu o Szymonie faryzeuszu i nawróconej grzesznicy.

Zaproponowane medytacje mają jedynie być - w moim zamiarze -

zachętą do bardziej systematycznej medytacji i kontemplacji te-

kstów ewangelicznych. Ostatecznym bowiem źródłem naszego uzdro-

wienia jest Syn Boży, który dla naszego zbawienia (z grzechu i

krzywdy z nim związanej) stał się człowiekiem, żył, głosił Dob-

rą Nowinę, cierpiał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał trzeciego

dnia. Jezus dokonał zbawienia człowieka przez to, iż przyjął na

siebie całą ludzką nieprawość i wszystkie krzywdy z nią związa-

ne - krzywdy wyrządzone bliźnim i te, doznane od nich - i ofia-

rował je swojemu Ojcu na krzyżu. Od tego czasu krzyż Jezusa

jest najważniejszym źródłem ludzkiego uzdrowienia z poczucia

krzywdy oraz źródłem przebaczenia i pojednania.

Krzywda ludzka traci swą niszczącą siłę, jeżeli wraz z Chry-

stusem ofiarujemy ją Ojcu niebieskiemu. To Jezus daje nam bo-

wiem moc do tego, by wraz z Nim modlić się za osoby, które nas

skrzywdziły: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią, i

ofiarować im w ten sposób nasze przebaczenie. Ale bliźni, któ-

rych my skrzywdziliśmy, zanoszą w naszej intencji tę samą mod-

litwę. Powinniśmy ją wspomagać, prosząc o łaskę otwarcia na ich

przebaczenie.

Józef Augustyn SJ

Rozdział I: KRZYWDA JEST ZAWSZE BOLESNA

1. Do poczucia krzywdy nie można się nigdy przyzwyczaić

Każde doświadczenie krzywdy jest bolesne. Krzywda jest za-

wsze niesprawiedliwością. Cierpimy, kiedy bywamy upokarzani,

poniżani, wykorzystywani, kiedy ktoś usiłuje nami manipulować,

oskarżać nas, kiedy ogranicza naszą wolność lub też przekracza

granice naszej intymności itp. Każda krzywda jest pozbawianiem

człowieka dóbr, do których ma prawo i które są mu potrzebne do

godnego ludzkiego życia. Do krzywdy nie można się nigdy przy-

zwyczaić. Jeżeli nawet trwa ona wiele lat, zawsze boli. Psycho-

logia prenatalna podkreśla negatywny wpływ nieakceptacji dziec-

ka na jego rozwój płodowy oraz na całe jego późniejsze życie.

Krzywda boli od pierwszych dni ludzkiego istnienia aż do samej

śmierci. Niemowlę, które nie jest otoczone należytą troską i

miłością, czuje się skrzywdzone i komunikuje swoje doświadcze-

nie bezradnym płaczem i krzykiem.

Człowiek skrzywdzony zawsze cierpi; cierpi niezależnie od

wieku, religii, wykształcenia, pozycji społecznej, posiadanych

dóbr materialnych. Wiek podeszły nie chroni bynajmniej przed

cierpieniem z powodu doznawanej krzywdy. Ludzie w podeszłym

wieku przeżywają z bólem brak wsparcia, opieki, życzliwości i

troski. Ponieważ wraz z upływem lat zmniejsza się ich odporność

na trudne doświadczenia, dlatego też wobec krzywdy stają coraz

bardziej bezradni i bezbronni. Bezbronność starego człowieka

wobec krzywdy podobna jest do bezbronności dziecka. I chociaż

mądrość zdobyta z wiekiem pomaga niekiedy w przyjmowaniu właś-

ciwej postawy wobec krzywdy, to jednak krzywda nie przestaje

sprawiać bólu.

2. Skrzywdzenia w dzieciństwie i w okresie dojrzewania

Okres dzieciństwa i dojrzewania to czas, w którym człowiek w

sposób szczególny podatny jest na zranienia. W tym bowiem cza-

sie potrzebuje on pełnego poczucia bezpieczeństwa, całkowitej

akceptacji, stabilności środowiska rodzinnego, wzajemnej harmo-

nii i zgody rodziców, należytej pomocy w chwilach kryzysów,

nieustannego wsparcia emocjonalnego, dobrego przykładu życia

itp. Kruchość i delikatność dziecięcej psychiki sprawia, iż sy-

tuacje, które odbierane są jako niesprawiedliwe i krzywdzące,

głęboko się w nią wpisują.

Konflikty ludzi młodych z rodzicami, "wojny" prowadzone po-

między rodzeństwem czy rówieśnikami, ich brutalność, kłótliwość

- wszystkie te problemy mają nierzadko ścisłe powiązanie z tru-

dnymi doświadczeniami okresu dzieciństwa. W procesie uzdrowie-

nia z poczucia krzywdy doświadczenie dzieciństwa ma swoje

szczególne znaczenie, które trudno przecenić.

3. Krzywdy nie da się zapomnieć

Skrzywdzenia, szczególnie wówczas, gdy było ono długotrwałe

i głębokie, nie da się zapomnieć. Rady udzielane nieraz osobom

skrzywdzonym: "Staraj się o tym zapomnieć", "nie wracaj do tych

spraw", "nie grzeb się w przeszłości", są mylące. I choć bywają

przejawem życzliwości, to jednak są krótkowzroczne. Takie rady

są raczej przeszkodą niż pomocą w dochodzeniu skrzywdzonego do

większej dojrzałości. Utrudniają budowanie dojrzalszych więzi

rodzinnych, przyjacielskich, wspólnotowych. Jeżeli bowiem do-

znana krzywda, zwłaszcza doświadczana przez długi czas, nie zo-

stanie uleczona, to łatwo staje się źródłem krzywdy innych.

Człowiek skrzywdzony, który nie zintegruje doznanego cierpie-

nia, ryzykuje, że sam, w sposób niemal bezwiedny i nieświadomy,

stanie się krzywdzicielem.

Chociaż doświadczenie krzywdy jest zawsze bardzo bolesne,

nie musi być ono jednak przekleństwem człowieka. Krzywda - mó-

wiąc nieco paradoksalnie - może być darem, łaską. Krzywda może

być błogosławieństwem. Kiedy poczucie skrzywdzenia zostaje wew-

nętrznie przepracowane, zintegrowane, wówczas staje się miejs-

cem szczególnej wrażliwości na drugiego człowieka, zwłaszcza na

ludzi cierpiących. Nie stanie się to jednak bez głębokiego wew-

nętrznego zaangażowania w proces osobistego uzdrowienia wewnę-

trznego.

4. Czym jest uzdrowienie z poczucia krzywdy?

Można je określić jako swoiste "odtruwanie" człowieka z ża-

lu, rozgoryczenia, gniewu, chęci zemsty i innych negatywnych

postaw i emocji, które rodzą się w kontekście doznanej niespra-

wiedliwości i krzywdy. Odtruwanie to ma ściśle określone etapy.

Tworzą one swoistą dynamikę uzdrowienia wewnętrznego, która -

jeżeli pragniemy, aby było ono rzeczywiste - powinna zostać

uszanowana. Nie jest ważne, ile etapów uzdrowienia wyodrębnimy.

Ważne jest natomiast, aby ich opis odzwierciedlał prawdziwą dy-

namikę krzywdy, przebaczenia i pojednania.

Pomimo koniecznych uogólnień doświadczenie skrzywdzenia, jak

również sam proces uzdrowienia wewnętrznego, jest zawsze do-

świadczeniem indywidualnym i osobistym. Każda sytuacja ludzkie-

go skrzywdzenia jest w jakimś sensie niepowtarzalna: niepowta-

rzalna jest ludzka wrażliwość na cierpienie, okoliczności, w

których człowiek ich doświadcza, relacja między osobą skrzyw-

dzoną a krzywdzicielem; niepowtarzalne są także wewnętrzne zma-

gania z poczuciem krzywdy; niepowtarzalna jest także sama decy-

zja wejścia w proces wewnętrznego uzdrowienia. Dlatego też w

ocenie skrzywdzenia będą liczyć się nie tylko tak zwane czynni-

ki obiektywne, ale również subiektywne odczucia, wrażliwość

oraz osobiste zaangażowanie w proces uzdrowienia wewnętrznego.

Nie wszystkie, zresztą, obiektywne czynniki wpływające na

doświadczenie skrzywdzenia odgrywają u poszczególnych osób jed-

nakową rolę. Dlatego też opis krzywdy będzie zawsze pewnym uo-

gólnieniem wielorakiego i bardzo zróżnicowanego doświadczenia

ludzkiego. Podobnie jest z dynamiką uzdrowienia z poczucia

krzywdy. Jej opis jest również pewnym uogólnieniem doświadcze-

nia wielu osób, który można stosować tylko z największą ostroż-

nością do konkretnych, indywidualnych ludzkich sytuacji. Zawsze

gdy mówimy o człowieku i jego problemach, musimy mieć na uwadze

jego osobistą wolność, indywidualny i niepowtarzalny sposób

emocjonalnego reagowania oraz duchową głębię, która w żaden

sposób nie daje się do końca opisać i przewidzieć. Także w

przeżywaniu krzywdy, przebaczenia i pojednania człowiek pozos-

taje pewną tajemnicą, którą należy uszanować.

5. Źródła przebaczenia i pojednania

Aby człowiek skrzywdzony zaangażował się z całym przekona-

niem w proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy, po-

trzebuje głębokiej motywacji wewnętrznej. Nie wystarczy jednak

motywacja koncentrująca się wyłącznie na własnym samopoczuciu.

To właśnie w imię własnego dobrego samopoczucia wielu ludzi re-

zygnuje z rzeczywistej pracy nad poczuciem skrzywdzenia, oba-

wiając się, iż "rozdrapywanie starych ran" zachwieje ich stabi-

lizacją, którą budowali nieraz całymi latami. Stabilizacja wew-

nętrzna, osiągnięta na bazie zepchniętego do podświadomości po-

czucia krzywdy, będzie jednak niespójna. W takiej sytuacji

człowiekowi skrzywdzonemu z jednej strony może się wydawać, iż

przebaczył wszystkim doznane krzywdy i pojednał się z ludźmi; z

drugiej zaś człowiek ten może przeżywać ciągły stan napięcia

wewnętrznego, zmęczenie, niezadowolenie z siebie, napady gnie-

wu, złości itp. Proces przebaczenia i pojednania wymaga zarówno

odważnego wejścia w rany doznane w życiu, jak i minimum bezin-

teresowności, która szuka raczej życia w prawdzie, dojrzałości

wewnętrznej, pełniejszej miłości Boga i ludzi niż osobistego

zadowolenia i komfortu psychicznego.

W ludzkim wymiarze najskuteczniejszą motywacją do pokonania

w sobie poczucia krzywdy jest miłość - miłość człowieka do

człowieka. Ktoś, kto naprawdę kocha, potrafi wiele zrozumieć,

przyjąć, wycierpieć i wybaczyć. Człowiek, który kocha, pragnie

budować coraz głębszą więź jedności i komunii z ukochanym. To

właśnie miłość jest najmocniejszym argumentem w udzielaniu od-

powiedzi na pytanie: Dlaczego mamy cierpieć i wybaczać? Dlacze-

go trzeba przejść do porządku dziennego nad doznaną krzywdą?

Dlaczego powinniśmy pierwsi podać rękę? Dlaczego mamy przeba-

czać i jednać się siedemdziesiąt siedem razy?

Nawet najgłębsza ludzka miłość ma jednak swoje wyraźne gra-

nice. Potwierdza to codzienna obserwacja życia. Wielka krzywda

może spowodować zniszczenie w drugim człowieku postawy miłości

i oddania. Pewnych krzywd nie da się o własnych siłach udźwig-

nąć. Bywają bowiem nieraz tak wielkie krzywdy, że potrafią

zmiażdżyć nawet największą ludzką miłość. Jak można wybaczyć

wieloletnie znęcanie się nad najbliższymi, stosowanie przemocy,

drastyczne ograniczanie wolności, upokarzanie i poniżanie, ma-

nipulowanie, wykorzystanie seksualne? O niektórych wielkich lu-

dzkich krzywdach można myśleć tylko z odczuciem głębokiego bó-

lu.

Zła, jakie wyrządzają sobie nieraz ludzie, człowiek nie po-

trafi udźwignąć. Granice ludzkiego przebaczenia wynikają z gra-

nic psychicznych i duchowych człowieka. Dlatego też przebacze-

nie wymaga nie tylko ciężkiej ludzkiej pracy, ale także wiel-

kiej łaski Boga. Zasadniczym motywem przebaczenia - oprócz lu-

dzkiej miłości - może być doświadczenie miłości Boga jako Ojca,

który kocha jednakowo wszystkie swoje dzieci: dzieci skrzywdzo-

ne i krzywdzące. Znakiem tej miłości jest Jezus Chrystus, który

ukochał nas jako grzeszników - jako krzywdzicieli - i oddał za

nas swoje życie. Jego miłość staje się ostateczną odpowiedzią

na pytanie, dlaczego mamy przebaczyć tym, którzy nas skrzywdzi-

li.

Rozdział II: DLACZEGO LUDZIE SIEBIE KRZYWDZĄ?

1. Krzywda i ludzka wolność

Dlaczego ludzie siebie krzywdzą? Jest to bardzo ważne pyta-

nie. Od zrozumienia bowiem źródeł krzywdy będzie w znacznym

stopniu zależeć dążenie do przebaczenia i pojednania. Przeba-

czanie jej jest jedną z fundamentalnych zasad dojrzałości ludz-

kiej.

Pytanie: "Dlaczego ludzie siebie krzywdzą?" jest pytaniem

trudnym. Udzielenie odpowiedzi na nie jest tym trudniejsze, iż

krzywda wyrządzona bliźniemu jest złem, które dotyka nie tylko

skrzywdzonego, ale także samego krzywdziciela. Przedziwne za-

ślepienie krzywdziciela ujawnia się w tym, iż nie dostrzega on,

że zło, które wyrządza bliźniemu, nieraz wraca do niego niemal

natychmiast jak bumerang. Nierzadko wraca ze zdwojoną siłą.

Pytanie: "Dlaczego ludzie siebie krzywdzą?" trzeba umieścić

w kontekście szerszego pytania o pochodzenie zła. Pytanie o

krzywdę w ludzkim życiu dotyka w jakiś sposób tajemnicy dramatu

człowieka na ziemi. Bez odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie

siebie krzywdzą, trudno znaleźć odpowiedź na inne fundamentalne

pytania: Dlaczego mamy przebaczać? Dlaczego mamy jednać się z

ludźmi? Gdzie możemy znaleźć źródło siły i odwagi do przebacze-

nia i pojednania?

Stosunkowo łatwo jest opisać psychologiczne procesy zacho-

dzące w związku z doświadczeniem krzywdy. Sama jednak psycholo-

gia nie wyjaśnia istoty krzywdy i przebaczenia. Nie wyjaśnia

też ostatecznych przyczyn, dla których ludzie wzajemnie siebie

krzywdzą, przebaczają sobie i jednają się ze sobą. Doświadcze-

nie krzywdy, przebaczenia i pojednania jest bowiem doświadcze-

niem nie tylko emocjonalnym, ale także głęboko duchowym. Krzyw-

da, przebaczenie i pojednanie związane są z doświadczeniem lu-

dzkiej wolności. Krzywda wiąże się z naruszeniem i nadużyciem

ludzkiej wolności, natomiast przebaczenie i pojednanie jest

odzyskiwaniem pełnej wolności w relacji do Boga, bliźnich i do

siebie samego.

Nie można natomiast mówić o krzywdzie tam, gdzie człowiek

cierpi jedynie z przyczyn losowych. I chociaż sytuacje losowe

stają się także źródłem cierpienia, to jednak nie odbieramy ich

jako krzywdy, ponieważ nie są one związane z wolnym i świadomym

ludzkim działaniem. Nawet jeżeli cierpiący przypisuje niekiedy

sytuacje losowe bezpośrednio Panu Bogu i uważa się za "pokrzyw-

dzonego" przez Niego, to i tak można mówić o "krzywdzie ze

strony Pana Boga" jedynie w sensie analogicznym, a nie dosłow-

nym. Pan Bóg nikogo nie krzywdzi, nawet jeżeli mówimy, iż dopu-

szcza na człowieka trudne doświadczenia życiowe.

2. Pierwotne pęknięcie ludzkiego serca

Ostatecznego powodu wzajemnego krzywdzenia siebie należałoby

szukać w pierwotnym, tajemniczym pęknięciu ludzkiego serca, o

którym opowiada nam nie tylko Biblia (por. Rdz 3,1-24), ale

także wiele starożytnych mitów innych religii. Owo pęknięcie

ludzkiego serca nazywamy grzechem pierworodnym. Pierwotne od-

wrócenie się człowieka od Boga zburzyło jedność i harmonię mię-

dzy ludźmi.

Historia ludzkiej krzywdy jest nierozłącznie związana z his-

torią grzechu. Krzywda stanowi konsekwencję grzechu. Bezpośred-

nią konsekwencją zerwania zakazanego owocu w ogrodzie Eden było

wzajemne krzywdzące się oskarżanie przed Bogiem. Od czasu pier-

wotnego zranienia żaden człowiek na ziemi nie może uniknąć do-

świadczenia krzywdy - zarówno podlegania krzywdzie, jak i krzy-

wdzenia innych. Każdy człowiek, wcześniej czy później, staje

przed doświadczeniem krzywdy i potrzebą jej przebaczenia: tak

krzywdy doznanej od innych, jak i krzywdy wyrządzonej bliźnim.

Każdy grzech popełniony przeciw bliźniemu jest przecież jakąś

formą krzywdy.

Człowiek w grzechu - po grzechu nie jest w stanie udźwignąć

swojego życia, dlatego też usiłuje w sposób niesprawiedliwy

przerzucić jego ciężar na innych. I to właśnie stanowi istotę

krzywdy. Szatan krzywdzi Ewę, wciągając ją w nieprawe myślenie

i bezbożne przeżywanie rzeczywistości; Ewa krzywdzi Adama,

dzieląc się z nim zakazanym owocem; Adam z kolei krzywdzi Ewę,

zrzucając na nią cały ciężar odpowiedzialności za rajską katas-

trofę; Ewa zaś usiłuje uwolnić się od odpowiedzialności za

grzech, przerzucając problem na złego ducha. Jest to zamknięty

krąg przerzucania na siebie krzywdy i zła.

Jeżeli człowiek nie uzna własnego grzechu, jeżeli nie wyzna

go przed Bogiem, to odruchowo szuka innej istoty, na którą móg-

łby przerzucić zrodzone przez siebie zło. Historia ludzkości, w

którą głęboko wpisany jest grzech, jest także historią ludzkiej

krzywdy. Wszystkie wojny, rewolucje, przewroty społeczne i po-

lityczne są zawsze związane z ludzką krzywdą. Zwycięstwo jed-

nych narodów, klas i grup społecznych, związane było z krzywdą

innych. Krzywda jest tak głęboko wpisana w ludzką historię, iż

w niektórych teoriach społecznych i politycznych została wręcz

uznana za konieczny element ludzkiego postępu. Czy jednak po-

stęp ludzkości, rozumiany jako dążenie do większego dobra i

szczęścia człowieka, może być zbudowany na krzywdzie?

3. Krzywda jako przerzucanie własnego cierpienia na innych

Krzywdy, jakie sobie wyrządzamy we wzajemnych relacjach, nie

wypływają bezpośrednio z naszej złej woli. Więzi przyjaciels-

kie, narzeczeńskie, małżeńskie, rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe

i wiele innych tworzymy w tym celu, byśmy mogli się kochać i

pomagać sobie wzajemnie. Ludzie nie krzywdzą siebie z powodu

jakiegoś szczególnego okrucieństwa. Nieraz nawet trudno jest

mówić o pełnej odpowiedzialności za konkretne czyny, którymi

krzywdzimy innych. Bezpośrednią przyczyną zadawania bliźnim ran

jest nieraz nieporadność we wzajemnej komunikacji, nieumiejęt-

ność wyjścia ku bliźnim, lękowe zajmowanie się sobą, obawy

przed cierpieniem itp. Bywa, iż cierpienie, szczególnie bardzo

dotkliwe, "odbiera ludziom rozum". Ludzie, krzywdząc swoich

najbliższych, naprawdę nie wiedzą wtedy, co czynią. Wyrządzanie

krzywdy jest przerzucaniem na bliźniego cierpienia, którego sa-

mi nie umiemy i jednocześnie nie chcemy dźwigać.

Pierwsze opamiętanie po zadanej ranie przychodzi nieraz za

późno. Bolesne słowa zostały już wypowiedziane, krzywdzące ges-

ty zostały już zrobione. Dostrzegając cierpienie bliźniego,

krzywdziciel niemal natychmiast zadanie sobie pytanie: Co ja

zrobiłem? Dlaczego to zrobiłem? Pytania takie są świadectwem,

iż ten, kto krzywdzi, często naprawdę nie wie, co robi. Prze-

rzucanie cierpienia na bliźnich jest jedynie pomnażaniem krzyw-

dy, jakiej samemu się doświadcza. Cierpienia tak naprawdę nie

da się przerzucić na innych. Można je jedynie samemu mądrze wy-

cierpieć, odwołując się do pomocy ludzi i Boga. Cierpienie, si-

łą przerzucane na bliźniego, i tak wraca do krzywdziciela -

nieraz ze zdwojoną siłą.

I chociaż człowiek naprawdę nie wie, co robi, krzywdząc

tych, których najbardziej kocha, to jednak nie znaczy, iż może

czuć się zwolniony z odpowiedzialności za swoje słowa i czyny,

poprzez które wyrządza nieraz tyle cierpienia najbliższym. Od-

powiedzialność za każdą krzywdę powinna być rozważana w kontek-

ście odpowiedzialności za całe swoje życie. Nieodpowiedzialność

za siebie, hołdowanie swoim najniższym pożądaniom, życie w na-

łogach, lekceważenie wymiaru moralnego i duchowego ludzkiej eg-

zystencji staje się zasadniczym źródłem krzywdy. Człowiek nieo-

dpowiedzialny za siebie i bliźnich przerzuca nieraz najmniejsze

cierpienie na swoich bliźnich tylko dlatego, iż nie umie pogo-

dzić się ze swoim własnym życiem. Upokarzanie bliźnich jest wy-

razem pogardy dla własnego życia. Manipulowanie wolnością bliź-

nich jest gorzkim owocem podlegania manipulacji. Stosowanie

przemocy wobec innych jest wyrazem poczucia własnej słabości i

niemocy.

Człowiek, który zaniedba swoje własne życie, będzie krzyw-

dził innych, chociaż nie zawsze będzie tego świadomy. Deklara-

cja dobrej woli w sytuacji skrzywdzenia: "Ja tego nie chciałem

zrobić" jest nieraz naiwnym bronieniem własnej nieodpowiedzial-

ności za siebie samego i swoje własne życie.

4. Doświadczenie krzywdy powszechnym ludzkim problemem

Problemu krzywdy, przebaczenia i pojednania nie należy trak-

tować jedynie jako "mojego", "osobistego" lub też "naszego" ro-

dzinnego problemu. Jest to powszechny ludzki problem, który do-

maga się głębszej refleksji nad kondycją człowieka. Jeżeli

problem krzywdy traktowalibyśmy wyłącznie jako nasz osobisty

problem, to moglibyśmy łatwo ulegać niebezpieczeństwu zbyt sub-

iektywnego przeżywania krzywdy i przebaczenia.

Osobista wrażliwość z pewnością ma wpływ na sposób przeżywa-

nia krzywdy - ona sama jednak wszystkiego nie wyjaśnia. Krzyw-

dę, przebaczenie i pojednanie należy rozważać w kontekście lu-

dzkiej kondycji jako takiej. Zamykając się w sobie ze swoją

własną krzywdą, możemy łatwo czuć się "pokrzywdzeni" nie tylko

przez osoby, ale po prostu przez los, przez Pana Boga. Życie

człowieka na ziemi jest trudne, nieraz wręcz dramatycznie trud-

ne. Nie należy jednak tego faktu traktować jako osobistej krzy-

wdy. Taka jest rzeczywistość ludzkiego życia. Trzeba ją akcep-

tować, jeżeli chcemy, aby nasze życie miało swój sens i cel.

5. Jakie jest wyjście z poczucia krzywdy?

Odpowiedź na pytanie, jak rozwiązać problem ludzkiej krzyw-

dy, zakłada odpowiedź na inne pytania: Kim jest człowiek? Jaki

jest sens ludzkiego życia? Na jakim fundamencie powinny być bu-

dowane relacje międzyludzkie? Czym naprawdę jest małżeństwo,

rodzina, rodzicielstwo?

Refleksja nad krzywdą, przebaczeniem i pojednaniem powinna

być podejmowana w kontekście całościowego spojrzenia na czło-

wieka i na cel jego życia. Dopiero takie podejście do krzywdy i

przebaczenia pozwala nam wyjść z pułapki, jaką stanowi dla nas

zamykanie się we własnym poczuciu skrzywdzenia, przyjemność

"bycia ofiarą" oraz szukanie "słodkiej zemsty". Nie uzdrowione

poczucie krzywdy łatwo uruchamia w skrzywdzonym błędne koło by-

cia skrzywdzonym i krzywdzenia innych. Obserwujemy je często w

relacjach małżeńskich, rodzicielskich, sąsiedzkich, zawodowych

itp.

Doświadczenie życiowe pokazuje aż nadto wyraźnie, w jaki

sposób skrzywdzony niemal automatycznie staje się krzywdzicie-

lem, jeżeli nie podejmuje wyzwania związanego z krzywdą, której

uprzednio doświadczył.

Problemu ludzkiej krzywdy, szczególnie wówczas, gdy jest ona

głęboka i przeżywana w sposób bolesny, nie da się rozwiązać w

ciasnym zaułku swojego własnego poczucia skrzywdzenia, żalu,

lęku, gniewu i innych negatywnych uczuć, które rodzą się w kon-

tekście tego doświadczenia. Świadomość, iż skrzywdzenie jest

powszechną ludzką sprawą, sprawia, iż łatwiej jest nam zdystan-

sować się do subiektywnie przeżywanego odczucia skrzywdzenia.

6. Czuwać nad palcem wskazującym

"Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czuwać nad

palcem wskazującym - mówi laureat nagrody Nobla, wielki rosyjs-

ki poeta, Josif Brodski - ponieważ tak lubi wytykać winy. (...)

Niezależnie od nędzy swojego położenia proszę nie winić niczego

ani nikogo - historii, państwa, zwierzchników, rasy, rodziców,

fazy księżyca, dzieciństwa, treningu czystości itp. Repertuar

jest tyleż obszerny, co nudny, już więc jego obszerność i nuda

powinny dostatecznie odstręczyć rozumną istotę od czerpania z

niego. Z chwilą, gdy obarczamy coś lub kogoś winą, podważamy

własną determinację do zmian. (...) W końcu status ofiary ma

swoje uroki. Zjednuje współczucie, zaskarbia podziw" całych na-

rodów, kontynentów, jak również pojedynczego człowieka.

Proces uzdrowienia wewnętrznego rozpoczyna się w momencie,

kiedy świadomie i dobrowolnie rezygnujemy ze statusu ofiary, z

użalania się nad sobą i z wiecznego płakania nad własnym nie-

szczęściem. "Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czu-

wać nad palcem wskazującym, ponieważ ponieważ tak lubi wytykać

winy."

Wytykanie ludziom ich winy jest znakiem, że nie przyjęliśmy

jeszcze pełnej odpowiedzialności za nasze życie. Jeżeli ktoś z

nas jest nieszczęśliwy, to przede wszystkim nie dlatego, iż zo-

stał skrzywdzony, ale dlatego, iż nie chciał wziąć pełnej odpo-

wiedzialności za takie życie - takie, jakie ono jest w danej

chwili, niezależnie od zranień, krzywd i ciężkich warunków, w

jakich żyliśmy i żyjemy.

Prośmy Boga, byśmy umieli zdemaskować złe używanie palca

wskazującego. Pytajmy siebie: Kogo i za co czynię winnym? Dla-

czego? Czy nie przerzucam odpowiedzialności za moje nieszczęś-

cie na bliźniego? Pytajmy też siebie: Czy w życiu nie przyjmu-

jemy statusu ofiary?

Długie lata zaborów, okupacji, zniewolenie totalitaryzmem

państwa komunistycznego - wszystkie te bolesne doświadczenia

nauczyły nas czuć się ofiarami. To prawda, iż w przeszłości by-

liśmy ofiarami. Nie możemy jednak tego doświadczenia rozciągać

na nasze osobiste życie.

7. Pojednanie z sobą koniecznym warunkiem pojednania z inny-

mi

Każdy człowiek, który pragnie żyć odpowiedzialnie, budować

dojrzałe i harmonijne więzi z bliźnimi i nie pozostawiać za so-

bą ciemnego pasma krzywdy i zniszczenia, powinien z całą odpo-

wiedzialnością pytać siebie i innych: Co należy czynić, aby

przerwać błędne koło krzywdy i cierpienia? Jak pokonać w sobie

status ofiary? Jak zatrzymać krzywdę przetaczającą się z poko-

lenia na pokolenie? Jak uwolnić się od lęku, gniewu, poczucia

żalu, zazdrości, chęci zemsty, które łączy się z doznaną krzyw-

dą? Co robić, aby poczucie krzywdy nie zatruwało życia przyja-

cielskiego, małżeńskiego, rodzinnego, sąsiedzkiego? Jak zapo-

biec temu, by nie powtarzać we własnym życiu błędnego koła by-

cia krzywdzonym i krzywdzenia innych?

Odpowiedź na te pytania brzmi: trzeba wejść w dynamikę prze-

kraczania poczucia krzywdy i uczyć się przebaczania i pojedna-

nia się z ludźmi, którzy nas krzywdzą. Przebaczenie i pojedna-

nie nie może być doświadczeniem odświętnym. Powinno ono być co-

dziennym ludzkim doświadczeniem.

Jedyną drogą do przekroczenia krzywdy jest przyjęcie postawy

przebaczenia i pojednania. Wezwanie Jezusa, aby przebaczyć bra-

tu siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, jest zaproszeniem

do budowania w nas stałej, wiernej postawy przebaczania i poje-

dnania wobec wszystkich naszych bliźnich. Krzywda przestaje być

niszcząca, jeżeli zostaje złączona z przebaczeniem i pojedna-

niem.

Nasza postawa przebaczania i pojednania ujawnia się dopiero

w kontekście doznanej krzywdy. Wiele osób deklaruje w sposób

szlachetny gotowość przebaczenia, ale tylko do momentu, w któ-

rym same nie stają przed doświadczeniem rzeczywistej, głębokiej

i "niczym nie zasłużonej" krzywdy.

Aby móc przebaczać innym i żyć z nimi w zgodzie, trzeba naj-

pierw dostrzec potrzebę przebaczenia sobie samemu wielu niedo-

skonałości, błędów i grzechów. Pojednanie z sobą jest konie-

cznym krokiem do pojednania z ludźmi. Ludzie krzywdzą innych,

ponieważ nie umieją pogodzić się z własnym nieudanym życiem.

Człowiek pojednany z sobą samym staje się wręcz niezdolny do

wyrządzania większych krzywd innym.

Rozdział III: KRZYWDY W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH

Rodzina, z której człowiek wychodzi, jest zasadniczym punk-

tem odniesienia dla jego osobistego rozwoju. To właśnie rodzina

wraz z całą jej historią wpływa w decydujący sposób na całą

osobistą historię i na historię własnej rodziny. W historii na-

rastają i w historii też bywają rozwiązywane wszystkie najważ-

niejsze ludzkie problemy. "Każdy aktualny stan - mówi Roman In-

garden - nosi na sobie niejako piętno całej historii poprzedza-

jących go stanów. (...) Cała przeszłość nieustannie się konser-

wuje, sama z siebie, automatycznie. Towarzyszy nam w każdej

chwili naszego życia". Wszystkie ludzkie zranienia powstają w

historii życia i tylko z uwzględnieniem całej historii mogą być

skutecznie leczone.

1. Historia rodzinna

Historia rodzinna ma ważny wpływ na kształt całego naszego

życia oraz na kształt więzi, które budujemy. To właśnie związki

rodzinne, zarówno z przeszłości, jak i obecne, decydują w zna-

cznym stopniu o naszym ludzkim szczęściu. Im ściślejsze są te

związki, tym więcej ludzkiego szczęścia.

Bliskość ta niesie jednak z sobą niemałe ryzyko. Im większa

intymność między osobami, tym łatwiej mogą się one ranić. Nie

można zranić człowieka, który żyje daleko od nas. Natomiast ła-

two możemy zranić kogoś, kto żyje blisko.

Zranienia w relacjach rodzinnych są zawsze źródłem wielkiego

rozczarowania, cierpienia i bólu, także wówczas, gdy chodzi o

"stare historie", które przeżyło się już wiele lat temu. Właś-

nie te stare historie, jeżeli nie zostały uzdrowione, oczysz-

czone, mogą być źródłem bólu i mogą też w jakiejś mierze wpły-

wać na nasze dzisiejsze postawy i zachowania oraz na nasze wię-

zi we własnej rodzinie. Właśnie dlatego tak ważny jest powrót

do wszystkich skrzywdzeń doznanych w środowisku rodzinnym, aby

nie były one przenoszone (najczęściej w sposób nieświadomy) na

nasze obecne relacje, zarówno rodzinne, jak i pozarodzinne.

"Zdarza się w wielu przypadkach - pisze Carl Gustav Jung -

że [człowiek] nosi w sobie pewną historię, której nikomu nie

opowiada, której z reguły poza nim nikt nie zna. Dla mnie właś-

ciwa terapia rozpoczyna się dopiero po zbadaniu tej osobistej

historii. Stanowi ona tajemnicę chorego - tajemnicę, która go

złamała. A jednak kryje się w niej klucz do terapii. Rzeczą le-

karza jest znaleźć sposób, by dotrzeć do tej historii. Lekarz

musi stawiać pytania dotyczące całego człowieka".

To, co Jung odsłania u ludzi głęboko zranionych psychicznie,

trzeba umieć zobaczyć także u osób "normalnych", posiadających

może "mniejsze" zranienia, które niekoniecznie muszą jednak

oznaczać mniejsze cierpienie. Również małe krzywdy i "małe" -

wzajemnie sobie zadawane przez dłuższy czas - rany mogą tworzyć

grube pokłady poczucia krzywdy, które domagają się wewnętrznego

uzdrowienia.

2. Trudne układy rodzinne

Także w małżeństwach i rodzinach w "miarę dojrzałych i nor-

malnych" tworzą się często trudne układy, które czynią codzien-

ne życie rodzinne bardzo trudnym. Nieumiejętność wzajemnego wy-

rażania swoich uczuć, odmienność upodobań i pragnień, ogromny

pośpiech, zmęczenie, chwilowe niedyspozycje i humory sprawiają

nieraz, iż "drobne sprawy i konflikty" nakładają się na siebie

tygodniami, miesiącami czy nawet latami. I choć życie rodzinne

toczy się "zwyczajnie", to jednak nagromadzona wzajemna niechęć

do siebie i żal czynią je nieraz dość bolesnym. Kiedy w takiej

sytuacji brakuje świadomego wysiłku ze strony obojga rodziców,

aby wychodzić sobie naprzeciw i pokonywać narastającą wzajemną

niechęć i żal, wówczas tworzą się stałe chore układy małżeńs-

kie, które wpływają na całą rodzinę. W ten sposób małżonkowie

krzywdzą najpierw siebie nawzajem, a następnie krzywdzą także

swoje własne dzieci.

Takie sytuacje rodzinne nie są przypadkowe. Najczęściej kry-

je się za nimi brak dobrego przygotowania do życia małżeńskie-

go, chaotycznie prowadzone życie rodzinne, jak również nieumie-

jętność prowadzenia wzajemnego dialogu. Dzieci wychowywane w

takiej atmosferze, choć czują się przez rodziców kochane, mają

jednak nieraz do nich żal z powodu atmosfery napięcia, braku

szczerej rozmowy z nimi czy też małego zainteresowania ich

problemami. Takie właśnie sytuacje rodzinne domagają się uzdro-

wienia wewnętrznego, by nie były powielane w sposób automatycz-

ny w następnym pokoleniu. Kiedy małżonkowie podejmują jednak

świadomy wysiłek i troskę o budowanie coraz większej jedności i

harmonii rodzinnej, wówczas doraźne nieporozumienia łatwo są

przezwyciężane. Drobne krzywdy, wzajemnie wyznawane i przeba-

czane, nie tylko nie stają się przeszkodą na drodze rozwoju ży-

cia małżeńskiego i rodzinnego, ale - wręcz odwrotnie - stanowią

szczególną okazję do budowania coraz głębszej zgody, uważności

i harmonii rodzinnej. Kiedy małżonkowie posiadają sztukę komu-

nikowania się między sobą, konfliktowe sytuacje bywają szybko

wyjaśniane poprzez wzajemne wychodzenie ku sobie i dialog. Sy-

tuacje konfliktowe nie nakładają się wówczas na siebie i żadna

ze stron nie gromadzi poczucia krzywdy czy żalu. Takie "dobre

układy" rodzinne wymagają jednak dużej dojrzałości rodziców,

kultury wzajemnego współżycia, jak też bardzo uważnego i plano-

wo prowadzonego życia rodzinnego.

3. Patologie rodzinne

Prosta obserwacja życia, a także statystyki socjologiczne

pokazują, iż stosunkowo często zdarzają się o wiele trudniejsze

sytuacje rodzinne, sytuacje wręcz dramatyczne. Nie są to już

tylko drobne, nakładające się na siebie konflikty i nieporozu-

mienia, ale głębokie krzywdy. Alkoholizm obojga lub jednego z

rodziców, najczęściej ojca; ciągłe nieporozumienia i kłótnie;

separacja i rozwód; oschłość i oziębłość emocjonalna w stosunku

do dzieci; przemoc i brutalność w słowach i gestach; poniżanie,

wyśmiewanie czy ironizowanie postawy dziecka; nadużycia władzy

rodzicielskiej poprzez skrajne ograniczanie wolności; wykorzys-

tywanie seksualne dzieci - to tylko niektóre sytuacje, wymie-

nione tytułem przykładu, spotykane w wielu rodzinach.

Przyczyny takich zachowań są zwykle bardzo złożone: niedoj-

rzałość czy też niezrównoważenie psychiczne, zamykanie się w

sobie, niechęć do podjęcia problemów, zbyt "lekkie" traktowanie

życia, przewlekłe nie rozwiązane problemy emocjonalne i moral-

ne. Narosłe problemy osobiste i rodzinne wywołują nieraz bezra-

dność psychiczną, która pogłębia jedynie istniejącą sytuację.

Jeżeli dzieci nie nabierają dystansu do przeżytego w takiej at-

mosferze dzieciństwa, to nieświadomie przenoszą tę sytuację w

swoje własne życie, do własnych rodzin czy wspólnot, w których

żyją. By uwalniać się od psychicznego przymusu powtarzania nie-

dojrzałych i krzywdzących zachowań wobec własnych dzieci czy

członków wspólnoty, konieczne jest uzdrowienie wewnętrzne, któ-

re pozwoli przekroczyć doznane zranienie.

4. Relacje przedmałżeńskie i małżeńskie

Trwała ludzka miłość, będąc jedną z najważniejszych tęsknot

człowieka, staje się często miejscem krzywdy i cierpienia. Im

bardziej młody człowiek spragniony jest miłości i uczucia, tym

więcej oczekuje od osoby, która go fascynuje. Wielkie zakocha-

nie i wielkie emocjonalne oczekiwania z nim związane nierzadko

pociągają za sobą wielkie rozczarowania i zawód uczuciowy. Roz-

czarowanie człowiekiem, w którym pokładało się wielkie nadzie-

je, bywa często odbierane jako skrzywdzenie. Chłopak może czuć

się skrzywdzony tylko dlatego, iż dziewczyna, która go fascynu-

je, nie odpowiada na jego uczucia. Podobnie dziewczyna. A prze-

cież nikt nie jest zobowiązany do przyjmowania uczuć drugiej

osoby i odpowiadania na nie. Ponieważ jesteśmy istotami bardzo

kruchymi w przyjmowaniu i dawaniu miłości, dlatego tak łatwo

czujemy się skrzywdzeni.

W okresie młodości istnieje potrzeba szczególnej wzajemnej

uważności w relacjach emocjonalnych. Młodzi powinni być świado-

mi, jak bardzo można skrzywdzić człowieka, traktując w sposób

niedelikatny, lekkomyślny czy wręcz brutalny jego uczucia. Mi-

łość ludzka domaga się przejrzystości i szlachetności. Gdy bra-

kuje uczciwości moralnej, wtedy łatwo może dojść między młodymi

ludźmi pragnącymi się kochać do nadużycia zaufania i wzajemnego

wykorzystywania siebie. Młody człowiek może poczuć się głęboko

zraniony, kiedy po dłuższym "chodzeniu ze sobą" nagle zostaje

odrzucony. Bardziej podatna na zranienie bywa kobieta. Ale tak-

że mężczyzna może poczuć się zraniony, jeżeli kobieta bawi się

jego uczuciem. Również przedmałżeńskie kontakty seksualne, w

których młodzi manipulują sobą i wzajemnie się wykorzystują,

stają się nierzadko źródłem wielu głębokich zranień emocjonal-

nych. Takie krzywdy zostawiają zwykle głębokie rany, które z

trudem goją się całymi latami. Wzajemne ranienie się małżonków

bywa nieraz jedynie przedłużeniem źle przeżytego okresu narze-

czeństwa.

Im więcej poczucia krzywdy wynosi ktoś z własnego domu ro-

dzinnego, tym łatwiej czuje się skrzywdzony w relacji do swojej

dziewczyny-chłopaka, narzeczonej-narzeczonego, żony-męża, włas-

nych dzieci. Ludzie, którzy pragną trwałej wzajemnej miłości

małżeńskiej, powinni w okresie narzeczeńskim poznać nawzajem

swoją wrażliwość i podatność na skrzywdzenie. Głębsza znajomość

swojej emocjonalności może pomóc im w zdobyciu sztuki wzajemne-

go przebaczania i pojednania. Dlatego też nie powinni oni uni-

kać konfliktów. Winni stwarzać naturalne sytuacje, w których

ujawni się nie tylko odmienność ich charakterów i oczekiwań,

ale także granice ich odporności psychicznej, ludzkiej ofiarno-

ści i zdolności do poświęcenia. Sytuacje konfliktowe okresu na-

rzeczeńskiego stają się najlepszą szkołą wzajemnego przebacza-

nia i budowania głębszej wzajemnej jedności. Jeżeli narzeczeni

nie nauczą się sztuki wzajemnego wybaczania sobie drobnych nie-

porozumień i krzywd, to ryzykują nieudany start w życiu małżeń-

skim i rodzinnym.

Najlepiej przeżyty okres narzeczeństwa nie gwarantuje jednak

"małżeństwa doskonałego". Małżeństwo, jako stały związek, przy-

nosi nowe sytuacje, których nie da się w żaden sposób przewi-

dzieć w okresie narzeczeńskim. Stabilność, równowagę i dojrza-

łość małżeństwa trzeba wypracować już w trakcie jego trwania.

Po okresie pierwszej fascynacji w małżeństwie przychodzi okres

"przyzwyczajania" się do siebie. W takim klimacie ujawniają się

często te strony charakteru, które były, nieraz podświadomie,

ukrywane w okresie narzeczeństwa. Nowe trudności związane z ży-

ciem codziennym: troski materialne, dążenie do sukcesu zawodo-

wego, relacje z teściami obojga małżonków, przyjście na świat

dzieci i ich wychowywanie - wszystko to łatwiej odsłania grani-

ce emocjonalne, moralne i duchowe obu stron. Jeżeli małżonkowie

nie podejmują na bieżąco tych trudności, to łatwo stają się one

miejscem wzajemnej krzywdy i rozczarowania. Ma to miejsce także

wówczas, kiedy "na początku" wszystko wydawało się być na naj-

lepszej drodze do zbudowania dobrego małżeństwa. Małżeństwo

jest takim związkiem, który domaga się troski, wysiłku i co-

dziennej pielęgnacji.

5. Relacje dorosłych dzieci z rodzicami

Nie tylko dzieci bywają krzywdzone przez rodziców, ale także

rodzice przez dzieci. Dobre wychowanie dzieci nie jest bynaj-

mniej dla rodziców gwarancją, że na stare lata będą one dla

nich pomocą i wsparciem. Zdarza się dzisiaj coraz częściej, iż

dorosłe dzieci, zajęte sobą, dążeniem do sukcesu i dobrobytu,

zapominają o swoich rodzicach. Nierzadko także egoistyczna, po-

sesywna miłość do swojego męża-żony i dzieci sprawia, iż "bra-

kuje" im czasu, sił i środków materialnych, aby przyjść z pomo-

cą matce i ojcu. Dzisiejsza cywilizacja konsumpcyjna nie zachę-

ca bynajmniej ludzi w wieku produkcyjnym do większej uważności

na ludzi starych. Rodzice w podeszłym wieku muszą sobie nieraz

radzić z głębokim poczuciem krzywdy, jakie rodzi się w nich z

powodu wielkiej nieraz obojętności i zapomnienia ze strony do-

rosłych dzieci.

Dorosłe dzieci nie zdają sobie jednak sprawy, iż własną obo-

jętnością wobec swoich rodziców, dziadków swoich dzieci, budują

sobie podobną starość. Dając bowiem zły przykład swoim dzie-

ciom, narażają się na podobne traktowanie przez nie na stare

lata. Krzywda wyrządzona swoim własnym rodzicom wraca nieraz

jak bumerang w okresie własnej starości.

6. Relacje z rodzeństwem

Relacje z rodzeństwem w okresie dzieciństwa z reguły bywają

konfliktowe. Najczęściej nie są to jednak jakieś głębokie konf-

likty i nieporozumienia. Kłótnie rodzeństwa stanowią często pe-

wną formę "zabawy", w której ważną rolę odgrywa rywalizacja.

Nierzadko jednak rodzeństwo swoim konfliktowym stylem bycia

"naśladuje" własnych rodziców, którzy sami tworzą w domu konf-

liktową atmosferę. Im głębsze są konflikty rodziców między so-

bą, tym więcej bywa nieporozumień i kłótni także pomiędzy ro-

dzeństwem. Rodzice, obserwując uważnie wzajemne relacje swoich

dzieci, mogliby nieraz wiele odkryć na temat swoich wzajemnych

relacji.

Nieporozumienia i konflikty między rodzeństwem nasilają się

szczególnie wówczas, kiedy rodzice (obydwoje lub tylko jedno z

nich) traktują swoje dzieci w sposób nierówny. Dzieci mają

ogromne wyczucie sprawiedliwości i łatwo zauważają choćby mini-

malne nierówności w sposobie traktowania ich przez rodziców.

Wobec takiego traktowania konflikty pomiędzy dziećmi przybiera-

ją nieraz pewną formę walki o ich miłość.

Atmosfera wzajemnej zgody pomiędzy samymi rodzicami jak też

równe traktowanie wszystkich dzieci sprawiają, iż konflikty

między rodzeństwem właściwie nie istnieją. Te zaś, które są,

mają charakter naturalnej dziecięcej rywalizacji. Konflikty po-

między rodzeństwem w okresie dzieciństwa nie pozostawiają na

ogół jakiegoś głębokiego poczucia krzywdy. Wspominając dzieciń-

stwo w wieku dorosłym, z reguły z przymrużeniem oka patrzy się

na konflikty z braćmi i siostrami. Za nierówne zaś traktowanie

obwiniani są raczej rodzice, a nie wyróżniane rodzeństwo.

Niesprawiedliwe i krzywdzące układy pomiędzy rodzeństwem

zdarzają się szczególnie wówczas, gdy między braćmi i siostrami

istnieje znaczna różnica wieku. Upokarzanie, stosowanie przemo-

cy, wykorzystywanie, także seksualne - oto najtrudniejsze sytu-

acje, jakie pojawiają się nieraz w relacjach między starszym a

młodszym rodzeństwem. Takie krzywdzące fakty zdarzają się na

ogół wtedy, kiedy rodzice nie mają dobrych więzi ze swoimi

dziećmi. Młodsze wydane są wówczas na pastwę niedojrzałych, a

niekiedy także nieodpowiedzialnych zachowań starszego rodzeńst-

wa, szczególnie zaś braci. Jeżeli takie sytuacje miały miejsce

w naszym życiu, to wymagają one wewnętrznego przebaczenia i

wzajemnego pojednania, aby nie były przenoszone na inne relacje

międzyludzkie.

Niekiedy zdarza się, iż pomiędzy rodzeństwem, które przeżyło

wspólnie okres dzieciństwa w dobrej atmosferze, w okresie mło-

dości lub nawet w wieku dorosłym wytwarza się ostra rywaliza-

cja. Bywa tak wówczas, kiedy dzieci miały nierówny start życio-

wy lub nierówne osiągnięcia. I choć rodzeństwo na ogół nie żyje

pod jednym dachem w wieku dorosłym, to jednak konfliktowość

tych relacji trwa nieraz przez całe lata pomimo oddalenia prze-

strzennego. Takie długoletnie konflikty z rodzeństwem bywają

nieraz źródłem wielu cierpień. Łatwo też wytwarza się wzajemne

poczucie krzywdy. Relacje pomiędzy rodzeństwem, choć mniej in-

tensywne niż relacje z własną rodziną - żoną-mężem i dziećmi,

domagają się również pielęgnacji, troski i wysiłku.

7. Inne relacje

Nie tylko w relacjach rodzinnych, ale także w relacjach po-

zarodzinnych łatwo tworzą się układy, w których wielu ludzi do-

świadcza nieraz krzywdy. Dotyczy to szczególnie sytuacji, w

których istnieją głębokie więzi emocjonalne lub też zależności

społeczne: przyjaźnie, koleżeństwo, sąsiedztwo, więzi na płasz-

czyźnie religijnej, zależności zawodowe itp. Tam, gdzie ludzie

żyją razem i mają wiele "wspólnych interesów", zawsze istnieje

możliwość wyrządzania sobie krzywdy. Zdrada w przyjaźni, wyko-

rzystywanie w miejscu pracy, niesprawiedliwe traktowanie przez

wychowawcę, nauczyciela, duszpasterza mogą tworzyć głębokie po-

czucie krzywdy, które nierzadko nakłada się na krzywdy wynie-

sione z domu rodzinnego. Takie sytuacje egzystencjalne domagają

się również wewnętrznego uzdrowienia.

Rozdział IV: KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA

Wielu dorosłym wydaje się, że dzieci - szczególnie gdy nie

sprawiają kłopotów wychowawczych - jest łatwo kochać. Uczucia

sympatii i życzliwości, które spontanicznie budzą się wobec

dzieci, bywają utożsamiane z miłością. Wychowanie dzieci jest

też zbyt często "kierowane" spontanicznymi i odruchowymi reak-

cjami, nad którymi rodzice i wychowawcy mało na ogół reflektu-

ją. Skutków takiego wychowania rodzice nie są w stanie przewi-

dzieć. Stąd mimo całej dobrej woli i ofiarności popełniają nie-

raz wiele fundamentalnych błędów wychowawczych, poprzez które

krzywdzą dziecko, a które to błędy (nierzadko z odczuciem bólu

i rozczarowania) uświadamiają sobie dopiero po wielu latach.

O wiele łatwiej jest powiedzieć, czym nie jest miłość do

dziecka i jak nie należy go kochać. Miłości do dzieci nie może

być bowiem mierzona jedynie (lub też utożsamiana z) dobrą wolą,

pozytywnymi emocjami, jakie przeżywają rodzice, ilością "rze-

czy", które mu ofiarują, czy też zadowoleniem samego dziecka.

Dziecko nie jest bowiem w stanie rozeznać, co jest mu naprawdę

potrzebne do dojrzałego kształtowania własnej osobowości. Mi-

łość do dziecka wymaga nie tylko dobrej woli, uczucia i wysił-

ku, ale również życiowej mądrości, która umie rozeznać zarówno

sytuację dziecka, jak i wpływ, jaki na nie się wywiera.

Rodzice zabiegani i zapracowani (zwłaszcza ojcowie) zauważa-

ją swoje dzieci tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy zaczynają one

sprawiać im kłopoty i przykrości. Ma to miejsce najczęściej w

okresie dojrzewania. Wówczas zaczyna się nie tyle wychowywanie

dzieci (na to jest bowiem już zwykle za późno), ile raczej wal-

ka z nimi. Możliwość pomocy dziecku w okresie dojrzewania zale-

ży w znacznym stopniu od tego, w jaki sposób było ono traktowa-

ne w całym poprzednim okresie.

Postawy, którymi rodzice i wychowawcy najboleśniej ranią

dzieci, to brak akceptacji, zbytnie karanie, stwarzanie poczu-

cia zagrożenia, sądzenie dziecka, oczernianie go, plotkowanie o

nim, nadopiekuńczość, zbytnie ograniczanie jego wolności, wyko-

rzystywanie - w tym również wykorzystywanie seksualne. Poniższe

wyliczenie najczęstszych krzywd wyrządzonych dzieciom przez do-

rosłych może posłużyć jako swoisty rachunek sumienia z naszego

zachowania wobec dzieci. Jeżeli pragniemy naprawdę pomagać

dzieciom w ich dochodzeniu do pełnej dojrzałości ludzkiej i du-

chowej, to powinniśmy mieć odwagę dostrzegać i przekraczać wła-

sne błędy, które są zawsze pewną formą wyrządzonej im krzywdy.

1. Brak akceptacji dziecka

Brak akceptacji dziecka przez rodziców jest jakąś wewnętrzną

niezgodą na dziecko i jego obecność w ich życiu. Niezgoda ta

może przejawiać się w małej uważności na dziecko, w lekceważe-

niu tego, co ono mówi, w braku zainteresowania jego problemami,

w ciągłym niezadowoleniu z niego, w napominaniu go, iż prze-

szkadza, w braku czułości, w traktowaniu dziecka w sposób urze-

czowiony, ignorowaniu czy wyśmiewaniu go itp. Czasami brak ak-

ceptacji przybiera drastyczną formę zarówno wewnętrznego, jak i

zewnętrznego odrzucenia dziecka. Odrzucenie to bywa niekiedy

wypowiadane wobec dziecka. Takie zachowania stanowią zawsze

ciężką krzywdę. "Nie akceptować jakiejś osoby (także dziecka),

to w jakimś sensie zabijać ją emocjonalnie. To nie przyznawać

jej prawa do życia, które jej przysługuje".

Często przyczyną braku akceptacji dziecka przez rodziców

jest zaskoczenie ciążą. Dziecko w łonie matki odbierane jest

wówczas niemal jako intruz, który nagle wtargnął w życie osobi-

ste rodziców i domaga się całkowitej uwagi i poświęcenia, powo-

dując tym samym zamieszanie w ich osobistych zamiarach i pla-

nach życiowych. Inną, nierzadką przyczyną braku akceptacji

dziecka są zbyt wielkie oczekiwania z nim związane lub też

określone wyobrażenia o nim: o tym, jak powinno wyglądać, w ja-

ki sposób się zachowywać, uczyć, jaka powinna być jego inteli-

gencja itp. Jeżeli postawa i zachowania dziecka odbiegają od

oczekiwań i wyobrażeń o nim, to bywa ono odrzucane.

Dziecko, które nie otrzymuje należnej mu akceptacji, łatwo

traci radość życia: izoluje się, zamyka się w sobie, staje się

apatyczne, smutne. Nieraz też poprzez "niegrzeczne" zachowanie

usiłuje zwrócić na siebie uwagę, domagając się w ten sposób mi-

łości i akceptacji. Jeżeli jej nie otrzymuje, bardzo cierpi.a.

Ignorowanie dziecka, traktowanie go jak powietrze jest jedną z

najdotkliwszych kar, jakie można mu wymierzyć. Istotą takiego

zachowania jest nie tylko obojętność emocjonalna wobec dziecka,

ale także podkreślanie zbędności jego osoby. Rodzic ignorujący

swoje dziecko zdaje się mówić mu: "Twoje życie nie ma dla mnie

żadnej wartości. Jesteś mi niepotrzebny". Ignorowanie dziecka

boleśnie uderza w jego osobiste poczucie sensu życia oraz god-

ności osobistej. Dziecko doświadcza wartości własnego życia

dzięki temu, iż czuje się kochane i bardzo "potrzebne" swoim

rodzicom. Wiele dzieci podejmuje nieraz ogromny wysiłek, aby

udowodnić swoim rodzicom, że są warte ich uwagi, zainteresowa-

nia i miłości. Narzucają się im ze swoją pomocą, aby ich prze-

konać, że są im potrzebne. Rodzice powinni chętnie przyjmować

taką pomoc także wówczas, kiedy jej wartość "materialna" jest

dość względna. Kiedy dziecko czuje się niepotrzebne rodzicom,

traci nie tylko radość życia, ale także zapał do jakiegokolwiek

wysiłku i zaangażowania. "Skoro bowiem moje życie jest nikomu

niepotrzebne - zdaje się mówić dziecko do siebie - to jaki może

mieć sens mój wysiłek i moja praca?".

b. Bardzo bolesną formą nieakceptacji dziecka jest też trak-

towanie go w sposób przedmiotowy. Takie zachowanie rodziców wy-

pływa najczęściej z braku ich wrażliwości oraz z poczucia wy-

niosłości. Rzeczowe traktowanie ludzi stanowi zawsze jakąś for-

mę pychy. Urzeczowienie relacji z dzieckiem może wyrażać się w

różny sposób: w nieliczeniu się z jego pragnieniami i potrzeba-

mi, w lekceważeniu jego przeżyć i odczuć, w banalizowaniu konf-

liktów sumienia dziecka, w naruszaniu jego prywatności i intym-

ności, w braku szacunku dla jego planów. I tak na przykład

dziecko czuje się bardzo zranione, kiedy rodzice bez pytania go

o zdanie przestawiają meble w jego pokoju, narzucają mu sposób

ubierania się, "wciskają" mu zabawki, których ono nie lubi, czy

też przymuszają je do pewnych zajęć pozaszkolnych, które go nie

interesują. Rodzicom potrzebna jest świadomość, iż dziecko jest

samoistną osobą mającą swoje prawa, nie zaś przedłużeniem ich

własnego życia. Miłość do dziecka rozpoczyna się od respektowa-

nia jego podstawowych praw.

c. Szczególną formą urzeczowienia jest wykorzystywanie dzie-

cka dla swoich osobistych korzyści i celów. Rodzice traktują

niekiedy dziecko jako służącego, który winien wykonywać ich

osobiste polecenia. Nierzadką formą wykorzystywania dziecka

jest też przenoszenie na nie własnych nie zrealizowanych ambi-

cji życiowych. W ten sposób rodzice, posługując się dzieckiem,

usiłują nieraz zrekompensować swoje osobiste frustracje życio-

we.Dzieci bywają też wykorzystywane jako "bufor" we wzajemnych

konfliktach między rodzicami. Przeciąganie dziecka na swoją

stronę, nastawianie go przeciwko współmałżonkowi, zachęcanie

czy też zmuszanie go do składania nieprawdziwych zeznań, prze-

kazywanie sobie wzajemnie informacji za pośrednictwem dziecka -

to tylko pewne przykłady wykorzystywania dzieci w sytuacjach

konfliktowych pomiędzy ojcem i matką.Rodzice, mający tendencje

do traktowania dzieci w sposób rzeczowy i do wykorzystywania

ich, powinni budzić w sobie świadomość, że dzieci nie są ich

własnością, ale są darem Boga, który został powierzony im "na

jakiś czas" - do chwili osiągnięcia dojrzałości i samodzielnoś-

ci.

2. Zbytnie karanie dziecka

anie dziecka zajmuje ważne miejsce w procesie wychowania.

Aby jednak kara mogła spełniać pozytywną rolę, winna być z jed-

nej strony proporcjonalna do przewinienia, z drugiej zaś - być

wymierzana w atmosferze dialogu i zaufania. W wychowaniu nale-

żałoby dążyć do tego, by dziecko przyjęło karę dobrowolnie.

"Najsłuszniejsza kara", narzucona dziecku pod wpływem gniewu

rodzica czy wychowawcy, staje się tym samym niesprawiedliwa i

traci swój sens, ponieważ nie liczy się ona z jego uczuciami.

Jest niesprawiedliwa tylko dlatego, iż nie jest złączona z ak-

ceptacją emocjonalną "karanego". Przestaje być wyrazem troski o

dziecko, a staje się formą represji oraz sposobem rozładowania

napięcia dorosłego.

Dzieci mają niezwykle wyostrzony zmysł sprawiedliwości. Czu-

ją się pokrzywdzone przez niesprawiedliwą karę i odbierają ją

jako pewien rodzaj zemsty ze strony osoby dorosłej. Niesprawie-

dliwe czy też zbyt częste karanie dzieci rodzi zazwyczaj skutki

przeciwne do zamierzonych. Jednym z groźniejszych skutków częs-

tego karania przez rodziców jest przyjęcie przez dziecko twar-

dej i nieustępliwej postawy zarówno wobec kary, jak i osoby ka-

rzącej. Karanie odbierane jest wówczas jako próba złamania psy-

chicznego. Obrona zaś przed karą jest traktowana jako obrona

własnej wewnętrznej godności.

Często stawia się pytanie, czy stosować kary cielesne wobec

dzieci. W zasadzie nie powinno się takich kar stosować. Bicie

dzieci jest zawsze wyrazem przemocy silniejszego nad słabszym.

Znęcanie się nad dzieckiem, dotkliwe kary cielesne są zawsze

wielką krzywdą. Dzieci odbierają je jako upokorzenie. Takie ka-

ry stanowią nie tylko naruszenie osobistej godności dziecka;

nierzadko też wprowadzają dziecko w kompleksy niższości i obni-

żają jego poczucie własnej wartości i godności. Częste karanie

dzieci rodzi w nich odruch buntu i odwetu. W takiej sytuacji

dzieci mogą uodpornić się na jakiekolwiek karanie ze strony do-

rosłych.

Dzieci karane w sposób niesprawiedliwy z jednej strony dła-

wią odruchy buntu wobec rodziców, z drugiej zaś dają upust

uczuciom odwetu i zemsty wobec słabszych od siebie rówieśników

lub wobec zwierząt. To właśnie w bezmyślnym karaniu dzieci

przez dorosłych można nieraz doszukiwać się głównej przyczyny

okrucieństwa dziecięcego. Okrucieństwo dziecka jest zwykle bar-

dzo złą wróżbą. Zapowiada ono bowiem stosowanie przemocy i bru-

talność w życiu dorosłym.

Nadużywanie alkoholu często pociąga za sobą znęcanie się nad

dziećmi. Kiedy w rodzinie dochodzi do znęcania się nad dziec-

kiem, wówczas przestaje to być jedynie "wewnętrzną sprawą ro-

dzinną", a staje się sprawą społeczną. Wychowawcy, duszpasterze

nie powinni być obojętni wobec takich sytuacji. Trzeba usiłować

pomóc wtedy nie tylko dziecku, ale całej rodzinie. Odebranie

dziecka rodzicom stanowi zawsze dla dziecka najgorsze wyjście,

choć niekiedy jest ono konieczne. Najlepszy dom dziecka lub

najlepsza rodzina zastępcza nie zastąpią w żaden sposób włas-

nych rodziców. Dlatego też, aby pomóc dziecku, trzeba pomóc

najpierw jego rodzicom.

3. Stwarzanie dziecku poczucia zagrożenia

a. Bardzo krzywdzące i bardzo bolesne dla dziecka jest za-

wsze utrzymywanie go w atmosferze nieustannego zagrożenia i lę-

ku. Rodzice odwołują się do poczucia zagrożenia szczególnie wó-

wczas, kiedy nie radzą sobie z dziećmi. "Czekaj, niech tylko

tata wróci z pracy" - tak matki straszą nieraz "swoje pocie-

chy", u których nie mają autorytetu. Takie "zawieszenie" kary,

którą ma wymierzyć ojciec, stwarza atmosferę zagrożenia. Ocze-

kiwanie bywa wówczas o wiele gorsze niż sama kara. Matka, gro-

żąc ojcowską karą, przypisuje nieraz ojcu surowość, której on

nie posiada.

Poważnym zagrożeniem dla dziecka może być też "przepowiada-

nie" nieszczęść, które mogą spotkać je samo lub osoby najbliż-

sze, szczególnie zaś rodziców: "Jeżeli będziesz niegrzeczny,

mama cię opuści". Jeszcze groźniej brzmi przepowiadanie choroby

lub śmierci rodzica jako kary za złe zachowanie dzieci: "Jeżeli

się nie poprawisz, mama może zachorować". Również "żarty" z

dziecka odwołujące się do jego poczucia lęku i zagrożenia mają

nieraz posmak "żartów koszmarnych". O ile matki częściej grożą

dzieciom jakąś formą odrzucenia lub izolacji, o tyle ojcowie

straszą je ograniczeniem wolności, stosowaniem kary fizycznej,

przymuszaniem do pewnych zajęć, pozbawieniem rzeczy material-

nych.

b. Poczucie zagrożenia stwarza w dziecku także atmosfera

nieszczerości i posługiwanie się przez rodziców kłamstwem. Do-

rosłym wydaje się nieraz, iż dziecko mało rozumie i nie jest

świadome całej rzeczywistości, która je otacza. Jest to myśle-

nie fałszywe. Dziecko szybko demaskuje kłamstwa dorosłych, choć

- nierzadko z obawy przed nimi - nie mówi im o tym. Oprócz

świadomości intelektualnej dziecko dysponuje także świadomością

emocjonalną, intuicyjną, którą znacznie trudniej jest oszukać.

Dorosłym może się nieraz wydawać, że udało im się "wyprowadzić

dziecko w pole", ponieważ uwierzyło ono ich słowom.

Dziecko może "uwierzyć" słowom rodziców, ale jednocześnie

odczuwać brak przejrzystości w całym ich zachowaniu. Takie od-

czucie rodzi się w dziecku szczególnie wtedy, gdy rodzice częs-

to odwołują się do kłamstwa. Każde kłamstwo "ma krótkie nogi" -

także kłamstwo dorosłych. Rodzic przyłapany raz na nieszczeroś-

ci może stracić u dziecka zaufanie na długi czas. Potrzeba wów-

czas nieraz dłuższego okresu, by odbudować postawę wzajemnej

otwartości i szczerości. Kłamstwa dzieci są, niestety, często

tylko naśladowaniem nieszczerości, jaką obserwuje ono wśród do-

rosłych.

c. Zdrowy humor jest zawsze znakiem dojrzałego dystansu do

życia oraz trudności z nim związanych. Istotą poczucia humoru

jest dostrzeganie lub też stwarzanie sytuacji komicznych, "kon-

trastowych", które pomagają rozładowywać napięcie osobiste lub

też napięcie w relacjach międzyludzkich. Humor dorosłych stano-

wi ogromną pomoc w wychowaniu dziecka. Pozwala rozładowywać

zmęczenie i chwile napięcia. Dzięki poczuciu humoru możemy nau-

czyć dziecko bronić się przed zbytnim przejmowaniem się sobą i

swoimi sprawami.

Należy jednak wyraźnie odróżnić zdrowe poczucie humoru od

wyśmiewania czy też ironizowania zachowań dziecka. Dostrzeganie

lub stwarzanie sytuacji "komicznych", które są wykorzystane

przeciw dziecku, jest dla niego bardzo bolesne, ponieważ upoka-

rza je i pomniejsza jego osobiste poczucie wartości. Z wyśmie-

waniem lub ironizowaniem łączy się nieraz zabawianie siebie i

innych kosztem bezbronnego dziecka. Wyśmiewanie i ironia są dla

dziecka bardzo bolesne, ponieważ uderzają w jego bardzo jeszcze

kruche poczucie własnej wartości i osobistej godności. Krzywda

jest tym większa, im bardziej dziecko jest bezbronne i bezrad-

ne. Wyśmiewanie dziecka przez dorosłych stanowi zawsze formę

przemocy. Nawet rzadkie stosowanie ironii przez rodziców spra-

wia, że dzieci zamykają się w sobie. Stają się nieufne, lękli-

we, niepewne siebie. Tę postawę zauważa się nieraz także w ich

zachowaniach zewnętrznych. Szczerość dziecka jest wówczas właś-

ciwie niemożliwa. Postawą zamknięcia dziecko usiłuje bronić

siebie; usiłuje ukryć przed dorosłymi wszystko to, co mogłoby

być przez nich zauważone i wyśmiane.

4. Pozbawianie dziecka prawa do dobrej opinii

a. Sądzenie dzieci. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni;

nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni (Łk 6,37). Te słowa

Jezusa odnoszą się także do rodziców. Nie mają oni prawa wyda-

wać sądów moralnych o swoich dzieciach. Sądzenie jest bowiem

wydawaniem orzeczenia o wartości moralnej osoby oraz o jej po-

stępowaniu. "Jesteś niedobry, jesteś kłamcą, jesteś leniwy, nie

kochasz twojej siostry, nie kochasz Pana Jezusa" - te i tym

podobne kategoryczne zdania wypowiedziane wprost do dziecka są

surowym osądem moralnym wydanym o nim.

W sytuacji, kiedy dziecko zachowuje się nieodpowiednio, na-

pomnienie go nie może być połączone z potępianiem czy też są-

dzeniem go. Napomnienie nie może stanowić moralnego napiętnowa-

nia. Kiedy dziecko wiele razy słyszy, że jest "niedobre",

"złe", wtedy zaczyna w takich właśnie kategoriach myśleć o so-

bie i tak też zaczyna się zachowywać. "Nieodpowiednie zachowa-

nie" dziecka jest wówczas tylko pewną formą potwierdzenia jego

własnego przekonania o sobie. Rodzice powinni nieustannie pa-

miętać o potrzebie oddzielania osoby dziecka od jego zachowania

i jego czynów.Czyny dziecka mają, oczywiście, pewien aspekt mo-

ralny. Im dziecko jest starsze, tym aspekt ten jest większy i

głębszy. Pomoc udzielona dziecku, które "postępuje źle", nie

może jednak polegać na narzuceniu mu zewnętrznej oceny moralnej

- powinna raczej polegać na wychowaniu go do odpowiedzialności

za siebie. Zamiast wydawać surowe oceny moralne, rodzice powin-

ni pomóc dzieciom w formacji ich sumienia, by same mogły przed

Bogiem osądzać własne czyny.

b. Oczernianie dzieci. Mówienie o oczernianiu dziecka może

się wydawać pewną przesadą. A jednak. Kiedy na przykład matka

dzieli się z ojcem dziecka swoimi podejrzeniami, które de facto

nie są prawdziwe, jest to wówczas pewna forma oczerniania. W

sytuacji zależności dziecka od rodziców i przewagi, jaką osoba

dorosła nad nim ma, nie może się ono w żaden sposób obronić.

Mówienie nieprawdy o nim odbiera wtedy jako wielką niesprawied-

liwość i krzywdę. Z całą bezradnością powtarza nieraz z uporem:

"Ale ja przecież tego nie zrobiłem".

Rodzice powinni być więc bardzo uważni w komunikowaniu sobie

nawzajem informacji o dziecku, aby nie dochodziło do przypisy-

wania mu zachowań, które nie miały miejsca. Przekazywanie włas-

nych nie sprawdzonych opinii o dziecku: "Wydaje mi się, że...",

może być uprzedzaniem innych do niego. Jeżeli rodzic ma słuszne

podejrzenia, to zanim - w imię dobra dziecka - przekaże je da-

lej, powinien wyjaśnić je w bezpośredniej rozmowie z dzieckiem.

W sytuacji zaś, kiedy dziecko przypadkowo zostaje złapane na

gorącym uczynku, należy bardzo uważać, aby w analogicznych sy-

tuacjach nie oskarżać go natychmiast o takie samo zachowanie.

Ludzkie zachowania, także zachowania dziecięce, są bardzo zło-

żone i podobieństwo zewnętrznych okoliczności może być nieraz

bardzo mylące.

c. Plotkowanie o dziecku. Powtarzanie o dziecku pewnych in-

formacji, szczególnie tych, których rodzice dowiadują się bez-

pośrednio od niego, sprawia mu nieraz wiele bólu. Można dziecko

bardzo zranić, kiedy bezmyślnie przytacza się jego słowa, wypo-

wiedziane w chwili szczerości, lub też kiedy opowiada się innym

o jego zachowaniu, szczególnie zaś o jego potknięciach. Ten

brak dyskrecji i delikatności rodziców w traktowaniu dziecka

może je bardzo zamykać. Kiedy dziecko przyłapie rodzica na plo-

tkowaniu o nim, wówczas z pewną zawziętością mówi do siebie:

"Już jej-jemu nigdy nic nie powiem". Jest to postanowienie za-

mknięcia się w sobie. Rodzice, którzy traktują dziecko z poczu-

ciem wyższości, nie zdają sobie sprawy, że ono również ma swoje

własne poczucie godności i dumy, a także prawo do dobrej opi-

nii. Dzieci lubią mieć swoje "małe tajemnice". Jeżeli dzielą

się nimi tylko z jednym z rodziców, to wówczas bez słusznej

przyczyny nie trzeba dzieci zdradzać. Dotyczy to szczególnie

spraw delikatnych i intymnych.

5. Miłość nadopiekuńcza

Dzieci nie są własnością rodziców. Są dane rodzicom, aby oni

towarzyszyli im w drodze do coraz większej samodzielności i do-

jrzałości osobistej. Dojrzałość miłości, szczególnie zaś miłoś-

ci matczynej, sprawdza się w momencie, kiedy dziecko rozluźnia,

a później zrywa więzi zależności i posłuszeństwa. W miarę upły-

wu lat zależność i poddanie dziecka rodzicom powinny przekszta-

łcać się w relacje partnerskiej przyjaźni oraz wzajemnego po-

szanowania wolności i autonomii osobistej. Jeżeli rodzice ota-

czają swoje dzieci miłością nadopiekuńczą i nie pozwalają dzie-

ciom dojrzewać do coraz pełniejszej samodzielności i autonomii,

to dzieci czują się krzywdzone.

a. Jedną z podstawowych form miłości nadopiekuńczej jest pa-

ternalizm. Charakteryzuje się on postawą wyższości połączonej z

dobrodusznym, pobłażliwym odnoszeniem się do dziecka. Paterna-

lista, w swoim własnym mniemaniu, wszystko wie lepiej, ma lep-

sze rozwiązania, jest silniejszy, bardziej zaradny. Jest chętny

nie tyle do pomocy dziecku, ile raczej do zastępowania go we

wszystkim. Dziecko jest wówczas traktowane jako mała niezaradna

istota, która wymaga nieustannej opieki i pomocy. Zamiast uczyć

dziecko samodzielności, paternalista będzie raczej uzależniał

je od siebie, wykonując za nie czynności, z którymi ono samo

daje sobie radę. Nierzadko też będzie wmawiał dziecku bezrad-

ność, która ma być uzasadnieniem dla jego nadopiekuńczych za-

chowań.Istotą paternalizmu jest podtrzymywanie "przepaści" po-

między "wielkim" rodzicem czy wychowawcą a "małym" i bezbronnym

dzieckiem. Kiedy w miarę dorastania dziecka przepaść ta sama

się zaciera, paternalista nie jest w stanie przyjąć postawy

współpracy i partnerstwa, ale nadal usiłuje pomagać młodemu do-

rastającemu człowiekowi i otaczać go opieką wbrew jego woli.Że-

ńska odmiana paternalizmu naznaczona jest nierzadko również za-

borczą miłością. Łączy się ona ze zbytnim ułatwianiem dziecku

życia oraz schlebianiem jego zachciankom i namiętnościom -

wszystko po to, aby móc je coraz mocniej z sobą związać. Jeżeli

do paternalizmu ojca dołączy się "ochraniająca" i posesywna mi-

łość matki, to dziecko wychodzi z domu bezradne i bezbronne wo-

bec zwyczajnych trudności życiowych. Po pierwszych próbach sa-

modzielności wraca nieraz pod skrzydła rodziców i u nich szuka

pomocy i wsparcia. Paternalizm osiąga wówczas swój cel. Jest

nim "wieczne" związanie rodziców z dzieckiem.

b. Miłość nadopiekuńcza rodziców może też wyrażać się w usu-

waniu wszelkich przeszkód z drogi dziecka oraz w tanim chwale-

niu i pocieszaniu go. Motywem takiej postawy bywa lęk o siebie

oraz niewiara w siły i zdolności dziecka. Sytuacje trudne, któ-

re wymagają od człowieka wysiłku i ofiary, należą do codzienne-

go ludzkiego doświadczenia, w tym także doświadczenia młodych

ludzi. Rodzą one wprawdzie niekiedy obawy i napięcia psychicz-

ne, ale właśnie takie sytuacje stają się okazją do osobistego

zaangażowania się we własny rozwój.

Usuwanie przeszkód i tanie pocieszanie, z którymi łączy się

nieraz litowanie się nad dzieckiem, mogą je demobilizować. Su-

gerują bowiem, że dziecko jest słabe, biedne i nieszczęśliwe.

Takie zachowania mają na celu nie tylko obniżenie napięcia u

dzieci, ale także i samych rodziców. Są dawaniem sobie i innym

taniej obietnicy, że w przyszłości wszystko będzie układać się

bardzo dobrze. Łączy się ona niekiedy z usprawiedliwianiem

dziecka w jego własnych oczach. Pozwala to zarówno dziecku, jak

i rodzicom czuć się "w porządku" w sytuacjach, w których powin-

ni raczej podjąć trud pokonywania trudności i przekraczania

własnych ludzkich słabości.

Takie zachowania stanowią pewną formę oszukiwania dziecka i

właśnie dlatego są krzywdzące. Z jednej strony rodzice winni

czuwać, by sytuacje trudne nie były ponad siły dziecka oraz by

mogło ono w tych chwilach otrzymać od nich potrzebne mu wspar-

cie, z drugiej zaś strony powinni być przekonani, iż sytuacje

krytyczne uczą dzieci stawiać czoło trudnościom życiowym, któ-

rych nie zabraknie później w latach młodości, jak też w życiu

dorosłym. Krzywdzące jest dla dziecka zarówno zbytnie chronie-

nie go przed trudnościami, jak i pozostawianie go sobie samemu

w kryzysowych dla niego sytuacjach.

c. Aby dzieci mogły uczyć się coraz większej samodzielności

i dojrzałości, potrzebują odpowiedniego marginesu wolności. Od-

woływanie się do wolności i pobudzanie do coraz pełniejszego i

bardziej odpowiedzialnego korzystania z niej stanowi jedno z

najważniejszych zadań wychowawczych, zarówno w rodzinie, jak i

w szkole. Surowa kontrola rodziców połączona z rygorystycznymi

formami wychowania nakazowo-zakazowego jest zawsze związana z

lękiem nie tyle o dzieci, ile przede wszystkim o siebie. Obawy

przed wolnością związane są też z brakiem zaufania zarówno do

siebie samego, jak i do innych.

Skuteczność wychowania zależy w dużym stopniu od zbudowania

więzi zaufania z dzieckiem, opartej na wolności. Kiedy dziecko

zaufa rodzicom i czuje się wobec nich wolne, wówczas mogą oni

przekazać mu wszystko to, co leży im na sercu i co jest dla

dziecka ważne. Dziecko przyjmie przekazywane mu wartości także

wtedy, kiedy będą one wymagać od niego zaangażowania i wysiłku.

Im głębsze jest zaufanie rodziców do dzieci, tym większa jest

możliwość ich wychowawczego oddziaływania.

Bez wolności i zaufania wychowanie łatwo przekształca się w

swoistą tresurę polegającą na narzucaniu zewnętrznych form za-

chowania. Takie wychowanie jest bardzo krzywdzące dla dzieci. W

okresie dojrzewania dziecko w sposób spontaniczny zbuntuje się

przeciwko narzuconym mu formom. Niebezpieczeństwo polega jednak

na tym, iż - nie mając rozeznania - wraz z formami zewnętrznymi

odrzuca nieraz również wiele "dobrych rzeczy", których było

świadkiem w domu rodzinnym.

Jeżeli nacisk wychowawczy był bardzo silny, a dorastającemu

młodemu człowiekowi brakuje siły i odwagi, aby się zbuntować,

to w okresie dojrzewania zewnętrzne formy mogą przekształcić

się w twarde i sztywne postawy życiowe naznaczone lękiem, po-

czuciem niższości i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Młody

człowiek przyjmuje je wówczas zarówno wobec siebie, jak i wobec

innych. I tak, powielając wychowawcze błędy swoich rodziców,

zaczyna krzywdzić innych, podobnie jak sam został skrzywdzony.

6. Nie ranić dziecka

Wychowanie dzieci domaga się rozeznania i krytycznej reflek-

sji zarówno nad własnym postępowaniem, jak i nad klimatem, jaki

stwarza się dziecku w rodzinie i w szkole. Konieczne jest prze-

de wszystkim krytyczne spojrzenie na siebie. Nie po to jednak,

by czuć się "niedobrym rodzicem", ale raczej po to, by na włas-

nych i cudzych błędach uczyć się sztuki wychowania i w ten spo-

sób móc uniknąć zadawania mu większych krzywd i zranień. Rodzi-

ce, wychowawcy, duszpasterze, którzy codziennie przebywają wie-

le godzin z dziećmi, powinni pytać się najpierw nie tylko o to,

jak pomóc dziecku, ale jak uniknąć zachowań, które by je rani-

ły. Nie ranić dziecka - to pierwsza fundamentalna zasada właś-

ciwego wychowania. Dziecko zranione, także niechcący, łatwo za-

myka się wobec rodziców i wychowawców. Ich szczere zabiegi wy-

chowawcze są wówczas mało skuteczne lub też nawet przynoszą

skutek odwrotny do zamierzonego. Skuteczność pomocy wychowaw-

czej udzielanej dziecku zależy w dużej mierze od jego otwartoś-

ci, zaufania oraz od zaangażowania we własny rozwój. Wychowanie

dziecka jest jedną z najtrudniejszych i jednocześnie najbar-

dziej potrzebnych umiejętności życiowych. Od tej sztuki zależy

w dużym stopniu przyszłość dzieci, ich rodzin oraz przyszłość

społeczeństwa.

Troska o dziecko nie może jednak ograniczyć się do zaintere-

sowania tylko własnym postępowaniem wobec niego. Dziecku konie-

czna jest dobra atmosfera pedagogiczna we wszystkich miejscach

i środowiskach, w których ono przebywa. Dlatego też z jednej

strony rodzice powinni być wyczuleni na krzywdy, jakie mogą ich

dzieciom wyrządzać inne osoby, które je wychowują poza domem

rodzinnym, szczególnie zaś wychowawcy i duszpasterze. Z drugiej

zaś strony szkoła i parafia powinny być uwrażliwione na sposób

traktowania dziecka w rodzinie. Nie chodzi tu bynajmniej o two-

rzenie atmosfery wzajemnej podejrzliwości pomiędzy rodzicami i

wychowawcami. Chodzi raczej o otwartość na udzielanie sobie

wzajemnej pomocy.

Rozdział V: ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA

Trwałe uzdrowienie wewnętrzne nie jest jedynie szlachetnym

"mocnym postanowieniem poprawy", chwilowym przeżyciem emocjona-

lnym czy też samą psychoanalityczną świadomością istniejących

zależności pomiędzy doznaną krzywdą w przeszłości a obecnymi

postawami i zachowaniami. Uzdrowienie jest wewnętrznym proce-

sem, który ma swoją dynamikę i trwa zwykle kilka lat. Obejmuje

zarówno płaszczyznę uczuć, jak i wymiar duchowy. Dlatego wymaga

wysiłku ludzkiego - psychicznego, jak też wiary i zaufania łas-

ce Boga.

1. Łaska Boga i ludzka praca

Podobnie jak doświadczenie skrzywdzenia obejmuje całego

człowieka (płaszczyznę emocjonalną, psychiczną i duchową), tak

doświadczenie uzdrowienia wewnętrznego powinno objąć całą ludz-

ką osobę. Nie wystarczy jedynie uzdrowienie pamięci, emocjonal-

ności czy tylko sfery duchowej. Konieczne jest uzdrowienie ca-

łej ludzkiej osoby. Uzdrowienie duchowe naprowadza nas na po-

trzebę uzdrowienia świata emocji, zaś uzdrowienie uczuć otwiera

nas na wymiar duchowy. Człowiek zraniony jest w stanie kierować

światem swoich zranionych uczuć tylko wówczas, kiedy odwoła się

do najgłębszego wymiaru - do życia duchowego.

Jednym z wielkich błędów, jakie popełnia się w rozważaniach

o uzdrowieniu z poczucia krzywdy, jest przeciwstawianie płasz-

czyzny emocjonalnej płaszczyźnie duchowej. Do prawdziwego

uzdrowienia wewnętrznego konieczne jest harmonijne łączenie obu

tych wymiarów ludzkiego istnienia. Tam, gdzie brakuje woli pod-

jęcia trudnej pracy w sferze emocjonalnej, usiłuje się ją nie-

raz lekceważyć, przerzucając cały ciężar odpowiedzialności za

uzdrowienie wewnętrzne na Pana Boga i Jego łaskę. W takiej sy-

tuacji osoba zraniona wyraża wielką gotowość całkowitego odda-

nia się Mu, ale pod warunkiem, iż usunie On wszelkie cierpienie

z jej drogi. Uwolnienie od cierpienia bywa wówczas mylnie koja-

rzone z rzeczywistym uzdrowieniem. Wyparcie krzywdy ze świado-

mości, przerzucenie jej na innych, pomniejszanie jej w swojej

świadomości może rzeczywiście powodować zmniejszenie cierpienia

- nie oznacza ono jednak rzeczywistego uzdrowienia wewnętrzne-

go.

Nieobecność cierpienia w naszym życiu nie zależy tylko od

nas. Skuteczności łaski Bożej nie mierzy się też uwolnieniem

nas od cierpień fizycznych i psychicznych. Łaską może być zaró-

wno uwolnienie od cierpienia, jak i obdarzenie człowieka cier-

pieniem. W życiu duchowym istotne jest nie tyle samo cierpie-

nie, ile raczej jego znaczenie dla całego ludzkiego życia.

W naszej modlitwie o uwolnienie od "kielicha goryczy" bywamy

nieraz wysłuchani podobnie jak Jezus w Ogrójcu. Z głośnym woła-

niem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i

błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został

wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył

się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,7-8). Wyzwole-

nie z poczucia krzywdy przychodzi przez posłuszeństwo Bogu,

przyjmowane nieraz pośród cierpienia i wewnętrznej walki. Jeże-

li uzdrowienie wewnętrzne kojarzy nam się przede wszystkim z

życiem bez bólu, to może się zdarzyć, iż szukanie przez nas

uzdrowienia będzie jedynie formą ucieczki - nie tylko przed

cierpieniem, ale także przed odpowiedzialnością za własne ży-

cie.

2. Powołanie do życia

Celem dążenia człowieka do wewnętrznego uzdrowienia z poczu-

cia krzywdy jest pełniejsze odkrycie ludzkiego życia. Poczucie

krzywdy i żalu hamuje człowieka w radosnym i twórczym przeżywa-

niu własnej egzystencji. Uleczenie wewnętrzne jest konieczne do

tego, aby móc się cieszyć pełnią życia. Jeżeli krzywdzenie jest

niszczeniem życia, to uzdrowienie z poczucia krzywdy jest jego

odzyskiwaniem.

Uzdrowienie z poczucia krzywdy zakłada głębokie przekonanie,

iż pierwszym zasadniczym powołaniem człowieka jest powołanie do

życia. Ono jest fundamentem wszystkich innych ludzkich wezwań i

powołań. Powołanie do życia należy rozumieć w szerokim znacze-

niu: jesteśmy przede wszystkim powołani do tego, by życie prze-

żyć uczciwie i dojrzale, by przeżyć je w miłości i w wolności.

Ponieważ dzisiejsza cywilizacja lekceważy życie, tym ważniejsze

zatem wydaje się podkreślenie, iż godne, dobre i mądre życie

ludzkie jest pierwszym zadaniem człowieka.

Wiele dziedzin naszej cywilizacji naznaczonych jest cieniem

śmierci. "Cywilizacja śmierci" (Jan Paweł II) przejawia się

między innymi w eutanazji, aborcji, wykorzystywaniu seksualnym

kobiet i dzieci, stosowaniu przemocy, zażywaniu narkotyków, al-

koholizmie. Wbrew tym wszystkim negatywnym tendencjom naszej

cywilizacji powinniśmy, jako chrześcijanie, podkreślać piękno i

dobro ludzkiego życia. Człowiek współczesny zachwyca się urzą-

dzeniami, które sam produkuje, a nie jest w stanie zachwycić

się swoim własnym życiem.

W obliczu cywilizacji śmierci, lekceważącej ludzkie życie,

trzeba nam często sięgać po psalm 8, który jest jednym z naj-

piękniejszych hymnów o człowieku.

O Panie, nasz Boże, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej

ziemi! Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. (...) Gdy patrzę

na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty

utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym -

syn człowieczy, że się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele

mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś.

Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko

pod jego stopy: owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada,

ptactwo powietrzne oraz ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz

przemierza. O Panie, nasz Panie, jak przedziwne Twe imię po

wszystkiej ziemi!

Młodym ludziom, tak często poranionym we własnych rodzinach,

trzeba dzisiaj ukazywać ich pierwsze powołanie: powołanie do

życia. Jest rzeczą paradoksalną, iż wielu z nich nie ceni swo-

jego życia, a jednocześnie "czuje się" powołanymi do wielkich

zadań życiowych. Człowiek nie może dokonać w swoim życiu wiel-

kich i ważnych dzieł, jeśli najpierw nie doceni samego życia i

nie ucieszy się nim naprawdę. Życie w określonym stanie (małże-

ńskim, kapłańskim, zakonnym) lub też spełnianie ważnych funkcji

społecznych domaga się pozytywnego i poważnego podejścia do ży-

cia. Aby dawać życie innym, trzeba wziąć je najpierw w swoje

własne ręce. Wśród wartości ziemskich życie ludzkie jest warto-

ścią najwyższą. Nie można go sprzedać, zamienić na cokolwiek

innego. Powinniśmy często robić sobie rachunek sumienia z na-

szego podejścia do życia: Jaki jest mój stosunek do własnego

życia? Czy nie lekceważę go? Czy nie niszczę go uleganiem moim

namiętnościom: chciwości na pieniądze, zmysłowości, chorym am-

bicjom itp.? Czy nie poświęcam własnego życia dla zdobycia

względnych, przemijających wartości: kariery, pieniędzy, przy-

jemności?

3. Odkrycie miłości Boga

Istotą skrzywdzenia jest zawsze niedobór miłości. Fundamen-

talne skrzywdzenia wyniesione z domu rodzinnego polegają naj-

częściej na braku miłości lub też na różnorodnych jej znie-

kształceniach. Dlatego też zasadniczą drogą do uzdrowienia wew-

nętrznego będzie miłość drugiego: człowieka i Boga. Odkrywamy

wartość i głębię życia, doświadczając miłości ludzkiej i Bos-

kiej. Ludzka pomoc, troska i życzliwość powinny naprowadzić

skrzywdzonego na odkrycie źródła miłości, którym jest Bóg.

Ostatecznie bowiem Jego bezinteresowna i bezwarunkowa miłość

przywraca człowiekowi pragnienie życia, przygaszone z powodu

ran doznanych w miłości od ludzi. Wielkie zranienia w ludzkiej

miłości mogą być leczone tylko w relacji do nieskończonej miło-

ści Boga.

Miłość Stwórcy odkrywamy powoli. Drogą do niej jest lektura

Pisma świętego, refleksja osobista, modlitwa, uczestnictwo w

sakramentach, kierownictwo duchowe, życie rodzinne, przyjaźń

ludzka. Wszystko to dzieje się w ramach wspólnoty Kościoła.

Wspólnota Kościoła pomaga nam stopniowo odkrywać różne "strony"

tajemnicy Boga. Miłość Boga jest "zbyt wielka", byśmy mogli

ogarnąć ją w jednej chwili, w jednym akcie poznania. Boga po-

znajemy w miarę naszego wzrastania w życiu duchowym. Możemy

więc mówić o etapach, stopniach w odkrywaniu Boga i Jego miłoś-

ci. Bóg ofiaruje nam całe życie, byśmy mogli przenikać Jego ta-

jemnicę i Jego nieskończoną miłość.

Doświadczenie chrześcijańskiego życia duchowego rozpoczyna

się zatem nie od poznawania zobowiązań i ciężarów religijnych,

ale bezinteresownej miłości. Pierwszą tajemnicą chrześcijaństwa

jest bowiem fakt, że Bóg (tak) umiłował świat, że Syna swego

Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął,

ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na

świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został

przez Niego zbawiony (J 3,16-17).

Pierwszą prawdą chrześcijaństwa jest zatem miłość, którą je-

steśmy kochani za darmo. Życie człowieka jest owocem tej miłoś-

ci. Istniejemy dzięki miłości. Bóg zaprasza nas do jej przyję-

cia i wcielania w życie. Chrześcijańskie życie duchowe rodzi

się w kontemplacji miłości Boga, objawionej w Jezusie Chrystu-

sie. Św. Jan Ewangelista zachęca nas do zachwytu nad bezintere-

sowną miłością Boga: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Oj-

ciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi

jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.

Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie

ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do

Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3,1-2).

Powinniśmy często zadawać sobie pytanie: Do jakiego Boga się

modlimy? Z czego zbudowany jest nasz obraz Boga? Ile w naszym

doświadczeniu Boga jest poczucia winy, lęku o siebie, lęku

przed karą, chęci bycia "w porządku", a ile rzeczywistego do-

świadczenia bezinteresownej miłości? Nie doświadczymy wielkiego

zapału, entuzjazmu życiowego, jeżeli nasz obraz Boga będzie

przede wszystkim budził w nas lęk i poczucie winy.

Kiedy myślimy o Bogu i Jego woli, wtedy naszym pierwszym od-

ruchem powinna być nie obawa, czy jesteśmy wobec Niego "w po-

rządku", ale świadomość, że jesteśmy przez Niego kochani odwie-

czną i nieskończoną miłością. Matka, która małemu dziecku sta-

wia najpierw surowe wymagania zamiast je otoczyć czułą opieką i

miłością, będzie je głęboko ranić. Dziecko nie zrozumie wymagań

matki i ojca, kiedy nie czuje się przez nich kochane. Podobnie

każdy człowiek przed Bogiem: jeżeli nie poczuje się przez Niego

kochany, to nie będzie w stanie rozumieć sensu Jego przykazań,

nakazów i zakazów.

Miłość Boża jest wymagająca, niekiedy nawet bardzo, ale wy-

magania te przychodzą w odpowiednim czasie i na odpowiednim

etapie ludzkiego rozwoju. W życiu duchowym trzeba zatem naj-

pierw odkryć, iż jesteśmy kochani, by móc pokonać w sobie po-

wracające pytanie, dyktowane lękiem: Czy jestem "w porządku"

wobec Boga? Bóg kocha nas także wówczas, kiedy nie jesteśmy wo-

bec Niego "w porządku". To właśnie doświadczenie Jego miłości

wprowadza w nas porządek, harmonię i ład. Jego miłość oczyszcza

nas i leczy z poczucia krzywdy, która jest zawsze wyrazem nie-

ładu w miłości.

Powinniśmy często szukać w Biblii, tak Nowego, jak i Starego

Testamentu, tych miejsc, które objawiają nam bezinteresowną mi-

łość Boga. Nie jest prawdą, że Bóg objawia swoją miłość tylko w

Nowym Testamencie. Również w Starym Testamencie jest wiele fra-

gmentów opowiadających o nieskończonej i bezinteresownej Boga

miłości do człowieka. Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja

was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy (Iz 66,13).

Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede

Mną - mówi pięknie prorok Izajasz (Iz 49,16). Czułe wyznanie

miłości Jahwe do człowieka znajdujemy także u proroka Jeremia-

sza: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim

przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów

ustanowiłem cię (Jr 1,5). Bóg ukształtował nas w łonie matki,

nieustannie nosi nas na obu swoich dłoniach. Kocha nas pełną

miłością - miłością matki i ojca. Głęboka świadomość, że życie

jest darem miłości Boga, że otoczone jest Jego miłością i jest

w Jego mocnych rękach, staje się ważnym źródłem pozytywnego

stosunku człowieka do życia. Powinniśmy pytać siebie: Jaki jest

nasz obraz Boga? Czy przeżywamy na co dzień prawdę, iż Bóg "wy-

rył nas na obu swoich dłoniach"? Czy doświadczamy w życiu po-

cieszenia Bożego, szczególnie w chwilach trudnych? Czy wyraźnie

wiążemy wartość naszego życia z miłością Boga?

4. Pokonanie podejrzliwości

Aby móc zaufać miłości Boga, która rodzi nas do życia, ko-

nieczne jest pokonanie w sobie podejrzliwości. Zranienia w mi-

łości rodzą w człowieku głęboką obawę przed dalszymi ranami.

Podejrzliwość jest pewną formą lęku przed kolejnym odrzuceniem

w miłości. Nasza podejrzliwość jest związana najczęściej ze

skrzywdzeniem wyniesionym z domu rodzinnego, ze środowiska ró-

wieśniczego czy też środowiska szkolnego. Podejrzliwość jest

odruchową, bezrefleksyjną formą obrony przed kolejnym zranie-

niem w miłości. Podejrzliwość blokuje spontaniczne ludzkie re-

lacje wzajemnej życzliwości, sympatii, przyjaźni i miłości;

izoluje człowieka; zamyka go w sobie. Podejrzliwość czyni czło-

wieka smutnym; zabija radość życia.

Nasza cywilizacja jest naznaczona podejrzliwością. "Minęło

zaledwie 140 lat - pisze Robert Bly - od zapoczątkowania pracy

fabrycznej na Zachodzie, (...) a w przeciągu tego okresu z każ-

dym pokoleniem słabną więzi ojca z dziećmi. Kiedy syn nie widzi

miejsca pracy swego ojca, bądź tego, co on wytwarza, czy może

sobie wyobrazić ojca jako bohatera, jako bojownika? (...) Odpo-

wiedź Alexandra Mitscherlicha jest smutna: to puste miejsce za-

jmują demony podejrzliwości. Demony te, niewidzialne, ale roz-

mowne, zachęcają do podejrzliwości wobec wszystkich starszych.

Podejrzliwość taka prowadzi do rozbicia wspólnoty starszych i

młodszych mężczyzn. (...) Muzyk rockowy nie bez cienia złośli-

wości gra muzykę, której jego dziadek nigdy nie zrozumie".

Człowiek zraniony w miłości, który pragnie rzeczywistego

uzdrowienia wewnętrznego, musi zauważyć własną nieufność - po-

dejrzliwość i przyjąć ją jako ranę własnego serca. Ranę tę po-

winien z pokorą wyznać przed Bogiem, by móc pokonać ją najpierw

we własnym sercu. Zwycięstwo wewnętrzne nad podejrzliwością

otworzy mu drogę do pokonania jej w relacji z bliźnimi.

Jeżeli w pewnym momencie życia podejrzliwość nie zostanie w

człowieku przekroczona, to będzie rozwijać się i rosnąć razem z

nim. I tak podejrzliwość dziecka, nastolatka wobec jego włas-

nych rodziców staje się - w miarę upływu lat - podejrzliwością

rodzica wobec dziecka. Podejrzliwość podwładnego wobec przeło-

żonego z czasem staje się podejrzliwością przełożonego wobec

podwładnych. Podejrzliwość ucznia wobec nauczyciela staje się z

czasem podejrzliwością nauczyciela wobec uczniów. Nierzadko z

podejrzliwością patrzymy na każdy autorytet, ponieważ wydaje

nam się - i to jest właśnie podejrzliwość - iż chce on nas

zniewolić, ograniczyć, poniżyć, wykorzystać. W społeczeństwie

jest ogromnie dużo podejrzliwości wobec polityków i ludzi wła-

dzy. Jest też wiele podejrzliwości wobec Kościoła. Wielu sądzi,

że Kościół, głosząc Dobrą Nowinę i zasady moralne z nią związa-

ne, kieruje się nieczystymi motywami: szuka władzy, wpływów,

interesów, pieniędzy itp. Wielu podejrzewa Kościół o nieczyste,

ukryte intencje.

Podejrzliwość ludzka jak cień pada także na samego Boga. To

właśnie z niej rodzą się w chwilach trudnych pytania pełne

nieufności: Czy Bóg może mi przebaczyć tak ciężkie grzechy? Czy

Bóg mnie kocha, skoro tak bardzo cierpię? Czy On naprawdę jest

miłością, jeżeli na świecie jest tyle cierpienia? Czy istnieje

Boża sprawiedliwość, jeżeli tak okrutnie cierpią niewinne dzie-

ci? Są to tylko niektóre pytania, jakie rodzą się w nas pod

wpływem podejrzliwości wobec Boga i Jego miłości.

Aby zaufanie stało się możliwe, nasza podejrzliwość musi zo-

stać pokonana. Jeżeli istnieje choćby jej cień w naszym sercu,

to wówczas wszystko, co przyjmujemy od Boga i ofiarujemy Mu,

zostaje nią "zatrute". Także wtedy, kiedy dobrze się nam powo-

dzi, rodzi się w nas podejrzliwość: Czego Pan Bóg zażąda od nas

za chwile powodzenia i ludzkiego szczęścia? Jaki krzyż nam póź-

niej ześle?

Podejrzliwość, która objawia się w relacji do Boga i czło-

wieka, ujawnia się także w stosunku do samego siebie. Wielu

młodych ludzi, niepewnych siebie, nieustannie podejrzewa się o

złe zamiary i intencje. Nie umie żyć w pokoju i radości wewnę-

trznej, ponieważ ciągle musi walczyć z obawami, zbytnią troską

o siebie i swoją przyszłość, których źródłem jest ich własna

podejrzliwość. Podejrzliwość każe im nieraz stawiać sobie wyma-

gania, całkowicie ich przerastające. Wymagania te bywają nieraz

wręcz nieludzkie.

Podejrzliwość wobec siebie i wobec Boga uniemożliwia nam

prawdziwe doświadczenie wiary. W podejrzliwości bowiem człowiek

nie umie przyjmować bezinteresownego daru. Usiłuje natychmiast

za niego płacić, wynagradzać. W konsekwencji, relacje z Bogiem

naznaczone zostają interesem, a życie duchowe staje się jednym

wielkim handlowaniem z Bogiem. Człowiekowi wydaje się wówczas,

iż za wszystko winien Panu Bogu zapłacić i wszystko sobie u

Niego wykupić. Jeśli nie umiemy przyjmować darów, ale usiłujemy

płacić Bogu za wszystko, to równocześnie sami nie jesteśmy w

stanie bezinteresownie dawać. Podejrzliwość jest wrogiem bezin-

teresowności.

Postawmy sobie pytania o naszą podejrzliwość: Jaka była moja

podejrzliwość w przeszłości, a jaka jest dzisiaj? Z jakich zra-

nień życiowych może ona wypływać? Wobec jakich osób spontanicz-

nie rodzi się we mnie podejrzliwość? Ile jest podejrzliwości

wobec osób, z którymi żyję na co dzień: wobec ojca, matki, mę-

ża-żony, własnych dzieci, rodzeństwa, innych członków rodziny?

Czy nie nosimy w sobie podejrzliwości wobec naszych sąsiadów,

kolegów z pracy, wspólnoty parafialnej, duszpasterzy? Trzeba

nam prosić Boga, byśmy mogli dostrzec naszą podejrzliwość, wy-

znać ją i stopniowo pokonywać we własnym sercu.

Pytajmy, jak bardzo podejrzliwość nadszarpnęła nasze więzi z

najbliższymi. Jak wpłynęła na nasze relacje z Bogiem? Czy moja

podejrzliwość nie osłabia mojego poczucia własnej wartości? Czy

nie staje się źródłem bezradności, niewiary we własne siły?

Prośmy Boga, abyśmy przyjęli naszą podejrzliwość jako ważne za-

danie życiowe, jako miejsce zmagania się o głębsze życie ducho-

we, jako miejsce naszego wzrostu zaufania do Boga, do siebie i

do bliźnich.

5. Przyjmowanie odpowiedzialności za życie

Wewnętrzne zmagania o uzdrowienie wewnętrzne domagają się

nie tylko pokonania podejrzliwości, ale także głębokiego poczu-

cia odpowiedzialności za swoje własne życie. Jeżeli osoba

skrzywdzona nie ma przemienić się - niemal automatycznie - w

krzywdziciela, to musi wziąć swój własny los w swoje ręce. Nie

może pozwolić, by kierowały nią jej własne nie kontrolowane od-

ruchy oraz niedojrzałe nawyki i przyzwyczajenia.

Odpowiedzialność za życie wyraża się między innymi w uświa-

damianiu sobie własnych postaw, zachowań i reakcji oraz wzięciu

za nie odpowiedzialności moralnej. Łatwe, kierowane egoizmem,

poddanie się nie kontrolowanym odczuciom skrzywdzenia, żalu,

gniewu, odwetu, nienawiści i przelewanie tych uczuć na bliźnich

(nieraz "ducha Bogu winnych") jest zachowaniem niemoralnym.

Człowiek zraniony powinien czuć się odpowiedzialny za swoje wy-

bory, decyzje i czyny. Odpowiedzialność za życie każe przyjąć

skrzywdzenie jako szczególną, nieraz bardzo bolesną okazję do

wewnętrznej walki o zwycięstwo ducha nad ciałem (por. 1 Kor

15,50), dobra nad złem (por. Rz 12,21), moralności nad niemora-

lnością. Jeżeli skrzywdzenie nie zostanie przyjęte w ten spo-

sób, staje się okazją do niewierności wobec Boga i do wyrządza-

nia krzywdy innym.

Krzywdzenie innych jest grzechem. Grzech krzywdy wyrządzonej

bliźnim nie może być traktowany jako omyłka, przypadkowy błąd,

chwila nieuwagi. Grzech jest brakiem odpowiedzialności za włas-

ne decyzje i wybory życiowe. Istotą grzechu jest zamykanie się

na Boga i jego miłosierdzie oraz krzywdzenie bliźnich.

Istotą odpowiedzialności za swoje własne życie jest słucha-

nie Boga i odpowiadanie Mu na Jego wezwania. Dopiero zawierze-

nie swego życia Stwórcy daje człowiekowi możliwość przyjęcia

pełnej odpowiedzialności za nie. Odpowiedzialność każe nam zre-

zygnować z usprawiedliwiania własnego grzechu. Grzechu nie da

się wyjaśnić trudną przeszłością, niepewną teraźniejszością czy

też lękiem przed przyszłością. Grzech domaga się rezygnacji z

szukania winnych.

Trzeba jednak mocno zaznaczyć, iż uwalniamy się od zakłama-

nia i dochodzimy do prawdy o naszej grzeszności nie tylko po-

przez autorefleksję, ale także poprzez rozważanie słowa Bożego.

Prawdziwe doświadczenie grzeszności nie jest owocem wpatrywania

się we własne słabości i ułomności. To Duch Boży działający w

słowie Bożym przekonuje nas o grzechu i potrzebie miłosierdzia

Boga. On zaś (Duch Święty), gdy przyjdzie, przekona świat o

grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie - powie św. Jan (J 16,8).

Doświadczenie własnego grzechu jest owocem kontemplacji Boga

i Jego miłości. W spotkaniu ze świętością Boga ujawnia się na-

sza grzeszność; w zetknięciu z Jego sprawiedliwością ujawnia

się nasza niesprawiedliwość; w kontemplacji Jego dobroci ujaw-

nia się krzywda wyrządzona bliźnim i sobie samemu.

Świętość Boga, która odsłania grzech przed człowiekiem, ob-

jawia się jednocześnie jako źródło miłosierdzia, przebaczenia i

pojednania. Dlatego też chrześcijańskie doświadczenie grzechu,

jeżeli jest autentyczne, nie odbiera człowiekowi nadziei. Wręcz

odwrotnie. Otwiera nam perspektywę na przyszłość. Słowo Boże,

objawiające nam nasz grzech, ukazuje jednocześnie, w jaki spo-

sób powinniśmy brać odpowiedzialność za nasze życie, aby czynić

je dojrzalszym, lepszym, szczęśliwszym, także w ludzkim wymia-

rze.

Pytajmy o nasze poczucie odpowiedzialności za życie na po-

szczególnych jego etapach: w okresie dorastania, w latach mło-

dzieńczych, w wieku dorosłym. Co świadczy o podejmowaniu odpo-

wiedzialności za moje życie? Co było wyrazem pewnej lekkomyśl-

ności wobec życia? Czy nie niszczyłem swojego życia nałogami?

Jaka jest dziś troska o moje życie? Czy mój styl życia: praca,

odpoczynek, modlitwa, stosunek do ciała jest rzeczywiście wyra-

zem troski o moje życie?

6. Doświadczenie miłosierdzia Bożego

Postawa odpowiedzialności za życie otwiera nas na głębsze

doświadczenie miłości Boga. Bezinteresowna miłość Boga jest je-

dnocześnie miłością wymagającą, trudną. Ona stawia przed nami

ważne i odpowiedzialne zadania. Bóg, jako najlepszy Pedagog i

Nauczyciel, swoją miłością zaprasza nas do wysiłku i pracy dla

własnego szczęścia oraz dla dobra tych, których powierza naszej

trosce i miłości. W razie potrzeby zaś upomina i karci tak, jak

czyni to dobry ojciec.

Przyjmowanie przebaczenia Bożego nie może być konsumowaniem

miłosierdzia Bożego. Bóg przebacza grzechy, ale jednocześnie

zaprasza człowieka do ofiarnej miłości. Z przebaczeniem pełnym

miłosierdzia (Ja ciebie nie potępiam) grzesznik otrzymuje pole-

cenie: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (J 8,11). Wraz z

łaską uzdrowienia Jezus nie obawia się udzielić choremu wyraź-

nej przestrogi: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci

się coś gorszego nie przydarzyło (J 5,14). Jeżeli słowa te

przyjmujemy w kontekście bezinteresownej miłości Boga, to one

nas nie ranią. Upomnienie może ranić tylko wówczas, kiedy jest

przeżywane jako wyraz odrzucenia. Ojcowska miłość Boga objawio-

na w Jezusie przestrzega nas, upomina, wzywa do wysiłku ducho-

wego, ale nigdy nas nie potępia. Gdybyśmy zatrzymali się na do-

świadczeniu Boga, który kocha za darmo i niczego nie wymaga,

łatwo moglibyśmy uczynić z chrześcijaństwa tanią religię hippi-

sów.

Czego Bóg od nas wymaga? Po pierwsze, wymaga słuchania: Pie-

rwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden (Mk

12,29). Słuchanie jest pierwszym nakazem Boga. Po drugie, wyma-

ga odpowiedzi: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim

sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą

(Mk 12,30). Odpowiedź na miłość Stwórcy wyraża się nie tylko w

relacji do Niego, ale także w relacjach międzyludzkich: Drugie

jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.

Nie ma innego przykazania większego od tych (Mk 12,31).

Istotą odpowiedzialności chrześcijańskiej jest nie formalna

obowiązkowość, ale nieustanne udzielanie odpowiedzi Bogu na Je-

go słowo kierowane do nas. Słowo Boga jest słowem miłości i od-

powiedź powinna być także odpowiedzią miłości. Może zbyt często

traktujemy Pana Boga jak Świętego Mikołaja, który pracuje cały

rok, rozdając wszystko wszystkim za darmo. Prawdziwa "miłość

polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby

miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, al-

bo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i

znów wzajemnie, żeby umiłowany udzielał miłującemu" (ĆD, 231).

Człowiek, nasyciwszy się bezinteresowną miłością Boga, spon-

tanicznie pyta: Co ja daję Bogu? W rozważaniach o grzechu św.

Ignacy Loyola zachęca rekolektanta, aby "wyobrażając sobie

Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozma-

wiać z Nim, pytając go, jak to On, będąc Stwórcą, do tego do-

szedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł

do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy" (ĆD, 53).

Następnie zaś autor Ćwiczeń duchownych każe przyjrzeć się sobie

i pytać: "Com ja uczynił dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystu-

sa? Com powinien uczynić dla Chrystusa? I tak widząc go w takim

stanie przybitego do krzyża, rozważyć to, co mi się wtedy nasu-

nie" (ĆD, 53).

Doświadczenie sakramentu pojednania powinno być nie tylko

przyjmowaniem miłości, ale również ofiarowywaniem jej Jezusowi

i naszym bliźnim, szczególnie zaś tym, którzy nas zranili bra-

kiem miłości wobec nas. Ofiarowanie przebaczenia, które jest

dawaniem miłości "naszym winowajcom", jest tak istotne, iż Je-

zus zastrzega się, że przebaczenie Boga będzie skuteczne tylko

pod warunkiem udzielenia im wpierw naszego przebaczenia.

7. Dojrzałość sumienia

Z doświadczeniem odpowiedzialności za siebie i swoje czyny

wiąże się w sposób ścisły dorastanie do coraz pełniejszej doj-

rzałości sumienia. Do prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego ko-

nieczne jest dojrzałe sumienie. Nierzadko zdarza się, iż osoba

skrzywdzona żyje w ciągłym chorym poczuciu winy wobec Boga i

osób, które ją skrzywdziły, co nie pozwala jej wypowiedzieć do

końca swojej krzywdy. Obawia się, iż opowiadanie innym o dozna-

nych krzywdach jest wyrazem braku miłości, nielojalnością czy

też obmawianiem. Długie dotkliwe doświadczanie krzywdy często

zniekształca ludzkie sumienie. Krzywda może czynić sumienie

niepewnym, lękliwym, nadwrażliwym. Bardzo wiele zależy jednak

od wolności człowieka i jego postawy wobec cierpienia. Kiedy

osoba skrzywdzona nie podejmuje problemu krzywdy, wtedy owo

niepewne i lękliwe sumienie z czasem może stać się nieczułe,

niewrażliwe, zatwardziałe. Pod wpływem przewlekłej krzywdy,

która nie zostanie wewnętrznie przezwyciężona, człowiek staje

się nieraz uczuciowo twardy. Wraz z twardnieniem ludzkiej emo-

cjonalności, zwykle twardnieje również jego sumienie.

Doświadczenie skrzywdzenia domaga się pracy nad dojrzałością

własnego sumienia. Sumienie dojrzałe jest jednocześnie sumie-

niem prawym, czułym i wrażliwym. Prawość sumienia, uczciwość

wewnętrzna jest pierwszym zasadniczym warunkiem prawdziwego

uzdrowienia wewnętrznego. Prawość wewnętrzna wymaga "przede

wszystkim tego, aby człowiek odrzucił pozory, wyzbył się zafał-

szowań, aby odnalazł się w całej swojej wewnętrznej prawdzie.

Jest to prawda jego sumienia. Człowiek musi uwolnić się od

wszystkiego, co mu nie pozwala tej właśnie prawdzie, swojej we-

wnętrznej prawdzie, spojrzeć w oczy" (Jan Paweł II).

W doświadczeniu głębokiej krzywdy prawda jest bardzo boles-

na. I nie każdego z nas stać, aby od razu z całą odwagą i zaan-

gażowaniem spojrzał prawdzie w oczy i uznał: "Sam jestem winny

temu, że czuję się nieszczęśliwy, nie kochany, odrzucony". Boi-

my się prawdy o nas samych, ponieważ obawiamy się trudu, ofiary

i cierpienia, które konieczne są do zmiany naszego życia. Woli-

my nieraz udawać. Ojciec Święty rozumiejąc tę trudność stwier-

dza, że "nawet przelotne, doraźne spojrzenie w oczy wewnętrznej

prawdzie człowieka jest już osiągnięciem". Jest to bardzo "lu-

dzkie" i jednocześnie bardzo pocieszające stwierdzenie. Odbija

się w nim dogłębne rozumienie człowieka: wielkości jego prag-

nień, ale także jego kruchości i lękliwości wewnętrznej.

W towarzyszeniu - w ramach kierownictwa duchowego lub tera-

pii - człowiekowi zranionemu należy bardzo się strzec "zdziera-

nia" masek na siłę. Człowiek odarty z maski wbrew swojej wolno-

ści czuje się przede wszystkim upokorzony i nie jest to doświa-

dczenie, które podnosiłoby go na duchu. Nie pomaga się człowie-

kowi, kiedy się go upokarza i poniża.

Istnieją pewne formy terapii, które stawiają sobie za cel

odsłonięcie przed człowiekiem jego niedojrzałych mechanizmów

obronnych, którymi usiłuje on ustrzec się przed kolejnym zra-

nieniem. Pomoc człowiekowi domaga się ojcowskiej akceptacji,

wsparcia, dyskrecji i zaufania. Prawdą o nas są nie tylko nasze

niedojrzałe mechanizmy obronne, ale także nasza zdolność do

przyjmowania i dawania miłości.

Prawdy uczymy się powoli, stopniowo. Prawda wymaga cierpli-

wości i to zarówno ze strony tego, kto do niej dąży, jak i "pe-

dagoga", który uczy życia w prawdzie. Życie prawdziwsze nie za-

wsze jest łatwiejsze z ludzkiego punktu widzenia. Zły duch,

który ze swej istoty jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa

(por. J 8,44), odwołując się do trudu życia w prawdzie, podpo-

wiada nam, iż stawianie czoła poczuciu skrzywdzenia będzie wią-

zać się w wieczną torturą, męką i wiecznym upokorzeniem. I cho-

ciaż rzeczywiście pierwszy etap wewnętrznego uzdrowienia z po-

czucia krzywdy jest nieraz bardzo bolesny, to jednak z czasem

przychodzi doświadczenie wolności wewnętrznej, porządku, harmo-

nii, które czynią życie ludzkie spokojniejszym i radośniejszym.

Życie w prawdzie jest zawsze życiem szczęśliwym.

Rozdział VI: SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU

Bardzo ważnym rysem chrześcijańskiego życia duchowego na

drodze uzdrowienia z poczucia krzywdy jest przyjmowanie i zno-

szenie cierpienia. Cierpienie jest zwykle najtrudniejszym (a

przez to także najwyraźniejszym) kryterium autentyczności na-

szego ludzkiego i chrześcijańskiego życia. Nasza miłość do lu-

dzi, jak też do Boga sprawdza się w cierpieniu. To właśnie w

cierpieniu najczęściej objawia się głębia naszego zakorzenienia

w Chrystusie i głębia naszych więzi z bliźnimi.

Dzisiejsza cywilizacja walczy z cierpieniem i ucieka od nie-

go za wszelką cenę. Najbardziej chore przejawy naszej cywiliza-

cji są wyrazem ucieczki od trudu życia i od cierpienia. Kiedy

człowiek jednoznacznie neguje transcendentny wymiar ludzkiego

życia, wtedy cierpienie staje się jego największym wrogiem -

większym nieraz od śmierci. Aby uniknąć cierpienia, niektórzy

wybierają raczej własną śmierć. Konsumpcyjny styl życia i zwią-

zane z nim uzależnienia i nałogi wiążą się także w ścisły spo-

sób z próbą uśmierzania cierpienia. Ale im bardziej człowiek

ucieka od cierpienia, tym szybciej ono go dogania. Od cierpie-

nia tak naprawdę nie da się uciec. Nie można go też uśmierzyć,

schować czy ominąć. Trud życia, cierpienia można jedynie umie-

jętnie, mądrze wycierpieć.

1. Krzywda i cierpienie

Doświadczenie krzywdy łączy się z cierpieniem. Im większa

krzywda, tym zwykle większe i głębsze cierpienie. Boimy się

stawiać czoło przeżytym w przeszłości krzywdom, ponieważ oba-

wiamy się przywoływania doznanych cierpień. Obawa przed cier-

pieniem każe nam nieraz pomniejszać doznane krzywdy, racjonali-

zować je lub też ukrywać przed sobą i przed innymi. Takie pode-

jście do krzywdy nie tylko nie przynosi rozwiązania, ale spra-

wia, iż skrzywdzony - nieświadomy motywów swojego działania -

nierzadko odruchowo sam naśladuje tych, którzy go krzywdzili, i

krzywdzi innych.

Aby możliwy był proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia

krzywdy, powinno być głęboko rozeznane podejście osoby skrzyw-

dzonej do cierpienia. Istnieją zasadniczo dwa skrajne i jedno-

cześnie niedojrzałe podejścia do cierpienia.

Pierwsze z nich to próba wyeliminowania każdego cierpienia

za wszelką cenę. Przy takim podejściu do cierpienia może rodzić

się u osoby skrzywdzonej pokusa wyeliminowania cierpienia zwią-

zanego z krzywdą poprzez zbudowanie muru pomiędzy bolesną prze-

szłością a dniem dzisiejszym. Osoba skrzywdzona może też usiło-

wać sztucznie przyspieszyć proces uzdrowienia, aby "wszystko"

odbyło się możliwie bezboleśnie.

Drugim niedojrzałym podejściem do cierpienia jest nadawanie

sensu samemu cierpieniu i koncentracja na własnym poczuciu

skrzywdzenia. Odczucie skrzywdzenia połączone z pielęgnowaniem

go zdaje się nadawać sens ludzkiemu życiu.

W pierwszym podejściu do cierpienia szczęście i powodzenie

życiowe bywa wiązane z brakiem obecności cierpienia. Takie jed-

nak traktowanie cierpienia sprawia, iż człowiek żyje w nieus-

tannym lęku przed cierpieniem. Ów lęk już sam w sobie jest nie-

raz źródłem wielu cierpień. Problem cierpienia domaga się pew-

nej odwagi i mądrości. One pomagają nam rozeznać, z jakim cier-

pieniem należy konsekwentnie walczyć i usiłować je usunąć z na-

szego życia, a które cierpienia trzeba po prostu przyjąć i "od-

cierpieć", ponieważ nie ma na nie innej rady.

Cierpienie bywa "tragicznie trudne" nie tylko wówczas, kiedy

człowiek usiłuje od niego uciec, ale także wtedy, gdy je ubóst-

wia i uznaje za środek prowadzący do zbawienia. To drugie pode-

jście do cierpienia polega na przypisywaniu sensowności cier-

pieniu jako takiemu. Na bazie tej niedojrzałości w podejściu do

cierpienia rodzi się pewien typ "niezdrowej duchowości" (łatwo

dają się w nią wciągnąć ludzie głęboko skrzywdzeni przez ży-

cie), która każe sądzić, iż jakakolwiek przyjemność jest nie-

bezpieczna sama w sobie, a praktyki religijne stają się "poboż-

ne" tylko dlatego, że są przykre i sprawiają ból. Brak odczucia

przyjemności i samo cierpienie uważane bywają wówczas za istot-

ne elementy doświadczenia duchowego. Wielu ludziom wydaje się,

iż są bardziej doskonali tylko dlatego, że wycierpieli więcej

od innych. Jest to bardzo zwodnicze przekonanie. Cierpienie sa-

mo w sobie jest zawsze złe; ono niszczy i zabija. Cierpienie

ludzkie ma sens tylko wówczas, kiedy jest przeżywane w jedności

z cierpiącym Chrystusem.

Uzdrowienie wewnętrzne domaga się bardzo wyważonego, roztro-

pnego i mądrego podejścia do cierpienia. Nie może to być jedy-

nie ludzka mądrość, która kalkuluje, jak uniknąć cierpienia.

Powinna to być także mądrość Boża, której podoba się nieraz po-

służyć się "głupstwem cierpienia i krzyża" (por. 1 Kor 1,18)

dla przyjścia z pomocą człowiekowi w jego drodze do domu Ojca.

Towarzyszenie osobie skrzywdzonej - w procesie uzdrowienia wew-

nętrznego - polega w znacznym stopniu na udzieleniu jej pomocy

w przyjęciu właściwej postawy wobec cierpienia.

2. Mur zapomnienia

Częstą pokusą rozwiązania problemu głębokiego skrzywdzenia

jest próba wymazania go z pamięci. Jest to nieraz obronny od-

ruch ludzkiej psychiki, która usiłuje jakoś radzić sobie z do-

świadczeniem krzywdy.

Wymazanie z pamięci, zapomnienie sprawiają, iż w świadomości

człowieka skrzywdzonego zostaje zbudowany gruby mur między

przeszłością a teraźniejszością. Podobny jest on do przepaści,

jaka dzieli żebraka przebywającego na łonie Abrahama i potępio-

nego Łazarza. Przepaść ta powoduje, że nic nie może przedostać

się z jednej strony muru na drugi (por. Łk 16,26).

Zdarza się, iż osoby głęboko skrzywdzone w domu rodzinnym

nic nie pamiętają z okresu dzieciństwa i bardzo mało z okresu

dojrzewania. Jest to "błogosławiona nieświadomość", dzięki któ-

rej nie cierpią na poziomie świadomości. Bez problemu też kon-

taktują się na co dzień z osobami, od których doświadczyły nie-

raz głębokiej krzywdy.

W procesie uzdrowienia wewnętrznego takie sytuacje są bardzo

delikatne i wymagają ogromnego wyczucia i uważności osoby, któ-

ra udziela pomocy. Zburzenie muru między przeszłością a teraź-

niejszością może stanowić dla takich osób prawdziwą katastrofę

emocjonalną i psychiczną. W takich sytuacjach konieczny jest

najgłębszy szacunek dla człowieka, jego wolności, jego ograni-

czeń, a zwłaszcza dla jego psychicznych oporów stawienia czoła

własnemu poczuciu krzywdy. Trzeba pozwolić takiej osobie - o

ile dokonuje ona takiego, nawet nie do końca w pełni świadomego

i wolnego wyboru - żyć według jej decyzji.

W kierownictwie duchowym czy terapii można człowieka głęboko

skrzywdzić, ukazując mu wbrew jego wolności niedojrzałość jego

zachowań i postaw, i zachwiać tym samym pewną "równowagę" wyni-

kającą z podświadomego ukrywania głębokiego poczucia krzywdy.

Nie są to jednak sytuacje "beznadziejne", jak by się nam mo-

gło nieraz wydawać. Wszelkie przewidywania i kalkulacje kierow-

ników duchowych czy terapeutów co do dalszego losu takiej osoby

są bardzo trudne do przewidzenia. Zdarza się bowiem, nierzadko

pod wpływem głębokiego doświadczenia religijnego, iż człowiek

będący w takiej sytuacji przeżywa nagle głębokie wewnętrzne ol-

śnienie i odkrywa bolesną prawdę o głębi własnego skrzywdzenia.

Mur może legnąć w gruzach dosłownie w jednej chwili. Potrzeba

jednak zwykle długiego czasu, aby osoba skrzywdzona mogła doko-

nać integracji przeszłości z teraźniejszością i z postawą wobec

przyszłości.

Kiedy człowiek skrzywdzony zbudował sobie taki właśnie mur

między przeszłością a teraźniejszością, wtedy ważną radą, ja-

kiej może udzielić mu kierownik duchowy, będzie zachęta do mod-

litwy o prawdę własnego życia. Silne pragnienie życia w praw-

dzie, połączone z modlitwą o światło łaski, może stać się źród-

łem wewnętrznego cudu.

3. Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia

Bywa jednak i tak, iż skrzywdzony dokładnie pamięta wszyst-

kie wydarzenia, fakty (także te najbardziej drastyczne) i całą

atmosferę wieloletniego krzywdzenia, ale nie przeżywa żadnego

bólu w związku z tym doświadczeniem. Patrzy na swoją - nieraz

bardzo bolesną przeszłość - jak na film, który go nie dotyczy.

I chociaż pamięta fakty, to jednak nie pamięta bólu.

Wiele razy rozmawiałem z ludźmi, którzy doświadczywszy gra-

nicznych nieraz sytuacji skrzywdzenia przez najbliższych, opo-

wiadali o swojej przeszłości z uśmiechem na twarzy, zapewnia-

jąc, że cała ta przeszłość nie ma już dziś dla nich większego

znaczenia. Wewnętrzne, "psychiczne zbicia" w doznanej krzywdzie

są nieraz tak głębokie, iż nie pozwalają już człowiekowi odczu-

wać bólu.

Sytuacje takich osób ukazują niezwykły emocjonalny paradoks.

Z jednej strony osoby te deklarują bowiem wielką, szlachetną

gotowość przebaczenia najboleśniejszych wydarzeń życiowych z

przeszłości, z drugiej jednak są zwykle przewrażliwione na swo-

im punkcie. Najmniejsze uwagi czy próby skorygowania ich zacho-

wań spotykają się najpierw ze zdecydowanym lękiem i sprzeciwem,

później zaś z silnym gniewem, złością i agresją. Można bardzo

narazić się takim osobom, gdyby usiłowało się ukazywać im nie-

spójność ich reagowania emocjonalnego.

Jest to również sytuacja bardzo delikatna i trudna. Nie moż-

na takiej osobie uświadamiać jej położenia i budzić w niej

"świadomości cierpienia", którego ona w danym momencie nie jest

jeszcze w stanie znieść. Nie można łamać jej oporów wewnętrz-

nych. Sytuacja takich osób jest jednak trudna. Niebezpieczeńst-

wo polega bowiem na tym, iż nie doświadczając bólu w kontekście

własnego skrzywdzenia z przeszłości, mogą one również nie być

świadome obecnych raniących zachowań w stosunku do innych. Oso-

by te mogą głęboko krzywdzić najbliższych, nie zdając sobie

sprawy z własnego postępowania.

W pewnej rozmowie z człowiekiem dorosłym, który najpierw ja-

ko dziecko był wykorzystywany seksualnie, a następnie sam wyko-

rzystywał nieletnich, usiłowałem obudzić jego sumienie. W odpo-

wiedzi usłyszałem szczególne wyjaśnienie: "Nie wydaje mi się,

aby był to aż tak wielki problem, ponieważ ja nie angażuję się

uczuciowo w te akty". W tym jednym zdaniu, wypowiedzianym spon-

tanicznie, ukazany jest problem ludzi, którzy nie "umieją od-

czuwać cierpienia" z powodu krzywd doznanych w dzieciństwie czy

też w okresie dojrzewania. Problemem tym jest skamieniała emo-

cjonalność, która nie odczuwa już żadnej krzywdy: ani tej do-

znanej w przeszłości, ani też obecnej, wyrządzanej innym.

Podobnie jak w sytuacji poprzedniej, tak i w tym wypadku po-

trzebne byłoby głębokie, ale jednocześnie mądre i uważne zaan-

gażowanie osoby towarzyszącej.

Oprócz wytrwałej modlitwy, życia duchowego wręcz konieczna

wydaje się dobra terapia, dzięki której - w kontakcie z zaufa-

nym człowiekiem - mogłaby zostać obudzona do życia skamieniała

emocjonalność takich osób. Aby pokonać skrzywdzenie, osoby te

musiałyby zgodzić się na to, iż całe cierpienie, jak spiętrzone

fale wody, uderzy na nie w jednym momencie. Musiałyby także

przeczuć, że ich cierpienie z przeszłości nie musi więcej dete-

rminować ich postaw i zachowań. I chociaż uzdrowienie wewnętrz-

ne wymaga od nich dużego wysiłku i zgody na ból, to jednak jego

owocem może być głęboka wrażliwość emocjonalna na innych.

4. Sztuczne przyspieszenie uzdrowienia

Inną nierzadką pokusą uzdrowienia wewnętrznego jest próba

sztucznego przyspieszenia całego procesu leczenia. Ponieważ do-

świadczenie krzywdy jest bolesne, a proces uzdrowienia wymaga

czasu i trudu, dlatego też osoba skrzywdzona bywa kuszona, aby

w procesie przebaczenia i pojednania "pójść na skróty".

Zdarza się także, iż sami duszpasterze lub inni doradcy,

nieświadomi całego procesu i poszczególnych etapów przebaczenia

i pojednania, usiłują nakłaniać swoich wychowanków do dokonania

natychmiastowego przebaczenia i pojednania się z osobami, które

ich głęboko skrzywdziły. Zdarza się czasami słyszeć w konfesjo-

nale oskarżenie skierowane pod adresem penitentów, przyznają-

cych się do żalu i gniewu z powodu głębokiego skrzywdzenia, o

brak miłości wobec osób, przez które czują się zranieni.

Podobnie jak nie da się przyspieszyć gojenia się głębokiej

rany ciała, ale trzeba cierpliwie czekać, by sam organizm pora-

dził sobie ze zranieniem, tak również dzieje się w sferze psy-

chicznej i emocjonalnej. Uzdrowienie z głębokiego poczucia

krzywdy wymaga czasu oraz pomocy ludzkiej i Boskiej. Jak przy

ciężkiej kontuzji ciała przedwczesna aktywność fizyczna naraża

nieraz człowieka na trwałe kalectwo, tak też dzieje się w

uzdrowieniu emocjonalnym.

W każdym procesie uzdrowienia (fizycznego, emocjonalnego czy

duchowego) ludzka wola musi się podporządkować (czy to jej się

podoba, czy nie) pewnym procesom, które wpisane są w ogólne lu-

dzkie prawa, jakim człowiek podlega, a które od niego bezpośre-

dnio nie zależą. I chociaż siła życia oraz głębokie pragnienie

zdrowia staje się bardzo ważnym (nieraz wręcz decydującym)

czynnikiem wyjścia z choroby, to jednak "ludzka wola zdrowia i

życia" jest ograniczona. Człowiekowi nierzadko przychodzi sta-

nąć wobec konieczności podporządkowania się "siłom wyższym", na

które nie ma bezpośredniego wpływu.

Za uleganie złudzeniu, iż skrzywdzenie zostało szybko i "cu-

downie" uleczone, płaci się nieraz wysoką cenę: jest nią przede

wszystkim nadwrażliwość na każdą najmniejszą niesprawiedliwość

czy też ludzką nieżyczliwość i brak akceptacji. Kiedy "przy-

spieszone uzdrowienie wewnętrzne" dokonało się w kontekście re-

ligijnym, wtedy zdarza się, iż ciągłe opowiadanie o "cudzie

uzdrowienia" jest jedynie opowiadaniem o sobie i swoim własnym

odczuciu skrzywdzenia.

Głębokie uzdrowienie wewnętrzne z poczucia krzywdy charakte-

ryzuje się przede wszystkim doświadczeniem wolności wewnętrznej

zarówno wobec swoich krzywdzicieli, jak i własnych ran. Dlatego

też człowiek prawdziwie uzdrowiony wewnętrznie nie potrzebuje

specjalnie opowiadać o bliźnich, którzy go skrzywdzili, ani też

o sobie samym jako szczególnym przypadku uzdrowienia.

4. Koncentracja na własnym cierpieniu

Istnieją osoby, które - także w sytuacji niezbyt nawet głę-

bokiego skrzywdzenia - skłonne są koncentrować się na swoim

cierpieniu. Poprzez wyolbrzymianie go dramatyzują własną sytua-

cję. Osoby te opowiadają nieustannie o swojej krzywdzie oraz o

cierpieniach z nią związanych, niezależnie od tego, jak dawno

miały one miejsce. Szczególne upodobanie znajdują w opowiadaniu

o swoich krzywdach osobom, które dopiero co poznały. Czują ja-

kiś wewnętrzny przymus wtajemniczenia każdego człowieka w świat

swoich cierpień. Jest to swoiste celebrowanie własnego skrzyw-

dzenia. Odczucie krzywdy oraz koncentracja na osobie krzywdzi-

ciela stają się wówczas obsesyjną potrzebą, pobudzającą je do

działania.

I chociaż osoby te zwykle uważają, aby nie ranić innych, to

jednak próba skupienia uwagi wszystkich ludzi na własnym cier-

pieniu sprawia, iż stają się one niewrażliwe na cierpienia in-

nych. Ponieważ zbyt wiele uwagi poświęcają swojemu własnemu

cierpieniu, nie są w stanie dostrzegać cierpienia innych.

Przekroczenie własnego cierpienia domaga się minimum męstwa.

Pozwala ono osobie skrzywdzonej odrywać się od siebie i własne-

go cierpienia, by wychodzić ku innym. Próba nawiązywania więzi

z innymi, szczególnie zaś z osobami cierpiącymi (nieraz o wiele

bardziej), staje się ważnym krokiem do przekroczenia własnego

poczucia krzywdy. Kiedy osoba skrzywdzona dystansuje się do

własnego cierpienia, wtedy staje się bardziej uważna na cier-

pienie bliźnich.

5. Dwa rodzaje cierpienia

Rozeznając naszą sytuację skrzywdzenia, powinniśmy wyróżnić

dwa rodzaje cierpienia, dwa rodzaje "krzyża".

Jedno z nich jest "słuszne", ponieważ stanowi owoc naszych

grzechów (por. Łk 23,41). W takim cierpieniu odbieramy jedynie

uzasadnioną "karę" za nasze uczynki. Tego cierpienia nie możemy

traktować jako "krzyża", który zsyła nam Jezus. Kiedy cierpimy

z powodu naszych konkretnych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas

do wyzwolenia się zarówno z grzechu, jak i cierpienia, które on

rodzi. Doświadczając cierpienia, powinniśmy wejść w badanie na-

szego sumienia, pytając o związek przeżywanego cierpienia z

grzechem: z grzesznym sposobem myślenia, reagowania, a zwłasz-

cza z grzesznymi postawami, przyzwyczajeniami, czynami. Kiedy

cierpimy z powodu działania pod wpływem pychy, kompleksów niż-

szości, lekkomyślności życiowej, uraz, gniewu, zazdrości, roz-

żalenia, buntu wobec ludzi i Boga, wówczas wezwani jesteśmy

najpierw do nawrócenia wewnętrznego. Powinniśmy uznać cierpie-

nia wypływające z naszego grzesznego postępowania za gorzki

owoc naszego własnego działania, z którego Chrystus pragnie nas

uwolnić.

Są jednak w naszym życiu cierpienia, które nie są związane w

żaden sposób z naszą winą i grzechem. Są to cierpienia, które -

podobnie jak w życiu Jezusa - zostają dopuszczone przez Boga.

Jezus cierpi wielką krzywdę od ludzi, choć sam nic złego nie

uczynił. Krzywda, którą wyrządzają nam ludzie, jest naszym pra-

wdziwym krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cie-

rpienia jest wezwaniem nie tyle do nawrócenia, ile raczej do

zjednoczenia z Jezusem i naśladowania Go w cierpieniu i krzyżu.

Cierpienie przyjęte w duchu upodabniania się do Jezusa traci

swą niszczącą moc. Kiedy ofiarujemy Jezusowi doznane krzywdy,

On przyjmuje je na siebie i czyni je znakiem miłości Ojca do

nas. Cierpienie przyjęte z Jezusem, przez Jezusa i dla Jezusa

staje się dla nas miejscem zbawienia siebie i innych. Tak prze-

żywane cierpienie staje się źródłem radości, pokoju i pociesze-

nia. Apostołowie biczowani z rozkazu Sanhedrynu cieszyli się,

że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa (Dz 5,41). Cier-

pienie przyjęte z rąk Jezusa i dla Jezusa jest drogą do pełni

życia - do zmartwychwstania. W ten sposób nasza więź z Chrystu-

sem i nasza miłość do braci oczyszcza się i dojrzewa.

* * *

Modlitwa, którą św. Ignacy ofiaruje nam na początku kontemp-

lacji życia Jezusa w drugim tygodniu Ćwiczeń, jeśli będzie od-

mawiana z pokorą i zaangażowaniem, może pomóc nam pokonać lęk

przed tym, co w ludzkim życiu jest najtrudniejsze, czyli przed

"znoszeniem wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi" i przyjmo-

waniem "wszelkiego ubóstwa, tak zewnętrznego jak i duchowego".

Autor Ćwiczeń zastrzega się jednak, iż jest to modlitwa dla

tych, którzy chcieliby więcej kochać Jezusa i więcej "odznaczyć

się we wszelakiej służbie" dla Niego (ĆD, 97).

"Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej

pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobro-

ci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej i wszystkich

świętych dworu niebieskiego, oświadczając, że chcę i pragnę i

taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku

Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię w znoszeniu

wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie,

tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majes-

tat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu

życia" (ĆD, 98).

Rozdział VII: WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH

1. Pomoc kierownictwa duchowego oraz pomoc terapeutyczna

W procesie przebaczenia i pojednania ludzi żyjących w głębo-

kim poczuciu krzywdy konieczna jest zwykle pomoc osób, które

mogłyby dzielić z nimi ciężar doznanej krzywdy. Pomoc ta powin-

na być dostosowana do sytuacji, wieku, głębi skrzywdzenia oraz

innych ważnych okoliczności. Miejscem takiej pomocy może być

dobrze prowadzone kierownictwo duchowe. W trudniejszych przypa-

dkach konieczna bywa także psychoterapia.

Osoba towarzysząca zranionemu powinna odznaczać się nie tyl-

ko życzliwością i chęcią udzielenia pomocy, ale również odpo-

wiednią kompetencją, dzięki której będzie w stanie udzielić

wsparcia tak duchowego, jak i emocjonalnego.

W głębokich i przewlekłych zranieniach konieczna okazuje się

niekiedy systematyczna terapia. Psychoterapia nie powinna jed-

nak wykluczać pomocy kierownika duchowego. Dla osób wierzących

pomoc kierownika duchowego okazuje się często nie mniej ważna

niż pomoc terapeuty. Pomiędzy obu "instancjami" pomagającymi

osobie zranionej, psychoterapią i kierownictwem duchowym, ko-

nieczne jest ścisłe współdziałanie. Terapeuta powinien dobrze

rozumieć i wspierać pracę kierownika duchowego, a kierownik w

ten sam sposób powinien traktować pracę terapeuty. Takie wzaje-

mne współdziałanie zakłada jednak wyznawanie wspólnego systemu

wartości.

Osoba zraniona, zgłaszając się po pomoc, zwykle nie potrze-

buje zbytnich zachęt do wypowiedzenia swoich bolesnych odczuć i

doświadczeń. Zdarza się jednak, iż, przytłoczona wielością

przeżyć, nie wie, od czego zacząć. Kierownik duchowy lub inna

osoba pomagająca może wówczas - poprzez odpowiednio dobrane py-

tania i uwagi - pomóc jej zwerbalizować doświadczenie zranie-

nia.

Pierwszym darem, jaki towarzyszący może ofiarować osobie

zranionej w procesie jej uzdrowienia wewnętrznego, jest słucha-

nie. Jest ono potrzebne szczególnie wówczas, gdy osoba ta nie

miała sposobności wypowiadania "na bieżąco" bolesnych doświad-

czeń i przez długi okres żyła w wewnętrznej izolacji i zamknię-

ciu. Kierownik i terapeuta powinni okazać się bardzo hojni w

uważnym i cierpliwym słuchaniu.

Oprócz słuchania konieczna jest także postawa rozumienia i

współczucia. Jeżeli nawet osoba skrzywdzona sama popełniła wie-

le błędów, których może w pełni jeszcze nie dostrzega, to towa-

rzyszący nie powinien pospiesznie zwracać jej na nie uwagi.

Osoba, której towarzyszy, powinna najpierw czuć się przyjęta,

zrozumiana i zaakceptowana w swoim skrzywdzeniu i bólu.

Zadaniem osoby towarzyszącej jest dyskretne czuwanie nad

obiektywizmem rozeznania sytuacji osoby zranionej. Kierownik

duchowy powinien jednak zachować się w sposób bezstronny. Nie

jest bowiem jego rolą opowiadanie się po jednej stronie prze-

ciwko drugiej, na przykład po stronie skrzywdzonego przeciw

osobie krzywdzącej. Powinien raczej pozostawić wysiłek obiekty-

wizacji osobistej sytuacji zranienia samemu penitentowi.

Osoba towarzysząca, tak kierownik, jak i terapeuta, w proce-

sie uzdrowienia pełni przede wszystkim rolę świadka. Przyjmuje

zranionego w sposób bezwarunkowy, z całą życzliwością i dobro-

cią, wraz z wszystkimi jego lękami, z nieufnością i poczuciem

winy.

W postawie świadka, w jego słowach, sposobie reagowania,

człowiek zraniony powinien odkryć życzliwą akceptację, miłość i

szacunek. To właśnie przesłanie szacunku i życzliwości jest dla

osoby skrzywdzonej obietnicą, iż ona również może przyjąć i za-

akceptować samą siebie w podobny sposób.

Jednym z ważnych celów pomocy jest doprowadzenie człowieka

zranionego do pełnej akceptacji całego swojego życia. Uzdrowie-

nie domaga się akceptacji własnego życia takim, jakie ono jest

w danej chwili. Dokonuje się to między innymi poprzez oddrama-

tyzowanie własnego problemu. Zanim nastąpi pełne uzdrowienie

wewnętrzne, osoba zraniona musi żyć z własnym doświadczeniem,

nie dramatyzując zbytnio swojej sytuacji.

Wypowiedzenie swoich ran przed świadkiem jest także przygo-

towaniem do wypowiedzenia ich przed Bogiem jako Ojcem, który

otacza zranionych szczególną miłością i troską. Odkrycie Boga

działającego w ludzkich ranach pozwala rozmawiać o nich szcze-

rze i otwarcie. Nadzieję na uzdrowienie wewnętrzne otrzymuje

się nie tyle w relacji z człowiekiem, ile raczej w relacji z

Bogiem. To sam Bóg daje człowiekowi zranionemu wewnętrzną siłę

do pracy nad własnym uzdrowieniem.

W procesie uzdrowienia wewnętrznego osób wierzących kierow-

nik duchowy odgrywa szczególną rolę. Poprzez swoją postawę bez-

interesowności, wolności emocjonalnej oraz modlitwy wstawienni-

czej dzieli się ze zranionym doświadczeniem własnego pojednania

z Bogiem, z bliźnimi i sobą samym. Kierownik pełni wówczas rolę

duchowego ojca, który z jednej strony przyjmuje postawę słucha-

nia, życzliwej akceptacji i współczucia, z drugiej zaś - posta-

wę realizmu i ojcowskiego wsparcia. Powinien być w jakimś sen-

sie ojcem i matk

"Bóg bowiem jest równocześnie ojcem i matką, miłosierdziem i

prawdą, mocą i czułością. (...) Czułość Boga nigdy nie jest

słabością, ponieważ zawsze idzie w parze z Jego mocą. (...)

Trzeba, żeby w taki czy inny sposób ojcostwo i macierzyństwo

Boga było współobecne w jednej osobie przewodnika duchowego"

(AndrLouf).

2. Werbalizacja stanu skrzywdzenia

Wejście w proces uzdrowienia głębokich zranień wyniesionych

z dzieciństwa i okresu dojrzewania budzi zwykle bardzo gwałtow-

ne uczucia: lęk, żal, poczucie krzywdy, zniechęcenie, bezrad-

ność, gniew, pragnienie zemsty. Kiedy zostają one "wywołane",

rozlewają się nieraz na całą osobowość skrzywdzonego. Jak obfi-

te wody wylanej rzeki zalewają całe okolice, podobnie intensyw-

ne uczucia wpływają nieraz na wszystkie reakcje, odruchy i

działania osoby zranionej. Werbalizowanie tych uczuć pomaga je

"skanalizować", ująć, przezwyciężyć. Nabierają one wówczas kon-

kretnego kształtu, przybierają pewną formę - stają się jaśnie-

jsze.

Dzięki werbalizowaniu swoich emocji osoba skrzywdzona może

podchodzić do nich bardziej racjonalnie, bezstronnie, a przez

to także bardziej dojrzale i prawdziwie. Towarzyszący powinien

pomóc osobie skrzywdzonej dostrzegać wszystkie jej uczucia,

także te, których ona jeszcze nie dostrzega, a które mogą mieć

duży wpływ na całe jej zachowanie i postawę. Niekiedy powinien

dyskretnie naprowadzić ją na odkrywanie "drugiej strony medalu"

jej osobistej sytuacji, to jest na jej własną odpowiedzialność

za siebie i swoje postępowanie.

Osoba doświadczająca głębokiego skrzywdzenia powinna mieć

świadomość, iż jej uczucia gniewu, oburzenia czy wręcz nienawi-

ści są sygnałem, iż sama - jeżeli nie podejmie odpowiedzialnoś-

ci za swoje życie - może przemienić się z czasem z ofiary w

krzywdziciela. Osoba zraniona powinna czuwać, by w relacji z

ludźmi nie kierować się jedynie własnymi uczuciami. Powinna też

przezwyciężać koncentrację na własnych emocjach i kierowanie

się jedynie nimi.

Proces uzdrowienia wewnętrznego może być budowany tylko na

prawdzie. Dlatego też osoba skrzywdzona nie może zaprzeczać te-

mu, co odczuwa w świecie własnych uczuć.

Powinna wchodzić we wszystkie doświadczenia uczuciowe: zaró-

wno te łatwe i przyjemne, jak i te przykre i bolesne. Powinna

więc dostrzegać własny lęk, niepokój, odczucie krzywdy, poczu-

cie własnej niższości, zazdrość i inne negatywne uczucia, które

zdają się jej zagrażać i odbierać radość życia.

Powinna też dostrzegać i przyjmować wszystkie te odczucia,

które są dla niej przyjemne i miłe: uczucia pokoju, satysfak-

cji, radości, poczucie własnej godności, dumy itp. Powinna

umieć cieszyć się tym, co jest dla niej po ludzku satysfakcjo-

nujące.

Osoba skrzywdzona "wchodzi" w swoje doświadczenia uczuciowe

nie po to, aby dać się im pochłonąć, ale by móc - w wolności -

"wznieść się" ponad nie, aby nad nimi zapanować. Jej uczucia

nie powinny zdominować jej sposobu myślenia, zachowania, wybo-

rów, działania. Powinna ona też stopniowo uczyć się trwać z wo-

lnością w tych stanach uczuciowych, które są jej "zadane" w da-

nej chwili; z jednej strony w bólu, w buncie, w lęku, w zagro-

żeniu, w gniewie, w smutku, w odczuciu zranienia; z drugiej zaś

w pragnieniu przebaczenia, w chęci pojednania, w fascynacji mi-

łością, w pocieszeniu, w odczuciu przyjemności, w upodobaniu, w

odczuciu własnej godności itp.

Wchodzimy we wszystkie te nasze odczucia, by móc je głębiej

odczytywać, rozeznawać, dokonywać wyboru pomiędzy nimi, i w ko-

ńcu pójść tylko za tymi, które są owocem działania w nas Ducha

Bożego, a przekraczać i opanowywać zaś te, które są przejawem

naszych namiętności i działania ducha złego w nas.

Trwanie w rzeczywistości emocjonalnej, którą przeżywamy,

uczy nas prawdziwej wolności wewnętrznej. Tylko bowiem dzięki

wolności możemy uczynić z naszego świata uczuć (zarówno pozyty-

wnych, jak i negatywnych) miejsce spotkania z Bogiem, z bliźni-

mi oraz miejsce osobistego rozwoju. To dzięki naszej wolności

wszystkie nasze odczucia (przyjemne i nieprzyjemne) stają się

naszą siłą.

Jednym z ważnych warunków uzdrowienia wewnętrznego jest od-

czytanie w prawdzie własnej sytuacji, jak też sytuacji osoby,

przez którą czujemy się zranieni. Obiektywne spojrzenie na całe

swoje życie powinno pomóc osobie skrzywdzonej dostrzec nie tyl-

ko samo skrzywdzenie, ale także własną odpowiedzialność za sie-

bie i swoich bliskich. Odruchowe przerzucanie całej winy za

swoje "poczucie nieszczęścia" na krzywdziciela, szczególnie wó-

wczas, gdy osoba skrzywdzona jest już dorosła, może być po pro-

stu ucieczką od odpowiedzialności za siebie. Uzdrowienie wewnę-

trzne dokonuje się z jednej strony poprzez przebaczenie i poje-

dnanie, z drugiej zaś poprzez podejmowanie coraz pełniejszej

odpowiedzialności za własne życie - takie, jakie ono jest w da-

nej chwili.

3. Czy można zamknąć się we własnym poczuciu skrzywdzenia?

Rodzi się pytanie, czy osoba skrzywdzona może pozwolić sobie

na zamknięcie się w sobie i nie rozmawiać otwarcie i szczerze o

własnym skrzywdzeniu i wszystkich uczuciach, które jej towarzy-

szą - tak negatywnych, jak i pozytywnych.

Z pewnością, tak. Taki może być po prostu jej wybór. Wiele

osób rzeczywiście dokonuje takiego wyboru: zamyka się w sobie z

własnym skrzywdzeniem oraz z tym wszystkim, co z niego wypływa.

Ale jak każdy ludzki wybór, tak i ten ma swoje konsekwencje.

Nie rozpoznane, nie wypowiedziane i nie leczone poczucie skrzy-

wdzenia wciąż w człowieku się rozrasta, powodując, iż stan obo-

lałości wewnętrznej staje się coraz głębszy. Postawy lęku, roz-

żalenia, smutku i gniewu, które już teraz dają o sobie znać, w

miarę upływu czasu pogłębiają się i utrwalają sprawiając, iż

życie staje się coraz większym ciężarem dla siebie samego i dla

innych. Człowiek, który jest ciężarem dla siebie, staje się

zwykle także ciężarem dla innych, szczególnie dla tych, przez

których jest kochany i których sam także pragnie kochać. Jeżeli

człowiek nie pracuje świadomie nad sobą i swoim skrzywdzeniem,

to w miarę upływu lat jego poczucie rozżalenia powiększa się i

daje o sobie znać we wszystkich jego relacjach: z Bogiem, z

bliźnimi, ze sobą samym i ze światem.

Do pracy nad własnym poczuciem skrzywdzenia trzeba zachęcać

przede wszystkim ludzi młodych. O wiele łatwiej jest uleczyć w

sobie poczucie krzywdy w okresie młodości, niż zająć się nim po

dziesiątkach lat. Bardzo trudno jest zrozumieć i zgodzić się na

utrwalone w ciągu długich lat życia poczucie skrzywdzenia, ża-

lu, pretensje do ludzi, popadanie w zniechęcenie, niezadowole-

nie z siebie czy nawet stany depresji. O wiele łatwiej jest na-

tomiast zaakceptować te stany w momencie wchodzenia w życie do-

rosłe. Człowiek bowiem w tym okresie ma jeszcze wiele sił i

energii życiowej, by z odwagą podejmować wszystkie swoje prob-

lemy emocjonalne.

Każde nasze poczucie skrzywdzenia powinniśmy traktować z

najwyższą odpowiedzialnością, jeżeli nie chcemy w przyszłości

krzywdzić innych w taki sposób, w jaki sami zostaliśmy w prze-

szłości skrzywdzeni. To, czego o sobie nie poznamy i nie przy-

jmiemy dzisiaj, jutro możemy przerzucać na tych, którzy nas ko-

chają i których sami pragniemy kochać.

Rozdział VIII: UCZUCIA TOWARZYSZĄCE SKRZYWDZENIU

1. Lęki osoby skrzywdzonej

"Ciąg" silnych uczuć ujawniający się w procesie wewnętrznego

uzdrowienia, chociaż może wydać się jednym wielkim chaosem, ma

jednak określoną dynamikę, pewien "porządek" i chronologię.

Najczęściej "pierwszym" uczuciem, które dominuje w osobie

głębiej zranionej, jest obawa i lęk. Krzywda budzi lęk. Doświa-

dczana w sposób dotkliwy przez długi czas, odruchowo rodzi w

człowieku reakcje, postawy i zachowania lękowe. Przeżyte skrzy-

wdzenie tworzy swoistą urazę do tej formy cierpienia, której

skrzywdzony wcześniej dotkliwie doświadczył. Lęk przed cierpie-

niem może przybierać różne formy: obawy przed powrotem do prze-

szłości, przed upokorzeniem, przed złą opinią ze strony innych,

przed przyszłością itp. Niektórym towarzyszy również obawa, by

nie okazać się niewdzięcznym wobec osób, którym wiele zawdzię-

czają, na przykład wobec rodziców. Lęk o siebie związany jest

zwykle z lękiem przed bliźnimi.

Osoby skrzywdzone nieraz tak mocno utożsamiają się ze swoim

lękiem, iż nie są nawet w stanie uświadomić go sobie. Własne

reakcje i zachowania lękowe odbierają jako "najbardziej słuszne

i racjonalne", ponieważ te reakcje i zachowania bronią je przed

kolejnym cierpieniem. Osoby skrzywdzone nie uświadamiają sobie

wówczas, iż ich poczucie skrzywdzenia jest nieustannie utwier-

dzane i powiększane przez zbytnią wrażliwość na krzywdę, co

sprawia, iż mogą one dopatrywać się jej tam, gdzie jej nie ma.

Lęk człowieka skrzywdzonego przed cierpieniem jest jego wię-

zieniem. Zamyka go w sobie, izolując od świata i od ludzi. W

ten sposób osoba skrzywdzona ogranicza swoje życie. Jeżeli lęk

przed cierpieniem przekracza granice ludzkiej wytrzymałości,

może wręcz stawać się przyczyną samobójstwa. Ludzie nieraz od-

bierają sobie życie, obawiając się kolejnej fali skrzywdzenia i

związanego z nim cierpienia.

Pierwszym istotnym krokiem do wyzwolenia się z krzywdy jest

dostrzeżenie swojego lęku i rozeznanie sposobu, w jaki wpływa

on na codzienne ludzkie życie: na sposób widzenia świata, na

obraz Boga, na stosunek do bliźnich, na codzienne wybory i de-

cyzje.

Lęk jest pewną formą iluzji; zamykając bowiem człowieka w

ciasnym kręgu jego własnych spraw i izolując go od ludzi, daje

mu jednocześnie pewne pozorne odczucie bezpieczeństwa. W wię-

zieniu człowiek może rzeczywiście czuć się bezpiecznie. Ceną

jednak takiego bezpieczeństwa jest całkowita życiowa "wegeta-

cja".

Aby móc przekroczyć poczucie krzywdy, konieczne jest nabra-

nie dystansu do lęku. Skrzywdzony nie powinien jednak chcieć od

razu pokonać wszystkich swoich lęków. Powinien im najpierw uwa-

żnie się przyglądać, rozeznawać je, aby z czasem zdystansować

się do nich. Lęk doznawany po krzywdzie należy traktować jako

bardzo naturalną reakcję. Skrzywdzony nie powinien wstydzić się

swoich lęków, w sposób szczególny zaś obaw przed kolejnym

skrzywdzeniem.

2. Skutki trwania w lęku

Nie pokonane lęki osoby skrzywdzonej utrwalają subiektywne

odczucie krzywdy i cierpienia, a tym samym blokują cały ciąg

innych uczuć, które związane są z doświadczeniem krzywdy, prze-

baczenia i pojednania. Osoba skrzywdzona, zablokowana lękiem,

nie umie wejść w proces uzdrowienia, ponieważ nie wierzy, iż

jest zdolna uporać się z całym gąszczem trudnych odczuć, które

się w niej kłębią. To właśnie ów "kocioł uczuciowy", trzymany

jedynie siłą lęku o siebie i lęku przed innymi, sprawia, że

osoba skrzywdzona jest ciągle zestresowana, zmęczona, drażliwa

i napięta psychicznie.

Uzdrowienie wewnętrzne zaczyna się od otwarcia bram więzie-

nia stworzonego przez własny lęk. Pierwsze, choćby minimalne,

pokonanie lęku daje dopiero możliwość dostrzeżenia dysproporcji

pomiędzy odczuciami lęku przed skrzywdzeniem a rzeczywistym za-

grożeniem krzywdą. Krzywdy doświadczone w przeszłości są "his-

torią", która nie musi się już dziś powtarzać.

Nierzadko zdarza się, iż lęki podopiecznego ujawniają się

także w relacji do osoby kierownika duchowego. Przejawem tych

lęków może być na przykład ukrywanie pewnych informacji o so-

bie, brak szczerości lub oskarżenia wysuwane pod adresem kiero-

wnika. Nabierając dystansu do obaw i lęków penitenta, osoba to-

warzysząca powinna przyjąć postawę większej uwagi, otwartości i

akceptacji. Nie powinna jednak ulegać naciskom emocjonalnym

osoby, której towarzyszy. Kierownik powinien dobrze rozumieć,

iż osoba zraniona wyraża w ten sposób jedynie swój wewnętrzny

opór przed podjęciem własnego problemu, ponieważ obawia się bó-

lu związanego ze zranieniem doświadczonym w przeszłości.

3. Niebezpieczeństwo ucieczki w nałogi

Nagromadzone uczucia lęku, stresu i napięcia psychicznego,

jeżeli nie są rozwiązywane w sposób świadomy i wolny, w sposób

kompulsywny "domagają się" uśmierzenia. Dlatego też nierzadko

stają się one źródłem nałogów. W zależności od wyuczonego spo-

sobu rozładowania napięć pewne osoby, doświadczające głębokiego

uczucia skrzywdzenia, ulegają nieraz nałogom. Nałogi dają im

wprawdzie chwilowe uczucie ulgi emocjonalnej, ale bynajmniej

nie rozwiązują problemu. Wręcz odwrotnie - raczej go pogłębia-

ją. Często źródłem alkoholizmu lub narkomanii ludzi młodych

jest właśnie głębokie poczucie skrzywdzenia, szczególnie w re-

lacji do własnych rodziców. Również nie uporządkowane zachowa-

nia seksualne, szczególnie wówczas, gdy mają one charakter kom-

pulsywny, związane są nieraz z napięciem wywołanym głębokim po-

czuciem krzywdy i odrzucenia.

Oprócz nałogów rolę uśmierzania bólu związanego z poczuciem

krzywdy i odrzucenia mogą spełniać także pewne uzależnienia

psychiczne, na przykład pracoholizm, przejadanie się, uzależ-

nienie od telewizji, realizowanie własnych chorych ambicji,

chciwe "robienie pieniędzy" itp. Nałogi i uzależnienia psychi-

czne, choć chwilowo uśmierzają ból, to jednak nie leczą poczu-

cia skrzywdzenia. Z jednej strony bowiem podtrzymują w człowie-

ku lęk o siebie (ukrywając go coraz głębiej w podświadomości),

z drugiej zaś utrwalają mechanizmy ucieczki przed odpowiedzial-

nością za siebie.

Uleganie nałogom i uzależnieniom jest de facto potwierdze-

niem własnej niemocy i bezradności wobec przymusu psychicznego,

który wydaje się być silniejszy od człowieka. Bezradność wobec

krzywdy łączy się z bezradnością wobec własnych kompulsji pro-

wadzących do nałogów i uzależnień.

Pokonanie skrzywdzenia domaga się stawiania czoła swoim na-

łogom i uzależnieniom psychicznym. Trwanie w nałogach utrwala

jedynie poczucie skrzywdzenia. Ucieczka od własnego życia w na-

łogi i uzależnienia czyni człowieka nieodpowiedzialnym za sie-

bie i za innych. Nieodpowiedzialność ta sprawia, iż w dalszych

kolejach życia skrzywdzony przemienia się w sposób wręcz nie-

zauważalny w krzywdziciela. I tak osoba, która czuje się skrzy-

wdzona przez własnych rodziców, jeżeli nie rozwiąże w sposób

dojrzały problemu swojego skrzywdzenia, może krzywdzić później

własne dzieci.

4. Rozżalenie i gniew

Jeżeli nawet osoba skrzywdzona nie ulega nałogom i uzależ-

nieniom psychicznym, to doświadczenie skrzywdzenia rodzi w niej

nierzadko uczucia rozżalenia i gniewu. Im dłużej i głębiej były

dławione te uczucia w przeszłości, tym łatwiej i mocniej docho-

dzą do głosu w późniejszym okresie życia. Jeżeli pragnie się

pokonać własny stan skrzywdzenia, nie należy uciekać przed tymi

odczuciami, ale trzeba powoli uczyć się wewnętrznej wolności

wobec nich.

Uczucia rozżalenia i gniewu u osób skrzywdzonych skierowane

są często nie tylko w stosunku do "rzeczywistych" krzywdzicieli

z przeszłości, ale nierzadko także do tych osób, które w jakiś

sposób ich dotknęły, choćby nawet przypadkowo. Kiedy bowiem

osoba skrzywdzona ma małą świadomość swojego stanu wewnętrzne-

go, wówczas łatwo przenosi odczucie żalu i gniewu na innych,

"ducha Bogu winnych", ludzi.

Łatwe przenoszenie swojego stanu skrzywdzenia na osoby przy-

padkowe jest jednym z mechanizmów, który najbardziej przeszka-

dza w uleczeniu skrzywdzonej przeszłości. Mechanizm przenosze-

nia krzywdy sprawia, iż osoba skrzywdzona łatwo staje się "ko-

lekcjonerem" krzywdzicieli i krzywdy. Brak delikatności, drobne

nieporozumienia, niespełniona prośba lub życzenie - te i tym

podobne drobne sytuacje konfliktowe z codziennego życia stają

się nierzadko dla osoby skrzywdzonej okazją do wpisania kogoś

na listę swoich krzywdzicieli. "Stare" poczucie skrzywdzenia

bywa wówczas "hojnie" rozdzielane pomiędzy osoby przypadkowe.

Takie zachowanie sprawia, iż wielu ludzi odsuwa się od takiej

osoby. Osoba ta czuje się wówczas jeszcze bardziej opuszczona,

samotna i kolejny raz skrzywdzona. Wyjściem z takiej sytuacji

jest jedynie sięgnięcie do historii własnego skrzywdzenia, by

podjąć próbę uleczenia zranionej przeszłości.

5. Ból skrzywdzenia nie jest wieczny

Kiedy osoba skrzywdzona wchodzi w proces wewnętrznego ule-

czenia z poczucia skrzywdzenia, wtedy wszystkie wymienione wy-

żej uczucia uaktywniają się. Osoba skrzywdzona wszystkie te

uczucia przeżywa wówczas boleśniej niż zazwyczaj. Kierownik du-

chowy, który towarzyszy danej osobie, powinien dyskretnie przy-

pomnieć jej, iż przeżycia te mają charakter przejściowy. Ból

skrzywdzenia i wszystkie negatywne uczucia z nim związane nie

są wieczne. Świadomość zmienności uczuciowej pozwoli osobie

skrzywdzonej nabrać dystansu wobec lęku, rozżalenia i gniewu.

Intensywność przeżywania tych uczuć wskazuje z jednej strony

na głębię doznanych ran, z drugiej zaś na długotrwałe ukrywanie

ich w sobie. Jeżeli osoba zraniona była do tej pory mało świa-

doma swojego zranienia, tym większe zdziwienie może budzić ro-

dzący się w niej żal, gniew i ból. Niektóre osoby mówią wprost

o tym podczas rozmów kierownictwa duchowego: "Nie wiedziałem,

że to tak głęboko we mnie siedzi. Przecież minęło już tyle lat,

dlaczego te przeżycia tak bardzo bolą mnie jeszcze dzisiaj?".

Wszystkie te przykre uczucia osoba zraniona winna przemienić

w jedną wielką modlitwę. Wewnętrzne akceptowanie tych uczuć,

cierpliwe "trwanie w nich", szczere wypowiadanie ich przed kie-

rownikiem duchowym i przed Bogiem na modlitwie, staje się sku-

teczną szkołą świadomości siebie, szkołą szczerego dialogu ze

sobą i z bliźnimi, szkołą dojrzalszego przeżywania swojego ży-

cia.

Wiele osób doświadczających boleśnie swoich skrzywdzeń z

przeszłości zadaje sobie z pewnym niepokojem pytanie: Czy jest

możliwe uleczenie zranień wyniesionych z dzieciństwa oraz z

okresu dojrzewania? Czy możliwe jest przebaczenie wielkich

krzywd, jakich doświadczyło się w przeszłości? Czy możliwe jest

pojednanie z ludźmi, do których czuje się żal z powodu dozna-

nych od nich ran? Kierownik duchowy powinien w takiej sytuacji

dać świadectwo wiary, iż Bóg może dokonać w człowieku "wielkich

rzeczy", o ile pozwoli Mu on działać w swoim życiu.

Jeżeli osoba zraniona nie poddaje się zwątpieniu, ale cierp-

liwie kontynuuje pracę wewnętrzną, to ból stopniowo przemija.

Odczucia żalu, gniewu i złości przemieniają się z czasem w

uczucia bezradności, niemocy i w pragnienie miłosierdzia. Osoba

czuje się wówczas przede wszystkim "biedna", właśnie zraniona.

Zaczyna rozumieć, że istotą jej krzywdy są zranienia innych,

które spadły na nią. Uczucia niemocy i bezradności najlepiej

oddają istotę jej problemu. One też naprowadzają osobę na szu-

kanie najważniejszej pomocy, czyli miłosierdzia Bożego. Ostate-

cznym bowiem lekarstwem na głębokie ludzkie zranienia, szczegó-

lnie zaś wyniesione z domu rodzinnego, jest miłosierdzie Boga

Ojca, który ogarnia wszystkich - zarówno zranionego, jak i ra-

niących - tą samą troską, przebaczeniem i miłością.

Na tym etapie uzdrowienia kierownik duchowy powinien przy-

jmować postawę przejrzystego świadka, który nie zasłania sobą

działania Bożego w duszy osoby zranionej. "Jest rzeczą bardziej

stosowną i o wiele lepszą, aby w (...) poszukiwaniu woli Bożej

sam Stwórca i Pan udzielał się duszy sobie oddanej i ogarniał

ją ku swej miłości i chwale, a także przysposabiał ją ku tej

drodze, na której będzie Mu mogła lepiej służyć" (ĆD, 15). Kie-

rownik duchowy powinien też pozwolić osobie działać według jej

rytmu, jej potrzeb i pragnień duchowych, nie przynaglając ani

też nie zatrzymując jej w pracy wewnętrznej.

Rozdział IX: DYNAMIKA PROCESU UZDROWIENIA

1. Medytacja słowa Bożego

Gdyby osoba skrzywdzona szukała rozwiązywania problemu zra-

nień wewnętrznych jedynie w rozmowie z kierownikiem czy tera-

peutą, byłaby to właściwie pewna forma psychoanalizy, która -

bez głębszego duchowego zaangażowania - mogłaby go hamować w

rozwoju. Jeżeli przedłużającej się psychoanalizie nie towarzy-

szy osobisty wysiłek duchowy, to istnieje niebezpieczeństwo

przejęcia przez "pacjenta" postawy psychoanalityka. Nieustanna

autopsychoanaliza oraz psychoanaliza sytuacji innych bywa wów-

czas traktowana jako pewien "sposób na życie". Nie kończąca się

analiza psychologiczna staje się ucieczką od rzeczywistego zaa-

ngażowania się w pokonanie problemów oraz w prawdziwą odmianę

swojego życia.

Wraz z uważnym słuchaniem kierownik powinien zachęcać zra-

nioną osobę do wypowiadania wszystkich bolesnych doświadczeń

życiowych przed Bogiem. W ten sposób autopsychoanaliza sponta-

nicznie przemienia się w modlitwę. W procesie uzdrowienia wew-

nętrznego to przede wszystkim Pan Bóg ma być Tym, na kogo osoba

zraniona "przenosi" całe swoje cierpienie i od kogo oczekuje

uzdrowienia i wyzwolenia. Wypowiadanie bolesnych uczuć w kiero-

wnictwie duchowym jest jedynie przygotowaniem, by móc je wypo-

wiadać z większą jasnością i wolnością wewnętrzną przed Bogiem.

Takie właśnie stawanie przed Stwórcą, ostatecznym źródłem

życia, prowadzi zranionego do uzdrowienia wewnętrznego. Tylko

sam Pan Bóg może "przekonać" osobę zranioną, iż jej życie ma

sens także wówczas, gdy czuje się ona skrzywdzona, ograniczona

i pełna słabości.

Modlitwa jest istotnym miejscem, w którym dokonuje się praw-

dziwe uzdrowienie wewnętrzne. Cóż bowiem człowiek skrzywdzony

może zrobić ze swoimi bolesnymi emocjami: żalem, poczuciem

krzywdy, odczuciem gniewu, urazy, niepewnością siebie, zagubie-

niem, bezradnością i wszystkimi innymi negatywnymi przeżyciami,

które go dręczą? Komu może je powierzyć? Kto gotów jest przyjąć

cały bagaż jego trudnych doświadczeń?

Słowo Boże, którego człowiek słucha z otwartością, odpowiada

mu na wszystkie najtrudniejsze pytania życiowe. Ono doprowadza

osobę zranioną do najgłębszego źródła uzdrowienia wewnętrznego

- do ojcowskiej miłości Boga, która objawiła się w Jezusie

Chrystusie.

W trakcie systematycznie prowadzonego kierownictwa duchowego

kierownik może proponować penitentowi medytacje tekstów biblij-

nych, które pomogłyby mu lepiej poznać głębię jego zranienia

oraz głębię miłosierdzia i łaski, którą ofiaruje mu Bóg Ojciec

w Chrystusie. Szczególnie owocna może być medytacja nauczania

Jezusa o przebaczeniu i pojednaniu oraz rozważanie cudów uzdro-

wienia. W chwilach szczególnie trudnych dla penitenta kierownik

duchowy może mu podpowiadać rozważanie męki, śmierci i zmartwy-

chwstania Jezusa, poprzez które zbawia On wszystkich - krzyw-

dzących i skrzywdzonych. Utożsamienie się z Jezusem skrzywdzo-

nym, oskarżonym, wyśmianym, poniżonym, niesprawiedliwie skaza-

nym na śmierć, wiszącym na krzyżu - może stać się dla osoby,

która bardzo cierpi z powodu swojego skrzywdzenia, źródłem umo-

cnienia i pociechy.

2. Zasadniczy przełom

Teraz dopiero osoba skrzywdzona gotowa jest naprawdę dotknąć

centralnego nerwu całej choroby: swojej zranionej ambicji, zra-

nionej pychy. Na tym etapie uzdrowienia z poczucia skrzywdzenia

konieczna jest duchowa walka, zmaganie wewnętrzne, które ma do-

prowadzić do jednoznacznej decyzji ukorzenia się przed Bogiem i

otwarcia się na Jego miłosierdzie.

Osoba skrzywdzona winna więc z jednej strony podjąć wielką

pracę, trud i walkę wewnętrzną, aby przekroczyć stan skrzywdze-

nia, z drugiej zaś powinna liczyć na łaskę Boga. Bez tej jedno-

znacznej decyzji proces uzdrowienia wewnętrznego może zostać

zahamowany. Bez głębokiego zaangażowania duchowego wcześniejsze

"olśnienia" o charakterze psychologicznym okazują się zwykle

mało skuteczne. Nawrót "starych emocji" skrzywdzenia, żalu, lę-

ku i gniewu sprawi, iż skrzywdzony łatwo zapomina o swoich nie-

zwykłych psychologicznych odkryciach.

Wielu nie wchodzi w proces uleczenia wewnętrznego właśnie

dlatego, iż nie chce zdecydować się na wewnętrzne ukorzenie się

przed Bogiem, przed sobą i przed bliźnimi. Nie chce poczuć się

biednymi, potrzebującymi miłosierdzia Boga. Ludzie ci odbierają

miłosierdzie ludzi i Boga jako zagrożenie własnego poczucia go-

dności i potwierdzenie własnej słabości.

Człowiek głęboko zraniony przez rodziców, ale jednocześnie

wewnętrznie bardzo dumny, koloryzuje nieraz własne trudne dzie-

ciństwo, dopatrując się w nim jedynie pięknych przeżyć. Pozwala

mu to uratować - we własnych oczach - poczucie dumy i wielkoś-

ci: "Jeżeli mój ojciec był taki wspaniały, to i ja jestem taki

jak on. Jeżeli moja matka tak bardzo mnie kochała, to i ja ko-

cham wszystkich".

Za podtrzymywanie swojej dumy osoba zraniona płaci bardzo

wysoką cenę: jest nią wewnętrzna sztywność, drażliwość na swoim

punkcie, a przede wszystkim uczuciowe zakłamanie. Zraniona am-

bicja nie pozwala bowiem być szczerym wobec siebie i odczytywać

rzeczywistości własnej i cudzej taką, jaką ona jest. Osoba żyje

wówczas w jakimś wewnętrznym przymusie zniekształcania rzeczy-

wistości własnego życia i życia innych. Podtrzymując swoją cho-

rą ambicję, rezygnuje tym samym ze spontaniczności w relacjach

z innymi oraz z wewnętrznej wolności, która pozwala doświadczać

pokoju i radości życia. Człowiek podtrzymujący swoją dumę żyje

w stanie nieustannej "gotowości bojowej", ponieważ patrzy na

cały świat przez pryzmat zagrożenia.

Zasadniczy przełom w uzdrowieniu dokonuje się dzięki przy-

znaniu się do swojej bezradności i ubóstwa oraz dzięki uznaniu

swojej zranionej ambicji. Dostrzeżenie w sobie pokusy pychy

jest wewnętrznym upokorzeniem się przed Bogiem; jest aktem

skruchy i uniżenia się przed Stwórcą; jest powierzeniem się Je-

go łasce. Właśnie to wewnętrzne doświadczenie, które ma charak-

ter duchowy i moralny, jest przełomowe w procesie uzdrowienia.

Jeżeli nawet sam proces uzdrowienia trwa nieraz kilka lat,

to jednak po doświadczeniu powierzenia siebie i swojego skrzyw-

dzenia Bogu nie ma już w zasadzie powrotu do przeszłości. Lęk,

gniew, rozżalenie, pragnienie zemsty mogą jeszcze wielokrotnie

powracać, ale odczucia te nie stanowią już zagrożenia. Nie mają

one już bowiem w sobie niszczącej siły, ponieważ zostały oczy-

szczone z chorej ambicji.

3. Gorąca modlitwa i łaska pocieszenia

Pierwszym owocem wewnętrznego ukorzenia się przed Bogiem

jest pragnienie żarliwej i gorącej modlitwy. Cechuje ją nieraz

determinacja ewangelicznego ślepca: Jezusie, Synu Dawida, uli-

tuj się nade mną! (Łk 18,38). Modlitwa ta nie jest już tylko -

jak miało to miejsce na początku - "opowiadaniem" Panu Bogu o

swoich cierpieniach i udrękach, o doznanych krzywdach i zranie-

niach, ale jest wielkim błaganiem o nieskończone miłosierdzie

Boga, jest dziecięcym otwarciem się na Jego łaskę.

Człowiek upokorzony wewnętrznie łaknie przede wszystkim mi-

łosierdzia. Zdaje sobie bowiem sprawę, iż wraz z nim doświadczy

w pełni pocieszenia, nadziei i pokoju serca.

Podobnie jak samo doświadczenie zranienia ma indywidualny

charakter, tak i modlitwa z nim związana. Zdarza się, iż zra-

niony niemal natychmiast doznaje głębokiego pocieszenia i uspo-

kojenia. Niekiedy łączy się z tym także odczucie wewnętrznego

rozluźnienia, spontaniczności i wewnętrznej wolności. Obawa o

siebie, rozżalenie i gniew rozpływają się jak mgła poranna. Sam

człowiek zraniony dziwi się sobie i temu, co się z nim dzieje.

Uwolnienie od krzywdy dokonuje się wręcz namacalnie.

Z doświadczenia pocieszenia i wolności wewnętrznej rodzi się

potrzeba pojednania się z ludźmi i z Bogiem. Człowiek doświad-

cza nieraz także wielkiej wdzięczności wobec Boga. Samo zranie-

nie bywa wówczas odbierane jako łaska, dar, który pomaga głę-

biej otworzyć się na Boga i Jego miłosierdzie. Osoba zraniona

przeczuwa także, iż jej wewnętrzne cierpienie może stać się bo-

lesną okazją do większego uwrażliwienia się na ludzi cierpią-

cych.

Całe to przeżycie jest odbierane nieraz jako jeden wielki

cud wewnętrzny. Zmianę tę zauważają niekiedy także osoby, z

którymi człowiek ten żyje na co dzień. I chociaż to doświadcze-

nie jest pewną "chwilą" pocieszenia (dłuższą czy krótszą), to

jednak "ta jedna chwila" wywiera często zasadniczy wpływ na ca-

łe życie. Nawroty lęku, rozżalenia, gniewu i złości mają od tej

chwili inny charakter. Odbierane są przede wszystkim jako poku-

sa, "najazd wroga", z którym trzeba nieustannie walczyć. Ta

pierwsza wygrana walka wewnętrzna daje człowiekowi nie tylko

wiarę w łaskę Boga, ale także wiarę w skuteczne jej wykorzysta-

nie przez człowieka.

4. Gehenna wewnętrzna

Nie zawsze jednak modlitwa o miłosierdzie przynosi natych-

miastowe pocieszenie i ukojenie.

Zdarza się nierzadko, szczególnie wówczas, gdy doświadczenie

skrzywdzenia było długotrwałe i bolesne, iż wraz z decyzją uko-

rzenia się przed Bogiem i otwarcia się na Jego łaskę rozpoczyna

się dla skrzywdzonego "wewnętrzna gehenna", "piekło". "Demony"

rozżalenia, poczucia krzywdy, gniewu, pragnienia zemsty są nie-

raz tak głęboko zakorzenione w całej osobowości i tak z nią

zrośnięte, iż nie dają się łatwo usunąć. Doświadczenie skrzyw-

dzenia trwające nieraz wiele lat wpływa silnie na całą osobo-

wość i dogłębnie ją przenika. Uwidacznia się to w reagowaniu

emocjonalnym, w sposobie myślenia, w relacjach z bliźnimi, w

życiu religijnym.

Analiza psychologiczna procesu skrzywdzenia nie gwarantuje

automatycznego rozwiązania problemu. Jeżeli jest ona źle prze-

żywana, może nawet utrudniać proces uzdrowienia. Koncentracja

na doznanych ranach i przeżywanych w związku z nimi uczuciach

może przyczyniać się do utrwalenia niedojrzałych postaw i za-

chowań związanych ze skrzywdzeniem. Lepsze rozumienie własnych

mechanizmów zachowania może dać do ręki osobie zranionej "do-

skonałe narzędzie" manipulowania ludźmi i wikłania ich w swoje

własne problemy. Przedłużająca się psychoanaliza sprawia też

nieraz, iż w relacji z innymi skrzywdzony naśladuje postawę

psychoanalityka, usiłując tłumaczyć ich zachowania i postawy,

także w dziedzinie moralnej i duchowej, zależnościami psycholo-

gicznymi.

Ukorzenie się osoby skrzywdzonej przed Bogiem zakłada goto-

wość głębokiego nawrócenia wewnętrznego. Świadomość psychoana-

lityczna może okazać się wielką pomocą w tym procesie. Głównym

jednak problemem nie są same uczucia, choćby były one najtrud-

niejsze, ale gotowość stanięcia przed sobą i przed Bogiem w po-

stawie prawdy, szczerości i pokory. Decyzja trwania przed Bo-

giem wbrew wszelkim odczuciom jest dla procesu wewnętrznego

uzdrowienia najważniejsza.

5. Ja zaś jestem robak, a nie człowiek

Jak modlić się w tych trudnych nieraz wewnętrznych zmaga-

niach? Jaką zastosować metodę modlitwy?

Rozwiązań jest wiele. Każdy powinien przyjąć takie, które

będzie najlepiej odpowiadać jego sytuacji wewnętrznej. Nie na-

leżałoby z pewnością przyjmować takich metod, które swoją nowo-

ścią skoncentrują uwagę na sobie. Należałoby także uniknąć po-

stawy "biernego" trwania. W walce wewnętrznej konieczna jest

aktywność. Nie może to być jednak wyłącznie aktywność emocjona-

lna. Istotą aktywności na modlitwie jest szukanie obecności Bo-

ga, Jego miłosierdzia, przebaczenia, czułości, dobroci. Aktyw-

ność ta wyraża się również w szczerym odsłanianiu przed Nim

stanu swojej duszy.

Na modlitwie skrzywdzony "wylewa swoją duszę" przed Bogiem.

Nie obawia się opowiedzieć Bogu o wszystkim, co się w niej

dzieje. Przedstawienie stanu swojej duszy powinno jednak łączyć

się z szukaniem obecności Boga i z prośbą o Jego łaskę.

Wzorem modlitwy w sytuacji skrzywdzenia jest psalm 22, któ-

rym Jezus modli się przed śmiercią, a więc w chwili, w której

bierze na siebie i ofiaruje swojemu Ojcu wszystkie ludzkie nie-

prawości i krzywdy. Jezus na krzyżu obarcza się całym złem, ja-

kie na przestrzeni dziejów człowiek wyrządził człowiekowi. W

psalmie 22 przeplata się przedstawianie bolesnego stanu własnej

duszy ze świadomością obecności i działania Jahwe. Psalmista w

bezpośredniej rozmowie z Bogiem przechodzi od opowiadania o

stanie swojej duszy do dziękczynienia za Jego obecność i dzia-

łanie zarówno w całej historii Izraela, jak też w jego osobis-

tym życiu. Rozważanie zaś o działaniu Jahwe zmienia się w poko-

rne błaganie o miłosierdzie. Autor psalmu 22 kończy swoją mod-

litwę, wielbiąc Boga. Krzywda, jakiej doświadcza, staje się dla

niego miejscem objawienia chwały Boga i bolesną okazją do wez-

wania całego potomstwa Izraela do zaufania Jahwe.

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wy-

bawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpo-

wiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju.

A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela! Tobie

zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; do Ciebie

wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu.

Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i

wzgardzony u ludu. Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie pa-

trzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: "Zaufał Panu, niechże

go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje".

Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; Ty mnie czyniłeś

bezpiecznym u piersi mej matki. Tobie mnie poruczono przed uro-

dzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, Nie stój z

dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela.

Otacza mnie mnóstwo cielców, osaczają mnie byki Baszanu.

Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze, jak lew drapieżny i

ryczący. Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie mo-

je kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim top-

nieje.

Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do pod-

niebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci. Bo sfora psów mnie

opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. Przebodli ręce i nogi mo-

je, policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sy-

cą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają

o moją suknię.

Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Pomocy moja, spiesz mi

na ratunek! Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij

moje jedyne dobro, wybaw mnie od lwiej paszczęki i od rogów ba-

wolich - wysłuchaj mnie!

Będę głosił imię Twoje swym braciom i chwalić Cię będę po-

śród zgromadzenia: "Chwalcie Pana wy, co się Go boicie, sławcie

Go, całe potomstwo Jakuba; bójcie się Go, całe potomstwo Izrae-

la! Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani

nie ukrył przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten

zawołał do Niego" (Ps 22,2-25).

Ten etap uzdrowienia wewnętrznego jest prawdziwym darem Bo-

ga, jest łaską. Tylko łaska bowiem może przemienić poczucie

bezradności i niemocy w pokorną prośbę o miłosierdzie. Kierow-

nik duchowy staje się wówczas nierzadko świadkiem prawdziwego

cudu przemiany wewnętrznej. Powinien zachować się wówczas w

sposób delikatny i dyskretny. Powinien też wspomagać modlitwę

penitenta własną modlitwą.

6. Przemiana pod wpływem upokorzenia wewnętrznego

Doświadczenie upokorzenia wewnętrznego pozwala zranionemu

popatrzeć w nowym świetle na własną sytuację i sytuację osób,

które go zraniły. Zaczyna on rozumieć, że jego gniew, złość

jest reakcją "starego człowieka", który odpłaca złem za zło,

nienawiścią za nienawiść, krzywdą za krzywdę. Teraz dopiero wi-

dzi, że poddając się takim uczuciom, pomnaża jedynie zło w so-

bie i wokół siebie. Dostrzega też, iż bezradność i niemoc, któ-

rych doświadcza, były także udziałem jego krzywdzicieli. Odkry-

wa wówczas prawdziwość modlitwy Jezusa: Ojcze, przebacz im, bo

nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Słowa te nie są wyrazem naiw-

nej litości, ale są owocem głębokiego wglądu w serce człowieka.

Uzdrowienie wewnętrzne pozwala wejrzeć w serce, nie tylko w

swoje własne, ale także w serce krzywdziciela. Modlitwa ta, po-

wtarzana z Jezusem, staje się dla osoby skrzywdzonej źródłem

wielkiej pociechy i umocnienia.

Poprzez uzdrowienie wewnętrzne osoba zraniona może pełniej

korzystać z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Właśnie to wej-

ście w doświadczenie miłosierdzia Boga czyni jej serce hojnym i

szlachetnym. W kontakcie z miłosierdziem Ojca niebieskiego ro-

dzi się potrzeba przebaczenia. Przebaczenie przychodzi sponta-

nicznie. Pod wpływem przyjętego miłosierdzia człowiek odkrywa,

że przebaczenie jest jedyną drogą do rozwiązania "całego prob-

lemu".

Rozdział X: UZDRAWIANIE ZRANIEŃ SEKSUALNYCH

Źródłem wielkiego cierpienia dla wielu osób są zranienia w

dziedzinie emocjonalno-seksualnej, jakie miały nieraz miejsce w

dzieciństwie lub też w okresie dojrzewania. Seksualność dziecka

jest bardzo delikatna i krucha. Dlatego też bardzo łatwo można

skrzywdzić dziecko, jeżeli narusza jego seksualną intymność i

ingeruje się w nią. Problemy seksualne w młodości oraz w wieku

dorosłym mają nierzadko swoje źródło w nadużyciach, do których

doszło - w okresie dzieciństwa lub dojrzewania - ze strony osób

dorosłych

1. Nieakceptacja płciowości dziecka

Nieakceptacja płciowości dziecka przez rodziców, czyli odno-

szenie się do chłopca jak do dziewczynki i odwrotnie, jest za-

wsze głęboką krzywdą. Może ona mieć bardzo różne źródła, na

przykład negatywne spojrzenie na ludzką seksualność, jej lekce-

ważenie, brak pełnej identyfikacji seksualnej samych rodziców.

Głębia problemów wynikająca z tego typu zranienia uzależniona

będzie od głębi samej nieakceptacji. Nieakceptacja seksualności

dziecka staje się często źródłem zachwiania całego rozwoju emo-

cjonalno-seksualnego: braku pełnej identyfikacji seksualnej,

niepewności siebie jako kobiety lub mężczyzny, lęków lub też

rzeczywistych skłonności homoseksualnych.

Krzywdzące jest także traktowanie dziecka przez rodziców ja-

ko istoty aseksualnej: brak jakichkolwiek rozmów wychowawczych

na ten temat, udzielanie odpowiedzi nieprawdziwych na pytania o

zabarwieniu seksualnym, utrudnianie dziecku dostępu do potrzeb-

nej mu informacji. Takie zachowanie połączone jest zwykle z ne-

gatywnym spojrzeniem na całą sferę seksualną, które niekonie-

cznie musi wyrażać się poprzez słowa. Ten brak jakiegokolwiek

wychowania seksualnego sprawia zwykle, iż dziecko odkrywa włas-

ną płciowość o własnych siłach, z ogromnym lękiem i poczuciem

winy, stosując - zupełnie nieświadomie - "metodę prób i błę-

dów", czym nieraz bardzo rani siebie.

2. Erotyzowanie świadomości dziecka

Coraz częściej można jednak spotkać wprost przeciwne podejś-

cie. Pod pozorem "wychowania seksualnego" dostarcza się dziecku

bodźców przekraczających jego emocjonalną wrażliwość, na przy-

kład proponuje mu się oglądanie obrazów lub filmów pornografi-

cznych, akceptuje się jego uczestnictwo w "swobodnych rozmo-

wach" osób dorosłych. Taka "liberalna" atmosfera panująca w ro-

dzinie lub w innym środowisku, w którym dziecko przebywa, jest

dla niego raniąca. Dostarcza ona dziecku zbyt wielu wrażeń sek-

sualnych, z którymi jego emocjonalność nie jest w stanie sobie

poradzić. Ten typ skrzywdzenia rodzi często u dziecka - już w

bardzo wczesnym wieku - obsesyjną koncentrację na fizycznej

stronie ludzkiej seksualności.

Dziecko zostaje zranione w dziedzinie seksualnej także wów-

czas, kiedy jest świadkiem doświadczeń seksualnych osób doros-

łych lub też gdy wystawiane jest na sytuacje prowokujące silne

bodźce seksualne: oglądanie nagości osób dorosłych, spanie do-

rastających dzieci w jednym łóżku itp. Naturalne traktowanie

spraw seksualnych w rodzinie domaga się wzajemnej uważności i

dyskrecji. Wstydliwość należy do naturalnych odczuć seksualnych

człowieka. I chociaż warunki mieszkaniowe pewnych rodzin okazu-

ją się często barierą trudną do przeskoczenia, to jednak przy

pewnej uważności rodziców, nawet w bardzo skromnych warunkach,

można stworzyć zarówno dzieciom, jak i rodzicom minimum konie-

cznej intymności w osobistych zachowaniach.

3. Wykorzystywanie seksualne dzieci

Bardzo głębokim zranieniem dziecka jest jakakolwiek forma

seksualnego wykorzystywania go przez dorosłych. Najczęściej

sprawcami tych nadużyć są osoby o skłonnościach do pedofilii

(skłonność seksualna do nieletnich). Pedofilia jest dzisiaj w

wielu krajach problemem społecznym o szerokim zasięgu. Społecz-

ność międzynarodowa coraz pełniej uświadamia sobie krzywdy wy-

rządzane dzieciom poprzez nadużycia seksualne. Głęboką krzywdą

wobec dziecka są zarówno wszystkie próby działań seksualnych,

jak i, tym bardziej, każda forma fizycznego kontaktu seksualne-

go. Im bliższe są więzi emocjonalne dziecka z dorosłym, tym

głębsze i bardziej trwałe jest zranienie w tej dziedzinie. Ja-

kakolwiek próba ingerowania w sferę seksualną dziecka jest za-

wsze wielką krzywdą. Naruszanie wstydliwości dzieci i seksualne

ich wykorzystywanie jest szczególnym "przestępstwem przeciwko

prawdzie osoby ludzkiej. (...) Dzieciom, które są najsłabszymi

członkami naszej społeczności, trzeba zagwarantować poszanowa-

nie wszystkich praw należnych osobie. Trzeba je darzyć miłoś-

cią, otaczać szczególną opieką i szacunkiem. Wszelkie nadużycia

wymierzone w ich godność są zbrodnią przeciwko ludzkości i

przyszłości rodziny".

4. Wielka zbrodnia

Szczególną wielką zbrodnią są wszelkie kazirodcze zachowania

wobec dziecka. Jest to bez wątpienia najcięższe zranienie sek-

sualne dziecka. Kazirodztwo jest tematem społecznie bardzo

wstydliwym. Boją się o nim mówić wszyscy, zarówno ofiary, jak

i, tym bardziej, sprawcy. Zdecydowana większość przypadków ka-

zirodztwa nigdy nie wychodzi na jaw. Przypadki kazirodztwa w

Polsce zdarzają się najczęściej w kontekście nadużywania alko-

holu. "Kazirodztwo jest zapewne najbardziej okrutnym (...) do-

świadczeniem człowieka. Jest ono zdradą najbardziej podstawowe-

go zaufania między dzieckiem a rodzicem. Doprowadza do całkowi-

tego spustoszenia emocjonalnego. Młode ofiary są całkowicie za-

leżne od swoich napastników, gdyż nie mają dokąd ani do kogo

uciec. Opiekunowie stają się prześladowcami, a rzeczywistość

staje się więzieniem pełnym brudnych tajemnic. Kazirodztwo

zdradza samą istotę dzieciństwa - jego niewinność" (Susan For-

ward). W psychologii wyróżnia się także kazirodztwo psychologi-

czne. "Ofiary psychologicznego kazirodztwa mogły nawet nie zos-

tać tknięte palcem, (...) jednakże doświadczyły zamachu na swo-

je poczucie intymności czy bezpieczeństwa. Mam na myśli takie

napastliwe działania jak podglądanie dziecka, (...) czy też ro-

bienie (...) seksualnie jednoznacznych uwag wobec dziecka.

Dziecko cierpi wówczas z powodu tych samych psychologicznych

symptomów co prawdziwe ofiary kazirodztwa. (...) Każdy dorosły

człowiek, który jako dziecko był napastowany, przenosi z dzie-

ciństwa w życie dorosłe poczucie, że jest beznadziejnie (...)

zły i prawdziwie zepsuty. (...) Ofiara odczuwa wstręt na myśl o

seksie. Jest to normalna reakcja na kazirodztwo. Współżycie se-

ksualne wiąże się z niezatartym wspomnieniem bólu i zdrady"

(Susan Forward).

5. Skrzywdzenia seksualne okresu dojrzewania

W okresie dojrzewania młody człowiek nadal narażony jest na

skrzywdzenia w dziedzinie seksualnej. Jedną z form skrzywdzenia

tego okresu jest ingerencja rodziców w sprawy emocjonalno-sek-

sualne nastolatków: próba kontrolowania ich kontaktów z płcią

odmienną, ironiczne aluzje lub wyśmiewanie się z ich pierwszych

sympatii, przykre uwagi o rozwoju seksualnym itp. Takie zacho-

wania odbierane są zwykle jako ingerowanie w intymną sferę

dziecka i młodego człowieka. Bardzo głębokim zranieniem seksua-

lnym w dzieciństwie i w okresie dojrzewania jest zawsze jakako-

lwiek forma przemocy seksualnej lub też gwałtu fizycznego. Ta-

kie doświadczenia powodują ciężkie, głębokie urazy w późnie-

jszym, dorosłym życiu. Wymagają one długiego leczenia i facho-

wej pomocy terapeutycznej.

Każda forma wykorzystania seksualnego dziecka i młodego

człowieka w okresie dojrzewania jest wielką krzywdą. Nadużycia

te zostawiają w dzieciach, nieraz na całe życie, głębokie urazy

psychiczne.

6. Pomoc udzielana ludziom zranionym w dziedzinie seksualnej

Początkiem procesu uzdrowienia w każdej płaszczyźnie ludz-

kiego życia jest przede wszystkim świadomość własnego zranie-

nia. Człowiek może poddać się leczeniu - uzdrawianiu tylko wte-

dy, kiedy czuje się chory, zraniony. Dlatego też początkiem

uzdrowienia w sferze seksualnej jest najpierw dostrzeżenie wła-

snego zranienia. W uzdrowieniu seksualnym ważne jest też odna-

lezienie źródła zranienia oraz osób, z którymi jest ono związa-

ne. Podobnie jak we wszystkich innych typach zranienia, tak i w

tym konieczna jest zwykle pomoc kompetentnej osoby: kierownika

duchowego, niekiedy terapeuty lub innej zaufanej osoby.

Jaki jest cel tej pomocy? Osoba, która pomaga w uzdrowieniu

seksualnym pełni - podobnie jak w sytuacji wszystkich innych

zranień - przede wszystkim rolę świadka. Przyjmuje ona zranio-

nego w sposób bezwarunkowy, z całą życzliwością i dobrocią,

wraz z wszystkimi jego lękami, nieufnością, poczuciem winy, po-

niżaniem siebie. W całej postawie świadka, w jego słowach, spo-

sobie reagowania, człowiek zraniony powinien odkryć życzliwą

akceptację, miłość i szacunek.

W tym klimacie zaufania i życzliwości zraniony werbalizuje

swoje zranienia seksualne. Celem tej werbalizacji jest pierwsze

oddramatyzowanie problemu. I chociaż uleczenie pewnych zranień

wymaga długiego nieraz czasu, to jednak człowiek zraniony sek-

sualnie zaczyna uczyć się żyć ze swoim zranieniem, nie dramaty-

zując swojej sytuacji.

Jednym z ważnych celów pomocy w zranieniu seksualnym jest

doprowadzenie człowieka zranionego do pełnej akceptacji całego

jego życia. Uzdrowienie w wymiarze seksualnym domaga się bowiem

akceptacji własnej seksualności taką, jaka ona jest "w danej

chwili". Chodzi więc o wyzbycie się lęku, strachu czy jakiegoś

upokarzającego poczucia wstydu w odniesieniu do tego, co ocenia

się jako negatywne w przeżywaniu własnej płciowości. Akceptacja

ta nie jest oczywiście rezygnacją ze zmagania się o "zdrowie

emocjonalno-seksualne".

Pełna akceptacja ze strony osoby pomagającej w uzdrowieniu

seksualnym jest także symbolem akceptacji przez samego Boga:

jeżeli człowiek, który mnie słucha, nie dziwi się moim proble-

mom, odczuciom, głębi skrzywdzenia i nieuporządkowania seksual-

nego, ale przyjmuje mnie z całą życzliwością, dobrocią i szacu-

nkiem, to o ileż bardziej czyni to Ojciec niebieski (por. Mt

7,11).

Wypowiedzenie swoich słabości i ułomności seksualnych przed

świadkiem jest także pewnym przygotowaniem do wypowiedzenia

tych zranień, ułomności i słabości seksualnych przed samym Bo-

giem. Odkrycie Boga jako kochającego Ojca, który akceptuje

człowieka ze wszystkimi słabościami, także ze słabościami w

dziedzinie seksualnej, pozwala mu rozmawiać o nich szczerze i

otwarcie. To jednak przede wszystkim w relacji z samym Bogiem

człowiek otrzymuje nadzieję na uzdrowienie wewnętrzne i siłę do

pracy nad nim.

Człowiek głęboko zraniony seksualnie, szczególnie wówczas,

gdy ukrywał swoje zranienie długo i lękliwie, ma zwykle bardzo

zniekształcony obraz Boga. Nierzadko tacy ludzie widzą Boga

przez pryzmat własnych odczuć. Swoją nieakceptację siebie łatwo

przypisują także Bogu. Zdarza się, iż młodzi ludzie kojarzą pe-

wne życiowe niepowodzenia, nieszczęścia z "karą Bożą" za grze-

chy seksualne.

Otwieranie się na bezwarunkową akceptację i miłość Boga,

która leczy wszelkie zranienia, także zranienia seksualne, do-

konuje się przede wszystkim poprzez modlitwę, refleksję i sku-

pienie. Modlitwa jest przyjmowaniem miłości Boga, która prowa-

dzi do wewnętrznego uzdrowienia. Z drugiej jednak strony fał-

szywe pojęcie Boga i grzechu w dziedzinie seksualnej może prze-

jawiać się także w tym, iż człowiek lekceważy i banalizuje swo-

je zranienie. Brak uznania głębi własnego zranienia oraz jego

skutków może być zasadniczą trudnością w uzdrowieniu seksual-

nym. Wyrozumiałość, akceptacja, miłość i szacunek ze strony

osób pomagających w uzdrowieniu zranień seksualnych nie mogą

być rozumiane jako lekceważenie zranienia oraz jego skutków.

Jezus mówi: Prawda was wyzwoli (J 8,32). W zranieniu seksualnym

konieczne jest poznanie całej prawdy: po pierwsze, prawdy o

własnej zranionej seksualności, o głębi i źródłach tego zranie-

nia, po drugie, prawdy o Bogu, który, miłując człowieka, leczy

go i zbawia.

7. Wychowanie sumienia

Odkrywanie prawdziwego obrazu Boga jest jednoczesnym odkry-

waniem prawdziwej hierarchii wartości, ustanowionej przez Boga.

Przykazania Boże posiadają swoją kolejność i jest ona częścią

Objawienia. Człowiek nie ma żadnego prawa do przestawiania ko-

lejności Bożych przykazań. Ustalenie hierarchii przykazań to

również ustalenie hierarchii zranień, słabości i grzechów.

Człowiek może poczuć się uzdrowiony w wymiarze seksualnym

tylko wówczas, kiedy odkryje seksualność jako "szóstą" dziedzi-

nę ludzkiego życia, zaś zranienie seksualne jako "szóste zra-

nienie". Uzdrowienie w wymiarze seksualnym dokonuje się między

innymi także przez odkrycie pierwszych pięciu wartości oraz

pierwszych pięciu słabości i zranień ludzkich. Nie byłoby w

człowieku zranienia "szóstego", gdyby nie było w nim zranień z

pierwszych pięciu przykazań, nierzadko ważniejszych od "szóste-

go". Zranienie seksualne jest najczęściej tylko objawem innych,

zwykle głębszych zranień emocjonalnych. Nie może dokonać się w

człowieku uzdrowienie w wymiarze seksualnym, jeżeli nie zostaną

uzdrowione inne podstawowe płaszczyzny jego życia.

Pokonanie niedojrzałości i zranień seksualnych jest bardzo

ważne, ponieważ jest oznaką prawdziwego wysiłku duchowego pode-

jmowanego dla rozwoju całego człowieka, zarówno jego wymiaru

duchowego, jak i emocjonalnego. Lekceważenie niedojrzałości se-

ksualnej, hedonistyczne szukanie doznań są zwykle znakiem lek-

ceważenia własnego rozwoju wewnętrznego, znakiem zamykania się

w sobie i braku otwierania się na drugiego człowieka.

Aby doprowadzać do równowagi zranioną seksualność, konieczna

jest także formacja sumienia, które pozwala człowiekowi zranio-

nemu seksualnie uczciwie ocenić subiektywną odpowiedzialność za

wszelkie słabości i grzechy w tej dziedzinie. Im większe i głę-

bsze zranienie seksualne, tym większa powinna być roztropność w

osądzaniu subiektywnej odpowiedzialności. Nie pomaga w uzdro-

wieniu przeżywanie każdej najmniejszej słabości seksualnej jako

wielkiego grzechu bez liczenia się z własnym uwarunkowaniem wy-

pływającym ze zranienia. Trzeba być jednak świadomym, iż po-

mniejszanie swojej subiektywnej odpowiedzialności może być tak-

że poważną przeszkodą w uzdrowieniu. Zwalnianie się z jakiejko-

lwiek odpowiedzialności subiektywnej i uzasadnianie swojej sła-

bości i grzechów seksualnych wyłącznie własnym zranieniem może

być czasami nieuczciwe.

Człowiek szukający pomocy w problemach seksualnych powinien

być świadomy potrzeby czasu i cierpliwości, koniecznych do

uzdrowienia wewnętrznego. Jak leczenie każdej rany wymaga cza-

su, tak leczenie ran seksualnych również wymaga czasu. Im głęb-

sze, bardziej dotkliwe są rany człowieka, tym więcej domagają

się czasu i cierpliwości.

Bóg daje człowiekowi czas dla uzdrowienia. Przyjmując czas

dany przez Boga, człowiek zraniony winien ofiarować sobie cier-

pliwość. Cierpliwość ta powinna wyrazić się w pewnych konkret-

nych postawach wobec siebie samego: trzeba by nie stawiać sobie

nierealnych żądań; liczyć się ze słabością ludzkiej natury,

która dała już wielokrotnie znać o sobie; stosować "metodę ma-

łych kroków"; uczyć się przeżywać radośnie każde, nawet naj-

mniejsze zwycięstwo nad sobą i przyjmować je jako obietnicę ko-

lejnych zwycięstw; w momentach słabości i upadków powierzać się

miłości Boga; nie sądzić innych i nie szukać winnych za własne

złe samopoczucie.

Sztuczna próba przyspieszenia uzdrowienia seksualnego, wyni-

kająca z głębokiej nieakceptacji swojego zranienia, ze wstydu i

zranionej miłości własnej, powoduje jedynie większą koncentra-

cję na własnych słabościach i może uruchamiać w człowieku me-

chanizmy seksualne "lęku i ciekawości", "kary i nagrody".

8. Przebaczenie zranień w dziedzinie seksualnej

Kiedy człowiek, uświadamiając sobie głębię swojego skrzyw-

dzenia, bardzo cierpi, wówczas odruchowo rodzi się w nim żal do

tych, którzy - w jego odczuciu - mogą być źródłem tego cierpie-

nia. Człowiek wierzący zaś, który uznaje Boga jako Pana swego

życia, odruchowo może także oskarżać Go za swoje cierpienia.

Może bowiem sądzić, że Bóg, dając mu życie, skazuje go na cier-

pienie. Także w zranieniu seksualnym może rodzić się w człowie-

ku żal do Boga z powodu doznanego zranienia. Człowiek zraniony

może również niemal odruchowo oskarżać Boga o to, że "postawił

go" w takich niesprzyjających okolicznościach życia, w których

to zranienie się dokonało. Oskarżanie Boga wypływa z jednej

strony z nieakceptacji kruchości ludzkiego istnienia, z drugiej

zaś z fałszywego obrazu Boga. Kiedy obraz Boga w człowieku

skrzywdzonym podobny jest do "reżysera w teatrze lalkowym",

który osobiście wprawia w ruch każdą kukiełkę, wówczas może mu

się wydawać, że sam Bóg sprawił, że przydarzyło mu się takie

właśnie bolesne doświadczenie.

Uzdrowienie zranień seksualnych dokonuje się więc najpierw

przez "przebaczenie Bogu" faktu, że dar ludzkiej seksualności

jest tak delikatny i kruchy. "Przebaczyć Bogu" kruchość istnie-

nia w wymiarze seksualnym, to uwierzyć, że wbrew głębi ludzkich

zranień życie człowieka ciągle zachowuje swój sens. "Przebaczyć

Bogu" to przyjąć zranione życie jako Jego dar i uwierzyć, że

dawanie i przyjmowanie miłości w ludzkim życiu jest jednak moż-

liwe. Zaufać Bogu w zranieniu seksualnym to uwierzyć, że Bóg

rozumie cierpienie i przebacza winę. Od "przebaczenia Bogu"

człowiek zraniony przechodzi do prośby o Boże przebaczenie. O

ile "przebaczenie Bogu" rozumiane jest w sensie analogicznym

(Pan Bóg przeciwko człowiekowi nie zgrzeszył), to przyjęcie Bo-

żego przebaczenia należy traktować w sensie dosłownym. Uzdro-

wienie w dziedzinie seksualnej dokonuje się przez uznanie włas-

nej winy oraz uznanie Boga jako Dawcy i Pana życia.

Niemożliwe byłoby uzdrowienie w wymiarze seksualnym bez

uprzedniego uznania własnej winy i odpowiedzialności za popeł-

nione czyny. Do uzdrowienia zranień seksualnych konieczna jest

więc uczciwa, ale jednocześnie bardzo trzeźwa i spokojna ocena

własnej odpowiedzialności moralnej. W ocenie tej nie można kie-

rować się chorym poczuciem winy. Tę trzeźwą i uczciwą ocenę

zdobywa się nie tylko poprzez autorefleksję, kierownictwo du-

chowe, ale także dzięki modlitwie o poznanie własnych grzechów.

Człowiek, odkrywając dzięki uczciwej ocenie sumienia własną

nieodpowiedzialność, oddaje ją Bogu i prosi Go, by mu ją prze-

baczył.

Kiedy człowiek prosi Boga o przebaczenie win w zranieniu se-

ksualnym, wtedy Bóg, z kolei, zaprasza go do przebaczenia tym,

którzy zawinili wobec niego. "I odpuść nam nasze winy, jako i

my odpuszczamy naszym winowajcom" - każe Jezus modlić się swoim

uczniom. Kolejnym krokiem uzdrowienia w wymiarze seksualnym

jest więc przebaczenie ofiarowane bliźnim. Przebaczenie to jest

niekiedy tym trudniejsze, że osobami raniącymi są nierzadko ci

ludzie, z którymi zraniony jest mocno związany emocjonalnie.

Z jednoczesnym udzielaniem przebaczenia innym i prośbą o

przebaczenie zranień seksualnych dokonuje się przebaczenie so-

bie samemu. Jest ono jakby zwieńczeniem uzdrowienia w wymiarze

seksualnym. Ze względu na delikatność i intymność ludzkiej sek-

sualności przebaczenie sobie zranień w tej sferze przychodzi

nieraz z wielkim trudem. Łatwiej wielu ludzi wybacza sobie in-

ne, znacznie nieraz poważniejsze i bardziej raniące słabości i

upadki. Udzielić sobie przebaczenia w wymiarze seksualnym, to

także zgodzić się na siebie z tą świadomością wiary, iż tam,

gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska

(Rz 5,20).

Oczywiście, przebaczenie sobie słabości, akceptacja siebie

we własnym zranieniu, nie wiąże się z rezygnacją. Wprost prze-

ciwnie, przebaczenie sobie słabości i zranień w wymiarze seksu-

alnym domaga się wewnętrznej pracy i wysiłku dla uzdrowienia

własnej seksualności. Uzdrowienie sfery seksualnej nie dokonuje

się jednak przez jednorazowy zryw duchowy. Uzdrowienie to jest

procesem. Ma swoją dynamikę, swój rytm, swoje etapy.

9. Pomoc dzieciom - ofiarom deprawacji seksualnej

Rodzice lub opiekunowie, których dziecko uległo deprawacji

seksualnej, powinni najpierw zadać sobie pytanie, dlaczego wła-

śnie takie bolesne doświadczenie przydarzyło się ich dziecku.

Jakie są jego prawdziwe przyczyny? Czy jedną z przyczyn depra-

wacji nie było zaniedbanie wychowania seksualnego? Czy dziecko

kierowane chorą ciekawością seksualną nie dało się wciągnąć w

pewną grę i prowokację ze strony sprawcy?

Dziecko, które stało się ofiarą deprawacji seksualnej, po-

trzebuje - trzeba to mocno podkreślić - pomocy ze strony osób

dorosłych. Jest to bowiem doświadczenie zbyt głębokie i zbyt

mocne, aby mogło sobie z nim samo poradzić. Aby pomoc taka była

możliwa, konieczne jest najpierw podjęcie próby nawiązania głę-

bokiej więzi emocjonalnej z dzieckiem: więzi zaufania i życzli-

wości. Tylko w takiej atmosferze można będzie podjąć z nim roz-

mowę na ten bardzo trudny dla niego temat.

Dziecko wypowiadające przed człowiekiem dorosłym, do którego

ma pełne zaufanie, swoje bolesne przeżycie, zaczyna je powoli

oddramatyzowywać. Jest to ważny początek w próbie udzielenia

dziecku pomocy. Poprzez serdeczny dialog z dzieckiem trzeba mu

pokazać, iż przeżyte doświadczenia są przede wszystkim jego

wielkim skrzywdzeniem i że nie powinno ono przyjmować na siebie

odpowiedzialności moralnej za zaistniały fakt deprawacji, nawet

jeżeli "dało się wciągnąć", kierując się ciekawością seksualną.

Ogromnie ważne jest to, aby wypowiedzenie przez dziecko

przeżytych doświadczeń dokonywało się w całkowitej wolności.

Można mu delikatnie podpowiedzieć, zaproponować, ale w żaden

sposób nie można naciskać na niego, aby wypowiedziało swoje

przeżycia. Próba jakiegokolwiek nacisku przez oddziaływanie lę-

kiem czy tylko poprzez usilne naleganie powodowałaby skutek od-

wrotny do zamierzonego. Zamiast oddramatyzowywać doświadczenie,

potęgowałaby jego dramatyzację.

W każdej sytuacji trzeba rozeznać, z kim dziecko mogłoby po-

rozmawiać o swoim bolesnym doświadczeniu: z jednym z rodziców,

z zaprzyjaźnionym wychowawcą, z kapłanem czy też z psycholo-

giem. Rozmowa, o ile jest możliwa, stanowi pierwszy ważny krok.

Dalsze kroki będą zawsze uzależnione od środowiska rodzinnego,

w którym dziecko żyje, od możliwości nawiązania z nim więzi

emocjonalnej, od wielkości skrzywdzenia.

Zasadnicze leczenie dziecka zranionego w dziedzinie seksual-

nej dokonuje się przede wszystkim przez nawiązywanie z nim głę-

bokiej i trwałej więzi emocjonalnej. Tylko w ten sposób można

naprawić takie zło. Dziecku zranionemu seksualnie trzeba po-

święcić wiele troski, życzliwości, opieki, tak by możliwe było

dla niego stopniowe pokonywanie wobec dorosłych urazu wynikają-

cego z przeżytego zranienia. Poważne skrzywdzenia dziecka w

dziedzinie seksualnej wymagają jednak profesjonalnej i dłuższej

pomocy terapeutycznej.

Rozdział XI: OD PRZEBACZENIA DO POJEDNANIA

1. Przebaczenie a pojednanie

Często zdarza się, iż osoby dążące do pokonania w sobie po-

czucia krzywdy mylą przebaczenie z pojednaniem. Są to jednak

dwa różne, chociaż ściśle ze sobą złączone, doświadczenia.

Przebaczenie uprzedza pojednanie; stanowi także konieczny waru-

nek prawdziwej jedności i zgody między ludźmi. Pojednanie może

być budowane tylko na wzajemnej wymianie przebaczenia - ofiaro-

wanie przebaczenia powinno być wówczas złączone z jego przyję-

ciem.

Przebaczenie ma charakter doświadczenia wewnętrznego. Jest

ono osobistą decyzją odpuszczenia "naszym winowajcom" wszyst-

kich ich przewinień i grzechów popełnionych wobec nas. Dokonuje

się ono w głębi serca i nie zależy od bliźniego. Osobiste prze-

baczenie "swojemu winowajcy" jest możliwe także wówczas, kiedy

z różnych przyczyn nie można się jeszcze z nim w pełni pojed-

nać. Można obdarzyć przebaczeniem "naszego winowajcę" także

wtedy, gdy nie poczuwa się on jeszcze do odpowiedzialności za

wyrządzone zło i sam trwa wobec nas w postawie nieżyczliwości,

niechęci czy wrogości. Przebaczenie jest zawsze możliwe, ponie-

waż zależy ono wyłącznie od decyzji serca. W pojednaniu nato-

miast konieczne jest zaangażowanie stron uwikłanych w konflikt.

Pojednanie, podobnie jak samo przebaczenie, jest pewnym pro-

cesem, który ma swoją dynamikę. Nierzadko wymaga ono dłuższego

czasu, dlatego też konieczna jest wielka cierpliwość obu stron.

Nie należy zbyt pospiesznie i na siłę dążyć do pojednania wów-

czas, gdy istnieje pomiędzy obiema stronami wiele wzajemnych

oporów i niechęci. Przebaczenie oraz miłosierdzie z nim złączo-

ne wyrażają się także w cierpliwości wobec nieumiejętności jed-

nania się z nami "naszych winowajców".

Pojednanie nie byłoby trwałe, gdyby było zbudowane jedynie

pod wpływem niepokoju, niecierpliwości, chorego poczucia winy,

perfekcjonizmu, poczucia niższości, lęku o siebie lub też in-

nych negatywnych emocji. Pełne pojednanie domaga się wzajemnego

pokonania uprzedzeń, urazów emocjonalnych, niechęci, nieżyczli-

wości. Jeżeli ma być ono prawdziwe, musi "urosnąć" w ludzkich

sercach. Przebaczenie i wzajemne pojednanie, podobnie jak ziar-

no rzucone w glebę, rośnie nieraz bardzo powoli. Konieczne jest

więc wzajemne czekanie połączone jednak z próbami wychodzenia

sobie naprzeciw. Pojednanie rozpoczyna się wtedy, gdy we wzaje-

mnej relacji z "naszym winowajcą" dajemy sobie sygnały, iż jes-

teśmy już gotowi dokonać wzajemnej wymiany przebaczenia: ofia-

rować je i przyjąć - niezależnie od wielkości winy z obu stron.

2. Wziąć odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę

Aby pojednanie mogło być prawdziwe, obie strony konfliktu

powinny uznać swoją odpowiedzialność. Pojednanie może być budo-

wane tylko na prawdzie i sprawiedliwości. Szczere uznanie odpo-

wiedzialności każdej ze stron (lub też przynajmniej gotowość do

jej szukania) jest konieczne do autentycznego pojednania. W po-

jednaniu nie można tuszować wzajemnych krzywd. Dobrze jest,

kiedy istnieje wzajemna możliwość wypowiedzenia ich przed sobą.

Pojednanie powinno też łączyć się z gotowością naprawienia wy-

rządzonych krzywd w takim jednak wymiarze, w jakim jest to moż-

liwe. Najczęściej konieczny jest kompromis obu stron połączony

z postawą wzajemnego zrozumienia i wyjścia sobie naprzeciw.

Nie można mówić o trwałym pojednaniu, kiedy jedna strona ko-

nfliktu przerzuca w sposób niesprawiedliwy cały ciężar odpowie-

dzialności na drugą stronę. Nie może też być owocne i skuteczne

takie pojednanie, w którym jedna ze stron "dla świętego spoko-

ju", z chorego poczucia winy lub też źle rozumianej odpowie-

dzialności bierze całą winę wyłącznie na siebie. Prawdziwe i

trwałe pojednanie nie jest możliwe, kiedy jedna strona z obawy

o siebie "podkłada się" drugiej. I choć w tej sytuacji może

także dojść do zewnętrznego ułożenia wzajemnych relacji, to je-

dnak w sercach pozostaje zwykle odczucie żalu i niesprawiedli-

wości. Każda ze stron powinna mieć swój udział w pojednaniu na

miarę własnej odpowiedzialności oraz własnych możliwości.

Sytuacje wielkiego skrzywdzenia w okresie dzieciństwa i doj-

rzewania charakteryzują się tym, iż problem winy i odpowiedzia-

lności bywa rozłożony bardzo nierówno. Odpowiedzialność za

krzywdę wyrządzoną dziecku lub młodemu człowiekowi w okresie

dojrzewania spada niemal wyłącznie na krzywdziciela. Dziecko

nie jest w stanie obronić się przed miażdżącą przewagą człowie-

ka dorosłego. Ale także to nierówne rozłożenie winy i odpowie-

dzialności w skrzywdzeniach z dzieciństwa nie oznacza bynaj-

mniej, iż taki sam nierówny wkład powinien mieć miejsce w pro-

cesie pojednania między skrzywdzonym a krzywdzicielem.

Pierwszy krok w procesie pojednania powinien zrobić nie ten,

kto więcej zawinił, ale raczej ten, kto ma więcej sił psychicz-

nych i duchowych, kto jest bardziej otwarty na innych, mniej

urazowy, kto łatwiej nawiązuje relacje międzyludzkie itp. W

procesie pojednania większa wina nie może oznaczać większej ka-

ry. Takie założenie sprawiłoby, iż pojednanie między ludźmi by-

łoby właściwie niemożliwe. Większa wina zakłada większe miło-

sierdzie. Fundamentem większego miłosierdzia powinna być jednak

prawda i sprawiedliwość.

Doświadczenie pokazuje, iż za pojednanie w relacji skrzyw-

dzony-krzywdziciel częściej czują się odpowiedzialne osoby

skrzywdzone. One częściej doświadczają potrzeby wyjścia krzyw-

dzicielowi naprzeciw. Jeżeli drogę pojednania zaczynalibyśmy od

wzajemnego licytowania się i wypominania sobie wielkości win,

to w wielu sytuacjach byłoby ono nie tylko bardzo trudne, ale

wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Przebaczenie i pojednanie wy-

maga postawy szlachetności z obu stron.

Chrystus w swoim nauczaniu wielokrotnie wzywa do hojności

serca względem bliźnich, którzy wobec nas zawinili. Wiele przy-

powieści opowiada o hojnym przebaczeniu Boga człowiekowi, które

ukazane jest jako wzór hojności przebaczenia człowieka człowie-

kowi. Jezus objawia nam Boga jako Ojca, który najpełniej i naj-

szlachetniej przebacza nam nasze winy i jedna się z nami jako

pierwszy. Wzorem Ojca niebieskiego Chrystus i nam każe przeba-

czać nie trzy ani nawet siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem

razy, czyli zawsze. Ale Boskie przebaczenie budowane jest także

na prawdzie i sprawiedliwości. Jezus nie ukrywa, iż cena pojed-

nania Boga z człowiekiem była bardzo wysoka: Jego wcielenie,

życie, męka, śmierć oraz zmartwychwstanie.

3. Wypowiedzenie krzywdy przed krzywdzicielem

O ile to możliwe, osoba skrzywdzona może zaproponować temu,

kto ją skrzywdził, "wyjaśniającą rozmowę". Może w niej wypowie-

dzieć swoje odczucie skrzywdzenia wraz z całym bólem z nim

związanym. Takie rozmowy wymagają jednak dobrego przygotowania.

Na ogół bywają one bardzo trudne. Nie powinny być podejmowane

jedynie pod wpływem chwilowego żalu, wewnętrznego gniewu czy

też innych nie uporządkowanych odczuć. Dialog o trudnej prze-

szłości może być ogromnym wzajemnym darem, ale tylko wówczas,

kiedy będzie podejmowany w wielkiej wolności wewnętrznej oraz w

duchu miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Przygotowanie do

niego dokonuje się przede wszystkim poprzez osobistą refleksję,

modlitwę oraz dialog kierownictwa duchowego.

Rozmowa o trudnej przeszłości nie powinna być traktowana je-

dynie jako okazja do bezpośredniego wypowiedzenia swoich włas-

nych odczuć i przeżyć. Trzeba by także zachęcić drugą stronę do

takiej samej otwartości w wypowiedzeniu jej własnych przeżyć.

Poprzez wzajemną werbalizację uczuć może dokonać się u obu

stron konfliktu stopniowe przezwyciężanie wzajemnych oporów i

obaw.

Wypowiadając uczucia negatywne wobec osoby, których one do-

tyczą, doświadczamy na ogół wielkiej wewnętrznej ulgi. Stopnio-

wo obniża się też napięcie emocjonalne wynikające z podtrzymy-

wanych uczuć niechęci i nieżyczliwości. Nierzadko też podczas

werbalizacji okazuje się, iż wielkość uczuć żalu i gniewu wy-

pływała nie tylko z wielkości samego skrzywdzenia, ale także (a

niekiedy przede wszystkim) z nagromadzenia się wielu negatyw-

nych emocji w ciągu długiego okresu. Ponieważ nie były one wy-

powiadane, a raczej były dławione, kumulowały się w nieświado-

mości, rodząc coraz większe rozżalenie i gniew.

W czasie przygotowania się penitenta do rozmowy o trudnej

przeszłości kierownik duchowy powinien zachować się bardzo roz-

tropnie i jednocześnie bezstronnie. Gdyby przeczuwał, iż dialog

osoby skrzywdzonej z krzywdzicielem może być nieudany (np. dla-

tego, iż byłby podjęty przedwcześnie), wówczas może dyskretnie

przestrzegać przed rozmową i doradzać odłożenie jej na czas pó-

źniejszy. Taka rada byłaby ważna wtedy, gdyby penitent podejmo-

wał decyzję o rozmowie przede wszystkim pod wpływem wewnętrzne-

go niepokoju, niecierpliwości czy też żalu i gniewu.

Wewnętrzne pojednanie z krzywdzicielem może dokonać się tak-

że bez wzajemnych wyjaśnień i deklaracji. Nie mogąc wyrazić

przebaczenia poprzez otwartą i szczerą rozmowę, można je prze-

kazać za pomocą gestów i słów pełnych życzliwości. Wspólne spo-

tkanie, razem spędzone święta lub inna uroczystość rodzinna,

wspólny posiłek, drobny prezent z okazji imienin - takie zwy-

czajne gesty życzliwości i otwartości mogą być również bardzo

dobrą okazją do wzajemnego pojednania. Proste ludzkie gesty mo-

gą często wyrazić to samo, co osoba zraniona chciałaby powie-

dzieć w rozmowie: przebaczenie, współczucie, chęć przyjścia z

pomocą, życzliwość itp.

Słowa i gesty, w których wychodzimy sobie naprzeciw z prze-

baczeniem i pojednaniem, odnoszą - niekiedy po dłuższym czasie

- wyraźny skutek. Osoba krzywdząca sama nieraz zaczyna "zmie-

niać ton": "tłumaczy się" z pewnych zachowań z przeszłości,

staje się uważniejsza, wrażliwsza. Jest to dobry znak świadczą-

cy o tym, że duch przebaczenia i pojednania zaczyna wydawać

owoce.

4. Odporność na kolejne zranienia

Czy przebaczenie uodparnia nas na kolejne zranienia? Pierw-

szy "ludzki" odruch przy kolejnym zranieniu pozostaje zwykle

taki sam. Budzą się te same uczucia żalu, gniewu, złości, a na-

wet pragnienie zemsty i odwetu. Brak tej pierwszej reakcji ob-

ronnej świadczyłby o jakiejś "niezwykłej doskonałości" lub też

- przeciwnie - o jakimś niezwykłym "zdławieniu emocjonalnym".

Ten pierwszy odruch jest wyrazem naszej ludzkiej kruchości -

duchowej i emocjonalnej. Nie należy się go obawiać. Trzeba nad

nim jedynie czuwać i trzeba go też wewnętrznie przepracowywać.

Ustępuje on wówczas, kiedy go w pełni akceptujemy i zdobywamy

się na wolność wewnętrzną wobec niego. Ta właśnie wolność spra-

wia, iż nie ma potrzeby poświęcać mu większej uwagi.

Stopniowe uleczenie pierwszego negatywnego odruchu zranionej

natury jest możliwe. Wielu ludzi skrzywdzonych, prześladowanych

za wiarę, za ojczyznę, upokarzanych w małżeństwie, krzywdzonych

w miejscu pracy, daje nam nieraz piękne świadectwo miłości do

swoich nieprzyjaciół. Nie zauważa się u tych ludzi cienia chęci

zemsty i odwetu. Często dają oni świadectwo troski o prześlado-

wców. Jest to autentyczna miłość nieprzyjaciół, do której za-

praszał nas Chrystus.

Zanim zaczniemy jednak tęsknić za tym, by nie przeżywać żad-

nych negatywnych odruchów żalu wobec ludzi, którzy nas krzyw-

dzą, trzeba najpierw zgodzić się na ten nasz bardzo niedoskona-

ły sposób reagowania. To nie my sami kierujemy naszymi pierw-

szymi odruchami. One nie zależą bezpośrednio od naszej wolnej

woli. Możemy jednak, odwołując się do naszej wolności, pokiero-

wać naszymi pierwszymi odruchami w taki sposób, aby one nie de-

terminowały naszych wyborów, decyzji i działań.

Nie należy się zbytnio przejmować naszymi pierwszymi odru-

chami. Mają one bowiem także swoją "dobrą stronę". Przekonują

nas o potrzebie nieustannego otwierania się na uzdrawiającą ła-

skę Boga. Prawdziwe przebaczenie uodparnia nas na zranienia,

ale nie przez to, że czyni nas twardymi i niewrażliwymi na cie-

rpienie. Każde zranienie sprawia ból. Przebaczenie, z którym

wiązałoby się otaczanie się jakimś pancerzem, murem obronnym,

by już nigdy nie zostać skrzywdzonym, byłoby pozorne.

Przebaczenie czyni nas bardziej odpornymi na skrzywdzenie

poprzez pełniejsze zrozumienie bliźnich. Jeżeli wiemy, że

skrzywdzenia ze strony osoby bliskiej są wyrazem jej kruchości

i ludzkiej ułomności, a nie złej woli, to uczucia żalu, gniewu

i chęci zemsty zwykle same spontanicznie opadają. Wobec ludz-

kiej biedy budzi się w człowieku odruchowo miłosierdzie.

5. Pojednanie z osobą zmarłą

Bywa nieraz dla nas bolesnym doświadczeniem życie ze świado-

mością, iż nie możemy już "nic zrobić" dla zmarłej osoby, przez

którą byliśmy skrzywdzeni lub też którą sami krzywdziliśmy. Nie

możemy prosić jej o przebaczenie, ani też nie możemy ofiarować

jej naszego przebaczenia. Wobec zmarłych, z którymi żyliśmy w

konflikcie, łatwiej niż w innych sytuacjach budzi się chore po-

czucie winy. Kiedy był to głęboki konflikt i trwał dłuższy

czas, czujemy się też niekiedy winni z powodu śmierci tej oso-

by. Jest to owoc wielkiego chorego poczucia winy wobec zmarłe-

go.

Pojednanie z osobą zmarłą polegać będzie najpierw na oddra-

matyzowaniu istniejącego konfliktu i próbie spojrzenia na niego

z całym realizmem, bez lęku i poczucia winy. Nasz udział w tym

konflikcie nie jest większy tylko przez to, iż osoba ta już nie

żyje, a jego rozwiązanie następuje "w cieniu" jej śmierci. Kie-

dy czujemy się oskarżani jeszcze "zza grobu", wtedy jest to ra-

czej wyraz naszego chorego poczucia winy. Odpowiedzialność za

konflikt ze zmarłym nie zmniejsza się, ani też nie zwiększa ty-

lko przez sam fakt jego śmierci. Śmierć osoby nie zwalnia nas

także z potrzeby uczciwego spojrzenia na konflikt i rozliczenia

się przede wszystkim przed własnym sumieniem i przed Bogiem.

Wiara w świętych obcowanie sprawia, iż także po śmierci mo-

żemy wszystko "naprawić". Oczywiście, inaczej niż wobec osób

żyjących - w duchu wiary w świętych obcowanie. "Naprawianie" to

polega przede wszystkim na pojednaniu się z Bogiem i z samym

sobą. Jednając się z Bogiem, jednamy się także ze wszystkimi

ludźmi.

W procesie pojednania ze zmarłym powinniśmy budować w sobie

przekonanie wiary, iż osoba, która odeszła do Pana, patrzy na

naszą ludzką rzeczywistość zupełnie z innej perspektywy. Zmarły

jako pierwszy przebaczył nam już wszystko. On "rozumie" nas te-

raz lepiej niż my sami siebie. Rozumie też zaistniały konflikt,

rozumie jego źródła i jego konsekwencje. Możemy nie tyle prosić

go o przebaczenie, ile raczej prosić o wstawiennictwo, abyśmy i

my z kolei mogli zrozumieć istotę zaistniałego konfliktu i byś-

my też mogli przebaczyć jemu i nam samym. Pojednanie z osobą

zmarłą, to przede wszystkim pojednanie z Bogiem i z sobą samym.

6. Uleczona przeszłość szkołą ojcostwa i macierzyństwa

Doznane rany, szczególnie te w okresie dzieciństwa i dojrze-

wania, jeżeli są dobrze rozeznane i przeżyte w duchu miłosier-

dzia, przebaczenia i pojednania, stają się niezwykłą szkołą oj-

costwa i macierzyństwa. Nie ma nic cenniejszego, co moglibyśmy

ofiarować własnej rodzinie, wspólnocie i wszystkim, którym

chcemy służyć, niż pełne pojednanie z sobą samym, z własnymi

rodzicami i wszystkimi innymi osobami, przez które czujemy się

zranieni. Łatwiej nam wówczas zrozumieć, iż człowiek nie jest

własnością człowieka i dlatego nie ma prawa nikogo krzywdzić.

Przekraczając nasze rany w relacji do rodziców i innych osób,

rozumiemy głębiej, iż nasze dzieci, nasi uczniowie, nasi para-

fianie, nasi penitenci nie są "nasi". Są nam jedynie powierzeni

jak baranki Piotrowi (por. J 21,15), abyśmy z miłością i troską

towarzyszyli im jakiś czas w ich drodze do coraz dojrzalszego,

samodzielnego i bardziej odpowiedzialnego życia.

Przebaczenie i pojednanie z rodzicami służy również temu, by

móc wypełnić istotny warunek dojrzałości osobowej postawiony

przez Boga w Księdze Rodzaju: Dlatego to mężczyzna opuszcza oj-

ca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że

stają się jednym ciałem (Rdz 2,24; por. Mt 19,5). Rzeczywiste

emocjonalne i psychiczne opuszczenie rodziców jest koniecznym

warunkiem dojrzałego małżeństwa, rodzicielstwa, życia w celiba-

cie. Opuszczenie to dokonuje się jednak nie tyle poprzez "od-

dzielenie" siebie od rodziców, ale właśnie poprzez wewnętrzne

pojednanie się z nimi.

Odejście z domu rodzinnego bez rzeczywistego wewnętrznego

pojednania sprawia, iż jest ono bardziej ucieczką niż rzeczywi-

stym odejściem, o którym mówi Biblia. Do pełnej autonomii ko-

nieczna jest wewnętrzna wolność wobec rodziców. Wiele mężczyzn

i kobiet nie jest w stanie naprawdę "opuścić ojca i matki" tyl-

ko dlatego, iż nie umie (również dlatego, iż nie chce) przeba-

czyć im w pełni i pojednać się z nimi. Wolność wobec rodziców

sprawia, iż mężczyzna i kobieta mogą z jednej strony obficie

korzystać z darów, które od nich otrzymali, z drugiej zaś mogą

stopniowo uwalniać się od tych uwarunkowań, którymi było nazna-

czone ich wychowanie w domu rodzinnym.

Opuszczając swoich rodziców tak, jak nakazuje Biblia, męż-

czyzna i kobieta - nawet jeżeli są już ludźmi dorosłymi - nie

przestają być nadal dziećmi. I właśnie to doświadczenie bycia

dzieckiem jest decydujące dla daru ojcostwa i macierzyństwa.

Drogą do doświadczenia ojcostwa jest doświadczenie bycia synem.

Drogą do macierzyństwa jest doświadczenie bycia córką. Nie ma

innej drogi. Wiele mężczyzn i kobiet zaprzepaszcza szansę na

prawdziwe ojcostwo-macierzyństwo nie tylko w sensie fizycznym,

ale także duchowym tylko dlatego, iż - kierując się zranioną

dumą - nie chce przyjąć pokornej postawy dziecięctwa wobec swo-

ich rodziców.

Kiedy zaś ojcostwo i macierzyństwo własnych rodziców było

bardzo raniące, wówczas dziecko powinno najpierw nauczyć się

być miłosiernym i wiernym synem-córką, aby móc stawać się na-

stępnie miłosiernym i wiernym ojcem-matką.

Miłosierdzie i wierność mężczyzny i kobiety ma tylko jedno

źródło: wierność Boga Ojca. Ta właśnie wierność jest źródłem

wierności wobec własnych rodziców, męża-żony, własnych dzieci i

wszystkich, których Bóg im powierza.

Rozdział XII: OJCZE NASZ - MODLITWĄ PRZEBACZENIA I POJEDNA-

NIA

Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył

ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: "Panie, naucz nas modlić

się, jak i Jan nauczył swoich uczniów". A On rzekł do nich:

"Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje

imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszed-

niego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo

i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy

ulegli pokusie" (Łk 11,1-4).

Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię

Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola speł-

nia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszed-

niego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my

przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść,

abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! (Mt 6,9-13).

1. Świadectwo modlitwy

Doświadczenie przebaczenia i pojednania domaga się stałej i

wiernej modlitwy. Zanim więc Jezus każe nam wypowiedzieć słowa

przebaczenia i pojednania wobec Boga i wobec bliźniego: Prze-

bacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy, zaprasza nas do na-

wiązania synowskiej więzi z Nim jako Ojcem. Szkoła modlitwy -

dialog z Bogiem staje się jednocześnie szkołą przebaczenia i

pojednania - prawdziwym i szczerym dialogiem ze wszystkimi lud-

źmi, także z tymi, przez których czujemy się pokrzywdzeni oraz

z tymi, których sami skrzywdziliśmy.

Prośba skierowana do Jezusa przez jednego z uczniów: Panie,

naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów zostaje

sformułowana pod wpływem przykładu modlitwy Jezusa: Gdy Jezus

przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł

jeden z uczniów do Niego: "Panie, naucz nas modlić się" (Łk

11,1-2). Uczniowie zostają pociągnięci przykładem swojego Mis-

trza oraz uczniów Jana.

Atmosfera modlitwy, którą odnajdujemy w naszym życiu osobis-

tym i wspólnotowym, ma bardzo duże znaczenie dla naszego spot-

kania z Bogiem. Pragnienie modlitwy, wewnętrzny smak modlitwy

rodzi się między innymi poprzez modlitewne świadectwo dawane

nam przez innych. Dlatego też jest ono tak ważne w naszym życiu

duchowym. Świadectwo modlitwy bliźnich jest dla nas darem. Roz-

pala ono nasze serca i otwiera je na działanie Ducha Bożego. Im

więcej jest w nas niechęci i oporu wewnętrznego wobec modlitwy,

tym bardziej potrzebujemy świadectwa innych. Pomaga nam ono od-

naleźć naszą własną drogę do modlitewnego spotkania z Bogiem.

Jezus swoją modlitwą tworzy we wspólnocie uczniów klimat mo-

dlitewny. Spędzając nieraz całą noc na modlitwie lub też udając

się na nią wczesnym rankiem (por. Łk 6,12), daje uczniom wzór

zaangażowania serca w szukanie intymnej jedności z Ojcem. Ucz-

niowie proszą Jezusa, aby nauczył ich modlić się, gdyż są świa-

domi więzi łączącej Go z Ojcem. Wierzą, że ich Mistrz może ich

dopuścić do udziału w intymnej relacji z Ojcem.

W obecnej medytacji pytajmy siebie: Czy otwieramy się na mo-

dlitewne świadectwo dawane nam przez bliźnich? Jakie świadectwo

modlitwy sami dajemy innym? W świadectwie modlitwy nie jest wa-

żny wiek, wykształcenie czy funkcja społeczna. Liczy się przed

wszystkim hojne serce, które z zaufaniem staje przed Bogiem i

powierza się Mu. Nie tylko rodzice, wychowawcy, duszpasterze

mogą dawać świadectwo dzieciom, młodzieży. Zdarza się dziś -

może częściej niż dawniej - że to właśnie młodzi dają wielkie

świadectwo wiary i modlitwy swoim rodzicom, wychowawcom, dusz-

pasterzom. Prośmy, abyśmy umieli przyjąć pokornie owo świadect-

wo wiary "maluczkich". Prośmy też o pragnienie modlitwy podobne

do tego, które miał Jezus. Pragnienie modlitwy jest pragnieniem

Boga. Bóg daje nam pragnienie modlitwy, byśmy wchodzili w coraz

głębszą, intymną jedność z Nim jako naszym Ojcem.

2. Ojcze nasz

Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze. Jezus rozpoczyna lekcję

modlitwy od wywołania imienia Ojca. Uczniowie powinni zawsze

naśladować na modlitwie swojego Mistrza, wzywając - jak On -

imienia Boga Ojca. Bóg jest Ojcem wszystkich. Dla wszystkich

jest bliską, intymną Osobą. On nie tylko daje życie każdemu

człowiekowi, ale podtrzymuje je nieustannie, otacza opieką,

troszczy się o nie. Ojciec daje nam swojego Jednorodzonego Sy-

na, który jest naszą drogą do Niego (por. J 14,6).

Ponieważ nasze pojęcie ojcostwa bywa często zranione, dlate-

go trudno nam nieraz uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga Oj-

ca. Wiele osób skrzywdzonych przez własnych ojców z trudem łą-

czy pojęcie ojca z dobrocią, miłością, poczuciem bezpieczeńst-

wa, akceptacją, radością życia. Nadużywanie alkoholu, obojęt-

ność, gniew, a niekiedy także brutalność ojców w rodzinie spra-

wiają, iż pojęcie ojca czy ojcostwa bywa dla wielu bolesne.

Nierzadko dźwięk tych słów wywołuje raczej głęboko ukryty żal,

lęk czy może nawet gniew

Jeżeli słowo "Ojcze" naprowadza nas na Boga Ojca i na Jego

nieskończoną miłość, dziękujmy Mu za to. Dziękujmy Mu za ludzi,

którzy dali nam świadectwo miłości Boga Ojca. Rodzicielska mi-

łość ojca i matki otwiera nas na rodzicielską miłość Ojca nie-

bieskiego. Droga do Boga jest wówczas łatwiejsza, prostsza, ra-

dośniejsza.

Kiedy jednak słowo "ojciec" brzmi w naszych uszach i naszym

sercu chłodno, obojętnie czy też wrogo, wtedy powinniśmy tym

bardziej głośno wołać: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie". To

wołanie pozwala nam zrozumieć, że istnieje tylko jedno źródło

ojcostwa: nasz Ojciec w niebie. Owo głośne wołanie pozwoli nam

przebić się przez nasze zranienie, opór, lęk, żal i gniew. Oj-

ciec niebieski potrafi uleczyć i uzdrowić każde nasze poranione

ojcostwo czy macierzyństwo. Doświadczenie ojcostwa Bożego staje

się źródłem mocy i siły do ofiarowania przebaczenia tym, którzy

nas zranili.

Modlitwa "Ojcze nasz" uczy nas także solidarności ze wszyst-

kimi ludźmi. Chrześcijanie, wzywając imienia Ojca, łączą się

tym samym ze wszystkimi jako swoimi braćmi i siostrami. "Ojcze

nasz" odmawiane nawet w najbardziej prywatny sposób staje się

modlitwą w jedności z całym światem.

W tej medytacji zatrzymajmy się przede wszystkim na pierw-

szych dwóch słowach Modlitwy Pańskiej: "Ojcze nasz". Błagajmy

Jezusa, aby stał się naszą drogą do Boga Ojca. Prośmy też, aby-

śmy pokonywali w sobie wszelkie ludzkie opory związane z poję-

ciem ojca, odkrywając w Ojcu niebieskim ostateczne źródło i ra-

cję naszego życia.

3. Królowanie Boga na ziemi i w niebie

Wezwanie imienia Boga "Ojcze nasz" na początku Modlitwy Pań-

skiej uświadamia nam charakter tej szczególnej czynności, jaką

jest spotkanie ze Stwórcą na modlitwie. Prawdziwa modlitwa jest

zawsze najpierw przebywaniem w obecności Boga. Osoba modląca

się staje przed Ojcem w postawie synostwa; przed Panem w posta-

wie służby i oddania; przed Stwórcą w postawie stworzenia peł-

nego pokory. Oto ja służebnicy Pańska (Łk 1,38) - oto doskonały

przykład postawy na modlitwie dany nam przez Maryję.

Po wezwaniu Boga jako Ojca Jezus każe nam prosić: Niech się

święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Przyjmujemy

wobec Stwórcy postawę służebnego oddania, aby mógł On realizo-

wać w nas i przez nas swoje dzieło; aby Jego imię znane było

wszystkim oraz by wszyscy ludzie mieli udział w Jego imieniu.

Wraz z imieniem Boga przychodzi także Jego królestwo.

Niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królest-

wo! - nie jest to jedynie prośba, aby Ojciec sam "działał". Ty-

mi słowami wyrażamy także pragnienie, aby nasze działanie dla

Niego i Jego królestwa było skuteczne i owocne. Ojciec bowiem

postanowił dać poznać wszystkim swoje imię - założyć swoje kró-

lestwo rękami człowieka. Pierwszym Człowiekiem, który dla wszy-

stkich staje się wzorem objawiania imienia Bożego i budowaniem

królestwa, jest Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. On sam objawia

imię Ojca i On sam staje się nadchodzącym królestwem.

Królestwo to jest jednak nie tylko w Nim - wraz z Nim jest

ono także w każdym z nas. Królestwo Boże pośród was jest (Łk

17,21) - zapewnia nas Chrystus. Podobnie jak dla Jezusa, tak

również dla każdego Jego ucznia sprawa imienia Boga i Jego kró-

lestwa jest sprawą najważniejszą (por. Łk 12,31).

Niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie.

Jezus w Modlitwie Pańskiej każe nam czynić jedynie to, co sam

czynił: pełnić wolę Ojca. Chrystus całe życie żył jedynie wolą

Ojca. Ona była jego codziennym pokarmem: Moim pokarmem jest wy-

pełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J

4,34). W naszym oddaniu się Bogu Ojcu nie chodzi więc o jakieś

zewnętrzne, niewolnicze podporządkowanie swojego życia "istocie

silniejszej od nas". Chodzi raczej o miłość, o przebaczenie, o

pojednanie z Bogiem i z ludźmi. Wola Ojca wobec człowieka jest

pełna miłości. Modlitwa Pańska wzywa nas, byśmy pełnili wolę

Ojca, ponieważ tylko w niej możemy odnaleźć wzajemną jedność,

zgodę, prawdziwe dobro i szczęście: ziemskie i wieczne.

Całkowite powierzenie swojej woli drugiemu odruchowo budzi w

nas jednak obawy i lęki. Oddając się z zaufaniem Bogu czy czło-

wiekowi, obawiamy się utraty naszej wolności i tożsamości oso-

bowej; obawiamy się nieraz także nadużycia przez Boga naszej

wolności. Są to reakcje po ludzku zrozumiałe, ponieważ wypływa-

ją z ludzkich zranień. Nie powinniśmy więc czuć się winnymi z

powodu naszych oporów w powierzeniu siebie Bogu. Nie umniejsza-

ją one w niczym szczerości naszych pragnień służby i oddania

się Bogu. Tak właśnie reaguje natura człowieka, który został

zraniony w miłości i zaufaniu - zraniony grzechem pierworodnym,

grzechem bliźnich oraz swoim własnym.

W najtrudniejszych chwilach Jezusa Jego ludzka natura, zra-

niona grzechami wszystkich ludzi, reagowała w taki sam sposób.

Chrystus w dialogu ze swoim Ojcem angażuje całą swoją wolność,

aby przekroczyć ludzką słabość i poddać swoją wolę woli Ojca.

Woła z ufnością i oddaniem: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode

Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się

stanie! (Łk 22,42). Modlitwie Chrystusa o poddanie swojej woli

woli Ojca towarzyszy także modlitwa za nas, którzy ukrzyżowali-

śmy Go naszymi grzechami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co

czynią (Łk 23,34). Te słowa Jezusa w Ogrójcu i na krzyżu będą

zawsze najwyższym celem naszej modlitwy. Uczeń naśladuje bowiem

swojego Mistrza zarówno w pełnieniu woli Ojca niebieskiego, jak

i w przebaczeniu win swoim winowajcom.

Jezus zachęca nas jednak, abyśmy modlili się nie tylko o wy-

pełnienie woli Ojca na ziemi, ale także i w niebie. Poprzez na-

szą modlitwę zostajemy dopuszczeni nie tylko do budowania kró-

lestwa na ziemi, ale również do królowania w niebie. Bóg prag-

nie królować na niebie i na ziemi razem z człowiekiem. Istotą

Bożego królowania jest Jego miłość, jedność i wzajemna zgoda,

którą pragnie obdarzyć całą ludzkość.

W obecnej medytacji zatrzymajmy się na rozważanych słowach

Modlitwy Pańskiej: Niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie

królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak

i w niebie. Prośmy, aby nasza modlitwa i całe nasze życie były

szukaniem najpierw królestwa niebieskiego (por. Łk 12,31). Pro-

śmy także, byśmy odkrywali wolę Ojca jako źródło wzajemnej mi-

łości, przebaczenia, zgody i jedności pośród braci.

4. Dar chleba

Uczeń Jezusa zaangażowany w realizowanie królestwa Bożego na

ziemi pozostaje jednak człowiekiem ubogim. Właśnie dlatego pro-

si Boga o wszystko, co jest mu potrzebne do życia. Jezus każe

nam prosić o dwa najbardziej konieczne dary dla życia: o dar

chleba i o dar przebaczenia: Chleba naszego powszedniego daj

nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy

tym, którzy przeciw nam zawinili.

Najpierw prosimy o dar chleba. Chrystus rozumie nasz niepo-

kój i troskę o codzienne utrzymanie. Codziennie potrzebujemy

chleba i codziennie o niego prosimy. Jezus każe nam jednak pro-

sić o chleb tylko "na dzisiaj". Dosyć ma dzień swojej biedy (Mt

6,34). Chrystus chce nas w ten sposób uchronić przed zbytnią

troską o chleb "na jutro", która nierzadko staje się powodem

wzajemnego krzywdzenia się ludzi. Niepokój o nasze utrzymanie w

dniu jutrzejszym sprawia, iż walczymy między sobą, usiłując

zgromadzić zapasy chleba, aby nam go jutro nie brakło. Codzien-

na troska o chleb jest dla nas codzienną okazją do powierzania

swojego życia opatrzności Boga, który również codziennie dba o

nas, podobnie jak codziennie karmi ptaki w powietrzu i codzien-

nie odziewa lilie polne (por. Mt 6,26.28).

Jednym z istotnych elementów "ewangelicznej głupoty", przed

którą przestrzega nas Jezus, jest próba zapewnienia sobie chle-

ba na długie lata. Ewangeliczny bogacz (por. Łk 12,16-21) zos-

taje przez Jezusa nazwany głupim właśnie dlatego, iż uważał, że

dzięki obfitym zbiorom nagromadził zapasów chleba na długie la-

ta. Nagromadzenie chleba nie zapewnia mu jednak długiego życia,

ponieważ ostatecznie życie zależy nie od chleba, ale od Boga.

Uczeń Jezusa zatroskany o sprawy Bożego imienia oraz o spra-

wy królestwa wyraża więc zaufanie, że Bóg da mu do życia ziems-

kiego to wszystko, czego mu potrzeba. Jak sprawa królestwa nie-

bieskiego nie jest wyłącznie sprawą Boga, tak problem chleba

powszedniego nie jest jedynie sprawą człowieka. Bóg dzieli z

człowiekiem zarówno sprawy królestwa niebieskiego, jak i prob-

lem chleba powszedniego. Dziękujmy Jezusowi za tę przedziwną,

tajemniczą wymianę pomiędzy Bogiem a nami. Bóg zaprasza nas do

udziału w święceniu Jego imienia oraz w zakładaniu Jego króles-

twa; obiecuje nam jednocześnie udział w naszej trosce o co-

dzienny chleb. Prośmy o głębokie pragnienie, byśmy byli rzeczy-

wistymi uczestnikami "pracy" Boga na ziemi oraz byśmy doświad-

czali na co dzień Jego troski o nas i nasz codzienny chleb.

5. Dar przebaczenia

Drugim darem, o który Jezus każe nam się modlić, jest prze-

baczenie: I przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym,

którzy przeciw nam zawinili. Człowiek współpracujący z Bogiem w

uświęcaniu Jego imienia oraz w zakładaniu Jego królestwa pozos-

taje nie tylko ubogim, ale także grzesznikiem, który nieustan-

nie krzywdzi Boga, bliźnich i siebie samego. Ciągle działają w

nim siły przeciwne królestwu niebieskiemu. Słabość i kruchość

ludzkiej kondycji sprawia, że pomimo najszczerszej woli walki z

grzechem codziennie potrzebujemy prośby, którą Jezus wkłada w

nasze usta: Przebacz nam nasze winy.

Na rozpoczęcie każdej Eucharystii spowiadamy się, że bardzo

zgrzeszyliśmy "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem". Jeżeli

mamy krytyczny stosunek do naszej egzystencji, to zdajemy sobie

sprawę, iż nie są to czcze słowa. Tylko naiwność sprawia nie-

raz, iż nie widzimy naszych ran zadawanych sobie, bliźnim i Bo-

gu.

Jezus zaprasza nas jednak do tego, aby walka z naszą ludzką

ułomnością stała się szczególną okazją do budowania królestwa

Bożego na ziemi. Dlatego też uzależnia odpuszczenie naszych

grzechów od wzajemnego przebaczenia i pojednania: Przebacz nam

nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini. Tak

więc pojednanie z Ojcem jest możliwe pod warunkiem budowania

królestwa niebieskiego pośród ludzi, które jest królestwem zgo-

dy, jedności, miłości i pokoju. Nie można sławić imienia Ojca,

który jest miłosierny, jeżeli sami nie okazujemy miłosierdzia

tym, którzy wobec nas zawinili.

Brak przebaczenia jest brakiem miłosierdzia. Niszczy on kró-

lestwo niebieskie zarówno na ziemi, jak i w niebie. Jezus po-

przez prośbę: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy

naszym winowajcom" demaskuje ludzkie złudzenia o możliwościach

budowaniu królestwa Bożego w postawie wrogości, zawziętości i

niechęci wobec braci.

Dziękujmy Jezusowi za zaproszenie do modlitwy o dar chleba i

dar przebaczenia, świadomi, iż bez nich nasze życie byłoby nie-

możliwe. Bez chleba umarlibyśmy w ciągu kilku tygodni, zaś bez

przebaczenia nasze życie na ziemi byłoby piekłem. Prośmy, abyś-

my cenili sobie zarówno codzienny chleb, jak i dar codziennego

przebaczenia.

6. Zbawienie od złego

Krzywda jest zasadniczą formą zła, która zagraża każdemu

człowiekowi. Grzech jest krzywdzeniem siebie, naszych bliźnich

oraz krzywdzeniem Boga-Człowieka (męka i śmierć krzyżowa Jezu-

sa). Właśnie dlatego Jezus zachęca, abyśmy modlili się: I nie

dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!

Modlitwa Pańska uświadamia nam, iż zło i krzywda istnieją na

świecie i stanowią realne zagrożenie dla poszczególnych osób,

narodów oraz całej ludzkości.

Walka ze złem jest jednak trudna, ponieważ zło objawia się

nie tylko w krzywdzących zachowaniach poszczególnych osób, ale

także w utrwalonych krzywdzących strukturach społecznych, poli-

tycznych, międzynarodowych. Może bardziej niż kiedykolwiek w

przeszłości świat rządzących, zarówno na poziomie konkretnych

krajów, jak i na płaszczyźnie międzynarodowej, legalizuje nie-

moralne krzywdzące zachowania i czyni prawem to, co do tej pory

w powszechnej opinii było uważane za oczywiste bezprawie. "W

wielu częściach świata widzimy rozpad społeczny i moralny. Gdy

społeczeństwo nie posiada podstaw moralnych i duchowych, wtedy

rodzą się zwalczające się nawzajem ideologie nienawiści, prowo-

kujące przemoc nacjonalistyczną, rasową, ekonomiczną i seksual-

ną. To mnoży nadużycia owocujące niechęcią i konfliktem; to za-

myka grupy społeczne w agresywnym fundamentalizmie, który od

wewnątrz rozdziera tkankę społeczeństwa. Staje się ono łupem

możnych, manipulatorów, demagogów i łgarzy, staje się areną

rozpadu społecznego i moralnego" (Dekrety XXXIV Kongregacji To-

warzystwa Jezusowego).

Wobec złych, krzywdzących struktur społecznych, politycznych

czy międzynarodowych pojedynczy człowiek z jego osobistą wolno-

ścią najczęściej jest bezradny. Łatwo ulega wówczas naciskowi

społecznemu, presji opinii czy też konformizmowi. W modlitwie

prosimy też Ojca niebieskiego, aby nie stawiał nas wobec takich

pokus, które byłyby większe od naszych słabości. Świadomość za-

grożenia przez zło sprawia, iż z wiarą modlimy się słowami: I

nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!

7. Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę

W Modlitwie Pańskiej błagamy Boga, abyśmy zostali uwolnieni

od nacisku każdego rodzaju krzywdy i zła: złego ducha, krzyw-

dzących struktur społecznych i politycznych oraz od własnych

namiętności. W prośbie tej wyrażamy też głęboką wiarę w moc

działania Bożego w nas, w bliźnich i w świecie. To właśnie

dzięki tej mocy jesteśmy w stanie pokonać każdy rodzaj krzywdy

i zła. Żadne zło i żadna krzywda nie są przecież nigdy większe

od wszechmocy Boga. Budowanie królestwa, objawianie imienia Oj-

ca wymaga od uczniów Jezusa realizmu i pokory, które sprawią,

iż nie będą oni polegali tylko na własnych siłach, ale będą od-

woływali się nieustannie do mocy Boga.

Prośba: Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj

od złego! nie ma jednak wyłącznie charakteru obronnego. Możemy

także ją odczytać jako wezwanie do aktywnego, pozytywnego dzia-

łania na rzecz budowania królestwa Bożego. "Budować królestwo

znaczy pracować na rzecz wyzwolenia od zła we wszelkich jego

formach. Krótko mówiąc, królestwo Boże jest wyrazem i urzeczy-

wistnieniem zbawczego planu w całej jego pełni" (Jan Paweł II).

Królestwo Boże, "nowy świat" budowany na ziemi wysiłkiem

człowieka i łaską Boga, jest zapowiedzią "nowej ziemi - nowego

świata", w którym Bóg na zawsze zamieszka ze swoim ludem. W

"nowym świecie" zostaną naprawione wszystkie ludzkie krzywdy.

Bóg otrze (...) z oczu każdego pokrzywdzonego człowieka wszelką

łzę. W nowym świecie nie będzie już także śmierci. "Ani żałoby,

ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy

przeminęły." I rzekł Zasiadający na tronie: "Oto czynię wszyst-

ko nowe". I mówi: "Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe"

(Ap 21,4-5).

* * *

Na zakończenie podziękujmy Jezusowi za modlitwę "Ojcze

nasz". Dziękujmy za jej prostotę i piękno. Przepraszajmy, że

tak często odmawiamy ją pospiesznie, niedbale, bezmyślnie. Pro-

śmy, byśmy ciągle na nowo odkrywali jej głębię. Prośmy także,

aby Modlitwa Pańska była nam szczególnie droga i bliska w tych

sytuacjach, w których doznamy krzywdy ze strony ludzi lub też

sami będziemy powodem cierpienia innych. Niech Modlitwa Pańska

będzie dla nas szczególnym miejscem wzajemnego przebaczenia i

pojednania. Niech uczy nas życia w jedności, wzajemnym zaufaniu

i zgodzie.

Rozdział XIII: OD JAK DAWNA TO MU SIĘ ZDARZA?

Gdy przyszli do uczniów, ujrzeli wielki tłum wokół nich i

uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczy-

li, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go.

On ich zapytał: "O czym rozprawiacie z nimi?". Odpowiedział Mu

jeden z tłumu: "Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego

syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzu-

ca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Po-

wiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli". On

zaś rzekł do nich: "O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?

Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!". I przy-

wiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać

chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.

Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?". Ten zaś

odrzekł: "Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w

wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami

i pomóż nam!". Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możli-

we jest dla tego, kto wierzy". Natychmiast ojciec chłopca zawo-

łał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!". A Jezus widząc, że

tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: "Duchu

niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej

w niego!". A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów.

Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On

umarł". Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. Gdy

przyszedł do domu, uczniowie Go pytali na osobności: "Dlaczego

my nie mogliśmy go wyrzucić?". Rzekł im: "Ten rodzaj można wy-

rzucić tylko modlitwą i postem" (Mk 9,14-29).

1. O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?

Jezus zstępuje z Góry Przemienienia razem z trzema swoimi

uczniami. U podnóża góry pozostali uczniowie czekali na Mis-

trza. Podczas nieobecności Jezusa przyszedł ojciec ze swoim

chorym synem, który miał ducha niemego. Ojciec chciał prosić

Jezusa o uzdrowienia chłopca. Skoro jednak nie zastał Chrystu-

sa, poprosił o to Jego uczniów. Uczniowie przyjęli prośbę ojca

i usiłowali dokonać cudu uzdrowienia. Wokół zgromadził się tłum

ludzi oraz uczeni w Piśmie. Wszyscy obserwowali wysiłki ucz-

niów. Chcieli być świadkami cudu.

Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo musiało zależeć uczniom,

aby ich próby okazały się skuteczne. Prawdopodobnie powtarzali

jakieś gesty i słowa, którymi posługiwał się Jezus: wkładali

ręce, dotykali chorego, modlili się nad nim. Byli bardzo prze-

jęci swoją rolą. Byli przejęci obserwującymi ich tłumami, uczo-

nymi w Piśmie, niepokojem ojca oraz cierpieniem chłopca. Ale im

gorliwiej wykonywali gesty i powtarzali słowa, tym bardziej za-

pominali o tym, co jest istotą uzdrowienia: zapominali o wierze

w moc Boga. Zabrakło im żywej wiary.

Uczniowie prawdopodobnie kilka razy podejmowali próby uzdro-

wienia. Jednak każda była bezskuteczna. Z powodu nieskutecznoś-

ci ich działania powstały dyskusje i zamieszanie w tłumie. W tę

sytuację wkracza sam Jezus. On ich zapytał: "O czym rozprawia-

cie z nimi?". Wówczas ojciec chłopca krótko przedstawia całą

sprawę. Podaje objawy choroby swojego dziecka. Stwierdza jed-

nak, iż interwencja uczniów była bezskuteczna: Nauczycielu,

przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego.

Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni,

zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go

wyrzucili, ale nie mogli.

Jezus, nie pytając uczniów, w jaki sposób próbowali dokonać

uzdrowienia, jakie wykonywali gesty, jakich używali słów, od

razu z pewną niecierpliwością podaje przyczyny bezskuteczności

ich działania: O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Do-

póki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!

Chciejmy z pomocą naszej wyobraźni wejść w tę scenę. Wyobra-

źmy ją sobie tak, jak opisuje nam ją Ewangelia. Kontemplujmy w

sposób szczególny zniecierpliwienie Jezusa. Wsłuchajmy się w

Jego trudne słowa: O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?

Dopóki mam was cierpieć? Jezus kieruje te słowa zarówno do oj-

ca, do uczniów, jak i do tłumu oraz do uczonych w Piśmie. Wsłu-

chajmy się w nie z uwagą. Pytajmy siebie, w jakich okolicznoś-

ciach, w jakich sytuacjach życia Jezus mógłby skierować do nas

takie właśnie słowa.

Pytajmy siebie także, czy nie próbujemy uzdrawiać siebie sa-

mych o własnych siłach, powodowani czysto ludzką motywacją: aby

zadowolić siebie, aby zdobyć świadomość, że jesteśmy poprawni,

doskonali lub też by zyskać aprobatę innych. Które z naszych

postaw, zachowań świadczyłyby o takiej próbie?

Próba uzdrawiania siebie lub innych oparta tylko na ludzkich

wysiłkach będzie zawsze nieskuteczna, nawet gdybyśmy pomagali

sobie gestami, słowami, modlitwami, praktykami pokutnymi itp.,

które stosował sam Jezus. Uzdrowienie jest owocem działającej w

nas mocy Bożej, która przychodzi poprzez modlitwę prośby, jał-

mużnę i post. Te ludzkie działania są jednak wyrazem zaufania

mocy Boga. To Bóg sam uzdrawia. Czyni to jednak dzięki zaufa-

niu, wierze i ofierze człowieka.

O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was

cierpieć? Chciejmy odpowiedzieć Jezusowi na to pytanie z całym

realizmem, licząc się z naszą słabością, z głębią naszego zra-

nienia, z głębią naszej nieufności. Dajmy Jezusowi odpowiedź:

"Bądź, Jezu, zawsze z nami. Bez Ciebie nic dobrego uczynić nie

możemy". Chciejmy odpowiedzieć jak bezbronne, słabe, ale ufne

dziecko, które zdaje sobie sprawę, iż nie może liczyć na sie-

bie. Prośmy Jezusa, aby cierpliwie znosił naszą niewiarę, aby

cierpliwie nas upominał, wychowywał, uczył zaufania i wiary.

2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy

Na prośbę Jezusa przyprowadzono do Niego chorego chłopca.

Sama bliskość Jezusa zdawała się pogarszać stan chłopca: Na wi-

dok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na

ziemię i tarzał się z pianą na ustach.

Ten bardzo przykry obraz musiał wzbudzać współczucie i li-

tość. Wtedy Jezus rozkazał duchowi niememu i głuchemu wyjść z

niego. A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów.

Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On

umarł".

Kiedy Jezus zbliża się do tego, co jest w nas chore, wówczas

zły duch - posługując się naszym zranieniem i słabością - jakby

zdwaja swoje działanie. Chce przekonać człowieka, że interwen-

cja Jezusa może jedynie pogorszyć istniejącą już sytuację. Pra-

gnie powiedzieć człowiekowi: "Nie ufaj Jezusowi. Jego działanie

może ci jedynie zaszkodzić".

Wielu ludzi daje temu wiarę. Aby uniknąć chwilowego odczucia

bólu, wielu zamyka się w swoich ranach i urazach. Broni się

przed jakąkolwiek pomocą z zewnątrz. Swoje obronne zachowania

racjonalizuje poprzez stawianie retorycznych pytań: "Po co je-

szcze grzebać w przeszłości? Czy to coś pomoże?". Przyjmując

taką lękową i obronną postawę, wielu utrwala w sobie zranienia.

Działają one wówczas głębiej i skuteczniej - działają bowiem

poza ich świadomością i wolnością.

Człowiek, który pragnie uzdrowić swoją przeszłość, musi

"przebić się" przez paniczny lęk przed chwilowo odczuwanym bó-

lem. Otwieranie starych, zaschniętych ran zawsze sprawia ból.

Ale jest to ból przejściowy, ból, który trwa tylko pewien czas.

Ojciec chłopca nie zniechęcił się bezskutecznymi próbami

uczniów. Miłość do syna była źródłem jego siły, jego odwagi.

Jeszcze raz zwraca się więc do Jezusa z prośbą o uzdrowienie

chłopca. Wówczas Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się

zdarza?". Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa". Jest to bardzo

"ludzkie" pytanie. Jezus zwraca w nim uwagę na "historię choro-

by" dziecka. Do cudu uzdrowienia nie była potrzebna znajomość

"przebiegu choroby". Jezus zadaje jednak to pytanie, aby dać

ojcu możliwość zwerbalizowania jego długiego cierpienia i bólu,

aby dać mu możliwość wyżalenia się przed Nim.

Ojciec podejmuje pytanie i opisuje przebieg choroby dziecka.

Historia choroby syna jest także historią jego cierpienia: Czę-

sto (duch niemy i głuchy) wrzucał go nawet w ogień i w wodę,

żeby go zgubić. Opis choroby chłopca ojciec kończy szczerą i

serdeczną prośbą: Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i

pomóż nam!

W obecnej kontemplacji, w kontekście naszych zranień, słabo-

ści, nałogów, chciejmy usłyszeć Jezusowe pytanie: "Od jak dawna

to ci się zdarza? Od kiedy czujesz się taki zagubiony, nie-

szczęśliwy, nieufny, skrzywdzony, lekceważony, pogardzany, nie-

kochany, odrzucony itp.?". Tym pytaniem Jezus nie chce nas ob-

nażać, upokarzać, poniżać. Daje nam jedynie okazję, byśmy po-

dzielili się tym, co nas boli, co jest źródłem naszego cierpie-

nia.

Odwołując się do tego pytania, chciejmy sobie przypomnieć

historię "naszej choroby": historię naszego zagubienia, histo-

rię odrzucenia, historię nałogu itp.

Na pytanie: "Od jak dawna to mi się zdarza?" być może odpo-

wiemy razem z ojcem chłopca: "Od dzieciństwa. Od zawsze. Jak

sięgam moją pamięcią, zawsze byłem właśnie taki. Nie pamiętam,

abym czuł się wolny, ufny, pełen pokoju, pełen radości".

Chciejmy wyżalić się Jezusowi, wypowiedzieć przed Nim jesz-

cze raz to, co jest naszym zranieniem, bólem. Uczmy się modlit-

wy, która rozpoczyna się od wypowiedzenia tego, co nas martwi,

boli, krzywdzi. Nie możemy jednak zakończyć naszej modlitwy na

żaleniu się. Podobnie jak ojciec chorego dziecka prośmy: Lecz

jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! "Nie zosta-

wiaj nas w takim stanie."

Jezus, przyjmując prośbę ojca, zwraca mu jednak uwagę na

nieufność, która pozostaje jeszcze w jego sercu. Ojciec chłopca

zdaje się mówić do Jezusa z cieniem wątpliwości: "Twoi ucznio-

wie nie mogli uzdrowić mojego dziecka. A może Ty potrafisz?".

Jezusowi wystarcza jednak sama prośba. Choć przebija z niej

jeszcze nieufność, to jednak prośba ta jest szczera i żarliwa.

Wychodząc od niej, Jezus pragnie najpierw uzdrowić wiarę ojca:

Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla te-

go, kto wierzy".

Każde uzdrowienie wewnętrzne, niezależnie od tego, czego ono

dotyczy, rozpoczyna się od uzdrowienia wiary, od zbudowania

zaufania do Boga, do bliźnich i do siebie samego. Jezus mówi

otwarcie ojcu o jego nieufności, ale jednocześnie daje mu nad-

zieję. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.

To jedno zdanie Jezusa stoi w centrum rozważanej Ewangelii.

Jezus zwraca nam uwagę, iż nie można do Boga mówić: Jeśli mo-

żesz... W takim sformułowaniu kryje się nieufność. Jest ona wy-

razem podejrzliwości wobec Boga. W naszej modlitwie o uzdrowie-

nie trzeba zrobić inne zastrzeżenie: "Jeżeli chcesz. Jeżeli ta-

ka jest Twoja wola". Tak właśnie modlił się trędowaty: Panie,

jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8,2).

tak sformułowanej prośbie wyraża się wiara w moc Jezusa, a

jednocześnie otwartość wobec Jego działania i woli. "Ja wiem,

że Ty wszystko możesz. Ale nie wiem, jaka jest Twoja wola, ja-

kie są Twoje zamiary wobec mnie. Nie chcę działać według włas-

nych pragnień i planów, ale jedynie zgodnie z Twoją najświętszą

wolą".

szystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Jezus pragnie po-

wiedzieć ojcu, że cud uzdrowienia nie zależy tylko od samej mo-

cy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli brakuje nam wia-

ry, to Boża wszechmoc wobec nas będzie bezsilna. Moc Boża pozo-

staje "związana" dla tego, kto w nią nie wierzy. Bóg nie może

nic zrobić w sercu człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie

mówi Mu "nie". W swoim rodzinnym miasteczku Jezus niewiele

zdziałał (...) cudów, z powodu (...) niedowiarstwa swoich wspó-

łziomków (Mt 13,58).

szystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Jezus pragnie po-

wiedzieć ojcu, że cud uzdrowienia nie zależy tylko od samej mo-

cy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli brakuje nam wia-

ry, to Boża wszechmoc wobec nas będzie bezsilna. Moc Boża pozo-

staje "związana" dla tego, kto w nią nie wierzy. Bóg nie może

nic zrobić w sercu człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie

mówi Mu "nie". W swoim rodzinnym miasteczku Jezus niewiele

zdziałał (...) cudów, z powodu (...) niedowiarstwa swoich wspó-

łziomków (Mt 13,58).

3. Zaradź memu niedowiarstwu!

Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu

niedowiarstwu!". Ojciec uznaje i jednocześnie wyznaje istnieją-

cą w nim wewnętrzną sprzeczność. Zdaje się mówić: "Wierzę, a

jednak istnieje we mnie niewiara. Wierzę, ale nie do końca. W

chwilach powodzenia życiowego wydaje mi się, że wierzę. Ale w

momentach kryzysu i trudności nachodzi mnie niewiara".

Wiara jest wartością dynamiczną. Podlega nieustannemu rozwo-

jowi. Od niewiary i małej wiary przechodzi się stopniowo do co-

raz silniejszej i pełniejszej wiary. Ten wzrost wiary w nas wy-

maga naszego wysiłku, zaangażowania, hojności serca. Wiary nie

można posiąść raz na zawsze. Nie można jej utrwalić w spiżowym

posągu tak, jak można utrwalić kształty jakiegoś przedmiotu.

Nasza wiara to nieustanne odpowiadanie Bogu na Jego stwórcze

i zbawcze działanie w nas. Podobnie jak Bóg nieustannie rodzi

nas i podtrzymuje w istnieniu, tak my nieustannie rodzimy i

podtrzymujemy w nas naszą wiarę. Gdyby Bóg choć na chwilę prze-

stał podtrzymywać nasze życie, natychmiast zapadlibyśmy się w

nicość.

To, co jeszcze wczoraj budziło nasze zaufanie, dziś - przy

zmianie zewnętrznych okoliczności, przy zmianie wewnętrznych

przeżyć - może rodzić podejrzliwość, zniechęcenie, nieufność.

Trudne czy wręcz bolesne sytuacje życiowe, przeżycia wewnętrzne

są wezwaniem do większej wiary, do oczyszczenia wiary.

Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu

niedowiarstwu!". Zauważmy pośpiech ojca, który natychmiast kie-

ruje swoją prośbę o łaskę wzrostu wiary.

Aby nasza wiara mogła dojrzeć, Bóg nieraz dopuszcza na nas

oczyszczające doświadczenia życiowe. On sam nas w nie wprowadza

i On sam z nich wyprowadza. Samo pragnienie wiary jest decyzją

serca, możliwą natychmiast, "od zaraz". "Dziś wierzę tak, jak

umiem. Pragnę jednak większej, głębszej wiary. Prowadź mnie,

Panie, do wiary pełniejszej, dojrzalszej."

Pragnienie zaufania, pragnienie wiary wystarcza, aby Jezus

mógł wkroczyć ze swoją Boską mocą. Jezus rozkazał surowo ducho-

wi nieczystemu: "Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z

niego i nie wchodź więcej w niego!".

Interwencja Jezusa jest jasna, zdecydowana i mocna. Jest to

interwencja skuteczna. Ale samo wyjście ducha niemego i głuche-

go jeszcze nie uleczyło chorego chłopca. Zły duch opuszczając

chłopca, "z zemsty" pozostawił go jak martwego, tak że wielu

mówiło: "On umarł". Dopiero kiedy Jezus ujął go za rękę i pod-

niósł, (...) on wstał.

Podanie ręki chłopcu przez Jezusa naprowadza nas na inny cud

- wskrzeszenie dwunastoletniej dziewczynki. Jezus ująwszy dzie-

wczynkę za rękę, rzekł do niej: "Talitha kum", to znaczy:

"Dziewczynko, mówię ci, wstań!" (Mk 5,41). Ostatecznie, to sam

Jezus przywraca człowiekowi zdrowie, życie. On daje człowiekowi

"tchnienie życia".

Prośmy, abyśmy doświadczyli mocy Jezusowej ręki, aby ona

podniosła nas, podźwignęła, abyśmy dzięki niej odczuli w sobie

pełnię Jego życia, pełnię Jego radości, Jego pokoju. Prośmy

szczególnie, aby Jezus uzdrowił naszą małą wiarę.

Rozdział XIV: PANIE, ILE RAZY MAM PRZEBACZYĆ?

Wtedy Piotr podszedł do Niego i zapytał: "Panie, ile razy

mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż

siedem razy?". Jezus mu odrzekł: "Nie mówię ci, że aż siedem

razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest

królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze

swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jed-

nego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ

nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną,

dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy słu-

ga upadł przed nim i prosił go: < Panie, miej cierpliwość nade

mną, a wszystko ci oddam> . Pan ulitował się nad tym sługą,

uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spot-

kał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów.

Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: < Oddaj, coś winien!> . Jego

współsługa upadł przed nim i prosił go: < Miej cierpliwość nade

mną, a oddam tobie> . On jednak nie chciał, lecz poszedł i

wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy je-

go widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opo-

wiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał

go przed siebie i rzekł mu: < Sługo niegodziwy! Darowałem ci

cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powi-

nieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem

się nad tobą?> . I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go

katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Oj-

ciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca

swemu bratu" (Mt 18,21-35).

1. Ile razy mam przebaczyć?

Przebaczenie jest jednym z najczęściej poruszanych tematów w

nauczaniu Jezusa. Wiele przypowieści mówi o hojnym przebaczeniu

Boga człowiekowi oraz o potrzebie wzajemnego przebaczenia lu-

dzi. Charakterystyką nauczania Jezusa jest ścisłe powiązanie

przebaczenia Bożego z uprzednim wzajemnym przebaczeniem sobie

ludzi. Powiązanie to jest wielokrotnie podkreślane - i to z du-

żym naciskiem. Szczególnym miejscem tego powiązania i jednocze-

śnie uzależnienia przebaczenia Bożego od naszego wzajemnego

przebaczenia jest modlitwa "Ojcze nasz": "I odpuść nam nasze

winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" (por. Mt 6,12).

W Ewangelii według św. Mateusza po zakończeniu Modlitwy Pań-

skiej Jezus wraca ponownie - i to dwukrotnie - do zależności

pomiędzy przebaczeniem Boga a naszym przebaczeniem bliźnim;

pierwszy raz od strony pozytywnej: Jeśli bowiem przebaczycie

ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebies-

ki, oraz drugi raz od strony negatywnej: Lecz jeśli nie przeba-

czycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewi-

nień (Mt 6,14-15). Te powtórzenia świadczą o tym, jak wielką

wagę przywiązuje Chrystus do wzajemnego przebaczenia, od które-

go uzależnia przebaczenie nam naszych grzechów.

Tematem przypowieści o niegodziwym słudze jest nie tyle samo

przebaczenie, ile raczej owo uzależnienie przebaczenia Bożego

od naszego uprzedniego przebaczenia bliźniemu. Sługa zostaje

nazwany niegodziwym nie dlatego, iż trwonił wielkie pieniądze

swojego Pana, ale ponieważ nie darował małego długu swojemu

współsłudze, podczas gdy pan darował mu dług nieporównanie wię-

kszy. Historia przypowieści koncentruje się wokół cofnięcia ak-

tu łaski króla swojemu słudze, z powodu jego braku postawy

przebaczenia wobec współsługi.

Okazją do wygłoszenia przez Jezusa przypowieści o niegodzi-

wym słudze było pytanie Piotra: Panie, ile razy mam przebaczyć,

jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Już

w samym pytaniu jest próba udzielenia odpowiedzi. Uczeni rabini

twierdzili, że wolno prosić o przebaczenie swojego brata trzy

razy. Piotr zaś proponuje wspaniałomyślnie przesunięcie tej

granicy aż do siedmiu razy. Kiedy być może spodziewał się po-

chwały Mistrza za swoją wspaniałomyślność, został zaskoczony

niezwykłą odpowiedzią: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż

siedemdziesiąt siedem razy. Wyrażenie hebrajskie "siedemdzie-

siąt siedem" oznacza nieskończoność.

Jednym ze znaków nadchodzącego królestwa, które Jezus zakła-

da, jest obfitość wszelkich darów. Syn Boży objawia nieskończo-

ną wielkość, dobroć, miłość i hojność swojego Ojca wobec czło-

wieka. Bóg w Jezusie znosi wszelkie granice dla miłosierdzia,

przebaczenia i pojednania. Jako uczniowie Jezusa, jesteśmy wez-

wani nie tylko do tego, aby korzystać z obfitości darów, któ-

rych nam udziela. Chrystus zaprasza nas także, abyśmy sami po-

mnażali dary królestwa, przyczyniając się w ten sposób do po-

większenia obfitości w Jego królestwie. Dlatego też, otrzymując

bezwarunkowe przebaczenie grzechów, jesteśmy zaproszeni do

udzielania bezwarunkowego - na naszą ludzką miarę - przebacze-

nia bliźnim.

W obecnej medytacji prośmy, abyśmy umieli odkryć, docenić i

jednocześnie doświadczyć bezwarunkowego przebaczenia nam na-

szych grzechów. Jeżeli niekiedy dręczymy się naszymi słabościa-

mi, to nie dlatego, iż Bóg z trudem nam je przebacza, ale tylko

dlatego, ponieważ sami nie umiemy uwierzyć w hojność Jego prze-

baczenia. Właśnie to skąpstwo w przebaczeniu naszym bliźnim ich

przewinień czyni nasze serce niezdolnym do wiary w hojne prze-

baczenie Boga. Prośmy więc, aby kontemplacja przypowieści o

niegodziwym słudze była dla nas ważną lekcją dostrzegania zale-

żności pomiędzy hojnością Boga wobec nas a koniecznością naszej

hojności wobec bliźnich.

2. Dwóch dłużników

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który

chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozli-

czać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć

tysięcy talentów.

Wielkość długu wskazuje, iż przyprowadzony przed oblicze

króla sługa musiał być ministrem lub też zarządcą jakiejś pro-

wincji królestwa. Dziesięć tysięcy talentów to ogromna suma,

którą trudno sobie nawet wyobrazić. Coroczny podatek Galilei

wraz z całą Pereą w czasach Jezusa wynosił dwieście talentów, a

roczne dochody Heroda nie przekraczały dziewięciuset talentów.

Szesnaście tysięcy robotników przez dziesięć lat musiałoby pra-

cować codziennie, aby móc zarobić na spłacenie długu owego słu-

gi. Nawet gdyby król rzeczywiście sprzedał swojego dłużnika

wraz z całą jego rodziną i majątkiem, jak to zamierzał począt-

kowo uczynić, odzyskałby prawdopodobnie jedynie mały procent

całego długu. Tak wielka suma podana przez Jezusa w przypowieś-

ci ma swoje ważne znaczenie - podkreśla bowiem niewypłacalność

zadłużenia sługi.

Wobec zagrożenia utraty wszystkiego: rodziny, majątku i oso-

bistej wolności, sługa pada przed królem i błaga go jedynie o

odroczenie spłaty długu: Panie, miej cierpliwość nade mną, a

wszystko ci oddam. Sam sługa z pewnością nie wierzył w prawdzi-

wość danej obietnicy. Więcej w jego słowach było żebrania o li-

tość niż solidnej obietnicy człowieka, który zna się dobrze na

interesach. Król okazał się jednak o wiele hojniejszy, niż mógł

przypuszczać sługa. Wystarczyła pokorna prośba dłużnika, aby

monarcha darował mu nie tylko wolność osobistą, ale także ów

ogromny dług. Taka niezwykła hojność była w starożytności cechą

charakterystyczną wielu wschodnich monarchów. Traktowali oni

poddane sobie kraje jako swoją własność, którą dysponowali nie-

kiedy bardzo samowolnie. Zasadniczym motywem wspaniałomyślnego

gestu króla z przypowieści była jego litość nad człowiekiem,

który z powodu marnotrawstwa i rozrzutności znalazł się w sytu-

acji bez wyjścia.

Historia ogromnego zadłużenia sługi byłaby niewątpliwie za-

kończona, gdyby nie jego krótkowzroczne okrucieństwo, z jakim

potraktował biedniejszego od siebie współsługę, który był mu

winien jedynie sto denarów. W Palestynie w czasach Jezusa było

to sto dniówek niewykwalifikowanego robotnika. Dług współsługi

był śmiesznie mały w stosunku do niewypłacalnego zadłużenia

sługi. Jeden z egzegetów obrazowo ukazuje różnicę między obu

długami z przypowieści. Gdyby obaj chcieli oddać pożyczone pie-

niądze, to współsługa mógłby je przynieść w kieszeni, a sługa

musiałby nająć dziewięć tysięcy tragarzy, z których każdy niós-

łby około trzydziestu kilogramów złota.

Bezlitosne zachowanie się sługi wobec swojego dłużnika

kontrastuje z miłosierdziem, które jemu samemu okazał król. Pan

ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował, a on

sam natomiast chwycił (swojego współsługę) i zaczął (go) dusić,

żądając natychmiastowego zwrotu pieniędzy. Współsługa, będąc

biednym człowiekiem, nie miał z czego oddać pożyczonych stu de-

narów. Prosił więc swego wierzyciela tak samo, jak ten prosił

niedawno króla: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie.

Obietnica dana przez sługę swojemu panu była nierealna i

miała jedynie na celu odroczenie niewoli. Natomiast przyrzecze-

nie współsługi stanowiło obietnicę realną, ponieważ mógł on za-

robić owe sto denarów swoją pracą. Sługa okazał się jednak

człowiekiem twardym i bez miłosierdzia. Prośba współsługi nie

wzbudziła w nim współczucia. Bezlitośnie wtrącił go do więzie-

nia, dopóki nie odda długu.

Trudno zrozumieć, dlaczego tak właśnie postąpił ów sługa.

Cóż bowiem znaczyło sto denarów dla człowieka, który sam obra-

cał setkami czy nawet tysiącami talentów? Sługa bardziej kiero-

wał się chęcią zemsty i agresją niż chciwością na pieniądze.

Zresztą już sam sposób, w jaki sługa żąda zwrotu swoich pienię-

dzy, jest okrutny: Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj,

coś winien!". Wtrącenie do więzienia dłużnika nie rozwiązywało

przecież problemu długu. Wręcz odwrotnie, raczej oddalało moż-

liwość odzyskania pieniędzy. Niewrażliwość i zaślepienie sługi

sprawiło, że nie przewidział on reakcji otoczenia, które zdecy-

dowanie potępiło to niegodziwe postępowanie: Współsłudzy jego

widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowie-

dzieli swemu panu wszystko, co zaszło.

Sługa, któremu uchodziło dotychczas bezkarnie trwonienie

wielkich pieniędzy swojego króla, nie przypuszczał chyba, co go

czeka, kiedy król ponownie wezwał go przed swoje oblicze. Słowa

Pana oddają jego wielkie oburzenie z powodu nieludzkiego zacho-

wania się sługi, któremu przecież dopiero co darowano wolność

wraz z ogromnym długiem: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały

ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś

był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się

nad tobą? Król zarzuca słudze nie tylko brak litości wobec in-

nych, ale przede wszystkim "zepsucie moralne" - niegodziwość.

Oskarża go również o niewdzięczność i niedocenianie wielkiej

łaski, której doświadczył. Sługa powinien był wiedzieć, iż oka-

zana mu litość nie była wyjątkiem zrobionym wyłącznie dla nie-

go. Był to sposób rządzenia króla, który pragnął, aby w jego

królestwie zapanowały miłosierdzie i zgoda. Hojny i miłosierny

dotąd król przemienia się w surowego sędziego: I uniesiony

gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu

nie odda.

W pierwszej scenie sądu monarcha zamierzał jedynie sprzedać

sługę wraz z całą rodziną i majątkiem, w drugiej zaś - po odwo-

łaniu łaski przebaczenia - wydaje go w ręce katów. Ponieważ

dług jest niewypłacalny, dlatego też pozostanie on w rękach ka-

tów po wieczne czasy.

3. Jeśli mamy grzechy, przebaczmy je tym, którzy nas o to

proszą

Bardzo groźnie brzmi "morał" przypowieści, jaki Jezus umie-

szcza na zakończenie opowiadania: Podobnie uczyni wam Ojciec

mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu

bratu. W sposób niemal dosłowny powtarza te same słowa św. Ja-

kub w swoim liście: Sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił

miłosierdzia (Jk 2,13). Za brak przebaczenia bliźniemu grozi

nam najwyższy wymiar kary: Bóg nie przebaczy nam naszych grze-

chów. Brakiem miłosierdzia wobec braci krępujemy bowiem miło-

sierdzie Boże wobec nas samych i sprawiamy, że całe nasze za-

dłużenie u Boga spada na nas.

Podobnie jak sługa z przypowieści, również i my nie jesteśmy

w stanie dokonać ekspiacji za nasze grzechy. Pan Bóg nie pozos-

tawia nas jednak bez wyjścia. Daje nam bardzo konkretny sposób

na zjednanie sobie Jego miłosierdzia: jest nim przebaczenie win

naszym winowajcom. Pisarz kościelny z przełomu IV i V wieku,

Jan Kasjan, nawiązując do tej prośby pisze: "O niewysłowiona

Boska łaskawości! (...) Tyś (...) w tej prośbie otwarła ludziom

sposobność i drogę, by mogli sobie zapewnić łagodny i miłosier-

ny sąd Boski. Dałaś nam niby władzę uśmierzenia wyroku naszego

Sędziego, bo do odpuszczenia win naszych własny nasz przykład

Go zmusza, gdy mówimy do Niego: Odpuść nam, jakośmy i my odpuś-

cili! Bezpiecznie więc każdy może polegać na tej modlitwie, gdy

prosi o przebaczenie win swoich, ktokolwiek jest pobłażliwy

względem dłużników". Jan Kasjan wspomina dalej o pewnym zwycza-

ju, który istniał w niektórych wspólnotach Kościoła pierwszych

wieków przy odmawianiu Modlitwy Pańskiej: "Niektórzy, gdy lud

cały śpiewa w kościele tę modlitwę, opuszczają milcząco to mie-

jsce, bojąc się, by ich słowa nie były dla nich raczej oskarże-

niem niż uniewinnieniem".

Prośba o odpuszczenie win w modlitwie "Ojcze nasz" również

dzisiaj staje się oskarżeniem dla tych, którzy trwają w niena-

wiści i niezgodzie z braćmi i nie pragną pojednania z nimi. Mi-

łosierny Bóg - jak król z przypowieści - przemienia się dla

nich w surowego Sędziego i uznaje ich za niegodziwe sługi, po-

nieważ nie umieją docenić łaski Pana. Bóg Sędzia nie zsyła jed-

nak na nich kary; On dopuszcza jedynie, aby skutki ich własnych

grzechów spadły na nich samych, jak skutki ogromnego długu spa-

dły na niegodziwego sługę. "Tak więc, nienawidząc drugich, ka-

rzemy siebie samych, a znowu miłując drugich, sobie samym dob-

rze czynimy" (św. Jan Chryzostom).

Prośmy najpierw o głębokie poznanie wielkiego zła naszego

grzechu, którym zaciągamy u Boga niewypłacalny dług. Prośmy też

o poznanie wszystkich małych i wielkich krzywd, jakich doświad-

czyliśmy i doświadczamy od ludzi, abyśmy jasno dostrzegali po-

trzebę udzielenia im przebaczenia. "Fałszywa grzeczność", która

obawia się nazwać po imieniu otrzymywane od ludzi krzywdy, ma

nieraz swoje najgłębsze źródło w obawie przed przyznaniem się

samemu do swoich własnych grzechów. "Tak więc, jeśli mamy grze-

chy, bracia, przebaczmy je tym, którzy nas o to proszą. Nie za-

trzymujmy nieprzyjaźni względem kogokolwiek w naszych sercach,

bo gdy w sercu zbierze się dużo nienawiści, ono niszczeje" (św.

Augustyn). Modląc się codziennie w Modlitwie Pańskiej: "I od-

puść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom",

prośmy gorąco, abyśmy uniknęli pokusy gromadzenia w sercu nie-

przyjaźni i odwetu wobec ludzi, które powodują "niszczenie ser-

ca" i czynią je niezdolnym do prawdziwego otwarcia się na Boga

teraz i w wieczności.

Rozdział XV: WSZYSCY JESTEŚMY DŁUŻNIKAMI BOGA

Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł

więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobie-

ta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy

się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik

alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, za-

częła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać.

Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to

faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: "Gdyby On

był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta,

która się Go dotyka, że jest grzesznicą". Na to Jezus rzekł do

niego: "Szymonie, mam ci coś powiedzieć". On rzekł: "Powiedz,

Nauczycielu!". "Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden

winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie

mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie

go bardziej miłował?". Szymon odpowiedział: "Sądzę, że ten,

któremu więcej darował". On mu rzekł: "Słusznie osądziłeś". Po-

tem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: "Widzisz tę ko-

bietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg;

ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie

dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje cało-

wać nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem

namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej

liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się

odpuszcza, mało miłuje". Do niej zaś rzekł: "Twoje grzechy są

odpuszczone". Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do sie-

bie: "Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?". On zaś rzekł

do kobiety: "Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!" (Łk

7,36-50).

1. Jezus w domu Szymona faryzeusza

Jednym z ulubionych sposobów przebywania Jezusa z ludźmi w

Ewangelii według św. Łukasza jest wspólne spożywanie posiłku.

Chrystus przyjmuje każde zaproszenie do stołu. Chętnie jada z

pogardzanymi grzesznikami i celnikami. Nie odrzuca także zapro-

szenia faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Jeden z faryzeuszów za-

prosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza

i zajął miejsce za stołem.

W gościnności Szymona faryzeusza jest jednak wiele dwuznacz-

ności. Chociaż okazuje on zewnętrzny szacunek Jezusowi, tytułu-

jąc Go Rabbi, czyli: Mistrzu, to jednak zaniedbuje wobec Niego

podstawowe formy gościnności przyjęte w owym czasie w Palesty-

nie: nie podaje Mu wody do umycia nóg, nie daje Mu pocałunku,

nie namaszcza Jego głowy oliwą. Było to zaniedbanie celowe, wy-

rachowane. Z jednej strony faryzeusz zabezpiecza się, aby w

swoim środowisku nie być posądzonym o sprzyjanie Jezusowi, z

drugiej zaś wyraża swój dystans do Jezusa i Jego nauki. Jezus z

pewnością nie czuł się dobrze w atmosferze braku zaufania i po-

łowicznej szczerości.

Cały klimat spotkania w pewnym momencie zmienia się jednak w

sposób nieoczekiwany z powodu nagłego pojawienia się w domu fa-

ryzeusza nie przewidzianego i nie zaproszonego gościa. Była nim

kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne. Samym wtar-

gnięciem do sali przyjęć, a jeszcze bardziej swoim niezwykłym

zachowaniem, musiała wprawić w zakłopotanie wszystkich, oprócz

Jezusa.

Takiego zakłócenia posiłku nie mógł się nikt spodziewać. Za-

niechawszy wszelkich reguł przyzwoitości, które jeszcze dzisiaj

obowiązują kobiety w wielu krajach Bliskiego Wschodu, rzuca się

do nóg Jezusa, płacząc oblewa je łzami i wyciera włosami swej

głowy. Potem całuje Jego stopy i namaszcza je drogocennym olej-

kiem. Zachowanie kobiety wobec Mistrza musiało wprowadzić atmo-

sferę żenującego milczenia. O ile w pierwszym momencie oczy

wszystkich były zwrócone na kobietę, to nieco później zaczęto

także obserwować Nauczyciela. On jednak zachował postawę pełnej

wolności i swobody. Nie sprzeciwiał się niezwykłemu zachowaniu

grzesznej kobiety. Przyjął życzliwie wszystkie jej gesty.

Pojawienie się kobiety i sposób zachowania się Jezusa Szymon

faryzeusz uznał wręcz za pomoc Opatrzności w rozwiązaniu swoich

wątpliwości odnoszących się do Osoby Jezusa: Gdyby On był pro-

rokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która

się Go dotyka, że jest grzesznicą. Także w tej nowej atmosferze

faryzeusz zachowuje się w sposób dwuznaczny, wręcz obłudny.

Przez grzeczność nie zwraca uwagi ani Jezusowi, ani kobiecie,

ale surowo osądza zarówno ją, jak i Mistrza. W życzliwym zacho-

waniu się Chrystusa wobec upadłej kobiety Szymon szuka jedynie

potwierdzenia dla swoich wcześniejszych uprzedzeń wobec Nauczy-

ciela. Prawdziwy prorok - zdaniem faryzeusza - powinien był

przejrzeć grzechy upadłej kobiety i potępić ją otwarcie. W jego

oczach zasługiwała ona jedynie na pogardę i odrzucenie. Bezoso-

bowe określenie, jakie Szymon daje jej we własnych myślach,

odzwierciedla jego pogardę dla niej: Gdyby On wiedział, co za

jedna i jaka jest ta kobieta...

2. Szymonie, mam ci coś powiedzieć

Milczenie faryzeusza, pełne surowych osądów i pogardy, prze-

rywa sam Jezus: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. Faryzeusz,

choć już we własnym sercu przekreślił Jezusa jako proroka, z

obłudną grzecznością przyjmuje propozycję: Powiedz, Nauczycie-

lu! Wówczas Jezus, jakby na zaproszenie faryzeusza, opowiada

pewną przypowieść: Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Je-

den winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy

nie mieli z czego oddać, darował obydwom. W samo zakończenie

przypowieści Jezus wciąga gospodarza domu, zadając mu pytanie:

Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowie-

dział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował.

Dając taką odpowiedź, faryzeusz nie zdawał sobie jeszcze

sprawy, iż wydał wyrok na samego siebie. Jezus postąpił wobec

niego podobnie jak prorok Natan wobec Dawida, kiedy ten popeł-

nił najpierw grzech cudzołóstwa z Batszebą, a później dokonał

zabójstwa jej męża. Natan opowiedział wówczas królowi przypo-

wieść o pewnym niesprawiedliwym bogaczu, który skrzywdził ubo-

giego, zabierając mu jego jedyną owieczkę, którą ten kochał jak

córkę. Kiedy monarcha oburzył się bardzo i ostro potępił nieli-

tościwego bogacza, stwierdzając, że winien jest śmierci, wów-

czas prorok odważnie powiedział: Ty jesteś tym człowiekiem. Da-

wid zrozumiał natychmiast, że sam na siebie wydał wyrok. Wyznał

pokornie: Zgrzeszyłem wobec Pana (2 Sm 12,1 nn.).

Szymon faryzeusz okazał się jednak mniej inteligentny (lub

też bardziej zakłamany) od Dawida i dlatego też nie zrozumiał

od razu sensu przypowieści. Jezus w dłuższym wywodzie porównuje

więc jego niegościnne i nieszczere zachowanie z niezwykłymi ge-

stami pełnymi miłości grzesznej kobiety. Chrystus bardzo wyraź-

nie pokazuje faryzeuszowi, że to on sam zasługuje na ostry

osąd, gdyż w jego zachowaniu zabrakło miłości i gościnności. I

to, co faryzeusz, który uważał siebie za sprawiedliwego i pobo-

żnego syna narodu wybranego, zaniedbał jako gospodarz, wypełni-

ła właśnie owa grzeszna kobieta: Widzisz tę kobietę? Wszedłem

do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami ob-

lała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałun-

ku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich.

Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje

nogi.

Jezus w tych słowach nie wyraża bynajmniej pretensji o brak

wody do umycia nóg, pocałunku gospodarza czy też olejku wylane-

go na Jego głowę. Nie przyszedł bowiem, aby być obsłużonym

(por. Mt 20,28), ale aby służyć. Jezus, wskazując na brak ges-

tów gościnności, chce pokazać brak miłości w sercu faryzeusza.

Chwaląc zaś zachowanie kobiety, pragnie przede wszystkim napro-

wadzić Szymona faryzeusza na miłość, którą kierowała się ta

grzeszna kobieta: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ

bardzo umiłowała. I dodaje: A ten, komu mało się odpuszcza, ma-

ło miłuje. Echo tych słów Jezusa odnajdujemy w Pierwszym Liście

św. Piotra: Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku

drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów (1 P 4,8).

3. Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga

Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowa-

ła. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. W tych słowach

Jezus wskazuje na ścisłą zależność pomiędzy naszym doświadcze-

niem miłości Boga a świadomością odpuszczenia wielu grzechów.

Nasuwa się więc pytanie, czy trzeba mieć wiele ciężkich

grzechów, aby - otrzymawszy ich przebaczenie - móc stać się

wielkim miłośnikiem Boga? Jak stać się wielkim dłużnikiem, aby

móc bardzo miłować? Dłużnikiem Boga nie trzeba się nam stawać,

gdyż każdy z nas już nim jest. Trzeba nam jedynie odkryć nasze

niewypłacalne zadłużenie. Otrzymując życie jako wielki dar Bo-

ga, stajemy się tym samym dłużnikami.

Nasza świętość wyraża się między innymi w coraz głębszym od-

krywaniu naszego niewypłacalnego zadłużenia u Boga. Ta świado-

mość staje się dla nas źródłem coraz pełniejszego zaufania, po-

kory i całkowitego oddania się w ręce nieskończonego miłosier-

dzia Bożego. Istotą modlitwy chrześcijańskiej będzie zawsze

prośba o miłosierdzie nad naszymi grzechami oraz dziękczynienie

za ich odpuszczenie.

Szymon faryzeusz był niezdolny do miłości, gdyż uważał się

za człowieka sprawiedliwego. Sądził, że jego zadłużenie u Boga

w porównaniu z grzeszną kobietą jest niewielkie. Pogarda i po-

tępienie kobiety wynikało z jego fałszywej świadomości własnej

prawości przed Bogiem. Człowiek potępia innych tylko wówczas,

gdy we własnej świadomości uważa się za lepszego od nich. Nasze

osądzanie, potępianie i pogarda dla innych są zawsze znakiem,

że - podobnie jak Szymon faryzeusz - nie odkryliśmy jeszcze na-

szego niewypłacalnego zadłużenia u Boga. Nie zrozumieliśmy, że

u Niego liczy się tylko miłość.

* * *

Doświadczenie naszej niewypłacalności przed Bogiem pięknie

wyraża psalm 130. Niech będzie to nasza modlitwa na zakończenie

tej medytacji.

Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, słuchaj głosu

mego! Nakłoń swoich uszu ku głośnemu błaganiu mojemu! Jeśli za-

chowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie, któż się ostoi? Ale

Ty udzielasz przebaczenia, aby Cię otaczano bojaźnią. W Panu

pokładam nadzieję, nadzieję żywi moja dusza: oczekuję na Twe

słowo. Dusza moja oczekuje Pana bardziej niż strażnicy świtu,

bardziej niż strażnicy świtu. Niech Izrael wygląda Pana. U Pana

bowiem jest łaskawość i obfite u Niego odkupienie. On odkupi

Izraela ze wszystkich jego grzechów.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia
Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia
Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia
Augustyn Józef SJ Ból krzywdy, radość przebaczenia
BÓL KRZYWDY,RADOŚĆ PRZEBACZANIA JÓZEF AUGUSTN SJ
bol krzywdy radosc przebaczenia
Ból to radość, prezentacje
Augustyn Józef 10 przykazań dojrzałego ojcostwa
Augustyn Józef S J Adamie, gdzie jesteś
Augustyn Józef Integracja seksualna(1)
Augustyn Józef Integracja seksualna
Augustyn Józef SJ Ćwiczenia duchowne szkołą życia wewnętrznego
Augustyn Józef SJ Widzieliśmy Pana Czwarty tydzień
Augustyn Józef SJ W Jego ranach Trzeci tydzień
Augustyn Józef Jak zgadzać się na własne życie

więcej podobnych podstron