Ks. prof. Michał Poradowski
Rozdział II
Rola prałata Montiniego
Po śmierci papieża Piusa XI, w roku 1939, papieżem zostaje wybrany kardynał Pacelli, który rządził Kościołem prawie przez dwadzieścia lat. Został on papieżem kiedy w wielu krajach Europy doszły do władzy ustroje autorytarne, a nawet i totalitarne. Hiszpania, Włochy i Portugalia miały rządy autorytarne: gen. Franco w Hiszpanii, prof. Salazar w Portugalii i Benito Mussollini we Włoszech; a rządy totalitarne w Niemczech Hitlera i Stalina w Rosji. W Niemczech i w Rosji Kościół był w owym czasie okrutnie prześladowany, a Hiszpania zaledwie wyszła z długiej i okrutnej wojny domowej.
Kardynał Pacelli przez wiele lat był nuncjuszem w Niemczech, właśnie w okresie rządów Hitlera, stąd też dobrze znał hitleryzm. Kiedy został papieżem nie miał Sekretarza Stanu, lecz jednocześnie dwóch pro-sekretarzy prałatów: Tardiniego i Montiniego. Tardini był raczej tradycjonalistą, podczas gdy Montini miał sympatie lewicowe i nowatorskie. Papież Pius XII odznaczał się świętobliwością i wyjątkową gorliwością: udzielał wielu audiencji prywatnych i grupowych, oraz [dla] pielgrzymek. Tylko w jednym roku 1953 udzielił 492 audiencji, [dla] 3832 grup, [i dla] 381.534 pielgrzymów. Plac św. Piotra był każdej niedzieli przepełniony, jak też wszystkie ulice sąsiednie. Był on jednak człowiekiem chorowitym (chociaż uprawiał sport, głównie jazdę konną) i w ostatnich latach życia cierpiał na wrzody żołądka, odżywiany był prawie wyłącznie zastrzykami. W roku 1954 był bardzo ciężko chory i podobno wtedy ukazał mu się Chrystus Pan i cudownie go uzdrowił, obdarzając zdrowiem i siłami jeszcze na cztery lata. To właśnie przed tym cudownym uzdrowieniem, prałat Roncalli pisał w liście do swej rodziny, że Papież Pius XII jest ciężko chory i utrzymuje się przy życiu tylko dzięki zastrzykom. Natomiast bratanek papieża, Carlo Pacelli, podejrzewał, że papież jest systematycznie truty przez swych lekarzy (zob. Antonio Spinosa, Pio XII l'ultimo Papa, 1992, s. 342, cyt. w Sodalitium nr 33 s. 43).
W owym okresie prałat Bugnini zaczął już swoją reformę liturgii, mając ułatwiony dostęp do papieża Piusa XII. To pod kierunkiem prałata Bugniniego zaczęła się już wtedy reforma liturgii rozpoczynając od zmian w brewiarzu i przygotowania nowego tłumaczenia psalmów. Chorowity Pius XII zdaje się, iż nie był należycie informowany o tych zmianach. Do owego czasu w Kościele katolickim obowiązywał wszystkich księży i zakonników jeden i jedyny brewiarz łaciński. W czasie wojny dokonano wielu przekładów na różne języki. Gdy pod koniec wojny przybyłem do Paryża, miałem ze sobą tylko jeden tom brewiarza, część jesienną, więc zaraz postarałem się kupić ów nowy brewiarz w języku francuskim i od razu zauważyłem, że przekład jest skandaliczny z punktu widzenia teologicznego. Oto mały przykład: psalm 89 w przekładzie francuskim: Seigneur avant que naisent les montagnes que tu enfantes la terre et le monde - po polsku: "Zanim narodziły się góry, Ty Panie rodzisz ziemię i świat". Jest to oczywista herezja, bo według tradycyjnej teologii katolickiej Bóg Ojciec zrodził tylko i jedynie Słowo (Logos, Verbo), a więc Syna swego jedynego; wszystko inne jest przez Boga stworzone, a nie zrodzone.
W tymże brewiarzu francuskim na s. 55 czytamy: "Dieu... en naissent de toi nose sommes devenus des fils de lamiere". W języku polskim: "Boże, rodząc się z Ciebie staliśmy się synami światłości". Herezja oczywista, gdyż Bóg Ojciec zrodził tylko Syna swego jedynego, Verbo, Logos, Słowo, a my, ludzie zostaliśmy stworzeni, a nie urodzeni przez Boga. Ta modlitwa powtarza się w brewiarzu wielokrotnie, a więc nie jest to jakiś błąd drukarski. Słowo francuskie enfanter znaczy po polsku "rodzić". Opis stworzenia człowieka przez Boga jest przecież w Biblii bardzo jasny. Nigdzie w Biblii nie ma mowy o jakimś "urodzeniu się" człowieka z Boga. Te niedokładne tłumaczenia wprowadzają panteizm, a wiara katolicka absolutnie odrzuca panteizm. Są to sprawy bardzo ważne, gdyż właśnie już przed DSW zaczęło się w Kościele szerzenie panteizmu, co jest najbardziej sprzeczne z wiarą katolicką.
Co do owego brewiarza w języku francuskim, to jest on wydany przez Episkopat Francji pod tytułem Priere du Temps Present - Le Nouvel Office Divin, wydawnictwo Desclee de Brouwer-Mame.
Ten brewiarz po francusku wywołał także ostrą krytykę ze strony ówczesnego nuncjusza we Francji Angelo Giuseppe Roncalli (nie wiadomo jednak, co mu się w tym wydaniu w języku francuskim nie podobało, czy styl, czy też te niedorzeczności teologiczne).
Tak więc już za czasów pontyfikatu papieża Piusa XII zaczęły się próby fałszowania nauki Kościoła przez modernistów. Podejrzewa się kardynała Bea, że to on, będąc spowiednikiem papieża Piusa XII, ułatwiał dostęp do papieża masonowi Annibale Bugniniemu, w okresie ciężkiej choroby papieża, co miałoby tłumaczyć, że papież Pius XII zatwierdził owe nowinkarstwa, zwłaszcza jeśli chodzi o tłumaczenie psalmów.
Już w roku 1954 patriarcha Wenecji, Angelo Giuseppe Roncalli otrzymał list dość osobliwy, w którym mason i wyjątkowy znawca gnozy, Jean-Gaston Bardet, zapowiedział mu, że w najbliższym konklawe zostanie obrany papieżem i że przyjmie z tej okazji imię Jana XXIII. Wkrótce także J.G. Bardet złożył wizytę Patriarsze Wenecji i ustnie mu to zapowiedział, - co jest nieco zagadkowe.
Poza sylwetką Angelo Giuseppe Roncalli, a więc późniejszego papieża Jana XXIII, najważniejszą figurą w Watykanie był w owym okresie Giovanni Battista Montini, wieloletni Sekretarz Stanu za pontyfikatu papieża Piusa XII. Jego kariera w Watykanie została przerwana na kilka lat, a to głównie z dwóch powodów, które już były uprzednio wspomniane, a więc sprawa Russicum i zbytnie sympatie prałata Montiniego do marksistowskiego komunizmu i w ogóle do lewicy. Niestety, nie dotyczyło to tylko prałata Montiniego, gdyż w owym czasie wielu innych prałatów, pracujących w Watykanie także okazywało te skłonności.
Sprawa ta była bardzo ważną i bolesną, gdyż katolicy w wielu krajach spotykali się z faktem, że rewolucja komunistyczna cieszyła się poparciem wielu miejscowych dostojników Kościoła, którzy byli popierani przez Watykan, mimo iż papieże tak surowo i kategorycznie potępiali ideologię komunistyczną.
Jako przykład ilustrujący tę sytuację, wspominamy tutaj sprawę CIDOCu w Cuernavaca (Meksyk), diecezji bpa Mendeza Arceo. W kilka lat po drugiej wojnie światowej przybył do Cuernavaca młody ksiądz, który ukończył studia w Colegium Capranica w Rzymie (jedna z głównych uczelni Kościoła katolickiego w Rzymie), i znanym był w Watykanie, który go polecał, a nazywał się Ivan Ullich Regenstreif, urodzony w roku 1926, z pochodzenia Żyd, nawrócony na katolicyzm. Ten młody i energiczny ksiądz założył w Cuernavaca coś w rodzaju Wyższego Seminarium Duchownego, ale przeznaczonego już dla księży wyświęconych, a przybywających ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, aby, po odpowiednim przygotowaniu, pracować w duszpasterstwie w krajach Ameryki Południowej, w której brakowało księży. Instytucja ta została dobrze sfinansowana przez Episkopat Stanów Zjednoczonych. Ale wkrótce okazało się, że głównym celem owej instytucji było przeszkolenie w duchu ideologii marksistowskiego komunizmu, czyli że chodziło o to, aby owi księża zajęli się szerzeniem rewolucji komunistycznej w Ameryce Południowej. W Instytucie tym, przybyli księża ze Stanów Zjednoczonych, a także i zakonnice z owego kraju, uczyli się języka hiszpańskiego i głównie Dia-Matu, czyli materializmu dialektycznego Karola Marksa, uzupełnionego przez Lenina i Stalina. Tylko w pierwszych latach istnienia owej instytucji przeszło 7 tysięcy księży zostało przeszkolonych do prowadzenia rewolucji komunistycznej w całej Ameryce Południowej. Co gorsza, fakt ten przyczynił się do podejrzewania także i innych księży przybywających z Europy, [że również] oddają się tej akcji rewolucyjnej. Niemal wszystkie rządy w Ameryce Południowej zaczęły obawiać się owych księży agitatorów rewolucji komunistycznej. Trudno jest uwierzyć w tę zbrodnię, przede wszystkim dlatego, że cała ta akcja rewolucyjna cieszyła się poparciem Kościoła katolickiego i rządu Stanów Zjednoczonych, które akcję tę finansowały (zresztą trzeba pamiętać o tym, że także i rewolucja komunistyczna w Rosji była finansowana przez żydowskie banki w Stanach Zjednoczonych). Ta akcja rewolucyjna trwała wiele lat, bo aż do pontyfikatu papieża Jana Pawła II, kiedy to Ivan Illich Regenstrief porzucił owe zajęcie i zajął się inną sprawą, a mianowicie walką przeciwko zawodom, gdy wpadł na pomysł "społeczeństwa bezzawodowego", a więc bez lekarzy, bez księży, bez adwokatów, bez kupców itd. Najbardziej jednak zaczął prześladować i zwalczać "zawód" kapłański. Stąd też zlikwidował swój Instytut, mimo iż Stolica Apostolska proponowała mu, aby nadal się nim zajmował. Natomiast biskup ordynariusz w Cuernavaca Mendez Arceo nawiązał kontakty z biskupem francuskim Guido Maria Riobe, który wkrótce potem zmarł w okolicznościach wyjątkowych, gdyż znaleziono jego ciało na brzegu morza we Francji (podobno tak karzą swych członków w lożach masońskich za nieposłuszeństwo), a centrala tej siatki rewolucyjnej została przeniesiona do Stanów Zjednoczonych, do Kansas City. Cała ta sprawa została tutaj przypomniana jako jeden z dowodów, że w czasie pontyfikatu papieża bardzo antykomunistycznego, jakim był Pius XII, w Kościele działy się sprawy trudne do zrozumienia, bo całkowicie niezgodne z całą ówczesną nauką Kościoła wykładaną w encyklikach.
Z powodów już uprzednio wspomnianych, a więc prawdopodobnie sprawy Russicum i Cuernavaca w Meksyku, prałat Montini, po trzydziestu latach pracy w Watykanie, został w roku 1954 przeniesiony do Mediolanu, na stanowisko arcybiskupa tamtejszej diecezji; nie został jednak wówczas kardynałem, gdyż godność tę otrzymał dopiero wówczas, kiedy Angelo Giuseppe Roncalli został wybrany papieżem, po śmierci papieża Piusa XII.
Przebywając w Mediolanie, jako arcybiskup tejże archidiecezji, Giovanni Montini przyjaźnił się z pisarzem francuskim Jacquesem Maritain, który w owym czasie stał się modnym "filozofem polityki", przynajmniej wśród lewicy katolickiej. J. Maritain uniknął okrucieństw drugiej wojny światowej, gdyż w przededniu jej wybuchu udał się do Stanów Zjednoczonych i dopiero po zakończeniu wojny powrócił do Francji. W swoich licznych broszurach, Maritain okazywał wiele sympatii dla skrajnej lewicy, a zwłaszcza dla marksizmu. Arcybiskup Mediolanu zachwalał "marytenizm", być może dlatego, że Maritain często powoływał się na autorytet św. Tomasza z Akwinu. Istniała też w owym czasie wielka przyjaźń między Maritainem i poznanym przez niego, w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych, rewolucjonistą Alińskim, jednym z najgłośniejszych wówczas szerzycieli myśli Karola Marksa w środowisku "chrześcijańskiej demokracji". To dzięki poparciu ze strony Maritaina, Samuel Aliński przez kilka miesięcy stał się gościem Arcybiskupa Montiniego w Mediolanie, dzieląc się z nim swoją wizją współczesnego świata. Kilka lat później, Jacques Maritain, w swej przedostatniej książce Le Paysan de la Garonne (1966), wykładając swoją koncepcję "chrześcijańskiej rewolucji", wychwala tylko trzy osobistości jako "rewolucjonistów" w Stanach Zjednoczonych i... siebie samego we Francji (zob. Le Paysan de la Garonne, wyd. 1966, s. 41). [Spośród tych trzech, wiadomo że] Edward Frei Montalva odegrał w komunistycznej rewolucji w Chile podobną rolę jak Kiereński w rewolucji bolszewickiej. Zaś co do Samuela Alińskiego, to tylko ujawnia, że "jest on jednym z największych moich przyjaciół".
Znany pisarz katolicki w Szkocji, Hamish Frazer (dziś już nieżyjący), redaktor i wydawca czasopisma Approaches, wydał broszurę o owych "chrześcijańskich rewolucjonistach", a głównie o Maritainie i o Samuelu Alińskim. W broszurze tej Hamish Frazer twierdzi, że trudno jest uważać Alińskiego za "chrześcijańskiego" rewolucjonistę, jak to czyni Maritain, gdyż Aliński jest Żydem, wyznawcą judaizmu, materialistą i ateistą, a więc nie ma w nim nic "chrześcijańskiego"; że nie przyjmuje on żadnych dogmatów wiary. Co więcej, Aliński twierdzi, że dogmaty są wrogami ludzkiej wolności. Frazer uważa, że myśl Alińskiego identyfikuje się całkowicie z myślą masońskiego naturalizmu. Aliński pisze: "Jeśli się przyjmie istnienie pozagrobowe, a ja mógłbym o tym decydować, to wybrałbym dla siebie piekło". I to tenże rewolucjonista stał się bożyszczem dla Maritaina. Co więcej, Maritain przedstawił go Arcybiskupowi Montiniemu jako wzór człowieka idealnego. Podobno Aliński spędził aż kilka miesięcy w domu Arcybiskupa Montiniego w Mediolanie. Jak sam Aliński pisał, jego rolą było pozyskać Kościół dla Rewolucji. Aliński zmarł w roku 1972, w Chicago. Tamtejszy dziennik Chicago Sun Times z 14 czerwca opisał pogrzeb Alińskiego w tamtejszej synagodze.
"Sprawa Alińskiego" kompromituje Maritaina. Jak człowiek wykształcony, będąc katolikiem, mógł tak naiwnie polecać Alińskiego, który był rewolucjonistą typu Lenina i Trockiego? Także znajomość tomizmu przez Maritaina była bardzo skromna i przez jego zwolenników przesadzana, w żadnym wypadku nie można go porównywać z Gilsonem. To dzięki naiwności Maritaina, Aliński, który pasował znakomicie do "trójki" Lenin -Stalin-Trocki, stał się mentorem późniejszego papieża Pawła VI.
Maritain był źle widziany w Watykanie, czego dowodem było, że kiedy w roku 1958 Uniwersytet Katolicki w Mediolanie miał zamiar nadać mu doktorat honoris causa, zostało to zabronione przez Kongregację Uniwersytetów Katolickich.
Że za czasów pontyfikatu papieża Piusa XII nie wszystko funkcjonowało należycie (oczywiście, nie z winy papieża) ilustruje także i "sprawa księdza Nagiego", - Węgra. Wiadomo, że wśród Węgrów nazwisko "Nagi" jest tak częste jak nazwisko "Kowalski" wśród Polaków. Otóż ów ksiądz pochodził ze wsi, a przybył do Budapesztu poszukując pracy. Był to okres międzywojenny. Wałęsał się przez parę dni po tym wielkim mieście, nie znajdując żadnego zajęcia. Spacerując po centrum miasta natknął się na jakiś większy budynek, z którego często wychodzili księża, spytał się któregoś z nich: co to jest za budynek? Odpowiedziano mu, że jest to centralny dom Księży Jezuitów. Niewiele myśląc wszedł tam, aby porozmawiać z przełożonym. Po dłuższej rozmowie zdecydował się wstąpić do Zakonu Jezuitów. Przesiedział kilka lat w nowicjacie, później studiował teologię i został wyświęcony na księdza, właśnie w przededniu drugiej wojny światowej. Po wojnie wysłano go na dalsze studia do Rzymu. Poza studiami pracował także w biurach Watykanu w sprawach Kościoła na Węgrzech. Były to czasy brutalnych prześladowań Kościoła na Węgrzech, gdyż władzę objęli komuniści i Arcybiskup Prymas Węgier został aresztowany i przez wiele lat siedział w więzieniu. Ks. Jezuita Nagi pośredniczył w różnych sprawach, gdyż doskonale znał język węgierski i sytuację na Węgrzech. Po kilku latach został jednak przeniesiony do Chile, gdzie odznaczył się swymi sympatiami do komunizmu. Po paru latach pobytu w Chile wystąpił z Zakonu Jezuitów i przeniósł się do Argentyny, gdzie wstąpił do masonerii. W masonerii argentyńskiej cieszył się wielkim uznaniem i wkrótce został instruktorem kursów o masonerii dla nowych adeptów. To co o nim tutaj piszę jest oparte na jego książce-pamiętniku, którą napisał w Argentynie i tam wydał ją drukiem. Iluż takich księży "Nagich" było w owym czasie? Trudno wiedzieć, ale zapewne wielu. Być jednocześnie jezuitą, komunistą i masonem, i chełpić się z tego w swych wspomnieniach, nie robi zaszczytu ani Kościołowi, ani partii komunistycznej, ani chyba masonerii. A jednak takich "Nagich" było wielu po drugiej wojnie światowej, tylko że nosili inne nazwiska, jak np. Ivan Illich Regenstreif w Cuernavaca, czy Gregory Baum w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, i dziesiątki innych, i to w okresie pontyfikatu świętobliwego i przezacnego papieża jakim był Pius XII. Tak to wspomniana uprzednio "ułomność ludzka" stale się manifestuje.
Stąd też nie należy się dziwić, że Kościół wprowadził do spraw nauki specjalną instytucję już w wieku XVI (1542), zwaną Świętym Urzędem, aby nauka Wiary byłą zawsze poprawną, zwłaszcza w okresie protestantyzmu i ciągłego ukazywania się nowych sekt. To ten Święty Urząd kontrolował przede wszystkim podręczniki teologii dogmatycznej i moralnej, a także i książki liturgiczne. Wprowadzono także tzw. Indeks, czyli spis książek uznanych za niewłaściwe, a więc zabronionych. Starano się w ten sposób zachować czystość nauki tradycyjnej.
Prawie sto lat przed DSW różni papieże skarżą się na istniejącą sytuację, którą nazywają "kryzysem" Wiary, a przypisują ów kryzys tzw. modernizmowi. Jednym z pierwszych papieży, którzy zaniepokojeni są nowinkarstwem, zwanym "modernizmem" jest papież Pius IX, w swej encyklice Quanta Cura (8 XII 1864), dołączając do encykliki tzw. Syllabus, czyli listę (spis) głównych błędów modernizmu, a jest ich aż 80. Zdaniem papieża błędy te pochodzą głównie z tzw. "liberalizmu", czyli nieograniczonej wolności myślenia, tak jakby nie istniało Objawienie Boże, nie biorąc także pod uwagę nawet Dekalogu, w którym Bóg objawia swą wolę, a więc daje nakazy i zakazy. Wśród nakazów przede wszystkim polecenie: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną"; "Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego..." Zakazy zaś: "Nie zabijaj", "Nie cudzołóż", "Nie kradnij" itd. Liberalizm ani tych zakazów, ani też tych nakazów, nie bierze pod uwagę, reklamując absolutną wolność człowieka. Ale historia uczy, że kiedy człowiek nie uznaje woli Bożej, gdy nie zachowuje Dekalogu, życie ludzkie staje się gorsze od życia zwierząt; człowiek staje się człowiekowi wilkiem, jak już zauważyli pogańscy Rzymianie: homo homini lupus.
W czterdzieści lat później ukazuje się drugi Syllabus, także potępiający błędy modernizmu, tym razem odnośnie samego pojęcia Kościoła (errores modernistarum de Ecclesia). Trzeci Syllabus jest to lista błędów napiętnowanych w encyklice Humani generis (1950), papieża Piusa XII.
Można więc powiedzieć, że DSW został zwołany w okresie już istniejącego od dawna kryzysu w Kościele. Niestety, kryzys ten po DSW nie tylko nie zmniejszył się, lecz znacznie się pogorszył i papież Paweł VI z bólem i goryczą stwierdzał "samozniszczenie się" Kościoła, a nawet mówił o obecności w Kościele dymu Szatana (7 XII 1968 r. i 30 VI 1972 r.).
Wspominany już uprzednio Święty Urząd był stale atakowany przez modernistów, lecz bezskutecznie. Dopiero DSW spełnił to życzenie modernistów w roku 1964, zastępując go Kongregacją do spraw Świętej Wiary. Niestety, istnieje duża różnica między tymi dwoma instytucjami, gdyż Kongregacja do spraw Świętej Wiary nie pełni roli inkwizycyjnej. Ten charakter inkwizycyjny Świętego Urzędu był wyjątkowo surowym co do modernizmu zwłaszcza za pontyfikatu papieża Św. Piusa X. Ostatnie wypowiedzi Świętego Urzędu odnosiły się do pism Teilharda de Chardin.
Po zakomunikowaniu Urbi et Orbi (Rzymowi i całemu światu) zamiaru zwołania DSW 25 stycznia 1959 r., w kilka miesięcy później (17 maja 1959 r.) papież Jan XXIII powołuje specjalną Komisję (której przewodniczył kard. Tardini) dla wysłania 2821 listów do biskupów i opatów, a także różnych instytucji, jak np. fakultety teologii i przełożonych zakonnych, z prośbą o opinie i sugestie odnośnie Soboru. Otóż, wśród różnych na te tematy odpowiedzi (2150), niektórzy biskupi i prałaci sugerowali potępienie pism Maritaina, De Lubeca, Teilharda de Chardin, Danielou, Rene Laurentin, Jean Guitton, Jungmanna Parscha i wielu innych. Niestety, DSW nie tylko ich nie potępił, ale właśnie ich uprzywilejował jako członków-doradców w różnych Komisjach, a nawet niektórzy z nich zostali później przez papieży wyniesieni do godności kardynałów.
Już po zapowiedzeniu zwołania DSW (25 stycznia 1959), a nawet już po rozpoczęciu drugiego etapu prac przygotowawczych (5 czerwca 1960), Jan XXIII zwołuje niespodziewanie Pierwszy Synod Rzymski (29 czerwca 1960), który miał być wzorem dla DSW. Synod ów zajął się przede wszystkim sprawą wykształcenia i wychowania kapłańskiego, ludzi całkowicie oddanych służbie Boga i Kościoła, wiodących styl życia umartwiony, odseparowanych od świata, noszących wyłącznie i zawsze sutannę, doskonale znających teologię i liturgię, przestrzegających przepisów liturgicznych, unikających jakichkolwiek innowacji w liturgii, znających śpiew gregoriański, przestrzegających zakazów urządzania koncertów w kościołach i kaplicach, posługujących się językiem łacińskim. Nadto Synod zabraniał wizyt turystycznych w kościołach i kaplicach, zabraniał fotografowania wnętrz kościołów, zabraniał kobietom wstępowania do prezbiterów i [wydał] wiele innych zarządzeń.
Chociaż Synod ten miał być wzorcem dla DSW - według życzenia papieża Jana XXIII - nie tylko, nie został wzięty pod uwagę podczas obrad DSW, ale nawet całkowicie został zapomniany, a jego akta, postanowienia i zarządzenia można obecnie znaleźć tylko w gazetach z owego okresu, gdyż z archiwów watykańskich zniknęło wszystko, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Widocznie DSW przestraszył się wymagań owego Synodu. Znaleźć jednak można opis owego Synodu Rzymskiego w książce Romano Amerio, Iota Unum.
Papież Jan XXIII, w swym przemówieniu na rozpoczęcie Synodu Rzymskiego, wielokrotnie podkreślał, że postanowienia Synodu mają być wzorcem dla DSW. Niestety, tak się nie stało. Co więcej, właśnie DSW zajął postawę całkowicie sprzeczną z ustawami Synodu. A przecież jedno i drugie, tak Synod, jak i Sobór to dzieła tego samego papieża Jana XXIII. Widocznie Synod był pod jego całkowitą kontrolą, podczas gdy DSW od początku zajął postawę buntownika, odrzucając wszystkie wytyczne przygotowane przez odnośne Komisje przedsoborowe, pracujące pod kierownictwem i według wskazań papieża Jana XXIII. Świadkowie tych wydarzeń, a więc ówcześni pracownicy w Watykanie, opowiadają, że Kardynał Tardini, któremu papież Jan XXIII powierzył kierownictwo przygotowania DSW, zmarł ze zmartwienia, widząc jak jego praca i wysiłki zostały zapomniane i przez DSW natychmiast na pierwszych sesjach obrad całkowicie odrzucone. Powtórzyła się więc sytuacja zgromadzenia Stanów Generalnych, we Francji w roku 1789, kiedy to także wszystkie przygotowane przez odnośne Komisje teksty zostały już na pierwszej sesji odrzucone przez zbuntowanych uczestników Stanów Generalnych. Ale Rewolucja Francuska z roku 1789 nie tylko w tym była wzorcem dla DSW, lecz przede wszystkim zapanowała od początku do końca narad DSW przez swą ideologię, stąd też słusznie mówi się, że DSW był rewolucją francuską Kościoła katolickiego, czyli całkowitym zerwaniem z tradycją, tym razem z Tradycją Kościoła katolickiego.
Zresztą DSW nie tylko odrzucił uchwały Synodu Rzymskiego, ale także i późniejsze materiały wypracowane w różnych specjalnych Komisjach przedsoborowych, nawet nie zaznajamiając się z nimi poważnie i nie dyskutując ich.
Podobieństwo między Zgromadzeniem Stanów Generalnych we Francji w roku 1789 i DSW upatrywali niemal wszyscy Ojcowie Soboru, z tym jednak, że jedni stwierdzali ten fakt z radości, a drudzy z boleścią i przerażeniem. Podobieństwo to jednak nie jest tylko w pewnych wydarzeniach zewnętrznych, jak właśnie odrzucenie wszystkich przygotowanych uprzednio propozycji, ale przede wszystkim w tym, że Stany Generalne uprzednio zostały opanowane przez tzw. societes de pensees, które to stowarzyszenia były kierowane przez masonerię. Otóż obecność wpływów masońskich w obradach DSW jest niezaprzeczalna, gdyż prasa włoska, tak przed Soborem, jak i po Soborze często podawała do wiadomości, którzy dostojnicy Kościoła przynależą do masonerii, tak na całym świecie, jak też i pracownicy Watykanu. Lista 121 dostojników pracujących w Kurii watykańskiej, doręczona papieżowi Janowi Pawłowi I wykazuje, że wielu z nich wstąpiło do masonerii jeszcze na wiele lat przed DSW. W katolickim czasopiśmie The Athanasian (czerwiec 1993 r.) w artykule zatytułowanym: Freemasons And The Conciliar Church, autora Johna Kenneth Weiskittel, czytamy, że w czasopiśmie Processo (Meksyk), ukazał się wywiad prasowy z Carlosem Vazquez Rangel, Wielkim Komandorem Najwyższej Rady Masońskiej w Meksyku, w którym dziennikarka Mary Ball Martinez zapytuje jak nowy ambasador meksykański przy Stolicy Apostolskiej będzie się czuć w Watykanie, będąc masonem, a na to odpowiedział Carlos Vasquez, że na pewno bardzo dobrze, gdyż w Watykanie funkcjonują aż cztery loże masońskie rytu szkockiego. Stąd też można przypuszczać, że rola masonerii w obu tych wielkich wydarzeniach historycznych, rewolucji francuskiej z roku 1789 i DSW z ostatnich lat, była bardzo ważna.
Jedną z głównych dyskusji DSW było zagadnienie, czy Sobór ma się przyczynić do "odnowienia" Kościoła, czy też do utworzenia "nowego" Kościoła? Ta dyskusja zaczęła się już w czasie pierwszych obrad soborowych i, w pewnym sensie, trwa aż do dziś. Wypowiedzi na ten temat były bardzo różne, ale można je sprowadzić do dwóch pozycji: tradycyjnej i nowatorskiej. Pozycja tradycyjna jest zdania, że Kościół, założony przez Chrystusa Pana, jest zawsze tym samym Kościołem, zbudowanym na Chrystusie Panu, jak to stwierdza św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: "Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus" (1 Kor 3, 11). Inna sprawa, że w każdym okresie historycznym Kościół przybiera różne formy charakterystyczne; innym był Kościół w okresie prześladowań pierwszych wieków i nieco innym po Edykcie Mediolańskim (313), oraz później, kiedy z prześladowanego stał się panującym, a jeszcze innym w wiekach następnych, a więc we wczesnym średniowieczu, w późnym średniowieczu i [nowożytności], kiedy zaczął rozciągać się na cały świat, w miarę, jak człowiek europejski zaczął odkrywać nowe kontynenty i wyspy, nowe kraje i cywilizacje, niektóre z nich bardzo stare i bogate w doświadczenia, spełniając rozkaz Chrystusa Pana: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszystkim ludom. Kto uwierzy i nawróci się zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępiony" (Mk 16, 15-16). [...]
Kościół jako instytucja przybiera w ciągu swej historii najrozmaitsze formy zależne od kraju, kultury i cywilizacji, a przede wszystkim historii, która gromadzi w ciągu wieków dorobek myśli filozoficznej, teologicznej, moralnej i naukowej. Jest też chyba jedyną instytucją, która [na przestrzeni] wieków, nie ulegając żadnym zmianom istotnym, ciągle szuka nowych metod dla swej pracy misyjnej, czerpiąc odpowiednie środki z rozwoju kulturalnego wszystkich krajów i ludów, aby coraz doskonalej czcić Boga w Trójcy Świętej jedynego i głosić Jego miłość do wszystkich ludów na całej kuli ziemskiej.[...]
Przypomnijmy, że [związek frazeologiczny] nowy Kościół występuje aż 212 razy w aktach obrad DSW. Papież Paweł VI kilkakrotnie podkreślał w swych przemówieniach w czasie DSW, ze [zwrot] nowy Kościół "jest nam dany jako rozkaz, jako program" (zob. Osservatore Romano, 3 lipca 1974). Ale, bodajże nigdzie nie wyjaśnia od kogo przyszedł ten "rozkaz" czy też ten "program".
Kardynał Marty, arcybiskup Paryża (1968-1981) przez tę "nowość" rozumiał "wyjście Kościoła z siebie samego" ("... la nouveaute consiste en une option fondamentale par luquelle I'Eglise est sortie d'elle-meme". Cytowane przez Romano Amerio, Iota Unum, s.101). Trudno jest to zrozumieć; może Jego Eminencja zaraził się egzystencjalizmem Sartra?
Natomiast bp Matagrin (diecezja Grenoble) mówi o "rewolucji kopernikańskiej" dzięki której Kościół zdecentralizował siebie samego, aby centralizować się na Bogu i ludziach. Romano Amerio, który go cytuje w swej książce Iota Unum (s. 102), zauważa, że jest to sprzecznością i absurdem, bo scentralizować się na dwóch centrach jednocześnie i to w dodatku tak różnych jak Bóg i człowiek, jest czymś absolutnie niemożliwym. Może Jego Ekscelencja zaraził się filozofią fenomenologiczną? W każdym razie w ramach tradycyjnej w Kościele philospohia perennis nic z tego nie można zrozumieć. Ale te osobliwe dziwactwa w czasie obrad soborowych na tym się nie kończą. Oto Ojciec Congar (największy autorytet dla wielu Ojców Soboru) wystąpił z inicjatywą "przeskoczenia piętnastu wieków dziejów Kościoła", a więc dla niego Kościół od czasów Edyktu Mediolańskiego aż do DSW nie jest Kościołem. Co więcej, także dla niego Kościół nie był Kościołem w okresie od papieża Piusa IX aż do papieża Piusa XII włącznie. Arcybiskup Awinionu Polge uważa, że Kościół DSW jest całkowicie nowym Kościołem, znajdującym się pod opieką Ducha Świętego i że ta "nowość" Kościoła DSW polega na tym, że odkrył on sam siebie i że "miłuje świat i że dialoguje ze Światem" (Iota Unum, s.102).
Nadto, wszyscy ci nowatorzy odwołują się jedynie do "wiary" sformułowanej przez DSW, zapominając całkowicie o sformułowaniach nauki Kościoła przez Sobory poprzednie, a przecież Kościół jest zawsze tym samym w czasie i przestrzeni, bo jest obecnością Chrystusa Pana w historii i to nie tylko Jego nauki, ale przede wszystkim Jego samego w Eucharystii.
Osobliwe i trudne do zrozumienia było stanowisko DSW wobec łaciny. Od połowy wieku trzeciego łacina stała się językiem Kościoła i była nim aż do DSW. (...) [Sygnowany przez Jana XXIII dokument] Veterum sapientia nie tylko wychwala łacinę głównie za jej jasność i precyzyjność, ale też wymaga, aby łacina była dobrze znana całemu duchowieństwu i jak największej ilości świeckich, a przy okazji, papież Jan XXIII wydaje specjalny dekret, przez który zakłada Wyższy Instytut Języka Łacińskiego. Niestety, konstytucja Veterum sapientia nie tylko została zapomniana, ale już w czasie obrad DSW posługiwano się innymi językami, a nie łaciną. Mówiono i pisano głównie po francusku, a później tłumaczono to na łacinę. Dokument Veterum sapientia wymaga, aby studia w seminariach i na fakultetach teologii były w języku łacińskim, także i podręczniki teologii mają być w języku łacińskim, zwłaszcza podręczniki teologii dogmatycznej, moralnej, mistycznej i prawa kanonicznego. Istnieją, według dokumentu Veterum sapientia ważne racje [dla których] łacina powinna być żywym językiem Kościoła, a pierwszą racją jest jej precyzyjność, jednoznaczność, których to zalet tzw. języki żywe nie posiadają. Drugą racją jest fakt historyczny, że przez prawie całe swoje dzieje, a więc w ciągu dwóch tysięcy lat, Kościół katolicki posługiwał się wyłącznie łaciną, aż do tego stopnia, że nazwano go "Kościołem łacińskim", tak w studiach, jak i w korespondencji, a zwłaszcza w swych dokumentach prawnych i nauczycielskich. To z języka łacińskiego tłumaczono na języki wulgarne, ale to język łaciński był zawsze podstawą i językiem oryginałów. Nadto, prawie cała myśl Kościoła, cała jego nauka, niemal wszystkie dzieła, zwłaszcza z pierwszych wieków, były pisane w języku łacińskim. W pierwszych trzech wiekach obok łaciny był też w użyciu język grecki, jednak prawie wszystkie dzieła Ojców Kościoła były pisane w języku łacińskim, a te pisane w języku greckim zostały przetłumaczone na język łaciński.
Te krytyki odnośnie Kościoła miały miejsce nie tylko w czasie obrad DSW, ale także i poza Soborem. Na te nieprzemyślane zarzuty stawiane Kościołowi, czy to w czasie obrad Soboru, czy też poza Soborem, zaczęli odpowiadać różni teologowie, dając wyjaśnienia owym niedouczonym krytykom. Przypominano, że Kościół jest świętym, chociaż jego członkowie są grzesznikami, gdyż głową Kościoła jest sam Chrystus Pan, a więc i Kościół jest teandryczny (bosko-ludzki). Tylko Kościół posiada prawdę objawioną. Chrześcijanie powinni szukać świętości, ale Kościół jest święty; to nie ludzie świętobliwi czynią Kościół świętym, lecz odwrotnie: to Kościół uświęca człowieka grzesznego swymi sakramentami.
Najważniejszą rolę odgrywała łacina w liturgii mszalnej i sakramentalnej, a także i w śpiewie gregoriańskim. Stąd też nic dziwnego, że i ostatni papieże przed Soborem i w czasie Soboru, kładli nacisk na zachowanie łaciny. Ale pod koniec Soboru zwyciężyli nowinkarze, a szczególniej zaraz po Soborze i wbrew postanowieniom Soboru, podobnie jak i w innych sprawach, zaczęto usuwać łacinę, nie tylko ze studiów, ale także z liturgii. Skandalem jest, że nowy Katechizm Kościoła Katolickiego nie został zredagowany w języku łacińskim, lecz we francuskim. To z francuskiego tłumaczono go na inne języki i dopiero później zaczęto także redagować go po łacinie, wbrew wszelkim zarządzeniom ostatnich papieży.
Niektórzy wysuwali jako argument przeciwko łacinie w liturgii, że język ten jest obecnie mało znany wiernym, jak to było aż do czasu drugiej wojny światowej przynajmniej w Europie. Podkreślano, że zachowanie łaciny w liturgii przeszkadza uczestnictwu wiernych w obrzędach religijnych. Zapomniano jednak, że tajemniczość jest do pewnego stopnia elementem niezbędnym w praktykach, bo właśnie praktyki religijne ze swej natury są tajemnicze, gdyż Bóg jest największą tajemnicą i wszystko co jest związane z Bogiem z natury swej jest tajemnicze. Wszystkie religie dzisiejsze i dawne zawsze są tajemnicze. Nadto, język łaciński, a w niektórych religiach chrześcijańskich także i inne języki, zwłaszcza grecki, są częściowo znane, gdyż prawie wszystkie języki europejskie mają swe korzenie także i w łacinie, ogromna bowiem ilość słów łacińskich została zasymilowana przez języki europejskie. Usuwanie łaciny z liturgii jest głupotą i zbrodnią. Ci co to czynią okazują zupełny brak kultury, są to barbarzyńcy. Zamiast się przezwyciężyć w swym lenistwie i zdobyć się na wysiłek uczenia się, pozostają na niskim poziomie kultury, zamykając sobie dostęp do skarbów wiedzy i mądrości.
Trzeba uznać wielkość i mądrość kultury hiszpańskiej, które to przymioty ukazują Hiszpanie, kiedy wydając przekłady na język hiszpański podają jednocześnie teksty oryginalne, czyli że wydaja książki dwujęzyczne, bo tekst oryginalny (grecki, łaciński, a także i języki współczesne) i przekład hiszpański (el castellano).
Porzucenie łaciny w liturgii Kościoła katolickiego jest po prostu barbarzyństwem. Dawniej ksiądz proboszcz był dla swych wiernych symbolem i wzorem kultury, a dziś, w dżinsach i z papierosem w ustach, stracił cały respekt, zszedł na poziom organisty, a nawet często jest już tylko na poziomie kościelnego.
Po DSW, w wielu krajach Europy, ukazały się tzw. "nowe" katechizmy. Najbardziej skandalicznymi okazały się katechizmy holenderski i francuski. Katechizm holenderski neguje istnienie aniołów, diabła, sakramentu kapłaństwa, rzeczywistej obecności Chrystusa Pana w Eucharystii, a przede wszystkim dwóch natur: boskiej i ludzkiej w osobie Chrystusa Pana. Katechizm francuski, zwany Pierres vivantes (1982), oczywiście bez aprobaty Stolicy Apostolskiej, jest całkowicie zeświecczony: Matka Boża jest zwykłą Maryją; Zmartwychwstanie Chrystusa Pana jest tylko "przeżyciem" wspólnoty chrześcijańskiej w Jerozolimie; Wniebowstąpienie jest tylko "obrazem alegorycznym"; Eucharystia jest tylko wspomnieniem Ostatniej Wieczerzy, itd. Po Soborze, kardynał Danielou szczerze powiedział, że nie można mówić o jakimś "odnowieniu" posoborowym, a tylko można mówić o dekadencji posoborowej (zob. M. de Lange, Dans le sillage des Apotres, Paris, 1976, s. 223).
W posoborowej Francji niemal połowa parafii jest bez proboszczów; przeciętnie jeden proboszcz musi obsługiwać 10 parafii, a jednocześnie w Europie jest kilkadziesiąt tysięcy księży apostatów. Trudno więc tę sytuację nazywać "odrodzeniem posoborowym". Oczywiście, także nie można nazywać tej sytuacji "katastrofą posoborową", gdyż - jak widzieliśmy - już przed Soborem istniały te problemy.
Ks. prof. Michał Poradowski "Trzydziestolecie Drugiego Soboru Watykańskiego"
Agencja "Armel", ul. Stare Jatki 24 50-111 Wrocław
Wydawnictwo WERS 60-962 Poznań 22 skr. poczt. 59
opracowanie redakcyjne, skład i łamanie: Wydawnictwo WERS, Poznań
Copyright by Michał Poradowski