Opowieści Luksemburczyków oraz rozmowy z Niemką, która rzekomo w czasie wojny pracowała w Lubiążu były bodźcem do zintensyfikowania poszukiwań. Raporty Siorka dotyczące nowego tematu zrobiły swoje. Zlecono wykonanie zdjęć lotniczych terenu, które wykazały pewne anomalie, wskazujące, wg Siorka na istnienie podziemnych korytarzy. Ktoś jeszcze donosił, że w Lubiążu ulokowano… część złota Wrocławia. Słynny ówcześnie różdżkarz Tomala przeprowadził także w tym miejscu badania. Namierzył ponoć tunel, prowadzący do komory ze skarbem. Major bardzo serio potraktował nowe dowody w sprawie. Zamierzał Lubiążem „przebić” sprawę wrocławskiego złota. „Więc mamy skarb” - myśleli zaangażowani i wprowadzeni w temat. Nie pozostawało nic innego, jak tylko dokonać odkrycia - mówi rozmówca. Była pierwsza połowa lat 80. Resort MSW, nie dysponujący odpowiednimi środkami technicznymi, zwrócił się o pomoc do wojska. Wojsko dało sprzęt i zaczęło kopać. Szukali podziemnych korytarzy, fabryki i depozytów. Operator koparki wykopał duży dzban z monetami. Popełniono dużo błędów przy ich inwentaryzacji. Część monet prawdopodobnie zaginęła, część próbowano sprzedać na Zachodzie, fragment kolekcji podobno już na miejscu został rozkradziony - na moment mój rozmówca przerywa swą opowieść, jakby zastanawiał się nad konsekwencją tego stwierdzenia.
Skarb przewieziono następnie do Warszawy. Sęk tkwił w tym, że odkrycie zdyskontowało wojsko. Sukces przypadkowy, jednak wpisany na cudze konto i… to załamało majora Stanisława Siorka. Od długiego czasu był pod olbrzymią presją „góry”, która czekała na efekty. Myślał też zapewne, że uda mu się przy okazji upiec własną pieczeń - kontynuuje. Na początku wszyscy wierzyli, że sukces jest blisko, że to tylko kwestia czasu. Stopniowo jednak, począwszy od pracownika, który mu bezpośrednio podlegał po najwyższe czynniki, zaczęli się niepokoić, a potem żądać sukcesu, w końcu myśleć…że Siorek zwariował. Idea fix, mrzonki, Bóg wie co… . Częstymi gośćmi w jednostce w której pracował Siorek byli towarzysze radzieccy. Oni także wiedzieli o całej sprawie. Obserwując prace majora, dziwnie się uśmiechali, jakby chcieli powiedzieć: „Szukaj sobie chłopie, szukaj, my swoje wiemy!”.
Biorąc wszystkie te elementy pod uwagę, proszę sobie wyobrazić, jak trudno było Siorkowi przez 15 lat pracować w takiej atmosferze! - mówi. Wielu próbowało z niego zrobić osobę chorą psychicznie. Słowa już wkrótce przemieniły się w czyn. W 1986 r., Stanisława Siorka pod przymusem odwieziono na badania psychiatryczne. W tym czasie planowano kolejny etap poszukiwań w dolnośląskim klasztorze. Nie doszło do tego.
Po tym incydencie„wyprowadzono” go z resortu. Wszystkie działania skupione wokół osoby majora spowodowały, że musiał odejść na emeryturę (od 1 lipca 1987 r. - przyp. red). Jeżeli władza stwierdza, że ktoś jest niespełna rozumu, to można albo walczyć udowadniając że tak nie jest, ale jest to walka z wiatrakami, albo działać na własną rękę. Dlatego Siorek postanowił walczyć dalej, mimo, że gdy odszedł z pracy był w bardzo trudnej sytuacji psychicznej i fizycznej - wspomina dawny współpracownik. - Chciał udowodnić, że nie jest chory, jak mu wkoło wszyscy, bardziej lub mniej dosadnie, sugerowali.
Wcześniej byłem podwładnym Siorka. Szanowałem go jako fachowca - kontynuuje. Nasze relacje były poprawne, ale służbowe. Gdy odszedł z resortu, czuł się oszukany przez wszystkich. Najbardziej zawiódł się na swoich pupilkach, których „wychował”. Wtedy, w tym trudnym okresie, zbliżył się do mnie. Bywał w moim mieszkaniu, siadywał na tym samym krześle, na którym Pani teraz siedzi. Długo rozmawialiśmy. Major żalił się. Powiem szczerze, - rozmówca ścisza głos - że pod koniec jego życia byłem jedyny, który choć nie wsparł go w jego poczynaniach, nie zawiódł. Major powiedział kiedyś, że zależy mu na tym, by wszystkim nos utrzeć. Już nie chodziło o depozyty. Zamierzał zdemaskować zbrodnię towarzyszy radzieckich. Był przekonany, w oparciu o dotychczas prowadzone dochodzenie, że Lubiąż kryje 10 tys. trupów byłych żołnierzy pomordowanych podczas pobytu w obozie filtracyjnym. Przypuszczał też, w zamurowanych korytarzach podziemnej fabryki leżą szkielety jeńców przymusowych III Rzeszy. Swe hipotezy opierał na wiedzy zdobytej w pracy w Służbie Bezpieczeństwa oraz w toku działań związanych z jego pasją poszukiwawczą. Pod koniec życia, całą swoją energię skoncentrował na poszukiwaniach w Lubiążu. Nie chwalił się tym przed swymi nowymi współpracownikami oraz „oficjalnymi czynnikami”. Czekał na odkrycie, bo wówczas racja byłaby znów po jego stronie. Nie udało się. Nikt mu w tym nie chciał pomóc. Jego możliwości były praktycznie żadne: skończyły się kontakty, możliwości i środki...